• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 27

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 27"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rodzina chrześciańska

Pisem ko poświęcone sprawom religijnym , nauce i zabawie.

Wychodzi raz na tydzień w Jftedzielę.

'R o d zin a c h rze ścia ń sk a « k o sztu je razem z »Górrioślązakiem « kw artaln ie I m a r k ę 60 f e n . K to c h c e sam ą »RocIzinę chrześciań ską*

abonow ać, m oże ją so b ie za p isa ć za 50 f. n a p o czcie , u pp. agen tó w i w p ro st w A dm inistr. »G ó rn o ślązak a* w K a to w ica ch , ul. M łyńska 12

Na Niedzielę pierwszą Adwentu

Ewangelia u Łukasza świętego

w Rozdziale X X I.

W on czas mówił Jezus Uczniom swoim:

będą znaki na słońcu, i księżycu, i gw iazdach;

a na ziemi uciśnienie narodów dla zamieszania szumu m orskiego i nawałności: g d y będą lu­

dzie schnąć od strachu i oczekiw ania tych rze­

czy, które będą przychodzić na w szystek świat; albowiem m ocy niebieskie wzruszone J będą. A tedy ujrzą Syna czło w ieczego przy­

ch odzącego w obłoku z m ocą wielką i z ma­

jestatem. A to g d y się dziać pocznie, poglą- dajcież a podnieście g ło w y wasze, b oć się przybliża odkupienie wasze. I pow iedział im podobieństw o: spojrzyjcie na figę i na w szyst­

kie drzew a: g d y ju ż z siebie ow oce w y ­ puszczają, w iecie, żeć ju ż blizkie je st lato.

T ak i w y, g d y ujrzycie, iż się to będzie działo, w iedzcież, że blizkie jest Królestw o B oże. Zapraw dę mówię wam, ze nie przem i­

nie ten rodzaj, aż się wszystko ziści. Niebo 1 ziemia przeminą, ale słowa moje nie prze­

miną.

Nauka z tej Ewangelii.

K ościół B oży czytając nam w przeszłą i dzi­

siejszą niedzielę Ewangelią o końcu świata i sądzie ostatecznym, chce w nas odświeżyć tę ważną pra­

wdę, że tylko do czasu na tej ziemi zostajem y; że rychlej czy później stanąć nam przyjdzie przed sąd N a jw yższeg o Boga, który sądzić będzie żywych i um arłych, to jest: dobrych i złych, a przez to pragnie nas zachęcić do wytrwania w dobrem, a do obrzydzen ia i porzucenia złego. Tak jest mili B racia! przyjd zie czas, że na głos trąby Anioła zgro­

madzą się od czterech końców szerokiego świata, martwe prochy ludzkie; powrócą do swoich istot, dusz, i nowym cudem utworzenia staną się ludźmi.

Czytaliście w Ewangelii poprzednicze znaki dnia tego ostatecznego, zaćmienie słońca i księżyca, spa- dnienia gwiazd, poruszenie m ocy niebieskich, zamie­

szanie szumu morskiego i nawałności; przyjście na- koniec Syna człowieczego, Jezusa Chrystusa, w obłoku, z mocą i majestatem wielkim. W staniecie i wy Bracia, na ten dzivjń ok ro p n y; wstaną ojcowie nasi i m atki; wstaną dzieci wasze, które po nas nastąpią.

Biada nam wszystkim wiecznie, jeżeli nie odpowiemy na to, o co nas zapytają.

A le kiedyż ten dzień tak okropny i straszny przyjdzie? próżne pytanie; — nie powiedział tego Chrystus Uczniom swoim i ja wam tego nie powiem.

Będzielito za lat sto, czy tysiąc, wszystko to dla nas jedno. Czem uż to? B o szczęście lub nieszczęście dnia tego zależy od śmierci naszej, która dziś, jutro, lub kiedykolwiek nas dogoni. Jaki tu wyrok usły­

szymy, taki tam nas czeka. Jeżeli szczęśliwy, będzie o tem wiedział i winszował świat ca ły ; jeżeli zaś nieszczęśliwy, od wstydu 1 rozpaczy wołać będziem y:

»góry i pagórki za-kryjcie nas!« C óż tedy ztąd w y­

pada Chrześcianie, skoro dzień ostatni świata i sądu, jest względem nas tenże sam prawie, co dzień śmierci, która tej godziny sprzątnąć nas może?

W ięc każda godzina, każdy dzień, każdy rok, po- powinny być przygotowaniem na przyjście Syna B o­

żego, który powiada: »przyjdę do was jak o złodziej, wtedy, gdy się najmniej spodziewacie*. A ch ! Chrze­

ścianie, gdybyśm y o tem, nie mówię, co godzinę, ale co dzień przynajmniej szczerze pomyśleli, inneby zapewno było życie nasze i inne obyczaje. A jeżeli to jest między nami, co i teraz słucha tych rzeczy, jak bajek, nie obudzi go nic z letargu, chyba trąba Anioła, a wtedy uwierzy temu, z czego dzisiaj żar­

tuje, ale podobno za późno na zbawienie swoje.

A le wy bogobojne dusze! co jeszcze tchniecie bo- jaźnią zbawienia waszego, chcecie mnie pytać, jaka jest najkrótsza droga, aby być zawsze gotowym na śmierć i na sąd ostatni? Najprostsza: b yć zawsze bez grzechu, a za przeszłe nieprawości zadosyć

(2)

210

uczynić. Gdybyście lat sto przeżyli na puszczy, a w jednym śmiertelnym bez pokuty umarli grzechu, ju ż po was; i znowu, gdybyście sto razy jeden grzech wyznawali na siebie, a nie chcieli zadość uczynić szkodom, z grzechów wynikłym, nie masz pokuty, grzech zostaje, a za grzechem śmierć i sąd.

