• Nie Znaleziono Wyników

Opór sądów w roku 1813

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Opór sądów w roku 1813"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Opór sądów w roku 1813.

Chwiejność i niezdecydow anie, gorsze od wyraźnej niechęci, cechowały .pierwsze w ystąpienia cesarza A leksandra na ziemi pol­ skiej. Chciano niby oszczędzić przykrości i upokorzenia m ieszkań­ com nieszczęśliwego K sięstw a W arszaw skiego, ustanow iono Naj­ wyższą Radę Tym czasową, spadkobierczynię konstytucyjnej rady stanu, zachowano w mocy daw ne praw a i niższe m agistraturji m iej­ scowe, ale obok tych zarządzeń, bezw ątpienia przychylnych, stale i od pierwszej chwili daw ano posłuch złym podszeptom Kutuzo- wjtch i A rakczejewów, zażartych nieprzyjaciół Polski. Obok więc, a raczej ponad Radą, umieszczono jenerałguberńatorstw o, w rozle­ głą opatrzone władzę, obok prefektów —„obłastnych“ naczelników w nieokreślonej i groźnej roli „pomocników i nadzorców “.

O kupacya Księstwa przez w ojska rosyjskie nie była czystą aneksyą, skoro miejscowe w ładze nie zostały rozw iązane i skoro,

utrzym ane, nie miały składać formalnej prz5rsięgi now em u władcy;

nie była to jednak rów nież pokojow a kontynuacya dawnego rządu, gdyż urzędy, niezwolnione z przysięgi, danej sw em u praw ow item u księciu, m usiały odtąd działać w imieniu rosyjskiej radj? najw yż­ szej; była to więc sytuacya odm ienna od stanu, w ytw orzonego przez rok 1866-ty, połowiczna, nieokreślona, a w swej nieokreślo­ ności groźna. Nieokreślone pod względem polityczno-praw nym po­ łożenie kraju, wzajemna nieufność rządzonych i rządzących w y ­ tw orzyły atm osferę niezwykle naprężoną, sprzyjającą wszelakim konfliktom. Jednym z groźniejszych, z winy nietaktow nej Rady, stał się zatarg pomiędzy nią a sądownictwem.

Sądow nictw o K sięstw a W arszaw skiego, od sześciu lat zapra­ w iane przez swego zwierzchnika do ślepego posłuszeństw a

kon-Źródła: A rch, m inist, sp ra w ied . w A rch. G łów n em (akta X V II, 52, 53, 54 i listy słu ż b o w e u rzęd n ik ów ), A rch . Bibl. O rd. Z a m o y sk ich (A1» 1814, cz. II).

(3)

stytucyi i królowi, w niezwykle ciężkiej znalazło się sytuacjo. P o ­ siadło ono naraz kilku panów, którzy w różnych je ciągnęli kie­ runkach. Przedew szystkiem słuchać musiało swego konstytucyj­ nego zw ierzchnika, m inistra spraw iedliw ości Łubieńskiego, który, pod osłoną w ojska narodow ego, pozostał w K rakow ie do maja 1813 roku i stam tąd słał swoje energiczne instrukcye do są ­ dów. P ostępow anie Łubieńskiego przy końcu K sięstwa, niew ąt­ pliwie sympatyczne, stoi w całkowitej sprzeczności z jego układ­ nym, zręcznym i giętkim charakterem . T en ongi szczęśliwy la- wirant pomiędzy Stanisław em A ugustem a opozycyą sejmową,

późniejszy ugodowiec, oddany dworowi pruskiem u, uw ierzył

sam w końcu w głoszone przez siebie od założenia K sięstw a przyw iązanie do króla saskiego i do polityki francuskiej, dał tego przyw iązania wyraźne, a dla swojej późniejszej karjm ry za­ bójcze dowody: on wszak tylko (i Ign. Sobolewski) z pośród ca­ łego rządu w arszaw skiego nie dał się usidlić Czartoryskiem u, choć łatw ą m iał do niego drogę przez przyrodniego brata, Michała O gińskiego. Zresztą i w tem mogło być w yrachow anie: Łubieński, nietracący kontaktu z dw orem pruskim , wątpił, by Rosya na do­ bre się utrw aliła w W arszaw ie, przypuszczał raczej, że w naj­ gorszym razie rzeczy pow rócą do statu quo trzeciego rozbioru. T ak czy owak, pociągnięty przez energicznego Bignona, Łubieński

w ydał na odjezdnem z W arszaw y resk ryp t (1 lutego) do w szyst­

kich sądów z surowym nakazem dalszego w ykonyw ania wszelkich czynności sądow ych w imieniu F ryderyka A ugusta, naw et po w kro­ czeniu wojsk obcych, a to pod groźbą uniew ażnienia wyroków' w innem w ydanych imieniu i uznania przestępujących nakaz urzędni­ ków za wolnych od urzędów. D la ścisłego dopełnienia reskryptu mi­ nister przelał część w ładzy swojej na prezydyum sądu apelacyjnego, obowiązane zastępow ać go podczas nieobecności. Prezydyum sądu apelacyjnego składało się od przyłączenia Galicyi z 4 członków, sto­ jących na czele tjduż wydziałów, ale, gdy z pow odu kanikuły Jan hr. Ossoliński i Szymon W iśniewski znajdowali się na urlopie, w W arszaw ie pozostały dwie tylko osoby: Jerzy Skarżyński i O nu­ fry W yczechowski.

Jerzy Skarżyński, syn A leksandra i Zofii z Podczaskich, ro ­ dem z m azowieckiego, za Rzpltej podstarości sochaczewski, pow o­ łany w r. 1807-ym na sędziego apelacyjnego płockiego, w r. 1808-ym

(22 kwietnia) na sędziego apelacyjnego w arszaw skiego i w końcu

tegoż roku (27 grudnia) na miejsce J. N. Małachowskiego na p re­ zesa tegoż sądu, należał do tej niezbyt licznej grupy członków w y­ bitniejszych rodzin, którzy zgodzili się służyć pod Łubieńskim,

(4)

w wielkiej będącjun niełasce u kół magnackich od czasu gorli­ w ego w prow adzenia kodeksu francuskiego. Skarżyński naw et przez czas jakiś przeznaczany bjd przez opozycyę wielkoszlachecką na antagonistę w szechw ładnego m inistra, i w tym celu w prow adzony do komisyi projektodaw czo-praw nej (14 lipca 1808 r.); sprzeciwił się w prow adzeniu nienakazanego przez konstytucyę francuskiego kodeksu procedury cywilnej i podjął się przygotow ania procedury podług w zorów polskich. Teraz, starszy już wiekiem, Skarżyński nie nadaw ał się na rew olucyonistę i łatw oby ustąpił przed groź­ bami rady, gdyby mu w tem nie przeszkodził młodszy kolega.

