Danuta Ulicka
Jak to: zachwyca, kiedy nie
zachwyca?
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (111), 162-165
2008
Jak to : zachw yca, kiedy nie zachwyca?
P olem ika ze strony Profesora M arkiew icza - cieszy i w yróżnia. P lasuje kryty kowanego autora w gronie tych, którym zechciał pośw ięcić uwagę. Polem ika na b ibliografię - m niej. W ykazanie braków i p om inięć pow inno być odebrane jako skarcenie nierzetelnego te rm in ato ra . Poniew aż jed n ak uwagi dotyczą tylko jed n e go ro zd z iału obszernej k siążki i jednej w g ru n cie rzeczy spraw y (a Profesor M a r kiewicz bez tr u d u m ógłby odnieść się do innych, daleko pow ażniejszych uchy bień, poniew czasie - i ze w stydem - dostrzeżonych przez autorkę), n ie tru d n o się dom yślać, że niedociągnięcia zostały w ytknięte nie ty tu łem przygany, ale podw a żenia całości, której zbyt daleko idące tezy zostały w sparte na nie dość sta ra n n ie zgrom adzonym m ateriale dowodowym.
C ałości więc - i jej głównej tezy: o rzeczyw istej nieobecności lub, co gorsza, pozornej tylko obecności (zdeform ow anej, uproszczonej, a zwłaszcza pu sto - i go łosłownej) now oczesnego literaturoznaw stw a środkow o-w schodnioeuropejskiego, w tym także koncepcji In g ard en a , w k anonie nowoczesnego i ponow oczesnego li teraturoznaw stw a światowego - będę bronić. C ytaty przytoczone przez Profesora M arkiew icza ze źródeł, które p om inęłam , w których In g ard en jest traktow any „sze roko i z rew erencją”, jako „ojciec założyciel estetyki fenom enologicznej”, to p o tw ierdzają.
By n ie sku p iać się na b ib lio g ra ficz n y ch b ra k a c h , też zapew ne stro n n iczy m dob o rze ź ró d e ł, k ie ru ją c y m się w y ra zisto śc ią z a w arty ch w n ic h a rg u m e n tó w i zw iązkiem tem aty czn y m z p o ru sz a n ą w dan y m m iejscu kw estią, w yjaśnię tylko n ajpow ażniejsze: 1. w skazane p rzez P rofesora M arkiew icza p o m in ięc ie to m u 8
The Cambridge History o f Literary Criticism i p o p rz e sta n ie na tom ie 9 u zasad n ia
pośw ięcenie tego o statniego persp ek ty w o m filozoficznym i psychologicznym li te ra tu ro zn a w stw a , o k tó re a k u ra t szło (źle się n a to m ia st stało, że o to m ie 8 nie
Ulicka Jak to: zachwyca, kiedy nie zachwyca?
z n alazła się w zm ian k a gdzie in d ziej); 2. nieprzyw oływ anie pośw ięconych In g a r denow i k siążek au to rsk ich w ynikało z decyzji rek o n stru o w an ia „p o to cz n ej” św ia dom ości literatu ro z n aw cz ej na p odstaw ie k o m p en d ió w słow nikow o-encyklope- dycznych i an tologii, u zn a n y ch za jej d o b itn iejsze św iadectw a niż specjalistyczne i adresow ane do w ęższego grona rozpraw y indy w id u aln e; w yjątek został zro b io n y tylko dla prac b adaczy p o lsk ich (czy ta strateg ia była zasad n a - to już dyskusyj ne, ale P rofesor M arkiew icz jej n ie podw aża).
A teraz kilka uwag o spraw ach w edle m nie w ażniejszych.
Po pierw sze - nie w idzę zatarg u m iędzy niegdysiejszym w nioskiem Profesora M arkiew icza o rosnącym z upływ em czasu zasięgiem oddziaływ ania te o rii In g a r dena a m oją tezą o jej pozornej obecności w o statn ich 20 latach: obie k onstatacje odnoszą się do innego okresu i innej kondycji n a u k i o lite ra tu rz e (intencją dedy kow ania Profesorow i rozw ażań n ie była więc polem ika, lecz zasygnalizow anie n ie skrom nej próby naw iązania do jego rozpoznań, i w yrażenie szacunku dla Jego pracy, w dobie przedinternetow ej z pew nością daleko tru d n iejszej niż m oja, i gwoli wy dobycia k o n trastu m iędzy obecnością In g ardena we w cześniejszych latach i w okre sie m nie interesującym ). W yeksponow anie zaś tej nieobecności zwłaszcza u am e ry k ań sk ic h d e k o n stru k c jo n istó w i w cześniej - fra n cu sk ich p o sts tru k tu ra listó w zostało um otyw ow ane następująco: to oni, czy n am się to podoba, czy nie, nadaw a li to n literatu ro zn aw stw u św iatow em u w o sta tn im trzy dziestoleciu X X w ieku.
