Juliusz Kleiner
Ostap Ortwin
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 36/3-4, 302-308
O S T A P O R TW IN
M łoda P o lsk a w znow iła rom anty czną koncepcję k a p ła ń stw a sztuki; O stap O rtw in dopełnił tę koncepcję, któ rej był głosicielem , ideą k ap łań stw a k ry ty k i.
Owe la ta ostatnie wieku XIX i pierw sze XX wieku, kiedy to i w P olsce i w Europie całej ku ltu ra literack a doszła do szczytu, p rzy n io sły rów nież rozkw it k ry ty k i. W te d y w łaśnie pisze św ietne swe studia Ignacy M atuszew ski. W te d y też z w ra ca na siebie uw agę oryginalnością i głębią m yśli i odręb nością stylu O stap O rtwin.
M iał w sobie um ysłow ość badacza, um ysłow ość bojow nika i um ysłow ość poety. P odobno za m łodu, jako uczeń gim nazjum stanisław ow skiego, p isyw ał w iersze i m arz y ł o sław ie p o e ty c kiej. Potem , studiując w e Lwowie p raw o i zdobyw ając ty tuł d o k tora praw , żyw o zajm ow ał się literatu rą. Zaprzyjaźnili się z Leopoldem Staffem i z W ład y sław em Kozickim ; oni to trzej kolejno byli przew odniczącym i K ółka L iterackiego w lw ow skiej C zytelni A kadem ickiej. Ju ż w ted y w rozm ow ach i d y sk u sjach d a rz y ł hojnie m yślam i oryginalnym i, pobudzającym i; „wielkim zap ładn iaczem “ n azw ał go potem S taff; przy kuw ał nam iętnością i logiką, k tó rą się odznaczał w dyskusjach, m ocą basow ego głosu, pięknością czarnow łosej głow y o ry sa c h w y razisty ch , o barw ie ciemnej, niby przez w ichry stepow e opalo nej. Niebawem rej w odził na w ieczorach Zw iązku Naukowö- L iterackiego i jednocześnie głos zabierał na łam ach czasopism . Pseudonim literacki O stap O rtw in ta k się z nim zrósł, że naw et znajom i bliscy tak go nazywali? zapom inając o jego nazw isku.
Zw iązał sw e literackie nazw isko z W yspiańskim . B ył jego n ajw y b itn iejszy m kom entatorem , a te z y jego o tw ó rcy „ W e se la “ do dziś dnia trw ają jako niew ątpliw e praw dy, ujm ujące odrębność sztuki wielkiego dram atu rg a.
W tej epoce W ag n era, Ibsena, M aeterlincka zaznaczało się w całej E uropie dążenie do now ego wielkiego d ram atu ; n a w iązyw ano do wielkości te a tru helleńskiego, k tó rą z a k tu a liz o w ał N ietzsche rozpraw ą-poem atem o „N arodzinach tra g e d ii“ („Zur G eburt d er T ra g ö d ie “). O rtw in jest w yznaw cą poglądów N ietzschego i jak o k ry ty k zaczyn a w alkę o now y tea tr. Pow
o-Ostap Ol'twin
3 0 3
tuje się p rz y tym na prelekcje p ary sk ie M ickiewicza, na jego koncepcję d ram atu słow iańskiego. I to również zgodne było z atm osferą czasu. Mickiewicz profesor w Collège de France, M ickiewicz tow iańczyk u kazyw ał społeczeństw u nowe oblicze.
