• Nie Znaleziono Wyników

Ilustrowany Kurjer Polski. R.4, nr 21 (23 maja 1943)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ilustrowany Kurjer Polski. R.4, nr 21 (23 maja 1943)"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Na lewo:

NOWY MARSZAŁEK WŁOCH Generał Giovanni Messe by­

ty dowódca wojsk włoskich w Afryce, został mianowa­

ny ma r s z a ł k i e m Włoch w uznaniu wielkich zasług, które położył w boha- I terskiej walce obronnej

na tunetańskim (roncie.

Na prawo:

DZIAŁO NAD MORZEM Śr ó d z ie m n y m Niemieckie stanowisko ar­

tylerii na linii obronnej nad morzem Śródziemnym.

Fo t: PK. Bóiz, Karweina, Schrófer- Sch. Schelm PBZr Cebauer-A ft, A llanfic-Luce.

Na prawo: «•

WŁOSKI WAŁ UMOCNIEŃ

Jeden z najsilniejszych bunkrów, które strzegę bez­

pieczeństwa wybrzeży włoskich, w y k u t y w s k a l e i wzmocniony betonem.

Powyżej:

NOCNY PRZEJAZD PRZEZ KANAŁ

Strzały armat niemieckiego okrętu wojennego jasno oświetlają ciemności nocy, podczas nocnej walki

w kanale.

Powyżej:

„TYGRYS" W POZYCJI BOJOWEJ Ciężki niemiecki czołg oczekuje, na polanie I®*0

na. rozkaz do ataku podczas walk na W sc h o d ź 101 Na lewo:

PO WALCE

Czołg sowiecki, zniszczony tuż przed niemieckimi po­

zycjami- na wschodnim froncie. Wyraźnie widać uszko­

dzenia zadane strzałami niemieckiej artylerii.

(3)

Na lewo:

t w o w y m u z y k a n t u liczn y Muzykantów tych można spotkać w mie­

ście i na wsi; śpiewaj? oni piosenki regionalne przy wtórze prymitywnego

instrumentu.

MIASTO PORTOWE NAD JANG-TSE-K1ANGIEM « Czungking, posiadało w ostatnich czasach duże znaczenie jako miasto ha«cłfct>-~

we i port. Sama miejscowość jednak nie należała nigdy, do prastarych religij­

nych, ani też kulturalnych ośrodków kraju. Odkąd drogę burrrieństca odcięli

J a p o ń c z y c y , a handel i komunikacja w Czungkingu zupełnie prawie zamarły, trudności wojenne oraz gospodarcze są tak wielkie, że Czangkaiszek nie

będzie mógł je przezwyciężyć.

Na lewo:

PRACE W POLU

Robotnicy obracając nogami koło czerpiące wodę, nawadniają w ten sposób pola ryżowe. Ta metoda pra­

cy już przed tysiącem lat była prak­

tykowana w Chinach.

F o l. S am m lung S eilef

Powyżej:

ZBIÓR MAKU

W w o j n i e opiumowej (r. 1842), na skutek wpływów żydowskich, zdobyła Anglia prawo importu in­

dyjskiego opium tło Chin. O d tego czasu palenie tego zgubnego dla zdrowia narkotyku, zataczając coraz

szersze kręgi siało się przekleństwem Chin. Obecnie rząd narodowy zwal­

cza energicznie produkcję o p i u m . U dołu: fANG-TSE-KIANG

Rzeka ta ma 5000 km długości i jest t r z ec i ą rzeką na świec ie co ck>

długości.

(4)

P I E R W S Z Y W I R T U O Z W E K S T A Z I E M y il j e g o b łf k a u ę p o V d o jrz a ły c h p lo n a c h p ó l i w in n ic , p o lasach 1 stru m y k ach , w siach i m iastach u k o c h a n e j o jc z y z n y , o w ian e j ty sią cem m e lo d ii, zro d z o n y c h k ie- H \ d y ś . . . b a r d z o d a w n o w s e r - H a . c a c h p r a d z ia - d ó w i p r z e - l e w a n y c h H I o d tę d z w nu-

^ ^ ^ H l k a n a w n u - H l k ó w ... m e - lo d i e n ie -

| ^ H | z n a ją c e p o - c z ątk u

FRAGMENT ORKIESTRY Temperament, gra, strój i kwiaty. O to żywioł i świat najwyższego za­

interesowania najmłod­

szych adeptów w służ­

b ie sztuki. Czar ich gry widoczny na twarzach wirtuozów udziela się na pewno nawet czytel­

nikom pisma.

W kole na lewo:

DYRYGENT I SOLISTA

Nie wywołuje grozy afektowanymi ruchami, ale miękkim układem postawy i marzycielską po­

wagą w twarzy, ściąga uwagę roześmianych młodocianych skrzypków.

FRONTEM DO SŁUCHACZY Znajomy już nasz Kedi popadł w mu­

zyczną ekstazę. Gra wszystkim: wyrazem twarzy, smyczkiem i sobą. Jego dziecinna postać i wybitna gra porusza słuchającą publiczność, ' przenosząc ją w słery'

trudno zrozumiałego piękna.

Z tych to w łaśnie czarnookich chłop­

ców pow stała jedyna' w swoim rodza­

ju orkiestra kam eralna, o któ rej repor­

taż dzisiaj zamieszczamy. Młodzież ta pochodzi z różnych wiosek i mia­

steczek w ęgierskich. Czasami działo się tak jak w bajce — z biednego, obdartego chłopczyny stał się pierw ­ szy skrzypek w galowym uniformie, zbierający hołdy szerokiej publiczno­

ści, gdyż sztuka tak chciała . . Chłopcy grają ze słuchu, niektórzy z nich naw et nut nie znają. Gra ich je st czysta ja k kryształ. Gdy w czasie gry skrzypce się rozstroją, zaraz dru ­ gi kolega podaje nowe, by nie tracić czasu na strojenie. Fałszywych tonów nie mogą przecież ścierpieć uszy tych m ałych mistrzów.

