Na lewo:
NOWY MARSZAŁEK WŁOCH Generał Giovanni Messe by
ty dowódca wojsk włoskich w Afryce, został mianowa
ny ma r s z a ł k i e m Włoch w uznaniu wielkich zasług, które położył w boha- I terskiej walce obronnej
na tunetańskim (roncie.
Na prawo:
DZIAŁO NAD MORZEM Śr ó d z ie m n y m Niemieckie stanowisko ar
tylerii na linii obronnej nad morzem Śródziemnym.
Fo t: PK. Bóiz, Karweina, Schrófer- Sch. Schelm PBZr Cebauer-A ft, A llanfic-Luce.
Na prawo: «•
WŁOSKI WAŁ UMOCNIEŃ
Jeden z najsilniejszych bunkrów, które strzegę bez
pieczeństwa wybrzeży włoskich, w y k u t y w s k a l e i wzmocniony betonem.
Powyżej:
NOCNY PRZEJAZD PRZEZ KANAŁ
Strzały armat niemieckiego okrętu wojennego jasno oświetlają ciemności nocy, podczas nocnej walki
w kanale.
Powyżej:
„TYGRYS" W POZYCJI BOJOWEJ Ciężki niemiecki czołg oczekuje, na polanie I®*0
na. rozkaz do ataku podczas walk na W sc h o d ź 101 Na lewo:
PO WALCE
Czołg sowiecki, zniszczony tuż przed niemieckimi po
zycjami- na wschodnim froncie. Wyraźnie widać uszko
dzenia zadane strzałami niemieckiej artylerii.
Na lewo:
t w o w y m u z y k a n t u liczn y Muzykantów tych można spotkać w mie
ście i na wsi; śpiewaj? oni piosenki regionalne przy wtórze prymitywnego
instrumentu.
MIASTO PORTOWE NAD JANG-TSE-K1ANGIEM « Czungking, posiadało w ostatnich czasach duże znaczenie jako miasto ha«cłfct>-~
we i port. Sama miejscowość jednak nie należała nigdy, do prastarych religij
nych, ani też kulturalnych ośrodków kraju. Odkąd drogę burrrieństca odcięli
J a p o ń c z y c y , a handel i komunikacja w Czungkingu zupełnie prawie zamarły, trudności wojenne oraz gospodarcze są tak wielkie, że Czangkaiszek nie
będzie mógł je przezwyciężyć.
Na lewo:
PRACE W POLU
Robotnicy obracając nogami koło czerpiące wodę, nawadniają w ten sposób pola ryżowe. Ta metoda pra
cy już przed tysiącem lat była prak
tykowana w Chinach.
F o l. S am m lung S eilef
Powyżej:
ZBIÓR MAKU
W w o j n i e opiumowej (r. 1842), na skutek wpływów żydowskich, zdobyła Anglia prawo importu in
dyjskiego opium tło Chin. O d tego czasu palenie tego zgubnego dla zdrowia narkotyku, zataczając coraz
szersze kręgi siało się przekleństwem Chin. Obecnie rząd narodowy zwal
cza energicznie produkcję o p i u m . U dołu: fANG-TSE-KIANG
Rzeka ta ma 5000 km długości i jest t r z ec i ą rzeką na świec ie co ck>
długości.
P I E R W S Z Y W I R T U O Z W E K S T A Z I E M y il j e g o b łf k a u ę p o V d o jrz a ły c h p lo n a c h p ó l i w in n ic , p o lasach 1 stru m y k ach , w siach i m iastach u k o c h a n e j o jc z y z n y , o w ian e j ty sią cem m e lo d ii, zro d z o n y c h k ie- H \ d y ś . . . b a r d z o d a w n o w s e r - H a . c a c h p r a d z ia - d ó w i p r z e - l e w a n y c h H I o d tę d z w nu-
^ ^ ^ H l k a n a w n u - H l k ó w ... m e - lo d i e n ie -
| ^ H | z n a ją c e p o - c z ątk u
FRAGMENT ORKIESTRY Temperament, gra, strój i kwiaty. O to żywioł i świat najwyższego za
interesowania najmłod
szych adeptów w służ
b ie sztuki. Czar ich gry widoczny na twarzach wirtuozów udziela się na pewno nawet czytel
nikom pisma.
W kole na lewo:
DYRYGENT I SOLISTA
Nie wywołuje grozy afektowanymi ruchami, ale miękkim układem postawy i marzycielską po
wagą w twarzy, ściąga uwagę roześmianych młodocianych skrzypków.
■
FRONTEM DO SŁUCHACZY Znajomy już nasz Kedi popadł w mu
zyczną ekstazę. Gra wszystkim: wyrazem twarzy, smyczkiem i sobą. Jego dziecinna postać i wybitna gra porusza słuchającą publiczność, ' przenosząc ją w słery'
trudno zrozumiałego piękna.
Z tych to w łaśnie czarnookich chłop
ców pow stała jedyna' w swoim rodza
ju orkiestra kam eralna, o któ rej repor
taż dzisiaj zamieszczamy. Młodzież ta pochodzi z różnych wiosek i mia
steczek w ęgierskich. Czasami działo się tak jak w bajce — z biednego, obdartego chłopczyny stał się pierw szy skrzypek w galowym uniformie, zbierający hołdy szerokiej publiczno
ści, gdyż sztuka tak chciała . . Chłopcy grają ze słuchu, niektórzy z nich naw et nut nie znają. Gra ich je st czysta ja k kryształ. Gdy w czasie gry skrzypce się rozstroją, zaraz dru gi kolega podaje nowe, by nie tracić czasu na strojenie. Fałszywych tonów nie mogą przecież ścierpieć uszy tych m ałych mistrzów.
