• Nie Znaleziono Wyników

Ilustrowany Kurjer Polski. R. 3, nr 17 (1942)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ilustrowany Kurjer Polski. R. 3, nr 17 (1942)"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

K U R J E R P O L S K I

S IE W C A

S PIC H L E R Z E U R O P Y TERENY W S C H O D N IE

D O N A S Z E G O A R T Y K U Ł U F o l S t h v i |

(2)

Najwybitniejsi urzędnicy biorą udział w je­

dnej z imprez urządzanych przez żołnierzy niemieckich na wybrzeżu Atlantyku na rzecz

niemieckiej pomocy zimowej.

Jedna z licznych niemieckich łodzi podwodnych, które uzyskały znaczne »u*1 . na wodach północno-amerykańskich, powróciła do swego punktu oparcia na brzeżu Atlantyku. Zanim załoga opuści pokład, komendant wykonuje jeszcze

wesołych, pamiątkowych zdjąć.

„MAZI" OBSADZAJĄ WINNIPEOI

Ta ilustracja, która ukazała sią w jednym z czasopism angielskich przedstawia żołnierzy kanadyjskich w uniformach niemieckich podczas marszu propagan­

dowego po Winnipeg. Propaganda ta ma przekonać ludność o rzekomo zagrażającej jej inwazji. Jak widać, widzowie są badzo ubawieni łym żartem.

W łych dniach święciła Chorwacja z dużym entuzjazmem rocznicą swego oswobodzenia.

Stolica Chorwacji, Agram, była ośrodkiem uroczystości obchodzonych ku uczczeniu rocznicy ogłoszenia Chorwacji państwem niezależnym. Po uroczystościach wojskowych odbyła sią wielka uroczystość ludowa na placu Jelacica, w której wzląło udział wiele delegacji

wieśniaków.

BOLSZEWICY ATAKUJĄ.

Oto jeden z najbardziej charakterystycznych obrazów walk piechoty

°*talnim czasie przy­

gn an o niejednokrotnie

•'M ilość dawniejszych

**>«dzeń Winstona Chur- ' '•• które wykazywały

•*dziwe zamysły bry- nkiego premiera odno- ' • do wszystkich proje-

* zapewnienia Indiom

""alnych praw i wolno- '' Niemieckie minister-

® »Praw zagranicznych 0,9 obecnie opubliko-

< * ulentyczny dokument '•n'ienny dla charakte- Churchilla. Wśród ' będących w posia- u niemieckim znajdu- również sprawozda-

“Wczesnego posła pol-

*9 ° w Londynie, hra- Raczyńskiego. Spra­

wiania te, których tre-

obrady dzienne

*tu 1935 przedstawiają a,y nad projektem pra-

•utonomii Indii. Poda­

my obok tologratią tego

“ mantu. Tymczasem '• “dzieliły już Cripp- ' Wysłannikowi Wiel-

£#Brytanii odpowiedzi, iln jasno zu- 9 rozbicie sią dyplo-

brytyjskiej o Indie.

Ji. J?k® dyplomatyczna Wd Anglii stanowi dla

* * * * oj) równie wia|.

*C9«. jak potężne zwy­

cięstwo oręża.

--- ’ w r t y U n e s a la Kr. M /U /S ■ «kla l«oe k .a . taae- a lia s Pasu MUUtaroel e klmpodslsmasJ epeeysjl ksłąóąt lM yJaklek r malw niejekteet estasy o auteesajl > f®*e- r e e jl M j t .

w tasaoaya ■ t a le U t a »rm s Raą* brytyjski ta lie l*eyer, kt-rege s«».«pl*rs pr»y klalsjsasa mtaaase, spukUkomey aostai a l( «ay ls a m l t.k e t r e ta la s jl pom lptsj aa a«rom «*m le k s iM ąt • n a l e je • ta ls !« < •« . b .r . 1 swresejąssj eeerąlakale projaktasl sssosala- aaąa k l U a Jak tek U s t ta la ra m i? ta else -k rkla In a jl prasa NetareJAs trssah keląste 1 M y Ja klak Pet la la , Skopał, 1 Blkaasr saelsrejąsy m ły stara® em« 4o pro J.ktesaasJ usisay

ruaktaal ustawy ktAryeh ksląsyta laAyJssy aa jk ark rls j sl« obawiają 1 która Jak r - Z lo m ą reakaj^ u alsk wymieiy a* te pesteeoslsala, które przyeaiej wtadsy 1 lealalatyta a fsAeralaeJ ta ją kaleka lk»ae wpramleala wmla JasaJkta sraaa te ananasie korony b ry ty js k ie j. gwaraatkl utrsywmla slp ke lą tą t pray szaksy.

Ksląląte la r.u ta ją srojaktoal 1* a łysk eta ta l a pasła- aewlealaeb t a k i e * Ok w auojaj okasnaj fo ra la od w por ta

<

'i')^'JZ1ŁUIH1i SSasam t a M ł O U , S a 1'ayaże, W • lasaykctoal U a is r U a ls .

Na Wschodzie panuje obecnie odwilż. Na południu l w odcinku środkowym Ironlu wschodniego nasłała obecnie odwilż, a drogi i szosy przedstawiają jedno olbrzymie grzęzawisko i topiel błotną.

Dowody zniszczenia. Atak na jedną z ostrzeliwanych wsi na (roncie północno-kerelskim. Niepowstrzymanie posuwa się naprzód piechota niemiecka pod osłoną czołgów, podczas

gdy pierwsze pozycje bolszewickie właśnie padają.

Niemiecki oddział wywiadowczy P^k^jL' się naprzód. Jest to jeden z o .“ !

najdalej na północ w y s u n ię t y ^ ^ < 'ł'“wa< . gdzie jeszcze wciąż leżą śniegi, izturmowy usuwa przeszkody, by ę idącej za nimi piechocie.

(3)

czy klimatycznych. Sam fakt, że zbiór pszenicy w z jednego ha wynosił 30.2 cetnarów metrycznych. I w Hiszpanii tylko 9.5 cetnarów, świadczy o szalonej » piętości efektów uprawy roli. Zapewne o większej mniejszej wydajności ziemi decyduje — poza jako gleby i klimatem — sposób je j uprawy, rodzaj nW«

rolniczych, jakość ziarna siewnego, ilość i rodzaj na*

Atoli istotne rezultaty osiągniemy wtedy tylko, mechanicznie, lecz z całą pieczołowitością i łacho*1*

uprawiać będziemy grunt. Istnieją jeszcze gospodaf*

które nie znają nawozów sztucznych. Trzym ają , jeszcze staroświeckiej, zarzuconej dawno „trójpolo*1 zużyciu najmniejszej ilości rąk roboczych w y­

produkować maksimum wyrobów najlepszej jako­

ści, ekonomika materiałowa itp. — oto etapy prowadzące do ujęcia produkcji przemysłowej w karby racjonalne. Warunki te obowiązują tak przemysł niemiecki ja k belgijski czy francuski, byle tylko te zakłady znajdowały się w bliskości źródeł surowców i energii. Inaczej jest w rolni­

ctwie. Zasada, aby wyzyskać każdą piędź ziemi, nie wyczerpuje sprawy. Wydajność gospodarstw rolnych zależna jest nie tylko od technicznych inowacji, lecz również od warunków glebowych

Z wdzięcznoicią i okrzykami Buraki cukrowe w czasie ich radoici przyjęła ludnoić z te- wegetacji częsło podkarmia renów zajętych przez bołsze- się nawozami sztucznymi. Na wików, w jesieni ubiegłego zdjęciu: Podlewanie buraków roku, wkraczające oddziały cukrowych roztworem szłucz- niemieckie, które oswobodziły nego nawozu we wsi Czernie­

ją od jarzma bolszewickiego. lów Mazowiecki pow. Tarnopol.

