• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 39

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 39"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Kok II. Katowice, Niedziela, 27

- g o

Września 1903 r. Nr. 39.

Rodzina chrześciańska

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

Wychodzi raz na tydzień w Jfiedzielę.

“ G o d z i n a c l i r z e ś c i a ń s k a * kosztuje razem z » G ó r n o ś l ą z a k i e m * k w a r t a l n i e 1 m a r k ę 6 0 f e n . Kto chce sam^ »k n lzin ę chrzesciańską*

a , ) o n o w a ć , m o ż e j ą s o b i e z a p i s a ć za 5 0 f . na p o c z c i e , u p p . a g e n t ó w i wprost w Administr. »Górnoślązaka* w Katowicach, ul. Młyńska 12.

Na Niedzielę siedemnastą po Świątkach.

Lekcya

Efez. IV. i — 6.

Bracia! Proszę was ja więzień w Panu, abyście od zili godnie powołaniu, któremeście powołani;

e Wszelaką pokorą i cichością, z cierpliwością, zno- z^c jeden drugiego w miłości, starając się, abyście

^chowali jedność ducha w związce pokoju. Jedno n *. i eden duch, jako jesteście wezwani w jednej adziej wezwania waszego. Jeden Pan, jedna Wiara, j en chrzest. Jeden B ó g i O jciec wszystkich, który J st nadewszystkie i po wszystkiem i we wszystkich ,as' Który jest błogosławiony na wieki wieków.

Ąmen.

--- _*---

Ewangelia u Mateusza świętego

w Rozdziale X X II .

i W on czas przyszli do Jezusa Faryzeuszowie, QZaPytał Go jeden z nich zakonny Doktor, kusząc Nauczycielu, które jest wielkie przykazanie g Lakonie? Rzekł mu Jezus: Będziesz miłował Pana

°§a twego ze wszystkiego serca twego, i ze -r,Szystkiej duszy twojej, i ze wszystkiej myśli twojej.

jest największe i pierwsze przykazanie. A wtóre podobne jest temu: Będziesz miłował bliźniego twego, r p o samego siebie. Na tem dwojgu przykazaniu Szystek Zakon zawisł i Prorocy. A gdy się Fary-

^Uszowie zebrali, spytał ich Jezus, mówiąc: Co się zda o Chrystusie? czyj jest Syn? Rzekli mu:

awidów. Rzekł im: Jakóż tedy Dawid w duchu zpvvie go Panem, mówiąc: Rzekł Pan Panu memu, po prawicy mojej, aż położę nieprzyjacioły

°je podnóżkiem nóg Twoich? Jeśli tedy Dawid o\vie q0 p anerrl) jakoż jest Synem jego? A żaden 'e mógł Mu odpowiedzieć słowa, ani śmiał żaden

onego dnia więcej G o pytać.

Nauka z tej Ewangelii.

Największemi przykazaniami, naucza Pan Jezus, n Przy^azan'a miłości B oga i miłości bliźniego.

to bowiem wszystkim innym przykazaniom służą 2a fundament, a pełnieniu ich prawdziwą nadają

wartość. Chociaźbyśmy z największą dokładnością peł­

nili wszystkie przykazania, lecz to czynili z innych jakich pobudek, a nie z szczerej miłości ku Bogu

i bliźniemu, nie dopełniamy woli Bożej należycie.

W szystkie przykazania zmierzają do uszczęśli­

wienia każdego człowieka z osobna i całego społe­

czeństwa ludzkiego. Ponieważ zaś przykazania mi­

łości wszystkich innych przykazań są podstawą, przeto i one ten sam mają cel i to w najwyższym I stopniu. Jak to miłość B oga zmierza do uszczęśli­

wienia każdego z nas, św. Tomasz Villanowa bardzo pięknie w następujących wyraził słowach: »Któż ja jestem, Panie, i jakąż jest istota moja, że tak mocno pragniesz być miłowanym odemnie? Otóż przed Tobą tysiące tysięcy Aniołów pałających miłością Twoją, a tak wiele Ci chodzi o nędznego robaka czołgającego się po ziemi, by Cię miłował? Aleć nie dla Ciebie, tylko dla mnie chcesz być miłowa­

nym odemnie. W iesz bowiem, że w miłości J wojej jest całe moje zbawienie i życie. A b y nikt od ży­

wota (wiecznego) nie był wykluczonym, uczyniłeś ten żywot zależnym od miłości, ponieważ wszystkim jest możebnem miłować Ciebie. Gdyby bowiem od jakiej bądź innej sprawy zależało nasze zbawienie, byliby niektórzy wykluczeni i wiele wymówionych, którymby i (,rawa ta do wykonania była niemożebną albo nie­

