• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 33

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 33"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok II. Katowice, Niedziela, 16-go Sierpnia 1903 r. Nr. 33.

Rodzina chrześciańska

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

Wychodzi raz na tydzień w Jfiedzielę.

Rodzina chrześciańska* kosztuje razem z »Górnoślązakiem* kwartalnie 1 m a r k ę 60 fen . Kto chce samą »Rodzinę chrześciańską«

bonować, może ją sobie zapisać za 50 I. na poczcie, u pp. agentów i wprost w Administr. »Górnoślązaka« w Katowicach, ul. Młyńska 12.

:: _____

Na Niedzielę jedenastą po Św iątkach.

L ek cya

i. Kor. X V , i — io.

od ? raSia 1 Oznajm uję wam Ewangelią, którąm wam pPowiedział, którąście też przyjęli, i w której stoicie.

ta^6Z też zbawienia dostępujecie, jeśli pamię- ,ie; Jakim obyczajem przepowiadałem wam, chyba- Cq Cle próżno uwierzyli. Bo najprzód podałem wam, Weu te^ w.z^ ^ Chrystus umarł za grzechy nasze 2 aiug pisma; a iż pogrzebion jest, iż też powstał martwych trzeciego dnia według pisma. A iż wi- bvł*ny. Jest od Cefy, a potem od jedenastu. Potem z . widzian więcej niźli od pięciu set braci wespół, snel' h wiele ich trwa aż dotąd, a niektórzy za- Ws Potem był widzian od Jakóba, potem od b ?ys.*kich Apostołów , a na końcu po wszystkich g* widzian i odemnie, jakoby od poronionego płodu.

nie”1 ' ^est najmniejszy między Apostoły, którym lest godzien, aby mię zwano Apostołem , iżem t0Ze®lad°wał K ościół Boży. A z łaski Bożej jestem nie K°m ^eSt’ a ^as^a i e&° Przeciw^° mnie próżną

uyia.

Ewangelia u Marka świętego

w Rozdziale VII.

prz Onego czasu : W yszedłszy Jezus z granic Tyru, P0* * e d t przez Sydon do morza Galilejskiego, przez ch r°dęk granic Dekapolskich. I przywiedli mu głu-

Ą S°. i niemego, a prosili go, aby nań rękę włożył.

Sw Wziąwszy go na stronę od rzeszy, wpuścił palce Ą w uszy je g o ; a splunąwszy dotknął języka jego.

t0 U jrza w szy w Niebo westchnął, i rzekł mu: Effeta!

i jJes*.: otwórz się. I wnet się otworzyły uszy jego, Ale Z-W^ za*a związka języka jeg o , i mówił dobrze.

sł on więcej zakazywał, tem daleko więcej roz- brz lah> i tem bardziej się dziwowali, mówiąc: Do- i ni Wszystko uczynił, i głuche uczynił, że słyszą,

etne, że mówią.

N auka z tej E w angelii.

Co to były za miasta: Tyrus i Sydon, około rych bawił się Pan Jezus ? B yły to bardzo sławne

miasta, których mieszkańce trudnili się handlem roz­

maitych towarów. Ż e zaś ci mieszkańce byli poga­

nie, nie wszedł do tych miast Zbawiciel, bo On szczególniej tylko starał się o nawrócenie Żydów.

Jego dopiero Uczniowie i Apostołowie mieli owym mieszkańcom Ewangelią świętą opowiadać, co też i wykonali.

Dla czego przecie bawił Pan Jezus w okolicy owych miast?

Pan Jezus dlatego bawił w okolicy tych miast, bo pragnął swoją naukę rozgłaszać w okolicy żydo­

wskiej, graniczącej z owemi miastami, a szczególniej w okolicy dekapolskiej, to jest: w okolicy dziesięciu miast (bo to znaczy po polsku słowo dekapolis), które jedno za drugiem leżało za morzem, czyli je ­ ziorem galilejskiem, i były po większej części przez pogan zamieszkałe. W ieść o nauce Jezusa Chry­

stusa i cudach, które w okolicy owych miast pogań­

skich czynił, rozeszły się i pomiędzy ich mieszkań­

cami, przez co ju ż Apostołom łatwiej było ich potem do Wiary świętej nawrócić, bo nie inną głosili naukę, jak tylko tę samą, o której owi mieszkańcy słyszeli, że Jezus jej nauczał, i że ją cudami stwierdzał.

Co to był za człowiek, którego Pan Jezus cu­

downie uzdrowił?

B ył to człowiek głuchy i niemy razem, ja k to pospolicie bywa u tych. co z urodzenia są głusi; bo nie m ogąc słyszeć od dzieciństwa wymawianych słów od ludzi, nie mogą się też mowy ludzkiej nauczyć.

Czasem też i dlatego mówić nie mogą, chociaż są i niegłusi z urodzenia, że mają język przyrosły; nie mogą go więc tak użyć do mowy, jak się należy i potrzeba; stąd nierozumiałe tylko z siebie wydają głosy. Takiego to niemego i głuchego z urodze­

nia przyprowadzono do Jezusa, aby go uzdrowił, aby mu dał ■słuch i mowę.

Czemu odwiódł Pan Jezus tego niemego na stronę i tam go dopiero uleczył?

Dla tego to Zbawiciel uczynił, bo nie chciał, aby na jeg o cuda patrzano, jak na jakie widowiska.

Chciał wprawdzie Jezus Chrystus, aby Jego nauka i czyny rozeszły się po całym świecie, ale tego tylko sobie życzył dla chwały Ojca niebieskiego i dla po-

(2)

258

żytku ludzi; nie dla swojej tylko chwały cud ten zdziałał Pan Jezus na początku opowiadania swojej nauki; nie chciał, aby o tem zaraz wszędzie w ie­

dziano; aby zaiaz na samym początku złości i nie­

nawiści nieprzyjaciół prawdy na siebie nie ściągnął;

dlatego to w cichości niejeden cud uczynił, a przy­

tem zakazywał, aby go nie rozgłaszano.

Jakaż stąd dla nas wypływa nauka?

