• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1935, R. 2, z. 6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1935, R. 2, z. 6"

Copied!
52
0
0

Pełen tekst

(1)

K R A K O W

(2)

MIESIĘCZNIK POŚWIĘCONY ROZWOJOWI I K U L T U R Z E ŻY CIA W E W N Ę T R Z N E G O oraz P R Z E G L Ą D M E T A P S Y C H I C Z N Y

ORGAN TO W A R ZY STW A PA R A PSY C H IC Z N E G O IM. JU L IA N A OCHOROW1-

CZA W E L W O W IE I OGNISKA BADAŃ EZOTERYCZNYCH I M ETAPSY-

CHICZNYGH W K R A K O W IE.

R e d a k c j a : I. Ii. H a d y n a , K ra k ó w , ul. G ro d z k a 58 m . 5.

R o czn ik II. C zerw iec 1935. Z eszyt 7.

T r e ś ć z e s z y tu :

Str.

1 śp ią ce n ie c h pob u d zi « — M. F l o r k o w a ...178 R e fle k sje i w n io sk i — K. C hodkiew icz

L otos — H e n ry k S ien k ie w ic z . . . . . . . . O s u g e s tji m y ślo w e j — Dr. J u lja n O chorow icz . W s tę p w św ia ty n a d z m y sło w e — J. A. S. . . P ie rw sz y W ie c z e rn ik D u ch a — J a n u s z M iło w it L u b rz a Ś w iad o m o ść A to m u — A. B a i l e y ...

S tra ż n ik P ro g u — M. F l o r k o w a ...

P o tę g a m y śli lu d z k ie j — R. J. M oczulski . . . C h iro m a n c ja a n o w o cz esn a p sy c h o lo g ja — M. W ik to r . N o w o ś c i n a u k o w e : T oddow ie i K u ru m b o w ie

A n tro p o g e n e z a o k u lty s ty c z n a a w ied z a p o z y ty w n a P rz e g lą d b ib ljo g ra fic z n y

K ro n ik a : N iez w y k ły fe n o m e n le k a r s k i; A lc h e m ja w św ie tle w sp ó łc ze sn ej p sy c h o ­ a n a liz y .

Jako osobny dodatek: „ E w o l u c j a l u d z k o ś c i “ — K. C h o d k iew icza (Ciąg d a lsz y o A tla n ty d z ie ).

O k ła d k ę w y k o n a ł a r ty s t a m a la rz Jó ze f P o c h w a l s k i (K rak ó w ).

185 189 190 193 197 201 205 212 214 219 220 222

WARUNKI PRENUM ERATY:

B e z d o d a t k u : ro c z n ie 10.— zł w Ameryce półn. — 3 dolary p ó łro c z n ie 5.50 „

k w a r ta ln ie 3.— „

miesięcznie 1.— „

z d o d a t k i e m : (w ychodzi k a ż d y m ie s ią c 1 a rk u s z , tj. 16 str.) ro cz n ie 15.— zł w Ameryce półn. — 4 dolary p ó łro cz n ie 8.— „

k w a r ta ln ie 4.25 „ miesięcznie 1.45 „

K onto P. K. O. 4 0 9 .9 4 0 .

(W ażne są ró w n ie ż s ta re b la n k ie ty W . D. n a N r. P . K. O. 304.961.)

(3)

5 XII 1867 — 12 V 1935

(4)

.. . »I ŚPIĄCE NIECH POBUDZI! «

„ W ie lk o śc i, k o m u nazw ą tw ą p rzyd a n o , ten tęg ich sii o d żyw ia w sobie m oce, i duszą trw a, w ielekro ć pow ołaną, św iecącą w d ługie n a rodow e noce;

w ięc — choć j e j św ie ży g ró b opłakiw ano, p rz e m o ż e śm ierć i tru m ien g ła z zd ruzgoce!“

(W ysp ia ń ski.) Był w ięcej niż W ielkim : J ó z e f P iłsudski był koniecznością dziejow ą, ucieleśnieniem ideji W odza i B udow niczego O jczyzny. I p o zo stan ie na wieki n ajszc zy tn iejszy m w zorem RYCERZA PO LSK IEG O .

T o — na p lan ie fizycz- cznym , gdzie z jaw isk a i w ypadki w idzą, c z u ją i ro z u m ie ją oczy i serca nasze i gdzie w icher C zasów rozw iew a w iele, resztę p rz e sła n ia ją c p aty n ą w ieków .

Ale z życiem i d ziałalnością w ielk ieg o W odza N aro d u zespoliło się coś b e z p o ró w n an ia w a żn iejszeg o , a co trw a ć będzie nieśm iertelnie, p o tę ż n ie ­ ją c z dnia na dzień i żłobiąc g łęb o k ie ślady w duszy P o la k ó w i św ietlane g ło sk i w h isto rji n aro d u , k tó re g o n ajcu d o w n ie jszą S yntezą, n a jg o rę tsz y m w ołaniem w olności byl ten skro m n y , o sp a rta ń sk ie j duszy C złow iek, śniący od dzieciństw a k ró lew sk i sen o po tęd ze, w ielkości i w y jątk o w e m zadaniu, ja k ie w p o słannictw ie dziejow em spełnić m a P o lsk a, k tó ra p o długim le ta rg u niew oli ro z p o czę ła now y p o ch ó d k u sław ie, pochód, znaczony zw y­

cięstw am i, p o d o b n em i do „cudów ", ta k były w ielkie i nieoczekiw ane.

P rze z la t p rzeszło dw adzieścia był soczew ką, sk u p ia ją c ą w sobie w szel­

k ie p o ry w y serca i duszy n a ro d u i p o p rz e z N iego p ro m ien iała chw ała i ro sła ow a w ielka św iatłość, k tó r a M a je s ta t R zeczy p o sp o litej w ydźw ignęła n a w yżyny, n aw et nie p rzeczuw ane w latac h b u d zen ia się N arodu. I czy cel J e g o ziem skiego p o słan n ictw a ju ż o siąg n ięty ? Czy g o d zin a ta, w k tó re j W IECZNOŚĆ p o ch y liła się n ad Nim, b y p rz y ją ć w siebie J e g o w ielkiego ducha — b y ła g o d zin ą o d ejścia , g o d zin ą u tra ty te g o ta k b ard zo , ta k g o rą co i d o g łęb n ie u k o c h a n e g o W odza, N auczyciela i O jc a ?

I znów trz e b a nam p o ­ w tó rzy ć za W yspiańskim : „ pow stanie z m a rtw y c h na narodu czele, w nie­

śm iertelności kró lo w a ć ko ściele..."

S połeczeństw a, n a ro d y — to nie k a p ry s H IST O R JI, k tó ra p ra g n ie swe d zieje krw ią i o gniem pisać, to w ielkie p ra w o ew o lu cji św iata, w ielka konieczność p rz ejaw ien ia się MYŚLI OD W IECZN EJ, 178

(5)

zam kniętej w p o tężn y m h iero g lifie K osm osu! I ta Myśl O dw ieczna — do ziem skiego b y tu — p o w o łu je o d czasu do czasu duchy w ielkie, k tó re m ocnym , św ietlanym zygzakiem ro z b ły sk u ją na szarym tle n aszeg o globu.

Są to duchy-przew odnicy, du ch y -g en ju sze, k tó ry c h p o słannictw em je s t rzutow ać w ciem ną dal „JU T R A “ błyszczące szlaki now ych d ró g , now ych ideji, now ych przeznaczeń!

M o ca rn a ich dłoń k re śli k o n tu ry d o sk o n ałeg o A rchetypu, k tó re g o w izję w ypalił N ajw ięk szy B udow niczy W szechśw iata w ich sercu, n ak a zu jąc p rz e k a z a ć je narodow i, do k tó re g o p o słan i zostali.

...Bowiem, g d y p rz ed eo n am i w ieków zap ad liśm y w M A T E R JĘ i odeszli na w iekow ą ziem ską tułaczkę, ja k o je d y n e w spom nienie i dziedzictw o O jca p o zo stała w nas tę sk n o ta za D obrem , P ięknem , H a rm o n ją , k tó re p ra g n ie m y p rzyw ołać i urzeczyw istnić w czasie naszej sm u tn e j, życiow ej w ędrów ki.

Ale często zn iek ształcam y m yśl p rzew o d n ią i schodzim y n a błęd n e szlaki.

W ów czas — o ile tę sk n o ta nasza je s t dość silną, a p ra g n ie n ie u d o sk o n alen ia rzetelne — zjaw ia się W ysłaniec, k tó ry braciom swoim p rz y n o si zew N ie­

bios: id eję p ra c y i czynu, o ra z p ra w z ó r n a jp ię k n ie jsz e j m iłości, ja k ą je s t o f i a r n a s ł u ż b a O j c z y ź n i e .

O p osłannictw ie J e g o św iadczą nie ludzie, ale C Z Y N i spuścizna dziejow a, k tó rą ocenią w ieki przy szłe, d rz e ­ m iące jeszcze w p o m ro ce n iezdbadanych losów .

D ziałalność J e g o o b e jm u je dwa o k re sy : P ierw szy — n a m iarę w ieczności — b ard zo k ró tk i, a zaw sze trudny, sk ą p a n y w krw i o fia ry i łzach cierp ien ia: to ży w o t ziem ski! D rugi — z a m y k a jący w sobie cale o k re sy h is to rji — to b y t odcieleśniony, pośm iertny, w czasie k tó re g o za ry so w an a id e ja n ab iera m ocy, w yrazistości i zdolności ożyw ienia n ajzim n iejszy ch serc i dusz.

