Janusz Pawłowski
"Nie buduję domów ani nie stawiam
mostów"
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (10), 91-95
„Nie buduję domów
ani nie stawiam mostów”
Je ste śm y n a ogół przyw iązani do m yśli, iż o n iepo w tarzaln ości danego p isarstw a, a więc p oniekąd także o jego w artości, ro zstrzy g a c h a rak tery sty czn o ść św ia ta pow ołanego p rzez nie do życia. Im bardziej jest to św iat sam odzielny, in d y w idualny, im bardziej o d ręb n y od w szystkiego co pow szechnie znane, ty m głębiej zapada się w pam ięć, ty m bezw zględniej zniew ala naszą w yobraźnię. W szystko jed n o w końcu, jak i będzie jego szczegó łow y k ształt, z jak ich elem en tó w zostanie zbudow a ny, do jak ic h sensów odeśle — w ażne aby b y ł jasno określony, p ełny , w sw ym bo gactw ie jed y n y . Ale stw o rzenie tak iej w y razistej całości, jeśli spojrzeć n a rzecz całą od stro n y pisarza, m ożliw e je st jed y n ie za cenę bardzo isto tn y ch ograniczeń. Całość ta bo w iem n ig d y nie może bezpośrednio objąć w szy stkie go, co p ojed y n cza świadom ość m a do zakom uniko w ania, lecz przeciw n ie — stano w i ona zawsze re z u l ta t w yboru, w y n ik zabiegu sprow adzającego roz ległość i w ielokształtność indyw idu aln eg o dośw iad czenia d o jak iego ś w y b ran eg o jego fra g m en tu .
Odrębne św iaty literackie
J A N U S Z P A W Ł O W S K I
9 2
Paradoks w ielkiej literatury
Tw orząc w m a te rii lite r a tu r y w łasn y św iat, p isarz zawsze z czegoś w ażnego rezygn u je, coś upraszcza, czegoś osobistego się w yrzeka. P rz y ję ty przez niego w u tw o rze p u n k t w idzenia w iąże się przecież n ie uchro nn ie z porzuceniem w szystkich in n y ch d a ją cych się pom yśleć p ersp ek ty w , każde u rzeczy w ist nienie zaprzepaszcza jak ieś m ożliwości. Chcąc n a t chnąć sw e dzieło jednością i harm onią, nadać m u spójność i sam oistność, m u si tw ó rca godzić się na pom inięcie w ielu doznań i obserw acji, na in s tru m en taln e p o tra k to w a n ie jed n y ch pom ysłów , ab y u - m ożliw ić a rty sty c z n e o bjaw ienie się innych. M usi pozwolić, by in te resu jąc e go sp raw y stra c iły sw ą życiow ą autonom iczność, sw ój jed yny , ra z odgadnię ty sens i sta ły się posłusznym bud u lcem now ej, p rzez niego kreo w an ej rzeczyw istości. U źródeł każ dej w ielkiej lite ra tu ry m ożna w y k ry ć ślad takiego zdyscyplinow ania, ow ej szczególnej oszczędności, dzięki k tó re j dzieło jaw i się nam jako o stateczne i n iep rzek raczaln e u niw ersum . A lbow iem sztu k a tw o rze n ia o p a rta je st n a c h a ra k te ry sty c z n y m p a ra d o k sie: p rag n ąc być nieograniczoną zarazem je s t um ie jętnością pośw ięcania, zdolnością do sam oograniczeń. W szystkie te niejasne, z a la tu ją c e p o d ejrzan ą m e ta fi zyką zagadnienia pisarskiego w a rszta tu p rzy w o łaliś m y tu dlatego, że — jak sądzim y — p o zw alają one uchw ycić istotne w yznaczniki prozy K o rn e la F ili powicza. J e s t ona szczególnie w yraźnie u w ik łan a w zarysow ane przez nas p ro b lem y i, jak ch y b a żadna inna, z ich głębokiego przeżycia w łaśnie czerpie całą sw ą urodę.
