• Nie Znaleziono Wyników

Fikcje "Żywych Kamieni" Wacława Berenta

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Fikcje "Żywych Kamieni" Wacława Berenta"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Bogdan Zawistowski

Fikcje "Żywych Kamieni" Wacława

Berenta

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 78/2, 91-109

(2)

P a m ię tn ik L ite r a c k i L X X V III, 1987, z. 2 P L IS S N 0031-0514

BO G D A N ZAW ISTO W SK I

F IK C JE „ŻYW YCH K A M IEN I” WACŁAWA BERENTA

Iluzoryczność w izji w ykreow anej w Ż y w y c h kamieniach m an ifestu ­ je się poprzez swoistą „ a ry tm e ty k ę ” fikcji, poprzez fikcji tej potęgow a­ nie, w ielokrotne m nożenie przez nią samą. Im m an entna fikcyjność po­ wieściowej projekcji ulega zw ielokrotnieniu w w y nik u zam knięcia n a r ­ ra c ji ram ą, k tóra nie tylko znaczy sam fak t opowiadania znam ieniem fikcji, ale też rozbija złudzenie autentyczności zaaranżow anego w utw o ­ rze św iata. Oto w ostatn im rozdziale-epilogu do głosu dochodzi rezoner, k tó ry red u k u jąc całą ukazaną rzeczyw istość do przytoczonej przez sie­ bie opowieści, kw estionuje praw dziw ość k u lm in acyjn ych zdarzeń: dowo­ dzi, iż G raal nie został znaleziony, a przeo r pom ylił się w obliczeniach co do d a ty nastania K rólestw a Ducha na ziemi. Zm iana p ersp ek ty w y n a rra c y jn e j prow adzi tu do zw eryfikow ania fikcji z pozycji innej fikcji, a w n astępstw ie do w yodrębnienia się w utw orze dw u odm iennych po­ rządków ontologicznych. W ew nątrz tej podw ójnie n apiętnow anej fikcją rzeczyw istości Ż y w y c h kamieni zachodzą dalsze rozw arstw ien ia powo­ dow ane żyw iołem n a rra c ji. Opowieść żonglera w p iekarni o Lancelocie i P arsifalu, historia o D ianie i Echu opowiedziana przez m en estrela na ty ła c h fa ry i inne w y tw o ry waganckiej m uzy są kolejnym i ak tam i ewo- kacji fikcji w fikcji. A ktualizacje tych utw orów służą w zbudzeniu fikcji n a innych jeszcze poziom ach św iata ukazanego w dziele, um ożliw iają jej przeniknięcie w rzeczywistość, k tóra jest udziałem postaci. P ieśni w ędrow nych arty stó w n arzu cają słuchaczom w łasną poetykę w idzenia otaczających rzeczy i ludzi, p rzekształcają egzystencję w literack ą p ro ­ jek cję, w yzw alają energię im aginacyjną.

S feryczna k o n stru k cja fikcji, jej wielopoziomowe rozw arstw ienie, w y ­ w ołuje w Ż y w y c h kamieniach w ew nętrzne napięcie m iędzy iluzją i re a l­ nością; B eren t w ielokrotnie, w ariacyjn ie odw zorow uje w tekście i w w ie­ lu k ieru n k ach przesuw a granicę m iędzy tym , co urojone, a tym , co rze­ czyw iste. Ontologicznie rów now ażne w odniesieniu do św iata pozapo- wieściowego, jednakow o „in ten cjo naln e” rzeczyw istości Ż y w y c h kamieni są w zględem siebie niew spółrzędne. A utorska f i k c j a p o w i e ś c i za­ w iera co n ajm n iej trz y zhierarchizow ane sfery f i k c j i w p o w i e ś c i .

(3)

Na najniższym poziom ie s y tu u je się rzeczyw istość d ająca o sobie m i­ gaw kow o znać w u tw o rac h przytoczonych. N adrzęd ny wobec niej bę­ dzie św iat „ludzi w ęd ro w n y ch ” i ich au d y to riu m , gdyż to oni ją u sta ­ n aw iają bądź m ają świadom ość jej fikcyjności. W końcu ponad w szyst­ kim , co się w pow ieści dzieje, z n a jd u je się n a rra to r epilogu, k tó ry fikcją m ian u je całą rzeczyw istość p rzedstaw ioną. W persp ek ty w ie odbioru dzie­ ła tenże n a rra to r rów nież tra c i realność. O statn i rozdział nie je st bez­ pośrednim , au to rsk im posłow iem , chociaż form alnie nosi jego cechy: uogólnia losy boh ateró w i tłu m aczy sens ty c h losów. „O pow iadacz” pa­ m ięta czasy, „gdy na podw órze zachodzili w a g a n ty ” (328) 1, a rów nocześ­ nie ap elu je do w spółczesnych przełom u X IX i X X w ieku. W yraziście ry su ją się jego pow inow actw a m entaln e, św iatopoglądow e czy etyczne z postaciam i. N ie m ożna tra k to w a ć go jako „n addan ego” elem en tu s tru k ­ tu r y tek stu , gdyż w ielo krotnie zaznacza on sw ą obecność w powieści, za­ n im zdem askuje się w o statn im rozdziale — zawsze w ted y , gdy n a rra c ja p rzek racza p ersp ek ty w ę w idzenia bohaterów . W szystko to w yklucza toż­ samość n a rra to ra epilogu z autorem . „O pow iadacz” je st k rea c ją m ediu- m iczną, ro zd a rtą m iędzy rzeczyw istością a jej poetyckim rzutem , k reacją w budow aną n a zasadzie k o n tra p u n k tu w w e w n ętrzn ą tk an k ę u tw oru. S tanow i jeszcze jedno ogniwo w powieściowej s tru k tu rz e fikcji.

U kładem odniesienia realizow anej w Ż y w y c h kamieniach form y po­ w ieści histo rycznej czyni B eren t średniow iecze w fazie schyłku. Ju ż w pierw szej scenie u tw o ru , poprzedzającej radosne w kroczenie w agan - tów do m iasta, odm alow any został sm utek istnienia w k u ltu rze, k tó ra obum iera. P isarz u k a z u je św iat w stan ie rozkładu, atom izacji; ukazuje życie sparaliżow ane w szechogarniającą chorobą dusz. Podobna w izja dez­ in te g ra c ji ry su ją c a się w o statn ich rozdziałach i epilogu zam yka powieść k lam rą. Ż y w e kam ienie to obraz średniow iecza dekadencji, to opis sy­ tu a c ji człow ieka panicznie uciekającego przed nicością w dziedzinę sztuki czy — ogólniej — fan tazji.

P ię trz ąc irre a ln e k reacje, u n ik ając m im etycznej obrazowości, w p isu­ jąc w ielo k ro tn ie fikcję w fikcję, B e re n t „d e m o n stru je ” kojące działanie złudzeń, a jednocześnie unaocznia tow arzyszące ty m złudzeniom napięcie m iędzy w yo braźnią a rzeczyw istością. W n astęp stw ie rozbicia w y k reow a­ nego św iata na kilk a o dręb n y ch sfe r ontologicznych, k tó re n iekiedy p rze­ n ik a ją się, częściej jed n a k h ałaśliw ie zd erzają ze sobą, w y jask raw ia się konflik to w a rozbieżność w yobrażenia i sta n u faktycznego. Fikcje n ap ie­ ra ją c e na b y t zobiektyw izow any w ow ych sferach w iodą do zdeprecjono­ w ania, a n a w e t zakw estionow ania realności św iata. W ew nętrzna sprzecz­ ność m iędzy w yob rażen iem a rzeczyw istością tłum aczy się jasno w św ie­ tle słów J ü rg e n a L an d w eh ra, k tó ry z ab ierając głos w ożywionej dysku

-1 W ten sposób o d sy ła m y do: W. B e r e n t , Ż y w e k a m i e n ie . W yd. 2. W arsza­ w a 1982. L iczb a w n a w ia sie w sk a z u je stron icę.

(4)

F IK C J E „Ż Y W Y C H K A M IE N I” 93

sji, jak a toczy się we współczesnej reflek sji m etodologicznej na tem a t p raw d y i fałszu w litera tu rz e , usiłuje ująć realność i literack ie zm yśle­ nie w relację dynam iczną, uw arunkow aną:

F i k c y j n e s ą p r z e d m i o t y i s t a n y , k t ó r e s ą r e i n t e r p r e ­ t e w a n e. i n t e n c j o n a l n i e p r z e z p o d m i o t p o d w z g l ę d e m i c h s p o s o b u i s t n i e n i a d l a o k r e ś l o n e j c z a s o p r z e s t r z e n i w b r e w o b o w i ą z u j ą c y m w d a n y m p u n k c i e c z a s o w y m d l a p o d m i o ­ t u p o j ę c i o * m o s p o s o b i e i s t n i e n i a t y c h p r z e d m i o t ó w i r e ­ l a c j i 2.

Z definicji tej płynie sugestia, że dla podm iotu odbierającego dzieło literack ie fikcja to zm ienne, przez k ontekst ontologiczny uw arunk ow an e odczucie niekoherencji m iędzy obow iązującym i ten podm iot w yznaczni­ kam i obiektyw ności a lek tu ro w y m doświadczeniem stanu rzeczy. J e d ­ n a k w ta k rysu jącej się relacji, naw et przy odniesieniu jej do w e w n ętrz ­ nej s tru k tu ry u tw o ru ew okującego w w ielu w a rian tach lite ra tu rę w li­ te ra tu rz e , a więc cechującego się osobliwą niestabilnością kontekstu, fik ­ cja jest zjaw iskiem ściśle określonym . Zjaw isko to zm ienia się, dla róż­ n y c h rzeczyw istości p rzy jm u je in n y kształt, ale podm iot nie m a w ładzy dowolnego o nim w yrokow ania, gdyż każda rzeczyw istość bezsprzecz­ n ie w yznacza to, co do niej nie należy, czyli to — co fikcyjne.

