• Nie Znaleziono Wyników

Myśl Polska : dwutygodnik poświęcony życiu i kulturze narodu 1955, R. 15 nr 2 (262)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Myśl Polska : dwutygodnik poświęcony życiu i kulturze narodu 1955, R. 15 nr 2 (262)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Polska

DWUTYGODNIK POŚWIĘCONY ŻYCIU I KULTURZE NARODU POLISH THOUGHT — FORTNIGHTLY REVIEW

Nr 262 (Rok XV, Nr 2) 15 stycznia 1955 Cena (Price) 1/6

PAT NIE KOŃCZY GRY

p REZYDENT Eisenhower w swoim orędziu dorocznym do Kongresu określił położenie mię­

dzynarodowe słowem „stalemate“.

Prasa angielska sugeruje, że użył go ze względów demagogicznych, by uniknąć niemiłego dla republi­

kanów określenia „peaceful co­

existence“. Stalemate znaczy do­

słownie pat, to jest zakończenie partii szachów bez zwycięstwa jed­

nej ze stron przez unieruchomie­

nie obu.

W określeniu tym mieści się po­

gląd, że dalsza próba sił w obecnym stanie techniki środków zniszczenia prowadziłaby do samobójstwa obu stron. Wynikałoby z tego, że nie­

możność ruchów będzie trwać tak długo aż nauka wynajdzie, jeśli wy­

najdzie, środki obrony przeciw ata­

kowi broni termojądrowych.

Istotnie jest to koniec partii trwającej od lat dziesięciu, polega­

jącej na wymuszaniu pod groźbą użycia siły, partii dobrze granej przez Sowiety, a źle przez Amery­

kę, partii, którą Stany mogły wy­

grać, gdy miały monopol bomby atomowej.

Nie należy jednak zbyt daleko posuwać analogii polityki z grą w szachy. Koniec pewnej rozgrywki w polityce nie oznacza, że szachow­

nica zastygła na wieki, ale, że trze­

ba zacząć myśleć wedle nowego pla­

nu. Potencjał wojenny nie jest je­

dynym elementem polityki. Sowie­

ty o tym wiedzą i grają swoją wiel­

ką grę innymi także elementami : nacjonalizmem w Azji, socjaliz­

mem w Europie. Próbują także ostatnio nowego czynnika, chrze­

ścijaństwa.

Tym elementom ideowym i poli­

tycznym Zachód, od czasów Jałty, nie przeciwstawia w praktyce nic, pomimo ogromnego potencjału w tym zakresie. W tych warunkacn program „pokojowego współistnie­

nia“ jest programem stopniowej kapitulacji. Ale „pokojowa ko­

egzystencja“ nie jest koniecznym ani nie jest jedynym możliwym na­

stępstwem militarno-technicznego pata.

NIE CHCĄ WRACAĆ

„DO DOMU“

Korespondent BBC w Niemczech, T. P rittie należy niewątpliwie do naj­

lepszych dziś obserwatorów społeczeń­

stwa niemieckiego, choć niektóre jego twierdzenia budzić mogą zastrzeżenia.

Niewątpliwie słuszne i bardzo intere­

sujące jest to, co w jednej ze swych ostatnich audycji mówił o niemiec­

kich obawach przed utrwaleniem się polityki „koegzystencji“.

Jedną z przyczyn tych obaw jest co­

raz szybsze wrastanie uchodźców i wysiedleńców z dawnych prowincji wschodnich Prus, należących dziś do Polski, w Niemcy zachodnie. „Poczy­

nają oni — stwierdza P rittie — zapo­

minać o swych dawnych siedzibach.

Nawet ci, którzy w r. 1945 liczyli so­

bie dziesięć lat życia, mają dziś pa­

mięć zamgloną i poczynają uważać Re­

publikę Związkową za swą rzeczywistą ojczyznę. W ciągu lat dwudziestu większość już włączona będzie przez związki małżeńskie w rodziny zachod- nio-niemieckie. Zapomną o tradycjach, o dialektach, Prus Zachodnich i „War- thegau“. Ulegną „asymilacji“. Zanik pragnienia „powrotu do domu“ ozna­

cza koniec roszczeń terytorialnych do utraconych prowincji.“

Rozpowszechniona jest też wśród przywódców niemieckich obawa, że w zonie sowieckiej nowe pokolenia

młodzieży wyrastać będą bez świado­

mości, iż istnieje jakaś alternatywa dla komunizmu. O obawach tych mó­

wiono Prittiem u w ministerstwie spraw ogólno-niemieckich rządu w Bonn. Mniej chyba na serio traktować można to, co P rittie pisze o ważności ruchu „Karolingijczyków“, to jest tych spośród Niemców, którzy świadomie przyjmują obecny podział Niemiec, zbieżny z grubsza z granicami impe­

rium Karola Wielkiego. Karolingij- czycy pragną nowego wału rzymskie­

go przeciw „szelejącemu wschodowi“.

Poglądy tej grupy—jeśli ją tak można nazwać — najlepiej wyraził niedawno Walter von Cube, kierownik Bawar­

skiej Korporacji Radiowej. Wystąpił on przeciw „zawodowym uchodźcom“, któ-rzy bronią się przed w asymilowa- niem w Niemcy zachodnie. Niedawno von Cube powiedział, że reunifikacja Niemiec opóźni uzyskanie przez praw­

dziwe Niemcy należnej pozycji w E- uropie, gdyż ubogie obszary wschod­

nie będą wysysały zasoby zapobiegli­

wego zachodu.

Oczywiście poglądy takie — stwier­

dza P rittie — nie są podzielane przez większość Niemców, która uważa, że mapa Europy musi być poprawiona >v interesie „kultury“ zachodniej. „Niem­

cy — ktoś powiedział Prittiem u — są częścią Europy środkowej, a nie czę­

ścią Zachodu. W pewnym zakresie my­

ślą częściowo jako ludzie Wschodu i będzie rzeczą dla Europy najlepszą, byśmy zbudowali most między Wscho­

dem a Zachodem. Potrafim y doprowa­

dzić do tego, by Europa zaczęła być czymś naprawdę czynnym.“

Od siebie dodajmy, że przyszłość okaże, czy istotnie Niemcy będą po­

trafiły zabrać się do wypełnienia te­

go celu w sposób zręczny i skuteczny.

Na razie nie wykazali wielkiego talen­

tu w roli „Europejczyków“ i jeśli ich myślenie nadal będzie polegało na dą­

żeniu do „poprawiania“ granic, mogą

łatwo zaprzepaścić otwierające się

przed nimi możliwości.

(2)

Str. 2 M y ś l P o l s k a 15 stycznia 1955 FRANCO

I DON CARLOS

Gen. Franco pomny, że nikt na świę­

cie nie jest wieczny, podjął interesują­

cą próbę uchronienia Hiszpanii od no­

wych gwałtownych wstrząsów, które mógłby wywołać koniec jego dyktatu­

ry. Było zawsze jasne, że droga do te­

go wieść może tylko przez jakieś po­

rozumienie z pretendentem do tronu hiszpańskiego Don Juanem i tym -'d- łamem monarchistów hiszpańskich, którzy gotowi są pójść na kompromis 7 obecnym reżimem. Jest coraz bar­

dziej oczywiste, że w warunkach hisz­

pańskich jedynie monarchia, która u- zyska popularność w społeczeństwie, może stać się owym czynnikiem nad­

rzędnym, który będzie mógł zapobiec powtórzeniu się katastrofy lat 1936-39, katastrofy, w której zginęło łącznie około miliona ludzi spośród najlep­

szych i najdzielniejszych żywiołów społeczeństwa hiszpańskiego.

Oczywiście przyjęciu zasady mo­

narchii przez całe społeczeństwo

( z

wyjątkiem komunistów) przeciwdzia­

łać będą świeże tradycje republiki hiszpańskiej, którą popierała cała le­

wica i spora część elementów centro­

wych i liberalnych. Jak jednak wy­

krystalizują się nastroje społeczeń­

stwa hiszpańskiego w przyszości — trudno dziś przewidzieć. Być może, że w następstwie doświadczeń ostatnie­

go ćwierćwiecza zwycięży w nim po­

czucie, iż tylko korona dać może nie­

zbędną ciągłość życia państwowego, jakiej Hiszpanii tak bardzo było brak w całym tym okresie.

