Marek Dziewiecki
Stawanie się człowiekiem :
psychopedagogika świętości
Studia nad Rodziną 9/2 (17), 89-112
Π. A R T Y K U Ł Y U Z U P E Ł N I A J Ą C E
Studia nad Rodziną UKSW 2005 R. 9 nr 2(17) ks. M arek D Z IE W IE C K I
STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI
Wstęp
Kościół słusznie nazywany je st M atką, gdyż chroni człowieka od p oczę cia do naturalnej śm ierci i towarzyszy m u w rozw oju we wszystkich fazach życia. R olą K ościoła Chrystusowego nie je st zatem jedynie troska o los człowieka po śmierci, ale też troska o całego człowieka tu i teraz. Tak w ła śnie postępow ał Chrystus, który troszczył się o całego człowieka, począw szy od sfery cielesnej, gdy uzdraw iał i rozm nażał chleb. Jeśli ktoś sądzi, że m ożna żyć w jakikolw iek sposób na tej ziemi, byle „zdążyć” naw rócić się przed śm iercią, to podobny je st do człowieka, który chce być przez całe ży cie chorym, byle tylko odzyskać zdrowie przy końcu życia. Z adaniem K o ścioła je st pom aganie człowiekowi, by trw ał w świętości przez całe życie d o czesne. Kościół w ypełnia to swoje podstaw ow e zadanie poprzez głoszenie Bożej praw dy o człowieku i przyprow adzanie wierzących do Chrystusa, który jest najlepszym Przyjacielem i Wychowawcą.
N iniejsze opracow anie prezen tu je najpierw ewangeliczne rozum ienie świętości, a następnie zagrożenia, jakim podlega człowiek i jakie sprawiają, że d orastanie do świętości nie przychodzi nikom u łatwo. K olejne p ara g ra fy ukazują istotne cele wychowania chrześcijańskiego, czyli wymiary d o ra stania do świętości. O statni p a rag raf opisuje te m etody wychowania chrze ścijańskiego, k tóre pom agają człowiekowi odkryć i zrealizow ać swoje p o w ołanie do świętości.
Powszechne powołanie do świętości
Świętość to najpiękniejsza normalność, jaką może osiągnąć człowiek
Ja k w każdej dziedzinie - rów nież w o d n iesien iu do św iętości istnieją dwie sk rajn e postaw y. B łąd pierw szy to m ylenie św iętości z d o sk o n a ło ścią. Tymczasem człowiek, który dąży do doskonałości, usiłuje być jak Bóg, n a to m ia st człowiek, który dąży do św iętości, p rag n ie naśladow ać
Boga. P rag n ie zatem kochać B oga, sam ego siebie i bliźniego dojrzałą, hero iczn ą m iłością, m im o że przez całe życie doczesne p o z o staje w ja kimś sto p n iu kim ś n iedoskonałym w sferze cielesnej, em ocjonalnej, in te le k tu aln ej, m o raln ej czy społecznej. Św iętość m ylona z p erfekcjonizm em i do sk o n ało ścią p rzeraża, gdyż - słusznie - jaw i się ja k o coś n ieo sią g aln e go dla człow ieka.
B łąd drugi to takie ukazyw anie świętości, k tó ra nikogo nie pociąga ani nie fascynuje, lecz przeciw nie - jaw i się jak o coś negatyw nego i niech cia nego. D la przykładu, k ary k atu raln a wizja św iętości to kojarzenie jej z cierpiętnictw em , pokornym dźw iganiem niezaw inionego krzyża czy za cofaniem . To także p rzek o n an ie, iż święty to jakiś o d lu d ek czy dziwak, człow iek nadstaw iający każdem u policzek do bicia, albo dew ot, który tyl ko n a chwilę w ychodzi z kościoła i to jedynie p o to, by kupić kolejne p o b ożne czasopism o.
Świętość w perspektyw ie biblijnej to najpiękniejsza norm alność, jaką m oże osiągnąć człowiek. Jest to bowiem norm alność o p arta na resp ek to w aniu norm Ewangelii oraz na naśladow aniu Jezusa Chrystusa, który jest ostateczną i osobow ą n orm ą ludzkiego rozwoju. Syn Boży w ludzkiej n a tu rze wszystkim czynił dobrze. O n swoją m ocą, m ądrością i dobrocią p rz e m ieniał tych, których spotykał. Ludzie szlachetni fascynowali się Jego sło w am i i czynami, a ludzie cyniczni i przew rotni w padali w popłoch w Jego obliczu. Świętość Chrystusa nie odstrasza i nie pozostaw ia nas obojętnym i, lecz zdum iew a i pociąga.
Pism o Święte ukazuje Boga, który stworzył m nie z sam ego Siebie. On daje m i całą swoją M iłość, k tó ra je st bezgraniczna i nieodw ołalna. O n d o słownie wychodzi z siebie i staje się człowiekiem, żebym ja stawał się w ięk szym od sam ego siebie, czyli żebym staw ał się podobnym do Niego, gdyż w tedy m ogę stać się najpiękniejszą w ersją sam ego siebie. Kiedy czytamy Ew angelię i obserw ujem y sposób życia Chrystusa, Jego słowa i czyny, Jego więź z Bogiem oraz Jego m iłość do ludzi, w tedy m am y szansę zafascynować się perspektyw ą naszego rozw oju i świętości, czyli Bożymi m arzeniam i na nasz tem at. W swojej niezwykłej wyobraźni m iłości Chrystus powracający do Ojca, nie zostawia nas sierotam i, ale pozostaje z nam i. O n chroni nas do tego stopnia, że pozw ala nam karm ić się w E ucharystii Jego obecnością i Jego miłością, tak ja k niem ow lę karm i się m lekiem kochającej mamy.
C oraz więcej ludzi w naszych czasach m a pow ażne trudności z odkry ciem swojego pow ołania oraz z podjęciem decyzji n a całe życie. Zwykle n aj większy problem tych ludzi nie polega na tym, że tru d n o im odkryć pow oła nie szczegółowe - do m ałżeństw a, kapłaństw a czy życia konsekrow anego - ale na tym, że nie realizują oni podstaw ow ego pow ołania, jakim je st pow o łanie do świętości. Pojawia się pytanie: dlaczego ta k się dzieje?
Dorastanie do świętości nie jest spontaniczne
Człowiek, który nie dostrzega swoich ograniczeń, nigdy ich nie pokona, a ten, kto nie dostrzega swojej wielkości, nie stanie się świętym
Kościół kieruje się antropologią biblijną, czyli realistyczną praw dą 0 człowieku. W łaśnie dlatego Kościół m a świadomość, że d orastanie do świętości nie jest ani łatwe, ani spontaniczne. Sytuację człowieka w życiu doczesnym czytelnie symbolizują dwie opowieści biblijne: historia Józefa, sprzedanego przez braci do E giptu oraz historia syna m arnotraw nego, k tó ry opuszcza kochającego go ojca. Józef, m łody i szlachetny syn Jakuba jest zagrożony z zewnątrz, ze strony swych najbliższych, którzy m u zazdroszczą 1 którzy chcą go skrzywdzić. N iektórzy z nich są naiwni i ulegają nam owom gorszych od siebie. In n i okazują się o k rutni i bezwzględni. N ie zabijają Jó zefa tylko dlatego, że m ogą zarobić pieniądze, sprzedając go do niewoli.
W iele osób, zwłaszcza w śród dzieci i młodzieży, znajduje się obecnie w podobnej sytuacji, gdyż są krzywdzeni przez innych ludzi. Bywają krzyw dzeni przez niedojrzałych czy naiwnie dobrotliwych rodziców. Chodzi tu 0 m ało krytycznych rodziców, którzy ulegają „popraw nem u” politycznie m itow i o wychowaniu bez stresów i wymagań czy o wychowaniu przez brak wychowania. M łodzi bywają zagrożeni przez niekom petentnych nauczycie li, którzy tolerancję stawiają p o n ad m iłość i odpow iedzialność. Dzieci 1 m łodzież coraz częściej są ofiaram i cynicznych dorosłych, którzy chcą n i m i m anipulow ać i prag n ą szybko wzbogacić się ich kosztem . M am y wśród polskich dziewcząt i chłopców w ielu Józefów sprzedanych w niewolę ró żn e go rodzaju uzależnień, w niewolę popędów i agresji, w niew olę toksycznych program ów telewizyjnych i radiowych, w niew olę psychicznie trujących cza sopism i obyczajów.
O pow iedziana przez Jezusa przypow ieść o m ąd rze kochającym ojcu i o jeg o m arnotraw nym synu ukazuje d rugą p raw d ę o człow ieku. H isto ria o d chodzącego syna uśw iadam ia nam fakt, że człow iek zagrożony jest nie tylko z zew nątrz, ale tak że od w ew nątrz. Je st zagrożony przez sa m e go siebie. P o tra fi kierow ać się iluzjam i i fałszywymi w artościam i. P otrafi u tracić wszystko: m iłość, praw dę, zdrow ie, rad o ść życia, nad zieję na przyszłość. P o trafi kierow ać się szukaniem doraźn ej przyjem ności także w tedy, gdy prow adzi to do bolesnych konfliktów i krzywd. Syn m a rn o traw ny nie został oszukany przez złych ludzi. M iał szczęście ro sn ąć u b o ku kochającego go ojca. A le rów nież w takiej sytuacji po zo staje kim ś za grożonym . Po g rzechu pierw orodnym każdy człow iek je st w ew nętrznie
zraniony. Ł atw iej je st m u w ybierać d ro g ę przekleństw a i śm ierci niż d ro gę błogosław ieństw a i życia. Ł atw iej je st czytać te książki czy gazety, k tó re nie staw iają w ym agań niż te, k tó re u k azu ją m iłość i praw dę. Łatwiej je st integrow ać się z ludźm i, którzy są prym ityw ni niż z tymi, którzy są szlachetni. Ł atw iej praktykow ać dem o k rację i to le ra n c ję niż m iłość i praw dę.
