I
Archiwum Senatora Nowosilcowa.
i i.
A e m o r y a l w ięzienn y A a a r y c e g o A o c h n a c k i e g o z ró k a 1824.
W burzliwem życiu Mochnackiego, konspiratora, rewolucyo- nisty, więźnia karmelickiego, płomiennego mówcy i pisarza, żołnie rza z pod Okuniewa, W aw ra, Liwa, Długosiodła, Prytyczy, O stro łęki, ozdobionego krzyżem wojskowym za waleczność i odniesione na polach bitew rany, gorącego patryoty i męczennika za spraw ę wolności słow a i niepodległości ojczyzny, je st pew ien zagadkow y epizod, którego następstw em , w pierwszych -początkach pow sta nia listopadowego, było uznanie Mochnackiego „za niezdolnego do spraw ow ania urzędów publicznych w Polsce".
Ferow ał ów w yrok komitet rozpoznawczy, ustanow iony w W ar szawie pod prezydencyą referendarza stanu, Michała Hubego, po 29-ym listopada 1830 r., a to w skutek znalezionego w archiwum W. Księcia memoryału Mochnackiego, skreślonego podczas śledztw a w klasztorze K arm elitów na Lesznie w roku 1824, a zadającego kłam wszelkim wolnom yślnym zasadom, z których pow odu autor jego niejednokrotnie był prześladow any i karany. .
Napisanie owego mem oryału przywróciło Mochnackiemu w ol ność, lecz jednocześnie skazało go na służbę w urzędzie cenzury, za- wiadywanej przez ex-legionistę, filozofa, radcę stanu Szaniaw skie go, oraz zniewoliło do w ygłaszania nieszczerych zasad lojalności, któ rych próbkę podałem w artykule: Poglądy polityczne Mochnackie
go w roku 182J. (Obrazy i wizerunki historyczne, 1906 str. 317
Z ARCHIW UM S E N A T O R A N O W O SIT.CO W A. 3 8 7
O funkcyi Mochnackiego, jako cenzora, w spom inano z uszczy- pliwem i przymówkami jeszcze przed nocą listopadow ą, wówczas, gdy Mochnacki, porzuciwszy nieodpowiednie dla siebie stanow i sko, zaciągnął się byl pod sztandar}' pism wolnomyślnych. Odezwały się owe przymówki głośniej w pierw szych dniach pow stania, z po wodu w ystąpienia Mochnackiego w klubie patryotycznym , dnia 4 G rudnia 1830, przeciw Chłopickiemu. W tedy to, w organie B ru nona hr. Kicińskiego: Polak sum ienny, w Л" 4 z dnia 5 G rudnia
1830 r. znalazł się ustęp: „Mochnacki zbyt i niesłusznie ufa w n a szą nieznajomość historyi wszelkich rew olucyj. Sztuka w ycinania kartek, mówiących o wolności, z książek francuzkich i niemieckich, w której tak dzielnie się ćwiczył pod przew odnictw em Szania wskiego, nie przyniosła jednak tak pożądanych dla niego skutków. Niech nie sądzi, iż miejsce, które miał w cenzurze, nadało mu mo nopolium światła"...
O memoryale więziennym Mochnackiego z roku 1824 (ujawnio nym przez m inistra Lubeckiego d. 3 gruduia 1831) widocznie nic wówczas nie wiedziano.
Sam Mochnacki w yprowadził tę spraw ę na światło dzienne, gdy, odpowiadając w N2 364 K urjera polskiego z r. 1830 na zarzut
Polaka sumiennego, wyjaśnił pow ód zaciągnięcia się w służbę cen
zury Szaniaw skiego—przymusem moralnym, w yw artym nań przez inkw izytorów komisyi śledczej, którzy, zażądawszy od niego w y parcia się w yznaw anych dotychczas zasad politycznych, jedynie pod tym w arunkiem zwolnili go od jedenastom iesięcznego celko- wego więzienia.
