• Nie Znaleziono Wyników

.Z przesyłką pocztową

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ".Z przesyłką pocztową"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JST q 4 (1035). W a r s z a w a , d n ia 2 6 s t y c z n i a 1 9 0 2 r. T o m X X I

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W a r sz a w ie : rocznie rub. 8 , k w a rta ln ie ru b . 2

.

Z p r z e sy łk ą p o c z to w ą : rocznie ru b . 1 0 , p ółrocznie ru b . 5 .

P ren u m ero w ać m ożna w R edakcyi W szech św iata i w e w szy stk ich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.

R e d a k to r W sz e ch św ia ta p rzyjm uje ze sp ra w a m i redakcyjnem i codziennie od godz. 6 do 8 w iecz. w lo k alu redakcyi.

A dres R e d a k c y i: MARSZAŁKOWSKA Nr. 118.

ANALIZA WIDMOWA GWIAZD STAŁYCH.

A stronom ia, m ów iąc o gw iazdach s ta ­ łych, do czasów bardzo niedaw nych, bo n a w e t przed półwiekiem , m ogła mieć na w zglądzie w yłącznie tylko stosunkow e u g ru p ow an ie ich na firm am encie i w y ­ g ląd zew nętrzny, to je s t blask i za­

barw ienie. P ozatem zaś o fizyko-che- m icznym u stro ju ty ch odległych bryl niebieskich nic w cale sądzić nie byliśm y w stanie, nie m ieliśm y bowiem żadnych danych, żadnego oparcia w tym w zglę­

d z ie : najpotężniejsze teleskopy b y ły tu rów nież bezsilne, ja k i gołe oko. W obec tak ich w aru n k ó w nau ka nasza w zasto ­ sow aniu do gw iazd stały ch ograniczała się w yłącznie niem al do studyow ania to p o g rafii nieba.

D ziało się ta k aż do chwili, kiedy do b adań astronom icznych zastosow ano po-

J

raz pierw szy m etodę analizy widmowej.

Dziś zaś śm iało pow iedzieć możemy, że | potężny te n środek daje nam nierów nie w ięcej fak tó w ściśle naukow ych, doty­

czących u stro ju w ew nętrznego gw iazd stałych, aniżeli b ad an ia bezpośrednie bliższych ciał u kładu słonecznego, do

! których m etody tej w całej rozciągłości zastosow ać nie możemy. Zrozum ieć to bardzo łatw o. G w iazdy stałe, rów nie ja k i nasze słońce, sąto b ry ły św iecące sam oistnie, a w ięc św iatło ich badane spektroskopicznie, posiada sw oje cechy charakterystyczne i odzw ierciedla najdo ­ kładniej fizykochem iczny ustró j źródła.

P la n e ty zaś i księżyce św iecą w yłącznie św iatłem odbitem, a w ięc b ad ając to św iatło, otrzym ujem y isto tn ie widm o św iatła słonecznego, w którem pochło­

nięcie spow odow ane przez atm osferę p lanety (o ile p lan eta m a atm osferę) pow oduje zm iany praw ie niedostrze- żone.

Słońce nasze, ja k wiemy, je s t rów nież gw iazdą sta łą w pewnem, dosyć ściśle dającem się określić, stadyum rozw oju.

B adania w idm ow e św iatła słonecznego, wobec olbrzym iego natężenia jeg o b las­

ku, m ogą być dokonyw ane bardziej szczegółow o i w bardziej sprzyjających w arunkach, aniżeli b adania gw iazd in ­ nych. Otóż badania te dow odzą zupełnej analogii, a poniekąd n aw et identyczności w idm a słonecznego z widmem, k tóre d ają ta k zw ane gw iazdy żółte. Okolicz­

ność ta daje nam przedew szystkiem

ściśle n aukow ą podstaw ę do w y ciągania

w niosków o fizyko-chem icznym u stro ju

(2)

50 W SZECH ŚW IA T N r 4 g w iazd żółtych, a 'n a stę p n ie o u stro ju

w szy stk ich g w iazd w ogóle.

N ie m am y zam iaru pod aw ać tu teo re ­ ty czn ych p o d sta w an a lizy w idm ow ej, przypuszczając, że w n ajogólniejszych p rzynajm niej za ry sa c h są one znane każdem u z nas, a ta k a znajom ość w y ­ starczy zupełnie do zrozum ienia dalszego w ykładu. N adm ienić je d n a k m usim y, że b ad an ia w idm owe, w zasto so w an iu do św ia tła g w iazd stałych , tech niczn ie by ­ w a ją nadzw yczaj tru d n e. Słabe i nie­

w yraźn e w idm a ty c h niezm iernie odleg­

ły ch ciał niebieskich m ożem y b adać ty lk o zapom ocą bardzo silnych telesko­

pów, ześrodkow ujących znaczn ą ilość prom ieni, a i w ta k ic h n a w e t w aru n kach dokładne po m iary m ikrom etry czn e w ce­

lu obliczenia sto sunkow ego położenia linij, b y w a ją częstokroć w ielce uciążliw e i w y m a g a ją n adzw y czaj żm udnej pracy.

Je d y n ie fo to g ra fia sta je się tu potężnym sprzym ierzeńcem astronom a, d ając mu zupełnie w y raźn e sp ek tro g ram y , n a k tó ­ ry ch p o d staw ie m ożem y ju ż robić obli­

czenia i p o ró w n an ia niem al zupełnie ścisłe.

P ie rw sz y zn an y o p ty k niem iecki F ra u n - hofer, o trzy m ał w idm o g w iazd y i b ad ał je naukow o. P o dość ścisłem zbadaniu w idm a słonecznego i licznych jeg o linij , (1814—1815) uczony te n z a ją ł się w idm a­

mi gw iazdow em i i p rzek o nał się w krótce, że w idm a księżyca, W en ery i Jo w isz a nie ró żn ią się w cale od tego, k tó re daje słońce, w idm a zaś g w ia z d sta ły c h p o sia­

d a ją zw ykle pew ne cechy w yróżniające.

W celu o trzy m an ia dokładniejszych d a ­ nych F ra u n h o fe r przedsięw ziął system a­

ty cz n e b ad an ia w idm k ilk u gw iazd, a m ianow icie : S yryusza, K a sto ra , P o lu k - sa i K ozy (Capella). Je d n a k ż e n ied o k ład ­ ność ów czesnych n arzęd zi o ptycznych stan ęła na przeszkodzie dalszym pracom w ty m kierunku. D opiero w ro ku 1860 , p o djął je n a now o astronom w łoski

D o n a ti (Florencya). Z apom ocą udosko- ; nalon ych narzędzi u d ało m u się obli- j czyć dokładnie położenie n a jg łó w n ie j­

szych linij w w idm ach trz y n a s tu gw iazd, -a m ianow icie w 4w idm ach Syryusza, W e- | -gi, P ro cy o n a, R eg u lu sa, IF o m a lh a u ta , |

K asto ra, A ltaira, K ozy, P oluksa, A rk tura, A ldebarana, B etelgeuze i A ntaresa.

K o rz y sta jąc z p rac D onatiego dw aj astronom ow ie angielscy H u g g in s i M iller rozpoczęli bad an ia w idm gw iazdow ych, stosując m etodę, k tó rą w łaśnie w owym czasie w łaściw y tw ó rca an alizy w idm o­

wej, K irchhof, odkrył i ta k św ietnie zastosow ał do badania u stro ju fizycznego słońca. Podajem y tu dla ścisłości h isto ­ rycznej pierw sze, narazie otrzym ane rez u lta ty .

1 A ldebaran. — Z abarw ienie gw iazdy blado-różow e. Św iatło, badane przez spektroskop, daje widm o ciągłe, w któ- rem dostrzegam y znaczną ilość bardzo w yraźnych linij pochłonięcia, przew ażnie w częściach pom arańczow ej, zielonej i błękitnej. P o ło żen ia 70-ciu tak ic h linij zo stały ściśle obliczone i znaleziono w nich linie sodu, m agnezu, wodoru, w apnia, żelaza, bizm utu, telluru, anty-

i

m onu i rtęci. P o rów ny w an o rów nież widm o g w iazdy z w idm am i siedm iu in ­ nych pierw iastków , a m ianow icie z w id ­ m am i azotu, kobaltu, ołowiu, cyny, k a d ­ mu, litu i baru, ale linij odpow iadających im nie znaleziono w cale.

a O ryona.—Ś w iatło tej gw iazdy p osia­

da zabarw ienie w y raźnie pom arańczow e;

widm o je g o w y różnia się znacznie od innych i je s t nadzw yczaj złożone. O bli­

czono położenie 80-ciu linij i przekonano

; się o obecności sodu, m agnezu, w apnia,

| żelaza i bizm utu.

P P e g a z a .—Z abarw ienie św ia tła żółta-

j

we. W idm o je g o p osiada w iele cech analogicznych z w idm em a Oryona, ja k ­ kolw iek w ydaje się znacznie słabszem.

P o rów nyw ano je z dziew ięciu p ie rw ia st­

kam i i znaleziono linie sodu, m agnezu i praw dopodobnie baru. iNieobecność linij w odoru w w idm ach a O ryona i p P eg aza, dodaje H ug gin s, w y d aje się nam faktem nad er ciekawym .