G rają z pełnym temperam entem, zużyw ając smyczek przeciętnie w cią­

gu trzech dni.

R epertuarem ich po większej części jest w ęgierska muzyka k l a s y c z n a i m elodie cygańskie.

W czasie tu rnieju po Niemczech przysw oili sobie chłopcy w przeciągu trzech tygodni 50 klasycznych utw o­

rów muzycznych. K oncerty odby­

w ały się przed wypełnionym i po brzegi salami. Pełni muzycznego fanatyzm u poryw ali w wir sw ej gry w szystkich słuchających.

I ja miałam szczęście być na jednym z ich koncertów.

Kedi O szkar — tego ma­

łego, ale już pierwszego skrzypka nigdy nie za­

pomnę. Był najm niej­

szy, ale w ybijał s ię . sw ą grą ognistą

z pośród w szyst­

kich, — zdawało się, że tw orzył ze skrzypca­

mi c a ł o ś ć .

i m o u y y w u

KONTRABAS MA GŁOS Instrument ten całą wielko­

ścią zakrywa posłać ma­

łego a tak znakomitego wykonawcy, Zsakay Laci.

Nadaje on poważny i do ­ stojny ton orkiestrze.

Fol. Konrad Weidenbaum

LASZLO — SKRZYPEK

Uduchowiona hwśrz fego małego mistrza zdumiewa głębią wyrazu i spojrzeniem unoszącym w zaświaty abstrakcyjnego

j £ t o choć raz był w Budapeszcie, tea-rnigdy nie zapomni tego uloczega? miasta, a na całe życie poiÓ§ta»ie mu w pamięci czar wę­

gierskich ffm ełodyj, którym i roz­

brzmiewa całe' miasto od wczesnego ran ą do 'późnej nocy. W szędzie w i­

dzi śię tych m ałych czarnowłosych chłopców, którzy do ostatniej chwi- łi pobytu w czarowują się swą grą . skrzypcach do serc przejezd­

nych. Żwinnie w skakują na stop- nić 'wagonu, w yw ołując ze swego instrum entu najrzew niejsze tony i grają tak długo, dopóki stukot toczących się kół pociągu nie za­

głuszy jęku skrzypiec. W tedy od­

w racają ęię od nas ze śmiechem na twarzy, szukając wśród tłumu nowych „ofiar" swojej niezapom­

nianej gry.

(5)

duchy, lecz złe i dobre, jasne i ponure snuły się wśród przepaści górskich, i cieniów dżungli, nad brzegami rzek i strum ieni. N agle —- pew nego dnia, zadrżała ziemia, chm ury szare i ciężkie zakryły błękit niebieski i złote strzały promieni słonecznych, a groza ścięła krew w żyłach stworzeń żyjących gdy w yspę Coorog zam ieszkał potężny, a okrutny duch o sercu z płomieni. Zam arły głosy ptasząt i cisza złowroga zaległa świat, zdław ione strachem zbladły czarow ne kw iaty nie w ydając wc-ni. A. duch w yklęty przez bogi zasnął na w yspie snem ’ tysiąc­

letnim. Lecz o zgrozo; oddech śpiącego złego ducha zionął dy- mem i zabijał jadem swym żyw e stw orzenia, w strząsał ziem ią S S f z głuchym łoskotem, św istem i rykiem, a serce płom ienne Wy- |jj

- Poniżej:

U R O C Z Y S T O Ś C I KU C Z C I S W I & T E G O k W ’l A T U O rchideą zawieszono w ruinach dawnej świątyni. Przy - śpiewanej przez tubylców pieśni obrzędowej Smętnej i

n e j jak szum strumieni, rozpoczyna kapłanka

wszystko m łodzieniec i ukrył przed śmiercią. W ted y jednak nastąpił wybuch w u lk a n u j tak wściekły, tak ognisty i piekielnyT jakiem u równego nie było. Ludzi zginęła o ° c

wielka, w ięc pozostałych przy życiu ogarnął straszliw y gniew. Pobiegli szukać m*0" - | dego wojownika, by jego i dziewczynę srogo ukarać. Tłum w yjąc złowrogo z a trz f' -J m ał się przed chatą młodzieńca. W chacie ram ię przy ram ieniu spali narzecze*1* j |

i nikt nie mógł ich obudzić . . . usnęli snem wiecznym.

W m iejscu gdzie stała niegdyś chata, w yrosło olbrzym ie drzewo, a na nim za" i . kw itł dziki, biały kwiat, piękny jak dusza śpiącej dziewczyny. To o r c h i d e a \

„św iętego snu j k tórej corocznie cześć oddają m ieszkańcy w yspy • • • .3 to Sagny-Yepyep.

F o f: W itite b e n i P®*®"

W Y P R A W A PO KWIATY O R C H I D E I NA WYSPIE CALAYAN

N a wyspie C alayan należącej do archipelagu Filipin rośnie najpiękniejsza i najrzadsza orchi­

dea św iata: „kw iat św iętego snu" (Aerides larm erii). G atunek ten jest tak niesłychanie rzadki, że do dziś dnia znam y zaledwie dwa egzem plarze tej rośliny. O rchidee te są otaczane w ielką czcią przez mieszkańców w yspy. O pow­

staniu tej rośliny krąży wśróji tubylców nastę­

pująca legenda.

