• Nie Znaleziono Wyników

A cóż to jest moje ciało?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "A cóż to jest moje ciało?"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

MCCXLVI STUDIA RELIGIOLOGICA Z. 33 2000

Arnold Lebeuf

A CÓŻ TO JEST MOJE CIAŁO?

Specjalny tom poświęcony Absolutowi jest, jak sięwydaje, dobrą okazją do paru re­

fleksji na temat abstrakcji, poszukiwania Absolutu oraz kwestii monoteizmu w prekolumbijskim Meksyku1.

1 Prawdę mówiąc, nie proponuję tu nic nowego, część tekstu pochodzi z artykułu polemicznego wydanego w języku francuskim (A. Lebeuf, Eurocentrisme et abstraction américaine [w:] Actes de la Vème Conférencede laSociétéEuropéenne Astronomie et Culture, Gdańsk 1997, „Światowit”, Supplément Séries H. Anthropology, vol. Il, ed. T. Mikocki,Institute ofArchaeology, Warsaw University,s.297-313), będącego odpowiedzią na krytykę A. Aveni(A. Aveni, Frombork 1992, Where Worlds and Disciplines Collide, „Archaeoastronomy”, Supplement to the Journal for the History ofAstronomy 1995, No.20) dotyczącą jednej z moich wcześniejszych publikacji (A. Lebeuf, S. 1 waniszewski. The New Fire Ceremonyas a Base tothe Mesoamerican Calendrical System and Astronomy [w:] Time and astronomy at the meetingof twoworlds, CESLA, Warsaw University, 1994), gdzie przedstawiłem argumenty, z których wynika, żedawni Meksykanie mieli zmysłabstrakcji geometrycznej. Znatury nie jestem teoretykiem,teorie raczej mnie męczą, nie wydawało mi się więckonieczne tłumaczenie rzeczy, które dla mnie oczywiste.

Parę zdań mojego krytyka, A. Aveni, wprawiło mnie w osłupienie i otworzyło oczy, zmusiło do przedstawienia spraw w pełnymświetle. Pozostaje mi więc podziękować A. Aveni zajego atak, dzięki czemu mogłemwyjaśnić kilka problemów, które brałem za ewidentne,alejak widać niedla wszystkichbyły oczywiste. Inna część tego eseju pochodzi z rozdziału o astronomii w Xochicalco(A.Lebeuf, Astronomia en Xochicalco [w:] LaAcrópolis de Xochicalco, ed. J. Wimer, Institutode Cultura de Morelos, Mexico 1995) poświęconego arytmetycznym i astronomicznym metodom stosowanym w Ameryce Środkowej.

Czerpałem także tu i ówdzie z moichprac wydanych i tych na warsztacie, między innymi na temat boga Quetzalcoatla i ofiarykróla Topiltzina.Temat Quetzalcoatla, nad którymobecnie pracuję, został po części przedstawiony na spotkaniu SEAC (Société pour l’astronomie dans la culture), na kongresie JENAM wMoskwie, wmaju 2000 i ukaże się pod tytułem: Topiltzin Quetzalcoatl, la fin tragique d'un dieu trop humain. Połączyłemte fragmenty wjedną całość,pozwalając sobie na kilka nowych dygresji, ale wciąż jest to tylko zbliżanie siędo tematu, któregowielkość, waga igłębia może przyprawić ozawrót głowy.

Dobrze by było powrócić w tym miejscu do paru kwestii. Zbyt częstojeszcze, nawet w publikacjach naukowych, spotykamy się z dość prymitywną wizją „prymitywów”.

U nas monoteizm -u nich idolatría oparta na kulcie rzeszy pomniejszych utylitarnych bóstw.Te drobniejszebóstwaleczą choroby, chroniąbydło, sprawiają, że rosną uprawy, zapewniają powodzenie na wojnie mężczyznom i płodność włożu kobietom, same za­

dowalając się naiwnymi, nierzadko okrutnymi ofiarami. I tylko w naszej kulturze Bóg piszę się dużąliterą. Tylko trochę przesadzam. W tym, co dotyczy wiedzy ścisłej Ma­ jów, ErieThompson, w końcu autorytet,dość dobrzestreszcza panujące przekonania:

(2)

„Musimy przyznać, że jeżeli chodzi o cel, astronomia Majówjest tylko astrologią”".

A czy w Europie postęp astronomii ocenia się napodstawie cytowania horoskopów zpopularnej prasy? Skąd więc dwieróżnemiary?

Jest także inne podejście, równie niedobre, choć z pozoru bardziej subtelne, a już na pewno politycznie poprawne. Polega ono na uznaniu dla ducha i geniuszu tych ludzi zgóry i pro forma. Podziw ten, z zasady pojmowany jako sam w sobie szlachetny, do niczego nie zobowiązuje, bowiem towarzyszy mu przyznanie się do zupełnego braku rozumienia pod fałszywympretekstem szacunkudla inności!:

„Nadzieja, że ktoś, kto należy do kultury zachodniejdwudziestego wieku,mógłby wczuć się i po­ jąćmistyczną iemocjonalną aurę filozofiiczasu Majów,jest tak samo irracjonalnajak wiara, że spodpiórazatwardziałegoateistynaszej epokimogłobywyjść zrównoważone, trafnei rozumiejące studium ekstazy Świętego Franciszka z Asyżu.

Jak widać, nie podzielam sympatii dlażadnego z tych uproszczeń, naszczęście jed­

naksą jeszcze autorzy, którzypotrafili zrozumiećniezwykłą głębię i mistyczny żarmyśli ludów Ameryki; chodzi mi przede wszystkim o Miguela Leon Portilla i jego prekursor­ skiedzieło La Filozofia NahuatL czy Andrzeja Wiercińskiego w tekstach natemat sta­ rożytnego Meksyku, zebranych w tomie Tlillan-Tlapallan'. Autor ten we wszystkich swoich pracach antropologicznych zakłada fundamentalną jedność umysłu, zwłaszcza w dziedzinie najwyższych aspiracji metafizycznych. Również Ryszard Tomicki w książ­ ce Ludzie i Bogowie, Indianie meksykańscy wobec Hiszpanów we wczesnej fazie kon- kwistfi' sięga do samegordzenia idei, uczuć i etyki prekolumbijskiego Meksyku.

