M l .
W arszawa, d. 4 Stycznia 1891 r. T o m X ,TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A "
W W a r s z a w i e : ro c z n ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : ro c z n ie „ 10
p ó łro c z n ie „ 5
P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z ag ra n ic ą .
Komitet Redakcyjny W szechśw iata stanowią panowie;
Aleksandrow icz J , Doike K „ D ickstein 8 ., F laum M., H oyer H., Jurkiew icz K ., Kwietniewski W ł., K ram - sztyk S„ N atanson J ., P rau ss St. i W ró b lewski W .
„ W s z e c h ś w ia t11 p rz y jm u je o g ło szen ia, k tó ry c h treś ó m a ja k ik o lw ie k zw iązek z n a u k ą , n a n a stę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz z w y k łeg o d ru k u w szpalcie a lb o jeg o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw szy r a z k o p . 7 */»>
za sześć n a s tę p n y c h ra z y k o p . 6 , za d a lsze kop. 5.
A.dres ZE2ed.a,łcc37-i: 32:ra,lco-wslsie-E=rzed.m.ieście, 2STr ©©.
Smocza krew.
O d wieków używ a się w m edycynie i te chnice żyw icy, zw anćj k rw ią smoczą. W y stępuje ona w żywych roślinach zawsze w stanie płynnym i dopiero na pow ietrzu tężeje, stając się ciałem stałem .
W h an d lu powszechnym sprzedaje się smoczą krew , pochodzącą bądźto z afry
kańskich gatunków rod zaju D racaena, bądź z azyjatyckich palm ro d zaju Calam us, ale prócz tego znam y całe mnóstwo roślin d a
jący ch podobne i tak samo nazyw ane ży
wice. W B razylii dają ją: C roton ery th ri- n a K u n th ., w Nowćj G renadzie — C. hi- biscifolium K ., w M eksyku — C. D raco S chl., w G ujanie — H u m iria balsam ifera A ub., w Indyjach zachodnich — P terocar- pus D raco L ., w Surynam ie — D ahlbergia m onetaria L ., w Senegam bii — P erg u laria sanguinolenta L in dl.
P odobnie ja k w wielu in n y ch razach, tak i tu przekonyw am y się, że podobne istoty byw ają w ydzielane przez rośliny, należące do najrozm aitszych rodzin. Smoczą krew
dają bowiem: lilijow ate (D racaena i Yucca), palmy (Calam us), m otylkow ate (P terocar- pus, D ahlbergia), wilczom leczowate (C ro
ton), apocyneae (P erg u la ria) i rośliny po
krew ne lnom (H um iria).
Spomiędzy tych wszystkich żywic tylko te, które pochodzą z dracen i kalam usów, zostały dokładnie zbadane i o nich też wy
łącznie będziemy mówili.
Smocza krew je s t ciałem stałem , ciemno- czerwonem , nieraz na pow ierzchni praw ie czarniaw em , w odłamie karm inowo czerw o
na, w proszku barw y ognistćj; pod m ik ro skopem najm niejsze okruszyny są żółta
we, prześw iecające i nie łam ią podwójnie światła.
Ja k w szystkie żywice, tak i krew smocza je s t m ięszaniną różnych ciał organicznych i popiołów. Z najdują się w niój przymięsz- ki kwasu benzoesowego, cynamonowego, gum i t. d. A le głów ną jój masę stanow-i substancyja nazw ana dracyną, którój skład chem iczny oznaczył przed paru laty p. H . L o jan d e r na: C ,8 H l8 0 4. W żywicy suro- wój bywa jój przeszło 80%.
T en sam au to r w ykazał różnice, pozwa
lające z łatwością odróżniać żywice dracen od smoczćj krw i z kalamusów, a polegające
Nr 1.
n a tern, że pierw sze nie rospuszczają się w benzolu i s ia rk u w ęgla, topiąc się przy 60 lu b 70°, kiedy druga, rospuszczalna w tam tych środkach, topi się m iędzy 80—120°. C opraw da wobec takich faktów , podanych przez autora, a nieulegających chyba w ątpliw ości, bo łatw ych do sp raw d ze
nia, m ożnaby raczej pow ątpiew ać o d o k ła
dności samej analizy, w obu razach zgo
dnej.
Smocza krew m a sm ak słodkaw y, ale jednocześnie drażniący, w w odzie gorącej m ięknie, a powyżej p u n k tu właściw ej sobie topliw ości zapala się i płonie, w ydając woń, zdaleka p rzyjem ną, przypom inającą zapach palącego się benzoesu.
U żyw a się dziś do w erniksów czerw o
nych ta k w E u ro p ie ja k i w A zy i, skąd przychodzą do nas np. laski z trzcin y hisz
pańskiej, farbow ane nią na bru n atn o . W m e
dycynie niegdyś bardzo głośna i ceniona, w ychodzi dziś coraz bard ziej z użycia, p rz y najm niej w E u ro p ie.
*
* *
D raceny należą do ro d z in y lilijow atych.
Znane są w pokoju i u nas z gatu n k ó w po
krew nego ro d zaju C ordyline, trzym anych dość często w m ieszkaniach, pod n iew łaści
w ą nazw ą dracen.
W śród lilijow atych draceny tw orzą nie
liczną g ru p ę roślin, o pniu prostym , u w ie ń czonym n a szczycie pękiem skrętoleg łych liści, lub o kłączu podobnie n ad ziem ią ulistnionym . R odzaj D racaen a ma słupek trójkom orow y o kom orach jednonasienn ych, a za owoc jagodę.
Do ro d z aju tego należy około 40 g a tu n ków , rosnących tylko w starym świecie, spom iędzy k tó ry ch może z pięć daje krew smoczą. Spom iędzy nich, najgłośniejszy i najlepiej znany je s t g atu n ek , nazw any przez L innógo D racaen a D raco, k tó ry ro śnie w dzikim stanie n a M aderze, K a n a ra ch i wyspach Zielonego p rz y lą d k a, a być może i w M aroku.
Smocze drzew o dochodzi 20 m etrów wy
sokości. Nasza ry c in a (fig. 1), w ykonana z oryginalnej fotografii, p rżed staw ia n a j
większy ze znanych dziś okazów, rosnący n a Teneryfie, w Icod de los Y inos, w o g ro dzie p. G. Ile rn a n d e z del C astillo. T akie
stare drzew a są zdum iew ające, ale niepię- kne; pokrój staraj, płaskaw ej, niezgrabnej wiechy. P atrzącem u na nie na afrykańskiej ziemi, przypom inają się mimowoli jej dzi
waczne i nieforem ne ty p y św iata zw ierzę- eego, j a k hipopotam , girafa, struś, lub z a giniony dodo; godny las z takich drzew dla takich zwierząt.