łatwą. 1 tak gdybyś przez jałmużnę nas chciał zba­

wić, zostałby wykluczonym ubogi; jeżeli przez post, zostałby wykluczonym ch o ry ; jeżeli przez naukę, zo­

stałby wykluczonym prostak; jeżeli przez panień­

stwo, zostałaby wykluczoną mężatka; jeżeli przez ubóstwo, zostałby wykluczonym bogacz i t. d. Od miłości zaś któż może być wykluczonym, albo słu­

sznie wymówionym? Uczonym i nieuczonym, boga­

tym i ubogim, pacholętom i starcom, wszystkim sta­

nom, płci każdej, każdemu wiekowi miłość jest przy­

stępną. Do miłości nikt nie jest za starym, do mi­

łości nikt nie jest za ubogim. Któż bowiem miłować nie może? W szędzie i zaw sze miłość wszystkim jest moźebną. Czy jesz, czy pijesz; czy się przecha­

dzasz, czy siedzisz; czy pracujesz, czy odpoczywasz;

jakkolwiek bądź się masz i gdziekolwiek się obró­

cisz, jeżeli chcesz, możesz miłować i nic ci w miło-

(2)

ci przeszkodzić nie zdoła; tak dalece bowiem m i­

łość jest twoją, iż bez twojej woli wydartą ci być nie może. Świadkami tego są Męczennicy i ich przy­

kłady, którym można było wydrzeć życie, lecz miło­

ści nigdy. Chętnie bowiem zrzekali się życia; żeby tylko się nie zrzec miłości, bo miłość droższą jest j nad życie*.

Bliźniego miłujemy jak samych siebie, kiedy | względem niego wykonywam y przykazanie natury:

»W szystko tedy cokolwiek chcecie, aby wam ludzie czynili, i w y im czyńcie«. (Mat. 7, 12). Jaka zaś stąd korzyść płynie dla całego społeczeństwa ludz­

kiego, o tem Szym on de Cassia tak się w yraża:

»W tej sprawiedliwości niech każdy ojciec syna ćwiczy. Przy niej bowiem nie zakłóci się pożycie ludzkie, kraj zajaśnieje dobremi obyczajami, niena­

wiści nie powstaną, nie trzeba będzie ludziom od­

prawiać dróg swych obciążonym zbrojnem żelazem ; wszystko będzie stało otworem, nic nie będzie zamkniętem przed nieprzyjaciółmi, wszędzie będzie można w yspać się bezpiecznie. Mnóstwo stróżów będzie zbytecznym, gdy jeden drugiemu szkody wy­

rządzać nie będzie. Nie będzie rozbójników po la­

sach, nie będzie czychał w zasadzkach zbójca, ani się pokaże na drogach łupieżca cudzej własności.

Każdy, chociaż sam jeden, wszędzie będzie bez­

piecznym gdyby wielka gromada. Nie będzie przed sądem żałosnych narzekań, nikt dla doznanej urazy, albo innej jakiejbądź krzywdy skargi nie wzniesie.

Nie ujrzysz w dowy łzami zalanej i czci nie utraci pomiędzy ludźmi, ani od uciskających, ani od wspo­

m agających ją; przed oskarżającym , ani przed obrońcą nie postanie w yczekiw ać sprawiedliwości.

Sierota nie będzie potrzebowała opiekuna; nie bę­

dzie żadnej skargi, gdzie żadna krzywda się nie dzieje! T ak woła Chrystus, tak woła Jego Ewan- gielia, woła sprawiedliwość, woła prawo chrześciań- skie, woła wszelki rozsądek, woła każde nieuśpione sumienie: »Czego nie chcesz, aby tobie inny czynił, tego nikomu nie czyń«.