Ż y w e kamienie odzw ierciedlają poniekąd stosunek, o jak im tu mowa.

K ażde przesunięcie granic powieściowej rzeczyw istości odm ienia nie-rze- czyw istość, m aterię fikcji, skoro św iat ,,ludzi w ęd row ny ch ” i „ludzi osiadłych” sam oczynnie d y stan su je się wobec św iata m itycznych h e ro ­ sów, będąc sam fikcją dla n a rra to ra z epilogu, k tó ry to n a rra to r w kon­ fro n ta c ji z odbiorcą także okazuje się tw orem fikcyjnym . K ażda obiek­ ty w izacja przechodzi w fikcję na wyższym, choćby bezpośrednio n a d b u ­ dow anym n ad nią poziomie ontologicznym . O ile jednak, zgodnie z d u ­ chem definicji L andw ehra, przy całej dynam ice przem ian relacja re a l­ ności i nierealności w inna opierać się na niezm iennej proporcji, w y ra ­ żającej się w tw ierdzeniu, iż fikcją staje się to, co p rzestaje być rze ­ czyw istością wobec innej rzeczywistości, u B erenta odpowiedniość obu członów tejże relacji ulega silnem u rozchw ianiu.

W Ż y w y c h kamieniach postacie nie zadow alają się „praw idłow ym ” postrzeganiem fikcji, sta ra n n y m oddzielaniem jej od realności; prag ną unicestw ić przysłu gu jącą im w ram ach własnego św iata obiektyw ność, o d rea ln ia ją siebie i w szystko, co się wokół nich znajduje. W yobraźnia pobudzona literack ą opowieścią czy też poetyckim i w aloram i ogląda­ n y ch przedm iotów , hip notyzującym i dźw iękam i m uzyki, ruch em tan ecz­ nego korow odu — oddaje się na pastw ę halu cy n acy jn y ch żywiołów. W fantasm ago riach b rata Łukasza czy goliarda ożyw ają m artw e p rzed ­

2 J. L a n d w e h r , F ik c y jn o ść i fikcjo nalność. „P am iętn ik L itera c k i” 1983, z. 4, s . 301.

(5)

m ioty, rzeczyw iste postacie przeistaczają się w zjaw y, czas z a trzy m u je się bądź n aw raca do u ro jo n ej, m itologicznej przeszłości, tożsamość m iej­ sca i sy tu acji niknie w w y n ik u jakiegoś uniw ersalizującego rozprze­ strzen ienia się p rzestrzen i k o n k retn ej na m akrokosm os. „B łędny ry c e rz ” i w ędrow ni a rty śc i p rzek ształcają sw ą biografię w fikcję, poszukując G raala na w zór litera c k ic h boh aterów z h istorii opow iedzianej przez żonglera. W italizm w ag antów m ag n ety zu je tłu m y m ieszczan, którzy w pory w ach en tu zjazm u w cielają się w grecko-rzym skie bożki, prze­ m ien iają się w a n ty czn y ch w yznaw ców k u ltu Dionizosa, w yzw alają się od przyg nęb iającej p raw d y życia, by doznaw ać bakchicznych upojeń.

We w szystkich zachow aniach tego rod zaju rozpada się alians w y ­ obraźni i rzeczyw istości, pierw sza uniezależnia się od drugiej: p rze staje być w ładzą in te le k tu g w a ra n tu ją c ą o rie n tac ję w otoczeniu. W ta k w y ­ stylizow anym św iecie k ażdy przedm iot, zjaw isko, człow iek podlega p ra ­ w om tra n sm u ta cji, m a zdolność p rzek raczania siebie, przezw yciężania egzysten cjaln ej określoności.

W u n iw ersu m postaci w yznaczonym przez lin earn y , następczy porzą­ dek fab u ły u ro je n ia ścigają się i p rzen ik ają w zajem nie, gdy jednocześ­ nie w pionow ym p rze k ro ju form y rozum ianej jako a rty sty czn a to ta l­ ność u tw o ru u jaw n ia się bytow a nierów now ażność sfe r w ykreow anych. Z k o n sta ta cji tej w ynika, iż cała m ate ria powieściowa została zorgani­ zow ana tak, by każda ry su ją c a się w tekście realność podlegała sam o­ zagładzie, p rze tw a rza jąc siebie w różnorodne fikcje bądź też u ru c h a ­ m iając w ielorako zazębiające się try b y ow ych fikcji.

G łów nym źródłem fikcyjności w Ż y w y c h kamieniach jest n a rra c ja , i to rozum iana nie ty lk o jako s tru k tu ra ln y elem ent u tw o ru , ale przede w szystkim jako przed m io t reflek sji czy dem onstracji. Pow ieść ogarnia żyw ioł n arracy jn o ści przedstaw ion ej: w ędrow ni arty ści w y p o w i a d a - j ą legendy, m ity, przekazy, te k s ty poetyckie itp.; n a rra to r epilogu w y - p o w i a d a całą ukazan ą rzeczyw istość. Nie w y czerp u je się w ty m jed ­ n a k jeszcze potęga n a rra c y jn o śc i unaocznionej. Je j form ą jest i m a la r­ stw o, i rzeźba, i a rc h ite k tu ra , i sugestyw nie rozbrzm iew ająca w w ielu scenach m uzyka. W szelka sztuka przem aw ia językiem fikcji, w yw ołuje u ro jen ia, przenosi boh ateró w w in n y w ym iar. P rz y g n ia ta ich też law ina n a rra c y jn o śc i sn u te j w życiu, czego najlep szy m p rzy k ład em dynam icz­ nie rozpow szechniająca się pogłoska o przybyciu do m iasta Lancelota i P arsifala. P ostacie żyją w jarzm ie opow iadań, przekazów , w ieści za­ słyszanych. W szyscy, k tó rz y w ypow iadają legendy, są też sam i p r z e z l e g e n d y w y p o w i a d a n i . W cielają się w osoby nie istniejące, by móc egzystow ać w porządk u opowieści. A gresyw ność fikcji tego ro dza­ ju płynie stąd, że są one tw orzone środkam i życia. Pow ieściow y św iat pogrąża się ta k dalece w im aginację, że staje się ona często jed y n y m m otorem istnienia.

(6)

F IK C J E „Ż Y W Y C H K A M IE N I” 95

średniow iecza, euforia zrodzona z gw ałtow nej potrzeby ocalenia siebie przed nicością, z poczucia zagrożenia ze stron y obezw ładniającej w szel­ kie życie, rozpadającej się cywilizacji. Lęk przed ową nicością w yw ołuje obsesyjne pragnienie doznaw ania pełni egzystencji, a w konsekw encji w yzw ala siły zła w k u ltu rze. P o trzeb a fikcji staje się niekiedy ta k silna, że w ich u stan aw ianiu przejaw ia się sadyzm czy n aw et satanizm . Kozo- doje zachow ują się w yjątkow o b rutalnie, goliard chce w piw nicznej gospodzie skoczkę nap raw d ę zam ordować, pobyt w agantów w m ieście kończy się rozlew em krwi...

W tra d y c ji badawczej n arastającej wokół powieści B eren ta napięcie m iędzy w yobraźnią a rzeczyw istością, pow stające za spraw ą fikcji, cha­ rak tery zo w an e było wielorako. S ądy w ahały się m iędzy dw iem a s k ra j­ nościam i. E dw ard Porębow icz w recenzji opublikow anej w 1919 r. na łam ach „Tygodnika Ilu strow an eg o ” pisał o sym etrycznym ustaw ieniu obrazów rzeczyw istości i fantastyczn ej projekcji, o „pom ieszaniu ja w y i zja w y ” 3. W tak im ujęciu w yobraźnia przedstaw iona w utw orze to siła red u k u ją ca dystans m iędzy obydw om a odm iennym i porządkam i b y tu : u ro jen iem i realnością. Na przeciw nym biegunie ulokować m ożna po­ gląd M agdaleny Popiel, k tó ra w skazuje na fakt, że liczne m arzenia, fa ­ scynacje, rojenia bohaterów m ają w spólne podłoże, że w ym ierzone są w obiektyw ność, że w yobraźnia i rzeczyw istość z n ajd u ją się w stan ie opozycji, w ykluczają się w zajem nie 4. Żadne z tych stanow isk nie zn a j­ d u je pełnych potw ierdzeń w tekście B erenta. U rojenia naw iedzające

8 E. P o r ę b o w i c z (O „ Ż y w y c h k a m ie n ia c h ” B erenta . W: S tu d i a li t e r a c k i e . Z p rzedm ow ą M. B r a h m e r a . K raków 1951, s. 264. (P ierw od ru k : „T ygodnik Ilu ­ stro w a n y ” 1919)) pisze: „R zeczyw istość przed staw ian a jest jak w izja: k ozod oje i p an k ow ie, k tórzy w zw id zen iach m nicha przedzierzgają się w bożki p o g a ń sk iej w e d le p ojęć ó w czesn y ch z diabłam i id entyczne; ow e go n itw y sa ty ró w i n im f jak b y na obrazku z k lasyczn ej siela n k i lub ow o w y la ty w a n ie skoczki k om in em na g rzb ie­ cie kozła w oczach p ijan ego goliarda. N aw zajem w izja oddana jak scen a realna: w iz y ta śm ierci u płatnerza, w alk a braciszka z urojonym szatan em i z a c h w y c e n ie pod figu rk ą M atki Bożej. [...] podpatrzenie znam iennego dla w ie k ó w śred n ich p o ­ m ieszan ia ja w y i zjaw y, zatarcia gran icy m iędzy św ia tem d o ty k a ln y m a w y m a ­ rzonym , ja k iem u to zatarciu sztuka i literatura ów czesn a zaw d zięczała sw e n a j­ d ziw n iejsze p o m y sły ”. P orębow icz w sk a zu je na d ow olne, zam ienne, często n ie ­ a d ek w a tn e do przedm iotu opisu stosow an ie tech n ik i rea listy czn ej i stra teg ii w iz y j­ n y ch skojarzeń. Sw oboda w sposobach obrazow ania m iała — jego zd an iem >— oddać m an ieryczn ość św iad om ości śred n iow ieczn ych bohaterów .