J e s t rzeczą zn an ą i w ielek ro ć p o ­ tw ierdzaną p rzez H istorję^ że p u n k t k u lm in a c y jn y ro z w o ju id eji d an e g o praw odaw cy czy re fo rm a to ra n a stę p u je zaw sze po je g o o d ejściu ze św iata, ja k g d y b y w ysiłki ludzkie zn a la zły n a g łą pom oc od w e w n ą t r z sw ej istoty, a zrozum ienie za d an ia ro zśw ietliło się z g o ła innym , now ym i p o tę ż ­ niejszym blaskiem zap ału i chęci o fiaro w an ia się dla S praw y... T ajem n icę m ocy w yzw olonego ducha zam k n ął Słow acki w przecudow nym dw uw ierszu:

„Choć m i się o p rze sz d zisiaj, p rzy szło ść m o ja I m o je będzie z a g r o b e m zw y c ię stw o " ...

J a k m am y to rozum ieć?

Ci, k tó ry m nie obcą je s t p ra w d a o Duchu, w ie­

dzą, że n a jg ro ź n ie jsz y m ham ulcem , sku w ający m D ucha i je g o d o sto jn ą m oc 179

(6)

w ładzy je s t CIAŁO, k tó re więzi w sobie, p o d o b n e u rnie alab a stro w ej, św ięty płom ień N IE ŚM IER TELN EJ JAŹNI.

I g d y A nioł śm ierci zasnuw a m głą ziem ­ skie oczy człow ieka, w yzw olony duch w k racza w sw o je k rólestw o i o b e j­

m u je w ładzę n ad g ro m a d ą sw ych duchow ych dzieci, św iadom ość je g o p rz e k ra c z a w ięzy M A TER JI i — z w yżyn sw ego odcieleśnionego Bytu — o b e jm u je ja śn ie j i szerzej isto tę u k o ch an y ch za życia zagadnień... I dziwne zaiste zjaw isk o : te ra z w łaśnie, g d y u sta — p o w ta rz a ją c e słow a nakazów — zam ilkły ju ż na zaw sze, słow a te słyszane są sto k ro ć silniej i p rzyjm ow ane z drżeniem se rca — !

J a ź ń „ Z m a rłe g o “ W odza o b ję ła bow iem swe n a jp o ­ tężn iejsze w ładztw o: d u s z e sw ych d rużyn bojow ych, aby ju ż b e z p o ­ ś r e d n i o działać na nie i og n iem swym prześw ietlać, a jasnow idzącym w zrokiem , k tó ry p a trz y ju ż w W ieczność i widzi nieom ylną dro g ę, w sk a­

zyw ać szlak b o jo w y k u Szczytom ...

Śm ierć p rzew odników i b o h ateró w n a ­ ro d u b y ła niem al zaw sze zw ycięską fa n fa rą , ro z p o czy n a ją cą try u m faln y p o ch ó d p o zo staw io n y ch w spuściźnie p rz y k aza ń zm arłeg o w odza.

A te ra z zechciejm y się zastanow ić, w ja k im m om encie kosm icznym n astąp iło o dejście z p lacu b o ju te g o tw a rd e g o R ycerza bez skazy i C h o rą­

ż e g o b o jó w o słuszność, spraw iedliw ość i w ielkość sp raw Polski.

D zieje św iata zn aczone są dziejam i p o szczeg ó ln y ch n aro d ó w i k o ły ­ sane rytm em p o tę ż n e g o , d z ia ła ją c e g o na je g o losy — K osm osu. I tam , po d o b n ie ja k na n ieboskłonie ziem skim , „ sz a le ją b urze i b iją g ro m y “ , lub spływ a ż y c io d a jn y p rą d , budzący życie i aktyw ność. P rze szy w ają one rdzeń ziem i i w ibracyj sw ych u d z ie la ją psychice ta k p o szczeg ó ln y ch jed n o stek , ja k zbiorow iskom , stanow iącym n arody.

I w łaśnie p o tężn y , now y rytm roz- k o ły su je obecnie nasz glob, budząc g o do in n eg o życia, p ełn eg o w ażkich zd arzeń i przem ian, k tó re w strz ąsn ą i odm ienią d zisiejszą duszę świata.

L ata, k tó re idą, zw łaszcza ro k 1934, 1935 i 1936 b ędą przełom ow em i w h is to rji k u ltu ry narodów . N ow e w ynalazki, o d k ry c ia i id eje stw o rzą nowy ty p człow ieka, k tó ry stan ie się zdobyw cą i d y k ta to re m JUTRA. N a jg ru b ­ szy m aterja liz m , św iecący swe p o tw o rn e sa b b a ty niszczenia i gw ałcenia duszy lu d zk iej, rz u c a ją c y an a th e m y na sam o p o jęcie duchow ości je g o istoty, uleg n ie w strząśnieniom . Z ary su ją się i runą sta re tw ierdze, aby N owy C złow iek m ógł zobaczyć p rzedew szystkiem sam eg o siebie i zrozum ieć sw ój cel.

P o lsk a, ja k o czołow y n a ró d słow iański, m a przed sobą w ielką i szczytną d ro g ę , k tó rą sw ym b y stry m w zrokiem w idział g e n ja ln y um ysł 180

(7)

M arszałka P iłsu d sk ieg o . I do te j d ro g i p rz y g o to w y w ał P olsk ę, k s z ta łtu ją c p rzedew szystkiem DUSZE i CHARAKTERY je j synów , ab y — g d y u d erzy Z eg ar W ieczności — um ieli stan ąć na w ysokości zadania...

C entralnym , n a j ­ d o nioślejszym m o m entem obecnych la t były w ed łu g obliczeń a stro lo g ic z ­ nych w łaśnie tajem n icze dni, g d y księżyc o siąg ał sw ój k u lm in a cy jn y o k re s pełni: dni 16, 17, 18 i 19 m a ja b. r.

Bow iem w życiu K osm osu — g o d zin y zna.- czą się układem p lan et, k tó re w y w ie rają p rz em o żn y w pływ n a rozw ój i k ształto w a n ie się w y p ad k ó w ziem skich.

P ełn ia m ajo w a, w y ra ż a ją c a się n a j ­ silniej bijącym pulsem P rz y ro d y , m iała n a h o ryzoncie duchow ym całeg o glo b u w ykreślić w ielkie i ta jem n icze znaki je j przyszły ch dróg...

A — ja k n a p rz y jśc ie ew an g eliczn e g o O blubieńca — „m ąd re p a n n y "

m iały czuw ać z p łonącem i lam pam i w ręku, aby sen nie ubezw ładnił ich serca, a ciem ność nie osłab iła duszy, — ta k i te ra z starsi B racia nasi zalecali w szystkim , k tó rz y ro z u m ie ją do n io sło ść chw ili — czuw anie w ew n ętrzn e

i m odlitw ę.

C ała P o lsk a od la t dw udziestu żyła, cierp iała i ra d o w ała się, u zg a d n ia jąc sw ój ry tm z ry tm em M arszałk a. A te ra z — w ielki te n KRÓL- DUCH sm ag ał się z chorem ciałem , k tó re w ięziło i w strzy m y w ało g ó rn y J e g o lo t, ta k dum nie i p o k ró lew sk u za k reślan y w ciągu ca łe g o sw ego d łu g ieg o i tw a rd e g o życia...

I o to — G e n ju sz N a ro d u z a p ra g n ą ł w te j d o ­ niosłej dla św iata chwili p o rw a ć P o lsk ę do du ch o w eg o w ysiłku zjed n o c zen ia serc i dusz; na o k re s ty ch św iętych g o d zin za g asić w społeczeństw ie — k tó re p o chodnię now ej EPO K I poniesie E u ro p ie — w szelkie niskie uczucie d y sh arm o n ji, w y odręnienia i niechęci p a rty jn y c h ...

J e d n a ty lk o d ro g a w io ­ dła do te g o celu: ro zk u ć z w ięzienia ciała p ło m ie n n eg o D ucha M arszałk a, ja k niegdyś o tw a rto p rz ed Nim b ra m y m a g d e b u rsk ie g o w ięzienia, aby ra z jeszcze stan ął na czele N a ro d u i p o rw a ł g o do w alki w sze reg a ch A rc h a­

nio ła Niebios, k tó ry m iecz sw ój o g n isty sk iero w ał k u niskim m ocom Zła i błędu...

I o to — UMARŁ W CIELE W ielki W ódz n aro d u , ABY M ÓGŁ OŻYĆ W DUCHU i p o rw ać za sobą cały, spłom ieniony św iętą m iłością naród! S ta ło się... C ała P o lsk a , — ja k d łu g a i sze ro k a — p rz ez siedem dni i siedem no cy czuw ała, n a w z ó r „ew angelicznych dziew ic" z lam pam i w ręku! T o serca nasze — ro z żarzo n e do białości — sp a la ły sw ój św ięty płom ień w o k ó ł d o s to jn e j tru m n y M arszałka...

181

(8)

N a całym globie ziem skim je d e n , je d y n y n aró d , k tó ry P E Ł N IĘ M A JO W Ą przeżyw ał w ekstazie m odlitw , czuw ania i w e w n ętrzn e g o skupienia, sk iero w an eg o ku n a jp ię k n ie j­

szym , n ajszc zy tn iejszy m w ysiłkom ziem skim .

W aw el, św ięty G ród, podo b n y O lim pow i G reków , gdzie z w ysokości czuw ali n ad k ra je m bogow ie i herosi n aro d u . N iew idzialni, ale ja k ż e obecni p o śró d tych, k tó rz y w iarą i miłością w yb ieg ali k u tajem n iczy m szczytom .

W aw el — „św ięte św iętych“ p ra sta re j S łow iańszczyzny, w ieczyście żyw e serce P olski, p ro m ien iu jące na całą E u ro p ę siłą sw ego u k ry te g o czaru i niezg łęb io n ej tajem n icy , m a ją c e j m oc bu dzenia uśpio n y ch ; św ięte m iste rju m , d o k o n u ją c e się m iędzy niebem a ziem ią! W z a m k n ię te j czarze tw ych podziem i czekali „Ś piący k ró lo w ie “, aby ich zbudził zew d o s to jn e g o to w arzy sza : „D O CZYNU!“ ...

