• Nie Znaleziono Wyników

Wiktor Meyer.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiktor Meyer."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M . 47. Warszawa, d. 21 listopada 1897 r. ł om X V I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA11.

W Warszawie: rocznie rs. 8 , k w artalnie rs. i Z przesyłką pocztową: rocznie rs. lo . półrocznie rs. f, Prenum erow ać można w Redakcyi „W szechśw iata-

i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranica.

Komiteł Redakcyjny Wszechświata stanow ią Panow ie:

D eike K., D ickstein S., H oyer H ., Jurkiew icz K ., K w ietniew ski W ł., Kram sztyk S., M orozew icz J., N a- tanson J „ Sztolcm an J ., Trzciński W . i W róblew ski W .

A.dres ISed.a,łcc37-i: Z^ralsoTKrsisiie-IPrized.rrileścIe, 2STr S<3.

Wiktor Meyer.

Z a d a n ie p isa rz a , k tó ry zam ierz y ł p rz e d ­ staw ić obraz żyw ota m ęża naukow ego, pospo­

licie byw a b ard zo je d n o stro n n e. Szczegóły życia uczonych zwykle są m ało zajm ujące i b io g ra f dosyć uczynił, jeże li z an o to w ał d a tę u ro d zen ia i śm ierci, w ym ienił szkoły, w k tó ­ ry c h b o h a te r opowieści uczył się a potem n au cz ał, wreszcie — p o d a ł o ile m ożna n a j­

d o k ład n iejszy spis jego zasłu g naukow ych.

T e n powszechnie p rz y ję ty sposób p isan ia ży­

ciorysów , zastosow any do W ik to ra M ey era, d a łb y nam o b raz niezm iernie b o g aty w szcze­

g ó ły pierw szorzędnej w artości naukow ej, im ­ pon u jący nag ro m ad zen iem ta k ic h zdobyczy, ja k ie rzad k o b y w ają u d ziałem badaw czego d u c h a ludzkiego, zdum iew ający ogrom em p rac y , a le b y n ajm n iej nie zupełny. M eyer bowiem w istocie b y ł zjaw iskem w yjątkow em . Bystrością, i dowcipem swej myśli badaw czej p rzew yższał nieskończenie ogrom ną większość p rzeciętnych twórców n au k i, w zbogacił wie­

dzę ta k w ielką liczb ą faktów nowych i w aż­

n ych, ja k m ało k tó ry z uczonych w spółczes­

nych, d la filozofii p rz y ro d y zdobył niem ało

trw ały ch podstaw dośw iadczalnych, a spraw ie nau czan ia chem ii o d d al niezapom niane u słu ­ gi. A le jednocześnie z tą p ra c ą naukow ą, I k tó rej oschłość i absolutne zapanow anie n a d

um ysłem pracow nika sta ły się pewnikiem d la ludzi, niem ających o niej żadnego pojęcia, M eyer przez całe swe życie b y ł w iernym czcicielem p ięk n a, p ięk n a w przy ro d zie i w sztuce. Był ta k ż e najm ilszym tow arzy­

szem zabaw y, gaw ędziarzem nieporów nanym , wesołym w spółbiesiadnikiem , duszą z e b ra ń wszelkiego ro d z a ju , zwolennikiem ćwiczeń cielesnych i popisów zręczności. O prócz t e ­ go — M ey er był praw dziw ym ulubieńcem lo ­ su co do zew nętrznych i m ate ry a ln y c h stro n życia. Syn szanowanej i zasłużonej rodziny, oprócz im ienia odziedziczył po ojcach d o s ta t­

nią fortunę. P o s ta ć jeg o b y ła k s z ta łtn a , ry ­ sy tw arzy piękne, w w yrazie oczu i w dźw ięku głosu m iał czar ja k iś zniew alający. B y ł je s z ­ cze m łodzieniaszkiem , gdy czoło jego o k ry ­ w ał ju ż wieniec sław y. W cześnie też stw o­

rzy ł sobie ognisko rodzinne, w k tó rem m u by­

ło i ciepło i jasn o . J a k ż e więc okropnie t r a ­ giczne są słow a „dłużej nie m ogę” któ rem i zakończył pożegnanie swej rodziny, kiedy pod w pływ em ostatecznego ro z stro ju nerw ów , spow odow anego przez cierpienia new ralgicz­

ne, postanow ił własnow olnie przerw ać pasm o

(2)

738 WSZECHSWIAT N r 47.

dni swoich, pasm o szczęścia i sław y, niedo- szedłszy jeszcze do k re su wieku m ęskiego.

J a k niew ypow iedzianie s tra s z n a w alka m yśli i odbyć się m u sia ła w m ózgu ta k ieg o człowieka!

I w reszcie — ja k ie ż to srogie los czyni z nam i ig raszk i, których że jesteśm y o fiarą an i się n a w et częstokroć d o m y ślają najbliżsi nasi przyjaciele.

Ł a tw o zrozum ieć, że w ierny por tr e t ta k ie ­ go człow ieka m ógłby w yjść ty lk o z pod p ió ra kogoś b ard zo bliskiego, kom u nie ta jn e b y ły ­ by w szystkie zw roty um ysłu, w szystkie p o r u ­ szen ia ducha, w yjątkow o uposażonego od n a ­ tu ry i rozw iniętego w ła sn ą p ra c ą . A le n a ­ w et i zbliżeni osobiście dw aj uczeni niem iec­

cy, Ja c o b so n i L ieb erm an n , k tó ry ch w spom ­ nienia p o śm iertn e o M eyerze le ż ą w łaśnie przede m ną, nie sp ro stali, m ojem zdaniem , tru d n o ści aa d a n ia . T e m b ard ziej niepodobna kusić się o to piszącem u, k tó ry zm arłego b a ­ d a c z a z n a ł tylko ze stro n y je g o za słu g n a u k o ­ wych. D la te g o to p o p rzestań m y n a zw yk­

łym szablonie i p o sta ra jm y się przed sta w ić sarnę tylko zew n ętrzn ą stro n ę tego żyw ota.

W ik to r M ey er u ro d z ił się w B e rlin ie 8 w rześnia 1848 r. O jciec jeg o , człow iek w y­

k ształco n y , był w łaścicielem dużej d ru k a r n i p e rk alu ; m a tk a k tó re j d o b ry wpływ o d b ił się n a całej rodzinie, po odchow aniu w łasnych dzieci z a ję ła się p ra c ą literack o -p ed ag o g icz- n ą i w yrobiła sobie n iem ałe n a tem polu uznanie. W chwili, kiedy W ik to r ja k o 16- łe tn i m łodzieniec kończył n au k i śred n ie, s t a r ­ szy b r a t jeg o , R y sz a rd , stu d y o w ał ju ż chem ią u B u n sen a w H e id e lb e rg u . W szkole ś re d ­ niej nic n ap o z ó r nie zapow iadało późniejszej k a ry e ry W ik to ra . Z d o ln y b y ł bard zo , p a ­ m ięć m iał niesły ch an ą, ale nie okazyw ał szczególniejszego z am iło w an ia do n a u k fi­

zycznych lub m atem aty czn y ch . Z a m ia st te ­ go uczył się w ierszy i w p ra w ia ł w d ek lam a- cyą. M ówił, źe będzie a k to re m . D o koń ca życia p a m ię ta ł utw ory, k tó ry c h się u c z y ł n a szkolnej ław ie i w zaufanem k ó łk u n iera z w y g ła sz a ł je n aj popraw niej. N am ow y ojca i sta rsz e g o b r a t a sp ra w iły , że w pisał się w po­

c z e t stu d en tó w u n iw e rsy te tu b erliń sk ieg o i za c z ął słu ch ać w ykładów A . W . H o fm a n n a.

L e c z ju ż po je d n y m sem estrze przeniósł się do H e id e lb e rg a , k tó ry w owym czasie (1866) przyśw iecał n auce niem ieckiej tak iem i gw iaz­

dam i ja k B unsen, H elm holtz, K irchhoff, K o p p , i tu ta j ju ż , o d razu wszedłszy w k r ą g p rz y c ią g a n ia, ja k ie w yw ierał a rc y m istrz che­

mii n ieo rg an ic zn ej, B unsen, przebył cały czas studyów i pozostał, ja k o a sy ste n t wiel­

kiego swego przew odnika. N a tem stanow is­

ku p ozyskał dożyw otnią przyjaźń B u n sen a i za w a rł najbliższe stosunki z K oppem , E r- lenm eyerem i w ielom a innym i.

W jesien i 1868 r. M eyer powrócił do B e r ­ lina, p o ciąg n ięty przez cbęć bliższego obe­

zn an ia, się z sy n tezą związków węglowych.

W ła śn ie w tedy m a la i skro m n a pracow nia A . B a e y e ra w A k ad em ii rzem io sł b y ła ową c e n tra ln ą kuźnicą, w k tó rej odkuw aly się zdum iew ające k sz ta łty nowej chemii o rg a ­ nicznej. M łodzi chem icy dobijali się o m ie j­

sce w la b o ra to ry u m B a e y e ra , k tó re je d u a k n a ra z nie m ogło pomieścić więcej n a d 15 p ra c u ją c y ch . P ra w ie wszyscy, k tó ry ch M e­

y er tu z a s ta ł, w n astępstw ie okryli swe im io­

n a sław ą. W sp o m n ijm y z pom iędzy nich M.