Wydaje się, że spośród wszystkich narodów ziemi Indianie byli szczególnie spra­

gnieni absolutu. Czy możnaznaleźćpiękniejszy jego wyraz niż ten z Ameryki Północ­ nej, gdzie młodzi mężczyźni odmawiali sobiesoli, aby nieobciążać ciała, ioddawali się długotrwałym postom, by w końcu, zramionami otwartymi aż po horyzont, tańczyć do ostatniegotchu, z wiarą, że wznoszą się jakorły. Tenniezmiernie szeroki tematograni­ czę do starożytnego Meksyku, a i tak trzeba się będzie zadowolić tylko zaznaczeniem niektórychpunktów, bez nadziei wejścia w szczegóły.

Na początku należałoby powiedzieć parę słów o metodach matematycznych iastronomicznych Ameryki Środkowej, ponieważ, jakwiadomo, matematyka i badanie kosmosu należą do tych zajęć człowieka, które wskazują na dążenie do przekroczenia progu codziennego doświadczenia i zwrócenia się ku wieczności. Życie religijne w Ameryce, jak w wielu innych miejscach,jest nieodłącznie związane z astronomią;

i kapłan, i astronom kontemplują niebo. Niewątpliwie pojęcie absolutu dotyczy zawsze * * * * *

2 „Debemos reconocerlo: en lo locante a sus fines, la astronomía maya es astrologia”, A. Aven i.

Observadores del cielo en el México Antiguo, FFE, México 1991, cytujący E.S. Thompsona, A Commentaryon the DresdenCodex, TheAmericanPhilosophical Society, Philadelphia 1972, s. 77.

3 „Esperarque una persona de la cultura occidental delsiglo XXse compenetresatisfactoriamente del aura mística y emocional dela filozofiamaya del tiempoes acaso tan irracional comoesperarquede la plumade un acérrimo ateo de nuestra época surja unestudio equilibrado, ecuánime ycomprehensivodel éxtasis desan Francisco de Asís", A. Aveni, Observadores..., s. 154,cytujący wstęp E.Thompsona do M. León Portilla, Tiempoy realidad en elpensamiento maya, UNAM, México 1986.

4 M. León-Portilla, LaFilosofía Náhuatl, UNAM, México1993.

5 A. Wierciński, Tlillan-Tlapallan, SociedadPolaca de Estudios Latinoamericanos, Varsovia1998.

6 R. Tomicki, Ludzie i Bogowie, IndianiemeksykańscywobecHiszpanów we wczesnej fazie konk- wisty, PAN, Instytut Historii Kultury Materialnej, Warszawa 1990.

(3)

na pierwszym miejscu czasu i przestrzeni, miary i bezmiaru, ograniczenia i nieskoń­

czoności, rozważań nad bytem, a więctakże pojęciem niebytu, zera.

Zero

Znamię matematycznego geniuszu i zmysłu abstrakcji geometrycznej w starożytnej Amerycewidoczne jest w bardzo dawnym, co najmniej od piątego wieku przed naszą erą, użyciu zera. Wynalazek ten pozwolił na pozycyjny zapis arytmetyczny, istotne na­ rzędzierozwoju matematyki. Nieważne,że jak gdzieniegdzieczytamy,zero nie było, tak jak w Europie, oznaczeniem braku ilości, lecz raczej służyło jako znak dopełnienia da­

nej klasy.Już Spinden nie mógł zaakceptować prekolumbijskiej abstrakcji, codoprowa­ dziło go do próby udowodnienia, że mezoamerykańskie zerojest zerem pełnym, a nie zerem pustym, jak u nas, w Europie. Idea ta, podejmowana i powtarzana przez szereg autorów, zachowała się do naszych czasów, cytowana przezniektórych współczesnych w tonieprawdy ustanowionej, słów Ewangelii7. Ja widzę tu raczej siłę bezwładności idei nabytej. W końcu, od momentu wprowadzenia systemu arytmetyki pozycji, w którym pełny rząd zastępujemy konwencjonalnym znakiem oznaczającym zero (u Majów jestto muszla: naczynie bez zawartości), operacji tejtowarzyszy przesunięcie jedności o klasę wyżej,co oznacza, żeklasa ze znakiem zero zostaje zupełnie pusta, a najprostszymtego dowodem jest fakt, że od nowa można do niej wprowadzać jednostki, z czego jasno wynika, że nie jest pełna! W jaki sposób można dodawać coś do zbiornika, który jest wypełniony po brzegi? Z drugiej strony ten sam znak (muszli - zera) funkcjonuje w różnych rzędach, a więc dla różnych wielkości. Inaczej mówiąc, wszystkie niuanse odróżniające zero pełne od zera pustego są tylko sztucznymproblemem, który nie najle­

piej ukrywa trudność, jaką niektórzy Europejczycy i ich potomkowie majązzaakcepto­ waniem faktu, żeamerykańscy tubylcy znali zero na długo przed tym, kiedy Arabowie przynieśli je nam z Indii.

7 H. Spinden, Maya Dates andWhat they Reveal[w:J The Museumof theBrooklyn Instituteof Arts and Sciences,24th Congress of Americanists, Hamburg 1931, zob. takzeL. Satterth waite, Calendrics of the Maya Lowlands [w:] Handbook ofMiddle American Indians, Austin, Texas, 3, 1965, s. 614;

D.E. Igarra Grasso, Sobre la inexistencia del Cero en la Escritura Maya Precolombina [w:]

Amerikanisten Kongres XXXVIII, ed. K. Renner, München 1970; C.F. Klein, Post-classic Mexican Death Imagery as a Sign of Cyclic Completion [w:J Death and Afterlife in Pre-Columbian America, ed.E.P. Benson, 1975, s. 69-86; A. Aveni, The Observation of theSunatthe Time of Passage through Zenith in Mesoamerica, „ARCHAEOASTRONOMY 1981(JHA), No. 3, i inni.

Model i rzeczywistość

Oryginalny wkład Ameryki dopowszechnej historii myśli wdziedzinie matematyki, geometrii i astronomii jest tym cenniejszy, żewiedza ta rozwijała się w środowiskudość zamkniętym, a jej wyniki nie pozostawiają sobie nic do zarzucenia w porównaniu

(4)

z osiągnięciami antyku lub średniowiecza na obszarzeod Mezopotamii do Śródziemno- morza w tym samym okresie. Na przykład od I wieku przed Chrystusem spotykamy użycie Długiej Rachuby Czasu. Jest to linearny ciąg dni, z których każdy ma przypo­

rządkowany numer, począwszy od konwencjonalnie ustalonego punktu zero (taki system spotykasię w Europie dopiero wszesnastymwieku wraz z wprowadzeniemDniaJuliań­ skiego). Tonarzędziechronologiczne pojawiło się nagle,wformie w pełni ukształtowa­ nej:

„bez potrzebypodjęcia wszystkich logicznych kroków, które doprowadziłydo stworzenia takiego systemu w swoim kontekście.Jedną z trudności w traktowaniu Długiej Rachuby Czasu ¡est fakt,że już w najstarszych przykładach jej użycia wydaje się, żewszystkie te kroki zostałyjuż podjęte .

