c o u m a i
MIESIĘCZNIK KOŚCIOŁA ZIELONOŚWIĄTKOWEGO W POLSCE PL-ISSN 0209-0120
Posłuszni Duchowi Ś w ię te m u ... 3
Bądź wolny od okultyzmu ...4
Czy chodzić na nabożeństwa? ... 5
Byłem a lk o h o lik ie m ... 6
Chcemy służyć Kościołowi ...7
Po co inne j ę z y k i ...8
Człowiek ze snu ...10
Dzień, w którym Bóg wskrzesił małego K atshinyi ... .11
P o szu k iw an ie... .12
Oblicz koszty! ... . .13
Wczasy rodzinne w Boguszowie ... 13
Czy słyszysz co mówi d z i e c k o ? ...14
Nowe broszury e w a n g e liz a c y jn e ...15
Ocalony z rą k n a p a s tn ik a ... 16
Na "hondzie" w służbie ewangelii ... 16
Mały Chrześcijanin ... 18
Skutki upadku a u to ry te tó w ...20
Apel P rezbitera Naczelnego ...20
Polski Zbór M isyjny w Atenach ... 20
Poznajm y nasze z b o r y ... 21
Pilnuj czytania, napom inania, n a u k i ... 22
Co słychać w Broczynie? ... .23
Wiadomości ze ś w i a t a ... 24
Wiadomości z k r a j u ... 25
Zapowiedzi w y d a r z e ń ... 26
Ja k pomóc duchowemu przywódcy ...27
Setne urodziny! ... 27 strona 16
CHRZEŚCIJANIN Pism o założone w roku 1929. M iesięcznik K ościoła Zielonośw iątkow ego w Polsce. Redaguje zespół.
A dres redakcji: "Chrześcijanin", ul. Sienna 68/70, 00-825 W arszaw a, tel. 22.248575, fax 22.204073. Cena egzem plarza 15000 zł. Prenum erata roczna krajowa: 90000 zł. zagraniczna zwykła: 10 USD; zagraniczna lotnicza: Europa - 13 USD;
Afryka, Azja, A m eryka Pin. - 15 USD; A m eryka Płd. i A ustralia - 1 8 USD. Prenum eratę zagraniczną prosim y kierow ać pod adresem redakcji czekiem bankow ym w w alucie obcej lub gotów ką na konto: Instytut W ydaw niczy "Agape" PBK , III O/W arszaw a, Nr: 370015-8497-136 M ateriałów nie zam ów ionych redakcja nie zw raca oraz zastrzega sobie praw o zm ian w nadesłanych materiałach. N azw a m iesięcznika praw nie zastrzeżona. N um er indeksu: 35462 PL-ISSN 0209-0120 R edakcja techniczna, skład i diapozytyw y - PA N D A Plus, W arszaw a, ul. M arszałkow ska 1/119, fax/tel. 22.252320
strona 14
2
Posłuszni Duchowi Świętemu
Duch Święty, którego Bóg dał tym, którzy Mu są posłuszni” (Dz 5,32)
W eonie laski, wszyscy którzy mają Boże prawo "wyryte w sercach" wiedzą jak postępować. Przecież prowadzi ich Duch Święty! Czy potrzebne są więc ludzkie autorytety? Czy należy się komu
kolwiek podporządkowywać? Czy może mieć coś do powiedzenia pastor, starsi zboru, albo bracia i siostry dłużej niż my idący za Panem? Są przecież tylko ludź
mi, mogą się mylić w tej czy innej spra
wie. A jednak Boże Słowo zachęca nas do poddawania się autorytetom formalnym, instytucjonalnym. Nakłania nas do sza
cunku dla władz państwowych, dla pra
codawców, dla rodziców i starszych w zborze, dla "wszystkich w przełożeństwie będących", jak mówi stary przekład Pis
ma. I to niezależnie od naszej oceny na ile konkretna osoba odpowiada wymogom zajmowanego stanowiska, pełnionej fun
kcji, roli lub naszym wyobrażeniom na ten temat. Doskonały przykład takiej sy
tuacji znajdujemy w Starym Testamen
cie. Chodzi oczywiście o króla Dawida i jego stosunek do Saula, któremu Bóg o- debrał swój autorytet i pomazanie, ale mimo to pozostawał on jeszcze jakiś czas na tronie.
Szacunek okazywany formalnym au
torytetom podoba się Bogu. Jest podsta
wą porządku niezbędnego przecież we wszelkim życiu społecznym. Wymaga
nie to nie przekreśla wcale naszych praw do samodzielnego myślenia, osądzania i podejmowania decyzji. Są pewne ramy tego podporządkowania i zdarza się, że trzeba powiedzieć "musimy bardziej słu
chać Boga niż ludzi". Jednak zasadą jest podporządkowanie. Powinniśmy pamię
tać o tym w naszym życiu rodzinnym, zborowym, społecznym. Może nasza postawa wymaga rewizji i skonfrontowa
nia z wymaganiami Bożego Słowa? Jeśli tak, Duch Święty, "którego dał Bóg tym, którzy są mu posłuszni" powie nam, gdzie zbłądziliśmy.
N
ie tak dawno, w popularnej gazecie codziennnej ukazał się artykuł na temat nowej koncepcji programu kształcenia ogólnego w polskich szkołach. Są
dząc z jego treści, autorka raczej krytycz
nie odnosi się do koncepcji "wychowania ucznia do posłuszeństwa". Choć zauwa
ża, iż autor projektu programu odróżnia posłuszeństwo od uległości (która - jak wynika z lektury artykułu - kojarzona jest raczej negatywnie, jako postawa ludzi biernych, bez własnego zdania, całkowi
cie podporządkowanych wyżej postawio
nym od siebie), zupełnie nie jest zachwy
cona pomysłem wpajania uczniom zasa
dy okazywania posłuszeństwa tylko dla
tego, że są uczniami i znajdują się w pew
nym układzie zależności. Mój głos nie dotyczy problemów tej konkretnej dys
kusji. Sprowokowała mnie ona jedynie do podjęcia tematu podporządkowania i za
leżności. Sprawa ta dotyczy przecież w sz y stk ic h sp o łe c z n o śc i, ró w n ie ż chrześcijan,dla których autorytetem jest przede wszystkim Biblia.
Myślę, że widoczny i dość łatwo zauważalny jest w obecnym czasie odwrót od poglądu, że należy oka
zywać szacunek ludziom z tej racji, że zajmują jakąś liczącą się w strukturze społecznej pozycję i słu
chać ich dlatego, że stoi za nimi autorytet instytucji, k tórą reprezentują. Nie trudno to zrozumieć, jeśli uw zględnim y takie doś
wiadczenia historyczne jak h itle ry z m , s ta lin iz m i w szelkie temu podobne p rz erażające nadużycia władzy, żeby wymienić tylko jedną z przyczyn tego zjawiska.
S o cjo lo g ia rozróżnia coś takiego jak autorytet form alny, w ynikający z pełnienia przez człowieka jakiejś funkcji, np.kierow- niczej i nieformalny, zwią
zany wyłącznie z osobistymi przymiota
mi konkretnej osoby. Bez wątpienia ide
alna jest sytuacja, kiedy oba autorytety:
formalny i nieformalny skupiają się w jednym człowieku, któremu z racji jego pozycji podlegają inni. Łatwiej mu wtedy organizować działanie podporządkowa
nej mu grupy, bo przynajmniej jakaś zna
cząca większość jest wobec niego lojalna (oponentów nie brakuje nigdy i nigdzie), a z drugiej strony "rządzonym" łatwiej jest dostosować się do oczekiwań "szefa".
Taka sytuacja jest możliwa i "występuje w naturze", choć może trudno byłoby po
wiedzieć jak często. Zwłaszcza w obec
nych czasach, gdy liczna rozmaitość "op
cji" utrudnia zgodę większej liczby ludzi w konkretnej sprawie. Przykładem oso
by, która pełniąc swoją funkcję zdobyła bardzo wysokie uznanie z powodu ideal
nego zgrania przymiotów osobistych z wymogami zajmowanego stanowiska jest dziś w Polsce prof. Ewa Łętowska.
A jednak i w tym wypadku nie wszyscy
są zgodni. LUDMIŁA SOSULSKA
D
zięki łasce Bożej przyszło nam żyć w bardzo szczególnym czasie. Czasie ogromnych politycznych i ekono
micznych przemian. Jest to zarazem czas komputerów i informatyki. Cały świat, dzięki satelitarnym połączeniom, niemal na żywo może śledzić różne wydarzenia.
Zmiany zachodzą szybciej niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić.
Z drugiej strony, dostrzegamy coraz większą fasynację zjawiskami metafi
zycznymi, religiami Wschodu i okultyz
mem. Ludzie nie zastanawiają się nad tym, czy to jest właściwe, czy ma to swoje źródło w Bogu i Jego mocy, czy też nie.