Oczywiście plany Franca na pewno nie idą w kierunku bliskiego przywró­

cenia ustroju konstytucyjnego, czego domagają się umiarkowane odłamy monarchistów hiszpańskich i sam pre­

tendent. Franco — jak wynika z do­

niesień prasowych — postawił jako warunek, że nawet z chwilą wstąpie­

nia na tron Don Juana Carlosa, syna obecnego pretendenta, co miałoby na­

stąpić w r. 1964, a więc za dziewięć lat,

„caudillo“. który, o ile będzie żył, bę­

dzie miał lat 71, ustąpi wprawdzie :-e stanowiska głowy państwa, ale za­

trzyma nadal swą władzę dyktatorską w oparciu o organizację Falangi.

Nie tylko Franco, ale i wielka nie­

wątpliwie część społeczeństwa jest przekonana, że przywrócenie rządów konstytucyjnych w Hiszpanii w naj­

bliższym okresie, musiałoby szybko doprowadzić kraj do anarchii. Uznaje to nawet, choć oczywiście niechętnie, wielu dawnych liberałów hiszpańskich.

Nie jest odosobniona opinia, że mo­

narchia w Hiszpanii, jeśli będzie two­

rem udanym, odegrać może w dalszej przyszłości rolę czynnika, tłumiącego i rozładowującego namiętności poli­

tyczne.

WOJCIECH WASIUTYŃSKI

KRYZYS ROZPADOWY CZY OZDROWIEŃCZY

tlt OŻNA by powiedzieć, że na emi- gracji pisze się o prawie wszyst­

kich problemach polskich z wyjątkiem jednego: problemu emigracji*). Ow­

szem, pisze się dużo o poszczególnych problemach emigracyjnych, ale nie pi­

sze się właściwie o emigracji z perspek­

tywy polityki narodowej. Pisze się tak jakby emigracja była narodem, czy to całym narodem, czy osobliwym jakimś zamkniętym w sobie zespołem naro­

dowym. Czasami pisze się tak jakby była państwem polskim. W rzeczywi­

stości emigracja nie jest ani państwem polskim, ani polskim narodem politycz­

nym, ani zamkniętą grupą narodowo­

ściową, ani nawet zespołem takich grup. Jest ona częścią narodu, która w znacznie większym stopniu żyje ży­

ciem całego narodu, niżby to wynikało z jej publicystyki i konwersacji.

Naród polski żyje w niewoli, a wy­

gnanie jest nie tylko genetycznie zwią­

zane z tą niewolą, jest jej psychicznie bardzo bliskie. Naród polski w nie­

woli ma możność powiększania swojej siły ludnościowej drogą przyrostu na­

turalnego, powiększania potencjału go­

spodarczego i związanej z nim kultury technicznej. To wszystko naród polski w Polsce robi pomimo niezmiernie trudnych warunków bytu i pomimo eksploatowania części jego pracy na rzecz ciemięzcy. Natomiast będąc w

*) P o n iższe u w ag i s ą w yrazem in d y w i­

d u a ln y c h poglądów a u to ra .

niewoli naród polski w Polsce nie mo­

że prowadzić polskiej polityki między­

narodowej i tworzyć w tych dziedzi­

nach kultury, które są tępione przez sowiecki komunizm. Ta część, nie­

wielka liczebnie, narodu, która żyje poza granicami Polski w wolnym świę­

cie, nie może budować potencjału lud­

nościowego ani gospodarczego Polski, może natomiast prowadzić działalność polityczną polską wśród innych naro­

dów, może kontynuować twórczość kul­

turalną w tych dziedzinach, w których jest ona tłumiona lub wypaczana w Polsce, może wreszcie, co się z po­

przednim ściśle łączy, służyć narodowi za łącznik z cywilizacją chrześcijańską, służyć mu prawdziwą informacją za­

równo polityczną, jak kulturalną.

W tym, co napisałem wyżej, na pew­

no nie ma nic rewelacyjnego w zasa­

dzie, ale chodziło mi o sformułowanie roli emigracji w tych właśnie term i­

nach a nie innych, to znaczy w term i­

nach służebnych, nie nadrzędnych w stosunku do całości narodu. Uważam bowiem, że właśnie fałszywy, nie słu­

żebny, stosunek do narodu leży u pod­

łoża tego, co się określa mianem kry­

zysu, a co jest zjawiskiem dużo szer­

szym i głębszym niż kryzys formalny urzędu prezydenta in exilio.

Żeby ocenić ten kryzys, zrozumieć dobrze, co się w gruncie rzeczy prze­

sila., trzeba trochę sięgnąć wstecz.

Po klęsce wrześniowej naród polski

(podkreślam: naród, nie żadna elita ani tym mniej aparat państwa przed- wrześniowego) dokonał rzeczy histo­

rycznie niezwykłej i bez precedensu w tej skali. Nie mając pod stopami ani kilometra kwadratowego wolnej własnej ziemi stworzył państwo po­

dwójne: podziemne i emigracyjne.

Nikt ani w tej wojnie, ani w przeszło­

ści nie miał takiego aparatu państwa tajnego, jak Polacy pod okupacją hi­

tlerowską. Państwo z ministrami, są­

dami, sztabami, namiastką sejmu, a w każdym razie z parlamentarnym kon­

wentem seniorów, z krociową, na wpół jawną armią, działającą od Prypeci po Wartę, z łącznością lotniczą, kurierską i radiową ze sprzymierzeńcami, pań­

stwo bardziej słuchane niż okupant operujący najbardziej bezwzględnym ze znanych w dziejach aparatem wo­

jennego terroru .. . Państwo na emi­

gracji z prezydentem, radą ministrów, urzędami centralnymi zajmującymi dziesiątki budynków, z wojskiem ćwierćmilionowym, które miało lotnic­

two, marynarkę i broń pancerną sil­

niejsze od przedwojennych, które biło się lub ćwiczyło w Afryce, Azji, za­

chodniej Europie, nawet Skandyna­

wii .. . -Gdyby Polska była w położe­

niu geograficznym Francji wy szłaby z tamtej wojny jako jedno z głównych państw europejskich. Ale tego położe­

nia nie miała.

I powinna była pamiętać cały czas,

(3)

15 stycznia 11)55 M y ś l P o l s k a Str. 3 że go nie ma. Bo stworzenie tak wspa­

niałej, tak dynamicznej konstrukcji było zaangażowaniem się w kierunku, z którego nie ma wycofania. Nieza­

leżnie od błędów i odpowiedzialności ludzi tragedia powstania warszaw­

skiego miała swe źródło w natural­

nych konsekwencjach psychicznych tej imponującej dynamicznej struk­

tury.

Po upadku powstania warszawskie­

go, po okupacji całej Polski przez woj­

ska sowieckie główny filar państwa narodu wojującego legł w gruzach.

Gdyby Mikołajczyk pozostał nadal pre­

mierem i jako premier pojechał do Pol­

ski, państwo to w tym samym czasie przestałoby w ogóle istnieć. Rząd Ar­

ciszewskiego utrzymał jego emigracyj­

ną część. Cofnięcie uznania między­

narodowego temu rządowi i rozwiąza­

nie polskich sił zbrojnych na Zacho­

dzie odebrało temu państwu drugi je­

go filar. Pozostał cień, ale cień bar­

dzo potężny, czerpiący swTą moc nie, jak się to niektórym zdaje, z polskie­

go państwa przedwojennego, ale z mi­

tu, pamięci wojennej, państwa narodu wojującego.

Jakżeż to państwo emigracyjne by­

ło zorganizowane? Na zasadach częś­

ci emigracyjnej państwa narodu wo­

jującego. W stosunku do Polaków by­

ła tu zasada, którą by można nazwać konsularną. Państwo emigracyjne nie opierało się na wszystkich Polakach zamieszkałych w świecie, lecz na oby­

watelach polskich, podległych ewiden­

cji polskich urzędów zagranicznych, zobowiązanych do służby wojskowej gdy polskie siły zbrojne przyszły do nich z kraju, do lojalności wobec pla­

cówek urzędowych polskich. Przed­

stawicielami Polski w krajach wolne­

go świata byli nie reprezentanci miej­

scowych Polaków, lecz delegaci rządu na emigracji. Zniszczenie państwa podziemnego, odebranie państwu emi­

gracyjnemu sił zbrojnych i uznania międzynarodowego, nie przerwały ciąg­

łości tego systemu. Dawne urzędy i sztaby zostały przedłużone dokoła ura­

towanych funduszów, choć przybrały najczęściej postać stowarzyszeń i in­

stytucji.