O nufry W yczecbowski należał do znacznie późniejszego p o ­ kolenia, które, nie będąc świadkiem smutnej i depresyjnej epoki rozbiorowej, z nowemi siłami i w iarą przystępow ało do pracy. R o­ dem z poznańskiego, po europejsku wykształcony, w ychow aniec halskiego uniw ersytetu, za rządów pruskich członek sądu miejskiego w Berlinie i fiskał kam eralny w W arszaw ie, W yczechowski w r. 1807-ym pow ołany został przez Lubieńskiego do najbliższego współ- pracow nictw a. O dtąd bardzo szybko aw ansował: w końcu tegoż roku, mając zaledwie lat 28, został referendarzem rady stanu, w następnym roku (27 maja) członkiem komisyi projektodaw czej, głównie czynnym w sekcyi bypotecznej, wreszcie w r. 1810-ym (19 czerwca) prezesem IV-ego, galicyjskiego w ydziału sądu apela­ cyjnego. Jednocześnie ogłosił dwie broszury, mające na celu sp o ­ pularyzow anie pom ysłu założenia tow arzystw a kredytow ego ziem­ skiego na wzór łandszaftów pruskich. Młodjr, mniej zdolny od brata A ntoniego, ale znacznie od niego uczciwszjb O nufry W yczechow ­ ski stał się przypuszczalnie inspiratorem i duszą oporu.

Od chwili utw orzenia najwyższej rady (I pos. — 5 kwietnia) m inister i zastępujące go prezydyum apelacyjne zachowały tylko władzę m oralną. Faktyczna władza należała obecnie do rady tym ­ czasowej, a raczej do jej rzeczywistego mocodawcy, prezesa i je- nerałgubernatora, Bazylego Łanskoja. Lanskoj, pod pozorami ob­ łudnej uprzejmości i życzliwości, ukryw ał niechęć do Polski, nie­ zadow olenie z w spaniałom yślnej polityki cesarza. Zresztą, służbi- sta mało saipodzielny, pilnie nasłuchiw ał rozkazów i w yjaśnień Kutuzowa.

Zm iana intytulacyi i pieczęci aktów sądowjmh dałaby się za­ łatw ić bez zatargu, gdyby władze rosyjskie uciekły się do fikcyi, do rozwiązania władz istniejących i do zam ianowania nowych zpośród tych samych urzędników. Ale, pozostaw iw szy ju ż w ątpli­ wość, czy urzędnicj^ chcieliby p rz jją ć nanow o urzędy, wdadzom rosyjskim chodziło, w związku z nadzieją skaptow ania

Ponia-P r z e g lą d H is to ry c z n y . T . X IX , z. 2. - ^ O P Ó R S Ą D Ó W W R O K U 1813. 193

(5)

tow skiego, o dem onstracyjne odstąpienie sądow nictw a od konsty- tucyi i króla saskiego, co w raz z akcyą komitetu centralnego miało zaważyć na szali postanow ień opornego wojska. P rzerachow ał się jednak rząd rosyjski.. Sądow nictw o nietylko że nie dało asumptu do zdrady, lecz przez swój opór, w pośrodku wojsk rosyjskich i pod bokiem w ojennego jenerałgubernatora, zsolidaryzow ało się, bratnio przyklasnęło bohaterskiem u wjrsiłkowi wojska.

W szystko zależało od zachow ania się najwyższej m agistratury krajowej. S ąd apelacyjny K sięstw a W arszaw skiego składał się w części z wysłużonych praw ników , w części zaś z członków znacz­ niejszych rodów w ielkoszlacheckich. Byli to ludzie przeważnie starsi, majętni, jako praw nicy skłonni może do poszanow ania ze­ wnętrznej, formalnej praw dy, niezdolni przecież do wznioślejszego, ofiarnego czynu.

W okresie zatargu w W arszaw ie pozostawali: A ntoni Go- rzeński, b. pis. s. ap. bydg., W incenty Unicki, b. konsyliarz minist, do spraw galicyjskich, Adam Łubieński, b. sęd. tryb. pozn., Mikołaj Okołowicz, b. sędzia apel. kał., Ign. Plichta, za Rzpltej patron socha- czewski, później sędzia ziem. łowić., Ign. Pilichowski, b. sędzia ziem. płoński, T adeusz Skarżyński, b. sędzia pok. łowicki, Floryan W ydiga, b. prez. tryb. siedl., wreszcie Jan K anty hr. Załuski, b. sędzia pok. w arsz. Reszta członków była na urlopie, niektórym naw et udało się go uzyskać w przeddzień kłopotliw ego zatargu (np. A ntoni Bień­ kowski 10 czerwca, praw dopodobnie za protekcyą A. J. Czartory­ skiego).

W net po ukonstytuow aniu R ady najwyższej, prezydyum ape­ lacyjne otrzym ało dw a ustne zalecenia, aby sądy wznowiły swe działania zrazu w imieniu A leksandra I, później w imieniu Rady. Pierw sza insynuac}^ wyszła od członka rady Colomba, byłego adm inistratora dóbr koronnych, za pośrednictw em m łodego kon-

syliarza (od 1 października 1811) min. spr. Gałeckiego, druga od

innego członka rady, księcia Lubeckiego. Łanskoj pragnął załatw ić instrukcye K utuzow a grzecznie, środkam i domowemi, chciał n a­ kłonić prezydyum do wydania, na mocy udzielonej przez m inistra władzy, zdradzieckiego reskryptu do sądów. Prezydyum jednak nie dało się uwikłać w zasadzkę i „nie omieszkało czynić najm oc­ niejszych przełożeń, że zmiana intytulacyi sprzeciwia się konsty- tucyi, sprzeciwia się praw u i wykonanej przez członków przysię­ dze- swemu m onarsze“, jakoteż okazało radzie lutow y reskrypt m inisteryalny w kopii w ierzytelnej. Trw ożliw y i w ęszący rew olu- cyę Łanskoj przesłał rap o rt wraz z kopią reskryptu i swemi uw a­ gami do Kutuzowa. C zartoryski nie był jeszcze wówczas zjechał

(6)

do kw atery cesarskiej, do Reichenbachu, to też członkom gienera- licyi rosyjskiej, rzecznikom zwykłej aneksyi nieprzj/jaznej, udało się w ydostać od A leksandra, rozjątrzonego wówczas na wojsko pol­ skie, pismo potępieńcze. List jeneraładjutanta ks. W ołkońskiego do Łanskoja zaw ierał wolę monarszą: „JCM. łaskaw ie rozkazać ra ­ czył, aby sądow nictw o w K sięstw ie w arszaw skiem odbyw ało się podług ducha ustanow ionej dla rady najwjrższej organizacyi i sto ­ sowało się do wydanej przez księcia feldm arszałka rezolucyi, iż akta wszelkiego rodzaju, tyczące się sądow nictw a w calem K się­ stwie, mają być przyjm owane i zaw ierane w imieniu rady najwyż­ szej, niezważając bynajmniej na przeciw ne urządzenia byłego rządu, jako nieegzystującego i żadnej nie mającego m ocy“. List zezwalał na użycie najostrzejszych środków przeciwko opornym, zalecał trzym ać ich pod aresztem i kom unikować ich nazwiska JCMości.