P u n k tem wyjścia w w ychow aniu chrześcijańskim je s t całościow e i r e alistyczne sp o jrzen ie na człow ieka, zaw arte w a n tro p o lo g ii biblijnej. P i sm o Św ięte w idzi wszystkie sfery człow ieka (sferę cielesną, in te le k tu a l ną, em ocjonalną, m o raln ą, duchow ą, religijną, społeczną) i p atrzy na niego w sposób realistyczny. C złow iek stw orzony na o b raz B oga i k o ch a ny p rzez B oga nieodw ołalnie je st w ielki, gdyż m oże nauczyć się m ądrze m yśleć, d o jrzale kochać i o dpow iedzialnie decydow ać. Jed n o cześn ie na sk u tek grzechu p ierw o ro d n eg o , grzechów innych ludzi i n a sk u tek w ła snej słabości o raz grzeszności je s t p o ran io n y i zagrożony. W kon sek w en cji p o tra fi krzywdzić nie tylko innych ludzi, ale tak że sam ego siebie. W tej sytuacji nie je s t m ożliw e sp o n tan iczn e d o ra sta n ie do św iętości. Z a d an iem K ościoła je s t ta k a form acja człow ieka, by pom im o zagrożeń ze w nętrznych i w ew nętrznych d o ra sta ł do św iętości. P u n k tem wyjścia ow ocnej form acji je st precyzyjne o k reślen ie celów w ychow ania chrześci jańskiego.
Główne cele wychowania chrześcijańskiego
Chrześcijanin to ktoś, kto na wzór Chrystusa potrafi myśleć, kochać i pracować
Gdy chodzi o podstaw ow e cele wychowania, to wynikają one z faktu, że być dojrzałym , czyli świętym człowiekiem to być kimś świadomym i w ol nym. B rak świadom ości i/lub wolności w oczywisty sposób blokuje rozwój człowieka i prow adzi do kryzysu życia. Tymczasem zarów no świadomość, ja k i wolność nie rozwijają się w sposób spontaniczny. Podlegają rozlicznym zagrożeniom . Człowiek m oże używać swojej zdolności m yślenia w błędny sposób. Aż ta k błędny, że zaczyna myśleć po to, by uciekać od świata fak tów w świat miłych fikcji i subiektywnych przekonań. M oże też w błędny sposób korzystać z wolności. M oże jej używać po to, by czynić to, co łatwe i doraźnie przyjem ne, a nie to, co w artościow e i dojrzałe. W konsekwencji zaczyna używać wolności po to, by krzywdzić siebie i innych, a nie po to, by kochać. W tej sytuacji podstawowym celem wychowania chrześcijańskiego jest praca nad świadom ością i wolnością człowieka, by uczciwie myślał i dojrzale kochał.
Wychowanie umysłu: uczyć myśleć, jak Chrystus
Człowiek może tak błędnie korzystać ze zdolności myślenia, że zaczyna oszukiwać samego siebie
K ształtow anie dojrzałego m yślenia to tru d n e zadanie. Człowiek m a b o wiem tendencję do tego, by używać zdolności m yślenia po to, aby uciekać od świata faktów w świat subiektywnych fikcji i miłych iluzji. Początkiem wychowania do świętości je st podjęcie pracy nad leczeniem m yślenia u w spółczesnego człowieka, gdyż od sposobu myślenia w dużym stopniu za leży sposób postępow ania. Człowiek nie zawsze po trafi postępow ać zgod nie z tym, co zrozum iał, że je st słuszne i dojrzałe. G dy je d n a k jego myślenie 0 samym sobie i o własnym postępow aniu jest błędne, w tedy pozbaw ia się szans, by żyć w sposób dojrzały i święty.
Każdy człowiek m a możliwość posługiw ania się dw om a odm iennym i strategiam i myślenia. Z jednej strony m am y zdolność myślenia logicznego 1 precyzyjnego, k tó re prow adzi do poznania prawdy. Potrafim y obiektyw nie obserwować i analizować rzeczywistość, opisywać fakty, wyciągać p ra widłowe wnioski z określonych doświadczeń. Z drugiej strony potrafim y być bardzo nielogiczni. Potrafim y „myśleć” w sposób magiczny, zaburzony, em ocjonalny, życzeniowy, selektywny („pozytywny”). Czasem „rozum uje my” w sposób wręcz absurdalny. O kazuje się, że m yśleniem pierw szego ty pu, a więc m yśleniem logicznym i precyzyjnym, posługujem y się z reguły wtedy, gdy myślimy o zjawiskach, osobach czy w ydarzeniach, k tó re nie m a ją związku z naszym życiem i postępow aniem . W tedy jesteśm y zwykle obiektywnymi i precyzyjnymi obserw atoram i. Kiedy natom iast myślimy o rzeczach, zjawiskach, sytuacjach czy osobach, k tó re m ają bezpośredni związek z nam i samymi, z naszą sytuacją życiową, a zwłaszcza z naszym p o stępow aniem , wtedy często tracim y logikę i precyzję myślenia, ulegając m y śleniu zaburzonem u, naiw nem u, życzeniowemu.
M anipulow anie własnym m yśleniem i oszukiwanie sam ego siebie nie jest zjawiskiem przypadkowym. Zwykle jego celem je st pró b a uspraw iedli w iania własnych błędów . Kryzys życia prow adzi w tedy do kryzysu myślenia. A kryzys m yślenia m oże przybierać zupełnie chorobliw ie rozm iary, gdyż człowiek posiada całkow itą w ładzę n ad własnym myśleniem: m oże sobie wmówić wszystko to, co z jakiegoś w zględu chce przyjąć za swoją „praw dę”. W oszukiw aniu sam ego siebie nie m a granic. Przykładem drastycznym ta kiej sytuacji są sposoby m yślenia ludzi uzależnionych od alkoholu. Gdyby uznali oni oczywisty fakt, że stracili kontrolę nad alkoholem , to powinni podjąć decyzję o abstynencji do końca życia. Ponieważ trw anie w abstynen cji je st trudne, gdyż wymaga przezwyciężenia m echanizm ów choroby
alko-holowej oraz gruntow nej przem iany życia, więc łatwiej wtedy o dostosow a nie myślenia do błędnego postępow ania. W przypadku alkoholizm u mamy do czynienia z system em iluzji i zaprzeczeń. O znacza to, że alkoholik łudzi się, iż nie m a problem u z alkoholem oraz zaprzecza najbardziej naw et b o lesnym konsekw encjom sięgania p o tę substancję.
N ajgroźniejszą iluzją, jakiej m oże ulec człowiek, je st p rzekonanie, że istnieje łatw e szczęście: bez wysiłku, bez dyscypliny, bez respektow ania obiektywnych w artości, bez praw dy i m iłości, bez przyjaźni z Bogiem , bez kierow ania się Jego przykazaniam i, bez respektow ania w łasnego sum ie nia. Tymczasem gdyby istniało łatw e szczęście, to wszyscy ludzie byliby szczęśliwi. N ie byłoby ani jed n eg o człowieka uzależnionego, chorego psy chicznie, załam anego, przeżyw ającego stany sam obójcze. To bow iem , co je st łatw e (np. zdolność spożywania pokarm ów czy poruszania się), osią gają wszyscy. O biektyw na analiza ludzkiej rzeczywistości prow adzi do oczywistego wniosku, że człow iek stoi w obliczu w yboru m iędzy trudnym szczęściem, a łatwym nieszczęściem . Część ludzi ucieka je d n a k od tej praw dy p o to, by nie staw iać sobie wymagań. W tedy je d n a k w chodzą na drogę kryzysu i cierpienia.
U cieczka od faktów w świat naiwnej subiektywności je st syndrom em n a szej cywilizacji. N aw et niektórzy naukowcy przestali badać obiektywną rze czywistość i zajęli się jedynie subiektywnymi przekonaniam i określonych osób czy grup społecznych. Przykładem w tym względzie są „badania” przy czyn inicjacji alkoholowej u dzieci i młodzieży, z których wynika, że n ielet ni sięgają p o alkohol z ciekawości, dla podkreślenia niezależności czy dla integracji z rówieśnikam i. Tymczasem z takich „b ad ań ” wynika jedynie to, że naukowcy nie odróżniają obiektywnych faktów od subiektywnych d ekla racji nastolatków , przeżywających poważny kryzys! Tacy wychowankowie m ają zaw ężoną i zniekształconą świadom ość siebie, a zwłaszcza motywów w łasnego postępow ania. O ni sam i nie zdają sobie sprawy z tego, że sięgają po alkohol dlatego, że pró b u ją złagodzić ból, który przeżywają, że cierpią, że nie radzą sobie z życiem, że chcą o czymś zapom nieć. Tacy m łodzi p ra gną „popraw ić” sobie nastrój, nie popraw iając w łasnego postępow ania. Su biektywnie są natom iast przekonani o tym, że sięgają p o alkohol, czy inne substancje uzależniające, jedynie z „czystej” ciekawości, albo p o to, by być bardziej akceptow anym i przez rówieśników. N ie wiedzą, że to nie przypa dek, iż ciekawi ich alkohol, a nie np. m atem atyka, geografia, czy poezja. N ie jest też przypadkiem to, że szukają oni akceptacji u rówieśników, k tó rzy sięgają p o alkohol, a nie u tych, którzy są abstynentam i i którzy nie wy rządzają sobie krzywdy.
