Jan Walc
Nieepickie powieści Tadeusza
Konwickiego
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 66/1, 85-108
P a m iętn ik L iteracki LXVI, 1975, z. 1
JA N W ALC
NIEEPICKIE POWIEŚCI TADEUSZA KONWICKIEGO Świat nie całkiem realny
Uważa się dosyć powszechnie, że powieści Tadeusza Konwickiego zwykle osadzone są bardzo mocno w realiach czasowo-przestrzennych — niejednokrotnie czytelnik może wręcz z mapą czy planem miasta w ręku śledzić w ędrówki jego bohaterów, w starych rocznikach gazet znajdować potwierdzenie prawdziwości opisywanych w ydarzeń. Przekonanie o mi- metyzmie tych powieści ma oparcie także w ich autobiograficznym cha rakterze, manifestowanym przez Konwickiego zarówno pierwszoosobową najczęściej narracją jak też zdaniami wygłaszanym i w licznych w ywia dach. Zaw arta w jego twórczości obietnica mimetyzmu doskonałego, ja kiegoś nadnaturalizm u, skłania czytelnika do uważnego obserwowania szczegółów, sugerując możliwość odnalezienia w kolejnych powieściach, jak w albumie ze starym i zdjęciami, utrw alonej raz na zawsze przeszłości w jej m inionym już kształcie. Właśnie w tej dokładności epika-doku- m entalisty, zniewalającej do uważnej obserwacji, tkw i im m anentnie za powiedź zniszczenia stw arzanej przez pisarza iluzji — zniszczenia przez uważnego czytelnika. P rzy pobieżnym naw et sprawdzaniu szczegółów świata przedstawionego okazuje się bowiem, iż są one celowo sprzeczne, co powoduje, że nie tylko nie możemy go uznać w istocie za przedsta wiony, lecz także naw et za kreow any — stw ierdzenie to ma, jak sądzę, podstawowe znaczenie dla rozum ienia poetyki powieści Konwickiego, którą musim y zrekonstruować (jest to bowiem oczywiście poetyka im - m anentna, a nie sformułowana), aby móc dokonać interpretacji jakiej kolwiek książki tego pisarza. Spraw ą dla rozumienia utworów Kon wickiego zasadniczą jest odrzucenie perfidnie przezeń podsuwanego czy telnikow i przekonania, iż chodzi w nich o lustrzane przedstawienie świata zgodnego z osobniczymi doświadczeniami odbiorców czy naw et o m i
mesis.
partii zapisywanych w poetyce snu 1, kuszono się naw et o interpretacje oparte na objaśnianiu podświadomościowych motywów w duchu psycho logii Freuda czy J u n g a 2, rzecz jednak w tym , że k rytycy nie uporali się ze ścisłym oddzieleniem snu od jawy, co w powieściach Konwickiego, inaczej niż np. w poezji Czechowicza, jest zupełnie możliwe, a naw et — jak się okaże w toku niniejszego wywodu — konieczne.
Problem atyka oniryczna w twórczości Konwickiego została podjęta przez krytykę po ukazaniu się Sennika współczesnego. Pisarz zdołał jed nak zmylić tropy: stwierdzono, że jest to powieść współczesna ze śnio nymi retro sp ek c jam i3. Dokładniejsza analiza całego utw oru, a szczegól nie uznawanej za nadrzędną wobec pozostałych, rzeczywistości miastecz ka nad Sołą, w którym toczy się akcja najbardziej rozbudowanego w ąt ku — ujawnia, że tak i sposób odczytywania książki prowadzi do fałszywych wniosków, w ysnuw anych zresztą przez w ielu poważnych krytyków. K iedy się tem u miasteczku bliżej przyjrzym y, okaże się, że w brew licznym pozorom nie jest ono wcale rzeczywiste, prawdziwe, możliwe. Zwracają uwagę przede wszystkim fakty historyczno-geogra- ficzne: otóż dow iadujem y się m. in., że Soła jest „skrom ną rzeczułką ozna czaną nie n a każdej m apie” (S 23) 4 oraz że płynie „gdzieś na południe” (S 252). Elem entarne wiadomości z geografii fizycznej k ra ju zmuszają nas w tym miejscu do stwierdzenia, że podawane przez n arrato ra infor macje m ijają się z faktam i: praw ie wszystkie rzeki w Polsce płyną na północ, a Soła nie stanowi wcale w y jątk u 5, nie jest też „skrom ną rze czułką”, skoro zbudowano na niej — o czym zresztą mowa w Senniku — hydroelektrow nię. Wątpliwości budzi również fakt, że bohater wyławia z Soły krzyż powstańczy z 1863 roku, a miejscowi ludzie wielokrotnie wspominają o dokonywanych tu przez kozaków m asakrach, w okolicz nych lasach zaś znajduje się wiele grobów powstańczych żywo przypomi
1 Zob. np. J. S ł a w i ń s k i , „S e n n ik w s p ó ł c z e s n y ” . W: T. K o s t k i e w i c z c - w a , A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , J. S ł a w i ń s k i , C z y t a m y u t w o r y w sp ó łcz esn e. W arszaw a 1967. — W. M a c i ą g , L i t e r a t u r a P o l s k i L u d o w e j . 1944— 1964. W arszaw a 1974. — Cz. M i ł o s z , T h e H i s t o r y o f P oli sh L it e r a tu r e . L on d on 1969, s. 499—50'..
2 Zob. np. H. Z a w o r s k a , Dolina. „T w ó rczo ść” 1970, nr 1, s. 116.
3 Zob. np. S. Ż ó ł k i e w s k i , B a ll a d a p o ls k a . [Rec.: S e n n i k w s p ó ł c z e s n y ] . „Po lity k a ” 1964, nr 6. — A. L i s i e c k a , T w ó r c z o ś ć b e z a zylu . W: P o k o le n i e p r y s z c z a
ty c h . W arszaw a 1964. — M a c i ą g , op. cit. — M i ł o s z , op. cit.
4 U tw o ry T. K o n w i c k i e g o c y tu ję w e d łu g ich p ie r w sz y c h w y d a ń (podając w n a w ia sie p oczątk ow ą lite r ę ty tu łu i n u m er stron icy): S e n n i k w s p ó ł c z e s n y . W ar sza w a 1963; W n i e b o w s tą p i e n ie . W arszaw a 1967; Z w i e r z o c z ł e k o u p i ó r . W arszaw a 1969;
N ic alb o nic. W arszaw a 1971; K r o n i k a w y p a d k ó w m i ło s n y c h . W arszaw a 1974.
W szy stk ie p o d k reślen ia w cy ta ta ch poch od zą od autora a rty k u łu .
6 W arto też zw ró cić u w a g ę na ta k ie w y z n a n ie narratora. N ic albo nic (s. 246 : „I zaczn iesz zn ow u m y śleć, d laczego tw o ja rzek a p ły n ie na p o łu d n ie, choć w s z y s t k ie rzeki zn ajom ych , p rzyjaciół, b lisk ich p ły n ę ły za w sze na p ó łn o c ”.
nających mogiłę w Nad Niemnem. Soła, jak wiadomo, od źródeł aż po ujście płynie przez Galicję, gdzie powstania styczniowego ani tym b ar dziej kozaków nigdy nie było i być nie mogło. Realia te kazałyby raczej lokować miasteczko, w którym toczy się akcja powieści, na daw nych kresach wschodnich 6, jednakże wiele danych wskazuje na to, że i takie rozwiązanie jest niemożliwe, rzecz bowiem dzieje się po drugiej wojnie światowej, w m iasteczku mieszkają przesiedleńcy ze wschodu obchodzą cy ak u rat siedem nastą rocznicę swego tu przybycia; jest więc rok 1962, po niebie latają odrzutowce, ludzie rozmawiają o sputnikach (choć nie mówi się jeszcze o lotach człowieka w kosmos, które rozpoczęły się o rok wcześniej). Tak więc miasteczko, w którym toczy się akcja książki, jest j e d n o c z e ś n i e miasteczkiem współczesnym, istniejącym w Pol sce początku lat sześćdziesiątych, w okolicy Tresny, gdzie budowano
w tedy zaporę wodną na Sole, i miasteczkiem z okolic Wilna lat trzy dziestych, miasteczkiem, w którym spędzał swoje dzieciństwo i młodość n arrato r powieści, Paweł.
P rzykłady prawdziwości — i nieprawdziwości — obu tych czasowo- przestrzennych lokalizacji można oczywiście mnożyć, przy czym w arto zaznaczyć, że inform acje potw ierdzające współczesność miasteczka poda wane są przez narrato ra jako oczywiste, explicite, tych zaś, które w spół czesności miasteczka przeczą, musimy się w tekście doszukiwać jak nie dość starannie zatartych śladów czy też raczej rzuconych ukradkiem drobnych przedmiotów, m ających ułatwić zadanie pogoni.