Życie zbiorowe, nawet tak sztuczne jak życie emigracyjne, nie może stać w miejscu. W ciągu lat dziesięciu no­

we warunki rozkładać i przerabiać mu­

siały stare formy. Zarysował się kon­

flikt między piastunami urzędowej ciągłości na wszelkich szczeblach, a tendencjami zaspokajania aktualnych potrzeb. Kryzys ten ujawnił się, ale bynajmniej nie powstał, w roku ubie­

głym. Złamanie wiary przez b. pre­

zydenta Zaleskiego było jak pęknięcie wrzodu unaoczniające kryzys choroby.

Kryzys ten jest przede wszystkim kryzysem psychologicznym. Decyzja kontynuowania państwa na wygnaniu, powzięta przed laty dziesięciu, zrobio­

na była przy założeniu psychicznym, że cofnięcie uznania międzynarodowe­

go jest czasowe, a rozwiązanie sił zbrojnych odwracalne, że „kadrowe“

państwo emigracyjne rozrośnie się z powrotem w zbrojne państwo emigra­

cyjne i że to państwo powróci na swo­

je terytorium. W miarę upływu lat, w miarę utrwalania się podziału świa­

ta, zwłaszcza gdy stało się wiadome, że obie strony mają środki masowego produkowania bomby wodorowej, nad której skutkami nie zapanują, dla każ­

dego było coraz jaśniejsze, że nowa wojna światowa nie wybuchnie łatwo, a jeśli wybuchnie, jeśli nawet powsta­

ną jakieś formacje polskie po stronie zachodniej, a jakieś przedstawiciel­

stwo polskie uzyska uznanie między­

narodowe, to nie będzie to to wojsko, które było w roku 1945 ani to państwo wojenne, które było w roku 1945.

Ten kryzys wiary w państwo emi­

gracyjne połączył się z kryzysem jego podstawy prawnej, to jest obywatel­

stwa. Sprawa ta najmniej jest wi­

doczna w Wielkiej Brytanii, gdzie nie było prawie emigracji przedwojennej i gdzie zachowanie moralnego obywa­

telstwa polskiego (formalnie będące­

go bezpaństwowością) pociąga naj­

mniej wyrzeczeń i niedogodności. Ale w Ameryce i Francji emigracja wo­

jenna i polityczna współżyć zaczęła z przeważającą liczebnie i łaknącą do­

pływu ś\yieżej polskości emigracją przedwojenną i zarobkową, która ma przeważnie obywatelstwo kraju uro­

dzenia i zamieszkania. Współżycie to pociąga za sobą nieuchronnie dostoso­

wanie formalne mniejszości do więk­

szości. Wreszcie w wielu państwach, zwłaszcza państwach zamorskich o przeszłości kolonialnej, istnieje nacisk tak silny, że czasami równający się na­

kazowi administracyjnemu, przyjmo­

wania obywatelstwa miejscowego.

Równocześnie zaś centralne ośrodki polityczne polskie w poszukiwaniu po­

parcia moralnego i materialnego co­

raz bardziej zwracają się do mas sta­

rej emigracji, to jest do Polaków oby­

wateli obcych. W tym położeniu pod­

stawa prawna państwa na emigracji jest zachwiana od dołu i w poprzedniej formie odbudować się nie da.

Lata upływają, emigranci wojenni prowadzą życie coraz bardziej osiadłe,

coraz mniej uważają się za żołnierzy na bezterminowym urlopie, coraz mniej oglądają się na jakieś możliwe rozkazy i hasła, coraz mniej spodziewają się po

„Londynie“, cokolwiek przez to słowo rozumieją. Kryzys autorytetu ośrod­

ka centralnego odczuwają wszystkie organizacje polskie, nawet te, które nie mają swoich Zaleskich, podrywa­

jących zaufanie do „Londynu“. Po­

wstają lokalne krajowe struktury ży­

cia polskiego coraz mniej podobne do wojennego wzoru i do siebie wzajem, coraz bardziej chcące same prowadzić politykę polską na miejscu.

Na czele tych struktur bynajmniej nie stają dawni delegaci rządu czy kon- sulowie. Ich autorytet był tylko odbla­

skiem autorytetu rządu emigracyjne­

go i pierwszy się rozwiał.

Jest to niewątpliwy kryzys. Ale czy kryzys rozpadowy? Moim zdaniem jest to kryzys ozdrowieńczy. Państwo narodu wojującego było czymś jedy­

nym i wspaniałym, pozostawiło po so­

bie wielki mit, Ale mitem nie można żyć długo. Jesteśmy częścią narodu, nie organizacją narodu. Jesteśmy przedstawicielstwem ciągłości pań­

stwowej, a nie jesteśmy państwem.

Mamy służyć narodowi, a nie możemy rządzić nim. Jak niedawno słusznie zwrócił uwagę jeden z czołowych pu­

blicystów, nie trzeba mieszać symbolu z tabu. Symbol jest widomym zna­

kiem żywej treści, tabu przesądem.

Chodzi właśnie o żywą treść, o żywe siły.

Kryzys ozdrowieńczy, to jest wlanie żywych sił w emigracyjną strukturę polityczną, rozpoczął się już w ośrod­

ku centralnym. Ciężar tego ośrodka przeniósł się na Radę Jedności Naro­

dowej, przedstawicielstwo stronnictw i organizacji społecznych. Na pewno jest to przedstawicielstwo niedoskona­

łe, ale jest żywe i ma wyraźne tenden­

cje rozwojowe i regeneracyjne. Po­

dobne procesy rozpoczęły się w róż­

nych krajach rozproszenia. Nie są one oczywiście wolne od niebezpieczeństw anarchicznych, lecz już widać, że mo­

bilizują nowe siły, że zwracają się do ośrodka centralnego z inicjatywą ra­

czej niż z ekspektatywą.

Podobny kryzys jest i w poszczegól­

nych stowarzyszeniach polskich. Tak na przykład rozwija się Akcja Kato­

licka i Macierz Szkolna, bo zaspokaja­

ją rzeczywiste potrzeby społeczne, więdnie SPK i inne organizacje kom­

batanckie, z wyjątkiem tych ich ko­

mórek, które wzięły na siebie nowe,

konkretne zadania. Te organizacje,

które pozostaną „przeszłościowe“,

(4)

Str. 4 M y ś l P o l s k a 15 stycznia 1055 skurczą się w najbliższych latach do

roli niewielkich klubów koleżeńskich lub zarządów drobnych funduszów.

A legalizm? Legalizm, czyli mó­

wiąc bardziej konkretnie zachowanie naczelnych władz niepodległego pań­

stwa na emigracji, jest rzeczą po­

trzebną. Nie tyle dlatego, że może kiedyś odegrać rolę w prawie między­

narodowym czy w porządkowaniu sto­

sunków w Polsce, choć i tego wyklu­

czyć nie można, ale dla swojej roli mo­

ralnej w narodzie, przede wszystkim w tej jego części, która żyje na emigra­

cji. Przywiązanie Polaków do symboli państwowych jest cechą nie tylko ład­

ną, ale i pożyteczną. Wszyscy wiemy, że władze państwowe na emigracji

swoich funkcji wykonywać nie mogą, nie rządzą, co najwyżej apelują lub re­

prezentują wobec opinii, nie różnią się więc w istocie funkcyjnie od komitetu politycznego, ale czujemy się inaczej w codziennym nawet życiu i w ograni­

czonym działaniu, gdy mamy na na­

szym czele, na przekór wszystkim, te właśnie władze naczelne.

Odwraca się natomiast cały stosu­

nek: to już nie władze naczelne na emi­

gracji opiekują się Polakami rozsia­

nymi po całym świecie, to Polacy w świecie stają się piastunami ciągłości prawnej państwa polskiego. To już nie delegaci rządu organizują Pola­

ków, to Polacy organizują poparcie i środki materialne dla działaczy poli­

tycznych, dla nielicznej z natury rze­

czy ekipy przedstawicieli sprawy pol­

skiej wobec obcych narodów.

Otwiera się przed nami możliwość wielkiej pracy, której wyniki mogą być niemniej imponujące, a bardziej, daj Boże, skuteczne niż budowania pod­

ziemnego i emigracyjnego państwa na­

rodu wojującego. Nigdy jeszcze ża­

den naród nie miał tak licznej i tak sięgającej w grunt starszych wy- chodźstw emigracji politycznej. Zor­

ganizować ją rzetelnie, powszechnie i z jasnym celem politycznym, wieńcząc tę organizację przechowanymi naczelny­

mi władzami niepodległej Rzeczypo­

spolitej, to zadanie o skali nie doraź­

nej, nie emigracyjnej, ale w pełni tego słowa znaczenia — narodowej.