4 M. P o p i e l , E p it a f iu m M ło d e j Polski. O „ Ż y w y c h k a m i e n ia c h ” B e r e n t a . W zbiorze: S tu d i a o B erencie . K atow ice 1984, s. 64, 70: „M arzenia, tak jak w ę d r ó w ­ ki b oh aterów , chybiają celu . K rzyw ym zw ierciad łem okazuje się rzeczy w isto ść dla czło w ieczy ch rojeń. P odróże w b arw n y św ia t fa n ta zji {...] m ają rytm n a g ły ch p rzy­ śp ieszeń i szare p o w ro ty ”; „M amy tu do czyn ien ia z trad ycyjn ą op ozycją rze­ c zy w isto ści i fan ta zji w yrażon ą w język u p arod ii”.

(7)

boh ateró w często nie d ają się w ytłum aczyć ani jako pom ieszanie, ani ja k o w alka „ja w y i z ja w y ” :

Z dało m u się, że w stą p iw sz y n a ślisk ie tu głazy, pod w ie lk ie okapy ty ch k a m ien ic, w k ro czy ł n ib y w m a g ó w p ieczarę, k ęd y po k u źn ica ch k o w a le u par­ te w y k u w a ją w u tru d zen iu b ezk o rzy stn y m św ia t w y ższej m ocy i piękności!... [103]

Z abłąkaw szy się n a ulicę p ła tn e rz y i złotników , goliard doświadcza fikcji. S zkatu ły , k ru cy fik sy , m o nstran cje, a nade w szystko P arsifalow a zb ro ja — dzieła p łatn e rz a natchnionego w aganckim i opowieściami, p rzed ­ m io ty poczęte z m arzenia, pełnej sublim acji — przenoszą goliarda w „ ś w i a t i η n y ”, k tó ry w szakże nie stanow i a n ty te z y realnego b y ­ tu , je st t y m s a m y m ś w i a t e m , tylko w idzianym inaczej, w spo­ sób inten sy w n iejszy . Rzeczy ko n k retn e, dostępne zm ysłow ej percepcji, lecz jednocześnie uposażone w sensy m etaforyczne, w y d ają się goliardo- wi „m o c n e i p i ę k n e ”. Choć poddane m agii fikcji, nie tra c ą re a l­ nego znaczenia, zy sk u ją ontologiczną pełnię, sta ją się bogatsze o dozna­ nia, emocje, w alory, jak ie łączy z nim i podm iot. P rag n ien ie zapom nienia o ro zkład ający m się świecie, ucieczki od m o n stru aln ej próżni bytow ej w yw ołuje w b o h a te rac h m otyw ację do poszukiw ania „św iata wyższej m ocy i piękności”, ab so lu tu doskonałości, esencji w szechśw iata. W fan ­ tasty czn y ch p ro jek cjach bohaterow ie ci gorączkowo dążą do spontanicz­ nego przeżyw ania sam ych siebie. Ich spontaniczność je st intencjonalna, św iadom ie zakładana, rodzi się w w y n ik u bezpośredniej reak cji na rze­ czywistość. F ik cja nie może więc być dla n ich k u m u lacją negatyw ności, zasłoną przed obiektyw nością, lecz rów now ażnikiem obiektyw ności. U ro­ jenia, będąc im plikow ane przez określone n astaw ienia wobec św iata, m a­ ją zazw yczaj rea ln e podłoże:

d ziew częta ![...] zerk ały w cią ż, jak tam , w dali, pod z w ie w n y m g iezłem śm igają w p ęd zie w ło c h a te ły d y igrca; rzek łb yś: on sam , P an ek sp łoszon y, p lu sk a k o ­ p y tem po k a łu ża ch u licy . [21]

U m y k ający przed kanonikiem m en e stre l p rzem ienia się w w y o b ra­ żeniach dziew cząt w m itologicznego Pana, o k tó ry m m om ent w cześniej sn u ł opowieść. Ilu zja o trz y m u je jednoznaczną w ykładnię m otyw acyjną: w yo b raźn ia n astro jo n a n a litera c k ą p ro jek cję ko jarzy rzeczyw iste obiek­ ty zgodnie z logiką tej projek cji.

W całym u tw orze B eren t p recy zy jn ie uzasadnia uro jenia. Żadna fan ­ tasm ago ria nie je st sk u tk iem sam oczynnej eru p c ji w yobraźni. K ażda d aje się w ytłum aczyć jak o re z u lta t d e te rm in a cji sy tu acy jn y ch . M oty­ w acje k rea c y jn e j aktyw ności w Ż y w y c h kamieniach w y d ają się bliskie teo rety czn y m o kreśleniom isto ty fan tazji, jak ie w sw ych pracach sfor­ m ułow ał A lain:

Z aburzenia cie le sn e i b łęd y u m y słu , w a ru n k u ją c się w za jem n ie, sta n o w ią rzeczy w isto ść w yob raźn i; być m oże tow arzyszą im ró w n ież c h w ilo w e w iz je

(8)

F IK C JE „Ż Y W Y C H K A M IE N I” 97

albo raczej źle k on trolow an e postrzeżenia... [...] Jeżeli czyteln ik p atrzy ostroż­ nie, tak jak zalecał K artezjusz, spostrzeże, być m oże, iż w yob raźn ia potrzeb u je przedm iotu. Tak w ię c sztu k i u kazują się i[...] jako lek a rstw o za w sze b łąd zą­ cego i sm u tn ego m arzenia 5.

Dla A laina każde w yobrażenie jest — po pierw sze — fun k cją ciała i uw arunkow anego nim um ysłu, po w tóre — w ynikiem desperackiego pościgu m arzenia za przedm iotem , tęsknotą świadomości za cielesnością. W Ż y w y c h kamieniach w izjotw órcze działania w yobraźni rów nież k ry ­ ją w sw ych podstaw ach sw oisty błąd um ysłu i zw iązane z nim zabu­ rzenia som atyczne, za k tóry ch spraw ą w yobrażenie łączy się z p rzed­ m iotem . R acjonalizacja irrealn y ch obrazów powieści prow adzi do w nios­ ków zbieżnych z reflek sją A laina: Berentow skie w izje cechuje zw ykle m oty w acyjna dw uw ym iarow ość. Z jednej stro n y w yznaczają je w a ru n ­ ki zew nętrzne, sprzyjające urojeniom u tru d n ien ia zmysłowego p ostrze­ gania: ciemność, nieczytelność kształtów spowodow ana p rzestrzen nym dystansem , chaos splątanych dźwięków, itp. D eterm inują je też określo­ n e nastaw ienia percepcyjne w yw ołane czy to dziełem sztuki, czy psy­ chologicznie uzasadnioną m anierą poznawczą. Pobudzenie w yobraźni jest zawsze uw arunkow ane przez um ysł bądź zm ysły. Z drugiej stro n y w izja m a zw ykle oparcie w realn y ch przedm iotach. W yjąw szy nieliczne od­ stępstw a, w szystkie urojen ia okazują się percepcy jnym zniekształceniem , w idzeniem w onirycznych proporcjach konkretnego, bezpośrednio do­ św iadczanego obiektu, a nie kreow aniem autonom icznych bytów . Z w y­ kle naw et najb ard ziej fantastyczne obrazy obok a b e rra cji zm ysłow ych w y rażają stosunek „Ja-w yobrażającego” do k onk retn y ch przedm iotów przynależnych do obiektyw nego porządku, jaki to ,,Ja ” obowiązuje. W czasie uciech w piw nicznej gospodzie goliardow i pojaw ia się „sata-

nassa luhrica” ujeżdżająca kom inem na grzbiecie kozła. Z jednej stro n y

dzieje się to w sku tek u tra ty władz zmysłowych, odurzenia alkoholow e­ go, z drugiej — w izja opiera się na bytach realnych: w „kuszącą diabli- cę” przem ienia się skoczka, w kozła k tó ryś z jej obrońców, praw dopo­ dobnie hero ld p o w strzym ujący agresję goliarda oburzonego w ystępno - ścią tow arzyszki. W czasie ekstazy w ru in ach pogańskiej św iątyni go- lia rd kom unikuje się z postaciam i m itologicznym i, poniew aż jego w y ­ obraźnia uległa n astrojow i chwili, poddała się urokom barw i św iateł południow ej pory, m uzyki owadów, powadze ciszy unoszącej się nad kam ienn ym cm entarzyskiem przeszłości. Jednakże obcowanie z osobi­ stościam i m itologicznej prow eniencji nie jest w ynikiem przypadkow ych skojarzeń, swobodnej g ry pozorów. G oliard słyszy dźw ięk fle tn i Fauna, w idzi nim fy, poniew aż w jego rozm arzeniu ożyły rzeźby przed staw iają­ ce te postacie.

