Pismo to wyeLotUl trzy razy w tydzień to jest: w Ponie
działek, Środę i Piątek o drugiej
po południu.
ZBIERACZ
LITERACKI.
Zaliczenie na Sflś*
Arów w jn o si Zip.
6 i przyjmuje się w księgarni Czecha, w handlach Kocha
i Sclircihera.
Po m c d zu łe k 22 Stycznia
N“ 29.
1838 RokuNOCLEG ŻO ŁN IE R SK I.
( Buiouac.)
(z d a r z ęM E P R A W D Z I W E . )
W roku 1 8 ... wmiesiącu Lu
tym , oddział piechoty w niebie
skich , zczerwonemi ozdobami mundurach których powierzcho
wność śmiała, zdradzała fran- euzkich żołnierzy, wdzierał się powoli na liczne wzgórza tak bardzo utrudzające przebywanie prowincyi Guipuscoa w Hiszpa
nii. Była to kompanija Grena- dyerów, dowodzona przez ka
pitana Gerard , młodzieńca przed trzema laty wyszłego z wojsko
wej szkoły. Oficer ten miał fi- zyognomyą imponującą. Powa
żną , i pełną zimnej rozwagi, we wszystkich jego postępowaniach odznaczała się piękna dusza.
Podczas gdy Grenadverowie postępowali nucąc patryotyczne hymny, kapitan, od czasu do czasu spogląda! na horyzont i otaczające drogę, gęste krzewy.
Gdy doszli do szczytu wzgó
rza, znaleźli się na piaszczystćj równinie, gdzie po znużeniu z rozkoszą usłyszeli rozkaz do- wódzcy wzywający do wypo
czynku ; natychmiast ustawiono broń w kozły, straże w pewnych odległościach umieszczono; wpo
śród równiny rozłożono ogień który różowym połyskiem oświć- cił piękną, lecz ostrą porą zdzi
czałą okolicę.
Gerard zbliżywszy się do ognia rzeki do towarzyszów : • spo- dzić,vam się że jenerał nie bę
dzie miał powodu użalania się na nas, gdyż jak się zdaje, widok nas jest dostatecznym dla junakujących GeryHasów do wstrzymania ich w boju; teraz bowiem, gdy my tu dobroczyn
nym płomieniem się rozgrzewa
my, mogliby nas gradem kuł powitać. Szczęściem że dość ztąd są daleko, bo wistocie sądzić można, że nawet broń którą w rę
ku trzymają obawą ich przeraża.«
) . j o ( 226- ) o ł o (
> W rzeczy samćj , to jest o- kropnie,« przerwał mu młody podporucznik) » ubiegać się za zwierzyną która się schronienie umie. Zważ tylko kapitanie, te szczególne postacie które jak wid
ma snują się po za górami?
Czyż nigdy ich nie dościgniemy ? i niczapewniemy się czy nasze bagnety nie zdołają duchów po
konać ? n
o Cierpliwości tylko, przyja
cielu, cierpliwości, « odrzekł Ge
rard; bjutro niezawodnie zaj- rzemy im w oczy, gdyż już te
raz nie podobna żeby nam nie
przyjaciel ujść zdołał. ■
Oficerowie zbliżyli się do o- gnia , dymiąca się w kociołkach nad tymże zawieszonych zupa, roznosiła woń pożywną, w krot
ce lakową rozdano. Gdy się wszyscy posilili, zajęto się uło
żeń icm posłania z suchych liści, i każdy jak mógł tulił się pod swym płaszczem.
Gerard równie jak jego pod
komendni spoczywał na ziem i, lecz nie myślał zasypiać.
Młody podporucznik widząc to zawołał: b Kapitanie, dla skró
cenia czasu opowiedz nam zda
rzenie którego przed sześcią miesiącami w klasztorze zakon
nic doświadczyłeś. <
Towarzysze przyłączyli swe proźhy do podporucznika, a Ge
rard widząc iż im się wymówić nie zdoła, w następujące się o- dezwał słowa : b W miesiącu Pa
ździerniku roku zeszłego: ba
talion nasz, którego straty wy
nagrodziliście na wiosnę, zni
szczony wojną, i prawdę mówiąc, przerzedzony zbięgostwem, za
jął stanowisko, w okolicy Sgo Sebastyanu. Oddzielony od ar
m ii, dowodzonej przez niedo
świadczonych wodzów; okropna rozpacz przejmowała naszych młodych wojowników; przesa
dzano niebezpieczeństwo kraju;
w którym wystawiano każdego człowieka zaciętym nieprzyjacie
lem , każdą skałę fortecą, ka
żde drzewo kryjówką dla złych.