Oto właśnie system, który pojawił się niespodziewanie w całej swojej okazałości, niczym Atena narodzona w pełnej zbroi. A przecież wiadomo, że system stanowi nieskończenie więcej niż suma jego elementów. Nie dajmy się zwieść pozornej prosto­ cie, Długa Rachuba Czasujest rezultatem zdolności abstrakcji cechującej geniusz jej twórców. Ta metoda liczenia czasujest niezwykle skuteczna dla prowadzenia kronik wydarzeń historycznych oraz archiwizacji wyników obserwacji empirycznej zjawisk astronomicznych i cykli kosmicznych w sposób bezwzględny iobiektywny. Jest naj­ sprawniejszym środkiem oceny błędu zakumulowanego przy stosowaniu kanonicznych cykli kalendarzowych składających się z liczbcałkowitych.

Harmonia sfer

Matematycy Ameryki nie stosowali ułamków dziesiętnych. Naprzykład obrót Wenus był szacowany na 584 dni, podczas gdyjego dokładna długość w astronomii współcze­

snej waha się między 579 i 588 dniami, ajej średnia wartość ustalona na podstawie obserwacji w długim przedziale czasu wynosi 583,92166 dni. Ustalenie okresu obrotu na 584 dni wcale nie oznacza, że matematycy Ameryki Środkowej nie znalijego do­

kładnej długości, wybrali po prostu inne rozwiązanie problemu liczb niecałkowitych.

Zamiast, tak jak my to robimy, dopisywać liczby poprzecinku, usiłowali przez rachunek kongruencji porównywać cykle liczb całkowitych. Weźmyjako przykład różnicę między okresem umownym roku słonecznego (Xihuitl obejmujący 365 dni) i jego dokładną wartością (365,2422). W matematyce współczesnej to odchylenie przedstawia się jako różnicę lub błąd 0,2422 dnia, co oznacza,że Xihuitl cofa sięo ten ułamek dnia w każ­ dymsłonecznym roku tropikalnym,potrzeba więc 1508 Xihuitl, aby cykl Xihuitl cofnął się o jeden pełny rok słoneczny (365,2422 : 0,2422 = 1508,0189). Równie dobrze moż­

na zapisać: 1508 lat w kalendarzu Xihuitl równa się 1507 słonecznych lat tropikalnych“

(który to rok tropikalny jest określany empirycznie, na przykład przez obserwowanie

„(...)without our needing torealize the logical stepsthat must have been taken to produce that system, once again in its context.Partof ourdifficulty intreating it (the LongCount) is that even in thevery first examples of its use all those stepsappear tohavebeentaken already” (G. Brotherston, Time and Script in AncientMesoamerica,„Indiana” 1975, s. 18).

9 C.P. Bowditch, The Dates and Numbers ofPages 24and 46 to 50 of the Dresden Codex [w:]

„Putnam Anniversary”, Vol.5. s.268-298, New York 1909.

(5)

powrotu wyraźnie określonego momentu pozornego biegu słońca: zrównania dnia znocą, przejścia przez zenit). Ta metoda po części tłumaczy, dlaczego w Ameryce Środkowej spotykamy takdługie okresy kalendarzowe; towłaśnie dzięki zwielokrotnie­

niu liczb określana jest wartość, którą my otrzymujemy przez zastosowanie ułamków.

Kongruencja otrzymana po tysiącach latdaje właściwie ten sam stopień dokładności co wartość roczna z trzema lub czterema cyframi po przecinku. Ten sposób postępowania wrachubie opiera się na całej filozofii czasu i przestrzeni,o iletejkosmowizji sam nie determinuje. Niewątpliwie kapłani, mistrzowie kalendarzy obrzędowych i depozyta­ riusze wiedzy astronomicznej dążyli do odkrycia doskonałej harmonii świata, gdzie wszystkie cykle kalendarzowe powracałyby razem dowspólnego punktu zero i byłyby zgodne z rzeczywistymi pozycjami ciał niebieskich. Chęćodnalezienia wielkich er ko­

smicznych wyrażanych w liczbach całkowitych i obejmujących bardzo długie okresy czasu przywodzi na myśl tradycje Mezopotamii, indyjskich braminów i Greków. To poszukiwanie Absolutu, mistyczne pragnienie, by świat był matematyczno-astrono- miczną doskonałością,jestnieodłączną cechą astronomii, która i dawniej, i dziś usiłuje odnaleźć tajemnicę,równowagę i piękno wszechświata. W tym znaczeniu systemy wró­

żebne, kalendarzowe i astronomiczne Ameryki prekolumbijskiej w swojej idealizacji mechanicznej nie odbiegają wiele od „Wielkiego roku Platona”, doskonałego dopaso­ wania regularnych wielościanów w modelu sfer niebieskich J. Keplera czy współcze­ snych modeli astrofizycznych. Odwzorowanie idealnego modelu stanowi integralną częśćmetodologii nauk ścisłych, pod warunkiem że nie zapominamy o realności obser­

wowanegoświata. Fakt, że uczeni Ameryki Środkowej zdecydowali się od początku na ustalenie umownych długości dla cykli kosmicznych, nie świadczyo braku zaintereso­

wania obserwacją praw natury otaczającego ich świata i troski o naukową dokładność, oznacza jedynie, że doszli do wysokiego stopnia abstrakcji. To oddalenie od natury nie znaczy wcale, że twórcy kalendarza ignorowali rzeczywiste ruchy ciał niebieskich i ich precyzyjną długość, wręcz przeciwnie. Astronomowie Ameryki byli doskonale świado­ mi niemożności ścisłego i ostatecznego zdefiniowaniatych długości. Aby uniknąć pro­ blemów, których nie brakowałoby przy wprowadzaniu poprawek i reform w rachubie i korzystaniu z archiwów (trudności dobrze znane w astronomii i chronologii Starego Świata zdezorganizowanej przez różne systemy regionalne orazciągłe reformy kalenda­ rzy)111,woleli zapisywać wyniki swoich obserwacji empirycznych zapomocą absolutnej, bo abstrakcyjnej miary, pozostawiając sobie setki i tysiące latna wyłuskanie zwielokrot­

nionego błędu. Dawało to możliwość stopniowego zmniejszania czynnika przybliżenia wprowadzonego świadomie na początku oraz ciągłego doskonalenia zdobytej wiedzy.