Oto np. możemy zauważyć, że w miasteczku nad Sołą ludzie — w tym również n arrato r — chodzą boso (zob. np. S 115, 216), a trzydziestoparo- letni główny bohater zachowuje się jak dzieciak:
D opiero teraz sp o strzeg łem , że ścisk am w obu d łon iach o ciek a ją cy w o d ą krzyż. W sadziłem go za k o szu lę i na czw orak ach , k ryjąc się w d u szn ym od
zapachu m ięty zielsk u , ją łem w sp in a ć się na brzeg. [S 32]
I w te d y n agle, p o w o d o w a n y jak im ś in fa n ty ln y m im p u lsem , u czy n iłem g e st p ro w o k a cy jn y i n ie p r z y z w o ity , znany dobrze w sz y stk im uliczn ik om . [S 110]
Wygląda więc na to, iż miasteczko w raz z jego mieszkańcami i sa mym narratorem jest senną kcntam inacją osady jego dzieciństwa z re a liami współczesności, p rzy czym jakakolwiek próba ^ ustalenia, których
6 M ożna tu za n o to w a ć n a stęp u ją cą ciek a w o stk ę filologiczn ą: jed y n e oprócz S o ły n a zw y m ie jsc o w e w y m ie n ia n e w n arracji d otyczącej n a d so la ń sk ieg o św ia ta to P o d jeln ia k i i Z a jeln ia k i. A p rzecież w tej p ostaci n a zw y te n ie m ogą w z a sa dzie w y stę p o w a ć w za ch o d n iej części M ałopolski, za w iera ją b o w iem u p ro szczen ie grupy sp ó łg ło sk o w ej - d l - , k tó re w y stę p o w a ło ty lk o na teren ach w sch o d n ich . N ad Sołą n a zw y te m u sia ły b y b rzm ieć „Z a jed ln ia k i” i „ P o d je d ln ia k i”. W dodatku m ie j sco w o ści Z a jeln ia k i i P o d je ln ia k i is tn ie ją w ok olicach W ilna.
realiów jest w tym śnie więcej, które są ważniejsze, a które mniej w aż ne, skazana jest z góry na niepowodzenie, gdyż umieszczenie nadsolań- skiej rzeczywistości we śnie, opisanie miasteczka w poetyce onirycznej wyłącza możliwość dokonywania takich kwalifikacji. K onstatujem y więc, że snem w Senniku współczesnym nie jest bynajm niej w ojna i przeżycia narratora z nią związane, ale to, co na pierwszy rzu t oka bylibyśm y skłonni uznać za realność współczesną. W arto zwrócić uwagę, że — jak to często bywa u Konwickiego — trzem światom przedstawionym S en
nika (miasteczko nad Sołą; las; osada i miasto dzieciństwa) odpowiadają
trzy różne form y narracji 7: rzeczywistość „współczesna” opisywana jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, partyzantka w pierwszej osobie czasu teraźniejszego, dzieciństwo zaś w drugiej osobie czasu przeszłego.
Jakkolw iek utrzym ana w czasie przeszłym narracja pierwszoosobowa nie jest jakim ś zabiegiem nietypowym, rzadkim, jakkolwiek wspaniale wprost nadaje się dla zapisu mimetycznego — tu, poprzez odróżnienie od pozostałych rodzajów narracji, pełni funkcję specyficzną: odgranicza wizję senną od rzeczywistości tworząc opozycję między czasem przeszłym, mniej realnym , a teraźniejszym , bardziej realnym . Nie ma tu natom iast
7 Z różn icow an e fo rm y narracji m am y ró w n ież w in n ych k siążk ach K o n w ic k ie go. W N ic alb o nic p a rty za n tk a o p isy w a n a je st w 1 os. czasu przeszłego, w sp ó ł czesn ość m y śla n a przez D arka — w 3 os. czasu teraźn iejszego, scen y pow rotu do d olin y d zieciń stw a — w 2 os. czasu p rzyszłego. W K r o n i c e w y p a d k ó w m i ło s n y c h d zieje m iło ści W icia są rela c jo n o w a n e w 3 os. czasu przeszłego, zd arzen ia d otyczące W itolda, a m a ją ce m ie jsc e w sp ó łcześn ie — w 3 os. czasu tera źn iejszeg o , zaś partia tek stu , w której narrator u ja w n ia się i k o m en tu je całą p o w ieść — w 1 os. czasu teraźn iejszego. W Z w i e r z o c z ł e k o u p i o r z e całość n arracji u trzym an a je s t w 1 os. czasu p rzeszłego — z w y ją tk ie m k o ń co w ej p artii p o w ieści, w k tórej jako narrator p rzed sta w ia się czy teln ik o m chory na b ia ła czk ę ch łop iec m ó w ią cy o sob ie w 1 os. czasu teraźn iejszego. W e W n i e b o w s t ą p i e n i u r z eczy w isto ść w sp ó łczesn a opow iadana jest w 1 os. czasu p rzeszłego, k o le jn e ży ciorysy, k tóre w y m y śla sob ie boh ater — w 1 os. czasu teraźn iejszego, n a to m ia st „ ćw iczen ia p a m ię c i”, liry czn e obrazy lasu, rzeki i n ieb a o p isy w a n e są w narracji b ezosob ow ej, bądź m o m en ta m i w 1 lu b 2 os. 1. m n. czasu teraźn iejszego; różni się on jed n ak od czasu tera źn iejszeg o u ży w a n eg o przez pisarza w in n y ch k siążk ach — choć p olszczyzn a n ie zna tego rodzaju rozróż n ień gram atyczn ych . M ożna b y p o w ied zieć, że jest to od p o w ied n ik a n g ielsk ieg o
P r e s e n t S im p le , oznacza b o w iem to, co d zieje się teraz i zaw sze, w od różnieniu od
sta le sto so w a n eg o przez K o n w ick ieg o czasu tera źn iejszeg o ty p u P r e s e n t Continuous, n a zy w a ją ceg o czyn n ości w m om en cie ich dziania się — form a C o n tin u o u s zw iązan a je st o c z y w iśc ie z tym , że m am y do czy n ien ia z op isem r z eczy w isto ści m y śla n ej, i to m y śla n ej i za p isy w a n ej ja k gdyby jed n ocześn ie.
Jak w id a ć z tego zesta w ien ia , K o n w ick i n ie sto su je o k reślo n y ch g ra m a ty cz nych form n arracji do opisu p ew n eg o typu rzeczy w isto ści: np. św ia t p artyzan ck i m oże być raz o p isy w a n y w czasie p rzeszłym , k ie d y in dziej zaś w tera źn iejszy m . N ie p rzejm u je się ró w n ież pisarz zw y cza ja m i n arracyjn ym i — św ia d ectw em tego jest sto so w a n ie do ż y cio r y só w form czasu teraźn iejszego.
różnicy w zakresie stosunku narrato ra do bohatera — w obu tych świa tach przedstawionych jest to ta sama postać, gdy w trzecim, świecie dzieciństwa i wczesnej, przedpartyzanckiej młodości bohatera, między nim a narratorem uwidacznia się dystans zam anifestowany narracją drugo- osobową.
Zwróćmy uwagę, że niekonsekwencje, wzajemne wykluczanie się po szczególnych faktów, zachodzą tylko w n arracji przedstaw iającej mia steczko nad Sołą, narracji, która na pierwszy rzut oka wygląda na nad rzędną wobec pozostałych.
Jest to generalna zasada kompozycyjna Konwickiego — w każdej jego książce natrafiam y na różniące się między sobą narracje, przy czym jedna z nich jest zdecydowanie bardziej rozbudowana od innych i stw a rza pozory realizm u, a także robi wrażenie nadrzędnej wobec pozostałych.
W niej to właśnie odnajdujem y charakterystyczne dla snu niekonse kwencje, drobne szczegóły, które dla uważnego obserw atora oznaczają, iż ów realizm jest wysoce podejrzany 8.
Kompromitacja iluzji
Jest to stały chw yt pisarza, w większości książek komprom itującego w ten lub inny sposób narrację główną jako nieprawdziwą. W Dziurze
w niebie, która stanow i uw erturę do szeregu utw orów pisanych w orygi
nalnej poetyce Konwickiego, kom prom itacja ta nie jest jeszcze
przeprowadzona całkiem w yraźnie; wprowadzenie do toczącej się akcji mężczyzny, który w raca po latach do osady, aby odebrać sobie życie, i przywozi w teczce opis m ających nastąpić wypadków, łącznie z tymi, które zdarzą się (zdarzyły się?) po jego śmierci — wszystko to zakłóca porządek akcji, a co więcej, skłania do podejrzeń — bo tu jeszcze wszel kie ślady są dość dokładnie pozacierane — że jest on jednym z chłopców, których działania składają się na właściwą akcję powieści; jeżeli zaś tak
8 Np. w e W n i e b o w s t ą p i e n i u w ęd ru ją cy po W arszaw ie b ohater raz po raz n a ty k a się na n eon y, k tó ry ch n ie m a i n ie b yło, a za kurs ta k só w k ą p ła ci 17 zł i 30 gr, choć, jak w ia d o m o , lic z n ik i ta k só w ek n ie rejestru ją 30-groszow ej op łaty. O statni szczeg ó ł jest przez K o n w ick ieg o m ocno w y p u n k to w a n y przez opis p e ry p etii z w ią za n y ch z fa k tem , że ta k só w k a rz n ie chce w y d a ć reszty z b an k n otu 20-zło to w eg o , w k oń cu zaś rozzło szczo n y rzuca na ty ln e sie d z e n ie 2,70 zł b ilo n em (W 17). W Z w i e r z o c z l e k o u p i o r z e m im o bardzo dok ład n ego osad zen ia ak cji w czasie — k w ie c ień — m aj 1968 (m iesiące są podane, rok zaś ła tw o o b liczyć, p o n iew a ż sio stra b o h a tera chodzi do I k la sy zrefo rm o w a n eg o liceu m , a reform a p rogram ów licea ln y ch za częła się w ła śn ie w r. szk. 1967/68) — opu szczon e zo sta ły p rzyp ad ające w tym cz a sie św ię ta w ielk a n o cn e. Z n a jd u jem y w k siążce ró w n ież adres, pod k tó ry m ieli zg ła sza ć się k a n d y d a ci do gran ia w film ie: u lica W spólna 13, 9 piętro. D om u pod ty m adresem n ie m a od lat. T ego typ u szczeg ó ły m ożna zresztą m nożyć.