Łanskoj, opierając się na tym liście, w ydal surow y rozkaz-ob- wieszczenie do władz adm inistracyjnych, rada zaś najwyższa, przy­ braw szy je w formę własnej uchw ały na posiedzeniu z dnia 25

czerwca, odesłała 28-go w 200 egzem plarzach do prezydyum z za­

leceniem dalszego zakom unikow ania go sądom.

Uchw ała z d. 25 czerwca, grożąc opornym karą, w yrażoną

w liście W ołkońskiego, zaw ierała trzy przepisy: 1) akta sądow ni­

cze miały bjm odtąd zaw ierane, przyjm ow ane i uskuteczniane

w imieniu najwyższej rady tymczasowej; 2) pieczęć urzędow a miała

zawierać orła jednogłow ego z napisem wokoło: „Najw. R ada Tymcz. Ks. W .“ zam iast daw nego podw ójnego w yobrażenia orła i herbu królew skiego; 3) wreszcie ostatni przepis uchw ały kasow ał kró­ lewski dekret jurystycyjny z d. 15 stycznia i nakazyw ał sądzić wszystkie bez w jją tk u spraw y. T a ostatnia dyspozycjm uchw ały w prow adzona została już na miejscu w W arszaw ie, p raw d o p o ­ dobnie przez przekupnego Nowosilcowa, i nie trw ała długo, bo w miesiąc później cofnęła ją uchwała radjr najwyższej z d. 27 lipca, przyw racająca moc zupełną dekretowa styczniowemu.

Prezydyum , po otrzym aniu uchw ały rady, zwołało członków sądu apelacyjnego w dniu 1 lipca na sesyę ogólną — i na tej se- syi postanow iono wysłać dokładny w yw ód do rady i prośbę do cesarza, jasno dowodzące, że ani prezydyum ani sąd nie są w sta­ nie wykonać nakazu cesarskiego bez jednoczesnego pogw ałcenia przjisięgi, winnej praw ow item u włądcy. W yw ód w ysuw ał ważkie, ściśle logiczne argum enta, na końcu zaś zaw ierał odwołanie się

do w spaniałom yślności członków rady. „ .. .W szyscy mieszkańcji

K sięstw a w arszaw skiego złożyli przysięgę na w ierność JKMości Fryderykow i A ugustow i, księciu warszawskiemu. Członkowie sądu

(7)

1 9 6 O P Ó R S Ą D Ó W W R O K U 1813.

apelacyjnego złożyli ją podwójnie, jako obyw atele i jako urzędnicy publiczni, obdarzeni zaufaniem swego króla i pana... S tatu t kon- sty tu c y j^ r w tyt. IX, art. 77 stanow i, że w szystkie wyroki sądów w inny być w ydaw ane w imieniu króla, kodeks zaś procedury cyw.—(czyni to samo)—w art. 146 i 545... Sąd apelacyjny je st stró­ żem praw , których ścisłe w ykonanie zagw arantow ał przez uroczy­ stą przysięgę swoich członków; jako spraw ujący najwyższą władzę sądow ą w państw ie, winien on przez niedwuznaczne postępow a­ nie dać dow ody swojej troskliwości o posłuszeństw o dla króla i praw. Otóż, gdy władza JKMości F rjideryka A ugusta dotąd nie została przez żaden akt zaprzeczoną, gdy ten monarcha dotąd nie zwolnił urzędników publicznych od przysięgi na w ierność, gdy do­ tychczasow a konstytucya i kodeksy cywilne i krym inalne pozostały w mocy, szczególnie zaś gdy w spaniałom yślny Cesarz W szechrosyi zapew nił nienaruszalność istniejących praw i form sądow nictw a za pośrednictw em pism księcia K utuzow a (8 stycznia) i rady naj­ wyższej (22 marca i 15 kwietnia), — sąd apelacyjny uważa, że nie mógłby inaczej w ydaw ać w yroków, jak tylko w imieniu swego mo­ narchy... Oprócz resk ry p tu m inisteryalnego, unieważnionego na rozkaz JCMości, który mógł tylko przypomnieć, nie zaś określić obowiązki sędziów, istnieją nakazy bardziej stanow cze, a temi są— praw o i przjisięga. To, co się rzekło w zględem niemożności zmiany intytulacyi, stosuje się rów nież do niemożności naruszenia dekretu królew skiego z dn. 15 stycznia, albowiem dekrety królew skie za­ stępują praw a i w inny być narów ni z niemi szanowane... W ra­ zie niew ypełnienia ciążących na nich świętjmh obowiązków, sę­ dziowie apelacyjni uw ażaliby się za w innych wobec swego Mo­ narchy, wobec JCM. Im peratora W szechrosyi i w obec w łasnego sumienia... G dy więc z jednej strony JCM. nakazuje zmienić intj?- tulacyę, z drugiej zaś członkowie sądu apelacjjnego nie m ogą w y­ konać tego rozkazu bez naruszenia obowiązków, zaprzysiężonych swemu władcy, j bez zbudzenia w yrzutów sum ienia—nie pozostaje im nic innego, jak tylko podać się do dymisyi ze spraw ow anych

przez siebie urzędów... Boga, znawcę serc ludzkich, wz3wvamy na

św iadka czystości naszych zam iarów i zapewnienia, że nasze postępow anie nie je st kierow ane przez upartość lub inne p o ­ dobne względy, jeno przez wyłączną chęć dochow ania wierności... Szanowni członkowie rad y najwyższej! W asze cnoty kierow ały bezw ątpienia w yborem JCM. przy umieszczaniu was w rządzie tego kraju. Mieszkańcy tej ziemi, opuszczonej przez w ypadki i w łasny rząd, odczuw ają dobrotliw ie skutki w spaniałom yślności JCM... Zechciejcie złożyć u stóp Jego tronu załączoną tu prośbę". P ro śba

(8)

O P Ó R SĄ D Ó W W R O K U 1818. 1 9 7

do cesarza streszczała argum enty tamtego wywodu, pozatein do­ dawała: „WCM. najlepiej potrafi zrozumieć te czułe (délicats) związki, jakie łączą poddanych i urzędników z ich monarchą... Dla tych względów sąd apelacyjny błaga WCM. o pozw olenie dalszego spraw ow ania sądow nictw a w imieniu JKM. F ryderyka A ugusta, króla saskiego, księcia w arszaw skiego... Liczne dowody w spania­ łomyślności WCMości dodają nam odwagi dla odw ołania się do Jego dobroci. Zechciej, wielki m onarcho, uzupełnić swe zbawienne i dobroczynne postępki przez zaspokojenie naszego zatrw ożonego sum ienia“.