Umowny punkt widzenia stwarza niezbędny, obiektywny dystans dla obserwacji rze­ czywistości empirycznej w zmiennym i niedoskonałym świeciesublunarnym.Należało­

by tu jeszcze dodać, że próba odmówienia charakteru naukowego prekolumbijskim systemomkalendarzowym pod pretekstem ich ścisłegozwiązkuz organizacjąobrzędów i przywiązaniem do wróżebnych przesądów byłaby tak samo niepoważna, jak sprowa­

dzenie astronomii średniowiecznej i renesansowej do chrześcijańskiej dyskusji na temat daty Wielkanocy lub odrzucenie trzech genialnych praw Keplera, tylko dlatego, że zaj­

mował się takżestawianiem horoskopów.

E.J. Birkenmayer, Chronology of the Old World, Cornell University Press, Ithaca-New York, 1980.

(6)

Sztuka

Użycie zera,arytmetycznego systemu pozycji, kosmowizja doskonałego modelu ide­ alnegoczasu w starożytnym Meksykusąniewątpliwie dowodem radykalnego i absolut­ nego dążenia dopoznaniawszechświata, ale te przykłady matematyczne mogą wydawać się dość suche. W kulturach Mezoameryki znajdujemy również ślady fundamentalnych pytańwformach plastycznych, poetyckich ifilozoficznych.

Rzeźba Ameryki Środkowej, zwłaszcza Mezkali", ma rzadką siłę wyrazu i religijnej pasji, wyłuskana do rdzenia, czysta forma nie ma nic do pozazdroszczenia rzeźbom Moore’a czy Brancusiego, raczej na odwrót. Wybór kamienia, doskonałość szlifu, prostota, potęga emocji, czysto religijna natura, nie mają wielu sobie równych.

Ikonografia Teotihuacan czy Tenochtitlan jest całkowicie konwencjonalna i oddala się od sztuki figuratywnej i rzeczywistości empirycznejtaksamo, jak malarstwo Paula Klee, a ja, jeśli miałbym wybierać, to wolę lustro z obsydianu niż czarny prostokąt Male- wicza1112 13.

11 E. Castro et al., El Arte de Mexcala [w:] Biblioteca del Sur, dirigadapor. J. Wimer, Gobierno ConstitucionaldeGuerrero,México 1993.

12W samej Europie wyprzedził go zresztą o kilka wieków Robert Fludd, publikując grafikęprzedsta­

wiającą czarny prostokąt pod tytułem Et sic in infinitum. Utriusque cosmi maioris scilicet minoris metaphysica, physicaatque technica. Historia in duo volumina, Historia Tract. 1, Libr. 1, s. 26, Openhemii

1617.

13 „Se llevan las flores ala regionde la muerte?

Estamos alia muertos ovivimos aun?

Dondeestaellugardela luz pues se oculta el que dalavida?”.

„A donde vamos, ay,a donde vamos?

Estamos alia muertos, o vivimos aún?

Otravez viene allí el existir?

Otravezelgozar del Dadorde la Vida? (M. León-Portilla,1993, s. 210).

Naprawdęwierzę, że starożytni Meksykanie, tak jak inne narody, żyli na tej samej planecie co ja, otaczający ich kosmos i przyroda były w końcu bardzo podobne. Myślę, że ich radość i ból nie byłbymi całkiem obcy, a potrzeba głębi i metafizyczne lęki nie­ zrozumiałe. Łatwo się o tymprzekonać, czytając wiersz króla poety z Texcoco, Nezahu- alcoyotl:

„Czy zrywa się kwiaty w Krainie Śmierci?

Czyjesteśmytam martwi,czy żyjemyjeszcze?

Gdziejestmiejsceświatła, bo przecież ukryty jest gdzieśOn, który daje życie?

„Dokąd idziemy, ach dokąd idziemy?

Czy jesteśmy tam martwi,czy żyjemyjeszcze?

Czy istnienie powróci tam znów?

Jeszczeraz rozkosztego,który dajeżycie?” '.

W całej swojej chwale, król Nezahualcoyotl wydaje się sobie słaby i ulotny, skoro nawet niezniszczalne złoto ginie w obliczu wieczności:

„Czy naprawdę żyjemy na ziemi?

Niejesteśmy naziemi nazawsze:

Tu-tylko nachwilę.

Bo nawet jadeitsię niszczy

(7)

A samo złotorozpada

Nawet pióra quetzalopadająwstrzępach Nie jesteśmy naziemina zawsze:

Tu - tylko nachwilę”14.

N „Es verdad, que se vivesobrela tierra?

No parasiempreen latierra:

Sólo un poco aquí.

aunque sea jade sequiebra aunque sea oroserompe

aunque sea plumage de quetzal se desgarra no porsiempreen la tierra:

sólo un poco aquí”.

(M.León-Portilla, 1993, s. 139).

15Te informacje zawdzięczam Ryszardowi Tomickiemu.

lfiGodny podziwujestupór, z jakim antypapiści i ich potomkowie ateiści powtarzają nam wciąż, że Kościółuważał, Indianie nie posiadająduszy, orazże biskupYukatanu, Diego de Landa,był budzącym postrach inkwizytoremi prześladowcą Indian. A przecież był on jednym z niewielu, którzychronili Indian przed nieludzkim traktowaniem kolonistów oczerniających i denuncjujących go przed królem i hierarchią katolicką właśniedlatego, że był im przeszkodą (patrz Y. Knorozoff, G. Yershova, Diego de Landa como fundador del estudio de lacultura maya, rękopis): „En tales condiciones,la únicafuerza queen aquel entonces era capaz de contener la crueldad y frenar los apetitos de los conquistadores fueronlos frailes misioneros. Noes casual que entre los primeros humanistas de estaépocaencontramos, antes quea otros, a humildes servidores de la Iglesia católica, como por ejemplo, Bartolomé de LasCasas, Bemardino de Sahagún y muchos otros. Los frailes hacían grandes esfuerzos para poner en practicas cédulas reales, dirigidas a laprotecciónde los aborígenesde las Indias”).

17 „Dueño de unrostro y uncorazón” (M.León-Portilla, 1993,s. 266).

