• Nie Znaleziono Wyników

Stawanie się człowiekiem : psychopedagogika świętości

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Stawanie się człowiekiem : psychopedagogika świętości"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Marek Dziewiecki

Stawanie się człowiekiem :

psychopedagogika świętości

Studia nad Rodziną 9/2 (17), 89-112

(2)

Π. A R T Y K U Ł Y U Z U P E Ł N I A J Ą C E

Studia nad Rodziną UKSW 2005 R. 9 nr 2(17) ks. M arek D Z IE W IE C K I

STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI

Wstęp

Kościół słusznie nazywany je st M atką, gdyż chroni człowieka od p oczę­ cia do naturalnej śm ierci i towarzyszy m u w rozw oju we wszystkich fazach życia. R olą K ościoła Chrystusowego nie je st zatem jedynie troska o los człowieka po śmierci, ale też troska o całego człowieka tu i teraz. Tak w ła­ śnie postępow ał Chrystus, który troszczył się o całego człowieka, począw ­ szy od sfery cielesnej, gdy uzdraw iał i rozm nażał chleb. Jeśli ktoś sądzi, że m ożna żyć w jakikolw iek sposób na tej ziemi, byle „zdążyć” naw rócić się przed śm iercią, to podobny je st do człowieka, który chce być przez całe ży­ cie chorym, byle tylko odzyskać zdrowie przy końcu życia. Z adaniem K o­ ścioła je st pom aganie człowiekowi, by trw ał w świętości przez całe życie d o ­ czesne. Kościół w ypełnia to swoje podstaw ow e zadanie poprzez głoszenie Bożej praw dy o człowieku i przyprow adzanie wierzących do Chrystusa, który jest najlepszym Przyjacielem i Wychowawcą.

N iniejsze opracow anie prezen tu je najpierw ewangeliczne rozum ienie świętości, a następnie zagrożenia, jakim podlega człowiek i jakie sprawiają, że d orastanie do świętości nie przychodzi nikom u łatwo. K olejne p ara g ra ­ fy ukazują istotne cele wychowania chrześcijańskiego, czyli wymiary d o ra ­ stania do świętości. O statni p a rag raf opisuje te m etody wychowania chrze­ ścijańskiego, k tóre pom agają człowiekowi odkryć i zrealizow ać swoje p o ­ w ołanie do świętości.

Powszechne powołanie do świętości

Świętość to najpiękniejsza normalność, jaką może osiągnąć człowiek

Ja k w każdej dziedzinie - rów nież w o d n iesien iu do św iętości istnieją dwie sk rajn e postaw y. B łąd pierw szy to m ylenie św iętości z d o sk o n a ło ­ ścią. Tymczasem człowiek, który dąży do doskonałości, usiłuje być jak Bóg, n a to m ia st człowiek, który dąży do św iętości, p rag n ie naśladow ać

(3)

Boga. P rag n ie zatem kochać B oga, sam ego siebie i bliźniego dojrzałą, hero iczn ą m iłością, m im o że przez całe życie doczesne p o z o staje w ja ­ kimś sto p n iu kim ś n iedoskonałym w sferze cielesnej, em ocjonalnej, in te ­ le k tu aln ej, m o raln ej czy społecznej. Św iętość m ylona z p erfekcjonizm em i do sk o n ało ścią p rzeraża, gdyż - słusznie - jaw i się ja k o coś n ieo sią g aln e ­ go dla człow ieka.

B łąd drugi to takie ukazyw anie świętości, k tó ra nikogo nie pociąga ani nie fascynuje, lecz przeciw nie - jaw i się jak o coś negatyw nego i niech cia­ nego. D la przykładu, k ary k atu raln a wizja św iętości to kojarzenie jej z cierpiętnictw em , pokornym dźw iganiem niezaw inionego krzyża czy za­ cofaniem . To także p rzek o n an ie, iż święty to jakiś o d lu d ek czy dziwak, człow iek nadstaw iający każdem u policzek do bicia, albo dew ot, który tyl­ ko n a chwilę w ychodzi z kościoła i to jedynie p o to, by kupić kolejne p o ­ b ożne czasopism o.

Świętość w perspektyw ie biblijnej to najpiękniejsza norm alność, jaką m oże osiągnąć człowiek. Jest to bowiem norm alność o p arta na resp ek to ­ w aniu norm Ewangelii oraz na naśladow aniu Jezusa Chrystusa, który jest ostateczną i osobow ą n orm ą ludzkiego rozwoju. Syn Boży w ludzkiej n a tu ­ rze wszystkim czynił dobrze. O n swoją m ocą, m ądrością i dobrocią p rz e ­ m ieniał tych, których spotykał. Ludzie szlachetni fascynowali się Jego sło­ w am i i czynami, a ludzie cyniczni i przew rotni w padali w popłoch w Jego obliczu. Świętość Chrystusa nie odstrasza i nie pozostaw ia nas obojętnym i, lecz zdum iew a i pociąga.

Pism o Święte ukazuje Boga, który stworzył m nie z sam ego Siebie. On daje m i całą swoją M iłość, k tó ra je st bezgraniczna i nieodw ołalna. O n d o ­ słownie wychodzi z siebie i staje się człowiekiem, żebym ja stawał się w ięk­ szym od sam ego siebie, czyli żebym staw ał się podobnym do Niego, gdyż w tedy m ogę stać się najpiękniejszą w ersją sam ego siebie. Kiedy czytamy Ew angelię i obserw ujem y sposób życia Chrystusa, Jego słowa i czyny, Jego więź z Bogiem oraz Jego m iłość do ludzi, w tedy m am y szansę zafascynować się perspektyw ą naszego rozw oju i świętości, czyli Bożymi m arzeniam i na nasz tem at. W swojej niezwykłej wyobraźni m iłości Chrystus powracający do Ojca, nie zostawia nas sierotam i, ale pozostaje z nam i. O n chroni nas do tego stopnia, że pozw ala nam karm ić się w E ucharystii Jego obecnością i Jego miłością, tak ja k niem ow lę karm i się m lekiem kochającej mamy.

C oraz więcej ludzi w naszych czasach m a pow ażne trudności z odkry­ ciem swojego pow ołania oraz z podjęciem decyzji n a całe życie. Zwykle n aj­ większy problem tych ludzi nie polega na tym, że tru d n o im odkryć pow oła­ nie szczegółowe - do m ałżeństw a, kapłaństw a czy życia konsekrow anego - ale na tym, że nie realizują oni podstaw ow ego pow ołania, jakim je st pow o­ łanie do świętości. Pojawia się pytanie: dlaczego ta k się dzieje?

(4)

Dorastanie do świętości nie jest spontaniczne

Człowiek, który nie dostrzega swoich ograniczeń, nigdy ich nie pokona, a ten, kto nie dostrzega swojej wielkości, nie stanie się świętym

Kościół kieruje się antropologią biblijną, czyli realistyczną praw dą 0 człowieku. W łaśnie dlatego Kościół m a świadomość, że d orastanie do świętości nie jest ani łatwe, ani spontaniczne. Sytuację człowieka w życiu doczesnym czytelnie symbolizują dwie opowieści biblijne: historia Józefa, sprzedanego przez braci do E giptu oraz historia syna m arnotraw nego, k tó ­ ry opuszcza kochającego go ojca. Józef, m łody i szlachetny syn Jakuba jest zagrożony z zewnątrz, ze strony swych najbliższych, którzy m u zazdroszczą 1 którzy chcą go skrzywdzić. N iektórzy z nich są naiwni i ulegają nam owom gorszych od siebie. In n i okazują się o k rutni i bezwzględni. N ie zabijają Jó ­ zefa tylko dlatego, że m ogą zarobić pieniądze, sprzedając go do niewoli.

W iele osób, zwłaszcza w śród dzieci i młodzieży, znajduje się obecnie w podobnej sytuacji, gdyż są krzywdzeni przez innych ludzi. Bywają krzyw­ dzeni przez niedojrzałych czy naiwnie dobrotliwych rodziców. Chodzi tu 0 m ało krytycznych rodziców, którzy ulegają „popraw nem u” politycznie m itow i o wychowaniu bez stresów i wymagań czy o wychowaniu przez brak wychowania. M łodzi bywają zagrożeni przez niekom petentnych nauczycie­ li, którzy tolerancję stawiają p o n ad m iłość i odpow iedzialność. Dzieci 1 m łodzież coraz częściej są ofiaram i cynicznych dorosłych, którzy chcą n i­ m i m anipulow ać i prag n ą szybko wzbogacić się ich kosztem . M am y wśród polskich dziewcząt i chłopców w ielu Józefów sprzedanych w niewolę ró żn e­ go rodzaju uzależnień, w niewolę popędów i agresji, w niew olę toksycznych program ów telewizyjnych i radiowych, w niew olę psychicznie trujących cza­ sopism i obyczajów.

O pow iedziana przez Jezusa przypow ieść o m ąd rze kochającym ojcu i o jeg o m arnotraw nym synu ukazuje d rugą p raw d ę o człow ieku. H isto ­ ria o d chodzącego syna uśw iadam ia nam fakt, że człow iek zagrożony jest nie tylko z zew nątrz, ale tak że od w ew nątrz. Je st zagrożony przez sa m e ­ go siebie. P o tra fi kierow ać się iluzjam i i fałszywymi w artościam i. P otrafi u tracić wszystko: m iłość, praw dę, zdrow ie, rad o ść życia, nad zieję na przyszłość. P o trafi kierow ać się szukaniem doraźn ej przyjem ności także w tedy, gdy prow adzi to do bolesnych konfliktów i krzywd. Syn m a rn o ­ traw ny nie został oszukany przez złych ludzi. M iał szczęście ro sn ąć u b o ­ ku kochającego go ojca. A le rów nież w takiej sytuacji po zo staje kim ś za­ grożonym . Po g rzechu pierw orodnym każdy człow iek je st w ew nętrznie

(5)

zraniony. Ł atw iej je st m u w ybierać d ro g ę przekleństw a i śm ierci niż d ro ­ gę błogosław ieństw a i życia. Ł atw iej je st czytać te książki czy gazety, k tó ­ re nie staw iają w ym agań niż te, k tó re u k azu ją m iłość i praw dę. Łatwiej je st integrow ać się z ludźm i, którzy są prym ityw ni niż z tymi, którzy są szlachetni. Ł atw iej praktykow ać dem o k rację i to le ra n c ję niż m iłość i praw dę.