Tak więc pełniąc dwoje przykazań miłości, każdy z osobna osięgnąć zdoła zbawienie swoje, a ludzkość cala rządząc się szczerą miłością bliźniego już tu na ziemi łączy się wdzięcznym owym węzłem, jaki ją ma kiedyś łączyć w wiecznym pokoju. Amen.

lp

Obowiązki dzieci względem rodziców.

i C zcij ojca i matkę swoją, abyś długo i szczęśliw ie ży ł na świecie*.

Rodzice, spełniający gorliwie swe zadanie, mają cały czas pochłonięty tylko myślą o dzieciach, bo wtedy nawet, gd y oszczędzają się w pracy i pie­

lęgnują swe zdrowie, robią to w celu, aby zachować

dłużej życie na potrzeb)' i usługi swego potomstwa.

Od chwili urodzenia dziecka, a nawet p r z e d t e m

jeszcze rodzice starają się i zabiegają tylko d la

niego. Dla matki szczególnie świat cały przestaje istnieć poza dziećmi. Cierpi i m ęczy się dla n ic h ,

pielęgnuje, troszczy się tylko o nie, cieszy się ich zdrowiem i powodzeniem, dręczy się nawet, przewi­

dując grożącą im chorobę lu b niebezpieczeństwo.

Niema miłości wyższej i świętszej nad macierzyńską, i dlatego O jcow ie św. Kościół nazywają »matką na­

szą*. Miłość rodzicielska jest zupełnie b e z i n t e r e ­

sowna, bo czego mogą się rodzice spodziewać o d

małej słabej dzieciny, a jednak troszczą się o nią

z taką pieczołowitością, nasłuchując jej oddechu, ko­

chają ją dla niej samej.

Dziecko powinno to zrozum ieć i odczuć, że nie.

masz dlań w iekszego przyjaciela na świecie, jak są rodzice. W szakże wszystkie interesy dziecka zwią­

zane są z interesami rodziców. O d małego dziecka nie możemy tego w ym agać; ono tylko, ja k zwie­

rzątko instyktem odczuwa, że w rodzicach ma naj­

lepszych opiekunów i do nich ucieka się w każdej potrzebie, żądając od nich jedzenia, spania i obrony przed napastującymi towarzyszami. Małe d z i e c k o

taką ufność pokłada w rodzicach, źe na ich ręku czuje się zupełnie bezpieczne; na kolanach matki lub ojca nie lęka się żadnych wrogów i w c z a s i e

burzy, powodzi lub pożaru spokojnie zasypia, wie­

dząc, że rodzice go obronią. Dzieci wyobrażają so­

bie, że rodzice są wszechwładni i dlatego każdemu grożą: »poczekaj, ja powiem ojcu lub mamie*.

Z wiekiem stosunek tego zaufania psuć się zaczyna, pod wpływem obcym najczęściej. S t a r s z e

rodzeństwo, służba lub towarzysze zaczynają p o d k o ­

pywać w dziecku W iarę w rodziców, ukazując ich wady rzeczywiste lub urojone. W reszcie dziecko, przyszedłszy do rozumu, zaczyna spostrzegać złe na­

łogi rodziców, ja k : pijaństwo, niesprawiedliwe obej­

ście się, skąpstwo, i t. p. i traci dla nich sza c u n e k i miłość. O takich złych rodzicach mówić tu nie będziemy, bo stanowią oni tylko wyjątki, a w ię k s zo ść jest uczciwa i kocha swych potomków aż do za­

pomnienia o sobie.

Starsze dzieci powinny zastanawiać się n a d

tem, co im dają rodzice i jakby im odwzajemnić za to należało. Tym czasem najczęściej dzieje się prze­

ciwnie: im rodzice byli bardziej kochającymi i po­

święcającymi, tem dziecko nauczyło się w i ę c e j ich dobroć wyzyskiwać. Zamiast starać się w y r ę c z y ć

i dopomódz rodzicom w pracy wedle sił swoich, dzieci opuszczają się we wszelkiej robocie, w y m a ­

wiając się tem i owem, nawet urojoną chorobą, bo wiedzą, że troskliwych rodziców najwięcej tem z a n i e ­

pokoją; że ojciec i matka wolą niedojeść, niedospać, niż syna lub córkę narazić na niedomaganie.