Syryusz.—W idm o pięknej tej g w iazdy białej je s t nader silne i w yraźne. P o n ie ­ w aż jed n a k w idujem y j ą zw ykle nizko nad horyzontem , przeto obliczeniu poło­

żenia najw ażniejszych sm ug staje na

przeszkodzie drżenie atm osfery. Trzy,

a może n a w e t cztery p ierw iastk i odpo-

(3)

¥ r 4 W SZECHŚW IAT 51 w ia d a ją liniom teg o w idm a, a m ianow i­

cie: sód, m agnez, w odór i praw dopodob­

n ie żelazo. Linie w odoru są nienorm al­

nie szerokie w porów naniu z tem i, k tó ­ re w idzim y w widm ie św iatła słonecz­

n e g o .

a L ir y (W ega).—B ia ła ta gw iazda po­

siada w idm o podobne do w idm a Syryu- s z a i nad er b o g a te w linie pochłonięcia, Przypu szczać należy obecność wodoru, sodu i m agnezu.

Jak k o lw iek osięgnięte w nioski były pod bardzo w ielu w zględam i zupełnie m ylne i niedokładne w porów naniu z te- mi, ja k ie podaje dzisiejsza nauka, je d ­ n akże bądź co bądź zachęciły one św iat uczony do dalszego b adania kw estyi.

Otóż obok H ugg insa, L ockyer w Anglii, Secchi w Rzym ie, Jan ssen i W olff we F ra n c y i, Y ogel w Niemczech, D ’A.rrest w D anii, R u th e rfo rd i L an g ley w Ame­

ryce, D uner w Szwecyi i w ielu innych rozpoczęli n a w ielką skalę stu d ya sy ste­

m atyczne. N ajw ięcej jed n a k zaw dzię­

czam y w tym w zględzie klasycznym pracom Y ogla. P o d a n a przezeń kłasyfi- k a c y a w idm gw iazdow ych pozostaje w ścisłym i natu raln y m zw iązku z o gól­

nie u zn an ą dziś teo ry ą kosm ogoniczną, a klasy i grupy, które on w prow adził, o g a rn ia ją całą niem al różnorodność widm

gw iazdow ych.

W szystkie te widm a, w łączając w nie i w idm o naszego słońca, Y ogel dzieli n a trz y głów ne klasy, czyli typy, te zaś -ostatnie dzielą się na grupy.

Typ p ierw szy.—Do ty p u tego należą gw iazdy, posiadające w idm a ciągłe, w k tó ry ch ciemne linie m etali nie w y ­ stę p u ją w cale, albo też nader słabo.

W w idm ach ty c h najintensyw niejsze by­

w a ją części bardziej załam ane (bliższe k u g ran icy fioletow ej), a w ięc błękitna, szafirow a i fioletow a. K lasa ta dzieli się n a g ru p y n a s tę p u ją c e :

la . N ależą do niej gw iazdy, w k tó ­ ry ch w idm ie linie m etali są ledw ie

dostrzegalne. N ato m iast w idzim y tu szerokie i n ad er w yraźn e linie w odoru.

T akiem i s ą w yłącznie gw iazd y białe, ja k n ap rzy kład Syryusa i W ega.

Ib. Gw iazdy, posiadające widm a, w których linie w odoru i nieliczne linie m etali posiadają szerokość jednakow ą.

Takiem i są naprzykład (3 Oryona, s Ory- ona i a Łabędzia.

Ic. G w iazdy, w któ ry ch w idm ie w y ­ stępują linie św ietlne w odoru i rów nież linia św ietlna helu D 3. Do tak ich n a ­ leżą dw ie tylko znane dotychczas gw iaz­

dy, a m ianow icie (3 L iry i 7 K assyopei.

Typ drug i.—Z aliczam y doń tak ie g w iaz­

dy, które posiadają widm a, dające się scharakteryzow ać w sposób następujący:

linie m etali w y stęp u ją zupełnie w y ra ź ­ nie; najbardziej załam ana część widm a byw a m niej intensyw na (bardziej pochło­

nięta) aniżeli w w idm ach k lasy pierw ­ szej,—w ydaje się ona ja k b y nieco za­

m glona. Jednocześnie w częściach n a j­

mniej załam anych dostrzegam y ju ż słabe ślady linii. W idzim y tu dwie grupy:

Ila . N ależą tu gw iazdy posiadające widma, w których części żó łta i zielona szczególnie obfitują w linie m etali. Linie te b y w ają tu bardzo w yraźne, zaryso­

w ane ostro i znacznie m niej szerokie, aniżeli w w idm ach klasy pierwszej.

W w idm ach pew nych gw iazd s ta ją się one n a w e t niepochw ytnie w łoskow atem i, a n ato m iast w częściach czerwonej i po­

m arańczow ej w ystępu ją ju ż niew yraźne smugi, złożone z w ielu blizko siebie u grupow anych linij. Do g ru p y tej zali­

czamy tak ie gw iazdy ja k Koza, A rk tu r i Aldebaran.

Ilb . W w idm ach gw iazd tej grupy obok ciem nych linij i sm ug w y stępują linie św ietlne. Do tak ic h n a le ż ą : T K o ­ rony, zm ienna T B liźn ią t i niektóre gw iazdy Łabędzia, jakkolw iek widm a ty ch o statn ich są w ogóle nadzw yczaj niew yraźne.

Typ trzeci.—W w idm ach teg o ty p u ciemne linie i sm ugi w y stęp u ją nader w yraźnie i obficie n a całej przestrzeni.

Części bardziej załam ane u leg a ją znacz­

nemu pochłonięciu ogólnem u. Typ ten dzieli się n a dwie grupy:

l i l a . W idm a gw iazd tej g ru p y posia-

j d ają linie ciemne, zupełnie w yraźnie

zarysow ane od stron y fioletow ej, ku

g ran ic y zaś czerwonej jak b y rozpływ a­

(4)

52 W SZECH ŚW IA T N r 4 ją c e się i zanikające. T akiem i są w idm a

a H erkulesa, a O ryona i j3 P e g a z a.

I l l b . Szerokie i in ten sy w n e sm ugi, w y raźn ie zary so w ane od stro n y czerw o­

nej, a ro zp ły w ające się i m g liste ku stro n ie fioletow ej. G w iazdy, k tó re n a ­ leżą do tej grupy, b y w a ją zw ykle n a ­ der słabe i po siad ają zab arw ien ie czer­

wone.

A w ięc w y ró ż n ia jąc ą cechę g ru p y l a stan o w i n a d e r energiczne pochłonięcie lin ij w odoru—jeżeli nie w yłączne, to w każdym razie znacznie silniejsze, an i­

żeli gazó w m etalicznych, k tó ry c h ślady zaledw ie d ają się do strzegać. J a t o ty ­ pow e pow inniśm y tu u w a ż a ć gw iazdy, w k tó ry ch w idm ie w idzim y w yłącznie ty lk o linie w odoru. Z w y k le ja k o typ g ru p y l a po daw ane b y w a ją w idm a Sy- ry u sza i W egi, co je s t o ty le błędnem , że w w idm ach ty c h g w ia z d oprócz linij w odoru w idzim y ju ż dość w y raźn ie za­

ry sow an e linie niek tó ry ch ciał innych.

B y łoby w ięc nieró w nie praw idłow iej u w ażać za ta k ie g w iazd y ty p o w e a Leo- nis, {3 L ib rae i a O phiuchi, poniew aż w w idm ach ich pom iędzy liniam i F i H, to je s t w części nainten sy w niejszej, nie w idzim y żadnych inn y ch linij oprócz linij w odoru.

Je ż e li w w idm ie pew nej g w iazd y linie w odo ru są szerokie, ro zp ły w ające się i niew yraźnie zary so w an e u brzegów , to okoliczność t a św iadczy, że atm osfera jej, sk ład ająca się w łaśn ie z te g o gazu, m usi być nadzw yczaj zgęszczona, albo też stan o w i n a d e r w y so k ą w a rstw ę. T a ­ k ą m ianow icie cechę p o siad ają w zm ian ­ ko w an e ju ż w idm a S y ry usza i W egi, a tak ż e w idm o a B liźn iąt. L in ie w odoru są tu w y ją tk o w o szerokie i niew y raźn ie zarysow ane.

P o ró w n y w ają c linie w odoru w w id­

m ach różnych g w iazd, po w inniśm y mieć zaw sze n a w zględzie zasadnicze p raw a K irchhoffa. O tóż w w idm ie a B liźn iąt linie te są w praw dzie bardzo szerokie, szersze n a w e t aniżeli w w idm ach Sy­

ry u sza i W egi, jed n ak że zab arw ien ie ich n a w e t u sam ego środka nie je s t n ig d y zupełnie czarne, lecz raczej szaraw e.

O czyw iście p rzep uszczają one jeszcze

pew n ą część prom ieni. Z upełnie a n a lo ­ giczne zjaw isko w idzim y w w idm ie a P a n n y . W ^w idm ach w szystkich in ­ nych gw iazd białych, ja k a. W ężow nika (Ophiuchi), a K oro n y i a P eg aza, p rze j­

rzystości tej nie dostrzeg am y w c a le : linie wTodoru są tu znacznie węższe, z u ­ pełnie czarne i zaryso w ane w yraźnie.