P u n k tem wyjścia w w ychow aniu chrześcijańskim je s t całościow e i r e ­ alistyczne sp o jrzen ie na człow ieka, zaw arte w a n tro p o lo g ii biblijnej. P i­ sm o Św ięte w idzi wszystkie sfery człow ieka (sferę cielesną, in te le k tu a l­ ną, em ocjonalną, m o raln ą, duchow ą, religijną, społeczną) i p atrzy na niego w sposób realistyczny. C złow iek stw orzony na o b raz B oga i k o ch a­ ny p rzez B oga nieodw ołalnie je st w ielki, gdyż m oże nauczyć się m ądrze m yśleć, d o jrzale kochać i o dpow iedzialnie decydow ać. Jed n o cześn ie na sk u tek grzechu p ierw o ro d n eg o , grzechów innych ludzi i n a sk u tek w ła­ snej słabości o raz grzeszności je s t p o ran io n y i zagrożony. W kon sek w en ­ cji p o tra fi krzywdzić nie tylko innych ludzi, ale tak że sam ego siebie. W tej sytuacji nie je s t m ożliw e sp o n tan iczn e d o ra sta n ie do św iętości. Z a ­ d an iem K ościoła je s t ta k a form acja człow ieka, by pom im o zagrożeń ze ­ w nętrznych i w ew nętrznych d o ra sta ł do św iętości. P u n k tem wyjścia ow ocnej form acji je st precyzyjne o k reślen ie celów w ychow ania chrześci­ jańskiego.

Główne cele wychowania chrześcijańskiego

Chrześcijanin to ktoś, kto na wzór Chrystusa potrafi myśleć, kochać i pracować

Gdy chodzi o podstaw ow e cele wychowania, to wynikają one z faktu, że być dojrzałym , czyli świętym człowiekiem to być kimś świadomym i w ol­ nym. B rak świadom ości i/lub wolności w oczywisty sposób blokuje rozwój człowieka i prow adzi do kryzysu życia. Tymczasem zarów no świadomość, ja k i wolność nie rozwijają się w sposób spontaniczny. Podlegają rozlicznym zagrożeniom . Człowiek m oże używać swojej zdolności m yślenia w błędny sposób. Aż ta k błędny, że zaczyna myśleć po to, by uciekać od świata fak­ tów w świat miłych fikcji i subiektywnych przekonań. M oże też w błędny sposób korzystać z wolności. M oże jej używać po to, by czynić to, co łatwe i doraźnie przyjem ne, a nie to, co w artościow e i dojrzałe. W konsekwencji zaczyna używać wolności po to, by krzywdzić siebie i innych, a nie po to, by kochać. W tej sytuacji podstawowym celem wychowania chrześcijańskiego jest praca nad świadom ością i wolnością człowieka, by uczciwie myślał i dojrzale kochał.

(6)

Wychowanie umysłu: uczyć myśleć, jak Chrystus

Człowiek może tak błędnie korzystać ze zdolności myślenia, że zaczyna oszukiwać samego siebie

K ształtow anie dojrzałego m yślenia to tru d n e zadanie. Człowiek m a b o ­ wiem tendencję do tego, by używać zdolności m yślenia po to, aby uciekać od świata faktów w świat subiektywnych fikcji i miłych iluzji. Początkiem wychowania do świętości je st podjęcie pracy nad leczeniem m yślenia u w spółczesnego człowieka, gdyż od sposobu myślenia w dużym stopniu za­ leży sposób postępow ania. Człowiek nie zawsze po trafi postępow ać zgod­ nie z tym, co zrozum iał, że je st słuszne i dojrzałe. G dy je d n a k jego myślenie 0 samym sobie i o własnym postępow aniu jest błędne, w tedy pozbaw ia się szans, by żyć w sposób dojrzały i święty.

Każdy człowiek m a możliwość posługiw ania się dw om a odm iennym i strategiam i myślenia. Z jednej strony m am y zdolność myślenia logicznego 1 precyzyjnego, k tó re prow adzi do poznania prawdy. Potrafim y obiektyw­ nie obserwować i analizować rzeczywistość, opisywać fakty, wyciągać p ra ­ widłowe wnioski z określonych doświadczeń. Z drugiej strony potrafim y być bardzo nielogiczni. Potrafim y „myśleć” w sposób magiczny, zaburzony, em ocjonalny, życzeniowy, selektywny („pozytywny”). Czasem „rozum uje­ my” w sposób wręcz absurdalny. O kazuje się, że m yśleniem pierw szego ty­ pu, a więc m yśleniem logicznym i precyzyjnym, posługujem y się z reguły wtedy, gdy myślimy o zjawiskach, osobach czy w ydarzeniach, k tó re nie m a ­ ją związku z naszym życiem i postępow aniem . W tedy jesteśm y zwykle obiektywnymi i precyzyjnymi obserw atoram i. Kiedy natom iast myślimy o rzeczach, zjawiskach, sytuacjach czy osobach, k tó re m ają bezpośredni związek z nam i samymi, z naszą sytuacją życiową, a zwłaszcza z naszym p o ­ stępow aniem , wtedy często tracim y logikę i precyzję myślenia, ulegając m y­ śleniu zaburzonem u, naiw nem u, życzeniowemu.

M anipulow anie własnym m yśleniem i oszukiwanie sam ego siebie nie jest zjawiskiem przypadkowym. Zwykle jego celem je st pró b a uspraw iedli­ w iania własnych błędów . Kryzys życia prow adzi w tedy do kryzysu myślenia. A kryzys m yślenia m oże przybierać zupełnie chorobliw ie rozm iary, gdyż człowiek posiada całkow itą w ładzę n ad własnym myśleniem: m oże sobie wmówić wszystko to, co z jakiegoś w zględu chce przyjąć za swoją „praw dę”. W oszukiw aniu sam ego siebie nie m a granic. Przykładem drastycznym ta ­ kiej sytuacji są sposoby m yślenia ludzi uzależnionych od alkoholu. Gdyby uznali oni oczywisty fakt, że stracili kontrolę nad alkoholem , to powinni podjąć decyzję o abstynencji do końca życia. Ponieważ trw anie w abstynen­ cji je st trudne, gdyż wymaga przezwyciężenia m echanizm ów choroby

(7)

alko-holowej oraz gruntow nej przem iany życia, więc łatwiej wtedy o dostosow a­ nie myślenia do błędnego postępow ania. W przypadku alkoholizm u mamy do czynienia z system em iluzji i zaprzeczeń. O znacza to, że alkoholik łudzi się, iż nie m a problem u z alkoholem oraz zaprzecza najbardziej naw et b o ­ lesnym konsekw encjom sięgania p o tę substancję.

N ajgroźniejszą iluzją, jakiej m oże ulec człowiek, je st p rzekonanie, że istnieje łatw e szczęście: bez wysiłku, bez dyscypliny, bez respektow ania obiektywnych w artości, bez praw dy i m iłości, bez przyjaźni z Bogiem , bez kierow ania się Jego przykazaniam i, bez respektow ania w łasnego sum ie­ nia. Tymczasem gdyby istniało łatw e szczęście, to wszyscy ludzie byliby szczęśliwi. N ie byłoby ani jed n eg o człowieka uzależnionego, chorego psy­ chicznie, załam anego, przeżyw ającego stany sam obójcze. To bow iem , co je st łatw e (np. zdolność spożywania pokarm ów czy poruszania się), osią­ gają wszyscy. O biektyw na analiza ludzkiej rzeczywistości prow adzi do oczywistego wniosku, że człow iek stoi w obliczu w yboru m iędzy trudnym szczęściem, a łatwym nieszczęściem . Część ludzi ucieka je d n a k od tej praw dy p o to, by nie staw iać sobie wymagań. W tedy je d n a k w chodzą na drogę kryzysu i cierpienia.

U cieczka od faktów w świat naiwnej subiektywności je st syndrom em n a ­ szej cywilizacji. N aw et niektórzy naukowcy przestali badać obiektywną rze ­ czywistość i zajęli się jedynie subiektywnymi przekonaniam i określonych osób czy grup społecznych. Przykładem w tym względzie są „badania” przy­ czyn inicjacji alkoholowej u dzieci i młodzieży, z których wynika, że n ielet­ ni sięgają p o alkohol z ciekawości, dla podkreślenia niezależności czy dla integracji z rówieśnikam i. Tymczasem z takich „b ad ań ” wynika jedynie to, że naukowcy nie odróżniają obiektywnych faktów od subiektywnych d ekla­ racji nastolatków , przeżywających poważny kryzys! Tacy wychowankowie m ają zaw ężoną i zniekształconą świadom ość siebie, a zwłaszcza motywów w łasnego postępow ania. O ni sam i nie zdają sobie sprawy z tego, że sięgają po alkohol dlatego, że pró b u ją złagodzić ból, który przeżywają, że cierpią, że nie radzą sobie z życiem, że chcą o czymś zapom nieć. Tacy m łodzi p ra ­ gną „popraw ić” sobie nastrój, nie popraw iając w łasnego postępow ania. Su­ biektywnie są natom iast przekonani o tym, że sięgają p o alkohol, czy inne substancje uzależniające, jedynie z „czystej” ciekawości, albo p o to, by być bardziej akceptow anym i przez rówieśników. N ie wiedzą, że to nie przypa­ dek, iż ciekawi ich alkohol, a nie np. m atem atyka, geografia, czy poezja. N ie jest też przypadkiem to, że szukają oni akceptacji u rówieśników, k tó ­ rzy sięgają p o alkohol, a nie u tych, którzy są abstynentam i i którzy nie wy­ rządzają sobie krzywdy.

Co w tej sytuacji m a czynić chrześcijański wychowawca - ksiądz, rodzic, katecheta, nauczyciel? Po pierwsze, pow inien pom agać, by ludzie wierzący

(8)

myśleli o sobie w sposób całościowy i realistyczny. Każdy z nas m a sp o n ta­ niczną tendencję, by widzieć i rozum ieć siebie w sposób naiwny lub zaw ę­ żony. R ozum ienie całościowe oznacza, że człowiek nie zawęża rozum ienia siebie do niektórych jedynie wymiarów (np. ciało, popędy, em ocje), lecz uw zględnia całość swego człowieczeństwa (sfera fizyczna, psychiczna, m o ­ ralna, duchowa, religijna, społeczna). Z kolei rozum ienie realistyczne oznacza, że człowiek staje się coraz bardziej świadomy tego, że je st kimś za­ grożonym własnymi słabościam i oraz negatywnymi naciskam i zew nętrzny­ mi. Poczucie realizm u sprawia, że taki człowiek zdaje sobie spraw ę z tego, iż potrzebuje wsparcia ze strony ludzi i Boga, potrzebuje dyscypliny, czuj­ ności, dojrzałej hierarchii wartości.