Przed wielu, w ielu laty, uroczą w yspę Calayan zam ieszkiwały liczne plem iona rządzone przez dzielnych wodzów i naczelników. Żyli pod błękitnym, prom ienistym niebem, w śród odu?

rzających zapachów kwiatów, zw isających nad nimi czarującym i girlandami, wśród tęsknych szmerów strum ieni, wśród ptaszęcej muzyki co poryw ała duszę i przenosiła w św iat czaru. — A ziemi nie opuściły jeszcze wówczas bogi ni

Na prawo w kole:

S A G N Y - Y E P Y E P , O R C H I D E A Ś W I Ę T E G O S N U Najrzadszy na świecie gatunek orchidei; wspaniałym, białym jej kwiatom, rozsiewającym dokoła odurzający zapach przy­

pisują mieszakńcy wyspy Calayan czarodziejskie własności i oddają boską cześć.

Poniżej:

o j c z y z n a Ś w i ę t e j o r c h i d e i

Żmudną jest wyprawa po tajemnicze kwiaty „świętego snu".

Należy wpierw przepłynąć rzekę, w której co. chwila potworne paszcze krokodyli łakomie wyciągają się ku wioślarzom, a następ­

nie trzeba jeszcze przedzierać się przez dżunglę. Splątane liany zagradzają drogę, broniąc dostępu do czarodziejskiego kwiatu.

Na lewo:

T U R O Ś N I E o I C H I O t * Na olbrzymim drzewie, rośnie ś w i ę t y W przeddzień dorocznego święta orchidei, Mo™}

przypada w październiku, zrywa się część rośliny i zanosi do świątyni.

rzucało ze swego w nętrza potoki ż a r z ą c e g o

ognia, law y i skał druzgocących. Ponury i roz‘

paczliwy jęk rozległ się w tej krainie. P a n i c z n y

strach ogarnął mieszkańców, a zgroza z roz­

wianym włosem i oszalałym wzrokiem gnała przez wyspę. „O bogi!" z wyciągniętym i bła- galnie rękam i jęczeli kapłani — „ n a u c z c i e , co mamy uczynić, czym przebłagać i u c i s z y ć z«e moce!" Bogi nie były głuche ń a prośby i nl®

odrzuciły szukających rady i pomocy. .-Jes wśród was córka wodza, piękna jak wonny kwiat, jak szał m i ł o ś c i , jak czar m a r z e n i a .

oddajcie duchowi, a uciszy się NielitościwY i zdławi szerzącą zagładę". Gdy nowy w y b u c h

wulkanu znów w strząsnął ziemią, ogniem i P°"

piołem zasypał krainę, oślepła i oszalała z trwogi tłuszcz®

obiegła domostwo wodza dom agając się w ydania dzie^' czyny, i w ysłania jej nad brzegi krateru. Decyzja z a p a d ła -

O tucha i nadzieja w stąpiła w lud, czekano tylko dnia o fia ­ ry, by uwolnić się od przeklętego, okrutnego d u c h a . ■

Tymczasem w piersi młodzieńca, co kochał córkę naczf!j nika, serce łkało dzikim bólem rozpaczy. Nim nadszeuf przepisany dzień obrzędu i nim złożono bóstwu nieszczj' sną ofiarę, porwał przerażone dziewczę kochający ją na

Poniżej:

W D R O D Z E D O Ś W I Ą T Y Ń 1

Przybrani w wieńce z kwiatów i piękne barwne stroje niosą tuby,cY w u r o c z y s t e j p r o c e s j i o r c h i d e ę d o i w i ą ł y n u

(6)

CHRYSTUSA

«.Ja u czę ty lk o m iło ści sw aw olnej",

i . O w idiusz.

^ PRZEDMOWA k o m p i l a t o r a

^est kom pilacją z „Kunsztu mi Njs0 w «[ s Amatoria) Pufciliusa Ovidius.i

Utw. “Umączeniu J. Rości szewskiego.

"JrodJ11 -ten zosta^ napisany, istotnie „przed

!H fS nienł Chrystusa", ale tylko na 1 rok

^ Y ^ M ż razie w yobraźnia nasza jesi 0 Plastyczna w pojmowaniu, czasu, ż<

l»i(leście lat

robi przed Chr., czy dw ieście lat po na nas to samo w rażenie pradaw-

®osnV' y się czyta Ow idiusza „Kunszt iisariv n*e chce się wierzyć, że to utw ór

1944 laty. A zajm uje się on tymi lnąs . ^sprawami, i zagadnieniam i, które ]aijj(;,jJtnuJ5 ' poza aktualnością dzieła li»iS2u jeszcze coś cenniejszego’ w Owi- Wteon ‘o głęboka znajom ość psychologii

kjfaj n?l z doświadczeniem.

^ia<Ja°*Chlu^z*!;a ma Sran>ce, ale głupota nie

|L_ , wcale; jeśli w ięc weźmie się pod m j ez!P]aniczną naiwność wielu dziew- rtera ™ z' eńców, to dzieło Owidiusza za- fens, . Prawdę dużo cennych dla takich no- I g tto w wskazówek.

^Yć może krzywdzi Owidiusza, l e c z e n i e w spaniałych porów nań mi- Ich 2 3 naw et całych opowiadań służą-

^ te* Przykłady. Spopularyzow anie jed- N tyi0 kapitalnego dzieła, należącego do iej js ®ratur europejskich, nie d aje się iną- icych j w wąskich ram ach artykułu. Zna-

odsyłam w prost do dystychów itjj I . y ..Artis A m atoriae" i ci, jak przy- ŚVti4t.OSC'szewski schopenhauerow skie po- Hając„ e’ ^Ędą pili prawdziwą kaw ę —: nie k p j ™ tego języka przeczytają prozą Olanego tłum acza „Kunszt miłosny"

i §j§ tylko ersatzu kaw y, ale mam f e oobrego.

a*tvwltarych w yjadaczy będzie on wesołą

wtem 1— 100

• Ul.

m

#|yjzystajcie z młodości! Czas szybkim

| ucieka, ten zaś, k tó ry przyjdzie nie Ijj plUz taki dobry, jak ten, który przę­

dą ' rzYjdzie chwila, kiedy będziesz leżała loj , opuszczeniu, jako beznam iętna baba, W . eraz możesz w yrzucać za drzwi ko-

| | [ M N>kt w nocnej bójce nie będzie się W,Wyłamać podwoi twego mieszkania, n*e znaJdziesz na swym progu roz- [ ^Wr a c a j c i e p i l n ą u w a g ę n a