J

esteśmy świadkami wielkich wysiłków zmierzających do racjonalizacji procesów wytwórczych, fala ta w mniejszym lub większym stopniu objęła wszystkie państwa kontynentu europejskiego. Nic dziwnego. Europa, która w przedwojennym okresie, mogła swe niedobory pokrywać z importu, dzisiaj, w dobie zmagań wojennych, skazana jest na siebie samą.

Sytuacja wszakże nie przedstawia się bynajmniej tragicznie, kraje bowiem Europy posiadają olbrzymie możliwości, by do­

prowadzić swą produkcję przemysłową, a zwłaszcza rolniczą do takiego poziomu, że nie tylko nie będą potrzebowały oglą­

dać się na import, lecz przeciwnie, mogą wytwarzać nadwyżki na eksport. Potrzebna tylko celowa, racjonalizacja warszta­

tów wytwórczych.

W przemyśle sprawa jest mniej skomplikowana. Likwidacja zbędnych przedsiębiorstw, wzmożenie produkcji w zakładach służących potrzebom wojennym, państwowym i prywatnym, udoskonalenie urządzeń technicznych tych fabryk, by przy

Rozkaz Stalina mordowana i pałania, mający na calu zamieniania Ukrainy, spichrza Europy w jedno wielkie morze płomieni, mogły tylko w nieznacznym zakresie prze­

prowadzić zbrodnicze hordy. Szybkie natarcia wojsk niemieckich udaremniły wiele z poiród łych plenów znisz- czenia. Nasza ilustracja przedstawia spalony częściowo przez bołszewi- ków spichlerz, z którego powracająca ludność wybiera ziarno nadające się 4 ; jeszcze do użytku.

Kołchozy — to pojęcie przeszłości. Na placu p'<*

ruska ludność wiejska dowiaduje się od zarządu nil że wszystkie sowieckie gospodarstwa kolektywne «

Słoneczne Podole i Ukraina produkują w wielkiej ilo­

ści doskonały tłuszcz w po­

staci oleju słonecznikowe­

go. Na zdjęciu typy wie­

śniaków z okolic Borszczo- wa przy słonecznikach.

Niszczycielska gospodarka bolszewicka doprowadziła do zmniej­

szenia się pogłowia koni. W związku z tym daje się odczuć brak bydła pociągowego. Władze niemieckie idąc z pomoce przysłały wiele traktorów I pługów dla uprawy ogromnych obszarów Podoła i Ukrainy. Nasze zdjęcie przedstawia traktor niemiecki typu „Lanz Bulldog" przy orce wiosennej w Bejkowcach pow. Tarnopol.

Bolszewicy tworząc przymusowo kołchozy (upaństwowione gospo­

darstwa zbiorowe) usunęli wszystkie miaidze pól. Po wypędzeniu bolszewików przez armię niemiecką, ludnoić powróciła do dawnej gospodarki prywatnej, a specjalne komisje wiejskie wyznaczone przez Liegenschaftsverwaltung ustalają poszczególnym właścicielom nowe miedze. Nasze zdjęcie przedstawia moment wbijania pala granicznego między gruntami folwarcznymi a gruntami wieśniaków we wsi Baj­

kowe® powiat Tarnopol.

Na prawo u dołu: Na polach, przez które przeszła burza wojenna, wre nowa praca. Na zdjęciu — oczyszczanie z chwastów młodych

buraków cukrowych w powiecie tarnopolskim.

żuż dawno zamilkło grzmienie dziel, turkot wozów pancernych i okrzyki „hurrel" hord bolszewickich, a ciężko doświadczony kraj jest już na drodze ku lepszej przyszłości pracując nad planową

odbudową pod nowym zarządem.

uprawiają swą glebę sochą, a zboże młócą cepami. W J - j , rażącej sprzeczności stoją te zagrody z gospodar*«*“£j(

w których spotykamy traktory, snopowięzarki, e,ek,ry .|jie parniki, maszyny do dojenia krówl Umiejętne zastoso* r tych zdobyczy wiedzy zapewni zwiększenie zbiorów r"

względem ilościowym i jakościowym. «Y»*' Hasłem doby obecnej jest zwiększenie zbiorów * * Lo- kich do wyżywienia ludności niezbędnych środków »Y ści. Niecelowa jednak realizacja tego hasła dopro*

może do tego, że w następstwie zmniejszenia obSpraW wygonowych, pastwisk a nawet łą k na rzecz pól uRjni*

nych zmniejszy się stan pogłowia bydła. I tu * ’ jj<

celowość racjonalizacji gospodarki rolnej uwypukla yo w całej jaskrawości. Zwiększyć wydajność zbóż > ,akiy bez uszczerbku dla paszy dla bydła — oto zadanie Pr .^o cznego, a celowego rolnictwa. Nowoczesne ”*

coraz częściej stosuje zasadę, aby bydła, nie w y p *** |eOji>

pastwiska, a karmić je treściwie w oborze. D zięW ^ „<•

tu- Europy. Rzecz

* Warunki klim a- L.Jj eb°we, no i sto-

^ a u “,y rolne) wy’

Równanie po- 1 do aIblor*W w Z wyż i,” a»4,klch 30

»cj, , M«k ie intensyfi-

>0(G, .rac)°nalizacja go-

rk ększenia zbio-

‘■» n. laiby 2 10 na

’ 5 cetnarów.

“ hlM k ' ‘° w,a4nie na n lłk i“

^»tstw» ? UJ’ ce '•chodn*? ro'ne terenów

»t, stanowią bo-

>6(4 możliwości,

? W - . niewątpliwie ,Ołcl Uri1,blii8Zej prZy~

g ilz ie wyzyskana.