O bydw a te operaty podpisali wszyscy członkowie sądu. P re ­ zydyum zaś, dla zyskania na czasie, zasłoniło się niemożnością rozesłania uchw ały z d. 25 czerwca dla względów formalnych. „Przyłączone tu kom isorya—pisało ono do rady 1-go lipca — oka­ zują, iż prezydyum tylko co do m ianow ania zastępców i co do dozoru w rzeczach sądow nictw a cywilnego m inistra spraw iedli­ wości zastępuje, a zatem ani do sądów krym inalnych żadnego w pływ u nie ma, ani publikacya praw nie je st jem u powierzona... D la zapobieżenia wszelkim wątpliwościom i zw łoce—proponow ało prezydyum — aby rad a najwyższa przez sw ą kancelaryę egzem pla­ rze (uchwały) w ładzom sądow ym rozesłała, prezydyum zaś uw ol­ niła od tego, co nie je st w jeg o m ocy“. Na ten w ykrętny list rada odpow iedziała (2 lipca) krótko lecz dobitnie wyrażonym ro z­ kazem „niewchodzenia w żadne szczegóły ani tłóm aczenia i nie­ zwłocznego zadośćuczynienia pierw szem u zaleceniu ra d y “, co takie spraw iło w rażenie n a starym Skarżyńskim , że bez nam ysłu zade­ kretow ał, by „kancelarya m inisteryum przysłane egzemplarze ro­ zesłała", W ychow ski jed n ak tę dekretacyę skasow ał i zastąpił ją przez rezolucyę „w strzym ania ekspedycyi w kopertach aż do dal­

szych rozkazów “. '

Kilka dni trw ały ustne targi i wzajemne przekonyw ania rady i prezydyum , które jednak do niczego nie doprowadziły. Stary, popularny W awrzecki, rów nież członek rady, przeznaczony na dy­ rek tora m inisteryum spraw iedliwości, nie był jeszcze przyjechał do W arszaw y. P o zytyw ista Lubecki nie rozum iał skrupułów sądu apelacyjnego. Łanskoj i Nowosilców ukazali sw e praw dziw e obli­ cze, nie chcąc słyszeć żadnych tłómaczeft i gotując się do gwałtu. W kancelaryi gubernatorskiej przygotow any został dokładny i je d ­ nolity plan kam panii militarno-egzekucyjnej w catym kraju. Na prowincyi w ykonać go mieli bezpośredni podw ładni jenerałguber- natora, rosyjscy naczelnicy departam entow i, w stolic}^, dla niedraź- nienia już i tak rozgoryczonej ludności, w ysadzono w tym celu

(9)

specyalnego urzędnika cywilnego, polaka. Był nim niejaki W oje­ wódzki, z litewskiej, napoły zniszczonej rodziny, rosyjski poddany i aktualny (rzeczywisty?) radca stanu, przybyły za wojskiem szu­ kać karyery. Rada najw yższa na posiedzeniu z d. 7 lipca zaopa­ trzyła go w rozległe komisoryum, ściśle przezeń w ykonyw ane. Tego samego jeszcze dnia w ezw ał W ojewódzki prezesów apela­ cyjnych i jeneralnego prokuratora, Michała W oźnickiego, do biura m inisteryum na godzinę 5-tą. W ezwani otrzymali zaproszenie b ar­ dzo późno, bo po 5-ej, jed nak na to przym usow e w ieczorne zebra­ nie przyszli. W ojewódzki pow tórzył im rozkaz natychm iastow ego rozestania ekspedycyi, do czego naw et — jak orzekała okazana in-

strukcya ■— komisarz miał praw o zmusić wezwanych. „Prezydyum

podało zaraz radcy W ojew ódzkiem u za nieodm ienny w arunek, aby komisoryum jego, w raz z obwieszczeniem kom unikowane sądom było, a gdy na to zezwolenie odebrało, do żądania j w. W ojewódzkiego przychylić widziało się być zniewolonem, jakoż transm isorya wraz z nim podpisało, rozesłanie (zaś) do dnia następnego za jego zezwo­ leniem w strzym ało“ (protok. posiedź, spisany przez W yczechow- skiego). Żądając dołączenia komisoryum, prezydyum miało na celu zwolnić się od odpowiedzialności i pośrednio insynuow ać miejsco­ wym władzom dalszy opór przez zapoznanie ich ze stanowiskiem zwierzchniej władzy warszawskiej. Na tem samem wieczornem posiedzeniu W ojewódzki, wciąż zgodnie ze wskazówkami instrukcja, polecił prezesom zwołać ogólne posiedzenie sądu apelacyjnego na dzień następny. Nazajutrz, z pow odu niemożności zawiadomienia wszystkich sędziów, uzyskano zwłokę, tak że pam iętne posiedze­ nie odbyło się dopiero 9 lipca po południu. Po zgromadzeniu obecnych w W arszaw ie członków sądu apelacyjnego, przybyły na salę w tow arzystw ie policm ajstra Swieczyna W ojewódzki ośw iad­ czył zebranym, iż rada nie może przyjąć prośby o zwolnienie od urzędów , oraz adresu do cesarza, następnie wezwał ich do n a­ tychm iastow ego rozpoczęcia czynności w imieniu rady najwyższej. „Na co, gdy ciż jednom yślnie oświadczyli, że przy pierw szych de- klaracyach obstają, jw . konsyliarz złożył do rąk prezydyum rozkaz najwyższej rady tymcz., w dniu dzisiejszym datow any, w edług

którego członki za będące pod aresztem ogłoszone zostały. Ule­

gając przeto członki wyżsźfej woli, zniewoleni zostali oświadczyć, iż odtąd w imieniu rady najw. sądzić i wyroki wydawać b ęd ą“. (Deklar. podp. przez sędziów). W kilka dni później rozpraw iono się w ten sam sposób z innemi opierającemi się sądami warszawskiemi (tryb. cyw. z Ant. O strowskim na czele, sąd pokoju II wydz.).

Sm utna, bezkrw aw a i zgóry na niepowodzenie skazana re ­

(10)

O P Ó R S Ą D Ó W W R O K U 1S13. 199

belia w arszaw skiego sądow nictw a niezwykle prędko zlikwidowana została, przecież wzgląd ten w niczem nie zmniejszał jej wielkiego znaczenia m oralnego. Świadomy, zw arty i jednom yślny opór ca­ łego stanu urzędniczego jasno dowodził, że zasada legalności, prze­ szczepiona przez praw a francuskie na grunt polski, prędko się tu przyjęła i pierw szy, płom ienny kw iat wydała. Pozatem śmiałe i energiczne przeciw staw ienie się bezpraw iu było jednem z wielu ostrzeżeń pod adresem zwycięscy, że, by zjednać sobie zw yciężo­ nych, należało postępow ać z nimi praw nie i lojalnie.