jest, pojawia się pytanie, czy akcja książki toczy się w latach trzy d zie stych, czy pięćdziesiątych. Próżno szukalibyśmy jednak odpowiedzi na
te pytania w tekście Dziury w niebie — zawiłości jej kompozycji tłu maczą się dopiero ex post, szczególnie poprzez późniejszą od niej 0 piętnaście lat Kronikę wypadków miłosnych, gdzie najw yraźniej główny bohater istnieje w tym samym czasie i miejscu jako dziew iętna stoletni chłopak i czterdziestokilkuletni mężczyzna, który powraca w swo ją młodość, a naw et w nią ingeruje, prowadząc rozmowy z sobą dzie w iętnastoletnim .
Nagłe zburzenie iluzji koherentności świata przedstawionego przez wprowadzenie do niego — i to na równych praw ach z innym i bohatera mi — Witolda, pochodzącego z czasu późniejszego od czasu akcji o trz y dzieści lat, mogłoby sugerować, że książka została napisana w poetyce wspomnienia, i tak też się czytelnikowi pod jej koniec wydaje, kiedy znika malowniczy podwileński świat młodości, akcja zaś przenosi się do późniejszej o trzydzieści lat Warszawy, w której mieszka starzejący się Witold. Tu jednak czeka kolejna niespodzianka, kolejna iluzja zostaje zdezawuowana: oto Witold popełnia samobójstwo i na jego miejsce poja wia się cały i zdrowy dziewiętnastoletni Wicio w swojej podwileńskiej osadzie, który co praw da również popełnił samobójstwo, ale — jak się właśnie okazuje — zupełnie nieudane 9.
Stw arzaną iluzję kom prom ituje Konwicki także w Zwierzoczłeko-
upiorze, i to oczywiście nie poprzez wprowadzenie do akcji psa-w ynalaz
cy, który w poprzednim wcieleniu był lordem angielskim (nb. w Nic
albo nic w ystępuje pies, k tó ry nazywa się Lord), a teraz potrafi przeno
sić się w czasie i przestrzeni; mówiąc o kom prom itacji iluzji mam na myśli obalenie postaci narratora — dziesięcioletniego Piotra, opowiada jącego właściwie całą historię. Na końcu jednak okazuje się, że i jego, 1 opisywane wydarzenia wymyślił zupełnie kto inny — chłopiec um iera jący w szpitalu na białaczkę, który przedstawiwszy dwa zakończenia historii Piotra, pesymistyczne i optymistyczne, ujaw nia się wreszcie oświadczając, że wszystko to wymyślił, bo było mu sm utno i źle, opo
9 S a m o b ó jstw a w y stę p u ją d osyć n a g m in n ie w śród b o h a teró w p o w ie śc i K on w ick iego, rzecz jed n a k zn am ienna: śm ierć n ie m a w nich ch arak teru o sta teczn e go — przede w sz y stk im d latego, że m am y do czy n ien ia n ie z o p isem je k ie jk o lw ie k rzeczy w isto ści, ale z sy tu a cja m i w y m y śla n y m i przez n arratorów , g d zie śm ierć jest jed n ym z w a ria n tó w , po niej zaś n a stęp u ją inne, k o lejn e. Z au w ażm y, że w iele przesłan ek w sk a zu je na to, iż n ie tylk o g łó w n y b ohater W n i e b o w s t ą p i e n i a , lecz także i in n e p o sta cie z tej k siążki n ie należą do św ia ta ży ją cy ch , że są to jakby duchy ludzi um arłych , które tu ła ją się po W arszaw ie ja k po czyśćcu , zanim do stąpią w n ieb o w stą p ien ia .
wiadając zaś „tę nieprawdziwą, zmyśloną historię właściwie sobie same m u”, chciał się „uwolnić od bólu, strachu i złych myśli” (Z 276).
Tworzony porządek burzy Konwicki również w Nic albo nic; akcja powieści toczy się w okresie upałów, ale główny bohater, Darek, oświad cza w pewnym momencie, że „napraw dę” jest zupełnie inaczej:
L eżę w ty m m ieszk a n iu , k oło k tórego k azałem sw o jej w yob raźn i zadusić rozn osicielk ę m lek a, le ż ę podczas zim o w eg o dnia, k ied y b a su je za ścian ą z a dym ka zim y stu lecia , k ie d y p rzy w ia ło m etro w y m i zaspam i drogi, k ied y nie latają sa m o lo ty , k ied y grzęzn ą p o cią g i, k ied y d zieci cały dzień siedzą w dom u, kiedy n ik t n ie rozn osi m lek a , w ię c le ż ę sob ie i b u d u ję w y m y śln e , sk o m p lik o w an e życie, troch ę n ie z w y k łe , a le i praw d op od obn e, p ełn e zazd rośn ie sch o w a nych znaczeń, k tórych n ik t bez m ojej p o m o cy n ie rozszyfru je, w ięc p ełn e kodów m nie ty lk o w ia d o m y ch , a le w c a le n ie sy m etry czn e i bez u k rytych rytm ów , bo taką m am teraz fa n ta zję. [N 198— 199] 10
Zwróćmy uwagę, że zdanie to nie tylko nie jest zapisane jako komen tarz odautorski, ale naw et nie zostało wyodrębnione z prowadzonego przez Darka, a przedstawionego w n arracji trzecioosobowej, dialogu z m ilicjantką. Charakterystyczne, że nie ma ono dla tej rozmowy żad nego znaczenia — m ilicjantka, do której jest skierowane, zupełnie je ignoruje n . Niemniej jednak trzeba — mimo braku form alnych wyznacz ników — potraktować je jako rodzaj autokom entarza, ponieważ wydaje się, że objaśnia ono wiele charakterystycznych cech twórczości Kon wickiego.
Topika powieści Konwickiego
Typowe dla opisywanego w tych powieściach świata jest umieszcza nie w nim postaci, miejsc, motywów — gotowych, literackich prefabryka tów — są nim i zarówno stałe m otyw y literackie, jak i autentyczne po stacie, przeżycia czy zdarzenia znane pisarzowi, nie w ykorzystywane jednak nigdy dla stw orzenia panoram icznego obrazu jakiegoś wycinka
10 Inform acja, że ak cja k sią żk i to czy się w zim ie, a n ie w lecie, je s t przez D arka jeszcze raz p ow tórzon a (s. 245). O tym , iż ak cja ta jest m y śla n a , a n ie o p isy w a n a , św ia d czy ró w n ież scen a śm ierci D arka:
„— S tój, bo strzelam !
I zaraz p otem rozlega się sp łaszczon y, n iew y ra źn y , krótk i w y strza ł ostrze gaw czy.
— Λ teraz p oczu ję trzy gorące u d erzen ia w p le c y i b ęd zie po w szy stk im . I czu je trzy gorące u d erzen ia w p lecy , i je s t po w sz y stk im ” (N 277).
11 Z arów no ten obraz ja k i k ilk a in n y ch zd ecy d o w a n ie p rzyp om in ają S. I. W it k iew icza . W itk a co w sk ie są p rzecież i te n ie z lic z o n e śm ierci, po których b o h a tero w ie w sta ją jak gd yb y n igd y nic, i nastrój k oszm aru , i d y sk u sje ak sjologiczn e.
rzeczywistości. Nasuwa się tu ta j porównanie do funkcji, jaką w dziele sztuki plastycznej mogą spełniać przedm ioty nieartystyczne w budow ane w jego strukturę: inaczej będzie to wyglądało u Styki, inaczej u Hasiora. Oczywiście książki Konwickiego są „pełne zazdrośnie schowanych zna czeń, których nikt bez [...] pomocy [autora-narratora] nie rozszyfruje”, można jednak wskazać na pewne konkretne przykłady faktów bądź p o sta ci żywcem „przepisanych” z rzeczywistości czy naw et literatury.
Szczególnie wdzięcznym polem obserwacji będzie tu Zwierzoczłeko-
upiór: b oh ater-narrator książki, dziesięcioletni Piotr, mieszka w W ar
szawie, na cichej uliczce z pomnikiem zmarłego pedagoga. Z uwagi na żałosną wręcz ilość stołecznych pomników lokalizacja tej cichej uliczki na planie W arszawy nie przedstawia najm niejszych trudności: musi to 4 być ulica Wojciecha Górskiego, biegnąca na tyłach Nowego Światu. In form acja ta jest o ty le interesująca, że na tej właśnie ulicy pod n u merem pierwszym mieszka od lat Tadeusz Konwicki. M atka n arrato ra powieści je st malarką, podobnie jak żona pisarza, D anuta (która zresztą
Zwierzoczłekoupiora ilustrowała), ojciec zaś pochodzi, jak sam pisarz,
spod Wilna. W jakiś sposób jest więc ów bohater synem pisarza 12; w ie loma cechami, również i wiekiem, odpowiada zresztą młodszej jego córce.