(4)

K tó ż b y przypuszczał, że ten krężek z włó­

knami, rozchodzący­

mi się na wszystkie strony, to zdjęcie i j a j k a rybiego.

f

j a j k o zaczyna

i

się rozwijać. Po- znajemy to po Ł ciemnej plamie ’ B L

u góry. £

Powyżej:

ia ^ J y W pracow- J ł niach biolo- f / gicznych wy- y konuje się eks­

perymenty, by poznać tajemnice przyrody, będęcej wspaniałym misterium

życia.

W pierwszym

stadium rozwo- - ju embriona two-

rzy się i jest wi- doczny tak zwany k a n a ł n e r w o w y . Przednia jego częić, zgrubiała, przekształci s ię w d a ls z y m e t a p i e w głowę, w której znaj­

duję się wszystkie narzę- dy zmysłów.

Z jajka salamandry przewięzanego sznurkiem lęgnie się larwa o dwóch głowach.

zetęcia

> l l l n ket

,nie ’u i T a t r ty szczupak ir morzach P°

niowej i Pó,n*

nej Europy*

W kole: Jajko ry­

by w dalszym eta­

pie rozwoju. Formo­

wanie się głowy postę­

puje naprzód.

Mniej więcej po czterna­

stu dniach jest embrion już zupełnie rozwinięty. Czame kręgi u góry to oczy.

rv ii

1 1 u

L/

(5)

z niego wychodzi, ciągnięty nieodparcie przez rysujące się na niebie ostre, a twarde gra­

nitowe szczyty Tatr lub też bardziej obłe i świerkiem po­

rosłe kopuły Beskidów.

Z wiosną, gdy góry toną je ­ szcze w bieli śniegu, a słońce już z nimi zawarto przymierze, ciągnie ta biel bardziej niż kie­

dy indziej. Choć na jeden dzień znaleźć się w górach, odczuć tu tę ciszę, będącą najwyższą harmonią i ujrzeć słońce bar­

dziej z bliska — to marzenie tych wszystkich, którzy ten haszysz gór już poznali i pili tę swobodę. Nasz m ały repor­

taż pokazuje nam właśnie taki jeden dzień wiosenny przeżyty nad Czarnym Stawem Gąsieni­

cowym.

(Jókąd góry zostały trochę bar­

dziej poznane, a czar ich za- Wywierać swój przemożny

*Piyw na człowieka, nie ma już

*™4ciwie pory roku, w której Y«yby one osamotnione. Bo

"kto raz się wzniósł na szczyty

!® o łe m sięgnął chmur", tego Pj®ą one już zawsze ciągnęły, budzić w nim tęsknotę

™ swobody i pokazywać mu N W peini M iłośnikow i gór J^daje się też zupełnie zrozu- historia Nowego Testa­

mentu, kiedy to szatan kusząc Jezusa zaprowadził go na

■Teoką górę i pokazał M u świat 7*JCY w dole. „To wszystko Tobie..." Turysta i nar- a także z w y k ły śmiertel- kochający góry oddaje cały wri łw iat w dole wtedy, gdy

—patrzy ku nam w całym swoim majestacie i osamotnieniu chara­

kterystyczny kadłub Kościelce, w dół ku Czarnemu Siewowi, którego powierzchnie pokrywa jeszcze ciągle lód. Tylko ciemne plamy wskazują na ło, że i łu zjawia się powoli wiosna i że wkrótce rozerwie ona le lodowe okowy. W tedy śnieg stopnieje zupełnie i samotnego narciarza zluzuje wtedy turysta, wspina­

jący się na linia i hakach na tego granitowego olbrzyma.

M . u «. a.

• wyraźnie odcina się na le wiosennym prołil Kościel- Jj Wysokiego na 2 158 m. Swier- . w dolinie zrzuciły już dość t * n° łwoŃ szalę śnieżną i śnieg bardziej znika, ustępując

ł */*6*

wyzierającym z ziemi A teraz musimy się ytnać, kochany czytelniku, że j T ^ l K m y cię w pole. Ten wi

l

°P'erający się skutecznie

*»bom i deszczom, — jak to G| P ° jego ostrości — to ki? *L n*' sfotografowany na Ka-

>'o*kach, powyżei schroniska.

Czarny Sław G ąsienico w y... Oczarowany staje turysta na widok tego piękna. G łęboka cisza ołula cały krajobraz i tylko zięby górskie oznajmiają wesołym świergotem o coraz bliższej wiośnie. Człowiek zaś nie może się powstrzymać, by całe ło piękno nie uwiecznić na zdjęciu. G dy wróci do domu lub gdy juz nie będzie mógł wędrować po górach, pozostanie mu Jednak zawsze jeszcze wspomnienie jego pięknej wędrówki.

* r k .' .

Wielu z nas, którzy z Kasprowego zjwidżeli na Halę Gąsieni­

cową znają tę drogę, prowadzącą do doliny Czarnego Stawu Gąsienicowego. Otwiera się z niej widok na charakterystyczne

grzbiety górskie z Kościelcem (na lewo) na czele.

(6)

Opracował: Dr M a y 2 ciąn dalszy

będące w ustawicznej wędrówce po ciele, i wszy, bardziej osiadłe, mające swe leże przeważnie pod jarmułką, albo za kołnierzem.

Bogaty wielki kupiec, który bez ustanku znajduje się w podróży (od ganku do ganku) przedstawiciel potężnej przemysłowej firmy, która się sprowadziła do Lwowa aż z Birmy.

Fachowy rozsprzedawca wyrobów tekstylnych, blawatnych, ceramicznych, oraz wielu innych, co osiągnął w tej branży cudowne wyniki wyzyskując ugory, kosze i śmietniki.

Mała czapka powszechna w izraelskim świecie, pod którą wszy mieszkają zamknięte jak w gecie.

Niektóre z nich na czubku mały guzik mają, w tym to miejscu się one na miting zbierają.

Komuś kto patrzy płytko, być może się wyda, Rodzaj wysubtelnionej zmysłowej pieszczoty

udzielanej symbiontom, tak zwane laskoty.

Gdy wesz, lub pchła, zabłądzi w bujnych włosów chaszcze, Żyd zaraz ściąga rękę i czule ją głaszcze,

Ze to czyni namiętnie i szybko jak może, niektórzy erotyczne widzą w tym podłoże.

________ t___ t r i ___ _. . wy że przedmiot ten pozornie nic nie ma do Żyda.

Drobniutkie pasożyty, zwane insektami żyjące w idealnej symbiozie z Żydami.

One im dostarczają rozkoszy swędzenia, a ci dachu nad głową, no i pożywienia.

(Tylko niektóre kraby i ukwiał w przyrodzie

potrafią współżyć w takiej wprost cudownej zgodzie).

Trzy ważniejsze rodzaje: Pluskwy, stwór pękaty, zamieszkujący kupą żydowskie kanapy.

Pchły, stworzenia wędrowne, jedzące niewiele

Gdy się jednak wgłębimy w historii odmęty, ciekawe na ten temat znajdziem dokumenty.