N aw et dość pobieżna znajom ość tw órczości a u to ra Białego p ta ka pozw ala zauw ażyć, iż zdecydow anie nie re sp e k tu je ona o k reślonych pow yżej zasad sztuki pisania — co w ięcej jaw n ie się im przeciw staw ia — sta ją c się w konsekw en cji ich neg aty w n y m odbiciem . Ja k o szczególnie jask raw y , choć tylko pow ierzchow n y tego sy m p to m m ożna po trak to w ać fak t, iż n a jo d pow iedniejszą, chciałoby się powiedzieć „ n a jb a rd z ie j
n a tu ra ln ą ” form ę, w jak iej działalność literack a F i lipow icza się realizu je, stanow ią k ró tk ie opow iada n ia o bardzo sw oistym ch a ra k te rz e. C echą szczegól n ą tych opow iadań je s t to, że — aczkolw iek w y d a w an e w tom ach o p atrzo n y ch w spólnym i ty tu ła m i — z reg u ły nie w iążą się z sobą w w iększe organizm y, nie k ry ją w sw ej s tru k tu rz e żadnej takiej zasady, ze w zględu n a k tó rą m ożna b y d o p atry w ać się istn ie nia m iędzy n im i jak ie jś głębszej ciągłości. N iektóre z nich łączą się co p ra w d a w pew n e cykle (najczę ściej poprzez tożsam ość nazw isk b o h ateró w lub id en tyczność w y stęp u jący ch realiów ), ale jest to łączność pow ierzchow na — rzec m ożna — in erc y jn a , nie o r ganizująca b ardziej o d chłannych pokładów z a jm u jącej nas t u lite ra tu ry .
Isto tą tej ostatniej w y d a je się być raczej w łaśnie fak t, iż składające się na jej k s z ta łt k aw ałki prozy stanow ią odrębne, całkow icie izolow ane św iaty, że w sam ej ic h n a tu rz e n iejak o zaw iera się niem ożliwość w spólnego ich odczytyw ania. P rz y jrz y jm y się do kładniej utw o rom Filipow icza. O ich sw oistości roz strzy g a przede w szystkim ty p n a rra to ra oraz p rz y ję ta przez niego p e rsp e k ty w a opow iadania. N a sta w iony w yłącznie n a drobiazgow ą obserw ację, n o to w anie szczegółów, w ie rn ą re je s tra c ję frag m en tó w — n a rr a to r pod p ew n ym i w zględam i przy po m in a n a r ra to ra resp ek tu jąceg o zasady obow iązujące w k la sycznej X IX -w iecznej powieści. Od realisty czn ych w zorców różni go jed n a k n ieu m iejętn o ść n ad aw an ia sw ym opow ieściom globalnego sensu, niepanow anie nad relacjo n o w an y m św iatem . Ów b ra k w stan o w is k u Filipow iczow skiego opow iadacza czynnika in te g ru ją c eg o litera c k ą rzeczyw istość jego w ypow iedzi sp raw ia, iż o trz y m u ją one k o n stru k c ję bardzo p ro stą i b ard zo okazjonalną zarazem . Skupione najczęściej n a d jak im ś dro b n y m epizodem, k o n flik tem lub przyp om n ieniem , łow ią m ik ro sk o pijn e o dłam ki losów sw ych bohaterów , o d p ry sk i p rzetaczającej się w okół n ich histo rii. B u d u ją się na po jedynczych pom
yśle-Swoistości narracyjne
J A N U S Z P A W Ł O W S K I 9 4 W szystko i nicość Pisarstw o bez w łaściw ości
niaoh i obserw acjach, o b ra s ta ją w okół p rzy p a d k o w y ch odruchów psychiki, żyw ią się cieniam i lu d zk ich k o n flik tó w i przyzw yczajeń. Są zdolne w cielić się w każdy te m a t, p rz y ją ć dow olną o pty kę, utożsam ić się z w szelkim dośw iadczeniem , uw zględnić każdą fo r m ę życia.