Tego ty pu szczegóły w różnych książkach Konwickiego zawsze dają się odkryć, nie stanowią jednak bynajm niej klucza do interpretacji jego twórczości. Często znajdujem y u niego znane postacie czy m otywy lite rackie: oto np. w ty m samym Zwierzoczłekoupiorze, w którym mamy do czynienia z problem atyką nieco metafizycznego powracania w mło dość, z rozchwianiem granic między postaciami dziesięcioletniego n a rra tora i jego własnego ojca — pojawia się, jakby zupełnie przypadkowo, imię „Dorian”. Nazywa się tak bohater niezbyt ważny; główną jego funk cją w powieści jest noszenie tego właśnie imienia, które wprowadził Konwicki do swojego utw oru, aby uruchomić problem atykę Portretu
Doriana Graya. Imię to nie może być przypadkowe — zresztą n arrato r
naw et zwraca na nie uwagę czytelnika: „jakiś Dorian (długo jego starzy musieli szukać w kalendarzu)” (Z 197). I jeszcze: w cztery stronice po wprowadzeniu Doriana do akcji narrato r — niby zupełnie przypadkiem — wymienia nazwisko W ilde’a:
P op atrzyła na m n ie z szacu n k iem , jak C ecylia na p o r t r e t O scara W il d e’a, ta k ieg o jed n eg o pisarza a n g ielsk ieg o . [Z 201]
12 Z w raca na to u w a g ę rów n ież sen b ohatera: „»Ja je ste m tw o im bratem « p rzek o n y w a ł m n ie Troip. »N aw et w ięcej, ojcem , a m oże r ó w n ie ż tw o im przyszłym synem «. Z acząłem coś m ów ić, że to zb yt sk o m p lik o w a n e i troch ę bez se n su ” (Z 219).
Jak już zauważyliśmy, pisarz stale podkreśla, że świat jego bohate rów jest św iatem raczej m yślanym niż opisywanym, i to myślanym z reguły przez narratorów o dużej świadomości kulturow ej 13, wobec czego takie asocjacje, związki z tradycją literacką, muszą się w ich my śleniu pojawiać — nie są li tylko autorskim komentarzem, ale integralną częścią narracji.
W powieściach Konwickiego — a ściślej mówiąc, w ich partiach pi sanych w poetyce snu — spotykam y również niejednokrotnie wplecione w akcję toposy biblijne. Np. w Senniku współczesnym wielce znacząca dla dalszego rozwoju akcji scena poznania się narrato ra książki, Pawła, z kobietą fatalną, Justyną, odwzorowuje kuszenie Adama:
T rzym ała w ie lk i k osz ze św ierk o w y ch k orzeni w y p e łn io n y r a j s k i m i jab łu szk am i.
— W racam z P o d jeln ia k ó w . W idzi pan, jak p ięk n ie obrodziły w tym roku — i w w y c ią g n ię ty c h ręk ach pod ała m i kosz z ow ocam i. — M oże pan spróbuje?
W ziąłem jed n o jab łk o całe oblane czerw ien ią , w o ln o je rozgryzłem p rzy gląd ając się d ziew czy n ie . [...]
— C h cia ła m k o n ieczn ie pana poznać.
Z now u u k ło n iłe m się n iezręczn ie. P a trzy ła na m n ie bez żen ad y, z u śm ie chem n i to n a iw n y m , ni to w y zy w a ją cy m .
— Bardzo m n ie pan in trygu je. P od gląd ałam pana k ilk a razy. [S 47— 48]
Przyw ołaniem topiki biblijnej iest również wspomniana w Senniku
współczesnym Dolina Jozafata (S 334), co dało krytyce asum pt do in
terpretow ania stale pojawiającej się w twórczości Konwickiego doliny właśnie jako miejsca, do którego wszyscy na koniec muszą wrócić, gdzie się wszyscy kiedyś spotkają. Niewątpliwie problem atyka metafizyczna zajm uje u Konwickiego poczesne miejsce i kolejno opisywane w nastę
pujących po sobie książkach doliny są w istocie ciągle tym samym m iejs cem, ale trzeba też pamiętać, że w wielu wypadkach pisarz nasyca topos szczegółami, które go indyw idualizują — np. w Senniku dolina i ludzie w niej mieszkający ulegaja satyrycznej deformacji. W książce tej, po wstałej w latach szczególnej prosperity małego realizmu, następuje połą czenie charakterystycznych dla niego sposobów opisu rzeczywistości z problem atyką wręcz eschatologiczną: nadsolańska dolina, w której to czy się akcja najbardziej rozbudowanego w ątku książki, jest zarazem Doliną Jozafata i zabitą deskami współczesną polską doliną, w której odnajdujem y zm iniaturyzow aną rzeczywistość wczesnych lat sześćdzie siątych. Jeżeli istotnie uznamy, że w książkach Konwickiego odbijają
się podstawowe problem y jego epoki, musimy pamiętać, że odbicie to nie
13 W ielo k ro tn ie n a tra fia m y w p o w ieścia ch K o n w ick ieg o na in form acje, że n a r ratorzy p rzeczy ta li w ie le k sią żek — nawret 1 0 -letn i P iotr ze Z w i e r z o c z łe k o u p i o r a p rzeczytał w sz y stk ie , które b y ły w dom u, zna się na teoriach Freuda, E in stein a itp.
ma nic wspólnego z „przechadzającym się po gościńcach zw ierciadłem ”, że obraz konstruow any przez pisarza jest tylko z pozoru lustrzanym odbiciem.
Sposób istnienia bohaterów powieści Konwickiego
Przykładem przekonującym świetnie, do jakiego stopnia nie chodzi w powieściach Konwickiego o przedstawienie rzeczywistości, są miłosne perypetie jego głównych bohaterów. Możemy zauważyć, że każdego z nich staw ia autor przed koniecznością dokonania w yboru między dw ie ma kobietami, z których jedna jest uosobieniem zwyczajności, ciepła, domu i kocha go, druga zaś to kobieta fatalna, igrająca jego uczuciami, wiodąca go do zguby, dla której jednak zawsze gotów jest dom porzucić, chociaż nie ma szans na spełnienie swojej m iłości14. Motyw odrzucenia domu i małżeńskiej miłości je st najczęściej pow tarzającym się motywem w twórczości Tadeusza Konwickiego. Znajdujem y go naw et w książkach pisanych u początków jego k ariery literackiej i nie m ających jeszcze właściwie znamion oryginalnej poetyki twórcy. W jednym tylko w ypad ku opuszczenie domu nie jest spowodowane przez inną kobietę — sytuacja taka zachodzi w powieści produkcyjnej Przy budowie, gdzie główny bo hater porzuca żonę dla... Nowej Huty. Trzeba stwierdzić, że żadna z opi sywanych przez Konwickiego historii miłosnych nie ma charakteru jednostkowego, nie zdarza się poszczególnym bohaterom, nie służy do ich charakteryzowania. Zauważmy, że nie dałoby się w ogóle przeprow a dzić zwykłej, szkolnej ch arak terysty k i żadnego z głównych bohaterów powieści Konwickiego, co jest jeszcze jednym dowodem ich nieepickości. Omawiany topos miłości w ydaje się być pochodzenia romantycznego: zabójcze dla tej miłości okazuje się wszelkie spełnienie — zauważmy, że kilkakrotnie zupełnie dosłownie wiąże się ono ze śmiercią bądź poważ
14 T ak ie pary k o b iet w y stę p u ją n a w et w tych k siążk ach , k tó ry ch b oh ateram i są dzieci: w D z iu r z e w n ie b i e b ęd zie to P acka k och ająca się n ie s z c z ę śliw ie w ,P ó lk u i lek cew ażąca jeg o m iło ść W isia P u cia łłó w n a ; w Z w i e r z o c z ł e k o u p i o r z e — Majka z sąsied n iego p odw órka i k a p ry śn a E w a z egzotyczn ego, p o d w ileń sk ieg o św iata. W „d orosłych ” p o w ieścia ch rzecz m a się następ u jąco: w S e n n i k u w s p ó ł c z e s n y m jest to „czarow n ica” J u styn a i sk le p o w a R egina, która w ręcz o św ia d cza P aw ło w i, że ch ciałab y się za n ieg o w yd ać, ab y rozw iązać p rob lem sw o jej i jego sam otności; w N ic alb o nic sąsiad k a Darka, p an i N iusia, zapraszająca go na śn ia d a n ie („są p yszn e bułeczk i, ty lk o m lek a n ie m a m ”) i o św ia d cza ją ca w ręcz: „Och, jak ja pana lu bię. S ch ru p ałab ym sobie od rana. P an m usi się ze m ną ożenić, m u s i!” (N 77), p rzeciw sta w io n a je s t groźnej, choćby z pow odu w y k o n y w a n ej fu n k cji, m ilicjan tce E lżbiecie; w K r o n ic e w y p a d k ó w m i ł o s n y c h W icio odrzuca m iło ść G rety, w yb ierając dum ną p u łk o w n ik ó w n ę A lin ę.