D rugi istotny cel form acji praw ego myślenia, to pom aganie człowieko­ wi, by rozum iał, że nie m oże odłączyć swoich zachowań od ich naturalnych konsekwencji. Jeśli nie chce być alkoholikiem , to w w ieku rozwojowym nie pow inien sięgać po piwo czy inne napoje alkoholowe, a jak o dorosły nie p o ­ w inien tych substancji nadużywać. Jeśli nie chce być chorym na A ID S, to pow inien uczyć się życia w czystości i wierności m ałżeńskiej. Jeśli nie chce cierpieć, to nie pow inien czynić niczego, co wyrządza krzywdę je m u sam e­ m u lub innym ludziom . Jeśli chce być szczęśliwym, to pow inien kierow ać się m iłością i praw dą, respektow ać norm y m o raln e i dorastać do świętości. W przeciwnym przypadku nikt i nic nie uchroni go od kryzysu oraz od cier­ pienia - naw et substancje chem iczne.

W zorem w form ow aniu praw ego myślenia je st Chrystus. O n stanowczo dem askuje przew rotność i naiw ność człowieka. K om entując postaw ę fary­ zeuszy, stwierdza: „Przyszedł Jan nie jad ł ani nie pił, a oni mówią: Zły duch go opętał. Przyszedł Syn Człowieczy je i pije, a oni m ówią O to żarłok i p i­ jak, przyjaciel celników i grzeszników. A je d n a k m ądrość uspraw iedliw iona jest przez swoje czyny” (M t 11,18-19). Jezus ukazuje fakt, że kryzys p o stę ­ pow ania prow adzi do kryzysu myślenia: „Słuchać będziecie, a nie zrozu­ m iecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stw ardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zam knęli, żeby oczyma nie widzieli ani uszam i nie słyszeli, ani swym sercem nie rozum ieli: i nie nawrócili się” (M t 13,14­ 15). Jezus wykazuje w ten sposób, że sposób m yślenia o rzeczach zależy głównie od inteligencji, wiedzy i wykształcenia, natom iast sposób myślenia o człowieku zależy głównie od sposobu postępow ania. Gdy faryzeusze za­ rzucają M u to, że wyrzuca złe duchy m ocą B elzebuba, w tedy Jezus d em a­ skuje w ew nętrzną sprzeczność ich rozum ow ania (por. Ł k 11,14-20). Uczy obserw acji życia i wyciągania wniosków (por. M t 13,8-52). Wykazuje, że ludziom łatwiej je st rozum ieć świat rzeczy i przewidywać zjawiska przyrod­ nicze, niż rozum ieć w łasną tajem nicę i przewidywać konsekw encje w łasne­ go postępow ania (por. Ł k 7,31-35). Stosuje dram ę (por. J 8,1-11).

(9)

Prowo-kuje burzę mózgów (M t 18,12-14). O pow iada dydaktyczne historie i przy­ powieści (por. M k 4,1-33), dem askuje cynizm współrozmówców: „Czem u m nie wystawiacie n a próbę, obłudnicy? Gdy to usłyszeli, zmieszali się i zo­ stawiwszy Go, odeszli” (M t 22,18-22).

Chrześcijańskie wychowanie to form ow anie praw ego myślenia, czyli p o ­ m aganie człowiekowi, by przyjm ował od Chrystusa praw dę, która wyzwala. K to myśli na podobieństw o Chrystusa, ten osiąga dojrzałość nie tylko w sfe­ rze intelektualnej, ale również w sferze m oralnej i duchowej. M oralność to bowiem inteligencja, dzięki której odróżniam y te zachow ania, k tó re p ro ­ w adzą nas do rozwoju i świętości, od tych zachowań, przez któ re wyrządza­ my krzywdę sobie lub drugiem u człowiekowi. Również duchow ość wymaga dojrzałości w myśleniu, gdyż punktem wyjścia duchow ości je st zdolność człowieka do zrozum ienia sam ego siebie, czyli znalezienia odpow iedzi na najważniejsze pytania: od czego lub od Kogo pochodzę? D o czego lub do Kogo zm ierzam ? W oparciu o jakie więzi i w artości m ogę zrealizow ać cel m ojego życia?

Wychowanie wolności: uczyć kochać jak Chrystus

Akceptować to mówić: bądź sobą! Kochać to mówić: stawaj się większym od samego siebie!

Praw e m yślenie nie wystarczy do tego, by człowiek m ądrze kierow ał swo­ im życiem i by nie był tchórzem w obec praw dy o sobie. K onieczne je st ta k ­ że to, by nauczył się kochać. Zycie poza m iłością sprawia, że człowiek nie m a siły ani motywacji do tego, by żyć praw dą, k tórą odkrył i zrozum iał. D o ­ rastanie do m iłości nie je st procesem spontanicznym ani łatwym. M iłość jest najtrudniejszym ze wszystkich sposobów korzystania z wolności. Stawia największe wym agania. Z tego w zględu uczenie się dojrzałej m iłości nie m oże nastąpić bez świadom ego wysiłku.

D orastanie do m iłości obejm uje fazy, k tóre pow inni dokładnie znać i ro ­ zum ieć rodzice, księża i inni wychowawcy. Faza pierwsza to więź em ocjo­ nalna dziecka z rodzicam i. Im bardziej rodzice kochają siebie nawzajem i z im większą m iłością przyjm ują dziecko, tym bezpieczniej czuje się ono z nimi, tym łatwiej uwierzy w m iłość i tym łatwiej będzie uczyć się miłości.

Faza druga to zakochanie, k tó re oznacza intensywne zauroczenie em o­ cjonalne drugą osobą. Początkom zakochania towarzyszą intensywne i r a ­ dosne przeżycia. O to on czy ona czują się coraz lepiej w obecności tej d ru ­ giej osoby. Chcą o tej drugiej osobie coraz więcej wiedzieć i prag n ą z nią co­ raz dłużej przebywać. Gdy zakochanie osiąga szczyt zauroczenia em ocjo­ nalnego, wtedy osoba zakochana czuje się ogrom nie szczęśliwa. Z czasem

(10)

je d n a k zakochanie odsłania inne, bolesne oblicze, k tóre rzadziej ukazywa­ ne jest n a ekranach kin czy w czasopism ach dla młodzieży. Z akochani p rz e ­ żywają nieporozum ienia i rozczarow ania. Pojawiają się w zajem ne p re te n ­ sje i em ocjonalne zranienia. Z akochany m a coraz większą świadom ość te ­ go, że ta druga osoba wcale nie je st ideałem i doskonałością. C oraz częst­ sze są w tedy sprzeczki, łzy i myśli o rozstaniu. Zaczyna niepokoić zazdrość, k tóra jest typowym elem entem tej fazy zakochania. Z azdrość ta bywa b o le­ sna. W te n sposób odsłania się analogia między zakochaniem a przywiąza­ niem dziecka wobec rodziców. O no także chce m ieć swoich rodziców tylko dla siebie i staje się zazdrosne o każde ich słowo czy gest skierowany do ko ­ gokolwiek innego.

Pod wpływem towarzyszącego zazdrości cierpienia, zakochany uśw iada­ m ia sobie stopniow o, że nie m oże w tym stanie pozostać do końca życia. W ten sposób zakochanie staje się drugą, o b o k więzi dziecka z rodzicami, w ażną lekcją życia. M łody człowiek odkrywa, że pomylił się sądząc, iż jest już całkiem dorosły i niezależny. Jego rosnąca niezależność em ocjonalna od rodziców okazała się pokonaniem pew nego etap u zależności, a nie osią­ gnięciem całkowitej niezależności. C ierpienie, którego doznał w drugiej fa­ zie zakochania, pozwala m u odkryć tę praw dę, że więzi o p a rte na zaurocze­ niu i na zaspakajaniu potrzeb em ocjonalnych, nie przyniosą m u nigdy szczęścia, że takie więzi b ęd ą go ciągle na nowo niepokoiły i utrudniały d o ­ rastanie do miłości. Przeżycie zakochania pozw ala na wyciągnięcie w nio­ sku, że człowiek tęskni za miłością, k tóra je st czymś więcej niż uczuciem czy fascynacją em ocjonalną.

Z adaniem rodziców i wychowawców je st cierpliwe i ko m p eten tn e tow a­ rzyszenie m łodym w okresie zakochania. N ajpierw trzeba pom agać dzie­ ciom i młodzieży, by szukali kontaktów z wartościowymi rówieśnikam i i grupam i formacyjnymi, gdyż inaczej grozi im em ocjonalne związanie się z takim i ludźmi, którzy krzywdzą i m anipulują. A w ted y zakochanie nie jest drogą do miłości, lecz do krzywd i grzechów, np. n a skutek inicjacji alkoho­ lowej, narkotykowej czy seksualnej.

Kolejnym zadaniem wychowawców jest wyjaśnianie istoty dojrzałej m i­ łości, do której pow inno prow adzić roztropnie przeżywane zakochanie. Ist­ nieje wiele błędnych przekonań na tem at istoty miłości. Należy zatem wy­ jaśniać, że m iłość to nie współżycie seksualne (współżycie w oderw aniu od m iłości m oże być w ręcz przestępstw em ), ani nie uczucie, bo uczucia są zm ienne i nie m ożna ich ślubować, a m iłość jest trw ała i w ierna. Zwykle m am y do czynienia z podwójnym błędem : z redukow aniem m iłości do uczuć oraz z redukow aniem bogactw a uczuć towarzyszących m iłości do przyjem nych jedynie stanów em ocjonalnych. Praw dą jest, że m iłości zawsze towarzyszą uczucia. N ie oznacza to jednak, że m iłość jest uczuciem , ani że

(11)

wiąże się jedynie z przyjem nym i przeżyciami. Gdy kochamy, wtedy przeży­ wamy bardzo ró żnorodne uczucia i emocje: od radości, entuzjazm u, satys­ fakcji i poczucia bezpieczeństw a aż do lęku, rozgoryczenia, gniewu i p rz e ­ rażenia. N asze przeżycia są bowiem term o m etrem tego, co dzieje się w nas i w naszym kontakcie z innym i ludźmi. A poniew aż z nam i samymi i z inny­ m i ludźmi, których kochamy, dzieją się różne rzeczy, toteż em ocje towarzy­ szące m iłości są różnorodne. W yobraźmy sobie sytuację rodziców, których dorastający syn czy córka p o p ad a w narkom anię. Kochający rodzice będą w tedy przeżywali dram atyczny niepokój, żal, lęk, gniew, rozczarow anie i wiele innych bolesnych uczuć w łaśnie dlatego, że kochają.