Nadzieje przyw ódców ruchu warszaw skiego, że prow incya kontynuow ać będzie ich dzieło, nie zostały zawiedzione. W dwu tylko departam entach, graniczących z Rosyą (siedl. i łomż.), naj­ wcześniej okupow anych i najbardziej sterroryzow anych, sądy bez­ pośrednio przystąpiły do w ykonania rozkazu rady; we wszystkich innych opierano się, a raczej dem onstrow ano dość uparcie, a im bliżej ku zachodow i — rzecz ciekaw a — tem uparciej. Rozkaz rady, niezaopatrzony w żadne kom entarze prezydyum , zastępującego mi­ nistra, spadł na sądy ja k grom, to też w net posypały się zapyta­ nia do W arszaw y co do postąpienia w trudnej sytuacyi, prośby 0 wskazanie dalszego postępow ania. Prezydyum , niechcące czy niemogące w stąpić na drogę gw ałtow nego buntu, odpow iadało na w szystkie zapytania lakoniczną i dwuznaczną formułą, pom ysłu W yczechowskiego: „sąd jest niepodległy w rzeczach sądow nictw a, tem bardziej w rzeczach sum ienia“.

Jen erałgu bern ato r nie spodziew ał się oporu na prow incja i nie uw ażał naw et za stosow ne uprzedzić naczelników departam ento­ wych. D opiero gdy zaczęły nadchodzić pierw sze wieści o niepo­ słuszeństw ie, Łanskoj w ydał energiczny cyrkularz do wszystkich

„obłastnych“ naczelników (19 lipca) z zaleceniem przymuszania 1 ew entualnego aresztow yw ania opornych, ściśle podług recepty warszawskiej; załączona do cyrkularza kopia zobowiązania, w y dar­ tego sądowi apelacyjnemu, miała służyć za wzór podobnych de- klaracyi na prowincyi. Rozpoczęło się w net klasyczne czynowni- cze uśmierzanie, w formach mniej lub więcej grzecznych, zależnie od charakteru i przyzwyczajeń „panów obłastnych“.

Najwcześniej załatw iono się z tryb. cyw. krakowskim. Człon­ kowie tego try bunału—prezes Nikorowicz, sędziowie Załaszowski, Lewicki, Mich. G ostkowski, Krzyżanowski, Januszewicz, Trzetrze- wiński, prok. Litwiński, podpr. Paschałski, asesorow ie Dwernicki, Dydyński, pisarze Syktow ski i Strzelecki — w net po otrzym aniu

(11)

2 0 0 O P Ó R S Ą D Ó W W R O K U ISIS.

uchw ały z d.. 25 czerwca w ystosow ali do rady najwyższej przed­ staw ienie (19 lipca), co do ducha i argum entacyi zbliżone do wy­ w odu w arszaw skiego sądu apelacyjnego. A utorzy, pow ołując się na ro tę przysięgi, na dekret królew ski z d. 15 stycznia, resk ry p t m inisteryalny i oświadczenie w łasnego prokuratora, „iż nie może jak tylko godność Najj. P ana utrzym yw ać“, prosili o pozostaw ie­ nie trybunału przy adm inistrow aniu spraw iedliwości podług do­

tychczasow ych przepisów . W kilka dni potem prok. Litwiński

(24 lipca) przesłał prezydyum prośbę o uw olnienie go od obowiąz­ ków . P rzed nadejściem jednak obydw u tych pism do W arszaw y, na posiedzenie trybunału z d. 27 lipca przybył naczelnik dep. kra­

kowskiego, r. st. A wierin dla przekonania się o dopełnieniu uchwały z d. 25 czerwca. Nie pom ogły prośby o zwłokę do czasu przyjścia odpowiedzi z W arszaw y. „Jw. naczelnik oświadczył, iż mając sobie zalecone, aby natychm iast wolę najwyższej rady do skutku przy­ wieść, nie może na żadną w tej mierze zwłokę pozwolić, owszem dodał, iż w przypadku w zbraniania się ma zlecenie postąpić sobie z członkami trybunału w drodze przynaglenia i deklarow ać ich za aresztowanych. Przeto jw . prezes, znajdując się w smutnej kolei albo być nieposłusznym najwyższej radzie, albo działać przeciw obowiązkom, przysięgą swem u m onarsze w ykonaną stwierdzonym , nie znalazł innego środka jak tylko złożyć na ręce jw . naczelnika pow ierzony mu urząd, sądząc, że tym sposobem , przestając być urzędnikiem, nie może być uw ażanym za nieposłusznego ani pod­ legać zagrożonem u aresztowi. W tem miejscu sędziowie i wszyscy inni w dzisiejszem posiedzeniu przytom ni urzędnicy urzędy swoje w ręce jw . naczelnika złożyli. Na to jw . naczelnik oświadczył, iż nie je st mocen żadnych dymisyi przyjmować, lecz jedynie posłu­ szeństw a ścisłego dla najwyższej rady żąda, a zatem na członki trybunału tu przytom ne natychm iast areszt rozciąga. Poczem jw. prezes wraz z wszystkimi członkami trybunału, poddając się roz- ciągnionem u przez jw . naczelnika aresztowi, upraszali, aby takow y areszt tu w miejscu ich pobytu był uskuteczni on ją aż do nadejścia rezolucyi na przedstaw ienie do najwjrższej rady przesłane. Na ta ­ kie żądanie jw . naczelnik zezwolić nie chciał i owszem oświadczył, że członki trybunału aresztow ane natychm iast do W arszaw y tran s­ portow anym i być mają, jeżeli okazane przez siebie schem a dekla- racyi podpisać nie zechcą. T rybunał przeto, nie mając żadnego wolnego wyboru, gdy jw . nacz. ani na rezolucjrę najwyższej rady na zaniesione do niej przedstaw ienie oczekiwać nie pozwala, ani dymisjd urzędów przyjąć nie chce, ani nakoniec nie pozwała, aby areszt rozciągniony tu w K rakow ie aż do oczekiwanej rezolucjd

(12)

O P Ó R S Ą D Ó W W R O K U 1813. 201

rady najwyższej uskutecznionym był, ulegając przymusowi, podane schema deklaracyi podpisać oświadczył" (prot. pos.). A w nie­ spełna sześć tygodni później (7 września) trybunał krakow ski w służ- bistym zapale zapytyw ał prezydyum z pow odu odbierania przy­ sięgi od now oobranych sędziów trybunału handlowego, „czy przy­ sięga w (dotychczasowej) rocie, poprzednio przez min. spr. kom u­ nikowanej, odebraną być p o w inna“, na co W yczechow ski cierpko odpowiedział, że „zmiana żadna co do tego punktu dotąd nie n a ­ stąpiła".