N enckiego; później nieco p rz y b y ł tu ta k ż e i J u l. G rab o w sk i. B erlin d la chem ika był w tedy ziem ią o b ie c a n ą : H o fm a n n w u n iw e r­

sytecie, B a e y e r w akadem ii, mnóstwo p ierw ­ szorzędnych zdolności n a innych stanow is­

k ach nauczycielskich, p ełn e m łodzieńczego z a p a łu , tylko co założone T ow arzystw o ch e ­ m iczne, w reszcie po w stający , ale od razu w olbrzym ich z ary sach , przem ysł chem iczny, M e y e r od pierw szej chwili pozyskał sobie starszy ch swemi zdolnościam i i ogrom em w ie­

dzy ju ż n a b y te j a rów ieśników i m łodszych p rz y k u ł n a d to do siebie dziw nem i z ale ta m i serca , w dziękiem obcow ania i postaci. Czasy b e rliń sk ie b y ły d la M e y e ra ja k b y o g lą d a ­ niem się za n ajp o n ętn iejszy m tem atem p ra c y . B a d a ł budow ę kam fory, w odanu cb lo ra lu i zbogacił tw o rzącą się n a u k ę o s tru k tu rz e chem icznej w ażn ą ro z p ra w ą o położeniu g ru p za stęp u jący ch w izom erycznych p o ch o d ­ nych benzolu (1870). W pracow ni B a e y e ra z n alazł naszego m łodego uczonego H . F e h - ling, k tó ry poszukiw ał pro feso ra chemii d la politechniki sztu tg a rd z k ie j i nie z a w ah ał się w ybrać M ey era, pom im o, źe te n liczył z a le d ­ wie 23 rok życia.

W S tu ttg a rd z ie M ey er p rzeb y ł ro k je d e n

ty lk o , lecz k ró tk i te n okres czasu, pom im o

u b ó stw a środków pracow ni, w y starc zy ł m u

n a o p racow anie jednego z n ajpiękniejszych

(3)

Nr 47. WSZECHSWIAT. 739 tem ató w , do k tó reg o p o w ra c a ł sta le i ze

szczególnem upodobaniem aż do końca życia.

Mówimy tu o odkryciu związków nitrow ych grom ady tłuszczow ej. C ia ła te od pierwszej chwili w zbudziły m iędzy chem ikam i najżyw ­ sze zajęcie, ra z d late g o , że poprzednio dość stanow czo przeczono możności ich istnienia, sądząc, że w łaśnie b ra k tych związków o d ­ ró ż n ia g ro m ad ę tłuszczow ą od a ro m aty czn ej, j a pow tóre, i to w ażniejsza, d la te g o , że c ia ła

j

te , izom eryczne z e stra m i azotaw em i alkoholi \ tłuszczowych, a obdarzone w ielką skłonnością do dalszych przem ian i re a k c y j, rzucały silne św iatło n a m ało wówczas jeszcze znaną che­

m ią związków organicznych a z o tu . Z licznej rzeszy współpracow ników M e y era w b a d a ­ niu związków nitrotłuszczow ych wspom nim y w tem m iejscu K az. C hojnackiego.

. N a je d e n z w ykładów M ey era p rzy b y ł in ­ cognito p rezes ra d y szkolnej szw ajcarskiej, K a p p e le r, b y stry znaw ca ludzi i rzeczy n au k o ­ wych, znany ze swego dow cipu i oryginalnego sposobu postępow ania. P o w ysłuchaniu lek- cyi, k tó rej treści, ja k tw ierdził, wcale nie r o ­ zum iał, zbliżył się do M ey era i rz e k ł: „O fia­

ru ję p a n u stanow isko p ro fe so ra zw yczajnego i d y re k to ra pracow ni rozbiorow ej w politech­

nice w Z u ry ch u , jakkolw iek widzę w p an u tę w ielką w adę, że je s te ś jeszcze ta k m ło d y ” .

„ Z dniem każdym s ta r a ć się b ę d ę popraw ić z tej w ad y ” , odpow iedział M eyer, czem u sp o ­ k oił zupełnie K a p p e le ra .

D opiero w Z u ry c h u p o raź pierw szy zna lazł się nasz uczony w śród w arunków praw dziw ie sp rzy jający ch p rac y naukow ej sam odzielnej.

T u ta j z a trz y m a ł się też n ajd łu żej w swoim zawodzie i stą d w yszły najw ażniejsze jeg o b ad a n ia. W Z u ry c h u , właściwie mówiąc, rozw inął się bo g ato te m a t związków n itro ­ wych, d o rz u cając do s k a rb c a faktów chem icz­

nych ca łe g ro m ad y ciał now ych : kwasów ni- trolow ych i pseudonitrolów , a n astęp n ie, po w ciągnięciu w z ak res b a d an ia estrów a z o ta ­ wych i sam ego kw asu azotaw ego — związków izo n itro zo w y ch , a ld o k sy m ó w , ketoksym ów i t. d. C iała o statn io w spom niane pozyskały w ażne znaczenie teo rety c zn e od czasu w pro­

w adzenia n au k i o w ęglu asym etrycznym i b u ­ dowie stereochem icznej. I p rzem y sł che­

miczny o d e b ra ł swoję cząstk ę z tego cyklu b a d a ń : p rz y d a ły m u się, w dziale sztucznych

[ barw ników , t. zw. związki azowe tłuszczowo- arom atyczne.

Z kolei przejdźm y te ra z do nowego k ie ru n ­ ku, k tó ry , poczęty w Z u ry ch u w r. 1876, z a j­

m ował również swego tw órcę do końca, a n a ­ uce dostarczył m nóstw a dokum entów n a jd o ­ nioślejszej wagi. W iadom o, ja k ie znaczenie w nauk ach fizycznych posiada teo ry a czą- steczkow o-atom istyczna i wiadomo rów nież, czem d la tej teo ry i są m etody dośw iadczalne oznaczania wielkości cząsteczki. G dy zaś, pom iędzy rozm aitem i owych m etod zasadam i, n a jb liż sz ą celu i n a jb a rd z ie j, w myśl teoryi A v o g ad ra, bezpośrednią je s t zasad a o k reśla­

n ia gęstości p a ry ciał chem icznych, rozum ie­

my, ja k ą doniosłość mieć m usi każde is to t­

ne udoskonalenie sposobów dośw iadczalnych oznaczania gęstości p a ry . Z dwu pierw otnie podanych m etod — D um asow ska, p o leg ająca n a w ażeniu znanej objętości p a ry , w ym aga znacznej stosunkow o ilości badanego m ate- ry a łu , co w p rz y p a d k u syntetycznych zw iąz­

ków w ęgla byw a niekiedy w arunkiem niepo­

dobnym do urzeczyw istnienia, G ay -L u ssa- cowska zaś, n aw et po zm ianach w prow adzo­

nych przez H o fm an n a, nie może sięgać ponad te m p e ra tu rę , w k tó rej ju ż p rężność p a ry r t ę ­ ciowej zaczyna w yw ierać działanie. Pierw szy pom ysł M e y era p o leg ał n a w ażeniu łatw otop- liwego aliażu (W o o d a ) w yrugow anego z n a ­ czynia przez p a rę utw orzoną przy znacznej te m p e ra tu rze ze znanej rów nież m asy b a d a ­ nej m atery i. T u już m ożna było dochodzić do gran ic te m p e ra tu ry znacznie wyższych, a p o trze b n a do dośw iadczenia m asa m atery i b y ła rów nie niew ielka ja k w m etodzie H o f­

m anna. Z aw sze je d n a k dośw iadczenie odby­

wało się w przy rząd zie szklanym , a s tą d te m ­ p e r a tu r a m usiała być ograniczona przez to p li­

wość szk ła. W k ró tce je d n a k M eyer za c z ął m ierzyć w p ro st objętość az o tu lub n aw et po­

w ietrza, w yrugow anego z p rz y rz ą d u p rzez zn an ą m asę p a ry przy znanej te m p e ra tu rz e , a to pozwoliło m u zastosow ać do przyrządów m a te ry a ły znacznie od sz k ła w ytrzym alsze n a działanie ciepła, a więc i wykonywać oznaczenia przy te m p e ra tu ra c h znacznie wyż­

szych, aniżeli daw niej stosow ane. P om ysł, w zasadzie p ro sty a w w ykonaniu łatw y , na k tórego wprow adzenie je d n a k ż e n a u k a cze­

kać m u siała aż do chwili, w k tó re j zro d ził się

w um yśle M ey era, m iał tę w spólną z wszyst-

(4)

740 N r 47 kiem i w ażnem i pom ysłam i w łasność, że s ta ł

się p u n k tem w yjścia d la całych szeregów r z e ­ czy now ych, n ieraz tru d n y c h do oczekiw ania, że pozw olił spraw dzić p rzypuszczenia, o k tó ­ ry c h dośw iadczalnem sp raw d ze n iu nie m a ­ rzy li daw niej n aw et najśm ielsi. W istocie, m eto d a oznaczania gęstości p a ry przez w y ru ­ gow anie p o w ietrza po zw ala używ ać w do­

św iadczeniach te m p e ra tu r niezm iernie wyso­

kich, zbliżających się do 2000°, ja k ic h po­

przednio w tym celu stosow ać nie um iano, pozw ala więc b ad ać m a te ry e b a rd z o tru d n o lotne. M ey er z uczniam i swymi i p rz y ja c ió ł­

mi z b a d a ł też ogrom ne m nóstw o ciał, k tó ­ ry ch m asa cząsteczkow a p oprzednio b y ła po­

d aw an a tylko przypuszczalnie, n a zasadzie w skazów ek pośred n ich a niekiedy sam ych tylko analogij. Z d ru g iej stro n y — i to j e s t p u n k t najw ażniejszy — m e to d a t a p o p a rła dośw iadczalnie sarnę te o ry ą a to m isty c zn ą . G dy bowiem oznaczen ia g ęsto ści p a ry p rz e ­ prow adzono n a p ie rw ia stk a c h , o k aza ło się, że d la n iek tó ry ch (chlorow ce) gęsto ść t a zm n iej­

sza się w m iarę w zro stu te m p e ra tu ry , ale zm niejszenie to z a trz y m u je się w chwili, gdy doszło do połow y pierw o tn ej wielkości i nie posuw a się dalej pom im o dalszego w z ra sta n ia te m p e ra tu ry . W id o czn ie więc cząste czk a, złożona z dwu atom ów , p o d wpływem ciep ła ro z p a d a się n a swoje części składow e.