Dzieci wszystko co mają, zawdzięczają swym rodzicom, a czein one mogą im się odpłacić za pod­

jęte trudy przy ich wychowaniu? Ani dać, ani ofia­

rować nie mają z czego, bo wszystko co posiadają

(3)

3°7 pochodzi z pracy rodziców. Dzieci tylko wynagro­

d z i ć ich są w stanie swem dobrem sercem, a co ,stąd płynie: grzecznością, uprzejmością, posłuszeń­

stwem, choćby im to przemożenie siebie na razie

|Ciężkie było; ale im większa praca, tem większa za­

sługa. Nietylko dzieci posłusznie spełniać mają

|kaid y rozkaz, ale nie powinny nawet okazać, że im

|to lub owo przy krem się wydaje.

Dzieci starsze, patrzące na otaczający ich tSwiat i ludzi, widzą często w rodzicach wady i nieraz

|t>ardzo przykre.

Nie powinny się jednak nigdy zrażać tem do jSwych życiodaw ców ; powinny to uwzględnić, wyro­

zu m ieć i w ybaczyć. W szakże w szyscy ■ jesteśmy ludźmi, i rodzice ja k i dzieci mają więcej skłonności ,do złego, niż do dobrego, bo nie ma ludzi bez grze­

chu. Jeżeli tedy podlegają oni jakiem u nałogowi:

.złości, przekleństwu pijaństwu, dzieciom sądzić ich zato nie wolno; dzieci w ybaczać im to winny i sta­

ja ć się tylko usuwać sposobności do złego. W ie­

dząc, że gwałtowny ojciec lub matka w złość zaraz ,wpada i zaczyna przeklinać, bić i t. p., trzeba się

|Chronić, nie nastręczając im ku temu okazyi, posłu­

chać na pierwsze słowo i nie odgadywać lub kłócić

|Się ząb za ząb. Na razie ustąpić, 'choćby i niespra- l^iedliwem się coś zdawało, a potem, w chwili spo­

koju starać się wytłumaczyć, jak było. Nie pobu­

dzać do złości, jedno na drugie lub na służbę, nie iSkarżyć i widząc co złego u brata albo siosuy sa- jUiemu lepiej upomnieć, skarcić, aby ojca nie mar­

twić i piekła w domu nie wszczynać. Jeżeli wypa­

dnie, że które z rodziców lubi sobie podpić, to go rv takim stanie usunąć z oczu młodszego rodzeństwa, [służby i obcych, którzyby się zgorszyć lub wydrwić j^ogli; ułożyć na spoczynek, a po wytrzeźwieniu jW odnie nalegać, aby się strzegli i chronić ich od iwszelkiej okazyi ku temu. Nie tak, jak postępuje iWiele niegodziwych dzieci, które z pijaństwa rodzi­

ców drwią, przedrzeźniają, nawet poszturgują i okra­

dają z pozostałych pieniędzy. W styd i hańba takim dzieciom, a Pan B ó g je skarać może!

Zaw sze miejcie to na pamięci, że i oni osłaniali jwasze wady i wykroczenia przed ludźmi. O ile ro­

dzice powinni dbać o dzieci, o tyle te nie powinny haciągać rodziców na zbyteczne wydatki dla dogo­

dzenia swej próżności w strojach i zabawach i nie truć zbytecznemi wymaganiami życia rodzicom, nie Uarzekać na biedę; raczej znosić cierpliwie niedo­

statek i pocieszać starych nadzieją, że z czasem le- Piej będzie, gdzie dzieci pracować zaczną.

Broń Boże, nie dręczyć rodziców żądaniem du- pego posagu, jak się to dzieje, nieraz z krzywdą ro­

dzeństwa i rodziców samych. Pamiętać o tem, że peźeli narzeczony targuje się o wiano i dla kilkudzie­

sięciu marek gotów pannę porzucić, to ma podły cha­

rakter i nie kocha jej wcale, choćby się B óg wie jak zaprzysięgał. Lepiej wtedy wyjść za wyrobnika, n>ż za gospodarskiego syna, bo z kochaną i kocha­

nym można się majątku dorobić, a z niegodziwym

chciwcem stracić łatwo. A wreszcie, lepszy suchy ziemniak przy dobrem słowie, niż chleb z masłem oblany łzami. A co to z powodu tych pieniędzy, w zapusty zwłaszcza, kobiety się napłaczą, aby Izami temi zmiękczyć serce skąpego ojca. A serce ojca nieraz samo o mało nie topnieje z żalu, ale rozum mu nie pozwala dać dużo jednemu dziecku, a ukrzyw­

dzić resztę.