Przy daleko efektowniejszej w ystaw ie odbył się akt przymusu w sąsiednim departam encie lubelskim. T ry bu nał cywilny 12-go, trybunał zaś handlow y 22-go lipca zaw iesiły czynności i w ysłały do prezydyum po inform acye co do dalszego postępow ania, mo­ tyw ując sw ą prośbę tem, że „środki w dochow aniu wierności m o­ narsze nie pow inny być różnem i". Na te pisma sądy otrzym ały wiadomą, niewiele m ów iącą odpow iedź W yczechow skiego. Naczel­ nik departam entow y, baron Czerkasow, wezwał (31 lipca) w szyst­ kie urzędujące w Lublinie w ładze sądow e na ratusz na d. 6 sierp­ nia, na przedstaw ienie jednak trybunału cywilnego o konieczno­ ści zawiadomienia urlopow anych urzędników zgodził się ten te r­ min odroczyć do d. 11 sierpnia. Dnia tego „zgromadzone były w sali audyencyonalnej I wydz. tryb. cyw. w szystkie składy są­

dowe, w mieście Lublinie urzędujące, wraz z podległym i sobie członkami, jako to trybunał cyw ilny (sędziowie W ładich, Doliński, KI. Urmowski, Jan Łuczyński, prok. Jan Madan, as. Baranowski), sąd. krym. (sędziaTom asz Dederko), sąd.poi. poprawczej, trybunał handlo­ wy (pr. Jakób Świderski, sędziowie: Mich. Gezowski, Józ. Bachmizer, Jan Lederer, Fr. Szulc, Jan M eisner, Ad. Fritsch, Józ. Zaremba); sąd pokoju lubelski... G dy więc oddział w ojska z piechoty i jazd y ro ­ syjskiej, z kilkudziesięciu ludzi złożony, przed ratuszem , w którym w yż w spom nione władze sądow e zgrom adziły się, stanął, i wnijścia do niego, oraz drzwi do sali audyencyonalnej na piętrze osobną strażą z dobytą bronią obsaczone zostały, w szedł do tejże sali jw . naczelnik dep. z gronem oficerów wojsk rosyjskich i ośw iadczył zebranym najwyższą wolę JCM ości“ (prot. pos.). Dalej nastąpiły przełożenia prok. M adana w imieniu zebranych, prośba o dymisyę, odmowa, groźba aresztu i stw ierdzenie przym usu przy podpisy­ waniu. „P rokurator podpisał — dodaje raportujący — pow tarzając wyniosłym głosem, że podpisanie nie naruszy wierności dla Najj. K róla zaprzysiężonej".

W departam encie radom skim rządy spraw ow ał r. st. K on­ stanty Borozdin, osobistość ciekawa: zarazem uczony-archeolog

(13)

2 0 2 O P Ó R S Ą D Ó W W R O K U 1813.

i policyant-gubernator, późniejszy szef nowosilcowowej policyi taj­ nej (1816) i kurator petersb. okr. nauko w. (1826). Borozdin zrazu groźną do tryb. cyw. w ystosow ał (26 lipca) odezwę w „greckim (t. j. rosyjskim) ję zy k u “ z pozostaw ieniem czterodniow ego terminu, później jed n ak udobruchał się, trudno przypuścić by bezinteresow ­ nie. Zastępujący nieobecnego prezesa sędzia Rafałowicz dw ukrot­ nie w ysłał do rad y oświadczenia protestujące (17 i 27 lipca), „na gruntow nych w sparte zasadach", gdy jednak, prócz sakram ental­ nego stw ierdzenia przez prezydyum „niezależności sądu w rzeczach sumienia", żadna z W arszaw y nie nadchodziła wiadomość, pan n a­ czelnik nie chciał dłużej czekać. 28-go sierpnia zjawił się z kilku

oficerami w czasie posiedzenia i, odrzuciwszy cz3mione przez człon­

ków przedstaw ienia, oraz zagroziwszy aresztem, „zmusił b y b u n ał do podpisania deklaracyi" (rap. prez.).

Naczelnik dep. płockiego r. st. Rem ietow (? nieczyt.) już 29 lipca zawiadam iał jen erałg ub ern ato ra o odebraniu zobowiązań od członków trybunałów miejscowych, ale jednocześnie donosił o odda­ leniu się „niewiadomo za czyjem pozwoleniem" prezesa tryb. krym. W alknow skiego i członków tryb. cyw. Chmielewskiego, Sędzimira, Dziedzickiego i Grzybowskiego. Zaalarm ow ana rad a zażądała wy­ jaśnień (11 sierpnia) od prezydyum . Okazało się, że prócz Sędzi­ mira, mającego urlop dwumiesięczny, inni oddalili się bezprawnie. Rada poleciła w ówczas (20 sierpnia) w innych „jaknajmocniej n a ­ ganie, iż pow ażyli się opuszczać miejsce urzędow ania swego, żeby zaś takow e samowoln-e postępow anie nie ściągnęło podobnego na później p rzy k ład u — rada zalecała — iżby cyrkularnie po w szystkich sądach obwieścić nazw iska w yrażonych członków, jako niepełnią- cych obowiązków swoich i przestępujących karność, praw em prze­ pisaną (tak!)“. „W inni" zresztą kolejno sami do Płocka pow racali i grzecznie żądane deklaracye podpisyw ali (G rzybow ski—-2 w rześ­ nia, Dziedzicki— 10 wrz.).

W Poznaniu dem onstracya i przym us odbyły się zwykłym swoim trybem: 15-go lipca prezes Andrzej G orzeński, b rat sędz. apel. warsz., rekw irow ał bezskutecznie prezydyum o wskazówki co do dalszego zachow ania się, 24-go złożył w imieniu całego składu trybunalskiego podanie o dymisyę, 30-go zaś wraz z całem plenum (sędz. Tom asz Poklękow ski, Tom asz Raczyński, Rogoziński, Bobrow ski, ass. Morawski, Szubert, Czapliński, Konarski, P rusinow ­ ski pis. A ntoni Baranowski, i Jakób Brodziszewski), po zwykłych przetargach, zmuszonjr został przez naczelnika, rad. kol. Mikłasze- wicza do dania podpisu. Nie pomogła specyalna wymówka, że znaczniejsi członkowie m agistratury poznańskiej (prezes tryb. handl.

(14)

O P Ó R S Ą D Ó W W R O K U 1813. 203

Lewiński, prok. Stan. Prądzyński, sędzia prezyd. II wydz. tryb. cvw. Józef Stablew ski) są nieobecni z pow odu choroby.