W Z u ry c h u jeszcze M eyer, d o k o n ał o d k ry ­ cia, którego liisto ry a z pew nych względów z a słu g u je n a p rzytoczenie. W 1883 r., wy­

k ła d a ją c o benzolu, M ey er c h ciał pokazać słuchaczom t. zw. re a k c y ą indofeninow ą, t. j.

bard zo silne z ab arw ien ie ciem no b łę k itn e , j a ­ kie pow staje z a d o d an iem d ro b n y ch ilości izatyny i kw asu siarczan eg o do benzolu ze sm oły gazow ej. R e a k c y a t a u ch o d ziła za niezm iernie c h a ra k te ry s ty c z n ą d la benzolu, łatw o z atem w yobrazić sobie zdziwienie M eye­

r a , gdy mu się jej wywołać nie u d ało . Z d a r z a się w praw dzie niekiedy, że t a lub in n a re a k - cya nie u d a je się w praw nem u n aw e t ek sp ery ­ m entatorow i, w znacznej je d n a k większości zd a rzeń podobnych niepow odzenie byw a s k ła ­ d an e n a k a rb p rz y p a d k u Z a m ia s t zadow al- niać się takiem objaśn ien iem , M ey er z a b ra ł się do b a d a n ia i n ieza d łu g o św iat chem iczny dow iedział się z niew ypow iedzianem zdum ie­

niem , że re a k c y a indofeninow ą c h a r a k te ry z u ­ j e bynajm niej nie benzol czysty, lecz pew ien

nowy zw iązek siarkow y, nazw any tiofenem , k tó ry w benzolu ze sm oły gazow ej zn ajd u je się zaw sze w m ałej ilości, w benzolu zaś in n e ­ go pochodzenia (np. z kw asu benzoesow ego) m oże nie znajdow ać się w cale. G dyby n a u k a r z ą d z iła się uczuciam i łudzkiem i, odkrycie tiofenu m ogłoby je j było w yrządzić p rzykrość n iem ałą. Bo ja k ż e — benzol w szak ju ż w owym czasie uchodził za je d n o z ciał n a j­

lepiej w chemii zbad an y ch , a tu pokazuje się, że w większości p rzypadków to, co uw ażano z a benzol czysty, nie było ciałem jed n o ro d - nem , lecz m ieszaniną. L ecz gdyby naw et p rzy k ro ść ta k a pow stać m ogła, złagodzićby j ą m usiało w krótce niezm ierne zaciekaw ienie, ja k ie w yw ołały poznane przez M e y e ra w łas­

ności tiofenu. Pom im o odm iennego s k ła d u (benzol — C6H 0 , tiofen — C 4H 4S,) tiofen je s t w najw yższym stopniu podobny do benzolu, a podobieństw o to przenosi się w całości i na zw iązki pochodzące od ciał obu. N ie je s t zaś ono n astępstw em żadnego szczególnego zbiegu okoliczności, ale w p ro st koniecznym w ynikiem budow y tiofenu i, być może, jeg o m asy c z ą ste c z k o w e j: je d n a i d ru g a d la b en ­ zolu i tiofenu są b ard zo między sobą zbliżo­

ne

W r. 1885 M eyer o trz y m a ł zaproszenie u n iw e rsy te tu getyngeńskiego. O sta tn ie la ta p o b y tu w Z u ry c h u przyniosły m u wiele sm u t­

ków osobistych i pierw szy a ta k stra sz n e j cho­

ro b y , k tó ra pośrednio m ia ła być przyczyną je g o śm ierci. Z m ien iał m iejsce zam ieszkania bez żalu, może z n ad zieją dni lepszych. G e ­ ty n g a je d n a k niezbyt d łu g o nim się cieszyła, bo oto w r. 1889 sędziwy B unsen z a p ra g n ą ł w reszcie do b rze w ysłużonego spoczynku i j a ­ ko swego n astęp c ę w skazał W ik to ra M eyera.

T u , n a k a te d rz e p rzek a zan ej przez swego m istrza, d o k o n a ł w ta k sm utny sposób ta k p ełn eg o chw ały żyw ota. U m a rł 8 sierp n ia r. b.

*) O ogromie pracy, ja k ą Meyer wkładał

! w każde swoje odkrycie, może nam dać pojęcie już ta jedna okoliczność, że kiedy w r. 1888 ze­

brał rezultaty badań nad tiofenem i jego pochod- nemi w oddzielnej monografii, był już w stanie przytoczyć literaturę przedmiotu, zawierającą

i

tytuły nie mniej niż 103 prac szczegółowych, wykonanych przez siebie lub p o i swoim kierun­

kiem.

(5)

N r 4 7 . WSZECHSWIAT 741 C hcąc w pobieżnej w zm iance przedstaw ić

obraz ta k niezw ykłego człow ieka, z koniecz-

j

ności należało się ograniczyć do pewnych punktów wytycznych, u ją ć w pew ne cykle niesłychanie b o g a tą i ró ż n o stro n n ą d zia ła l­

ność. Ź e wiersze powyższe nie są szkicem naw et, lecz chyba zarysem szkicu, jeżeli ta k powiedzieć m ożna, o tem piszący wie n a jle ­ piej. A le byw ają zad an ia, których ogrom sp o strz eg a się dopiero, gdy się ich dotknie.

Uważny czytelnik widzi, że pom iędzy b r a k a ­ mi z n ajd u je się n a p rz y k ła d i u dział M eyera w rozw oju stareochem ii, i odkrycie związków jodozowych, i b a d a n ia n a d szybkością r e a k ­ cyi w m ieszaninach gazow ych w ybuchających, i stu d y a n ad odjem nością g ru p y fenilowej, i wreszcie b o g a ta działalność litera ck a, nie- tylko do sam ej chem ii ograniczona. C ałość o b razu olśniewa nasze oczy, a jego b o h a te r obleka się w k s z ta łty jak ieg o ś m itycznego nadczłow ieka epopei klasycznej.

Zn.

Jeszcze o Uranii berlińskiej \

K to b y ł w B erlinie, m usi wiedzieć o tem , że istn ieje w nim U ra n ia . N io mówię tu o tak im przybyszu, co, zam iłow any w wiedzy, będzie w yszukiwał i zw iedzał zbiory oraz m uzea; dość przebiedz ulice B erlina i z pew ­ n ą dozą zaciekaw ienia, ja k ie budzi w nas zwykle p obyt w nowem m iejscu, przy g ląd ać się otaczającym rzeczom , aby dowiedzieć się o istnieniu te j instytucyi. W ielkie ogłoszenia o odczytach i p rzed staw ien iach naukow ych w te a trz e U ra n ii w idać n a w szystkich s łu ­ p ach z ogłoszeniam i, a n a rogu, ja k i tw orzy ulica, przy k tó re j zn a jd u je się U ra n ia , z je d ­ n ą z głów niejszych a rte ry j wielkiego m iasta, w idać w y tk n iętą ku niej d ro g ę odpowiednie-

') Z powodu rozpoczęcia działalności Dauko- wo - popularyzacyjnej przez tu te jsz e M uzeum P rzem ysłu i Rolnictwa pow racam y do tem atu wyrażonego w ty tu le i zastrzegam y sobie moż­

ność dalszego o nim pomówienia.

mi napisam i, w idniejącem i w dzień i w nocy na m atow ych szybach la ta rn i ulicznych.

W rzeczy sam ej, U ra n ia je s t p o p u larn ą w B erlinie, i nie d late g o , źe się rek lam u je, ja k możnaby pomyśleć; odw rotnie, rek lam u je się, bo je s t p o p u la rn ą , bo m a się d la kogo reklam ow ać, bo m a kom u wskazyw ać do sie­

bie drogę.

W prasie naszej może niejednokrotnie ju ż sp o ty k ały się wzmianki o U ran ii, pomimo t a postanow iłem je d n a k podać o niej niniejszą wiadomość. U czyniłem to dlateg o , że je s t in sty tu cy ą ta k godną naśladow ania i ta k po­

ż ą d a n ą wszędzie, a tem b ard ziej u nas, iż ile- byśmy pisali o niej, ż a d n a wiadomość zby­

teczn ą chyba nie będzie. N iech tylko niesie przypom nienie rzeczy godnej, a już m a ra c y ą bytu, ju ż wiele zrobi.

T ow arzystw o U ra n ia założonem zo stało w roku 1888 w celu popularyzacyi wiedzy przyrodniczej; dziś liczy koło 550 akcyona- ryuszów z k a p itałem 600 000 m arek. G m ach tow arzystw a o tw arty zo sta ł w czerw cu ro k u 1889; do m arca roku 1896 sprzedano koło 8 5 0 0 0 0 biletów wejścia, co wynosi do 350

| dziennie. W przeciągu tego okresu czasu w ygłoszono 2 795 większych i 2 627 m niej­

szych odczytów z różnych g a łęzi wiedzy p rz y ­ rodniczej.