„Na w yraźne i uporczyw e żądania inkw izytorów —pisał Moch nacki, przez nikogo oto nie pytany — skreśliłem dla ratowania
siebie wyznanie wiary politycznej i religijnej, cale nie przypadąjące do
m iary z mojem rzetelnem przekonaniem i wszystkiemi postępkam i mo- jemi, tak przed uwięzieniem jako i po uwięzieniu. G rożono mi. Owo wyznanie było conditio sine qua non uwolnienia, którego pragnąłem , nie chcąc bez żadnej potrzeby cierpieć w sprawie, nierokującej żadnych korzyści dla Polski, po rozbiciu naszych pięknych nadziei. Nie przeczę, rzeczone wyznanie nie było liberalne, nie zgadzało się z mojem wmwmętrznem rozumieniem, ale też nikogo nie kom pro mitowało, mnie tylko samego, wyzwalając z pod przymusu po dejrzliwej w ładzy i w omylnem wystaw iając świetle przed ludźmi, którzy mnie bez żadnego pożytku więzić i srodze prześladować mogli. W reszcie, w yznanie przym usow e w więzieniu nieprawnem, śród okoliczności grożących niebezpieczeństwem, nikogo potępiać
nie może". •
3 8 8 Z ARCH IW UM SE N A T O R A N O W O SIL C O W A .
O kupił też Mochnacki grzech mimowolny poświęceniem się bezgranicznem spraw ie publicznej. Jego to bezimienna broszura,
Głos obywatela W. X . Poznańskiego, puszczona w obieg w czasie
sądu sejmowego, spraw iła na członkach tego sądu głębokie w ra żenie. Jego artykuły, drukow ane w Kuryerze Polskim i w Gazecie
Polskiej, krzepiły ducha narodow ego w dobie, gdy sekatury rzą
dów Nowosilcowa kazały zapominać o istnieniu K arty K onstjńu- cyjnej w Królestwie. Lecz, ani szczera a publiczna skrucha, ani krew przelana na polach bitew w spraw ie wolności narodu, nie m ogły odwrócić od Mochnackiego zabójczego ciosu ze strony pa- tryotów , nie uznających możności paktowania, choćby pozornego, ze stronnikam i reakcyi i ucisku. Znana je st odpowiedź Mochna ckiego, napisana na emigracyi w Paryżu, 18 Sierpnia 1832 r., z po w odu dzieła Michała H ubego: Riissisches Schreckens u n d Verfol-
g u n g s System , w którem tenże, nie wymieniając nazwiska autora
osławionego m em oryału karmelickiego, zażądał publicznie wy jaśnienia tej smutnej spraw y.
Obszerne tłómaczenie się Mochnackiego, podane w Tomie I na str. 328 — 343 jego Pism (Poznań, 1863) stwierdza ponownie nieszczerość w ygłoszonych pod przymusem więziennym zasad, po dyktow anych przez członków kom itetu śledczego: Hankiewicza, Podoskiego, Falęckiego, S u p ersona i Prezesa Kołzakowa, na w y raźną instfukcyę Nowosilcowa.
„Tym to kształtem — bronił się Mochnacki —; w skutku przy jętego przezenwiie trybu postępow ania z kom isyą Nowosilcowa,
w duchu prawdziwego m atactwa, którem jedynie z mocy ludzi Pządow i zaprzedanych, z mocy urzędników, wszj^stko podówczas mogących, w yrwać się starałem , sporządzony został przez też ko
misyą, a przezemnie podpisany ów a kt pam iętny, znany pod tytułem: P ism a u karmelitów. Zaręczam panu, iż gdyby którykolw iek Rząd
pow ażył się wykonać szczególne pom ysły tej kolosalnej par ody i
despotyzmu, zostałby w yw rócony we dwudziestu czterech godzinach.
Jeżeli, jak pan twierdzisz, W . Książe posłał ten dar w ofierze ga binetow i berlińskiemu, żałuję bardzo, że pruska polityka nie przy ję ła tego pisma za zasadę działań swoich. Jużby podobno dotych czas i rządu pruskiego i P ru s nie było na tym św iecie“...