nym, śm iertelnym zagrożeniem życia b o h a te ra 15. W ostatniej powieści,
Kronice wypadków miłosnych, Konwicki explicite ujaw nia swój stosunek
do omawianego problemu, sarkastycznie rysując przypuszczalny obraz spełnionej miłości swojego bohatera:
zacząłem z lę k ie m sn u ć s w o je drugie, przypuszczalne życie, którego u n ik n ąłem cudem , d zięk i k a sk a d zie p rzyp ad k ów , szerok iej rzece różnych u k ła d ó w i in c y d en tów z k lo a k i historii. Z ob aczyłem sie b ie ze zgru b iałym i rysam i, p rzed w cześ n ie p ostarzałego, w otoczen iu ch o ro w ity ch dzieci i zam ęczon ej jak zw ierzę żony bez o k reślo n eg o w iek u . [K 56]
Elementem istotnym dla wykazania nieepickości świata przedstawio nego w powieściach Konwickiego jest również sposób prowadzenia n a rra cji i związany z nim system relacji między głównym bohaterem -narrato- rem a pozostałymi postaciami. Otóż wszystkie w ystępujące w powieś ciach Konwickiego osoby, oprócz głównego bohatera będącego najczęś ciej także narratorem , to postacie epizodyczne, wkraczające do akcji tylko wtedy, kiedy pojawiają się na drodze życia narratora-bohatera, ani na chwilę nie schodzącego z powieściowej sceny. Wszystko, co zdarza się poza nim, nie podlega opisowi, okazuje się nieważne — więcej, bez względu na stosowany w n arracji czas gram atyczny jest ona zawsze p ro wadzona jednocześnie z toczącymi się wydarzeniami, tak że nie tylko nie ma w niej mowy o antycypacyjnych uwagach na tem at przyszłości, lecz czytelnik pozbawiony jest naw et porządkującego kom entarza zda rzeń przeszłych: narracja nie jest u Konwickiego adresow anym do ko gokolwiek „opowiadaniem o”, ale raczej próbą zdania sobie spraw y przez samego n arrato ra z dziejących się w ydarzeń. Nie m amy tu do czynie nia z tak charakterystyczną dla epiki różnicą między czasem akcji a cza sem narracji. Związane jest to z faktem , iż — jak Konwicki przyznaje się niejednokrotnie — jego powieści nie są opowiadaniem zdarzeń, ale ich w ym yślaniem ad hoc przez n arrato ra; a więc pisarz upodrzędnia świat przedstaw iony w stosunku do n a rrato ra w takim stopniu, że łatw iej by łoby mówić o lirycznej niż epickiej perspektyw ie jego powieści.
Zwracaliśmy już uwagę, że w kolejnych powieściach Konwickiego
15 W K r o n i c e w y p a d k ó w m i ło s n y c h oprócz k ilk u n a stu g a zeto w y ch w sta w ek , k tóre o p isu ją koń czące się tragiczn ie h isto rie m iło sn e, zn a jd u jem y zbliżoną sy tu a cję w w ą tk u W icia i A lin y : sp ełn ien ie u czu cia p ołączon e jest z za p la n o w a n y m przez nich w sp ó ln y m sa m o b ó jstw em . P od ob n ie w N ic alb o nic — pow rót do rodzinnej dolin y, ak t p łcio w y i sam o b ó jstw o n a stęp u ją n iem a l jed n ocześn ie. R ów n ież sp e łn ie n ie m iło śc i D arka i E lżb iety koń czy się śm iercią bohatera. W S e n n i k u — zaraz po zdob yciu J u sty n y przez P a w ła m ieszk a ń cy m ia steczk a dok on u ją na bohaterze linczu. O czy w iście w dw óch osta tn ich w y p a d k a ch n ie m ożem y m ieć p ew n o ści, czy n a stęp stw o cza so w o om a w ia n y ch w y d a rzeń jest n a stęp stw em p r zy czy n o w o -sk u tk o w y m , czy p o s t hoc znaczy tutaj p r o p t e r hoc, p o n iew a ż jed n ak tak ich zb iegów o k o liczn o ści jest k ilk a, n asze rozu m ow an ie w y d a je się d opuszczalne.
powtarza się często chw yt polegający na burzeniu tworzonej iluzji — często przeprowadzane jest ono poprzez ujaw nianie innego, praw dziw
szego w płaszczyźnie tekstu, n a r r a to r a 16. Zauważmy, że ten z nagła ujaw niony „prawdziwszy n arrato r” z reguły dysponuje w łaśnie perspek tyw ą liryczną, powoływany jest do komentowania nie świata, ale raczej siebie samego:
O p ow iad ałem tę n iep ra w d ziw ą , zm y ślo n ą h isto rię w ła śc iw ie so b ie sam em u . Bo ch cia łem się tro szeczk ę u w o ln ić od b ólu , strach u i złych m y śli. P r z y je m n ie jest u w a ln ia ć się i b yć w o ln y m . [...]
N a jcu d o w n iejsze, że p oh asałem sob ie troch ę na sw ob od zie. Ż yczę w am tego sam ego. Ż eb yśm y ty lk o zd row i byli. Ż eb yśm y tylko... [Z 276—277]
Z aw sze ch cia łem po sw o jem u k reo w a ć św ia t. K ied y ok azało s ię to n ie m o ż liw e , zacząłem go so b ie k reow ać w e w ła sn ej w yob raźn i. B ezsiln y , o g łu p iały,
sp u stoszon y, leżę sob ie w cu d zym m ieszk a n iu , w m ieszk a n iu p rzy ja ció ł, k tó rzy w y je c h a li chyba na zaw sze, a ja n ie w y je c h a łe m i n ie w y ja d ę . [...] w ięc leżę sob ie i b u d u ję w y m y śln e , sk o m p lik o w a n e życie, trochę n ie z w y k łe , ale i praw d op od obn e, p e łn e zazd rośn ie sch o w a n y ch zn aczeń , k tó ry ch n ik t bez m ojej pom ocy n ie ro zszy fru je, w ię c p ełn e k o d ó w m n ie ty lk o w ia d o m y ch , ale w c a le n ie sy m etry czn e i bez u k rytych ry tm ó w , bo ta k ą m am tera z fan tazję. [N 198— 199]
G dzie jest m oja ojczyzn a? G dzie jest o jczyzn a b ogów ? C h ciałb ym tam w rócić. C h ciałb ym tam w rócić, choćby ok azała się podobną do tej k rain y ludzi, gd zie sp ęd ziłem w y g n a n ie. C hoćby b yła w sz e c h św ia te m k o lo sa ln y ch i n iesk o ń czon ych b ólów , k o lo sa ln y ch i n iesk oń czon ych u trap ień , k o lo sa ln y ch i n iesk o ń czonych nadziei. N ie, niech n ie b ęd zie podobna do ziem i. M am na za w sze pełne oczy cierp ien ia, p ełn e u szy szlochu, p ełn e serce lęk u . A le n iech b ęd zie zarazem jak oś podobna do ziem i. N iech b ęd zie podobna w krótk iej c h w ili radości z do konania, w u lo tn y m za ch w y cie dla p rzyp ad k ow ego p ięk n a sm u k łej traw y lub w on n ego zioła, w p rzejm u jącej sło d y czy o lśn ie w a ją c e g o b łysk u p ierw szeg o za kochania. C h ciałb ym zabrać do o jczyzn y b o g ó w sw o ją k am icę n erk o w ą i le gen d ę o m iło ści. M iłości p rzyziem n ej i w zn io słej, kazirod czej i a n ie lsk ie j, w y m y ślo n ej i ż y w io ło w e j, ch u tliw ej i p erw ersy jn ej, dobrej i złej, b y leb y tylko b yła. Bo m oże k ied yś, w' k o lejn y m kręgu n iesk o ń czo n o ści, jeszcze b ędę ko chał. [K 101]
Przede wszystkim rzuca się w oczy odmienność języka tych frag mentów: jest on zupełnie różny od tego, jakim z reguły rozmawiają ze sobą postacie książek Konwickiego czy jakim prowadzona jest ich nar racja. Kiedy ujaw nia się „prawdziwszy n a rra to r”, od razu język staje się wyżej zorganizowany, pojaw iają się klasyczne okresy, form a zaczyna
16 O czy w iście je s t to ty lk o k o lejn a ilu zja: skoro K o n w ick i z u p orem dezaw uuje narratorów sw y c h k siążek , pod p orząd k ow ując ich ja k im ś „n ad n arratorom ”, przy pom ina tym sam ym czy teln ik o m o u m ow n ości p ra w d y litera ck iej i n ie m a żadnego pow odu, ab y śm y u zn a w a li tych n a d n arratorów za ja k o ścio w o różn ych od narrato ró w z w y k ły ch , są oni b o w iem zu p ełn ie tak sam o p rzez p isarza w y m y śle n i. Istnie jące m ięd zy n im i h ierarch ie m ają w ię c zn aczen ie ty lk o w ew n ą trz tek stu .
zwracać uwagę na samą siebie. Są to zjawiska charakterystyczne dla li ryki, epice zaś w zasadzie obce. Ponieważ wypowiedzi te umieszczane są w stru k tu rze powieści Konwickiego zawsze jako nadrzędne wobec głównego toku n arracji (są one zawsze wypowiedziami owych n ad n arra- torów), kom prom itują one świat przedstaw iony już nie tylko w ykazując jego nieprawdziwość, dowolność jego elementów („Nie jestem opisują cym ani opisywanym. Jestem bogiem” — oświadcza n arrato r ostatniej książki Konwickiego; К 94), lecz rów nież zwracając uwagę, że istotnym sensem, treścią wypowiedzi są skrajn ie subiektyw ne odczucia podmiotu, a nie próby obiektywizacji czegokolwiek, czy przedstawienia k o nkret nego świata i jego problemów.