Co w tej sytuacji m a czynić chrześcijański wychowawca - ksiądz, rodzic, katecheta, nauczyciel? Po pierwsze, pow inien pom agać, by ludzie wierzący
myśleli o sobie w sposób całościowy i realistyczny. Każdy z nas m a sp o n ta niczną tendencję, by widzieć i rozum ieć siebie w sposób naiwny lub zaw ę żony. R ozum ienie całościowe oznacza, że człowiek nie zawęża rozum ienia siebie do niektórych jedynie wymiarów (np. ciało, popędy, em ocje), lecz uw zględnia całość swego człowieczeństwa (sfera fizyczna, psychiczna, m o ralna, duchowa, religijna, społeczna). Z kolei rozum ienie realistyczne oznacza, że człowiek staje się coraz bardziej świadomy tego, że je st kimś za grożonym własnymi słabościam i oraz negatywnymi naciskam i zew nętrzny mi. Poczucie realizm u sprawia, że taki człowiek zdaje sobie spraw ę z tego, iż potrzebuje wsparcia ze strony ludzi i Boga, potrzebuje dyscypliny, czuj ności, dojrzałej hierarchii wartości.
D rugi istotny cel form acji praw ego myślenia, to pom aganie człowieko wi, by rozum iał, że nie m oże odłączyć swoich zachowań od ich naturalnych konsekwencji. Jeśli nie chce być alkoholikiem , to w w ieku rozwojowym nie pow inien sięgać po piwo czy inne napoje alkoholowe, a jak o dorosły nie p o w inien tych substancji nadużywać. Jeśli nie chce być chorym na A ID S, to pow inien uczyć się życia w czystości i wierności m ałżeńskiej. Jeśli nie chce cierpieć, to nie pow inien czynić niczego, co wyrządza krzywdę je m u sam e m u lub innym ludziom . Jeśli chce być szczęśliwym, to pow inien kierow ać się m iłością i praw dą, respektow ać norm y m o raln e i dorastać do świętości. W przeciwnym przypadku nikt i nic nie uchroni go od kryzysu oraz od cier pienia - naw et substancje chem iczne.
W zorem w form ow aniu praw ego myślenia je st Chrystus. O n stanowczo dem askuje przew rotność i naiw ność człowieka. K om entując postaw ę fary zeuszy, stwierdza: „Przyszedł Jan nie jad ł ani nie pił, a oni mówią: Zły duch go opętał. Przyszedł Syn Człowieczy je i pije, a oni m ówią O to żarłok i p i jak, przyjaciel celników i grzeszników. A je d n a k m ądrość uspraw iedliw iona jest przez swoje czyny” (M t 11,18-19). Jezus ukazuje fakt, że kryzys p o stę pow ania prow adzi do kryzysu myślenia: „Słuchać będziecie, a nie zrozu m iecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stw ardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zam knęli, żeby oczyma nie widzieli ani uszam i nie słyszeli, ani swym sercem nie rozum ieli: i nie nawrócili się” (M t 13,14 15). Jezus wykazuje w ten sposób, że sposób m yślenia o rzeczach zależy głównie od inteligencji, wiedzy i wykształcenia, natom iast sposób myślenia o człowieku zależy głównie od sposobu postępow ania. Gdy faryzeusze za rzucają M u to, że wyrzuca złe duchy m ocą B elzebuba, w tedy Jezus d em a skuje w ew nętrzną sprzeczność ich rozum ow ania (por. Ł k 11,14-20). Uczy obserw acji życia i wyciągania wniosków (por. M t 13,8-52). Wykazuje, że ludziom łatwiej je st rozum ieć świat rzeczy i przewidywać zjawiska przyrod nicze, niż rozum ieć w łasną tajem nicę i przewidywać konsekw encje w łasne go postępow ania (por. Ł k 7,31-35). Stosuje dram ę (por. J 8,1-11).
Prowo-kuje burzę mózgów (M t 18,12-14). O pow iada dydaktyczne historie i przy powieści (por. M k 4,1-33), dem askuje cynizm współrozmówców: „Czem u m nie wystawiacie n a próbę, obłudnicy? Gdy to usłyszeli, zmieszali się i zo stawiwszy Go, odeszli” (M t 22,18-22).
Chrześcijańskie wychowanie to form ow anie praw ego myślenia, czyli p o m aganie człowiekowi, by przyjm ował od Chrystusa praw dę, która wyzwala. K to myśli na podobieństw o Chrystusa, ten osiąga dojrzałość nie tylko w sfe rze intelektualnej, ale również w sferze m oralnej i duchowej. M oralność to bowiem inteligencja, dzięki której odróżniam y te zachow ania, k tó re p ro w adzą nas do rozwoju i świętości, od tych zachowań, przez któ re wyrządza my krzywdę sobie lub drugiem u człowiekowi. Również duchow ość wymaga dojrzałości w myśleniu, gdyż punktem wyjścia duchow ości je st zdolność człowieka do zrozum ienia sam ego siebie, czyli znalezienia odpow iedzi na najważniejsze pytania: od czego lub od Kogo pochodzę? D o czego lub do Kogo zm ierzam ? W oparciu o jakie więzi i w artości m ogę zrealizow ać cel m ojego życia?
Wychowanie wolności: uczyć kochać jak Chrystus
Akceptować to mówić: bądź sobą! Kochać to mówić: stawaj się większym od samego siebie!
Praw e m yślenie nie wystarczy do tego, by człowiek m ądrze kierow ał swo im życiem i by nie był tchórzem w obec praw dy o sobie. K onieczne je st ta k że to, by nauczył się kochać. Zycie poza m iłością sprawia, że człowiek nie m a siły ani motywacji do tego, by żyć praw dą, k tórą odkrył i zrozum iał. D o rastanie do m iłości nie je st procesem spontanicznym ani łatwym. M iłość jest najtrudniejszym ze wszystkich sposobów korzystania z wolności. Stawia największe wym agania. Z tego w zględu uczenie się dojrzałej m iłości nie m oże nastąpić bez świadom ego wysiłku.
D orastanie do m iłości obejm uje fazy, k tóre pow inni dokładnie znać i ro zum ieć rodzice, księża i inni wychowawcy. Faza pierwsza to więź em ocjo nalna dziecka z rodzicam i. Im bardziej rodzice kochają siebie nawzajem i z im większą m iłością przyjm ują dziecko, tym bezpieczniej czuje się ono z nimi, tym łatwiej uwierzy w m iłość i tym łatwiej będzie uczyć się miłości.
Faza druga to zakochanie, k tó re oznacza intensywne zauroczenie em o cjonalne drugą osobą. Początkom zakochania towarzyszą intensywne i r a dosne przeżycia. O to on czy ona czują się coraz lepiej w obecności tej d ru giej osoby. Chcą o tej drugiej osobie coraz więcej wiedzieć i prag n ą z nią co raz dłużej przebywać. Gdy zakochanie osiąga szczyt zauroczenia em ocjo nalnego, wtedy osoba zakochana czuje się ogrom nie szczęśliwa. Z czasem
je d n a k zakochanie odsłania inne, bolesne oblicze, k tóre rzadziej ukazywa ne jest n a ekranach kin czy w czasopism ach dla młodzieży. Z akochani p rz e żywają nieporozum ienia i rozczarow ania. Pojawiają się w zajem ne p re te n sje i em ocjonalne zranienia. Z akochany m a coraz większą świadom ość te go, że ta druga osoba wcale nie je st ideałem i doskonałością. C oraz częst sze są w tedy sprzeczki, łzy i myśli o rozstaniu. Zaczyna niepokoić zazdrość, k tóra jest typowym elem entem tej fazy zakochania. Z azdrość ta bywa b o le sna. W te n sposób odsłania się analogia między zakochaniem a przywiąza niem dziecka wobec rodziców. O no także chce m ieć swoich rodziców tylko dla siebie i staje się zazdrosne o każde ich słowo czy gest skierowany do ko gokolwiek innego.
Pod wpływem towarzyszącego zazdrości cierpienia, zakochany uśw iada m ia sobie stopniow o, że nie m oże w tym stanie pozostać do końca życia. W ten sposób zakochanie staje się drugą, o b o k więzi dziecka z rodzicami, w ażną lekcją życia. M łody człowiek odkrywa, że pomylił się sądząc, iż jest już całkiem dorosły i niezależny. Jego rosnąca niezależność em ocjonalna od rodziców okazała się pokonaniem pew nego etap u zależności, a nie osią gnięciem całkowitej niezależności. C ierpienie, którego doznał w drugiej fa zie zakochania, pozwala m u odkryć tę praw dę, że więzi o p a rte na zaurocze niu i na zaspakajaniu potrzeb em ocjonalnych, nie przyniosą m u nigdy szczęścia, że takie więzi b ęd ą go ciągle na nowo niepokoiły i utrudniały d o rastanie do miłości. Przeżycie zakochania pozw ala na wyciągnięcie w nio sku, że człowiek tęskni za miłością, k tóra je st czymś więcej niż uczuciem czy fascynacją em ocjonalną.
Z adaniem rodziców i wychowawców je st cierpliwe i ko m p eten tn e tow a rzyszenie m łodym w okresie zakochania. N ajpierw trzeba pom agać dzie ciom i młodzieży, by szukali kontaktów z wartościowymi rówieśnikam i i grupam i formacyjnymi, gdyż inaczej grozi im em ocjonalne związanie się z takim i ludźmi, którzy krzywdzą i m anipulują. A w ted y zakochanie nie jest drogą do miłości, lecz do krzywd i grzechów, np. n a skutek inicjacji alkoho lowej, narkotykowej czy seksualnej.