B iedne, ślepe isto ty ludzkie, k tó re , p e łz a ją c p o ziem i w p oszukiw aniu za nikłym osiągiem sw ych codziennych tro sk , nie w iedzą, że o to n ad św iatem ro z p ę tu je się p o ­ n u ra w a lk a żyw iołów , będących je n o odbiciem i w yrazem innej w alki, toczącej

się m iędzy hufcam i aniołów , a sze reg a m i k ró la ciem ności. —

„C iem na ju trz n ia n o c y “ o d p ra w ian a p rz ez w ielkie D uchy P rzy ro d y ! P ro lo g „S ądu O sta te c z ­ n e g o “ p rz e p ły n ą ł n ad E u ro p ą , znacząc się tu i ów dzie k atak lizm am i h u ra ­ g a n ó w i burz...

...Gdy K raków p rz y g o to w y w ał p o śró d k ró ló w m iejsce s p o ­ czynku doczesnym szczątk o m B udow niczego N arodu, sp ły n ęła na m iasto ciem ność ta k niesam ow ita i g ro ź n a, ja k b y cz arn e sk rz y d ła dem onów o tu ­ liły m iasto, nie chcąc dopuścić do n ieg o zw ycięskiego i p e łn e g o chw ały W o d za N arodu.

Lecz W aw el — j a k ów k rz a k g o re ją c y , k tó ry m ieścił w s o ­ bie B o g a — szczyty sw oich w ieżyc u to p ił w chm urach i trw ał dum nie w oczekiw aniu n a RELIK W IĘ NARODU, k tó rą w łaśnie o statn im szlochem i o statn im jęk iem serc że g n a ła W arszaw a...

D zień 18 m a ja , g o d zin a 10 m i­

n u t 57... p u n k t k u lm in a c y jn y p ełn i księżyca i m o m en t tajem n iczeg o m i­

ste rju m Niebios...

I o to serca P o la k ó w p a lą się, ja k św ięte Znicze, s k ie ro ­ w u jąc cały sw ój p ło m ien n y p o ry w — p o p rz e z tru m n ę W odza, o k ry tą biało- pu rp u ro w y m sztan d a rem , h en k u G órze, gdzie n asłu ch u je B óg i b ło g o s ła ­ 182

(9)

wią ziemi J e g o m o carn e ręce... W praw dzie niem e są usta, ale dusze ślu b u ją wierność n ajśw iętszym n ak a zo m Sum ienia, ślu b u ją obow iązek naślad o w an ia N iezłom nego R ycerza, k tó ry uczył koch ać i uczył s ł u ż y ć... A służba narodow a, ów b ez in tereso w n y , o fia rn y w ysiłek tysięcy, m a n a celu ro z b u ­ dzenie w yższych cn ó t, w sp ó ln ą ew o lu c ję rasy, a tern sam em i globu.

...U derzył na w ysokościach Z ygm unt i z a lo p o ta ło je g o spiżow e serce...

W ta k t dzw onu ro z k o ły sa ły się żalem serca ludzkie i w s a rg o fa g a c h ocknęli się p o m arli b o h atero w ie narodu...

— Kto idzie? p o p ły n ął sze p t p rz ez k ry p ty ...

— KRÓL DUCH!

Zabiły żyw iej daw no sp o p ielale serca...

„U m arłych budzę, a żyw ych wzywam do czynu!“ śpiew ał na w ysokościach d o s to jn y H ero ld spiżow y.

M arszałek — o k ry ty p u rp u rą , z b uław ą h etm ań sk ą u sk rzyżow anych rąk, w kroczył, ja k k ró l i h e tm a n w św ięte m u ry w aw elskiej k a te d ry . Spo- tężnial, sty sią ck ro tn iał i ud erzy ł o niebo cudow ny, u ta jo n y Znicz, ro z n ie ­ cony o n g iś p rz ez p ło m ie n n eg o A rchanioła...

„O B o że w ie lk i — B oże!

w ybrałeś nas P o la kó w , bo w iesz, c ze m się stać m o że stra ż p o lsk a u T w y c h zn a k ó w ...“

W yznaczona p rz ed w ielu, w ielu w iekam i ro la W aw elsk ieg o Znicza ro z ­ poczęła sw o je działanie...*)

U tru m n y B o h a te ra zg ro m a d zili się w zgodnem porozum ieniu w szyscy przed staw iciele p ań stw E u ro p y . T en, K tóry za życia budow ał g ra n ito w e p o d staw y sw eg o n aro d u , czuw a d alej i k ładzie p o d w a ­ liny p o d o g ó ln y p o k ó j m ęczeńskiej E u ro p y . D uch J e g o nie spocznie, aż wypełni się w ielkie posłan n ictw o , zlecone M u p rzez G e n ju sz a S łonecznego, Który czuw a n ad ew o lu cją m aleń k iej, a ja k ż e w ielkiej w sw ych sm aga- niach — Ziemi...

Ilek ro ć ludzkość o trz y m u je p o słan n ictw o dziejow e, ilekroć słyszy lub widzi w zory, k tó re d y k tu je W ieczność, b u rz y się w buncie n ie z ro ­ zumienia: „T w arde są je g o słow a, k to je zro zu m ie?“ Ale p ó źn iej, gdy odcieleśniony duch p raw o d aw cy z stę p u je w płom ieniach za p ału do skrze*

płych serc sw ych uczniów , ci w błyskaw icznym olśnieniu o g a rn ia ją w ielką

*) Zobacz „ K o re sp o n d e n c je “ w „L o to sie“ n r. 1, s tr. 27 i a r ty k u ł w n in . n u m e ­ rze p. t. „R efle k sje i w n io s k i“ n a s tr. 185—188 (przyp. red.).

(10)

id eję N auczyciela i — um ocnieni D uchem B ożym — idą, by w łasnem życiem , w łasną k rw ią św iadczyć n ieustraszenie o P raw dzie, o konieczności w y p e ł­

nienia testam en tu , k tó ry p o zo stał im w spuściźnie...

T rzeba pespektyw y lat, by o b ją ć zrozum ieniem h o ry z o n ty , k tó re w idzą sw ym proroczym w zrokiem P rzew o d n icy ludzkości, s to ją c y na szczytach, k ęd y P ierw ow zory d o sk o n a ­ łości, w spaniałe A rch ety p y ja ś n ie ją w y ra źn iej, niż w niżach p o śró d sz e ro ­ kich m as, o p ę ta n y c h śle p o tą egoizm u i m ałoduszności.

T w arde były Je g o czyny, ale sens ich i g łębię z a c z y n a ją ju ż rozum ieć i doceniać synow ie p o tę ż n ie ją c e g o , p e łn e g o dyscypliny, z r e o r g a n i z o w a n e g o narodu!

W szelkie p o tężn e Id e je m a ją sw o je a stra ln e odpow iedniki, zw ane w ezo tery źm ie E g reg o ra m i. S tw arza g o p o tężn a , sk o n c e n tro w a n a myśl g e n ja ln e g o p raw odaw cy, a ożyw ia i u trz y m u je w m ocy zbiorow y zapał tych, k tó rz y życie swe p o d p o rz ą d k o w u ją służbie ow ej ideji.

M arszałek p o ­ zostaw ił nam p o tę ż n e g o g e n ju sz a , k tó ry strz e g ł będzie je g o duchow ej spuścizny. (Jeżeli le g e n d a średniow iecza o p o w iad a o w alce na niebiosach, gdzie arm je duchów w alczyły z sobą w czasie trw a n ia bitew narodów , to — należy w tern w idzieć coś w ięcej, niż p u stą b a jk ę dla dzieci...)

Ju ż dzisiaj ty ­ siące ludzi — p ielg rz y m u jąc y ch do tru m n y W o d za — w yczuw a po tężn e w ib ra cje o w ego G enjusza, k tó re g o tere n em czynu będzie cała P olsk a, lecz p u n k tem n a jsiln ie jsz e g o p rz ejaw ien ia się — W aw el! S ta m tą d p o płynie m oc i zap al, w iodący P o lsk ę do zw ycięstw a, n iety lk o w k rw i i b o ju , ale p rzed ew szystkiem w żelaznym w ysiłku dnia codzien n eg o , w szarym tr u ­ dzie b u d o w an ia pow oli i z m ozołem sło n eczn eg o , p e łn e g o chw ały JUTRA.

...W aw el plonie, j a k zw id nieziem ski na tle czarn e j nocy, ale to ty lk o dłonie ludzi sk iero w ały sn o p y św iatła na je g o p o tę ż n e i p rz ep ięk n e, o k ry te p leśnią w ieków , m ury. S to k ro ć p o tężn ie szą ja sn o ść roznieciły w ew nątrz k a te d ry serca i w zniosłe m yśli tych, k tó rz y b ra li udział w o statn im hołdzie W ielkiem u B udow niczem u P olski.

...R o z p o sta rła się, ja k nad czołem św ię­

teg o , au re o la jasn o ści n ad w ieżycam i Zam ku.

W ytężyć w zro k duszy i p a ­ trze ć --- —

O tw o rzy ć serce i b ra ć w siebie św ięty płom ień g o re ją c e g o Z n ic z a ---

1&4

(11)

Uciszyć śm ieszny w sw ej pysze rozum ludzki i słuchać — słuchać — co z w yżyn W aw elu g ło si W ódz, K tó ry nie p rz y szed ł tam , aby spocząć, ale tru d n asz eg o duchow ego życia, n asz eg o w ysiłku w e w n ę t r z ­ n e g o podzielić, um ocnić i p o p ro w a d zić zw ycięskim szlakiem do o s ta te c z ­ nego zw ycięstw a!

Bo inne czasy idą i inne b o je ro z g ry w a ć się będą p o śró d Synów Ziemi. N iechajże pło m ień z św iętej, w aw elskiej g ó ry ro z żarzy trw a ­ łym og n iem dusze i serca, niech zew W odza, k tó ry odszedł w N ieśm iertel­

ność, słyszanym i zrozum ianym będzie o d B ałtyku, aż po śnieżne, dum ne, g ra n ito w e T atry !