U ; Wy g l ą d z e w n ę t r z n y

N

J0 / _ 250

k’ K ?0®ć jest darem Bożym, ale jakże nie- -

|$j; Pobiel może się nią szczycić. Znaczna St® sPośród was nie ma je j w cale i do- if e ^^iegliwość uczyni wasz w ygląd po- [at| (y cym. Kobieta, któ ra się zaniedbuje eSS Względem zginie, choćby była po-

W enus. Nie obciążajcie waszych . notami i nie pokazujcie się ciężkie BeW- Często odstraszacie bogactwami, IfLoJ chcecie nas zdobyć. Przede wszyst-

%y tłnywa nas wasza schludność; noście Porządnie ułożone. O jakże natura po­

g a s z e n i u wyglądowi! Ileż sposobów by ukryć sw e braki! My, męż-

^ fprędko łysiejem y: w łosy zerw ane bie- H *?•■' spadają jak liście, strącane przez

% Jp” nocny. Tymczasem kobieta niszczy

\ S . P r z y pomocy ziół i oto przez zasto­

puj.® sztucznego środka znajduje się w po- pĘ włosów o barw ie daleko piękniej- naturalna. M nóstwo kobiet nosi

\ j ? 'włosy, czyniąc je za pieniądze wła- g i “ aw et im nie w styd kupow ać . . . j£ ®lę tyczy stroju — kobietom o białej K 8$ ^o tw arzy barw y ciemne; jasne ma- W f t są dla śniadych.

Jtt _.trzeba chyba napominać, iżby koźli K S - e w ionął spod pach, i że nogi należy P § t i z szorstkich włosów. Same umie- kredą sw oją twarz, a bezkrwiste zabarwiać sztucznymi rumieńcami.

JW°Wnie zapełniacie niezarośniętą prze- f e ^ i ę d z y brwiami,, a na nieróżowanych k ^ nalepiacie m ałe muszki. N ie wsty- K jjK podczerniać oczu małym węgiel- t >6 szminką z szafranu . . (Owidiusz

^ ^nież autorem książeczki o kósm ety-

\^"M edicam ina facici feminae"). Jedna- śfej ^Strzeżcie się, by kochanek nie przy- WaszeJ toalecie pudełeczek z tymi Jj^Y kam i: tw arz nie pow inna zdradzać

® ycia . Zam ykaj drzwi gotowalni! Dla- Ph '°oisz przedstaw ienie z owych czynno- ifey Ptej jeżeli mężczyźni nie Wiedzą wielu p s{ . znaczna część tych rzeczy razi, H ^ ich nie ukryw a w pryw atnym ustro- klttj tz jak cieniutka złota powłoka leży posągów, któ re jaśnieją w pysz- 11 «(| ®trach! Alę podobnie jak lud może na H jj 8'^dać dopiero gdy są już gotowe, lak

! C > a ś się upiększać jedynie w nie- L sci mężczyzn.

®Vrh^ * Przypomnieniem m niej lub w ięcej ci |j0 ® eskapad miłosnych; w rzeczywisto- )tH :lein cały utw ór jest jednym ironicz-

a°Wcipem.

>- Ra d y d l a n ie w ia s t

„K unszt m iłosn y" K s. HI. W stęp.

*»Do m nie na n au k ę schodzą sie ładne

\ b rzyd k ie d ziew częta , a b rzyd k ich Jest zaw sze w ięcej niż ład n ych . Pięk- 8 2? n ie potrzebują p o m o cy i przepi- v sow sztuki, d latego, ż e o n e otrzym a­

my w posagu p ięk n o ść — p otężn a i bez

>, sztUkiłi. (Ks. III. 251—258).

WSTĘP

Zdarzyło mi się pewnego razu przyjść do jednej niew iasty bez uprzedzenia, a ona

•zmieszała się strasznie, bo właśnie nakładała fałszywe włosy. Niechże wrogom naszym przytrafiają się takie wypadki!

2. BRAKI CIELESNE NALEŻY UKRYWAĆ PRZY POMOCY SZTUKI * Wiersz 251— 280

Jeżeli jesteś niską — to siedź, abyś się nie w ydaw ała siedzącą, gdy stoisz; a jeżeli jesteś bardzo maleńka, to się rozciągaj n ą łożu, wreszcie zakryw aj swe nogi suknią, by cię nie można było zmierzyć naw et w tedy, gdy leżysz. Nazbyt szczupła niechaj nosi ubranie z grubej materii, a z ramion niech jej płaszcz spływ a swobodnie. Blada niech popraw ia so­

bie cerę różem, a nazbyt śniada niechaj się ucieka do pomocy wnętrzności krokodyla;

N iekształtna noga powinna być zawsze odzia­

na w biały skórzany trzewiczek, a szczupła łydka pięknie obwiązana rzemyczkami. Pod , nazbyt w ystające łopatki dobrze je st w kła­

dać odpowiednie poduszeczki, a cokolwiek za mały biust należy okręcać szarfą. Ta, która ma za grube palce i niekształtne paznokcie niechaj się pow strzym uje od gestów, z kim- kolw iekby rozmawiała. Jeżeli ci z ust w ieje siogim zapachem, to nigdy nie rozmawiaj na czczo i trzym aj się w pew nej odległości od swego rozmówcy. Jeżeli, masz zęby czarne, albo nazbyt wielkie, albo też rosną ci one nierówno, to pam iętaj, że śm iejąc się, ponie­

siesz najw iększe straty.

kaz mody język poczyna szeplenić? . . . Ucho­

dzi to za w yraz dobrego tonu, źle wym awiać słow a: w ten sposób uczą się mówić gorzej, niżby mogły.