Oto ta, kochani Bracia! że czasem nie ze sa­

mej pokory mamy w cichości i skrycie wykonywać dobre uczynki, ale że tak i roztropność każe. Jak skoro wiemy, żebyśm y przez ten lub ów, choć dobry i chwalebny uczynek, mogli obudzić nienawiść i złość i złe myśli w bliźnich naszych, lub stać się, dla tego zrozumienia naszych dobrych uczynków zgorszeniem ; to nietylko sama pokora: »niech lewica nie wie, co prawica czyni*, ale i roztropność: »bądź­

cie roztropnymi jak mężowie*, radzi, aby się z do- bremi uczynkami przed światem nie świecić.

Dlaczego to Marek święty dodaje, że ów niemy po uleczeniu wymawiał dobrze?

A b y przez to tem lepiej okazał wielkość cudu, bo ów człowiek skoro go się tylko Zbaw iciel do­

tknął, nietylko, że mówił, ale i dobrze mówił tę mowę; której się nigdy nie był uczył, gdyż nie m ógł; wszakże był głuchy i nie m ógł władać nale­

życie językiem . Jakże więc wielkie dobrodziejstwo wyświadczył Pan Jezus temu człowiekowi, przy­

wracając mu słuch i mowę, na których mu przedtem zbywało. Prawdziwie był nieszczęśliwy i do polito­

wania. Czuł on swoją niedolę, od której gdy go Zbawiciel uwolnił, jakże był szczęśliwy, jak wdzię­

czny za to Panu Bogu! T ak to, Bracia najmilsi!

wtedy dopiero umiemy cenić dary Boże, jakiemi są:

zdrowy umysł i zdrowe ciało, gdy nam przez nie­

jaki czas zbywało na nich! ale gdy ciągle ich uży­

wamy, rzadko, a może nigdy nie wspomnimy sobie, źe to wielkie dobro mamy od Boga. G dy utracimy oko, wtedy dopiero ostrożniejsi jesteśm y; gdy zła­

miemy nogę lub rękę, wtedy dopiero uważnymi być zaczynam y; gd y przez opilstwo i rozpustę stargamy siły ciała naszego, wtedy dopiero narzekamy, żeśmy je tak lekkomyślnie zmarnowali; wtedy chcielibyśmy żyć i używać darów Bożych inaczej, ale już zapóźno!

Pamiętajmy więc zawsze na to, abyśmy na dobre używali sił rozumu i sił ciała, to jest na chwałę Bożą, nasz i bliźnich pożytek, i pamiętali, że te siły nie myśmy sobie dali, ale je nam dał Bóg, za co mu wdzięcznym być koniecznie potrzeba, bo On wszystko dobrze uczynił; my, Jego dziatki, naśla­

dujmy G o w tem, i nie czyńm y źle, ale dobrze.

0 zgonie chwalebnym

i Wniebowzięciu Najśw. Maryi Panny.

Po Wniebowstąpieniu Zbawiciela żyła Najśw.

Panna w Jerozolimie pod opieką św. Jana. Jemu to Pan Jezus Matkę swą z Krzyża polecił i Jan św. J3 też prawdziwie synowską miłością kochał, czcił i JeJ służył. K iedy obowiązki apostolskie gdzieindziej g°

odwoływały, zawsze o to się postarał, że kto inny z Uczniów Pańskich przy niej zostawał prócz nie- wiast pobożnych i Świętych, którymi Marya była otoczoną. Nie ulega żadnej wątpliwości, źe wszyscy Apostoławie i Uczniowie Jezusa Chrystusa Maryą Matkę swą własną miłowali, szanowali i w rozma1' tych sprawach rady jej zasięgali i rzeczywiście wiele rzeczy od niej się dowiedzieli, jakie z polecenia 2b»' wiciela im miała oznajmić.

Mieszkanie Maryi to prawdziwa była świątyń13’

w któraj nie brakło i ołtarza do sprawowania tajemnic świętych. Błogosławiony to był domek, który Jal1 święty dla niej był kazał zbudować, a w którym ta miłościwa i łaski pełna Pani przemieszkiwała. Oby podobnemi domami były wszystkie domy chrześcią^' skie! A jest takim dom każdy, który jest godzi#1 wielmożnej opieki Maryi, każda rodzina, w które) panuje pokora, niewinność i miłość Maryi, gdz>e mieszkają prawdziwe dzieci Maryi i bracia św. Jana'

Najśw. Panna doczekała się późnego wiekUl bo około 64 lat, nie podzielając jednak zw ykły^

z takim wiekiem połączonych niemocy i u c i ą ż li w o ś ć 1’

Nie było na niej żadnej oznaki starości. Oblicze JeJ do samej śmierci dziewiczą jaśniało żywością, tylk0’

ż e im dalej zachodziła w wiek, tem bielsze i P rze"

zroczystsze się wydawało. Stawała się ona jakby już coraz więcej duchową i okrytą jakąś nadzwy*

czajną i wysoką powagą. Jeden z Uczniów ś w . Ap0' stoła Pawła, który częściej miał szczęście ją widy wać, powiada, że tę dziewicę nadziemski jakiś otą*

czai majestat, tak dalece, że gdyby go W iara me była uczyła, iż jeden tylko jest B ó g , byłby beż wątpienia przed nią ukląkł i ukłon Boski jej odd^

Zbliżyła się wreszcie wyczekiwana od dawna godzina śmierci. Lecz jakże, Marya była bez g 1'2^”

chu poczęta, czemuż i ona umrzeć miała? Oto dl*

tego, by razem z Chrystusem śmierć z miłości P0' dzielając ją nam osłodzić i nawet pożądaną uczyni^

Dla tego też na Maryi nie było znać żadnej c h o r o b y

prócz wyrazu trawiącej ją żądzy połączenia się z J,:”

zusem, która ju ż od Jego wniebowstąpienia całe Jel jestestwo przejmowała i ją niejako nagliła do prze

mienienia i zgonu chwalebnego.