W reszcie w w idm ie C O ryona linie te są bardzo szerokie, ale zarazem o ty le słabe (przejrzyste), że z tru d n o ścią d ają się dostrzeg ać n a ogólnem tle w idm a ciągłego. R óżnice pow yższe m ożnaby w ytłum aczy ć w sposób dw ojaki. W e­

d łu g p ra w K irchhoffa pochłonięcie p ro ­ m ieni w w a rstw ie gazow ej, otaczającej pew ne źródło św iatła, o ty le b y w a m niejsze, o ile m niej znaczna je s t ró ż ­ n ica te m p e ra tu ry tej w a rstw y i globu w ew nętrznego, d ającego w idm o ciągłe.

A w ięc w zastosow aniu do naszego p rzyp adk u sądzićby należało, że na ty c h gw iazdach, k tó re d a ją w idm o o w y ra ź ­ n ych czarnych lin iach pochłonięcia, atm o ­ sfera w odoru zdążyła ju ż znacznie osty g n ąć i posiada tem p e ra tu rę stosun ­ kow o znacznie niższą, aniżeli tem p era­

tu ra b ry ły środkow ej. P rzeciw nie zaś- n a gw iazdach takich, ja k a B liźniąt, a P a n n y i C O ryona atm osfera ta m usi być jeszcze w stan ie w ysokiego ro zża­

rzenia i d lateg o w w idm ach ich w idzi­

m y sm ugi szerokie i przejrzyste. W resz­

cie m ogą być i tak ie w y jątk o w e p rz y ­ padki, kied y atm osfera p osiada tem pe­

ra tu rę w yższą, aniżeli samo ją d ro g w ia z ­ dy, i daję w idm o emisyjne. W tak im razie n a tle w idm a ciąg łeg o d o strzeg a­

m y św ietlne linie w odoru. T akiem i są, w łaśnie g w iazd y ty p u Ic — jś L iry i 7 K assyopei.

D rugie tłum aczenie zjaw iska dopro­

w adza, w łaściw ie m ówiąc, do ty ch sa ­ m ych w niosków , jak k o lw iek in n ą nieco drogą. Szerokość linij w idm ow ych do­

w odzi, ja k to już pow iedziano wyżej, że w a rstw a atm osfery, o taczająca glob d a ­ nej gw iazdy, je s t bardzo znaczna. O tóż gdyby ta k a gw iazd a b y ła o ty le bliską, żebyśm y m ogli w idzieć j ą ja k o tarczę- o pew nej średnicy, w takim razie zw ę­

żając odpow iednio' szczelinę sp ek trosk o­

(5)

N r 4 W SZECHŚW IAT 53 p u m oglibyśm y otrzym ać osobno widmo

sam ego ją d ra i w takiem w idm ie linie w odoru b y łyby w ąskie, w yraźne i zupeł­

nie czarne; te zaś części atm osfery, k tó re u skrajów w ychodzą poza tarczę, d ały b y w idm o emisyjne, gazow e z odpo- w iedniem i liniam i św ietlnem i. W zasto ­ sow aniu do słońca dośw iadczenie takie udaje się doskonale. Je że li zwrócim y w ąsk ą szczelinę spektroskopu w k ierun­

k u linii stycznej do brzegu tarc zy sło­

necznej, to otrzym ujem y ta k zwane widm o odwrócone, a w łaściw ie m ówiąc w idm o gazow e atm osfery otaczającej glob słońca. W idm o to błyszczy ty sią ­ cam i w sp an iałych św ietlnych linij na tle zupełnie czarnem. Poniew aż jed n ak k ażd a g w iazd a w y gląda w polu telesko­

p u ja k p u n k t niem al bezw ym iarow y, p rzeto oba w idm a—pochłonięte i emi­

syjne zlew ają się ze sobą i skutkiem tego otrzym ujem y linie przejrzyste. W k a ż ­ dym jed n a k razie dla otrzym ania takiego re z u lta tu potrzeba, ażeby tem p eratu ra atm osfery nie różniła się znacznie od tem p e ra tu ry jądra, w przeciw nym bo­

w iem razie intensyw ność w idm a em isyj­

nego b y łab y zbyt słaba, a ciemne linie pochłonięcia pozostaw ałyby niem al bez zm iany—czarne i w yraźnie zarysow ane, ja k to w idzim y w w idm ie słońca. Jeżeli w reszcie intensyw ność w idm a em isyjne­

go przem aga nad widmem pochłonięcia, w ów czas otrzym ujem y widm o ciągłe z liniam i św ietlnem i, czyli widmo, n ale­

żące do g ru p y Ic.

W n iek tó rych w idm ach g rup y l a w i­

dzim y częstokroć oprócz silnych linij w odoru bardzo słabe zarysy linij róż­

nych m etali; w yjątko w o zaś zdarzają się i takie, w który ch dostrzegam y jednę ty lk o ta k ą lin ią m etaliczną, ale odzna­

czającą się zupełnie w ybitnie. W tak ich przypadkach linia t a byw a zw ykle b a r­

dzo szeroka i rozpływ a się u brzegów, przypom inając z w y gląd u zew nętrznego linie w odoru, chociaż pod względem in ­ tensyw ności nie dorów nyw a im nigdy.

L in ią ta k ą d ostrzegam y zaw sze w prze­

strzeni pom iędzy P a H. Ciekawe to zjaw isko daje się widzieć, naprzykład, w w idm ach a Androm edy, a K orony,

P L w a i kilku innych. W w idm ach po­

w yższych odpow iada ona długości fali 448,14 [j.|i i praw dopodobnie je s t iden­

tyczna z lin ią w idm a słonecznego 448,141 k tó ra odpow iada m agnezow i.

W idm o tak ieg o sam ego ty p u z szero­

k ą i rozpły w ającą się linią 448,14 (iji posiada rów nież 7 Oryona. W w idm ie zaś (i Oryona jest ona nierów nie w y ra ź ­ niejsza i węższa. N adto w w idm ach w szystkich gw iazd teg o nader ciekaw e­

go z w ielu w zględów gw iazdozbioru w ystępuje inna jeszcze linia m etaliczna, odpow iadająca długości fali 447,136

;i; j.

W idmo słoneczne lin ii tak iej nie posiada wcale, a więc należy ona do jakiegoś ciała, nie istniejącego na słońcu. Rzecz szczególniejsza, że w śród w szystkich zba­

danych dotychczas widm gw iazdow ych linią pow yższą znajdujem y tylk o w w id­

m ach gw iazd Oryona i w w idm ie Algo- la (znana gw iazda zmienna). Otóż za w yjątkiem obu powyższych, w szystkie inne linie m etali w widm ach, należących do g rup y l a by w ają zw ykle nadzw yczaj słabe i niew yraźne. M oglibyśm y tu w sk a­

zać cały szereg odpow iednich widm, w których w yrazistość linij m etali stop­

niowo w zm aga się. W szeregu tym do­

strzeglibyśm y w yraźnie pow olne przej­

ście od ty p u pierw szego do grupy I la . Ja k o granicę zmian, którym m ogą u le­

gać w idm a ty p u pierw szego co do w y­

razistości linij m etali, uw ażać należy widmo a L iry (Wegi). W widmie tem pom iędzy F a H w ystępuje cały szereg linij m glistych, należących przew ażnie do żelaza i w apnia. Ja k o następne sta- dyum przejściow e od ty p u pierw szego do drugiego w skazaćby m ożna widmo Syryusza, w którem linie m etali, ja k k o l­

w iek jeszcze bardzo m gliste, u w y d a tn ia ­ j ą się jed n a k znacznie dobitniej, aniżeli w widm ie a Liry. W y stęp u ją tu one w ilości rów nież znacznie większej, a ugrupow anie ich bardzo przypom ina znaczniejsze g ru py w idm a słonecznego.

Możemy tu już z pew nością w skazać

linie sodu i m agnezu, jak o też linię E

żelaza. Z a ostateczn ą w reszcie granicę

widm przejściow ych od ty p u I do g ru py

I l a uw ażać należy widm o a Canis mi-

(6)

54 W SZ E C H ŚW IA T N r 4 noris (Procyon). W w idm ie Syryusza

i W egi linie w od o ru są jeszcze nad er szerokie i ro zp ły w ające się, w widm ie zaś P ro c y o n a są one znacznie węższe i przypom inają z pow ierzchow nego w y ­ g ląd u odpow iednie linie w id m a słonecz­

nego. W idzim y tu rów nież jeszcze w ię k ­ szą ilość linij m etali, a n a d to linie te n a b ie ra ją intensyw ności, s ta ją się w y ra ­ zistem u W szystko to w zięte razem w ie l­

ce ju ż przypom ina w idm o słoneczne (w którem rów nież linie w odoru są n a j­

w yraźniejsze). Z re sz tą i sam o św iatło P ro c y o n a nie je s t czysto białem , ale po­

siada zab arw ien ie z odcieniem w yraźnie złotaw ym .

W w idm ach g ru p y l a części b łęk itn a i fio leto w a b y w a ją najintensyw niejsze.