Kolejnym zadaniem wychowawców jest wyjaśnianie istoty dojrzałej m i łości, do której pow inno prow adzić roztropnie przeżywane zakochanie. Ist nieje wiele błędnych przekonań na tem at istoty miłości. Należy zatem wy jaśniać, że m iłość to nie współżycie seksualne (współżycie w oderw aniu od m iłości m oże być w ręcz przestępstw em ), ani nie uczucie, bo uczucia są zm ienne i nie m ożna ich ślubować, a m iłość jest trw ała i w ierna. Zwykle m am y do czynienia z podwójnym błędem : z redukow aniem m iłości do uczuć oraz z redukow aniem bogactw a uczuć towarzyszących m iłości do przyjem nych jedynie stanów em ocjonalnych. Praw dą jest, że m iłości zawsze towarzyszą uczucia. N ie oznacza to jednak, że m iłość jest uczuciem , ani że
wiąże się jedynie z przyjem nym i przeżyciami. Gdy kochamy, wtedy przeży wamy bardzo ró żnorodne uczucia i emocje: od radości, entuzjazm u, satys fakcji i poczucia bezpieczeństw a aż do lęku, rozgoryczenia, gniewu i p rz e rażenia. N asze przeżycia są bowiem term o m etrem tego, co dzieje się w nas i w naszym kontakcie z innym i ludźmi. A poniew aż z nam i samymi i z inny m i ludźmi, których kochamy, dzieją się różne rzeczy, toteż em ocje towarzy szące m iłości są różnorodne. W yobraźmy sobie sytuację rodziców, których dorastający syn czy córka p o p ad a w narkom anię. Kochający rodzice będą w tedy przeżywali dram atyczny niepokój, żal, lęk, gniew, rozczarow anie i wiele innych bolesnych uczuć w łaśnie dlatego, że kochają.
Trzeba też wyjaśniać, że m iłość to nie to sam o, co akceptacja. A k cep ta cja oznacza, że kieruję do ciebie przesłanie: bądź sobą! Tego typu przesła nie je st skrajną naiwnością w obec ludzi w kryzysie. B lokuje także rozwój tych, którzy już są dojrzali, ale przecież pow inni nadal się rozwijać. Tylko w odniesieniu do Boga m iłość je st tożsam a z akceptacją. N atom iast w o d niesieniu do człowieka akceptacja pow inna oznaczać uznanie praw dy o ak tualnej sytuacji i postaw ie danej osoby, ale nie pow inna oznaczać, że ta oso ba m a zatrzym ać się w obecnej fazie rozwoju. Ten, kto kocha, wie, że rozwój człowieka nie m a granic i dlatego mówi do siebie i do innych: stawaj się kimś większym od sam ego siebie, kimś większym niż jesteś tu i teraz!
Skoro m iłość je st czymś więcej niż tylko uczuciem czy akceptacją, to p o jawia się pytanie o to, co stanow i istotę dojrzałej miłości. O tóż m iłość jest decyzją. K ochać to znaczy podjąć decyzję, by troszczyć się o rozwój drugie go człowieka. K ochać to ta k być obecnym w życiu drugiego człowieka, by łatwiej m u było stawać się najpiękniejszą wersją sam ego siebie. K ochać to pom agać rosnąć. Także wtedy, gdy pom oc ta wiąże się z niepokojem , ze sta w ianiem twardych wymagań, z bolesnym i przeżyciami. M iłość w swej isto cie jest troską o los drugiego człowieka, a nie szukaniem dobrego nastroju. Przeżywanie przyjem nego nastroju towarzyszy zakochaniu, natom iast ow o cem dojrzałej m iłości je st trw ała radość, k tóra nie opuszcza nas naw et w te dy, gdy ponosim y cenę za kochanie niedoskonałych przecież ludzi.
Stw ierdzenie, że m iłość to decyzja, by troszczyć się o rozwój danego człowieka oraz działanie wynikające z tej decyzji, dobrze opisuje istotę m i łości. Czyni to je d n a k w sposób ogólny, a przez to dopuszcza możliwość n ie p orozum ień czy błędnych interpretacji. U czenie się dojrzałej m iłości wy m aga uśw iadom ienia sobie tego, w jaki konkretnie sposób tę miłość, która jest troską o człowieka, należy realizow ać w praktyce. O tóż m iłość bliźnie go wyraża się poprzez określone słowa i czyny. Kochać, to w taki sposób i na takie tem aty rozm aw iać z drugim człowiekiem oraz tak w obec niego p o stę pować, by to służyło jego rozwojowi, by w prow adzało go w świat dobra, praw dy i piękna. M iłość wyraża się poprzez wysiłek i aktywność, poprzez
sposób postępow ania. M iłość je st więc widzialna! W praw dzie rodzi się ona we w nętrzu człowieka, w tajem nicy jego serca i jego ducha, lecz prow adzi do słów i czynów, które są widzialne z zewnątrz, k tóre m ożna sfilmować i sfotografować. Prawdziwa m iłość - na podobieństw o m iłości Chrystusa - jest m iłością w cieloną w obecność, pracow itość i czułość.
Jeśli m iłość ogranicza się jedynie do duchowych pragnień czy em ocjo nalnych poruszeń, to tak a m iłość nikogo nie przem ieni, nikom u nie doda siły i odwagi, by iść w dobrym kierunku, by nie u stać w drodze. N ajbardziej wymownym przejaw em m iłości widzialnej i wcielonej, na jak ą po trafi zdo być się człowiek n a tej ziemi, je st m iłość m acierzyńska, w której kobieta- -m atka ofiaruje dziecku kaw ałek w łasnego ciała i część swojej krwi, aby p o dzielić się z nim życiem i m iłością. Później dzień po dniu ofiaruje resztę cia ła i krwi, siły, zdrowie i czas po to, by jej dziecko czuło się kochane i by m o gło się rozwijać.
M iłość oznacza zatem troskę o dobro drugiego człowieka, wyrażaną w sposób widzialny, wcielony w k o nkretne słowa i czyny. N ie każde jed n ak słowo i nie każde działanie je st wyrazem miłości. M iłość to słowa i czyny dostosow ane do zachow ania drugiej osoby. M iłość to nie jakiegokolw iek działanie na rzecz drugiego człowieka, lecz jedynie takie, k tó re służy jego rozwojowi. Każdy człowiek jest niepow tarzalny i postępuje w odm ienny sposób. Z tego w zględu ta sam a m iłość pow inna wyrażać się poprzez inne słowa i czyny w odniesieniu do poszczególnych ludzi. Z a pom ocą innych słów i czynów wyrażamy m iłość w obec dziecka niż w obec dorosłego. In a czej postępujem y w obec ludzi dojrzałych i uczciwych, a inaczej w obec zabu rzonych czy przew rotnych. Inaczej w obec wrażliwych i stawiających sobie wymagania, a inaczej w obec egoistów czy uciekających od praw dy o sobie. Obow iązuje tu zasada: To, czy kocham ciebie, zależy o de m nie i od mojej dojrzałości, ale to, w jaki sposób wyrażam miłość, zależy od Ciebie i od tw o jego postępow ania. D ojrzała m iłość nie m a zatem nic wspólnego z naiw no ścią i dlatego kieruje się jeszcze je d n ą w ażną zasadą: To, że kocham ciebie, nie daje ci praw a, byś m nie krzywdził. Z asady te potw ierdza Chrystus, k tó ry w różny sposób wyrażał swoją m iłość w zależności od sposobu p o stęp o w ania poszczególnych ludzi. Tych, którzy byli dobrej woli, uzdraw iał, ro z grzeszał, przytulał, stawiał za wzór, bronił przed krzywdą. N atom iast tych, którzy byli cyniczni i zatw ardziali w złu, upom inał, wzywał do naw rócenia, a naw et odw racał się od nich i odchodził. Tylko takie tw arde słowa i zacho w ania Jezusa stwarzały tym ludziom szansę na refleksję i naw rócenie.
Z powyższych analiz wynika, że m iłość wymaga poznania drugiej osoby. Tylko Bóg m oże kochać wszystkich ludzi, gdyż tylko O n wie, co kryje się w sercu każdego. N atom iast człowiek uczy się kochać za pom ocą dobrze d o branych słów i czynów tylko tych, których osobiście poznaje i rzeczywiście
ro-zumie. Tylko wtedy bowiem m a szansę odkryć i zrozumieć, poprzez jakie sło wa i jakie czyny m oże najskuteczniej troszczyć się o rozwój tych ludzi. Wobec tych, których jeszcze nie zna, m oże m ieć jedynie dobrą wolę i gotowość, by ich pokochać w m iarę jak będzie ich poznawał. Z tego względu m iłość wyma ga um iejętności empatycznego wsłuchiwania się w świat myśli i przeżyć d ru giego człowieka. Słuchanie em patyczne to „wejście” do w nętrza drugiego człowieka, to wczucie się w jego subiektywny świat myśli i przeżyć. To po p a trzenie na świat z perspektywy drugiej osoby, z perspektywy jej historii, jej wychowania, jej osobowości, jej potrzeb i obecnej sytuacji. E m patia nie ozna cza jednak utożsam iania się z drugim człowiekiem, gdyż wtedy byłbym jedy nie lustrem , a nie przyjacielem. Także w aspekcie em patii absolutnym ide ałem jest Chrystus. Szczytem em patii jest bowiem Boże N arodzenie, bo ono oznacza, że Bóg aż tak bardzo wczuwa się w człowieka, że staje się jednym z nas, pozostając sobą - we wszystkim podobny do nas oprócz grzechu.
D orastanie do miłości w obec drugiego człowieka wymaga zatem nie tyl ko wczucia się w jego subiektywny świat myśli i przeżyć, ale również rozu m ienia jego obiektywnej sytuacji. Jest to tym ważniejsze, im bardziej niedoj rzały jest drugi człowiek, bo wtedy on sam nie rozum ie własnej sytuacji i m o tywów swego postępow ania. Z natury rzeczy w takiej sytuacji są wszystkie dzieci. Często nie rozum ieją one tego, co jest dla nich dobre ani nie zdają so bie sprawy z tego, co im szkodzi. Pragną zwykle tego, co łatwiejsze, a nie te go, co wartościowsze. Rodzice nie kochaliby dojrzale swoich dzieci, gdyby tylko wczuwali się w ich subiektywne przeżycia czy pragnienia i bezkrytycz nie starali się je zaspokoić. Tak „kochane” dzieci jadłyby tylko czekoladę i patrzyły na telewizję. Innym przykładem w tym względzie jest sytuacja al koholika. D o natury choroby alkoholowej należy zaprzeczanie, że jest się uzależnionym . Gdy ktoś wczuwa się w subiektywne sposoby m yślenia i p rze żywania osoby uzależnionej, lecz nie rozum ie jej obiektywnej sytuacji, w te dy nie m oże kochać dojrzale. Będzie bowiem poddaw ał się m anipulacji ze strony chorego i wbrew swej woli przyczyni się do pogorszenia jego sytuacji.