STEFAN ŁOCHTIN

STOSUNKI NA KREMLU

O KRES przejściowy w Sowietach zbliża się do nowego punktu zwrotnego. Od chwili śmierci Stalina było takich punktów już kilka: pierw­

szy — to ustalenie trium w iratu na pogrzebie, drugi — aresztowanie Se­

rii, trzeci — przejście na porządek al­

fabetyczny przy wymienianiu człon­

ków Prezydium, co dokonało się mniej więcej w chwili objęcia rolnictwa przez aparat partyjny pod kierownic­

twem Chruszczowa.

Przemiany te są bacznie obserwowa­

ne w całym świecie, głównie jednak w krajach podbitych. Od ustawienia personalnego i organizacyjnego w So­

wietach zależy wykonanie „nowego kursu“ zapoczątkowanego przez rządy satelickie w r. 1953. Ponieważ kurs ten jest także związany z rozdziele­

niem zakresu kompetencji partii ko­

munistycznych od aparatów rządów, przeto każda zmiana sowiecka w tej dziedzinie jest niezmiernie istotna dla położenia reżimów w Polsce, Czecho­

słowacji i innych krajach Europy środkowej.

PRZECIĄGANIE SZNURA Tymczasem poważne zmiany zaszły nie tylko od śmierci Stalina, ale rów­

nież od śmierci Berii. Układ stosun­

ków, jaki wtedy ustalono jest dziś zu­

pełnie zachwiany. Człowiekiem, który to spowodował jest najwyraźniej Chruszczów.

W lecie 1953 r. było oczywiste, że Sowietami rządzi kolegium, w którym pod przewodnictwem Malenkowa fun­

kcje poszczególnych członków są dość wyraźnie rozgraniczone. Doktryna ta powstała oficjalnie zaraz po śmierci Stalina, kiedy inni członkowie Prezy­

dium zmusili Malenkowa do wyrzecze­

nia się stanowiska pierwszego sekre­

tarza KC partii.

Aresztowanie Berii przyczyniło się do potwierdzenia tej doktryny i w io- ku ubiegłym role dzieliły się tak, że Malenkow miał przewodnictwo i apa­

ra t rządowy, Mołotow — politykę za­

graniczną, Chruszczów — aparat par­

tyjny, Bułganin — aparat wojskowy, Woroszyłow — tytularne stanowisko głowy państwa, Mikojan — handel, Kaganowicz — transport, Saburow — planowanie, Pierwuchin — ciężki przemysł i Szwemik — aparat związ­

ków zawodowych. Aparat policji poli­

tycznej został wtedy rozdzielony mię­

dzy poszczególne departamenty zain­

teresowane w posiadaniu wywiadu, a centralnie poddany premierowi.

W okresie tym były prawdopodob­

nie zakulisowe próby ingerencji w kompetencje „sąsiada“, ale oficjalnych usiłowań takich nie było.

Po świecie szeroko krążyła teoria, że Malenkow i Chruszczów są z sobą bardzo ściśle związani, przede wszyst­

kim przez węzły rodzinne (Malenkow jest żonaty z aktorką moskiewską, z domu Chruszczową i mówi się, że jest ona siostrą sekretarza p artii), a na­

stępnie przez sojusz polityczny. W myśl tej teorii Malenkow, który dużo zawdzięczał partii wojskowych związa­

nej z Bułganinem i Mołotowem, partii tej poważnie się obawiał. Postanowił więc „wypuścić“ przeciw niej Chrusz­

czowa, sam zaś spełniać rolę media­

tora i tak utrzymywać się przy prze­

wodnictwie. W ten sposób pierwszy sekretarz centralnego komitetu partii miał być cichym, ale skutecznym sprzymierzeńcem premiera.

Nikt nie jest w stanie sprawdzić słuszności tej teorii, jeśli nie zdarzą

się wypadki, które ją potwierdzą lub obalą. Faktem jest, że budowała ona na przesłance rywalizacji między apa;

ratem wojskowym i partyjnym i przedstawiała ją jako polityczne prze­

ciąganie sznura, przy którym obu stro­

nom sędziuje Malenkow. Nie brała jednak pod uwagę okoliczności, że członkowie Prezydium są lepiej zorien­

towani w powiązaniach własnych ko­

legów niż ktokolwiek inny. Zdając so­

bie sprawę ze związków Malenkowa i Chruszczowa musieliby więc popełniać wielki błąd, gdy zgadzali się, by zen drugi objął aparat partyjny w chwili gdy pierwszy zeń ustępował.

KARIERA NIKITY

Od upadku Berii Nikita Chruszczów zrobił zawrotną karierę i wzrostem swego znaczenia pomieszał dawny po­

dział kompetencji wśród członków Pre­

zydium. W chwili, gdy wygłaszał prze­

mówienie o sytuacji rolnictwa we wrześniu 1953 r. było już jasne, że przejmuje część funkcji rządu.

Aparat partyjny podjął się następnie przeprowadzenia akcji obsiania ziem dziewiczych Kazachstanu i Syberii w lutym 1954 r., i wówczas przejęcie przezeń części zadań rządu bardzo się sprecyzowało. Pod kontrolę Chrusz­

czowa dostały się m inisterstwa rolnic­

twa, sowchozów i dostaw przymuso­

wych, częściowo fabryki przemysłu maszynowego wytwarzające traktory 1 maszyny rolnicze, a także zakłady przemysłu chemicznego wyrabiające nawozy sztuczne. Poza tym cała akcja byłaby niemożliwa bez ścisłego podpo­

rządkowania jej rządów republik azja­

tyckich Kazachstanu,, Tadżikistanu-

Uzbekistanu, Turkmenii i KirgizJ1

oraz administracji niektórych okrę­

(5)

15 stycznia 1955 M y ś i P o l s k a Str. 5 gów rosyjskiej Syberii (Ałtaj, Kras­

nojarsk). Tak przy okazji rozszerzenia powierzchni uprawy pszenicy, kartofli, bawełny i paszy dla bydła, Chruszczów stał się dyktatorem tych olbrzymich połaci kraju, które dostarczyły bazy dla rozwinięcia jego programu rolne­

go.

Pomimo podjęcia olbrzymich i ab­

sorbujących zadań, usiłował on rów­

nież wkraczać w dziedzinę polityki za­

granicznej. Uwidoczniło się to w jego praskim przemówieniu w lecie 1954 r., gdy zaczął publicznie straszyć Zachód sowiecką bombą wodorową. Napotkał jednak na zdecydowany opór na Krem­

lu, przemówienie jego zostało dotkli­

wie ocenzurowane, niektóre zdania uległy konfiskacie i nie ukazały się wcale w druku.

Za to w sprawach wewnętrznych bloku sowieckiego stał się on jedynym przywódcą sowieckim znanym osobiś­

cie od Pekinu do Warszawy i Pragi.

Jako przedstawiciel Prezydium odbył podróże do tych trzech stolic, ubrał się w płaszcz współtwórcy traktatu so- wiecko-chińskiego oraz był pierwszym przedstawicielem Sowietów zapewnia­

jącym Mao Tse-tungowi oficjalne po­

parcie w sprawie Formozy.

W ostatnich tygodniach zeszłego ro­

ku nowa grupa m inisterstw rządu so­

wieckiego przeszła pod jego kontrolę.

Na konferencji architektów i budow­

niczych zwołanej w początku grudnia do Moskwy Chruszczów wystąpił z programem budownictwa zarysowa­

nym w sposób podobny do jego progra­

mu rolnego z r. 1953. Z przebiegu na­

rady, w czasie której sekretarz partii był jedynym członkiem Prezydium wy­

głaszającym przemówienie programo­

we, widać, że teraz obejmuje on nad­

zór nad ministerstwami zabudowy mieszkalnej, budownictwa przemysło­

wego, budowy dróg i przemysłu mate­

riałów budowlanych. Jest to zakres niezmiernie szeroki, zahaczający nie­

mal o wszystkie przemysły, nawet o budownictwo wojskowe.

Po naradzie budowlanej mieszkańcy Sowietów muszą dojść do przekonania, że blisko połowa m inisterstw podlega już aparatowi partyjnemu, od którego miały one być oddzielone po śmierci Stalina.