Zależy to praw dopodobnie od w ysokiej te m p e ra tu ry m ate ry i globu, a tak że od b rak u pochłonięcia ogólnego w ty c h w łaśnie częściach. In ten sy w n o ść ta zm niejsza się znacznie w m iarę zbli­

żania się do w idm ty p u drugiego.

Z pośród w idm g ru p y l a w y ró żn ia się w sposób szczególniejszy w idm o g w ia z ­ dy a A ąu ilae (A ltair). O prócz silnych linij w odoru w idzim y tu rów nież p ew n ą ilość m etali. W razie odpow iedniego rozrzczepienia lin ie te w części pom iędzy F a H w y g lą d a ją ja k o szerokie b lad e smugi, części zaś św ietln e w idm a są znacznie od nich węższe, p rzy b ierając w ten sposób w y g lą d b arw n y c h zan ik a­

ją c y c h linij. W w idm ie tem nie d o strze­

gam y w cale odrębnych lin ij p och ło n ię­

cia, lecz ty lk o pew ne ich gru p y , zlew a­

jąc e się w zan ik ające sm ugi i n ad er szerokie linie w odoru. Całość przyp o ­ m ina p oniekąd blado n aszkicow an ą w stę ­ gę w idm a słonecznego, n a k tó rej poje­

dyncze lin ie m etali zlew ają się ze sobą.

Z danych ty ch w nioskujem y, że w a rstw a p o ch łaniająca a O rła posiad a niem al t a ­ ki sam u stró j chem iczny, ja k i atm osfe­

ra naszego słońca, ale pochłonięcie sk u t­

kiem w ysokiej te m p e ra tu ry gazów je s t jeszcze o ty le slabem , że odrębne linie m etali nie w y stę p u ją ta k w y raźnie, lecz dostrzegam y tylk o pew ne ich grupy.

A w ięc i ta k ie widm a, ja k ie po ­ siada a A ąuilae uw ażać n ależy za

stadyum przejściow o od ty p u I-go do- H -go.

Do g ru p y Ib zaliczam y g w iazd y [i O ryo­

na, s O ryona i a Łabędzia. W w idm ach ty c h w szystkie linie pochłonięcia p osia­

d ają jed n ak o w ą szerokość, chociaż pod w zględem intensyw ności ró żn ią się one dość znacznie. Linie, odpow iadające dłu­

gościom fali 447,136 [i[J. i 448,14 (o k tó ­ rych m ów iliśm y w yżej) m ają tu m niej w ięcej ta k ą intensyw ność, ja k n ajsłabsza linia w odoru H .,. Co do znacznej w ięk­

szości innych linij ty ch widm nie m oże­

m y jeszcze tw ierdzić z pew nością, czy o dpow iadają one lub nie pew nym liniom w idm a słonecznego. Istn ien ie w odoru, m agnezu i żelaza uw ażać należy za u do ­ w odnione. N adm ienić przytem musimy,, że w idm o s O ryona posiada znacznie m niej lin ij m etali, aniżeli [i Oryona. L i­

n ii m agnezu (448,14) nie d o strzeg am y w niein w cale, ale n a to m ia st niezn ana linia 447,136 staje się tu nader w y ­ raźną.

Chcąc się dokładnie zapoznać z w id ­ m am i g ru p y Ib, nie możemy pom inąć m il­

czeniem szczególniejszego w idm a g w ia z ­ dy a C ygni (Deneb). W idm o to, ja k k o l­

w iek stosunkow o bardzo obfite w linie m etali, nie posiada jed n a k najm niejszego p odobieństw a do w idm a słonecznego.

W idzim y w niem, naprzykład, wiele linij żelaza, ale najintensyw niejszem i są tu w łaśnie te, k tó re w widm ie słonecznem w y stęp u ją najsłabiej i odw rotnie. P r z y ­ puszczać w ięc należy, że n a gw iaździe a Ł abędzia w aru n k i tem p e ra tu ry ró żn ią się zupełnie od w aru n k ó w istn iejący ch na innych gw iazd ach g rup y Ib i la .

W idm a g ru p y Ic w yró żn iają się tem , że nie p osiad ają w cale ciem nych linij pochłonięcia, linie zaś w odoru i linię h e ­ lu (D3) w idzim y tu jak o św ietlne z a n i­

kające u brzegów sm ugi n a tle w idm a ciągłego. W ed łu g w szelkiego p raw d o ­ podobieństw a globy gw iazd, p osiad ają­

cych tak ie w idm a, otacza nad er znaczna

w a rstw a atm osfery gazow ej, złożonej

z w odoru i helu, o nadzw yczaj w ysokiej

tem peraturze, a skutkiem teg o w idm o

jej em isyjne staje się silniejszem , aniżeli

w idm o pochłonięcia. R o biąc tak ie przy ­

(7)

N r 4 w s z e c h ś w i a t 55 puszczenie, pow inniśm y uznać zarazem,

że gw iazdy, należące do g rup y Ic, po­

siadają w a rstw ę atm osfery, w ielekroć w yższą, aniżeli gw iazdy g ru p y la , a więc że pozo stają one w najpierw otniejszym okresie rozw oju, albo też, że w atm o­

sferze tej, lub też w samym globie, za­

szły ta k ie szczególniejsze zmiany, które cofnęły w stecz ów rozw ój. D otychczas poznaliśm y zaledw ie dw ie gw iazdy tego rodzaju, a m ianow icie [3 L iry i y K as- syopei. W w idm ach obu ty ch gw iazd linia helu D., je st nadzw yczaj wyraźna, jak kolw iek w żadnem ze znanych widm gw iazdow ych (nie w yłączając słoneczne­

go) odpow iedniej ciemnej lin ii'p o c h ło ­ nięcia nie znajdujem y. J e s tto fa k t n a d ­ zw yczaj ciekawy, którego przyczyny do­

tychczas nie są jeszcze zbadane zupełnie dokładnie.

(DN)

Paweł Trzciński.

PIELĘGNOW ANIE POTOMSTWA U RYB.

(Według CA RU SA ST E R N A ).

R y b y w ogóle m ają opinią stw orzeń najzupełniej obojętnych n a los potom ­ stw a. Rzeczyw iście, zw iązek m iędzy m atk ą a m łodem i b y w a u nich bardzo lu źny : zazw yczaj samica, złożyw szy ikrę, nie troszczy się ju ż o n ią w cale, co n a j­

w yżej w yszukuje przedtem miejsce, n a j­

bardziej odpow iednie do rozw oju jajek.

W tem szukaniu odpow iednich miejsc m ają źródło grom adne w ędrów ki ryb z w ód słodkich do słonych lub o d w ro t­

nie, a także w obrębie jednego zbiornika od głębi do w ybrzeży. A le złożyw szy jajk a, sam ica nie zajm uje się niem i w c a ­ le, i odbyw ają one rozw ój będąc pozo­

staw ione sam ym sobie. N ic dziwnego, że ogrom na ich w iększość ginie z pow o­

du złych w arunków . T ysiące fala w y ­ rzu ca n a brzeg, gdzie p rzepadają m ar­

nie; ty siące d o stają się do w ody głęb o ­ kiej, w k tórej rów nież nie m ogą się ro z­

w ijać; tysiące s ta ją się pastwTą różnych

drapieżców , częstokroć n a w e t w łasnych rodziców . To też ostatecznie z olbrzy­

miej liczby jaj, które z jednej sam icy m ożna liczyć n a setki tysięcy, a n a w e t n a m iliony (dorsz, jesiotr), zaledw ie drobna część może odbyć pom yślnie cał­

kow ity rozw ój.

U niektórych ato li g atu n k ó w daje się zauw ażyć pew ien ściślejszy zw iązek m iędzy rodzicam i a dziećmi, pew na opieka nad jajem , a niekiedy n a w e t pew ­ n a tro sk a o młode.

W najprostszym przypadku same ja jk a posiadają pew ne urządzenia, zabezpie­

czające je od różnych niebezpieczeństw . U niektórych ryb z rzędu poprzeczno- ustych (Plagiostom ata), ja k np. z r o ­ dzaju Scyllium, należącym do żarłaczy (Sąualidae), jajk o otacza przezroczysta rog o w a pow łoka czw orokątna, której cztery ro g i są w y ciąg n ięte w długie w yrostki nitkow ate, służące do p rzy ­ tw ierdzania się do roślin podw odnych.

T utaj jajk o może ju ż staw iać pew ien opór fali, a tw a rd a pow łoka czyni je mniej łatw em do podarcia. D w ie szpary na końcach pow łoki zapew n iają dostęp świeżej wody do w nętrza, konieczny dla rozw oju zarodka. J a jk a takie, z a w arte w pow łokach długich na 6 cm, m ożna często oglądać w ak w ary ach słonowod- nych i obserw ow ać poruszający się w e­

w n ątrz zarodek, k tó ry doskonale w idać przez pow łokę przezroczystą.

U pokrew nych m inogom ośluz (Myxi- nae) jaja , m ające 15 mm długości i k sz ta łt owalny, są rów nież otoczone pow łoką rog o w ą i posiadają na obu końcach w y ­ rostki nitkow ate, zakończone haczykam i trójdzielnem i. Służą one tak że do przy­

tw ierdzania się do różnych przedm iotów , a może n a w e t do innych zw ierząt. J a k w iadom o ośluzy ży ją pasorzytniczo na innych rybach, przy tw ierd zając się do ich skóry i następnie w g ryzając się do w nętrza.