M łode drzew o ma pokrój palm y o g ru bym pniu, a nikłej koronie listow ia. K ło - dzina je s t obła, b run atn aw o -szara, w yraź
nie półokrężnie obrączkow ana po śladach odpadłych liści. T e są skrętoległe, m ie
czowate, rów now ąskie, w nasadzie szeroko obejm ujące kłodzinę, do 6 decym etrów d łu gie i tw orzą n a w ierzchołku pęk, w górze- sztyw nych, k u dołowi obwisłych blaszek.
Niew iadom o kiedy drzewo pierw szy raz zakw ita. Z daje się, że to się zdarza w b a r dzo różnym wieku, niekiedy ju ż po ośmiu,, innym razem po dziesiątkach lat. W idzia
łem na M aderze drzew a, niem ające 3 m e
trów wysokości, a ju ż p rzekw itłe, w id zia
łem też inne, do 8 m etrów wysokości, k tó re nigdy jeszcze nie w ydaw ały owoców. Z tego je d n a k com w idział przypuszczam , że to za
leży, ta k j a k zw ykle, od gleby; im gorsza tem wcześniejsze owocowanie, na lepszej roślina rostuje, buja, ale nie owocuje.
Smocze drzew o k w itn ie na jesien i. W ów czas w ierzchołek pędu, k tó ry dotychczas- w ydaw ał same liście, przedłuża się w k w ia to stan g raniasty , raz ty lk o rozgałęziony, n a 8 decym etrów długi, do szparagow ego po
dobny, o kw iatach białych, poskupianych w pęczki po 7 — 10. N iezapłodnione o d padają staw ow ato od szypułki, a pozostałe zam ieniają się na jag o d y m inijo wo-poma- rańczowe, wielkości wiśni, z m ięsistym m ią- szem i o jed n em nasieniu.
P o przekw itnięciu w ierzchołek rośliny*
w yb ujały w pęd kw iatonośny, nie może się dalej rozw ijać i zam iera. W ted y spomię
dzy pączków , założonych w kątach liści, n ajg órniejsze nie pozostają, tak ja k in n e śpiącemi, ale kilk a ich w yrasta w okółek pierw szych gałęzi. I znów up ły w a nieo
znaczona ilość lat, po których następuje ta k i sam proces; każdy szczyt pędu zakw ita i następnie nie przedłuża się dalej, ale tw o
rzy now e piętro rozgałęzień.' T a rzecz po
w tarza się w ielokrotnie.
N r 1. WSZECHŚWIAT. 3
F ig . 2 przedstaw ia, w edług zmniejszone
go ry su n k u Schachta, na lewo nierozgałę- zione jeszcze drzewo, na praw o takie, które ju ż trz y razy kw itło, a w środku — starego w eterana, o którym jeszcze poniżaj będzie mowa.
W późniejszym wieku niewszystkie gałę
zie jed n eg o drzew a razem zakw itają i d late
go jed n e pozostają pojedyńczemi i rosną tak dalćj, kiedy inne, które kwńtły, rozgałęziają
leżny od jego kwitnięcia, je st ciekawy, ale wogóle ciekawszym je s t sam typ owocowa
nia, stanow iący przejście między jedno- a wielom iotnem i roślinami.
Nazywam jednom iotnem i takie, które raz tylko w życiu k w itn ą i potem zam ierają, bez względu, czy są roczne, czy w ielole
tnie, ja k np. banany, lub palm a sagowa, które potrzebują lat, żeby zakw itnąć.
R ośliny wielom iotne potrzebują nieraz
F ig . 1. D ra c a e n a D raco.
się re g u la rn ie, ale w szystkie w ydłużają się rów nom iernie i dlatego korona starego drzew a ma lekko w ypukłą, zw artą p ow ierz
chnię, j a k to widać na figurze 1. W idać tam dokładnie, że k o ra starego drzew a staje się chropaw ą i że z gałęzi zwieszają się ko
rzenie przybyszowe, które je d n a k nigdy nie schodzą do ziemi.
T en sposób rozgałęzienia się drzew a, za-
wiele lat żeby zakw itnąć, ale skoro to raz nastąpi, kw itną i owocują corocznie.
U dracen drzew o zbiera przez szereg lat m ateryjały zapasowe zanim pierwszy raz pok ry je się kw iatem , ale zachowuje się p o dobnie przez cały ciąg życia, ma szeregi lat
j bespłodnego rostowrania, po których nastę-
j puje jedno tylko owocowanie.
D raceny i pod względem wzrostu na g ru
bość p rz ed staw iają ty p odręb n y w śród je- dnoliściennycb.
U palm kło d zin a m a w nasadzie k ształt odw róconój g łow y cu k ru , bo jój pień roz
ra sta się w m iarę tw o rzen ia coraz liczniej
szej ilości liści na w ierzchołku pędu, ale skoro ta ilość raz się ju ż u stali, pień pozo
staje n ad al tźj samćj grubości i je s t w d a l
szym ciągu w alcow aty.
D raceny z p o k re wnemi lilijow atem i p rz e d staw iają typ o d rę b n y ,p o d o b n y do typu d w u liściennych. Ic h pierw otne w iązki są zam knięte, ja k u w szystkich jednoliściennych, schodzą do liści i do pnia w podobny spo
sób i dlatego na przecięciu pnia widzim y w obu razach w iązki rozrzucone w śród mię- kiszu. A le z w iekiem tw orzy się wśród
F ig . 2. D ra c a e n a D ra c o w ró ż n y c h fa za ch ro zw o ju .
kory walec m iazgi, podobny do m iazgi dw uliściennych tem, że je s t tkan k ą tw órczą, ale różny o tyle, że z niego nie powstaje łyko, drew no i p rom ienie rdzenne, ale po
w staje m iękisz, tak i ja k w p n iu pierw otnym i wśród niego, tak ie sam e j a k tam , ro z rzu cone i zam knięte w iązki. T ym sposobem p ierw otna budow a, mimo p rz y ro stu przez m iazgę, zostaje zachow ana, w skutek czego w b ra k u pierścieni drew na, nic z niój nie
można wnosić o szybkości p rzy ro stu drzew a.
T a kw estyja intereso w ała je d n a k p rz y ro dników , bo d rzew a smocze dochodzą o l
brzym ich rozm iarów . P rz e d odkryciem Te- n eryfy w ro k u 1402, p rzez B óthencourta, G uanchow ie podobno czcili je d n o bardzo w ielkie drzew o, które ju ż wówczas było w ypróchniałe. O p isał je A lek sa n d er H u m boldt, m ierząc w r. 1799. W e d łu g tego p o
m iaru ') miało na wysokości k ilk u stóp od nasady — 45 stóp pary sk ich obwodu, a na wysokości 1 0 — jeszcze 12 stóp średnicy.