Trzeba też wyjaśniać, że m iłość to nie to sam o, co akceptacja. A k cep ta­ cja oznacza, że kieruję do ciebie przesłanie: bądź sobą! Tego typu przesła­ nie je st skrajną naiwnością w obec ludzi w kryzysie. B lokuje także rozwój tych, którzy już są dojrzali, ale przecież pow inni nadal się rozwijać. Tylko w odniesieniu do Boga m iłość je st tożsam a z akceptacją. N atom iast w o d ­ niesieniu do człowieka akceptacja pow inna oznaczać uznanie praw dy o ak­ tualnej sytuacji i postaw ie danej osoby, ale nie pow inna oznaczać, że ta oso­ ba m a zatrzym ać się w obecnej fazie rozwoju. Ten, kto kocha, wie, że rozwój człowieka nie m a granic i dlatego mówi do siebie i do innych: stawaj się kimś większym od sam ego siebie, kimś większym niż jesteś tu i teraz!

Skoro m iłość je st czymś więcej niż tylko uczuciem czy akceptacją, to p o ­ jawia się pytanie o to, co stanow i istotę dojrzałej miłości. O tóż m iłość jest decyzją. K ochać to znaczy podjąć decyzję, by troszczyć się o rozwój drugie­ go człowieka. K ochać to ta k być obecnym w życiu drugiego człowieka, by łatwiej m u było stawać się najpiękniejszą wersją sam ego siebie. K ochać to pom agać rosnąć. Także wtedy, gdy pom oc ta wiąże się z niepokojem , ze sta­ w ianiem twardych wymagań, z bolesnym i przeżyciami. M iłość w swej isto­ cie jest troską o los drugiego człowieka, a nie szukaniem dobrego nastroju. Przeżywanie przyjem nego nastroju towarzyszy zakochaniu, natom iast ow o­ cem dojrzałej m iłości je st trw ała radość, k tóra nie opuszcza nas naw et w te­ dy, gdy ponosim y cenę za kochanie niedoskonałych przecież ludzi.

Stw ierdzenie, że m iłość to decyzja, by troszczyć się o rozwój danego człowieka oraz działanie wynikające z tej decyzji, dobrze opisuje istotę m i­ łości. Czyni to je d n a k w sposób ogólny, a przez to dopuszcza możliwość n ie­ p orozum ień czy błędnych interpretacji. U czenie się dojrzałej m iłości wy­ m aga uśw iadom ienia sobie tego, w jaki konkretnie sposób tę miłość, która jest troską o człowieka, należy realizow ać w praktyce. O tóż m iłość bliźnie­ go wyraża się poprzez określone słowa i czyny. Kochać, to w taki sposób i na takie tem aty rozm aw iać z drugim człowiekiem oraz tak w obec niego p o stę ­ pować, by to służyło jego rozwojowi, by w prow adzało go w świat dobra, praw dy i piękna. M iłość wyraża się poprzez wysiłek i aktywność, poprzez

(12)

sposób postępow ania. M iłość je st więc widzialna! W praw dzie rodzi się ona we w nętrzu człowieka, w tajem nicy jego serca i jego ducha, lecz prow adzi do słów i czynów, które są widzialne z zewnątrz, k tóre m ożna sfilmować i sfotografować. Prawdziwa m iłość - na podobieństw o m iłości Chrystusa - jest m iłością w cieloną w obecność, pracow itość i czułość.

Jeśli m iłość ogranicza się jedynie do duchowych pragnień czy em ocjo­ nalnych poruszeń, to tak a m iłość nikogo nie przem ieni, nikom u nie doda siły i odwagi, by iść w dobrym kierunku, by nie u stać w drodze. N ajbardziej wymownym przejaw em m iłości widzialnej i wcielonej, na jak ą po trafi zdo­ być się człowiek n a tej ziemi, je st m iłość m acierzyńska, w której kobieta- -m atka ofiaruje dziecku kaw ałek w łasnego ciała i część swojej krwi, aby p o ­ dzielić się z nim życiem i m iłością. Później dzień po dniu ofiaruje resztę cia­ ła i krwi, siły, zdrowie i czas po to, by jej dziecko czuło się kochane i by m o ­ gło się rozwijać.

M iłość oznacza zatem troskę o dobro drugiego człowieka, wyrażaną w sposób widzialny, wcielony w k o nkretne słowa i czyny. N ie każde jed n ak słowo i nie każde działanie je st wyrazem miłości. M iłość to słowa i czyny dostosow ane do zachow ania drugiej osoby. M iłość to nie jakiegokolw iek działanie na rzecz drugiego człowieka, lecz jedynie takie, k tó re służy jego rozwojowi. Każdy człowiek jest niepow tarzalny i postępuje w odm ienny sposób. Z tego w zględu ta sam a m iłość pow inna wyrażać się poprzez inne słowa i czyny w odniesieniu do poszczególnych ludzi. Z a pom ocą innych słów i czynów wyrażamy m iłość w obec dziecka niż w obec dorosłego. In a ­ czej postępujem y w obec ludzi dojrzałych i uczciwych, a inaczej w obec zabu­ rzonych czy przew rotnych. Inaczej w obec wrażliwych i stawiających sobie wymagania, a inaczej w obec egoistów czy uciekających od praw dy o sobie. Obow iązuje tu zasada: To, czy kocham ciebie, zależy o de m nie i od mojej dojrzałości, ale to, w jaki sposób wyrażam miłość, zależy od Ciebie i od tw o­ jego postępow ania. D ojrzała m iłość nie m a zatem nic wspólnego z naiw no­ ścią i dlatego kieruje się jeszcze je d n ą w ażną zasadą: To, że kocham ciebie, nie daje ci praw a, byś m nie krzywdził. Z asady te potw ierdza Chrystus, k tó ­ ry w różny sposób wyrażał swoją m iłość w zależności od sposobu p o stęp o ­ w ania poszczególnych ludzi. Tych, którzy byli dobrej woli, uzdraw iał, ro z­ grzeszał, przytulał, stawiał za wzór, bronił przed krzywdą. N atom iast tych, którzy byli cyniczni i zatw ardziali w złu, upom inał, wzywał do naw rócenia, a naw et odw racał się od nich i odchodził. Tylko takie tw arde słowa i zacho­ w ania Jezusa stwarzały tym ludziom szansę na refleksję i naw rócenie.

Z powyższych analiz wynika, że m iłość wymaga poznania drugiej osoby. Tylko Bóg m oże kochać wszystkich ludzi, gdyż tylko O n wie, co kryje się w sercu każdego. N atom iast człowiek uczy się kochać za pom ocą dobrze d o ­ branych słów i czynów tylko tych, których osobiście poznaje i rzeczywiście

(13)

ro-zumie. Tylko wtedy bowiem m a szansę odkryć i zrozumieć, poprzez jakie sło­ wa i jakie czyny m oże najskuteczniej troszczyć się o rozwój tych ludzi. Wobec tych, których jeszcze nie zna, m oże m ieć jedynie dobrą wolę i gotowość, by ich pokochać w m iarę jak będzie ich poznawał. Z tego względu m iłość wyma­ ga um iejętności empatycznego wsłuchiwania się w świat myśli i przeżyć d ru ­ giego człowieka. Słuchanie em patyczne to „wejście” do w nętrza drugiego człowieka, to wczucie się w jego subiektywny świat myśli i przeżyć. To po p a­ trzenie na świat z perspektywy drugiej osoby, z perspektywy jej historii, jej wychowania, jej osobowości, jej potrzeb i obecnej sytuacji. E m patia nie ozna­ cza jednak utożsam iania się z drugim człowiekiem, gdyż wtedy byłbym jedy­ nie lustrem , a nie przyjacielem. Także w aspekcie em patii absolutnym ide­ ałem jest Chrystus. Szczytem em patii jest bowiem Boże N arodzenie, bo ono oznacza, że Bóg aż tak bardzo wczuwa się w człowieka, że staje się jednym z nas, pozostając sobą - we wszystkim podobny do nas oprócz grzechu.

D orastanie do miłości w obec drugiego człowieka wymaga zatem nie tyl­ ko wczucia się w jego subiektywny świat myśli i przeżyć, ale również rozu­ m ienia jego obiektywnej sytuacji. Jest to tym ważniejsze, im bardziej niedoj­ rzały jest drugi człowiek, bo wtedy on sam nie rozum ie własnej sytuacji i m o ­ tywów swego postępow ania. Z natury rzeczy w takiej sytuacji są wszystkie dzieci. Często nie rozum ieją one tego, co jest dla nich dobre ani nie zdają so­ bie sprawy z tego, co im szkodzi. Pragną zwykle tego, co łatwiejsze, a nie te ­ go, co wartościowsze. Rodzice nie kochaliby dojrzale swoich dzieci, gdyby tylko wczuwali się w ich subiektywne przeżycia czy pragnienia i bezkrytycz­ nie starali się je zaspokoić. Tak „kochane” dzieci jadłyby tylko czekoladę i patrzyły na telewizję. Innym przykładem w tym względzie jest sytuacja al­ koholika. D o natury choroby alkoholowej należy zaprzeczanie, że jest się uzależnionym . Gdy ktoś wczuwa się w subiektywne sposoby m yślenia i p rze­ żywania osoby uzależnionej, lecz nie rozum ie jej obiektywnej sytuacji, w te­ dy nie m oże kochać dojrzale. Będzie bowiem poddaw ał się m anipulacji ze strony chorego i wbrew swej woli przyczyni się do pogorszenia jego sytuacji.