WALKA O WPŁYWY

Za kulisami wzrostu znaczenia Chruszczowa rozgrywa się energiczna walka o wpływy. Jest ona na razie bezkrwawa, a Prezydium stara się utrzymać biurokrację i aparat p arty j­

ny w przekonaniu, że nie wyniknie z niej żadna czystka w stylu stalinow­

skim. Takie jest m.i. znaczenie ogło­

szenia w wyrokach na Riumina i Aba- kumowa, że skazani byli winni bez­

prawnego aresztowania obywateli so­

wieckich i dopuszczali się nadużyć w

śledztwie stosując niedozwolone meto­

dy przesłuchań.

Od śmierci Berii nie widać, by kry­

tyka ze strony wysokich członków P re­

zydium powodowała zniknięcie czy na­

wet zwolnienie krytykowanych dygni­

tarzy. Zaatakowani ludzie dalej od­

grywają pewną rolę. Przypisywać to nowej niezwykłej łagodności u osób, które brały udział w najkrwawszych czystkach stalinowskich oczywiście nie można. Trzeba więc powiedzieć, ze gdy jeden przywódca sowiecki atakuje kogoś z mniejszych dostojników, to in­

ny go zapewne popiera i sprawa koń­

czy się kompromisem.

Dla przykładu warto przytoczyć, >e właśnie Chruszczów w przemówieniu wygłoszonym w zimie 1954 r. pośred­

nio zaatakował Łysienkę, słynnego szamana sowieckiego rolnictwa. Przez pewien czas potem o Łysience nic nie było słychać, wreszcie znów pojawił się na widowni, wydrukowano mu dłuższy artykuł w prasie i szereg wyjątków z przemówienia.

Jeszcze charakterystyczniej sze incy­

denty rozegrały się za kulisami ostat­

niej narady budowlanej. Według oś­

wiadczenia Chruszczowa, inżynier-ar- chitekt T. Gradów, napisał list do se­

kretariatu KC partii oskarżając pre­

zydium sowieckiej Akademii Archite­

ktury o zachęcanie do przesadnego wy­

dawania pieniędzy w budownictwie oraz o hołdowanie manii budowania nieekonomicznych drapaczy chmur.

Prezes Akademii Architektury Mord- winow zaczął starania, by Gradów nie mógł wystąpić na konferencji. Chrusz- ęzow otwarł Gradowowi drogę na try ­ bunę, ale nie mógł przeszkodzić pre­

zesowi akademii w wygłoszeniu prze­

mówienia wychwalającego działalność akademików.

Jest oczywiste, że bez potężnego po­

parcia Mordwinow nigdy nie odważył­

by się osobiście narażać swego stano­

wiska. Powstaje więc pytanie, kto re­

prezentuje poparcie przeciw posunię­

ciom Chruszczowa?

Aparat wojskowy, zwycięzca watki wewnętrznej z Berią i prawdopodobny posiadacz tajemnic atomowych, jest na pewno zazdrosny o władzę i wpływ.

Marszałkowie sowieccy mają ambicję utrzymania potęgi imperium i stąd ich zainteresowanie polityką zagraniczną.

Prestiż wewnętrzny wojska jest dziś znacznie większy niż za czasów Stali­

na, rząd co pewien czas oddziałuje de­

szczem orderów na wrażliwość ofice­

rów sztabowych. Sypią się one ostat­

nio jak nigdy, ozdabiając nie tylko wojskowych, ale także inżynierów i wynalazców, pracujących w przemyśle lotniczym i zbrojeniowym, a noszących honorowe tytuły generałów.

Trudno jednak sobie wyobrazić ta ­ kie zainteresowanie sfer wojskowych rolnictwem, by broniły Łysienki czy

architektury albo osłaniały Mordwino- wa. Można raczej przypuszczać, że woj­

skowi przyczynili się do masowego zwalniania urzędników z redukowa­

nych obecnie biur i do przenoszenia ich na rolę czy do przemysłu. Gdy Chruszczów zorientował się, że prog­

ram wykorzystania dalszych 20 milio­

nów hektarów ziemi w Kazachstanie i na Syberii w r. 1955 natrafia na trudności z powodu braku personelu, musiał obejrzeć się za poważniejszym źródłem siły roboczej. Automatycznie narzucało się wojsko utrzymujące mi­

liony ludzi poza produkcją. W jesieni 1954 r. zaczęło się też osadzanie zde­

mobilizowanych wojskowych w azja­

tyckich sowchozach.. Jednak żadne wojsko na świecie nie lubi redukcji stanów i musiała powstać silna opo­

zycja, skoro ostatecznie ucierpieli właśnie urzędnicy państwowi i prze­

mysłowi.

Na aparacie urzędniczym, a w nim na Łysienkach i Mordwinowach, opie­

ra się rząd sowiecki i premier — Ma- lenkow. Stąd też poważnie trzeba przypuszczać, że przejmowanie przez Chruszczowa kontroli nad poszczegól­

nymi ministerstwami musi być nie na rękę4premierowi, gdyż zmniejsza jego osobisty prestiż i ogranicza władzę.

Jeszcze boleśniejsze musi być nieus­

tanne czytanie mów Chruszczowa. W Sowietach władzę poznaje się m.i. po tym, że wydaje ona rozkazy i przema­

wia na zjazdach. Malenkow ostatnio dużo milczy, a przemawia właśnie Chruszczów. Kto pamięta, jak wystą­

pienia Żdanowa wywołały zawiść i nienawiść Malenkowa, musi dziś przy­

puszczać. że Chruszczów chyba już nie jest ulubieńcem premiera sowieckiego, nawet jeżeli był sprzymierzeńcem w r.

1953.

Tak więc w Sowietach zarysowuje się wyraźny trójkąt walki o wpływy:

aparat państwowy (Malenkow), apa­

rat wojskowy (Bułganin i Mołotow) i aparat partyjny (Chruszczów). W tym trójkącie przymierza i zmiany frontu muszą być rzeczą normalną, jeśli ma się utrzymywać jakakolwiek równowa­

ga wpływów.

Chruszczów zaś niszczy równowagę i przez to popycha Prezydium do zajęcia nowego stanowiska.

FALA KONSERWATYZMU Wzrastający wpływ aparatu partyj­

nego wzmaga falę konserwatyzmu ko­

munistycznego w Związku Sowieckim.

Gdy Stalin zmarł autorytet partii stał niezbyt wysoko. Dowodem tego bvło przemilczanie imienia zmarłego oraz zapowiedź istotnych zmian wewnętrz­

nych. Nowa eooka miała być odmien­

na od stalinowskiej. /

Gdy za Stalina budowa ciężkiego przemysłu górowała nad każdym in­

nym zadaniem i uznawano ją za głów-

(6)

Str. 6 My ś 1 P o l s k a 15 stycznia 1955 ny artykuł ekonomicznych poglądów

bolszewika, to pod Malenkowem miał nastąpić zwrot w kierunku przemysłu lekkiego. Po epoce zbrojeń i budowy tego co potrzebne państwu, miał przyjść okres pokoju i produkcji przedmiotów potrzebnych człowiekowi.

Tak oficjalnie interpretowano prog­

ram rządów postalinowskich, wyraża­

jący się w tzw. nowym kursie ekono­

micznym.

W dziedzinie twórczości artystycz­

nej i literackiei wzięto początkowo za dobrą monetę słowa Malenkowa, który domagał się wystąpienia „nowego Go­

gola“, satyryka odnajdującego ludzi godnych wychłostania w nowych cza­

sach.

Ekonomiczne i literackie hasła no­

wego kursu zostały w wielu miejscach podchwycone z zadowoleniem jako ja ­ skółki lepszych czasów. Szczególnie wystąpiło to na Węgrzech. Tu bardzo ostro skrytykowano stary program budowania za każdą cenę wielkich fab­

ryk ciężkiego przemysłu i zdecydowa­

no nawrócić do rozwoju rolnictwa. W politbiurze węgierskim nastąpiły zmiany: przedstawiciel miejscowego stalinizmu Rakosi został nieco odsu­

nięty, a „nowy kurs“ zaczął reprezen­

tować prem ier Nagy. Jednak w tra k ­ cie przestawiania gospodarstwa ze starych linii na nowe okazało się, że zwolennicy dawnej polityki nie ustę­

pują. Zaczęli oni sabotować nowy kurs i uchodzi im to na ogół bezkarnie. Nie ma dziś wątpliwości, że na Węgrzech

„stalinowscy“ komuniści czują się dość pewnie i dotąd nie ustąpili ,'malen- kowskim“ następcom. Może się to dziać tylko dlatego, że mają oni po­

parcie kogoś z Moskwy.