J a jk a krajow ej różanki (Rhodeus ama- rus) odbyw ają cały rozw ój w jam ie skrze- lowej m ałżów słodkow odnych (Unio, Anodonta), co je s t w każdym razie rz e ­ czą znacznie bezpieczniejszą, niż unosze­

nie się w pro st w wodzie. A co ciekaw -

(8)

56 w s z e c h ś w i a t N r 4 sza, sam ica różan ki okazuje tu ta j pew ną

troskliw ość o nie, sam a je bow iem i um ieszcza w te j jam ie. W okresie skła- j dania ja je k ro zw ija się u niej n a brzusz­

nej stro n ie ciała d łu g a ru rk a z otw o ­ rem n a końcu. J a jk a , w ydobyw ające się ! z jajnik ów , d o sta ją się do tej ru rk i tak, że b y w a ona c a ła niem i napełniona.

O dkryw szy m ałża z o tw a rtą muszlą, od- i poczyw ającego w szlam ie, ró żan k a w su ­ w a m u ru rk ę w skrzela i przez n ią : w puszcza tam ja jk a , k tó re odbyw ają tam cały rozw ój i dopiero w ylęgłe z nich m łode ry b k i w y d o sta ją się na wolność.

U ró żan k i w idzim y pew ien rodzaj opie­

ki rodzicielskiej n ad jajam i, po leg ający n a um ieszczeniu ich w odpow iedniem miejscu. Ale u innych opieka b y w a b a r­

dziej troskliw a.

Je d n e g a tu n k i noszą ja ja w ja jo w o ­ dach aż dopóki nie w y lę g n ą się z nich m łode, inne budują g n iazd a na złożenie ja j albo p rz y tw ie rd z a ją je do pow ierzch­

ni w łasnego ciała. R o z p a trz y m y tu ta j w ażniejsze p rzy k ład y o d ży w iania oraz p ielęgn o w ania ja j i m łodych.

P e w n a liczba ry b je s t żyw orodna, ale p rzew ażnie w tem znaczeniu, ja k n ie­

k tó re w ęże lub jaszczu rk i, t. j. ja ja ro z ­ w ijają się w e w n ątrz org an izm u m atki, nie w chodząc je d n a k z nim w ściślejszy zw iązek odżyw czy, tak i, ja k i w idzim y u ssących. U n iek tó ry ch je d n a k g a tu n ­ ków zauw ażono ta k i w łaśn ie zw iązek.

D otyczę to m ianow icie w ielu ryb po- przecznoustycli (P lag io sto m ata).

J a k wiadomo, zarodki w szy stk ich ryb spodoustych (Selachii seu C hondropte- rygii), do k tó ry c h n ależą i w spo m nia­

ne ry b y poprzecznouste, p o siad ają na brzusznej stro nie ciała olbrzym i w orek żółtkow y, k tó reg o z a w a rto ść służy im do odżyw iania się. Z arodki te pozostają w organizm ie m atki, ży w iąc się zazw y ­ czaj w yłącznie z a w a rto śc ią w orka. U n ie ­ k tó ry ch atoli, ja k np. u niedużego g a ­ tu n k u rek in a (M ustelus laeyis) w orek ów, po zużyciu je g o z aw arto ści przez zarodek, p rzy tw ie rd z a się do w e w n ętrz ­ nej ściany jajo w o d u i tw o rz y w ten spo­

sób rodzaj łożyska (placenta), zapom ocą

k tó reg o w podobny sposób, ja k u ssą­

cych w yższych, odżyw ia się zarodek, w i­

szący n a długim pępkow ym sznurku.

T ak samo odżyw ia się on u żarłacza ludojada (C archarias glaucus) oraz n ie ­ k tó ry ch innych g a tu n k ó w te g o sam ego rodzaju (Carcharias).

J a k dalece jed n ak tak ie urządzenie nie je s t pospolite n aw et w tej grupie ryb, w idać z tego, że u innych g a tu n ­ ków w spom nianego w yżej rodzaju M u­

stelus (np. u M. vulgaris) nie m ożna by ­ ło w cale w y kazać tak ieg o połączenia m iędzy organizm em m atk i a zarodkiem .

Odm ienny sposób odżyw iania niż u Mu­

stelus laeyis, ale niem niej ciekaw y, od­

kry ł w r. b. Alcook u kilku innych ryb z rodziny płaszczek (Rajidae), n ależą­

cych do teg o sam ego działu poprzeczno- .ust, ch, m ianow icie u 5 g a tu n k ó w z ro ­ dzajów : Trygon, P te ro p la te a i M ylioba- tis. U ryb ty ch nie następuje zrośnięcie się w orka żółtkow ego z jajow odem i z a ­ rodek pły w a w nim swobodnie; ale zato na ścianach jeg o tw o rzą się liczne kosm- ki, które w ydzielają tłu stą, k leistą i słod- k a w ą c;ecz, zaw ierającą białko i przypo­

m in ającą wielce mleko. Alcook znajdo­

w a ł to m leko w stanie n iezb yt zmienio-

! nym w kiszkach m łodych rybek, p rze ­ b yw ających jeszcze w organizm ie m atki.

Podobne odżyw ianie znajdujem y u ży- w oródki (Zoarces viviparus), należącej do działu ryb kościstych (Teleostei). M a­

łe rodzą się tu ta j zupełnie przezroczyste,

; tak, że przy pom ocy niezbyt pow iększa-

j

jąceg o szkła m ożna n a nich doskonale

| obserw ow ać krążenie; m ają je d n a k od- raz u dość znaczną wielkość (od 3—5 cm) w porów naniu z dorosłemi, k tóre nie by­

w a ją dłuższe n ad 20—40 cm. J e d n a sa­

m ica żyw oródki w ydaje na św ia t 200 do 300 m ałych, a je s t ta k niem i p rze­

pełniona, że w okresie rodzenia za lad a pociśnięciem w ydo byw ają się z niej m ło­

de rybki. M ożna to obserw ow ać z ł a t ­ w ością w akw aryach. Same żyw oródki w iedzą dobrze o tem i gdy jed n a z nich m a rodzić, zb liżają się do niej nieraz in ­ ne i zaczyn ają j ą n aciskać z boków, ja k g d y b y chciały jej pomódz. Z dradziec­

ka to jed n ak pomoc, gdyż pom agające

(9)

W SZECHŚW IAT 5 7

sam ice najspokojniej w świecie zjadają m łode ry bk i w m iarę tego, ja k się one w y d o sta ją n a św iat. Trzeba ato li przy- z ra ć , że i rodzona m atk a nie je s t dla nich lepiej usposobiona, gdyż i ona nie­

raz pożera w łasne potom stw o, jeżeli je s t g łodna a nie może zdobyć dość po k ar­

mu w inny sposób.

Do żyw orodnych ryb kościstych n a le ­ żą jeszcze niektóre g a tu n k i z rzędu zro- słogardłycti (P haryngognathi), ja k Em- biotoca, D istrem a, H ysterocarpus, a ta k ­ że znaczna część rodziny Cyprinodonti- dae, spokrew nionej z karpiow atem i (Cy- prinidae).

R ozpatrzone dotychczas przypadki p rzed staw iają do pew nego stopnia a n a ­ lo g ią ze ssącemi, poniew aż u niektórych ryb zarodki ro zw ijają się w organizm ie m atki, w chodzą z nim w ściślejsze po­

łączenie i odżyw iają się jeg o kosztem.

M ożna przytoczyć znacznie liczniejsze p rzy kłady budow y gniazd, a zatem an a­

logii z ptakam i. Chociaż w żadnym ra ­ zie ry b y nie m ogą im dorów nać w m i­

łości rodzicielskiej, niektóre z nich je d ­ n a k b udu ją dosyć kunsztow ne gniazda i pośw ięcają dość czasu i tru d ó w na opiekow anie się małemi.

W najprostszym przypadku, ja k np.

u łososia (Salmo) sam ica w ierci ogonem p ły tk i dołek w szlamie, składa weń ikrę i po zapłodnieniu przykryw a j ą mułem, ale następnie nie troszczy się o n ią zu­

pełnie. W n iektórych przypadkach, jak u am erykańskich rodzajów C entrarchus, B ry ttu s, P om otis i t. d., dołek ów p rzy­

biera bardziej kunsztow ną postać, a sa­

m ica dozoruje złożoną ikrę, a potem w ylęgłe z niej młode rybki.

W illiam Stone b ad ał m ianow icie bu ­ dow ę tak ic h gniazd u P om otis vulgaris (Eupoinotis gibbosus), ry b y pospolitej w stanie N ow ego Yorku. W okresie ta r ła sam ica w yszukuje p łytkie m iejsce koło brzegu, gdzie głębokość w ody nie przenosi 10 cm, i tam buduje przy po ­ m ocy ogona i pyszczka ok rąg ły w ał z mułu, sięgający praw ie poziomu; ma on do 7,5 cm wysokości, 5 cm grubości, a do 15 cm w średnicy. K s z ta łt jego je s t praw idłow o ko listy (fig. 1), jak g d y -

N r 4

by był zakreślony cyrklem. Z jednej strony znajduje się otw ór tak iej szero­

kości, aby jedynie w łaścicielka gniazda m ogła się przezeń przecisnąć. Poniew aż w ał sięga praw ie do poziomu wody, a sam ica stale dozoruje wejścia, aż do­

póki m łode nie w y lęg n ą się i nie pod­

rosną należycie, żaden w ięc napastnik nie może dostać się do w nętrza gniazda.