G rają z pełnym temperam entem, zużyw ając smyczek przeciętnie w cią
gu trzech dni.
R epertuarem ich po większej części jest w ęgierska muzyka k l a s y c z n a i m elodie cygańskie.
W czasie tu rnieju po Niemczech przysw oili sobie chłopcy w przeciągu trzech tygodni 50 klasycznych utw o
rów muzycznych. K oncerty odby
w ały się przed wypełnionym i po brzegi salami. Pełni muzycznego fanatyzm u poryw ali w wir sw ej gry w szystkich słuchających.
I ja miałam szczęście być na jednym z ich koncertów.
Kedi O szkar — tego ma
łego, ale już pierwszego skrzypka nigdy nie za
pomnę. Był najm niej
szy, ale w ybijał s ię . sw ą grą ognistą
z pośród w szyst
kich, — zdawało się, że tw orzył ze skrzypca
mi c a ł o ś ć .
i m o u y y w u
KONTRABAS MA GŁOS Instrument ten całą wielko
ścią zakrywa posłać ma
łego a tak znakomitego wykonawcy, Zsakay Laci.
Nadaje on poważny i do stojny ton orkiestrze.
Fol. Konrad Weidenbaum
LASZLO — SKRZYPEK
Uduchowiona hwśrz fego małego mistrza zdumiewa głębią wyrazu i spojrzeniem unoszącym w zaświaty abstrakcyjnego
j £ t o choć raz był w Budapeszcie, tea-rnigdy nie zapomni tego uloczega? miasta, a na całe życie poiÓ§ta»ie mu w pamięci czar wę
gierskich ffm ełodyj, którym i roz
brzmiewa całe' miasto od wczesnego ran ą do 'późnej nocy. W szędzie w i
dzi śię tych m ałych czarnowłosych chłopców, którzy do ostatniej chwi- łi pobytu w czarowują się swą grą . skrzypcach do serc przejezd
nych. Żwinnie w skakują na stop- nić 'wagonu, w yw ołując ze swego instrum entu najrzew niejsze tony i grają tak długo, dopóki stukot toczących się kół pociągu nie za
głuszy jęku skrzypiec. W tedy od
w racają ęię od nas ze śmiechem na twarzy, szukając wśród tłumu nowych „ofiar" swojej niezapom
nianej gry.
duchy, lecz złe i dobre, jasne i ponure snuły się wśród przepaści górskich, i cieniów dżungli, nad brzegami rzek i strum ieni. N agle —- pew nego dnia, zadrżała ziemia, chm ury szare i ciężkie zakryły błękit niebieski i złote strzały promieni słonecznych, a groza ścięła krew w żyłach stworzeń żyjących gdy w yspę Coorog zam ieszkał potężny, a okrutny duch o sercu z płomieni. Zam arły głosy ptasząt i cisza złowroga zaległa świat, zdław ione strachem zbladły czarow ne kw iaty nie w ydając wc-ni. A. duch w yklęty przez bogi zasnął na w yspie snem ’ tysiąc
letnim. Lecz o zgrozo; oddech śpiącego złego ducha zionął dy- mem i zabijał jadem swym żyw e stw orzenia, w strząsał ziem ią S S f z głuchym łoskotem, św istem i rykiem, a serce płom ienne Wy- |jj
- Poniżej:
U R O C Z Y S T O Ś C I KU C Z C I S W I & T E G O k W ’l A T U O rchideą zawieszono w ruinach dawnej świątyni. Przy - śpiewanej przez tubylców pieśni obrzędowej Smętnej i
n e j jak szum strumieni, rozpoczyna kapłanka
wszystko m łodzieniec i ukrył przed śmiercią. W ted y jednak nastąpił wybuch w u lk a n u j tak wściekły, tak ognisty i piekielnyT jakiem u równego nie było. Ludzi zginęła o ° c
wielka, w ięc pozostałych przy życiu ogarnął straszliw y gniew. Pobiegli szukać m*0" - | dego wojownika, by jego i dziewczynę srogo ukarać. Tłum w yjąc złowrogo z a trz f' -J m ał się przed chatą młodzieńca. W chacie ram ię przy ram ieniu spali narzecze*1* j |
i nikt nie mógł ich obudzić . . . usnęli snem wiecznym.
W m iejscu gdzie stała niegdyś chata, w yrosło olbrzym ie drzewo, a na nim za" i . kw itł dziki, biały kwiat, piękny jak dusza śpiącej dziewczyny. To o r c h i d e a \
„św iętego snu j k tórej corocznie cześć oddają m ieszkańcy w yspy • • • .3 to Sagny-Yepyep.
F o f: W itite b e n i P®*®"
W Y P R A W A PO KWIATY O R C H I D E I NA WYSPIE CALAYAN
N a wyspie C alayan należącej do archipelagu Filipin rośnie najpiękniejsza i najrzadsza orchi
dea św iata: „kw iat św iętego snu" (Aerides larm erii). G atunek ten jest tak niesłychanie rzadki, że do dziś dnia znam y zaledwie dwa egzem plarze tej rośliny. O rchidee te są otaczane w ielką czcią przez mieszkańców w yspy. O pow
staniu tej rośliny krąży wśróji tubylców nastę
pująca legenda.