Jedynie w obec ludzi wyjątkowo dojrzałych m iłość m oże oznaczać pełne respektow anie ich przeżyć, pragnień czy przekonań. A le je st to hipotetycz na sytuacja, gdyż w praktyce m ożem y tylko przybliżać się do takiej dojrza łości, lecz nigdy nie osiągam y jej p ełn i w życiu doczesnym. Z tego pow odu dojrzała m iłość wymaga tego, by przynajm niej czasam i w taki sposób ro z m awiać z drugim człowiekiem i tak w obec niego postępow ać, że nie o d p o w iada to jego oczekiwaniom , a naw et pow oduje jego protesty czy bunt. M i łość nie m oże unikać praw dy ani staw iania wymagań. To w łaśnie dlatego m iłość staje się często znakiem sprzeciwu. Troska o dobro drugiego czło w ieka pow inna być zawsze ważniejsza niż dobry nastrój czy unikanie przy krych, ale koniecznych konfrontacji. K ochać to troszczyć się o dobro
dru-[13] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 101 giego człowieka także wtedy, gdy on sam nie rozum ie naszej m iłości i gdy czyni wszystko, by nas do siebie zniechęcić.
W taki w łaśnie sposób kochał Chrystus tych, których spotykał i takiej m iłości uczy nas w przypowieści o m arnotraw nym synu (por. Ł k 15,11-32). O jciec z przypowieści nie p o p ełn ia żadnego z błędów typowych dla rodzi ców tej ziemi. O n naw et w dram atycznych okolicznościach p o trafi kochać w sposób dojrzały, czyli dostosow any do pow stałej sytuacji. N ie odrzuca i nie p rzekreśla syna. D om i ram iona ojca pozostają dla błądzącego ciągle otw arte. A le też ojciec nie p ró b u je chronić syna p rzed cierpieniem , które błądzący sprow adza na siebie własnym postępow aniem . Ojciec je st b o g a tym człowiekiem . M ógłby posyłać służących, by opiekow ali się synem i nie pozwolili, by cierpiał głód. Jed n a k ojciec doskonale wie, że ta k postępując nie kochałby syna dojrzale i nie pom ógłby m u w naw róceniu. Syn zachowa szansę na ocalenie tylko wtedy, gdy będzie cierpiał! C ierpienie, k tó re przy chodzi jak o konsekw encja błędów , jak o konsekw encja pom ieszania dobra i zła, je st dobrodziejstw em , bo otw iera błądzącem u oczy. Pozwala p rzej rzeć. Uczy o d różniania d obra od zła. M ądrze kochający ojciec o tym wie, a syn w ykorzystuje szansę, jak ą je st cierpienie i zaczyna się zastanawiać. U św iadam ia sobie, że pom ylił się i że u ojca było m u lepiej. Pod wpływem cierpienia syn m arnotraw ny przem ienia się w pow racającego syna. W raca już nie dlatego, że je st głodny (wtedy zdecydowałby się raczej n a kradzież niż na pow rót) ale dlatego, iż zrozum iał, że lepiej być choćby sługą u k o chającego ojca niż niew olnikiem tego św iata czy własnych słabości. Pow ra cający syn odzyskuje wszystko: m iłość i praw dę. O d tąd nie w ątpi już, że oj ciec go kocha, ani nie łudzi się, że m oże być szczęśliwym bez ojca czy w brew ojcu.
Z adaniem chrześcijańskich wychowawców jest uczenie takiej właśnie miłości: nieodw ołalnej, ofiarnej i cierpliwej, a jednocześnie m ądrej, kom peten tn ej i stanowczej, czyli dostosow anej do sytuacji i zachow ania osoby, k tórą kocham . Tylko dojrzała m iłość - na w zór m iłości Chrystusa - może sprawić, że kochany przeze m nie człowiek uczy się kochać i że d o rasta do świętości. W duchu Ew angelii wychowujemy jedynie tych, których uczymy kochać i fascynujemy perspektyw ą świętości.
Wychowanie wolności: uczyć pracować jak Chrystus
Najważniejszym przejawem pracowitości jest formowanie w sobie szlachetnego charakteru
Uczyć myśleć i kochać na w zór Chrystusa to podstaw ow e przejawy świę tości, a przez to podstaw ow e cele wychowania chrześcijańskiego.
Pracowi-tość jako trzeci cel wychowania to konsekw encja d orastania w m ądrości i miłości. Człowiek dojrzały zdaje sobie bowiem spraw ę z tego, że m ądrość i m iłość wyraża się n a co dzień w ofiarnej pracow itości. N iestety obecnie coraz więcej - zwłaszcza m łodych ludzi - próbuje odrywać m ądrość i miłość od pracow itości i dlatego konieczne jest bardziej konsekw entne niż dotąd ukazywanie w wychowaniu chrześcijańskim tego wym iaru świętości, jakim jest solidna pracowitość.
N ie m a m iłości bez wysiłku i dyscypliny. Z arów no miłość w obec sam ego siebie (troska o własny rozwój), ja k i m iłość w obec innych (troska o ich ro z wój) wymaga działania i systematycznej pracy. M iłość bez pracow itości jest iluzją. Polecenie, by człowiek solidnie pracow ał, znajdujem y na samym p o czątku Biblii. Księga Rodzaju konkretyzuje to polecenie w nakazie Stwórcy, byśmy czynili sobie ziem ię po d d an ą (por. R dz 1,28). Polecenie pracow ito ści wiąże się bezpośrednio z poleceniem miłości, gdyż człowiek leniwy nie p o trafi kochać.
Potw ierdzeniem m iłości nie są sym patyczne nastroje czy rom antyczne w estchnienia, ale solidne wykonywanie codziennych obowiązków. D la przykładu, narzeczony kocha w ybrankę swojego serca bardziej przez to, że się solidnie uczy i pracuje, niż przez to, że myśli o niej z rozrzew nieniem , siedząc w wygodnym fotelu. K to nie pracuje solidnie, ten nie je st w stanie zapewnić dobrej przyszłości ani sobie, ani tym, których chciałby kochać. Pracow itość jest nie tylko wyrazem m iłości do innych ludzi, ale też do sam e go siebie. Aktywność i wysiłek je st nie tylko sposobem na czynienie sobie ziemi poddanej. Jest także nieodzownym w arunkiem osobistego rozwoju i doskonalenia siebie. Pracow ite zaangażow anie um ożliwia nie tylko zdo bycie wykształcenia i zaw odu oraz podjęcie pracy zarobkow ej, lecz je st rów nież w arunkiem ukształtow ania w sobie dojrzałych cech charakteru. Tylko człowiek pracowity m oże przezwyciężyć lenistwo i budow ać harm onijne więzi z innymi ludźmi. To w łaśnie dlatego niezwykle groźna okazuje się bezczynność i bezrobocie. Taki stan kończy się często poważnym kryzysem życia oraz p opadaniem w uzależnienia.
Pracow itość wiąże się z m iłością nie tylko w tym znaczeniu, że je st p o tw ierdzeniem miłości, ale też w tym znaczeniu, że bez m iłości pracow itość staje się nieludzka i staje się nieznośnym ciężarem . Ci, którzy m ało kocha ją, m ało też pracują. Ci, którzy starają się pracow ać m im o tego, że nikogo nie kochają, czynią to w tedy z błędnych motywów (np. z chęci zrobienia k a riery czy zdobycia pieniędzy) i nie rozwijają się, lecz popadają w uzależnie nie od pracy (pracoholizm ) oraz w problem y zdrow otne.
W ychowanie do św iętości to zatem nie tylko w prow adzanie w świat m ądrości i m iłości, ale to także ukazyw anie sensu ludzkiej pracy oraz uczenie radosnego zaangażow ania. Człow iek dojrzały rozum ie, że
praco-[15] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 103 w itość to nie b o lesn a konieczność, ale d a r z sam ego siebie i sposób bycia dla innych. To w łączanie się w B oże dzieło stw orzenia i zbaw ienia. Wy chow anie to tw orzenie e to su pracy w życiu osobistym , w rodzinie, w p r a cy zaw odow ej, w K ościele i w społeczeństw ie. W zorem je st Chrystus, k tó ry w czasie swojej publicznej działalności swój czas i swoje siły - od rana do w ieczora - ofiarow ał tym, których spotykał. Rów nież w form ow aniu pracow itości obow iązuje zasada: „być” p rz ed „m ieć”, k tó ra w tym k o n tekście oznacza: „być” p rzed „działać”. Święty to ktoś, kto je st kimś bo g a tym w m iłość i szlachetność, i kto przez pracow itość wyraża te n swój sp o sób istnienia. Taki człow iek rozum ie, że najw ażniejszym w ym iarem p r a cow itości je st form ow anie w sobie człow ieczeństw a na podobieństw o człow ieczeństw a Jezusa C hrystusa.