U P o m otis gn iazda dozoruje samica, co je s t przypadkiem dość rzadkim u ryb, u babki (Gobius) i pokrew nego jej za­

ją c a m orskiego (Cyclopterus lumpus) czynność tę spełnia samiec, co je s t zja­

wiskiem pospolitszem. Z ając m orski za­

m ieszkuje morze Północne, m a budow ę krępą i ociężałą, a płetw y brzuszne zro ­ śnięte razem w tarc zę ssącą, k tó rą ta ryba przytw ierdza się do skał lub do g rzbietu innych ryb ta k mocno, że jej

Fig. 1. Schemat gniazda Pomotis valgaris.

niem a sposobu oderw ać. P ew ien spory osobnik tej ryby, w łożony do w iadra z wodą, przyssał się z ta k ą siłą do jego dna, że w ziąw szy rybę w rękę można było podnieść w raz z n ią całe w iadro.

Z ając m orski je s t w zw ykłych w arun ­ kach ociężały, podróżuje najchętniej na grzbiecie innych ryb, a karm i się w ten sposób, że czatuje, przytw ierdzony do skały i chw yta, co mu fala sam a p rzy ­ niesie. Je ż e li jed n ak chodzi o dozoro­

w anie jaje k i młodych, to samiec je s t niestrudzony. P iln u je on ikry, a n astęp ­ nie i m łodych, nie oddalając się ani na chwilę i dość mężnie rzu cając się n aw et na w iększe od siebie ryby, ilekroć k tó ra próbuje zbliżyć się do gniazda. Młode ta k przyzw yczajają się do tej opieki ojca, że w razie najm niejszego niebez­

pieczeństw a, tłum nie dążą do niego

(10)

58 W SZECHŚW IAT N r 4 obsiadają mu g rz b ie t i boki,' a troskliw y J

sam iec spiesznie u m y k a z niem i w bez­

pieczniejsze miejsce.

(DN)

B . Dyakowski.

0 TEM PERATURZE ZWIERZĄT, j

N iek tó re zw ierzęta p o siad ają zdolność zachow yw ania pew nej w łaściw ej sobie te m p e ra tu ry niezależnej od środow iska, u innych zaś, i ty c h je s t znacznie w ię­

cej, tem p e ra tu ra ciała zależy ściśle od ciepła zew nętrznego. P ie rw sz ą grupę z w ierząt n azyw am y ciepłokrw istem i, dru­

g ą zaś zim nokrw istem i; w łaściw ie mó­

w iąc nazw y te są nieodpow iednie, gdyż w rozróżnianiu ty ch k a te g o ry j isto t nie- ty le m am y na m yśli tem p e ra tu rę isto tn ą ciała, ile jej zmienność, pow inniśm y przeto m ówić o zw ierzętach ze sta łą te m p e ra tu rą —hom oioterm icznych, i z tem ­ p e ra tu rą zm ienną — poikiloterm icznycli.

Do trzeciej k a te g o ry i należą zw ierzęta, k tóre w pew nych p orach ro ku m ają tem ­ p e ra tu rę stałą; w innych zaś—zależn ą od otoczenia,—są to z w ierzęta zapadające w sen zim owy.

Je ż e li będziem y m ierzyli tem p e ra tu rę środow iska, w któ rem m ieszka zw ierzę poikiloterm iczne, a rów nocześnie i tem ­ p e ra tu rę jeg o ciała, to zauw ażym y, że obie one p o d ążają dość dokładnie jed n a za d rag ą; różnice, k tó re d a ją się obser­

w ow ać, stą d pochodzą, że zw ierzę samo je s t źródłem ciepła, a w ięc je g o tem pe­

r a tu ra m a dążność do p rzew yższania te m p e ra tu ry otoczenia, z dru g iej strony zm iany tej o sta tn ie j nie u d z ie lają się zw ierzęciu natych m iasto w o . W obec tego, jeżeli w eźm iem y w a rto ść z w ielu p om ia­

rów te m p e ra tu ry zw ierzęcia i otoczenia, to pierw sza będzie nieco w iększa, w po­

szczególnych zaś pom iarach otrzym am y przew ag ę bądźt> po stron ie zw ierzęcia,

J

bądź też otoczenia, k rzy w a zaś tem pe- ra tu ry zw ierzęcia będzie m iała daleko ła ­ godniejsze w ygięcia, niż k rzy w a tem pe­

ra tu ry otoczenia.

Stosunek tem p e ra tu ry zw ierzęcia i o to ­ czenia w każdym p rzy p ad k u poszczegól­

nym będzie zależał od ilości w ytw o rzo ­ nego przez zw ierzę ciepła, k tó ra znowuż zależna je s t od g a tu n k u i stan u fizyolo- gicznego danego osobnika, oraz od przew odnictw a otoczenia, w którem zw ie­

rzę żyje, od prom ieniow ania jeg o po­

w ierzchni i t. p. N aprzykład u w ęża boa stw ierdzoną była tem p e ra tu ra 41,5®

podczas w y siad y w an ia jaj.

J a k dalece tem p e ra tu ra zw ierzęcia za­

leżna je s t od w arunków otoczenia i w łas­

ności skóry, w idzieć m ożna porów nyw a- ją c żabę i żółw ia. Ż ab a w w odzie je s t zw ykle o 0,7° do 0,2° cieplejsza od tej ostatniej. Jeżeli zaś um ieścim y j ą w pu­

delku ogrzanem np. do 36°, ale pow ie­

trze będzie suche, to tem p eratu ra żaby podniesie się tylk o do 28°, gdyż sil­

ne parow anie skórne zatam uje dalsze ogrzew anie się zw ierzęcia. M okra g ąbk a um ieszczona w ty ch sam ych w aru nkach nabiera mniej w ięcej tej samej co żaba tem p eratu ry . Jeżeli zaś um ieścim y żabę w przestrzeni nasyconej p a rą w odną i ogrzanej do 25,6", to tem p e ra tu ra żaby

| w krótce w ynosić będzie 26°. Ż ółw zaś nie posiada tej zdolności p arow ania, wobec czego ogrzew a się bardzo szybko.

Jeżeli np. przeniesiem y go raptem do n aczynia ogrzanego o 25° w yżej niż to, w którem był poprzednio, to za 3 lub 4 g odziny tem p eratu ra jeg o ciała zrów na się z tem p e ra tu rą otoczenia.

Z w róćm y się teraz do z w ierząt odby­

w ających sen zimowy; z pom iędzy nich niedźw iedź brunatny, borsuk, w iew iórka i bóbr należą do n ib y zim ujących, jeżeli ta k w y razić się można, gdyż sen zim o­

w y ich je s t bardzo lekki i obniżenie tem p e ra tu ry bardzo małe. N ajbardziej ty p o w y sen zim ow y m ają niektóre owa- dożerne (jeż), rękoskrzydłe, oraz g ryzo­

nie (świszcz, koszatka, suseł . Sen ich trw a zw ykle od listop ad a do początków m aja, zw ierzę jed n a k od czasu do czasu się budzi i pozbyw a się ekskrem entów . T em peratura otoczenia 4 5° do — (-10°

je s t dla snu zim ow ego najkorzystniejsza;

g dy zbliża się do O9 w te d y staje się p o d nietą budzącą zw ierzę.

W brew pozorom jed n a k sposób d ziała­

n ia tem p e ra tu ry na zw ierzę śpiące snem

(11)

N r 4 W SZECHŚW IAT 59"

zim owym a n a zim nokrw iste je s t całkiem o d m ienn y: u pierw szego działa ona zapom ocą układu nerw ow ego, u drugie­

go zaś—w p ły w a bezpośrednio n a w szyst­

kie tk anki, a na krew w szczególności, i w zm aga icli czynność. D latego też odrętw iałą z zim na żabę m ożna obudzić z an u rzając jej łapk i w ciepłej wodzie, z w arunkiem jednakże żeby naczynia krw ionośne łap k i były zachow ane w cało­

ści, choć nerw y;m ogą;być przecięte; krew ogrzew a się w łapce, dostaje do innych części ciała i budzi zwierzę. Susła zaś m ożna obudzić w podobnych w arunkach tylko w tedy, jeżeli n erw y łap y będą nienaruszone, naczynia zaś m ogą być podw iązane.