Przed wielu, w ielu laty, uroczą w yspę Calayan zam ieszkiwały liczne plem iona rządzone przez dzielnych wodzów i naczelników. Żyli pod błękitnym, prom ienistym niebem, w śród odu?
rzających zapachów kwiatów, zw isających nad nimi czarującym i girlandami, wśród tęsknych szmerów strum ieni, wśród ptaszęcej muzyki co poryw ała duszę i przenosiła w św iat czaru. — A ziemi nie opuściły jeszcze wówczas bogi ni
Na prawo w kole:
S A G N Y - Y E P Y E P , O R C H I D E A Ś W I Ę T E G O S N U Najrzadszy na świecie gatunek orchidei; wspaniałym, białym jej kwiatom, rozsiewającym dokoła odurzający zapach przy
pisują mieszakńcy wyspy Calayan czarodziejskie własności i oddają boską cześć.
Poniżej:
o j c z y z n a Ś w i ę t e j o r c h i d e i
Żmudną jest wyprawa po tajemnicze kwiaty „świętego snu".
Należy wpierw przepłynąć rzekę, w której co. chwila potworne paszcze krokodyli łakomie wyciągają się ku wioślarzom, a następ
nie trzeba jeszcze przedzierać się przez dżunglę. Splątane liany zagradzają drogę, broniąc dostępu do czarodziejskiego kwiatu.
Na lewo:
T U R O Ś N I E o I C H I O t * Na olbrzymim drzewie, rośnie ś w i ę t y W przeddzień dorocznego święta orchidei, Mo™}
przypada w październiku, zrywa się część rośliny i zanosi do świątyni.
rzucało ze swego w nętrza potoki ż a r z ą c e g o
ognia, law y i skał druzgocących. Ponury i roz‘
paczliwy jęk rozległ się w tej krainie. P a n i c z n y
strach ogarnął mieszkańców, a zgroza z roz
wianym włosem i oszalałym wzrokiem gnała przez wyspę. „O bogi!" z wyciągniętym i bła- galnie rękam i jęczeli kapłani — „ n a u c z c i e , co mamy uczynić, czym przebłagać i u c i s z y ć z«e moce!" Bogi nie były głuche ń a prośby i nl®
odrzuciły szukających rady i pomocy. .-Jes wśród was córka wodza, piękna jak wonny kwiat, jak szał m i ł o ś c i , jak czar m a r z e n i a .
oddajcie duchowi, a uciszy się NielitościwY i zdławi szerzącą zagładę". Gdy nowy w y b u c h
wulkanu znów w strząsnął ziemią, ogniem i P°"
piołem zasypał krainę, oślepła i oszalała z trwogi tłuszcz®
obiegła domostwo wodza dom agając się w ydania dzie^' czyny, i w ysłania jej nad brzegi krateru. Decyzja z a p a d ła -
O tucha i nadzieja w stąpiła w lud, czekano tylko dnia o fia ry, by uwolnić się od przeklętego, okrutnego d u c h a . ■ •
Tymczasem w piersi młodzieńca, co kochał córkę naczf!j nika, serce łkało dzikim bólem rozpaczy. Nim nadszeuf przepisany dzień obrzędu i nim złożono bóstwu nieszczj' sną ofiarę, porwał przerażone dziewczę kochający ją na
Poniżej:
W D R O D Z E D O Ś W I Ą T Y Ń 1
Przybrani w wieńce z kwiatów i piękne barwne stroje niosą tuby,cY w u r o c z y s t e j p r o c e s j i o r c h i d e ę d o i w i ą ł y n u
CHRYSTUSA
«.Ja u czę ty lk o m iło ści sw aw olnej",
i . O w idiusz.
^ PRZEDMOWA k o m p i l a t o r a
^est kom pilacją z „Kunsztu mi Njs0 w «[ s Amatoria) Pufciliusa Ovidius.i
Utw. “Umączeniu J. Rości szewskiego.
"JrodJ11 -ten zosta^ napisany, istotnie „przed
!H fS nienł Chrystusa", ale tylko na 1 rok
^ Y ^ M ż razie w yobraźnia nasza jesi 0 Plastyczna w pojmowaniu, czasu, ż<
l»i(leście lat
robi przed Chr., czy dw ieście lat po na nas to samo w rażenie pradaw-
®osnV' y się czyta Ow idiusza „Kunszt iisariv n*e chce się wierzyć, że to utw ór
1944 laty. A zajm uje się on tymi lnąs . ^sprawami, i zagadnieniam i, które ]aijj(;,jJtnuJ5 ' poza aktualnością dzieła li»iS2u jeszcze coś cenniejszego’ w Owi- Wteon ‘o głęboka znajom ość psychologii
kjfaj n?l z doświadczeniem.
^ia<Ja°*Chlu^z*!;a ma Sran>ce, ale głupota nie
|L_ , wcale; jeśli w ięc weźmie się pod m j ez!P]aniczną naiwność wielu dziew- rtera ™ z' eńców, to dzieło Owidiusza za- fens, . Prawdę dużo cennych dla takich no- I g tto w wskazówek.