5 A l a i n , W y o b r a ź n ia tw órcz a. W: A n to logia w s p ó łc z e s n e j e s t e t y k i fr a n c u s k ie j . P rzed m ow ą poprzedził W. T a t a r k i e w i c z . W yboru dokonała oraz notam i o autorach op atrzyła I. W o j n a r . W arszaw a 1980, s. 157 (tłum . M. S z p a k o w - s к a).

(9)

O pisany pow yżej m echanizm m o ty w acy jn y działa w całej powieści; fu n k cjo n u je ty m silniej, im m ocniej odrealniona byw a w izja. T yle ty l­ ko, że fik cje w y tw a rz an e przez postacie nie św iadczą o patologii w y­ obraźni. O brazy niezgodne z dezy d eratam i potocznego rozsądku są w y ­ razem o dstępstw a od schem atyzm u zobiektyw izow anej percepcji, a nie paranoidalnego pogrążenia w odm ętach jaźni. W dośw iadczeniach goliar- da, b rata Łukasza i in n y ch postaci doznających n agłych rozbłysków świadom ości fik cja staje się sw oistym rów now ażnikiem literaln ego sensu rzeczy.

A lain pisząc, iż w yo braźn ia istn ienie swe czerpie z błędów um ysłu i ciała, pow ołuje się na K artezju sza. W idoczne w powieści B erenta szcze­ gólne, podszyte zm ysłowością odczucie m aterialności św iata w ydaje się bliskie k a rte zja ń sk ie m u rozum ieniu błędu um ysłu. Z daniem K a rte z ju ­ sza błąd te n bierze się z ograniczoności um y słu i nieograniczoności woli, toteż nieskrępow ana wola, nieokiełznana pożądliwość poznania zniew ala św iat zm ysłam i, u stan aw ia go n iejako dla sam ej siebie 6. Podobnie dzie­ je się u B eren ta. D oznanie euforii poznaw czej, a także ekstaza, sp o n ta­ niczność są zawsze in ten cjo n aln e, biorą się z w m ów ień, płyną z woli w i­ dzenia u n iw e rsu m w p ro p o rcjach a rb itra ln ie ustanow ionych.

W m odelu n ku św iata przedstaw ionego zaznaczają się bezpośrednie n aw iązania do topiki średniow iecznej. Kosmos, w k tó ry m istn ieją bo­ h aterow ie, cechuje p o ten cjaln a alegoryczność: każdy przedm iot oprócz oczyw istych, stanow iących o jego istocie cech k ry je znaczenia nie m iesz­ czące się w tej istocie, dostępne jed y n ie w in ten sy w n y m przeżyciu. F ik - cjotw órcze działania w yob raźn i są często a k tu alizacją czy n adaniem rze­ czy alegoryczności, n aru szen iem rów now agi m iędzy treściam i, jakie rzecz sam a przez się sobą w ypow iada, a treściam i w niej m ilczącym i, k tó re dopiero pod w pływ em kom unikującego się z nią podm iotu przem aw ia­ ją językiem sugestii, by w zw ro tn y m ru ch u odsłonić sens u k ry ty . Fikcja n iejed n o k ro tn ie byw a ty m przek raczający m im m an encję przedm iotu, kon­ sty tu u jąc y m się w persp ek ty w ie św iat—w yobraźnia, n ad bud ow anym zn a­ czeniem . Nie służy cna podw ażeniu realności, nie prow adzi do „pom ie­ szania jaw y i z ja w y ”. N ajw y raźn iej widać to na przykładzie a rte fa k tu , k tó ry jest u B eren ta znakiem sym biotycznego złączenia fikcji z rzeczy­ w istością. G oliard obcując z dziełam i p łatn e rz a nie tra c i ani o rientacji w świecie, ani zw iązku z nim; odk ry w a wyższą moc i piękno bytu. Po­ dobnie rycerz, jego tow arzysz w szukaniu G raala, za spraw ą żyw ych kam ieni p rzen ik a m yślą poza zew n ętrzn ą pow łokę rzeczy:

A te ż y w e k a m ien ie po k o ścio ła ch teraz dopiero tłu m a czy ć m i się za częły sw y m duchem : leżą na grob ach jak g r a a lo w e p ątn ik i, k tóre celu nie doszły, p ow alon e w podrożu. Z aś ta na ich lica ch fra so b liw o ść w ieczn a — żywre to w y rzu ty su m ień naszych [...]. [59]

e R. D e s c a r t e s , P r a w i d ł a k i e r o w a n i a u m y s ł e m . P o s z u k i w a n i e p r a w d y p o ­

(10)

F IK C J E „Ż Y W Y C H K A M IE N I” 99

Żyw y kam ień, zgodnie z n a tu rą a rte fa k tu , przem aw ia do rycerza alegorycznie, uśw iadam ia mu, że sens b ytu m a s tru k tu rę dychotom icz- ną, że poza zew nętrznym nacechow aniem przedm iotu rozciąga się spi­ ry tu a ln a przestrzeń jego działania, m ieszcząca znaczenia u k ry te . A rte ­ fak t będąc w pełni tożsam y ze swym i właściwościam i fizycznym i, a więc całkow icie rzeczyw isty, w yraża jednocześnie treści przekraczające owe właściwości: tłum aczy siebie kom unikującem u się z nim podm iotowi w łas­ nym duchem , mówi głosem sum ienia. S taje się siedliskiem fikcji, gdyż jego isto ta nie mieści się w tożsamości z w łasną su b stan cją i form ą. Złączone w artefakcie „ fik cy jn e” i „rzeczyw iste” znaczenia nie m ieszają się i nie przeciw staw iają sobie. Złudzenie nie jest rzeczyw istością, ale w y ra sta na jej podłożu. N adając wyższą moc i piękno rzeczy, zw ierza­ jąc rzeczy tej duchow ą potencję, fikcja pozwala przeżyć pełnię bytu. W podobny sposób w pływ a na bohaterów fikcja literack a i inne form y narracy jności. Nie p rzesłaniają one św iata, przeciw nie — są źródłem energii poznawczej, kreacy jn ej, energii kierow anej na byt w celu do­ znania niew ypow iedzianej siły i estety k i życia.

Napięcie m iędzy w yobraźnią a rzeczyw istością realizuje się w Ż y ­

w y c h kamieniach nie ty le poprzez pom ieszanie czy w ykluczanie, co po­

przez p r z e k r a c z a n i e realności w k ierunku irrealności. W yobra­ żenie jest błędem , w ynikiem rozstroju zmysłów, choroby jaźni, ale ta szczególna fobia ma dodatni znak w artości: daje wyższe w ładze poznaw ­ cze, pozw ala w yjść za oczywistość chwili, aby bez unicestw ienia rzeczy dociec jej istoty. Dla podm iotu poznającego fikcja to akt in te rp re ta c ji, nadaw ania w ielorakich znaczeń. Podm iot w obliczu przedm iotu staje się k reatorem : uposażając rzecz w różnorodne treści, dąży do jej zw ielo­ krotnienia, a nie zdekom ponow ania. K ażdy k o ntakt tego rod zaju pole­ ga na eschatologicznym przekształceniu obiektu w ten sam obiekt, na tak im rzutow an iu św iata na ek ran świadomości, w któ ry m da się w m ó­ wić pełnię owem u osypującem u się w pustkę św iatu.

Na fikcjach poznawczych, realizujących się w w ym iarze podm ioto­ w ym , w drodze intym nego ko n taktu z otoczeniem, nie zam yka się Be- ren to w ska wizja. Ż y w e kamienie to obraz epoki, k tó ra m łodopolskiem u pisarzow i jaw i się jako tere n krzyżow ania się k u ltu r (średniow iecze, a n ­ ty k, prerenesans), mitologii (ciągłe p rzeplatanie się greckiego m itu o P a n ­ ku i chrześcijańskiej legendy o Graalu), zderzania i m ieszania św iado­ mości, w alki św iatów generującej obłędne fikcje. Jakko lw iek h istorycz­ n y przek rój tek stu nie jest przedm iotem szczzegółowego opisu w n in ie j­ szej pracy, zaznaczyć należy, że B erent rezygnuje z n a rra c ji fak to g ra ­ ficznej, nie przyw ołuje poza drobnym i w zm iankam i w ydarzeniow ego w ątk u dziejów. O braz w yraża tu głównie kulturo w e, obyczajow e, m en­ taln e asp ek ty średniow iecza, toteż na plan pierw szy w ysuw a się ob­ rzędowość, życie publiczne z jego konfliktam i m iędzy oficjalnością a in­ tym nością, inten cjam i jednostkow ym i a potoczną p rak ty k ą , z w szyst­

(11)

kim i relacjam i m iędzy in d y w id u aln ą i zbiorow ą świadom ością. Pociąga to za sobą daleko idące konsekw encje dla przedstaw ień fikcji. B erentow - ska optyka w idzenia średniow iecza w y k azuje pow inow actw a z ro m an ­ tycznym i, anty-W in ckelm an o w sk im i w yobrażeniam i tej epoki — pisarz tra k tu je w ieki śred n ie nie ty lk o jako dobę heroicznej w alki bezdom nych jedn o stek o sztukę, ale w ręcz jako okres pow szechnych, n ad zw yczaj­ n y ch przesileń ducha, k tó re im aginacją rażą w szystkie poziom y życia społecznego. D latego też obok fikcji podm iotow o-epistem ologicznych po­ jaw ia ją się w pow ieści zbiorow e fikcje św iatopoglądow e, etyczne, lu - dyczne itp. Służą one in n y m jeszcze niż ty lk o poznaw czym celom. Mo­ ty w acje n iek tó ry ch fikcjo tw ó rczych działań grupow ych m ają w ręcz p rze­ ciw ny w ek to r niż podm iotow e ro jen ia poznawcze; nie służą oddaleniu się od realności k u „nadokreśloności”, lecz odw rotnie — m ają na celu w yłączenie ze św iata, pozbaw ienie ran g i au ten ty zm u pew nych zjaw isk z n a tu ry bardzo tw a rd y c h bytow o. D ziałania takie rodzą fikcję praw a i fikcję w iary.