Jest to przedmiot tak w swojej doskonały formie, że przetrwał nie zmieniony na wieków platformie.

I jak pamięć człowiecza sięgała najdłużej, do bicia Żydów młodym huliganom służył.

Skąd u niego nienawiść taka do żydziaka?

czy to cecha nabyta, czy natura taka?

Natura oczywiście, to jasne jak słońce,

Żyd wszak nie ma żadnego, a kij aż dwa końce.

O j czasy, czasy! Gdzie się obrócić, wszędzie niegrzeczność, nie­

ustępliwość, popychanie, krzyk — narzekała siwogłowa sędzina poprawiając drżącą dłonią krepę przy swym kapeluszu. — Jestem w żałobie, wyglądam poważnie, a zajdę po farbę do sklepiku, to byle garnkotłuk, z koszykiem pod pachą i z gołymi łydkami, potrąci, odepchnie łokciem, pardon nie powie, a jeszcze z ogromną buziulką na mnie wyjeżdża...

Siedziała z przyjaciółką w lichej trzeciorzędnej kawiarence i po­

pijała jakieś mętne ziółka, które w tym lokalu nosiły miano her­

baty, mówiła dalej:

— W tramwaju nikt mi miejsca nie ustąpi, choć widzą jak bardzo jestem schorowana i stara. Niejeden uczniak zerknie na moje trzę­

sące się ręce, wykrzywi się z obrzydzeniem i ani drgnie. Przyrósł do swego siedzenia...

— Co? Jeszcze się pani dziwi — roześmiała się pani Maria. — Ja bo już dobrze wiem czego mam się spodziewać od ludzi. Żadnych iluzji sobie nie robię. Otrzaskana jestem z duchem czasu. Nie darmo mam dwóch synów i trzech siostrzeńców, którzy w zabłoconych buciskach rozwalają mi się po kanapach, nazywają mnie „starym pudłem" i żaden z nich się nie schyli, gdy coś upuszczę na ziemię...

Spojrzała na zegar, wiszący nad ladą zastawioną podejrzanego koloru ciastkami.

— Ale ja się tu zagaduję, a kolej na mnie nie poczeka. Żegnam więc drogą panią. Późno. Muszę śpieszyć na stację...

A była to osoba korpulentna i praktyczna. Mieszkała w Milanówku i dwa razy w tygodniu przyjeżdżała po zakupy do Warszawy.

Zerwała się z miejsca, chwyciła za ucho swą walizkę — dobrze wyładowaną sprawunkami — zapłaciła przy kasie za ziółka i szyb­

kim krokiem skierowała się do oszklonych drzwi kawiarni.

Ściemniało się. Śnieg z deszczem padał.

— Ale plucha — westchnęła i raźno ruszyła przed siebie.

— Pani zapewne na kolej podąża — usłyszała nagle poza sobą nieznany kobiecy głos — a że idę w tym samym kierunku, więc chętnie dopomogę w dźwiganiu walizki...

Serce zatłukło się w pani Marii.

—Akuratl Nie ma głupich! Bandytka. Chce mnie nożem pchnąć i łapę położyć na mojej walizce...

1 przerażonymi oczyma rozejrzała się na strony.

Żle. Szła wzdłuż jakiegoś parkanu. Ni bramy, ni stróża. Na trotu- arach też pusto było, jak wymiótł. Znikąd ratunku.

— Co robić?

No i zi obiła to, co każdy z nas zrobiłby w podobnym wypadku — przyśpieszyła kroku.

Zadyszana, zziajana, spocona jak ruda mysz, skręciła po pewnyjn czasie w nieco ludniejszą ulicę i od razu nabrała więcej pewności siebie. Po chwili przystanęła.

Ir.MtJisiłMriu

W a r i s a w a M annfem b 7.

g o d z . 1 0 - 8 w.

te le fo n 895 - 38

G U TO W S K I Skini i umyciu w lonkl

Wman, lątata 2.

»fc. 12—2 I «—i.

Wielkie żydowskie miasto, ważny port handlowy.

300 000 wszy na metr kwadratowy.

(Drugie zagęszczenie po Jerozolimie)

Z powodu brudu nigdy nie zamarza w zimie.

Zwierzak rasy semickiej (z Syrii sprowadzony) na co wskazuje broda i ogon skrócony.

Pasie się na żydowskim najlepiej podwórku.

Często widać jak ciągnie handlarza na sznurku.

Dalszy ciąg nastąpi

Napita! „HA-ZET

( M I I I W A P C Z Y 6 C C A

NOWELA

— Nie dla mnie taki trening — pomyślała z gory­

czą. _ Tchu mi brak. Astma mnie dusi. W nodze strzy­

ka. Ręki nie czuję... No, ale przynajmniej bandytkę po­

siałam...

Myliła się. .

_ A widzi pani — ozwał się poza nią tenże sam głos. — Czyż można tak się zamęczać? Do stacji spory kawał drogi, więc jeszcze raz proponuję dopomóc w dźwiganiu walizki...

Pani Maria miała już tego całkiem dosyć.

— Proszę się ode mnie odczepić, bo zawołam poli­

cjanta — burknęła gniewnie i zdeterminowana na^

wszystko zwróciła się frontem do nieprzyjaciela.

Nie wydał się jej groźnym.

W mdławym świetle okapującej wilgocią latarni zo­

baczyła przed sobą ot taką sobie przeciętną młodą war- szawianeczkę, miłej powierzchowności, odzianą w po­

rządne futerko i w duże śniegowce, plecione ze słomy.

— Cóż to takiego? Czy pani nie wstyd — wytrze­

szczyła na nią zdumione oczy. — Dlaczego mnie pani napastuje?

— Ależ broń Boże! Ja wcale pani nie napastuję.

Pragnę ulżyć osobie starszej...

I uśmiechnęła się.

— Achacha! Więc to tu raki zimują — pomyślała pani Maria. — Jakieś biedactwo niespełna rozumu.

Szwęda się samotnie po ulicach i przechodniów zaczepia.

Fijol, ale nie wygląda na furiatkę. Chce dźwigać moją walizkę, niech dźwiga. Ja sobie odpocznę...

Młoda wariatka pochyliła się i ujęła walizkę za ucho.

Po chwili pani Maria poczuła coś jakby wyrzuty sumienia.

— Wykorzystuję umysłowo chorą osobę. Zamęcza się

dla mnie. A czy choć trafi z powrotem do domu?

I spytała:

— Czy pani nie ma nikogo z rodziny, który W opiekował się nią w sposób właściwy? ?

— Przeciwnie. Mam matkę, męża i dwoje przes' nych dzieciaków. To ja się nimi opiekuję. Mój tn‘Lnyl były profesor Politechniki — jest bardzo nieprakty<+je jak wielu uczonych, i nie dałby sobie rady beze

— Coraz mniej rozumiem — pomyślała pani Man*- Czyżby nie była zbzikowana?