^Yć może krzywdzi Owidiusza, l e c z e n i e w spaniałych porów nań mi- Ich 2 3 naw et całych opowiadań służą-
^ te* Przykłady. Spopularyzow anie jed- N tyi0 kapitalnego dzieła, należącego do iej js ®ratur europejskich, nie d aje się iną- icych j w wąskich ram ach artykułu. Zna-
odsyłam w prost do dystychów itjj I . y ..Artis A m atoriae" i ci, jak przy- ŚVti4t.OSC'szewski schopenhauerow skie po- Hając„ e’ ^Ędą pili prawdziwą kaw ę —: nie k p j ™ tego języka przeczytają prozą Olanego tłum acza „Kunszt miłosny"
i §j§ tylko ersatzu kaw y, ale mam f e oobrego.
a*tvwltarych w yjadaczy będzie on wesołą
wtem 1— 100
• Ul.
m
#|yjzystajcie z młodości! Czas szybkim
| ucieka, ten zaś, k tó ry przyjdzie nie Ijj plUz taki dobry, jak ten, który przę
dą ' rzYjdzie chwila, kiedy będziesz leżała loj , opuszczeniu, jako beznam iętna baba, W . eraz możesz w yrzucać za drzwi ko-
| | [ M N>kt w nocnej bójce nie będzie się W,Wyłamać podwoi twego mieszkania, n*e znaJdziesz na swym progu roz- [ ^Wr a c a j c i e p i l n ą u w a g ę n a
U ; Wy g l ą d z e w n ę t r z n y
N
J0 / _ 250k’ K ?0®ć jest darem Bożym, ale jakże nie- • -
|$j; Pobiel może się nią szczycić. Znaczna St® sPośród was nie ma je j w cale i do- if e ^^iegliwość uczyni wasz w ygląd po- [at| (y cym. Kobieta, któ ra się zaniedbuje eSS Względem zginie, choćby była po-
W enus. Nie obciążajcie waszych . notami i nie pokazujcie się ciężkie BeW- Często odstraszacie bogactwami, IfLoJ chcecie nas zdobyć. Przede wszyst-
%y tłnywa nas wasza schludność; noście Porządnie ułożone. O jakże natura po
g a s z e n i u wyglądowi! Ileż sposobów by ukryć sw e braki! My, męż-
^ fprędko łysiejem y: w łosy zerw ane bie- H *?•■' spadają jak liście, strącane przez
% Jp” nocny. Tymczasem kobieta niszczy
\ S . P r z y pomocy ziół i oto przez zasto
puj.® sztucznego środka znajduje się w po- pĘ włosów o barw ie daleko piękniej- naturalna. M nóstwo kobiet nosi
\ j ? 'włosy, czyniąc je za pieniądze wła- g i “ aw et im nie w styd kupow ać . . . j£ ®lę tyczy stroju — kobietom o białej K 8$ ^o tw arzy barw y ciemne; jasne ma- W f t są dla śniadych.
Jtt _.trzeba chyba napominać, iżby koźli K S - e w ionął spod pach, i że nogi należy P § t i z szorstkich włosów. Same umie- kredą sw oją twarz, a bezkrwiste zabarwiać sztucznymi rumieńcami.
JW°Wnie zapełniacie niezarośniętą prze- f e ^ i ę d z y brwiami,, a na nieróżowanych k ^ nalepiacie m ałe muszki. N ie wsty- K jjK podczerniać oczu małym węgiel- t >6 szminką z szafranu . . (Owidiusz
^ ^nież autorem książeczki o kósm ety-
\^"M edicam ina facici feminae"). Jedna- śfej ^Strzeżcie się, by kochanek nie przy- WaszeJ toalecie pudełeczek z tymi Jj^Y kam i: tw arz nie pow inna zdradzać
® ycia . Zam ykaj drzwi gotowalni! Dla- Ph '°oisz przedstaw ienie z owych czynno- ifey Ptej jeżeli mężczyźni nie Wiedzą wielu p s{ . znaczna część tych rzeczy razi, H ^ ich nie ukryw a w pryw atnym ustro- klttj tz jak cieniutka złota powłoka leży posągów, któ re jaśnieją w pysz- 11 «(| ®trach! Alę podobnie jak lud może na H jj 8'^dać dopiero gdy są już gotowe, lak
! C > a ś się upiększać jedynie w nie- L sci mężczyzn.
®Vrh^ * Przypomnieniem m niej lub w ięcej ci |j0 ® eskapad miłosnych; w rzeczywisto- )tH :lein cały utw ór jest jednym ironicz-
a°Wcipem.
>- Ra d y d l a n ie w ia s t
„K unszt m iłosn y" K s. HI. W stęp.
*»Do m nie na n au k ę schodzą sie ładne
\ b rzyd k ie d ziew częta , a b rzyd k ich Jest zaw sze w ięcej niż ład n ych . Pięk- 8 2? n ie potrzebują p o m o cy i przepi- v sow sztuki, d latego, ż e o n e otrzym a
my w posagu p ięk n o ść — p otężn a i bez
>, sztUkiłi. (Ks. III. 251—258).
WSTĘP
Zdarzyło mi się pewnego razu przyjść do jednej niew iasty bez uprzedzenia, a ona
•zmieszała się strasznie, bo właśnie nakładała fałszywe włosy. Niechże wrogom naszym przytrafiają się takie wypadki!