G dy chcemy kogo przyjąć w dom nasz, umiatamy go, uprzątamy w nim wszystko to, coby obrzydliwo­

ścią swoją raziło oczy gościa; wreszcie wynurzamy się z sercem naszem i czynimy ofiary z tego, co dla nas jest najdroższym i najmilszem. U czyńcież tak względem Zbawiciela naszego, a uczynicie przygoto­

wanie najlepsze. Ochędożcie najprzód sumienie wa­

sze, kałem zbrodni zhańbione i zeszpecone; wy­

miećcie ze serca waszego owe potwory i bożyszcza nieszczęśliwych nałogów, którym od lat tylu słu­

życie; oczyście wszystkie zakątki serc waszych, do których podobno nigdy nie zajrzeliście; wymyjeie wreszcie łzami prawdziwej pokuty cały wasz domek, a wtedy dobrze przygotowanem będzie na przyjście Jezusa Chrystusa. W ynurzcie Mu się z najżywszą wiarą, iż On jest prawdziwymi naszym Zbawicielem i Odkupicielem; a na dowód tego uczyńcie mu jaką ofiarę. A jakąż naprzykład? Złota i srebra wszyscy nie macie, ani On też tego nie potrzebuje, będąc Panem nieba i ziemi. Oto macie rzecz jedną u was najmilszą, której najwięcej dogadzacie, to jest: ciało wasze. Tento jest wasz nieprzyjaciel domowy, który was nie raz przyjaźni z Bogiem pozbawił. Otóż z tego nieprzyjaciela najgłówniejszego uczyńcie ofiarę Panu waszemu, a jakim że sposobem? Oto umartwiając go, to ciało wasze, postem i wstrze­

mięźliwością; oto czyniąc uchronicie się od wielu grzechów, które was pozbawiają Królestwa niebie­

skiego, a ściągają na was potępienie wieczne. Oto jest Chrześcianie! krótka i prosta droga, na przy­

jęcie sędziego B oga; mówi On nie sto razy na wielu miejscach Pisma świętego: ^czuwajcie i módlcie się, bo nie wiecie godzin y«. A gdyby ten Pan tej mi- muty zapukał do was, znalazbyż. regestra wasze g o ­ towe? Będziecież wy dla tego dłużej złymi, że On długo dobry? będziecież cierpliwości Jego na krzy­

wdę Jego używać? O Boże! mów T y sam lepiej do serca naszego, póki jeszcze nie mówisz jako sędzia;

kołataj do nas, ale nie po rachunek.

Oto są, Chrześcianie! uwagi, które myśl waszą w czasie tym adwentowym zaprzątać mają. Będziecie wkrótce obchodzić pamiątkę przyjścia Jezusa Chry­

stusa, jako Zbawiciela; cieszcie się i radujcie, bo z Nim i przez Niego przyszło zbawienie wasze.

Macie się codzień gotować na przyjście Jego drugie;

drżyjcie i lękfjcie się; nie da się On bowiem prze­

kupić, uprosić i przebłagać. Biada wam! zawikła- nego sumienia ludzie, co z tysiąca spraw swoich, a z drugiego tysiąca cudzych zdać macie rachunek, jeżeli was ten 'Sędzia niegotowych nadybie. Biada wam! zapamiętali pijanice, jeżeli was Pan ten bez pamięci opiłych zastanie. Biada wam! złośliwe matki, jeżeli dzieci wasze wprzód znają djabłów, niż

Boga. Biada wam! zuchwała, a w siłach i zdrowiu zaufana młodzi, jeżeli życie wstrzemięźliwe do lat starych odkładasz, a może średnich nie d o czek asz!

Biada nam wszystkim! jeżeli z naszej winy z na­

szego przykładu, i naszego nieostrzeźenia Brata na­

szego, zginie kto. Od czego uratuj nas Panie wszystkich! Niech gotując się na to przyjście T w o je jako Zbaw iciela gotowym i zawsze będziemy na przyj­

ście Tw oje jako Sędziego!

Adwent.

O b y ś rozd arł n ieb iosa i zstąpił.

Izajasz.

N ik t nie je s t tak silnym , a b y sam m ógł się w y d o b y ć z b agn isk a, w któ­

reśm y zab m ę li. K to ś in ny p rz y jść m usi, kto ś p o tę żn ie jszy , i p o d ać nam

rękę z b a w c zą . Sengka

Adw ent (adwentu sprzyjście), to pamiątka ocze­

kiwania Zbawiciela. W raz z Adwentem rozpoczyna się nowy rok obrzędowo-kościelny, nawiązujący nić solidarnej łączności pomiędzy miliardem potomków, a ich “najpierwszymi protoplastami. Czterema nie­

dzielami adwentowemi symbolizuje K ościoł cztery tysiące lat*) oczekiwania Chrystusa, i tym przeto rzutem oka w przeszłość obejmuje cały świat przed- Chrystusowy, zarówno Izraelski jak i pogański. Gdy Prorocy Starego Zakonu coraz to wyraźniej malo­

wali moralną postać przyszłego Mesyasza i coraz głębiej odczuwali tęsknotę do Emanuela, to i świat pogański, własnym siłom pozostawiony, dochodził do przeświadczenia, że tylko B óg może go dźwignąć z upadku. G recy i Rzymianie to były także ludy wybrane od Boga, choć w porządku ‘ naturalnym, które zogniskowały w sobie całą świadomość ko­

nieczności ratunku Bożego. Bolesny, a głęboko od­

czuty wyraz tej świadomości dali: Sokrates, Platon, Seneka, Tacyt, Cyceron i inni głębsi myśliciele.

Obrazując więc w swych obrzędach ten smętny nastrój oczekiwania, przepisuje K ościół na adwen­

towe nabożeństwa barwę fioletową, jako barwę smutku. W e Mszach śś. opuszcza się też w tym czasie tryumfalny śpiew Aniołów z nad szopki betleem skiej: ;>Gloria in exelsis Deo«. A le ten smu­

tek nie jest beznadziejny. Owszem, to smutek ra­

dosny, bo ożywiony nadzieją, że co B ó g obiecał, spełni się niechybnie. D ając więc wyraz tej tęsknej radości, ustanowił K ościół na Adwent osobne nabo­

żeństwo roratami zwane, które odprawiane są w bia-

*) N ie w ed łu g n au kow ej, o p artej na d an ych , b ib lijn y ch i g e o lo g iczn y ch , chronologii, ale w ed łu g p ra k ty k i p rzy ję tej p rzez K ościół. N a u k o w a ch ron ologia nie jest w c a le ustalona, i K o ś c ió ł p o zo staw ia p od tym w zg lę d e m b a d aczo m sw o b o d ę

(3)

pierwszego wyrazu wzniosłego, pełnego uroczystej poezyi wołania Izajaszow ego: »Roiate coeli desuper, et nubes pluant Justum; aperiatur terra et germinet Salvatorem «. (Izai. XIV. 8). Spuście rosę niebiosa 2 wierzchu i obłoki niech opuszczą ze dżdżem Spra­

wiedliwego; niech się otworzy ziemia i zrodzi Zb a­

wiciela. Słowa te właśnie stanowią Introit czyli Wstęp do Mszy św. roratnej, odprawianej na cześć Najśw. Maryi Panny, jako jutrzenki Odkupienia, z rana przed świtaniem.

W naszym kraju na mocy szczególnego przy­

wileju, roraty odprawiają się przy siedmiu świe­

cach.*) Ilość tych świec tłum aczy narodowe poda­

nie, jak o b y wyobrażały one siedm stanów składa­

jących naród. Pierwszą miał stawiać król, drugą prymas, trzecią senator świecki, czwartą szlachcic, dalej: rycerz, mieszczanin i chłopek.