„Jest ty le sil w narodzie, je s t ty le m n o g o ludzi,

n iechże w nie Duch T w ó j w stąpi I Ś P IĄ C E N IECH PO BU D ZI!“

M a r ja F l o r k o w a (K raków ).

R efleksje i w nioski

Czasy, k tó re przeżyw am y, są w ażniejsze, niżby się to m oże zdaw ało. O to m. i. a s tro lo ­ giczne obliczenia h o ro sk o p u św iata i P olski p o tw ie rd z a ją o lb rzy m ią don io sło ść obecnych lat, a szczególnie k u lm in a c y jn e g o m o m entu te g o ro c z n e j pełn i m a jo w e j (18-go m a ja — p rzy p . w yd.).

W e d łu g innych źró d eł, „n a d ch o d zą ce trzy lata są e p o k ą w zm ożonych w ysiłków ze stro n y za ró w n o W ied zą cych , ja k i pracow ników . D zia­

łaln o ść ta p o siad a o zn a czo n y czas trw a n ia ...

M usim y w tym czasie zapo m n ieć o naszych an tag o n iz m a ch i a n ty p a tja c h , nienaw iściach i p rzesądach i usiłow ać m yśleć, czuć i p o stęp o w a ć w m yśl ideału b r a te r ­ stwa. Nie je s t to stan em sen ty m en taln y m , czy em o cjo n a ln y m jed y n ie, lecz ma p o za sobą p o d staw y g łęb o k ie i d o n io słe“ ...*)

M y P o la cy — m am y w czasach, k tó re nadchodzą, donio słą m isję do spełnienia. P rzeznaczenie p rz y g o to w y w ało nas do te j roli p rz ez długie wieki ta k sław y i chluby p o lsk ie g o o ręża, k tó re b ro n iło zaw sze „sp raw y

*) Z obacz m . in. „N a d ch o d z ące tr z y l a t a “ w „W iedzy D u c h o w e j“ z r. 193-4, str. 290—295.

185

(12)

B o ż e j“, ja k i p rz ez la ta niew oli, g d y w zm acniał, h arto w ał i oczyszczał się duch narodu.

S ta ro ży tn e p o d a n ia o ra z b a d a n ia now szych ez o tery stó w w sk az u ją na w zgórze w aw elskie ja k o n ajsiln ie jsz y obecnie (choć d o tą d ty lk o p o te n c ja ln y ) m ag n ety c zn y c e n tr ziem ski n a tere n ie E u ro p y , nerw p lan ety i zbiorow isko k osm icznej e n e rg ji, k tó r a w ybitnie działać będzie w k ie ru n k u uduchow ienia, ja k i n astąp i p o n ajg lęb sz em zejściu w m a te rję , zejściu, osiągniętem w epoce Ryb, w o sta tn ic h 2.000 lat.

I — g d y b a d a n ia i cykliczne obliczenia czołow ych przedstaw icieli ezote- ryzm u w sk a z u ją obecne czasy, ja k o zap o czą tk o w an ie W ie lk ie g o Planu ew o lu c y jn e g o , — odchodzi o d nas W ódz N arodu, te n g e n ja ln y i potężny duch, k tó re g o id e ja m a zjed n o c zy ć w je d n ą całość w szystkie słow iańskie n a ro d y i ro zp o cząć now ą erę, now y p o ch ó d k u uduchow ieniu.

P o g rą ż o n e w b ezm iernym b ó lu se rca P o la k ó w — p y ta ją z żalem i b u n ­ tem : „C zem u k a z a n o Ci o d e jść od nas U kochany W odzu, czem u ta k rychło i — te ra z w łaśnie? B yłeś nam w szystkiem i sieroctw o nasze je s t w ielkie, je s t niew y rażaln e w słabych ludzkich słow ach!...“

D uch człow ieka, sz u k a ją c y w szędzie g łęb o k ich przy czy n i w idzący n aw et w budow ie k w iatu n a jg łę b sz ą celow ość, b ędącą w yrazem M yśli N a j­

w iększego B udow niczego św iata, s ta ra się zrozum ieć te n strasz n y cios, ja k i uderzy ł w sam o serce P olski.

I zrozum ienie, k tó re s ta je się now ym , g łęb o k im h ołdem dla U k o ch a­

n e g o M arszałk a, — p rz y ch o d zi w m glistych, a je d n a k dziw ną jasn o ścią zn aczonych k ształtach ...

T ru d n o je w słow ach w yrazić. M oże g a rść uw ag, przep o w ied n i i faktów , k tó re z a c y tu ję p o n iż e j, sta n ą się dla C zytelników w y starcza ją cy m m a te rja - łem do zbud o w an ia spiżo w eg o p o m n ik a W ielk ieg o Z m arłego, k tó ry — p o p rz e z ból i żało b ę mil jo n ó w serc sw oich duchow ych dzieci — w staje w g lo r ji św ięteg o p o słan n ictw a ta k nam żyw y, bliski i obecny, ja k im był w ów czas, g d y w siw ym m u ndurze i sza rej m aciejów ce w iódł spłom ieniony chęcią b o ju i zw ycięstw a k w iat n a ro d u p o lsk ie g o do w alki o w olność i try u m f spraw iedliw ości na ziemi!

W o św ietleniu ty ch cy tató w rozw iąże się m oże m. in. i z a g ad k a, ja k ą b y ła strasz liw a burza, sz a le ją c a n ad P o lsk ą w godzinie, g d y zw łoki W odza odchodziły w o sta tn ią p o d ró ż k u w aw elskiem u w zgórzu. Z nany dla okul- tystów je s t w pływ , ja k i w y w ie rają w alk i i zaw ieruchy w świecie astraln y m n a fizyczną p rz y ro d ę...

Zwycięski zaw sze W ó d z i tym razem w kroczył w try u m fie do k ró le w ­ skiej św iątyni, by o b ją ć duchow e w ładztw o now ej e p o k i i tchnąć ducha w uśpiony d o tąd c e n tr m ag n ety c zn y serca E u ro p y . A serdeczne i g o rą ce 186

(13)

uczucia żalu i m iłości mil jo n ó w ludzi, o p ła k u ją c y c h od ejście W odza i Kie­

row nika, d o łą c z a ją się do „ucieleśn ien ia1 i ożyw ienia je g o id eji w świecie astralnym i do w zm ocnienia ro z p o c z y n a ją c e g o się p ro m ien io w an ia te g o p o tężn e g o o śro d k a e n e rg ji, k tó ra d rzem ała d o tą d p o d o p o k ą w aw elskiego w zgórza.

R eflek sje pow yższe n asunęły mi się m im ow oli podczas rozw ażań nad

„zbiegiem o k o liczn o śc i“ — różn y ch fa k tó w , zd a rze ń i pew nych danych ezoterycznych. P o n iż ej p o d a ję n arazie pięć tak ich „ p u n k tó w “ .

❖ *

*

S zczep g e rm a ń sk o -a n g lo sa sk i, po w y d a n iu ze sieb ie elity , p rz e z n a c z o n e j do u tw o rz e n ia k ie d y ś w p rzy sz ło śc i n a lą d z ie a m e r y k a ń s k im z a ro d k u now ej, w y ż­

szej ra s y , o s ią g n ą ł k u lm in a c y jn y p u n k t sw ego ro zw o ju . N ad c h o d zi w E u ro p ie e ra ro zw o ju dalszeg o szczepu, k tó re g o trz o n e m b ę d ą o becne n a r o d y sło w ia ń sk ie . Z n ie zm ierzo n e g o bólu i c ie rp ie ń ty c h n a ro d ó w w y k w itn ie w s p a n ia ła i św ie tn a k u ltu r a , k tó r a n a tle u c z u c ia , h a r m o n ji i m u z y k i w zn o sić będzie d u sz ę lu d z k ą w p ro g i n ad ś w ia d o m o śc i i w ś w ia t d u ch a...

(M ax H e in d e l: Die W e lta n s c h a u u n g d e r R o sen k re u z e r.)

❖ * *

„T egoroczna P e łn ia M a jo w a W e s a k (W esak , wzgl". V a is h a k — nazw . h in d u ­ skie) p rz y p a d a n a sobotę, d n ia 18 m a ja , o g o d zin ie 10-tej, m in . 57, w e d łu g cz asu śro d k o w o -e u ro p e jsk ie g o . (A w ięc i u n a s — p rz y p . Red.).

„M aj r o k u bieżącego p o s ia d a d o n io słe zn a c z e n ie d la w s z y s tk ic h ty c h , k tó rz y p r a g n ą p rzy c zy n ić się do p o d n ie s ie n ia p o zio m u ety czn eg o lu d z k o ści.

„ J e s t do z ro b ie n ia ja k n a jw ię k s z y w y siłe k , by w lu d z k o śc i — w zię te j ja k o całość — w zm ocnić, p o w ięk szy ć w ra ż liw o ść i o dbiorczość n a m o ż liw y s p ł y w m o c y d u c h o w y c h , m a ją c y c h o d w r ó c i ć o b e c n ą n i e d o l ę n a ś w i e ­ c i e , p o ł o ż y ć k r e s de p r e s j i i n ie p e w n o śc i i z a in a u g u ro w a ć o k re s p o k o ju i k u ltu r y ducha...

„Ci z n a s , k tó rz y zd o ln i s ą u c i s z y ć s i ę w e w n ę t r z n i e i zo g n isk o w ać u w ag ę sw ego d u c h a , b ę d ą m o g li być w c ią g n ię c i w s p ły w a ją c y , d o b ro c z y n n y p r ą d m ocy d u ch o w e j, by w te n sp o só b p rz y g o to w a ć się i u z d o ln ić do s łu ż e n ia lu d z ­ kości i p rz y sp ie sz e n ia je j w y s iłk u w k ie r u n k u ew olucji...