I obrzuciła swą towarzyszkę okiem znawcy. ,

— Tak. Teraz już wiem o co chodzi. Ze też to ej niej o tym nie pomyślałam. Wprawdzie wygląda r dostatnio, lecz w tych czasach trudno jest sądzić P zorach. Napiwku się spodziewa. Po prostu napiw*0, rabia w ten sposób na chleb dla dzieci i męża.

I rozczula się

l i '

Kto wie? Może te prześliczne dzieciaki J u*toie Il.lv •» • a-e^— ~ r --- - •Z|0l trzech dni nic nie jadły? Drżące z zimna ,ul’ oCje- główki do kolan babuni i z bijącymi serduszkami - . kują — w nieopalanej suterenie — na powrót

Postanowienia oszczędnościowe brały w łeb być hojną w tym wypadku.

Ale jakże tu wtykać dwa złote w łapę takiej

nnie b vłeoo

orofesora Politechniki... Tak, tak.

zonie byłego profesora Politechniki... Tak, tak.

tę kwestię wyświetlić...

Więc rzekła po chwili:

— Jestem bardzo życzliwie usposobiona dla - Jg, w potrzebie, więc pani się nie obrazi, jeśli ją ° c°

pytam:

— Czy pani jest bardzo biedną? . g

— Skąd to pytanie — roześmiała się warszawian czyż wyglądam na taką nędzarkę? Dzięki Bogu na nie mogę. Oboje z mężem pracujemy i wcale nam się powodzi. Mamy ładne mieszkanie...

lud1'

Na te słowa pani Maria przystanęła jak wryt3 p0

— No teraz to już nic nie rozumiem — jęknę?3'

cierając dłonią czoło.

jg i»'

— Ale ja panią doskonale rozumiem i mogę gui pewnie, że nie jestem ani bandytką, ani wariat 4' żebraczką...

— A zatem?

— Jestem po prostu... uprzejmą

" 1 1 ’

a g

C u d o to u e lo k i

(TRWAŁĄ ONDULACJĘ)

Osiąga *»9 w rekordowo krótkim czasie po ożyciu esencji „A lm a". Zaraz po umyciu wspaniale fale ondulowanych włosów, pełna powabu fryzura. Mnósłwo podziękowań (przede wszystkim od artystek scenicznych). Skutek gwarantowany. Cena zł 6.— , 3 flaszki zt 12.-—.

Kto w trzech dniach przeile wycinek ogłosze­

nia wraz z zamówieniem, otrzyma 20*/ rabatu na maty, a 30% na duży pakiet.

H. K U K L I Ń S K A

W A R S Z A W A , P O S T F A C H 1071

KĄCIK SZACHOWY Nr. 7 (38) A. DZIAŁ ZADAŃ 3-chodówka Nr. 7 (38).

E. H. Shaw („B. Ch. F.“ 1936 — 1 nagr.).

C zarn e: Kd4, WaS, Ga8, SfSf8, piony: c6, e4, e7, g3 (9).

B iałe: Kc2, Hg8, W ał, GM. Sc4c7 (6).

3-chodówka. 6 + 9 = 1 8 . Mat w 3 posunięciach.

Końcówka (studium) Nr. 7 (38).

K. A. L. Kubbel („Szachmaty" 1938 — spec. nagr.).

C za rn e: Kc4, Hhl, Wa2, Ga6eS, Sb6gl, piony: a7, b3, d3, dS, f6, g3, gS, h7 (18).

B iałe: KI7, He3, Sd8, piony: a3, b2. f2, g2 (7).

Końcówka ( + ) 7 + 1 8 = 2 2 . Białe zaczynają i wygrywają.

Rozwiązanie 3-chodówki Nr. 6 (37) (Ros): 1. G -b 3 I.

1... H -d 3 2. H -c S f i 3. x. R. 1... S -d 3 2. H-c3+ i 3. x.<i Rozwiązanie końcówki Nr. 7 (38) (Kok): 1. H~c2 (A) S -c 3 f 2. H xc3 G - f S | 3. H -c2 G -e4 ? (B) 4. h3!l G -h7! 8. h4 G -e 4 6. hS G -h 7 7. H -g6! i wygrywa.

(A) 1. H -d7? S - c 3 f 2. K -c2 b l Hf 3. Kxc3 i białe nie mogą niczego wskórać, gdyż czarne z powodu zapatowa^

nia sw ego króla mogą dowolnie szachować hetmanem.

(B) 3... G -h7? 4. h4!

4. e4 cS 12. G -g S

S. dS a6 13. G xf6

6. a4 S -f 6 14. S -g S

7. G xc4 eS 13. H -hS

8. G -d 6 16. G xg7

Czarne PARTIA Nr. 73 (76)

C zarn e: OIKelly de B iałe: Feuer

grana w tum. o mistrz. Belgii 1934 Hiszpańska

e4 eS 8. H -d 3

S—13 S -c 6 9. h4

G -b 8 a6 10. G -e 3

G -a 4 d6 11. dxc5!

G -c 6 t b x c6 12. H xd8f

d4 f6 13. 0-0+!

S -c 3 W b 8

poddaW

s ^e7 W «^ f łt9

d*«*

K«d»

poddały . Fi*^'

l i I I < / * * t U H M N I A

Janiny Retm eńclyk, b y łe j kierow niczki obu firm K e lle r., W e n ze w e ,

■ • n. 3,

ul. Chmielne U , m. 3, lei. 5SS-22. Sztucznie ceruje, nicuje, pierze.

Reparacje trykotaży. Odtwieżenie kepeluzzy, krewetów. Cerujemy na żedenie ne poczekaniu.

B. DZIAŁ PARTO PARTIA Nr. 72 (78)

B iałe: Lilienthal C zarn e: Hamming

grana w tum. w Zandvoort 1933 Przyj, gamb, hetmana

dS 9. S -( 3

e6 10. 0 - 0

d x c4 11. fS

PARTIA Nr. 74 (77)

B iałe: Gerschenkron C zarn e

grana w tum. klub, w Wiedniu 1936 Obrona Caro—Kann

1. e4 dS 9 . G -M

2. exd S c6 10. S b -d 2

3. d4 cxd S 11. S -e S

4. G -d 3 S—16 12. Sd—13

3. c3 S b -d 7 13. Sx(7!

6. S -f 3 e6 14. Hxe6+

7. 0 - 0 G -e 7 131 S -g S

a6 b5

mat

8. H -e 2

0 -0

UWAGI:

(1) 13..

(2) 14..

H -b6! było nieodzownym.

K -f8 13. S-gSI 1.