W ostatniej księdze (Obj 9,20-21) Bib
lia pokazuje świat u końca wieków. Wi
dzimy tam ludzi oszukanych przez szata
na, zwiedzionych przez cudowne zjawis
ka tak, że jawny jest ich sprzeciw wobec Żywego Boga. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ludzkość zmierza w kierunku jawnego buntu wobec Boga?
Jeśli nie znasz osobiście Boga, Bożego Słowa i nie żyjesz w żywej społeczności z Synem Bożym, Jezusem Chrystusem - to już jesteś w ciemności i potrzebujesz światła, którym jest Jezus Chrystus. Tyl
ko On może Cię zachować przed oddawa
niem czci demonom, przed bluźnierst- wem i oszustwem.
Czy wiesz, że w ostatnich 30 latach naszego wieku okultyzm, tzn. wiara w rzeczy tajemne, stał się bardzo modny?
Należy zaznaczyć, że w świetle Słowa Bożego wszelkie praktyki okultystyczne są zabronione. Bóg ostrzega nas przed ich praktykowaniem i jakimkolwiek, nawet biernym w nich uczestnictwem począw
szy od wróżb, poprzez czary, spirytyzm (tzn. próby kontaktowania się ze zmarły
mi) aż po różdżkarstwo. (Popatrz: 3M 19,31; 5M 18,10; Jr 27,9; Oz 4,12.)
Billy Graham szacuje, że w Anglii 80% ludności uczestniczy w praktykach okultystycznych, podczas gdy tylko 2%
ludności chodzi do Kościoła. Ocenia się, że na świecie jest 70-100 milionów spiry- tystów. Największe centrum spirytyzmu istnieje w Brazylii, gdzie ukazuje się 150 gazet o treści spirytystycznej [dane z roku 1978].
Musisz naprawdę znać Jezusa Chrys
tusa i Jego Słowo, aby nie paść ofiarą kłamstwa i nie ulec zwiedzeniu. Każdy, kto zajmuje się tymi rzeczami, nie może podobać się Bogu, lecz ciąży nad nim Boży gniew.
Ludzie angażują się w okultystyczne praktyki w poszukiwaniu mocnych wra
żeń, z chęci poznania swojej przyszłości, albo też dlatego, że są chorzy i potrzebują uzdrowienia.
Czyżby nie było Boga, który naprawdę miłuje człowieka i pragnie jego szczęś
cia? Czyż nie do Niego powinien zwracać się człowiek o pomoc?!
Ludzie uczestniczący w praktykach o- kultystycznych nie zdają sobie sprawy z tego, że źródło ich jest demoniczne. Z czasem coraz bardziej pogarsza się ich kondycja psychiczna, popadają w depres
ję, a nawet nachodzą ich myśli samobój
cze. Dla przykładu można by zacytować wyniki ostatnich badań przeprowadzo
nych przez prof. Lebiediewa z Moskwy, który podaje, że dziś w szpitalach mos
kiewskich leży ponad 250 kobiet i męż
czyzn z poważnymi zmianami w korze mózgowej, mającymi związek przyczy
nowo-skutkowy z seansami psychotera
peuty Kaszpirowskiego. Z badań tych
wynika także, iż po seansach Kaszpirow
skiego liczba zgonów wzrastała o 300- 350%. Lidia Olifer, ofiara doświadczeń Kaszpirowskiego, nie żyje, zaś inna jego pacjentka, Lesia Jerszowa, walczy ze śmiercią. W 1988 r. Lidia Olifer była operowana w stanie hipnozy, bez narkozy i znieczulenia. Podobny eksperyment przeprowadził Kaszpirowski z Lesią Jer- szową. Z tą tylko różnicą, że kobieta ta była operowana w Tibilisi, zaś w stan hipnozy wprowadził ją Kaszpirowski na odległość, za pośrednictwem telewizji.
Leżąc na stole operacyjnym z rozciętym brzuchem, na polecenie Kaszpirowskie
go uśmiechała się, a nawet śpiewała uk
raińskie piosenki. Kaszpirowski swoim ofiarom zawdzięcza sławę i pieniądze, ale co naprawdę zyskują ludzie, którzy oddają się w jego ręce? ("Super Exp
ress", Warszawa 4 X I I 1991 r.)
Czy istnieje wyjście dla tych, którzy zostali obciążeni i zniewoleni z powodu uwikłania się w jakąś formę okultyzmu?
Dzięki łasce Bożej - pomoc istnieje! Za
wołaj do Boga w modlitwie i wyznaj ten grzech. Odrzuć go od siebie raz na zaw
sze. Następnie poproś Pana Jezusa Chrys
tusa, aby wypełnił twoje życie swoją obecnością. Uwierz Bogu, że nie odrzuci cię, gdy u Niego będziesz szukał rozwią
zania i przebaczenia. Byłoby pożądane, aby modliła się z tobą wierząca osoba, która zna osobiście Pana Jezusa.
ANDRZEJLUBER
N
iedzielnego poranka matka budzi syna: "Wstawaj! Czas się szykować do kościoła!" Ku jej zdziwieniu, nie ma żadnej odpowiedzi. Ponawia swoje wezwanie, ale i tym razem brak reakcji. Nie wiedząc co robić, mówi w końcu: "Podaj choć dwa powody, dla których nie chcesz pójść na nabożeństwo." Teraz wyjaśnie
nie pada od razu: "Ponieważ to jest nudne, a poza tym nikt mnie tam nie lubi." -
"Ależ synu - replikuje matka - powinieneś pójść! Po pierwsze - jest niedziela, a po drugie - jesteś tam pastorem."
Humor pomaga zwrócić uwagę na problem, którego doświadcza wielu ludzi - sprawę uczęszczania do kościoła. Czy muszę tam chodzić, aby być chrześcijani
nem?
to zabiegam: Abym mógł mieszkać w domu Pana przez wszystkie dni życia me- go" (Ps27,4).
Kilka lat temu, wraz z grupą mężczyzn miałem przywilej budować kościół wCu- ernavaca (Meksyk). Trwało to dwa ty
godnie. Cieszyłem się, lecz byłem nies
pokojny o rodzinę i wciąż powracało py
tanie: co słychać w domu?
Skończyliśmy pracę i mogłem już je
chać. Ostatnie 80 kilometrów drogi zda
wało się ciągnąć w nieskończoność. A oto co się wydarzyło potem: parkując samo
chód, zobaczyłem moją córkę Sharon wybiegającą przez frontowe drzwi.
- "Tatusiu -krzyczała - jesteś w domu, jesteś w domu!"
- "Tęskniłaś za mną?" - spytałem. Py-
rzy Jego kochają. Jeżeli mówisz: "zbór jest nudny", albo uważasz, że coś waż
niejszego masz do zrobienia rano w nie
dzielę, to tak naprawdę odrzucasz spo
łeczność z Bogiem.
Być może powiesz: "Czuję się bliżej Boga, kiedy jestem sam. Na spacerze w lesie, albo siedząc przy malowniczym strumieniu - jestem bliżej Stwórcy". Nie ma w tym nic złego. Zdrowa relacja z Bogiem zawiera w sobie tego rodzaju prywatność czy intymność. Lecz nieza
leżnie od niej musi być czas na publiczne uwielbianie.
Kiedy uwielbiamy Pana razem z inny
mi, wypełnia się obietnica Chrystusa:
"Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgro
madzeni w imię moje, tam jestem pośród
R o g er L. C u lb ertso n
Czy chodzić
na nabożeństwa?
Słyszałem to pytanie w iele razy.
Zwykle odpowiadam: "Nie musisz cho
dzić. Bóg daje ci ten przywilej, a od ciebie zależy, jak postąpisz". Następnie cytuję z Listu do Hebrajczyków: "Nie opuszcza
jąc wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodając sobie otuchy, a to tym bardziej, im lepiej widzicie, że się ten dzień przybliża" (Hbr
10,25).
Jeżeli uczęszczanie do kościoła stało się dla ciebie nudne, czy męczące - fakt ten powinien cię zaalarmować. Dlacze
go? Ponieważ to odczucie jest wyraźnym symptomem, że dzieje się coś złego w twojej relacji z Bogiem. Jeżeli chcesz pójść do nieba, aby żyć wiecznie w Bożej obecności, musisz zacząć pielęgnować tę relację już na ziemi. Twoja postawa po
winna być taka, jak postawa Dawida, któ
ry powiedział: "O jedno prosiłem Pana, o
tanie było absurdalne. Objęła mnie za szyję i utonąłem w pocałunkach. Tak sa
mo powitała mnie żona.
Jakiego powitania oczekiwałem? Mo
że myślałem, że akurat będą miały gości?
Albo będą zajęte rozmową przez telefon?