W z ra s ta ją c e z nadzw yczajną szybkością powodzenie tow arzystw a umożliwiło ro z sz e ­ rzenie je g o zak resu i w ybudow anie nowej sie­

dziby w jed n em z głów niejszych ognisk m ia­

sta. J e s tto gm ach wielki i w spaniale u r z ą ­ dzony. Ś ro d ek jeg o za jm u je dw upiętrow y te a t r z 740 siedzącem i m iejscam i n a p a r te ­ rze, g alery ach i w lożach. N a scenie są w y­

konyw ane o b jaśn iające odczyt dośw iadczenia i d em onstracye, oraz pokazyw ane obrazy n ik ­ nące; w o statn im p rzy p a d k u p releg en t zaj m uje m iejsce n a wzniesionej z boku sceny k ated rze.

J

D o rz u can ia obrazów słu żą lam py elek try cz­

ne, a zapom ocą odpow iednich przyrządów wywoływać m ożna w znacznem pow iększeniu obrazy przedm iotów n a d e r drobnych, np.

p re p a ra tó w m ikroskopow ych.

„T ego ro d z a ju odczyty, ozdobnie ilustro- [ w ane d em onstracyam i, mówi członek z a rz ą ­ du tow arzystw a, znany astronom W ilhelm M eyer, znacznie różnią się od tego, co rozu-

| m iano dotychczas pod nazw ą odczytu popu-

| larno-naukow ego. S tro n a poglądow a w ykła­

(6)

742 WSZECHSWIAT. JNr 47.

du, stosow ana dotychczas przy o k a z ji z trw o ­ żliwą o strożnością, stoi tu n a pierw szym p la ­ nie, stan o w iąc p rzed m io t osobliwej pieczy i s ta ra n n o śc i a rty sty cz n ej. P ię k n e , b a rw n e o b razy i arty sty cz n ie wykonane sceny z życia n a tu ry p o cią g ają ku sobie Dietylko oko, lecz i duszę widza. D o naszego te a tr u widz uczęszczać w inien w ta k im celu, w ja k im idzie do te a tr u n a pow ażną sz tu k ę , b u d ząc ą do głębszych rozm yślań. T u i ta m nie p o ­ winno się zbytnio obciążać u m y słu słu ch acza;

m yśli i wnioski winny z łatw o ścią w ynikać je d n e z d ru g ic h , a n a rów ni z um ysłem winno być uw zględnione serce, u czucia i p o trzeb y estetyczne, t. j. c a ła is to ta duchow a człow ie­

ka. T a k np. d r a m a t n a tu ry , p rzed staw io n y w „ P ra h is to ry i św ia ta ” aczkolw iek, ja k k ażd e p rzed staw ien ie te a tra ln e , d a je zaledw ie sła b e odbicie rzeczyw istości, je s t je d n a k w sta n ie budzić ogólne z ain tereso w an ie : wi­

dzim y, ja k ziem ia stopniow o z chaosu m g ła ­ wic pierw otnych dochodzi do w spółczesnego stopnia r o z w o ^ ; z g m atw an in y ciem nych okresów pierw otnych, k tó re nie z n ały jeszcze słońca n a swem czarnem niebie, k tó re p io ru ­ nam i i w strząśnieniam i, w ybucham i w u lk a ­ nów i w alką stra sz liw ą ognia i wody b u d z ą w nas uczucie p rz e ra ż e n ia , wznosim y się p o ­ woli k u czasom , coraz to b ard z iej p ełn y m ja sn o śc i, aż w końcu rozkoszujem y się o b r a ­ zem w ybrzeży m o rz a Ś ródziem nego, z a la ­ nych blaskiem uroczym zachodzącego sło ń c a i p ełn y ch b arw n ej m alowniczości w spółczes­

nej n a tu ry . O s ta tn i o b raz zn ik a przy s ła ­ bych dźw iękach dochodzącej zd a ła m u zy k i...”

T ego ro d z a ju k ie ru n ek , p o leg ający n a wy- bitn em u w zględnianiu uczuciow ej stro n y słu ­ chaczów , przew aża w większości odczytów , przeznaczonych d la szerokich kól publiczności.

O prócz widowisk p o p u larn y ch , u rz ą d z a też U ra n ia odczyty pow ażniejsze d la b ard ziej p rzygotow anych słuchaczów , ilu stro w a n e d o ś­

w iadczeniam i naukow em i; nie prz- znaczone d la zb y t wielkiej liczby słuchaczów , o raz nie w y m ag ające d la swej w ystaw y złożonych urząd z eń , o d b y w ają się w s ta ry m g m ach u to w arzy stw a; tu ta j m a ją też m iejsce szeregi

') Tytuł jednego z odczytów d -r Wilhelma Meyera, wygłoszonego 200 razy w okresie czasu od lipca 1889 r. do lutego 1891 r.

sy stem aty czn y ch w ykładów z różnych g ałęzi w iedzy przyrodniczej.

K o m n a ty boczne gm achu U ra n ii z a jm u ją zbiory naukow e. U łożone w edług działów wiedzy, z a jm u ją siedem pokojów. W sali I

| m am y rzeczy, dotyczące astro n o m ii, geologii i geo fizy k i: są tu więc globusy, m odele p rz y ­ rządów astronom icznych, m apy nieba, m odele różnych układów ciał niebieskich i t. p., n a ­ stęp n ie — kolekcye s k a ł i m inerałów , p r o ­ d u k ty w ybuchów w ulkanicznych, p ró b k i g a ­ tunków g ra n itu , b azaltu i innych form acyj, zbiory k ry ształó w , drogich kam ieni i ich m o ­ deli, skam ieniałości organizm ów roślinnych

; i zw ierzęcych, m odele zjaw isk geologicznych, j a k lodowców, w ulkanów i t. p. P o za tem o g ląd ać m ożem y p a n o ram ę 50 zdjęć fo to g ra ­ ficznych różnych miejscowości w ulkanicznych n a kuli ziem skiej, a w śród zbiorów zn ajd zie­

my n aw et odpow iednie podręczniki, tre śc ią sw ą d o p ełn iające ich naukow ą w artość.

S a 'a I I z a ję ta je s t p rzez elektryczność i m agnetyzm . D z ia ł ten je s t n ajbogatszy, a zaw iera ciekaw e d la ogółu rzeczy, z które- ini obecnie m ieszkaniec wielkiego m ia sta spo­

ty k a się b a rd z o często w swem życiu.

O ile w szystkie wogóle zbiory i m uzea s ta ­ r a j ą się z n adzw yczajną ścisłością p rz e strz e ­ g ać, aby publiczność nie d o ty k a ła w ystaw io­

n ych przedm iotów , U ra n ia , przeciw nie, zale­

ca zw iedzającem u możliwie d o k ła d n e p o zn a­

nie w ystaw ionych przyrządów , n a u czając za p om ocą pow yw ieszanych inform acyj, w ja k i sposób należy z nich korzystać. W w iększo­

ści przypadków w y starcza p ro ste n a iśnięcie odpow iedniego guziczka, aby mieć przed ocza­

mi obraz dośw iadczenia chem icznego lu b fi­

zycznego. W ta k i sposób, zw iedzając zbio­

ry, przechodzim y niby k u rs dośw iadczalny n au k i, z k tó re g o wiele rzeczy utkw i nam w pam ięci i wiele zd o ła wzbudzić ku sobie w iększe zainteresow anie.

T ru d n o mi tu wchodzić w szczegóły i opi­

syw ać w szystko, co w ystaw iono w te j sali.

A są to rzeczy ta k w ażne i ciekawe, i ich do­

b ó r ta k znakom ity, że w szystko właściwie

z a słu g u je n a w zm iankę. W ięc znajdzie tu

zw iedzający m aszyny elektryczne, elek tro sk o ­

py, ru rk i G eisslera, prom ienie R ó n tg e n a , sto ­

sy galw aniczne, p rz y rz ą d y te rm o -ele k try cz-

ne, m ag n esy i wiele p rzyrządów , dotyczących

m agnetyzm u, elek tro -m ag n ety zm u i indukcyi,

(7)

N r 47. WSZECHSWIAT. 743 m odele telegrafów zwykłych i bez d ru tu , dy-

nam o-m aszyny i t. d., i t. d. W szy stk ie te p rz y rz ą d y m a się praw o puszczać w ru c h , zatem obserw ow ać ich d ziałan ie; ta k np.

przez pociśnięcie g uzika -widz może mieć p rz e d oczam i proces ro z k ła d u wody przez p r ą d elektryczny, a dwa w z ra sta ją ce z szyb­

kością w pionowych r u rk a c h słupy gazów, z których jed en je s t zawsze dwa razy wyższy o d drugiego, p rzed staw ią m u w poglądow y sposób tre ść zachodzącego zjaw iska.

S a la I I I re p re z e n tu je m echanikę, ak u sty kę i optykę. M am y tu znów szereg p rzy rzą- j dów m echanicznych od n a jp ro stsz y c h bloków, | dźw igni i w ag do n ajro zm a itszy ch pom p w odnych i pneum atycznych, b arom etrów , p rasy h y d rau liczn ej; możemy więc czynić d o ­ św iadczenia ro zm aite z próżnią pod kloszem;

dalej n a stę p u ją p rz y rz ą d y , dotyczące dźw ię­

ku, zw ierciadła, o d b ija ją c e fale dźwiękowe, poczem znów p rzeró żn e zw ie rcia d ła d la p ro ­ m ieni św ietlnych, k alejdoskopy, szereg sub-

■stancyj, posiadających w łasność fosforescen- cyi, stereoskopy, p rzy rz ąd y do obserw ow ania złudzeń optycznych i w. in. W tejże sali sto i fonograf, otw ierający auto m aty czn ie swe podw oje d la każdego, k to , chcąc go p o s łu ­ chać, w rzuci do odpow iedniego otw oru dzie- sięciofenigow ą m onetę.