Pomijając przeholowanie autorskie w ocenie doniosłości in krym inowanego dokum entu, właściwe zresztą każdej obronie przed kratkami opinii, zaznaczyć należy, że wrzawa, w yw ołana faktem autorstw a memoryału, toczyła się dotychczas około rzeczy — nie znanej... Nikt dotąd treści dosłownej m em oryału Mochnackiego nie znał, nikt jej nie czytał. W lat trzy po napisaniu odpowiedzi
Hu-bemu, Mochnacki zakończył życie (20 G rudnia 1835 r.). Majestat śmierci i niezapom niane zasługi wielkiego pisarza i patryoty ka zały zapom nieć o spraw ie, nie mogącej stanowić w oczach ludzi w yrozum iałych ujmy pamięci Tego, co życiem swojem dał św ia dectwo pośw ięcenia się zasadom wolności w łasnego narodu. Był by może inkrym inow any dokum ent na zawsze pozostał w ukryciu, gdyby konieczność należytego w yśw ietlenia zagadkowego, bądź cobądź epizodu z życia Mochnackiego, nie znagliła mnie do ogło szenia tekstu osław ionego jego memoryału.
Pobudkę w tej mierze dał mi Prof. Stanisław Smolka, który, pisząc m onografię o Lubeckim, pragnął uspraw iedliwić postępek księcia ministra, który pierwszy, w dniu 3 G rudnia 1830 r. zde maskował M ochnackiego, podówczas jednego z najgwałtow niej szych demagogów, aby go w opinii ostatecznie zgubić i nieszko dliwym Rządowi tym czasowemu uczynić.
„Mówiono mi — pisał Prof. Sm oka do mnie d. 28 Lutego r. b. — że P an zaw achał się, czy ten w ażny dokum ent ogłosić, ze względu na pamięć Mochnackiego. G dyby tak było, ośmieliłbym się przedstaw ić mu racye, któreby, mojem zdaniem, pow inny usu nąć skrupuł tego rodzaju. W edług tego, co je st wiadomem o tym memoryale, co sam Mochnacki o nim pisał później, można sobie wyobrazić jego treść i jaskraw ość. I rzecz, zdaje się, zyska na tem wiele i pamięć Mochnackiego nic nie straci. W szystko bowiem zależy od tego, czy się w ierzy zapewnieniom Mochnackiego (jak ja wierzę), że m em oryał ten był jedynie fortelem', kto zaś wogóle potępia taki fortel ze stanow iska m oralności publicznej, w ystarczy mu do potępienia ju ż to samo, co Mochnacki w r. 1832 o nim napisał".
Z wykazu dokum entów archiwum Nowosilcowa, przechowa- wanych w zbiorze Jenerał-gubernatora w arszawskiego, wiadomem mi było, iż m em oryał Mochnackiego, opatrzony nadpisem 'сек р ет ный" znajdował się pod № 105. W skutek prośby, wniesionej do władzy właściwej o zezwolenie na jego odpis i przychylnego owej prośby załatw ienia, przedstaw iono mi rosyjski przekład memoryału Mochnackiego, sporządzony w roku 1824 dla W . Księcia K onstan tego, niew ątpliw ie pióra Nowosilcowa, gdyż, oprócz Prezesa ko- misyi śledczej, żaden z jej pozostałych członków językiem ro sy j skim nie w ładał tak biegle, by ów, literacko opracow any dokument, mógł był należycie rosyjskim wytłómaczyć językiem.
Nie sądzę, by w przedstaw ieniu mi autografu polskiego ow e go dokum entu, o ileby takow y jeszcze istniał, zachodziły p ew ne
restrykcye.
3 9 0 Z ARCHIW UM SE N A T O R A N O W O S1L C O W A .
Z nagłów ka przekładu w idoczna,—co zresztą zgadza się z w y jaśnieniem , ogłoszonem przez samego Mochnackiego w Kuryerze
P olskim , z d. 17 G rudnia 1830 r.—że dokum entem owym był protokół zeznania Mochnackiego (показашя), złożonego przed kornissyą śledczą,
zredagow anego przez protokólistę, a podpisanego przez podsądnego, („sporządzonym został—pisze tam M ochnacki—przez tęż komissyą, a przeze mnie podpisany, ów akt pamiętny").