P raw o — b y t k o n k retn y , o p a rty na n o rm a ty w n y c h w yznacznikach i in sty tu cjo n a ln ie ch ron io ny — je st w powieści ustaw icznie pozbaw iane sw ej racji. W aganci n a ru sz a ją zarządzenia w ładz m iejskich, m łodzież r y ­ cersk a urządza uliczną a w a n tu rę , królew ski w y rok na rycerza b u lw e r­ su je tłu m y m ieszczan. W szyscy m yślą, ja k om inąć praw o. W ten sposób sta je się ono fikcją, tw o rem „ w y p y c h a n y m ” poza ra m y rzeczyw i­ stości. Podobnie dzieje się z w iarą. Choć zakorzeniona w społecznej p ra k ­ ty ce i zbiorow ej świadom ości, często okazuje się bytow o ulotna. Mimo przestró g Kościoła i naw o ły w ań do w eselenia się w Pan u, w iern y ch nie opuszcza acedia i stać ich jed y n ie na radość z g ru n tu św iecką, grzeszną. B rat Łukasz w św iętok rad czy sposób ulega pokusom św iata. Legenda o św. G raalu tra c i ciągle oparcie w m yślach postaci. Skoczka zaś s ta ­ nowczo tw ierdzi, że diabła i grzechu nie m a. P raw o i religia p rze stają być zw yczajem życia społecznego, tra c ą oparcie w realności. B ohatero­ w ie odrzucają je lub o dsuw ają jako fikcje nie dające egzystencjalnej pełni.

P ełn ię ta k ą niesie inna, w szechogarniająca, m ająca in te rsu b ie k ty w n y c h a ra k te r fikcja — fik cja obrzędow ości karnaw ałow o-odpustow ej. Jej działanie rozciąga się na cały pierw szy dzień i całą pierw szą noc akcji u tw o ru . Popisy sztukm istrzów , opowieści żonglerów , hałaśliw ość k r a ­ mów, h arce m ieszczan z w ag antam i, m uzyka, ruch, barw a, św iatło w szystko to sp lata się w jedn o zbiorow e doznanie euforii głuszącej sm u ­ te k istnienia. B achanalia m iejskie poprzedzające ry tu a ln e uniesienia skoczki i goliarda w ru in a c h pogańskiej św iątyni, zabaw y p rzeb ran y ch za kozodojów ludzi w ędrow n y ch z m ieszczańskim i córkam i i żonam i w cielającym i się w role b a ch an tek w iodą do całkow itego w yzw olenia się z realiów obyczajow ych, społecznych, z rygorów m o raln y ch i w ię­ zów rodzinnych. W ykroczenie poza re w ir obiektyw ności pociąga za sobą

(12)

F IK C J E „Ż Y W Y C H K A M IE N I” 101

przeżycie zbiorowej ekstazy. Irre aln e oddanie się zabaw ie w yw ołuje cał­ kow ite upojenie.

Fikcja w ostatecznym rezultacie niesie pełnię poznania i doznania; w yw ołuje szał w yobrażeń i w rażeń; daje możliwość przeżycia św iata w zw ielokrotnieniu, m aksym alnym natężeniu zm ysłów i ducha; jest m nożnikiem gnozeologicznych i ekstatycznych w zruszeń; sym ptom em in­ tensyw nego istnienia.

Poddane magii fikcji rzeczy jaw ią się w powieści w sposób szcze­ gólny:

w y p ły n ą ł k sięży c znad m urów . I w ejrzał na p lac k o ścieln y tą om gloną ź re­ nicą zaśw iatów , która i grodu m u ry w za m k i-n iew id y odm ienia, i człecze p o­ stacie tak odcieleśnia, że ow o parobczak k on n y błęd n ym rycerzem na drodze się w y d a [...]. [189]

P rzedm ioty tracą w utw orze samodzielność, a dzieje się to za spraw ą spojrzenia, k tóre odbiera im jednoznaczność, ma cudotw órczą moc od- cieleśniania, przekraczania dosłowności. To w łaśnie spojrzenie w nosi ze sobą bogactw o znaczeń i doznań, staje się najistotniejszym p rzejaw em aktyw ności, spraw dzianem potencji tw órczej. Jakkolw iek zachow ania po­ staci stym ulow ane są i przez dotyk, i przez zapach, i przez m otoryczność całego otoczenia, to jed n ak p ry m at ma tu spojrzenie. Całe dzieło jest nieprzenikn io n ym kłębow iskiem walczących, przecinających się czy u zu­ pełniających spojrzeń, które gęstą ciecią oplatają przedm ioty, ch w y tają w rażenia, w p raw iają w ekstazę.

M otyw oka uobecnia się w powieści na najróżniejsze sposoby. Obok bezm yślnych i try w ia ln y ch oczu gapiów, tępych spojrzeń ludzi osiadłych, pojaw iają się w nikliw e „oczy rozm arzeń” 7. Zdolność w idzenia p rzy słu ­

gu je też m artw y m przedm iotom i zjawiskom. Księżyc jest „źrenicą za­ św iató w ” (189), gw iazdy „oczami pow ietrznej głębiny” (183), „łuna m ru ­ ga na m u rz e ” (181), „błyskaw ice m rugają ku sobie” (265), okiem obda­ rzony został kościół, a nade wszystko żywe kam ienie: „Pan w ytrzeszcza ślep ia” (256), „głowa ze spiżu spoziera b iałkam i” (245). B erent nie stroni też od w y rażeń idiom atycznych czy m etaforycznych typ u : „w ejrzenie św iatła łaknącej d uszy” (222), „usypiska kam iennych szczętów, gdzie­ niegdzie na oko jak ciało obłych” (234), „piach łży [...] sypiesz w oczy” (237), „sk rę tn y w oka m gnieniu ru ch spłoszonego na ziem ię gad a” (266), „niczym łez krople [...] oka deszczu spadły [...] na g łazy ” (267).

W ielość użyć słowa „oko” i słów określających w idzenie decyduje o pow staniu m otyw u o w ielokierunkow ych rozgałęzieniach sem an tycz­

nych. P ra k ty k a językow a B erenta w spiera jego koncepcję rzeczyw istości zw ielokrotnionej przez fikcję. Pisarzow i idzie nie ty le o przełam y w anie znaczeń potocznych i etym ologicznych, o dynam izow anie zw iązku m ię­ dzy nazw ą i jej odniesieniem przedm iotow ym poprzez podprow adzanie

(13)

coraz to in n y ch d esygnatów do tego samego znaku, ile — odw rotnie — 0 w zbogacenie desy gn atu nie m ieszczącym i się w jego realności sensa­ mi, w łaściw ościam i, rolam i. N aw et zw iązanie „słow a-oko” w bardzo skon­ densow aną i sem antycznie n iep rz ejrzy stą m etafo rę nie pozbaw ia go łącz­ ności z „przedm iotem -oko” . W szystkie znaczenia słowa przynależą do bardzo w pow ieści rozbudow anego m otyw u w idzenia i w nim się je d ­ noczą. N aw et etym ologicznie obce tem u m otyw ow i użycie ,,oka deszczu” zbliża słowo do przed m io tu poprzez skojarzenie ok deszczu z kroplam i łez. Zabiegi, o jak ich tu mowa, służą w spólnem u celowi: przezw ycięże­ niu ograniczoności przedm iotu, zw ielokrotnieniu go, pom nożeniu jego istoty.

Oko o trzy m u je bardzo szerokie kom petencje. To ono m a zdolność przekraczania bądź dopełniania rzeczy, ono przenosi obserw atorów w „św iat in n y ”, pow ołuje do istnien ia zjaw y, może „w yw oływ ać przed siebie nim fy a m u zy ”. Oko w chłania przedm ioty, ale też je st em anacją, źródłem św iatła, dociekaniem , ek sp resją przeżyć. P a trz e n ie nie m a w

Ż y w y c h kamieniach w iele w spólnego z kon tem p lacją rozum ianą jako

bezw olny przep ły w obrazów , m ilczące obcowanie z m artw y m i obiektam i. Z nam ienne konsekw encje pociąga za sobą uposażenie tak ich m artw y c h obiektów w zdolność w idzenia, a także w prow adzenie do rzeczyw istości bohaterów rzeczy, k tó re posiadają — m etaforycznie m ów iąc — w łaści­ wości „flu o rescen cy jn e”. Te ostatnie ta k samo ja k „rzeczy w idzące” n a ­ rzu cają się obserw atorow i; choć pozbaw ione oka, zaw ierają w sobie sw oistą „energię spojrzen io w ą”. B arw istość kram ów zm usza goliarda 1 ry cerza do zm rużenia powiek, czara G raala „w yśw ietla się” goliardow i. N azw anie „okiem ” księżyca, gwiazdy, obdarzenie nim żywego kam ienia, jak i podsunięcie percep to ro m przedm iotów prom ieniujących barw am i i św iatłam i, prow adzi do d ereifik acji tła zdarzeń, dynam izu je akt po­ strzegania. Nie m ożna tu m ówić o biernej kontem placji, lecz o in terak cji. S pojrzenia obserw atorów i przedm iotów k rzy żu ją się, n arz u c a ją się sobie, zapośrednicza j ą :

N a poły o ck n iętem u m n ich o w i w y p a trzy ła sm u ga k sięży co w a u stóp ty ch postaci [tj. św ięty ch ] — dw óch ry cerzy jak d w ie m ary pod ok iem m ie sią c a b led sze ży ciem od onych p ań w k am ien iu . [189]

K o n ta k t człow ieka i p rzedm iotu przebiega w sposób dialogowy. O bser­ w ato r narzu ca rzeczom stw orzone przez siebie fikcje, rzeczy p ró bują podporządkow ać go w łasn y m sensom. Toczy się w alka spojrzeń, w k tó ­ rej ścierają się, n ik n ą i pow stają now e treści, znaczenia, emocje. Rzecz staje się p a rtn e re m człow ieka, bierze go w niew olę i w ikła w rozm owę z rzeczyw istością n a w e t w n ajsiln iejszy ch poryw ach fantazji.