Do nowego znów św iata przenosi nas sala IY . W pierw szej bujaliśm y pośród rzeczy nieskończenie w ielkich, n a stę p n ie mieliśmy zbiory płodów twórczości ludzkiej, obecnie przechodzim y do sfery isto t nieskończenie m ały ch . N a długich sto łach pod oknam i wi­

dać z d a lek a w yciągnięte szyje ustaw ionych , sze reg am i m ikroskopów , z pow kladanem i p re p a ra ta m i b a k te ry j, różnych pasorzytów zw ierzęcych, pojedyńczych części organizm u | zw ierzą t drobnych; więc m ożemy oglądać

j

głów ki solitera, szczęki p a ją k a , n arząd y g ę -

j

bowe m o ty la , przy sto so w an e do czynności w y p ijan ia n e k ta ru z kw iatów , oczy m uchy i t. d., i t. d. P r e p a r a ty te b y w ają od czasu do czasu zm ieniane, a liczne rysunki i tab lice d o p e łn ia ją obrazu życia, niedostępnego dla nieuzbrojonego w szk ła oka ludzkiego.

P rzech o d zim y tedy do zbiorów ze św iata is to t żyjących. Z a m ikroskopam i oglądam y obszerne a k w a ry a oraz te r r a r y a , zaw ierające żywe okazy ry b , żmij, ja sz c z u rek i żółwi;

w osobnej skrzyni szklanej (te rra riu m )

m ieszczą się okazy jedynej żmii jad o w itej

| k rajo w ej — P e lia s berus.

S alę V zajm u je w yłącznie biologia. Z g ro ­ m adzone są tu ciekaw sze postaci isto t roślin-

j

nych i zwierzęcych, m odele niższych o rg an iz­

mów roślinnych, grzybów ja d a ln y c h i t r u j ą ­ cych, korale, gwiazdy m orskie, owady z k ra in zw rotnikowych, szkielety zw ierząt w yższych, g n iazd a p tasie, kolekcye zębów końskich z opisem do p oznaw ania po nich wieku k o n ia, wiele ta b lic i rysunków . N a szczególną uw a­

gę zasłu g u je śliczna kolekcya p rep arató w spirytusow ych poszczególnych studyów ro z ­ woju ja jk a kurzego oraz niektórych owadów, zbiór przedm iotów , ilu stru jący ch rozw ój, ży­

cie i p ra c ę pszczoły, p rz y k ła d y m im etyzm u wśród zw ierząt i m odele stadyów procesu rozwojowego; tu n ad to je s t czynny p rz y rz ą d do sztucznego w ylęgania k u rc z ą t i model k a ­ m ery ciepłej do pielęgnow ania słabow itych przedw cześnie urodzonych niem ow ląt.

Z biorów naukow ych d o p e łn ia ją jeszcze sa ­ la V I i V I I , poświęcone chem ii, technologii o raz technice m aszynow ej. D ow iadujem y się stą d o p o stępach przem ysłu, o zasto so w a­

niach zdobyczy wiedzy do przem ysłu — je d - nem słowem, o rzeczach, z którem i m am y do czynienia om al nie na k ażdym kroku w swem życiu.

G dyby kto szukał w zbiorach powyższych kom pletności i zechciał je porów nyw ać z k o - lekcyam i w iększych muzeów naukow ych, m u ­ siałb y dojść do wniosku, że pod tym w z g lę ­ dem znacznie u stę p u ją o sta tn im . L ecz U r a ­ nii wcale nie o to chodzi; U ra n ia nie ro b i i nie m a zam iaru robić konkurencyi m uzeum h isto ry i n a tu ra ln e j : je j zadaniem je s t nie ze­

b ra n ie okazów możliwie wielkiej liczby isto t i płodów p ra c y człow ieka, lecz w ykazanie działalności tw órczej n a tu ry n a p o je d y ń ­ czych, odpowiednio d obranych, p o d le g a ją ­ cych bezpośredniej obserw acyi i u d e rz a ją ­ cych p rzy k ład ach , k tó rem i w inna w zbudzić w widzu zainteresow anie, zm usić go do z a s t a ­ nowienia się n ad zwiedzonem i i o b ejrzan em i rzeczam i, oraz zachęcić do dalszego p o zn a­

w ania.

I trz e b a przyznać, że sp ełn ia to zadanie wyśmienicie. Z n ać, że przy u rząd zan iu zbio­

rów nie sta ra n o się zaim ponow ać ilością o k a­

zów, lecz dobierano to , co być powinno, co

w yjaśnia pew ną sferę zjaw isk, co praw dziw ie

(8)

744 WSZECHŚWIAT. N r 47.

z a p e łn ia lu k ę w kolekcyi; w praw dzie b r a k im m oże wiele do suchej pełn o ści enc} klopedycz- nej; m a ją one inny c h a ra k te r, pełny żyw ot­

ności, k tó ra swem tętn e m d rg a ją c e m n a d a je im cechy czegoś, co rzeczyw iście m a odzwier-

ciad lać n a tu rę , je j ź y iie i je j p otęgi.

J e d n ą z sal nowego g m achu U ra n ii zaj m uje czytelnia, z a o p a trz o n a w czasopism a naukow e niem ieckie i cudzoziem skie. W czy­

teln i z n a jd u je się też sk ład książek p o p u la r­

nych i b ro szu r, w ydanych przez tow arzystw o dotychczas w ilości 47. Z a osobną d o p ła tą publiczność k o rzy stać może z m ikrofonu, p o ­ łączonego z o d le g łą o 3 k m O p e rą królew ską;

najw yższe p ię tro g m ach u z a jm u ją b iu ra za­

rz ą d u to w arzy stw a i red ak cy i w ydaw anego przez U ra n ią m iesięcznika ilu stro w an eg o p. t.

„N iebo i ziem ia”.

D la u zu p ełn ien ia opisu U ra n ii dodać je s z ­ cze trz e b a , że w danym je j gm achu z n a jd u je się o bserw atoryum astro n o m iczn e ze znak o ­ m itym dw unastocalow ym re fra k to re m , k tó ry pod w zględem rozm iarów swych i za let u s tę ­ p u je w N iem czech je d y n ie refra k to ro w i w S tra sb u rg u . O b serw ato ry u m o tw a rte je s t d la publiczności, k tó ra je tłu m n ie naw iedza, aby podziw iać c u d a św iatów dalekich. S zcze­

gólnie licznych odw iedzających m a zaw sze podczas pierw szej k w ad ry księżyca, p rz e d ­ staw iają ceg o wówczas widok n a jb a rd z ie j cie­

kaw y.

T a k ą je s t U ran ia. D ziw ić się c h y b a nie będziem y, źe je s t p o p u la rn ą i że p o tra fiła so­

bie zdobyć sym patye m ieszkańców B e rlin a . Z w iedzać zbiory, p a m ię ta m , zacząłem w go­

dzinach popołudniow ych. S ale były dość p u ste , p a n o w ała w nich cisza, słu ż b a sie d z ia ­ ł a po k ą ta c h , zato p io n a w czytaniu. N ie z a ­ pom nę n igdy m iłego w rażen ia, ja k ie o d b ie ra ­ łem w raz ze zbliżaniem się w ieczoru. O g o ­ dzinie 8 m iał się zacząć odczyt o biegunie północnym , więc schodzili się przyszli s łu c h a ­ cze. K to m ógł wcześniej skończyć swą p ra c ę d zien n ą i m ia ł godzinę lu b dwie czasu w olne­

go p rzed rozpoczęciem odczytu, b ieg ł do U ra n ii, bo tu się nie będzie n u d z ił w yczeki­

w aniem . J u ż od szóstej zaczęło się roić od ludzi, słu żb a, c h ę tn a do u d ziela n ia inform a- cyj, p o rz u c iła książki, spiesząc n a stanow iska, zah u c zały m aszyny i p rz y rz ą d y , zajaśn iały ś w ia tła i św ia tełk a i dały się słyszeć dźwięki.

W szędzie w idać było g ro m ad k i zaciekaw io­

nych ludzi o ja śn ie ją c y c h tw arzach , w zajem ­ nie tłu m aczący ch sobie i zw racających uw a­

g ę n a rzeczy w idziane, — dorosłych i dzieci, m ężczyzn i kobiety, m łodzieńców i s ta r ­ ców.

I w szystko to, ten porząd ek niezm ierny, i ożywienie, i te tw a rz e za ję te , wnosiły do atm osfery ty le jakiegoś pierw iastku ud u ch o ­ w iającego, że tw orzyło o b raz praw dziw ego o g n isk a życia now oczesnego; c a ła isto ta n a ­ sza czu ła potężne d rg a n ie je g o tę tn a , a chwi­

lam i p rzesu w ał się przed oczami niby obraz przyszłości, o b raz z b ra ta n ia ludzi z nau k ą...

I sm utno, źe nie w szędzie je s t ta k , ja k tu ­ ta j...

E d w a rd S tru m p f.-

CHEMIA ZAPACHÓW.

(Dokończenie).