Pan Jezus nietylko ją o śmierci uwiadomił, a^e i Apostołów i wielu Uczniów z rozmaitych stro11 świata cudownym sposobem do niej sp row adź^ 1 Marya spoczywała na ubogiem łożu. Nie była ona>

jak się już powiedziało, chorą, lecz gwałtowny i c°.

raz bardziej wzm agający się płomień miłości BoskieJ ju ż do reszty przepalał nić wiążącą duszę z cialeU1’

(3)

y tę duszę porwać i zanieść do celu je j życzeń na Sf m° *ono Boże. Łzam i zalane oczy tych, którzy Slę byli zebrali, by jeszcze raz ujrzeć oblicze jej, Wrócone były na jaśniejącą twarz umierającej Boga- 0 zicy. Marya posilona Przenajświętszym Sakra­

mentem, któren często przyjmowała, raz jeszcze na Wszystkich miłościwie spojrzała, wypowiadając A p o ­ stołom, co im w edług zlecenia Syna swego wypo­

wiedzieć przed śmiercią miała, dziękowała za wier- i miłość jej okazaną i pocieszała. W tem izba Spełnioną została jakąś nadziemską jasnością; na- St3piła głęboka cisza; Marya z hymnem chwały na Ustach i wdzięcznym uśmiechem Bogu ducha oddała, oh ' ^ tenczasi mówi D yonizy Areopagita, wszyscy ecni na kolana upadli i psalmy śpiewać zaczęli.

*ele chorych i kalek zbliżało się do Ciała błogo- Wionego woń przedziwną w ydającego i uleczeni ali. Pobożne niewiasty zaś Ciało namaściły

^ P^tno uwinęły, a Apostołowie wśród śpiewu Oznego na ramionach swoich do grobu kwiatami

^ ścielon ego zanieśli i złożyli. Śpiewy te i modły S e przez trzy dni przy grobie trwały. Pod ko- c trzeciego dnia zjawił się także A postół Tomasz bv’ ^ec^yny> który na dalekiej będąc misyi nie mógł

* , Pfzy śmierci Najśw. Panny. Przejęty smutkiem . okim pragnął przynajmniej zwłoki jej zobaczyć

Prośbę Jeg ° Apostołowie jeszcze raz otworzyli, — lecz jakież zdumienie ich ogar- cie - gdy w nim Ciała ju ż nie znaleźli, tylko powi- Wi kwiaty- Cudem tem przeniknieni z niewypo- Zlan3 radością do domu wrócili, albowiem teraz I , Sl5 mogh, że ten, któremu się podobało ciało swe zkie przyjąć z Ciała Maryi, je j Ciało ju ź przed szechnem zmartwychwstaniem do Nieba uwiel- żeb^ wProwadzić raczył. C zyż bowiem podobna, y ta świątynia, w której sam B ó g zamieszkać ze- żeb ’ m^a*a w proch obrócić? C zyż podobna, jjj. ^ to Ciało, z którego Syn B oży przyjął Ciało,

° sta^ pastwą robaków? C zyż podobna,

? y podczas kiedy natura ludzka Zbaw iciela razem

^ 0ską na tronie niebieskim zasiada, Ciało to, miał rem Zbaw iciel mieszkał przez dziewić miesięcy, , Q być oddane zgnieliźnie?! Nie, Marya musiała Ni kZern z Ciałem przemienionem wziętą być do ter a’ gc^z*e otoczona Duchami niebieskimi siedzi dzi na tron*e °bok Syna Boskiego i Syna swojego i \^tZ^C szczególniejszą władzę nad całą ziemią

Wstawi

lają c się jako litościwa Matka nasza do Syna

Jego za nami. Am en Ks. St.

Na cześć Wniebowzięcia N. Maryi Panny.

Witaj Jerozolimo, miasto święte wybrane, T u najświętsze tajemnice w tobie są wykonane.

Tu Zbawiciel zakończył swoje życie najświętsze, I tu się też wykonało Matki Jego zaśnięcie.

G dy po Wniebowstąpieniu, Przenajświętsza Marya Lat dwadzieścia i trzy jeszcze na tem świecie żyła, Częścią w mieście Efezie i częścią w Jeruzalem, Ż yła w największej tęsknocie za Synem ukochanym.

A gdy się ju ź zbliżyła ta chwila upragniona

Stanął przed Nią Aniół Boży, rzekł Jej: bądź po- [zdrowiona, 0 Najbłogosławieńsza, Syn Twój a B óg nasz w Niebie Już na Ciebie oczekuje, przyjmie Cię do siebie.

Z a trzy dni ze świata tego zostaniesz podniesiona, W Niebo pójdziesz i tam będziesz szatą słońca

[odziana,

Dał Jej rószczkę palmową, z której jasność gwiazd [biła,

1 Marya od miłości w trzy dni potem zasnęła.

Zebrali się Uczniowie, św. Apostołowie,

W wielkim smutku pogrążeni i w największej ża- [łobie;

A Marya ich cieszy i dodaje im męstwa I przy końcu udziela swego błogosławieństwa.

A święty Jan wybrany tę łaskę otrzymuje, Świętą Komunią swą ręką Jej podaje;

Brakło tylko Tomasza spóźnił czas oznaczony, I świętego Jakóba, bo juz był umęczony.

I gdy Matka Najwiętsza zaśnięcia była bliską, Przystąpił ku Niej sam Pan Jezus z światłością

[niebieską.

I wtem chórów Anielskich dały się słyszeć pienia, Archaniołów i Aniołów niebieskie uwielbienia.

Taksamo i przy grobie Przenajświętszej Maryi Śliczne hymny długo trwały anielskich melodyi.

Święci Apostołowie niosąc ją w grób z miłością, T ę Przenajświętszą Dziewicę składają z pobożnością.

Na dolinie Jozafata w grobie ze czcią składają, Nie m ogąc się z nią rozestać przy grobie zostawają.

Śpiewając pieśni święte z anielskimi złączają, Uwielbienie, dziękczynienie, Matce Boskiej składają.

