Andrzej Grzegorczyk
Logika rewolucji i polski sprzeciw
Wracanie do wydarzeńprzeszłościmadla filozofa ważny sens. Jest mianowi
cieczęścią kontemplacji kondycji ludzkiej.To, co działo się 50 lattemu, podob
nie jak i to, co dziejesię teraz, pokazuje nam,jakijest świat, jaki jest ludzki byt, jacy myjesteśmy i jakajest rzeczywistość. Ludzki byt realizuje się poprzezludz
kieczyny, które oczywiście zawszestają się przedmiotem oceny. Bez ocen wiedza o rzeczywistości ludzkiej byłaby mdła inikt by się do niej nie garnął.
Chwalenie kogoś za dobre czyny lub wypominanie komuś czegoś złegojest zwykle kontynuowaniem interesów indywidualnych lub grupowych i jako takie niejest zadaniem filozofa. Natomiast filozoficznie interesująca jest niewątpliwie prawda generalna o powstawaniu irozwoju ważnych tendencji w życiu jednostek lub zbiorowości. Mówiąc w sposób bardziej uczony, interesujące filozoficznie jest: Jakimuwarunkowaniom i jakim mechanizmom ulega człowiek, lub też kiedy im nie ulega? Mówiąc wjęzyku metafizyki: Co rozgrywa sięw najgłębszym nur
cie dziejów?
Najogólniejsze odpowiedzi na te pytania sąjednakczęsto równieżmało mó
wiące i zahaczają o trywialność. Najogólniejsze zaśprawa dotyczące uwarunko
wań wydarzeń dziejowych i ludzkich czynów okazująsię albo wątpliwe, albo nie mal trywialnie prawdziwe, alebardzo ubogie. Granic ludzkiej wolności też nie jest łatwo ogólnie określićw sposób, który nie byłby trywialny. Człowiekjest w pew
nym stopniuwolny i podejmuje wolne wybory. Jest też wdużym stopniu zdeter minowany.
To, co staje się przedmiotem intelektualnej filozoficznej kontemplacji, może najlepiej wydaje sięujęte jako:
zobaczenie pewnejniejasnej,niepoddającej się dobrzejęzykowym sfor mułowaniom,intuicyjniewyczuwanej, ogólnej prawdy o czło wieku;zobaczenie jej w realnymkonkrecie ludzkich działań wokreślo- nej historycznej sytuacji.
Oporność prawdy historycznej na sformułowania bywa wielka. Kontemplu jąc dzieje,czasem możemy tylkowydać z siebie ogólnewestchnienie, źe właśnie
tak toczy się życie... Alemimo trudności słownego ujęcia, to, coogólne jest dla fi lozofa cenne, aby przez konkret, przez jednostkowe wydarzenie, czyn lub zjawisko doświadczaćpewnej ogólnej formy bytu.
Książka Adama Schaffa: Moje spotkania znauką polską (Polska Oficyna Wydawnicza„BGW”, Warszawa 1997), chociaż napisana w sposóbbardzo emo
cjonalny, pełnamocnych ocen, dosadnych słów i wyrazów oburzenia, dajewłaś nie okazję do namysłu nad pewnymiogólnymi prawdami pokazanymina konkretnych wydarzeniach. Uważam bowiem, że wypowiedzi emocjonalne należy w ¿wiecie nauki odczytywać abstrahując od kierujących nimiemocji i dyskutować z poglą dami, a niezemocjami.
Chciałbym ująć w słowa to, co jest dla mnie najważniejszym tematemdo fi
lozoficznej kontemplacji dziejów przypomnianych przez profesora Adama Schaf fa. Niejestto łatwe, ale spróbuję. Tematy intrygującemieszcząsię w ramachha
seł: Polska i Rewolucja Socjalistyczna. Przy okazji jeszcze spór z profesorem Schaffemna temat wartości.
