• Nie Znaleziono Wyników

Poetyka przeglądu prasowego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Poetyka przeglądu prasowego"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Magdalena Lubelska

Poetyka przeglądu prasowego

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (23), 125-139

(2)

125 ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY

w n ie k tó ry c h ty p ac h dzieł literack ich . P rzy zn aję, że użycie w tak ich w y p ad k ach term in u „przesłan ie ideologiczne” może być uznane za niezgodne z p rz y ję tą p rzeze m n ie definicją ideologii. Ściślej byłoby: „p rzesłan ie ideologizo w a ln e ” , ale brzm i to okropnie! Nie jest je d ­ n a k tak , b y ideologia była zawsze ty lk o potencjalnością dzieła. Istn ie ją liczne u tw o ry literack ie, gdzie w y stę p u ją bezpośrednio lub pośredn io ta k obszerne lub ta k specyficzne fra g m e n ty system u ideologicznego, że jednoznaczna id e n ty fik a c ja ideologiczna jest m oż­ liw a.

3. Podobnie jak S. D ąbrow ski odróżniam jakości dzieła literackiego od jego w arto ści (zob. Głów ne p ro b le m y w ie d zy o literaturze, w yd. 3. s. 327). D la D ąbrow skiego jed n ak w artości ideologiczne to w szel­ kie jakości ideologiczne im p resy w n ie efektyw ne; w m ojej siatce pojęciow ej w arto ści ideologiczne to ty lk o takie jakości ideologicznie im presyw n e, k tó re zostały przez odbiorcę zaakceptow ane, w artościo­ w a n e dodatnio.

4. Mówiąc o nowości treści ideologicznych jako w a ru n k u ich w a r­ tości — m iałem na m yśli w artościow anie literackie. W tej dziedzinie zaś m am y liczne dow ody na to, że „w szechobecna i groźna n a ta r ­ czyw ość” n ie jest stra te g ią skuteczną. Toteż zdanie głoszące, że „ze słusznością m usi się łączyć now ość in fo rm a c y jn a ” , nie m a sensu postu lu jąceg o , je st tylko stw ierd zeniem w a ru n k u — ja k m i się zdaje koniecznego, by dzieło literack ie zostało uznane, zwłaszcza przez w yrobionego odbiorcę w spółczesnego, za ideologicznie w artościow e. 5. Zdanie o „sprzecznościach” i „pęknięciach” m a tak że c h a ra k te r opisow y i odnosi się ty lk o do sfery gnoseologiczno-aksjologicznej, n ie a rty sty c z n e j u tw oru . Nie n eg u ję zresztą, że sprzeczności te m ogą być tylko złudzeniam i badacza; ze złudzeniam i tak im i sam polem i­ zow ałem przed, la ty w a rty k u le P o z y ty w iz m a realizm k r y t y c z n y . 6. S tan isław D ąbrow ski pisze dość ironicznie o d ecern entach i m a zapew ne rację, zarzucając im częstą nieufność wobec rzeczy now ych. W ydaje m i się jednak, że choćby w łaśn ie le k tu ra T re n u Fortynbrasa pow inna skłaniać do m niej „szty w naw y ch ” uogólnień tej spraw y... PS. Dla ścisłości chciałbym dodać, że inicjatorem i współorganizatorem konferencji „Problemy metodologiczne współczesnego literaturoznawstw a” był Komitet Nauk o Literaturze Polskiej PAN.

H e n r y k M a r k i e w i c z

Poetyka przegfądu prasowego

Z a m i a r b y ł ta ki: w R o sji w y c h o d z i du żo d z i e n n i k ó w i c zas opism , s t o łe c z n y c h i p r o w in c j o n a ln y c h , i w s z y s t ­ kie n o tu ją co d z i e ń ty s ią c e zda r zeń . M ija r ok, g a z e t y

(3)

ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 126

składa się gdzieś do szafy lub, podarte, idą na owija ­ nie pakunków. Niejeden z fa k tó w notowanych z w r a ­ ca u wagę i pozostaje na czas jakiś w pamięci, lecz z biegiem lat byw a zapomniany. Nieraz chciałoby się przypom n ieć sobie, ale cóż za praca ry ć się w tym morzu arkuszów, nie znając często ani daty, ani miejsca, ani czasem naw et roku. G d y b y zaś zebrać te w s z y s tk ie f a k ty w jednej książce, podług określonego planu i podług pew nej linii w y ty czn ej, z tytułami, spisem rzeczy, podług dat — to taki zbiór m ógłby odzw ierciedlić całe życie Rosji w ciągu roku, pomimo że nie w s z y s tk o przedostaje się do gazet. — A za­ miast du żej ilości arkuszy, wyrośn ie kilka grubych to ­ mów , i ju ż — zauważył Szatow.

Lecz Lizaw ieta Nikołajewna gorąco broniła swego po­ mysłu, chociaż trudno jej było się w ysło w ić.

— Poimnien być je den tom — m ów iła — nawet

niezbyt duży. A jeżeli wypadnie duży, to w k a żdy m razie ła tw y i przejrzysty, g d y ż w s zy stk o zależy od planu i sposobu ułożenia. Oczywiście nie w s zystko będzie się brało i przedrukow yw ało. D ekrety, d zia ­ łalności rządu, rozporządzenia władz, p r a w o d a w stw o — są to w s z y s tk o rzeczy bardzo ważne, ale w tej książce można je zupełnie pominąć. Można dużo odrzucić i poprzestać na w y borze zdarzeń, które mniej lub więcej odzw ierciedlają życie moralne narodu, osobo­ wość narodu rosyjskiego w dan ym momencie. Tu

może być wszystko: ciekawostki, pożary, ofiary,

dobre i złe uczynki, przemówienia różne, a naw et może wiadomości o w y lew ach rzek, może i niektóre rozporządzenia władz; ale w ybierać trzeba tylko to

co charakte ryzuje epokę; nad w s z y s tk im powinna

górować pew na opinia, pewien cel, pew na dążność, tworząca z rozproszonych fa k tó w całość. Wreszcie książka powinna być interesująca nawet do le k tu r y , a nie ty lk o jako niezbędne źródło informacji!.

D o s t o je w s k i: B i e s y .

I

C y tat pow yższy sygnalizuje bardzo isto tne z ja ­ wisko: d ru g i poniekąd z a k rę t przysłow iow ej ju ż G u ten b ergo w sk iej cyw ilizacji (o ile pierw szy m m ożna nazw ać przyśpieszenie n a u k i, rozw ój piśm iennictw a, g w ałtow ne poszukiw anie now ych fo rm m a ­ gazynow ania w iedzy, grom adzenia tytułów , faktów , nazwisk, s y s te ­ m atyzow anie i organizow anie pam ięci o raz ułatw ien ie dostępu do

(4)

127 ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY

grom adzonej wiedzy) o b e jm u ją c y ogół zjaw isk, w zw iązku z k tó ry ­ m i w iek X V III i X IX zaowocował rozw ojem b adań fak tog raficz­ nych, dokum entaln ych i sporym i osiągnięciam i bibliograficznym i. W spom niany d rugi z a k rę t w iąże się z p ro blem em n atło k u in fo r­ m acji, rosnącego w p ro st p ro p o rcjo n aln ie do spraw ności ich p rze k a ­ zyw ania. Ju ż nie zm agazynow anie i zabezpieczenie in fo rm acji zm u­ sza do poszukiw ania now y ch układów nadaw czo-odbiorczych, a le przekroczenie granic m ożliw ości p ercep cji, w sensie ilościow ym zw łaszcza. Sw oistą klap ą bezpieczeństw a zd ają się być środki m aso­ w ego przekazu ze sw ym i serw isam i in form acyjn ym i, agencjam i prasow ym i, w reszcie — now oczesna arch iw isty ka.