Podczas u rag anu , w r. 1819, straciło je d n ę stronę swćj olbrzym iśj korony. Mimo to żaden p raw y an glik nie opuścił wyspy, żeby nie odw iedzić V illi de la O rotava, gdzie stało. M ierzono je w r. 1843 i oznaczono średnicę w nasadzie na 38 stóp angielskich;
tak ą liczbę podaje Schacht, k tó ry je zw ie
dzał w r. 1857 i którego rysunek podaliśm y n a fig. 2. D rzew o próchniało coraz bar- dzićj, a chociaż wzmocniono mu podstawę przez obm urow anie, zostało przecież w y
wrócone przez u rag an w r. 1867. P ozostały po nim tylko kaw ałki d rew n a lekkiego, barw y karm inow ój po różnych muzeach europejskich. I m uzeum w K rakow ie po
siada ta k ą relikw iją.
Ż eby rosstrzygnąć, ja k szybko rosną na grubość smocze drzew a, potrzebaby mieć d ok ładne pom iary, odnoszące się do j e d n e go i tego samego osobnika. W całój je d n a k lite ra tu rz e znalazłem pod tym względem jeszcze tylko dw ie daty, odnoszące się do drzew a, k tó re przedstaw ia nasza fig. 1. H . S chacht m ierzył je w r. 1857 i znalazł na wysokości 2,4 m etrów 9,5 obw odu 2). W e 27 la t późniój m ierzył je p. H . C hrist 3) i p rzekonał się, że na wysokości 2,8 m etrów miało 11,7 obwodu. Nie są to liczby, d a ją ce się w prost porów nyw ać ze względu na różną wysokość, w k tórćj robiono pom iary, ale dają przecież w yobrażenie o tem, że draceny, jeżeli ciągle rosną, rosną dość szybko.
W szystkie więc podania w popularnych książkach, że owo wielkie drzewo smocze z willi O ro tav a m iało 6000 lat, są niczem nieuzasadnioną legiendą, a są fałszerstw em , jeżeli pow o łują się na H um bo ld ta, k tó ry zawsze g ru n to w n y i pow ażny nic podobne
go nie pow iedział 4).
Dziś możemy tylko tw ierdzić, że z ilości rozgałęzień można wnioskować, ile ra z y drzew o kw itło przez ciąg życia. P ra w d o -
') A n s ic h te n d e r N a tu r. S t u t tg a r t , 1849, p. 104.
s) M a d e ira n n d T e n e rife . B e rlin , 1359, p. 24.
3) E in e F r u e h lin g s f a h r t n a c h d e n C a n arisc h en In se ln . B asel, 1886, p. 200.
*) 1. c., p. 104— 107.
W SZECHŚW IAT.
N r 1.
podobnem zaś je st, że silniejszy w zrost na grubość następuje peryjodycznie, po zakw i
tnięciu i tw orzeniu się nowych konarów , wreszcie, że stare drzew a, które, ja k to stw ierdza Schacht '), bardzo rzadko k w i
tną, praw ie też w cale na grubość nie rosną.
O prócz D. D raco L ., znajdują, się na przeciw ległym , północnym k rań cu A fryki, trz y inne gatunki, dające krew smoczą.
W N ubii o d k ry ł w r. 1864 K otschy g atu nek, opisany jak o D . O m bet R et P ey. Na w ybrzeżu Somali rośnie w górach, odkryta przez H ild eb ra n d ta 1877 r., D. schizantha B ak. W reszcie w Zanzibarze, na wyspie So- k o tra, znalazł I. B ailey B alfour D . cinna- bari B al. fil. ja k o bardzo pospolite drzewo.
Z tych D . O m bet ma pokrój odm ienny przez to, że k onary szeroko się roschodzą i tw orzą luźną koronę o pękatych gałę
ziach.
Ż yw ica w ypływ a u dracen sam orodnie z pnia i tężeje w drobnych ziarnach; tam gdzie ją zbierają, robią w pniu sztuczne r a ny, a sączący się sok ugniatają w rozm aity sposób.
* * *
N iektóre palm y m ają szczególniejsze ow o
ce, k tóre tylko tu się spotykają. Są to j a k by orzechy, nieraz ta k w ielkie ja k pom a
rańcze, całe pokryte lśniącemi, ja k b y poli- turow anem i łuskam i, ja k to widać na fig. 3;
n a z y w a m y je p an- cernem i niełupkam i.
W śród takich palm są Fig. 3. O w o c k a la m u sa . znów inne, które się odznaczają t e m, że m ają bardzo długie m iędzyw ęźla, cienką, płożącą się, lub zapo- mocą zadzierzystych kolców w spinającą się łodygę i do nich w łaśnie należą palm y trzcinow e, tw orzące rodzaj Calamus.
K alam usów je st ze 200 gatunków , z któ
ry c h zaledw ie jed en pochodzi z A fryki tro p ik aln ej, wszystkie inne spotykają się w H indostan ie, na archipelagu m alajskim , w sąsiednich okolicach Azyi południow ej i w części A u stralii.
>) 1. c. p. 26.
Laski z tak zwanćj trzciny hiszpańskiej, trzepaczki i m atery jał do w yplatania n a
szych mebli, pochodzą właśnie z gatunków tego rodzaju. D w a z nich: C. D raco L . i C. am odeus B ł„ ale przedew szystkiem pierwszy, dostarczają także k rw i smoczój.
Calamus D raco rośnie na B orneo, Jaw ie i Sum atrze. Jego łodyga, j a k palec cienka i wszędzie rów now ąska, je st p o k ry ta śrubo
wato okrążającem i ją kolcam i. Liście ma pierzaste, z w ierzchu szaro zielone, o list
kach do 3 decym etrów długich, z ogonkiem w ybiegającym w długi, bezlistny i kolcza
sty wyśmig (lorus). W iechy kwiatowe są bardzo gałęziste, 5 — 7 decym etrów długie, a z kwiatów pow stają pancerne niełupki, kończyste i słom iasto-żółte (fig. 3).
K alam us ten je s t pnączem (lijan) ja k to w ybornie przedstaw ia nasza fig. 4, w ykona
na w edług oryginalnego rysun ku Sellenye- go z Jaw y '). P odobnie ja k inne gatunki, kiełkuje on w g ru by ch w arstw ach hum usu podzw rotnikow ych lasów i z początku wznosi wszystkie liście sztywno do góry.
Jeżeli w koło k iełka niem a w egietacyi, to pęd jeg o płozi się po ziemi, ja k to widać j na figurze 4, podobnie ja k rozłogi n a szych nikłych roślin. Jeżeli spotka się z ni- skiemi krzakam i, to wychodzi na ich po
w ierzchnię i pełza dalój, roskładając swe liście, ale typow y rozwój rospoczyna się z chwilą, gdy palm a zetknie się z jakiem wyniosłem drzewem. W ówczas jego m ło
de liście, rosnąc prosto, wciskają się m iędzy gałęzie podpory, a zakrzyw iając się n astę
pnie ku dołowi d ają podparcie łodydze do posuwania się wyżój. Kolce, stojące na ło-
! dydze i na wyśm igach ogonków, czepiają się pnia, gałęzi, lub liści podpory, utw ier
dzając pnącz silnie i pozw alając mu piąć się coraz wyżój.