1.Polska,czyli aktywnośći kultura elit
W dziejach Polski można śledzić wpływ wyczucia duchowych wartości (ogólnoludzkich ex definitione, ale wzmocnionych dzięki Chrześcijaństwu)— na myślenie i działalność intelektualną i obywatelską elit. Wpływ ten w kilku mo mentach historii przybiera kształt racjonalistycznego krytycyzmu stawiającego tamy pewnymrodzajomabsolutyzmu.Tak bywałood wystąpienia Pawła Włod kowica na soborze w Konstancji do wystąpień Leszka Kołakowskiego przeciwko marksizmowi. Po drodze, że wspomnę tylko krytycyzm wieszczów z Norwidem naczele, StanisławaBrzozowskiegoczy Leona Chwistka. Krytycyzmtenosłabiał niewątpliwie naszą władzę państwowąi przyczynił się do upadku I Rzeczpospoli tej, ale też przyczynił się bardzowydatnie doupadku komunizmu w naszymwie ku. Mówiąc językiem Schaffa, jesteśmy po trochu wszyscy «specjalistami odne
gacji».
Pewnymdramatem Schaffa okazałosię to, że on postawiłna budowę czegoś pozytywnego, ale budowęw ramach systemu, który miał w sobie, niestety, zako dowane coś bardzo antypozytywnego. Jego podopieczni (przeznaczeni przeznie go na kontynuatorów) uznali systemten zanienaprawialny i zaczęli podważać. A on ten system chciał ciągle poprawiać, wspierać, bronić i na nim budować, nawet wtedy, gdy widać było, że całkiem się wali. Wspierał też wszystko, couznawał za pozytywne w spadkobierstwie myślowym okresu II Rzeczpospolitej. «Hołu
bił»,jak pisze, starąprofesurę, oczywiściena tyle, na ile to było możliwe wjego systemie, orazstwarzał dla obiecujących młodych ludzi «iściecieplarniane wa
runki». Był politycznym parasolem dlajednych, jak i dla drugich. Tymczasem pod jegotroskliwą opieką materialną wyrastały, wychowaneniemal na jego łonie istne żmije (jak można przypuszczać— zjego punktuwidzenia) i podgryzacze
popieranego przez niego systemu, jaktoświetnie ilustrująwypowiedzi dawnych marksistów cytowaneprzezLidię Ostałowską (Mord w oranżerii, „Gazeta Wy
borcza”, nr 1, 1997). Ale rolahumanitarnej szarej eminencji w ramach systemu, jakirola parasola politycznego wobecadministracji jest słabopremiowanaprzez
historię. Iwrezultacie dzieje taksiępotoczyły, że nikt, ani zchronionych, co bar dziej zrozumiałe, ani z popieranych, co może mniej oczywiste, do niego nie na
wiązuje. Wszyscyuważają, żedawno przezwyciężyli jegopunktwidzenia i poszli dalej inną drogą.
Podobny hiatus międzykolejnymi pokoleniami widzę w Rosji. Rodzice, któ rzy robili rewolucję,niemogą zrozumiećswoich dzieci, którew latach 50-60. za
częływidziećzło systemui postanowiły się buntować albo szukać prawdy w reli- gii
To byłyrefleksje najogólniejsze typu ad personom. Teraz ad rem.
W Polsceokresu międzywojennego, na skutek całościuprzedniego rozwoju kultury naszego kraju, stosunkowo dużo ludzi zaangażowanychw różnego rodza
ju ruchy politycznetworzyło pewną elitę intelektualną reprezentującą względnie wysoki poziom moralności społecznej i nastawioną wyraźnie patriotycznie. Bez interesowna ofiarność, poświęcenie życia dla społecznych i patriotycznych idei, narażanie się dlaobrony uznanych wartości na represje ze strony władzy, były dość powszechnymi cechami ludzi tej elity. Elita ta nadawała pewien ważny ton całemu życiu kulturalnemu kraju i wpływała na wychowanie następnychpoko
leń. Przypomnienie roli tej elity moralno-intelektualnejnaszego kraju ważne jest zarówno zewzględu na dalsze zmiany wPolsce (szczególnie ze względu na prze
miany obecne),jakize względuna kontrast międzynaszymkrajem a krajami są siednimi.