P rzeg ląd p rasy — fo rm a bez m ała s tu le tn ia 1 — zapew ne nie jest ani pierw szoplanow ym , ani nawet; re p re z e n ta ty w n y m objaw em n a ­ szkicow anej sy tu acji, choć nieźle pokazuje sens teg o „drugiego z a k rę tu ” , konieczność w tó rn e j d y s try b u c ji in fo rm a c ji w raz z jej

pochodnym i: selek cją m ateriałów , hom ogenizacją, sterow aniem

świadom ością.

II

Przegląd, jako w ew n ątrzp raso w a in stan cja p ra ­ sy, w chw ili obecnej zm aga się — teo rety czn ie oczywiście — z 30 tysiącam i ty tu łó w pism n a ś w ie c ie 2. Liczba ta red u k u je się, jeśli za przedm io t rozw ażań uznać w yłącznie k rajo w y p rzegląd p rasy polskiej — i w d o d a tk u g azeto w o -ru b ry ko w y (istnieje bow iem cały p erio d y k 3 pośw ięcony przeglądow i, a tak że rad iow y przegląd prasy).

Je d n a k n a w e t p rz y tak w ycinkow o p o tra k to w a n y m p rob lem ie p rze­ gląd p rasy ob jaw ia się zarów no w optyce d iachronicznej, ja k i sy n ­

1 Odpowiedzialne ustalenie momentu pojaw ienia się przeglądu prasy jest trud­ ne. W. Fominych (w artykule P rze g lą d p r a s y ja k o w a ż n y g a tu n e k p r a s y r a d z ie c ­

kie j. ’’Zeszyty Prasoznaw cze” il969 nr 2) ustala, że pierwszy raz pojawił się

przegląd w Leninowskiej „Iskrze” w 1900 r. jako rubryka: „Sredi zad a cz

i ż u r n a ł o w”; Georges S uffert w skazuje na powstały w 1923 r. tygodnik.

„Time”, który dostarcza streszczeń najlepszych artykułów z „New York Tim es” (por. G. Suffert: K a r ie r a in form acji. „Forum” 1970 nr 43). Poza tym wahać się można, czy nie należałoby też zaliczyć do tradycji omawianej formy, przeglądów z polskich czasopism pozytywistycznych — „Niwy” 1 „Prawdy”.

2 Według danych za rok 1955 zamieszczonych w „Biuletynie Zarządu G łów­ nego RSW Prasa” 196)1 nr 9.

3 Codzienny „Przegląd Prasy” w ydaw any przez resortowy Ośrodek Informacji z inicjatyw y M inisterstwa Budownictwa. Por. J. Pręgiel: S n y o p o tę d z e

(5)

ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 128

chronicznej, jako fo rm a bogata, i d lateg o dziw i nieobecność odpo­ w iadającego jej pojęcia w encyklopediach czy słow nikach oraz sporad y czn e zupełnie u w zg lęd nian ie p rzeg ląd u w badaniach p raso ­ znaw czych 4. Można m niem ać, iż je st to k on sekw encja brak u sta b i­ lizacji określeń rodzajow ych i g atu n k o w y ch — m iędzy innym i. P rzeg ląd praisowy jest potocznie tra k to w a n y w yłącznie jako ru b ry k a prasow a. Ale n a w e t jako r u b ry k a m a on sta tu s dość osobliw y. Nie ty lk o przez sw oisty a u to te m a ty zm (jako p rasa o prasie), ale przede w szystkim ze w zględu n a su g ero w an ą instancyjność. C y tat lub om ów ienie fra g m en tu inn ej g azety fu n k cjo n u ją tu praw ie zawsze w jednoznacznym kontekście oceniającym .

Ja k o ru b ry k a o w łaściw ościach in stan cy jn y ch , selekcy jny ch o m in i­ m aln y m d y stan sie form alnym , o p iera się n a m ate ria ła c h p u b liko ­ w an y ch niem al rów nocześnie lu b niew iele w cześniej, a jednakow oż 0 dużym dystansie m ery to ry czn y m , uw idocznionym poprzez selekcję 1 ocenę — m a p rzeg ląd p rasy s tru k tu rę gen eraln ie bardziej zobo­ w iązu jącą niż inne ru b ry k i. Jego zdecydow ana zawisłość od p ra so ­ w ej kom unik acji nie zaciera różnicy m iędzy jego szczególną fu n k ­ c ją a fu n k cja m i innych g atu n k ó w a u to c h to n ic z n y c h 5.

I jeszcze jed n a osobliwość tej fo rm y . M ianow icie, p rzegląd y pra.sowe c zy tan e n a bieżąco stanow ią — biorąc z grubsza — k o m u n ik aty usługow e. Ich aksjologiczne lu b polem iczne ostrze je s t u ty lita rn y m gestem anonim ow ego pióra n a rzecz szerszej o rien tacji w d zien n i­ k arsk iej produkcji. D okonana w efekcie w tó rn a d y stry b u c ja p ow ia­

dom ień stw arza p odstaw y pew n ej stra te g ii hierarchizow ania.

W sum ie p rzeg ląd jak o k o m u n ik at zo rien to w an y jest na w sk azy w a­ n y m a te ria ł o raz n a w szelkie w ytw o rzo n e i p o tencjaln e m ożliw ości jego funkcjonow ania. Po w tó re, kom u n ikat, któ reg o d y stan s do w skazyw anego m ate ria łu m a stać się w łasnością czytelnika, w y p ra ­ cow uje m echanizm p o d trz y m y w a n ia k o n ta k tu z odbiorcą — a p rzed e w szystkim oddziaływ ania nań. M ożna zatem powiedzieć o w stępn ym rozpoznaniu trz e ch zakresów Jakobsonow skiej analizy a k tu k o m u ­

4 Z przeglądem prasy jako hasłem spotykamy się w indeksie B ibliografii

m a t e r i a ł ó w d o ty c z ą c y c h ś r o d k ó w m a s o w e g o k o m u n i k o w a n ia (wydawanej przez Ośrodek Badań Prasoznawczych w Krakowie, redagowanej przez S. Dzikiego), w P r a w i e a u to r s k im z 1952 r. oraz w M ałej e n c y k lo p e d ii p r a s y , którą w m a­ szynopisie udostępnił OBP w Krakowie. Nieliczne również są osobne prace poświęcone przeglądowi: Fominych: op. c i t M. Gorelik: I o bzory p ie c z a ti

p o d le ż a t k r i ti k ie . „Sowietskaja Pieczat” 1964 nr 4; O bzor pieczati. W: Ż a n r y

so wie t.skoj g a z i e ty . Moskwa il972; S. I. Żuków: O bzor pieczati. W: P r o b l e m y

ż a n r o w w ż u r n a lis ti k ie . Leningrad 1968.

5 Podział na gatunki autochtoniczne (w łaściw e dla prasy) i ksenochtoniczne (przeniesione z innych kręgów piśm iennictwa) zaproponował J. T rzynadlow- ski w artykule W kręgu g a tu n k o w y c h w y z n a c z n i k ó w fo r m d z ie n n ik a rs k ic h . „Acta U niyersitatis V ratislaviensis” 1968 nr 95.