Naczelnik departam entu bydgoskiego, r. kol. M eder okazał się stosunkow o względnym, co przypisać należy pobudkom n atury konkurencyjno-połitycznej, chęci niedraźnienia obyw ateli dep arta­ mentu, graniczącego z Prusami. M eder w praw dzie rozesłał kilka­ krotnie w ezw ania do sądów , przecież do egzekucyi nie przystępo­ wał. W śród tego tryb. cyw. w ysłał zapytanie do prezydyum (26 lipca): „G dy trybunały jedynie tylko za otrzym anem poprzed- niczo zaleceniem m inisteryalnem (dotąd) wolę wyższych rozporzą­ dzeń uzupełniać obow iązane były..., czyli try b u n ał przesłane sobie od m inisteryum urządzenia najwyższej rady za dostatecznie i prawT- nie prom ulgow ane uw ażać ma, tudzież czyli dana trybunałow i przez m inisteryum informacya o woli najwyższej rady ma służyć trybunałow i za rozkaz zachow ania i stosow ania się do urządzeń

tejże rady?“ W yczechowski odpow iadał (3 sierpnia) zwykłą sw ą

formułą, dodając, że „prezydyum podobnych rozkazów nie w yda­ wało, trybunał (zatem) znajdzie we w łasnem przekonaniu najlepsze prawidła, jak sobie postąpić ma, bez zap ytań“. Tym czasem Meder

nie chciał dłużej czekać i 12-go sierpnia odebrał dwie po niemiecku

spisane deklaracye (wszędzie podpisyw ano po polsku) od członków trybunału cywilnego (prez. K raszewski, sędziowie Milewski, Paliszew- ski, Gorzyski, ass. G arszyński, Lanow ski, prok. H andelsm an, pis. Krzeczanowicz) i handlowego (Karol Puhan, Ja n K ühlbrunn, Benj. G esner, Aug. Bohm, Jan de la G arde, Kaz. Sobierajski, O tto W erk- majster, Karol Pawłowski). Członkowie tryb. cyw., sędz. Grabowski, Prądzyński, Ign. W yczechow ski i podpr. Toroszew icz odmówili pod­

pisu; niezdecydow any M eder zap}itywał Łanskoja 20 sierpnia, co

ma czynić z opornymi. T en ponow ił swój pierw szy rozkaz (2 paź­

dziernika), który jednak nie został w ykonany aż dopiero na po­ czątku grudnia (raport M edera z d. 9 grud.).

Najwięcej gorliwości okazał naczelnik departam entu kaliskiego r. kol. Bazyli Klement. Nie zadow olnił się, jak jego koledzy, ode­ braniem zobow iązań od trybunałów departam entow ych, ale sam— osobiście lub listow nie •— ściągał deklaracye od sędziów, podsęd- ków, pisarzy, notaryuszów i konserw atorów hypotecznych. Przez pół roku szły nieprzerw anym potokiem do W arszaw y rap o rta i do­ nosy, na miejscu zaś pan naczelnik przymuszał, aresztow ał, ukła­ dał listy nieobecnych i ścigał ich sztafetami. Bo też najtrudniejsze może zadanie m iał Klem ent. W Kaliszu za K sięstw a duch oby­ watelski żywszym bił płom ieniem, niż gdziekolwiekbądź na pro- wincyi: stąd wywodzili się najgłośniejsi krzykacze jakobińscy, tu ­

(15)

tejsza rada departam entow a najenergiczniejsze form ow ała lam enty. Na czele m iejscow ego trybunału cywilnego stał od niedaw na (od

11 w rześnia 1812 r., dotąd kolejno asesor tryb. cyw\ kalis., podpr.

apel. i prok. krymin. warsz.) młody, zdolny i uczciwy G abryel Nie- mojowski. Człowiek rzutki i zapalony, Niemojowski zdaje się chciał pociągnąć członków trybunału do bardziej w ytrw ałego oporu, na­ trafił jednak na niezgodę i w ahania i musiał z swej pierw otnej m y­ śli zrezygnować.

13-go lipca członkowie trybunału w ysłali energiczne ośw iad­ czenie protestujące do rady najwyższej, zawiesili czynności i na pierw szą wieść o możliwości egzekucyi militarnej (list K lem enta do trybunału 27 lipca) praw ie w szyscy rozjechali się, pozostaw ia­ jąc noty protestująco-w yjaśniające. Gdjr 28-go lipca K lem ent zja­ wił się w trybunale, nie zastał naw et kompletu, niezbędnego do otw arcia posiedzenia. Mimo to od zebranych zażądał deklaracyi. Ci, a byli to sędziowie Józef Leśniewski, Al. Pruski i Marcin Sobocki, oraz pisarze Leszczyński i Ign. Milewski, odmówili. W ów czas K le­ m ent aresztow ał ich. A resztow ani poprosili o czas do nam ysłu, i rzeczywiście nazajutrz żądaną deklaracyę podpisali. Za nieobec­ nymi rozesłane zostały sztafety (26 lipca). Ign. W yganow ski i A nt. Rem bowski, jak rów nież żona prok. Michała Lipskiego, który już

wcześniej był prosił rady najwyższej o dymisyę (20 lipca), nade­

słali św iadectw a lekarskie. Pozostałych miały wyśledzić władze adm inistracyjne, co zresztą okazało się zbytecznem, gdyż nieobecni wkrótce dobrow olnie zaczęli się zgłaszać do Klem enta: prok. Lipski, sędzia Rembowski, ass. Jan Michalski i Józef Szulc—przed 24 sierpnia,

as. W ierzchlejski— 2 września, sędzia W yganow ski — 10 września.

D ostaw iony do Kalisza 28 sierpnia podprok. Józef Radoszewski nie chciał podpisać deklaracyi, w obec czego został aresztow any i ode­ słany do W arszaw y pod eskortą wojskową. T u staw iony przed Lanskoja, „nakłoniony przymusem, jakoteż światłemi przełożenia­ mi jenerałgubernatora, zobowiązał się spraw ow ać swój urząd w imie­ niu najwyższej ra d y “. Jeden Niemojowski zpośród kaliszan nie po­ wrócił, przynajmniej niema w aktach m inisteryalnycli deklaracyi z jego podpisem .