Życie ludzkie jest równie nietrwałe jak delikatne pióro ptaka quetzal. 1 chociaż rdzenni Meksykanie sądla nas obcy, a czasem też sąnam obcy w wielu szczegółach, to jednak fundamentalniei całkowicie równiw człowieczeństwie i jakże bliscy wtym, co najistotniejsze, najgłębsze. Wszak nic innego nie głosił papież Aleksander VI, wydając najszybciej, jak to było możliwe, zaraz po pierwszym powrocie Kolumba, bullęstanow­ czo stwierdzającą, że mieszkańcy Indii Zachodnich pochodząod Adama, a więc mają duszę. Deklarację tę powtarzaliz naciskiem JuliuszII w 1512 i 1527 roku oraz Paweł III w 1537 roku15, chociaż wiedzieli, że domniemani Indianie byli kanibalami i tańczyli nago! Wszystko po to, by w Meksyku powstrzymać haniebny wyzysk kolonizatorów, a gdzieniegdzie po prostu oczyszczanie ziemi przed zasiewem, eksterminację bez żad­

nych moralnych hamulców. Krótko mówiąc, chodziło o to, by nie traktować tubylców jak bydło, ale by zmusić katolickich Hiszpanów do rozpoczęcia dialogu jak człowiek z człowiekiem16.

Starożytni Meksykanie różniąsię od nas,to prawda, i nie należy zaprzeczać ich kul­

turowej odrębności, a jednak nic nie może nam zabronić wsłuchiwania się w ich świat, a może nawet rozumieniaich, zwłaszcza w kwestiach najbardziej fundamentalnych.Nie wydaje mi się, by mędrcy starożytnego, a nawet współczesnego Meksyku mieli coś przeciwko takiemu punktowi widzenia. Jeśli bowiem wierzyć temu, co Miguel León- Portillapiszę o starożytnych uczonych Meksyku - i uczony, i artysta powinni posiadać cały szereg zalet, z których najważniejsząjest bycie „Panem oblicza i serca”. Znaczy to, że jest obdarzony wyraźnie określonąosobowością17. Mędrzec panuje nad grą ducho­ wych odbić Psyche, jego artyzm leży w imitacji boga najwyższego i niewidzialnego:

„Mędrzec jest jak zwierciadło przed innymi, sprawia, że stająsię czujni, żeobjawia się

(8)

ich własna twarz”1", co León-Portilla porównuje do Sokratowego „Poznaj sam siebie”.

To wyobrażenie filozoficznego lustramiędzymistrzem i uczniem, między istotami ludz­

kimi jest tym jaśniejsze, że odnajdujemy je w całej okazałości powiększenia, w ko­ smicznej skalitłumaczącejrzeczywistośćświata i tajemnicę jego stworzenia.

„El sabio pone un espejo delante delos otros, los hace cuerdos, cuidados; hace que enellos aparezca una cara” (Códice matritense de laReal Academia [w:] M. León-Portilla.1993, s. 65).

19 „Ya van, ya están preparados/ Embriágate, embriágate / Obra el dios dela dualidad/ El inventorde los hombres / el espejo que hace aparecer las cosas” (Historia Tolteca-Chichimeca [w:] M. León- Portilla, 1993, s. 156).

20 „Solo entu libro de pinturas vivimos,aquí sobre latierra” (...). ..El mundo constituye únicamenteun libro depinturas,en elqueviven los hombres, »coloreando consuscantos«” (A. Wierciński, 1985. s. 12;

1998, s. 81, cytujący Nezahualcoyotla |w:] Ometeotl - concepción de la deidad suprema en el México prehispanico, Estudios Latinoamericanos 10, Varsovia 1985, zredagowany na nowo i opublikowany [w:J Ometeotl- et Señor omnipresente del altísimo centro del universo [w:J Tlillan-Tlapallan, Sociedad Polaca de EstudiosLatinoamericanos,Varsovia 1998).

21 M.León-Portilla, 1993.

22 „Ometeotl mismo es una fuente inexplorable de todo lo que existe y vive. En el Códice Ríos se constata que a Ometeotl no se le hace offrendas porque »No es demonio, ni tiempo, ni hombre«. No fue creado sino el creó a si mismo; es invisible e impalpable como Yohualehecatl, Viento de la Noche”

(A. Wierciński, 1985, s. 12; 1998, s.81).

Bógjedyny dwoistości, Ometeotl

W starożytnym Meksyku jedyny Bóg o podwójnej naturze stworzył świat jako obraz wychodzącyz lustra: „Oto idą, sągotowi / Upij się, upij się / Bógdwoistości dokonuje dzieła / Stworzyciel ludzi / Zwierciadło, które objawia rzeczy”*19. Jak daleko stąd do odbicia iluzorycznego świata w jaskini Platona? Uczucia niepokoju człowieka wobec wielkiej iluzji rzeczywistości urojonej. Bicia serca, które może ukoić jedynie sztuka i poezja Nezalhualcoyotla: „Żyjemy tylko w twojej księdze obrazów, tutaj, na ziemi (...)”. „(...) Świat jest tylko księgą obrazów, w której żyją ludzie, »ubarwiając ją pieśnią«”2". Samotny w swoim pałacu Nezahualcoyotl wyraża swoje zwątpienie, zwra­

cając się do niebios, do nicości i sam do siebie, błagając o odpowiedź: „Czy to prawda, że żyje się na ziemi?”21 22.

Pisano już, że Ometeotl jestbogiem abstrakcyjnym, bez postaci:

„Sam Ometeotl ¡est niewyczerpanym źródłem wszystkiego, co żyje i istnieje. W Kodeksie Rios stwierdza się. że temu bogu nie składa sięofiar, ponieważ »nie jest ani demonem, ani czasem, ani człowiekiem«. Nie byłstworzony, alestworzył samsiebie; jestniewidzialny i nieuchwytnyjak Yo- hualehecatl.Nocny Wiatr’·“·.

Quetzalcoatl

M.Closs we wspaniałym artykuleCognitive Aspects ofAncient Maya Eclipse Theory zebrałcały szeregelementów identyfikujących sprawców zaćmień. Wśród nich znajdu­

(9)

jemy jaguary, iguany, gwiazdy, węża, Kukulkan (Quetzalcoatl), Wenus. Closs w podsumowaniu stwierdza jasno, że u Majówzazaćmienia odpowiadaplanetaWenus.