Niewątpliwie, o ryginał zeznania był polski, a ju ż ta okoliczność, że w archiwum istnieje obecnie tylko p rzekła d jego rosyjski, sama z siebie stanowić może dla Mochnackiego obronę przeciw zarzutom askraw ości i przesady w wyłuszczonych tam poglądach...
O to osnowa zeznania M ochnackiego w przekładzie polskim: „Od wczesnej młodości zajmowałem się polityką; czytałem pism a Roussa C ontrat social, W oltera, M ontesquieu, Mozera, Ma- chiavella, M irabeau i innych, z których zaczerpnąłem pojęć prze wrotnych, obecnie przezemnie za zgubne poczytywanych. Czjńanie takich, zbytnio rozpowszechnionych, utw orów , je st najgłówniejszem źródłem wszystkich nieszczęść, zam ętu i wichrzeń między młodymi ludźmi.
„Z takich to źródeł czerpałem polityczne zasady, które mi umysł spaczyły, a z których obecnie, dzięki Bogu, jestem wjde- czony.
„Przejęty takiemi teoryami przęwrotnem i, znalazłem w po tocznych rozmowach z ludźmi zbłąkanymi, now ą do błędów podnietę. T reść naszych dyskussyj, czerpana bądź z wykładów, bądź z czytania książek, podniecana rozmowami i nieokiełznaną sw obodą uczniów, napełniała nas ambitem w obec starszych, przejm ow ała pychą i pobudzała do znajdowania błędów w rzeczach, choćby najśw iętszych.
„Pogarda, praktykow ana w szkołach i w U niw ersytecie do nauki chrześciańskiej, tolerow anie jawnej bezbożności, a naw et żądza w yróżniania się w owej bezbożności, pociągnęły za sobą rozluź nienie obyczajów i sym patyzowanie z duchem demagogicznym, krzewionym między naszą młodzieżą za w pływ em uniw ersytetów zagranicznych.
„Mówiono ogólnie o dążeniu narodów do parlam entarnej formy rządów.
„Takie polityczne w yznanie w iary usłyszeliśm y poraź pierw szy od profesorauniw ers37tetu,w ykładającego naukę historyi pow szechnej, objaśnianej przezeń podniecającemi wyrażeniami, w przytom ności licznego audytoryum studentów , o ile owemi wyrażeniam i uspra w iedliw iały się rew olucyjne przew roty we F ran cy i, Hiszpanii, w Neapolu i Piemoncie, w kierunku wywalczenia rządów
reprezen-Z A RCH IW UM S E N A T O R A N O W O SIL C O W A . 3 9 1
tacyjnycli. Musiało to z konieczności w płynąć na rozbudzenie ducha rew olucyjnego w rpłodzieży.
„Stanow iło to przedm iot naszych nieustannych rozmów. Duch liberalizmu, zaszczepiony już wcześnie w umysłach młodzieży szkolnej, wzmagał się silniej w uniw ersytetach drogą korespon
dencją tajnych z uniw ersytetam i zagranicznymi, gdzie wielu z nas miało znajomjTch, lub krew nych.
„Niepodobna mi tu ukryw ać szczerej praw dy w sprawie, 0 którą tu jestem badany i dlatego wypowiem ją sine ira et studio,
quorum causas procul habeo, bez gniewu i namiętności, do których
nie mam powodu; w ypowiem ją bez trw ogi i bez względu na na stępstw a, którebji z tego pow odu dla mnie w yniknąć mogły7. W łasne nieszczęście moje, nieszczęścia in n jTch, a praw ie, że całego narodu, zw róciły uw agę moją na icli źródło.
„Jest ono widoczne i nieodległe.
„W adliw e poglądy są i oczywiście pozostaną na zawysze bez pośrednią przyczjm ą politycznych przew rotów .