„Je śli m a m y słu ż y ć n ależ y cie , to u w a g a n a s z a w in n a być z o g n isk o w a n a n a tej ideji, a w sz e lk a m y ś l o s o b i e u s u n ię ta ; u w a ż a jm y sa m o Ś w ięto P e łn i za d zień m ilcz en ia , d z ie ń w e w n ę trz n e g o s k u p ie n ia i u ro cz y sto śc i.

„P odczas ty c h 5-ciu d n i (to zn. od 16 do 20 m a ja ) ty lk o d w ie m y śli p o w in n y za jm o w a ć n a s z ą u w a g ę — u ś w ia d o m ie n ie sobie n ie d o li, w ja k ie j ż y ją n a s i b ra c ia - lu d z ie i k o nieczność stw o rz e n ia p rz e w o d n ik a zespołow ego, p rzez k tó ry siły k o s ­ m osu m o g ły b y sp ły w a ć n a ludzkość...

„G dy C h ry s tu s chodził po ziem i, m ó w ił u c z n io m sw oim , że w y siłe k d u ch o w y w k ie r u n k u u z d r a w ia n ia d a je ty lk o w te d y p o z y ty w n e re z u lta ty , je ś li to w a rz y sz y m u m o d litw a , b ę d ą c a p o d n ie sie n ie m m y śli k u n a jw y ż sz y m w zo ro m d o sk o n a ło ści.

N ależy te d y i te ra z trw a ć w p o d n io sły m n a s tr o ju d u c h a , a b y p rz y g o to w a ć się do d z ia ła n ia , m a ją c e g o u zd ro w ić ludzkość...

(S k ró t z d ru k o w a n e g o lis tu A. A. B., jed n eg o z p rz e d s ta w ic ie li

„N ow ej G ru p y S łu że b n ik ó w Ś w ia ta “.)

(14)

N iety lk o P o la k ó w w ią z a ł z K ra k o w e m i W a w e le m s e n ty m e n t o raz „ le g e n d a “ o jego s p e c ja ln e m z n a c z e n iu i p o s ła n n ic tw ie . P rz e d k ilk u la ty o d w ied ził n a s d a le k i gość z z a O ceanu, dr. G. A r u n d a l e . C złow iek, p o sia d a ją c y n ajw y ż sz e e u ro p e jsk ie w y k sz ta łc e n ie , czło n ek K ró le w sk ie j A k a d e m ji N a u k w L o n d y n ie, p ro fe so r h is to rji n a u n iw e rs y te c ie w B e n a re s, m in is te r o św ia ty w In d ja c h Ś ro d ­ k ow ych, s e k re ta r z g e n e ra ln y A u s tra lji, to w a rz y sz R a b in d r a n a th T ag o re’go i w sp ó ł­

p ra c o w n ik g e n e r a ła B a d e n -P o w e lla etc., a w ięc je d n o s tk a , k tó r ą należy u w a ż a ć z a a u t o r y t e t w d zie d z in ie w ied z y — m ó w i do sw ego o to c ze n ia w Polsce m iędzy in n e m i i te w ie lk ie sło w a :

„W K ra k o w ie je s t d u c h o w y c e n tr, d u c h o w y o śro d ek , („oznaczony“ p raw ie 2.000 l a t te m u p rze z A p o lo n ju sz a z T ja n y ), p rz e z n a c z o n y d la całej E u ro p y śro d ­ kow ej. J e s t o n ja k o b y g e j z e r e m , k tó ry b ije n ie u s ta n n ie s iłą d u ch o w ą , n ie ­ za le ż n ie od u ż y tk u , ja k i z nieg o lu d z ie ro b ią . W s k u te k tego K ra k ó w ju ż d zisiaj je s t c e n tre m d u ch o w e m , a s ta ć się m a k ie d y ś O g n isk iem , p ro m ie n iu ją c e m n a c a łą c e n tr a ln ą E u ro p ę... J e s t ta m b a rd z o s iln a a tm o s fe ra d u ch o w a , coś, ja k b y s ta ły w ir p rą d ó w n ie w id z ia ln y c h i ta k p rz e p o tę ż n e n a m a g n e ty z o w a n ie atm o sfe ry , że je śli n ie p o tra f i być p rze z lu d z i o d p o w ied n io p o ch w y c o n e i zm ie n io n e w en e rg ję tw ó rcz ą, ra c z e j u b e z w ła d n ia , n iż p o b u d z a do d z ia ła n ia .“

* * *

P rz e c z y ta ć k o re sp . w L o to sie n r. 1, s t r 27, o ra z c y ta t n a s tr. 3 tegoż n u m e ru .

* * *

O b s e rw a to rju m A stro n o m , w K ra k o w ie p isz e p o d d a t ą 19 m a ja b. r.: „Po dość p o g o d n e m p rz e d p o łu d n iu , około godz. 14 (w d n iu 17 b. m.) n a d c ią g n ę ły n a d K ra k ó w z w a ły ciem n y c h , d o łe m ż ó łta w y c h c h m u r, k tó r e w k ró tc e sp o w o d o w ały n ie b y w a ły m ro k . O koło g o d z in y 14.17 było ta k ciem no, że w p ra c o w n ia c h o b se r­

w a to riu m m u s ia n o z a p a lić la m p y . O n a tę ż e n iu ciem n o ści św ia d c z y fa k t, że n ie m o ż n a było o d cz y ta ć z e g a rk ó w k ie szo n k o w y c h . J a k stw ie rd z ili d y r. O b serw ato - to r ju m A stro n o m . K ra k o w sk ie g o prof. B a n a c h ie w ic z i dyr. O b s e rw a to riu m P o ­ z n a ń sk ie g o dr. W itk o w sk i, n a tę ż e n ie ciem n o ści było z n a c z n ie w iększe, a n iż e li c iem n o ści p o d cz as o b se rw o w a n y c h p rze z n ic h c a łk o w ity c h z a ć m ie ń sło ń c a w la ­ ta c h 1914, 1927 i 1932.

„ S łu p e k rtę c i w te rm o m e trz e w y k a z a ł ró w n ie ż n ie z w y k ły s p a d e k o 7 sto p n i w c ią g u k ró tk ie g o cz asu , zaś b a ro g r a fy z a n o to w a ły g w a łto w n ą z m ia n ę c iśn ie n ia atm o sfe ry c z n e g o . B liższe w y ja ś n ie n ia w te j s p r a w ie u s ta li o b s e rw a to rju m k r a ­ k o w sk ie po s k o m u n ik o w a n iu się z in n e m i s ta c ja m i i z a s ią g n ię c iu od n ic h obser- w a c y j, k tó r e m o g ły b y w y ja ś n ić n ie z w y k łą ciem ność.

(I. K. C. n r. 137.) O in n y c h b u rz a c h , k a ta s tr o f a c h żyw io ło w y ch i h u r a g a n a c h , ja k ie m ia ły m ie jsc e w ty m ż e m n ie j w ięcej czasie, w ie d z ą C z y te ln icy z a p e w n e z dzien n ik ó w .

Jeśli to, co zacy to w ałem p o w y ż ej, je s t w zasto so w an iu do p o g rz eb u M arszałk a ty lk o „ p ro sty m zbiegiem ok o liczn o ści“, te d y „p rz y p a d k i“ k ry ją w sobie w ięcej logiczn y ch i k o n sek w e n tn y ch pow iązań, niżby to m iało m iejsce w n a jd o k ła d n ie j p rz em y ślan y ch akcjach...

K. C hodkiew icz (Lw ów).

(15)

Henryk Sienkiewicz

Lotos

„Choćbyś zeszedł św iaty

„Nie zn ajdziesz nic nad lotus: kwiat to ponad kwiaty! —

„I skoro go raz ujrzysz na w odnej roztoczy,

„Już go m yśl nie zapomni — nie zapomną oczy —

„Bo nawet i w Mogola m itrze szczerozłotej

„Nie grają takim blaskiem Golkondy klejnoty,

„Ani też ze stubarwnych piór rajskiego ptaka

„Czar takowy nie bije, ani jasność taka —

„Ni taką tęczą mienią się skrzydła motyla,

„Ni róża lak wspaniale piersi nie rozchyla,

„Ni nad nieskończonością mórz, pogodną nocą,

„Gwiazdy tak cudnie w głębiach nieba nie migocą —

„Jako na cichej szybie błękitnych przestworzy

„Roi się — lśni i kwitnie ten cudny kw iat boży,

„To bogów ukochanie — ta ziem i pieszczota,

„Cudna i tajemnicza, jak snu przędza złota.“ — Tak raz młody buddysta m ó w ił pielgrzym ow i —

Ów słuchał, w ątpił — wreszcie, w te słowa odpowie:

„Z gorzkich doświadczeń pomnę, że zaw sze rozw iew a

„Rzeczywistość czar złudzeń, by w iatr liście z drzewa,

„W ysechł mi ju ż zd ró j dawnych, wiosennych uniesień —

„I wiem, że k w ia ty więdną, gdy nadejdzie jesień —

„Gdy lotus mgła oddaleń dokoła otoczy,

„W ówczas i sam się w mglistą chmurkę przeistoczy

„I jako dżdżu kropelka, co w pada w otchłanie,

„Rozpyli się — i pamięć po nim nie zostanie.“ — Tak rzekł, i odszedł dalej. — Nagle kwiatek biały — Spotkał — i stanął przed nim d z iw e m skamieniały — Na ustach zachwycenia obumarły słowa,

Tylko m u się w czci w ielkiej pochyliła głowa — I zrozumiał dlaczego na ziem i są kraje

Gdzie śmiertelny lotusom cześć boską oddaje — A później — gdy oddaleń uniosła go rzeka Uczuł, że się pamięta lotus i zdaleka — I, że kto go raz ujrzy na w odnej roztoczy Zostawi przy nim pamięć — i duszę — i oczy.