Metody wychowania chrześcijańskiego
Dzieci wierzą, że szklanki same się tłuką, a rodzice wierzą, że dzieci same się rozwijają
W jak i sposób Kościół - p oprzez rodziców, księży, osoby konsekrow a ne, katechetów , nauczycieli i innych wychowawców - m oże pom óc czło wiekowi, by m ądrze myślał, dojrzale kochał oraz solidnie pracow ał? Także tutaj - p o d o b n ie ja k w odniesieniu do celów wychowania - obow iązuje kryterium integralności i realizm u. In tegralność oznacza korzystanie z różnego rodzaju m eto d , a realizm oznacza, że m etody te pow inny wyni kać z rzeczywistych m ożliwości i ograniczeń wychowanka. W oparciu o p o wyższe kryterium m ożna przyjąć, że podstaw ow e m etody wychowania chrześcijańskiego to: świadectwo życia wychowawcy, pozytywne m otyw o w anie w ychowanka do rozwoju, odpow iedni d o b ó r języka i argum entów w kom unikacji wychowawczej, dem askow anie typowych zagrożeń w ro z woju, staw ianie wychowankowi koniecznych wym agań, a także egzekw o w anie naturalnych konsekw encji jego błędnych zachow ań i wychowawcze wykorzystywanie cierpienia.
Świadectwo życia wychowawcy
Wychowawca to ktoś, kto osiąga sukcesy w wychowaniu samego siebie
Pierw szą i najw ażniejszą m e to d ą w ychow ania w pedagogice chrześci jańskiej je st osobiste, pozytyw ne oddziaływ anie wychowawcy n a
drugie-go człow ieka. K ształtow anie dojrzałej osobow ości je s t m ożliw e jedynie przez sp o tk an ia wychowawcze i m ocą tych sp o tk ań . Bóg przyszedł do człow ieka p o to, aby d ać m u coś więcej niż tylko p ro g ram wychowawczy. Przyszedł p o to, aby oddziaływ ać na człow ieka w łasną obecnością i w ła snym przykładem . W początkow ej fazie rozw oju najw ażniejszym i w ycho w aw cam i są rodzice, a później tak że inni wychowawcy: k ap łan i, nauczy ciele, k atecheci, grupy form acyjne. M ą d ra i przyjazna obecność w ycho wawców o raz ich rad o sn e św iadectw o dążen ia do św iętości je s t tą m e to d ą w ychow ania, k tó ra najskuteczniej m otyw uje w ychow anka do wysiłku i rozw oju.
Być wychowawcą to coś znacznie więcej niż daw ać dobry przykład. Wy chowawca chrześcijański to ktoś, kto osiąga sukcesy w wychow aniu sam e go siebie. To ktoś św iadom y tego, że człow ieka wychowuje nie tyle p r o gram , co raczej drugi człowiek. Pierw si uczniow ie poszli za Jezusem d la tego, że O n fascynował ich swoją osobą, a nie dlatego, że byli zafascyno w ani Jego nauką, bo - zajęci p ra c ą rybaków - naw et tej n au k i jeszcze w te dy nie słyszeli. D ojrzały wychowawca to ktoś, k to je st nie tylko d ro g o w skazem , który precyzyjnie i stanow czo w skazuje św iętość ja k o cel ro z woju, ale to rów nież ktoś, kto pierw szy zm ierza do celu, który wskazuje innym ludziom . W iększość wychowawców - księży, rodziców czy k a te c h e tów - przekazuje w ychow ankom zwykle p o d o b n e treści, ale reakcja wy chow anków bywa ró żn a - od zachw ytu do odrzu cen ia słyszanych treści. Postaw a wychowanków zależy bow iem nie tyle od przekazyw anej im tr e ści, ile raczej od osoby, k tó ra tę treść przekazuje oraz od relacji, jak ą tw o rzy z wychowankam i.
Isto tn ą cechą d o jrzałeg o wychowawcy je s t u m ie jętn o ść w słuchiw ania się w przeżycia i p rze k o n an ia , nad zieje i obawy swoich wychowanków. W ysłuchanym m oże być tylko ktoś, k to sam p o tra fi uw ażnie i z m iłością słuchać. W ychowawca pow inien m ieć odw agę o raz o d p o w ied n ie k o m p e tencje, dzięki którym w czasie katechez, rekolekcji czy innych sp o tk ań form acyjnych skutecznie zachęca w ychow anków do staw iania py tań i p o dejm uje z nim i p o g łę b io n ą dyskusję. D ojrzały wychowawca p o tra fi d o b ie ra ć ta k ą tem aty k ę rozm ów , k tó ra rzeczywiście o d n o si się do sytuacji odbiorców o raz po słu g u je się ta k trafnym i arg u m en tam i, k tó re rzeczywi ście p rzek o n u ją słuchaczy. Czytelnym w zorem w tym w zględzie je st Jan Paw eł II, który p o tra fił w słuchiw ać się z uw agą i m iłością w p o trzeb y i r e akcje swoich słuchaczy. W łaśnie d lateg o często zm ieniał on treść swoich w ystąpień o raz im prow izow ał p o to, by lepiej tra fia ć do um ysłu i serca odbiorcy.
C echą dojrzałego wychowawcy je st to, że kieruje się ewangeliczną m e n talnością zwycięzcy. O znacza to, że sam em u sobie i innym ludziom
propo-[17] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 105 nuje wyłącznie optym alną drogę życia, czyli świętość. D rogi średnie i byle jakie wychowankowie potrafią znaleźć sami. D ojrzałego wychowawcę dzie ci, m łodzież i dorośli nie pytają jedynie o to, jakiego zła unikać, ale również 0 to, co dobrego w arto czynić.
O prócz m entalności zwycięzcy, dojrzały wychowawca wie, że nie pow i nien stosować „dyskryminacji” w duszpasterstw ie, k tóra przejaw ia się w tym, że ksiądz, k atech eta czy nauczyciel skupia się niem al wyłącznie na trosce o ludzi poranionych, krzywdzonych czy zagubionych. Tymczasem wychowawczej pom ocy i w sparcia potrzebują wszyscy, a zatem także ludzie silni i dojrzali, którzy już są n a drodze do świętości. Z tego w zględu szcze gólnie cenny w kład w pracę wychowawczą Kościoła wnoszą ci księża i inni wychowawcy, którzy nie tylko w spierają ludzi szukających pom ocy, ale k tó rzy po trafią um acniać mocnych p o to, by wypływali oni n a głębię chrześci jaństw a i dorastali do coraz większej świętości. Tacy bowiem ludzie nie tyl ko realizują w łasne pow ołanie, ale w pozytywny sposób oddziałują na całe środowisko, w którym żyją.
Motywacja pozytywna
Wychowanie to fascynowanie perspektywą życia w miłości i świętości
N ajw spanialszy naw et wychowawca nie je st w stanie przem ieniać wszystkich wychowanków swoją osobą i swoim d o rastan iem do świętości. Realizm wychowawczy wymaga stosow ania rów nież innych form o d d zia ływania na wychow anka. Pierw szą z m eto d szczegółowych w wychowaniu chrześcijańskim je st posługiw anie się m otyw acją pozytyw ną, czyli p o m a ganie wychowankowi, by odkrył, że propozycje wychowawcze są dla niego zyskiem i d rogą rozw oju oraz trw ałego szczęścia. W ten sposób wycho wankow i łatwiej wyzwolić się z p rzek o n an ia, że w łączenie się w pro ces wy chow ania oznacza rezygnację z w olności czy z w łasnych m arzeń, p r a gnień, ideałów i aspiracji.
P row adzenie ku św iętości nie je s t skuteczne, jeśli o p ie ra się na m ora- lizow aniu, nakazyw aniu i zakazyw aniu, n a straszeniu, k o n tro lo w an iu czy przym uszaniu. G dy C hrystus uczy swoich uczniów m yśleć ja k O n, i k o chać ja k O n, to w yjaśnia, że celem Jego działalności je s t niesien ie r a d o ści. C hrystus zap rasza uczniów do n aśladow ania swoich słów i czynów nie p o to, by ich krzyż był cięższy, ale p o to, by Jego rad o ść w nich była 1 by ich rad o ść była p ełn a. Skuteczną m e to d ą wychowawczą je s t zatem fascynow anie człow ieka perspektyw ą życia w m iłości, św iętości i trw ałej radości.
Język i argumenty w wychowaniu
Chrystus mówił w sposób tak prosty, że rozumieli Go analfabeci, a jednocześnie w sposób tak precyzyjny, że przekonywał uczonych w Piśmie
W ychowawca chrześcijański pow inien być świadomy faktu, że w spółcze sny człowiek in terp retu je usłyszane słowa i argum enty często według logiki subiektywnej, a czasem naw et w sposób przew rotny i cyniczny. Ludzie, k tó rzy m ają problem y ze szlachetnym postępow aniem , stają się zwykle tch ó rzam i w obec praw dy o sobie i nie chcą zrozum ieć przesłania Ewangelii. Z a daniem wychowawców chrześcijańskich je st tak precyzyjne ukazywanie praw dy o człowieku i o jego pow ołaniu, by słuchacze rozum ieli tę praw dę naw et wówczas, gdy z jakiegoś pow odu nie chcą jej zrozum ieć czy przyjąć! Przyjrzyjmy się podstawowym zasadom w tym względzie.
Po pierwsze, należy posługiwać się językiem prostym , łatw o zrozum ia łym dla słuchaczy. Księża i inni wychowawcy nie pow inni używać języka teologicznego, gdyż je st to język dla specjalistów. Ich zadaniem je st p rzek a zywać teologiczne treści językiem Ewangelii, a nie teologii. Ew angelia b o wiem napisana je st językiem ta k prostym i obrazowym, że m ogą ją zrozu m ieć ludzie wszystkich kultur.
W ychowawca pow inien uw ażnie wsłuchiwać się w język, którym p o słu gują się jego słuchacze, aby w m iarę możliwości do niego się odwoływać. Należy wystrzegać się każdej skrajności. Jedną skrajnością je st posługiw a nie się językiem przekreślającym możliwości percepcyjne słuchacza, np. ję zykiem teologii. D rugą skrajnością je st posługiw anie się slangiem m łodzie żowym czy inną form ą kom unikacji, k tóra nie jest zgodna z językiem lite rackim . Wychowawca nie pow inien nigdy posługiwać się językiem dw u znacznym czy nietaktow nym , lecz kom unikow ać zawsze w języku kultury i delikatności.