W Moskwie zaś stalinowska linia za­

częła wracać z coraz większą inten­

sywnością. Powróciło do dawnego zna­

czenia nazwisko Stalina, zaczęto na­

wet uroczyście obchodzić jego urodzi­

ny. Wytworzone pod jego rzadami że­

lazne kleszcze ujmujące wszelką twór­

czość literacką zostały zatwierdzone na II zjeździe sowieckich pisarzy w grudniu 1954 r., a kandydaci na „no­

wego Gogola“ ulegli bezbtosnemu skreśleniu z listy pobierających pań­

stwowe pensje.

Równie wyraźnie zaczyna powracać stalinowska polityka gospodarcza.

Niedawno zaczęto mówić ponownie o lozbudowie ciężkiego przemysłu, jako podstawie gospodarstwa sowieckiego.

Hasłem tej kampanii był wywiad u- dzielony angielskiemu sympatykowi komunizmu, prof. Bernalowi, przez Chruszczowa. Wywiad ten został na­

stępnie wydrukowany w „Prawdzie“ i

„Izwiestiach“, jego tezę przypomniała znów „Praw da“ na Nowy Rok.

Kampania o zwiększenie ilości towa­

rów pierwszej potrzeby rozwinęła się początkowo z dużym rozmachem, ale dalej spotkała znaczne trudności. Prze­

de wszystkim była ona improwizacją, gdyż znaczną część nowej produkcji miały wykonać zakłady przemysłu zbrojeniowego, nieposiadające wcaie potrzebnego doświadczenia ani właści­

wych urządzeń technicznych. Produk­

cja ta poza tym została niechętnie przyjęta przez szefów przemysłu wszę­

dzie tam, gdzie surowcem miały być odpadki. Mnożą się raporty o fabry­

kach, które wykonały kilka modeli no­

wych wyżymaczek, łóżek czy naczyń kuchennych i na tym zakończyły, gdyż wolały się skoncentrować na wykona­

niu normalnych planów.

W dziedzinie wyżywienia trudności te odsłonił niedawno Chruszczow.Zgod- nie z ‘jego słowami, niepogoda na U- krainie spowodowała tam znaczny nie­

dobór ziarna. Plony uzyskane na do­

tąd nieuprawnych ziemiach Kazach­

stanu uratowały sytuację i Sowiety w r ‘ 1.954 powiększyły normalny rocz­

ny zbiór zbóż o około 4 miliony ton.

Jest to zupełnie niewystarczające dla zaopatrzenia w dodatkowe surowce przemysłu konserw i alkoholów, stąd też Chruszczów przyznał, że ludność dalej narzeka na niedostateczną ilość żywności w sklepach.

Raymond Aron: THE CENTURY OF TOTAL WAR. Derek Verschovle. Lon­

dyn 1954. Stron 379.

Raymond Aron jest znanym publi­

cystą francuskim, m. i. współpracow­

nikiem wielkiego pisma francuskiego

„Le Figaro“. Książka jego zasługuje na uwagę jako inteligentny, z wielką erudycja i bystrością przeprowadzony oraz solidnie uargumentowany „tour d‘horizon“ współczesnych zagadnień politycznych z akcentem na sprawach europejskich. Umysł autora ma wszel­

kie cechy encyklopedysty. Komenta­

rze świadczą o dobrym przygotowaniu w zakresie historii filozofii, socjologii, ekonomii, dziedziny wojskowej i tech­

nicznej. Znaczna część książki po­

święcona jest omówieniu najważniej­

szych tendencji i zjawisk politycznych dwudziestego wieku, które znalazły wyraz w utworzeniu Związku Sowiec­

kiego z jego specyficzną i eksplozywną ideologią oraz państwa nacjonal-socja- listycznego pod wodzą Hitlera. Omó­

wione są też obszernie napięcia i ta r­

cia między dwoma kolosami państwo­

wymi, które prawie zmonopolizowały scenę polityczną dla siebie — Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Sowiec­

kim.

Książka Arona jest tak szeroko za­

łożona, w tyle wchodzi dziedzin, taka jest rozlewna, że zatraca się w tym bogactwie szczegółów, myśli i uwag

W dziedzinie budownictwa mieszka­

niowego ostatnia narada budowlana wykazała, że obywatele sowieccy nie mają co liczyć na dodatkowe kredyty rządowe. Więcej mieszkań przybędzie wtedy, gdy budownictwo nauczy się lepiej wykorzystywać istniejące możli­

wości i oszczędniej budować. Program uruchomienia 400 nowych fabryk częś­

ci żelazobetonowych wskazuje także, że znaczny wysiłek budowlany będzie skierowany przede wszystkim na wzno­

szenie nowych fabryk, kopalń, szybów naftowych i zapór wodnych. W tej ostatniej dziedzinie zapotrzebowanie materiałów budowlanych jest nadzwy­

czajne, gdyż buduje się jednocześnie 40 elektrowni. Dlatego Chruszczów za­

żądał zasadniczych oszczędności żela­

za przy produkcji płyt żelazobetono­

wych i używania w budownictwie wszelkich materiałów zastępczych do zwykłej trzciny włącznie.

W takich warunkach co najmniej częściowy powrót do starej linii jest zrozumiały. Jego spełnienie się mogło­

by oznaczać ponowne wzmocnienie Ra- kosich, Bierutów i Nowotnych. Zała­

manie sie zaś tendencji nawrotu było­

by niemal rewolucją.

kościec budowy planu książki. Trud­

no jest zatem streścić książkę, mającą zapewne ambicję odzwierciedlenia współczesnego życia politycznego w analizach bardzo szczegółowvch i sub­

telnych, która jednak nie próbuje użyć ich jako tworzywa dla z góry powzię­

tej tezy czy programu. Czasem odnosi się nawet wrażenie, że poszczególne rozdziały nie są dostatecznie z sobą powiązane i że autor odkrywa przed nami rzeczywistość współczesną w sze­

regu dosyć oddzielonych od siebie kon- strukcii myślowych. Podziwiać nale­

ży w każdym razie pomysłowość au­

tora w znajdywaniu coraz to nowych wątków i snucia ich w serii osobnych kłębków.

Nie mogąc czytelnikowi przedstawić resume poszczególnych rozdziałów, bo rozsadziłoby to ramy zwykłej recenzji, trzeba się będzie ograniczyć do przyto­

czenia ciekawszych i oryginalniejszych ogólniejszych spostrzeżeń autora.

Daje on swoją interpretację przy­

czyn obecnego kryzysu. Wydaje mu się, że kryzys nie jest bezpośrednim i nieuniknionym rezultatem cywiliza­

cji przemysłowej, lecz kolizji tej cywi­

lizacji z pewnymi ugruntowanymi od dawna faktami historycznymi. Spo­

łeczeństwa europejskie wzajemnie pod­

kopały swą egzystencję nie dlatego, że nie potrafiły wcielić swych sił produk­

cyjnych w system oparty o własność P R Z E G L Ą D W Y D A W N IC T W

WIEK TOTALNEJ WOJNY

(7)

15 stycznia 1955 M y ś 1 P o l s k a Str. 7 prywatną. Odwieczna rywalizacja na­

rodów nie zatrzymała się w obliczu machin zniszczenia wzajemnego; goni­

ły one za ideałem potęgi i nie umiały ugiąć się przed wspólnym prawem ani znaleźć drogi do umiaru i kompromisu.

Technika wojny współczesnej uniemoż­

liwia ostatnie się Europy oddanej w dalszym ciągu konfliktom, których źródła sięgają okresu przedkapitali- stycznego i tylko w nieznacznym stop­

niu oznaczały współzawodnictwo syste­

mów ekonomicznych lub socjalnych.

Według autora ruchy rewolucyjne wstrząsające Rosją i Azją, były nie tyle skierpwane przeciw kapitalizmowi, ile cywilizacji zachodniej.

Pewne zjawiska polityczne, więc ograniczenie znaczenia państw narodo­

wych, z równoczesnym wzrostem po­

tęgi państw - kontynentów, rewolta przeciw Zachodowi — wszystko to można było przewidzieć jako skutek cywilizacji przemysłowej i jej mate­

rialnych i moralnych reperkusji. Dwie wojny światowe jednak przyspieszyły niezmiernie tempo tego procesu i rów­

nocześnie nadały mu charakter kata­

strofy o rozmiarach niebywałych.