— Jednego dnia, znaleziono na drodze młodego ochotnika bez życia; ciało jego było okropnie pokaleczone; gubiono się w do
mysłach , ożyliby napaść dzi
kiego zwićrza była jego śmierci przyczyną, lecz widoczne ślady przekonywały iż ręka ludzka i razy bronią zadane przecięły dni jego. Postrach przejął wszy
stkich ; dwóch okolicznych wie
śniaków zostało rozstrzelanych, mnie' jenerał wysłał na. czele czterdziestu ludzi dla przelrzą-
)«to( 227 )ojo(
śnienia pohlizkiego klasztoru, gilzie, jak powszechnie mówio
no, dano przytułek kilku góra
lom hiszpańskim.
Po cztero - godzinnym wspi
naniu się po górach sposlrze, gliśmy czworograniasty dom, hez drzwi i okien , stał on, jak
by wrośnięty w skałę na której był wystawiony. Dziesięciu od- ważnych ludzi byliby zlamtąd mogli dać silny odpór całemu batalionowi. Za uderzeniem w odwieczne drzwi, otworzyły się lakowe, i ujrzeliśmy, zgrzybia
łą zakonnicę która, szepcząc pa
cierze z trwogą nam wnijśe do
zwoliła.
Rozstawiłem slrażę przy wszy
stkich drzwiach , jedne tylko były zewnątrz klóremiśmy weszli.
Zacząłem przegląd , który był bardzo krótki. W kaplicy z wszel
kich ogołoconej ozdób , klęczało cztery zakonnic przed ołtarzem nader prostej roboty. Sypialnia była obszerna, całą jej ozdobą stanowiły pięć krzyżów drewnia
nych. Kuchnia zaś, była 'bez wątpienia najmnićj z wszystkich klasztornych kuebien zamożną.
Kilka sucharów’ przed miesią
cem pieczonych , trochę suche
go grochu, i dzban nie świe
żego oleju składały śpiżśrnią zgromadzenia.
Na widok takiej nędzy, zo
stałem przejęty szacunkiem i li
tością dla tych biednych, słabych kobiet, które mieszkając prawie nad obłokami spokojnie w przy
szłość spoglądały. Przebywszy wszystkie zakąty zabudowania udałem się do pobożnych niew iast w’celu zaspokojenia ich wzglę
dem sprawozdania z mojego po
lecenia; znalazłem je zgroma
dzone w kaplicy; przełożona czy
tała głośno psalmy pokutne, a siostry powtarzały za nią. Ja także od pohożnćj matki przy
zwyczajony do modlitwy, połą
czyłem moje. Nie wrąlpię iż to natychmiast sposlrzćdz musiały, lecz przejęte duchem prawdzi- wćj żarliwości najmniejszem po
ruszeniem nawet nie okazały zdziwienia; śpiew ich nie uległ najlżejszej zmianie, i tym spo
sobem dokończyliśmy śpiewu króla proroka.
Modły ich trwały dłużej jak bym sobie mógł życzyć. Od
znaczający się jeden glos, zda
wał się należeć do osoby młodej, Z dzieciństwa .dopiero wychodzą- cćj , przćjmował on mnie szeze- gólnićjszym uczuciem. Nie poj-
)*>lo(
228
)®4°(n u jąc saui siebie padłem na ko
lana , i pow tarzałem : Módl się sa nami z równą pobożnością jak te dziewice wiecznej modlitwie poświęcone. Przy mdłym poły
sku lampy u sklepienia zawie
szon ej, która ponure światło na otaczające mnie przedmioty rzu
c a ła , zdawało mi się że jestem w e śnie pogrążony, gdy przeło
żona , z zapaloną świćcą w ręku do mnie się zbliżając rzekła:
W aćpan jesteś dobrym Fran
cuzem ! Najświętsza Panna niecb cię ma w swej pieczy.