2. BRAKI CIELESNE NALEŻY UKRYWAĆ PRZY POMOCY SZTUKI * Wiersz 251— 280
Jeżeli jesteś niską — to siedź, abyś się nie w ydaw ała siedzącą, gdy stoisz; a jeżeli jesteś bardzo maleńka, to się rozciągaj n ą łożu, wreszcie zakryw aj swe nogi suknią, by cię nie można było zmierzyć naw et w tedy, gdy leżysz. Nazbyt szczupła niechaj nosi ubranie z grubej materii, a z ramion niech jej płaszcz spływ a swobodnie. Blada niech popraw ia so
bie cerę różem, a nazbyt śniada niechaj się ucieka do pomocy wnętrzności krokodyla;
N iekształtna noga powinna być zawsze odzia
na w biały skórzany trzewiczek, a szczupła łydka pięknie obwiązana rzemyczkami. Pod , nazbyt w ystające łopatki dobrze je st w kła
dać odpowiednie poduszeczki, a cokolwiek za mały biust należy okręcać szarfą. Ta, która ma za grube palce i niekształtne paznokcie niechaj się pow strzym uje od gestów, z kim- kolw iekby rozmawiała. Jeżeli ci z ust w ieje siogim zapachem, to nigdy nie rozmawiaj na czczo i trzym aj się w pew nej odległości od swego rozmówcy. Jeżeli, masz zęby czarne, albo nazbyt wielkie, albo też rosną ci one nierówno, to pam iętaj, że śm iejąc się, ponie
siesz najw iększe straty.
kaz mody język poczyna szeplenić? . . . Ucho
dzi to za w yraz dobrego tonu, źle wym awiać słow a: w ten sposób uczą się mówić gorzej, niżby mogły.
4. UCZCIE SIĘ ŁAIfNIE CHODZIĆ Wiersz 297— 310
Uczcie się chodzić po kobiecemu, albowiem w sposobie chodzenia je st cząstka uroku, którą nie w arto gardzić; kobieta pociąga nim ku sobie nieznajom ych mężczyzn, lub też od
strasza.
5. UCZCIE SIĘ GRAC I ŚPIEWAĆ Wiersz 311— 328
Piękny głos jest rzeczą powabną; niechże się dziewczęta uczą śpiewać. Nieraz glos byl stręczycielem w miłości, gdy nie dopisyw ała piękność twarzy." (W następnych pięćdzie
sięciu w ierszach poeta zaleca poznawanie literatury, sztuki tanecznej oraz gier tow a
rzyskich).
8. POKAZUJCIE SIĘ LUDZIOM W iersz 381— 432
„Piękna tw arz na nic się nie przyda, jeżeli jej nikt nie widzi. Tłum to rzecz pożyteczna dla was dziewczęta. Chodźcie często ńa spa
cer bez w yraźnie określonego - celu. Może wśród wielu znajdziesz jednego, którego po
ciągniesz do siebie. Niechaj spragniona po
dobania się bywa wszędzie gdzie tylko moż- na i całą duszą zabiega o okazanie swej pięk
n o śc i. Przypadek zawsze może coś zdarzyć;
J K ie z
t e z a p o m m c t ji k i
____ | za kw itły dla mnie w uścisku dziew częcej, uśmiechniątej dłoni jeszcze rankiem pachnące liliow ym , w kropelkach niewyschniętej rosy, jeszcze w iatr je całował nadpołny i w oczach dziew czyn y się płonił, rozchyloną muskając pieszczotą — ust cichy, pąsow y niedosyt.
B ezsłoneczną pólciem nię p o ko ju w obecność otu liły modrą i w listeczki zgarnęły m ałeńkie niespane, przetęsknione noce,
spod rzęs długich wybiegło nieśmiało, najmilsze w m ym życiu ,,dzieńdobry“
w zachwyconym się topiąc olśnieniu zbudzonych w m ych oczach migoceń.
Jakby pękło w omszałej szarości mieszkania w patrzonego w próżnię coś słonecznie błękitnie jasnego! To słowem opisać się nie da!
— Bo trzeba tak zapragnąć te j chwili, że serce się własne chce bluźnić aby odczuć jak pachnie ten b łęk it — i głębi się jego zaprzedać.
W y r z u c i ł e m ciasnotę pokoju ża okno szeroko otw arte,
W opalowosrebrzystą niebieskość, w pogodne m ajow e śród pole..
I było m i jak dziecku niewinnie, gdy m yślą o niebo oparty całowałem poranne orosie i piłem przedw ieczóru fiolet.
A ż zw iotczały cieniutkie łodyżki, schyliły się głów ki chabrowe, pła tek jeden i drugi i trzeci bezszm ernie opadał na obrus i cichutko, bezsilnie się płam ił łzą modrą na bieli m atowej,
w przesłonecznym ozlociu południa, w ostatnim przesm utnym „dzieńdobry“.
I nie przyszły już oczy błękitn e z kwiatam i w uśmiechniętej dłoni i nie za k w itł na progu poranek spłoniony na ustach niesytych —
Mogę tylk o wspomnieniem —— jak maską — swe serce p rzed sobą zasłonić w przeogrom nej, bolesnej i cichej tęsknocie za nowym przedśw item .
B ro n isław K ró l
3. TECHNIKA ŚMIECHU I PŁACZU Wiersz 281— 296
Dziewczęta naw et śmiać się uczą i w śmie
chu także szukają środka podobania się.
Trzeba, żeby usta były um iarkowanej w iel
kości; na policzkach z obu stron m ałe do- łeczki, a górne zęby niechaj zakryw a dolna warga. N iechaj kobieta nie nadw yręża sw ych wnętrzności bezustannym śmiechem, ale nie
chaj w nim dźwięczy coś kobiecego, czego nie umiem nazwać. Bo są takie, któ re wy
krzyw iają twarz w nieszczerym chichocie, inne znów omal nie pękają od śmiechu, je szcze inne śm ieją się tak, jakby płakały.
W śmiechu jednej brzmi coś chropow atego i .niemiłego, druga śm ieje się głosem podob
nym do wrzasku starego osła, zaprzężonego przy żarnach.
Dokądże sztuka nie sięga! Uczą się naw et płakać przystojnie, w ylew ając łzy zawsze w tedy gdy chcą i tak, ja k chcą.