„Czyż owe poglądy, w strząsające całą Europą, a których
wpfyw, żarżąc się pod popiołem, ujawnił się w obecnych pożarach, m ogą być tak obojętnie traktowTane, by wszystko, cokolwiek z niemi ma styczność i co służy do ich wyjaśnienia, nie było z należytą badane uwmgą? Czj7ż to nie je st oczywistem, że kolebką owych poglądów je st w ychow anie domowe i publiczne? Jakież to u nas je s t wTychowTanie domowe, a jakie publiczne? Zamilczę o pierwszem
1 wy7powiem zdanie swoje, o ile na to siły moje pozwalają, o drugiem. „W szkołach (w liceum) młodzież nie nabyw a zasadniczych nauk i nabyw ać ich, poniekąd, żadną miarą nie może, albowiem mało umiejący7 nauczyciele usiłują okryw ać brak swcicli zdolności szatą familiarności i liberalizmu, aby na tej drodze zyskawszy przew agę nad młodocianymi umysłami, zjednać je na swoją stronę.
„Wychowranie w owym instytucie nie opiera się na podstaw ie moralnej, odpowiedniej zamiarom rządu, lecz na jakichś encyklp- pedycznych wiadom ościach o w szystkich naukach rozumowych.
„Nakoniec, najwyćsze praw dy chrześciańskie o pokorze i po słuszeństw ie, albo się traktują zbyt powierzcliowmie, lub też zupełnie się pomijają.
„Jakąż je st młodzież, opuszczająca szkoły? Pyszna, zarozumiała, uparta, przejęta zgubnemi zasadami liberalizmu, nienawidząca ist niejącego rządu, gardząca duchow ieństw em , w iarą i Bogiem samym. „Czyż doszło do wiadomości rządu, że ja sam, będąc w klasie VI-tej, dowodziłem w obecności 40-tu kolegów i profesora chemii, że świat bynajmniej stworzonymi nie został, że je st on bez po
3 9 2 Z ARCHIW UM S E N A T O R A N O W O SIL C O W A .
czątku i końca i że Bóg nie istnieje? Czyż w iadom o rządowi, że wygłaszając takie poglądy, odniosłem tryum f nad nieukiem nauczy cielem, i być może, takim sofizmatem zbiłem z tropu praw dy i mo ralności czterdzieści młodocianych umysłów, tak, że chybaby wię zienia i kary były w stanie na właściw ą naw rócić je drogę?
„Bezmyślność nieokiełznana zaw ładnęła obyczajami, a pogarda wszystkiego co je st najświętsze, w zgarda praw boskich i mo narszych — oto jedyne owoce owego głośnego instytutu w ycho wawczego!
„Idźmy dalej i otw órzm y podwoje przybytku muz narodow ych. Tutaj jeszcze jawniej okaże się źródło złego. Jakąż je st młodzież uniw ersytecka? W iadom o to rządowi i narodow i, w iadom e klęski, których źródłem je st ow a nauk świątynia. Jeżeli w szkołach szukać gniazda teoryj politycznego i religijnego przew rotu, to w uniw er sytecie okazały się jej następstw a. Tutaj już widocznie myślano o obaleniu istniejących rządów , o buntach, spiskach i o tajnych sto w arzyszeniach.
Zkądże to się wzięło? Z jakieg oż to źródła płynie ow a zarazą polityczna i moralna? Z tego samego, z którego płynie i w szkołach. Uczeni professorow ie i całkow ita podstaw a w ychow ania owego ogniska nauk w K rólestw ie podlegają tym samym wadom. Czyż w niknął rząd w zasady w ykładanego tamże praw a n atury i filozofii? Czy w niknął w zasady wykładanej tam ekonomii politycznej, przejęte duchem wolności, niepodległości i swobód nieograniczonych?
„Czy w niknął Rząd w zasady i ducha -wykładów uniw ersy teckich o dziejach ludzkości? Czy w niknął w mniemanie i objaśnienie naszej konstytucyi i p raw karnych? Czy wiadomo je st Rządowi, jakim duchem przeniknięty je st ogólny kierunek wszystkich w y
kładów , ich podstaw a i komentarze?