A bsorbow anie (enfleurage), stosow ane do innych kw iatów niż m acerow anie, m ianowicie do ja śm in u , tu berozy i rezedy, p o leg a n a n a stęp u jącej m etodzie. S taw iam y cały sto s szyb szklanych opraw nych w d rew niane r a ­ m y, w ta k i sposób aby m iędzy je d n ą szybą a d r u g ą zostaw ić ro d zaj p u d e łk a , niew ielką p rz e strz e ń p u s tą ze wszech stro n z a m k n ię tą : u góry i u dołu szkłem , po bokach r a m ą d rew n ia n ą. D no szklane tak ieg o p u d e łk a sm aru jem y cien k ą w arstw ą tłuszczu, a po w ierzchu k ład ziem y kw iaty : k w iat w te j a t ­ m osferze zam kniętej i zacieśnionej, w ydziela swój a ro m a t, a te n zostaje pochłonięty przez tłu sz c z . P o dw udziestu c zterech godzinach, zm ieniam y kw iaty w yczerpane, z a stę p u ją c j e świeźem i, i p o w tarzam y te zabiegi przez cały czas trw a n ia sezonu danej rośliny, aż w resz­

cie otrzym ujem y p om adę bardzo silnie uper- fum ow aną.

M e to d a t a w yw ołała liczne ko m en tarze

i d rw in y ,— dziwiono się dlaczego je d n a m eto ­

d a nie je s t stosow ana do w szystkich kw iatów ,

dlaczego re z e d a n a p rz y k ła d nie może być

w te n sam sposób m acerow ana w tłu szczach

ja k róża? przez d łu g i czas przypisyw ano t o

(9)

N r 4 7 . WSZECHSWIAT 745 delik atn iejszej n a tu rz e zapachów niektórych 1

kw iatów , zapachów u leg a jąc y ch rozkładow i przy te m p e ra tu rz e topienia się tłuszczów . P rz e k o n a n o się je d n a k , że objaśnienie to n ie­

słuszne, gdyż jaśm iny i inne kw iaty, do k tó ­ ry ch stosow ana je s t m eto d a absorbow ania, zaw ierają w sobie cia ła wonne b a rd z o trw ałe, m ogące doskonale znosić ciepło 100°, a rz e ­ czyw ista p rzy czy n a tej konieczności leży zu ­ p ełnie gdzieindziej. K w ia ty m ożem y istotnie rozdzielić n a dwie g ru p y : jed n e, k tó re ja k ró ż a i kw iat pom arańczow y, p o sia d ają odra- zu w yrobiony pewien z ap as substancyj won­

nych, drugie, ja k rezed a, jaśm in , konwalia, w ytw arzające te związki w b ard zo m ałej ilo­

ści w m ia rę ich u la tn ia n ia . J e ś li zem niem y ! w p a lc ach pączek k w ia tu pom arańczow ego, to ciało wonne wyswobodzone z kom órek, balsam em n ap ełn i pow ietrze, — to też p ąk i te możemy dystylow ać, m acerow ać w tłu s z ­ czach i używać wszelkich sposobów w celu w ydobycia tego zap asu perfum ; zm ięty zaś s jaśm in lub re z e d a tra c ą swój zapach kw iato­

wy i p a c h n ą zm iętą tra w ą , gdyż kom órki, k tó ry ch funkcyą życiow ą je s t w ydaw anie wonności, u m arły . K w ia ty te nie m ogą więc być w żadnym ra z ie ani dystylow ane, ani m acerow ane, gdyż zabiegi podobne p rz y n o ­ szące im śm ierć, p rzec in ają jednocześnie w szystkie czynności tk a n e k . Ż eb y dobrze zrozum ieć m etodę absorpcyi, weźmy n a stę p u ­ ją c e porów nanie : fizyolog chcąc się przeko­

n a ć czy isto tn ie zw ierzę w ydziela dw utlenek w ęgla przez oddychanie, za b ija je... znajdzie w p łu cach b ard z o m a łe ilości tego związku;

je śli je d n a k z am iast zabijać, zam knie zwierzę pod kloszem i pozwoli n u żyć, wówczas b ę ­ dzie m ógł zebrać d w utlenek w ęgla w ilości tern w iększej, im dłu ższem było życie zwie­

rzęcia. To sam o mam y z kw iatam i, pozw a­

lam y im żyć w atm o sferze zam kniętej i wy­

tw a rz a ć ja k n ajw ięcej wonności, a wonności te odn ajd u jem y n astęp n ie w tłuszczach.

W o b e c tych fak tó w fizyologicznych, zd u m ie­

w ać się m ożna n a d in sty n k te m daw nych p ra k ty k a n tó w , k tó rzy , w nieśw iadom ości te o ­ ry i, przeczuli j ą nieledw ie, i poprow adzili w szystkie zabiegi w te n sposób, że zgodne są z n a u k ą . W salach absorpcyjnych pow ietrze u trz y m y w an e je s t w sta n ie ciągłej świeżości i wilgoci, — k w iaty zryw ane są w pąk ach , a w szystko to m a n a celu u trzy m an ie rośliny

p rzy życiu ja k n a jd lu ż e j. J a k ó b P assy , a u ­ to r odczytu, k tó reg o streszczenie tu p o d a je ­ my, obm yślił nowy sposób absorbow ania z a ­ pachów, sposób m ający zastępow ać tłuszcze : woda mianowicie je s t środow iskiem również praw ie podtrzym ującem życie roślin ja k po­

w ietrze, kw iaty w niej zanurzone żyć m ogą długo i o d d ają jej wciąż w y tw arzające się w ich kom órkach arom aty; skłócona z eterem lub innym rozpuszczalnikiem , w oda o ddaje mu swój p ro d u k t wonny w całej świeżości.

Sposób ten z o sta ł zastosow any n a szeroką skalę przem ysłow ą przez firm ę R o b e rth e t i S-ka w G rasse, k tó ra z a strz e g ła sobie w łas­

ność odpow iedniem i patentam i.

U lepszanie m etod przem ysłowych nie je s t je d n a k najw iększem dobrodziejstw em , k tó re chem ia złożyła perfum eryi, chem ia bowiem stw o rzy ła w prost nowy przem ysł wonności sztucznych.

P rz e m y sł perfum sztucznych pow stał je d ­ nocześnie we P ra n c y i i w N iem czech, pierw ­ szą bowiem sy n tezą tego ro d zaju b y ła sy n te ­ za waniliny, d o konana przez L a ira w 1876 r.

we P ra n c y i, i w tym że roku przez H a rm a n n a i R e im e ra w N iem czech; d a ta ta k n ied alek a w skazuje nam ja k świeżym je s t ten przem ysł.

J e s t k ilk a sposobów syntetyzow ania: p ierw ­ szy polega na odosobnieniu jak ieg o ś zw iązku n atu raln eg o , zbadaniu go, poczem n a stę p u je szereg prób sztucznego jeg o odtw orzenia, — je s t to synteza m ogąca być n azw aną m eto­

dyczną, id ąca d ro g ą dobrze określoną. W eź­

my ja k o p rz y k ła d syntezę iononu czyli sztucznej woni fiołka. A u to ro w ie tego zn a ­ kom itego odkrycia, panow ie T iem ann i K r u ­ g er, zauw ażyli, że korzeń kosaćca (Iris) wy­

suszony i sproszkow any obdarzony je s t za­

pachem bardzo ch arak tery sty czn y m , trw a ły m , niez atracający m się niezm iernie długo, nie- ulegającym zm ianom , i doszli do p rzek o n a ­ nia, że zapach te n pochodzić m usi z jak ieg o ś jed n eg o związku, trw ałeg o i dobrze o k reślo ­ nego, a w arunki to korzystne pod wszelkiemi w zględam i do sztucznej je g o rep ro d u k cy i za- pom ocą je d n e j syntezy. D alsze poszukiw a­

nia w ykazały im, że związek wonny istn ieje

w pro szk u kosaćcówym, w ilości niezw ykle

d ro b n ej,— syn teza więc obiecyw ała d oskonałe

zyski. W łasn o ścią n a jb ard ziej c h a ra k te ry ­

styczną i cenną w zapachach je s t ich moc;

(10)

746 W SZBCHS WIAT N r 47.

odczuw am y pow onieniem często nadzw yczaj d ro b n e ilości perfum : 5/10000 tysięcznej części m ilig ra m a w aniliny, je s t ilością w y s ta rc z a ją ­ c ą ab y w yw ołać w rażenie wonne, piżm o od­

czuw ać się daje w ilości jeszcze m niejszej, gdyż 1/ , 0oooo tysięcznej części m iligram a.

Z faktów ty ch w ynika, że sztu czn y e k s tr a k t kw iatow y p rz y całej swej mocy zaw ierać m o­

że niezm iernie d ro b n ą ilość c ia ła wonnego;

p ro d u k t więc syntetyczny choć niezm iernie d ro g i, m a zb y t zapew niony, w anilina np. u k a ­ z a ła się w h a n d lu w cenie 800, h elio tro p in a 300, piżm o 25 000 franków za k ilogram . *Io- non oszacow ano n a 12500 franków za k ilogr., a ponieważ zap ach je g o uznanym z o sta ł za zb y t mocny, więc puszczono w k u rs m ieszan i­

n ę dziesięcioprocentow ą, w cenie 1 250 fran- ! ków za k ilo g ram . S tu d y a n ad sk ład em woni fiołków i je j syntezą trw a ły z g ó rą dziesięć la t; przedew szystkiem odosobniono zw iązek wonny fiołka, zbad an o je g o sk ła d , poznano je g o w łasności, poczem dopiero obm yślono środki, k tó reb y pozwoliły sztucznie go o trz y ­ m ać. lo n o n nie je s t je d n a k ż e pod względem chem icznym zupełnie tem że sam em ciałem co iron, t. j. n a tu ra ln y a ro m a t fiołków, gdyż je s t jeg o zw iązkiem izom erycznym , dla p rze m y słu je d n a k p ro d u k t te n je s t w y starc zający , p o sia­

d a bowiem ta k ja k iro n zap a ch fiołków, i znakom icie się n a d a je do w yzyskania w per- fum eryi.