Nadchodzi święty Tomasz i prosi ich usilnie,

A b y mu grób otworzyli, by je j oddał cześć wiernie, Lecz stało się zdziwienie przy grobie otworzeniu, Uniesiono święte Ciało w anielskich pieniach, brzmie-

[niu.

Nie pozwolił tu Pan Jezus Ciała w ziemi zostawić, Świętej Boga Rodzicielki grzesznym pod nogami być.

Tylko kwiaty zostały, wdzięczną wonność wydały, I grób został przepełniony światłością niebios cały.

(4)

K ościół B oży nas naucza, że je st do Nieba wzięta, Z Duszą z Ciałem z wielką chwałą jak cesarzowa

[święta.

Sama Trójca najświętsza Maryą koronuje,

I największą chwałę w Niebie, najw yższy tron daruje.

B ó g O jciec wita ja k córkę, B ó g Syn Matkę z mi- [łością

Przyjmuje ją, a D uch św. napełnia łask hojnością.

Jużeś o Maryo w Niebie najwyżej wywyższona, Aniołam i koło tronu Tw ojego otoczona.

Wspomnij teraz o Maryo na Tw e dziatki płaczące, N a biedne w ygnańcy E w y na ziemi tułające;

Spuść nam oczy miłosierne, racz wejrzeć na nas [z Nieba, Nie zapomnij o nas biednych, bo nam Matki potrzeba.

T yś tęskniła za Twym Synem, a my teraz za Tobą, Z płaczem w Niebo spoglądamy, chciej nas połączyć

[z Tobą.

G dy to życie ziemskie minie, i te ciężkie przykrości, W eź nas przy śmierci godzinie, zaprowadź do ra- [dości. Amen.

Nowy Papież.

Anunłio vobis gaudium magnum.

»Zwiastuję wam radość wielką. Mamy Papieża w osobie najczcigodniejszego kardynała Sarta, który przybrał imię Piusa X.«

Tak brzmiało uświęcone tradycyą wieków zwia­

stowanie, które w wtorek, dnia 4 sierpnia w południe w ygłosił kardynał Macchi wobec wielotysiącznego tłumu, zgrom adzonego na placu świętego Piotra w Rzymie.

Słow a te niby dzwon, bijący radośnie, płyną w przestworza, idą z ust do ust, rozlegają się coraz dalej, z miasta do miasta aż na krańce świata, wstrzą­

sają duszą milionów, wywołują łzę szczęścia...

I nad chatą polskiego wieśniaka, zaszemrał, niby skrzydła Anioła pokoju, ów dios angelos — owe sło w a :

• Zwiastuję wam radość wielką [...«

Mimowoli. nasłuchując owych głosów szczęścia, które ogarnia miliony, widząc zapał, wstrząsający tłumami, mimowoli wpadamy w podziw i zaduma osiada na czole.

Gdzie powód — gdzie siła, działająca, że w y­

bór jednego człowieka, którego władza świecka nie przechodzi za mury W atykanu, — tak żywo zajmuje świat cały?

A ch, bo pomimo pozornego upadku, z mroków przeszłości wyłania się papiestwo i dzisiaj nie jako

ginący zabytek starożytności, ale jako ciągle młode, pełne życia i siły urządzenie społeczne.

K ościół katolicki dziś jeszcze rozsyła na naj­

odleglejsze krańce świata swoich misyonarzy równie gorliwie, ja k niegdyś. Liczba jego wyznawców jest dzisiaj większa, aniżeli była w którejbądź epoce da­

wniejszej.

Zdobycze je g o są bez porównania większe, aniżeli ubytki. Moralny jego wpływ rozciąga się na niezmierzone przestrzenie krajów między dolinami Missuri, a przylądkiem Dobrej Nadzei, krajów, które za lat sto, będą miały tyle mieszkańców, co dzisiej­

sza Europa.

A był potężny i poważany pierwej, a n i ż e l i

Saksończycy wstąpili na ziemię W ielkiej B r y ta n ii,

zanim Ren przekroczyli Frankowie, gdy w A n t y o c h n

kwitła jeszcze wymowa grecka, gd y w świątyniach Mekki składano jeszcze ofiary bałwanom...

K ogóż więc zdziwi trudne do opisania w z r u s z e ­

nie, cisza głęboka, jaka poprzedzała ukazanie się O jca świętego na balkonie wewnętrznym ?

O godz. 12 minut 10 Pius X wyszedł odziany w długą tunikę białą, z złotemi frendzlami... U góry tuniki spoczywał kołnierz gronostajowy. Na głowie piuska biała, na nogach trzewiki ognisto czerw on e z wyszytym na nich krzyżem. W zrostu średniego, bardzo nizki, włosy ma mocno przypruszone siwizną- Na twarzy maluje się wielka powaga i niczem m e zamącony spokój, pełen łagodności..,

Głosem drżącym ze wzruszenia udzielił błogo­

sławieństwa »urbi et orbi«. — Benedicat vos oniW1' potens D eus pater, Ftlius.

Pius X pochodzi z ludu. Światło dzienn®

ujrzał w ubogiem miasteczku wieśniaczem w Riesi pod Treviso w dniu 2 czerwca 1835 r- Pierwsze nauki pobierał w szkółce swojego miejsca rodzin- n ego; później w C astelfranco; następnie wezedł do seminaryum duchownego w Padwie. Otrzymawszy święcenia kapłańskie, został wikaryuszem w Tom*

bolo, a w roku 1867 proboszczem w Salzano. B*' skup Treviza mianował go kanonikiem swojej kapi"

tuły. Ujawnione zdolności posunęły go wyżeJ w łaskach biskupa: został jego sekretarzem i wika­

ryuszem jeneralnym. W roku 1884 ks. Sarto zo­

stał prekonizowany na biskupa w Mantui. Na tem stanowisku przymioty osobiste księcia K ościoła uwy- datniły się w całej pełni. Papież Leon XIII obda­

rzał go stale swymi względami i gd y w 1893 roku zawakowało arcybiskupstwo z tytułem Patryarchatu w W enecyi, przedewszystkiem o ks. Sarto p o m y ś li- Rząd włoski przez dłuższy czas odmawiał udzielenia e x e q u a t u r , ale później musiał się zgodzić na Ż3' danie W atykanu; wskutek tego dnia 15 czerw ca 1893 roku ks. Sarto został mianowany patryarchfl weneckim, trzy dni zaś przedtem, bo na k onsystorzu dnia 12 czerwca 1893 kardynałem-kapłanem.