#
* *
W E uropie znano krew smoczą ju ż za czasów Dioscoridesa i P linijusza, który, pi
sząc o cinnabaris 2) mówi dosłownie: „Tak oni (hindostańczycy) zowią juchę, wyciśnię
tą ze smoka ciężarem zdychającego słonia,
•■) O głoszonego w K e rn e ra P fla n zen le b en . 2) 1. X X III c. 38.
6
F ig . 4. Calam uB D raco .
k tóra, j a k pow iedziałem , m ięsza się z k rw ią tego zw ierzęcia”. T a legienda tłum aczy p o w stanie nazw y i przem aw ia za tem , że rzecz w chodziła do h an d lu za pośrednictw em arabów , k tó rzy dla podniesienia ceny p ro d u k tu zawsze o nim podaw ali szczególne baśnie. Ż yjący w pierw szym w ieku A rria - nos, kupiec z A lek san d ry i, w swoim tak zw anym „ P e rip lu s” m ów i w yraźnie '), że
w ielkie znaczenie w medycynie, używ any do gojenia ra n i w szelkich chorób, lub m o
m entów życia ludzkiego, p rzy k tó ry ch się k rew pojaw ia, ja k to m ożna czytać w n a szych O grodach z d ro w ia ').
P o o d k ry c iu w X V w. w ysp K a n a ry j
skich i M adery, sprow adzano stam tąd krew smoczą ja k o bardzo cenny p ro d u k t nowych kolonij, natu raln ie z D racaena D raco.
to nie je s t m in erał, ale łzy drzew a z wyspy D ioscorida, a że pod tą nazw ą rozum iano wówczas Sokotrę, więc niew ątpliw ie staro żytność otrzym yw ała krew smoczą z D ra caena cinnabari.
T a k było p rz ez cały czas w ieków śre
dnich, podczas k tó ry ch p ro d u k t ten m iał
') W y d a n ie F a b r ic iu s a w L ip s k u 1883, p . 67.
Że są palm y dające także podobną żywi
cę, o tem dow iadujem y się w E u ro pie do
piero w r. 1578 od hiszpańskiego lekarza C hristovala A costa 2).
*) F a lim ir z — II, 30; S ie n n ik —227; S p iczy ń a k i—
128.
2) T r a c ta d o d e las d ro g a s y m ed iciD a s d e las I n d ia s o rie n ta le s etc. B u rg o s 1578, p . 117, 126.
Nr 1. W8ZECHŚWIAT. 7
D ziś do handlu powszechnego wchodzi k re w smocza praw ie wyłącznie z Calamus D raco.
J ó ze f Rostafiński.
HISTORYJA GAZÓW
i i c h z n a c z e n i e w n a u c e d z i s i e j s z e j 1).
i.
„S tan trzeci był niczem, pow inien być w szystkiem ”. P am iętne te słowa, którem i Sieyes tak silnie rozbudził pragnienia po
krzyw dzonych w arstw społeczeństw a ludz
kiego, odnieść możemy bez zmiany i do irzeciego stanu skupienia ciał, do stanu lo
tnego.
G azy były rów nież niczem dla nauki,
^obecnie są. wszystkiem ; na wszelkich po
lach badań fizycznych i chemicznych od
g ry w ają przew ażną rolę.
B yły niczem: oprócz pow ietrza atm osfe
rycznego nieznane zgoła, nie istniały dla nauki tak dalece, że sama ich nazw a je st pochodzenia nowoczesnego, pow stała bo
wiem dopiero na początku wieku siedem nastego, gdy fizyka scholastyczna rospadała się w gruzy, a rojenia alchem iczne ustępo
wały ściślejszym badaniom jatrochem icz- nym . U tw o rzył ją w dziejach chemii J a n B aptysta van H elm ont:
„G as et Blas nova quidem sunt nomina, a me intro d u cta, eo quod illorum cognitio veteribus fu erit ignota: A ttam en in te r initia physica Gas et Blas necessarium locum ob- -tinent” .
„B las” m iałto być czynnik, czyli ra- czśj podnieta zew nętrzna, która, wiejąc od gw iazd, sprow adzała zam ianę gazu w p arę i w wodę. W raz z pojęciem tem i wyraz rychło zaginął, nazw a wszakże gazu, wy-
') F . R o se n b e rg e r: ,.D ie G e sc h icb te d e r P h y s ik 1 (1882— 1890). A. H e lle r „ G e s c h ie h te d e r P h y a ik “ (1882— 1884). E . M ach „D ie M e c h a n ik in ih r e r E n tw ic k e lu n g “ (1883). B e rth e lo t ,,L a R c v o ln tio n c h im iq a e “ (1890).
prow adzona z holenderskiego „galist”, co znaczy duch, u trw aliła się w nauce i p rz e szła do mowy potocznój. W pochodzeniu więc nazw y gazu zdradza się daw ne mnie
manie o powinowactwie duszy ze stanem pow ietrznym , lotnym , tak ja k chemicy da
wni na oznaczenie wszelkiój substancyi lo- tnój używ ali pozostałćj dotąd nazwy sp iry tus, jak to w języku naszym okazuje p o k re wieństwo wyrazów dech i duch. W każdym razie nazw a gazu szczęśliwie utw orzoną zo
stała, gdy naw et i u nas nie targ nęli się na nią rzekom i obrońcy czystości języka, k tó rzy z takiem wysileniem pracu ją nad wy
plenieniem z naszego słownictwa naukow e
go term inów greckich i łacińskich.
W czasach, gdy H elm ont pisał, ani fizyka ani chem ija gazów w istocie rzeczy nie istnia
ła. F izycy starożytni nie znali gazów od
rębnych od pow ietrza, które było tedy j e dynym przedstaw icielem swego typu, nie um ieli naw et w yróżnić od niego pary.
W u k ład z ie żywiołów, czyli elementów A ry stotelesa powietrze było żywiołem, łączą
cym w sobie sprzeczności gorąca i wilgoci, tak ja k ogień był żywiołem gorącym i su chym, woda zimnym i wilgotnym , a ziemia wreszcie zimnym i suchym. Pojęcia te, któ
re się nam dziś ta k osobliwe wydają, w y
pływ ały stąd, że A rystoteles, ja k i inni filo
zofowie starożytni, do wyjaśnienia objawów przyro dy nie dążył drogą obserwacyi i do
świadczenia, ale usiłow ał je ująć przez spe- kulacyje czysto logiczne. Zmysły nasze, a w szczególności dotyk, zdradzają nam w ciałach cztery zasadnicze uczucia, czyli własności m ateryi: ciepło i zimno, suchość i wilgoć. C ztery te własności, łącząc się po dwie, dają sześć kom binacyj; ponieważ wszakże sprzeczności bespośrednie, t. j. cie
pło i zimno oraz suchość i wilgoć, wiązać się ze sobą wprost nie mogą, z możliwych zatem sześciu, pozostają tylko cztery kom- binacyje, cechujące cztery wyżćj wymienio
ne substancyje elem entarne, czyli żywioły, z których się b udują wszystkie ciała ziem-- skie.