A cóż pow iecie o zwyczaju przekręcania w mowie praw idłow ych głosek, gdy na roz-
niechaj zawsze trzym a w pogotowiu haczyk od sw ej wędki. Możesz znaleźć rybę w wo
dzie, w której najm niej się tęgo spodziewa
łaś. Często na pogrzebie m ęża — można znaleźć męża.
9. BĄDŹCIE OSTROŻNE Wiersz 433—-466
U nikajcie mężczyzn chw alących się pu
blicznie sw ą pięknością i którzy nazbyt sta
rannie układają sw e włosy. To co wam mó
wią, powiedzieli już tysiącom innych dziew
cząt. Są mężczyźni, którzy pod pozorem mi
łości uw ijają się między dziewczętami, usi
łując w ten sposób osiągnąć srom otną ko
rzyść.
Ze skarg innych ludzi uczcie się bać zaw o
dów: niechaj drzwi waszego mieszkania będą zam knięte dla uwodzicieli. ;
Jeżeliby wam kochankow ie co obiecywali, to obiecujcie im także, ale łask sw ych udzie
lajcie im dopiero wtedy, gdy oni spełnią swe przyrzeczenia.
Kobieta, która przyjąw szy podarek, byłaby zdolna odmówić miłości, m iałaby również odwagę dąć straszną cykutę własnem u mę
żowi.
10. NAUCZCIE SIĘ PISYWAĆ LISTY MIŁOSNE
Wiersz 467— 498
G dy tw ój kochanek pocznie badać teren przy pomocy m iłosnych bilecików, przeczy
taj je uważnie i sta ra j się wyrozumieć, czy prosi cię szczerze, czy są to tylko piękne słówka.
Po pewnym czasie odpisz mu. Zwłoka je żeli nie jest nazbyt w ielka podnieca kochan
ków. Ale nie okazuj się ani nazbyt uległą jego prośbom, ani nie odm awiaj nielitości- w ie tego, o co prosi. Postępuj tak, żeby się jednocześnie bał i spodziewał, a ilekroć bę
dziesz mu odpisywać, niechaj to w nim raczej obudzą nadzieję, niż strach. K iedy będziecie pisać, piszcie- słowami gładkimi i pow szech
nie przyjętym i: n a ogół zw ykła forma mowy podoba się.. Ach, ileż to razy niepew ny ko
chanek zapłonął po przeczytaniu listu, a jak często barbarzyński styl popsuł spraw ę n a j
piękniejszej kobiecie.
Ponieważ wasze zabiegi m ają na celu w y
prowadzenie w pole sw ych mężów, więc pisz
cie listy ręką pokojów ek i niezbyt ufajcie nowemu kochankowi. W idziałem kobiety d rę
czone bez przerw y obaw ą kom prom itacji i w skutek tego znoszące w iecznie niewolę.
W prawdzie ten, kto przechow uje takie do
wody, zamiast je zniszczyć je st człowiekiem podłym, ale zawsze ma je on w swym ręku — groźne jak pioruny Etny. N iechaj mężczyzna nazyw a zawsze sw ą kochankę kochankiem, a ty pisz „ona" zam iast „on".
11. BĄDŹCIE UPRZEJME I PEŁNE WDZIĘKU Wiersz 499— 524
Gdybyście w chwili gniewu spojrzały w lu
stro, to zapewne ledwie by się która poznała.
N iechaj w tw arzy waszej nie będzie rów nie pogardliw ej w yniosłości. Amora trzeba zwabiać przyjaznym spojrzeniem . W ierzcie memu doświadczeniu! Mężczyźni nie lubią nadm iernej dumy w w yrazie tw arzy: często milczące oblicze nosi już w sobie zarodki nie
nawiści. Patrz na tego, k tó ry na ciebie spo
gląda! Uśmiechaj się uprzejmie, gdy się uśmiecha; jeżeli się ukłoni, to mu się odkłoń.
Nie lubimy także kobiet sm utnych. Nigdy- bym cię Andnomacho, albo Tekmesso, nie prosił, żeby która z w as chciała zostać m oją przyjaciółką. G dyby nie to, żeście były m at
kami, to zaledwiebym wierzył, iż sypiałyście obok sw ych mężów.
12. NAUCZ SIĘ OBCHODZIC Z ROŻNYMI RODZAJAMI KOCHANKÓW Wiersz 525— 576
Z w racajcie także uwagę, do czego każdy z nas może być najzdatniejszy i każdego traktujcie w odpowiedni sposób: bogaty nie.- chaj daje podarunki, od asysty niech będzie adwokat, jeżeli bowiem wymowny, to może czasem w ygrać spraw ę swego klienta. Od nas poetów żądajcie tylko pieśni: my ze wszyst
kich najum iejętniej kochamy. Umiłowaną przez nas piękność szeroko wysławiam y po
chwałami. N ie jesteśm y ani nie szczerzy, ani nas nie plami żądza zysku: gardząc sprawam i publicznymi, czcimy spoczynek w cieniu i ło
że; łatwo się do kogoś przywiążemy, płonie
my szalonym żarem miłości i umiemy kochać aż nazbyt wiernie. W ięc bądźcie łaskaw e dla poetów — natchnienie Boże w nich mieszka, a opiekują się nimi Muzy. W nich przebywa bóstwo i m ają stosunki z niebem: z błękitów spływ a na nich owo natchnienie. Zbrodnią jest spodziewać się gotówki od poetów!