W roi ocie dzieci mają być sumienne i uczci­

w e; robić jak należy, boć przecie robią na swojem, nie na cudzem.

Z każdej dobrze odrobionej pracy przybywa coś do wspólnego worka; należy przecie zrozumieć, źe ojcowe lub matczyne, to właściwie ich dziecinna własność, jeżeli nie teraz, to za lat parę. Gdyby każdy człcnek rodziny tak myślał, lepiej działoby się na świecie. Tymczasem nasze dzieci robią wszyst­

ko jak za pańszczyznę, jak z łaski; niektóre, ucząc się, myślą, że tem wielką rodzicom czynią łaskę, chociaż z nauki same korzystać będą. Cóż mówić o takich, co pracują tylko dla zamydlenia oczu, a w każdej chwili niedozoru rzucają się w bruzdę lub w siano i śpią. C zy można się dziwić, że zdy*

bawszy tam dzieci, rodzice wpadają w złość okiu- tną? Takie postępki pociągają za sobą kłótnie, prze­

kleństwa i bijatyki.

A cóż dopiero mówić o dzieciach, co na każdym kroku starają się rodziców okraść, okpić, sprzedać coś poza oczami, wydać z domu. Czyż takie nie są złodziejami swej własnej kieszeni? Jak to potem śmie ludziom porządnym w oczy spojrzeć, za jednym stołem z rodzicami siąść i do jednej miski sięgać!

A toż gdyby nawet ojciec lub matka niesłusznie skąpili, lepiejby stokroć na zarobek pójść obejść się wreszcie bez najpotrzebniejszych rzeczy, niż do kra­

dzieży się posuwać.

Dobre imię czyli honor człowieka jest jak biała suknia, która okrywa jego duszę; występki kalają, brudzą, plamią ją ohydnie. Lepiej być biednym z honorem czystem, niż bogatym bez czci i wiary u ludzi. A choćby nikt o tem się nie dowiedział, tobie samemu honor przedstawiać się będzie i prze- ślaoować wstrętnemi planami. Nieraz zdaje się, że co radzą starsi jest z naszą krzywdą, np. nie pozwo­

lić iść na jarmark, córce na zabawę, synowi zabro­

nić wdawać się z tą lub ową dziewczyną. Na nic perswazje rodziców — dzieci mają to za krzywdę, oszukują starszych, wychodzą w nocy niepostrzeże­

nie. Ile razy córka lub syn zgubią cnotę w złem towarzystwie, i.e razy zostaną wciągnięci do gry w karty lub nawet złodziejstwa, i pokutując potem całe życie, robią sobie wymówki: »czemu to ojca i matki nie słuchałem ?«

He to razy niegodziwe dzieci sprowadzają złych kolegów na dom ojcowski w celu kradzieży lub zem­

sty; ile razy ciągają starych po sądach o działy; ile razy stają świadkowie przeciw rodzicom, choć prawo nigdy tego nie wymaga i uwalnia dzieci od świad­

czenia na szkodę rodziców; ile to razy niegodziwe

(4)

dzieci pokłócą się o cokolwiek, nie gadają z rodzi­

cami po lat parę! A jak to nalegają i napierają, aby robili zapisy 11 rejenta, bo już im pilno zagar­

nąć ja k najwięcej i choć wiedzą, że każdemu życie miłe, przypominają starym, że już niedługo »kostu- nia« po nich zapuka.

Póki czują przy starych grosz jaki dogadzają im zapraszają do siebie, a gdy się nie uda wyłgać choćby w formie pożyczki, wtedy ojca i matkę za nic nie mają. do najgorszej posługi popychają. Nie mają żadnego wyrozumienia na starość, na różne płynące z wieku dolegliwości i przyw ary: nudów ich spokojnie nie znoszą, nie pomnąc na to, ile to ro­

dzice nudów i grymasów dzieci wycierpieli, a ile matka nanosić się, napiastować ich musiała w wieku dziecinnym i nie przykrzyła sobie tego; wydrwiwtją niedołęstwo, wymawiają łyżkę strawy i dach udzie­

lony nad głowę, choć czasem wyłudzony od starych przedwcześnie i wyganiają ich z chałupy na żebra­

ninę, dobrego słowa nie dadzą, a nawet ręki podać nie chcą.