Moim zdaniem, jest to Wenus wjednymze swoich chimerycznychwcieleń jako Kukul­ kan, którego odnajdujemyw Meksyku Środkowym pod imieniem Quetzalcoatl. Kukul­

kan-Quetzalcoatljest pierzastym wężem o ambiwalentnej naturze. Szlachetne oblicze Jaguarai podłytył psa. Świetlista, dumnagwiazda poranna zapowiadająca świt i powrót Słońca albo świat, w którym pies, nieczysty włóczęga, z wyciem prowadzi do podziem­ nychpiekieł2’. Closstrafnie podkreśla abstrakcyjnycharakter sprawcy zaćmień. W opi­ sie procesu rekonstrukcji, Hun Ahau (gwiazda zaranna) nie ma oblicza, nie sposób okre­ ślićjego twarzy:

23 Pies jest wszędziekojarzony ze śmiercią, jest przewodnikiem międzydwoma światami, wysłannikiem podziemnych zaświatów. Takie skojarzenie jest niewątpliwie owocem prostej i bardzo archaicznej obserwacji podczas składania ofiar. Posiłki z mięsa, które dawniej miały charakter wyłącznie rytualny, obfitość mięsa i resztek przyciągała psy, ludzkie cienie. Kręciłysię w pobliżu, czekając naodpowiednią chwilę, by ukraść kawałek. Psy tak jakśmierć mają oczy większe niż żołądek. Są przewidujące, lubią gromadzić to.czego niezdołają pożreć,zakopująw ziemi,przenoszą ciała, byje pogrzebać. Piesgrabarzto pozostałośćpo społecznościach myśliwskich i pasterskich.

24 „His mouth / His nose / The socketsot his eyes / He first found itsname /Hut very little more he could speak / Only hecouldn't name any longer/ The name of the lips ofhis mouth / So lie could not really speak”.

Popol Vuh [w:| M.Closs, Cognitive Aspects of Ancient Maya Eclipse Theory, WorldArchaeoastronomy.

ed. A. Avcni,Séptima mesaredonda de Palenque, México,s. 389-415, 1989,s. 407.

25 „Kolop UWich K’in,idolo mayor que teníanestos indios deesta tierra,del cualdecían proceder todas las cosas y ser incorpóreo y por esto no le hacían imagen”,M. Closs, 1989, s. 399, cytujący B. Vasqueza, 1980, s.334.

„Jegopysk / Jego nos / Otwory jego oczu / Najpierw odnalazł swoje imię / Ale niewiele więcej móg) powiedzieć / Nie mógł już nic nazwać /Tylko imię wypowiedział /A więc nie mówił na­

prawdę .

Nie da się go opisać, stworzyć jego portretu, a więc Hun Ahau (Jeden Pan)jest niewidzialny. Czyż nie jest tylko konwencją wyobraźni, która określa niewidoczny węzełksiężyca?- Tak,właśnie o tochodzi,także dwaj bogowie Majów,Kolop U Wich K’in (ten, który wyrywa oko dnia) i Kolop U Wich Ak’ab (ten, który wydziera oko nocy), sątymsamym i jedynym niewidzialnymsprawcą zaćmień słońca i księżyca:

„Kolop U Wich K’in, największy bożek owych Indian, z tej ziemi, o którym mówi^,_ że jest przyczyną wszystkichrzeczy; jest bezcielesny i dlategonie przedstawiająjegowizerunku .

Bóg ten marównie abstrakcyjną naturęjak wspomnianyOmeteotl. A jeżeli tego nie chcemy nazwać abstrakcją, to również nie możemy tak sklasyfikować zwyczajowych nazw, wyobrażających głowę i ogon smoka, które astronomowie starej Europy dawali węzłom orbity księżyca. W końcu, by opisać rzeczy niewidzialne, należy je jakoś nazwać i wyobrazić. W Indiach wschodnich znane są dwa demony - Rahu i Ketu, a wIndiach zachodnich Kukulkan-Quetzalcoatl, latający wąż o twarzy Jaguara, lotny, przebiegłydrapieżca. Jest tylko kwestią konwencji,czy określimy węzłyorbity księżyca jakochimerycznezwierzęce monstra, czyprzez znakomegi. Różnie nazwany przedmiot

pozostaje wciążtym samym - ruchomą geometryczną abstrakcją na skrzyżowaniu dróg słońca i księżyca na tle mapy gwiazd stałych, w których pobliżu znajdująsię miejsca zaćmieńtych ciał niebieskich.

Wenus powraca do tej samej fazy ze słońcem i niewidzialnym węzłem orbity księżyca co 104 lata, w czasie obrzędów Nowego Ognia. Podczas zaćmienia bardzo 23 24 25

(10)

blisko pojawia się Wenus w pełni jasności, jakby naśmiewając się prosto w twarz martwemu słońcu. Wenus-Quetzalcoatl i Quetzalcoatl o twarzy jaguara są ogniwami całegoszeregu przeistoczeń, którekrążąwokółmiejsca, gdzie znajdujesię niewidzialne monstrum zaćmień. Ta nieustająca transformacja meksykańskich bogów jest dobrze znana. Jaguar jest jedną z postaci Quetzalcoatl-Wenus prawie w całej Ameryce. Jego cętkowane futro porównywane z gwiaździstym niebem jest jak malowidło z czteropłatkowych kwiatów znaku Ahau, czyli Pan, od którego zaczyna się tablica Wenus w kodeksie drezdeńskim. Przedstawienia pierzastego węża, na przykład w Xochicalco lub Teotihuacan, są ozdobione morskimi konchami. Wielkie muszle ślimaków morskich służyłyjako trąby, których używano w czasie wielkich obrzędów, zwłaszcza by odstraszyć niebiańskiego potwora w czasie zaćmień - okresów zagłady ikońca świata. Czy skądś tego nie znamy? Czy nie przypomina nam dźwięku rogu w dniu Wielkiego Wybaczenia, który kończy rok żydowski, albo trąby, w którądmie święty Michał w dniu Sądu Ostatecznego uchrześcijan?26 Całą mocą trąby jest oddech, podmuch silny i - siłą rzeczy - niewidzialny. Taksię składa, że ozdoby z przeciętych w poprzek morskich muszli27 są właśnie jednym z najbardziej swoistych emblematów Quetzalcoatla, nosi je we włosach albo jako wisiorek na piersi, morska koncha jest wręcz znakiem Quetzalcoatla. Europejski renesans, który stworzył nowożytną astronomię z jej teoretycznymi i abstrakcyjnymi modelami, przyniósł także Wenus Botticellego, stojącą w muszli, której opalizujące odbicie masy perłowej przypomina kołnierz gołębia2", ptaka quetzal i Wenus na horyzoncie. Wenus-Afrodyta, dziewica wynurzająca się z morskiej piany, perła wyłowiona z dna, mieniąca się złamanym blaskiem tęczy o wschodzie i Wenus-Quetzalcoatl, triumfująca gwiazda poranna, powracająca na wschodnie niebo po przejściu przez krainę śmierci. WAmeryce, Quetzalcoatl, późna transformacja jeszcze starszego niebiańskiego, niewidzialnego jaguarama więc związek z władząkrólewskąi kapłaństwem. Quetzalcoatl, mieniącysię w poświacie załamanego światła, niesiony podmuchem morskiej konchy, na wietrze.