W szedłszy do św. Kollegium umiał kardynał obejściem swojem, pełnem słodyczy p o c ią g a ją c e g o wdzięku, wykształceniem wszechstronnem, w y b ić stó

(5)

na stanowisko pierwszorzędne. W iedziano też ogól- niei że żadne intrygii, pochlebstwa i t. p. nie miały do niego nigdy przystępu. W stosunku do pod- egłych jego władzy stowarzyszeń katolickich prze­

strzegał patryarcha stale, ażeby panował tam duch ęhrześciański i pobożność.

W enecyanie budowali się zawsze wielką religij­

nością swego patryarchy, o ofiarach zaś, jakie czynił, o łagodności i wyrozum iałości na niedolę ludzką,

r3żą wśród mieszkańców liczne legendy...

W szystkie te dane lotem błyskawicy przebie­

g ł a z ust do ust, poruszają umysłami...

Lecz oto O jciec święty kończy błogosławień­

stwo...

»Evvive il Papa re!...« Zrywają się okrzyki Uchwytu, a głosom tym wtórują dzwony bazyliki C ięteg o Piotra, wtórują serca, i dalsze i bliższe.

»Niech” źyje Papież I*

Lampka w kościółku.

(Dokończenie).

W idziadła te odpychał od siebie, dźwignął is z c z ę raz oczy w górę, ujrzał lampkę; oświeciła 0rte otchłań jego serca — osłupiał, i już ani obietnice,

^ groźby nie były zdolne posunąć go do zbrodni.

Ąrchanioł z ognistym mieczem mniejby mu się stra- Szttym okazał, niż ten wzrok cichy, anielski, który 2 obrazu na niego padał.

A le czas naglił; jeden ze złoczyńców przy­

tomniał Jakóbowi obowiązek przyjęty:

»Dalej, dalej do dzieła U

»Nie, nie... nie mam sił ani odwagi!*

»Dalej, mówię ci... chcesz więc ujrzeć twą córkę 2*bitą za powrotem do domu?... i zgrzytnął dziko 2ębami*.

Jakób uczuł się bezsilnym... chwila łaski prze­

j ę ł a . . . szatan zw yciężył, i w rozpaczy nieszczęśliwy 2aWołał :

>Niech się więc spełni... do dzieła!... ale aby o ta lampka nie świeciła... zgaście ją U

I mówiąc to, zasłonił oczy rękami, aby lampki n'e widział.

»Ponieważ ci ta lampka przeszkadza, pozbądźmy Sl^ jej*, zaw ołał towarzysz zbrodni... »mówiłeś, że Srebrna, zabierz ją... ja tymczasem wezmę lichtarze 2 °frarza...«

Jakób więc wyciągnął ręce rozpaczliwie, i tłu- dech w piersi, zagasił lampkę. W tej chwili r?yk przenikający rozległ się na zewnątrz, tak nagty, tak pełen boleści, źe się zdawał wybuchać 2 Piersi nadziemskiej jakiej istoty; nie można było

odgadnąć, skąd tu doleciał; z góry, czy z dołu, z bliska, czy z daleka? B ył bowiem jak uderzenie piorunu krótkim... nie powtórzył się już w ięcej; ale nastąpił tak zaraz po zgaszeniu lampki, źe uczuł, iź zagaśnięcie było przyczyną, a krzyk skutkiem jego...

Krzyk rozdzierający serce, który się rozległ do­

piero, napełnił przestrachem złoczyńców. N ajzu­

chwalszy z nich zadrżał i wypuścił z rąk latarkę.

Pierzchnęli jeden za drugim.

»Czyś słyszał?« pytał jeden drugiego.

»Słyszałem, i trudno coś podobnego drugi raz w życiu usłyszeć. Uchodźmy. I rzeczywiście przy­

wódcy zbrodni oba uciekli, zostawiwszy samego Jakóba.

Podziękować Bogu za wyrwanie go z tej ohydnej spółki, było pierwszem jego uczuciem ; ale strach zagłuszył w nim inne wrażenia, chciał on tylko uciekać z miejsca zbrodni, aby drugi raz nie usłyszeć podobnego krzyku. Instynktem pobiegł drogą wiodącą do jeg o chaty: zmęczonemu, zadysza­

nemu każdy poświst wiatru zdawał się owym stra­

sznym głosem ; nie śmiał się obejrzeć, biegł jak sza­

lony. Droga, którą się udał, była ścieżką biegnącą ponad przepaścią. Pierwsze szarawe światło dnia nadchodzącego ukazało mu jakąś dziwną postać sto­

jącą nad przepaścią: włos miała rozrzucony, sama jak posąg skamieniała.

Jakób stanął, krew zastygła w żyłach je g o ; strach przecięź parł go naprzód, i postanowił przez niebezpieczeństwo przebić się do chaty swojej. P o ­ biegł więc ku widziadłu, które mu się przedstawiło;

była to Magdalena nieszczęśliwa żona jego . Stała ona na górze, wzrok utkwiła w dno przepaści, jakby pozbawiona zmysłów i ruchu. Porwał ją za rękę, przywołał do przytomności; nie słyszała go nieszczę­

śliwa, nie obróciła się, patrząc ciągle na dół.

»Magdaleno«, zawołał prawie szalony, »na co ty tam patrzysz ?«

Milczący wskazała mu palcem na jakiś przed­

miot biały.