W yspiański realizow ał ideał dram atu, o jakim m arzył O rt win, i realizow ał go w sposób odrębny, naw skroś polski — i W yspiański odpow iadał społecznym i narodow ym dążnościom k ry ty k a , k tó ry p rag n ął zaktualizow ania w szystkich sił narodu, p ostaw y bojowej, heroicznej. T oteż najgłośniejsze ze studiów k ry ty czn y ch , k tóre m łody p isarz ogłaszał w „K ryty ce“ i „ P rz e glądzie T ygodniow ym “, studium o „W yzw oleniu“ (K rytyka, 1903), był to napisany z niesłychanym rozm achem w tór bojo wego, gryzącego, szarpiącego dzieła; w słowach o walce, jaką to czy tw ó rca niezrozum ianego w pełni „W esela“, zam knięty bez w yjścia w teatrze, w uwielbieniu dla prom eteizm u Konra- dowego i pogardzie dla publiczności obojętnej wobec szam otań się wielkiego poety i wielkiego p atrioty, d rg a napraw dę ból i tragizm , i ironia, i sark azm sam ego W yspiańskiego.
Tutaj najsilniej zajęła O rtw ina strona ideowa, ale nie mniej b y stro ujął form ę d ram atyczną, ów ham letow ski te a tr w te a trze, zainscenizow any dla w strząśnięcia sumień. S tru k tu ra te a tru W yspiańskiego znalazła nieom ylnego in terp retato ra. O rt win przecież stw ierdził - co dziś w ydaje się oczyw istą p raw dą — że „kolebką“ tego teatru , „źródłem jego stylu, podwaliną bu dow y i całego ładu jest — W aw el i architektu ra W aw elu“ („K onstrukcja te a tru W yspiańskiego“, K rytyka, 1906), że „dra m aty jego są udram atyzow aniem dziejów teren u “, że w dram a tach niby histo ry czny ch nie fakt dziejowy jest przedm iotem kształtow ania, lecz w yłoniona zeń i w zbiorowości ży ją c a le genda (O „S k ałce“, K rytyka, 1907). Ortwin w skazał wnikanie innych sztuk w poezje teatraln ą bratniego W agnerow i tw órcy, urodzenie się „D aniela“ i „W arszaw ian k i“ z ducha m uzyki, szeregu dzieł z ducha plastyki. „Ze spotęgow anego w y razu pla styki urodzone noszą niezatarte piętno ożywionvch, zm ar- tw ychpow stałych na m om ent posągów i gru p “. „Postaci te... zry w a ją się w nagłym poryw ie na ślepy pęd i niechybny lot ku śmierci, by rozsadzić pęta swej nieruchom ości“ („K onstrukcja te a tru W ysp iań sk iego “, K rytyka, 1906).
P o śm ierci um iłowanego poety kilkakrotnie w raca Ortwin czy to do jego dzieł poszczególnych, czy do całości jego sztuki. W y jaśn ia (on pierw szy) zasadniczą rolę K rasińskiego w „Le gionie“ („K rasiński w „Legionie“ W yspiańskiego“, G azeta W ie czorna, 1912, 24 lutego). Zbija błędną tezę, jakoby w „Pow rocie O d y sa “ b ohater popełniał sam obójstw o, gd y tym czasem fina łem tragedii jest trw ające nadal, potępieńcze tułactw o („O sa m obójstwie rzekom ym O dy sa słów kilkoro“, Tydzień Literacki K uriera Lwowskiego, 1917), ośw ietla rolę teatraln ą
Chłopic-3 0 4 Ju liu s z K le in e r
kiego w „ W arsz aw ia n c e “ i c h a ra k te r ideow y i m uzyczny tego utw oru („M om ent dziejow y w „ W a rsz a w ian c e “ W yspiań skieg o“, Słow o Polskie, 1930). G dy kilka lat przed dru gą w ojną św ia tow ą w te a trz e lwowskim o degrano „L egendę“, w odczycie w y głoszonym na jednym z „W ieczorów P am iętnik a L iterackieg o“ wnikliwie om ówił odm ienność pierw szej i drugiej redakcji. W rocznicę zgonu, dn. 27 listopada 1927 r., nakreiślił w lwow skim T e a trz e W ielkim „M isterium życia i śm ierci W y sp iań sk iego“ (D roga, 1927) i uw ypuklił n ieprzem ijający w alor e ty c z n y i n aro d o w y dram atów , co „są ustaw iczną prow okacją, w yzw aniem człow ieka czy pokolenia do ż y cia b o hatersk iego “— nie p rzem ijającą doniosłość ety czną i estety czn ą teatru, k tó ry „jest m oże o statn ią red u tą w ia ry w obow iązującą jeszcze po w agę tej g o n ty n y sztuki, jest przeciw staw ieniem bezw zględ nych w alorów p raw d y i szczerości błazeńskim fikcjom, m aja kom m oralnego rozstroju, jest pro testem absolutnej logiki a r ty zm u przeciw ak ro b aty czn y m koziołkom reżysersk iego p re s ti
d ig itato rstw a “.