(6)

129 ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY

n ik a c ji — n a sta w ie n iu przeglądu prasow ego n a k o n tek st, k o n tak t i odbiorcę. Takie n asta w ie n ie d o m in u je w bieżącej le k tu rz e p rze­ g ląd u prasy. N atom iast przeg ląd y prasow e czy tane w „od erw aniu od swego czasu ” (np. n ad rab ian ie zaległości w c z y ta n iu prasy, po­ w a k a c y jn a le k tu ra gazet, b ad an ie czasopiśm iennictw a jakiegoś o k re ­ su), zw łaszcza w w iększej ilości n a raz, u ja w n ia ją in n y ch arak ter: felieto n o w y czy n a w e t eseistyczny. Takie sposoby le k tu ry przeglą­ du, choć m ożliw e, są przecież dość siztuczne; św iadom ie jedn ak nie re z y g n u je m y z takiego dośw iadczenia w przekonaniu, iż te n sztuczny e k sp e ry m e n t (zbiorcza le k tu ra przeglądów prasy) u jaw n ia jaskraw o dru g o p lan o w e w lek tu rze bieżącej, a istotne cechy s tru k tu ra ln e przeglądów". Zw łaszcza te, k tó re re a liz u ją się zw ykle poza gazeto­ w y m obiegiem , n ie zw iązane z doraźną fu n k c ją p ra s y — w alory „ lite ra c k ie ” (estetyczne, ekspresyw ne), w y raźn ie p ry m a rn e dla ga­ tu n k ó w ksenochtonicznych — k tó ry c h społeczne krążen ie nie zależy jed y n ie od prasy.

Je d e n p rz y k ła d — dla ilu stra c ji. K iedy pisze M. A. STY K S w „Ż y ­ ciu L ite rac k im ” (1974 n r 22): „B raw o dla L u cy n y W innickiej! Je j

W yzn a n ia a k to rk i w «Polityce», to nie liryczne zw ierzenia, ani «list

o tw a rty » , lecz całe stu d iu m p ublicystyczne, w y ko nan e z en erg ią 1 k o m p eten tn ie. M dła białogłow a w yręcza w p racy ró żn e in sty tu c je społeczne i urzędy, w y stę p u ją c w im ieniu, co tu dużo gadać w iększości a k to rstw a polskiego. (...)” — to ak ap it ten czy ta n y około 2 czerw ca oznacza w y ró żn ien ie z bieżącej p ra sy w łaśnie te k s tu W in­ nickiej i su g e ru je w zięcie do rę k i „ P o lity k i” (sugestia p łyn ie z o tw a rte j oceny: „w ykonane z en erg ią i k o m p ete n tn ie ” ; dodatkow o w zm aga ją m an e w r tak ty c zn y wobec czytelnika, k tó ry nie jest za­ in tereso w an y sp raw ą — polega on n a w yeksp on ow an iu nazw iska a k to rk i i p o d k reślen iu tego, że robi o n a w łaściw ie to, co należało do kogo innego (?) i że robi to znakom icie). N ato m iast te n sam te k s t czytan y po u p ły w ie czasu zm ienia asp ek t ko n tek stu . M niej isto tn e w y d aje się w skazanie a rty k u łu W innickiej, a bardziej to, spośród czego i dlaczego został w y b ra n y oraz w jaki sposób ocenio­ n o go. T ym sam y m ulega re d u k c ji cały zakres zjaw isk zw iązanych z odd ziaływ aniem i adresatem ; pozostaje w artość d ok um entalna, zab arw ien ie podm iotow e, a w dalszej kolejności — autoteliczny asp ek t tek stu . W arto jeszcze raz podkreślić, że nie zm iana p u n k tu w idzenia odm ienia fu n k cje w ypow iedzi (przeglądu prasy), ale w y ­ pow iedź ta w „oderw an iu od sw ego czasu ” — zm ienia p u n k t w idze­ nia odbiorcy, d y k tu je m u ro lę badacza życia k u ltu ra ln e g o . A nalo­ giczną w łaściwość posiad ają ta k ie te k sty , jak pro g ram tea tra ln y , zapow iedzi w ydaw nicze w szelkiego ro d zaju , poniekąd i rek lam y . Zjaw isko zm iany fu n k c ji poszczególnych elem entów przeg ląd u poz­ w ala n a sfo rm u łow an ie pierw szej, ogólniejszej uw agi genologicznej: przeg ląd p ra sy je s t fo rm ą in fo rm acji o dużej am plitu dzie sernan-9

(7)

tycznej, k tó re j postacie ek stre m a ln e rea liz u ją się w ak tach kom u­ nikacji bieżącej i zdezaktualizow anej.

O bserw ację tę p o tw ierd zają różne ty p y przeglądów prasow ych — od n o tek bibliograficznych (które są najrzadsze) poprzez notki bibliograficzne adnotow ane (te już częstsze), aż do rozw iniętych kom entarzy, tak rozm aitych, ja k M. A. ST Y K S-a w ,,Życiu Lite­ rack im ” , jot.-a we „W spółczesności” , Miiszy a potem G riszy w ,.Stu­ dencie” , Z eta w „O drze” czy w cześniejszych: K .K . w „Sygnałach” , jam .-a w „W iadom ościach L ite rac k ic h ” ph. w „ K u źn icy ” .

Nie an alizu jąc n a razie odm ienności w ym ienionych przykładow o przeglądów , m ożna m ówić o dalszych ich cechach, już niezależnych od ro d zaju kom u n ik acji — cechach tak ic h jak niesam odzielność, historyczność, stała częstotliw ość, dążenie do stab ilizacji, anonim o­ wość. D opiero pełniejsze opisanie ty ch w łaściw ości pozw ala okreś­ lić ogólną s tru k tu rę gatunkow ą.

1. Niesam odzielność przeg ląd u prasow ego polega na uzależnieniu od bieżącej p ro d u k cji prasow ej. P rzeg ląd p ra sy jak o k o m u n ik at nie b u d u je now ej całości ideow ej, ale k o m en tu je już istn iejące. Niesa­ m odzielność ta jest dużo w iększa niż w eseju czy felietonie, bo ograniczona do synchronii.

2. G atu n ek a rty sty c z n o -h isto ry c z n y 6 to pojęcie rezerw ow ane przez T im ofiejew a dla rep o rtażu i p am iętnika, p rzy słu g u jące „bezrodza- jo w y m ” form om , o p arty m n a m ate ria le rzeczy w isty ch faktów . P rzeg ląd p ra sy z re g u ły n ie zjaw ia się od pierw szego n u m e ru pis­ m a — ta k ja k b y anonim ow a ta form a w ym agała pew nego rodzaju forpoczty. Obecność p rzeg ląd u uzależniona je s t także poniekąd od p e rtu rb a c ji politycznych, ryn k o w ych . One d o ty k ają w praw dzie w sposób w idoczny w ażniejszych i złożonych kom pleksów k u l­ turow y ch , niem niej znaczący je s t fa k t zanikania przeglądu p ra ­ sowego w latach 1938— 1939 np. w „S yg n ałach” czy „W iadom oś­ ciach L ite rac k ic h ” . Zależność ty ch zjaw isk n ie jest całkow icie jasna, choć n ie pozbaw iona rac ji będzie hipoteza, iż częściowo polem iczny, a czasam i paszkw ilancki ton p rzeg lądu w okresie w zm ożonej faszy- zacji, a co za ty m idzie ostrej cenzury, a w efekcie coraz liczniej­ szych konfiskat, zaczyna być w opinii org anów m acierzysty ch n ie ­ ostrożnością, p rete k ste m a k c ji reg lam en tacy jn y ch . Nieco inaczej p rzed staw ia się s y tu a c ja po 1945 r., kied y „forp o czty” w y raźn ie są n iew y starczające, a i ze w zględów ilościow ych o rie n tac ja p rze g lą ­ dow a n ie w y d a w ała się konieczna. W idoczny ren esan s przeg ląd u n a stą p ił w lata ch 1957— 1958. Ilość pism w zrosła, czołow e periodyk i o k rzep ły w sw ym p ro filu , przeg ląd zaczyna funkcjonow ać n a za­ sadzie re g u la to ra zm asow anej in fo rm a c ji i „przyw ódcy opinii” 7.

fl Por. L. I. Timofiejew: O snow y tieorii literatury. M oskwa 1971, s. 382. 7 Określenie wprowadzone przez P. Lazarsfelda, a zaczerpnięte z pracy A K łoskow skiej Społeczne ram y kultury. W arszawa 1972, rozdz. IX.