2.

d4 c4 3. S -c 3

S b -d 7

0 -0

H -c7

(7)

Obecnie idzie w kinie „Apollo' , w Krakowie,

®® p. t. „Z pieśnią przez świat". Jest to film

^odukcji niemieckiej a przypomina nam fabułą Polski film „Robert i Bertrand". Treść tego filmu jest właściwie błaha, ale przygody dwóch

*lóczęgów obfitują w tyle niesamowitych 'Przekomicznych sytuacyj, że trudno nie śmiać nawet mizantropowi. Jak w polskim filmie, talt i tutaj mamy dwóch obieżyświatów, któ- rzY za nic mają sobie pieniądze i bogactwa, Rade wszystko ceniąc sobie swobodę. Mimo to a ntoże właśnie dlatego grozi im ciągle w ię­

żenie a co najmniej areszt. Film rozpoczyna S1S sceną w więzieniu, gdzie obaj przyjaciele 8Potykają się ku swej radości i skąd razem

*'*iewają zamknąwszy w swoim zastępstwie Klerownika więzienia i jego siostrzeńca. Kochał

?" w swojej wsi rodzinnej piękną dziewczynę, 'enę, córkę oberżysty. Lecz na drodze ich staje w>erzyciel oberżysty. Obaj łazicy zachodzą

* swej wędrówce do owego oberżysty. Lena rrzyjmuje ich obiadem, za co wdzięczni przy-

* ia,e P°slanaw'aję się ie ł odwdzięczyć. Pod-

"chali oni groźby, jakie miotał wierzyciel

°bec oberżysty i zabrali mu portfel, w któ- J® znajduje się list obciążający złego czło­

nka. Z listem tym, oczyw iście wśród niezli- ,z°nych komicznych przygód dostają się do

°®u żydowskiego radcy finansowego i tam na balu zabierają żydówce wszystkie kosztow- Pnści, Odsyłają je natychmiast oberżyście, by

®atować go w opresji. Lecz sprawiedliwość z®mska ściga ich, toteż zmykają p zed nią

aż do nieba. Role włóczęgów grają w tym filmie Ri Seifert, rolę Leny ładna i miła Carla Frust. Dekoracji bardzo ładne.

zodyczna, zdradzała doskonały nerw aktorski i obycie z wielką sceną. To samo trzeba po­

wiedzieć o starym woźnym sanatorium, które­

go doskonale odegrał Eugeniusz Załucki. Trud­

no było uwierzyć — patrząc na całość, że jest to tylko mała scena Starego Teatru. Nic też dziwnego, że kwartet ten odbierał raz po razu

Niebieski molyl' - .Powrót Taty

Nowa rewia w „Niebieskim Motylu" „Powrót Y stoi pod znakiem humoru A. Dymszy Cz- Skoniecznego. Ci popularni komicy two- Ś Wspaniały duet, który potrafi wydobyć lwcip nawet ze słabych tekstów i zmusić pu- 'ozność do szczerego śmiechu. Pełna wdzięku 14 d o lsk a wplata do programu dwie lekkie

°*enki „Fantazja i serce" i „Marzę o Walde- 4rzę". D. Przybyłowska posiada urodę... i sła- ' głosik, ledwo słyszany w dalszych rzędach.

'®patyczny i obdarzony miłym brzmieniem

°»U Jerzy Liedtke ma wszelkie dane, aby frunąć się na czoło piosenkarzy warszawskich.

Numery choreograficzne wykonuje duet Le-

“ndowskich, dobry zarówno w „Fantazji cy- ńskiej" jak i „Miłości apaszki". Gena Ku- Yńska tańczy „Fox-step'a" i „Chłopca hisz-

•hskiego".

ki W*5 starannie wyreżyserował Eug. Koszut- ' Z9* kier. art.-lit. był A. Dymsza. Nad stroną uzyczną czuwał H. Wróblewski, dekoracje zYgotował St. Lipski.

skich nie nastręczała trud­

ności. Każdy z aktorów w ie­

dział bowiem sam dobrze, jak podejść do swej roli i zda­

wał sobie sprawę, co z niej można uczynić. Dekoracje najstaranniejsze w akcie koń­

cowym, w dwóch pierwszych natomiast znać było pewien prymityw. A zda je się, moż­

na było tego uniknąć, czego dowodem akt trzeci.

Tea, z*e,a lemu widzieliśmy na scenie Starego

"tru w Krakowie komedię Niewiarowicza iiów'e dialjel nie może..." z Alicją Matusia- h * ną w roli „baby", którą diabeł właśnie po- Niewiadomo, co tu najpierw pochwalić:

kie - % * wdzięk p. Matusiakówny czy jej wyso- stoj klasy grę. Odnosiło się wrażenie, że nie jest ° na na scenie' ,ecz jest po prostu sobą,

*ści na,Jrawdę tą p. Janką, która używając

(j, e amerykańskich sposobów reklamy, potra-

KagZro11'^ 2 młodego doktora Barka (Bronisław cjenS(?Wsk‘) czekającego bezskutecznie na pa- ,4Uai *■' s*awQ lekarską i dyrektora wielkiego lzadi°riUra' °dbierając w zamian od niego nie- le | ° dowody czarnej niewdzięczności. W ogó-

‘cleL d* ó* a- ^ 4 . 'os ze sobą skuł, to dwa cu raJ‘łce się ciągle kamienie młyńskie. W koń- 'ednak, kochająca kobieta, jaką mimo

*ie» llt° jest ta "hta rau'*er" poddaje się i wy- o Za białą chorągiew, gdyż dobrze wie z*»vWyni zwycięstwie. Do odniesienia tego k*SbokStWa dopomogła jej oprócz jej własnej ngta klej miłości i energii przyjaźń p. Fortu- ty Karpika, właściciela „galanterii przy uli-

„arYncypalnej" — jak zwykł mawiać. Nie Zdoi)yć dla siebie- stał si3 Je J Pfflw- His l ym Przyjacielem. Rolę Karpika zagrał po tUsiak^>WS'tU Marian Jastrzębski. Jak u p. Ma- Patrzeć'*-ny *®k ‘ u nie8 ° nie można było pod- ty8u ć żadnej usterki, żadnego najmniejszego służar*9 ca'°ści- Uzupełniała go świetnie jego której9 *£undzia — Aleksandra Stróżyńska, J graT jakkolwiek była to rola tylko epi-

Ina Wolska, występująca w re­

wii „Powrót łaty" w teatrze

„Niebieski Motyl".

Panna Janka — Alicja Matu- siakówna — dąży wytrwale do celu: zdobycia doktora Barka. W tej chwili znajduje się ona już u kresu swych za­

biegów. W saloniku Fortunata Karpika — Marian Jastrzęb­

ski — dowiaduje się od nie­

go, że według wszelkich „ob­

jawów zewnętrznych" doktór Barka kocha ję również. Obie role wspaniale odegrane.

Fal. Barek

rzęsiste biawa. Na tyra tle postać doktora Barka — Bronisław Kassowski wypadła trochę słabiej. Kassowski za mało grał, za dużo na­

tomiast krzyczał. W przedostatniej scenie, dość lirycznej, był zbyt suchy. Pozostałe role dobre.