Co mogłem czuć, gdy okazało się, że nic nie było tak ważne, jak tylko wybiec i obsypać mnie uściskami? Te czułości mówiły: "Kocham cię, tato, tęskniłam i cieszę się, że jesteś". Mówiły także: "Na całym świecie nie ma wspanialszego oj
ca". I abym był zupełnie pewien znacze
nia, jakie miało to gorące powitanie, us
łyszałem słowa: "Już nigdy nie wyjeż
dżaj".
Wspominając tamto wydarzenie oraz pragnienie mojej rodziny i moje, abyśmy byli razem, muszę podkreślić, że nasz niebiański Ojciec jeszcze goręcej pragnie społeczności z tymi, których kocha, i któ-
nich" (Mt 18,20). Jest to także czas, gdy nasze światło świeci dla świadectwa o Nim. Dlaczego? Ponieważ kiedy wspól
nie przychodzimy na nabożeństwa, mó
wimy światu, że nie wstydzimy się Pana.
A gdy Go uwielbiamy z całą wspólnotą chrześcijańską - wypełniamy nakaz:
"Jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnicie zakon Chrystusowy" (Gal 6,2).
Tak więc jest czas i miejsce dla zbio
rowego uwielbiania. Bóg pragnie mieć z nami społeczność, a Duch Święty wzywa nas do jedności. Zamiast ignorować Jego głos, nasza odpowiedź powinna być od
powiedzią Dawida: "Uradowałem się, gdy mi powiedziano: do domu Pana pój
dziemy!" (Ps 122,1).
Tłum. H.B.
"Jeśli więc Syn was wyswobodzi,prawdziwie wolnymi będziecie"
Byłem alkoholikiem
W
marcu 1989 roku, w Katowicach, p o w sta ł p ie rw s z y w P o lsc e Chrześcijański Klub dla Alkoholików -"Tęcza". Inicjatorami powstania Klubu byli bracia z katowickiego zboru zielo
noświątkowego "Betania". Warto zwró
cić uwagę, że większość założycieli to ludzie, których Bóg uwolnił od nałogu.
W ciągu trzech lat działalności, przez Klub przewinęła się ponad setka ludzi uzależnionych, z czego jedna czwarta podjęła trwałe decyzje pójścia za Jezu
sem. Liczby te nabierają znaczenia, gdy zna się fakt, że w ruchu AA - najskutecz
niejszej ze świeckich form leczenia - uda
ne terapie stanowią ok. 10 %.
Rozmawiam z kierownikiem Klubu - bratem Januszem Ryderem:
— Ja k doszło do powstania waszej pla
cówki?
— Rozpoczęliśmy pracę z inspiracji pre
zesa Towarzystwa Chrześcijańskiego
"Tęcza" - brata Ryszarda Wołkiewicza, a także grupy osób, które Bóg już wcześ
niej uwolnił od picia. Ja sam jestem takim człowiekiem. Piłem przez dwadzieścia pięć lat, ale Jezus Chrystus zmienił moje życie. Władze Towarzystwa powierzyły nam - to znaczy mnie i mojej żonie (rów
nież byłej alkoholiczce) - prowadzenie Klubu.
— Ja k wygląda wasza działalność?
— Chcę podkreślić, że mogliśmy ją roz
począć dzięki wielkiej życzliwości i po
parciu pastora zboru "Betania" - Ferdy
nanda Karela. Przez dwa lata korzystaliś
my z pomieszczeń zborowych, usług duszpasterskich, a także pomocy mate
rialnej świadczonej przez zbór. Było to naprawdę wspaniałe.
Podstawową formą naszych działań są spotkania w Klubie. Dzielimy się wów
czas swoimi problemami, aby jeden dru
giemu mógł pomóc w ich rozwiązywa
niu. Oczywiście, większość z tych spraw przerasta nasze możliwości znalezienia wyjścia, prosimy więc Boga, aby dopo
mógł. Mnóstwo razy miałem okazję prze
konać się, że Pan nigdy nie zawodzi. Jest to normalne dla ludzi wierzących, ale dla tych, którzy przychodzą ze świata - niez
wykle. Nasz Klub staje się więc pierw
szym miejscem, gdzie osoby takie stykają się z miłością i mocą żywego Boga.
Co jeszcze robimy? Bierzemy udział w ewangelizacjach, a tam jest okazja do składania świadectw. Przez pierwszy rok działał nasz chrześcijański "telefon zau
fania" i tylko przyczyny obiektywne zmusiły nas do - mam nadzieję, że czaso
wego - zawieszenia tej działalności.
Dwukrotnie byliśmy w ośrodku w Goszy- cach, świadcząc o Panu, a najlepszym miernikiem naszej pracy jest postawa, ja ką "klubowicze" prezentują w życiu, w swoich środowiskach.
— Czy jesteś zadowolony z waszych osiągnięć? Wasze wyniki w porów na
niu z inymi form am i lecznictwa odwy
kowego są rewelacyjne.
— Czasem wydaje mi się, że robimy ciąg
le za mało. Moim pragnieniem jest, by każdy, kto do nas trafi, przeżył nowe na
rodzenie i uwolnienie. Trwale uwolnienie od alkoholu jest możliwe jedynie wtedy, kiedy decyzja pójścia za Panem jest kon
sekwentna. Wówczas Bóg może całkowi
cie zmienić wnętrze człowieka.
Często myślałem, że efekty naszej pra
cy byłyby lepsze, gdyby więcej byłych alkoholików, którzy dziś są wierzącymi - przyłączyło się do nas. Widzę w tych ludziach ogromny potencjał do głoszenia ewangelii. Są oni chętni do służby, odpor
ni na przeciwności losu, a poza tym ich własne doświadczenia pozwalają dobrze zrozumieć problem uzależnienia.
— Rok tem u przeprowadziliście się z dawnej siedziby.
— Od marca 1991 roku spotykamy się w centrum Katowic, w dużym lokalu, który otrzymaliśmy od władz miasta. Z radoś
cią informujemy także, że powstają filie naszego Klubu i już widać efekty ich działalności. Przykładem może być Klub
"Wyzwolenie", który wywodzi się z na
szego grona i dziś działa poza Katowica
mi.
W maju tego roku przyjadą do nas braterstwo Sharon i Charles Burtonowie
— autorzy książki pt. "Codzienny wybór".
Książka ta zawiera chrześcijański prog
ram wyjścia z nałogu alkoholizmu i nar
komanii. W związku z przyjazdem bra-
Janusz Ryder
terstwa Burtonów, planujemy zorganizo
wanie w maju konferencji dla osób zaan
gażowanych w pracę wśród uzależnio
nych.
— Może więc przy o k azji-jak iś apel do naszych Czytelników?
— Parę słów do byłych alkoholików:
Bracie i siostro, dzisiaj już nie pijesz!
I dobrze wiesz, że wokół ciebie jest wiele cierpiących osób, cierpiących jak ty kie
dyś - z powodu nałogu. Zastanów się jak wykorzystasz czas, który masz teraz od Pana. Jaką jego część - czasu, który kie
dyś zabierał ci alkohol - poświęcisz nie
sieniu pomocy, świadczeniu, głoszeniu Dobrej Nowiny?
W Polsce rozmiary alkoholizmu i spustoszenia jakie on powoduje mogą być wyzwaniem dla Kościoła. I niech nim będą. Są to tragedie całych rodzin, a Bóg kocha wszystkich i ma tylko nas, którzy jesteśmy Jego Ciałem tu na ziemi. Praca, o której mówię wymaga wytrwałości, mi
łości i tolerancji oraz częstych kontaktów z "podopiecznymi". Może to cię przeraża, ale Pan da ci laskę, abyś mógł podołać.
Jeżeli chciałbyś włączyć się w tę służbę, lecz nie wiesz jak - napisz do nas:
Klub "Tęcza", Punkt Misyjny, ul.Gli- wicka 89,40-854 Katowice.
— Życząc Bożego błogosławieństwa serdecznie dziękuję b ra tu za rozmowę.
Rozmawiał ANDRZEJ STRZEGOWSK1
B w o v a n g e l i s m
Chcemy służyć Kościołowi
czyło w nich odpowiednio 240, 360 i 300 osób, ale niestety nie starczyło miejsc dla wszystkich chętnych. W większości byli to ludzie młodzi, którym na sercu leży umacnianie i wzrost ich zborów.
Koszty związane z przygotowaniem tych seminariów w całości pokryła Euro
pejska Misja - Eurovangelism, która po
darowała także każdemu z uczestników kursu opieki nad nowo nawróconymi książkę J.Mallisona "Małe grupy jako ko
mórki chrześcijańskiego wzrostu" i mate
riały do prowadzenia studiów w grupach.