Po tych słowach oddaliła się z pięcią siostrami; ostatnia z tych
że , na której twarz bladą migają
ce światło świćcy padało, w y
dawała mi się bardzo piękną, lecz bladość przerażająca czyniła ją raczej do marmurowego po
sągu podobniejszą jak do żyją- Cej istoty.
Nazajutrz z rana oddział mój był gotów do odejścia, gdy się udałem do rozmownicy dla po
żegnania zakonnic, i oznajmie
nia im iż mogą być pewne o- brony naszćj w każdym ra zie, jeżeli tylko przytułku góralom nie dadzą. Zastawszy je w szy
stkie razem miałem sposobność PfZfkonania się iź wspomuioną
?ąkouuicabyła rzeczywiście r^ad-
kićj piękności, i uczyniła na mnie nie zatarte lecz razem pełne u- szanowania wrażenie.
Przełożona podziękowała mi w tkliw ycli za to zapewnienie wyrazach , i oświadczyła że mnie w sw ych modłach nie przepomrii.
W pół godziny polem , kla
sztor znikł nam z przed oczów, i zagłębiliśmy się w krzewislą d ro g ę, zasadzoną różowemi biu
rami i wonnćmi rbododeudrouaini których piękny kwiat uginałsię pod stopy nasze. Gęste strzały przerwały otaczające nas mil
czenie. Krzyki i jęki umierają
cych i rannych napełniały po
wietrze. Żołnierze moi zostali okropnie pomordowani. W pa- dliśmy w zasadzkę.
Znacie Panowie napady hi
szpańskie, tlejący popiół, co
kolwiek dymu wznoszącego się po nad m uraw ą, wskazuje tyl
ko nieprzyjaciela i miejsce które już porzucił. — Odwaga sta je się
wten czas bezużyteczną, a u- cieczka nie chroni od śm ierci, gdyż się jest od dawna ściganym i otoczonym bez ratuuku.
W towarzystwie mojego Po
rucznika , zwróciłenisię ku stro
nie zkąd strzały leciały dla pom
szczenia się na napadających.
Wkrótce widziałem się pośród
)o»o( 2 2 9 )<»♦<’(
rannych i umierających, poru
cznik padł przy mnie; zcałćj kompanii zostało tylko sześciu ludzi i ja.
Usiłując wstąpić na wzgórek którego ziemia usuwała się pod mojćmi krokami, zostałem ugo
dzony kulą w prawę ram ię, i pudłem bez zm ysłów.
Strzelano jeszcze ch w ilę, dzi
kie krzyki i jęki konających o- hijały się o moje uszy, za otwar
ciem oczów spostrzegłem okro
pną twarz Hiszpana pochyloną nademną, uczułem zimny koniec karabinu na moich piersiach.
Wyglądałem meochy huej śmierci cz.ując krew upływającą z rany;
przypominam sobie ii gdy pa
dałem zemdlony ostatnie słowa które słyszałem były: Święta M o
ry'/. Co się dalej stało nie u- nnein powiedzieć, ani jak długo trwało omdlenie : gdv podnio
słem ociężałe pow ieki, ujrzałem jąk przez m g łę , brudne posła
nie na którym mnie złożono, cztery mury wilgocią przesiąkłe oświetlone jedynym oknem. U si
łowałem się podnieść, gdy silną, a razem łagodną ręką przytrzy
mano mnie na posłaniu. M iło
sierna Matko , uratowałaś go ! cichy głos przemówił po hi
szpańsku. Twarz młodej dzie
wczyny pochyliła się nademną.
Rysy jej napiętnowane wyrazem czucia litości, i szkarłatna chu
stka kształtnie od czoła do ra
mion spływająca uwieczniły ją w mej pamięci.
N ić mając siły do mówienia, wpatrywałem się z uwagą w tę cudowną isto tę , która z rękami złożoiiemi siedziała nieporuszona i modliła się za mnie.