Reżyseria przy tak doskonałych siłach aktor-

,ZAWCZEŚNIE, KNOTKU, ZAWCZEŚNIE

dzia — Aleksandra Stróżyńska — orium — Eugeniusz Załucki to wspa- podpałrzone przez Niewiarowicza lupę a przez aktorów doskonale

oddane.

W ięc Knotkowi zrzedla mina—

Cot zbył wcześnie chciał mieć lato, A tu znów wróciła zima No — i zaszkodziła kwiatom.

Ciapłe słońce — wiosnę głosi Topi biel zimowej szały.

Więc czym prędzej Knotek znosi Przed dom swoja piękna kwiaty.

Kwiecień, plecień wciąż przeplata Trochę zimy, trochę lala.

Spad! śnieg, wicher wiatki raptu*-..

Zmarzły mirty, figus, kaktus Knotek śmieje się radośnie

Bo w ogródku pośród śniegu Pierwsze kwiaty już w taj wiośnie Uśmiechnęły się do niego.

ZE SCEN W ARSZAW Y I KRAKOWA

(8)

OTCI&T 3BL3 3 0 3 3 3

SOLIDARNOŚĆ.

„Nie ruszaj lak brzuchem, bo wszystkie pionki nam pospadają*.

Wzajemnie pobudzają sif alianci do ofensywy.

H0vker — Inrcrprcss-Atlaniic

„Ach, jaka wspaniała krowa!*.

„Eee.... pan mówi to na- pewno każdej kobiecie!*

(Ktpei Yasarnap, Węgry)

— Jasiu, czy potrafisz narysować polityczną mapę Europy?

— Nie, panie profesorze, nie czytałem dziś jeszcze gazet.

— Jak się panu podobała ta sielska piosenka, którą dziś śpiewałam?

— Nadzwyczajnie, proszę pani, gdy zamknąłem oczy, zdawało mi się, że jestem o 20 lat młodszy, znajduję się u ojca na wsi i słyszę skrzypienie wrót od stodoły.

*

Wierzyciel: — Nie ruszę się z miejsca, póki pan nie wyrówna całego rachunku.

Dłużnik: — Czy polecił pan w takim razie przynieść swe łóżko i karty żywnościowe? 1 niech pan nie zapomni zgło­

sić zmianę miejsca zamieszkania.

*

— Panie dyrektorze, kasjer uciekł!

— Czy przejrzał pan już kasę?

— Tak, ale tam go nie ma.

*

— Wynieś papugę, Anno, muszę pomówić z mym mężem w cztery oczy.

*

— Tońku, czy to wóz meblowy stoi przed twym mie­

szkaniem?

— Tak, mój gospodarz mi wypowiedział.

— I wyprowadzasz się?

— Ja nie, on się wyprowadza.

*

— Odnoszę garnitur do kawy, który pani pożyczyła mej mamie w niedzielę. Niczego nie brakuje.

— A gdzież jest uszko od tej filiżanki?

— Leży obok.

* Na wycieczce:

— Pomyśl najdroższa, ta ruina ma już ponad 2000 lat.

— Nie żartuj, przecież mamy dopiero rok 1942.

— Gdzie pani mąż?

— W kuchni. Siedzi przy wodociągu i puszcza od czasu do czasu wodę.

— Po co?

— Pisze wiersz o wodospadzie Niagara.

ROZMAITOŚCI

Pewien znawca sztuki odkrył w małej wiosce francus rzadki stary gobelin. Ku jego zmartwieniu brakowało dnak dużego kawałka środka. Ktoś go wyciął nożyc1*’ 1 Szukając wyciętego kawałka dowiedział się nabywca »

dnu0"]

belinu, ze była właścicielka lego drogocennego Prze

.ul

nie mając pojęcia o jego wartości zacerowała wyc,’’j częścią spodnie swego syna. Znawca sztuki odkupił i ! | belin i spodnie i w ten sposób uratował cenny zaby,e ,

W pewnej rodzinie w Utrechcie (Holandia) ginć*f jakiegoś czasu karty żywnościowe. Ponieważ ta kraoz J powtarzała się stale dano znać na policję i w tych dn'8 i znalazła policja sprawcę. Jest nim 10-Ietni synek te)

£ u a i a z . i c i p u i i G j c i a p i a w L ę . j c a t i n n i i u ' i v i i u . njjH

dżiny. Obiecujący chłopiec prowadził handel wynHe j kartek żywnościowych na czekoladę.

Na torze kolejowym wiodącym w kierunku Trechtt 0 hausen w Nadrenii wypadła jakaś pani z pociągu PoSLjJ>

sznego. Upadła ona między szyny. Zanim znaleziono szczęśliwą przeszły nad nią cztery pociągi. Nieszcz4»

prócz złamania nogi nie doznała jednak żadnych inn”

obrażeń.

W Kładnie (Protektorat) w budynku, w którym -- mie^ _ się posterunek policji chowano drób i króliki. Pewnej n I zakradł się lis do kurnika w rewirze policyjnym, a"' J swoje nieszczęście wpadł w nastawione sieci i na ł dzień został „aresztowany."

Przed sądem w Budapeszcie odbyła się niedawno 1 u',(

resująca rozprawa. Pewna pani oskarżyła swego męz ' ukradł jej garnitur sztucznych zębów i sprzedał. SP*j miała się jak następuje: Podczas zaciekłej sprzeczki ( żeńskiej wypadły żonie z ust sztuczne zęby. Mąż P°“

je szybko i opuścił mieszkanie. Sprzedał on sztuczne bienie swej żony i za nabyte pieniądze kupił sobie kapv i dwa krawaty. Skazano go na miesiąc aresztu.

Najdłuższe schody na święcie posiadają Chiny. n*

one do świątyni Tai-Szan stojącej na górze wysoki’!.^

1500 m. Schody mają 6500 stopni. Wyjście i z nich zajmuje 14 do 15 godzin czasu.

iejs‘

U niektórych wschodnich ludów w starożytność znano zupełnie lekarzy. Leczono ludzi w ten spoS°

wynoszono chorego na rynek, lub na ulice bardziej 5 wionę, gdzie przechodnie udzielali mu rad i ws'ia(-)soMi jak ma postępować, by znów odzyskać zdrowie- które już przeszły tę chorobę miały nawet rnora'I?,XAryi wiązek podać środki i lekarstwa, przy pomocy * powrócili do zdrowia.

nffl a*' W Avenes, we Francji, przesłuchiwano podczas r° ikjejf sądowej dwóch ludzi podejrzanych o popełnienie w^ rZiiCa oszustwa. Obaj oskarżeni wyparli się stanowczo ^y|l nego im czynu. Jedynym świadkiem, którego Pr5 „ vtan*e strona oskarżająca był niewidomy żebrak. Na 'z‘,, ci, sędziego, czy rozpozna winowajcę odpowiedział *wl.erapyi*' ' prosił tylko sędziego, by kazał coś mówić p o d ę j f lOr Sędzia uczynił zadość jego prośbie i żebrak po g'°s poznał winnego.

dżw'«

Jakość sera parmezanu ustala się przez jego , pa Rzeczoznawca uderza małym młotkiem srebrnym ° 8 dźwięku ocenia jego jakość.