Po drugie, wychowawca pow inien posługiw ać się językiem precyzyj nym i jednoznacznym . W tym celu pow inien staran n ie określać sens uży wanych przez siebie słów i pojęć. Zw łaszcza tych, k tó re okazują się o b ec nie w ieloznaczne, ja k np. m iłość, wolność, praw da, sum ienie. W arto d a w ać słuchaczom k ró tk ie definicje używanych pojęć. W yjaśniać, np. że m i łość to nie uczucie, lecz tro sk a o d o b ro człow ieka. W olność to nie dow ol ność działania, lecz zaangażow anie się po stro n ie m iłości i praw dy. Z k o lei praw da to nie subiektyw ne p rz ek o n an ia danej osoby, lecz wynik o b se r wacji życia czy przyjęcie objaw ienia B ożego. M oralność i sum ienie to zdolność o d ró żn ian ia tego, co człow ieka rozwija od tego, co go niszczy.
[19] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 107 D uchow ość to nie ucieczka od życia, lecz zdolność człow ieka do zro zu m ienia sam ego siebie. R eligijność to nie dew ocja, lecz osobista przyjaźń z Bogiem , który je st M iłością.
Po trzecie, wychowawca pow inien kom unikow ać w sposób otw arty i szczery. O znacza to, że upew nia on swoich rozmówców, że nie istnieją ja kieś praw dy czy zjawiska dotyczące ludzkiego życia, k tó re byłyby dla niego tem atam i tabu, których nie wolno podejm ow ać lub o których nie pow inno się m ówić otwarcie. Sposób rozm aw iania ze słuchaczam i pow inien być p o n ad to naturalny, pogodny, bezpośredni. W szędzie, gdzie tylko to możliwe, kom unikacja wychowawcza pow inna wiązać się z możliwością staw iania py tań i z otw artą dyskusją.
Po czwarte, nie należy posługiw ać się językiem m oralizatorskim lecz ję zykiem, który podkreśla aspiracje i pragnienia rozmówcy. O znacza to, że np. ukazując słuchaczom potrzeb ę dyscypliny w odniesieniu do sfery seksu alnej, w arto odwoływać się do oczywistego doświadczenia, a nie jedynie do nakazów m oralnych, zwyczajów czy przepisów prawnych. W arto ukazywać choćby oczywisty fakt, że człowiek m a różne potrzeby i aspiracje, między którym i zmuszony je st nieustannie dokonywać wyboru. Rezygnacja z o k re ślonych zachowań (np. ze współżycia seksualnego) nie wynika z uległości wobec jakichś zbędnych nakazów, ale z respektow ania własnych większych potrzeb i aspiracji.
Po p iąte, w w ychow aniu należy posługiw ać się językiem konkretnym . U słuchaczy do m in u je obecnie m yślenie pragm atyczne. D o tak ieg o więc języka należy sięgać zwłaszcza w tym, co wychowawczo je st n a jtru d n ie j sze, czyli w ukazyw aniu zasadności określonych w ym agań czy zakazów. W arto w tedy m ów ić językiem liczb i statystyk, opisyw ać k o n k re tn e w yda rzen ia i dośw iadczenia, k tó re są rów nież u d ziałem rozm ów ców . D la przykładu, przestrzeg ając p rz e d w spółżyciem p rzed m ałżeń sk im w arto pokazyw ać wyniki b ad ań , k tó re potw ierdzają, że tak ie zachow anie łączy się zwykle z niep o w o d zen iam i szkolnym i oraz inicjacją alkoholow ą czy narkotykow ą.
Wychowawca chrześcijański, który ukazuje realistyczną i staw iającą j a sne w ym agania praw dę o człowieku i jego życiu, m usi być znacznie b a r dziej precyzyjny w argum entacji niż dem oralizatorzy, którzy oszukują słu chaczy i którzy chcą nim i m anipulow ać. W ynika to z faktu, że w obec tych, którzy nie staw iają wym agań, słuchacze są zwykle bezkrytyczni. B iernie pow tarzają zasłyszane „argum enty” i bywają n ieraz dosłow nie zaślepieni na inne inform acje. N atom iast w obec tych, którzy staw iają - konieczne przecież dla rozw oju - w ym agania oraz norm y m oralne, słuchacze stają się ogrom nie krytyczni. Z tego pow odu wychowawcy chrześcijańscy pow inni posługiw ać się argum entacją precyzyjną, łatw o zrozum iałą, odw ołującą
się do d o ro b k u n au k szczegółowych o człowieku, a także do aktualnej sy tuacji społecznej. W arto też przyjąć zasadę, że nie zaczynamy od arg u m en tacji religijnej, filozoficznej czy m oralnej tam , gdzie istnieje m ocna arg u m entacja z zakresu fizjologii, psychologii czy obserw acji życia. C hodzi o to, by argum enty, których używamy, przekonyw ały wychowanków, a nie tylko wychowawcę.
N ajdoskonalszym w zorem w doborze języka i argum entów w kom unika cji wychowawczej je st Jezus Chrystus. O n mówił w sposób ta k prosty, k o n kretny i obrazowy, a jednocześnie posługiwał się tak oczywistymi i tak p re cyzyjnie sform ułow anym i argum entam i, że Jego słuchacze m ieli tylko dwie możliwości: zrozum ieć to, co mówił i przyjąć lub zrozum ieć i odrzucić. Nie m ieli natom iast trzeciej możliwości: trw ać w przekonaniu, że to nie O n lecz oni m ają rację.
Demaskowanie zagrożeń wychowawczych
Największą pułapką dla człowieka jest podążanie za iluzją łatwego szczęścia
W ażną m e to d ą wychowawczą je st dem askow anie zagrożeń, którym m oże uleg ać człowiek. Pierwszym źró d łem tych zagrożeń je s t w łasna n a iwność, słabość i grzeszność d an eg o człow ieka. D ojrzały wychowawca wie, że czasam i m usi b ro n ić w ychow anków p rz e d nim i samymi, p rzed ich w łasną ignorancją, bezm yślnością czy słabością. D rugim źró d łem zag ro żeń je s t antywychowawcze oddziaływ anie tych dorosłych, którzy są cy niczni i p rzew ro tn i. C hodzi tu zwłaszcza o takich ludzi, którzy m a n ip u lu ją innym i i chcą ich ograbić z m ądrości, św iętości i w olności p o to, żeby nim i rządzić i żeby n a nich zarabiać, sp rzed ając im toksyczne usługi czy towary, np. alkohol, narkotyki, nikotynę, p o rn o g rafię, prostytucję, an ty koncepcję. Cynicy w iedzą, że tego typu tow ary, k tó re przynoszą najw ięk szy zysk, k u p u ją głów nie ludzie naiw ni i nieszczęśliwi, dlateg o w ykorzy stują m ed ia i ta k zw ane au to ry tety społeczne p o to, by unieszczęśliw ić ja k najw iększą liczbę ludzi, zwłaszcza m łodych, którym i najłatw iej m a n i pulow ać.
D ojrzały wychowawca w sposób stanowczy dem askuje powyższe zagro żenia. Pom aga też współczesnym wychowankom zrozum ieć, że nie istnieje łatw e szczęście, że alkohol czy narkotyk oszukuje, uzależnia i zabija, że sek sualność bez m iłości prow adzi do przestępstw i zaburzeń, że tolerancja i d e m okracja nie m oże stać p o n ad praw dą, m iłością i odpow iedzialnością, że do założenia szczęśliwej rodziny konieczna je st nie tylko m iłość, lecz także dojrzałość.
[21] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 109
Stawianie wymagań
Kochać samego siebie to stawiać sobie wymagania
D o ra sta n ie do św iętości w iąże się ze stanow czym staw ianiem w ycho w ankow i m ądrych w ym agań, dostosow anych do jego w ieku i możliwości. W ychow anie to bow iem przezw yciężanie słabości, naiw ności, lenistw a. To zapraw ianie się w dyscyplinie i d o b ru . K ształtow anie dojrzałych p o staw i zachow ań nie je s t m ożliw e bez p odejm ow ania wysiłku, bez m ądrej ascezy, bez rezygnacji z do raźn ej przyjem ności. W iara, że wychow anie m oże d o k o n ać się bez stresu i bez p o ra ż e k lub że istnieje sp ontaniczna sam orealizacja, to przejaw skrajnego p o p u lizm u w p edagogice i skrajnej naiw ności.
K om petentny wychowawca nie tylko pom aga wychowankowi podjąć wy siłek konieczny w dorastan iu do świętości, lecz jednocześnie pom aga m u zrozum ieć, że staw ianie sam em u sobie m ądrych wymagań jest podstaw o wym przejaw em i spraw dzianem dojrzałej m iłości człowieka w obec samego siebie. Ten, kto nie stawia sobie wymagań, ten lekceważy własny rozwój i p o p ad a w kryzys życia. K to wymaga od siebie niewiele, te n nie osiągnie ni czego, a kto stawia sobie ewangeliczne wymagania, ten m a szansę na d o ra stanie do świętości.
Wykorzystanie wychowawczej roli cierpienia
Dla człowieka, który lekceważy miłość, ostatnią szansą na rozwój staje się jego własne cierpienie
Realizm wychowawczy wymaga egzekwowania naturalnych konsekw en cji błędów , k tó re popełnia człowiek. D la przykładu, kłam stwo, lenistwo, lekkomyślność, w ielogodzinne oglądanie telewizji, czy w chodzenie w złe grupy rów ieśnicze pow inno pow odow ać określone konsekwencje: u tra tę zaufania ze strony rodziców, złe stopnie szkolne, o debranie kieszonkow e go, wzm ożoną kontrolę, upom inanie, itd. Wychowywanie to pokazywanie związku m iędzy określonym zachow aniem a jego naturalnym i konsekw en cjami. Jest to je d e n z najtrudniejszych aspektów we współczesnej p ed ag o gice, gdyż w ielu ludzi ulega obecnie naiw nem u p rzekonaniu o możliwości oddzielenia własnych zachow ań od ich naturalnych skutków.