Marność epiki
Można znaleźć w powieściach Konwickiego wyrażoną explicite nie ufność wobec wszelkiej epiki, niew iarę w możliwość opisania świata:
— [...] Bo ja n ie znam lu d zi, n ic o n ich n ie w ie m , w id z ę ich ty lk o w św ie tle d zien n ym , ich p oczyn an ia k o m en tu ję p orząd k iem m n ie p rzyrodzonym , a n ie w iem , ja k jest n ap raw d ę, n ie w iem , co robią w nocy, w u k ryciu , sa m i p rzed sobą. [S 261]
— J a k m y ślisz, S tary, co po n as zo sta n ie?
— N a p ew n o ktoś p rzeży je i sp isze n iep ra w d ę, to zn aczy praw d ę, ja k ą by ch cia ł od n aleźć w p rzy p o m n ien iu m łod ości. [S 176]
— A ty w iesz, że n iesk o ń czo n o ść m a dw a końce? [...]
— Że b ieg n ie ona n ie ty lk o od n as w k osm os, a le i od n as w drugą stron ę. Że d zieli s ię n iesk o ń czen ie w n ie w y m ie m o ść , a le ta k że i w w y m ierność. [...]
— [...] P o słu ch a j, bo w ięcej n ie p o w iem . N ie ty lk o m ak rok osm os jest n ie sk oń czon y. M ikrokosm os ró w n ież. T y m n ie rozu m iesz? K on k u ren cyjn a n ie s k o ń czoność. [W 163— 164] 17
Cytowane refleksje są świadectwem rozczarowań pisarza-realisty, który pojął, jak znikome są jego możliwości, jakim uroszczeniem jest opisywanie świata przez człowieka, k tó ry i o sobie nie wie nic do koń ca — naw et n arrato r Kroniki w ypadków miłosnych oświadczający, że jest bogiem, okazuje się bogiem okaleczonym, pozbawionym należnej mu wszechwiedzy (K 94).
Zadaniem podstawowym jest więc uporanie się z rozumieniem w łas nego losu:
To, co d otych czas przeżyłem , to ga rstk a k a m ien i w y d o b y ty ch z dna rzek i. B ęd ę je ju ż na za w sze u k ła d a ł w coraz to n o w e k o n ste la c je i szu k ał sen su , k tóry tym rządzi. [S 188]
17 W ydaje się, że jest to p rzetw orzon a w p ija ck ą ro zm o w ę jed n a z m y ś li P a sca la . Por. B. P a s c a l , M y ś li. W arszaw a 1972, nr 460.
To w szy stk o p olega na tym , że otrzy m u jem y p orcję k art i p otem ju ż d o końca ta su jem y je, u k ła d a m y , szu k ając ład u i sensu. T a k ie jest n asze ż y c ie . [S 261]
Te wyznania n arrato ra Sennika współczesnego, książki, od której m o żemy mówić o stw orzeniu przez Konwickiego oryginalnej poetyki powie ściowej, są w istocie m anifestem antyepickim, im peratyw em głębinowej introspekcji, prowadzą na uciążliwą drogę poszukiwania własnej tożsa mości, która okazuje się wcale nieoczyw istą18. W yjaśniają one jedno cześnie natręctw o pow tarzania się w kolejnych książkach tych samych motywów, postaci, miejsc — owych kam yków w ydobytych z dna rzeki czy k art niegdyś rozdanych, z których można coraz to na nowo staw iać sobie kabałę. Tak więc poszczególnym motywom, postaciom czy miejscom przyporządkowane są jakieś określone znaczenia, które jednak konkre tyzują się dopiero w odpowiednim układzie. Sem antyka ta k tworzonej literatu ry jest niesłychanie złożona, pisarz bowiem nie operuje znakami prostymi, jednoznacznymi — ale niejednorodnym i w swojej stru k tu rze obrazami, mającym i pewne znaczenie własne i uzyskującym i nowe zna czenia w zetknięciu z innym i obrazami-toposami.
W Nic albo nic wywiązuje się na wieczorze autorskim dyskusja o roli literatury; główny bohater książki, Darek, szydzi z małego realizm u, którego domaga się jeden ze słuchaczy:
— Na p ew n o n ie ch cę w ied zieć , co tam panu au torow i p rzych od zi do g ło w y . N a ja k ie k o m p lek sy cierpi, na co p sy ch iczn ie ch oruje, za co m a p reten sje do życia. N a to m ia st ch cia łb y m u sły szeć, co w ie o zw y k ły m ży ciu z w y k ły c h lu d zi.
— Bo pan, b id u la, sam n ic n ie w ie? M usi pan po to do k sią żeczek zagląd ać? N ie sły sz a ł pan n igd y, że w n iek tórych w o jew ó d ztw a ch p łon ą la sy , że do fa b ry k i lo d ó w ek koop eran ci n ie d o sta rczy li p ięciu ton w k rętó w , że w W ałbrzychu u ro d ziły się czw oraczk i, że w czoraj w o d ow an o tra w le r -p r z e tw ó r n ię , że od b yw a
18 N ie ty lk o ze w zg lęd u na o m aw ian ą szeroko p o ety k ę on iryczn ą op ierającą się na n iep ełn ej to żsa m o ści św ia ta p rzed sta w io n eg o , lecz tak że dlatego, że n arra torzy k o lejn y ch p o w ie śc i tw orząc n ajro zm a itsze sy tu a cje, k tó ry ch są b oh ateram i, u ciek a ją c od sw o jej r z eczy w isto ści, cod zien n ości, chcą w isto c ie dokonać sa m o - ok reślen ia. Z adają p y ta n ia o to, k im b y li, k im są, k im m o g lib y być. W żadnej z p o w ie śc i K o n w ick ieg o n ie jest p o w ied zia n e, kim jest n a p ra w d ę narrator, ja k i je s t jego zaw ód, czy m a rodzinę, jak w y g lą d a . S ło w em — brak w ła śn ie ich d o w o d ó w tożsam ości. N ie chodzi tu przecież jed n a k ty lk o o dane, k tó re m ożna w p isa ć do dow odu osobistego; tego typ u n ieto żsa m o ści w y stę p u ją tuż pod p o w ierzch n ią n arracji i d otyczą — ja k np. w S e n n i k u w sp ó łc z e sn y m , — postaci m a rg in eso w y ch : hrabiego P aca, który je s t K o w a lsk im , torow ego D ęb ick iego, który jest szefem U B D obasem , proroka J ó zefa Cara, k tóry jest d ziałaczem k o m u n isty czn y m , p a rty za n ta Jasiu K rupy, który je st Ż ydem . G łęb sza je s t n ietożsam ość g łó w n y ch b oh aterów , którzy n ie m ogą zgodzić się sam i ze sobą, k tórzy n ie ak cep tu ją sa m y ch sieb ie z różnych o k resó w sw o jeg o ży cia — n ie m ogąc jed n a k odrzucić fra g m en tu sw o jej b iografii czy sw o jej osob ow ości.
się zjazd p o w ia to w y c h p rezesó w k ó ł fu tu ro lo g ó w , że jeździ się drugą klasą, a w d ok u m en cie d eleg a cy jn y m w p isu je się p ierw szą, aby różn icę sch o w a ć do k ieszen i, że u ru ch om ion o n o w y tu rbozespół, że m in ister h an d lu w y c o fa ł ze sprzedaży o szu k a ń czy produkt, że k u rw y w y sia d u ją w h a lla ch m ięd zy n a ro d o w ych h o teli, że w y b u ch ła ep id em ia n o sa cizn y u b yd ła, że zw ięk szo n o p rzydział papieru na p od ręczn ik i szk oln e, że starzy lu d zie czasem m uszą oszczędzać, że jedni k och ają ży cie, ła k n ą dobra i otuchy, a in n i chrom olą to sw o je ży cie i m ają w szy stk ieg o po d ziu rk i w nosie. T ego pan jeszcze n ie w ie? [N 261—062]
Tak więc realizm atakow any jest przez Konwickiego i dlatego, że obiecując praw dę o świecie nie jest w stanie jej dać, i dlatego, że jest „przepisywaniem ” rzeczy już wiadomych, że nie pozwala na tworzenie nowych wartości.
Profecja i żart
Ponieważ, jak to już kilkakrotnie podkreślaliśmy, w większości ksią żek Konwickiego narratorzy przyznają się do wymyślania opisywanych
historii, trzeba spróbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego je wymy ślają i czego od nich oczekują. Spraw a jest tu dosyć skomplikowana, bowiem narrato rzy ci przypisują literaturze dwie, biegunowo różne, funkcje: profetyczną i ludyczną.