W pięknym wierszu opisuje to Syrokomla, za którym choć drobną cząstkę tu pow tarzam :

Od Bolesława, Łokietka, Leszka,

G dy jeszcze w Polsce Duch Pański mieszka, Stał na ołtarzu przed Mszą r o r a t y ,

Siedmioramienny lichtarz bogatym;

A stany państwa szły do ołtarza, A każdy jedną świeczkę rozżarza:

Król, który berłem potężnem włada, Prymas — n^jpierwsza senatu rada, Senator świecki — opiekun prawa, Szlachcic, co królów Polsce nadawa, Żołnierz, co broni swoich współbraci, Kupiec, co handlem ziom ków bogaci, Chłopek, co z pola, ze krwi i roli Dla reszty braci chleb ich mozoli, K ażdy na świeczkę grosz swój przyłoży, I każdy gotów iść na sąd Boży.

T u następują podniosłe modlitwy każdego stanu.

A p otem :

Tak siedem stanów, ze ziemicy całej, Siedmiu płomieńmi jasno gorzały, Siedem modlitew treści odmiennej W yrażał lichtarz siedmioramienny, L ecz roratnego całość lichtarza, W spólną modlitwę kraju wyraża, A na ten lichtarz — komuż to dziwno, Z e Pan B ó g spuszczał rosę ożywną?

A le zmądrzała Rzeczpospolita, Siedmiu świecami ołtarz nie świta, Siedmiu modlitew ju ż zapomnieli, Stary obyczaj Piastów wyśmieli, Szli na roraty przed dniem do fary T ylko niewiasta lub dziadek stary.

Zardzewiał lichtarz siedmioramienny, Los siedmiu stanów nastał odmienny:

*) Już za B o lesła w a W s ty d liw e g o o d p raw ian e b y ły ro ­ raty na W a w elu .

W pasterzach znikła gorliw ość święta, Senatorowie poili braci,

Szlachta się ciągle konfederaci,

Żołnierz ją ł gnębić tych, których bronił, Kupiec przez lichwę bogactwa strwonił, Kmiotek — niewolnik zmarniał we dworze, A n ió ł zatrąbił na sądy Boże.

Liturgiczne wszakże tych siedmiu świec zna­

czenie jest odmienne. M ianowicie: sześć świec, po trzy po obu stronach ołtarza, palą się ja k zwykle na każdej uroczystej Mszy św., a siódma, w pośrodku stojąca wyobraża Matkę Najśw., przez którą zjawiło się zbawienie świata.

Jak Matka B oża jest jak o b y jutrzenką jasnego dnia Odkupienia, tak ta świeca świątecznie symbo­

lizuje świtanie zorzy wśród porannego zmierzchu wyobrażającego znowu ciemności, w jakich rodzaj ludzki był pogrążony. Bo roraty właśnie o zmroku porannym są odprawiane. Cała więc myśl roratów we wszystkich swych szczegółach, jest — ja k wi­

dzimy — cudownie piękna i trafna.

W niektórych okolicach istnieje zwyczaj ludowy w czasie Adwentu, że młodzież wiejska wygrywa na ligawkach proste a rzewne tony. Ma to wyobrażać trąbę archanielską, budzącą zmarłych na sąd osta­

teczny, o którym właśnie w pierwszą niedzielę czyta się Ewangelia (według św. Łukasza).*) Na tej też podstawie opiera się wiara ludu, że sąd ostateczny odbędzie się w porze adwentowej.

Z tą również Ewangelią adwentową miał zw ią­

zek dawny zwyczaj, iż każdy z przedstawicieli stanów

*) W ostatnią n ied zielę p o Ś w iątk a ch , a w ię c tu ż p rz e d A d w en tem , c z y ta nam K o śc ió ł E w a n g e lię o p otw órnem p rz y j­

ściu C h rystu sa w roli sęd zieg o . I b a rd zo słu szn ą je s t w tedy E w a n g e lia o końcu św iata, bo i ro k k o ście ln y się k o ń czy.

L e c z czem u K o śció ł i w p ie rw sz ą n ied zielę ad w en tu sąd o sta ­ te c z n y p rzyp o m in a w iernym , a ty lk o d la odm iany w ed łu g re d a k cy i innego E w a n g e listy ? T ru d n o ść ta ro zw ią zu je się b a rd zo łatw o. N ajp r/ó d zau w a żm y, ż e k się g i E w an g e lii p o ­ św ięco n e są z n atu ry r z e c z y sam em u ju ż fa k to w i p rzy jściu Z b a w ic ie la , i J eg o d ziałaln o ści; o p ok a zaś o czek iw a n ia teg o p rz y jś c ia m a sw ó j w y r a z w sp ó łc z e s n y w k się g a ch S ta reg o Z akonu. N iem a w ięc w E w an g e lii m iejsca o d p o w ia d ają ceg o tęsknem u o czek iw an iu , ja k ie w yo b ra ż a A d w e n t. W y c h o d zą c p rzeto z teg o dość tru dnego p ołożen ia, w y z n a c z y ł K o ś c ió ł na p ierw szą n ied zielę A d w e n tu E w an gelię o p ow tórn em p rz y jśc iu Z b a w ic ie la , w trj m yśli głęb o k iej i ce lo w e j, ż e p o m ięd zy p ierw szem a drugim p rzy jście m C h rystu sa, z a c h o d zi w ie lk ie p o ­ w in o w a ctw o p ed a g o g iczn e. W A d w e n c ie m am y o d tw a rza ć w u czu ciu oną tęsknotę o czek iw a n ia Z b a w c y i ro zp am ię tyw a ć m oralny u p a d ek św ia ta p od brzem ieniem g rze c h u ; a b iorąc z zam ierzch ły ch w iek ó w p rzed -C h rystu so w ych n aukę d la sie­

b ie, m am y się w tym czasie a d w en to w ym p o b u d zać do g o r­

liw szeg o ko rzystan ia z łask , ja k ie nam C h rystu s w ysłu ży ł, i z nauk, ja k ie nam zostaw ił. D o teg o zaś, có ż m oże nam d a ć siln iejszego b ó d żca n ad je d n o c zesn e p rzypom n ien ie p o ­ w tó rn ego p rz y jśc ia C h rystu sa, p ełn eg o g r o z y d la tych , k tó rzy z p ierw szeg o ła sk a w e g o p rz y śc ia Z b a w c y nie sk o rzystali.

W ię c w łaśnie E w an g e lia o sąd zie o stateczn ym , czy ta n a w p ierw szą n ied zielę A d w en tu , ma zn a czen ie en ergiczn ej p o ­ b u d k i do ga rn ięcia się ku C h rystu sow i, i do n a le ży te g o p rz y ­ g o to w a n ia się n a o b ch o d zen ie p am iątki B o ż e g o N arodzenia.