Elita ta zorganizowaław latach wojny iokupacji (1939-1945) bogate podziemne patriotyczne i kulturalneżyciekraju. Częśćtej elity uzyskała znaczenie worga nizacji i rozwoju życia kulturalnego i politycznego w Polsce po drugiej wojnie światowej. Adam Schaff należał właśnie do elity intelektualno-moralnej Polskiej Partii Komunistycznej okresu międzywojennego i to pozwoliło mu też odegrać ważnąrolę w kształtowaniu polskiej nauki, głównie filozofii, w okresie PRL, co opisuje wswojej książce. Rolę tęodegrał oczywiście główniedzięki własnej nie spożytejaktywności, własnemupatriotyzmowi i życzliwości doludzi. O istnieniu takiej elity w PPK wiem również z rodzinnej tradycji, ponieważ należał do niej mój wuj, MirosławZdziarski.
Polskiej elicie intelektualno-moralnej ijej włączeniu się w odbudowę kraju zawdzięczamy w dużym stopniu podkreślaną wielokrotnie przez Schaffa wy
jątkowość stosunków wewnętrznych kulturalnych oraz ekonomicznych i poli
tycznychw porównaniu z innymi krajami uzależnionymi od ZSRR. Wyjątkowość taniezostałanigdzie historyczniedostateczniewyraźnieopisana Zmartwienieztego powodu jestem skłonny podzielać z profesorem Schaffem, bo uważam, że dla charakterystyki kulturyeuropejskiej jest torzecz dużej wagi. W tej wyjątkowości
ma swój udział też Chrześcijaństwopolskie i jego związki z Chrześcijaństwem zachodnim. Ale nie cały Zachód jako taki. Czechy i NRD byływjakimś sensie bardziej zachodnie od Polski, a bardziejpoddałysięnegatywnym wzorom idącym od naszych wschodnich hegemonów tego okresu. Jest więc jakiś ważny zbiór wartości duchowychwypracowanych właśniewPolscei przekazywanych w pol skiej kulturze, który uratował kulturowo co najmniej dwa nasze pokolenia w pięć dziesięcioleciu 1945-1995. Uważam też za właściwe, żeby okres PRL nazywać Trzecią Rzeczpospolitą, tak jak tego pragnie A. Schaff. Teraznatomiast mamy Czwartą Rzeczpospolitą, odmienną od poprzedniej. Ta poprzednia byłajednak naszą Polską, a w każdymrazie była moją Polską, chociażmiała ustrój prawny, który mi sięnie podobał, nietylko zresztą ustrój, i do urny wyborczej wrzucałem najpierw śmiecie, a potem nie szedłem w ogóle. Ale zawsze uważałem, że tutaj jestmojemiejsce i zadania do spełnienia. Jeśli się z jakimiśludźmi nie zgadzamy, nie musimy ich od razu nienawidzić. Nawetnie musimy od razu lekceważyć.Mo
żemy szanować i uważać za swoich. Zadanie oddziaływania naswoich stwarza oczywiście specjalną trudność, ale odcinanie się jest zwykle wyjściemzbytprymi tywnym.