Było to pomieszkanie wieśnia
ka nawaryjskiego, którego twarz ogorzała przypominała mi ow ą, którą w chwili mojego omdlenia widziałem. Byłbym niechybnie padł ofiarą jego dzikości gdyby nie szkaplćrz który mi wdzię
czna za łagodne się ohćjście przełożona klasztoru na szyi za
wiesiła ; który spostrzegłszy, wstrzymał jego dzikość i do prze
niesienia mnie do swejro mić- szknuiit dopomógł.
Gdy za staraniem tkliwćjMar- killy odzyskałem siły, po czu
łem z nią pożegnaniu wróciłem do obozu w towarzystwie Nawa- ryjezyka którego widok przera
ził żołnierzy.
Dopićro tam się dowiedziałem -że tylko cztćreeh łudzi z mojego oddziału w róciło, i że jenerał mszcząc się za śmierć walecz
nych klasztor w pćrzynę obrócił.
)“J°(
230 )°$°(W ten czas dopiero wyjaśnił mi się powód udarowania mnie szka- plćrzein który mi życie urato
wał. «
» Szczęśliwy kapitanie że się tak zlej zasadzki w yw inąłeś,"
rzekł podporucznik. »Jeden z moich przyjaciół podobne zda
rzenie okropną śmiercią przy
płacił. «.
, » BI izko rok tcm u ,« mówił dalej: » Dowódzca szwadronu M ... wysłany był na wzwiady z oddziałem strzelców , o kilka mil o d'Położy. Strawi wszy dzień Cały na ścinaniu guerillasów i wspinaniu się po wzgórzach pro
w incji G uipnscoa, pod wieczór zbliżył się z oddziałem swoim ku klaszliirowi w którym umy
ślił noc przepędzić.
Gmach ten, położony na szczyp
cie góry, obwiedziony był dwie
ma głębokiemi stawami i fossą, do którego wązka drożyna też przecinająca, prowadziła.
Zakołątano w bramę klasztoru wzywając otwarcia dla schro
nienia się przed dżdżystą nocą.
Po niejakiej chwili skrzypnęły na zardzewiałych zawiasacli drzwi, a .starzec w białym habicie re
guły Sgo Benedykta ukazał się w tychże.
Szanowny o jc z e , rzekł M...
skłoniwszy się lekko; pozwól
cież nam się schronie i posilić w tym świętym przybytku; je
steśmy bowiem strudzeni i zgło
dniali bardzo. Spiżarnia i piwnica wasza bez wątpienia są dobrze zaopatrzone. Nie obawiajcie się naszej przytomności gdyż słowu memu ufać m ożecie, le c z , bia
da wam ! gdyby na jlżejsze dra
śnięcie spotkać miało którego z ludzi moich ! to mówiąc poło
żył rękę na rękojeści oręża. — Starzec nie rzekłszy ani słowa, z niskim ukłonem wprowadził oddział na obszerny dziedziniec.
M iejsce to miało postać my
siej jam y, jak sobie strzelcy w żarcie powtarzali.
Rozstawiono straże dla za
bezpieczenia się od drogi i wy
chudli, a obejrzawszy z niedo
wierzaniem wszystkie kąty, żoł
nierze na rozkaz dowodzcv, zło
żyli broń i ustawili ją jakby parawan w około posłania ze słomy i antałka wina który im przyniesiono. — Dowódzca zofi- cerami weszli w głąb klasztoru poprzedzeni przez Przeora.
Gdy weszli do refektarza po
witani zostali zgodnością przez zgromadzonych mnichów. W y -
j°l°( 231 j°*o^
baczcie m i, szanowni ojcowie, rzeki M ... iż przerywam waszą jednostajną spoknjność mojem przybyciem. Pewny jestem , źe zważywszy zmuszającą mnie ko
nieczność nie dopuścicie, iżbym się przemocą dopominać 0 po
żywienie musiał.
Mój Panie, odrzekł Przeor z udaną spokojnością : Żądaniu twemu stanie się zadość , gdy
by nawet nie zupełnie z nasze- mi życzeniami zgodne były. Po czem , wezw’ał przybyłych do zajęcia miejsc, a mnichom po
lecił aby przynieśli co tylko by
ło najlepszego w klasztorze do zjedzenia.