»Co to jest?* zapytał, »kamień, czy owieczka biała tam w dolinie?*

»Tak, to nasz baranek... Marynia!*

»Co mówisz nieszczęśliwa*, zawołał Jakób, »co ona tam robi?«

Słowa te przywołały nieszczęsną matkę do zmysłów; obróciła się, i rzucając na męża wzrok obłąkany, mówiła spokojnie:

*Zapomniałeś widać, źe noc dzisiejsza jest 7 rocznicą uzdrowienia naszej córki. Rano dziś udałyśmy się obie do kościółka pomodlić się przy blasku cichej lampki do Matki utrapionych, a potem zdjąć z Maryni białe ubranie. Biegła ona szykko przedemną, gdy nagle straciłyśmy z oczu światło lampki w kościele nieustannie płonące; a sądząc na­

turalnie, że już dochodzi kaplicy, córka nasza skrę­

ciła na prawo i wpadła w tę przepaść. Krzyknęłam wtedy i straciłam przytomność*.

(6)

Słow a te ja k miecz przeszyły scrce Jakóba; za­

wołał z ro zp aczą:

»A więc ja to zabiłem moje dziecko, bo ja zagasiłem lampę! I przy tych słowach rzucił się w dolinę po spadzistości góry, czepiając się krza­

ków ; niedługo ujrzał się przy zimnych zwłokach swej córki, która zdawała się słodko zasypiać. N ic w niej nie było uszkodzonem ; koronę z kwiatów którą przy­

gotowała na ołtarz Najczystszej z dziewic, jeszcze trzymała w ręku. O jciec upadł na kolana i tak chwilę pozostał przy ciele swej córki; poczem pod­

ją ł to słodkie brzemienie i wyniósł na górę. Żona stała jak przybita w tem samem miejscu, ani jedna łza nie pociekła z jej o czu ; umysł jej pochłonęła jedna myśl, iż ten straszny wypadek nie jest pro- stem zdarzeniem ludzkiem, ale zrządzeniem jakiemś tajemniczem.

Złożyła ona na bladem czole swej córki poca­

łunek zimny i rzekła:

»Pamiętasz słowa twej modlitwy, przed 7 laty wyrzeczone, gdyś błagał o życie i zdrowie Maryni?*

Jakób zadrżał.

>Tak... pamiętam dobrze*.

»Twoja modlitwa wysłuchaną była... ale i córka twoja miała jedną prośbę, która się spełniła: prosiła ona Królowej niebios, aby ją w białem ubraniu do trumny złożono. T yś jej do tego dopomógł. Ziściła sie nadto i druga jej prośba*.

»Jaka?« zawołał Jakób.

• Ofiarowała ona jeszcze swoje życie, aby uprosić twoje nawrócenie.

»I wysłuchano jej«, mówił ojciec, zanosząc się od płaczu.

Wtem w oknie kościółka zabłysło znowu świa­

tełko; któż lampę zapalił?

Oto na ów krzyk zacny kapłan wybiegł z mie­

szkania i dostrzegłszy lampkę zgaszoną, sam ją za­

palił, kiedy właśnie Jakób i Magdalenia przynieśli ciało swej córki. Zdziwionemu kapłanowi Magda­

lena rozpowiedziała cała wypadek, zamilczając o sprawcy jego . Nieszczęśliwi rodzice ustawili ka­

tafalk w miejscu, gdzie się Marynia modliła, i zło­

żyli jej ciało w białej sukience. Ręce złożone trzy­

mały krzyż w ręku, różaniec otaczał krucyfiks, a dłu­

gie włosy zmarłej spadały na ramiona; korona z kwiatów przez nią ułożona spoczęła na skroni.

O koło trumny klęczeli rodzice. A le niedługo Jakób upadł do nóg kapłanowi i wylewając potoki łez, wyznał winę całą. Kapłan pocieszył go obietnicą odpuszczenia grzechu, jeżeli surową pokutę odbędzie.

Nadszedł dzień pogrzebu, dzwon kościelny , obwieścił tę smutną godzinę; mieszkańcy okolicy zebrali się gromadnie. Była to dla nich wiadomość jak nieznana tak straszna. Ucieczka złoczyńców rzu­

cała w ich rozumieniu podejrzenie na nich, a od­

wracała je od Jakóba obecność jego na pogrzebie.

Dużo łez szczerych popłynęło.

D ługo potem widziano na cmentarzu kościółka mogiłę świeżą, jeczcze zieloną, którą dzieci ubierały

świeżemi kwiatami... był to grób Maryi!... W kilka lat później dwa groby wykopano obok tej mogiły!

były to groby Jakóba i Magdaleny. Jakób pragnął, aby po śmierci jeg o poznano je g o cnoty, szczęście, zbrodnie, karę, pokutę i przebaczenie, oraz jak się one cudowne wiązały z historyą Lampki w ko­

ściółku !

Pogrzeb Jasieńka.

W ykopali grób głęboki Na Jasiowe martwe zwłoki Oj zawodzi macierz biedna, C o ostała sama jedna Na ten cały świat szeroki Na ten cały świat.

Przyśli chłopcy rówieśnicy, Do Jasiowej, do świetlicy, I zabrali drogie mary I dźwignęli je na bary.

I tłum smutny bladolicy Idzie wedle chat,

I śpiewają pieśń żałosną A ż ci od niej w duszy rosną Smutki, tęskność niesłychana, Oj zawodzi ukochana,

Której przysiągł miłość wiosną, Jaśko złoty ptak.

A dziewczyna, to dziewczyna, Jak poziomka jak malina,

W ybujała by topola, C o to stoi wedle pola, Krasna niby mak Halina, Krasna niby mak.

T o ż na cmentarz Jaśka niosą, Międz krzewy zlane rosą, G dzie m ogiłę wykopano Kładą trumnę malowaną, A za trumną idzie boso Matuś niby trup.

Pokropili, zaśpiewali, I paciorki poszeptali

W dół spuszczają w dół głęboki Jasieńkowe martwe zwłoki, W ciszy głuchej zapłakali I spuścili w grób.

K ażdy poszedł w swoją stronę, Jeno dwie niewiasty one W ierna Matuś, i kochanka:

U mogiłki klęczą Janka, Niby mary potępione, Niby mary dwie.