Wcale interesujące są uwagi Arona na temat tzw. zimnej wojny. Według niego nie ma wątpliwości, że Rosja ko­

munistyczna sprzymierzona z komuni­

stycznymi Chinami i zasłonięta przez swych satelitów europejskich może ca­

łymi latami podtrzymać nacisk zimnej wojny nie wywołując przy tym wojny totalnej, ani też nie potrzebując przy­

jąć układu załatwiającego generalnie wszystkie różnice. Zdaniem Arona Europa zachodnia nigdy nie potrafi się podnieść i odzyskać kompletnie swej siły, jak długo-wojsko sowieckie oku­

pować będzie wschodnie Niemcy. Woj­

ny lokalne w Indochinach i na Mala­

jach nigdy nie będą wygrane (przez Francję i Wielką Brytanię), jeżeli Ro­

sja i Chiny czerwone w dalszym ciągu będą popierały powstańców komuni­

stycznych. System ekonomiczny -wol­

nego świata zawsze będzie narażony na niebezpieczeństwo załamania się, dopóki istnieć będzie jaskrawa dyspro­

porcja sił i zasobów ekonomicznych między Stanami Zjednoczonymi a ich aliantami europejskimi i dopóki stre- 1 a otwarta dla normalnego handlu bę­

dzie się zwężała, a strefa sowiecka roz­

szerzała.

Ocena ta jest pełna pesymizmu i za­

sadniczej poprawy sytuacji Aron ocze­

kuje tylko w wypadku tak nieprzewi­

dzianym, jak wycofanie się wojsk ro­

syjskich wewnątrz granic samej Ro­

sji oraz pokojowego ułożenia konflik­

tów azjatyckich.

Ostatnia część książki (IV) w sa­

mych tytułach daje. wyraz nurtujące­

mu autora pesymizmowi i sceptycyz­

mowi. ,,Eui’opa bezsilna?“ (ze zna­

kiem zapytania wprawdzie) jest tytu­

łem dla całej tej części, tytuły niektó­

rych rozdziałów brzmią: ,.Czy Europa zdolna jest do życia?“', „Czy Europa potrafi się zjednoczyć?“ i „Czy Euro­

pa posiada żywotność historyczną?“.

Autor w rzeczy samej przytacza wie­

le i to bardzo ważkich argumentów przemawiających przeciw zjednoczeniu Europy, za budowaniem natomiast sy­

stemu atlantyckiego. Sądzi on, że je­

dyna dziedzina, w której idea unifi­

kacji europejskiej da się najprędzej zrealizować i najmniejsze budzi wątpli­

wości — to dziedzina wojskowa.

Ostatnie rozdziały książki napisane zostały w okresie postalinowskim. Au­

tor przestrzega przed nadziejami, że ustąpienie z widowni tej jednostki, na­

rzucającej swą wolę i koncepcję poli­

tyczną akcji Sowietów na arenie świa­

towej, może doprowadzić do ukrócenia dotychczasowej dążności Kremla do ekspansji i zasadniczej zmiany metod postępowania.

Autor ostro krytykuje neutralistów europejskich pragnących aby Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki roze­

grały swoją rywalizację między sobą, bez wciągania w te rozgrywki Euro­

py. Książka kończy się akcentem, podkreślającym doniosłość wiary w siebie ^ i swoją misję podtrzymania wolności społecznej i osobistej, jaka winna ożywiać społeczeństwa europej­

skie w tym trudnym dla nich momen­

cie historycznym. (m ost.)

NIEMIEC O ODRZE I NYSIE

Wolfgang Wagner: DIE ENTSTE­

HUNG DER ODER-NEISSE LINIE (Powstanie linii Odra—Nysa). Brentano- Verlag. Stuttgart 1953. Stron 168.

Z zainteresowaniem bierze się do ręki książkę (niemiecką, poświęconą sprawie tak dla ułożenia się stosun­

ków polsko-niemieckich podstawowej, jak sprawie nowych granic na Odrze i Nysie.

Powiedzmy z góry, że książka napi­

sana jest znakomicie z punktu widze­

nia niemieckiego. Zastosowana jest tu metoda umiaru i powściągliwości, uży­

ta jest szeroka, skala argumentów prze­

mawiających na korzyść sprawy nie­

mieckiej, jednak dyskretnie i z wy­

raźną tendencją oszczędzenia wrażli­

wości przeciwnika polskiego.

Książka ogranicza się w zasadzie do przedstawienia powstania linii Odra- Nysa w rokowaniach dyplomatycznych w czasie drugiej wojny światowej, nie omawia zatem całości zagadnienia grapie polsko-niemieckich. Jedynie we wstępie i w pierwszym rozdziale autor zwięźle omawia ułożenie proble­

mu terytorialnego polsko-niemieckie­

go w okresie konferencji pokojowej w Wersalu i aspiracje polskie w stosun­

ku do pewnych ziem granicznych, głównie Opolskiego i Prus Wschod­

nich w okresie między dwiema wojna­

mi światowymi. Ale nawet i w tych uwagach główny nacisk jest położony na referowanie akcji dyplomatycznej.

Warto przy tej sposobności zanoto­

wać, że autor rozgraniczenie polsko- niemieckie, dokonane w Wersalu, uwa­

ża za krzywdzące Niemcy i niezado­

walające i krytykuje politykę mniej­

szościową Polski zarówno na ziemiach zachodnich, jak i w Małopolsce wscho­

dniej. Również pierwsze propozycje Hitlera z początku 1939 r. w sprawie

„ostatecznego'* załatwienia stosunków polsko-niemieckich (z domaganiem się powrotu Gdańska do Rzeszy oraz przy­

znania Niemcom eksterytorialnej linii kolejowej i drogi samochodowej po­

przez Pomorze) uważa autor za „zdu­

miewająco powściągliwe“. Ale i on ma wątpliwości, czy zamiary Hitlera były szczere; Hitler był już wówczas zdecydowany na agresję d-u osiąg­

nięcia swych daleko idących celów te­

rytorialnych i hegemonii nad świa­

tem.

Jeśli chodzi o ujawnienie polskich

„Wunschtraume“ — marzeń i aspira­

cji przed wojną, autor dość dużo uwa­

gi. poświęca książce Józefa Kisielew­

skiego „Ziemia gromadzi prochy“ . Czasem jednak ma się wrażenie, że nadaje on większe znaczenie pewnym glosom prasowym, zwłaszcza jeśli cho-

Zima w kraju jest ciężka! Czy wysłałeś już paczkę rodzinie?

PORÓWNAJ NASZ CENNIK LEKARSTW, MATERIAŁÓW I ŻYWNOŚCI

P. C. S T O R E S

POD KIEROWNICTWEM STEFANA BREWKI

18, QUEEN’S GATE TERRACE, LONDON, S. W. 7

(8)

Str. 8 M y ś l P o l s k a 15 stycznia 1955 dzi o pisma polsko-amerykańskie, niż

one na to zasługiwały.

Wagner opisuje szczegółowo rozwój programu terytorialnego, wysuwane­

go w jczasie wojny pmez ówczesny rząd polski w Londynie. Podkreśla on zrazu raczej powściągliwe i ostrożne sformułowanie tego programu, który domagał się dla Polski szerokiego do­

stępu do morza i przesunięcia granicy na zachód przy jej wyprostowaniu i skróceniu. „Było zadaniem Sikorskie­

go — pisze autor na str. 26 — to ogól­

nikowo ujęte żądanie przełożyć w roz­

mowach z mocarstwami zachodnimi na język konkretniejszy.“

W szeregu dalszych rozdziałów autor przedstawia politykę koalicji antyniemieckiej w czasie wojny, któ­

rej głównym celem było nie tylko po­

konanie wojskowe Niemiec, ale i ich osłabienie po odniesieniu zwycięstwa.

Autor twierdzi, że w planach alian­

tów leżało „takie całkowite rozbicie Niemiec, by nie mogły one iuż więcej grać roli politycznej“ (str. 33). Przy­

pomina rozmowy przywódców poli­

tycznych aliantów na temat podziału Niemiec na szereg państw. Już w 1941 r. istniała zgoda na oddanie Prus Wschodnich Polsce po wojnie i punkt ten we wszystkich dalszych rozmo­

wach i rokowaniach nie budził żad­

nych sprzeciwów skądkolwiek.

Szczegółowo, wcale interesująco i jasno przedstawia autor przebieg sto­

sunków dyplomatycznych polsko-so­

wieckich w czasie wojny, które po krótkim okresie oficjalnej „przyjaźni“

w czasie największego zagrożenia So­

wietów zaczęły się stopniowo pogar­

szać, aż sprawa Katynia doprowadziła do zerwania z rządem polskim. Na tle żądań terytorialnych sowieckich w stosunku do Polski na ogół wcześnie akceptowanych przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone, coraz silniej za­

czął się utrwalać pogląd o potrzebie kompensat dla Polski na zachodzie kosztem terytoriów niemieckich.