(4)

212

społecznych, stawiając na ołtarzu roratowym świecę, m ówił: gotów jestem na sąd Boży! T ak to, przy całej nierówności ziemskiej, religia przypomniała wszystkim również w obliczu Boga, który — mówiąc językiem Skargi — nie brakuje personami, chyba jeno ze względu na cnotę i zasługi.

W reszcie i to nadmienić się godzi, iż w porze adwentowej Papież daje złotą różę, jako odznakę cnoty, jednej z wybranych, wybitniejszych osób.

Zakony.

sir- — —

(C ią g d alszy).

Dominikanie w Polsce.

Najpierwszemi Dominikanami na ziemi polskiej byli Polacy, J a c e k i C z e s ł a w , bracia Odrową- żowie, synywcowie Biskupa Krakowskiego, Iwona Odrowąża. Ten Iwo wprowadził swych synowców roku 1223 do kościoła i klasztoru św. Trójcy w K ra­

kowie. Ci bracia gorliwi o rozkrzewienie i ustale­

nie W iary św. w Polsce i innych pogranicznych zie­

miach, tak prace pomiędzy siebie podzielili, iż Jacek przyjął na siebie Polskę, Litwę, Ruś, Inflanty, Ma­

zowsze, Prusy; a Czesław Czechy, Morawy, Śląsk i Saksonię.

Szybko po całej Polsce rozkrzewił się ten za­

kon: w Krakowie, Poznaniu, Gdańskku, Rydze, Elblągu, Sandomierzu, Płocku, Królewcu, Kijowie, Haliczu, Lwowie, Przemyślu. Oto praca jednego Jacka świętego, który 33 lat strawił w Polsce na piel­

grzym ce kaznodziejskiej; i w Krakowie za panowania Bolesława W stydliwego, Króla Polskiego, i Kune- gundy św. Jego żony, bez boleści, w 70 roku życia swego Bogu ducha oddał. L eży w Krakowie.

Czesław zaś święty leży w W rocławiu w kościele X X . Dominikanów.

Z tego to zakonu wyszło bardzo wielu uczo­

nych i świętobliwych Polaków. Kilku tutaj wam przytoczę, abyście też i wy ich poznali.

Znacie ju ż Skargę, bo któżby go nie znał!

W iecie, że to był kaznodzieja zawołany w Polsce, z zakonu Jezuitów; roku 1588 wezwanym został na kaznodzieję królewskiego przez Zygm unta III., i tam 25 lat na tej posadzie przeżył. — Przeniósł się w sta­

rości do Krakowa, i tu w ubożuchnej celi umarł 1612 roku; nie splamiło ust Jego żadne pochlebstwo, a na osoby nie miał względu, a serce ludzkie trzymał w ręku swoich.

Jego następcą w kaznodziejstwie był F a b i a n B i r k o w s k i , Dominikanin. On to się wsławił jeszcze za życia Skargi, i po mm nie było lepszego kaznodziei nad B irkow skiego; byłto mąż nader uczony; nikogo się nie przeląkł, każdemu prawdę wbrew mówił. I w szyscy go z uczonności, skromno­

ści i świętobliwości podziwiali. Rodem jest z Lwowa, i uczył się na akademii krakowskiej, był 14 lat

kaznodzieją w kościele św. Trójcy w Krakowie, zwie­

dził W łochy, a potem został nadwornym kaznodzieją królewicza W ładysława, syna Zygm unta III. Po śmierci Skargi, był kaznodzieją królewskim aż do roku 1636, w którym to roku umarł, licząc lat 70.

Niektóre wyimki z je g o kazań, jeżeli B ó g dozwoli czasu i sposobności, chętnie wam przytoczę. Teraz wspomnę wam tylko o niektórych jeszcze sławnych Polakach Dominikanach.

I tak poznajcie również sławnego kaznodzieję Melchiora Mościckiego. Urodził się w miasteczku Mościskach, temu przeszło lat 300, to jest roku 15H , a umarł w Krakowie 1591, licząc lat 80. Ż y ł więc równocześnie z Birkowskim, lubo jak widzicie wiele był od niego starszy. Jak warn już wspomniałem, i on był sławnym kaznodzieją; kazywał on ciągle na 26 sejmach i był Prowincjałem , to jest Prze­

łożonym X X . Dominikanów Polaków. Z heretykami ciągle i piórem i dysputami wojował. G dy na sejmie Piotrkowskim Król Zygm unt August chciał podpisać jakieś pisma heretyckie, on się taką gorliwością uniósł, iż królowi pióro z ręki wytrącił. W iele kla­

sztorów, które już podupadać zaczęły, on radą i datkiem, zachęceniem i wytrwałością dźwignął do dawnego blasku.

Jego wymowa kaznodziejska była pełna powagi, prostoty, prawdy, jasności i skromności; a życie je g o i obyczaje okazywały, że co mówił to czuł, 1 tak sam żył. Dla tego też wielki wpływ wywierała jeg o wymowa na słuchaczach, pobudzała wiernych do łez 1 pokuty za grzechy, i nie jeden wrócił na drogę prawdy i cnoty.

Razem z owym sławnym Mościckim żył także Łukasz Lwowczyk, również Dominikanin; zawołany także kaznodzieja na wielu sejmach, i w Krakowie, i w W arszawie. Osobliwie gromił przeważnie kace- rzy, tak, że przeciw niemu ostać się nie rnogli.

Orzechowski mówi, że gdy w Przeworsku Ł u ­ kasz Lw ow czyk o przyszłych klęskach kraju mówił, taki strach padł na wszystkich, jak gdyby Sąd Boży był za pasem.

Umarł ośm lat pierwej niż Mościcki, bo już roku 1583; wtenczas, kiedy Birkowski dopiero 1 7 ty rok życia zaczynał.

Również się wsławił Dominikanin Polak, S e ­ weryn Lubomlczyk, przechrzta, dla tego czasami Hebrajczykiem zwany. Posiadał rozległe wiadomo­

ści i gruntowną naukę; a innowiercy tak go się bali, jak ognia; albowiem w wszystkich dysputach on ich na głow ę zawsze poraził, że ju ż ani oczu nieraz podnieść nie śmieli.

Umarł w tym roku, co i Skarga, t. j. 1612. — Onto przez swoje gruntowne prace przeprowadził do skutku kanonizacyą św. Jacka w Rzymie, którego życie obszernie opisał.

Nader sławnym z uczonności głębokiej jest Abraham Rzowski, także Dominikanin. Ten gdy usłyszał owego sławnego Seweryna Hebrajczyka, ka­

żącego w Krakowie, tak się zapalił gorliwością i po­

(5)

święceniem, iż wstąpił do zakonu Dominikanów.