(8)

W 1957 r. pojaw ia się w „Ż yciu L ite rac k im ” , w 1958 r. w „T w ó r­ czości” i „O drze” , k tó ra aczkolw iek pośrednio k o n ty n u o w ała tra d y ­ cję lw ow skich „S yg nałów ” — nie od razu u ja w n ia ła swój program . H istoryczność przeg ląd u u ja w n ia się tak że w e w rażliw ości n a isto t­ n e p rze m ia n y polityczne, sty m u lu ją c e te m a ty k ę p rasy . Stopień ow ej czułości zależy oczywiście od p ro filu pism a, ogólnej koncepcji o rg a ­ n izacy jn ej o raz od jaw ności d e k la rac ji ideow ej. C ałkow ite podpo­ rządk ow anie w yboru m a te ria łu w łasn y m obligacjom p olitycznym nie je s t jednakow oż typow e. A bso lu tn ą k onsekw encję w ty m w y ­ p a d k u w ykazy w ał p rzeg ląd p rasy w p rzed w o jen n y m d zienniku „R zeczpospolita” . O becnie m an ifesto w an ie tej zależności m ierzone je s t tem p e m re a k c ji p rze g ląd u n a w ażne w y darzenia, częściej też sto su je się o tw a rtą ocenę aniżeli ta k ty k ę przem ilczenia. D la porów ­ n a n ia m ożna sięgnąć po dw a p rzeg ląd y p ra sy z „Życia L iterack iego ” w 1968 r. (nr 11 i 42).

3. K o lejną zew nętrzną cechą przeg ląd u p rasy jest dążenie do stab i­ lizacji, k tó re po tw ierd zan e je st d łu g o trw ały m u sy tu ow aniem p rz e ­ glądu n a określo n ym m iejscu te j sam ej w ciąż stro n y pism a. S ta b i­ lizacja m iejsca jest w praw dzie cechą ponad g atu nk ow ą (podobnie ja k stab ilizacja k ro ju czcionki) — ale przeglądow i p ra sy p rzy słu ­ g u ją w w ielu w ypadkach, zw łaszcza w spółcześnie (stąd m ow a 0 dążności), m iejsca tzw . u p rz y w ile jo w a n e 8. D la ścisłości n ależy dodać, że psychologiczna w arto ść te j stab ilizacji i zwłaszcza u p rz y ­ w ilejow ania je st dosyć k onw encjonalna. Isto tn iejsza tu raczej jest polska tra d y c ja d ru g iej k o lu m n y w dzienniku, k tó ra tra k tu je to m iejsce jako po datne d la teg o ty p u kom unikatów .

4. Podobnie p o n ad g atunk o w y c h a ra k te r m a, sporadycznie tylko przez p ra k ty k ę kw estionow ana, zasada stałej częstotliw ości. Oprócz po­ tw ierd zen ia n o rm y w szechgatunkow ej stała częstotliw ość przeglądu w y tw arza i w zm acnia specjalną więź m iędzy odbiorcą a pism em , polegającą n a tro ch ę m agicznej g w aran cji trw ałości, so lid n o ści9, um iejętn ości rozstrzy g an ia problem u, zapew nienia u czestnictw a 1 w yręczenia w dokonyw aniu w yborów .

5. W reszcie w ym ieniona n a końcu cecha anonim ow ości — w zasadzie jednoznaczna, dom aga się jed n a k dw óch dodatkow ych spostrzeżeń.

Primo — je s t to anonim ow ość konw encjonalna, tzm. n iestu p ro c e n to -

wa, np. zastrzeżona praw em . P seu d o n im y są m ożliw e do rozszyfro­ w an ia przez słow niki lub — co w końcu tak że n ależy do sp raw y — w yjaśniane n a giełdzie tow arzy sk iej, co jednakow oż nie likw idu je

8 Autorem koncepcji m ierzenia stopnia uwidocznienia m ateriału prasowego jest J. Kayser, który w yróżnił trzy podstawowe kategorie analizy: 1) um iej­ scow ienie materiału, 2) rozm ieszczenie i rodzaj tytułów , 3) graficzny układ m ateriałów (podaję za książką M. Kafla Prasoznawstwo. Warszawa 1966). 9 Por. E. Morin: Duch czasu. Warszawa 1965; R. Pucheu: O mozaice słów

i spraw. „Forum” 1971 nr 1.

(9)

ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 132

anonim ow ości p rzy szerszym odbiorze. Im p lik acją tej półanonim o- wości je st m it o ujednoliconej opinii p rezen to w an ej przez przeglądy prasow e, a także przek on an ie o niższości, uboczności tego typu w y ­ pow iedzi n a w e t n a tle tw órczości dzien n ik arskiej.

W rzeczyw istości polski przegląd p ra s y jed y n ie konw encjonalnie zaznacza sta n d a ry za c ję opinii, w ykazując m im o pseudonim u dużą skłonność do in d yw id u alizacji — czasem przez je d n o stro n n y w ybór sy m p atii lu b a n ty p a tii (w ybór te n w cale nie oznacza stanow iska red a k c ji, byw a że pism o d ru k u je często osoby „niszczone” w p rze ­ glądzie), czasem przez „m ocny” , felieton ow y styl. S tą d anonim o­ wość je st raczej spraw ą g a tu n k u niż konieczności społecznej.

Secundo — trz e b a pam iętać, że reg u ła t a b y w ała łam ana — pełnym

im ieniem i nazw iskiem podpisyw ał się np. w „R zeczypospolitej” w lata ch 1920— 1924 — A dolf N ow aczyński; rów nież u p raw iający

p rzeg ląd p rasy w „Tw órczości” w lata ch 1958— 1963 —■ A ndrzej

K ijow ski. In d y w id u aln y c h a ra k te r w ypow iedzi nie złam ał w tych w y p ad k ach jej konw encji. A n a w e t zlikw idow ał w części, choć w precedensow y sposób, fałszyw e przek on anie o parergiczności tego ty p u tekstów . Jed n ak że dom inacja anonim ow ości u trz y m u je nadal w m ocy in n e przekonanie — o k o m p en sacy jnej fu n k c ji tego p isa r­ stw a.