Co dotyczę przebiegu snu zim owego, to zw ierzę pod koniec la ta zaczyna n a ­ bierać tuszy, gdyż w ciele jeg o zbierają się zapasy, głów nie tłuszczu, zużyw ane zim ą w e śnie. N astępnie sen codzienny staje się coraz dłuższy, aż w końcu zw ierzę zap ad a w całkow ite odrętw ienie i budzi się zaledw ie kilka raz y w ciągu całej zimy. W szystkie czynności fizyolo- giczne w ted y odbyw ają się bardzo sła­

bo. Tlenu zużyw a się około 40 razy m niej niż w stanie czuw ania, krew p raw ie w szy stk a zbiera się w sercu i dużych naczyniach, w y tw arzan ie ciepła je s t bardzo małe, tem p eratu ra ciała spaść może do -|~5". Podczas całego snu zw ierzę tra c i około czw artej części swej w agi, co bezw zględnie biorąc jest bardzo dużo, ale je s t niczein praw ie jeżeli sobie przypom nim y, że zw ierzę nie przyj mu jti w cale pokarm u.

Je że li porów nam y np. susła w e śnie zim ow ym i gołębia głodzonego, to o sta t­

ni tra c ić będzie przeszło 40 razy więcej n a wadze, przytem głów nie zanikać będzie tk a n k a mięsna, a ty lko nieznacz­

nie tłuszcz, k tó ry głów nie zużyw any by w a w e śnie zimowym.

Ze snu zim owego zw ierzę budzi się z początkiem pory ciepłej, ale czynni­

kiem rozbudzającym nie je s t tem p eratu ra otoczenia, ty lk o pew ien bliżej nie zba­

dany sta n u k ład u nerw ow ego. P o obudze­

niu się tem p eratu ra w zrasta nad er szybko, gdyż o 30° w przeciągu 3 do 4 godzin.

Do zw ierząt hom oioterm icznych, które obecnie ro zpatryw ać mamy, należą ptaki i ssące za w yjątkiem tych, k tóre m ają sen zimowy. N a początku jed n ak zw ró­

cić trzeba uw agę, że zdolność ich zacho­

w yw ania pew nej stałej tem p eratu ry nie

| je s t bezw zględna, gdyż bardzo znaczne zm iany w stanie term icznym otoczenia odbijają się nieco na tem p eratu rze zwie-

| rzęcia. N astępnie, m ów iąc o tem peratu­

rze zw ierzęcia trzeb a rozum ieć przez j to zawsze tem p eratu rę w ew n ątrz ciała,

| gdyż części pow ierzchow ne m ogą się ogrzew ać lub ochładzać w zależności od otoczenia.

W szystkie zw ierzęta ciepłokrwiste,.

w łaściw ie hom oioterm iczne, m ają mniej więcej jednakow ą tem p eratu rę ciała.

T ak naprzykład średnia tem p eratu ra psa wynosi 39,25°, królika 39,35°, ow cy 39,50°, m ałpy 38,10°, konia 37,75 ’. P ta k i naogół m ają tem peraturę w yższą, kaczki dom o­

we 4:2,2°, ku ry 42,2° i t. d.

W jak iż sposób zw ierzęta zachow ują tę sw ą s ta łą tem peraturę? Tu przede- wszystkiem , z punktu w idzenia fizyczne­

go, rozróżnićby trzeb a dw a przypadki : m ianowicie tem p eratu ra ciała może być w yższą od otoczenia lub też niższą.

Jednakże spraw a, fizyologicznie biorąc, prostą nie jest, i w łaściw ie punktem przełom ow ym m iędzy ciepłem a zimnem dla zw ierzęcia je s t tem p e ra tu ra otoczenia między 16° a 18r; poniżej m am y w alkę z zimnem, pow yżej zaś—z ciepłem.

Chcąc się ochronić od zim na organizm zm niejsza swoje stra ty ciepła i zw iększa ogólną jeg o produkcyą. K ażdem u z nas chyba w iadom o, że skóra n a zimnie je s t sucha, bezkrw ista, pochodzi to od zw ę­

żania się naczyń krw ionośnych oraz w strzym ania działalności gruczołów po­

tow ych. W obec teg o z pow ierzchni ciała nie paruje pot, nie zabiera w ten sposób olbrzym iej ilości ciepła, a krew krąży tylko w naczyniach głębokich osłoniętych g ru b ą w a rstw ą skóry i nie sty k a się wobec teg o z zimnem o tacza,- jącem . Prócz tego w ytw arzanie ciepła w mięśniach się zwiększa, zw ierzę po­

chłania w ięcej tlenu, m ięśnie w zm acnia­

ją swój tonus, w yw ołując dreszcze, n a ­

(12)

60 W SZE C H ŚW IA T N r 4 reszcie zw ierzą św iadom ie zaczy n a w y ­

konyw ać szereg ruchów , bro niąc się od śm ierci z zim na.

Całkiem odm iennie zach ow u ją się zw ie­

rzę ta w tem p eratu rze w ysokiej; naczynia skórne m ożliw ie rozszerzają się, krew praw ie bezpośrednio sty k a się z p o ­ w ietrzem (zw ykle zim niejszem od krw i) i ochładza się; olbrzym ie ilości p otu w y tw a rz a ją się, p a ru ją i z a b ie ra ją b a r­

dzo dużo energii cieplnej. C iekaw ą je s t je d n a k rzeczą, że w y tw a rz an ie ciepła przez organizm stale w z ra sta w raz z w zrostem te m p e ra tu ry otoczenia, t. j.

organizm nie może bronić się od ciepła zm niejszając w ła sn ą je g o produkcyę, a w szystkie je g o s ta ra n ia w celu u trz y ­ m ania te m p e ra tu ry stałej m uszą o g ran i­

czyć się do w y w o ły w a n ia m ożliw ie w iel­

kich s tr a t cieplnych sposobam i w yżej opisanem i.

Nie tru d n o spostrzedz teraz, że istnieć m usi dla zw ierzęcia ciepłokrw istego pew ne optim um , w którem n a jła tw ie j u trzym ać m u sw oję tem peratu rę; o p ti­

mum to leży m niej w ięcej około 18°, i rzeczyw iście su b jek ty w n ie n a w e t r z e ­ czy biorąc te m p e ra tu ra bliska 18° je s t dla nas najprzyjem niejsza.

Jeżeli tera z poró w n am y działan ie tem ­ p e ra tu ry otoczenia n a zw ie rz ę ta ciepło- krw iste i n a zim nokrw iste, to z au w aży ­ my, że u o sta tn ic h natężen ie w szystkich sp raw życiow ych w z ra sta rów nolegle z te m p e ra tu rą otoczenia aż do pew nego optim um , poza którem w k ró tce n a stę p u ­ je śmierć; ciepło zew nętrzne dla nich je s t niem al ta k ja k dla procesów chem icz­

n ych w arunkiem istnienia. U zw ierząt zaś ciep ło krw istych zm iany tem p e ra tu ry zew nętrznej p e łn ią czynność pew nych bodźców specyficznych, w p ływ ających n a u k ład nerw ow y, a w drodze odrucho­

w ej n a mięśnie, g ru czo ły i t. p., przy- czem zd arza się n aw et, że obniżenie się tem p e ra tu ry zew n ętrzn ej zw iększa dzia­

łalność pew nych tk an ek , np. mięśni, nie zaś zm niejsza, ja k to je s t jed y n ie m ożli- w em u z:m nokrw istych.

J . K . S.

AKADEMIA UM IEJĘTNOŚCI W KRAKOW IE.

W Y D Z IA Ł M ATEMATYCZNO - PRZYRODNICZY.

Posiedzenie z d. 7 stycznia 1902 r.

Przewodniczący: prof. dr. N. Cybulski.

P o s i e d z e n i e n a u k o w e .

1—4. Czł. M. Raciborski nadesłał do Bu- letynu cztery noty, a mianowicie :

1) O pewnej chemicznej reakcyi powierzch­

ni korzenia.

Korzenie najrozmaitszych roślin wydzielają na zewnątrz leptomin, a własność tę możemy spożytkować w celu demonstrowania wydzie­

lin na zewnątrz. W tym celu używano do­

tychczas albo niebieskiego papieru lakmuso­

wego, albo płyt marmurowych, na których kwaśna wydzielina korzeni pozostawiała śla­

dy czerwone lub też na wapieniu—wyżarcia.

Autor używa do demonstracyi bibuły napo­

jonej gwąjakiem lub a-naftolem i następnie wysuszonej. Na bibule takiej rozpostarte korzenie pozostawiają ślady, które po zmo­

czeniu bibuły słabym roztworem nadtlenku j sodu zabarwiają się natychmiast niebiesko (na papierze gwajakowym) lub fioletowo (na nafcolowym). Reakcya ta charakteryzuje ko­

rzenie; fizyologiczne znaczenie wydzieliny pozostaje nieznane.

2) O rozmnażaniu rostowem paproci Angio- pfceris erecta.

Paproć Angiopteris erecta, podobnie jak inne z rodziny Marattiaceae, posiada liście, z których po odpadnięciu blaszki i ogonka liściowego pozostają napniu podstawy liścia, dźwigające przylistki, w postaci brył podusz- kowatych. Po wielu latach te podstawy bryłowate odpadają i tw o rzą,pączki przyby­

szowe. Autor zauważył, że paproć ta roz­

mnaża się na górach jawajskich zapomocą tych odpadających podstaw, wagi 200—1500 <7, staczających się po stokach lesistych ku dołowi i nadających się nawet do sztucznego rozmnażania tej paproci. Przysłane z Jawy tego gatunku bryłowate podstawy liści, w opakowaniu suchem węgla drzewnego, mi­

mo przeszło miesięcznej podróży zakorzeniły się w Dublanach.