(7)

263 ---

I zawodzą wciąż i płaczą, Z e go więcej nie obaczą, Sokolika Jasiuleńka A z bólu im serce pęka, Ż ało ść duszę rwie prostaczą, Żałość duszę rwie.

Drogosław.

(Ciąg dalszy).

Pani baronowa dała się rozbierać długo swej Pannie, a gdy ju ż była w łóżku, kazała jej wziąć książkę, mówiąc:

‘ Będziesz ciągle czytała, nie przestając, cho- Claż zasnę; ten ciągły dźwięk przedłuża mi sen, służy Za opium*.

Już trzecia po północy wybiła, a biedna sierota p y ta ła jeszcze. Już też był dzień, gdy wyszła z sy- Pialni baronowej i bez sił padła na łóżko. Zaledwie Przespała 2 godziny, kiedy dzwonek baronowej nie- l*tościwie ją zbudził.

Baranowa wielka amatorka botaniki, (nauka 0 kwiatach i roślinach) chciała zbierać zioła w swym

°grodzie ze wschodem słońca. Szła za nią biedna Marynia z oczami zaledwie otwartemi, dźw igając na ręku dużą pudlicę, by się nie zam oczyła po rannej rosie. Powróciwszy z tej wyprawy, baronowa siadła

fortepianu, a Marynia stojąc za fotelem czesała 'el włosy. Ćwiczenia te muzyczne trwały dwie go ­ dziny; poczem baronowa wsiadła do powozu i wy­

pchała , zaleciwszy swej pannie naprawę jakiejś opałki koronkowej, do której szczególną wagę przy­

s z y w a ł a . Zostawiona samej sobie Marynia kilka razy mało nie zasnęła nad robotą, i gd y się jej już

° Czy naprawdę kleiły, wszedł pan Jan i siadając, rzekł poufale:

»A cóż panno Maryanno, kontentaś ze służby?*

Dziewczyna westchnęła głęboko, nic nie odpo­

wiedziawszy, bo kłamać nie umiała.

•Baronow a*, mówił lokaj, poprawiając włosów

^ pysznem lustrze weneckim, • baronowa jest to stara waryatka, która szaleje naprawdę, i warta g o ­ ściny u Bonifratrów. C o mówisz panna na to sza- eństwo, że sobie czytać każe, kiedy sama śpi?

Oknem uciekać od takiej waryatki!*

T o zuchwalstwo służalca raziło uszy biednej dziewczyny, której sumienie mówiło, jak jest nie- S°dnem złorzeczyć ludziom, których się chleb zjada.

»Mów otwarcie, panno Maryanno*, rzekł lokaj, Podziwiając się ciągle w lusterku; »czyś widziała ledy kobietę dziwaczniejszą, bardziej wymagającą 1 nieznośniejszą jak nasza pani?*

*Ja tu jestem po to, aby jej służyć, nie zaś, y j 3 sądzić*, odpowiedziała zimno zapytana.

»Ha, coś to panna ładnego robisz?* zapytał fanfaron, poznawszy pismo nosem.

»A tak, pracuję*, odparła dziewczyna; »czyż nie powinnam pracować, alboż mi za to nie płacą?*

•Oj, dziecko, dziecko!* zawołał pan Jan, zano­

sząc się od śmiechu; widać, żeś ze wsi... Dobre to wtenczas, gdy ta stara czarownica patrzy, ale teraz to prawdziwa niedorzeczność!*

• M o ż e panna jesteś ciekawa przeczytać? mam

piękny, nowy romansik«.

»Ja nie znam takich książek*.

•Jakto, a cóż panna czytujesz?*

»Żyw oty Świętych Pańskich i książki, które ucząc, rozrywkę uczciwą dają*.

•Stangret miał racyą; to prawdziwa świętoszka*, rzekł do siebie lokaj, i wykręciwszy się na pięcie, pożegnał Marynię.

A leż oto weszła zaraz kucharka.

• Przeklęte domisko!« wołała kucharka, siadając na ławie, »ach! gdyby nie złotko!«

tCo ci to kochana?* zapytała Marynia.

• Co?* odrzekła rozgniewana kucharka. *Oto mdleję, upadam ze zmęczenia. Czyż nie muszę co- dzień gotować pięciu śniadań: herbatę dla pani, cze­

koladę dla pana Jana, befsztyk dla stangreta, ko­

tlety dla marszałka, kawę dla gospodyni i t. d. A c h ! to okropne!*

•Ja ci umniejszę pracę, moja droga: zjem, co mi podasz*.

• T o się nie godzi*, mówiła kucharka z pewnym gestem wspaniałomyślności. »Panna tu więcej zna­

czysz, jak wszyscy, wyjąwszy marszałka, tego starego dziwaka«.

• Franciszko! Franciszko! a gdziesz ty się po- dziewasz?* wołała gospodyni, która tu teraz na­

deszła. .Potrzebuję kolacyi więcej wykwintnej;

przyjmuję bowiem dzisiaj gości w mym pokoju, bę­

dzie i pan Jan. Sądzę, że i ty panno Maryanno nie odmówisz mi wizyty, mówiła do garderobianny, gdy ju ż kucharki nie było*.

• Bardzo dziękuję pani*, rzekła Marynia zamba- rasowana; »służba zatrzymuje mię przy mojej pani;

pani wiesz, że moje czytanie przedłuża się późno w noc*.

W rzuć opium do napoju, którego baronowa wieczór używa*, przerwała gospodyni.

• Nie zrobię tego*, odrzekła garderobiana.

• Dziecko jesteś, inni to robią bez najmniej­

szego skrupułu i dobrze im z tem*.

• Sumienie moje wyrzucałoby mi to całe życie*, mówiła sierota z żywością*.

nastąpi).

(8)

2Ó4

S Z A R A D A .

Czytaj wprost, będę trudny do przebicia głową, Wspak czytany okryłem się sławą wojskową.

Dzisiaj stawam po szynkach, czasem przy - herbacie, Nie chciej mej znajomości, gd y masz rozum bracie.

Z a dobre rozwiązanie przeznaczona nagroda.