To dążenie do objęcia, zap am iętan ia w szystkiego, ow a troskliw ość o n a jm n ie jszy szczegół, o n a je le m en ta rn ie jszy p rzeb ły sk znaczenia, p rz y jednoczes nej chorobliw ej nieu m iejętn ości sp ro sta n ia całości, stan o w ią w łaśnie o w zajem nej n iep rzy staw aln o ści i a rty sty c z n e j kalekości opow iadań Filipow icza. M o gąc być bow iem w szystkim , n ieu sta n n ie ocierają się 0 nicość. Są d o k u m en tam i sw oistej niezborności tw o rzącego je podm iotu, k tórego św iadom ość za w ąska je s t dla w ielości i różnorodności ogląd an y ch z ja wisk, niezdolna do tego, a b y unieść ciężar ich w za jem n y c h zw iązków .
T u chyba w łaśnie tk w i źródło w szystkich b rakó w Filipow iczow skiej prozy. Tu zalęgła się słabość, k tó r a pozbaw ia tę prozę „osobowości” , zaprzepaszcza jej szanse, rozm ienia n a drobne tk w iący u jej ge n ezy a rty sty c z n y p o ten cjał, w y d aje n a p astw ę n ie frasobliw ego im presjonizm u. Nie o k reśla ją przecież tw órczości Filipow icza żadne w y raziste czynniki, nie m a w niej owego życiodajnego zm ysłu regu lu jąceg o głęboki ry tm p isarstw a, d y ry g ującego jego zasad n i czym i w yboram i. Twórczość ta o tw a rta n a w szystko, w szystkiem u p rag n ąca tow arzyszyć je st sw oistym p rzy p ad k iem „ lite ra tu ry bez w łaściw ości” .
W ydaje się p rzy tym , że Filipow icz dobrze zna sw o je słabe stro n y, w ie w szystko o um iejscow ieniu 1 n a tu rz e ogniska niedoskonałości sw ych opow iadań. W o statn ich to m ach Co jest w czło w ieku i Śm ierci m ojego antagonisty p ró b u je niedoskonałości te zneu tralizow ać. Robi to — trz e b a pow iedzieć — w sposób zaskakujący, jako że nie ty lk o n ie zm ienia u sta lo n ych w yznaczników sw ego p isarstw a, lecz p rzeciw nie — o ste n ta cy jn ie je s t im w ie m y . Jego stra te g ia
je s t p ro sta — uśw iadom ione słabości chce p rzezw y ciężyć poprzez sw oiste ich pogłębienie, ta k aby sta ły się siłą, znakiem szczególnym jego prozy, aby b y ły ju ż nie przeszkodam i do pokonania, lecz a rty sty c z n ą m etodą, niem alże filozofią. O d k ry w ając w sw ych koniecznościaCh wolność, w o g ran iczeniach — tw ó r czą oryginalność, p rag n ie Filipow icz p rzew ro tn ie, pozostając w ie rn y przeszłości, w yposażyć sw ą lite ra tu rę w e właściwości, sko nstruo w ać sobie pisarską osobowość.
Nie chcę — zdaje się mówić, u z b ro jo n y już tera z w oręż sam ow iedzy — budow ać żadnej całości, albo w iem św iat je st ze swej n a tu r y niesp ójn y . Nic nie je s t do niczego podobne, żadna rzecz nie je s t p o sta cią in nej rzeczy. W szystkie zjaw iska istn ieją ró w n o rzędnie, toteż u sta la n ie zw iązków m iędzy e le m en ta m i n aszych z n im i dośw iadczeń pozbaw ia je ich sw oistości, p rzy n ależn ej im auto no m ii i tajem n icy. Pisząc zatem o św iecie należy dbać o w ierność jego codziennem u w izerunkow i, o każde n aw et n a js u b teln iejsze załam anie ry su n k u — w ten sposób bo w iem je s t się m oże dalej od sztuki, ale za to bliżej człow ieka. Przezwyciężyć, słabości przez ich pogłębianie Dalej od sztuki to bliżej człowieka?