Schaff stawiatutaj ważny problem opisu życia intelektualnego Polskiokresu PRL. Szerzej można powiedzieć, że stoiprzednami problem charakterystyki ży cia w Polsce wdrugiej połowie dwudziestegowieku, przyjmującjako środek wie
ku rok 1945. Najpierw wielki wysiłek odbudowypowojennej, pełen jeszcze tra dycyjnego patriotyzmu. Kontynuacja przedwojennych postaw. (Potemwykształ
cają się już nowe postawy). Schaff opisuje głównie własny wysiłek organizacyj
ny. Słabo charakteryzuje jegopolityczny aspekt i aspekt tworzącej się i tworzonej przemiany kulturowej. Stoi przed historykami zadanieopisuprzemianwposzcze gólnych dekadachtego okresu. W dekadzie 45-55 stara gwardia filozoficzna (In
garden, Kotarbiński, Tatarkiewicz) wykańcza ważne dzieła życia. Powstaje inspi
rujące niewątpliwie spięcie światopoglądowe wywołane poważnie potraktowaną ideologią marksistowską.Wiele z tego, co było prymitywnie powiedziane nawet w pismach Henryka Hollanda, zawiera, moim zdaniem, trafne spostrzeżenia soc jologiczne, ale dotej pory nie było szansy na spokojne przyjrzenie sięhipotezom dotyczącym społecznych uwarunkowań myśli filozoficznej. Żyliśmy, a niektórzy jeszcze żyją, w nastroju walki, a nie badania społecznej i intelektualnej rzeczy
wistości, a walkanie sprzyja obiektywnym badaniom. Mniej więcej w dekadzie 55-65 powstają chyba główne dzieła Leszka Kołakowskiego, a więc już inten sywna twórczość następnego pokolenia. Mam wrażenie, że lata 70. przynoszą spadek twórczości. Zaczyna się zamieszanie przedtransformacyjne i początki postmodernizmu. Nowyzryw w humanistyce to może dopierolata 85-95. Ale te wyżej wymienione hipotezy wymagają oczywiście zestawieńpublikacji poszcze gólnych okresów ianalizy dorobku konkretnych autorów. Nie byłybybez znacze
nianawetankiety typu: co było najważniejszew pewnych poszczególnych wyróż
nionych okresach?Takbym sobie wyobrażałpracę nad przeżytą przeznas epo-
ką. Bardzo ogólnikowe ipozbawione dokładnejdokumentacjiopinie Schaffa pro
wokować powinnydotakich badań. (Czterdziestolecie InstytutuFilozofii i Socjo
logii PAN mogło być okazjądo takiej naukowej poważnej retrospekcji. Niestety nic takiego niezostałodokonane.)
2. Wizja wartości
To temat sporny. Adam Schaff przemawia do nas (do redakcji „Przeglądu Filozoficznego” i do autorów w nim publikujących) w języku polityczno-socjo- technicznej manipulacji, a nie w języku istotnych filozoficznych (chętniej powie
działbym: duchowych)wartościprawdyi dobra.
Jednym z ważnych bodźców donapisania książkibyłodla Schaffa, jakpisze wewstępie,opublikowaniew„Przeglądzie Filozoficznym” (nr 2, 1995) materia
łówzwiązanych ze sprawąpozbawieniaprof. WładysławaTatarkiewiczaprawa nauczania naUniwersytecie Warszawskim. W owym wstępie dziwić może czytel
nika niezrozumienie profesora Schaffa dla decyzji Redakcji opublikowania tych materiałów. Profesor Schaffpatrzy mianowicie na „Przegląd” w kategoriach działań propagandowych, a niewkategoriach myślenia naukowego. Zwraca się do nas mówiąc, że BronisławBaczko i Leszek Kołakowski są «idolami»,jakmó
wi: „na których «jeździcie»”. I niemożezrozumieć,czemu, jak mówi: „zadajecie cios ich autorytetowi”. Mam wrażenie, że jedenzurokówpolskiegożycia filozo
ficznegopolega właśniena nie zwracaniu uwagi na autorytety. Dla prawdziwego filozofa interesujące są problemy, a w rozważaniu problemów ważne są argu
menty. Wszystkoinne to margines, a nie meritumsprawy. Schaff natomiastwy
raźnie się przyznaje, że działaniapubliczne, nawetna grunciefilozoficznym, od biera jako politykę. (Może jest pod tym względem jedynym jeszcze konsekwent
nym marksistą). Na s. 132 pisze: ,,[...]gdy teraz, 45 lat później, syn profesora Tatar kiewicza przypomniał sobie, żeci właśnie entuzjaścidzieła skrytykowali w 1950 wykłady jegoojca, a paru niedowarzonych filozofówdrukuje tędokumentację w «Przeglądzie Filozoficznym»,by — jak mi powiedzieli — dać świadectwoe- poce,rujnując sławę swoich idoli dysydenckich zLeszkiem Kołakowskimnacze
le, to można tylko pokiwaćgłową nad rozumem politycznym tego całegotowa rzystwa”.