W W arszaw ie tymczasem wiele się zmieniło. A leksander I, praw dopodobnie za w staw iennictw em Czartoryskiego, baw iącego

wówczas w obozie, reskryptem z d. 22 lipca z P etersw alde na imię

Lanskoja, „wybaczał członkom apelacyjnego sądu nieposłuszeń­ stwo, uczynione naprzeciw postanow ieniu ra d y “, będąc przeko­ nany, „że to uczyniono nie w złym sposobie, i że (członkowie)

(16)

O P Ó R S Ą D Ó W W R O K U 1813. 205

najmocniejszą pilnością służby i punktualnem w ypełnianiem obo­ wiązków będą mieli za chlubę wygładzić takow y w ykraczający w ystępek“. T o rychłe w ybaczenie, łącznie z innemi dobrodziej­ stwami cesarza A leksandra, zpow odow ane były przew ażnie po- litycznem w yrachow aniem , potrzebą przeciw w ażania zamierzeń pruskich.

Prezydyum apelacyjne zw olnione zostało wreszcie od zastę­ pow ania m inistra. W e w rześniu zjechał do W arszaw y Tom asz W awrzecki, niegdyś zasłużony bojow nik spraw y narodow ej, obec­ nie niedołężny starzec, dwuznaczną acz nieświadom ie odgryw ający rolę. W aw rzecki objął stanow isko dyrygującego m inisteryum sp ra­ wiedliwości d. 29 września, a nie zastaw szy żadnego konsyliarza, sam ignorant w rzeczach francuskiego praw odaw stw a i sądow nic­ tw a, w ezw ał sobie do pomocy jen. prok. M. W oźnickiego i refer, r. st. Ant. W yczechow skiego. A. W yczechowski, b rat młodszy O nufrego, rów nież w ychow aniec halskiego uniw ersytetu i były urzędnik pruski, był znacznie zdolniejszy i am bitniejszy od brata. D woistej natury, napoły zapaleńiec-praw nik, napoły w yrachow any służbo wiec, W yczechow ski niezwykle prędko w ybił się za K się­ stwa, został mężem zaufania Lubieńskiego (konsyl. min. od 12 kw. 1808 r., najczynniejszy członek kom. projektod. od 27 maja t. r., ref. r. st. w sekc. spr. od 4 sierp. 1810). Poważnie zagrożony po upadku swego mistrza, W yczechow ski postanow ił przez kilka zręcz­ nych odstępczych giestów zaskarbić sobie zaufanie now ego rządu. Sposobność nadarzyła się w krótce. Podsędek koniński Piekarski w ydaw ał podaw nem u w yroki w imieniu F ry d ery k a A ugusta. Za- denuncyow any przez niem ca B ebera (paźdz. 1813 r.) i staw iony przed Klementa, Piekarski tłomaczył się, że wprawdzie „sąd pok. koniński został uw iadom iony przez tryb. kal., ażeby nic nie pisać w imieniu króla saskiego, nie będąc jednakow oż w tej mierze za­ pewnionym , zażądał jeszcze na to od tegoż trybunału reskryptu sądu apel., którego tenże trybunał nie przysłał“. S praw a oparła się 0 W arszaw ę i szczęśliwie skończyła się na najostrzejszej naganie 1 na ogłoszeniu nazw iska Piekarskiego we wszystkich trybunałach. Z racyi tego nieposłuszeństw a dyrekcya m inisteryum spraw iedli­ wości postanow iła w ydać instrukcyę do wszystkich sądów. Z re­ dagow ania instrukcyi podjął się Ant. W yczechow ski i napisał ją w słowach ostrych, bezwzględnych, nie biorąc wcale w rachubę upokorzenia już i bez tego ujarzm ionych sądów. Instrukcya z d. 7 grudnia 1813 r. do w szystkich tryb. cyw., handl. i sądów krym., podpisana przez W aw rzeckiego, głosiła: „Nie spodziew a się dy­ rekcya, iżby gdziekolw iek jeszcze dostarczono podobnych śladów

(17)

206 O P Ó R SĄ D Ó W W R O K U 1813.

nieroztropności. P osłuszeństw o je st cnotą każdego obyw atela, a urzędnik, kochający spokojność, porządek i szczęście kraju, po­ winien dać z siebie w zór uległości i szanow ania rozkazów zwierzch­ niej w ładzy".

Zmieniła się oryentacya polityczna. Napoleon, a za nim woj­ sko polskie, zdziesiątkow ane i bez wodza, spiesznie uchodzili przed w rogiem i zdrajcam i. A leksander zwycięsko wkraczał n a ziemię francuską. F ry d ery k a A ugusta więziono w Berlinie. A choć na miejscu „bruździły" jeszcze rady departam entow e (siedlecka i p o ­ znańska, w grudniu), choć w kaliskiem dotłew ały ostatnie iskierki oporu sądow niczego,—ludzie mniej skrupulatni i co przem yślniejsi spieszyli „kosztow ać ow oców dobroczynnej opieki i okazać się w dzięcznym i i godnymi dalszych względów najw spanialszego m o­ narchy" (słowa instr. grudniow ej).

26 stycznia 1814 r. W ojewódzki, obecnie zwierzchnik d epar­ tam entu w arszaw skiego, zapytyw ał—na rozkaz Łanskoja—dyrekcyi min. spr., czy uchw ała z d. 25 czerwca wszędzie jest w ykonyw ana, na co — rzecz p ro sta — otrzym ał odpow iedź potw ierdzającą, a ju ż jako odległe echo i finał zatargu przychodziła uchwała-zalecenie rady najwyższej z d. 16 m arca 1814 r., by prokuratorow ie nie uży­ wali tytułów królew skich, rozkaz, nikogo już niezadziwiający i przy­ ję ty bez protestu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przestrzeń jako warunek dla uczenia się i uczenia kogoś kontaktu nauczyciel – uczeń. Małgorzata Lewartowska-Zychowicz, Maria Szczepska-Pustkowska,

Sztuka w wielu perspektywach – od uczenia się sztuki po sztukę uczenia się… 17 jakości rozumianej jako pewnego rodzaju uniwersalny i poddający się poznaniu byt, który

Gdy wyjdziecie z domu i za jego ród zerkniecie, zauważycie, że coś się za nim czai na Was.. To koniec roku patrzy w

Wielomian stopnia n może mieć co najwyżej n pier- wiastków... Udowodnij, że dla żadnego argumentu całkowitego nie przyjmuje on

W czasie pobytu w Szwecji w marcu 1943 roku Moltke napisał list do Curti- sa. Nie jesteśmy w stanie zapobiec temu, że określone rozkazy zostają wydawane. Jesteśmy natomiast w

Miasta muszą z jednej strony podejmować działania mitygacyjne, czyli powstrzymujące zmianę klimatu poprzez radykalne ograniczenie emisji CO 2 i innych gazów cieplarnianych (ang.

Pierwszym kro- kiem do diagnostyki i leczenia w ramach szybkiej terapii on- kologicznej jest zgłoszenie się pacjenta do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), który

lazłam w aktach kilku klasztorów: benedyktynek drohiczyńskich 10 1 1 i benedyktynek łomżyńskich u , a są też ślady umieszczania pokutnic u bernardynek 12 1 3