Krakau, Redakcja: ul. Piłsudskiego 19 łel. 213-93 — Wydawnictwo: Wielopole 1 lei. 135-60 — Pocztowe Konto. Czekowe: Warschau Nr. 900 Ilustrowany Kurier Polski

K w ie c ie ń p ia ta nam tig le i p o g o d a , to te ż nasze z d |ę c ie na le w o jest le szcze z u p e łn ie a k t u a l n e . W p ra w d z ie nie ma ju z z wa I o w ś n i e g u i k w ie tn io w y śn ie g to ra cze | b io t o , ale i la k p rz y p o m in a się nam p rz y te m p r a w ­ d z iw a zim a A w a rto to z d ię c ie n ie c o b I i ż c | o g lą d n ą ć , n ie c z ę s to bo w ie m p o m y ś l i kłos o tym . b y s lo to g ra fo wac r o z b i | a | ą c e się o czyjś g r z b ie t k u le śn ie g u , ja k to w id z im y tu ta j Czas n a ś w ie tla nia b y t tro c h ę za d lu g i, d la te g o leż tw a rz d z ic w c z y n k i j e s t za­

m g lo n a . sam m o m e n t ro z b i ja m a się śn ie g u

|est je d n a k ż e w y ra ź n ie u c h w y c o n y . N a d e s ła ł p. W o jta s ik z Z a lu z a

U W A G A ! F O T O A M A T O R Z Y !

wsi, p. Z a c ie k Jozef, z B udzisk k P u ła w Jest to o b ja w ze fo to g ra fia a m a to rs k a zakreśla co ra z szersze krąg*

z d ję c ie p o c z a tk u ja c c g o , jest o n o d o b re . w m e ż sam mis i je g o p a rtn e r w n a jle p s z e , k o m ity w ie

p r o d u k u ją się p rz e d p o c h ło n ię ta ‘ a sceną ,,w id o w n ią Z d ję c ie w y k o n a ł p o c z ą tk u ją c y fo lo a m a to r m ie s z k a n ie c T aniec z n ie d ź w ie d z ie m jest m iłą scenką, w k tó re j

u d e rz a p r z e d e w szy s tk im n a tu ra ln o ś ć p o s ta c i P rosim y p o p a trz e ć na c h ło p c a z p ra w e , i le w e , stro n y , a ro

(9)

%śc|.

*2

•Jk

honorowi sportu b|,T*(* C^'e9 °- k o ł n i e r z e j> . n®j dywizji, znajdu- Bii.L^ na stadionie olim- H'|tk.m w Berlinie ze swo-

•W sztandarem.

( j Pawianie sportu i za- to kończenie c i ę ż k ic h

« < ^ e k m i^ zyp’ A- Nien, yCh w czasie, gdy u prowadzą zażar- Zn,. z bolszewizmem ftic SZaJ4 także i zagra-

\yv ne glosy prasowe do sity 2en‘a uznania dla 80 7 naroc*u niemieckie- t» e ainteresowanie świat-

" * g m £ r T . tą ^ eiką hrie YWItit było olbrzy- iż^ l «ę,'kia Pytanie czy zwy- .nY0' któr» P°chód Hiszpanii, tu8aH pokonała j«ż Por-

«arle ę' Fra“cję i Szwaj-

>Ban ' Zostanie powstrzy- lo , / Przez Niemcy, by- tyyA Ustach wszystkich.

? ’U y .u ,.r e m ‘ s o WY 1 '• 1 Strzał’1. Hiszpanie przez t0 ’ z jedenastki. Brzmi j d i e )ako pociesze-

^ ■ Ih liio - mcY byli bowiem

| tsi zwycięstwa

TU

pi*

i#f

JM

A

REPORTAŻ Z WIELKIEGO MECZU H I S Z P A N I A — N I E M C Y NA STADIONIE OLIMPIJSKIM W BERLINIE

r - -

\ **

' 5

A-

1 V

Jak wielka była radość Hiszpa-

nów z wyniku remisowego po- ZiyWfciT-iRLimiSU?;.

znać można po owacji, jaką swo­

im graczom urządzili Hiszpanie przyglądający się meczowi.

• r s r *

Z :

Ti

Ogień hiszpański. Gracz hisz­

pański A lo n s o rzucił tu bombę najcięższego ka­

libru. Przebija się w tym strzale chęć uzyskania rozstrzygającej bramki.

Ale bramkarz niemie­

cki Jahn potrafił i ten strzał odbić.

W kole: Hiszpańska e k i p a reprezenta­

cyjna złożyła jesz­

cze przed meczem wieniec na grobie Nieznanego Żołnie­

rza w Berlinie.

Na lewo: Jak utrudnio­

ną pracę miał atak nie­

miecki ś w ia d c z y nasze zdjęcie. Napastnik irodk wy Conen, ze Stuttgartu, tak obstawiony przez obrońców hiszpańskich, że wodny strzał w bramkę jest zu niemożliwy. Widzów: 90 000.

(10)

Cytaty

Powiązane dokumenty

' Tak naprawdę jest się gburem, jeśli ja- dąc z kobietą w przedziale i to w dodatku z piękną kobietą, nie zwraca się na nią uwagi. Tymczasem Eliza

Młody człowiek już promieniał z zadowolenia, że udało mu się wreszcie osiągnąć swój cel, ale w dwie minuty później zjawił się Ja- wajczyk z dużą

[Zruchość fizycznej konstrukcji człowieka i v przy całej je j cudowności równocześnie, est powodem, że podlega ona kalectwu, 'złowiek zdrowy, mogący posługiwać

ściej wtedy, gdy jakiś inny mężczyzna pragnie się ożenić z jego byłą żoną. U wielu jednak dzikich ludów małżeństwo jest bardzo ścisłym związkiem

Łukasz poczuł, że gubi się w huczącym rozkołysie i nie wiedzieć czemu wcisnął się w kąt przydrożnej ławki.. Jasnym gromem przedarł się z

N a ­ ród amerykański widzi że ta wojna zbliża się coraz bardziej do źródeł jego własnego bytu tak od zewnątrz jak i od wewnątrz wskutek coraz bardziej

czone jest ukrycie się przed wzrokiem człowieka wcho­.. dzącego przez

zerwatach, zachować swe obyczaje i pokazywać się za opłatę ciekawym. Na naradę wojennę nie zbieraję się też już jak dawniej w ostępie leśnym pod drzewami,