Nie! Nie! Nie możemy dać się zbić z tropu! Dla filozofa ważnajestprawda o epoce,którą przeżyliśmy i zarówno Kołakowski,jak i Schaff powinni również ją nam przybliżać. Filozofiama oddziaływaćna społeczeństwopoprzezprawdę,
a nie poprzez tworzenie autorytetów, które zawsze są jakąś manipulacją społe czeństwem
Tę specyfikę wizji wartości profesora Schaffa tylko odnotowuję i nie zamie rzam znią dalej polemizować. Natomiast jest niesłychanie ciekawe zdanie, które wypowiada on trochę dalej (s. 133). „[...] jest nieprawdą,jakoby oniswym listem chcieli lubpartycypowali wówczas w pozbawieniuprawa do wykładania filozofii
prof. Tatarkiewicza”. (Oni—znaczy tu sygnatariusze listu krytykującego Tatar
kiewicza). Pozwolę sobie nalogiczną konfrontacjętego zdania ze zdaniem o o- siem wierszy dalej, którebrzmi: „[...jwówczas[w1950 roku] nikogo ztych dżen
telmenów piszących ówlist do Tatarkiewicza nie znałem”. Już we wstępieSchaff zaznacza, że poznał ich dopiero po dwóch latach, gdy znaleźli się w INS, czyli, jakmówi,w jego „stajni”. INS (= Instytut Nauk Społecznych przy KC PZPR), był wyższą szkołątypu postgraduate przeznaczonądla kształceniapartyjnej ka dry profesorskiej wyższych uczelni w zakresienaukspołecznych. Otóż nie jestdla mnie jasne,jak Schaffmożetwierdzić, że wie czego chcieli sygnatariuszelistu zroku 1950, skoro ich wtedy nie znał i poznał po dwóch latach. Uważam, że nie można mieć racjonalniezasadnych przekonańco doaktówwoli osób, których się nie znało wmomenciepodejmowania przez nich danych działań. Dlategobardziej wiarogodne sąwypowiedzi samych sygnatariuszy: Bronisława Baczkii Leszka Koła
kowskiego, którzy w swoich skromnych oświadczeniach (w tymże numerze
„Przeglądu Filozoficznego”) raczej wydają się nie wykluczać ich ówczesnego wrogiego nastawienia do profesora Tatarkiewicza i ewentualnego związku ich działania z pozbawieniem Tatarkiewicza prawa do wykładania. Zdają oni sobie sprawę ze swojej ówczesnej skrajności i oceniają ją negatywnie. Dzięki temu ich wypowiedzi stanowią świadectwo ich samokrytycyzmu i ogólnej obecnej moral
nej postawy zasługującej na szacunek. Dają świadectwo wizji wartości (można by w tym miejscu dodać: w pewnym sensie „absolutnych”), a w każdym razie wychodzą poza czysto politycznąperspektywę, w której Schaff chciałby dzisiaj umieścić nasze przypomnienie sprawy, którą w owym czasie widział zapewne też wkategoriachpolitycznych, chociaż w książcepodkreśla głównie ludzkie jej as pekty.Uznanieprzez Baczkęi Kołakowskiegoichwłasnej niewspółmiemości z war
tością, która ich przekracza, to może cośbardziej fundamentalnego, niż „zacho
wanie twarzy”, októrym pisze Schaff jako,jak sięzdaje, owartości najwyższej.