Eurovangelism reprezentował jej dyrek
tor Gary Cox i Graham Loader, ewange
lista, założyciel wielu zborów w Anglii, nauczyciel Słowa Bożego. Prowadził on wykłady w ram ach przygotowań do ewangelizacji Billy Grahama i Luisa Pa- lau. Graham Loader był także wykładow
Z prawej: G raham Loader
W
ielu z nas prowadzi w zborach różne formy działalności ewangeliza
cyjnej z radością obserwując jak ludzie podejmują decyzję pójścia za Chrystu
sem. Często jednak zdarza się, że tylko nieliczni trafiają do zborów, przyłączają się do społeczności i zaczynają wzrastać w wierze. Temu, jak zmienić tę sytuację poświęcone były seminaria, zorganizo
wane przez Chrześcijańską Misję Spo
łeczną i Misję Europejską - Eurovange
lism. Odbyły się one w marcu w Ustroniu, Warszawie i we Wrocławiu. Uczestni-
cą podczas tego seminarium, usługiwał Słowem Bożym, dzielił się swoimi doś
wiadczeniami w prowadzeniu grup opie
ki, mówił o ich dużym pozytywnym wpływie na rozwój zborów i zachęcał uczestników do otoczenia szczególną o- pieką, troską i ciepłem ludzi, którzy do
piero co nawrócili się do Pana.
Seminaria były nie tylko cyklem wyk
ładów. Był także czas na uwielbianie Bo
ga, modlitwę oraz lepsze poznanie się uczestników, którzy przyjechali z róż
nych stron kraju.
Po zakończeniu seminarium w War
szawie poprosiliśmy Grahama Loadera o rozmowę.
— Czym jest Eurovangelism i jakie są zadania tej organizacji?
konferencji, aby w ten sposób pomóc ży
ciu duchowemu Kościoła w Europie Wschodniej.
Po drugie staram y się okazywać współczucie, udzielać pomocy material
nej ludziom będącym w potrzebie. Przez lata naszej działalności wydaliśmy wiele, wiele tysięcy funtów na lekarstwa, żyw
ność, koce i wszelkiego rodzaju pomoc dla ludzi.
Całkiem niedawno otworzyliśmy swój ośrodek w Moskwie, gdzie posiadamy już swoje własne biuro, mamy swoją grupę o nazwie "Compassion Ministries", która będzie odpowiedzialna za pomoc udzie
laną przez naszą organizację, ludziom w krajach W spólnoty Niepodległych Państw.
Gary Cox i jego pom ocnicy
— Eurovangelism jest jedną z najdłużej działających, angielskich organizacji!
chrześcijańskich. Nasza praca już od 26 lat koncentruje się na krajach Europy Wschodniej.
Są dwa po
wody, dla któ
ry c h tu ta j przyjeżdżamy.
P o p ie rw sz e chcemy służyć K o ś c i o ł o w i
— Ja k doszło do powstania Misji E u rovangelism?
— Założycielem Eurovangelism jest Da
vid Foster. Wielokrotnie był już w Polsce.
Oczywiście w tym czasie wszyscy byliś
cie pod rządami komunistów i wcale nie było łatwo nieść pomoc, ale ponieważ jemu się to udawało, więc przyłączyli się do niego inni. Kilka lat temu włączył się w tę służbę Gary Cox i to właśnie on koordynuje obecnie pracę w Europie Wschodniej. Ja osobiście zaangażowa
łem się w nią niedawno, jako kaznodzieja i nauczyciel; na organizacji nie znam się jednak zupełnie. Gdybym to ja się nią zajmował to planowane spotkanie w Pol
sce mogłoby odbyć się, przykładowo, na Węgrzech.
p o m o c ą du
chową, dlate
go wysyłamy tu swoich kaz
nodziei, poma
gamy opłacić d r u k o w a n ie książek, orga-
n i z o w a n i e Uczestnicy kursu w W arszawie
— Jakie kraje objęte są działaniem Waszej Misji?
— Myślę, że wszystkie kraje Europy Wschodniej. Ostatnio wysłaliśmy 6 am
bulansów dla Albanii, które wypełniliś
my 20 tysiącami egzemplarzy Biblii w języku albańskim; zostały one już rozda
ne. Staramy się także rozwijać naszą dzia
łalność na Węgrzech i w Czechosłowacji.
— Wasza organizacja współpracuje z Luisem Palau. Proszę opowiedzieć o tej współpracy.
— Tak to prawda. Jednakże Luis Palau nie jest bezpośrednio z nami związany, nie jest częścią Eurovangelism, ale mamy dla niego wielki szacunek i myślę, że on ma duży szacunek dla nas. Staramy się pomagać, wspierać jego własną organi
zację w przygotowywaniu kursów i wyk
ładów przez niego prowadzonych. Luis Palau jest międzynarodowym kaznodzie
ją i jego przyjazd do danego kraju lub
miasta zawsze ściąga bardzu wielu ludzi, a to wymaga naprawdę dobrej organizac
ji, dlatego chętnie służymy mu pomocą.
— Zakończyło się seminarium na te
mat opieki nad nowo nawróconymi. Co było inspiracją do powstania grup o- pieki?
— Wydaje mi się, że głównym powodem było nasze rozczarowanie, kiedy kilka lat temu zorganizowaliśmy akcje ewangeli
zacyjne z Billy Grahamem. Wielu ludzi podjęło wówczas decyzję o przyjęciu Je
zusa Chrystusa, ale niewielu z nich poja
wiło się w zborach.
Dlatego inni ludzie, nie ja osobiście, ale inni, zdecydowali, że trzeba coś zro
bić, aby zatrzymać tych nowo nawróco
nych. Na podstawie ich doświadczeń zos
tał napisany podręcznik dotyczący opieki nad nowo nawróconymi, a niektórzy z nas, między innymi ja, zostali dobrze przygotowani w tej dziedzinie, aby nau
czać i zachęcać innych do zakładania ta
kich grup. Dlatego właśnie tu jestem.
— Jakie są wrażenia brata z pobytu w Polsce?
— Kiedy przyjeżdża się jako gość, to wszystko wygląda wspaniale. Wszyscy, których spotkałem byli uprzejmi i radoś
ni, i mógłbym pojechać do domu myśląc, że cała Polska jest jak oni. Ale zdaję sobie sprawę, że nie zawsze tak jest. Jednak szczerze muszę powiedzieć, że jestem przepełniony radością z powodu okaza
nej mi miłości oraz sposobu, w jaki byłem traktowany.
— Dziękuję za rozmowę.
RENATA KRUPA
Po co inne języki
M
ów ienie innym i językam i nie jest najw ażniejszym dośw iadc z e n ie m w ż y c iu c h rz e ś c ija n in a , niem niej - bardzo pom ocnym . Jako ludzie jesteśm y ograniczeni w wielu dziedzinach i dlatego cenna jest po m oc jaką B óg nam ofiarow ał w pos
taci m ożliw ości m odlenia się innym i językam i.
D o czego potrzebne są chrześcija
ninow i inne języki? Jaką m a w artość m odlitw a innym i językam i, skoro nie jesteśm y w stanie zrozum ieć jej treś
ci?
O dpow iedzi należy szukać w Sło
w ie B ożym . Co na ten tem at m ów i N owy Testam ent?
1. M Ó W IEN IE IN N Y M I JĘ Z Y K A M I PO C H O D ZI O D BO G A . W
D n iu P ię ć d z ie sią tn ic y "n ap ełn ien i zostali w szyscy D uchem Św iętym , i zaczęli m ów ić innym i językam i, tak ja k im D uch poddaw ał" (Dz 2,4). Jest to jeden z dziew ięciu darów D ucha Św iętego w ym ienionych w P ierw szym Liście do K oryntian w 12 ro z
dziale.
2. M Ó W IEN IE IN N Y M I JĘ Z Y K A M I JE S T U N IK A L N Y M D A R E M D U C H O W Y M , K T Ó R Y Z O S T A Ł P R Z E Z N A C Z O N Y W Y Ł Ą C Z N IE D L A K O Ś C IO Ł A JE Z U S A C H R Y STU SA . W szystkie inne dary D ucha Św iętego w ystępow ały w cza
sach Starego Testam entu. T en dar po raz pierw szy pojaw ił się w raz z naro
dzinam i K ościoła, w dniu P ięćdzie
siątnicy. W cześniej Jezus zapow ie
dział, że jednym z pięciu znaków to
w arzyszących chrześcijaninow i b ę
dzie m ów ienie now ym i językam i (M k 16,17).