Jedynie w obec ludzi wyjątkowo dojrzałych m iłość m oże oznaczać pełne respektow anie ich przeżyć, pragnień czy przekonań. A le je st to hipotetycz­ na sytuacja, gdyż w praktyce m ożem y tylko przybliżać się do takiej dojrza­ łości, lecz nigdy nie osiągam y jej p ełn i w życiu doczesnym. Z tego pow odu dojrzała m iłość wymaga tego, by przynajm niej czasam i w taki sposób ro z­ m awiać z drugim człowiekiem i tak w obec niego postępow ać, że nie o d p o ­ w iada to jego oczekiwaniom , a naw et pow oduje jego protesty czy bunt. M i­ łość nie m oże unikać praw dy ani staw iania wymagań. To w łaśnie dlatego m iłość staje się często znakiem sprzeciwu. Troska o dobro drugiego czło­ w ieka pow inna być zawsze ważniejsza niż dobry nastrój czy unikanie przy­ krych, ale koniecznych konfrontacji. K ochać to troszczyć się o dobro

(14)

dru-[13] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 101 giego człowieka także wtedy, gdy on sam nie rozum ie naszej m iłości i gdy czyni wszystko, by nas do siebie zniechęcić.

W taki w łaśnie sposób kochał Chrystus tych, których spotykał i takiej m iłości uczy nas w przypowieści o m arnotraw nym synu (por. Ł k 15,11-32). O jciec z przypowieści nie p o p ełn ia żadnego z błędów typowych dla rodzi­ ców tej ziemi. O n naw et w dram atycznych okolicznościach p o trafi kochać w sposób dojrzały, czyli dostosow any do pow stałej sytuacji. N ie odrzuca i nie p rzekreśla syna. D om i ram iona ojca pozostają dla błądzącego ciągle otw arte. A le też ojciec nie p ró b u je chronić syna p rzed cierpieniem , które błądzący sprow adza na siebie własnym postępow aniem . Ojciec je st b o g a ­ tym człowiekiem . M ógłby posyłać służących, by opiekow ali się synem i nie pozwolili, by cierpiał głód. Jed n a k ojciec doskonale wie, że ta k postępując nie kochałby syna dojrzale i nie pom ógłby m u w naw róceniu. Syn zachowa szansę na ocalenie tylko wtedy, gdy będzie cierpiał! C ierpienie, k tó re przy­ chodzi jak o konsekw encja błędów , jak o konsekw encja pom ieszania dobra i zła, je st dobrodziejstw em , bo otw iera błądzącem u oczy. Pozwala p rzej­ rzeć. Uczy o d różniania d obra od zła. M ądrze kochający ojciec o tym wie, a syn w ykorzystuje szansę, jak ą je st cierpienie i zaczyna się zastanawiać. U św iadam ia sobie, że pom ylił się i że u ojca było m u lepiej. Pod wpływem cierpienia syn m arnotraw ny przem ienia się w pow racającego syna. W raca już nie dlatego, że je st głodny (wtedy zdecydowałby się raczej n a kradzież niż na pow rót) ale dlatego, iż zrozum iał, że lepiej być choćby sługą u k o ­ chającego ojca niż niew olnikiem tego św iata czy własnych słabości. Pow ra­ cający syn odzyskuje wszystko: m iłość i praw dę. O d tąd nie w ątpi już, że oj­ ciec go kocha, ani nie łudzi się, że m oże być szczęśliwym bez ojca czy w brew ojcu.

Z adaniem chrześcijańskich wychowawców jest uczenie takiej właśnie miłości: nieodw ołalnej, ofiarnej i cierpliwej, a jednocześnie m ądrej, kom ­ peten tn ej i stanowczej, czyli dostosow anej do sytuacji i zachow ania osoby, k tórą kocham . Tylko dojrzała m iłość - na w zór m iłości Chrystusa - może sprawić, że kochany przeze m nie człowiek uczy się kochać i że d o rasta do świętości. W duchu Ew angelii wychowujemy jedynie tych, których uczymy kochać i fascynujemy perspektyw ą świętości.

Wychowanie wolności: uczyć pracować jak Chrystus

Najważniejszym przejawem pracowitości jest formowanie w sobie szlachetnego charakteru

Uczyć myśleć i kochać na w zór Chrystusa to podstaw ow e przejawy świę­ tości, a przez to podstaw ow e cele wychowania chrześcijańskiego.

(15)

Pracowi-tość jako trzeci cel wychowania to konsekw encja d orastania w m ądrości i miłości. Człowiek dojrzały zdaje sobie bowiem spraw ę z tego, że m ądrość i m iłość wyraża się n a co dzień w ofiarnej pracow itości. N iestety obecnie coraz więcej - zwłaszcza m łodych ludzi - próbuje odrywać m ądrość i miłość od pracow itości i dlatego konieczne jest bardziej konsekw entne niż dotąd ukazywanie w wychowaniu chrześcijańskim tego wym iaru świętości, jakim jest solidna pracowitość.

N ie m a m iłości bez wysiłku i dyscypliny. Z arów no miłość w obec sam ego siebie (troska o własny rozwój), ja k i m iłość w obec innych (troska o ich ro z­ wój) wymaga działania i systematycznej pracy. M iłość bez pracow itości jest iluzją. Polecenie, by człowiek solidnie pracow ał, znajdujem y na samym p o ­ czątku Biblii. Księga Rodzaju konkretyzuje to polecenie w nakazie Stwórcy, byśmy czynili sobie ziem ię po d d an ą (por. R dz 1,28). Polecenie pracow ito­ ści wiąże się bezpośrednio z poleceniem miłości, gdyż człowiek leniwy nie p o trafi kochać.

Potw ierdzeniem m iłości nie są sym patyczne nastroje czy rom antyczne w estchnienia, ale solidne wykonywanie codziennych obowiązków. D la przykładu, narzeczony kocha w ybrankę swojego serca bardziej przez to, że się solidnie uczy i pracuje, niż przez to, że myśli o niej z rozrzew nieniem , siedząc w wygodnym fotelu. K to nie pracuje solidnie, ten nie je st w stanie zapewnić dobrej przyszłości ani sobie, ani tym, których chciałby kochać. Pracow itość jest nie tylko wyrazem m iłości do innych ludzi, ale też do sam e­ go siebie. Aktywność i wysiłek je st nie tylko sposobem na czynienie sobie ziemi poddanej. Jest także nieodzownym w arunkiem osobistego rozwoju i doskonalenia siebie. Pracow ite zaangażow anie um ożliwia nie tylko zdo­ bycie wykształcenia i zaw odu oraz podjęcie pracy zarobkow ej, lecz je st rów ­ nież w arunkiem ukształtow ania w sobie dojrzałych cech charakteru. Tylko człowiek pracowity m oże przezwyciężyć lenistwo i budow ać harm onijne więzi z innymi ludźmi. To w łaśnie dlatego niezwykle groźna okazuje się bezczynność i bezrobocie. Taki stan kończy się często poważnym kryzysem życia oraz p opadaniem w uzależnienia.

Pracow itość wiąże się z m iłością nie tylko w tym znaczeniu, że je st p o ­ tw ierdzeniem miłości, ale też w tym znaczeniu, że bez m iłości pracow itość staje się nieludzka i staje się nieznośnym ciężarem . Ci, którzy m ało kocha­ ją, m ało też pracują. Ci, którzy starają się pracow ać m im o tego, że nikogo nie kochają, czynią to w tedy z błędnych motywów (np. z chęci zrobienia k a ­ riery czy zdobycia pieniędzy) i nie rozwijają się, lecz popadają w uzależnie­ nie od pracy (pracoholizm ) oraz w problem y zdrow otne.

W ychowanie do św iętości to zatem nie tylko w prow adzanie w świat m ądrości i m iłości, ale to także ukazyw anie sensu ludzkiej pracy oraz uczenie radosnego zaangażow ania. Człow iek dojrzały rozum ie, że

(16)

praco-[15] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 103 w itość to nie b o lesn a konieczność, ale d a r z sam ego siebie i sposób bycia dla innych. To w łączanie się w B oże dzieło stw orzenia i zbaw ienia. Wy­ chow anie to tw orzenie e to su pracy w życiu osobistym , w rodzinie, w p r a ­ cy zaw odow ej, w K ościele i w społeczeństw ie. W zorem je st Chrystus, k tó ­ ry w czasie swojej publicznej działalności swój czas i swoje siły - od rana do w ieczora - ofiarow ał tym, których spotykał. Rów nież w form ow aniu pracow itości obow iązuje zasada: „być” p rz ed „m ieć”, k tó ra w tym k o n ­ tekście oznacza: „być” p rzed „działać”. Święty to ktoś, kto je st kimś bo g a ­ tym w m iłość i szlachetność, i kto przez pracow itość wyraża te n swój sp o ­ sób istnienia. Taki człow iek rozum ie, że najw ażniejszym w ym iarem p r a ­ cow itości je st form ow anie w sobie człow ieczeństw a na podobieństw o człow ieczeństw a Jezusa C hrystusa.

Metody wychowania chrześcijańskiego

Dzieci wierzą, że szklanki same się tłuką, a rodzice wierzą, że dzieci same się rozwijają

W jak i sposób Kościół - p oprzez rodziców, księży, osoby konsekrow a­ ne, katechetów , nauczycieli i innych wychowawców - m oże pom óc czło­ wiekowi, by m ądrze myślał, dojrzale kochał oraz solidnie pracow ał? Także tutaj - p o d o b n ie ja k w odniesieniu do celów wychowania - obow iązuje kryterium integralności i realizm u. In tegralność oznacza korzystanie z różnego rodzaju m eto d , a realizm oznacza, że m etody te pow inny wyni­ kać z rzeczywistych m ożliwości i ograniczeń wychowanka. W oparciu o p o ­ wyższe kryterium m ożna przyjąć, że podstaw ow e m etody wychowania chrześcijańskiego to: świadectwo życia wychowawcy, pozytywne m otyw o­ w anie w ychowanka do rozwoju, odpow iedni d o b ó r języka i argum entów w kom unikacji wychowawczej, dem askow anie typowych zagrożeń w ro z­ woju, staw ianie wychowankowi koniecznych wym agań, a także egzekw o­ w anie naturalnych konsekw encji jego błędnych zachow ań i wychowawcze wykorzystywanie cierpienia.