W chorobie nie prześcielą łóżka, nie umyją, nie opiorą i nie obsłużą ja k należy. Nieraz też biednych starych robactwo toczy za życia. Nieraz nietylko że zdrowymi poniewierają, ale groza choroby albo śmierci nawet nie wzrusza niegodziwe dzieci i wnuki.

Takie dzieci nie czeka nic potem innego, tylko odpłata tą samą monetą od ich potomstwa, bo przy­

słowie mówi: »jak ty rodzice swoje, tak cię uczczą dziatki tw oje«.

Często biedna stara matka, czując się umiera­

ją c ą w ybacza wszystko złe i radaby ujrzeć niegodzi­

wego syna łub córkę, aby pożegnać się z nimi i wzywa ich przez znajomych. O bcy ulitują się nad niebogę, ale własna krew zapiera się obojętnie, od­

powiadając: »jeszcze mi nie pilno«, i tak jej nic nie pom ogę*, »jak ma umrzeć, to umrze«, »wreszcie czas już na nią, ju ż się nażyła*. >A zresztą jakbym teraz poszła lub pojechała, nie mogłabym potem drugi raz jechać na p o g rzeb !« Takiemu podłemu stworzeniu parada pogrzebowa ważniejsza, niż słowo serdeczne z ust matki.

A ile to dzieci odmawia grosza i pom ocy na pochowek rodziców. Często się zdarza, źe dzieci bogatsze, suciej od rodziców wyposażone, usuwają się od wszelkich kosztów, zrzucając je na uboższe rodzeństwo, lub pozwalają bezwstydnie, aby obcy z litości grzebali ich rodzicieli.

Bardzo też często grzeszą dzieci fałszywym wstydem względem rodziców'. Zw łaszcza pocho­

dzący z włościańskiego stanu, dorobiwszy się w mie­

ście i przebrawszy się ze szlachecka, wypierają się swego pochodzenia i nawet w tak ważnej chwili, ja k wstąpienie w związek małżeński, obchodzą się bez błogosławieństwa rodzicielskiego, aby się nie wydać, że z chłopów się rodzą. W olą uchodzić za sieroty lub dzieci bez rodziny, aby tylko im ktoś wiejskiego nie mógł zarzucić stanu. Zapieranie się rodziców jest najgorszym grzechem, za który nieraz

I w życiu dzieciom odpokutować wypada, bo w cięż'

i kich chwilach zabraknie im serca, które dobrowolnie odepchnęli i wyrzekli się go, a którego nikt na świę­

cie — ani mąż, ani żona, ani własne dzieci nie za­

stąpią, bo nikt na ziemi tak nas, ja k rodzice, n i e ko­

cha; żadna miłość nie zastąpi darów świętej miłości macierzyńskiej.

Historya dowodzi, że wieśniacy od niepa­

miętnych czasów dochodzili do najwyższej godności, a mimo to nie zapierali się sw ego pochodzenia-

! Papież Sykstus V, który z pastuszka został najwyż­

szym przedstawicielem władzy Kościoła naszego, me wstydził się sw ego stanu. K iedy po wstąpieniu r>a j stolicę apostolską, odwiedziła go matka, kardynało- i wie nie chcieli wpuścić je j w wiejskim odzieniu i kazali się jej przebrać po pańsku. Skoro ją syn ujrzał, aby dać poznać wielki błąd, jakiego dopuściło się je g o otoczenie, rzekł: »Nie znam tej pani, moja matka była prostą chłopką*. A gdy wróciła samo­

działem okryta, przywitał ją z czcią należytą matce, całował jej spracowane ręce, zatrzymał ją przy sobie i otoczył najczulszą opieką.

Uderzmy się tedy w piersi, starajmy się naśla­

dować, dobre dzieci, za przykładem Chrystusa Pana, który w pacholęctwie pom agał w pracy św. Jó z e fo w i i wyręczał Maryę. A posłuszny prośbom Matki Naj­

świętszej uczynił pierwszy cud przemieniając wodę w wino na weselu w Kanie Galilejskiej, umierają0 zaś jeszcze troskał się o swoją matkę i polecił ja opiece św. Jana, aby zamotna tu nie została, mówiąc z krzyża: »Mat ko, oto syn twój, synu, oto matka

twoj a «. Anłoszka.