N iestety żadna dziewczyna nie wzdraga się przed tym przestępstwem . Udawajcie więc przynajm niej i nie bądźcie żarłoczne od razu, prosto z mostu.
13. UMIEJĘTNIE UDZIELAJCIE SWYCH ŁASK MĘŻCZYZNOM
Wiersz 577—610
Łaski kobiety zdobyte bez trudu, nie w pły
w ają na utrw alenie miłości: pośród wesołych igraszek trzeba czasami odrzucić kochanka.
N iechaj leży pod twymi drzwiami, niech im zarzuca okrucieństw o, niechaj przem awia do nich raz spokojnie, to znów groźnie* Nadm iar słodyczy budzi niesmak ■— gorycz ponownie obudzą apetyt. To Właśnie stoi na przeszko
dzie miłości mężów do żon, że ilekroć ze
chcą, m ają je oni na zawołanie. W yrzuć ko
chanka za d rz w i. . , O d razu miłość ogarnie wyrzuconego. Z początku, dopóki twój od niedaw na zdobyty kochanek w ikła się w tw ych sidłach, niechaj myśli, że tylko on cię posiada. N ieco później daj mu do zrozu
mienia, że m a ryw ala w korzystaniu z tw ych wdzięków. Jeżeli nie zastosujesz tego w ybie
gu, to miłość zestarzeje się w krótce. Rozkosz jak iej się doznaje w bezpieczeństwie mniej je st przyjem na. Udawaj strach! Choćbyś go m ogła wpuścić drzwiami — wpuszczaj go przez okno i m iej taki w yraz tw arzy jakbyś się bała. N iekiedy jednak należy urządzać i bezpieczne schadzki, żeby tw ój kochanek, nie pomyślał, iż noce spędzone w twym to
w arzystwie kosztują go zbyt drogo.
14. NAUCZ SIĘ POSTĘPOWAĆ ZE SWYM STRÓŻEM
Wiersz 611—666
C z y i stróż będze ci mógł stanąć ,na prze
szkodzie skoro nadejdzie czas udania się do kąpieli? Skoro tw a powiernica może nieść za
pisane , tabliczki,. ukryte na piersiach pod szarfą, albo schować czuły bilecik w sandał-
—•ęaiacj~& f -
podstęp, to je j plecy m ogą d posłużyć za k a rtk ę papieru i w ten sposób zaniesie ona Ust na w łasnym grzbiecie. Cóż zrobi dozorca, jeżeli w Rzymie je st tyle te a tr ó w '— skoro ile razy trzeba, to jakaś przyjaciółka choruje i choć niezdrowa, u stęp u je sw ego łóżka.
Trzeba się jednak bać przyjaciół. W ierz mi, że naw et ta, która ci pożycza pokoju i łóżka, nieraz spędzała czas w mym tow arzystw ie.
P am iętajcie też, iżby wam nie usługiwała z b y t piękna pokojów ka, bo co do mnie, to nieraz się do niej zabierałem po pani.
15. WYZYSKUJ PRÓŻNOŚĆ MĘŻCZYZN, ALE NIE BĄDŹ ZBYT ŁATWOWIERNA Wiersz 667— 746
Przybywaj późno i pokazuj się dopiero w tedy gdy zapłoną lampy. Przyszedłszy z opóźnieniem, będziesz tym m ilej widziana;
opóźnienie je st najlepszym stręczycielem.
N apiw szy się wina, możesz się okazać pięk
ną, choćbyś była brzydką, a noc zakryje tw e braki. Potraw y bierz końcami palców; jeść trzeba ładnie. N ie obcieraj sobie ust całą garścią; nie najad aj się przed w yjściem z do
mu, a na uczcie jedz nieco mniej niżbyś mogła.
A le pij tylko dopóty, dopóki to może w y
trzym ać głowa, um ysł i nogi, tak, iżbyś przy
padkiem nie widziała podw ójnie tego, co jest pojedyncze. W strętna to rzecz pijana kobieta, gdy leży w ilgotna . od nadm iernego użycia wina. W tedy godna jest pogardy. Niebez
piecznie je st również usnąć przy stole; wiele rzeczy nieprzystojnych zwykło się czynić śpiąęym .
Ciąg dalszy nastąpi
syol
W ysokie hałdy dymią gorącym oddechem czadu, zatruw ając powietrze. Bieg górniczego życia, nasycony zgiełkiem pracujących ma
szyn i pogwarem zapracow anych ludzi, two
rzy przepotężną symfonię — w ałki o b y t Ogrom ne pióropusze czarnych dymów, w y
pluw anych z potężnych gardzieli kominów przyciem niały niebiosa, w których tkwiło, jak m iedziany niew ypolerow any guz, sam ot
ne słońce.
— Panie inżynierze!
— Czego tam?
— Slęzakowa przyszła.
— Spytać, proszę, czego chce.
W oźny wyszedł na długi, anemicznym światłem dnia ośw ietlony korytarz, gdzie w najdalszym kącie, w tulona w ław kę sie
działa stara kobieta.
Była to niew iasta krępa, schylona', jakby wiecznie ciężkie brzemię dźw igająca; w yglą
dała na sześćdziesiąt lat; kosmyki siwych włosów w ym ykały się niesfornie na poradlo- ne troskam i czoło. Kiedyś zapew ne błękitne oczy, dziś bólem przyćm ione, zapadłe gdzieś w głębię czaszki, p atrzyły wiecznie łzawym wzrokiem na świat, k tó ry w wiecznym bie
gu — przechodził ponad je j bólem.
Znali, ją wszyscy urzędnicy i robotnicy.