D ystans m iędzy o bserw ującym i się obiektam i, te m p e ra tu ra uczucio­ wa ich przeżyć nie są stałe, ale sp ojrzenie odzw ierciedla zmienność, jak a się w stosunkach m iędzy człow iekiem a św iatem ry su je. Podlega ono stopniow aniu.

(14)

F IK C J E „Ż Y W Y C H K A M IE N I” 103

Spojrzenia m ieszczańskiego tłu m u gapiów byw ają zw ykle try w ialn e. W yczerpują się, spełniając som atyczne funkcje w zroku. Rola oka kończy się w tedy na biernym percypow aniu bodźców sensorycznych. Z obser­ w ato ram i w rażliw ym i rzecz m a się jednak inaczej. Oto w pew nych chw i­ lach w idzenie przeobraża się w zapatrzenie:

R am iona splotła [skoczka] na kolan ach jego, zapatrzona w eń w tej c h w ili jak w tęczę: że m ądry jest i w szy stk o w ie! O derw ały się na ch w ilę jej m y śli od sieb ie sam ej; jęły się błąkać po św iecie. [239]

W innym m omencie padają słowa:

[Lekarz] rozw aża w sobie d ziw n e spraw y człecze; nade w szystk o: jak to niejed n em u porw aniu się lu d zi przodują żyw e k am ien ie grobów i żon glero- w y ch o p o w ieści duchy. ·[...] P rzech y la ła się głow a w kołpaku, gdy lek a rz w tych dum aniach zapatrzył się oto w przepaść gw iezd n ą nad sobą. {195]

Z apatrzenie się skoczki w goliarda czy lekarza w przepaść gw iezdną w yw ołuje ru ch świadomości, budzi jaźń. Spojrzenie wzmożone w pro w a­ dza obserw atorów w stan leta rg u m arzeniowego. Ogniskowa ich widze­ nia przesuw a się z k o n k retny ch obiektów na w yobrażenia. Czasami spoj­ rzenie osiąga jeszcze wyższy stopień intensywności:

S lepną m n isze oczy pod ten rozruch uroczysty i lśn ien ia naokół; le d w ie w nich za św ieci w b łęk icie k szta łt n iew ia sty , sm u k lejszy od onych na m u - rach kościoła [...]. (112]

P rzepych, bogactwo barw , piękno kształtów , agresja przedm iotów na żądne ,,farb św iata” oczy m nicha pow oduje przeobrażenie spojrzenia w zaślepienie. Takie porażenie oczu odbiera rzeczom dosłowność, prow adzi do ich zniekształceń, projekcji hiperbolicznych. Im więcej energii spoj- rzeniow ej, ty m większa euforia, ty m silniejsze zakłócenia w w idzeniu, a w następstw ie ty m dalej idące m odyfikacje obrazu. O ile zapatrzenie w yw ołuje „p aralak sę” , przesunięcie spojrzenia z k o n k retu na w spom nie­ nie czy p ro jek t świadomości, o ty le w zaślepieniu św iat traci realność. Ale i na ty m możliwości spojrzenia się nie kończą. Może ono w chw ilach olśnień osiągnąć jeszcze w yższy stopień przenikliw ości. Gdy przeor od­ n alazł błędy w obliczeniach dotyczących n astan ia K rólestw a D ucha na ziem i i sprostow ał te pom yłki, padły słowa:

Jak g d yb y oczym a olśn ion ym i słoń cem w yd arł bogom ich ta jem n icę n a j­ w ięk szą.

A w tym jasn ow id zen iu ogarnia go i to ostatn ie uczucie szczęścia: w d zięcz­ ność p rzelew ająca się m od litw ą przez w szy stk ie w ręb y. [255]

P rzeo r przeżyw a euforię, ponieważ dostąpił łaski jasnow idzenia. J a k ­ kolw iek pojęcie jasnow idzenia w konw encjonalnej p raktyce językow ej nie odnosi się do percepcji zmysłowej, sw ym znaczeniem zbliża się ku in tu icji czy sp ekulatyw nej spraw ności um ysłu, B erent wiąże olśnienie przeora z k ontekstem zm ysłowym . O dkrycie d aty nastan ia K rólestw a D ucha na ziemi k o jarzy z oczyma olśnionym i słońcem, czyniąc ty m

(15)

sa-m ysa-m jasnow idzenie re z u lta te sa-m aktyw ności w zrokow o-isa-m aginacyjnej. N ajw yższym re je stre m w gam ie spojrzeń k o n sty tu u jąc e j się w Ż y w y c h

kamieniach będzie też ty p w idzenia pozornie n ajb ard ziej w ysublim ow any

ze zm ysłowości — u rojenie:

Oczy w ęd ro w n eg o p o e ty — jak źren ice m n ich a w god zin ie cudu — zd o­ ła ły w id zieć przed sobą ju ż ty lk o ś w i a t i n n y .

[...] k lęcza ł goliard p ra w d ziw ie u ołtarza, k tó ry od n alazł w środku ty c h ruin. I na m arm u row ej ta fli jego, u sam ych stop n i, gła szcze dłonią k szta łty tań czącego P an a z fletn ią . ,[245]

S pojrzenie goliarda p rzeradza się w urojenie. Ożyw ia m arm u ro w y posąg Pana. Rzeczyw istość d otyk aln a przeistacza się w w izję m itolo­ giczną. U rojenie okazuje się n ajd alej posuniętym przekształceniem p rzed­ m iotu pod w pływ em spojrzenia. K reacja jest tylko tran sfo rm acją, re ­ zu lta te m w zm ożonej aktyw ności oka, in te rp re ta c ją m entalną. W poe­ tyck iej ekstazie dośw iadczenia zm ysłow e łączą się z m arzeniem , iluzją. M aksym alnie nasilone spojrzenie przekształca arch ety pow ą sytuację roz­ d arcia człow ieka m iędzy niebem a ziem ią w doznanie pełni egzystencji. D ualizm św iata, ukazan y w powieści poprzez sy n k rety czn y sym bol a n ta ­ gonizm u apollińsko-dionizyjskiego, niknie. T riu m fu je rozkiełznane p rze­ życie, w k tó ry m obserw acja łączy się z kreacją, duchowość z cielesno­ ścią, św iatło z ciem nością, apollińskie rozsłonecznienie serca z dionizyj- skim rozpasaniem zm ysłów. W stopniow aniu spojrzeń od w idzenia po­ przez zapatrzenie, zaślepienie aż po jasnow idzenie czy u ro jen ie w y rażają się różne sta n y w yobraźni, a także różne stopnie aktyw ności em ocjo­ n aln ej.

W pogoni za cudow nością b ohaterow ie w p ra w ia ją w ru ch św iat n a ­ rzu cający się w idzeniu jako niezm ienny, podporządkow any form ie, znie­ w olony jednoznacznością. W św iecie ty m su b stan cją dom inującą jest kam ień — m a te ria trw ała , nieruchom a, m artw a, zam knięta w e w łasnej tożsamości. Cała powieściowa rzeczyw istość spraw ia w rażenie rzeźbio­ n ej w skale. M iasto ukazane zostało jako a rte fa k t, „gigantyczna rzeźba”, a więc inaczej niż uobecniało się zw ykle w m łodopolskich m itach u rb a ­ nistycznych, k tó re tra k to w a ły je bądź jako kosmos, bądź jako chaos.

M iasto B erentow skie ok alają m u ry . B udynki, ulice, zaułki zbudow a­ ne zostały z kam ienia. N ad nim i g ó ru ją kam ienne wieże kościoła. W szyst­ kie zdarzenia toczą się bądź w k am ien n y ch w nętrzach, bądź w śród ruin, na p ły tach sarkofagów , w kam iennej scenerii ry n k u itp. W nętrze tego św iata gęsto zasiedlają k u te w m arm u rze rzeźby. B ruk w y ry w a n y z ulic służy żakom za narzędzie obrony przed n apastliw ą m łodzieżą rycerską, to znów podbija stopy skoczki, p oryw a ją do tańca. Szlachetne kam ienie k ram a rz y zdobią, kam ienie m agiczne chronią przed przeciw nościam i losu, kam ienie lekarza u łatw ia ją duchow ą terap ię. Często bohaterow ie posłu­ gują się przedm iotam i u żytkow ym i z kam ienia. L ekarz w ecuje nóż o ka­ m ień przed puszczeniem k rw i zam roczonem u goliardow i. W opowieści

(16)

F IK C J E „Ż Y W Y C H K A M IE N I" 105

o Lancelocie i P a rsifalu w ażnym kom ponentem sytuacji sta ją się n ie­ oczekiw anie kam ienne szachy. Czasami w kam ień przem ienia się ludzkie ciało: staje się nim P arsifal, ry cerz pełniący służbę w kom nacie królo­ w ej, skoczka w czasie ry tu a ln y c h tańców czy ekw ilibrystycznych popi­ sów. W pogrążonym w acedii świecie k am ienieją dusze. W sam ym cen­ tru m m iasta zn ajduje się kam ienne sacrum, arch etyp kam ienia w powie­ ści — k atedra.