Wagner konsekwentnie stara się wykazać, że inicjatywa oparcia gra­

nicy polskiej na zachodzie na linii Od­

ry i Nysy wyszła od Stalina, że była koncepcją moskiewską.

Jeśli chodzi o stanowisko mocarstw zachodnich, ich ustępliwość wobec So­

wietów tłumaczyła się przekonaniem, że poświęcanie polskich ziem wschod­

nich zaspokoi głód wilka sowieckiego i że przyszła demokratyczna i niepod­

legła Polska wzmocniona nabyciem gospodarczo cenniejszych ziem ponie­

mieckich stanowić będzie silną zapo­

rę dla ekspansji sowieckiej na zacho­

dzie. Z wywodów Wagnera wynika, że zarówno Churchill, jak zwłaszcza Ro­

osevelt łudzili się gruntownie na te­

mat motywów i aspiracji polityki Sta­

lina, która zmierzała konsekwentnie do osiągnięcia realnych celów, ogrom­

nego wzmocnienia pozycji Związku

Sowieckiego, rozszerzenia jego g ra­

nic i faktycznej hegemonii w Europie.

Przebieg i wyniki trzech wielkich konferencji alianckich — w Tehera­

nie, Jałcie i Poczdamie — przedsta­

wione są szczegółowo i wnikliwie. By­

ły one terenem istotnych triumfów dyplomacji moskiewskiej, jej pro­

gram m.i. obejmował przesunięcie te­

rytorium państwa polskiego na za­

chód.

W końcowych uwagach W agner dość nieoczekiwanie stara się podwa­

żyć znaczenie takich czy innych g ra­

nic, ponieważ jakoby coraz wyraźniej zarysowuje się w Europie nowy kształt ustroju politycznego ponadna­

rodowy. Powołuje się on przy tym m.i.

na takiego fantastę politycznego, jak lord Strabolgi. To sztuczne i niere­

alne zakończenie odbiega od głównego trzonu książki odznaczającego się do­

brą znajomością przedmiotu, umiarem i w zasadzie rzeczowością argum enta­

cji. (m. ost.)

PLAGA SWASTYKI

Lord Russell of Liverpool: THE SCOURGE OF THE SWASTIKA. A Short History of Nazi War Crimes.

Cassel & Ćomp. Ltd. Londyn 1954.

Stron 259.

Książka Russella nabrała wielkiego rozgłosu, do czego pomógł i fakt, że podał się on do dymisji z wysokiego urzędu w sądownictwie wojskowym (Assistant Judge Advocate General), by móc ogłosić książkę. Jest to histo­

ria niemieckich zbrodni wojennych.

Napisana spokojnie j rzeczowo, nie wy­

ciąga żadnych wniosków politycznych, stała się jednak ważnym narzędziem politycznym w ręku tych,^ którzy po­

wrotowi Niemiec jako równoupraw­

nionego partnera do grona narodów świata zachodniego sprzeciwiają się zdecydowanie.

Dziś już dyskusja nad istnieniem dobrych Niemców w przeciwstawieniu do niegodziwych hitlerowców straciła na aktulności i nie jest podejmowana, chyba jako zagadnienie historyczne.

Ale przecież czasem i historia może bardzo istotnie i ważko wpływać na postawę czynników tworzących aktu­

alne sytuacje polityczne.

Coś'w tym rodzaju obserwujemy, je­

śli chodzi o wpływ książki Russella na zagadnienie przywrócenia Niemcom prawa do zbrojeń. Stawia ona przed oczy ryzyko, jakie pociąga za sobą de­

cyzja pozytywna w tej dziedzinie.

P O P I E R A J F I R M Y

O G Ł A S Z A N E P R Z E Z N A S

Niemcy silne, uzbrojone, to groźba dla państw ościennych, to niebezpieczeń­

stwo dla całej Europy. Prawda, że obecnie Rosja stanowi realniejsze źródło niepokoju w skali znacznie przerastającej możliwości niemieckie, lecz pochopność z jaką niektóre czyn­

niki na Zachodzie, zwłaszcza amery­

kańskie, prą do szybkiego zbrojenia Niemiec, jest niepokojąca.

Wytrącony z równowagi po wojnie 1914-18 świat, zwłaszcza Europa szu­

kała nowych, bardziej autorytatyw­

nych form ustrojowych dla opanowa­

nia trudności i niebezpieczeństw spo­

łecznych, gospodarczych, politycznych.

Nigdzie jednak te nowe ruchy, poza Rosją Sowiecką, nie doszły do takie­

go wynaturzenia, brutalnego zaprze­

czenia podstawowych wolności i wy­

dobycia na powierzchnię najniższych instynktów, jak w Rzeszy hitlerow­

skiej.

Reżim -hitlerowski posługiwał się terrorem również na wewnątrz, trze­

ba to przyznać obiektywnie. Ale opo­

zycja, jaką napotykał w społeczeństwie niemieckim, była bardzo anemiczna.

Hitler był postacią popularną, porywał masy i bez wstrząsów podporządkował sobie wszystkie tradycyjne ośrodki władzy i siły w państwie, z wojskiem i biurokracją na czele. Reżim Hitlera zapewne nie mniej reprezentował wo­

lę narodu niemieckiego niż Wilhel­

ma II. . . .

Uwagi powyższe nie są bynajmniej oderwane od oceny książki. Nie ma żadnej gwarancji, że na płodnym w zakresie produkcji różnych „wodzów“

gruncie niemieckim nie pojawi się mo­

że w bliskiej przyszłości nowy jakiś H itler i że nie powtórzą się ekscesy, opisywane przez Russela.

Książka w szeregu rozdziałów oma­

wia organizację aparatu terroru hitle­

rowskiego, potem robi systematyczny, zwięzły przegląd zbrodni niemieckich podczas drugiej wojny światowej w różnych dziedzinach, więc mordowanie i maltretowanie jeńców wojennych, zbrodnicze prowadzenie wojny mor­

skiej, prześladowanie i niszczenie lud­

ności cywilnej w krajach okupowa­

nych, sprawa pracy niewolniczej, sto­

sunki w obozach koncentracyjnych (bodaj najbardziej wstrząsająca częśc książki) i likwidacja żydów na obsza­

rze podległym władzy niemieckiej, to jest w większej części Europy.

Czytanie książki może przyprawie o mdłości nawet ludzi dość zahartowa­

nych. Stosunkowo nieliczne ilustracje (29) dopełniają straszliwego obrazu barbarzyństwa niemieckiego, jaki daje sam tekst pisany.

Autor widocznie miał obfitszy ma;

teriał dla terenów zachodnich, toteż uwagi poświęcone Polsce są w rozmią;

rach zbyt szczupłe i nawet ich ścisłosę budzi pewne wątpliwości, jak ilosc osób cywilnych, ofiar egzekucji prze­

prowadzonych przez Niemców.

(m. ost.)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dzieje się to dlatego, że obie konferencje, azjatycka i azjatyc- ko-afrykańska, zostały zwołane przez państwa ludów kolorowych jako próba stworzenia bloku

W SPRAWIE BALONIKÓW 22 marca odbyło się w Londynie ze­. branie komisji spraw wewnętrznopo- litycznych Rady Jedności Narodowej, na którym omawiano sprawę

Składa się na to wiele czynników, a dowodem, że tak właśnie jest, mogą być przykłady z działalności Polaków specjalistów w dawnej Rosji carskiej. Dziś

Człowiek, który nie ma innej drogi do Boga jak przez społeczeństwo, poddaje się warunkom społecznym tak dalece, że rząd staje się dla niego wykładni­. kiem

Jakież uzasadnienie może mieć wychowywanie dzieci w duchu polskim, jeśli już ich rodzice obywatelstwa się wyrzekli. Trudno będzie się dziwić dziecku naturalizo-

tową nad pokojowym wykorzystaniem tego nowego gatunku energii, można było przewidzieć, że sytuacja się zmieni.. Propozycja bowiem

Wśród wszystkich tych wydrwiwań i krytyk wyjątkowo tylko znaleźć można było sumienniejszą analizę przyczyn, dla których większość Francuzów w taki

John znał anty sowiecką sieć w Niemczech, jego znalezienie się po drugiej stronie jest przeto dużą po­.. rażką