S pekulatyw ne to wnioskowanie zaszko
dziło wszakże nietylko chemii, ale i fizyce pow ietrza. W edług bowiem A rystotelesa są te żyw ioły zależnie od swój n atu ry cięż
kie, lub lekkie. Ziemia jest żywiołem bez
w zględnie ciężkim , ogień bezw zględnie lek - i kim , w oda zaś i pow ietrze są, tylko w zglę
dnie ciężkie, lub lekkie, stosow nie do tego, ja k z innem i elem entam i w ystępują. W oda nie je s t więo ciężką w zględem ziem i, ani pow ietrze w zględem wody, dlatego też wo
d a nie może w yw ierać ciśnienia na ziemię, a pow ietrze na ziemię i n a wodę. A by więc w yjaśnić działanie ssące, t. j . podnoszenie się wody w ru rze, z k tó rej pow ietrze zosta
ło usuniętem , w prow adzić m usiał A ry sto teles osław ioną obawę próżni, h o rro r vacui, chociaż posiadał świadom ość o ciężarze po
w ietrza i p ro b o w a ł j e naw et ważyć. A ry stoteles bowiem g ó ru je nad p o przedn ikam i swym i o tyle, że nie odw raca się od rzeczy
wistości i zb iera dostrzeżenia, g d y wszakże o tłum aczenie ich idzie, zachow uje metodę filozofow ania n a podstaw ie zasad z góry przy jęty ch . A ta nieszczęśliw a obaw a czczo- ści u czyniła czczą w szelką n au k ę o pow ie
trz u p rzez cały ciąg panow ania fizyki ary - stotelesowdj.
N ajw spanialszy w szakże okres fizyki po
w ietrza w starożytności p rzy p ad a na epokę aleksand ryjską, gdy w połow ie drugiego stulecia p rz ed C hr. K tezibios, a więcej j e szcze uczeń jeg o H e ro n zasłynęli, ja k o wy- nalascy różnych przyrządów , polegających n a prężności pow ietrza, a k tó re H e ro n opi
sał w dziele swem S p iritu a lia seu P neu m a- tica. N ależą tu: pom pa ssąco-tłocząca, wia
tró w k a, bania H e ro n a, w y try sk H e ro n a, eo- lipila, w praw ian a w ruch działaniem p ary lu b p ow ietrza rozgrzanego. C hociaż w szak
że obaj ci m echanicy greccy, ja k i następnie W itru w iju sz w R zym ie, ta k dobi-ze p rę żność p o w ietrza do p o trze b praktycznych stosować um ieją, teoretycznej m echaniki gazów zgoła nie w ytw orzyli. N astępnie, aż do końca w ieku szesnastego, napotykam y u różnych pisarzy, ja k u M ikołaja de C usa, J u L eo n a rd a da Y inci, zaledw ie pew ne w zm ianki o ciężarze pow ietrza, a H ieronim C ardanus, sław ny m atem aty k i pogrom ca scholastyków w w ieku szesnastym , ocenia, że je st ono pięćdziesiąt razy lżejsze, aniżeli woda, chociaż przy zn aje, że liczba ta nie je s t dokładną. U sam ego zatem schyłku fizyki daw nej n ajelem en tarn iejsze naw et ustępy nau k i o gazach nie były jeszcze za
pisane.
II.
Z w yczajna wszakże pom pa, znana, j a k widzieliśm y K tezibiosow i, a może i jego po
przednikom , którćj działanie tłum aczono za
sadą obaw y próżni, doprow adzić m iała do w ielkiego od krycia ciśnienia atm osferyczne
go. C elu tego nie osięgnął jeszcze tw órca fizyki now oczesnej, ale u to ro w ał p rz y n aj
m niej do niego drogę, jak k o lw iek o rzecz tę potrąca pośrednio tylko, m ówiąc o w y
trzym ałości belek i ciał w ogólności, k tórej poświęca dzień pierw szy i d ru g i swoich
„D iscorsi.” D ziw ną w ydaw ać się nam może ta uboczna w zm ianka przy odrębnej zgoła nauce o w ytrzym ałości ciał, ale w ypływ a to stąd, że w tym jed n y m razie p rzy jm uje Ga-r lileusz pogląd starego swego przeciw nika, którego na wielu p un ktach tak szczęśliwie pokonał. A rystoteles m ianowicie w ytrzy
małość ciał tłum aczył zasadą swą obaw y próżni; gdy bowiem ciało rozerw ać chcem y, pom iędzy rossuniętem i jeg o cząsteczkam i choć na chw ilę pow stać musi przestrzeń pusta, ale że n a tu ra próżni się t6j lęka, sta
ra się przeto rozryw aniu takiem u przeciw działać. D la w yjaśnienia tych objaw ów od w ołujem y się obecnie do działań m iędzy- cząsteczkowych, o których nie myślano je s z cze w owych czasach, w b rak u więc tłu m aczenia lepszego, m ówi tu G alileusz ró wnież o obawie próżni, ale używ a w yrazu tego jed y n ie d la oznaczenia pew nej siły, którój dokładniej w yrazić nie um iano. O k a zuje się to z dalszych rozw ażań G alileusza.
W ytrzym ałość ciał je s t różna, nie polega to wszakże na tem , by owa obaw a próżni m ia
ła w nich być różną, ale pochodzi stąd, że ciała posiadają rozm aite pory. Im więcej znajduje się pustych takich przestrzeni w e
w nątrz ciała, tem silniej dąży p rzy ro da do w tłaczania w nie m ateryi, tem przeto w y- trzym alszem je s t ciało; pory te zresztą^wy- stępują w niezm iernej ilości i są tak d ro bn e, że pow ietrze przenikać tam nie może.
T a wszakże obawa próżni nie je s t ju ż dla G alileusza nieokreślonym jakim ś w strętem p rz y ro d y do pustej przestrzeni, ale stanow i pew ną oznaczoną siłę, k tó rej wielkość oce
nić można przez działanie pom py. O bser- w acyja zaś uczy G alileusza, że woda w pom pie ssącćj wznosi się najw yżej do 18 bracciar
N r 1. W SZECHŚW IAT. 9
t. j. łokci; gdy ru ra pom py je s t wyższa, słup w ody zatrzym uje się na przytoczonej wyso
kości, obaw a zatem próżni je st to siła takiej wielkości, że rów now ażyć może ciśnienie słu p a wody, sięgającego na 18 braccia.