3. M Ó W IE N IE IN N Y M I JĘ Z Y K A M I J E S T W Y P E Ł N IE N IE M JED N EG O Z PR O R O C T W STA R O - T E S T A M E N T O W Y C H : " Z a is te , przez jąkających się i m ów iących ob
cym językiem przem ów i do tego ludu ten, k tó iy im rzekł: T o je st odpoczy
nek, dajcie odpoczynek zm ęczonem u, i to je st w ytchnienie." (Iz 28,11 por. 1 K or 12,28)
4. M Ó W IEN IE IN N Y M I JĘ Z Y K A M I JE S T Z N A K IE M D L A N IE
W IER ZĄ C Y C H . Jaki sens m a w ypo
w iadanie słów w innym języku a nas
tę p n ie ic h tłu m a cze n ie ? D laczeg o B óg nie przekazuje sw ojego Słow a bezpośrednio, w zrozum iałym języ ku? A leż oczyw iście, to rów nież czy
ni; na tym w łaśnie polega dar proro
kow ania. Jest jed n ak pow ód, dla któ
rego połączenie m ów ienia językam i z w ykładaniem tych języków m a głębo
ki sens. "W zakonie napisano: Przez ludzi obcego języ k a i przez usta ob
cych m ów ić będę do ludu tego, ale i tak m nie nie usłuchają, m ów i Pan.
P rzeto m ów ienie językam i, to znak nie dla w ierzących, ale dla niew ierzą
cych, a proroctw o nie dla niew ierzą
cych, ale d la w ierzących" (1 K or 14,21-22).
M ó w ie n ie ję z y k a m i je s t czym ś spektakularnym - przyciąga uwagę.
M oże się nim posłużyć B óg, by zain
teresow ać ludzi niew ierzących. Ale w p ublicznym zgrom adzeniu, po m ó
w ieniu języ k am i pow inno nastąpić ich w ykładanie, żeby nie odniosło ono skutku przeciw nego od zam ierzonego (1 K o r 14,23).
5. M O D L IT W A IN N Y M I JĘ Z Y K A M I JE S T C Z Ę S T Y M D O W O D EM N A TO , ŻE D A N A O SO B A Z O STA ŁA O C H R ZC ZO N A W D U C H U Ś W IĘ T Y M . K ie d y n a stą p ił pierw szy chrzest w D uchu Św iętym w D niu P ięćdziesiątnicy "... zaczęli m ó wić innym i językam i" (D z 2,4). W iele lat po tym w ydarzeniu apostoł P iotr został w ysłany, by głosić ew angelię poganom . B iblia tak to opisuje: "A gdy P io tr jeszcze m ów ił te słowa, zstąpił D uch Św ięty na w szystkich słuchających tej m ow y. I zdum ieli się w ie rn i p o c h o d z e n ia ży d o w sk ie g o , którzy z P iotrem przyszli, że i n a p o gan został w ylany d ar D ucha Św ięte
go. Słyszeli ich bow iem , ja k m ów ili językam i i w ielbili B oga" (D z 10,44- 46). G dy uczniow ie Jana C hrzciciela otrzym ali D ucha Św iętego, to ró w nież m odlili się innym i językam i (Dz
19,6).
Z pięciu opisanych w księdze D zie
jó w A postolskich przypadków chrztu w D uchu Św iętym , trzy zaw ierają o- pis m ów ienia językam i. W czw artym przypadku, w Sam arii (D z 8,12-17) nie w iadom o dokładnie ja k to się od
było, ale jakiś zew nętrzny znak prze
konał naw et Szym ona, który był czar
noksiężnikiem , że naw róceni Sam a
rytanie otrzym ali dar D ucha Ś w ięte
go. Jeśli chodzi o apostoła Paw ła, no- w otestam entow y przekaz nie stw ier
dza w yraźnie, że w chw ili napełnienia D uchem Św iętym m ów ił on- innym i ję z y k a m i, a le j e g o w y p o w ie d ź :
"D ziękuję B ogu, że ja o w iele w ięcej językam i m ów ię, niż w y w szyscy" (1 K or 14,18) św iadczy o obecności tego daru w jeg o życiu.
6. M Ó W IE N IE JĘ Z Y K A M I S Ł U ŻY ZB U D O W A N IU O SO B Y M O D L Ą C E J SIĘ. "Kto językam i m ówi, siebie tylko buduje" (1 K or 14,4). "A- le w y, um iłow ani, budujcie siebie sa
m ych w oparciu o najśw iętszą w iarę w aszą, m odląc się w D uchu Świętym "
(Jud 20). B udow anie to proces nakła
dania w arstw y na w arstw ę. S ystem a
tyczne czytanie i słuchanie Słow a B o
żego oraz m odlitw a, w tym m odlitw a in n y m i ję z y k a m i, to p o d sta w o w e czynniki duchow ego budow ania się.
7. M Ó W IE N IE JĘ Z Y K A M I JE ST M O D L IT W Ą W D U C H U . B óg daje dar m ów ienia innym i językam i, aby w ten sposób m ożna się było m odlić o pew ne spraw y i potrzeby, o których um ysł nie m a pojęcia. "Podobnie i D uch w spiera nas w niem ocy naszej;
nie w iem y bow iem , o co się m odlić, ja k należy, ale sam D uch w staw ia się za nam i w niew ysłow ionych w estch
nieniach" (Rz 8,26). "A lbow iem kto m ów i językiem niezrozum iałym , nie ludziom m ów i, ale B ogu; bo nikt go nie słucha (nie rozum ie), lecz on du
chem m ów i tajem nice... C óż tedy?
B ędę się m odlił duchem , będę się m odlił i rozum em " (1 K or 14,2.15).
8. M Ó W I E N I E J Ę Z Y K A M I M O ŻE T E Ż SŁU ŻY Ć D O Ś PIE W A N IA W D U C H U . K iedy apostoł P a
w eł pow iedział: "... będę śpiew ał du chem , będę też śpiew ał i rozum em "
(1 K or 14,15), z kontekstu w ynika, że m iał na m yśli śpiew anie innym i ję z y kam i. T akże w L iście do E fezjan jest w zm ianka na ten tem at: "...bądźcie p e łn i D u ch a, ro z m a w iając z sobą przez psalm y i hym ny, i pieśni ducho
w e, śpiew ając i grając w sercu swoim Panu "(5,18-19). W ielu chrześcijan na pew no bardzo sobie ceni to budujące dośw iadczenie!
9. M Ó W IEN IE IN N Y M I JĘ Z Y K A M I J E S T P R Z E Z N A C Z O N E R Ó W N IE Ż D L A PU B L IC Z N Y C H W Y ST Ą P IE Ń . D ar w ykładania in
nych języków byłby zbędny, gdyby m ów ienie innym i językam i m iało słu
żyć zbudow aniu jedynie osoby posia
dającej ten dar. C zasam i D uch Św ięty używ a tego daru rów nież w publicz
nych zgrom adzeniach. W tedy m usi nastąpić natchnione tłum aczenie treś
ci przekazanych innym i językam i. W publicznym zgrom adzeniu je st to nie
odzow ne. K iedy te dw a dary w ystępu
ją razem , w tedy m a to taką sam ą w ar
tość ja k proroctw o: "A pragnąłbym , żebyście w y w szyscy m ów ili języ k a
m i, lecz jeszcze bardziej, żebyście prorokow ali; bo w iększy je st ten, kto prorokuje, niż ten, kto m ów i języ k a
m i, chyba żeby je w ykładał, aby zbór był zbudow any" (1 K or 14,5).
10. M Ó W IE N IE IN N Y M I JĘ Z Y K A M I JEST IN T Y M N Ą R O Z M O
W Ą Z BO G IEM . N ow y Testam ent często używ a zw rotu "duch człow ie
czy" na określenie tej części naszej ludzkiej istoty, która jest w stanie kon
taktow ać się z D uchem Boga. "Duch (B oży) św iadczy w espół z duchem naszym , że dziećm i B ożym i jesteś
my" (Rz 8,16). "Bo któż z ludzi wie, kim je st człow iek, prócz ducha ludz
kiego, który w nim jest?" (1 K or 2,11).
"Bo je śli się m odlę, m ów iąc języka
m i, duch m ój się m odli, ale rozum mój tego nie przysw aja" (1 K or 14,14).
M odlitw a innym i językam i nie jest w ięc w ytw orem ludzkiego umysłu;
jest m ow ą ducha człow ieczego, który najlepiej orientuje się w aktualnych potrzebach człow ieka. N ie znaczy to jednak, że m odlący znajduje się w jakim ś transie, że nie w ie co się z nim dzieje. Przeciw nie, je st św iadom sa
m ego siebie i otoczenia, jest w stanie kontrolow ać sw oje zachow anie, m od
lić się głośno lub cicho, względnie zaprzestać m odlitw y. Jednak jej treść pozostaje dla niego tajem nicą. O dby
w a się to w im ieniu Pana, Jezusa C hrystusa i dlatego też kiedy m ów i
m y języ k am i, jesteśm y całkow icie poddani D uchow i Świętem u. W liście Ja k u b a je s t n a p isa n e , że spo śró d w sz y stk ic h członków sw ego ciała najtrudniej przychodzi człow iekowi kontrolow anie w łasnego języka: "Jeś
li kto w m ow ie nie uchybia, ten jest m ężem doskonałym , który i całe ciało m oże utrzym ać na w o d z y ... język jest ogniem ; ję z y k je st w śród naszych członków sw oistym św iatem niepra
wości; kala on całe ciało i rozpala bieg życia, sam będąc ro zpalony przez piekło" (Jakub 3,2.6). W łaśnie tego niepokornego ludzkiego języka Bóg pragnie używ ać niepodzielnie. Jest to z n a k c a łk o w ite g o p o d d a n ia Jeg o Św iętem u D uchowi.