Imie mu było Stanisław, lecz on, wedle zwyczaju zakonnego, to imię przemienił na Abraham. Zw ie­

dził W łochy, które wówczas z nauk słynęły, i tam on wszystkich W łochów wprawił w podziwienie, iż taka uczoność i bystrość rozumu w nim się mieściła.

Chciano go w W łuszech zatrzymać, lecz on za­

tęsknił za ojczystą ziemią i powrócił do kraju.

Uczył w Krakowie, kazał w Poznaniu, był Przeorem w W rocławiu, jeździł często do Rzymu. I w Rzymie zajął się pracą uczoną, to jest, pisał Historyą ko­

ścielną, której uczony Kardynał Baroniusz nie był dokończył. Sam Papież ucieszył się niewymownie, iż znalazł się jeden tak uczony człowiek, który tej ogromnej pracy podołać może. W yznaczył mu po­

koje w swoim pałacu, i dochód przyzwoity. Mnóz- two książek napisał; a w szyscy go się dosyć na- chwalić nie mogą. Umarł roku 1637 w Rzymie.

(C ią g d a lsz y nastąpi).

V

Królewna Prawda.

Bajka żmudzka.

W śród żytnich łanów zbożowych I leśnych borów sosnowych, Za rzek szerokich granicą

Za puszcz odwiecznych ciemnicą,

Tam, gdzie pieśń ptasząt brzmi rzewna, — Ż yła królewna.

Na tronie z mchów i paproci, Z uśmiechem wielkiej dobroci, W koionie, zd >bnej bursztynem, D zieiżyła władzę nad gminem, Rządziła benem z korali

Ludźm i w tej dali.

Na wieść o żmudzkiej dziewicy Z dalekie) kraju dzielnicy Zewsząd się tłumnie zbiegano;

L ecz usłyszaw szy jej miano, Niejeden żalił się smutny

Na los okrutny.

»Natura zimna w ntej, rybia, A zwie się: Tikra T ejsib ia1), A widzi do dna człowieka!

W ie, co zakrywa powieka,

Co w tajniach duszy z ł o ż o n o ...«

T ak się skaiżono.

Rankielis2) z nad brzegów W en ty3), O biecał skarbiec zaklęty,

I ziemie zbożem słynące, I monet srebrnych tysiące, I złota olbrzymie stogi

Rzucić pod nogi.

') T ik ra T e jsib ia po żm u d zku z n a c z y : S z c z e ra praw da.

2) R an k a p o żm udzku ręka — ran kiela rączka.

8) W e n ta rz e k a ; p rz e p ły w a p o w ia t sza w e lsk i, in aczej W in d aw a.

G ałwelis4) z D ubisy5) brzegu W biegłych słów długim szeregu O biecał waleczne czyny,

Mądrości, sławy, wawrzyny, Potęgi i władzy morze

O ddać w pokorze.

Szyrdelis6) z btzegów Ł aw en y7) Na skarb ten nie znalazł ceny I słów nie wybuchł potokiem!

Lecz rzekł z westchnieniem glębokiem :

>Daję ci siebie, weź moje Serce za twoje!*

Królewna-prawda, wzruszona, R zekła: *Twa wola spełniona!

Bo ręka bywa bezsilna, I głow a często jest mylna,

L ecz z prawdą — nigdy w rozterce, Kto patrzy w S f r c e U

Ludwika Życka.

*i G a łw a p o żm u d zku g ło w a — ga tw e la g łó w k a s) D u b isa rz e k a ; p rzep ły w a p o w ia t rosieński.

6) S zy rd e lis z n a c z y po żm u d zku serd u szko (c zy li serce).

’) Ł a w e n a rz e k a ; p rz e p ły w a p o w ia t p o n iew iczki.

Obraz gospodyni domu, matki i żony.

A c h ! zazdrościć takiemu mężowi potrzeba, Któremu jak Anioła użyczyły nieba Żonę piękną, roztropną i bogatą w cnoty, Jak gołąbek niewinną, bez fałszu, bez noty.

G dy go kiedy zawczesna porywczość unosi, Tak jak A n iół przedkłada, łagodzi i prosi.

G dy zaś popęd gniewliwy jego pierś rozdziera, Ona czule, uprzejmie, me śmiało poziera, A w końcu gdy ze łzami nie mówi, lecz stoi, Ułagodzi, uśmierzy, i z gniewu rozbroi

Cóż dopiero gdy czule z miłości przemówi!

Mąż się wstrzyma w zapale, a westchnąwszy powie:

A c h ! zbłądziłem małżonko! prędkość mnie uniosła, T yś mi ulgę w łzach twoich serdeczną przyniosła.

Taką Pan B ó g cnotliwej niewieście moc daje, Ż e bez broni, gdzie słuszność, zw yciężcą się staje.

C hoć jest młodą pięknością, lecz gdy w cnocie stała, Zmienia serce występne jej dzielność wspaniała.

Uprzejmemi powaby w wszystkich cnotę wmawia, Bez mowy swojem życiem za przykład się stawia.

A gd y jej B ó g łaskawy być matką pozwoli, Dzieci swe wychowuje podług Jego woli.

Miłość, wiarę, pobożność, w młode serce składa, sStrzeżcie cnoty, dziateczkiU zawsze im powiada.

Pani domu wtedy się okaże w właściwej sobie godności, kiedy wystąpi jako kochająca małżonka, czuła matka i roztrzopna rozrządzicielka domu. T a jej właściwa godność na tem zależy, aby w zakresie

(6)

214

domowego pożycia swą chlubę i sławę znajdowała w szacunku swego męża, swoją szczęśliwość w po­

myślności dzieci, a pociechę w prowadzeniu całego domu. Żadnego nie masz zakresu tak skromnego, tak bez pretensyi, a więcej błogosławieństw w sobie mieszczącego, jak niewiasty, która tylko wtedy szczęśliwą się czuje, gdy jest z małżonkiem i z dziećmi, która nie zna większej sławy nad tę, że dobrze domem zarządza. Ona przejmuje domowe towarzystwo życiem i przyjemnością. Bez niej mło­

dość i starość byłyby właśnie w sieroctwie, pozosta­

wione bez wszelkiej pomocy. Bez niej brakowałoby młodzieńcowi i wiekowi męzkiemu tego, co uprzy­

jem nia życie.

Z najmędrszego rozporządzenia Boskiego zo­

stała niewiasta m ężczyznie przydaną za towarzyszkę.