Akcja każdej z książek odbywa się w przededniu katastrofy: w Sen
niku współczesnym będzie to zalanie doliny i miasteczka wodą spowo
dowane budową hydroelektrow ni, we Wniebowstąpieniu — groźba III w ojny światowej (chodzi tu najprawdopodobniej o konflikt w Zatoce Swiń), w Zwierzoczłekoupiorze — kometa m ająca uderzyć w ziemię, w Kronice w ypadków miłosnych dziejącej się wiosną 1939 — wybuch w ojny, która dla podwileńskich okolic okazała się końcem dotychczaso wego świata. Zawsze więc opisywane zdarzenia dzieją się w „chwili osobliwej”, z czego ich n arrato r zdaje sobie sprawę. W pierwszej z oma wianych powieści, Senniku, katastrofa jest tylko na m iarę doliny i mia steczka, można więc próbować ratunku, można odjechać pociągiem re patriacyjnym :
A tuż obok, p od e m ną, sta li m ieszk a ń cy tego m ia steczk a . P rzy szli popatrzeć, jak odjeżdża się stąd za darm o.
— D okąd id zie ten p ociąg? — sp ytałem . — L u d zie p o w ied zą [...]. [S 339]
W późniejszym o cztery lata Wniebowstąpieniu katastrofa obejmuje całą Warszawę, od Okęcia po Bródno, i prawdopodobnie — choć nic się o ty m w książce nie mówi w prost — cały świat. Cierpiący na amnezję pourazową bohater-n arrato r gorączkowo poszukuje nie tylko swojej toż samości, lecz także jakichś ogólnych wartości, które pozwoliłyby mu na
odbudowę świata utraconego w skutek choroby. Trzykrotnie w raca p a mięcią do tego, co uważał za piękne i dobre — do lasu, rzeki, nieba. Okazuje się jednak, że utraciły one swoje wartości:
U m ierają la sy . N a jp ie r w ły s ie ją z m ch u , p otem rzed n ie traw a, u k a zu ją c syp k ą ja k p o p ió ł ziem ię, p otem g in ą k rzak i tra to w a n e, w r e sz c ie u b yw a d r z e w i m ięd zy rza d k ie p n ie w k racza ja ło w e p u stk o w ie, k tóre p rzed ziela g ig a n ty c z n e p iram id y b eto n o w y ch m row isk . U m ierają la sy , k tó re d a w a ły sch ro n ien ie c z ło w ie k o w i u ciek a ją cem u przed in n y m czło w ie k iem . [W 56-57]
U m ierają rzek i. To zn aczy tracą pozór życia. S ta ją s ię m a rtw y m r y n s z to kiem , ja ło w y m ściek iem , row em k lo a czn y m u d a ją cy m w ie c z n y ruch. [W 135] D opiero k tóregoś dnia, n ie w iad om o n igd y k ied y , po raz p ierw szy p o d n o sim y p ię śc i do n ieb a, aby grozić. A lb o szu k a m y w zro k iem n ieb a sk o m lą c 0 ratu n ek . I w te d y w ła śn ie d ostrzegam y lu d zi p o w ra ca ją cy ch z d a lek iej w ę drów k i, której celem b y ło p ozn an ie nieba: je d y n y p ra w d ziw y k o m p lek s c z ło w ieczy . L ecz ci lu d zie, n iek tó rzy ży w cem sp a len i, m ó w ią , że n ieb a n ie m a. Że je s t to w ie c z n a śm ierć. [W 225]
1 w tedy pojawia się przekleństw o Hioba, które bohater czyta w ko ściele z przypadkowo znalezionej książki. Czyta głośno:
— Bodaj b y ł z g in ą ł d zień, k tóregom się urodził! i noc, w k tórą rzeczono: P oczął się m ężczyzn a! Bodaj się b y ł on d zień ob rócił w ciem ność! B y się b y ł o nim n ie p y ta ł B óg z w y so k o ści, i n ie b y ł o św ie c o n y św ia tło śc ią ! Bodaj go b y ła zaćm iła ciem n o ść i cień śm ierci! B y go b y ł ogarn ął obłok i u stra szy ła go gorącość dzienna! B odaj b y noc on ę o sia d ła ciem n o ść, a b y n ie szła w liczb ę dni roczn ych , i w liczb ę m iesięc y n ie p rzyszła! Bodaj n oc ona b y ła sam otn a, a śp iew a n ia aby n ie b y ło w niej! B odaj ją b y li p rzek lęli, k tórzy p rzek lin a ją dzień, k tórzy są g o to w i w zru szać p łacz sw ój! B odaj się b y ły za ćm iły g w ia zd y przy zm ierzch an iu jej! a czek ając św ia tła , aby się go b y ła n ie d oczek ała, ani n ie ogląd ała zorzy porannej! [W 228— 229 (K sięga H ioba, III, 3— 9)]
W Nic albo nic, powieści samym swoim ty tułem zapowiadającej sy tuację bez wyjścia, eschatologia posuwa się ad infinitum: w ciemnym przedziale pędzącego pociągu ktoś recytuje proroctw o św. Jana:
— A o b ró ciw szy się u jrza łem sied em złotych św ie c z n ik ó w — i pośród św ie c z n ik ó w kogoś p odobnego do S y n a C złow ieczego — o b leczon ego w sza tę do stóp — i p rzep asan ego na p iersia ch zło ty m p asem . — G ło w a J ego ja k płom ień ognia — sto p y J ego pod ob n e do cen n ego kruszcu — jak g d y b y w p iecu rozża rzonego — a głos jego jak o głos w ie lu w ód . — W p ra w ej sw e j ręce m ia ł siedem g w ia zd — i z J ego u st w y ch o d ził m iecz ob osieczn y, ostry. — A Jego w y g lą d — jak k ied y sło ń ce ja śn ie je w sw ej m ocy. — K ied y m Go u jrza ł — do stóp Jego u p ad łem , jak m a rtw y — a On p ołożył n a m n ie p ra w icę sw ą , m ów iąc: — „Prze stań się lęk a ć! — Jam je st P ierw szy i O statn i, i żyjący. — B y łe m u m a rły , a oto jestem ż y ją cy na w ie k i w ie k ó w — i m am k lu cze śm ierci i O tch ła n i”... [N 161— 162 (A p o k a l i p s a w e d łu g św . Jana, I, 12— 18)]
I cała ziem ia w p o d ziw ie p ow iod ła w zro k iem za B e stią — i p ok łon oddali S m o k o w i — bo w ła d z ę d ał B estii — i B estii p ok łon od d ali, m ów iąc: — „Któż je s t podobny do B e stii — któż p o tra fi rozpocząć z n ią w a lk ę ”. — I dano jej
usta m ó w ią c e w ie lk ie rzeczy i b lu źn ierstw a — i dano jej m ożn ość p rzetrw an ia czterd ziestu dw u m iesięc y . — I o tw o rzy ła sw e u sta dla b lu źn ierstw p rzeciw k o Bogu — by b lu źn ić J eg o im ien iu , J ego p r zy b y tk o w i — i tym , co w n ieb ie m ają przytu łek . — I dano jej w a lk ę w szczą ć ze ś w ię ty m i — i ich zw y c ię ż y ć — i dano jej w ła d z ę nad k a żd y m szczep em , lu d em , języ k iem i narodem . — I b ęd ą odda w ać jej p ok łon w sz y sc y m ieszk a ń cy zie m i — każdy, k tórego im ię n ie jest zap i sane w k sięd ze za b iteg o B aran k a — od założenia św ia ta . — J e śli kto u szy m a, n iechaj p o sły szy ! — J e ś li k to do n ie w o li je s t p rzezn aczon y, id zie do n iew o li — je śli kto na zab icie m ieczem — m u si b y ć m ieczem zabity... [N 163 (A p o k a li p s a w ed łu g św . Jan a, X III, 4— 10)]
Te przydługie cytaty obrazują tw orzony przez Konwickiego nastrój — pisarz jakby nie ufa swoim możliwościom twórczym, nie wystarcza mu groza tego, co sam pisze, i aby osiągnąć szczyt okropności, posiłkuje się właśnie przekleństw em Hioba czy Apokalipsą. Przecież jednak i poza tym czuje się w powieściach Konwickiego aurę okropności, co krok pojawiają się samobójcy, kaleki, nieuleczalnie chorzy. Widmo śmierci towarzyszy przez cały czas bohaterom i wcale nie tylko we fragm entach mówiących o okresie w ojny — groza współczesności zupełnie jej dorównuje.
Byłoby jednak niedopuszczalnym uproszczeniem, gdybyśmy chcieli, jak to czynił np. Ju lian P rz y b o ś19, rozumieć książki Konwickiego jako m anifesty czarnowidztwa, gdybyśmy w yczytali z nich, że „ma się pod koniec nowożytnemu św iatu” — ponieważ, jak już zauważyliśmy, fun kcja profetyczna towarzyszy w omawianych utw orach funkcji ludycz- nej. N arratorzy stw ierdzają często, że te zmyślone historie są dla nich odpoczynkiem od rzeczywistości, pozwalają pobawić się, ucieszyć. Umie rający w szpitalu na białaczkę n arrato r Zwierzoczłekoupiora przyznaje wręcz, że opowiedziana historia ma dla niego również znaczenie kom
pensacyjne:
N ie g n ie w a jc ie się, że o p o w ied zia łem w am tak ą zu p ełn ie n iep ra w d ziw ą h istorię. A le ja n a p ra w d ę ch cia łb y m się k och ać w tak iej d z iew czy n ie jak M ajka czy choćby E w a, ch cia łb y m czasem w a g a ro w a ć, ch cia łb y m zagrać w film ie o podróżach m ięd zy p la n eta rn y ch , ch cia łb y m b ić się z ró w ieśn ik a m i, czytać p a m ię tn ik i starszej sio stry , słu ch a ć w y m y s łó w i ob elg ja k iejś C ecylii, koszm arn ego p otw ora w sp ód n icy, ch cia łb y m n u d zić się i zn iech ęc a ć do życia. [Z 276]
C harakter zdecydowanie zabawowy ma również rozmowa Darka z Nic albo nic z wym yśloną przez niego m ilicjantką (N 198— 199), Darek nie chce naw et określić własnego stosunku do wymyślonej bohaterki — raz obdarzając ją pew ną samodzielnością decyzji, wolnością wyborów, słowem: jakąś niezależnością, to znów podporządkowując wszystkie jej zachowania i decyzje swojej woli; przypom ina to trochę zabawę kota z myszą.