III

Znaczne uzależnienie p rzeg ląd u p ra s y od sprawr konw encji g atunkow ej rzu ca n a tę fo rm ę n ow e św iatło i pozw ala sprecyzow ać z kolei szereg w łaściw ości w arsztatow o-językow ych. R ozpatrzenie ich w zależności od sfo rm u łow any ch u p rzedn io cech prow adzi do n a stę p u jąc y c h konkluzji: języ k o w o -w arsztat ową ko n ­ sekw en cją niesam odzielności, czyli stop n ia i sposobu zw iązania w y ­ pow iedzi z sy tu acją, k tó ra tę w ypow iedź w a ru n k u je , je st u trz y m an ie stałego ty tu łu . Obok n azw y „P rzeg ląd p ra s y ” , fu n k c jo n u ją inne: „W śród p ra s y ” , „P rasow e sensy i n o n sensy” , „Z p ra sy k a to lic k ie j” , „ P rasa p o lsk a” , „ P a ra g ra fe m przez p ra s ę ” — zawsze ze słow em „ p ra sa ” lu b pochodnym i. Choć b yw a inaczej, np. ty tu ł p rzeg ląd u p ra sy w e „W spółczesności’ brzm iał: „ K o m en tarze” . P o m in ięte zosta­ ły rów nież tu p rzegląd y branżow e, tak ie ja k n p. „W arto p rzeczy tać” w „B iu lety n ie Z arządu G łów nego RSW P R A SA ” . In n ą kon sekw en­ cją niesam odzielności, obok schem atu ty tu łu zapow iadającego p rz e ­ glądy, jest posługiw anie się skróconym opisem bibliograficznym oraz, co najw ażn iejsze, adnotacją, najczęściej oszczędną i su g esty w ­ ną, w szelako p rzy b ie ra jąc ą różne fo rm y — od c y ta tu , streszczenia, aż po k o m en tarze, dy skurs, polem ikę.

W arsztatow o-językow e konsek w encje historyczności, w ty m ro zu ­ m ieniu, w jak im została ona w cześniej sprecyzow ana, są m ało w i­ doczne, a p rzy n ajm n iej nie stanow ią żadnego w yjątk o w eg o w y ró ż­

(10)

nika. N ato m iast sam fa k t p ow tarzalności ch w ytó w kom pozycyjnych i sty listy c zn y c h je s t łatw o zauw ażalny, chociażby ze w zględu n a stałą i d u żą częstotliw ość przeglądu, k tó ra w pew ien sposób kanoni­ zuje jego r e p e r tu a r retory czn y .

Jeszcze uboższa w językow e konsek w en cje jest stabilizacja m iejsca i objętości p rzeglądu, poniew aż nie pociąga zasadniczo w idocznego ogran iczen ia ani ilości kom entow anych pozycji, a n i sw obody form kom entarza, choć ciąży n a kom pozycji. W idać to zw łaszcza w p rz e ­ g lądach am b itniejszy ch , g ru p u ją c y ch ty tu ły tek stów w edług w spól­ nej te m a ty k i i z konieczności zao p atru jący ch pozycje w ażne a nie­ re p re z e n ta ty w n e w a rb itra ln e oceny. T en d en cją przeciw ną jest pozostaw ienie p ew n y ch a rty k u łó w bez żadnej oceny — co z jedn ej stro n y nie stoi w sprzeczności z fu n k cją przeglądu, a z drugiej s tro n y sk iero w u je uw agę n a przeglądow ą niechęć do p ra k ty k i recenzenck iej. A że jest to raczej te n d e n c ja w spółczesna i zbiega się ona z ro zp rzestrzen iający m się w dzisiejszej recen zji żargonem p u b licy sty czn y m — m ożna przeto m ów ić o św iadom ej autonom ii przeglądu.

P e łn ą kom pensatę język o w o-w arsztato w ą m a anonim ow ość p rzeg lą­ du prasow ego. W chodzą tu w g rę tak ie w yznaczniki, ja k szczególny obraz „ a u to ra ” w ypow iedzi, zespół chw ytów zorientow anych na k o n ta k t z odbiorcą, a tak ż e rodzaj d y stan su do przedm io tu w ypo­ w iedzi i odbiorcy.

W yżej p rzed staw io n a propozycja om ów ienia w arsztatow o-języ ko - w ych cech p rzeg ląd u p rasy po d daje w ięc pod rozw agę takie o k reśle­ nia, ja k sposób zw iązania k o m u n ik atu z jego przedm iotem , sposób d y sk u rsu , kom pozycja, d o m in an ty stylisty czn e, obraz tw ó rcy i od­ biorcy, u k ształto w an ia reto ry czn e, d y stan s czynników k o m u n ik acy j­ nych. A w szy stk o to — jak zostało pow iedziane n a p oczątku — w podw ójnej p e rsp ek ty w ie odbioru: bieżącego i zdezaktualizow ane­ go. Jeszcze szerszą p ersp ek ty w ę zakłada czytanie zbioru przeglądów , k tó re są zdezaktualizow ane, a dodatkow o c h a ra k te ry z u ją się zw ię­ kszoną objętością m ateriału .

J a k rzecz p rzed staw ia się w p rak ty c zn e j analizie? Spójrzm y, jak k sz ta łtu je się kontekst.

P odstaw ow ym k o n tek ste m przeg ląd u p ra s y je st p o ten cjaln ie każda w ypow iedź zam ieszczona w in n y m organie p rasow ym . Może być w prow adzona od razu — sk o rzy stajm y z p rzy k ła d u z „Rzeczypos­ p o lite j” (1920 n r 32): „W a rty k u le «G azety W arszaw skiej» pt. Co

nas rozdwaja? — czytam y: «(...)»” . D ługi c y ta t został pozostaw iony

bez kom entarza.

Rów nie silne n a sta w ie n ie n a k o n tek st p re z e n tu je p rzy k ła d z „Syg­ nałów ” (1937 n r 26), nie uciekając się do c y ta tu . C zytam y tam : „«W iadomości L iterackie» d ru k u ją okropną powieść Słonim skiego pt. Powrót z Z S R R w przekład zie Skiw skiego. Poza ty m , jak zaw ­ sze zresztą, dużo ciek aw y ch a rty k u łó w k ry ty c z n y ch i lite ra c k ic h ” .

(11)

ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 134

Podobiny ty p naw iązania, n azw ijm y je n aw iązan iem ad rem, ale uszczegółow iony i w arto ściu jący — z tego sam ego n u m e ru „S yg­ n a łó w ” :

„«Marchołt» (nr 10) zawiera artykuł Stefana Kołaczkowskiego Bilans estetyz-

mu, w którym rzeczy słuszne m ieszają się z pospolitym i maniactwami

(mówiąc o teoretycznych badaniach Kridla nazywa je «ordynarnym bolsze­ w ickim pozytywizm em w karykaturze», lub «że przygotowują one podłoże dla bolszewizmu»). A w ięc już profesorowie m iędzy sobą! Ładne czasy! Poza tym artykuły K. L. Konińskiego, Żygulskiego, Prom ińskiego i inne”.

