• Nie Znaleziono Wyników

Mieszkańcy tego baraku nie mają się gdzie wysiusiać - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Mieszkańcy tego baraku nie mają się gdzie wysiusiać - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

RYSZARD NOWICKI

ur. 1933; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Dziermagowski Eligiusz, "Kurier Lubelski", sytuacja mieszkaniowa w PRL-u, anegdota

Mieszkańcy tego baraku nie mają się gdzie wysiusiać

Przyszedł do redakcji [„Kuriera”] pracować świeży absolwent Wydziału Prawa UMCS- u pan Eligiusz Dziermagowski i natychmiast Gnot uznał, że ja będę jego opiekunem i będę go wprowadzał w tajniki dziennikarstwa. Nie wiedziałem jak to robić. Przyznaję dzisiaj. I poprosiłem Eligiusza żeby starał się rozeznać sytuację mieszkaniową w Lublinie. No takiej sytuacji nikomu się nie udało rozeznać, tak że redaktor Dziermagowski miał dużo roboty. Ale o dziwo przynosił mi jakieś raporty w grubych książkach, bo on to wszystko spisywał. Chodził do ludzi starających się o mieszkania, o przydziały, do Wydziału Spraw Lokalowych. Licho wie dokąd jeszcze. Dosyć szczegółowe takie historie przynosił. I kiedyś przyniósł mi tylko informację, że jest awantura w jakimś baraku przeznaczonym na mieszkania dla pracowników budowlanych, ponieważ mieszkańcy tego baraku nie mają się gdzie wysiusiać. Więc pojechaliśmy tam. Okazało się, że toaletę jedną jedyną w tym baraku zajął jeden z pracowników. I nie chciał się wyprowadzić, bo nie miał gdzie. Wezwano więc kierownika Wydziału Spraw Lokalowych, który zaakceptował ten stan rzeczy.

Napisaliśmy artykuł razem z Eligiuszem Dziermagowskim, który był zatytułowany

„Prawo prawem a ponad nim pan kierownik”. Grafik redakcyjny przystroił artykuł ilustracjami, na których były wymalowane takie sławojki. Najładniejsze na nich były serduszka wycięte. No i zaczęła się awantura, że „Kurier” kłamie, że Nowicki pisze nieprawdę. Wezwano Gnota, bo przy takich awanturach to Gnot zawsze był wzywany do Komitetu Wojewódzkiego Partii i tam się musiał tłumaczyć. Tym razem udaliśmy się razem. Ja nie zostałem wpuszczony na posiedzenie tej komisji. Czekałem pod drzwiami. Po jakiejś godzinie naczelny ukazał się w drzwiach, ale jeszcze się odwrócił i krzyczał: „Pójdę do wszystkich świętych, żeby tę sprawę wyjaśnić! A potem do KC!”. No i dowiedziałem się, że zagrożono nam, że wylecimy we dwóch z roboty.

To znaczy i naczelny i Nowicki, a pewnie i Dziermagowski, jeśli specjalnie powołana komisja prokuratorska uzna, że to jest kłamstwo. Nie pamiętam, który z prokuratorów

(2)

przewodniczył tej komisji. Podejrzewam natomiast, że był to wpływ prokuratora Nafalskiego, który był jednym ze współorganizatorów Lubelskiej Spółdzielni Wydawniczej. Zaprzyjaźniony w związku z tym był z „Kurierem”. Potem z przecieków dowiedzieliśmy się o wynikach tych wyjaśnień. Prokurator powiedział wtedy: „Oni napisali prawdę. I to jest prawda do ostatniej kropki” i usiadł. Ta [sprawa] była na ostrzu noża, bo myśmy usłyszeli, że jeśli skłamaliśmy, jeśli to jest nieprawda, no to to był koniec pracy dziennikarskiej. No więc nie wyrzucono nas z redakcji, natomiast rada miejska przysłała list pełen zawijasów stylistycznych, tłumaczeń, wskazówek ideologicznych na temat słuszności ustroju socjalistycznego, ale tam znajdowało się również zdanie, że przepraszają za to co się stało z tym kibelkiem w budynku. A za kilka dni przyszła wiadomość, że kierownik Wydziału Spraw Lokalowych przestał tę funkcję pełnić. To był też żywy kontakt z czytelnikami, bo pan ów przychodził do redakcji i oświadczył, że popełni samobójstwo. Nie popełnił. Dostał inne stanowisko, przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Związków Zawodowych.

Data i miejsce nagrania 2014-02-26, Olsztyn

Rozmawiał/a Marek Nawratowicz

Transkrypcja Anna Jowik

Redakcja Marek Nawratowicz

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Weterynaria jest kierunkiem dosyć znanym z tego, że się lubi odstresować.. My byliśmy

„Nie umiał!” a dyrektor tego szpitala abramowickiego, wiadomo że to jest psychiatryczny szpital, Brennenstuhl, był absolwentem liceum Staszica, zadzwonił do pani

Gdy byłam na kursie w Warszawie, to był rok [19]56, po skończeniu już, gdy po egzaminach poszliśmy, zostaliśmy na jeden dzień w Warszawie, żeby sobie pójść potańczyć..

Bo w Warszawie zostali widocznie może starsi, nie wiem, w każdym razie w moim wieku nie było tam nikogo prawie.. I ja nie znałam nikogo, nie miałam nikogo z rodziny, nikogo z

Dla mnie osobiście wolność to po prostu możliwością wyrażania swoich poglądów politycznych i religijnych. Kiedyś nie było możliwości

Ale okazało się, że nawet ci, którzy przyjęli to obywatelstwo, [to] tam był taki catch, taki chwyt, taki trik, o którym nie wiedzieli, nie mieli pojęcia.. A gdzieś tam był

Szkoła znajdowała się w baraku, który jest do dzisiaj.. Były tam dwa takie

Później siostra tego Czony to pracowała w gminie i był jeszcze sekretarz gminy, on w kilku gminach był sekretarzem nazywał się Ludwik Zgodziński.. Było Koło Młodzieży