W inny zupełnie sposób p o w sta ła sy n te za sztucznego piżm a, gdyż o dkryw ca je j, B a u e r, b a d a ją c w łasności węglowodorów zaw a rty c h w żywicy,- m ianow icie dw u butylotoluolów , n a d k tó re m i p rzep ro w ad zo n e stu d y u m m iało m u służyć za te z ę d o k to rsk ą ,— niespodziew a­

nie n a tra fił n a zw iązek o d znaczający się sil­

nym zapachem piżm a. C zasem znów u p a r te i liczne p ró b y d oprow adzą do znalezienia zw iązku o b d arzo n eg o m iłym zapachem ; r z a d ­ ko je d n a k próby podobne p ro w ad z ą do r z e ­ czyw istej syntezy, najczęściej o trzy m u je się ta k zw ane przez perfum erów p ro d u k ty c h e ­ m iczne, czyli c ia ła p rzy pom inające sw ą w o­

n ią a ro m a t kw iatów ; su b stan cy e te nie n a d a ­ j ą się do w yrafinow anej i delik atn ej p erfu - m eryi, m a ją je d n a k za so b ą taniość i w ielką m oc zap ach u , a powody te s ą d o stateczn e aby uczynić z nich p ro d u k ty b a rd z o używ ane i w y rab ian e n a w ielką skalę.

N iekiedy odkrycie związków sy ntetycznych

p o w staje w sk u tek spożytkow ania ju ż daw niej znan y ch reak cy j. H e lio tro p in a n a p rz y k ła d b y ła o d d aw n a chem ii zn an ą, lecz nikom u nie przyszło n a m yśl wyzyskać w przem yśle z a ­ p ach przyjem ny tego zw iązku (zw anego pipe­

ronalem ), to też pozostaw ał on ja k o ciekawy okaz w pracow niach. D opiero T iem an n i H a a rm a n n przekonaw szy się, że zapach h e - lio tro p u pochodzi z m ieszaniny waniliny i h e ­ lio tropiny, w yprow adzili tę o sta tn ią z szafy la b o ra to ry jn e j n a rynek handlow y. M iędzy p ro d u k ta m i syntetycznem i oddaw na ju ż zna- nem i w p erfum eryi, wymienić jeszcze m usim y terp in eo l, czyli zapach b ia łe g o bzu, aldehyd anyżowy czyli zap ach ta rn in y i t. p.

J e s t je d n a k w perfu m ery i nowszy jeszcze p rzem y sł od syntetycznego, mianowicie a n a li­

z a zapachów , poznanie chem icznego sk ła d u I esencyj wonnych. D w adzieścia pięć, a n a j­

wyżej trzydzieści la t tem u , m iano zupełnie fałszyw e pojęcie o składzie chem icznym esen- cyj, i prócz kilku znanych oddaw na, ja k np.

olejek wonny gorczycy, olejek lotny gorzkich m igdałów esencya anyżow a, wszystkie inne u w ażane były za m ieszaniny węglowodorów terpenow ych (O 10H 16). W o statn iej je d n a k dobie, dzięki studyom dokonanym w N ie m ­ czech przew ażnie, wiadom ości nasze rozsze­

rzy ły się b a rd z o na tem polu. W a lla c h i uczniowie je g o przy b adaniu węglow odo­

rów te j g ro m ad y , p rzek o n ali się, że m a ją one b a rd z o p o d rzęd n e znaczenie w zapachu kw ia­

tow ym , T iem an n zaś i S em m ler stw ierdzili istnienie w nich wTielu związków tlenow ych, 0 arom acie ta k mocnym i c h a ra k te ry s ty c z ­ nym , że pojedynczy zw iązek może n ieraz c h arak tery zo w ać kw iat; woń je d n a k ż e k w ia­

tow a pochodzi najczęściej z m ieszaniny tych różnych zw iązków , tlenow e zaś d zierżą pierw szeństw o w bukiecie.

G dyśm y p rzy rząd zili w anilinę, to p rzez to

nie m am y wanilii, gdyż w anilia n a tu ra ln a z a ­

w iera jeszcze k ilk a innych związków; otóż

dzisiaj chem ia p ra g n ę ła b y o d tw arzać z a p a ­

chy n a tu ra ln e w całej ich p ełn i, szczególnie

chodzi tu o d ro g ie wonności, ja k esencya ró ­

ża n a, esencya z kw iatu pom arańczow ego

1 t. p. P o d o b n a synteza je s t je d n a k niem o-

żebną. T iem ann słusznie j ą porów nał do

syntezy win n a tu ra ln y c h ; mimo w szystkich

d an y ch analitycznych, nie um iem y n ap raw d ę

(11)

N r 47. WSZECHSWIAT. 747 odtw orzyć isto tn eg o b u k ie tu wina. E se n c y a

n a p rz y k ła d z wyborow ych g atu n k ó w la w e n ­ dy (aspic), je d n a z najlepiej znanych dzięki stu d y o m B o u c h a rd a ta , zaw iera n ajm niej 8 związków zm ieszanych, i ręczyć nie m ożna napew no, czy więcej nie o d k ry ją w niej je s z ­ cze w przyszłości; z tego sądzić możemy 0 trudnościach sy n tety zo w an ia podobnych zapachów w całej ich p e ł n i : trz e b a b y w ty m [ celu dokonać rozbiorów jakościow ych i ilo­

ściowych esencyj, d o starczy ć drogam i anali- tycznem i lub syntetyczneini w szystkie te sk ład n ik i, w reszcie zm ieszać je w odpowied- | nim stosunku.

D la ch em ika cokolwiek n aw et obeznanego ze zw iązkam i ta k złożonem i ja k esencye, z a ­ d a n ie to p rz e d sta w ia się nietylko ja k o b a r ­ dzo tru d n e , ale w p ro st ja k o niemożliwe do rozw iązania; jed y n y sposób ja k i pozostaje, chcąc ja k o ta k o dojść do celu, je s t p róbow a­

nie, m acanie; człowiek n a u k i i doświadczony p ra k ty k a n t m usi być jednocześnie perfum e- i rem obdarzonym delik atn y m zm ysłem pow o­

nienia. W podobny sposób ja k w ytraw ni p ra k ty k a n c i u m ieją sztucznie naśladow ać b u ­ k ie t win b u rg u n d zk ich lub reńskich, ta k sa - j mo p erfu m erzy s ta r a ją się o trz y m ać a ro m a t niezm iernie podobny do n a tu ra ln e g o zapachu danego kwiecia; w p ra k ty c e chodzi o to je d y ­ n ie, aby w yw ołać dane w rażenie węchowe.

P e rfu m e ry a ro zp o rząd za właściwie tylko ośm iom a zap a ch am i n a tu ra ln e m i, gdyż ośm tylko g atu n k ó w kw iatów u p ra w ia ją w G ras- j se: różę, k w ia t pom arańczow y, jaśm in , drze- j wo kassyow e, tu b e ro z ę , fiołek, rezedę i żon- | kil, — nie p rzeszk ad za to je d n a k bynajm niej do sprzedaży ek stra k tó w z bzów, kapryfo- lium , m agnolii, groszku p ach nącego, laków i 1 t. p. W sz y stk ie te e k s tra k ty są m ieszani- | nam i u m iejętn ie d o b ran e m i, p ro d u k tó w che micznych z tem i praw dziw em i e k stra k ta m i kw iatow em i; p e rfu m ery a ro zp o rząd za b a rd z o niew ielką ilością zapachów , ta k ja k m a la r­

stw o niew ielką ilością b a rw , lecz za ich po­

m ocą o trzy m ać może c a łą sk a lę wonności.

K a ż d y te m a t, naw et lekki, p rzed sta w ia wiele stro n pow ażnych, każdy p rzem y sł choć­

by p rze d m io t je g o b y ł niewiele znaczący, n a ­ bierze cech gruntow niejszych, jeśli ro z p a try ­ w ać będziem y w szelkie z a d a n ia z nim zw ią­

zane, wszelkie kw estye, k tó re podnosi, a wy-

| niki studyów podobnych m ogą być pożyteczne i ciekawe dla sam ej nauki.

D -r Zofia Joteyko R u d n icka streściła z odczytu Jakóba P assy wygłoszonego w Towarzystwie francuskiem popierania nauk.

S P R A W O Z D A N I A .

H enryk Struve W stęp krytyczny do filozofii czyli rozbiór zasadniczych pojęć o filozofii.

Z dodaniem słownika filozoficznego i spisu a u to ­ rów. Wydanie drugie dopełnione. W arszawa, 1898.