N a przymierzu serc, zawartem między obojgiem na całe życie, ma polegać rozkrzewienie i utrzymanie rodzaju ludzkiego; niewiasta wcale nieustępująca mężczyznie, ani co do ciała, ani co do przymiotów duszy, zupełnie mu równa, tak co do godności czło­

wieka, jak co do swego niebieskiego przeznaczenia, ma być jego nierozdzielną towarzyszką na ziemi, a to nietylko w względzie nabycia dóbr doczesnych, lub wprowadzeniu zarządu domowego, w macierzyń- skiem pielęgnowaniu i chowaniu dzieci, ale — i to szczególniej w formowaniu i kształceniu ich serca i umysłu. Zawsze wśród najgrubszych narodów nie kto inny wstrzymywał popędliwość i upór łagodził mężczyzn, tylko niewiasty przez swoją miłość i ujmu­

jącą łagodność. I to Boskie powołanie właśnie istotę niewiasty stanowiące, utrzymuje się ciągle, zwłaszcza między temi narodami, które już do w yższego stopnia posunęły oświatę. Tu właśnie mieć będą miejsce niektóre myśli pewnego poety, wystawiającego godność człow ieka:

Szanuj niewiasty, boć te uprzyjemnią życie, Gdy żyją jak B óg kazał, święcie należycie.

One węzły miłości czynią szczęśliwemi W iernością niezachwianą i powaby swemi.

One ją uwieczniają, podając swe dłonie,

0 nie zmienią czuć świętych nawet przy swym zgonie.

Bez tonu, bez rozkazu, złe w dobre zmieniają, T ak one znają serca; tak niemi władają!

Z prośbą słodką, uprzejmą, czule występują;

Nią kierują i rząd/ą. właśnie rozkazują.

Gaszą ogień wybuchły żałosnej niezgody, A gdzie były rozterki, wracają swobody.

Swym wpływem to sprawują, aż nie do pojęcia, Ż e ci, co się gniewali, biorą się w objęcia.

1 te łączą umysły, co od się stroniły, A dziś jeden drugiemu jest nad życie miły.

Niewiasta, jako wierna małżonka, nic nie zna w yższego nad to uszczęśliwiające ją świadectwo su­

mienia, że całkowicie przez miłość należy do mał­

żonka. N ajczystszą zaś jej pociechą, największą przyjemnością, jest: widzieć męża szczęśliwym, prze- toć mu życie słodzi jako towarzyszka dana mu od B oga na jego pociechę, wsparcie, pomoc; osłodzi

przez swoje uprzejme postępowanie, przez swoją grzeczność, rządność,‘ schlujność, ochędostwo w domu i troskliwe zaspokojenie potrzeb i życzeń męża.

Ona mu rękę i serce oddała. Ona się z nim uro- czystem ślubem w obliczu wszystko widzącego Boga na całe życie złączyła. Jej więc najwyższym i jedy­

nym tu celem jest, uprzyjemnić mężowi życie przez swoją niezmienną miłość, nienaruszoną wierność, i przez czułe dzielenie z nim pociech i cierpień.

A gdy w swoim mężu widzi sw ego jedynego i naj­

lepszego przyjaciela, swego piastuna i anioła stróża, tedy je g o dobro jest najgłówniejszym interesem jej serca. A b y mu niejako nagrodziła je g o starania, je g o trudy i rozmaite zabiegi, o to się nieustannie stara, na to żadnej pracy z swej strony nie szczędzi, ani się obawia. A jako powiernica je g o serca, stara się zaspokoić je i pocieszać, gdy widzi jeg o zabiegi pomienione lub niewdzięcznością odpłacone. G dy zaś nieudanie się przedsięwzięć gniewem i smutkiem męża przejmuje, żona prawie zapomina o sobie, nowe wynajduje pociechy, aby mu tylko wesołość i zaspo­

kojenie przywrócić. Ona dla niego jest okiem do- strzegającem każde je g o życzenie. Ona z nim dzieli każde zmartwienie, a troskliwie ukrywa swoją zgry­

zotę, aby mu cięższym nie uczyniła smutku. Jej zaś miłość nigdy w świetniejszym blasku nie okazuje się, jak w czasie choroby męża. Z nieprzezwyciężonym zapałem cała się poświęca na pielęgnowanie go, znika wtedy sen z jej oczu, skupia wszystkie siły, aby tylko w niczem nie chybiła w czułej o nim pieczy, i cała się je g o opatrywaniu oddała. Tylko wyzdrowienie męża przywraca jej sercu upragnioną spokojność. T a miłość trwa zawsze, i ciągle równa i jedna, nie zmieniają jej żadne i najsmutniejsze sto­

sunki, nawet wtedy, gdy się mąż z nią przykro ob­

chodzi, gdy niewinnie prześladuje i martwi. Zamiast unosić się wtedy niecierpliwością, narzekać i lamen­

tować w żalu, pocieszając się swoją niewinnością, B ogu poleca swój smutny stan w cichości i upoko­

rzeń u, a troskliwie oczekuje szczęliwego momentu, w którym drogą łagonności będzie mogła znów na powrót miłość pozyskać. Im bardziej mąż obchodzi się z nią po grubiańsku, tem ona więcej stara się ująć go swą łagodnością i uprzejmością i skłonić do delikatniejszego postępowania. Zna to debrze, że czułemu, uprzejmemu spojrzeniu uciśnionej żony, żaden mąż nie jest w stanie oprzeć się.

A gdy w swoim żywocie uczuje z u ód okazu­

jący życie, już wtedy jej troskliwość posuwa się do najwyższego stopnia w strzeżeniu tego wszystkiego, coby jakimkolwiek sposobem mogło zaszkodzić temu delikatnemu życiu w samym zawiąsku. A że wtedy wszelki układ umysłu i serca matki udziela się dzie­

cięciu, i jakb y dziedzicznie pierwsze je g o zarody przejmuje, i wpływa do jeg o układu, tedy z t£j na­

dzieją, że matką zostanie, pomnaża się w niej pilna baczność na wszelkie skłonności i poruszenia swego serca. W każde) wogóle namiętności, która silnie i gwałtownie wzrusza umysł, widzi nieprzyjaciela już

(7)

przed narodzeniem grożącego jej dziecięciu. Przeto nieustannie czuwa nad sobą, ma się na baczności, l troskliwie unika wszelkiego po.estrachu i prze- lęknienia się, wszelkiego gniewu, kłótni, zazdrości, zmartwień. Zawsze, szczególnie, przecież gd y nosi w żywocie, miłość i życzliw ość, łagodność i cierpli­

wość są je j ulubieńszemi cnotami, bo do ćwiczenia się w nich, i ta ją słodka nadzieja zapala, że też same cnoty ujrzy kiedyś odmłudzone w owocu swojej miłości.

(C ią g d a lsz y nastąpi).