Przychodziła tutaj codziennie w swym nie
jako już .dziecinnym uporze, w yczekując przed kopalnią.
O d ostatniej w ielkiej górniczej katastrofy, k tó ra się przed tygodniem zdarzyła, biedne to matczysko, sterane życiem i skopane przez zły los, który znienacka, jak złodziej zabrał je j jedynego syna-żywiciela — zatraciła jak
by poczucie czasu.
Jakby nawpół obłąkana potrafiła się włó
czyć od hałdy do hałdy, od szybu do szybu, skamląc żałośnie, jak zwierz, którem u małe w ybiorą i potopią.
I dziś po darem nych trudach w yczekiw a
nia zdecydow ała się przyjść do naczelnego inżyniera . . .
— Pan inżynier każe się pytać po co przy
chodzicie!
Kobieta, jakby ją ktoś nagle z głębokiego snu wyrwał, potoczyła łzawymi oczami po poczekalni, po stojącym przed n ią woźnym, po czym wzrok jej wybiegł poprzez szerokie okna na w idniejące w oddali hałdy dym iące i na kominy; zdaw ała się zbierać myśli roz
pierzchłe, w tłoczone jakby niewidzialną ręką złych mocy na samo dno jaźni.
A . . . a . . . w edle syna, co przed kilku dn i a mi . . . wiecie . , . tam . . . — i tu wskazała oczyma na w idniejące w oddali szyby.
W oźny chrząknął głośno i zaczął targać swój zaw iesisty wąs, co było u niego zwy
czajnie, gdy go wzruszenie opadło, które
korytarz.
— Przecież w iecie —- odrzekł jej wasz z g in ą ł. . . o sta tn ib y ł do windy ponoc^
a i nie z d ą ż y ł. . . b ohater on . . . bohater;
co pan inżynier przeciwko śmierci, oczy®1 n i c . . . ot i tak — zakończył swe wywody-
—- Puśćie m nie tylko do pana inżyniera; p.J gadam z nim, bo nie wiem, <czy mi się albo co, że go ciągle widzę, mojego Ja? .j jako żywego . . . może nie u m a rł. . . ® tam w głębi żyje i skamle o litość? - • ■ | i |
— Panie inżynierze! Ślęzak owa znowu dle swego syna — zameldował woźny."
Inżynier w ykonał niecierpliw y ruch jęjy mi. Namyślił się jednak.
-— Niech w ejdzie — rzucił po chwil'-
’ — N iech będzie pochw alony . . •
— N a wi e k i . . . dlei
—• Ja, proszę łaski pana inżyniera, » J syna m ojego co to . . . , V<|hH
— W iem już, wiem — przerw ał jej * j nier i ruchem ręki w skazał jej krzesło-, ^
Usiadła ciężko, jak ktoś, którem u na J j wtłoczono ogrom ny ciężar, po czym . . cymi rękam i zaczęła gmerać w zniszcz? ^ torebce, czegoś szukając; po chwili w reszcie owiniętą starannie kopertę i P"*
żyła na biurku przed inżynierem.
'— Co to jest? s— zapytał.
— Czytajcie, panie inżynierze, bo ja P1? "
jestem i nijak czytać nie poradzę; to 1>S ^ Janka, k tó ry do mnie pisał tak uczepi®' mądrze — przed tą k atastrofą —- że nie ® zrozumieć. Edukowałam chłopca za oS 1 grosz; dobrze się uczył na giinnazR;
i w szkole g ó rn ic z e j. . . On zawsze taki ny b y ł - w estchnęła kobieta . . . . ^
U
Ilustrowany Kurier Polski — Krakau, Redakcja: ul. Piłsudskiego 19 Id. 213-93 — Wydawnictwo: Wielopole 1 teł. 135-40 — Pocztowe Konto Czekowe: Warschau Hf. 900
Dr. med.
J.E H B E H K R E U T Z skór. i weneryczne
W a r s z a w a Nowy-Świai 37 a. 1t
Weneryczne, skinie Dr K. Kauciynski
Lwó w,
Łozińskiego 5.H. p.
Or. med. Leopold
G U TO W S K I Skórne i wenerycine
Warszawa, Żurawia 35 rodź. 2— 5. w Letnicy Trębacka 2, g, 12—2
lllllili!
Dr. A . RUSIN skórne i weneryczne
W A R S Z A W A Ropernika 16 m. 5 g o d z . . f 2 - 1 3 r 4 - 7
iiiiMiiiiiiiiiiiiiiimiiinii
Dr. med.
NOWAKOWSKI
Weneryczne, skórne
W a r s z a w a , W s p ó l n a S m . 3.
iKłz. 11- 13, 1:5-18
Dr.St.ZIELliy*!
wenerru** i * | PłarsiaHu«sk>|H|
telefon godz. 9-1Z | ^
Hiniiimttii
rzypuscmy ze
podczas z m y w a n ia z b iło s ię jedno z naczyń i r o z c ię liś m y sobie przy tym palec. Jak ło najlepiej opatrzy ć ? ____________
Czy może ta k ? Jj A może lepiej H a n s a p l a s t e m elastycznym ?
Lepiej w ziąć H ansaplasł. Ten praktyczny o p a
trunek doraźny tam uje k r w a w ie n i e i d ziała odkażająco. Znosi także z powodzeniem chw i
low e zmoczenie.
Yasenot
Dobra przyjacielska rada:
miej wzgląd na twych bliźnich i przestrzegaj zasad codziennej pielęg
nacji ciafa ! Lecz pamięta j : za pomocą