N aw ykli do bieżących pojęć naukow ych, gotow i jesteśm y drw ić z wyrażenia, że n a tu ra lęka się próżni tylko do wysokości 18 łokci, czyli 32 stóp paryskich. Nie zapomi
najm y je d n a k , że w ysłow ienie to osłania je dynie fakt, ale fak t należycie ju ż zbadany, w ielkość dokładnie zm ierzoną. M ierzenie zaś objaw ów p rzyrody daje podstaw ę do m atem atycznego ich rozw ażania, je st niezbę
dnym początkiem wszelkiego ścisłego bada
nia p rzy ro d y . Chociaż zatem Galileusz j e szcze się do obawy próżni odw ołuje, ale że j ą liczebnie w yrazić umie, daje tem samem możność dalszych dochodzeń, otw iera dro
gę, n a której zjaw isko to dokładniej ma być poznane.
C hw ała ukończenia tych badań przypadła w ielkiego m istrza znakom item u uczniowi, T orricellem u. P oniew aż doświadczenia z tak w ysokim słupem wody, ja k i się wznosi w pom pie, były zbyt uciążliwe, postanow ił pow tórzyć je T o rricelli z cieczą inną, od wody cięższą. N ajprzydatniejszą być mogła do tego rtęć, która, jak o 13 razy od wody cięższa, powinnaby- ju ż w wysokości 32/ i3 stóp, czyli 28 cali zrównoważyć obawę p ró żni, jeże li, ja k tw ierdził Galileusz, obawa ta je st pew ną, oznaczonej wielkości siłą; siła bow iem m ierzy się nie długością pewnego słu p a cieczy, ale ciśnieniem przezeń wywar- tem . Zam ierzonego ta k doświadczenia Tor- ricelli sam nie w ykonał, ale zlecił je ucznio
wi i przyjacielow i swemu W incentem u V i- vianiem u, który też rzeczywiście stw ierdził, w r. 1643, w ro k zatem po śmierci G a lileu sza, że w rurze, w górnym końcu zam knię
te j, a dolnym pogrążonój w rtęci, ciecz ta u trzy m u je się na wysokości 28 cali. W y prow adzić stąd wniosek o ciśnieniu pow ie
trz a nie było, oczywiście, rzeczą tak łatw ą ja k dziś dla nauczyciela, który doświadcze
nie to uczniom swoim pow tarza. P rz e d gienijalnym um ysłem T orricellego odsłoniła się wszakże bespośrednio w ielka zagadka p rz y ro d y . Skoro obawa próżni ma tak ró
żną gran icę nad wodą i nad rtęcią, je st ona wogóle niedorzecznością; jeżeli więc ciecz
podnosi się w pustej przestrzeni, musi to mieć przyczynę inną, a przyczynę tę wska
zał T o rricelli w ciśnieniu atmosferycznem.
Szczególniej zaś do zastąpienia obawy pró
żni tem ciśnieniem skłoniło Torricellego spostrzeżenie, że wysokość rtęci w rurze ulega pewnej chwiejności. G dyby bowiem stw ierdzono to tylko, że siła, która podtrzy
m uje słup wody wysoki na 32 stopy, dźw iga też słup rtęci, sięgający do 28 cali, nie mie
libyśmy jeszcze dostatecznego powodu do zm iany wyobrażeń o naturze tej siły. Skoro wszakże dostrzeżono, pisze T orricelli w li
ście do M ichała A nioła Ricciego w r. 1644>
że wielkość tej siły je s t chw iejną, to czas ju ż zarzucić pojęcia o obawie próżni; niepo
dobna bowiem przypuścić, by przyroda, jeżeliby naw et pew ne obawy posiadała, miała być kapryśną, ja k zalotna dziew czy
na, w upodobaniach swych i wstrętach.
(c. cl. nast.).
S. K.
KILKA SŁÓW
O D Z I S I E J S Z Y M S T A N I E N A U C Z A N I A
ANTROPOLOGII.
A ntropologija, czyli nauk a o człowieku zaciekaw iała ju ż um ysły filozoficzne staro żytnych greków. Człowiek posiada natu rę dwoistą, fizyczną i duchową, więc też filo
zofowie, którzy zajm owali się antropologiją, rospadali się na dwie grupy: gdy filozofo
wie metafizycy z P latonem na czele rospra- wiali o m oralnćj stronie człowieka i wy
prow adzali spekulatyw ne wnioski, medycy i przyrodnicy, ja k A rystoteles i H ippokra- tes, badali jego stro n ę fizyczną, posiłkując się m etodą obserw acyjną w swych zacieka- niach. Pochodzenie więc tój nauki, tak ja k i wielu innych, sięga dalekiej starożytności i rów nież ja k inne nauki, antropologija przez długie wieki spoczywała w śnie le- targicznym .
O d X V I do X V I I I wieku nazwa an tro pologii nie oznaczała jeszcze ściśle zakresu tej nauki; jed ni rozumieli pod tera m ianem opis duszy ludzkiej, inni opis ciała, nastę
pnie wyraz ten służył do oznaczenia wszy
stkich n a u k i kw estyj, posiadających s ty c z ność z życiem ludzkiem , a więc anatom icz
nych, zarów no j a k filozoficznych i socyjolo- gicznych. N auka o człow ieku w ten spo
sób pojęta je st niew yczerpaną i żaden um ysł najbardziój encyklopedyczny nie byłby
w stanie objąć całości.
To też w końcu X V I I I stu lecia w idzim y dążność do nad an ia an tro p o lo g ii szczuplej
szego w praw dzie, lecz w yraźniejszego za
kresu; Buffon i B lum enbach n ad a ją je j p ie r
wsi nazwę b isto ry i n atu ra ln e j człow ieka i nazw ę tę p rzy jęli późniejsi znakom ici a n tropologow ie, ja k S erres, de Q uatrefages i Broca.
W naszych czasach istnieją dwie szkoły pod w zględem pojm ow ania zakresu, ja k i nadać należy an tropologii: P ierw sza, w e
d łu g daw nych pojęć zalicza do antrop ologii w szystkie nauki, m ające człow ieka za p rz ed miot, a więc odnoszące się do jeg o strony fizycznej, zarów no ja k i do jeg o psychologii i socyjologii, a naw et uw zględnia ona nauki 0 praktycznem stosow aniu po lityki, ju ry s- prudencyi, ekonom ii społecznej, religii i m o
ralności. D ru g a szkoła, w zorując się na sw ych m istrzach, w ygłasza zdanie, że an tro - pologiją nazyw ać należy naukę, badającą człow ieka z p u n k tu w idzenia tylk o zw ie
rzęcego, czyli obierającą za cel swych b a
dań zoologiją człow ieka.
Nie tu miejsce rostrząsać, k tó ry z tych dw u k ieru n k ó w je s t racyjon alniejszy; są
dzim y wszakże, że w badaniu ta k skom pli
kow anych kw estyj podział p ra cy je s t nie
zbędnym i że w łaściw ości um ysłow e je d n o stek oddających się pracom an tro p o lo g icz
nym , zw racać j e będą do b ad ań w tę, lub in n ą stronę, stosow nie do ich uzdolnień 1 otrzym anego w ykształcenia; a ponieważ
rodzaj ludzki rosp atry w an y być pow inien z rozlicznych p u n k tó w w idzenia, p rzeto an
tro p o lo g ija pojęta w bardzo obszernem zn a
czeniu przedstaw ia pole do badań zarów no d la p rz y ro d n ik a, ja k d la psychologa i so*
cyjologa, p raca zaś tym sposobem podzie
lona i rozłożona n a liczne g rono praco w n i
ków, bezw ątpienia w yda pożądane re z u l
taty.