Ale istotniejsze n iż p rosta k onstatacja rozm inięcia się tych koncepcji z Ingar- denowską wydawało m i się pytanie, co o tym zadecydowało, bo potencjalnych miejsc w spólnych, a i p rzesłan ek do ich w ypełnienia jest dość. Czy po p ro stu zabrakło In g ardenow i jego K ristevej, która by go zaktualizow ała, ta k jak to zrobiła w latach sześćdziesiątych z B achtinem ? Czy m oże przesądziło o tym zorientow anie feno m enologii francuskiej od sam ego początku na w aria n t H eideggerow ski? Czy też chodzi o u trw alenie In g ard en a uproszczonego (tego „ontologicznego”, od w arstw i istoty dzieła), w tej w ersji rzeczyw iście słabo przystającego do p o ststru k tru ra li- stycznych ten d en cji, a po tem do w szystkich „zw rotów ”? Choć w łaśnie - i to p ró bow ałam wykazać, i to nie na podstaw ie Ingardenow skich m arginesów - pow inien z n im i w spółbrzm ieć: niezdecydow any, jak rozstrzygnąć pro b lem intersubiektyw - ności znaczenia (postaw ić na system języka czy mowę in d y w id u aln ą, na „ton” i „głos”); jak włączyć do tego znaczenia dane percepcyjne, dośw iadczenia zm ysło we; czy trw ać p rzy sam ym dziele czy obstawać za jego n ie sta b iln y m i i nietrw ałym i in d y w id u a ln y m i k o n k rety zacjam i, w któ ry ch czytelnicze „przeżycie” splata się z tekstow ą in ten cją autorską; czy nie zam ienić w arstw na Bergsonowskiej prow e n ie n cji fazy (przestrzeni na czas); jak usytuow ać w zględem siebie w artość este tyczną, „jakość m etafizyczną” i etyczną w artość odpow iedzialności; czy - krótko m ów iąc - przychylić się do rea lizm u (ontologicznego i estetycznego), czy raczej opow iedzieć po stronie sym bolizm u z jego „prześw iecającym i”, niew yrażalnym i, e p ifa n ijn y m i praw dam i. P odejm ując te m .in. p roblem y i pozostaw iając je w s ta n ie zaw ieszenia, In g a rd e n niejako z w yprzedzeniem p oruszał spraw y kluczow e dla p rzem yśleń lat osiem dziesiątych
Po drugie - czy m oje tw ierdzenie o nieobecności In g ard en a w głów nym n u rcie literaturoznaw stw a światowego lat 1980-2000 podw ażają przyw ołane przez P rofe sora M arkiew icza w skazania na jego obecność w te o rii odbioru? Tak rzeczywiście głoszą k om pendia słownikowe i encyklopedyczne (które w ym ieniłam na s. 194- -195, osiem przykładów , dopełn io n y ch przez Profesora M arkiew icza przez trzy in n e i trzy indyw idualne prace autorskie). Ale - przeczą te m u sam i zainteresow a n i (apodyktycznie i bezdyskusyjnie: Jauss) i kom en tu jący ich propozycje, którzy p rze d k ład a ją n ad Ingardenow ską - propozycję Isera i szkoły genew skiej. N aw ia sem m ów iąc, p odobna m arginalizacja koncepcji o d bioru przydarzyła się rosyjskim form alistom i p rask im stru k tu ralisto m .