„Czy przeświadczył się Rząd o trybie m yślenia profesorów , widocznym po uczniach i po ich postępie w naukach?
„Czy ustanow ił Rząd praw idła w ykładów umiejętności? Czy ustanow ił cenzurę nad rękopisam i profesorów, zarów no jak i nad drukami? Pierw sze silniej jeszcze działają na umysły, albowiem tow arzyszy im objaśnienie ustne, wyraz tw arzy i intonacya głosu wykładającego. Czyż nie wiadomo powszechnie, że podniesienie, lub obniżenie głosu profesorów może nadać najpospolitszem u w sobie słowu zw rot now y i now ą wykładnię. Czyż ustanow ił Rząd cenzurę nad trybem w ykładu nauk, a raczej, nad moralnem usposobieniem w ykładających?
„Niezależnie od tego, co dotąd w yjaśniono, niepodobna za milczeć o innem jeszcze zarzewiu pożaru rewolucyjnego.
Z ARCH IW UM S E N A T O R A N O W O SIL C O W A . 3 9 3
„Rozumiem przez to: książki i bibliotekę publiczną.
„Czyż nie wiadomo, że utw ory najwolnomyślniejsze, najprze-
ciwniejsze rządom m onarchicznym , przechodzą z rąk do rąk uczącej się młodzieży?
„Czyż nie wiadomem je st Rządowi, że wszystkie w ybryki dowcipnych m ędrków —owe tw ory filozofii XVIII wieku, dyszące ogniem rew olucyjnym i będące źródłem nieszczęść rodu ludzkiego we Francyi, N eapolu, H iszpanii,—rzucają się na los szczęścia w ręce pierwszego lepszego młodzika? że się czytają, odczytują, że się niemi karm ią niepowściągliwie? że są one przedm iotem n ieu stan nych rozmów? D la czegóż to w A ustryi, a głównie w Galicyi austryackiej, już lat 40 przeszło panuje w spraw ach politycznych spokój? Czyż tam nie płynie taż sama krew bratnia, co i w żyłach naszych?
„Lecz czyż nie wiadomo Rządowa, jak tam opiekują się nauką i jakie tam księgi są dozwolone?
„I spraw ia to, że młodzież w G alicyi je st spokojna i w esoła a my — jęczym y w więzieniach!
„Rząd miłościwie ustanow ił u nas w ładzę edukacyjną, lecz dla dopełnienia m iary przezorności należało wniknąć w ducha wychowania, przepisać reguły w ykładów , ustanow ić katedrę z której głoszono by święte zasady moralności, obyczajności, posłuszeństw a i pokory w obec M onarchy i Rządu, należało wszczepić takie zasady w serca i um ysły kształcącej się młodzieży, jednem słowem, należało w duszach młodzieży zbudow ać św iątynię spokoju i w ier ności dla M onarchy i Ojczyzny, z których płynące cnoty, tak n ie zbędne dla dobra narodu, pozostaw iają się na łasce losu i samo woli tłumów.
„Prześladują obecnie i karcą nas, młodych, za popełniane błędy.
„Lecz jakże może być inaczej, jeśli sam Rząd posiał błędów
ow ych ziarna? • .
„Inaczej ja teraz rozumuję, inaczej patrzę na rzeczy, przetarło się duchowe moje widzenie, które było uprzednio źródłem mojej niedoli. Błędy moje uprzednie i obecne cierpienia w ypłynęły ze źródła rządowego... (изъ правительственнаго источника...)
„W szelkie poglądy w spraw ach politycznych, generalizując się, stają się nader niebezpiecznymi z tego pow odu, że stanow ią pod niejakim względem czynnik dla jednoczenia umysłów.