W słow ach ty ch jasno się zaznacza, że dla O rtw ina, od trą c ają c eg o spłycenie i zm aterializow anie sztuki m ieszczań skiej, kom entow anie tw ó rcy „ W esela“ i propagow anie jego kultu było w alk ą o w ielką poezję, o wielkość teatru , o p ra w dziw ą traged ię. U ży te z aś w stosunku do W yspiańskiego słowo „m isterium “ odczuć daje, jak pojm ow ał dostojeństw o tragizm u. P ra g n ą ł, b y n a scenie ro zg ry w ało się m isterium , oratorium , obrzęd religijny, sy n te ty z u ją c y tajem nice losu. „Jeśli po z a p a d nięciu z a sło n y “ — pisał w r. 1901 — „w chwili ostatecznej k a tastro fy , nie czułeś p o trzeb y usłyszenia pieśni hym nicznej, choćby staro d aw neg o „Ś w ięty Boże, Św ięty m ocny“ — nie od chodziłeś n ig d y w nastro ju, jaki w tobie zam ierzał w yw ołać p o e ta “ („Utopie o d ram acie“, K ry ty k a, 1901).
Za m łodu w ierzył, że zaczy n a się renesans tragedii jako p rzejaw odnow ienia kultu ry, pogłębienia zlekcew ażonej ducho w ości; po latach zdało mu się, że W ysp iańsk i był z pokolenia wielkich trag ik ó w — ostatnim .
W iązał odrodzenie te a tru z Ibsenem. W r. 1900 p oczątku ją c y w ted y k ry ty k um ieścił w „P rom ieniu“, organie m łodzieży niepodległościow ej, en tu zjasty czn ą rozpraw ę o Ibsenie, w k tó rym wielbił „w spółczesny realizm i rom antyczną, bajeczną wielkość p rag n ie ń “, w k tó ry m pom im o w ład ająceg o „zapóźno i d arem n ie“ czuł ogrom ną siłę, żyw otność, ogrom ną energię oporu wobec przem ożnej potęgi losuv P rzeciw staw iał go epoce p rzero stu funkcji państw a, panoszącego się kapitalizm u, w ybu jałości egoistycznych popędów, ograniczenia osobistości ducho wej do m ożliwie skrom nych w ym agań. Sw oją zaś m etafizy czną, religijną koncepcję, naw iązującą i do A jschylosa, i do M ickiewicza, p rzed staw ił w „U topiach o d ram acie“ i w w y
wo-ü s t a p O rtw in 3 0 5
dach „O tea trz e trag iczn y m “ (Tygodnik Słow a Polskiego, 1902). W alczy ł ostro z konwencjonalnością teatraln ą i z w szelką pogonią za efektem : „Żadnych kom prom isów ze sceną, z tym , co się scenicznością n a z y w a “. „Pom ni św iętych trad y cji naszej m esjanistycznej poezji, powinniśm y raz na zawsze odrzucić bulw ary P a r y ż a “.
Co nie szło po linii postulatów O rtw ina, to odrzucał on bezw zględnie i staw ał się czasem niespraw iedliw y naw et w zglę dem dzieł w ybitnych; niespraw iedliw y był w stosunku do J. A. Kisielewskiego, tak jak w lat dziesięć później niesprawiedliw y będzie w ocenie B erentow ej „O zim iny“.