W spółcześnie u trz y m u je się n aw iązanie ad rem, choć często u s tę ­ p u je sw oistem u in terw ało w i reflek sy jn em u , k tó ry oddziela nagłó­ w ek od p o d staw y k o n tek stu . Zapis ta k i stw arza ciekaw sze m ożli­ wości niż p ro ste n aw iązan ie ad rem. S p ó jrzm y n a dw a fra g m en ty ró żn y ch w spółczesnych przeglądów , dotyczące te j sam ej pod staw y a w odm ienny sposób w y k o rzy stu jące tę część przeg ląd u, k tó rą n azw aliśm y in te rw a łe m reflek sy jn y m . N otabene je s t to je d y n y p rzy k ła d odnotow ania tego sam ego a rty k u łu p rzez dw a p rzeg ląd y w 1967 r. Z resztą w innych lata ch rów nie tru d n o o w spólne k o n ­ te k s ty k ilk u przeglądów . W racając do tego w y jątk ow eg o p rzyk ładu , czy tam y u M. A. ST Y K S-a („Życie L iterack ie 1967 n r 39) pod ty ­ tu łe m Nawiązanie do «Kuźnicy»:

„Wyraża się to jeszcze dość nieporadnie, ale nie wolno tego lekcew ażyć: p o­ trzeby krytyki gorącej, krytyki, która umie walczyć o kryteria. Z tej w łaśnie potrzeby (i z troski, by się tym razem udało) rodzi .się próba nawiązania do «Kuźnicy», jaką jest artykuł KRZYSZTOFA BISKUPSKIEGO Gdzie szukać

yjspółczesności? w e «WSPÓŁCZESNOŚCI» (...).”

D alej n a stę p u je d ługie om ów ienie, ocena, obszerne cy taty .

N ato m iast Z et („O dra” 1967 n r 11) pod ty tu łe m M artw e prog ram y

i ż y w e ksią żki napisał:

„Pisałem w ielokrotnie o braku autentycznych dyskusji w naszej prasie lite ­ rackiej, o rozproszeniu sądów, m glistości opinii, przypadkowości ocen, i d la­ tego ostatnia inicjatywa «Współczesności» wydała m i się podwójnie in teresu ­ jąca: jako próba diagnozy istniejącego stanu rzeczy — oraz szukania jego przyczyn i tradycji. Miałem jednak stale i żyw ię ją nadal — obawę, że te szlachetne próby obciążyć może w krótce grzech pierworodny naszej krytyki w takim sam ym stopniu, w jakim obciąża ją samą (...) Jesteśm y su biektyw ni w naszych ocenach, ale piszem y tak, jakby każde nasze ulotne przekonanie obiek­ tyw izow ało literacką rzeczywistość, jakbyśm y nie ujawniali naszych osob is­ tych upodobań, tylko odkrywali w literaturze — każdorazowo, co tydzień, co m iesiąc — jej obiektyw ne niem al przyrodnicze prawa. W efekcie m am y sław y jednego sezonu, jednego m iesiąca a potem nasze rozczarowanie jest tym większe, im silniejszy był entuzjazm. Zawsze przesadzamy w jednym i w drugim. Być m oże mamy do tego prawo. A le nie zwalnia nas to z obo­

(12)

135 ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY

w iązku uporządkowania własnego gustu i cudzych gustów, z obowiązku porównań, zestawień, w reszcie z obowiązku postulowania. I w tym punkcie zaczyna się dziać coś dziwnego. Także w dyskusji prowadzonej przez «Współ­ czesność». Zaczęta dawno przez Christiana Skrzyposzka, dotyczyć miała aktualnego stanu naszej krytyki literackiej, w następnych jednak artykułach Krzysztofa Biskupskiego (Gdzie szukać korzeni?, nr 19), Jerzego N iecikow ­ skiego (O k r y ty c e glos w kilku dyskusjach, nr 20) — przeniosła się w rejony bardziej górne i chmurne: w rejony historii i — w łaściw ie filozofii. Biskupski sięga do tradycji «Kuźnicy», która ostatnio po książce Zbigniewa Żabickiego stała się dość modnym tematem. (...)”.

M niejsza w ty m m om encie o różnice w em ocjach podstaw y ko n ­ tek stu .

O bydw aj auto rzy , m im o odm iennego n astaw ien ia wobec kontekstu, zd ają się jedn ak o w o rozum ieć fu n k cję poznaw czą poglądu, widząc w niej p ew ną n ad w y żk ę in fo rm acji w poró w nan iu ze w skazanym tekstem . S tą d pojaw ien ie się w ich przeglądach dyg resji historycz­ nych, w skazów ek bibliograficznych, ty tu łó w książek. W to k u a rg u ­ m e n ta c ji M. A. STY K S-a spotkać m ożna było c y ta ty z książki

L ir y k a polska. Interp reta cje („Życie L ite rac k ie ” 1967 n r 11), zale­

cenie le k tu ry M im esis A uerb aeh a (,,Życie L ite rac k ie ” 1967 n r 29). P odobnych przykładów , choćby drobnej w zm ianki n a te m a t dzieł obcego tw órcy, je s t w iele.

A nalogiczny cel re a liz u je Zet, w y k o rzy stu jąc inny jeszcze sposób n ad d an ia in fo rm acji — m ianow icie zam ysł problem ow ego łączenia arty k u łó w . S tą d w spólne dla całego p rzegląd u ty tu ły , jak cytow any już: M artw e p ro g ra m y i ż y w e książki czy inne: Bohater z przeceny („O dra” 1970 n r 1), W ir salonowego życia („O dra” 1970 n r 3), Ubi

leones („O dra” 1969 n r 9). W skazuje to n a jed n o litą felietonizację

całego p rzeg ląd u . M. A. STY K S nato m iast w y b ra ł form ę m inifelieto - nów. W o b ręb ie jednego p rzeg ląd u są sia d u ją ty tu ły : Nawiązanie do

«K u ź n i c y » i W s z y s tk ie barw y K.— O., obok ty tu łu Twórczość jako działanie, ty tu ł — S p ych o tech nika w szkole.

Ja k a jest w arto ść p e rsw az y jn a ty c h przeglądów ? A nalizę w yk ład n i­ ków fu n k cji im p resy w n ej rozpocznijm y od in te rp re ta c ji ty tu łó w i różnic kom pozycyjnych.

T y tu ły M. A. S T Y K S -a są nośnikam i oceny, służą p o dk reśleniu zde­ cydow anej op in ii na tem a t cytow anego m a te ria łu albo p rz y n a j­ m niej uogólnieniu p roblem u (Oswajanie Witkacego, M it straszliwej

samicy, S p y c h o te c h n ik a w szkole, Poezja gola).

Rola ty tu łó w w p rzeg ląd ach Z eta jest podobna, a le n a pierw szy p lan w y b ija się ich m etonianiczny, w sto su n k u do om aw ianego m a­ teriału , c h a ra k te r. W te n sposób napięcie d ysk u rsu jest rozłożone rów n om iern ie aż do p o in ty lu b końcow ej konkluzji. G ra ze św iad o ­ mością cz y te ln ik a przebiega rów nocześnie z tokiem wyw odu. C yto­ w any n a p rz y k ła d W ir salonowego życia je s t p o stu latem rzetelnego zbadania rodzim ej giełdy literack iej, k tó ry to pom ysł zrodził się

(13)

R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y 136

pod w pływ em książki C ow leya O sytuacji w literaturze. T y tu ł prze­ glądu w skazu je zjaw isko n eg aty w n e, w y stęp u jące w m iejsce au ten ­ tycznej g ry opinii o raz w iedzy o n iej. G dyby szukać literackich p a ra n teli teg o rodzaju ty tu łó w co w ym ieniony w yżej lub innych, tak ich jak Ubi leones, S y n t e t y k m echaniczny, K to nas chce roz­

śmieszyć — m ożna by, acz nie bez pew nej przesady, odw ołać się do

ty tu łó w opow iadań Czechowa. W iększość z nich jest m otyw ow ana filozoficznie lub artystyczn ie, ale przew ażnie w b rew h iera rc h ii ele­ m entów św iata przedstaw ionego opow iadań (Śm ierć urzędnika, K to

winien?, Syrena, Szampan), w zm agając wieloznaczność, napięcie;

budząc bardzo różnorodne doznania: od litości i trw ogi aż po nonsensow y koszm ar i groteskę. D yg resja ta pozw ala podkreślić w cześniejszą sugestię. Otóż te sam e cech y przeglądu, k tó re um ac­ n ia ją jego poznawczość i oddziaływ anie n a odbiorcę, zm ieniają czę­ ściowo a sp e k t w konsekw encji le k tu ry zdezak tu alizow an ej lub zbior­ czej. Z aczynają charak tery zo w ać nadaw cę, jego stosunek do pod­ staw y p rzeglądu, kom petencje, udział w p op u lary zacji — a zwłasz­ cza estety czn e w alo ry w ypow iedzi. To stw orzyło specyficzną migo- tliw ość sensu, k tó rą nazw aliśm y p rze d tem am p litu d ą sem antyczną. W racając do p orów nania obydw u analizow anych przeglądów , trzeb a zwrócić uw agę n a o dm ienny sposób naw iązania k o n ta k tu z czytel­ nikiem .