W ie rsz te n w p isa ł S ien k ie w icz w r. 1892 do a lb u m u p. M. W . K o p ja z n a j­

d u je się w a rc h iw u m p a n a M ic h ała P a w lik o w sk ie g o w M edyce.

Ignacy Chrzanowski.

(„Tęcza" Nr. 4/1935.) 189

(16)

Dr. Juljan Ochorowicz

przekład J. D uninovej

0 sugestji myślowej

R ozd ział I.

Pozorna sugestia myślowa.

(Ciąg dalszy.)

W 1882 roku pojechałem do P ary ż a, gdzie oczyw iście znalazłem wiele m ateriału do dalszych studiów . Pew nego dnia robiłem doświadczenie na m łodej histerycznej panience w ra z z jej doktorem . D októr w y d ał jej rozkaz słow ny ab y doszła do końca pokoju. Z oczam i w pótprzym kniętem i spełniła rozkaz jak posłuszna uczennica, k tó ra w y u c zy ła się sw ej lekcji napamięć..

Q dy medium zatrzym ało się w rogu pokoju, doktór utkw ił w niej pałający w zrok, w y sy łając m yślow y rozkaz, ab y pow róciła i połączyła się z nami.

P o chwili w ahania medium powróciło.

Nie zdziw ił mnie ten objaw możliwej sugestji m yślowej, ale podziwiałem ów błysk tryum fu w oczach doktora, k tó ry kontentow ał się tak m izernym i rezultatam i.

W kółku m agnetyzerów spotkałem się z jeszcze bardziej pochopnymi i niew ybrednym i sądami. Oto np. w y starczało , jeżeli ktoś popatrzał na rękę m edium i jeżeli medjum dostało skurczów , żeby uw ażano to z całą pew nością za w p ły w w zrokow y. Lub jeśli spytano medjum, czy odczuw a c o ś w no­

gach, a ono odpow iedziało, że „c o ś“ odczuw a — by stw ierdzono, że jest to sugestia m yślow a.

Takie dośw iadczenia b u d ziły w e mnie ty lk o w ątpliw ości i doprow adziły do następujących rezolucyj: To sam o dośw iadczenie, pow tarzane kilkakrotnie w tych sam ych w arunkach, przestaje mieć w arto ść naukow ą, a to ze w zglę­

dów następujących. D ośw iadczenie, w ykonyw ane po raz pierw szy, dostarcza bezpośrednich w rażeń, podczas gdy to samo dośw iadczenie pow tórzone stw a ­ rza cały kom pleks skojarzeń w rażeniow ych. Np. jeśliby pow tórzyć dośw iad­

czenie z histeryczną panienką, której doktór m entalnie rozkazał pow rócić z końca pokoju i podejść do nas, to zam iast w yczuw ania bezpośrednio rozkazu doktora, w y tw o rz y ło b y się skojarzenie pam ięciow e poprzednich rozkazów . P ow tarzan ie tych sam ych dośw iadczeń w y tw a rz a poza tern pew nego rodzaju przyzw yczajenie, które m ylnie przyjęte być m oże za sugestję m yślow ą. B yłem praw dziw ie zdum iony, w idząc tę niedbałość u w ybitnych naw et psychologów, k tó rzy nie zdobyli w p ra w y w robieniu ścisłych obserw acyj. N iestety ta nied­

bałość jest tak dalece rozpow szechniona, że niemal króluje w dziedzinie hypnologji.

P rz y k ła d : — tak zw ane „oczy w słup“ trudno identyfikow ać ze stanem katalepsji. W sen k ataleptyczny pogrążyć się m ożna zarów no z oczami nie­

ruchomo rozw artem i, jak i z napół lub zupełnie zamkniętemi. Zależne to jest od indyw idualnego przyzw y czajen ia medjum. O przyzw yczajeniu decydują w arunki, w k tórych m edjum po raz p ierw szy zapada w sen kataleptyczny.

P o grążyć się w katalepsji m ożna przez n agły i niespodziew any w strz ą s n er­

wowy.*) P rzypuśćm y, że pew nego dnia ktoś budząc się i otw ierając oczy,

*) O bjaw te n o tr z y m a ł w m e d y c y n ie n az w ę „ k a ta p le k s ji“, od g rec k ieg o

„ p le k to “, u d e rz a m . (U w a g a w ydaw cy.)

190

(17)

został nagle porażony św iatłem , przygotow anem w tym celu przez ek sp ery ­ m entatora. W ty m m om encie n e rw w z ro k o w y m ógł ulec chw ilow em u p o ra­

żeniu i człow iek, w padając w stan kataleptyczny, nie m iał n aw et czasu na zamknięcie oczu. To w y starcza , aby stw orzono formułkę identyczności stanu katalepsji z nieruchom o rozw artem i oczami. W praw dzie jeżeli takiem u kata- leptykowi zam knąć oczy — budzi się ze sw ego stanu natychm iast, gdy otw o ­ rzyć — znów w sen się pogrąża. Je st to jednak dow odem tylko p rz y z w y c z a ­ jenia do w rażenia, k tóre odniósł, zapadając w sw ój stan anorm alny. O dw rotny efekt da bow iem takie dośw iadczenie z kataleptykiem , k tó ry po raz pierw szy zapadł w sen p rz y zam kniętych oczach. A żeby spraw dzić rz ecz y w isty stan katalepsji, podnosi się zw ykle ram ię kataleptyka. Jeżeli ram ię opadnie, — znaczy to, że stan katalepsji nie jest zupełny, ram ię bow iem powinno przy b rać nieruchomo pozycję, nadaną mu przez eksperym entatora, czyli trw a ć pod­

niesione do góry.

R azu pew nego postanow iłem w y w o ła ć stan katalepsji przez rozkaz m y ­ ślowy. S tan ten pojaw ił się w krótce. Podniesione ręce medjum nie opadły.

Gdy tylko zmieniłem rozkaz, ręce opuściły się i znów na p ow tórzony rozkaz katalepsja pow róciła. P o w tarz ało się to tyle ra zy z rzędu, ile tylko chciałem.

Jak przypuszczacie państw o, czy m iałem p raw o uw ażać to za przejaw sugestji m yślow ej? B yłem innego zdania, poniew aż nakazując m yślow o stan kataleptyczny, jednocześnie w yk o n y w ałem głaski m esm eryczne w zdłuż tej ręki medjum, którą podnosiłem. Za drugim, trzecim i t. d. razem w y starcza ło jednego tylko pociągnięcia mojej ręki, aby ręk a katalep ty k a nie opadała.

Mogło w ięc jedynie zachodzić skojarzenie ideo-organiczne m iędzy stanem katalepsji a w ykonyw anem i przeze mnie rucham i. C zyli sugestia m yślow a była w ykluczona.

Zapytacie zapew ne, czem się to dzieje, że te sam e poruszenia powodują raz katalepsję, a innym razem opad ręki. P rz y c z y n a tkw i w tern, że inaczej wykonywa się ruchy, m ające za trzy m ać rękę na pożądanym poziomie, a ina­

czej, gdy ręka ta ma opaść. Te nikłe różnice w dotyku m uskułów i palców w y ­ starczają, ab y pow stało skojarzenie organiczne, w y tw a rzają ce stan katalep­

tyczny, lub stan zw olnienia m uskułów . D otyka się inaczej, jeśli nie stosuje się żadnych nakazów m yślow ych, a inaczej, jeśli się ma określony cel i w olę;

inaczej jeśli się nie w ierzy, a jeszcze inaczej, jeśli się m a absolutną pew ność pojawienia się żądanych zjaw isk. C hciejm y i w ierzm y. U przedzam tylko, że w takiem nastaw ieniu m ożna nieraz uw ierzy ć w fenom eny, k tóre nie istnieją.

Chcę przez to pow iedzieć, że podśw iadom ość jest kuglarzem w dziedzinie hypnotyzmu i nieraz różne sztuczki urządzić potrafi. C hw ała Bogu, nie zdarza się to tak często, a podśw iadom ość w y tre so w a ć bardzo łatw o, tak, że p rzy odrobinie pracy i woli posłuszna będzie i uległa. A w ięc to podśw iadom ość medjum jest powodem w szystkich figlów. W dw óch przytoczonych p rz y k ła ­ dach dałem p rzykłady w p ły w u pośredniego na medjum — raz było to św iatło, innym razem głaski. W y sta rc z y tylko, zam iast ty ch środków pom ocniczych, usilnie i uparcie chcieć, a rezu ltaty będą te same. Np. podnosim y rękę z wolą, aby pozostała w podniesionej pozycji — lecz ręk a opada — podnosim y ją po raz drugi. Zauw ażym y, że jeśli i ty m razem opadnie, przez chwilę przedtem wahać się będzie, jakby nam yślała się, co m a robić. Jeśli podniesiem y ją po raz trzeci, zrozumie już, o co idzie i pozostanie w pożądanem położeniu O czy­

wista — to podśw iadom ość medjum stara się odgadnąć intencję m agnetyzera.

191

(18)

W ten sposób dojść m ożna do w yników bardzo ciekaw ych. Aby zdobyć łatw ość odczy ty w an ia nakazów , w y sta rc z y , aby medium trz y ra zy było uśpione przez tego sam ego m agnetyzera. Owo przyzwyczajenie reagowania może w ystąp ić także w śnie zw ykłym , pod w arunkiem , że śpiący b y ł już uprzednio choć raz usypiany p rzez tegoż m agnetyzera. Nie będzie to w cale oznaczało, że sen z w y k ły przem ienił się w somnambuliczny, tylko że śpiący zdobył n aw y k i siłę asocjacji ideo-organicznej. M agnetyzer każdy posiada sw oisty sposób robienia głasków lub oddm uchania, k tóre medjum w yczuw a odrazu i w następstw ie posłusznie im ulega. Niech jednak m agnetyzer zmieni m etodę — nie u zyska żadnego rezultatu.