„Z tej to strony zapatruję się na sejm zeszły, na którym w y głoszone przez posła Niemojowskiego słowa: „nie N aród dla króla, lecz króla dla Narodu" nie mogły nie spraw ić w rażenia na umysłach
3 9 4 Z A RCH IW UM S E N A T O R A N O W O SIL C O W A .
młodzież}' i nie znaglić tej ostatniej do w prow adzenia w czyn teoryi posła.
„Z takiego to punktu widzenia zapatruję się na w ydaw nictw a peryodyczne, np. na S ib illę , a głównie na zamieszczony w niej artykuł o Rejtanie, na artykuł o konstytucyi hiszpańskiej z roku 1812,
w którym zasada w ładzy monarchicznej krytykuje się z jadow itą ironią, aż do niepozostaw ienia w niej cienia praw owitości, na artykuł
0 um iarkowaniu, z zamieszczonem nad nim motto: „rzadką je st
błogość czasów, w których myśleć i mówić możesz swobodnie", na utw ór pod nazwą: O rzeł biały i na rozpraw ę pod tyt.: Dekada.
„W szystkie te utw ory, przed icli ogłoszeniem, znajdow ały się wT cenzurze! Zakazano ich wprawTdzie następnie, lecz to było już poniewczasie. Zasady przeciw rządow e i przeciwmonarchiczne, dążność do formy parlam entarnej rządów i do wolności nieograni czonej — w szystkie owe z taką zaciętością w ygłaszane w owych utw orach symbole w yznania politycznej wiary, nie łatw o się wy korzenić dają, by śladu po nich w umysłach nie pozostało.
„Zkądże zaczerpnę siły, by módz pow tórzyć przed Rządem to, co w XIV, XV i XVI wiekach działo się w Hiszpanii, Francyi 1 we W łoszech z książkami i nierozsądnem i mniemaniami? Czyż to publicznie nie spraw iano auto da f e , z okrzykiem: w ogień!
w ogień\
„O! Jeśliby u nas palono na stosach owe jadonośnem niem ania, tak. sprzeczne z rozsądkiem i tak niweczące w zarodku ziarno dobra pow szechnego i m oralnych sił narodu! Tymczasem, wyznajmy szczerze i otwarcie: fu g e n ti laboramus m alo.“
Usprawiedliw iając się w r. 1832 przed Michałem H ube z w y
głoszenia przed kom isyą śłfedczą przytoczonego powyżej, po- w ornego elaboratu, którego każdy w yraz drwi sobie oczywiście z łatw owierności inkw irentów i sam przez się wszystkie wnioski doprow adza do absurdum , temi słowy kończy Mochnacki obronę wdasną:
„Z tego w szystkiego pokazuje się: 1) że aktu, który pan
projektem nazywasz, a Spazier planem , ja autorem nie jestem. 2) Że
go podpisać m usiałem , bo to było ultimatum Nowosilcowa i con
ditio sine qua non mojego uwolnienia. 3) Że ten akt interesow i de
spotyzm u moskiewskiego i pruskiego nietylko żadnej nie przy niósł korzyści, ale w niw eczby obrócił te obadw a rządy, gdyby
Z A R C H IW U M SE N A T O R A N O W O SIL C O W A . 395
jeg o zasady rozwiniono w system acie władzy wykonawczej. Tak
ogromna dozyspolitycznego nierozumu rozsadziłaby iustytncyą jedyno- władztwa.
„Te są objaśnienia, które pan żądałeś odemnie w tej ma- teryi, pod rygorem zarzutu pozornego tylko prześladow ania. Mnie się zdaje, że komitet, pod przelożeństw em pana rozstrzygający akta karmelickie w W arszaw ie, byłby daleko właściwiej postąpił sobie, gdyby zażądał tych objaśnień przed odsądzeniem -m nie od praw a spraw ow ania publicznych urzędów w Polsce" (Pisma Tom I.
str. 341). '
Biografowie M aurycego Mochnackiego i historycy jego czasów oddaw na ju ż spraw ę osławionego m em oryału karmelickiego usunęli z porządku dziennego. Poznanie jego osnowy, którą dotychczas osłaniała tajemnica, w niczem owego w yroku uniewinniającego-
osłabić nie może. '