Rozwiązanie szarady z nr. 32-go:

Pierwsze wspak — rok — oznacza wiek, Trzecie słowo —

ty

— unika pyszny człowiek.

Drugie wspak i trzecie znamy, N afty — do oświetlenia używam y;

Całość szanowny Pan Korfanty, Czczony jest i prześladowany.

A le on cierpliwy w sobie, Bo prawy Polak zna przysłowie:

Z e się jeszcze nie narodził

Ten, coby wszystkim był wygodził.

Marya Papierniok z Janowa.

T o nazwisko, zna je każdj7, nawet małe dzieci, Dobry Polak i Katolik, dobrze o tem wiecie.

Ze to z ludu ten bohater, a z ludu naszego,

Mąż ten, który w alczy śmiało w obronie wszystkiego Co jest polskó-katolickie, o czem zapomniano, I to także co nam wzięto, chce by nam oddano.

L ecz nietylko my g o znamy, znają go nąjiściej Ci nasi najserdeczniejsi, zwani hakatyści.

Germanizatorowie pienią się na niego

I chcą zw alczyć nam koniecznie pana Korfantego.

Górnoślązaczka.

G dy szaradę badam, Tak sobie to składam:

Pierwsze wspak człowieku, R ok: je st częścią wieku.

Trzecie zaś, to znaczy Kiedy się zobaczy Człowieka znanego, A le nie pysznego;

Mówię w ięc do niego

Ty:

mam coś nowego.

Drugie wspak i trzecie, Dzisiaj dużo w świecie;

My ją używamy, Naftą nazywamy.

C ałość: bracie tak się pięknie ułożyła, łże nam nazwiska męża przedstawiła;

Któregośm y sobie przez walkę zdobyli, I jako obrońcę, posłem okrzyknęli.

On w obronie ludu dzielnie w sejmie stanie, Korfanty, to polski poseł — mości Panie!

P iotr Plewniak.

T ę szaradę bardzo ładnie K ażdy Czytelnik odgadnie.

Pierwsze wspak rok jest znany I też część wieku mianowany.

Drugie wspak i trzecie każdy zna, B o nafty wiele ludzi ma.

Trzecie t y obraza pysznego, B o to dla niego coś grzesznego.

Całość to mąż wielce czczony, Korfanty nazywany.

Jest on bowiem wielce szanowany, Zato z drugiej strony prześladowany.

Jan Rzychoń z J ó z e f owca- Przeciąg czasu rok oznacza,

Do przyjaciela mówię ty;

Nafty źródła są w Uralu, Całość poseł nasz Korfanty.

Jan Pastuszka z Zawodzia.

R o k jest pewnie czas nie mały, T y to mówi poufały

Do swego współbrata;

Zaś bez nafty żadna chata W ieczorem się nie obędzie, Dzisiaj w pismach piszą wszędzie, Jak Korfanty nie bez trudu Broni prawa swego ludu.

Jan Kania z Zawodzia.

Rok, ty, nafty, C ałość: Korfanty.

A. R udzki z Bytomia- Rozwiązanie nadesłali je szcze : pp. Teresa P°' lok z Siemianowic, Jadwiga Badura z Roździenia>

Zofia Schmit z Karbowy, A gnieszka W olny z H W Wilhelminy, Gertruda Zmuda z Katowickiej hołd)'>

pp. Teofil Goraus z Lyonu, Karol Kubica z Or2e"

gowa, Błażej W idera z Biskupic, Franciszek R mełka z Józefowca, W iktór Gałąska z Gliwic, Leo­

pold Zarzecki z Biertułtowy, Ezechiel Krzemyk z M°"

krołona, Tomasz Mieliczek z Kochłowic, Jan Krząka^

z Bykowiny, Ryszard Bodynek i Felix Bramorski z Świętochłowic, Paweł Paprotny z Gliwic, Wilhelm Bobek i Am and Morys z Łabęd, Teodor Brzoska z Orzegowa, Konstantyn Lipski z Dąbrówki, Ado1 Skaba z Świętochłowic, Paweł Grzesik z R acibo*"' skiej Kuźni, Jan Swoboda z Botropu, S y lw e s t C Krzyska z Katowic, W incenty Hutko z Lipin.

N agrodę otrzymał p. Konstantyn Lipski.

Z powodu braku miejsca, nie mogliśmy w s z y s t”

kich wierszem nadesłanych rozwiązań umieścić.

Nakładem i czcionkami »Gómoślązakac, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.

Redaktor odpowiedzialny: Adolf Ligoń w Katowicach.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Cóż ma więc robić mieszkaniec takich okolic fabrycznych, gdzie o wodę dobrą, smaczną, zdrową tak trudno? Najlepiej będzie, żeby się dowiadywał, gdzie w

miast do życia powrócił. Feliks Gondek w swoim »W ieczorze św. I tak dzisiaj zastanówmy się nad trzema krzyżami, które stały na G olgocie czyli Kalwaryi. Na

Jeżeli tedy niektórzy ludzi wmawiać W am będą, że nie trzeba zachowywać postów dla tego, że to ma szkodzić w ogóle zdrowiu i sprzeciwiać się hy- gienie,

•nęża nie sprawuje sprawiedliwości Bożej. Jeszcze wam wiele mam mówić, ale teraz znieść nie możecie. L ecz gd y przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej

sławiony, źeć nie mogą oddać: albowiem ci będzie oddano w zmartwychwstaniu sprawiedliwych®, to jest po śmierci w Niebie. B óg miłosierny zlitował się nad

sławionej M ałgorzacie Alacoąue, aby rozszerzała wśród ludzi nabożeństwo do N ajsłodszego Jego erca Boskiego, rosły z każdym prawie rokiem objawy wielkiej

siejszej ludzie każdego stanu wiele się nauczyć mogą, ale osobliwie rodzice a dziatki, wszelakiej pobożności żyw e przykłady wystawione mają.. A w drugiej

W ylicza Faryzeusz dużo dobrych uczynków, jakie pełnił, a jednak B óg na nie nie wejrzał. Augustyn, a nic nie znajdziesz. Wstąpił, aby się modlić, a on nie