Świadectwo życia wychowawcy

Wychowawca to ktoś, kto osiąga sukcesy w wychowaniu samego siebie

Pierw szą i najw ażniejszą m e to d ą w ychow ania w pedagogice chrześci­ jańskiej je st osobiste, pozytyw ne oddziaływ anie wychowawcy n a

(17)

drugie-go człow ieka. K ształtow anie dojrzałej osobow ości je s t m ożliw e jedynie przez sp o tk an ia wychowawcze i m ocą tych sp o tk ań . Bóg przyszedł do człow ieka p o to, aby d ać m u coś więcej niż tylko p ro g ram wychowawczy. Przyszedł p o to, aby oddziaływ ać na człow ieka w łasną obecnością i w ła­ snym przykładem . W początkow ej fazie rozw oju najw ażniejszym i w ycho­ w aw cam i są rodzice, a później tak że inni wychowawcy: k ap łan i, nauczy­ ciele, k atecheci, grupy form acyjne. M ą d ra i przyjazna obecność w ycho­ wawców o raz ich rad o sn e św iadectw o dążen ia do św iętości je s t tą m e to ­ d ą w ychow ania, k tó ra najskuteczniej m otyw uje w ychow anka do wysiłku i rozw oju.

Być wychowawcą to coś znacznie więcej niż daw ać dobry przykład. Wy­ chowawca chrześcijański to ktoś, kto osiąga sukcesy w wychow aniu sam e­ go siebie. To ktoś św iadom y tego, że człow ieka wychowuje nie tyle p r o ­ gram , co raczej drugi człowiek. Pierw si uczniow ie poszli za Jezusem d la ­ tego, że O n fascynował ich swoją osobą, a nie dlatego, że byli zafascyno­ w ani Jego nauką, bo - zajęci p ra c ą rybaków - naw et tej n au k i jeszcze w te­ dy nie słyszeli. D ojrzały wychowawca to ktoś, k to je st nie tylko d ro g o ­ w skazem , który precyzyjnie i stanow czo w skazuje św iętość ja k o cel ro z ­ woju, ale to rów nież ktoś, kto pierw szy zm ierza do celu, który wskazuje innym ludziom . W iększość wychowawców - księży, rodziców czy k a te c h e ­ tów - przekazuje w ychow ankom zwykle p o d o b n e treści, ale reakcja wy­ chow anków bywa ró żn a - od zachw ytu do odrzu cen ia słyszanych treści. Postaw a wychowanków zależy bow iem nie tyle od przekazyw anej im tr e ­ ści, ile raczej od osoby, k tó ra tę treść przekazuje oraz od relacji, jak ą tw o­ rzy z wychowankam i.

Isto tn ą cechą d o jrzałeg o wychowawcy je s t u m ie jętn o ść w słuchiw ania się w przeżycia i p rze k o n an ia , nad zieje i obawy swoich wychowanków. W ysłuchanym m oże być tylko ktoś, k to sam p o tra fi uw ażnie i z m iłością słuchać. W ychowawca pow inien m ieć odw agę o raz o d p o w ied n ie k o m p e ­ tencje, dzięki którym w czasie katechez, rekolekcji czy innych sp o tk ań form acyjnych skutecznie zachęca w ychow anków do staw iania py tań i p o ­ dejm uje z nim i p o g łę b io n ą dyskusję. D ojrzały wychowawca p o tra fi d o ­ b ie ra ć ta k ą tem aty k ę rozm ów , k tó ra rzeczywiście o d n o si się do sytuacji odbiorców o raz po słu g u je się ta k trafnym i arg u m en tam i, k tó re rzeczywi­ ście p rzek o n u ją słuchaczy. Czytelnym w zorem w tym w zględzie je st Jan Paw eł II, który p o tra fił w słuchiw ać się z uw agą i m iłością w p o trzeb y i r e ­ akcje swoich słuchaczy. W łaśnie d lateg o często zm ieniał on treść swoich w ystąpień o raz im prow izow ał p o to, by lepiej tra fia ć do um ysłu i serca odbiorcy.

C echą dojrzałego wychowawcy je st to, że kieruje się ewangeliczną m e n ­ talnością zwycięzcy. O znacza to, że sam em u sobie i innym ludziom

(18)

propo-[17] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 105 nuje wyłącznie optym alną drogę życia, czyli świętość. D rogi średnie i byle jakie wychowankowie potrafią znaleźć sami. D ojrzałego wychowawcę dzie­ ci, m łodzież i dorośli nie pytają jedynie o to, jakiego zła unikać, ale również 0 to, co dobrego w arto czynić.

O prócz m entalności zwycięzcy, dojrzały wychowawca wie, że nie pow i­ nien stosować „dyskryminacji” w duszpasterstw ie, k tóra przejaw ia się w tym, że ksiądz, k atech eta czy nauczyciel skupia się niem al wyłącznie na trosce o ludzi poranionych, krzywdzonych czy zagubionych. Tymczasem wychowawczej pom ocy i w sparcia potrzebują wszyscy, a zatem także ludzie silni i dojrzali, którzy już są n a drodze do świętości. Z tego w zględu szcze­ gólnie cenny w kład w pracę wychowawczą Kościoła wnoszą ci księża i inni wychowawcy, którzy nie tylko w spierają ludzi szukających pom ocy, ale k tó ­ rzy po trafią um acniać mocnych p o to, by wypływali oni n a głębię chrześci­ jaństw a i dorastali do coraz większej świętości. Tacy bowiem ludzie nie tyl­ ko realizują w łasne pow ołanie, ale w pozytywny sposób oddziałują na całe środowisko, w którym żyją.

Motywacja pozytywna

Wychowanie to fascynowanie perspektywą życia w miłości i świętości

N ajw spanialszy naw et wychowawca nie je st w stanie przem ieniać wszystkich wychowanków swoją osobą i swoim d o rastan iem do świętości. Realizm wychowawczy wymaga stosow ania rów nież innych form o d d zia­ ływania na wychow anka. Pierw szą z m eto d szczegółowych w wychowaniu chrześcijańskim je st posługiw anie się m otyw acją pozytyw ną, czyli p o m a ­ ganie wychowankowi, by odkrył, że propozycje wychowawcze są dla niego zyskiem i d rogą rozw oju oraz trw ałego szczęścia. W ten sposób wycho­ wankow i łatwiej wyzwolić się z p rzek o n an ia, że w łączenie się w pro ces wy­ chow ania oznacza rezygnację z w olności czy z w łasnych m arzeń, p r a ­ gnień, ideałów i aspiracji.

P row adzenie ku św iętości nie je s t skuteczne, jeśli o p ie ra się na m ora- lizow aniu, nakazyw aniu i zakazyw aniu, n a straszeniu, k o n tro lo w an iu czy przym uszaniu. G dy C hrystus uczy swoich uczniów m yśleć ja k O n, i k o ­ chać ja k O n, to w yjaśnia, że celem Jego działalności je s t niesien ie r a d o ­ ści. C hrystus zap rasza uczniów do n aśladow ania swoich słów i czynów nie p o to, by ich krzyż był cięższy, ale p o to, by Jego rad o ść w nich była 1 by ich rad o ść była p ełn a. Skuteczną m e to d ą wychowawczą je s t zatem fascynow anie człow ieka perspektyw ą życia w m iłości, św iętości i trw ałej radości.

(19)

Język i argumenty w wychowaniu

Chrystus mówił w sposób tak prosty, że rozumieli Go analfabeci, a jednocześnie w sposób tak precyzyjny, że przekonywał uczonych w Piśmie

W ychowawca chrześcijański pow inien być świadomy faktu, że w spółcze­ sny człowiek in terp retu je usłyszane słowa i argum enty często według logiki subiektywnej, a czasem naw et w sposób przew rotny i cyniczny. Ludzie, k tó ­ rzy m ają problem y ze szlachetnym postępow aniem , stają się zwykle tch ó ­ rzam i w obec praw dy o sobie i nie chcą zrozum ieć przesłania Ewangelii. Z a ­ daniem wychowawców chrześcijańskich je st tak precyzyjne ukazywanie praw dy o człowieku i o jego pow ołaniu, by słuchacze rozum ieli tę praw dę naw et wówczas, gdy z jakiegoś pow odu nie chcą jej zrozum ieć czy przyjąć! Przyjrzyjmy się podstawowym zasadom w tym względzie.

Po pierwsze, należy posługiwać się językiem prostym , łatw o zrozum ia­ łym dla słuchaczy. Księża i inni wychowawcy nie pow inni używać języka teologicznego, gdyż je st to język dla specjalistów. Ich zadaniem je st p rzek a­ zywać teologiczne treści językiem Ewangelii, a nie teologii. Ew angelia b o ­ wiem napisana je st językiem ta k prostym i obrazowym, że m ogą ją zrozu­ m ieć ludzie wszystkich kultur.

W ychowawca pow inien uw ażnie wsłuchiwać się w język, którym p o słu ­ gują się jego słuchacze, aby w m iarę możliwości do niego się odwoływać. Należy wystrzegać się każdej skrajności. Jedną skrajnością je st posługiw a­ nie się językiem przekreślającym możliwości percepcyjne słuchacza, np. ję ­ zykiem teologii. D rugą skrajnością je st posługiw anie się slangiem m łodzie­ żowym czy inną form ą kom unikacji, k tóra nie jest zgodna z językiem lite­ rackim . Wychowawca nie pow inien nigdy posługiwać się językiem dw u­ znacznym czy nietaktow nym , lecz kom unikow ać zawsze w języku kultury i delikatności.

Po drugie, wychowawca pow inien posługiw ać się językiem precyzyj­ nym i jednoznacznym . W tym celu pow inien staran n ie określać sens uży­ wanych przez siebie słów i pojęć. Zw łaszcza tych, k tó re okazują się o b ec­ nie w ieloznaczne, ja k np. m iłość, wolność, praw da, sum ienie. W arto d a ­ w ać słuchaczom k ró tk ie definicje używanych pojęć. W yjaśniać, np. że m i­ łość to nie uczucie, lecz tro sk a o d o b ro człow ieka. W olność to nie dow ol­ ność działania, lecz zaangażow anie się po stro n ie m iłości i praw dy. Z k o ­ lei praw da to nie subiektyw ne p rz ek o n an ia danej osoby, lecz wynik o b se r­ wacji życia czy przyjęcie objaw ienia B ożego. M oralność i sum ienie to zdolność o d ró żn ian ia tego, co człow ieka rozwija od tego, co go niszczy.