W numerze 22 im naszego pism a z r. 1896 podaliśm y dość szczegółową ocenę znakom itego dzieła prof. Struveg.i, które ukazało się wówczas w pierwszem wydaniu. W zakończeniu owego spraw ozdania wyraziliśmy wątpliwość, czy dzieło z t»k abstrakcyjną treścią, pomimo wielkiej przy- stępności i pożyteczności liczyć może na szersze g r no nabywców i czytelników. Doświadczenie jed n ak niebawem wykazało, że nasze wątpienie było bezzasadnem, albowiem ju ż przed upływem ro k u po wydaniu książki cały nakład był wyczer­

pany, skutkiem czego pow stała nagląca potrzeba przygotow ania drugiej edycyi, aby zadość uczy­

nić n der licznym z różnych stron napływającym zamówieniom. Ponieważ dzieło Struvego nie by­

ło skreślone dorywczo i pobieżnie, ale stanowiło dojrzały owoc wieloletniej nader mozolnej, wy­

trw ałej i sumiennej pracy, więc też przy nowem w ydaniu po tak krótkim term inie nie mogła je s z ­ cze okazać się potrzeba poważniejszych p rz e ró ­ bek i dopełnień. Pomimo to objętość książki zwiększyła się praw ie o 2 arkusze druku, p rz e ­ ważnie w dziale drukowanym najmniejszem p is­

mem, w którym au to r streścił wszystkie najnow ­ sze prace zagraniczne i krajowe odnoszące się do rozbieranych w jego książce zagadnień. Dział zasadniczy, objęty najgrubszym drukiem , żadnym nie uległ zmianom, a tylko w dziale ro zb ie ra­

jącym szczegółowiej podstawowe tw ierdzenia

j

(o średnich czcionkach) podane zostały niektóre dopełnienia i sprostow ania. Tym sposobem ma-

| my przed sobą dzieło istotnie jednobrzm iące z pierwszem wydaniem, mianowicie w działach j zasadniczych. D la tego też i nasze zdanie o za-

| letach i nnder poważnem znaczeniu tego dzieła nie wymaga żadnej zmiany, owszem ro zp a‘ru jąc nowe wydanie czyniliśmy to ze wzmożoną skwap- liwością i w zrastającem w miarę czytania zado­

woleniem. Utwierdzaliśmy się w przekonaniu,

że postąpiliśm y zupełnie słusznie, polecając

w pierwszym naszym referacie książkę Struvego

(12)

748 W SZECHSWIAT N r 47.

bacznej uwadze przyrodników . J a k poważnego znaczenia dla dokładnego pojm ow ania ogólnych zasad przyrodoznaw stw a i medycyny n a b ie ra ją rozbiory zasadniczych pojęć i poglądów ze stan o ­ w iska kry ty k i filozoficznej, ujaw nia się coraz do­

bitniej w wywodach i układzie różnych nowszych prac zagranicznych i krajow ych, odnoszących się do wspomnianych gałęzi wiedzy. F a k t w yczer­

pania się w nad. r krótkim czasie całego, choć stosunkowo nie bardzo licznego, nakładu pierw ­ szego wydania świadczy wymownie o rozbudzeniu się poważniejszego i głębiej sięgającego życia umysłowego w k raju , o uw ydatniającej się p o trz e ­ bie praw dziwie krytycznego rozbioru zarówno W dziedzinie zjaw isk umysłowych i społecznych, ja k i całego obszaru przyrody. Nie może ulegać ju ż wątpliwości, że i drugie wydanie tego cenne­

go dzieła nie tylko zostanie rozkupionem , ale zn aj­

dzie także liczne grono uw ażnych czytelników ,

i

Słusznie też autorow i przyznaną została przez K om itet kasy pomocy naukowej wielka nagroda | N atansona Spodziewać się tedy należy, że z gle-

j

by umysłowej zoranej ostrym pługiem bezstron- | nej kry ty k i naukowej wyrośnie z czasem obfity plon, dla k 'ó re g o rozkrzew enia przyczyni się za­

pewne także nowo rozpoczęte wydawnictwo

„P rzeglądu filozoficznego” .

H. H.

L. Feliks H erm egny. Leęons sur la c tllu le . M orphologie e t reprodu ction . P aris, 1896.

Jakkolw iek ty tu ł tego dzieła upow ażniaćby mógł do mniemania, że je s tto podręcznik do uczenia się cytologii, je d n ak , zdaniem naszem , nie je s tto książka odpowiednia dla niespecyałi- słów w tej gałęzi biologii. Za to powinna się ona znajdow ać na stole każdego z cytologów, j a ­ ko zbiór najdokładniejszy wiadomości naszych 0 komórce. M etoda, ja k iej trzy m ał się au to r p rzy układaniu swego dzieła, je s t czysto h isto ­ ryczna. Każdej kwestyi poszczególnej z dzie­

dziny cytologii poświęca on je d en lub k ilka r o z ­ działów, gdzie w chronologicznym porządku za­

znajam ia czytelnika praw ie ze ws ystkiem i zd a­

niami wypowiedzianemi w tej m ateryi. R ozdzia­

łów tych je s t 31. Pierw szy z nich je s t pośw ię­

cony historyi cytologii; d rugi — konstytucyi fi­

zycznej i chemicznej protoplazm y, o m orfologicz­

nej zaś budowie je j tr a k tu ją rozdziały trzeci 1 czw arty. N astępnie id ą budow a i chemiczne własności ją d ra , sfery atrakcyjne, centrozom y oraz t. zw. ją d r a żółtkowe. D alej w sześciu rozdziałach H erm egny omawia odżywianie się kom órki oraz je j stronę funkcyonalną i przecho­

dzi do rozm nażania się, czemu poświęcone są rozdziały od szesnastego do dw udziestego ósm e­

go. O statnie rozdziały tr a k tu ją o ogólniejszych zagadnieniach cytologii, ja k o to o stosunku ją d ra i ciała komórkowego, o śm ierci i degeneracyi ko­

m órki i nakoniec o w ew nętrznej, m olekularnej budowie protoplazm y. W yliczenie tak suche

kw es(yj omawianych w k sią ż e k tej dać może z a ­ ledwie słabe pojęcie o bogactwie je j treści.

P ow tarzam y jeszcze ra z , że dzieło to powinno znaleźć się na stole każdego cjtologa, niespecya- lis 'a zaś czytając ;e będzie się czuł przygniecio­

nym nawałem objektyw nie wyłożonych szczegó­

łów, pomiędzy którem i nawet poglądy osobiste autora p rzytaczane są w tenże nic nie p rze sąd z a­

ją c y sposób.

J a n S.

A. Z im m erm a n n . Die M orphologie und Phy- sioiogie des pflanzlichen Zellk ern es . Eine k ri- tische L itte ra tu rs tu d ie . Jena, 1896.

W dziele tem au to r, znany badacz na polu cy­

tologii roślinnej, p o starał się zebrać wszystkie wiadomości nasze o ją d rz e kom órki roślinnej.

P raca podzielona je s t na dwie części: ogólną i specyalną, W pierw szej z nich Zimmermann omawia metody badania ją d ra , dalej morfologicz­

ne ustosunkowanie w chodzących w skład jego ciał, oraz n atu rę ich chemiczną; przytem o stałnią kw estyą, zwykle pobieżnie traktow aną w podręcz­

nikach cytologicznych, ro zp a tru je on.dość obszer­

nie. N astępnie id ą procesy dzielenia się ją d ra , a przegląd doświadczeń nad je g o znaczeniem fizyologicznem w kom órce zam yka część p ie r­

wsza. W drugiej zsiś, specyalnej, au to r ro z p a ­ tru je własności ją d ra u poszczególnych grup roś­

linnych poczynając od pokrytonasiennych aż do bak‘eryj.

Książka ta, n ader starannie i z w ielką um iejęt­

nością napisana stanowi cenny nabytek dla k aż­

dego badacza interesującego się tą m łodą, lecz wiele obiecującą nauką.

J a n S.

K R O N I K A N A U K O W A .

— 0 w ielkości czą stec zek soli nieo rganicz­

nych. O znaczanie masy cząsteczkowej soli nie może się odbywać w roztw orach wodnych, z p o ­ wodu elektrolitycznej ich dysocyacyi. D latego też prof. A. W erner jakor rozpuszczalnika używał ciał organicznych, ja k o to pirydyny, piperydyny, siarku m etylu i etylu. Udało się otrzym ać cały szereg połączeń m olekularnych soli m etalicznych z pirydyną i piperydyną. Te organiczne r o z ­ puszczalniki rozpuszczają przeważnie sole cięż­

kich m etali, między innem i naw et takie, które w wodzie się nie rozpuszczają, np. chlorek sreb­

ra, kalomel; natom iast praw ie nie ro zpuszczają soli alkalij i ziem alkalicznych. Znalezione w iel­

kości cząsteczek zwykle odpow iadają n ajp ro st­

szym wzorom atomowym; w roztw orach pirydy­

nowych chlornik glinu, żelaza i t. d. m ają wzory

Cytaty

Powiązane dokumenty

patenty ofi cerskie z podpisem Stanisława Augusta znajdujące się w posiadaniu rodziny Louisa Lion de Lalande’a, jednego z bohaterów naszej publikacji, Francuza, ofi cera

W większości badanych próbek mąk (93%, n=93) nie wykryto obecności Ochratoksyny A (wy- niki znajdowały się poniżej granicy wykrywalności dla zastosowanego testu (&lt;0,6

Przy najwyższych spiętrzeniach wody w zbiorniku poziomy wody w studniach były również najwyższe, a przy naj- niższych spiętrzeniach wody w zbiorniku, poziomy wód w

Monika rajska – czło- nek Komisji Sportu okręgowej rady Adwokackiej w Warszawie oraz przedstawicielka wydawnictwa Wolters Kluwer Polska – Dorota Fiłonowicz. nad przebiegiem Turnieju

Ponieważ zarówno termin ekstremizm, jak i radykalizm mogą i po- winny być traktowane jako pojęcia interdyscyplinarne, na potrzeby ni- niejszych rozważań przyjęta

Podstawowymi celami prowadzenia polityki rozwoju w myśl cytowanych wyżej ustaw są: zapewnienie trwałego i zrównoważonego rozwoju kraju, spójności

Stworzenie mechanizmu przenoszącego wąskospecjalistyczne profile do szpitali specjalistycznych wielo- profilowych – podział świadczeń zgodnie z klasyfikacją świadczeń wg

692. Samochodem, rowerem, pieszo po województwie świętokrzyskim. Sandomierska korona hełmowa. Sandomierski Gość Niedzielny. 10 lat obecności tygodnika katolickiego