3) O kwiatach na plewach jęczmienia wid- lastego.

Jęczmień widlasty, inaczej himalajskim zwany (Hordeum trifurcatum Schlech.), jest mutacyjną odmianą zwyczajnego jęczmienia (H. tetrastichum), pozbawioną ości na ple­

wach. Natomiast rozwija się na górnej powierzchni jego plewy jeden, a niekiedy dwa kwiaty ponad sobą, które zwykle niezu­

pełnie są rozwinię' e, mogą jednak nawet

wydać owoc. Biologiczne znaczenie tych

kwiatów na plewach nie jest znane, uderza

tylko współzależność między stopniem ich

(13)

N r 4 W SZECHŚW IAT 61 rozwoju a zanikiem ości, morfologicznie są

one bardzo ciekawe, jako rzadki nader przy­

kład prawdziwych pędów nalistnych.

4) O kilku nieznanych paprociach Archi­

pelagu Malajskiego.

Podczas swego pobytu na Jawie autor poznał kilka gatunków paproci dotychczas nieznanych. Odnalazł je w części wśród roślin ogrodu botanicznego w Buitenzorgu, dokąd zostały przeniesione z różnych wysp archipelagu, w części zauważał je na swych wycieczkach. Są to następujące gatunki:

Angiopteris Smithii; Ophioglossutn pendulum var. SolYense; Polybotrya Nieuwenhuisenii;

Platycerium Wandae; Acrostichum (Steno- chlaena) Smithii; Nephrodium (Sagenia) Yitzi;

Nephrodium Labrusca var. Boschae; Aspidium (Lastraea) Wigmanii; Asplenium (Phyllitis) glochidiatum.

5) Czł. A. Wierzejski referował o pracy p. M. Rybińskiego p. t . : „Coleopterorum spe- cies novae, minusve cognitae, in Galieia in- yentae".

Autor opisuje 9 gatunków, dotąd niezna­

nych, chrząszczy, a opisy, dwu poprzednio pobieżnie opisanych, uzupełnia. Z tych sześć gatunków, t. j. Nebria Reitteri, Trechus fon- tinalis, Tr. carpathicus, Atheta Smolkai, Cho­

lera magnifica i Ludius Ganglbaueri pocho­

dzą z Karpat wschodnich, przeważnie z Czar­

nej Hory; dwa gatunki z Tarnopola, t. j. : Centhorrhynchus formosus i Apion podoli- cum; dwa gatunki z okolic Krakowa, t. j . : Throscus laticollis i Cęnthoirhynchus gali- ciensis; a jeden gatunek, t. j. Endectus Kul- czyńskii, ze szczytów Tatr (Rysy), gdzie go zebrał prof. Władysław Kulczyński.

6) Czł. Wł. Szajnocha podał treść swej pracy p. t . : „O pochodzeniu oleju skalnego w Wójczy w Królestwie Polskiem".

Olej ten, występujący w Wójczy o kilka kilometrów od Wisły na samym północnym brzegu niżu galicyjskiego czyli zapadliny podkarpackiej, jest, zdaniem autora, pocho­

dzenia karpackiego. Pochodzi on z łupków menilitowych, jakie bądź na południowym stoku tejże zapadliny, t. j. koło Tarnowa występują na powierzchnię, bądź znajdują | się najprawdopodobniej pod powierzchnią

j

niżu nadwiślańskiego i olej ten unoszony I wgłębną wodą niżową ukazuje się na pół­

nocnym brzegu zapadliny, złożonym z opoki kredowej, wody i oleju prawie nie przepusz­

czającej.

7) Czł. A. Witkowski przedstawił treść swej pracy p. t. „Spostrzeżenia nad elek­

trycznością atmosferyczną w Zakopanem".

Do zbierania elektryczności autor zastoso­

wał chlorek radu, ciało wydające promienie Bacąuerela, jonizujące powietrze. Opisuje elektrodę radową urządzoną na tej zasadzie i podaje wyniki spostrzeżeń w miesiącach sierpniu i wrześniu 1901 r.

8) Czł. Wł. Natanson przedstawił swoję pracę p. t. „O rozchodzeniu się małych ru­

chów w cieczach lepkich".

Praca ta stanowi dalszy ciąg rozprawy

„O prawach tarcia wewnętrznego", złożonej;

Wydziałowi matematyczno-przyrodniczemu na posiedzeniu z d. 4 lutego roku ubiegłego (Rozprawy W. M. P. Akad. Um. XLI (A) str. 223). Autor bada w niej prawa rozcho­

dzenia się małych ruchów w łonie ciała, stosu­

jącego się do założeń powołanej rozprawy;;

podaje w niej również nową postać „równań ruchu", uogólnienie zwykłych równań cieczy lepkiej.

9) Czł. Radziszewski nadesłał referat o pra­

cy p. M. Strzeleckiej p. t. „Przyczynek do znajomości homologów dezoksybenzoiny".

Autorka poddawszy suchej destylacyi mie­

szaninę tolylooctanu i benzoesanu barowego pod ciśnieniem 60 mm otrzymała fenylo-p-ksy- lyloceton czyli tolyloacetofenon (p. C U , — CO

— CH2 — C6H, — CH:,) krystalizujący się w 4-ścienne słupki, o p. t. 57°, rozpuszczalne w gorącej wodzie, alkoholu i eterze. Analiza elementarna i przeprowadzenie tego ciała w oksym stwierdziły jego naturę. Jestto związek identyczny z fenylo-p-ksylylocetonem, otrzymanym przez Strassmana (Ber. 22—1231) działaniem chlorku glinowego na mieszaninę benzolu i chlorku p-tolylooctowego.

Podstawiając w bromku p-ksylylu brom przez grupę CNS działaniem siarkocyan- ku potasowego w roztworze alkoholowym,, autorka otrzymała siarkocyanian p-ksylylu (CH3 — 6„Hi — CH-i — CNS) jako ciało białe,., krystalizujące się w delikatne igiełki, o p. t.

134°, nierozpuszczalne w gorącej wodzie, eterze i alkoholu.

10) Czł. L. Marchlewski przedstawił swoję pracę p. t. „Ze studyów nad zielenią".

W pracy niniejszej opisano: 1) utlenienie filoporfiryny dwuchromianem sodowym, 2), redukcyą filocyaniny pyłkiem cynkowym, 3) widma różnych soli filoporfiryny w roztwo­

rach wodnych.

Utlenienie filoporfiryny dało w rezultacie kwas składu C8H80 5 identyczny z t. zw. bez­

wodnikiem trójwartościowego kwasu hemi- nowego, otrzymanego przez Kustera wskutek utlenienia heminy, hematoprofiryny i biliruT biny.

Przez redukcyą filocyaniny pyłkiem cynko­

wym, w temperaturach wysokich, otrzymano ciało identyczne z hemopyrrolem, opisanym przez pp. Nenckiego i Zaleskiego, a,otrzyma­

nym także przez Nenckiego i autora przez działanie jodowodoru, w obecności jodku fosfonowego, na sól podwójną filocyaniny i miedzi z kwasem octowym.

W ostatniej części rozprawy wykazano, że, sole filoporfiryny w roztworach wodnych ulegają dysocyacyi elektrolitycznej i że skutr kiem. tego widma absorpcyjne innych soli, użytych w roztworach równocząsteczkowych, są zupełnie identyczne. Badano w tym celu nietylko absorpcyą mniej załamanych promie­

ni, ale także absorpcyą, promieni fioletowych, i ultrafioletowych.

11) Czł. Marchlewski przedstawił treść pracy

p A, Korczyńskiego p. t. „O. działaniu bromuŁ

Cytaty

Powiązane dokumenty

I jeszcze jedno, niezmiernie ważne znaczenie wychowawczo-narodowe pOSiada taki kilkotygniowy pobyt nad morzem, oto uczy nas solidarności i po- czucia zbiorowego

Jeżeli obecną epokę nazwiemy antropocenem, to pilne staje się upowszechnianie wiedzy o wpły- wie ludzkiej cywilizacji na środowisko i troska o przyszłość planety, co

– Noo, nie frasuj się tak, nie przystoi – uśmiechnął się zawadiacko Bóg Ciemnej Strony Życia.. – Świat przecież nie zaczyna się, a tym bardziej nie kończy

Przenoszenie zakażenia COVID-19 z matki na dziecko rzadkie Wieczna zmarzlina może zacząć uwalniać cieplarniane gazy Ćwiczenia fizyczne pomocne w leczeniu efektów długiego

Wiadomo, są takie fundacje, które zajmują się dziećmi chorymi na raka, ale co z tymi, którzy nie mogli na przykład wybrać sobie rodziny, w której przyszło im się

krótka pisana wierszem lub prozą bohaterowie to najczęściej zwierzęta (ale też przedmioty, rośliny,

Prymas Hlond, jako trzeźwy obserwator otaczającej go rzeczywisto- ści, doskonale zadawał sobie sprawę ze skali represji poprzedzających wybory, jak i z dokonanego fałszerstwa,

[r]