(20)

[19] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 107 D uchow ość to nie ucieczka od życia, lecz zdolność człow ieka do zro zu ­ m ienia sam ego siebie. R eligijność to nie dew ocja, lecz osobista przyjaźń z Bogiem , który je st M iłością.

Po trzecie, wychowawca pow inien kom unikow ać w sposób otw arty i szczery. O znacza to, że upew nia on swoich rozmówców, że nie istnieją ja ­ kieś praw dy czy zjawiska dotyczące ludzkiego życia, k tó re byłyby dla niego tem atam i tabu, których nie wolno podejm ow ać lub o których nie pow inno się m ówić otwarcie. Sposób rozm aw iania ze słuchaczam i pow inien być p o ­ n ad to naturalny, pogodny, bezpośredni. W szędzie, gdzie tylko to możliwe, kom unikacja wychowawcza pow inna wiązać się z możliwością staw iania py­ tań i z otw artą dyskusją.

Po czwarte, nie należy posługiw ać się językiem m oralizatorskim lecz ję ­ zykiem, który podkreśla aspiracje i pragnienia rozmówcy. O znacza to, że np. ukazując słuchaczom potrzeb ę dyscypliny w odniesieniu do sfery seksu­ alnej, w arto odwoływać się do oczywistego doświadczenia, a nie jedynie do nakazów m oralnych, zwyczajów czy przepisów prawnych. W arto ukazywać choćby oczywisty fakt, że człowiek m a różne potrzeby i aspiracje, między którym i zmuszony je st nieustannie dokonywać wyboru. Rezygnacja z o k re­ ślonych zachowań (np. ze współżycia seksualnego) nie wynika z uległości wobec jakichś zbędnych nakazów, ale z respektow ania własnych większych potrzeb i aspiracji.

Po p iąte, w w ychow aniu należy posługiw ać się językiem konkretnym . U słuchaczy do m in u je obecnie m yślenie pragm atyczne. D o tak ieg o więc języka należy sięgać zwłaszcza w tym, co wychowawczo je st n a jtru d n ie j­ sze, czyli w ukazyw aniu zasadności określonych w ym agań czy zakazów. W arto w tedy m ów ić językiem liczb i statystyk, opisyw ać k o n k re tn e w yda­ rzen ia i dośw iadczenia, k tó re są rów nież u d ziałem rozm ów ców . D la przykładu, przestrzeg ając p rz e d w spółżyciem p rzed m ałżeń sk im w arto pokazyw ać wyniki b ad ań , k tó re potw ierdzają, że tak ie zachow anie łączy się zwykle z niep o w o d zen iam i szkolnym i oraz inicjacją alkoholow ą czy narkotykow ą.

Wychowawca chrześcijański, który ukazuje realistyczną i staw iającą j a ­ sne w ym agania praw dę o człowieku i jego życiu, m usi być znacznie b a r­ dziej precyzyjny w argum entacji niż dem oralizatorzy, którzy oszukują słu ­ chaczy i którzy chcą nim i m anipulow ać. W ynika to z faktu, że w obec tych, którzy nie staw iają wym agań, słuchacze są zwykle bezkrytyczni. B iernie pow tarzają zasłyszane „argum enty” i bywają n ieraz dosłow nie zaślepieni na inne inform acje. N atom iast w obec tych, którzy staw iają - konieczne przecież dla rozw oju - w ym agania oraz norm y m oralne, słuchacze stają się ogrom nie krytyczni. Z tego pow odu wychowawcy chrześcijańscy pow inni posługiw ać się argum entacją precyzyjną, łatw o zrozum iałą, odw ołującą

(21)

się do d o ro b k u n au k szczegółowych o człowieku, a także do aktualnej sy­ tuacji społecznej. W arto też przyjąć zasadę, że nie zaczynamy od arg u m en ­ tacji religijnej, filozoficznej czy m oralnej tam , gdzie istnieje m ocna arg u ­ m entacja z zakresu fizjologii, psychologii czy obserw acji życia. C hodzi o to, by argum enty, których używamy, przekonyw ały wychowanków, a nie tylko wychowawcę.

N ajdoskonalszym w zorem w doborze języka i argum entów w kom unika­ cji wychowawczej je st Jezus Chrystus. O n mówił w sposób ta k prosty, k o n ­ kretny i obrazowy, a jednocześnie posługiwał się tak oczywistymi i tak p re ­ cyzyjnie sform ułow anym i argum entam i, że Jego słuchacze m ieli tylko dwie możliwości: zrozum ieć to, co mówił i przyjąć lub zrozum ieć i odrzucić. Nie m ieli natom iast trzeciej możliwości: trw ać w przekonaniu, że to nie O n lecz oni m ają rację.

Demaskowanie zagrożeń wychowawczych

Największą pułapką dla człowieka jest podążanie za iluzją łatwego szczęścia

W ażną m e to d ą wychowawczą je st dem askow anie zagrożeń, którym m oże uleg ać człowiek. Pierwszym źró d łem tych zagrożeń je s t w łasna n a ­ iwność, słabość i grzeszność d an eg o człow ieka. D ojrzały wychowawca wie, że czasam i m usi b ro n ić w ychow anków p rz e d nim i samymi, p rzed ich w łasną ignorancją, bezm yślnością czy słabością. D rugim źró d łem zag ro ­ żeń je s t antywychowawcze oddziaływ anie tych dorosłych, którzy są cy­ niczni i p rzew ro tn i. C hodzi tu zwłaszcza o takich ludzi, którzy m a n ip u lu ­ ją innym i i chcą ich ograbić z m ądrości, św iętości i w olności p o to, żeby nim i rządzić i żeby n a nich zarabiać, sp rzed ając im toksyczne usługi czy towary, np. alkohol, narkotyki, nikotynę, p o rn o g rafię, prostytucję, an ty ­ koncepcję. Cynicy w iedzą, że tego typu tow ary, k tó re przynoszą najw ięk­ szy zysk, k u p u ją głów nie ludzie naiw ni i nieszczęśliwi, dlateg o w ykorzy­ stują m ed ia i ta k zw ane au to ry tety społeczne p o to, by unieszczęśliw ić ja k najw iększą liczbę ludzi, zwłaszcza m łodych, którym i najłatw iej m a n i­ pulow ać.

D ojrzały wychowawca w sposób stanowczy dem askuje powyższe zagro­ żenia. Pom aga też współczesnym wychowankom zrozum ieć, że nie istnieje łatw e szczęście, że alkohol czy narkotyk oszukuje, uzależnia i zabija, że sek­ sualność bez m iłości prow adzi do przestępstw i zaburzeń, że tolerancja i d e ­ m okracja nie m oże stać p o n ad praw dą, m iłością i odpow iedzialnością, że do założenia szczęśliwej rodziny konieczna je st nie tylko m iłość, lecz także dojrzałość.

(22)

[21] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 109

Stawianie wymagań

Kochać samego siebie to stawiać sobie wymagania

D o ra sta n ie do św iętości w iąże się ze stanow czym staw ianiem w ycho­ w ankow i m ądrych w ym agań, dostosow anych do jego w ieku i możliwości. W ychow anie to bow iem przezw yciężanie słabości, naiw ności, lenistw a. To zapraw ianie się w dyscyplinie i d o b ru . K ształtow anie dojrzałych p o ­ staw i zachow ań nie je s t m ożliw e bez p odejm ow ania wysiłku, bez m ądrej ascezy, bez rezygnacji z do raźn ej przyjem ności. W iara, że wychow anie m oże d o k o n ać się bez stresu i bez p o ra ż e k lub że istnieje sp ontaniczna sam orealizacja, to przejaw skrajnego p o p u lizm u w p edagogice i skrajnej naiw ności.

K om petentny wychowawca nie tylko pom aga wychowankowi podjąć wy­ siłek konieczny w dorastan iu do świętości, lecz jednocześnie pom aga m u zrozum ieć, że staw ianie sam em u sobie m ądrych wymagań jest podstaw o­ wym przejaw em i spraw dzianem dojrzałej m iłości człowieka w obec samego siebie. Ten, kto nie stawia sobie wymagań, ten lekceważy własny rozwój i p o p ad a w kryzys życia. K to wymaga od siebie niewiele, te n nie osiągnie ni­ czego, a kto stawia sobie ewangeliczne wymagania, ten m a szansę na d o ra ­ stanie do świętości.

Wykorzystanie wychowawczej roli cierpienia

Dla człowieka, który lekceważy miłość, ostatnią szansą na rozwój staje się jego własne cierpienie

Realizm wychowawczy wymaga egzekwowania naturalnych konsekw en­ cji błędów , k tó re popełnia człowiek. D la przykładu, kłam stwo, lenistwo, lekkomyślność, w ielogodzinne oglądanie telewizji, czy w chodzenie w złe grupy rów ieśnicze pow inno pow odow ać określone konsekwencje: u tra tę zaufania ze strony rodziców, złe stopnie szkolne, o debranie kieszonkow e­ go, wzm ożoną kontrolę, upom inanie, itd. Wychowywanie to pokazywanie związku m iędzy określonym zachow aniem a jego naturalnym i konsekw en­ cjami. Jest to je d e n z najtrudniejszych aspektów we współczesnej p ed ag o ­ gice, gdyż w ielu ludzi ulega obecnie naiw nem u p rzekonaniu o możliwości oddzielenia własnych zachow ań od ich naturalnych skutków.

D ojrzały wychowawca zdaje sobie spraw ę z tego, że nie je st możliwe wy­ chow anie bez egzekwowania naturalnych konsekw encji błędów , które

(23)

po-pełnia wychowanek. Poprzez ustaw iczną form ację i rozwój osobowościowy wychowawca pow inien uczynić wszystko, aby sam em u nie być źródłem stre ­ sów, których wychowankowie nie zawinili. N ie pow inien n atom iast chronić wychowanków przed stresam i i cierpieniam i, k tóre są konsekw encją ich własnych słabości, naiwności i błędów.

C ierpienie m ądrze wykorzystane wychowawczo otw iera człowiekowi oczy. Uczy odróżniania d obra od zła, praw dy od kłam stwa, szczęścia od kryzysu życia. D ojrzale kochający wychowawca zdaje sobie spraw ę z tego, że lepiej jest, by w ychow anek cierpiał, gdy błądzi, niż by m iał nadal błądzić. C ierpienie nie je st dram atem . Jest bolesną inform acją, k tóra m oże czło­ w ieka przem ieniać i uczyć sztuki życia. D ram atem je st jedynie trw anie w błędzie, naiwności czy grzechu.