W m iarę rozw oju n a u k przy b y w ają wciąż nau k i now e, m ające zw iązek z antropolo
g i ą ; jed n e z nich odnoszą się do człow ieka
bespośrednio, inne m ają z nim uboczny ty l
ko związek, a całość ich nazwać można nau*
kami antropologicznem i, m iędzy którem i na miano głów nych zasługują:
1) A ntropologija, czyli n au k a o zw ierzę
cej stronie człow ieka-osobnika i całego g a tunku.
2) B adanie człow ieka z p u n k tu widzenia społecznego (narody). T u należy etno gra- fija szczegółowa i ogólna, część której sta nowi socyjologija.
3) B adanie człow ieka z p u n k tu w idzenia m oralnego — psychologija.
Do n au k antropologicznych podrzędnych zaliczają się: paleontologija, archeologija, historyja, lingw istyka, m itologija i t. d.
K ażda z tych n au k posiada odrębn ą n a zwę, je d n a z nich tylko nosi miano a n tro pologii właściwej, czyli zoologii człow ieka, ponieważ opisuje jeg o stronę fizyczną, czyli zwierzęcą, zupełnie tak ja k zoologiją opisu
je zwierzę; a więc bada budow ę osobnika oraz jego odm iany, mówi o funkcyjach fizy- jologicznych porów nyw a go do innych po
krew n y ch mu istot, znajduje podobieństw a i różnice, bada zwyczaje, wreszcie zajm uje się jego rospowszechnieniem gieograficznem na kuli ziem skiej.
Zoologiją — obszerna to nauka, dlatego też rozliczne je j części otrzym ały specyjal- ne nazwy i tak: zoologiją ssawców nazw aną została m am m ologiją; ptaków — ornitolo- giją; owadów — entom ologiją. Zoologiją więc człow ieka pow inna z po rząd k u rzeczy otrzym ać nazw ę antropologii (od słow a greckiego avi>p(Ojroę — człow iek); gałąź ta wiedzy wchodzi do zakresu badań p rz y ro dników i lekarzy.
W spom nieliśm y już, że antropologija je st nauk ą staro ży tną, pierw iastki je j pow stały w G recyi; istotnie je d n a k rozw ijać się d o piero zaczęła w raz z pow szechnym rozw o
jem n au k przyrodniczych w końcu zeszłego wieku, ale że walczyć m usiała z silnem i przesądam i, głów ny jej rozwój d atuje zale- dwo od la t trzydziestu i je st dziełem znako m itego P aw ła Broca, k tó ry stw orzył n ow o
żytną antropologiją.
Zaznaczyć należy, że francuzi p rz y ję li znaczny u d ział w rozw oju tej nauki; we F ran c y i to poraź pierw szy an tro p o lo g ija w ystępuje ja k o jed n a z gałęzi zoologii.
N r 1. W 8ZECHŚW IAT. 11
P rof. S erres w Muzeum paryskiem w ykład swój nazwał: „A nthropologie ou H istoire n atu relle de l’H om m e”, ty tu ł ten zachował następca jeg o prof. de Q uatrefages. Nowo- otw orzona k atedra m iała powodzenie, p ra ca rozw ijała się szybko i obecnie laborato-
ry ju m w Muzem w J a rd in des P lantes p o siada obfite zbiory antropologiczne, a na w ykłady antropologii Q uatrefagesa p u b li
czność grom adzi się licznie.
Jednakow oż antropologija zasługuje na to, by zajm ow ała w ybitniejsze stanowisko niż w szelka in na gałąź zoologii; w ykłady Qua- trefagesa w muzeum, jak k o lw iek niezm ier
nie ciekawe, nie m ogły w yczerpać a naw et poruszyć wielu kw estyj, które tłum nie ci
snęły się do um ysłów, dała się uczuw ać po
trzeb a rosszerzenia antropologii,a jednocze
śnie zebrania w jak ąś całość zw olenników rozw oju tój nauki.
I oto w r. 1859 P aw e ł Broca zbiera kółko profesorów ze szkoły medycznćj i zaw ią
zuje pierw sze tow arzystw o antropologiczne, w spisie członków którego między inne- mi spotykam y głośne nazw iska B eclarda, B row n-S eąuarda, Fleuryego, K arola Robi
na. P rze z założenie owego tow arzystw a, an tropolog ija odosobniła się od zoologii ja ko w iedza samodzielna, zarówno i od m edy
cyny, jak o nauka czysta, niem ająca nic w spólnego z prak ty k ą.
Za przykładem P a ry ż a poszły inne zn a
czniejsze m iasta w E u ro p ie i utw orzyły to
w arzystw a antropologiczne, że wymienimy:
K raków (1 8 6 4 ), B erlin (18 6 9 ), W iedeń (1871), Moskwę (1872), B ruksellę (1882) i P e te rsb u rg (1888). B roca urząd ził w gm a
chu Szkoły medycznćj niew ielkie laborato- ry ju m specyjalne, które w krótce stało się głów nem laboratoryjum antropologicznem i gdzie w ykszałciło się wielu znakom itych późnićj antropologów . P rzy laboratoryjum istnieje obecnie m uzeum antropologiczne, zaliczające się do najbogatszych w E uropie, chociaż mieści się w niepozornym i bardzo stary m gm achu oraz biblijoteka antropolo
giczne, zaw ierająca 6000 tomów. Obie in- sty tucyje, t. j. m uzeum i biblijoteka bes- płatnie są otw arte dla publiczności.
O statnią fundacyją Broca je s t Szkoła an
tropologiczna, mieszcząca się w tym że gm a
chu, w którym znajduje się muzeum i bi
blijoteka. Nie potrzebujem y chyba doda
wać, że kierunek ja k i B roca nad ał szkole jest ściśle poważny i naukow y: duch w ykła
dów zgadza się z najnowszem i pojęciami bijologicznomi, a więc z teo ry ją ewolucyi i transform izm u.
Rozwój szkoły odbyw ał się pow oli,od ze
szłego ro k u dopiero stała się ona instytu- cyją państwową, w ykłady są publiczne ib es- p łatne, odbyw ają się zw ykle w godzinach popołudniow ych od 4 do 6. Obecnie szkoła posiada dziewięć k ated r następujących: 1) antropogienija i em bryjologija porów naw cza, 2) antro po log ija przedhistoryczna, 3) etnografija i lingw istyka, 4) antropologija zoologiczna, 5) antropologija histologiczna, 6) antropologija fizyjologiczna (i psycholo
giczna), 7) socyjologija, 8) etnografija po
rów naw cza, 9) gieografija medyczna.