M iałem bardzo ciekaw e zdarzenie z jedną z moich pacjentek, potw ier­

dzające te moje prześw iadczenia. M iała m anję sam obójstw a i obm yślała kilka­

krotnie sposoby odebrania sobie życia, lecz w pew nym momencie w idać sam a p rz e stra sz y ła się sw ego zam iaru, a nie będąc pew ną, czy w przystępie zde­

nerw ow ania nie w ypełni go, zw ie rzy ła mi się z tego, z niemą prośbą o ratu ­ nek. Od tej po ry zaczął się dziw ny jej do mnie stosunek, gdyż straciła daw ne zaufanie, stała się podejrzliw a i milcząca, a podczas snu somnambulicznego robiła w idoczne w ysiłki, ab y nie w paść w stan monoideiczny, w którym zw ykle m edjum staje się posłuszne sw em u m agnetyzerow i. C hciała zachow ać sw ą niezależność w obec mnie, to też p rz y b ie rała zaw sze stan aktyw ny, w ieloideow y, bojąc się w idać, by nie zdradzić mi w ięcej sw ych tajem nych planów i zam iarów . P ostanow iłem jednak stać się jej pow iernikiem przez odegranie pew nej komedji. Zmieniałem od czasu do czasu głos, zw ykłe spo­

soby m agnetyzow ania i podchodziłem do usypianej, w b re w zw yczajow i, z lew ej strony. C hora nie poznała mnie, g d y ż po pew nym czasie zap y tała kim jestem . O dpow iedziałem : — Ach, twoim oddanym ci i kochanym Kamilem.

Imię to w ym yśliłem naprędce. — Kamil, Kamil — pow tó rzy ło medjum — nie, nie przypom inam sobie ciebie. Czego chcesz ode m nie? — Tw ego zaufania — odparłem . Od tej pory. ilekroć podchodziłem z lew ej strony, byłem Kamilem, do którego chora m iała zaufanie. Ile ra zy z praw ej podchodziłem — medjum rozpoznaw ało w e mnie doktora i staw ało się nieufne i milczące. D zięki temu m anew row i, Kamil w ysłuchał niejednego zw ierzenia, przez co kilkakrotnie udało m i się zapobiec w ykonaniu sam obójczych planów mojej pacjentki.

P o w tarz am w ięc raz jeszcze, że podśw iadom ość medjum, o ile nie ma jakich osobistych celów, sta ra się w yczuć i przypodobać sw em u m agnetyze­

rowi, przez co bardzo często daw ało mi się zauw ażyć, że m edja spirytystów w idzą i opow iadają o duchach, duszkach i różnych fenomenach, które intere­

sują ich hipnotyzerów , podczas g d y m edja m aterialistów w idzieć tego nie będą. M edja m agnetyzerów w idzą w ychodzące z ich palców fluidyczne ciało, którego nie zobaczą w cale m edja hypnotyzerów . D ziałanie tych praw tłum a­

czy zjaw iska eksperym entów , jakie m iałem sposobność obserw ow ać w P a ­ ryżu nad somnambulikami, w e W rocław iu nad letargiem , a nad ekstazą reli­

gijną w M anchester.

W 1884 roku przyjechał do P a ry ż a C um berland, św ietny jasnow idz i od- gadyw acz myśli. K ażdy po przeczytaniu m ych w yżej w ym ienionych dośw iad­

czeń zda sobie łatw o spraw ę, że w dośw iadczeniach z Cum berlandem nie mogłem w ątpić, iż b y ła to tylko pozorna sugestja m yślow a. P raw d z iw a su­

gestia b y ła w ykluczona; jedynie ciekaw iło mnie to, co pisały o tern dzienniki.

Dopiero w ted y zobaczyłem , jak daleki jest zw iązek m iędzy istotą rzeczy,

(19)

a tem, co pisze się o niej w spraw ozdaniach naukow ych. Aby sprostow ać te wiadomości, sam opublikow ałem spraw ozdania ze seansów z p. C. w G azecie Polskiej z 1884 roku w num erze m ajow ym .

Niedługo już potem sp ra w a zaczęła się zmieniać. D ośw iadczenia Dr. Ge- ley'a i R ich efa p o staw iły te studja na odpowiednim poziomie zagranicą i nale­

życie ośw ietliły p rz y czy n y fenom enów cum berlandyzm u i willing'u. Otóż cudowność odgadyw ania w cum berlandyzm ie polega na podśw iadom ych ruchach osób obecnych, które sp ry tn y i w y tre so w an y sztukm istrz łatw o postrzega i kieruje się niemi. Np. na takim seansie ktoś z obecnych schow a jakąś rzecz, a „jasnow idz" typu C um berlanda ma ją odnaleźć. Podchodzi więc do osoby, k tó ra ukryła przedm iot i b ierze ją za rękę. 60 osób na 100 nie potrafi na tyle opanow ać sw ych podśw iadom ych poruszeń palców i rąk, — choć je opanować chce, b y nie w sk azać rucham i mim ow olnym i m iejsca schow ania przedmiotu. O soby te literalnie nie zdają sobie sp ra w y z ty ch ruchów i podzi­

wiają „jasnow idza", k tó ry poprostu umie iść tam , gdzie go prow adzą.

Willing jest przejaw em podobnym do cum berlandyzm u. R óżnica polega na tem, że ktoś c h c e , ab y m edjum eksperym entujące w ykonało jakiś ruch, gest, poszło w określonym kierunku — i nieśw iadom ie popycha go w tę stronę. W w ypadku cum berlandyzm u n i e c h c e się zrobić żadnego ruchu, zdradzającego tajemnicę, a mimo to podśw iadom ie się ruch w y k o n y w a. O dga­

dywanie takich cudów zaklasyfikow ać m ożna do działu stolików latających w pierw szym w ypadku, do różdżki czarodziejskiej — w drugim. J a tłum aczę cumberlandyzm ideoplastyką ruchów, t. j. realizacją ruchów , o k tó ry ch się myśli, zaś willing — sugestią mechaniczną.

W szystko to dalekie jest od istotnej, praw dziw ej sugestji m yślow ej. Opi­

sane przeze mnie dotąd dośw iadczenia służą jedynie do zorientow ania się, jak w iele przejaw ów niby sugestji m yślow ej jest tylko sugestią pozorną.

ENR0I SE A r IG jN

Wstęp w światy nadzmysłowe

C iąg dalszy.

X. P ra tja h a r a .

(W ła d a n ie uw agą.)

We filo z o fji in d y jsk ie j zn a jd z iesz p o jęcie , nieznane system om filo z o ­ ficznym E u ro p y . J e s t to „ su tra tm a “, co, p rz eło żo n e ze san sk ry tu , oznacza dosłownie „duszę n itk o w a tą “ . W d h aran ie d o jdziesz do im ag in acji w y ra ź ­ niejszej, czerń je s t sutratm a; tu w y starczy ci, g d y ją w yobrazisz sobie pod postacią o w eg o kabla, k tó ry słuchaw kę tw eg o te le fo n u łączy z innem i stacjam i zap o m o cą w etk n ięcia k o łeczk a w łącznik odpow iedni. W ty k a ją c go raz w ten , raz w ta m te n o tw o re k , łączysz się n ap rzem ian z różnem i stacjam i telefonicznem i i o dbierasz od nich w iadom ości. B ardzo p o d o b n ą jest fu n k c ja tw ej su tratm y . P rz y ty k a sz ją ju ż to do nerw ów ucha, aby sły ­

193

(20)

szeć, ju ż to do ję z y k a , aby sm akow ać, ju ż to do skó ry , aby czuć zim no lub dotyk. P rz y ty k a ją c , zw racasz u w agę na d any zm ysł, odbierasz w rażenia od niego. N aczęściej je d n a k p o łącz o n y je s te ś ze w szystkim i zm ysłam i naraz, odbierasz rów nocześnie różn e w rażen ia i nie wiesz, na k tó re z nich zw rócić uw agę. W szystkie n araz sta c je telefo n iczn e dzw onią i ż ą d a ją połączenia;

w ybierasz zw ykle tę, k tó ra dzw oni n a jn a ta rc z y w ie j.

O tó ż zadaniem tw o je m w p ra tja h a rz e je s t zaprow adzić pew ien ład w tern dzw onieniu; nap raw ić ce n tralę telefo n iczn ą o tyle, aby nie dzw oniły ci n a ra z różne sta c je , lecz abyś m ó g ł sam w ybierać sobie tę, z k tó rą chcesz się połączyć. Innem i słow y idzie o to, abyś nauczył się o d b ierać t y l k o t e w rażenia, k tó re o d b iera ć z e c h c e s z , a nie zw racać uw agi na inne. Ćwi­

czeń n a jlep sz y ch w tym k ie ru n k u d o starc zy ci życie. P ew ne z tych ćwiczeń o d byw ałeś n aw et ju ż dotychczas, a to m im o woli. G dy szedłeś ulicą ludną z kim ś drugim , z a ję ty z nim rozm ow ą, zw racałeś u w ag ę ty lk o na to, co on mówi, a p o m ija łe ś słow a innych przechodniów . Nie zauw ażyłeś naw et ich w y g ląd u ; nie w iedziałeś, k to przechodził o b o k was, ani nie sp o strze g łe ś m oże u k ło n u k o g o ś z n a jo m e g o , chociaż oczy m iałeś o tw arte . K iedyindziej znów sta n ą łe ś p rz ed w ystaw ą sklep o w ą, np. p rz ed w itry n ą k sięg arsk ą, i z a ją łe ś ta k uw agę rycinam i ok ład k o w em i książek, że nie słyszałeś ani tu rk o tu d o ró ż e k p o za sobą, ani n aw et po zd ro w ien ia tw eg o przy jaciela.