Gdy stół najwylworniejszćmi potrawami zastawiono, nieu
fność ustąpiła szczerej otwarto
ści. Przeor z dwiema braciszka
mi oddalił się na chwilę, i wkrót
ce powróci, z kosztownćmi srćbr- nćmi naczyniami wybornym wi
nem napełnionćmi.
Gdy już apetyt cokolwiek był
■zaspokojony, dowódzca napełnił pubar winem i zachęcał Prze
ora do wychylenia takowego'.
Lecz ten wymawiał się ścisło
ścią reguły która jak twier
dził używać wina im zabra
niała. . 1 i -. '
Słowa te wywabiły na usta do- wodzcy ironiczny uśmiech prze
konywający że temn nie wie
rzy; poniósł puhar do ust, lecz jakby nową myślą uderzony nie- skoszlowawszy postawił go na stole.
Mnichy w milczeniu spoglą
dali po sobie; jakby zniespo- kojnością oczekiwali skutku te
go poruszenia.— Towarzysze, zawołał M ... głosem ponurym:
nie pijeie tego wina, może jest zatrute. Gdyby tak było, dobrzy bracia; moglibyście wasze du
sze polecić Bogu.
Podczas tych słów oczy wszy
stkich wlepione były w Przeora, którego twarz spokojna zdawała się zaprzeczać niegodne posą
dzenie.
Pij Ojcze, natychmiast i twoi bracia to wino, rzek, groźnym głosem dowódzca. — Przeor, z dotychczasową spokojnością, wzniósł w niebo oczy, i zdawał się przez chwile namyślać co miał czynie; nareszcie wziął podawany iriu pubar i wychy
lił do dna. W szyscy bracia po
szli za jego przykładem.
W ten czas zawołał z czuciem:
A co Panowie; czyż Jak nie
godne posądzenie jakiegobyłem
celem, nic zniknęło z waszej w y
obraźni ?
Nie inaczej, rzeki M ...: oto jęst najlepszy dowód, wypijając wino. Towarzysze poszli zajego przy kładem j a ponieważ wino by
ło wyborne wypróżniono wkrótce naczynia.— Dostateczna ilość ta
kiego płynu rozdana bvla mię
dzy żołnierzy którzy błogosła
wili daWców.
Rozgrzane napojem głowy za
częły się w wesołych myślach i wyrazach objawiać, lecz do
wodzeń gościnnym przyjęciem ujęty, zachęcał ich do spoczyn
k u , aby pobożnemu gospodarzo
wi nie robić nieprzyjemności.
Na te słowa powstał Przeor, i powiódłszy wzrok przenikliwy po swych gościach piorunującym głosem zaw ołał:
W strzym ajcie się P an ow ie, na próżno szukalibyście na tej ziemi spoczynku. Słuchajcie, i drżyjcie: W in o klóreście pili jest zatrute, myśmy to uczynili.
I my tą śmiercią giniem y ; lecz widok zniszczenia w as, osłodzi nasze cierpienie. ;
Na to okrutue wyznanie, po
twierdzone i wewnętrznym cier
pieniem którego już od nieja
kiego czasu kilku oficerów do- św iadczalo, z wściekłością rzu
cili się Francuzi na m orderców...
Stłumione jęki, przeraźliwe krzy
ki, pomięszane zokropnemi prze- klęctwy przerywały cichość no
c y ... W dniu następnym żaden Francuz z murów klasztornych nie wyszedł. Kto w ić , Pano
w ie, czy. i nas podobny los nie czeka? «
» Nie myślmy o tćm , « rzeki jeden z słuchających , a popra
wiwszy gasnący ogień zasnął snem twardym dla pokrzepienia sił do nowych jutrzejszo - dnio
wych trudów’.
SZARADA.
Pierwsze wyraz zakładu, a drogie ua- (dzici, Wszystko człotritek odebrał zprzezna-
(czeii kolei;
Codzień na- to "narzeka , codzień łaje (szydzi, A czem więcej ma w sobie, więcej w dni-
(gich widzi.
W Kr a k o w ie, Czcionkami Józefa Czi:cnA .