P o za tea tre m W yspiańskiego jednem u jeszcze dram atow i polskiem u oddał na usługi sw ą k ry ty k ę tw órczą, „Skarbow i“ Staffa, „tragicznej kom edii nieśm iertelnych a zaw odnych m ło dości u ro jeń“ (Słowo Polskie z dn. 19 kw ietnia 1904 — arty k u ł rzekom o z W a rsz a w y nadesłany, o którego autorstw o nikt nie podejrzew ał O rtw ina). D oskonale ujęty zo stał „iluzjonizm “ Staffa, uznanie złud za naczelne w artości (K rytyka, 1904).
Przyjacielo w i swem u Staffow i nie sam ą tylk o k ry ty k ą słu żył. Był p rzez szereg lat p rzed pierw szą w ojną św iatow ą kie rownikiem literackim K sięgarni Polskiej B ern ard a Połoniec- kiego we Lwowie — i on to dał jej ów rozm ach, k tó ry ją u czy nił jedną z naczelnych firm w ydaw niczych. Dzięki niemu Poło- niecki, solid ary zu jący się z jego planam i i rozum iejący ich w a lor, stał się w y daw cą dzieł S taffa i B rzozow skiego oraz serii przekładów , obejm ującej m yślicieli litera tu ry światow ej, „Sym - posionu“. B rzozow ski zaś, ugin ający się pod brzem ieniem s tr a sznego oskarżenia, obrońców gorących znalazł w Ortwinie i Irzykow skim . P o śm ierci Brzozow skiego szerm ierz jego sp raw y w y dał i objaśnieniam i z a o p atrz y ł część puścizny (S ta nisław Brzozow ski, Pam iętnik. — F ragm entam i listów autora i objaśnieniam i uzupełnił O stap Ortwin. Lw ów 1913).
P o pierw szej wojnie św iatow ej, k tó ra mu dała ty tu ł m ajo ra w ojsk polskich, p raca zaw odow a w zarządzie lwowskich T a r gów W schodnich znacznie mniej już m iała wspólnego z litera tu rą. T ym więcej energii poświęcił Związkowi Zawodowemu L iteratów Polskich, najpierw jako w iceprezes oddziału lwow skiego (za p rezesu ry W łady sław a Kozickiego), potem jak o p re zes. Nadal też rej wodził w różnych d yskusjach literackich; w dyskusjach i tak sam o w rozm owach pry w atnych ro zsy p y w ał bogactw o m yśli i w iedzy, i w nich w yżyw ał się jego tem pe ram ent. P isał i ogłaszał mało, jeszcze mniej niż w łatach p o przednich — zaw sze nad er był skąpy w w ystąpieniach p isa r skich.
Zm niejszył się teraz rozm ach bojowy, pionierski, nie p rze m aw iała już tak dobitnie w alka o pewną określoną postać sztuki; górę w zięły tendencje poznawcze, badaw cze i zw róciły
3 0 6 Ju liu s z K le in e r
się zw łaszcza ku liryce. W kilku czasopism ach, głównie w , P r z e glądzie W a rsz a w sk im “ (1922— 1924), kreślił wizerunki' K aspro wicza, S taffa, Tuwim a, L eśm iana, Ruf fera, M ałaczew skiego, M aryli1 W olskiej, Słonim skiego, M arii z K ossaków Paw likow skiej, Zbierzchow skiego, zm arłeg o przedw cześnie Ludw ika M a rii Staffa. K asprow iczow i i1 Staffow i posągi w ystaw ił słowami
k r y t y k a . W y raziście w sk azy w ał historię osobistości a rty s ty c z nej K asprow icza, uw ydatniał „przyziem ność i w niebosięgłość“ jego liryki („P o d staw y liryki K asprow icza“, Słow o Polskie, 1926). Z potężnym akcentem solidarności mówił „O gazdostw ie K asprow iczow skiej Księgi U bogich“, o jej w ielkopańskim p r y m ityw izm ie (Nowy P rz eg lą d L ite ratu ry i Sztuki, 1920).