Zakończenie

Człowiek wyraża siebie poprzez trzy podstaw ow e dążenia: w dół - ku so­ bie i ku własnej sytuacji psychofizycznej, wszerz - ku spotkaniu z innymi ludźm i oraz wzwyż - ku spotkaniu z Bogiem. Z tego w zględu najważniejszy­ m i sposobam i w yrażania się ludzkiej osoby jest spotykanie się z samym so­ bą, spotykanie się z innymi ludźm i oraz k o n tak t z Bogiem. Człowiek, który d orasta do świętości i respektuje w łasną godność to ktoś, kto p o trafi d o j­ rzale myśleć, m ądrze kochać i ofiarnie pracować.

N a p ro g u trzeciego tysiąclecia uśw iadam iam y sobie z dram atyczną oczy­ wistością to, że człowiek nie m oże stawać się w pełni sobą w sposób bezstre­ sowy i spontaniczny i że - tak, ja k dwa tysiące lat tem u - n adal potrzebuje Zbawiciela. Przekonujem y się raz jeszcze, że nie zbawimy się w łasną m ą ­ drością, nie zbawi nas ani dem okracja, ani tolerancja, ani wolny rynek, ani praw a obywatelskie, ani wolność słowa. N ie przem ieni nas i nie um ocni nic i nikt poza Chrystusem , poza Jego miłością i praw dą.

Celem wszystkiego, co czynił i mówił Chrystus, było pom aganie człowie­ kowi, aby nauczył się myśleć, kochać i pracow ać tak, ja k On. Chrystus przy­ szedł do nas po to, aby nas wyzwalać swoją praw dą i aby zaprosić nas na ucztę swojej miłości: tej bezwarunkowej, wiernej i nieodwołalnej. O n zapra­ sza na ucztę wybawienia od wszystkiego, co nas niepokoi, krzywdzi, boli, co odbiera nam radość życia i co zagraża naszej przyszłości (Łk 14,15-24). Je d ­ nocześnie O n przypom ina nam , że na tej ziemi wiele osób i środowisk kieru­ je do nas zaproszenia na inne uczty. N a uczty „miłości” niewiernej, niepłod­ nej i odwołalnej. N a uczty, k tóre kończą się cierpieniem , u tra tą wolności, rozgoryczeniem.

Aby owocnie wypełnić swoją m isję prow adzenia w spółczesnego człowie­ ka do świętości, Kościół pow inien z nowym zapałem podjąć następujące

(24)

za-[23] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 111 dania: głosić Chrystusa i Jego praw dę o człowieku, form ow ać form atorów i aktywizować w spólnoty formacyjne.

D o rastan ie do świętości wymaga najpierw stanowczego i cierpliwego głoszenia Chrystusa, Jego słów i czynów. Chrześcijaństwo opiera się b o ­ wiem na spotkaniu z O sobą Boskiego Zbawiciela, który jest w ypełnieniem całego O bjaw ienia. To w łaśnie dlatego Kościół głosi pierwszeństwo Chry­ stusa przed Biblią. W słuchiwanie się w Chrystusa i przyjm ow anie Jego praw dy to konieczny w arunek rozum ienia sam ego siebie oraz dorastania do świętości. Z ad an iem księży i innych wychowawców je st głoszenie E w an­ gelii Chrystusa w sposób precyzyjny, a jednocześnie fascynujący. Tylko w te­ dy bowiem Ew angelia będzie nadal tym, czym je st w swej istocie: D obrą N ow iną o zbaw ieniu dla człowieka zagrożonego cywilizacją śmierci, niską kulturą i naiwnym m yśleniem.

Drugim, obok głoszenia słowa Bożego, zadaniem Kościoła jest staranne i pogłębione formowanie formatorów, którzy są przewodnikam i współcze­ snego człowieka na drogach świętości. Nowa ewangelizacja to najpierw p o ­ nowne konfrontow anie z Ewangelią księży, osób konsekrowanych i innych wychowawców katolickich. Rolą osób odpowiedzialnych za form ację form a­ torów jest pom aganie księżom, zakonnikom i siostrom zakonnym oraz wszyst­ kim dorosłym w Kościele, by fascynowali się oni własnym powołaniem, by roz­ palali w sobie pierwotny zapał, by wypływali na głębię chrześcijaństwa oraz by zdobywali nie tylko kom petencje teologiczne, lecz także psychopedagogiczne. D opiero wtedy bowiem będą oni w stanie odczytać całe bogactwo Ewangelii i fascynować perspektywą świętości tych, do których są posłani. W sposób szczególny Kościół powinien zatroszczyć się o pogłębioną formację tych, któ­ rzy wywierają istotny wpływ na więzi, wartości i postawy współczesnego czło­ wieka. Chodzi tu zwłaszcza o nauczycieli i studentów, a także o przedstawicie­ li mediów i katolickich twórców program ów radiowych i telewizyjnych.

Trzecim wreszcie zadaniem Kościoła je st tw orzenie nowych i aktywizo­ w anie już istniejących w spólnot oraz m iejsc formacyjnych. D uszpasterstw o ogólne zawsze będzie niezastąpione i nieodzow ne. N ie je st ono je d n a k wy­ starczającą drogą do świętości dla większości współczesnych ludzi. K o­ nieczna jest także pogłębiona form acja w m ałych grupach. C hodzi tu o ró ż­ ne katolickie stowarzyszenia i ruchy form acyjne, szkoły, świetlice p arafial­ ne, grupy C aritas. Tylko w tedy p arafie będ ą nie tylko m iejscem p ro k lam a­ cji Słowa Bożego i spraw ow ania sakram entów , ale też m iejscem tw orzenia wspólnoty miłości, w której zdrowi pom agają chorym, dorośli - dzieciom, m łodzi - starszym, silni - słabszym, a bogaci - biedniejszym. Ożywienie w spólnot i grup elitarnych wymaga z pew nością tw orzenia nowych p ro g ra ­ mów formacyjnych, dostosowanych do obecnego kontekstu kulturow ego i społecznego.

(25)

W ypełnienie powyższych zadań stwarza szansę n a to, że w naszych tru d ­ nych czasach Kościół katolicki w Polsce będzie nadal M atką i W ychowaw­ czynią, k tó ra przypom ina, że los człowieka nie zależy od gwiazd czy h o ro ­ skopów, lecz od spotkania z Chrystusem , który najlepiej rozum ie i n ie­ odw ołalnie kocha każdego z nas. Z Nim i tylko z Nim każdy człowiek może dorastać do świętości, czyli stawać się najpiękniejszą, najbardziej Bożą w er­ sją sam ego siebie.

Bibliografia

A dam ski F. (red.), Człowiek - W ychowanie - K ultura, K raków 1993 Brezinka W., E rziehung in einer w ertunsicheren G esellschaft, Basel 1993

C encini A., Będziesz milowa! P ana Boga swego, K raków 1995 C encini A., M an en ti A., Psychologia a form acja, K raków 2002 D ziekoński S., Rozwój wychowawczej myśli Kościoła, W arszawa 2004 Dziewiecki M., Cielesność. Płciowość. Seksualność, Kielce 2000 Dziewiecki M., K apłan - św iadek M iłości, K raków 2005 Dziewiecki M., K ochać i wymagać, K raków 2006

Dziewiecki M., K om unikacja wychowawcza, K raków 2004 Dziewiecki M., M iłość pozostaje, Częstochow a 2001

Dziewiecki M., N ow oczesna profilaktyka uzależnień, Kielce 2001 Dziewiecki M., Psychologia porozum iew ania się, Kielce 2000 Dziewiecki M., W ychowanie w dobie ponow oczesności, Kielce 2003 Kukołowicz T., N ow ak M, Pedagogika ogólna, Lublin 1997

Lewis C. S, Cztery miłości, Warszawa, 1995

Schulz von T hun F., Sztuka rozm aw iania, K raków 2001 Styczeń T., U rodziłeś się, by kochać, Lublin 1993 Tarnowski J., Jak wychowywać?, W arszawa 1993

W oroniecki J., K atolicka etyka wychowawcza, Lublin 1986 W ojtyła K., M iłość i odpow iedzialność, Lublin 1982

Fr Marek Dziewiecki: Becoming a Human Being - Psychopedagogy of Holiness The present analysis first introduces the evangelic understanding of holiness, then the threats a man confronts, which cause that growing to being holy is not at all easy. The subsequent sections reveal the essential aims of Christian education i. e. dimen­ sions of growing to being holy. And the last section describes those methods of Chri­ stian education that allow man to discover and fulfil his/her calling to being holy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Owo rozumienie przedmiotu poprzez utworzenie sobie pojęcia jako znaku samej rzeczy jest istotnym momentem ludzkiego poznania znakowego.. W pojęciu jako znaku dostrzegamy

Celem przeprowadzenia ankiety wśród nauczycieli było pozyskanie informacji na temat realizacji wymagania: Procesy wymagania rozwoju i edukacji dzieci są zorganizowane w

Jednocześnie należy podkreślić, że okaz z Kobylan znacznie różni się od pięściaków zaliczanych u nas do kultury aszelskiej (Kondratówka, pow.. W konsekwencji należy

Stern proponuje przejście od jawnej wiedzy (knowledge) do ukrytego „wiedzenia” (knowing) na temat tego, co dzieje się w obecnej chwili, jako cielesnego doświadczenia i głównie

Celem pracy było określenie średnich zawartości wybranych pierwiastków (Cu, Mg, Fe, Zn, Ca, Cd, Hg oraz Pb), bariery antyoksydacyjnej (dysmutazy ponadtlenkowej,

Średni czas w ciągu doby poświęcony przez wszystkich ankietowanych na ogląda- nie na PVR to 7 minut, wśród oglądających w ten sposób jest to jednakże już po- nad 1,5

Elementem spajającym jest podkreślenie wymiaru humanistycznego poruszanych zagadnień, odnoszącego się do wpływu, jaki pieniądze wywierają obec- nie na kondycję kultury..

Chociaż patogeneza insulinooporności typu B pozostaje w dużej mierze niesprecyzowana, uważa się, że obecność przeciwciał przeciw receptorowi insulinowemu prowadzi do