3. Między spiskiem a rewolucyjną euforią
Trzecia rzecz, którą kontemplujęna przykładzie rozważanych wydarzeń, to spontaniczna twórczość w ramach systemu. Przyjmuję oświadczenie profesora Schaffa, pośredniozawarte w jegoksiążce, że on sam nie inspirował akcji prze ciwko Tatarkiewiczowi.Akcja ta nawet niemusiała być inicjowanaprzez instan
cje partyjne. Nastawienie młodychmarksistów było bardzo bojowe. Schaffteż nazywa ich „entuzjastami dzieła”. Sam brałem udział w licznych dyskusjach młodzieżowych filozoficzno-politycznychw latach 1946-50 i pamiętam ichtona cję. Byłojasne, że każdego profesora,któryjakoś nie poddawałsiępropagandzie marksistowskiej uważali za zakałę Uniwersytetu i chętnie by go usunęli z pola widzenia. Czuliteż niewątpliwie poparcie władzy, która ich uprzywilejowywała.
Pomysł, żenależy starą gwardię profesorską eliminować, po prostu wisiałwów czas w powietrzu i domagał się realizacji. To było wtedy prawie nieuniknione.
Do tego prowadziła cała logika systemu. Profesor Schaffrównież niewątpliwie zdawał sobie ztegosprawę. Mógł procestennajwyżej trochę opóźnić i opóźniał, jak sam twierdzi, bo był realistąi widział, że nie było kadry, nie było w Polsce gotowej Czerwonej Profesury, jak mówiono wówczas wMoskwie. Właśnie po to, żeby ona powstała, założył IKKNprzy KC PZPR, jakto zresztą sam przyznaje, w sposób nieco zawoalowany, mówiąc, że nazwa Instytut KształceniaKadrNau kowych „zgodna była zcelem, dlaktórego go powołano”(s. 91). Sam brał więc aktywny udział w przygotowaniu owej wymiany kadry naukowej i było to jak najbardziej konsekwentne z marksistowskiego punktu widzenia. Marksizm był przecież zamysłem całościowej reformy społeczeństwa i całahumanistyka w tym zamyśle miała być uprawiana po marksistowsku. Można krytykować całość marksistowskiej wizji społeczeństwa, do której przyczyniała się też działalność Adama Schaffajako tworzącego marksistowskie kadry naukowe, leczw swoim marksistowskim sumieniu był on na pewno wporządku.
Alena marginesie roli Schaffa iprzedwojennych lewicowców, do których na
leżał, chciałbym wypowiedzieć kilka spostrzeżeń ogólnej natury, dotyczących psychologii ruchówspołecznych. Ruchy takie mianowicie rozwijają się, jak mi się zdaje, w dużym stopniujako skutek pewnych systemów myślowych. Ludzie myślą w ramach pewnych psychologicznie spójnych systemów. System takimoże być przytympod jakimś względemnieracjonalny, czy niekonsekwentny,lub em pirycznie źle ugruntowany, ale musi być dobrze umieszczony w strukturze osobo wości wyznającejgo jednostkii w jejsposobie przeżywania rzeczywistości.
Ludziemają przy tymtendencjędo ekstrapolacji swoich twierdzeń i metod ido rozszerzaniazakresu budowanego systemu.W ramach systemu dokonuje się pewnaspontaniczna twórczość. Systemy rozrastają się. Pewne systemymyślowe, zwłaszcza tworzone zbiorowym wysiłkiem myśli, obejmują całośćrzeczywistoś
ci. Tendencję tę wykazująprzede wszystkim systemy religijne, które organizując
„najgłębsze sferyducha” w naturalny sposób wpływają na całość ludzkiegoży
cia. To samo możnapowiedziećo pewnych całościowych systemach pozareligij- nych,np. właśnie o systemie marksistowskim.