Cfj>

0 wpływie mieszkań na zdrowie,

z szczególnem uw zględnien em stosunków w pow iatach przem ysłow ych,

przez Dr. Chłapowskiego.

(P o d łu g w yk ła d u p o w ie d zia n e g o w K ó łk u T o w a rzy sk iem w K rólew sk iej H u cie, ro k u 1873),

(C ią g d alszy).

W iadom o, ja k szkodliwy wpływ na zdrowie ludzkie wywierają fabryki i huty, bądź to przez wy- więzujące się z nich gazy, z których mianowicie lotny kwas siarczany, ten sam, który powstaje przy zapalaniu siarniczki, czyli zapałki, tak mocno dławi 1 szkodzi nietylko zdrowiu ludzi i zwierząt, ale i roślinności, o czem można się łatwo przekonać w okolicach, np. cynkowni, gdzie drzewa więdną,1) bądź to przez pył, który z tymi gazami w dymie fa­

brycznym uchodzi i wszędzie osiada, a który nietylko węgiel zawiera, ale i kruszcowe części (albo w innych fabrykach organiczne) czasami szkodliwe.2)

Jest to rzeczą policyi zdrowia, nie dozwalać budowania fabryk szkodliwych zdrowiu w blizkości pomieszkań i odwrotnie; że jednakże w fabrycznych okolicach G órnego Śląska nie koniecznie na to uwa­

żała, najlepszym tego dowodem, że właśnie w miej­

scach, gdrie są huty najbardziej dymiące, naprzy-

*) P o w ietrze w K ról. H u cie p su ją p ró c z te g o ko k so w n ie, c z y li p iece, w którjfch się w ę g ie l na ko k s w yp a la , p rzyczem sm ro d liw e siarcza n e z a p a c h y się w y w ię z u ją . T a k ż e i pod ziem ią p a .ą c y się w ę g ie l w y d a je s zk o d liw e d la z d ro w ia g a zy . N iejed en s zu k a ją c y , schronienia w zim ie w takim o g rzew a n ym w y z ie w a m i p od ziem nym i w yłom ie, zn a la zł tam śm ierć.

2) W o k o licy B yto m ia i Z a b rza n ietylko ta b ry k i p rz y ­ c zy n ia ją się do b raku dobrej w o d y , ale i kopaln ie, w k tó ry ch się n ag ro m ad za p rz e c ie k a ją c a szczelin am i w od a, p rz e z co o su sza ją się źró d ła i staw y .

W y p u m p o w a n a ze szto ln i w o d a ,n ie m oże zastąp ić p ier­

w otn ej, bo w ko p aln i p rzy b iera kw aśn y, n iep rzyjem n y i nie­

z d ro w y (od k w a su siarczan eg.t, k tó ry p o w sta je z p alen ia się p o w o ln ego sia rc zy k ó w w w ęglu za w a rty c h na p ow ietrzu , i staje się rów n ie n iestósow ną do u żytk u w ew n ętrzn ego , picia, go to w an ia, ja k i do prania n aw et.

D o p iero p rzez osobne przem ian y, p re p e ra cy e tej w od y, m ożna j ą u ż y ć do d o m o w ych p o słu g ; do p icia je d n a k n ig d y d obrą nie będ zie.

kład w Świętochłowicach, Szopienicach, Łagiewnikach, Lipinie, Rudzie, tak zastraszająco wiele ludzi umiera corocznie, ja k nigdzie w kraju, tj. 2— 3 razy więcej, niż po wielkich miastach Anglii lub Francyi, gdzie przecie także fabryk nie mało!

Dla tego dobrze wiedzieć, że jest obowiązkiem w ładzy mieć opiekę nad zdrowiem ogółu, aby zanieść do niej skargi w danym razie; ale dobrze też i z swej strony czynić co się tylko da, aby uchronić się od tych skutków mieszkania w sąsiedztwie hut i t. p.

fabryk.

Niech każden, zakładając dom, naprzód się przekona, czy ma zdrową, dobrą wodę w sąsiedztwie.

Niech o tem donosi, skoro się zepsuje, bo od ja ­ kości wody, którą pije, zależy je g o zdrowie.

Nie mniej także zależy ono i od powietrza.

Niech więc zasłania swój dom od dymów snujących się daleko z kominów fabrycznych; i niech lepiej ze względu na zdrowie znosi nieco większe od nich oddalenie, choć może niewygodne. — C zy nie warto dla zdrowia nawet więcej uczynić?

A le i samo skupienie wielu razem mieszkańców w szczuplem miejscu staje się źródłem wielu, często­

kroć nieustannych chorób. — Wiadom o, że ludność na wsi, choć uboższa, nawet bez lekarza,, je st w ogóle zdrowszą, niż po miastach, mianowicie takich, jak Królewska Fiuta, nagle powstałych, co to ubogie jeszcze, wym agają wciąż nowych zmian i ulepszeń dla zdrowia, przy tak nagłym wzroście ludności ro­

boczej. — O we chałupki wiejskie, o których n i e - h y g i e n i c z n y c h warunkach, czyli szkodliwości dla zdrowia mieszkańców ju ż mówiłem, mają jednak jednę wielką korzyść po swej stronie: są rozsiane dosyć daleko jedna od drugiej, a przynajmniej każda otoczona ogródkiem, — Owe zaś wielkie budynki, które teraz na gwałt stawiają, choć opatrzone w sklepy, czyli piwnice, i chociaż z cegły murowane, mają także swe niedogodności. Niechże powstanie w nich jaka zaraźliwa choroba, wnet się przeniesie od jednej rodziny do drugiej. — Przykry też obraz przedstawiają w ogóle te koszary dla rodzin, jakie niektórzy spekulanci w wielkiej liczbie w tutejszych stronach powystawiali.

Mówiłem już, że wiele chorób bierze początek ze ścieśnienia mieszkań i ludności po miastach. I tak zepsute wskutek ścieśnienia powietrze, sprowadza skrufuły, gruźlicę, suchoty itd. — A znowu blizkie sąsiedztwo sprzyja srożeniu się i rozszerzaniu chorób zaraźliwych i nagminnych, tj. przenośnych. Dalej takie nagromadzenie wielu razem rodzin w jednym domu jest także pod względem moralnym przyczyną smutnych następstw.

(C ią g d a lszy nastąpi).

(8)

2IÓ

Rekrut stał w nocy na straży i na przechodzą­

cych wołał: »Stój! Kto idzie?* A gdy mu każdy odpowiadał: »Swój!« rzekł: »Kiedy to są sami swoi, po co ja tu mam pilnować*, zabrał się więc i poszedł.

* *

* W szkole.

N a u c z y c i e l : »Powiedz mi Maryś, co to jest transparent?*

M a r y ś : »W szystko to, co jest przezroczyste*.