Siedząc p rz y obiedzie w spólnym w rozm ow ie z a jm u ją c e j, nie odczuw asz w cale sm ak u p o tra w jed zo n y ch , n aw et nie wiesz, co w o g ó le jad łeś. Na k o n cercie p rz y słu c h u je sz się z ta k ą u w a g ą śpiew akow i, że nie widzisz niety lk o sąsiadów o b o k siebie, ale n aw et sam eg o śpiew aka; zam ieniasz się

„cały w słu ch “ , i to do te g o sto p n ia, że p rz e sta łe ś n aw et czuć ból zęba, k tó ry p rz ed chw ilą d o leg ał ci nieznośnie.

W szystko to były ćw iczenia p rz y g o d n e, m im ow olne, bo zw racałeś u w a g ę w k ie ru n k u n a jb a rd z ie j cię za jm u ją c y m w danej chwili. T eraz m asz p o d ją ć ćw iczenia ś w i a d o m e : w ybierać nie tę sta c ję telefo n iczn ą, k tó ra dzw oni n a jg ło śn ie j, ani też tę, od k tó re j spodziew asz się wieści najw ięcej in te re su ją c e j, lecz w łaśnie tę, k tó ra ci w d an ej chw ili je s t dość o b o ję tn a . W ybierzesz ją d la te g o , aby ćwiczyć się w k iero w an iu sw ej uw agi w olą w łasną. O to np. c z y ta ją c k siążkę niezw ykle z a jm u ją c ą , p rzerw ij w połow ie u stępu, k tó ry n a jb a rd z ie j p rzy k u w a tw ą uw agę, a zw róć ją na fo rm ę czcio­

nek, k tó re m i książk ę d ru k o w an o , lub na liczbę w ierszy d ru k u na je d n e j stronicy. Śledząc oczym a p rz eb ieg zd a rze n ia z a jm u ją c e g o , uśw iadom sobie n agle, ja k a je s t te m p e ra tu ra p o w ietrza, lub też, w k tó re m m iejscu nogi obuw ie n a jm n ie j (nie n ajw ięc ej) ci d o leg a. S łu ch ając k o n ce rtu , sta ra j się uśw iadom ić sobie odcień zap ach u p erfu m tw ej sąsiadki ta k żywo, abyś na tę chw ilę p rz e sta ł słyszeć m uzykę. O b fito ść tak ich sposobności do ćwiczeń znajdziesz w k ażd ej chw ili życia i w k ażd y ch w aru n k ach . P rz y k ła d y p rz y ­ toczone w y starczą ci do u tw o rz en ia sobie p o jęcia , w jak im kieru n k u m a ją iść te ćw iczenia, i na czem p o le g a ją .

Celem ich je s t, zdobyć nad zm ysłam i w ładzę do te g o stopnia, aby o d bierać w rażenia ty lk o od te g o zm ysłu, na k tó ry zw rócisz uw agę, z k tó ­ rym ted y naw iążesz łączność p rz ez su tratm ę. M asz się nauczyć naw iązy­

w ania te j łączności z k tó ry m zechcesz zm ysłem i podobnież p rz ery w a ć tę łączność w k aż d ej chw ili g d y zechcesz, a naw iązać j ą znow u z innym , k tó ry 194

(21)

może nie p o d a je ci ża d n eg o w ra żen ia w yb itn eg o . W te n sp o só b u p o rz ą d k u ­ jesz stopniow o sw o ją c e n tra lę telefo n iczn ą.

W y strz eg aj się je d n a k w tych ćw iczeniach je d n o stro n n o śc i. Cel ich byłby chybiony, g d y b y ś przyzw yczaił się zaw sze ty lk o na je d e n zm ysł z w ra ­ cać uw agę, b o p rzez to m o g ły b y cię n ieraz om inąć w rażen ia b ard zo cenne.

Masz się nauczyć p an o w an ia nad tw ą c e n tra lą telefo n iczn ą, i to niety lk o o tyle, aby p o tra fić połączyć uw agę z k tó ry m zechcesz zm ysłem . M asz nad tą ce n tralą pan o w ać c a ł ą , a więc m óc w łączać nie zaw sze ty lk o po je d n e j stacji, lecz tak że p o dwie lub trz y naraz, a n aw et w szystkie rów nocześnie.

W ychodząc z dom u np. p o stan ó w sobie: „ te ra z będę m iał w szystkie zm ysły otw arte; będę niety lk o w idział, słyszał i czuł w szystko, co się k o ło m nie dzieje na ulicy, lecz tak że będę to w szystko d o k ład n ie p a m ię ta ł.“ A wiesz już, że p am ięta się ty lk o to, na co zw róci się u w ag ę św iadom ą. W sp osób podobny ćwicz uw agę ty lk o na dw óch lub trz e c h zm ysłach n a ra z ; zw róć ją np. raz na w rażenia ty lk o słuchow e i d o ty k o w e z w yłączeniem innych, drugi raz na w rażen ia w ęchow e i w zrokow e.

D oszedłszy do pew nej w p raw y w tern św iadom em łączeniu su tra tm y ze zm ysłam i i w je j o d łączaniu w e d łu g woli, p rz y stą p do d alsze g o sto p n ia ćwiczeń w p ra tja h a rz e . O to z w rażeń je d n e g o zm ysłu w y b ieraj ty lk o pew ne grupy. T u ju ż opuścić m usisz p a ra le lę ze stacja m i telefonicznem i, b o p o ró w ­ nanie to b y ło b y za gru b e. P iją c kaw ę — je ż e li ją p ija sz — po m iń zupełnie je j sm ak, a zw róć u w ag ę w yłącznie na sm ak cu k ru w te j kaw ie. P rz y s łu ­ chując się g rz e na fo rte p ia n ie, po m iń zupełnie m e lo d ję utw o ru , a zw róć wyłącznie uw agę na je g o h arm o n iz ację, lub też, n ao d w ró t, za jm ij uw agę tylko m elo d ją, a s ta ra j się nie słyszeć ak o rd ó w . N a k o n cercie o rk ie stra l- nym obierz sobie ty lk o je d e n in stru m en t, np. w iolenczelę, lub flet, i s ta ra j się nie słyszeć innych, chociaż g r a ją o w iele g ło śn ie j. P a trz ą c na m alow idła, usiłuj w idzieć o sobno lin je bez b arw i cieni, p o te m o so b n o p lam y b arw n e bez linij, a w reszcie sam św iatłocień z pom inięciem barw i k o n tu ró w . Z n a­

lazłszy się w tłum ie ludzi rozm aw iających, o b ierz sobie je d n ą lub dwie osoby i zw róć u w agę w yłączną na to, co one m ów ią, s ta ra ją c się nie sły ­ szeć niczyich słów zresztą. Cel tak ich ćwiczeń je s t ten, abyś um iał w ra ­ żenia s ł a b s z e z a u w a ż y ć pom im o naw ału w rażeń silniejszych. I nie­

tylko zauw ażyć je , lecz n a d to śledzić je d alej. Idzie o to, abyś rozw inął w sobie zdolność w yław iania w rażeń subteln y ch z pow odzi w rażeń grubych, uderzających silnie o tw e n arząd y zm ysłow e. P rze z to d o jdziesz niety lk o do w ysubtelnienia i za o strz e n ia zm ysłów fizycznych, lecz n ad to otw orzysz sobie d ro g ę do o d b iera n ia tak ich w rażeń, na ja k ie niem a zm ysłów w ciele fizycznem .

Albo ju ż na tym stop n iu , albo nieco p ó źn iej, zauw ażysz tak ie z a o strz e ­ nie zm ysłów . P isk n ie to p e rz a zaw iera to n y ta k w ysokie, że w ielu ludzi nie słyszy ich w cale. M oże i ty nie słyszałeś ich dotychczas; te ra z je d n a k zaczniesz je słyszeć. Ś w iatło słoneczne, załam ane w pryzm acie szklanym , rozszczepia się na w iązkę p ro m ien i barw nych, od czerw o n eg o p rzez żółty, zielony i niebieski do fio łk o w eg o . P o z a czerw onym i fiołkow ym je s t dla oka ludzk ieg o ciem no. Ty je d n a k zdołasz sp o strze c na tych k o ń cach ciem ­ nych jeszcze dalsze św iatła barw ne, innym ludziom n i e w i d z i a l n e . Spostrzeżesz t. zw. p rom ienie podczerw o n e i p o z a fjo łk o w e . P ierw sze będą koloru czarn o -fio le to w eg o , dru g ie g o łąb k o w o -szare g o .

195

Cytaty

Powiązane dokumenty

trzeby dydaktyczne, lecz nie jest nauką pogłębioną, ani skończoną. Zupełnie szczerze w yznaję, że opierając się na dzisiejszych pojęciach o asocjacji, nie

wanie się tłumaczymy sobie w sposób obiektywny jako posuwanie się zdarzeń w tymże porządku i z tą samą szybkością. A może to być tylko pewien sposób

twórca, który potrafi wzbić się w pow ietrze na zaw rotną wysokość, lub pogrążyć się w głębinach oceanu, nie jest w stanie przejrzeć otchłani swej

Nie znać także zajęcia się francuską m yślą.. Piszę to poprostu, obrazow o, może dziecinnie i niedołężnie, ale to nie frazesy, tylko w yrażenie elem

dzącej od Jezusa, daje czasem zły duch ekstazy odwrócone: Rosja, Meksyk. M ajestat świętości jest tak potężny, że poraża. Nie mogłabyś się ruszyć z

Święto żniw ne to niem al obrzęd religijny. Chroń siew y nasze od nieszczęścia, opiekuj się plonem. W szystkie te posądzenia są oszczerstwem. Polska Piastow a —

Z pośród wielu praw życia psychicznego — rozpatrzym y pokrótce te, które są najbardziej konieczne do uzyskania spraw ności i panow ania nad sobą...

78.. Nasz system słoneczny, jako żywy organizm psychiczno- fizyczny, nie żyje sam sobą i nie stw arza sam dla siebie żywotnych energji. .Tak człowiek musi być