Spontaniczną aktywność rewolucyjną marksistowskiej elity intelektualnej końca lat40. i początkulat 50. można by więc określić jako:twórczą eufo
rię w rewolucyjnym myśleniu. (Powiedziałem „możnaby”, ponieważ pojęcie twórczości zgodnie z wyczuciamijęzykoznawców nie jest czysto opisowe, ale angażujące mówiącego w pozytywną ocenę zjawiska określanego jako twór
cze). Wramach tej euforii twórczej zamysłobjęciajednolitymprojektemcałości życiaspołecznegoi indywidualnego pasjonował młode umysły, a władza wyda wała się tworzyć dla nich niepowtarzalnąszansę. Wymiana kadry była logiczną koniecznością tego myślenia, podobnie jak sprawa „teczek” była logiczną ko niecznością myśleniarozliczeniowego w ostatnichlatach.
Interesującejest jednakpostawić sobie pytanie:czemu to rewolucyj ne myślenie zanikło, a nawet przekształciło się w swoje
przeciwieństwo. Śmierć Stalina, najinteligentniejszego kontynuatora wy
myślonego przez Lenina systemu, na pewno była okolicznością sprzyjającą. Na nim wydaje się kończyć „euforiatwórcza” systemu. Po Stalinie nie było już w ZSRR pomysłów na twórczą ciągłość. Stalin wyczerpał wszystkie łatwe możli
wości. Następcy nie byli równie genialni. Pozostało trwanie w administracyjnym bezwładzie i marazmie, które sprzyjało zanikowi wewnętrznej kontroli (psychicz nej iadministracyjnej), a w konsekwencji postępowi korupcji. Czy jednakinni nie mogli myślenia tegopodtrzymywać twórczodalej?
4.Załamanie się wiary w przemoc
Z koniecznościmusimy się tu ograniczyć do analizy sytuacji psychologicznej (intelektualnej) w Polsce. Otóż w Polsce były podstawy pod samoczynny nurt rozwoju rewizjonizmu wewnątrz systemu myślenia partyjnego,jak i pod mocną samoczynną opozycję przeciwko temu systemowi. Obie samoczynne inicjatywy nie były zresztą od siebie oddalone. Intelektualiści wnie zaangażowani współżyli zesobą towarzyskoi donosicielstwow ramach kręgów znajomości towarzyskich praktycznie wPolsce nie istniało, w przeciwieństwie do wszystkich naszych są siadów.
Inteligencja polska realizowała pewien ważny etos moralny współżycia i rozumienie wartości ogólno
ludzkich. Ta duchowaspecyfika naszego życia intelektualnego i twór
czośćwielu jednostek w jej ramach były główną przyczyną przemian w Polsce w okresie późnego stalinizmu, a następnie przyczyną całego sprzeciwu względem komunistycznego systemu myślenia.
Nie istnieje dokumentacja rozmów towarzyskich okresu stalinizmu. Aleprzy pominam sobie to, co mówiło sięw kręgu państwa Ossowskich, wkręgu Kotar
bińskich, u Janka Strzeleckiego, u Andrzeja i JoannyMunków, u Stefana Nowa
ka, u Stefana Garczyńskiego, żewymienię jeszcze osoby, które również zmarły nie tak dawno: Czesława Czapowa, Wacława Makarczyka, Zbigniewa Marka i Andrzeja Rażniewskiego (o których w podobnym kontekście wspomina Adam Podgórecki). Oczywiście wymieniam tylko tych, z którymi wtedy sam miałem kontakt. Jeśli przypomnimy sobie to, co się mówiło wdomachdziesiątków ludzi, którzy jeszcze żyją i mogą sobieprzypomnieć, u tychwszystkich, którzy założyli potem Klub Krzywego Koła, tojasne dziś się wydaje, że komunistycznysystem myślenia nie miał w polskich kręgach inteligenckich dużych szans, aby głęboko zapaśćwnasze serca. Najmniejsze osłabienie systemu presji musiało stać się oka
zją do sprzeciwu. Również i wszeregach Partii wybuch krytycyzmu był nieunik niony. Uległość partyjna w kręgach polskiej inteligencjimiała bardzoograniczo ny charakter. Błogosławione polskie warcholstwomusiałodoprowadzićdo nowe
gopowstania, tym razemnaszczęście intelektualnego. (Adam Schaffze względu
na swoją pozycję w reżimie należał do innych kręgów towarzyskich, w których obowiązywał inny, znacznie ostrożniejszy styl rozmowy. Mają pewien dług mo
ralny względemniego ci,którzy dośćłatwoprzeszli z nim na „ty”, mimoróżnicy pokolenia lub pozycji, korzystali z jego względów, a nigdy nie porozmawiali znim dostatecznieszczerze...)