N .: »Nazwij taki przedmiot*.

M.: »Szkło«.

N.: »Dobrze, teraz ty Kasiu nazwij«.

K a s i a : »Dziurka w zamku od klucza*.

* *

* W sądzie.

S ę d z i a : »A więc z tego pudełeczka od pro­

szków wykradłeś służącej Albinie krwawo zapraco­

wane pieniądze?*

O s k a r ż o n y : »A jużci, panie sędzio, toć na tem pudełeczku wyraźnie stoi napisane: »Dwa razy na dzień bierz po jednemu*.

* *

*

>Mój mężu, dla czego ty naszego Pawełka ju ż raz nie ożenisz, nie wiem za czem ty czekasz ?«

Mą ż : »Za niczem, ale pamiętam o tem co mnie uczono: »Nie czyń tego drugiemu, co tobie nie miło*.

Logogryf.

I. 1 2 3 4 5 6 7 8 9 IO I I 12 — Szczyt na Hi­

malajach.

2. 1 2 3 4 5 6 7 8 9 — Zam ożny mieszczanin krakowski za Króla Kazimierza W ielkiego.

3- 1 2 3 4 5 6 - - Piewca starożytnej Grecyi.

4 - 1 2 3 4 5 6 7 — Poeta rosyjski.

5- 1 2 3 4 5 6 - Inaczej kukułka.

6. 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 I I 12 — Miasto w po- łudniowej Rosyi.

7- 1 2 3 4 5 6 - Rodzaj łódki.

8. 1 2 3 4 5 6 7 — Pierwszy Król Egipski.

9 - 1 2 3 4 5 6 - - Imię męzkie.

10. 1 2 3 4 5 6 7 8 9 — Robaczki n i s z c z ą c e drzewa.

11. 1 2 3 4 5 6 - Słynne miasto kopalnią srebra.

12. 1 2 3 4 5 6 7 — Powieściopisarz Angielski.

13

.

1 2 3 4 5 6 7 — Rzeka w Afryce.

14

.

1 2 3 4 5 6 7 8 9

Zam ek obronny Polski.

15

.

1 2 3 4 5 6 7

W iatr Afrykański.

16

.

1 2 3 4 5

byłej żony Samsona.

17

.

1 2 3 4 5 6 — Imię hetmana Polskiego, który mówił: pierwej byłem Polakiem, aniżeli ojcem.

18. 1 2 3 4 — W iatr u Persów.

Początkow e litery z góry na dół dają utwór poematu, a końcowe z dołu do góry dają imię i na­

zwisko autora tegoż utworu.

---*---

S Z A R A D A .

P ó l pierwsze z drugiem z łaciny wyjęte Pierwsze z trzeciem oddział rycerzy znaczące.

G dy drugie z trzeciem. na czas swój nie oddasz.

T o i sen wypłoszysz i mienie postradasz;

Całość jest związana z pewnemi modłami, A lud w o ła : O B o ż e ! zmiłuj się nad n am i!

Ulżyj w utrapieniu, wołamy ze łzami, B oże wieczny, dobry! my Twemi sługami.

Z a dobre rozwiązanie w yznaczona nagroda.

Rozwiązanie logogryfu z nr. 26-go:

I. W indhorst. 2. (H)indu. 3. Ślub. 4. N arcyzy.

5. Imbier. 6. Oko. 7. W ra k . 8. Igrał. 9. Europa.

10. C ech. 11. K olki. 12. Imam.

Początkowe litery z góry na dól znaczą: Wiśnio- wiecki. Końcow e litery z dołu do góry: Michał Korybut.

Odgadli dobrze: pp. Jadwiga Badura z Roździe- nia i Paulina Olszynka z Szopienic, pp. Józef Knopp z Zabrza. Jan W iklacz z Katowickiej Hołdy, Emanuel Łabisz i Leon Piecha z Zaborza, Karol Sowa z Za- wodzia, Ignacy Zgryzak z Nowej wsi, Wilhelm D yczka z Chropaczowa, Jerzy W aw rzyczek z Lipin, W iktor Gałąska z G liwic Szczepan Kawoń z Michałkowie, J. W iśniewski z Bytomia, Teofil Kowol z Chropa­

czow a, Ezechiel Krzemyk z Botropu, P. Kawka z Huty Wilhelminy, L. Mańka z Malej Dąbrówki, Paweł Moczała z Botropu. Stanisław Szega z Bogucic, O. M. z Siemianowic, Józef Nowak z Miasteczka, Jan Sojka z Zawodzia, Karol Markowiak i W in­

centy Kurasiak z Niem. Przysieki, Teofil Goraus, Kalasiński, Bruńtwik, Konopińśki, Augustyniak, Den- kowski i Mieczysław Zorkus z Lyonu, Leon Nowacki z Katowic, Edward Plotek z Sadzawek.

Nagrody los przeznaczył pp. Emanuelowi Łabi- szowi, Pawłowi Moczale i Józefowi Nowakowi.

.Nakładem i czcio n k am i »G ó rn o ślązak a*, spółki w y d a w n icze j z o gran iczon ą o d p o w ied zia ln o ścią w K a to w ica ch , R e d ak to r o d p o w ie d za ln y : A d o lf L ig o ń w K a to w ic a c h ,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Miasto Naim leżało w dolnej Galilei, między Górami Tabor i Hermon, w pięknej bardzo okolicy. Szedł właśnie do niego z Kafernaum Zbawiciel, gdzie był uzdrowił

I na onego ślepo narodzonego ślepotę, i na Łazarza śmierć był przepuścił, nie dla żadnego grzechu jego, ani rodziców jego, ale jako sam powiedział dla

Faryzeuszowie cieszyli się, że Sadduceuszowie zawstydzeni odeszli; ale tego nie mogli znieść na sobie, że Pan Jezus ich zawstydził; zeszli się tedy pospołu i

Więc rozległy się straszne okrzyki tego ludu, domagającego się, aby chrześcian rzucano w cyrkach, w czasie publicznych igrzysk, lwom na pożarcie!. Tak się też

bierz sukienkę białą, w której nieskalanej masz się stawić przed sąd Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyś otrzymał życie wieczne. Bracia, przypatrzmy się

ścioła; goreje przy nich światło, i Kler zebrany od- prawuje tam jutrznią ku czci Świętych, których są te relikwije. Dyakon zaś w kościele będący, pyta

klął ziemię, żeby ju ż skarbów swoich nie wydawała więcej, że ju ż wyschły wszystkie zarobku źródła, że drogich kruszców żyły zamieniły się w popiół,

Tak więc Jezuici rozszerzyli się po całej Polsce, a innowiercy przez nich zwojowani albo odstąpili swych błędów, albo też osłabli i zaniemieli, źe ani