D ojrzały wychowawca zdaje sobie spraw ę z tego, że nie je st możliwe wy chow anie bez egzekwowania naturalnych konsekw encji błędów , które
po-pełnia wychowanek. Poprzez ustaw iczną form ację i rozwój osobowościowy wychowawca pow inien uczynić wszystko, aby sam em u nie być źródłem stre sów, których wychowankowie nie zawinili. N ie pow inien n atom iast chronić wychowanków przed stresam i i cierpieniam i, k tóre są konsekw encją ich własnych słabości, naiwności i błędów.
C ierpienie m ądrze wykorzystane wychowawczo otw iera człowiekowi oczy. Uczy odróżniania d obra od zła, praw dy od kłam stwa, szczęścia od kryzysu życia. D ojrzale kochający wychowawca zdaje sobie spraw ę z tego, że lepiej jest, by w ychow anek cierpiał, gdy błądzi, niż by m iał nadal błądzić. C ierpienie nie je st dram atem . Jest bolesną inform acją, k tóra m oże czło w ieka przem ieniać i uczyć sztuki życia. D ram atem je st jedynie trw anie w błędzie, naiwności czy grzechu.
Zakończenie
Człowiek wyraża siebie poprzez trzy podstaw ow e dążenia: w dół - ku so bie i ku własnej sytuacji psychofizycznej, wszerz - ku spotkaniu z innymi ludźm i oraz wzwyż - ku spotkaniu z Bogiem. Z tego w zględu najważniejszy m i sposobam i w yrażania się ludzkiej osoby jest spotykanie się z samym so bą, spotykanie się z innymi ludźm i oraz k o n tak t z Bogiem. Człowiek, który d orasta do świętości i respektuje w łasną godność to ktoś, kto p o trafi d o j rzale myśleć, m ądrze kochać i ofiarnie pracować.
N a p ro g u trzeciego tysiąclecia uśw iadam iam y sobie z dram atyczną oczy wistością to, że człowiek nie m oże stawać się w pełni sobą w sposób bezstre sowy i spontaniczny i że - tak, ja k dwa tysiące lat tem u - n adal potrzebuje Zbawiciela. Przekonujem y się raz jeszcze, że nie zbawimy się w łasną m ą drością, nie zbawi nas ani dem okracja, ani tolerancja, ani wolny rynek, ani praw a obywatelskie, ani wolność słowa. N ie przem ieni nas i nie um ocni nic i nikt poza Chrystusem , poza Jego miłością i praw dą.
Celem wszystkiego, co czynił i mówił Chrystus, było pom aganie człowie kowi, aby nauczył się myśleć, kochać i pracow ać tak, ja k On. Chrystus przy szedł do nas po to, aby nas wyzwalać swoją praw dą i aby zaprosić nas na ucztę swojej miłości: tej bezwarunkowej, wiernej i nieodwołalnej. O n zapra sza na ucztę wybawienia od wszystkiego, co nas niepokoi, krzywdzi, boli, co odbiera nam radość życia i co zagraża naszej przyszłości (Łk 14,15-24). Je d nocześnie O n przypom ina nam , że na tej ziemi wiele osób i środowisk kieru je do nas zaproszenia na inne uczty. N a uczty „miłości” niewiernej, niepłod nej i odwołalnej. N a uczty, k tóre kończą się cierpieniem , u tra tą wolności, rozgoryczeniem.
Aby owocnie wypełnić swoją m isję prow adzenia w spółczesnego człowie ka do świętości, Kościół pow inien z nowym zapałem podjąć następujące
za-[23] STAWANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM - PSYCHOPEDAGOGIKA ŚWIĘTOŚCI 111 dania: głosić Chrystusa i Jego praw dę o człowieku, form ow ać form atorów i aktywizować w spólnoty formacyjne.
D o rastan ie do świętości wymaga najpierw stanowczego i cierpliwego głoszenia Chrystusa, Jego słów i czynów. Chrześcijaństwo opiera się b o wiem na spotkaniu z O sobą Boskiego Zbawiciela, który jest w ypełnieniem całego O bjaw ienia. To w łaśnie dlatego Kościół głosi pierwszeństwo Chry stusa przed Biblią. W słuchiwanie się w Chrystusa i przyjm ow anie Jego praw dy to konieczny w arunek rozum ienia sam ego siebie oraz dorastania do świętości. Z ad an iem księży i innych wychowawców je st głoszenie E w an gelii Chrystusa w sposób precyzyjny, a jednocześnie fascynujący. Tylko w te dy bowiem Ew angelia będzie nadal tym, czym je st w swej istocie: D obrą N ow iną o zbaw ieniu dla człowieka zagrożonego cywilizacją śmierci, niską kulturą i naiwnym m yśleniem.
Drugim, obok głoszenia słowa Bożego, zadaniem Kościoła jest staranne i pogłębione formowanie formatorów, którzy są przewodnikam i współcze snego człowieka na drogach świętości. Nowa ewangelizacja to najpierw p o nowne konfrontow anie z Ewangelią księży, osób konsekrowanych i innych wychowawców katolickich. Rolą osób odpowiedzialnych za form ację form a torów jest pom aganie księżom, zakonnikom i siostrom zakonnym oraz wszyst kim dorosłym w Kościele, by fascynowali się oni własnym powołaniem, by roz palali w sobie pierwotny zapał, by wypływali na głębię chrześcijaństwa oraz by zdobywali nie tylko kom petencje teologiczne, lecz także psychopedagogiczne. D opiero wtedy bowiem będą oni w stanie odczytać całe bogactwo Ewangelii i fascynować perspektywą świętości tych, do których są posłani. W sposób szczególny Kościół powinien zatroszczyć się o pogłębioną formację tych, któ rzy wywierają istotny wpływ na więzi, wartości i postawy współczesnego czło wieka. Chodzi tu zwłaszcza o nauczycieli i studentów, a także o przedstawicie li mediów i katolickich twórców program ów radiowych i telewizyjnych.
Trzecim wreszcie zadaniem Kościoła je st tw orzenie nowych i aktywizo w anie już istniejących w spólnot oraz m iejsc formacyjnych. D uszpasterstw o ogólne zawsze będzie niezastąpione i nieodzow ne. N ie je st ono je d n a k wy starczającą drogą do świętości dla większości współczesnych ludzi. K o nieczna jest także pogłębiona form acja w m ałych grupach. C hodzi tu o ró ż ne katolickie stowarzyszenia i ruchy form acyjne, szkoły, świetlice p arafial ne, grupy C aritas. Tylko w tedy p arafie będ ą nie tylko m iejscem p ro k lam a cji Słowa Bożego i spraw ow ania sakram entów , ale też m iejscem tw orzenia wspólnoty miłości, w której zdrowi pom agają chorym, dorośli - dzieciom, m łodzi - starszym, silni - słabszym, a bogaci - biedniejszym. Ożywienie w spólnot i grup elitarnych wymaga z pew nością tw orzenia nowych p ro g ra mów formacyjnych, dostosowanych do obecnego kontekstu kulturow ego i społecznego.
W ypełnienie powyższych zadań stwarza szansę n a to, że w naszych tru d nych czasach Kościół katolicki w Polsce będzie nadal M atką i W ychowaw czynią, k tó ra przypom ina, że los człowieka nie zależy od gwiazd czy h o ro skopów, lecz od spotkania z Chrystusem , który najlepiej rozum ie i n ie odw ołalnie kocha każdego z nas. Z Nim i tylko z Nim każdy człowiek może dorastać do świętości, czyli stawać się najpiękniejszą, najbardziej Bożą w er sją sam ego siebie.
Bibliografia
A dam ski F. (red.), Człowiek - W ychowanie - K ultura, K raków 1993 Brezinka W., E rziehung in einer w ertunsicheren G esellschaft, Basel 1993
C encini A., Będziesz milowa! P ana Boga swego, K raków 1995 C encini A., M an en ti A., Psychologia a form acja, K raków 2002 D ziekoński S., Rozwój wychowawczej myśli Kościoła, W arszawa 2004 Dziewiecki M., Cielesność. Płciowość. Seksualność, Kielce 2000 Dziewiecki M., K apłan - św iadek M iłości, K raków 2005 Dziewiecki M., K ochać i wymagać, K raków 2006
Dziewiecki M., K om unikacja wychowawcza, K raków 2004 Dziewiecki M., M iłość pozostaje, Częstochow a 2001
Dziewiecki M., N ow oczesna profilaktyka uzależnień, Kielce 2001 Dziewiecki M., Psychologia porozum iew ania się, Kielce 2000 Dziewiecki M., W ychowanie w dobie ponow oczesności, Kielce 2003 Kukołowicz T., N ow ak M, Pedagogika ogólna, Lublin 1997
Lewis C. S, Cztery miłości, Warszawa, 1995
Schulz von T hun F., Sztuka rozm aw iania, K raków 2001 Styczeń T., U rodziłeś się, by kochać, Lublin 1993 Tarnowski J., Jak wychowywać?, W arszawa 1993
W oroniecki J., K atolicka etyka wychowawcza, Lublin 1986 W ojtyła K., M iłość i odpow iedzialność, Lublin 1982
Fr Marek Dziewiecki: Becoming a Human Being - Psychopedagogy of Holiness The present analysis first introduces the evangelic understanding of holiness, then the threats a man confronts, which cause that growing to being holy is not at all easy. The subsequent sections reveal the essential aims of Christian education i. e. dimen sions of growing to being holy. And the last section describes those methods of Chri stian education that allow man to discover and fulfil his/her calling to being holy.