Podstawowa moja hipoteza jest następująca:
Najważniejszą przemianąpozytywną, jaka siędokonała w połowiewieku w Europie Środkowej i Wschodniej, było załamanie się idei przemocy, na której system komunizmu leninowskiego był ufundo wanyodsamego początku, zgodnie zXIX-wicczną rosyjską tradycją. Ta przemiana w dużej mierze zadecydowała o klęsce tego systemumyślowe
go,jakim byłkomunizmw wersji XXwieku. Klęskasystemumyślowego osłabiła wolę przetrwania struktur organizacyjnych zbudowanych przez ten system.
Sprawę przemocy i związku jej z systemami myślowymi warto zacząć od na
stępującegoodróżnienia. Systemy myślowe mają skłonność do całościowości, jak powiedzieliśmy wyżej. Całościowość, to totalność wizji. Rzeczą różną, ale często bliską, jest totalitaryzm społecznych działań. Rzeczy te, choć czasem bliskie, trzeba odróżniać. Totalitaryzm, to tendencja do narzucenia innym cenionego przez siebie porządku. Totalitaryzmjest więctendencją do posługiwania się prze
mocą. Posiadacztotalnej wizji łatwomoże ulec pokusie działań totalitarystycz- nych. Nie wynika z tego oczywiście, że należy wyzbywać się wizji totalnych.
Potrzeba wizji całościowej jest ważną potrzebą poznaw czą, jest po prostu potrzebą prawdy, potrzebą jednolitego światopoglądu. Ważne elementy światopoglądu sprawdzają się dopiero w wizji całości. Gdyby chcieć unikać wszelkich intelektualnych niebezpie czeństw, to należałoby przestać myśleć. Trzeba nie przestawać myśleć popraw
nie, atylko uwzględniać wszystkieargumentyi uczulać się nawszystkie ważne wartości. Otóż systemmarksistowski, tak, jak był on rozwijany i realizowany w Rosji (wZSRR), a też w Polsce w połowie XXwieku, był zbyt małouczulonynarea lizację szacunku dla drugiego człowieka. Miał po prostu wmontowany w swój program użytek z przemocy. Lidia Ostałowska, we wspomnianym już artykule Mord w oranżerii, podaje, że młodzi marksiści w 1946 nosili broń... „Strzelano do nas. Strzelało się zobu stron. Ale nikogo nie zabiłem. Nie korzystałem zpis
toletu...” przyznaje Leszek Kołakowski. Mówi on dalej: „Właściwie było założe
nie, że to się nie obejdzie bez przemocy. Stanowiliśmy mniejszość. W 1946 nie wierzyliśmy w prawdziwe referendum czy wybory. Ale był cel, który to uspra
wiedliwiał. Myśmynie uważali się za demokratów. Sądziliśmy, że społeczeństwo powinno być rządzone przez oświeconą elitę...”. Pomysł, że starą reakcyjną pro
fesurę należy wyeliminować był zastosowaniem przyjętej zasady realizowania preferowanego porządku przemocą.