Po trzecie - czy te n stan rzeczy zm ien iają prace, k tóre sankcjonują pozycję In g ard en a aktu alizu jący m i w skazaniam i na podejm ow anie przez niego tem atów doraźnie fascynujących badaczy? Jak, dla przy k ład u , przyw ołany przez Profesora M arkiew icza M etzler Lexikon Literatur- und Kulturtheorie, gdzie poglądy fenom e nologa „m ają wciąż ce n traln e znaczenie” m .in. dla dyskusji o „in terak c ji m ediów w izualnych i językow ych”? P rzyznam - nie w idzę m ocnych argum entów , które by za tym przem aw iały. N a odw rót - w ydaje się, że In g ard en , pom im o licznej re p re zentacji w jego języku naukow ym term inów odsyłających do jakości akustycznych i w izualnych, ak u ra t zlekcew ażył to w spółdziałanie (co też Profesor M arkiew icz swego czasu trafn ie rozpoznał, w ykazując p o m inięcie w arstw y graficznej te k stu i w ogóle usunięcie poza granice dzieła jego „fu n d a m en tu fizycznego”). Czy w resz cie m ożna m ieć nadzieję, że ożywi m yśl Ingardenow ską krytyka etyczna? Jak dotąd - a zdaje się ona już zm ierzchać - tak się n ie stało (znów: nie tylko z Ingardenem , ale znacznie lepiej w spółbrzm iącym z głów nym i ideam i tej krytyki B achtinem ). Lepszej okazji do ożywienia dostarczała teoria aktów m owy i koncepcje fikcji jako świata możliwego, które jednak dość szybko zeszły ze sceny teoretycznoliterac- kiej, a w każdym razie przestały odgrywać na niej główne role. D ziś staw iałabym na szanse ożywienia ze strony poetyki kognityw nej i h isto rii m yśli in te le k tu aln ej, coraz b ardziej zainteresow anej naszym regionem Europy.
N a koniec: m iejsce In g ard en a w now oczesnej te o rii literatu ry , a p rzede w szyst k im w jej (podobno) ponow oczesnej, zainicjow anej h u cz n ie przez Isera i cieszącej się ta k im w zięciem o d m ia n ie , czyli a n tro p o lo g ii lite ra tu ry , jest dla m n ie b ez sporne. S porny jest stereotyp, k tó ry je zajął, In g a rd e n jako uschem atyzow any, n iedookreślony, raczej m artw y m u z ea ln y eksp o n at niż m yśliciel, z którego p ro pozycjam i p o d ejm u je się żywe dyskusje, k tó ry w yznacza pola problem ów do p rz e m yślenia. D o b itn ie te n obraz In g a rd e n a nazw ałam o sta tn io „ d in o za u re m «m eta fizyki obecności»” . A rty k u ł, w k tó ry m to ostre sform ułow anie się znalazło, był refe ra te m na m iędzynarodow ej k o n feren c ji „R om an In g ard en : ontologie, e s th é ti que, fic tio n ”, zorganizow anej przez Le C e n tre de R echerches su r les A rts et le L angage (C N R S / E H ESS) et le G D R „F ic tio n ” du CN R S (Paryż 4-6 kw ietnia 2008 r.). Trzydniow e o brady nie tylko ta k i obraz potw ierdzały, ale co gorsza - dowodziły, że jest on w sp arty n a n a d e r w stępnej znajom ości prac polskiego feno- ;2 m enologa - z n ie lic z n y m i w y jątk am i (poza in g a rd e n o lo g am i p o lsk im i p rze d e
Ulicka Jak to: zachwyca, kiedy nie zachwyca?
w szystkim zasłużonego R olfa F ieg u th a ) - referow anego na dosłow nie szkolnym poziom ie.
„Co ro b ić”, by te n stan rzeczy zm ienić - oto jest py tan ie, nie tylko, pow tórzę, w sto su n k u do In g ared n a, ale także innych w ielkich b ohaterów nowoczesnego li teraturoznaw stw a środkow o-w schodnioeuropejskiego, pozornie lub fałszywie obec nych w o f i c j a l n e j teo rii lite ra tu ry X X wieku? Jeśli zm ian a j est w ogóle m oż liwa. N ieobecność bow iem stosunkow o łatw o w ypełnić - k anony ch ę tn ie w chła n ia ją p o m ijan e atrakcje - pseudoobecność n ato m ia st utrw ala ogólniki, z k tórym i w alka jest daleko tru d n ie jsza . Co więc robić? W każdym razie nie czekać, aż zro b ią to za nas in n i (zresztą, już robią). Profesor M arkiew icz, w ytrw ały edytor i ko m e n ta to r polskiej n a u k i o lite ra tu rz e X IX i X X w ieku, dał najlepszy przykład, któ ręd y droga.
Abstract
Danuta ULICKA University of W arsaw
H o w C o m e , ‘ It D elights’, if It D oesn’t?
Reply to Henryk Markiewicz’s polemic published in the present issue.
Ms. Ulicka defends her thesis that R. Ingarden is factually absent or, to make matters worse, only apparently present (and if so, in a deformed, simplified and, particularly, ver- biage-like and unsubstantiated fashion) in the m odern Central/Eastern-European literary scholarship. Similarly, Ingarden’s concepts are almost absent from the canon o f m odern and post-m odern international literary studies.
LO