K ażdy z w ykładów odbywa się raz na ty dzień; liczba słuchaczów zawsze dość zna
czna, przeważnie uczęszczają sami mężczyź
ni, kobiet w tym roku zaledwo kilka. Rzecz dziwna, że słuchacze składają się głównie z ludzi podeszłych wiekiem.
W ykłady antropologii i laboratoryja istnieją p rzy k ilku innych uniw ersytetach w E uropie, lecz nigdzie wykłady te nie są tak kom pletne ja k w P ary żu , co przypisać można tćj okoliczności, że znajduje się tu kilka k ated r i w ykłady są w ręku kilku profesorów; gdy tymczasem w innych uni
wersytetach jed en je s t tylko profesor an
tropologii i dlatego z konieczności niektóre części w ykładow e m uszą być pom inięte.
Zaznaczym y wszakże, że antropologija i na
leżące do nićj instytucyje przy b ierają sze
rokie rozm iary w Budapeszcie.
Z opisu tego widzimy, że w przeciągu la t trzydziestu rozwój antropologii znacznie postąpił przez zawiązanie towarzystw an tropologicznych, m ających cel podwójny:
wzbogacanie tśj gałęzi w iedzy samodziel- nemi pracam i; powtóre, zaznajam ianie pu
bliczności ze zdobyczam i naukow em i przez otw ieranie odpow iednich katedr, biblijotek, laboratoryjów , m uzeów, wreszcie przez wy- dowanie specyjalnych miesięczników, po
święconych licznym kwestyjom antro po lo
gicznym. Do takich pism należy: „Bulletin de la Societć d ’A nthropologie”, w ychodzą
cy w P aryżu.
Spodziew ać się należy, że użycie tak l i cznych środków zjedna coraz więcej zw o
lenników dla nauk i, m ającej w ażne zadanie rzucenia św iatła n a zagadkową, dotąd prze- 1 szłość człow ieka. Z dru g iej strony, gdy po jęcie naukow e o człow ieku p rzen ik n ie m a
sy w ykształcone, okoliczność ta nie pozo
stanie bez w pływ u dodatniego n a dalszy ; rozwój cyw ilizacyi naszej, w szczególno- j ści na w ychow anie m łodzieży i na p ra w o daw stw o.
Do rozw oju antropologii niem ało p rz y czyniła się w ystaw a pow szechna w P a r y żu i trz y kongresy antropologiczne, k tó re w owym czasie m iały miejsce.
A n trop ologija w łaściw a, czyli zoologicz
na, figurow ała ju ż d w a razy na w ystaw ach pow szechnych. W y stąp iła ona poraź p ier
wszy n a w ystaw ie z 1878 roku , publiczność tłu m n ie zw iedzała wówczas skrom ny p aw i
lon, pośw ięcony antropolog ii, copraw da oburzając się niekiedy n a to, że obok szkie
letów ludzkich dostrzegła um ieszczone szkie
lety zw ierząt, przew ażnie m ałp, ustaw ione obok ludzkich w łaśnie dlatego, by u p rz y to m nić, że an tro p o lo g ija je s t h isto ry ją n a tu raln ą zw ierzęcej strony człow ieka, że t r z e ba zatem budow ę jeg o ciała porów nyw ać ze zw ierzętam i o budow ie zbliżonej, ja k to j zw ykle czynim y w zoologii.
Lecz w r. 1878 an tro p o lo g ija była mniej p o p u larn ą niż dzisiaj, nazw a je j naw et by- j ła m ało znaną, brano j ą n iera z za jed n o z frenologiją G alla. U m ysły p rzesiąknięte były przestarzałem pojęciem , że człow iek nie ma nic wspólnego ze zw ierzętam i, że je stto isto ta w yjątkow a, stw orzona w od- j
m ienny sposób.
W r. 1889 an tro p o lo g ija zajm ow ała na w ystaw ie zaszczytne stanow isko, ja k ie przy - i stoi nauce opartej n a trw ały ch podstaw ach naukow ych. Z w iedzająca publiczność m ia
ła sposobność poznać znaczną ilość plem ion różnobarw nych w ich charakterystycznych strojach; m ogła rów nież poznać ich miesz
kania, sprzęty, a naw et n iek tó re zw ycza
je . T o w arzy stw a atropologiczne skorzy
stały ze sposobności i zgrom adziły na b ru ku paryskim przedstaw icieli w szystkich praw ie k rajó w kuli ziem skiej, w zbudzi- ^ ły w publiczności zainteresow anie do an- 1 tropolog ii i p rz y czy n iły się do pop ulary- j
zow ania pojęć antropologicznych m iędzy masami.
D r M. Stefanowska.
O D E Z W A .
M ając sobie poruczone przez K om itet go
spodarczy V I Z jazdu przyrod nikó w i lek a
rzy polskich, m ającego odbyć się w Lipcu 1891 r. w K rakow ie, zorganizow anie sekcyi m atem atyczno-fizycznej tegoż Zjazdu, z w ra cam się do osób pracujących na polu nauko- wem z uprzejm ą prośbą o przyjęcie udziału w pracach tój sekcyi, do której należeć będą kw estyje z dziedziny m atem atyki, m echani
ki teoretycznej i stosowanej, astronom ii, fi
zyki, chemii teoretycznej oraz ich zastoso
wań technicznych, tudzież m etodyki tych nauk.
Streszczenie referatów m ających się przed
staw ić w sekoyi w inny być przesłane do b iu ra Zjazdu (na ręce podpisanego) przed 1 L ip ca 1891 r. Streszczenia te, obejm ują
ce najw yżej lJ4 ark usza d ru k u , będą o gło
szone drukiem i rozdane uczestnikom , celem ułatw ienia dyskusyi naukow ej przez u p rz e dnie podanie do wiadom ości treści referatu.
Zam ierzonem je st urządzenie p rzy sekcyi m atem atyczno-fizycznej w ystaw y, o bejm u ją
cej m odele i opisy przyrząd ów fizycznych, narzędzi m atem atycznych i wogóle w y na
lazków naukow ych, współczesnych i da
wniejszych, poczynionych przez polaków . U praszam o przyczynienie się do wzboga
cenia tój w ystaw y bądź to przez nadesłanie wynalazków , bądź też wiadomości o nich.
Żyw im y nadzieję, że przy szczerem zain teresow aniu się tą spraw ą, wystawa przy sekcyi m atem atyczno fizycznej będzie m ogła dać w ystarczający obraz naszej pracy wy- nalasczej w dziedzinie naukow ej. U praszam o nadesłanie zgłoszeń lub wiadomości, od noszących się do w ystaw y do podpisanego, lu b do p. S. D icksteina w W arszaw ie (E ry - wańska N r 8).
A . W itkow ski, prof. uniw . krakow skiego.
R edakcyja W szechśw iata up rasza pism a polskie o pow tórzenie tej odezwy.