4. UCZCIE SIĘ ŁAIfNIE CHODZIĆ Wiersz 297— 310

Uczcie się chodzić po kobiecemu, albowiem w sposobie chodzenia je st cząstka uroku, którą nie w arto gardzić; kobieta pociąga nim ku sobie nieznajom ych mężczyzn, lub też od­

strasza.

5. UCZCIE SIĘ GRAC I ŚPIEWAĆ Wiersz 311— 328

Piękny głos jest rzeczą powabną; niechże się dziewczęta uczą śpiewać. Nieraz glos byl stręczycielem w miłości, gdy nie dopisyw ała piękność twarzy." (W następnych pięćdzie­

sięciu w ierszach poeta zaleca poznawanie literatury, sztuki tanecznej oraz gier tow a­

rzyskich).

8. POKAZUJCIE SIĘ LUDZIOM W iersz 381— 432

„Piękna tw arz na nic się nie przyda, jeżeli jej nikt nie widzi. Tłum to rzecz pożyteczna dla was dziewczęta. Chodźcie często ńa spa­

cer bez w yraźnie określonego - celu. Może wśród wielu znajdziesz jednego, którego po­

ciągniesz do siebie. Niechaj spragniona po­

dobania się bywa wszędzie gdzie tylko moż- na i całą duszą zabiega o okazanie swej pięk­

n o śc i. Przypadek zawsze może coś zdarzyć;

J K ie z

t e z a p o m m c t j

i k i

____ | za kw itły dla mnie w uścisku dziew częcej, uśmiechniątej dłoni jeszcze rankiem pachnące liliow ym , w kropelkach niewyschniętej rosy, jeszcze w iatr je całował nadpołny i w oczach dziew czyn y się płonił, rozchyloną muskając pieszczotąust cichy, pąsow y niedosyt.

B ezsłoneczną pólciem nię p o ko ju w obecność otu liły modrą i w listeczki zgarnęły m ałeńkie niespane, przetęsknione noce,

spod rzęs długich wybiegło nieśmiało, najmilsze w m ym życiu ,,dzieńdobry“

w zachwyconym się topiąc olśnieniu zbudzonych w m ych oczach migoceń.

Jakby pękło w omszałej szarości mieszkania w patrzonego w próżnię coś słonecznie błękitnie jasnego! To słowem opisać się nie da!

— Bo trzeba tak zapragnąć te j chwili, że serce się własne chce bluźnić aby odczuć jak pachnie ten b łęk it — i głębi się jego zaprzedać.

W y r z u c i ł e m ciasnotę pokoju ża okno szeroko otw arte,

W opalowosrebrzystą niebieskość, w pogodne m ajow e śród pole..

I było m i jak dziecku niewinnie, gdy m yślą o niebo oparty całowałem poranne orosie i piłem przedw ieczóru fiolet.

A ż zw iotczały cieniutkie łodyżki, schyliły się głów ki chabrowe, pła tek jeden i drugi i trzeci bezszm ernie opadał na obrus i cichutko, bezsilnie się płam ił łzą modrą na bieli m atowej,

w przesłonecznym ozlociu południa, w ostatnim przesm utnym „dzieńdobry“.

I nie przyszły już oczy błękitn e z kwiatam i w uśmiechniętej dłoni i nie za k w itł na progu poranek spłoniony na ustach niesytych

Mogę tylk o wspomnieniem —— jak maskąswe serce p rzed sobą zasłonić w przeogrom nej, bolesnej i cichej tęsknocie za nowym przedśw item .

B ro n isław K ró l

3. TECHNIKA ŚMIECHU I PŁACZU Wiersz 281— 296

Dziewczęta naw et śmiać się uczą i w śmie­

chu także szukają środka podobania się.

Trzeba, żeby usta były um iarkowanej w iel­

kości; na policzkach z obu stron m ałe do- łeczki, a górne zęby niechaj zakryw a dolna warga. N iechaj kobieta nie nadw yręża sw ych wnętrzności bezustannym śmiechem, ale nie­

chaj w nim dźwięczy coś kobiecego, czego nie umiem nazwać. Bo są takie, któ re wy­

krzyw iają twarz w nieszczerym chichocie, inne znów omal nie pękają od śmiechu, je ­ szcze inne śm ieją się tak, jakby płakały.

W śmiechu jednej brzmi coś chropow atego i .niemiłego, druga śm ieje się głosem podob­

nym do wrzasku starego osła, zaprzężonego przy żarnach.

Dokądże sztuka nie sięga! Uczą się naw et płakać przystojnie, w ylew ając łzy zawsze w tedy gdy chcą i tak, ja k chcą.

A cóż pow iecie o zwyczaju przekręcania w mowie praw idłow ych głosek, gdy na roz-

niechaj zawsze trzym a w pogotowiu haczyk od sw ej wędki. Możesz znaleźć rybę w wo­

dzie, w której najm niej się tęgo spodziewa­

łaś. Często na pogrzebie m ęża — można znaleźć męża.

9. BĄDŹCIE OSTROŻNE Wiersz 433—-466

U nikajcie mężczyzn chw alących się pu­

blicznie sw ą pięknością i którzy nazbyt sta­

rannie układają sw e włosy. To co wam mó­

wią, powiedzieli już tysiącom innych dziew­

cząt. Są mężczyźni, którzy pod pozorem mi­

łości uw ijają się między dziewczętami, usi­

łując w ten sposób osiągnąć srom otną ko­

rzyść.

Ze skarg innych ludzi uczcie się bać zaw o­

dów: niechaj drzwi waszego mieszkania będą zam knięte dla uwodzicieli. ;

Jeżeliby wam kochankow ie co obiecywali, to obiecujcie im także, ale łask sw ych udzie­

lajcie im dopiero wtedy, gdy oni spełnią swe przyrzeczenia.