Cały św iat w utw orze B eren ta zaklęty został w kam ień, unierucho ­ m iony w zakrzepłym spojrzeniu, które trw a w tra d y c ji k u ltu ry m ate­ rialn ej. Je d n a k rad y k aln ie przeciw staw iające się owem u spojrzeniu za­ krzepłem u spojrzenie wzmożone — znak k u ltu ry żyw ej, stającej się, um ykającej przed nicością, nad aje św iatu sens inny:

to ro zk w iecen ie i głazów n aw et sam ych pod kształtu jącą dłonią człeczą roz- p ajęcza się w oczach, rozdym ia górą w szarosrebrzystą om głę ciosu, w rosistość ożyłego głazu [...]. {...] w szęd y tłoczą się k a m ien ie żyw e. [...] zda się, że po tych Jak u b ow ych drabinach d ziew ięć chórów an ielsk ich w stęp u je na k o ścio ła szczyty [...]. [97— 98]

W spojrzeniu wzm ożonym odm ieniają się fizyczne właściwości p rzed­ m iotów z kam ienia. K am ień przechodzi w inny stan skupienia — staje się m aterią ruchliw ą, su b stan cją przezroczystą, eteryczną. D rętw e, jed ­ nostajn e trw an ie m artw ego b y tu przem ienia się w egzystencję. K am ien­ ne postacie ożywają, kw itną, tłoczą się. N apełniają się duchem , upo­ dobniając do chórów anielskich.

Postacie w zastanym , m artw y m świecie nicestw iejącej k u ltu ry szu­ k a ją oparcia dla własnego, żywego w idzenia, szukają w łasnej form uły sensu życia. P ró b u ją ustalić swą podmiotowość w k u lturze. Tw orzą sie­ bie usilnie. Przenoszą się w w ym iar iluzji, by doznawać pełni, bogactw a św iata. Bogactwo to najm ocniej daje o sobie znać poprzez b arw y i św ia­ tła, i to nie tylko dla b rata Łukasza, gorączkowo sycącego oczy „ farb a­ mi św iata”. W ielu bohaterów w ykazuje szczególną w rażliw ość na kolo­ rystyczne w alory przedm iotu. Ilość i natężenie barw postrzeganych u w a­ runk ow an e są stopniem w ew nętrznego pobudzenia, intensyw nością spoj­ rzenia. ;,M nogobarwność” sięga apogeum w chw ilach n ajbardziej fa n ta ­ stycznych rojeń. Tego rodzaju kolor nie służy m im etycznej c h a ra k te ry ­ styce rzeczy. Pojaw ia się w sposób niezgodny z praw am i św iatłocienia, optyczną n a tu rą zjaw iska, jego rzeczyw istą plastyką. B arw y m ieszają się, w y p ierają w zajem nie, hałaśliw ym i strum ieniam i przelew ają się przed oczyma obserw atorów . Ich językiem przem aw iają nagłe w y b uchy św ia­ tła i nocne uciszenia. K olor często kształtuje estetyczne i duchow e oblicze p rzedm iotu. W yrażenia ty p u „srebrzy się św iat” (26), „w ybiela się dro­ g a ” (192) sugeru ją, że b arw y są sw oistym w ysiłkiem otoczenia, a k ty w ­ nością skierow aną, a nie sam orzutną, p rzejaw em energii spojrzeniow ej skum ulow anej w obiektach postrzeganych. W chw ilach poetyckich un ie­ sień autonom izacja b arw sięga tak daleko, że pojaw iają się ujęcia a n

(17)

i-m izacyjn o-antro p o i-m o rfizacy jn e w rodzaju: „głucha siność” (261), „barw k rz y k ” (243). N iekiedy dochodzi do usam odzielnienia się koloru wobec przedm iotów . M anifestuje się ono określeniam i typu: „rozogniły się na szybach p łach ty p u r p u ry ” (35).

R ozgryw ające się przed oczyma postaci m isteriu m barw , św iateł, cie­ ni, m roków , w yw ołuje upojenie, doznanie pełni. Z nakiem owej pełni jest często p ojaw iający się w powieści m otyw w kraczania w tęczę:

Tu ja k b y ś w tęczę w stą p ił: m rużą się p o w iek i przed k ra m ó w b arw istością i w e se lą oczy. [71]

M otyw tęczy nie m a tu żadnego zw iązku z praw am i optyki. W stąpie­ nie w tęczę oznacza doznanie kolorystycznej totalności — totalności św iata. Tęcza to w y raz piękna rzeczyw istości oglądanej z udziałem św ia­ domości n astro jo n ej na złudzenia:

zd aw ać się m ogło, że m ięd zy jej ręk om a nad g ło w ą rozsn u w ają się tęczą n ici złu d y w szy stk o b a rw n e, że w tych ra m io n k w ie tn y m k u górze rozw arciu tr z e ­ p oce się m otyl w k ielich zab łąk an y. [258]

P ostacie w k raczające w tęczę p rzeży w ają św iat w m aksym alnym n a ­ tężen iu, poznają w ew n ętrzn ą istotę i piękno kosmosu. U jrzeć tęczę zn a­ czy bow iem osiągnąć apogeum spojrzenia, przeżyć cudowność, dotrzeć do jakiegoś duchowego i estetycznego absolutu. A pogeum spojrzenia jest zaś całkow itym zanu rzeniem się w fikcję, doznaniem p anestety zm u rz e ­ czywistości.

F ik cja d aje bohaterom ukojenie, niek ied y spraw ia im rozkosz. Nie p rze staje ' wszakże być fikcją. W szystko, co dzieje się w tekście, jest ty l­ ko n arracy jn o ścią p rzy jm u ją c ą różnorakie postacie, istnieniem na w iele sposobów, lecz zawsze w porządku opowieści. W szyscy z a trac a ją się w fikcji, ale to zatracen ie w y d aje się m o ty w acyjnie klarow ne. Pod w p ły ­ w em sztuki, ja k Don K ichote czy a rty śc i z Próęhna, postacie Ż y w y c h

kam ien i w y m ien iają dusze na role, odgry w ają fikcje, w m aw iają w siebie

zniekształcony obraz rzeczyw istości, inscenizują te a tr życia, by od życia um knąć. W stępując w głąb im aginacji, gubią granicę m iędzy realnością a urojeniem . W ejście w sferę fan tazm ató w w yzw ala ich od ciężaru egzy­ stencji.

Je d n ak , zanim jeszcze padną o statn ie słowa utw oru, n a rra to r z epi­ logu w yzna, że nic się nie dokonało, że w szelkie przeżycia zostały upo­ zorow ane. G raal nie został znaleziony, w ędrów ka na M onsalw at nie do­ biegła kresu. Nie w y k ry stalizo w ała się żadna świadom ość z w y ją tk ie m nadrzędn ej świadom ości odbiorcy, k tó ry m a coraz jaśniejsze przekona­ nie, że został zw iedziony. Z p e rsp ek ty w y takiej nadrzędnej świadom ości w szystko, co się w powieści zdarzyło, zm ienia swój sens. W now ym św ie­ tle uk azu je się stosunek w yobraźni i rzeczyw istości. Zdolność budow ania fikcji przeczących praw dzie egzystencji nie przem aw ia za potęgą w y ­ o braźni, prow adzi do jej k om prom itacji. S ztuka w agantów w yzw ala w

(18)

F IK C JE „Ż Y W Y C H K A M IE N I” 107

„osiadłych ludziach” żyw ioły rojeń, które nie leczą ze stagnacji, przesła­ n ia ją jed y n ie na m om ent au ten tyczn ą niem oc i natychm iast pęk ają pod nap orem realności.

Cała powieść obfituje w sceny obrazujące nadużycia w yobraźni i ich dem askacje, skazujące często bohaterów na śmieszność. W im aginacji b ra ta Ł ukasza diabły sp lą ta ły się ogonami; trz y k ro tn a pom yłka fra n ­ ciszkanina w rozpoznaw aniu królow ej jest rezu ltatem arbitraln o ści w y ­ obrażeń, k tó re n aty ch m iast n e u tra liz u je b ru ta ln e doznanie deziluzji; w izyta ry cerza w karczm ie traci baśniow y rozm ach z powodu zbyt cięż­ kiej, źle dopasow anej zbroi. P rz ero sty w yobrażeń, k o n flikty zam ierzeń i fak ty czn y ch możliwości, pozorow ane próby zdystansow ania św iata przez w yobraźnię obnażają słabość „Ja-w yobrażającego”.