Dlatego przedstawiany jestczasem zgłową ptaka i ciałem skręconym w śrubę, niczym kłębowisko trąb powietrznych29 * *, wirujące powietrze, które pochłania na swojej drodze wszystko, samo pozostając niedostrzegalne. W tradycji Majów Quiche, bliźnięta, wskrzeszają rozczłonkowanegonaczęści ojca zeświata podziemi. Jegoimieniem jest 1- Ahau, nazwa Wenus, gwiazdy porannej. Tekst Popol Vuh potwierdza jego tożsamość:

„Zrodzony przezświatło, światłostworzył’”".

26 A. Lebeuf, The Milky Way aPath of theSouls, SEAC 2,Astronomical Traditions in Past Cultures, Instituteof Bulgarian Academy of Sciences, National Observatory, Rozhen 1996.

27 'caracolmarino cortado'.

2K Gołębica jest emblcmatycznym ptakiem Astarte-Afrodyty-Wenus, patrz A. Lebeuf, Maria- Magdalena, the Morning Star, „Vistas inAstronomy, 1995, vol. 39, s. 591-603, Pergamon.

29A. Lopez-Austin, Los mitos del tlacahuache, UNAM, México 1990.

311 „By the lightbom, the light engendered”, PopolVuh, Quiche Mayas inM. Closs 1989.

'Abstrakcja - nieskończoność samoograniczająca się w stworzeniu. Świat jest tu wyobrażony jako piramida,której wierzchołekjest czystym światłem, tużpod nim znajdują sięnieuchwytni bogowie, niżej główni bogowie „Panteonu”, jeszcze niżejmnóstwo lokalnych bóstw, anasamym dole człowiek i reszta stworzenia.

Quetzalcoatl jest światłem i oddechem w pół drogi między materialnością tego świata i niedosiężną boską abstrakcją’1. Jest wysłannikiem, który sam nie posiadając własnego ciała, daje się poznać ludzkim zmysłom, przybierając postacie bardziej

(11)

przystępne, choć wciąż nieuchwytne. Światło załamujące się na jego piórach, masa perłowa,tęczamiędzy światłem a ciemnością.Oddech, wiatr, tornado. Cyklon unoszący wszystko w powietrze, straszliwy dźwięk trąb zwiastujących boską obecność. Co 104 lata Wenus wskazuje miejsce węzła orbity księżyca, całkowicie abstrakcyjnego punktu skrzyżowania orbit słońca i księżyca, dwóch największych widzialnychbóstw na niebie.

Węzłyorbityksiężyca sąmiejscami zaćmień, siedzibą niedostrzegalnego demona, który gasi światło dwóch największych gwiazd. 1 tu być może zrodziły się poszukiwania nadrzędnego boga, większego i silniejszego od wszystkich innych, choć zupełnie niewidzialnegoi nie dającego się przedstawić - nigdy nienasyconakontemplacjapustki.

1 chociaż odrębne bóstwa Meksyku można liczyć w tysiące, to są one tylko niezliczonymi kombinacjami dostrzegalnych i zmiennych aspektów jedynego źródła całego stworzenia, źródła, którego pierwszą i najpotężniejszą manifestacją jest Quetzalcoatl - oddechi światło.

Ofiara człowieka - boga, Topilzin Quetzalcoatl

Anonimowy autor Anales de Cuauhtitlani2, Sahagun3233 34, i Hystoire du Mechique-'*

przytaczająhistorię króla Tollan, Topilzin Quetzalcoatl, a właściwie, coznamienne, oba źródła pomijając prawie dzieje jegożycia, skupiająsię na okolicznościach jego śmierci.

Właśnieo końcu życiakrólamówią pierwsze słowadwóch poświęconychmuopowieści wrocznikach:

32 Codex Chimalpopoca [w:] Anales deCuauhtitlan y Leyendas de los soles, trad. P.F. Velasquez, facs., UNAM, México1945.

33 B. de Sahagún, Historia general de las cosas de nueva España, Porrua,México 1979.

34 Hystoire du Mechique [w:J Teogonia e historia de los mexicanos. Tres opúsculos de! siglo ed. Angel Ma Garribay, México 1979.

35 ,,2-Acatl. Es relación de Tezcoco que en este año murió Quetzalcoatl Topilzin de Tollan en Colhuacan”(Anales, 35) „(...) 3-Tecpatl,4-Calli, 5-Tochtli, 6-Acatl, 7-Tecpatl, 8-Calli,9-Tochtli, 10-Acatl,

11-Tecpatl, 12-Calli, 13-Tochtli, 1-Acatl, en este año murió Quetzalcoatl (Anales, 39). Chodzi tu z pewnościąo tłumaczenie na sposób aztecki daty 1-Acatl, z którą wszędzie gdzie indziej wiąże się to wydarzenie. Ta informacja potwierdzatylko, żejej autordobrze zrozumiał, panowanie liczące 52 lata powinno zająćcały wiekmiędzy dwoma Xiuhmolpilli. Zamiast 2-Acatl trzebarozumieć 1-Tochtli, a zamiast

1-Tochtli, 1-Acatl. Zresztą sam autor prostuje informacjękilka paragrafów dalej(paragraf 39). Wrzeczy samej, jeśli autorwymienia w szeregu wszystkie lata wolne od wydarzeń, idąc od 2-Acatl do 1-Acatl, to właśniepoto, by połączyćlogicznie dwie informacje z różnychźródeł. A jeżeli między 2-Acatl a 1-Acatl nie działo się nic, to dlatego, że nie mogło,bo chodzi tu o tensam rok w dwóch różnych systemach. Pozatym, jeśli te daty należą do obrzędu ofiarnego, to 52 lata można by zastąpić przez 52 dni, od 1-Tochtli do 1- Xochitl w roku 1-Acatl.

36 Anales,35.

37 Anales,39.

„2Acatl35. Według przekazu Tezcoco w tymroku zmarłQuetzalcoatl Topilzin z Tollan, wColhu- acan"36 37 (...) „3-Tecpatl, 4-Calli, 5-Tochtli, 6-Acatl, 7-Tecpatl, 8-Calli, 9-Tochtli, 10-Acatl, 11- Tecpatl, 12-Calli, 13-Tochtli, 1-Acatl, w tym roku zmarł Quetzalcoatl” .