Kobieta, która przyjąw szy podarek, byłaby zdolna odmówić miłości, m iałaby również odwagę dąć straszną cykutę własnem u mę­

żowi.

10. NAUCZCIE SIĘ PISYWAĆ LISTY MIŁOSNE

Wiersz 467— 498

G dy tw ój kochanek pocznie badać teren przy pomocy m iłosnych bilecików, przeczy­

taj je uważnie i sta ra j się wyrozumieć, czy prosi cię szczerze, czy są to tylko piękne słówka.

Po pewnym czasie odpisz mu. Zwłoka je ­ żeli nie jest nazbyt w ielka podnieca kochan­

ków. Ale nie okazuj się ani nazbyt uległą jego prośbom, ani nie odm awiaj nielitości- w ie tego, o co prosi. Postępuj tak, żeby się jednocześnie bał i spodziewał, a ilekroć bę­

dziesz mu odpisywać, niechaj to w nim raczej obudzą nadzieję, niż strach. K iedy będziecie pisać, piszcie- słowami gładkimi i pow szech­

nie przyjętym i: n a ogół zw ykła forma mowy podoba się.. Ach, ileż to razy niepew ny ko­

chanek zapłonął po przeczytaniu listu, a jak często barbarzyński styl popsuł spraw ę n a j­

piękniejszej kobiecie.

Ponieważ wasze zabiegi m ają na celu w y­

prowadzenie w pole sw ych mężów, więc pisz­

cie listy ręką pokojów ek i niezbyt ufajcie nowemu kochankowi. W idziałem kobiety d rę­

czone bez przerw y obaw ą kom prom itacji i w skutek tego znoszące w iecznie niewolę.

W prawdzie ten, kto przechow uje takie do­

wody, zamiast je zniszczyć je st człowiekiem podłym, ale zawsze ma je on w swym ręku — groźne jak pioruny Etny. N iechaj mężczyzna nazyw a zawsze sw ą kochankę kochankiem, a ty pisz „ona" zam iast „on".

11. BĄDŹCIE UPRZEJME I PEŁNE WDZIĘKU Wiersz 499— 524

Gdybyście w chwili gniewu spojrzały w lu­

stro, to zapewne ledwie by się która poznała.

N iechaj w tw arzy waszej nie będzie rów ­ nie pogardliw ej w yniosłości. Amora trzeba zwabiać przyjaznym spojrzeniem . W ierzcie memu doświadczeniu! Mężczyźni nie lubią nadm iernej dumy w w yrazie tw arzy: często milczące oblicze nosi już w sobie zarodki nie­

nawiści. Patrz na tego, k tó ry na ciebie spo­

gląda! Uśmiechaj się uprzejmie, gdy się uśmiecha; jeżeli się ukłoni, to mu się odkłoń.

Nie lubimy także kobiet sm utnych. Nigdy- bym cię Andnomacho, albo Tekmesso, nie prosił, żeby która z w as chciała zostać m oją przyjaciółką. G dyby nie to, żeście były m at­

kami, to zaledwiebym wierzył, iż sypiałyście obok sw ych mężów.

12. NAUCZ SIĘ OBCHODZIC Z ROŻNYMI RODZAJAMI KOCHANKÓW Wiersz 525— 576

Z w racajcie także uwagę, do czego każdy z nas może być najzdatniejszy i każdego traktujcie w odpowiedni sposób: bogaty nie.- chaj daje podarunki, od asysty niech będzie adwokat, jeżeli bowiem wymowny, to może czasem w ygrać spraw ę swego klienta. Od nas poetów żądajcie tylko pieśni: my ze wszyst­

kich najum iejętniej kochamy. Umiłowaną przez nas piękność szeroko wysławiam y po­

chwałami. N ie jesteśm y ani nie szczerzy, ani nas nie plami żądza zysku: gardząc sprawam i publicznymi, czcimy spoczynek w cieniu i ło­

że; łatwo się do kogoś przywiążemy, płonie­

my szalonym żarem miłości i umiemy kochać aż nazbyt wiernie. W ięc bądźcie łaskaw e dla poetów — natchnienie Boże w nich mieszka, a opiekują się nimi Muzy. W nich przebywa bóstwo i m ają stosunki z niebem: z błękitów spływ a na nich owo natchnienie. Zbrodnią jest spodziewać się gotówki od poetów!

N iestety żadna dziewczyna nie wzdraga się przed tym przestępstwem . Udawajcie więc przynajm niej i nie bądźcie żarłoczne od razu, prosto z mostu.

13. UMIEJĘTNIE UDZIELAJCIE SWYCH ŁASK MĘŻCZYZNOM

Wiersz 577610

Łaski kobiety zdobyte bez trudu, nie w pły­

w ają na utrw alenie miłości: pośród wesołych igraszek trzeba czasami odrzucić kochanka.

N iechaj leży pod twymi drzwiami, niech im zarzuca okrucieństw o, niechaj przem awia do nich raz spokojnie, to znów groźnie* Nadm iar słodyczy budzi niesmak ■— gorycz ponownie obudzą apetyt. To Właśnie stoi na przeszko­

dzie miłości mężów do żon, że ilekroć ze­

chcą, m ają je oni na zawołanie. W yrzuć ko­

chanka za d rz w i. . , O d razu miłość ogarnie wyrzuconego. Z początku, dopóki twój od niedaw na zdobyty kochanek w ikła się w tw ych sidłach, niechaj myśli, że tylko on cię posiada. N ieco później daj mu do zrozu­

mienia, że m a ryw ala w korzystaniu z tw ych wdzięków. Jeżeli nie zastosujesz tego w ybie­

gu, to miłość zestarzeje się w krótce. Rozkosz jak iej się doznaje w bezpieczeństwie mniej je st przyjem na. Udawaj strach! Choćbyś go m ogła wpuścić drzwiami — wpuszczaj go przez okno i m iej taki w yraz tw arzy jakbyś się bała. N iekiedy jednak należy urządzać i bezpieczne schadzki, żeby tw ój kochanek, nie pomyślał, iż noce spędzone w twym to­

w arzystwie kosztują go zbyt drogo.