W „O drze” , obok felietonow ej ciągłości, służy tem u sporadyczne w zm iankow anie procesu sporządzania p rzeglądu, np.:

„Nie udało m i się związać dwu chociażby artykułów, tak aby wydobyć z nich jakiś ton w spólny (...)” („Odra” 1966 nr 9).

T akie odw ołania zd arzają się rów nież M. A. STY KS-ow i:

„I ja, w pośpiechu tej przeglądackiej roboty, niejednokrotnie rezygnowałem z przedstawienia z łam ów tego pisma rzeczy ciekaw ych, lecz wyrażonych długo i zawile. W sumie jednak sięgało się po «Współczesność» (...) („Życie Literackie” 1971 nr 46),

ale g en eraln ą zasadą jest tu ta k ty k a w zbudzania solidarności. S łu­ żą tem u m. in. k o n tra s ty sty listy czn e — od tonacji konfesyjno- -gaw ędow e j :

„Trochę mnie poniosło, ale to z czysto intelektualnego żalu, gdy dobre in ten ­ cje i m ożliwości są zamazywane w byle jakim m yśleniu. Jest to w ięc i odruch «złego sumienia»: im m niej leniwcze, zdziałasz sam pozytyw nie, tym bardziej ochoczo wrzeszczysz na tych, co partaczą (...)”,

aż po m askow aną przez pluralis maiestaticus — zm ianę p u n k tu w idzenia:

(14)

137 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y

K o n trasto w e są także odw ołania do potocznego dośw iadczenia („T yle się tego słyszy (...)”) lu b bezpośrednie apele („Przeczytajcie, rad zę z serca i z głow y”).

T ech n ik a bezpośredniego ap elu je s t jednoznaczna i nieskom pliko­ w ana. Od im p eraty w u : „P rzeczy tajcie koniecznie” do bezosobowej k o n statacji: „A przeczytać to trzeb a koniecznie” . Czasem pośrednio („P rzeczytałem to jed n y m tch e m ” ) lub z pozorną obojętnością p e rsw az y jn ą („I to by m i się w ydaw ało w łaściw ie pow ażną d y ­ re k ty w ą d la k ry ty k i”).

Z darza się, iż ta k ty k a w zbudzenia solidarności o p a rta jest na odw o­ łan iu do pow szechnych m itów społecznych alb o urazów , m. in. u raz u niedoinform ow ania. Na n im opairł M. A. STY KS swój w spom niany już p rzegląd z 42 n u m e ru „Życia L iterackiego” w 1968 r. Polem ika z w y d ru k o w an y m w „ K u ltu rz e ” listem Jerzego A ndrzejew skiego do pisarzy czeskich zaty tu ło w an a Słowa, słowa,

słowa... atak o w ała ekscytację, h istery czn y egocentryzm , b rak roz­

różnienia ra c ji politycznych od m oralnych. A dalej, w analogicz­ n y ch przypow ieściach, dokonał M. A. STY KS obrócenia sp raw y politycznej i m oralnej n a g ru n t tow arzyskiego faux-pas, dowodząc niestosow ności uczynku pisarza. P rzy p o w iastk a o fałszyw ym p rzy ­ jacielu dom u, k tó ry rozpow iedział sw ary m ałżeńskie i pogłoski o rozw odzie w sytuacji, gdy poszkodow ana żona „chce n ad al żyć z tym potw o rem i oboje sta ra ją się dojść ze sobą do ła d u ” , m iała w prow adzać jednoznaczną k w alifik ację etyczną.

N aw iązaniu k o n ta k tu z odbiorcą służą u M. A. ST Y K S-a nie ty lk o przypo w iastki (co częste), ale i szczególnego .typu sform ułow ania, w ulgaryzm y na pograniczu n orm y estetycznej języka kolokw ialne­ go —■ p o d trzy m u jące ferw o r polem iczny:

„Toteż guzik będzie m iał pożytku z nich przyszły historyk teatru, gdy zechce na podstawie tego co napisano, odtworzyć obraz dzisiejszych teatrów ”.

Albo:

„Otóż dzięki szklanemu pudełku, można wprawdzie rozejrzeć się po św iecie u siebie w domu, ale nie można niestety «przetrzeć się», gdyż od biernego siedzenia przetrą się co najwyżej spodnie” („Życie Literackie” 1967 nr 43).

P ośredni w p ły w n a czy teln ik a u trw a la ją liczne — bard ziej u roz­ m aicone aniżeli w recenzjach 10 w p rasie spo łeczn o -k u ltu raln ej — ep ite ty (np.: „ p ik a n tn e ” , „słu szn y” , „ro zp alające” , „snobistyczne” itp.) o raz zm iany dystansu; odbiorca czuje się so lid arn y z nad aw cą odw ołującym się do zdrow ego rozsądku czyteln ika, np. końcow ym zw rotem polem icznym : „Dopókiż tego, kochani” .

10 Por. W. Pisarek: Słownictwo oceniające w recenzjach. „Zeszyty Prasoznaw ­ cze” 1969 nr 1.

(15)

R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y 138

P rz y p a trz m y się te ra z n a jo strz e j in g eru jącej w św iadom ość odbior­ cy — p olem ice p rzeg lądu , a zwłaszcza jej technice.

P odstaw ow ym chw ytem polem icznym obydw u om aw iany ch p rze­ glądów je s t tzw . k o n stru k ty w n a k ry ty k a , a więc zaprezentow anie rac jo n aln y c h arg u m e n tó w podw ażających ra c je przeciw nika o raz w łasn ej w e rsji rozw iązania problem u. P rz y czym M. A. STYKS doprow adza n a jp ie rw d o skrajn ości założenia ocenianego te k stu (nierzadko przez ośm ieszony cytat), a dopiero potem dokonuje osta­ tecznej rozp raw y , k tó re j w ynik często przesądzony jest nagłó w ­ kiem.

O dbiorca p rzeg ląd u „O d ry ” p rzy zw y czajan y je st do w iększego szacunku dla przeciw nika. Nieoszczędzanie o p o nen ta odbyw a się tu ja k g dy b y poza cen tru m uw agi odbiorcy. T ym „u p rzy w ilejo w an y m ” m iejscem je s t PS.