Anonimowyzbiór, znany pod nazwąRoczników Cuauhtitlana jest kompilacją dzieł starszych, bez wątpienia streszczonych, co jest godne ubolewania, źródła bowiem,

(12)

z których czerpał redaktor tego rękopisu, mają wyjątkową wartość i liczy się w nich każde słowo. Wydaje się, że ich autorzy sami należeli do najwyższej klasy rdzennych mieszkańców Meksyku i wychowali się jeszcze w tradycjach prekolumbijskich, które opisują.

Tekst kronik, w innych fragmentach dość lakoniczny, szczegółowo opowiada oostatnich chwilachżyciawielkiegokróla Tolan, a rok 1-Acati, całkowicie poświęcony tej postaci, kończysię śmiercią władcy i upadkiem jego sukcesji.

..Mówiło się o Quetzalcoatlu, żeżył tyle, urodziwszysię wroku 1-Acati,zmarł także w roku 1- Acatl; codaje razem sumę pięćdziesięciu trzech lat życia, którekończąsięwroku 1-Acati.Powia­

da się, żejego następcą byl Matlacxochitl, który władałw Tolan”' .

Cały opis upadku i śmierci króla zajmuje cztery strony, ciasno zapisane w osiemnastu paragrafach, obejmującychcały rok 1-Acati, tak ważny wśród innych, po czym, jak poprzednio następuje cała litania lat następującychpo sobie kuprzyszłości:

„2-Tecpatl, 3-Calli, 4-Tochtli,5-Acatl, 6-Tecpatl, 7-Calli, 8-Tochtli, 9-Acatl, 10-Tecqatl, 11 -Calli, -12-Tochtli, 13-Acatl, 2-Calli, 3-Tochtli (,..)”*39.

J" „Sehacontado qué tanto vivió Quetzalcoatl, que nació en 1-Acatl y murió asimismo en 1-Acatl; con quesuman Lili añosque vivió, que acaban en elaño 1-Acatl.Estádichoque le sucedió Matlacxóchitl, que reinóen Tolan(Anales, 52). Tam, gdzie autorliczy 53 lata od roku 1-Acatl do następnego 1-Acatl, my liczymy ich 52. Jest to dodatkowy znak potwierdzający prekolumbijskie pochodzenie tych źródeł.

Rzeczywiście, liczenie okresuczasu włącznie jest cechą meksykańskiejarytmetyki.

39 Anales,53.

„Losque se nombrabanTezcatlipoca, Ihuimecatl y Toltecatl dijeron: »Es preciso quedejesu pueblo, dondenosostros hemos devivir«.Y añadieron:»Hagamos pulque; se le daremos abeber, para hacerle perder el tino y que ya no haga penitencia«(Anales,39).

Tak jakby jedynym ważnym wydarzeniem całego tego okresu historii była śmierć wielkiego króla Topilzina wroku 1-Acati.

Opowiadanie to przedstawionejest w porządku chronologicznym.ŻyciekrólaTopil­

zina dobiega końca i rozpoczyna się panowanie jego następcy Matlacxochtila. Iw taki historyczny sposób najczęściej odczytywano tekst. Znajdujemy tujednak kilka osobli­

wości zachęcających do dokładniejszego przyjrzenia sięjego treści. Przede wszystkim, wrogami królanie sązwykli ludzie, ale istoty mityczne, bogowie: Tezcatlipoca, demon z lustrem, Toltecatl, bóg Pulque, i Coyotlinahual, czarownikalbo duch coyotla:

„Ci, którzy nazywają się Tezcatlipoca, Ihuimecatl i Toltecatl, powiedzieli: »On musi koniecznie opuścić swój lud;tu my musimy żyć«.I dodali:»przygotujmy pulque; damy mu do picia,żeby stra­

cił głowę i zaprzestał pokuty«"

Cóż o tym sądzić? Jeżeli czytamy ten tekst takjak kronikę historyczną królestwa Colhuacan albo Tolan, to jakmamy interpretować boskie imiona aktorów OperaDivi­

na? Quetzalcoatl, Tezcatlipoca, Toltecatl, Ihuilmecatl, Quetzalpetlatl... A jeżeli chcemy odczytywać tę historię jak opowieść mityczną, to jak wytłumaczyć, że została wtłoczona w chronologiczne następstworzeczywistego czasu, wpisana w linię sukcesji dynastycz­ nej między Coyotzina i Matlacxochitla? A więc mit czy historia? Obie narracje są tu nierozerwalnie splecione i wydaje mi się, że jedynym miejscem, gdzie możliwa jest ta fuzja czasu boskiego i ludzkiego, historii i wieczności,jest inkarnacja i ołtarz ofiarny.

Odtąd więc będziemy odczytywać tę opowieść jak liturgię, opis obrzędowego przygo­

towania ofiary ijej złożenia w hołdzie gwieździeporannej w intencji odnowienia czasu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

śmieję się wtedy, gdy przeszłość się marzy, gdy chcę płakać bez

Zaryzykuję stwierdzenie, że w wypowiedziach, które skonstruowane są wokół SPA [ktoś] śmieje się [z kogoś ABSTR / czegoś ABSTR] w znaczeniu ‘odpowiadać śmiechem na bodziec

Problemy komunikowania się bibliotekarza z przełożonym ujawniają się głównie w kontaktach służbowych oraz w przypadku zaistnienia wśród bibliotekarzy

Nie może być nią jednak byt, gdyż „element empi ­ ryczny i czysto logiczny stanowią w istocie dwie możliwe postacie bytu realnego i idealnego (6bimun peajibHjno u

Zrób domową wystawę prac lub zbierz wszystkie swoje rysunki w jeden album.. Kiedy przychodzi do kraju, kwitnące witają ją drzewa, lasy się

• „Baw się kolorami” ( dopasuj kolory, zaznacz kształty, rozpoznaj figury)- rozwiązuj zagadki, zdobywaj punkty!. • „Obowiązki domowe”( położenie, więcej, mniej,

Rozwią- zania te zaburzyły całą ideę finansowania przez NFZ wyłącznie świadczeń zdrowotnych, choć trzeba przy- znać, że było to tylko „twórcze rozwinięcie” błędu

Normą w całej Polsce stał się obraz chylącego się ku upadkowi pu- blicznego szpitala, który oddaje „najlepsze” procedury prywatnej firmie robiącej kokosy na jego terenie..