14. NAUCZ SIĘ POSTĘPOWAĆ ZE SWYM STRÓŻEM

Wiersz 611666

C z y i stróż będze ci mógł stanąć ,na prze­

szkodzie skoro nadejdzie czas udania się do kąpieli? Skoro tw a powiernica może nieść za­

pisane , tabliczki,. ukryte na piersiach pod szarfą, albo schować czuły bilecik w sandał-

(7)

—•ęaiacj~& f -

podstęp, to je j plecy m ogą d posłużyć za k a rtk ę papieru i w ten sposób zaniesie ona Ust na w łasnym grzbiecie. Cóż zrobi dozorca, jeżeli w Rzymie je st tyle te a tr ó w '— skoro ile razy trzeba, to jakaś przyjaciółka choruje i choć niezdrowa, u stęp u je sw ego łóżka.

Trzeba się jednak bać przyjaciół. W ierz mi, że naw et ta, która ci pożycza pokoju i łóżka, nieraz spędzała czas w mym tow arzystw ie.

P am iętajcie też, iżby wam nie usługiwała z b y t piękna pokojów ka, bo co do mnie, to nieraz się do niej zabierałem po pani.

15. WYZYSKUJ PRÓŻNOŚĆ MĘŻCZYZN, ALE NIE BĄDŹ ZBYT ŁATWOWIERNA Wiersz 667— 746

Przybywaj późno i pokazuj się dopiero w tedy gdy zapłoną lampy. Przyszedłszy z opóźnieniem, będziesz tym m ilej widziana;

opóźnienie je st najlepszym stręczycielem.

N apiw szy się wina, możesz się okazać pięk­

ną, choćbyś była brzydką, a noc zakryje tw e braki. Potraw y bierz końcami palców; jeść trzeba ładnie. N ie obcieraj sobie ust całą garścią; nie najad aj się przed w yjściem z do­

mu, a na uczcie jedz nieco mniej niżbyś mogła.

A le pij tylko dopóty, dopóki to może w y­

trzym ać głowa, um ysł i nogi, tak, iżbyś przy­

padkiem nie widziała podw ójnie tego, co jest pojedyncze. W strętna to rzecz pijana kobieta, gdy leży w ilgotna . od nadm iernego użycia wina. W tedy godna jest pogardy. Niebez­

piecznie je st również usnąć przy stole; wiele rzeczy nieprzystojnych zwykło się czynić śpiąęym .

Ciąg dalszy nastąpi

syol

W ysokie hałdy dymią gorącym oddechem czadu, zatruw ając powietrze. Bieg górniczego życia, nasycony zgiełkiem pracujących ma­

szyn i pogwarem zapracow anych ludzi, two­

rzy przepotężną symfonię — w ałki o b y t Ogrom ne pióropusze czarnych dymów, w y­

pluw anych z potężnych gardzieli kominów przyciem niały niebiosa, w których tkwiło, jak m iedziany niew ypolerow any guz, sam ot­

ne słońce.

— Panie inżynierze!

— Czego tam?

— Slęzakowa przyszła.

— Spytać, proszę, czego chce.

W oźny wyszedł na długi, anemicznym światłem dnia ośw ietlony korytarz, gdzie w najdalszym kącie, w tulona w ław kę sie­

działa stara kobieta.

Była to niew iasta krępa, schylona', jakby wiecznie ciężkie brzemię dźw igająca; w yglą­

dała na sześćdziesiąt lat; kosmyki siwych włosów w ym ykały się niesfornie na poradlo- ne troskam i czoło. Kiedyś zapew ne błękitne oczy, dziś bólem przyćm ione, zapadłe gdzieś w głębię czaszki, p atrzyły wiecznie łzawym wzrokiem na świat, k tó ry w wiecznym bie­

gu — przechodził ponad je j bólem.

Znali, ją wszyscy urzędnicy i robotnicy.

Przychodziła tutaj codziennie w swym nie­

jako już .dziecinnym uporze, w yczekując przed kopalnią.

O d ostatniej w ielkiej górniczej katastrofy, k tó ra się przed tygodniem zdarzyła, biedne to matczysko, sterane życiem i skopane przez zły los, który znienacka, jak złodziej zabrał je j jedynego syna-żywiciela — zatraciła jak­

by poczucie czasu.

Jakby nawpół obłąkana potrafiła się włó­

czyć od hałdy do hałdy, od szybu do szybu, skamląc żałośnie, jak zwierz, którem u małe w ybiorą i potopią.

I dziś po darem nych trudach w yczekiw a­

nia zdecydow ała się przyjść do naczelnego inżyniera . . .

Pan inżynier każe się pytać po co przy­

chodzicie!

Kobieta, jakby ją ktoś nagle z głębokiego snu wyrwał, potoczyła łzawymi oczami po poczekalni, po stojącym przed n ią woźnym, po czym wzrok jej wybiegł poprzez szerokie okna na w idniejące w oddali hałdy dym iące i na kominy; zdaw ała się zbierać myśli roz­

pierzchłe, w tłoczone jakby niewidzialną ręką złych mocy na samo dno jaźni.

A . . . a . . . w edle syna, co przed kilku dn i a mi . . . wiecie . , . tam . . . — i tu wskazała oczyma na w idniejące w oddali szyby.

W oźny chrząknął głośno i zaczął targać swój zaw iesisty wąs, co było u niego zwy­

czajnie, gdy go wzruszenie opadło, które

korytarz.