Św ietnie ujął ry s podstaw ow y Staffa, k tó ry uczynił go p a tronem sk am an dry ck iej g eneracji poetów : „B ył wybaw icielem sam ego in sty n k tu ż y c ia “. D ostojeństw o jego liryki' tak c h a ra k tery zo w ał: „ P o e z ja S ta ffa jest w ostatecznej konkluzji liry ką religijną, jeżeli religią jest w znaczeniu Jam esow skifti re a g o w anie p ostaw ą duchow ą n a całość istnienia. M a ona sa k ra m en taln y zakrój i p oeta odpraw ia ją jako akt o b rzędow y“ („U pod sta w ^ staffizm u “, W iadom ości L iterackie, 1929).
Ż adna m oże z danych przez O rtw ina c h a ra k te ry sty k tak nie b y ła odbiciem sw oistego piękna poezji om aw ianej, tak nie p rzy le g ała w szystkim i liniami i słow am i do badanego artyzm u, jak rew elacy jn e studium o „Ł ące“ Leśm iana, o książce, co p rz y nosi „nową, nieznaną dotąd w literatu rze, nie tylko naszej, form ę obcow ania z p rz y ro d ą “, co tchnie „topielczym w g rąża- niem się w p ienisty strum ień ż y c ia “, „w ilkołaczą, dziw ożonną poezją... zam roczą półdrzew nych, półsm oczych in stynktów “
(P rz e g ląd W arszaw sk i, 1922).
R zadko zajm ow ał się pow ieścią; ale studium o „Ozim inie“ B erenta, napisane w r. 1911, drukow ane dopiero w „P róbach p rzek ro jó w “, stanow i ze stanow iska m etody badań jeden z n a j ciekaw szych tw orów k ry ty k i: zbadanie sty lu słu ż y za pod staw ę określenia p o staw y duchowej autora. Co do ostatecznego sądu o B erencie trudno się z O rtw inem zgodzić; m etoda jednak stan o w iła na terenie naszej k ry ty k i nowość godną n aślad o wania.
P o d ty tu ł ro zp raw y tej brzm i: „P rzy c z y n e k do teorii p o w ieści“. Tkw ił w O rtw inie w ybitny teoretyk literatu ry . K ażda z jego k ry ty k m a silną podbudow ę teo retyczną, a w śród prób o kreślenia liry k i m iejsce w ybitne n ależy się uw agom jego „O liryce i w arto ściach liry czn y ch “ (P rz e g ląd W arszaw ski, 1924). W ielbiciel poezji S taffa przeciw staw ił się tym , k tó rz y
bezpośredniego, spontanicznego w y ra z u szu k ają w liryce.
„S tanem liry c zn y m “ — tw ierdził — „nie jest bezpośrednie do znaw anie subiektyw nych uczuć, ale ich estety czn a kontem pla c ja “. A gdy w r. 1926 w ykład poświęcił „P odstaw om liry k i
K asprow icza“, określił w alor życiow y liryki1: „Poezja liryczna zasp o k aja nurtu jącą w nas, dla rozum u zagadkow ą i n iew y ja śnioną, biologicznie widocznie konieczną, potrzebę przyjrzenia się w samotności! naszy m najbardziej sw oistym w zruszeniom
i przeżyciom , sk rystalizo w an y m w projekcji dźwiękowo-
słow nej“.
P rzed e w szystkim jednak był wobec świeżych, aktualnych zjaw isk literackich' krytyk iem -od k ry w cą, rew elatorem niedo stępnych z razu ogółowi w alorów , a dzięki tem u niekiedy re w elatorem now ych sfer duchowego św iata. W istotę zjaw iska w g ry zał się nam iętnie jak o intelektualista-dialektyk, analizo w ał i sy ntetyzow ał, badał i określał; um iał znaleźć określenie przekon y w ające i fascynujące, umiał w tórow ać poecie suge-* styw nym , rów now ażnym słowem poetyckim tak sam o, jak um iał skonstruow ać mocne, pojęciowe ram y. Nie oddanie im presji było m u celem, lecz poznanie istotne. „K ryty ka literac k a “ — pisał — „jest odrębną, całkow icie sam oistną formą tw órczej p ra c y um ysłow ej o celach w yłącznie poznaw czych“
(„Sam oistność k ry ty k i literack iej“, Sygnały, 1934).