D obrym p rzy k ła d em eksponow ania fu n k cji polem icznej przeg ląd u są „P rasow e sensy i nonsen sy ” w „S tu d en cie” . Nie odbiegając od schem atycznego n asta w ie n ia n a k o n tek st — o p e ru ją specyficznie felieto n o w y m ty p em polem iki. D la p rzykładu:

,,W «Życiu Literackim» czytamy relację W ładysława Machejka z w aw elskiej narady tw órców kultury — w rubryce «Z m ojego obserwatorium». Użala się autor: «Nie doszedłem do głosu w dyskusji...» — form ułuje w ięc swoje uwagi na m arginesie w ystąpień cudzych, trochę za bardzo — jak mi się w ydaje —■ subiektyw nie. N ie można się nie oburzyć, że zasłużony twórca kultury n ie zdołał zabrać głosu i nie rozum iemy, jak do tego mogło dojść. (...)” („Student” 19711 nr Ul).

P od staw o w y m ch w y tem tego przykładow ego passusu je st nieobec­ ność sygnałów spolegliw ości dokonanej oceny. W obec tego a p ro b a ta je s t pozorna, co zresztą w y n ik a z dalszego ciągu przeglądu. Id en ­ ty czn y m chw ytem a rebours posługuje się w. sw ych felieto n ach — Ja n u sz Głow acki. W ystarczy w spom nieć Pochwałę Poręby, Do tyłu. Obok n arra to ra -p rz eśm ie w cy w y stę p u ją w «Prasow ych sensach i nonsensach» k o m en ta to r — n aiw n y plebejusz:

„On, ten Urban zawsze coś tak naplącze a w końcu nie wiadomo w h o is

who — i czy to jest alegoria czy relacja” lub:

„(...) Aleksander Baumgarten daje wspom nienie o Karolu Kuryluku. «Lite­ ratura» w yraźnie n ie chce być gorsza od «Polityki», która pierwsza przy­ pomniała tradycję „Czytelnikowskiej” prasy —■ w łaśnie Kuryluka, Borej­ szy i innych. A le «Literatura» jest ostrożniejsza, odczekała trochę i dopiero w tedy poszła na całego — bardzo dobrze, bardzo dobrze (...)” (,S tu d e n t” 1973 nr 26).

Typow e d la Miiszy jest pozorow anie o b iek ty w izm u i podejścia serio. K rań co w y m p rzy k ła d em będzie pośw ięcenie całego przeg ląd u n a

(16)

przecy to w an ie bez k o m en ta rz y w y jątk o w o „kw iecistego” a rty k u łu M aehejka („S tu d e n t” 1971 n r 14).

R ów nież felietonow ej p ro w en ien cji b y ły m eto d y polem iki „K om en­ ta r z y ” (jot.) w e „W spółczesności” . Pozornie obiek tyw n a relacja, o p e ru ją c a „H am iltonow skim ” p aralelizm em le k s y k a ln y m n , w y ­ raźn ie w skazuje w łaściw y p rzedm iot k om prom itacji: „No i opisał Irz y k (...) Z denerw ow ał się n a jp ie rw Irz y k (...) Po pierw sze — po­ w iad a Irzy k (...)” („W spółczesność” 1967 n r 19). Obok polem ik I stopnia, byw a przeg ląd czasam i try b u n ą polem iki II stopnia w postaci rep lik i n a rep lik ę 12 (np. „ O d ra ” 1968 n r 4, 1972 n r 5, n r 9; „ S tu d e n t” 1972 n r 7, n r 8). N iejako p restiżow y je st fak t, że w p a ru w yp ad k ach jed y n ie p rzeg ląd b ro n ił zaatakow anego bardzo a rb itra ln ie k ry ty k a . Z darza się i trzeci rodzaj u w ik łan ia p rzeglądu prasow ego w polem ikę — m ianow icie czy jaś polem ika z przeg ląd em (np. L u d w ik F laszen w Popołudniach pieniacza — „ O d ra ” 1965 n r 11; K rzy szto f Teodor T oeplitz w Naprzód do c zterdziestki z to m u Co m a wisieć nie uto n ie ; E d w ard B alcerzan w „N urcie” 1968 n r 12). F elietonow e zabarw ienie polem ik p rzeglądow ych w yraziście cha­ ra k te ry z u je także nadaw cę: jego zaangażow anie w o m aw iane k w estie o raz cechy osobowe. D la czyteln ik a „Życia L iterack ieg o ” , d a jm y na to n r X, isto tn e jest, że znalazł w przeglądzie inform ację i sądi na tem a t s tru k tu ra liz m u . D la czy teln ik a „Ż ycia L iterack ieg o ” n r X + 20, X + 35 jasn e sta je się rozpoznanie s tru k tu ra listy c z n e j obsesji M. A. STY K S-a. Z atem to, co znaczyło jako in fo rm acja, za­ czyna odsłaniać nadaw cę. S ty listy c z n y racjo n alizm M. A. STY K S-a nie zdołał u k ry ć a n i su b iek ty w n y ch anim ozji — d e m ask u jąc n ie ­ chęć do stru k tu ra liz m u , now inek, B alcerzan a (notabene n a jc z ę st­ szego o b iek tu ataków ), pospolitow ania tra d y c ji — an i pew nych słabości „n a ta k ” . Spoza pow ściągliw ego języ k a Z eta w y g ląd a n a ­ tom iast w spółczesna tw a rz Posła P ra w d y — ad w e rsa rz a n ieto le­ ran c ji, m a rtw o ty in te le k tu a ln e j, pozorów, w yw iadów , d y sk u sji p ra ­ sow ych — szanującego ry g o ry tech n o k raty czn ej m an ii zam ykania problem ów . W reszcie G łow acki p rze g ląd u prasow ego — M isza/G ri- sza ze „ S tu d e n ta ” — a n ta g o n ista „ P ra w a i Życia” , „ K u ltu ry ” , „Życia L iterack ieg o” , dyplom atyczn y w sw ych sym patiach, k o n ­ sek w en tn y w anim ozjach — to k o n te sta to r w yraźnie „bez um ow y o dzieło” .

Magdalena Lubelska R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y

11 Por. S. Barańczak: Persw azje «P e rs w a zji». „Teksty” 1972 nr 6.

12 O klasyfikacji polem ik pisze B. Kolowca: Polem iki na lamach gazet i cza­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Po każdej jednostce czasu następują narodziny i zgony oraz starze- nie (przechodzenie do następnej

Każdemu dziecku wykonuję w jego obecności wizytówkę z jego imieniem, wspólnie z dzieckiem dokonuję porównania jego imienia z imieniem np.: n –lki (ilość liter, jakie

łożone do dnia następującego. Poruszono wszystkie sprężyny tego wieczora: straszono, pochlebiano, obiecywano krzesła senatorskie, kontrakty arendowne dóbr narodowych,

• W sadzie jabłoni jest więcej niż grusz, śliw jest mniej niż grusz, a moreli jest mniej niż śliw.. Czy moreli jest więcej, czy

• W sadzie jabłoni jest więcej niż grusz, śliw jest mniej niż grusz, a moreli jest mniej niż śliw.. Których drzew jest najmniej w sadzie, a

Streszczenie: W krajowym przemyœle materia³ów ogniotrwa³ych istotne znaczenie maj¹ surowe boksyty do produkcji cementów, boksyty kalcynowane ogniotrwa³e oraz alumina

Przeprowadzone badania wykaza³y, ¿e dolomit dewoñski z Brudzowic spieka siê podobnie jak dolomit hiszpañski, jakkolwiek gorzej w porównaniu z dolomitem triasowym z tego samego

Jest ono szczególnie wi- doczne wśród mieszkańców dużych miast, co wynika przede wszystkim z miej- sko-przemysłowego stylu życia oraz związanych z nim uwarunkowań czaso-