D laczego m am y m ów ić językam i?
A dlaczego nie m ów ić? Przecież tego uczy nas Biblia.
K A ZIM IE R Z SO SU LSK I
M a ry lin F o rd
D
źwięk brązowego dzwonu zabrzmiał ostro w wilgotnym powietrzu wyspy Mauritius. Sawantee przechyliła naczynie i pozwoliła cennemu mleku spływać strumieniem po obu stronach po
sągu w świątyni hinduskiej. Dzisiaj był dobry dzień. Miała dosyć mleka, żeby ofiarować je świętej krowie. Jutro może mieć tylko kilka kwiatów lub samą wodę.
Była biedna i nie stać jej było na kosztow
ne ofiary. Modliła się jednak i ufała, że jej bóg ją usłyszy. Na pewno już wkrótce zostanie uzdrowiona.
Jej rozmodloną postać otoczył hałas i krzątanina. Strażnik świątynny nadal bił w dzwony, by zwrócić uwagę bogów, że ludzie przyszli na modlitwę. Niektórzy, już po modlitwach, wychodzili ze świąty
ni i uderzali w dzwon. Inni, trzymając w rękach zapalone kadzidełka, kierowali pachnący dym ku krowie. Jeszcze inni kładli kwiaty na posągach. Bogatsi skła
dali w ofierze kury i koguty. Wszyscy mieli desperacką nadzieję, że bogowie ich usłyszą i zareagują na złożoną ofiarę i błagania o pomoc.
Od urodzenia Sawantee znała tylko hinduizm. Od czasu wyjścia za mąż w wieku 14 lat, regularnie zanosiła swoje potrzeby bożkom w świątyni.
Od dwudziestu lat Sawantee była cho
ra. Cierpiała na wiele dolegliwości. Miała kłopoty z sercem i reumatyzmem. Od urodzenia ostatniego dziecka cierpiała na ustawiczny krwotok. Każdego dnia od
wiedzała swoich bogów, a potem szła na leczenie do szpitala. Ale poprawa nie nas
tępowała. W końcu lekarz zalecił jako ostatnią nadzieję - operację.
W szpitalu, w nocy przed operacją, Sawantee miała sen. Ujrzała w nim wy
sokiego mężczyznę o niebieskich oczach, ubranego w długą, białą szatę. Wokół szyi miał owinięty szal. Mężczyzna prze
mówił do niej i choć nie rozumiała ani słowa, nie bała się. Ogarnęła ją radość.
Następnego dnia rano Sawantee czuła się wspaniale. Ustały symptomy choroby.
"Kim jest człowiek z mojego snu?" - zas
tanawiała się. Czuła, że ma to coś wspól
nego z jej uzdrowieniem. Kiedy przy
szedł lekarz, aby omówić operację, po
wiedziała mu, że już jej nie potrzebuje.
Zaskoczony lekarz powiedział jej, że jeśli nie zgadza się na operację, to może iść do domu. Powiedział jej jednak, że gdy znów poczuje się gorzej, musi wrócić do szpitala.
Mijały tygodnie. Serce nie dokuczało.
Nie czuła żadnego bólu w ciele, ustało krwawienie.
Po pewnym czasie Sawantee wybrała się, aby obejrzeć film pt. "Jezus z Naza
retu". Nie wiedziała nic o Jezusie poza tym, że jest to Bóg czczony przez ludzi, którzy chodzili do zboru przy końcu jej ulicy.
Zaczął się film. I nagle Sawantee za
parło dech ze zdumienia. Przed nią, na ekranie stał mężczyzna z jej snu. Aktor grający rolę Jezusa był wysoki i miał nie
bieskie oczy. Ubrany był w białą szatę, a wokół szyi miał owinięty szal.
Teraz już wiedziała, kto ją uzdrowił.
Jezus Chrystus troszczył się o nią do tego stopnia, że uleczył ją. Płakała przez cały film.
Sawantee słyszała o ludziach , którzy uczęszczali do zboru zielonoświątkow
ców niedaleko jej domu. Niektórzy opo
wiadali, że wchodzili tam chorzy, a wy
chodzili uzdrowieni. Sawantee nigdy nie była w środku, ale teraz poinformowała rodzinę, że chce chodzić do tego kościoła.
W chwili, gdy weszła do zboru, oto
czyła ją obecność Pana. Poczuła taki po
kój, jakiego nigdy nie doświadczyła w świątyni hinduskiej. Nietypowy, radosny sposób uwielbiania Boga nie wystraszył jej. Wiedziała, że Bóg, do którego modlą się chrześcijanie, jest kimś więcej niż tyl
ko zimnym posągiem. On naprawdę żyje i odpowiada na modlitwy.
"Ojcze - modliła się - uzdrowiłeś mnie i zabrałeś moją chorobę. Chcę być z tobą w tym kościele do końca mojego życia".
Prawdziwe życie zaczęło się dla Sawan
tee w wieku 55 lat.
Tydzień później została ochrzczona w wodzie. Jej rodzina nie była z tego za
dowolona. Uważali, że posuwa się za da
leko. Mimo to, Sawantee nadal uczęsz
czała do zboru i w kilka miesięcy później przeżyła chrzest w Duchu Świętym.
Sawantee
Rodzina zadziwiona była zmianą w jej życiu. Nie tylko została całkowicie uzd
rowiona, ale jej zachowanie stało się inne.
Od dnia, gdy weszła po raz pierwszy do zboru, nie powróciła już nigdy do świąty
ni hinduskiej. Przestała przeklinać. Usta
ły wybuchy gniewu. Nie krzyczała już na dzieci. Stała się inną kobietą.
Synowa, widząc zmianę w jej życiu, również przyjęła Chrystusa do swego ser
ca. Żonaty syn, który żył z inną kobietą - powrócił do swojej żony! Trzy dni póź
niej przyszedł do zboru i wyznał Chrys
tusa jako swojego Zbawiciela. Jeden po drugim, członkowie rodziny opuszczali świątynię i przychodzili do zboru.
Dzisiaj, jedenaście lat później, jej trzej synowie są chrześcijanami i chodzą do zboru razem z nią. Wnuczka jest zaręczo
na i ma wyjść za mąż za zielonoświątko
wego kaznodzieję.
Dalsi trzej synowie i dwie córki są jeszcze niezbawieni, ale Sawantee wie
rzy, że i oni przyjdą do Chrystusa.
Sawantee nie składa już posągom ofiar z mleka, kwiatów ani wody. Znalazła Bo
ga żywego. I pomyśleć, że zaczęło się to od człowieka we śnie, który wskazał jej na Jezusa.
Tłum. B. Olechnowicz
10 5-6/92
M a h esh C h a v a d a
D zień, w którym B óg w sk rzesił m ałego K atsh in yi
C horoba
Nazywał się Mulamba Manikai i żył wraz z żoną, i sześcioletnim synem o imieniu Katshinyi w Mikondo, prowin
cji Kinshansa. W przeciwieństwie do swoich sąsiadów i krewnych, rodzina ta była chrześcijańska. Kiedy Mulamba us
łyszał o spotkaniach, na których Mahesh Chavada, kaznodzieja z Ameryki, miał głosić Słowo Boże - postanowił wziąć w nich udział. Był jednym z dwóch tysię
cy ludzi, którzy przyszli na spotkanie w poniedziałek rano.
Po powrocie do domu Mulamba zastał swego syna w krytycznym stanie. Chło
piec był sparaliżowany: nie mógł jeść, stać ani siedzieć. Miał wysoką gorączkę.
- Jak możesz zawracać sobie głowę jakimś Bogiem? - wyraził swą opinię ktoś z bliskiego otoczenia. - Nie czas na takie rzeczy, gdy ma się chore dziecko.
Był 10 czerwca 1985 roku. Następne
go dnia zabrano chłopca na badania. Wy
kazały one zaatakowanie mózgu przez malarię. Radzono jechać do szpitala i zdać się na lekarstwa.
Wczesnym rankiem we środę, 12-te- go, pojechali do kliniki. Była to już druga doba odkąd dziecko zachorowało. Nagle chłopiec wygiął się i wyprężył odrzucając głowę w tył. Nie oddychał, a jego serce nie pracowało. Umarł na rękach swego ojca w chwili, gdy dojeżdżali do szpitala.
Lekarz wzruszył ramionami. Zaapli
kował zastrzyk, ale to nic nie pomogło.