Socjalista, z n ający doskonale M arxa i m aterializm dzie jow y, w idział „ścisłą łączność, jak a zachodzi m iędzy w szy st kimi przejaw am i ży cia społecznego a w ytw oram i ducha, w za jem ną zależność i rów norzędność stosunków duchowych i m a terialn y ch “, jak pisał w m łodzieńczej rozpraw ie *o Ibsenie. Ale jednocześnie uznaw ał odrębność i autonom ię dzieła sztuki. B a
dał to, co w nim nowe i trw ałe — i w ty m w idział isto tn y czynnik osobistości tw órcy, „k tó ra buduje św iat swej poezji z niebyw ałych i nigdy pow tórzyć się nie m ających elem en tó w “ . W ydobyw ał z utw oru jego jedyność.
Był1 w rogiem biografistyki. L ekcew ażył odkrycia d oty czące tajem nic p ry w atn eg o życia. Żądał, by w świadom ości kulturalnej ży ł tw órca, nie człowiek p ry w atny, będący nadto autorem tego czy innego dzieła. „W łaściw a istota i indywi dualność tw ó rcza człow ieka p rzejaw ia się napraw dę i doku- m entarnie tylko w czynie, w tym , co i jak zdziała i1 czego do k o n a“. „Jeżeli dzieła sztuki są celem sam e w sobie i w sobie m ają punkt ciężkości, sprzeniew ierzylibyśm y się istocie sztuki, g d y b y śm y uw ażać chcieli u tw ory liryczne za środek o rien ta c y jn y tylko i rozpoznaw czy dla psychografii'“ („O liryce i w a r tościach liry czn y ch “).
Interesuje go osobistość — ale tylk o osobistość tw órcza, i ta k ą ukazuje w w izerunkach W yspiańskiego, K asprowicza, Staffa. I przek o n an y jest, że m uszą tkwić w utw orze w artości ponadindyw idualne, że musi być w nim dane potężne s k ry s ta lizowanie fal przep ływ ający ch przez zbiorowość.
Ł ączy się w O rtw inie estetyk sy n tety zu jący i społecznik z n atu rą głęboko religijną. S tan religijnej m odlitewności widzi
3 0 8 Ju liu s z K le in e r
w k a ż d y m isto tn y m stanie lirycznym . N abożeństw o kościelne widzi w trag edii.
Je st w nim sprzężenie m ocne idealizm u z realizm em i k ry ty cy zm em , k tó ry k a z ał mu dalekim być od pozy, od pseudogłębi, częstej w okresie M łodej P olski. S tyl jego z e sp a la p o etyczn e bogactw o z rzeczow ością — b arw n y i pla sty czn y , g ó rn y i dostojny, a spragniony ścisłości, n asy co ny intelektualną treścią, krzep ko z ro sły z obfitością dośw iadczeń, jasn y , ale tru d n y , b o g aty w określenia, chcący zjaw isko c a ł kowicie oznaczyć, um iejscow ić, zgłębić.
C echow ała O rtw ina absolutna bezinteresow ność osobi sta, b rak jakiejkolw iek dbałości o rozgłos, obojętność wobec w łasnych plonów. M ając łatw ość w yd aw ania książek, sam z niej nigdy nie sk o rz y stał. T rzeb a było w ysiłku, b y go sk ło nić do zeb rania pism w ażniejszych i do zgo dy na ich zespo lenie w tom. T ak uk azała się w r. 1936 jed y n a jego k siążk a: „ P ró b y p rze k ro jó w “.
W lat siedem później zam o rd ow an y został przez
Niemców.