W Ż y w y c h kamieniach zderzone i skłócone zostały dwie logiki rze­ czywistości: im m anentny, w ew nątrz powieści tylko obow iązujący porzą­ dek bytu wchodzi w sprzeczność z porządkiem świadomości g órującym n ad nim. F i k c j a w p o w i e ś c i o trzym uje inny sens niż f i k c j a p o w i e ś c i . Skojarzenie ty ch dw u układów pociąga za sobą dwie z g ru n tu odm ienne konsekw encje. Z jednej stro n y p iram idalna k o n stru k ­

cja fikcji w ew nątrzpow ieściow ych potęguje szok deziluzji płyn ący ze świadom ości zew nętrznej, doświadczającej fikcyjności lite ra tu ry . Z d ru ­ giej stro n y spiętrzenie fikcji red u k u je dystans m iędzy dziełem a rze­ czyw istością pozaliteracką dzięki w szechstronnem u w y korzystaniu m ożli­ wości tkw iących w g atu n k u powieści polifonicznej. W Próchnie polifo­ niczna k o n stru k cja św iata przedstaw ionego służyła panoram icznem u u k a ­ zaniu w ielorakich postaw „arty sto w skich ”, ich bezstronnem u oglądowi, zaprezentow aniu bez konieczności utożsam iania się czy w artościow ania 8. W Oziminie podobna k o n stru k cja zastosow ana została nie do problem ów sztuki, lecz do „spraw y polskiej”, rew olucji. Polifoniczność była tam do­ datkow o uzasadniona u k ry tą tendencją dydaktyczną ■— utw ór obrazow ał dynam iczne staw anie się św iatopoglądu N in y 9. W Ż y w y c h kamieniach

w ydobył B erent jeszcze inne właściwości gatun ku. B achtin pisał:

[w p o w ieści polifon iczn ej] [...] w y stę p u je m n o g o ś ć r ó w n o r z ę d n y c h ś w i a d o m o ś c i w r a z z i c h ś w i a t a m i , a w szy stk ie, zach ow u jąc sw ą n iesp ójn ą odrębność, układają się w całość p ew n ego zdarzenia 10.

Ż y w e kamienie zasadę tę w pełni realizują. W utw orze pojaw ia się

w iele postaci będących nosicielam i odm iennych racji. P oglądy ich rów ­ now ażą się i zderzają, wchodzą w relacje polem iczne. Można w yróżnić

8 P ogląd ta k i w y ra ził M. J a n k o w i a k w pracy F u n k cja m i t u w p r o z ie P r z y ­

b y s z e w s k i e g o i B e r e n ta (w zbiorze: P r o b l e m y l i t e r a t u r y p o l s k i e j la t 1890— 1939.

S eria 1. W rocław 1972).

9 O u k rytej ten d en cji d ydaktycznej w O zim in ie pisze J. P a s z e k w pracy

P o lifo n icz n o ść „ O z i m i n y ” B e r e n ta (w zbiorze: L e k t u r y i p r o b l e m y . W arszaw a 1976).

10 M. B a c h t i n , P r o b l e m y p o e t y k i D o s to je w s k ie g o . P rzeło ży ła N. M o d z e ­ l e w s k a . W arszaw a 1970, s. 11.

(19)

co n ajm n iej k ilk a opozycyjnych p a r b o h a te ró w :. skoczka— goliard, go- lia rd — rycerz, goliard— lekarz, b ra t Łukasz— przeor itp. W yraziście r y ­ su ją się też antynom ie postaw zbiorow ych: w aganci— m ieszczanie, ludzie św ieccy — osoby duchow ne, dom inikanie— franciszkanie. N a rra c ja nie h iera rc h izu je i nie u n ifik u je św iatopoglądów . N a rra to r roztapia się w św iecie w ew nętrzn y m , tra c i tożsamość, w padając raz po raz w m owę pozornie zależną. Pow ieść poprzez polifoniczność fikcji oddaje polifonię życia. K ażda fik cja m a kilka ujęć. W ielorako relacjonow ane są m ity, le­ gendy, pogłoski. W ypow iedzi g ru p u ją się w odrębne w ersje. N a rra to r epilogu podkreśla:

Ta je s t p o w ieść o duszach tu ła czy ch {...] w a m tu w ie r n ie op ow ied zian a. Sobie i w a m w ie r n ie . A i w czw órton, jak i gęśle poddały: w trubadurski, żo n ­ glerów , g o lia rd o w y i m n iszy ton [...]. [328]

Tony, o jak ic h m ówi n a rra to r, p rze p lata ją się w lin e a rn y m ciągu w y­ powiedzi; ponadto każda z czterech części u tw o ru opow iedziana jest in a ­ czej, w każdej dom inuje odm ienny ton. B ohaterow ie są potencjalnym i, m ilczącym i, bo d ziałającym i w fabule n a rra to ra m i, k rea to ra m i opowieści o sobie i o swoim świecie. Na ty m się jed n ak zabiegi B erenta nie koń ­ czą. N ajp ełn iej zasada w ielogłosu realizu je się nie w szeregow ym po­ rzą d k u n a rra c ji, lecz w układzie w e rty k a ln y m , k tó ry odzw ierciedlając ontologiczną hegem onię jed n ej w a rstw y św iata ukazanego nad innym i nie n aru sza w a rstw ty c h św iatopoglądow ej rów now ażności. F ikcja zo­ stała bowiem w tak i sposób rozw arstw iona, że każda nadbudow ana św ia­ domość jest dialogowo zo rientow ana na niższy poziom św iata. W ten spo­ sób pow staje polifoniczne brzm ienie odm iennych, lecz ekw iw alen tn y ch sensów. Podstaw ow ym ty p em rela cji m iędzy w szystkim i trzem a sferam i ontologicznym i w powieści staje się o stry dysonans. P o jaw iają się jed n a k pew ne odstępstw a od tej relacji.

N ie w szystko, co dzieje się na jed n y m poziomie św iata ukazanego, na n astęp n y m przechodzi w fikcję. Słuchacze żonglerow ych opowieści zn aj­ du ją p aralelizm y m iędzy w łasnym i losam i a losam i literack ich b oh ate­ rów. N a rra to r z epilogu k w estio n u je praw dziw ość kluczow ych zdarzeń, ale nie p rzek reśla praw dziw ości całej pro jek cji: G raal nie został znale­ ziony, ale był poszukiw any, p rzeo r pom ylił się w obliczeniach, ale je isto tn ie prow adził. Istn ieją fikcje p o w tarzające się w różnych planach ontologicznych, fikcje, k tó ry c h żadna rzeczyw istość nie je st w stan ie podważyć. Dw ie k o n sty tu ty w n e , polaryzu jące się w powieści polifonicz­ nej cechy: w ariantow ość i pow tarzalność, w yraziście dają o sobie znać w Ż y w y c h komieniach — fikcje ciągle n a w ra ca ją w now ych w ersjach. Je d n a k z ow ych pow tórzeń rodzi się efek t p rzek raczający założenia ga­ tu n k u powieści polifonicznej. B eren t piętrząc fikcje, b ud u jąc je tak, że w każdym p rze k ro ju dzieła m ają k o n stru k c ję w ielow arstw ow ą, potęgując m aksym alnie wielogłosowość — w zm acnia k o n tra st m iędzy ową w ielo- głosowością a głosam i p ow tarzającym i się, z polifonii w ydobyw a w s p ó ł ­

(20)

F IK C J E „Ż Y W Y C H K A M IE N I” 109

b r z m i e n i e . Fikcje p ow tarzając się w układzie pionowym , opierając się zaprzeczeniom w ew n ątrz powieści, wychodząc zwycięsko z kolejnych w tekście zaaranżow anych prób rzeczywistości, n ab ierają mocy i niejako zachow ują swą ważność poza dziełem. Fikcje te dynam izują form ę. O ile form a literack a dana w swej statyce stanow i ram ę oddzielającą w y tw ó r a rty sty c z n y od rzeczywistości, o ty le u B erenta, w w ersji zdynam izo­ w anej, zaznacza się ru ch odśrodkow y form y, jej parcie na zew nątrz. P ra w d y sztuki w dzierają się w realność pozaartystyczną.

Być może to w łaśnie w strząs deziluzji jest przeżyciem negatyw nym , fałszyw ym , płynącym z kłam liw ości b analnych stereotypów percepcyj- nych. Może to w łaśnie silna, bezkom prom isowa fikcja je st św iadectw em praw dy, jedy n y m au ten ty czn y m w ym iarem istnienia... Rzeczywistością?

Cytaty

Powiązane dokumenty

De toekomstige wetgeving (WWH) is sterk beTnvloed door de ' deregulerings- en de decentralisatieoperatie en door de idee van integraal waterbeheer. Dit uit zich in

Calculations of P/O-ratios for growth of both yeasts on glucose, ethanol, and acetate made clear that only by assuming a fixed difference between theoretical and experimental ATP

The photoelectron yield (phe/MeV) was then calculated from the position of the 662 keV photopeak in the pulse height spectra and the single electron response of

length scale <Ax> of the growing surface (average edge length projected on the substrate) diverges as a function of time according to a power law <Ax>- t P, with p

Jeszcze tylko gorące słowa podzię­ kowania wszystkim obecnym za przy­ bycie, Oficerom i Żołnierzom za uś­ wietnienie i nadanie ceremonii odsło­ nięcia tablicy

Jego zamiary spełni­ ły się i w 1936 roku uzyskał tytuł magistra prawa.. Podjął zaraz stara­ nia o przyjęcie go do pracy w

Plenum NR A podjęło również uchwałą uznającą za celowe powołanie Fundacji Adwokatury Polskiej oraz zatwierdziło ostateczny tekst projektu ustawy o zmianie ustawy prawo

Dlatego optuję za tym, aby uznać, że prawo policyjne (w szerokim tego słowa znaczeniu), jako nauka szczególna, zaj­ mująca czołowe miejsce w grupie nauk policyjnych,