Dziecko nie wykazało żadnych oznak ży
cia.
N adzieja od Boga
Jedyne co pozostało do zrobienia, to postarać się o świadectwo zgonu, a potem zorganizować pogrzeb.
- To oczywiście kosztuje - opowiada Mulamba Manikai - a ja nie miałem pie
niędzy. Wychodząc myślałem od kogo mógłbym je pożyczyć. Na ulicy zacząłem się modlić. Mówiłem: "Panie, ty jesteś wielkim Bogiem. Jeśli śmierć mego syna
przydaje ci chwały - to niech on umrze.
Lecz jeśli nie - to pozwól mu znowu żyć.
Tak wielu ludziom opowiedziałem o To
bie, Panie, że jesteś dobry. Jak oni teraz będą wierzyli moim słowom, skoro chło
piec umarł?..."
Przypomniałem sobie biblijną historię o Tabicie, która także umarła. Piotr, sługa Boży, właśnie przyjechał do miasta. I kie
dy modlił się o nią, Bóg wskrzesił Tabitę.
Usłyszałem jak Pan mówi do mnie w tym momencie: "Dlaczego płaczesz? Mój słu
ga przyjechał do Kinshansa. Odszukaj go." Gwałtownie zmieniłem kierunek.
Już nie szedłem, żeby pożyczyć pienią
dze, ale tam gdzie odbywało się spotka
nie.
Mahesh Chavada właśnie usługiwał.
Wiele osób czekało na modlitwę i Mu
lamba widząc to posmutniał. Niespodzie
wanie kaznodzieja podszedł do mikrofo
nu. Powiedział:
- Jest tu ktoś, czyj syn umarł dzisiaj rano. Wyjdź do przodu, bracie, a Pan uczyni coś cudownego.
- Ruszyłem biegiem. Mahesh zaczął modlić się ze mną i poczułem jak wypeł
nia mnie radość i wiara. Wiedziałem, że to właśnie jest odpowiedź na modlitwę.
Wróciłem do szpitala.
Cud
Ci, którzy zostali w klinice z ciałem nieżywego dziecka, płakali. Ludzie gro
madzili się wokół nich, a oni płakali dalej.
Ktoś poradził, aby wrócić do domu, bo nic już nie da się zrobić.
Trzymając zmarłego w ra
mionach, jego wuj poczuł nagle, że chłopiec sie poru
szył. Następnie kichnął. A potem usiadł prosząc o coś do je d z e n ia . P y tał też:
"Gdzie jest mój tata?"
Wszyscy ludzie w szpi
talu osłupieli. Wuj - ten sam, który dwa dni wcześ
niej nie pojmował "zawra
cania sobie głowy Bogiem"
- wielbił Pana ile sił w płucach. Łzy spły
wały mu po policzkach, kiedy powtarzał:
"Bóg jest dobry, to prawda!" Tym razem łzy oznaczały radość.
Świadectwo wskrzeszenia z martwych było tak potężne, że wielu ludzi natych
miast uwierzyło w Jezusa. Pokutowali i oddali swoje życie Bogu. A następnego dnia wzięli udział w spotkaniu, zobaczyli jak otwierają się oczy ślepych, a chromi odrzucają swe kule. Manifestacja Bożej chwały była ogromna.
*
Dziś Mulamba Manikai nadal mieszka w Mikondo, na ulicy Lumbi pod nume
rem dwadzieścia sześć. Jest tylko ta róż
nica, że teraz jego sąsiedzi i krewni idą za Panem Jezusem. Utworzyli grupy modli
tewne i czytają Biblię.
Trzynastoletni Katskinyi jest dziś cał
kowicie normalnym, zdrowym chłop
cem. Ledwie pamięta szczegóły tego niezwykłego dnia w 1985 roku. Mahesh Chavada, człowiek który modlił się z jego ojcem pisze: "Widziałem setki ludzi, któ
rzy byli dotknięci przez uzdrawiającą moc Bożą. Widziałem tysiące tych, któ
rzy przyjęli zbawienie. Zaprawdę, cokol
wiek Pan jeszcze uczyni - nie zaskoczy mnie."
N a po dstaw ie książki "Tylko m iło ść m oże uczynić cud"
(H.B.)
B a rd z o szybko p rz en io słe ś p o d K rz y ż n a G olg o tę
Jest członkiem zboru zielonoświątkowego w Filadelfii. Do USA przybył w 1981 roku i w kraju tym, w cztery lata później, uwierzył w Boga. Od wielu lat interesuje się poezją. Nie publikował swoich wierszy nigdzie poza lokalnym, polonijnym czasopismem "Gwiazda Polarna". Ryło to jednak dawno, a jego wierszemiały charakter świecki. Od chwili, gdy uwierzył w Boga, interesuje się poezją opartą na
■ h 3 F
. Publikujemy jeden z wierszy nadesłanych przez Autora.
Tadeusz P olasik
P o s z u k iw a n ie
KI
*
k a łe m C ieb ie |
u k a łc m T w o ich ślad ó w w b łę k itu p rz e stw o rz e , Siły w ład czeg o głosu w dźw ięk ó w ocean ie, S z u k a łe m p ra w ie w szędzie - bez e fe k tu , P an ie.
„ z u k a łe m w in te le k c ie j i a w Ä t h umie, W g łęb o k im śn ie sz u k a łe m , szu k a łe m n a ja w ie ,
pm szep cie w ia tr u , w siw ej m g le n a staw ie.
em w żyw ych b a rw a c h kościelnych w itra ż y W zg iełk u w o jen , p o ; eh dzieci, W śmiercionośnej ulewie i w śnieżnej zamieci.
S zu k ałem T w o ic h śladów w b łę k itu p rz e stw o rz e , S z u k a łe m p ra w ie w szędzie w ś w ia ta b a ła g a n ie , S zu k ałem z z a p y ta n ie m : C óż to j e s t - sz u k a n ie ?
J a k O jciec, k tó ry stoi n a d d zie c k a ]
isko,
Oblicz koszty!
"Kto nie dźw iga krzyża sw ego, a idzie za mną, nie m oże b yć uczniem moim. K to bowiem z w as, chcąc zbu dow ać w ieżę, nie usiądzie najpierw i nie obliczy kosztów, czy m a na wykończenie?"
fŁk 14,27-28.)
W
ielu z nas postanowiło wypełniać wolę Bożą. Zaprosiliśmy Pana Jezusa do naszych serc i oto dowiedzieliś
my się, że przez wiarę w Syna Bożego zostaliśmy zbawieni. Ale życie człowie
ka zbawionego nie skończyło się wraz z podjęciem tej stosunkowo prostej decyz
ji. Kiedy zaczynamy iść za Panem, fnusi- my zdać sobie sprawę z tego, jak wysoki będzie koszt naszej wędrówki, ile wysił
ku i samozaparcia będzie nas kosztować wznoszenie budowli, jaką jest nowe, chrześcijańskie życie. Czy chcemy aż do końca, dopóki żyjemy, wiernie trwać przy Panu? Czy aby będziemy gotowi słuchać Go i zawsze być Mu posłuszni?
Różnie to bywa. Czasem zagalopujemy się i nie zauważamy nawet, że Chrystus, za którym dotąd szliśmy, zniknął nam z oczu. Dobrze jest, jeśli jeszcze wiemy, dokąd powinniśmy się cofnąć. Gorzej, gdy rutyna w dalszym ciągu mówi nam:
Jesteś na dobrej drodze!
Chrześcijanin musi być przygotowany na wszelkie zmiany. Pan Jezus jest ciągłe taki sam, to fakt, ale też prawdą jest, że Chrystus nie siedział w miejscu, ani nie odwiedzał wciąż tylko jednej miejsco
wości. Szedł w różne strony, zmieniał trasy swych wędrówek. Dlatego każdy, kto chce trwać w Chrystusie, musi szukać Jego dróg. Wypatrywać, dokąd idzie.
Więc: czy trwam w gotowości? Czy roz
mawiam z Panem? Czy jeszcze się Go pytam? Oddana służba Pańska, to trud podjęty z miłości do Boga. I mylą się ci, którzy myślą, że Bóg nie żąda od nas niczego, oprócz tej jednej prostej decyzji.
Bo tak naprawdę - ponosimy koszty bu
dowy i płacimy za nią. Podobnie jak Chrystus, apostołowie i inni wielcy słu
dzy Boży. Płacimy, bo przecież boli nas, gdy czasem musimy rezygnować z włas
nych korzyści, aspiracji i przyjemności.
Pan Jezus mówił o "dźwiganiu krzy
ża". Wiedział, jak chwilami ciężko bę
dzie ludziom podążać Jego śladem. Ale mimo to - zachęcał i pocieszał. Któregoś dnia nasz Pan powróci znów i zabierze tych, którzy wiernie pełnili swoją służbę.