Od żartu nie ma w powieściach Konwickiego ucieczki naw et w
mentach traktow anych najbardziej serio, naw et tam, gdzie nastrój w y daje się już nie tylko poważny, ale wręcz przerażający. Tak jest np. w e
Wniebowstąpieniu; koszmar nocy osiąga swoją kulm inację podczas d a n
cingu w „Bristolu”, przecież jednak znajduje się tam angielski dyplom a ta, którego postać jako żywo godna jest dzieła zdecydowanie satyrycz nego:
— [...] Oto w y c h o w a n e k O xfordu, su b teln y arystokrata, w ie lk a n a d zieja dyp lom acji. P rzy sła n o go do P o lsk i dla w a żn y ch i tajn ych zadań. K ied y w y s ia d ł na w a szy m lo tn isk u , nogi się pod nim u g ięły , w ło s się zjeży ł n a g ło w ie, z a pragnął w ow ej c h w ili n atych m iast, tym sam ym sam olotem , w ra ca ć do k raju . [...] jed n ego w ieczo ru p oszed ł w P o lsk ę. On sam dobrze n ie p am ięta, k ie d y to się stało. M oże k toś m u pokazał, jak się p ije czy stą w ód k ę ze szk la n k i, a m o że p od ziałała su m a w ita m in , za w arta w k artoflach , które tu spożył, albo ja k ie ś flu id y , w y d z ie la n e przez to m row isk o na rozdrożu, dotarły do jego św ia d o m o ści i w str z ą sn ę ły n ią ra p to w n ie, dość że n a g le r a fin o w a n y arystok rata, w y c h o w y w a n y p rzez n a jsu b te ln ie jsz e u m y s ły E uropy, ru szy ł nocą w P o lsk ę i to b y ł k on iec jego św ia to p o g lą d u , jego je ste stw a , jego k ariery d yp lom atyczn ej. N a z a jutrz do a p a rta m en tó w am b asad zk ich w ró cił zw y k ły sło w ia ń sk i n ih ilista , troch ę zb u n tow an y clo chard, odrobinę ap o sto ł z początk am i n eu rasten ii, ot, po prostu w a rsza w sk i p ijaczek .
C u d zoziem iec w e stc h n ą ł i się g n ą ł po fla sz k ę z w odą sod ow ą. P ił ja k z m ę czony fu rm an , bez szk la n k i, a stru ga sreb rzy steg o p łyn u ściek a ła po b rod zie i szy i na a n g ie lsk i non ir on k oszu li.
— Z an ied b ał in teresy sw eg o m o ca rstw a , u to n ą ł w zgubnej p olsk ości, w e k s p ery m en ta ln y ch tea trzy k a ch p iw n iczn y ch , w n ocn ych d ysk u sjach o isto c ie b ytu, w e k stra w a g a n cja ch m łod ych p o etó w z p row in cji, w n ieu stan n ych d em o n stra cjach p rzeciw k o w sz y stk ie m u i w sz y stk im , w przew rotn ej i h istery czn ej lu b ież- n ości w a szy ch kobiet.
P an N iem iec z a m y ślił się rap tow n ie. W sali tanecznej ork iestra zagrała
S to la t .
— K iu rw a m acz — rzek ł z trudem cud zoziem iec. P an N iem iec p rzetarł d łon ią zm ęczon e oczy.
— Co tu gadać, pan sam w id zi. P ó ł roku tem u rzu cił żonę z trojgiem d zieci n o to w a n y ch w „ A lm an ach u G o ta jsk im ” i stu d iu je T o w ia ń sk ieg o w e fran cu sk im tłu m a czen iu A d am a M ick iew icza. W ystarczy?
— [...] Z ostał p rzen iesio n y za karę do P aryża. To jego p o żeg n a ln y w ieczór. — K iu rw a m acz — rzek ł cich o r ep resjo n o w a n y d yp lom ata. [W 192— 194]
Można by próbować brać zupełnie poważnie tak ten jak i inne opisy satyryczne, które odnajdujem y w książkach Konwickiego, tłumaczyć, że są one bardziej sm utne niż śmieszne, trudno by było jednak nie zwrócić uwagi na żarty robione w różnych powieściach już nie przez narratorów, ale przez samego p isa rz a 20. Zwracaliśmy uwagę na wykorzystywanie
20 T akim żartem jest np. n a d a n ie boh aterom W n i e b o w s t ą p i e n i a n a zw isk dery- w o w a n y ch od n a z w n arod ów k ra jó w d em ok racji lu d ow ych : N iem iec, S ło w a k iew icz, Ł otysz, C zech, M adziar, R usek, K ozak, L itw in iec. T ylk o jedno n a zw isk o w yłam u je się z tego zbioru (chociaż też p och od zi od n a zw y narodu): Turek.
przez Konwickiego fragm entów jego własnej biografii do konstruow ania życiorysów bohaterów. Swój udział w książkach m ają również i znajomi autora, niejednokrotnie przedstawiani w krzyw ym zwierciadle — tak jest np. z postacią „rozkosznego potw ora” — Cecylii z powieści Zwierzoczłe-
koupiór; zaprzyjaźniona z pisarzem tłumaczka literatu ry angielskiej, Ce
cylia Wojewoda, poczuła się mocno urażona, gdyż dla kręgu znajomych Konwickiego zbieżności między nią a bohaterką książki były zupełnie oczywiste.
Podobnych przykładów można by wskazać jeszcze kilka, należy wszak że pamiętać, że większość tego typu żartów jest zupełnie nieczytelna, są one bowiem przeznaczone dla wąskiego kręgu przyjaciół pisarza. Tak jest z ukazanym w Zwierzoczłekoupiorze światkiem filmowców, pełnym k ary k atu r postaci autentycznych, podobnie z aluzjam i do pisarzy — przyjaciół bądź wrogów — czytelnym i w prawdzie dla grona szerszego, ale w zasadzie ograniczającego się do środowiska warszawskich literatów. Oto we Wniebowstąpieniu wspomniany jest pan Lolo, człowiek inteli gentny, który w racając nad ranem z knajpy zwykł był pomagać robot nikom przenosić mięso z ciężarówek do chłodni — podanie przez Kon wickiego faktu, że nosił on czerwone skarpetki, a od jakiegoś czasu słuch o nim zaginął, każe wnioskować, że jest to szkic do p o rtretu Leopolda Tyrm anda, który był podobno pierwszym człowiekiem noszącym w W ar szawie czerwone skarpetki.
Czasami można znaleźć złośliwe żarty z osób, które się pisarzowi na raziły — np. w Nic albo nic znajdujem y taki obrazek poety:
P o k a za ł się poeta. Id zie po gazety. K roczy, w y so k o w sp in a ją c się na palce, bo P an B óg p o sk ą p ił m u w zrostu. Z adziera g ło w ę z siw ieją cą p o etyczn ą czu p ryną. W oczach n iesie b łęk itn y spokój czło w ie k a w ta jem n iczo n eg o . R ozsiew a, n iczy m drogie p erfu m y , flu id y o p ty m isty czn eg o za d o w o len ia opartego na rozu m o w y c h p rzesłan k ach . [...] z p ow rotem w sp in a się na p a lce odchodząc w głąb u lic z k i u m ajon ej ch orągiew k am i. P e w n ie zn ow u szuka u rb an istyczn ej m etafory, bo to p u ste m ia sto za la n e ukropem sło n eczn y m aż się prosi o uogóln ien ie. [N 80— 81]
Jest to kary katu ra Juliana Przybosia, k tó ry bardzo ostro zaatakował w „Życiu W arszawy” poprzednią powieść Konwickiego, Wniebowstąpie
nie, zarzucając jej czarnowidztwo i stwierdzając, że utwór, którego do
m inującym uczuciem jest rozpacz, nigdy znaczącym dziełem sztuki być nie może 21.
Tu jednak kończą się żarty, a zaczyna się zupełnie poważna dyskusja światopoglądowa, która w każdej książce Konwickiego zajm uje miejsce
centralne, chociaż niejednokrotnie bywa nieco zakamuflowana.
21 P r z y b o ś , op. cit. — P o w ra ca ją ce k ilk a k ro tn ie w tek ście Nic alb o nic o k r e śle n ie „poeta o p ty m isty c z n y ” zostało u ży te p rzez H. B e r e z ę (Z s tą p i e n ie na