— Przecież w iecie —- odrzekł jej wasz z g in ą ł. . . o sta tn ib y ł do windy ponoc^

a i nie z d ą ż y ł. . . b ohater on . . . bohater;

co pan inżynier przeciwko śmierci, oczy®1 n i c . . . ot i tak — zakończył swe wywody-

—- Puśćie m nie tylko do pana inżyniera; p.J gadam z nim, bo nie wiem, <czy mi się albo co, że go ciągle widzę, mojego Ja? .j jako żywego . . . może nie u m a rł. . . ® tam w głębi żyje i skamle o litość? - • ■ | i |

— Panie inżynierze! Ślęzak owa znowu dle swego syna — zameldował woźny."

Inżynier w ykonał niecierpliw y ruch jęjy mi. Namyślił się jednak.

-— Niech w ejdzie — rzucił po chwil'-

’ — N iech będzie pochw alony . . •

— N a wi e k i . . . dlei

—• Ja, proszę łaski pana inżyniera, » J syna m ojego co to . . . , V<|hH

— W iem już, wiem — przerw ał jej * j nier i ruchem ręki w skazał jej krzesło-, ^

Usiadła ciężko, jak ktoś, którem u na J j wtłoczono ogrom ny ciężar, po czym . . cymi rękam i zaczęła gmerać w zniszcz? ^ torebce, czegoś szukając; po chwili w reszcie owiniętą starannie kopertę i P"*

żyła na biurku przed inżynierem.

'— Co to jest? s— zapytał.

— Czytajcie, panie inżynierze, bo ja P1? "

jestem i nijak czytać nie poradzę; to 1>S ^ Janka, k tó ry do mnie pisał tak uczepi®' mądrze — przed tą k atastrofą —- że nie ® zrozumieć. Edukowałam chłopca za oS 1 grosz; dobrze się uczył na giinnazR;

i w szkole g ó rn ic z e j. . . On zawsze taki ny b y ł - w estchnęła kobieta . . . . ^

U

Ilustrowany Kurier Polski — Krakau, Redakcja: ul. Piłsudskiego 19 Id. 213-93 — Wydawnictwo: Wielopole 1 teł. 135-40 — Pocztowe Konto Czekowe: Warschau Hf. 900

Dr. med.

J.E H B E H K R E U T Z skór. i weneryczne

W a r s z a w a Nowy-Świai 37 a. 1t

Weneryczne, skinie Dr K. Kauciynski

Lwó w,

Łozińskiego 5.H. p.

Or. med. Leopold

G U TO W S K I Skórne i wenerycine

Warszawa, Żurawia 35 rodź. 2— 5. w Letnicy Trębacka 2, g, 12—2

lllllili!

Dr. A . RUSIN skórne i weneryczne

W A R S Z A W A Ropernika 16 m. 5 g o d z . . f 2 - 1 3 r 4 - 7

iiiiMiiiiiiiiiiiiiiimiiinii

Dr. med.

NOWAKOWSKI

Weneryczne, skórne

W a r s z a w a , W s p ó l n a S m . 3.

iKłz. 11- 13, 1:5-18

Dr.St.ZIELliy*!

wenerru** i * | PłarsiaHu«sk>|H|

telefon godz. 9-1Z | ^

Hiniiimttii

rzypuscmy ze

podczas z m y w a n ia z b iło s ię jedno z naczyń i r o z c ię liś m y sobie przy tym palec. Jak ło najlepiej opatrzy ć ? ____________

Czy może ta k ? Jj A może lepiej H a n s a p l a s t e m elastycznym ?

Lepiej w ziąć H ansaplasł. Ten praktyczny o p a­

trunek doraźny tam uje k r w a w ie n i e i d ziała odkażająco. Znosi także z powodzeniem chw i­

low e zmoczenie.

Yasenot

Dobra przyjacielska rada:

miej wzgląd na twych bliźnich i przestrzegaj zasad codziennej pielęg­

nacji ciafa ! Lecz pamięta j : za pomocą

- p u d r u d o ciaT a

Pospiesz się, kup je szcze dziś los w Lołtokolekturze, gdzie Cię może szczęście czeka ! Ciągnienia odbywają się dwa razy w tygodniu. Za 1 Zł. można wygrać 3.600 Zł.!

Im w i ę k s z a s ł a w k a , ł y m w y ż s z a w y g r a n a !

Informacje i przyjmowanie śl iwek w każdej

l o t t o k o l e k t u M

Lof to ko lektury znajdują sięwewszystki* H większych miejscowościach Gen. G u b ern a ło ^ I

Cytaty

Powiązane dokumenty

tuje z wielką umiejętnością technikę. Odnosi się złudzenie, jakby tą właśnie techniką przede wszystkim chciał się popisać. A ma się czym istotnie popisywać. W

Hanusia stała obok i przyglądała się dziadowi, k tóry teraz, chcąc pokazać swój kunszt znachorski, jakim się zawsze chwalił, zaczął nad chorym

d0 .otc°nania obdukcji. W ałęsałem się przeto, całymi dniami koło 'willi, chcąc go koniecznie spotkać. Udało mi się, gdyż jeszcze raz przyszedł on i

O żeniwszy się z córką farm era nie m iał zam iaru ruszać się stamtąd.. Bracia byli ludźmi jednego pokroju, toteż Stefan w iedział od razu, przeczytaw szy depeszę,

(Joe lubiła każdą wodę, ale ponad wszystko kochała niew ielkie rzeczułki o złotawo-piaszczystym dnie i miękkim nurcie). Przy ciemni wody tym bielszy w ydaw ał

Po krótkim czasie przecinaję teren ■ budującej się drogi szyny, które, przecinając w poprzek ■ krajobraz, wiję się jak dwie kreski nakreślone niewprawną ręką

Ale czasami zasępiała się dziwnie jej twarzyczka i nie w iedziała sama dlaczego robi się je j jakoś tak smutno, nudno i

ronek, wydaje się, jak gdyby na ulicach zjawiły się postacie z obrazów Rubensa lub