Jeżeli naprawdę kiedyś tak się stanie, to warto - z całych sił, z radością i jedno
cześnie ogromną pokorą wobec innych - biec za Chrystusem. Budować "wieżę", o której mówił Pan. Budować aż do końca.
DARIUSZ POMORSKI
Wczasy rodzinne w Boguszowie
M
arzeniem każdego człowieka jest przyjemne spędzenie czasu w gronie naj
bliższych, bez wielkich obowiązków. Jeśli jest możliwe, to planujemy urlop w najlepszym czasie i wyjeżdżamy na wczasy.
Ostatnio możliwość spędzenia urlopu w gronie rodzinnym, wraz z innymi rodzinami, została stworzona przez Duszpasterstwo Ro
dziny naszego Kościoła.
Do Boguszowa - Gore przyjechały całe rodziny, aby skorzystać nie tylko z wypoczyn
ku, ale również, by w atmosferze chrześcijań
skiej społeczności pokrzepić się duchowo. Or
ganizatorzy przygotowali wiele możliwości spędzenia niezapomnianych dwunastu dni w tym pięknym rejonie Polski.
Oprócz spacerów po najbliższej okolicy można było pojechać do Książa, Karpacza, Kudowy lub zwiedzać zamek w Zagórzu Śląs
kim, czy też zagubić się w labiryncie Błędnych
Skal. Wieczorami natomiast można było po
siedzieć przy ognisku, co stwarzało wspaniałą atmosferę uwielbienia dla Stwórcy. Dzięki lasce Bożej żyjemy, pracujemy i odpoczywa
my, a szczególnie wdzięczni możmy być, gdy tę łaskę przeżywamy w gronie rodzinnym.
Wiele wartości w spędzanie czasu w takiej społeczności wnosiły spotkania poranne i wie
czorne, przy wspólnym rozważaniu Słowa Bożego i w modlitwie. Można było poznać podstawowe prawdy biblijne odnoszące się do życia małżeńskiego i rodzinnego. Dużo dała wymiana doświadczeń w zakresie wychowy
wania dzieci. Każdy mógł podzielić się tym, co w jego życiu przyniosło zbudowanie, lub zwrócić uwagę na zagrożenia. Uczestniczyliś
my też w nabożeństwach zboru wałbrzyskie
go, dzięki któremu Ośrodek w Boguszowie może służyć takim celom jak wczasy, czy też kolonie dla dzieci.
Niestety nadszedł moment pożegnania i wyjazdu z Boguszowa. Były przy tym łzy, lecz i silne postanowienie, że spotkamy się za rok na podobnych wczasach. Wiemy, że niektórzy przyjadą już z większą rodziną, drudzy zachę
cą inne rodziny do takiego spędzenia urlopu.
A więc do zobaczenia znów na wczasach ro
dzinnych!
HENRYKHUKISZ
D u sz p a ste r stw o R od zin y przy Kościele Zielonoświątko
wym zaprasza na wczasy ro
dzinne w Boguszowie-Gorcach.
Wczasy odbędą się w dniach od 26 lipca do 6 sierpnia 1992 r.
Z apew niam y: w ypoczynek i rekreację, wzmocnienie więzi rodzinnych i duchowe posilenie.
Zgłoszenia należy przesyłać na adres: H.Hukisz, ul. Malwo
wa 40 A, 60-175 Poznań. Ilość miejsc ograniczona. Zakwatero
wanie w domkach kempingo
wych lub w pokojach Ośrodka w Boguszowie-Gorcach, ul. Kołłą
taja 6.
Marie Shropshire
Czy słyszysz
C
zwórka dorosłych je obiad rozmawiając. Trzyletni Tomek mówi spo
kojnie: "Proszę o masło". Nikt nie zwraca na niego uwagi. Malec próbuje znowu nieco głośniej: "Czy ktoś mógłby mi przysunąć masło?" Żadnej odpowiedzi.
Po chwili prośba o masło zostaje wyrażo
na krzykiem. Teraz reakcja rodziców jest natychmiastowa: dziecko zostaje usunię
te od stołu. Dopiero przesłuchanie taśmy z nagraniem rozmowy przy obiedzie, pozwala odkryć to, co wcześniej nie zos
tało usłyszane.
Kiedy ktoś opowiedział mi o tej histo
rii - rozpłakałam się. Moje wspomnienia pobiegły wstecz do pewnych świąt Boże
go Narodzenia. Było to kilkanaście lat temu. Gdy moi świąteczni goście wrócili już do swoich domów, przesłuchiwałam taśmę, na której zapisaliśmy to spotkanie.
Wszyscy siedzieli cicho, podczs gdy mój mąż czytał z Ewangelii Łukasza.
Następnie rozległy się odgłosy krzątani
ny przy wręczaniu podarunków i radosne okrzyki. Nagle nagranie ujawniło nieś
miały, cienki głosik mojego czterolatka.
Ale nikt go nie słyszał. Moje dziecko podjęło jeszcze dwie próby, aby coś po
wiedzieć. Wszystkie usiłowania zostały zignorowane.
Pomyślałam, że musiało być o wiele więcej takich chwil. Ile razy straciłam to, co moje dzieci chciały mi przekazać?
Kiedy nie zwracamy uwagi na ich słowa, tym samym wysyłamy wiadomość: "Nie jesteś ważny", albo: "Nie jesteś tak war
tościowy jak ta osoba, albo ta rzecz, której w tej chwili poświęcam uwagę".
Jeżeli z kolei wysłuchujesz dziecka - zaspokajasz przez to jego potrzebę po
czucia bezpieczeństwa. Przedszkolaki
potrzebują być ośmielane do wyrażania siebie. Muszą widzieć nasze zaintereso
wanie ich projektami i wszystkim co ro
bią. To im pomaga w budowaniu osobo
wości, a także przygotowuje na dzień, w którym pójdą do szkoły. Im więcej mówi
my do dzieci i im więcej pozwalamy im mówić do nas, tym skuteczniej będą zdol
ne rozwinąć swój potencjał.
W ciągu dwudziestu ośmiu lat, kiedy uczyłam w szkole podstawowej, mogłam zawsze rozpoznać, którzy uczniowie mieli dobre relacje werbalne ze swoimi rodzicami. Potrafili oni wyrazić siebie jaśniej i cechowali się ufnością wobec otoczenia.
Warto pamiętać, że problemy jakie przeżywają dzieci, są dla nich dużymi problemami. Ich potrzeby są konkretne i realne, chociaż nam mogą się wydawać błahe. Jeśli małe dzieci nauczą się dzielić
14 5-6/92
co mówi dziecko?
swoimi kłopotami, będą bardziej skłonne mówić o tym także wtedy, gdy dorosną.
Nie przyjdzie im na myśl uważać, że pot
rzeby emocjonalne to słabość.
I jest jeszcze jeden ważny powód, dla którego warto zachęcać dzieci do mówie
nia. Pomagamy im przez to budować ich relację z Bogiem. Dzieci skłonne są wi
dzieć Boga tak, jak widzą swych rodzi
ców. Jeśli więc wy słuchacie - dziecko łatwo uwierzy, że i Bóg je wysłucha.
Ucząc się otwierać - nauczy się przynosić swe problemy Bogu. Gdy wysłuchujemy - zapewniamy o naszej miłości.
Więc słuchajmy!
O prać. H .B.
TERAZ, K IE D Y NALEŻYSZ JU Ż DO NIEGO- David Shibley
Pierwsze kroki chrześcijanina.
Podręcznik dla osób, które podjęły decyzję pójścia za Jezusem. W sposób przystępny przedstawione jest 10 kroków duchowego wzrostu. Format A5, stron 47, cena 6000 zł.
EWANGELIA MARKA
Wydanie z kolorowymi zdjęciami z Ziemi Świętej. Format A5, stron 36, cena 5000 zł.
Informacji udziela i zamówienia przyjmuje: Instytut Wydawniczy
"Agape", ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa, tel.248575, fax204073.
E w a n g e lia
M arka
Parafrazę we współczesnym języku polskim
Nowe broszury ewangelizacyjne
TERAZ,
KIEDY NALEŻYSZ JUŻ DO NIEGO
EWANGELIA DLA CIEBIE
Jest to Ewangelia Jana w wersji parafrazowa
nej. Idealny traktat do ewangelizacji ulicznej.
Format A6, stron 54, cena 3000 zl.
STA R T
Książeczka z podstawowymi informacjami dla osób, które dopiero co zdecydowały się oddać swe życie Chrystusowi. Na Ewangelii Jana oparto siedem krótkich rozważań biblij
nych omawiających takie sprawy jak: czym jest twoja decyzja, dorastanie - dlaczego i jak rozumieć Pismo Święte, jak się modlić, jak być mocnym w wierze, czego Bóg oczekuje ode mnie, w jaki sposób rozpoznać wolę Boga.
Format A6, stron 25, cena 2000 zł.