Mrówka.

Nad jeziorem przejrzystem, Na wybrzeżu cienistem Śliczne dziecko siedziało, Z twarzą smutną, zsinałą Na złym wietrze, na chłodzie W iodło okiem po wodzie.

Mnie też wzięła ochota Zagadnąć, niech szczebiota.

— C o tak patrzysz na wodę?

D ziecko myśli swe młode Z e szczerością otwiera:

— Z drzewin listki wiatr zdziera, Jeden upadł w jezioro,

Fale w nurty go biorą;

Mrówka na nim nieboga Siedzi, jakaż tam trwoga!

Niech pan patrzy: ot płynie,

(5)

W iatr uderzy, już ginie, W iatr ucichnie, znów listek Pokazuje się wszystek.

Niech pan tutaj usiędzie, Obaczym y, co będzie.

Pom yślałem : o dziecię!

Poznasz jeszcze na świecie Inną mrówkę, co w listku Swą nadzieję ma wszystką.

I ty w życia jezioro W stąpisz, łzy cię zabiorą O d spokoju wybrzeża, Od cichego pacierza.

Burza wkoło i wkoło, Oh! nie będzie wesoło!

Zeby wszystko przetrzymać, Trzeba listka się im ać;

A tym listkiem jest Wiara, T a Piotrowa łódź stara, Co koniecznie do brzega Szczęśliw ego dobiega, C hoćby potop łez, żalu Pędził falę za falą.

A le mocno się trzeba, Ująć łódki tej z Nieba, Biada, komu czczo w łonie!

C zy też mrówka utonie?...

Oto listek dopływa,

D ziecko w pom oc przybywa, W idzi mrówkę skośniałą, W swych ją dłoniach ogrzało.

O d ziecin o! tak ciebie B ó g utuli w swem Niebie Jeśli bliźnim pomocą

Służąc wiernie dniem, nocą, Przepłyniesz to jezioro, G dzie tak szczęścia niesporo, A goryczy... goryczy...

Któż je wszystkie policzy?

Rzetelność nagrodzona.

•Marcinie, zamykajże prędzej drzwi za sobą, bo

^ O ziębisz ciasto! Kasia nie kręć się koło stołu...

a^ek a bodajże cię... po co wydłubujesz rodzenki

* P^cka?<

Takie wykrzykniki wychodziły raz po raz z ust n* Trześniakowej, żony szewca przy ulicy Podwale, Jętej w W ielki Czwartek pieczeniem ciasta na nad-

°dzące święta. Do tej wrzawy mieszało się kilka

• . . *ich głosów, nucących Gorzkie Żale w sąsiedniej gdzie żwawa czeladź wykończała na gwałt

^ ejszą robotę.

K iedy się to dzieje u Trześniaków, po drugiej stronie tej samej facyatki drzwi otworzyły się zwolna, i człowiek lat średnich schludnie choć ubogo ubrany z bochenkiem chleba wszedł do izby.

»Oto nasze Święcone tegoroczne Magdaleno*, odezwał się, kładąc przyniesiony bochenek na stole, do kobiety niezmiernie bladej i wycieńczonej, sie­

dzącej przy oknie.

»Dzięki niech będą Bogu i za takie*, odrzekła, zwracając ku niemu bladą twarz kobiecina; »niedawno minęły czasy, gdzie nie spodziewałam się dożyć i takiego«.

»To prawda moja dobra Magdusiu, ale właśnie też dla ciebie samej smuci mnie nasz niedostatek.

Mój Boże dziesięć lat mija od naszego pobrania, a czyż kiedy było tak smutno i pusto w Wielki Czwartek u nas, jak dzisiaj?*

Ciężkie westchnienie przerwało mowę biedaka, po chwili zapytał znowu, oglądając się po izbie:

»Gdzież to Józio, moja żono? nie widziałem go, przechodząc przez podwórze*.

Skończył strugać zabawki i poszedł z nimi na miasto, chcąc jeszcze parę groszy zarobić na święta.

Poczciwe to jest dziecko, mój W alenty; przy nim nie powinniśmy się nazywać nieszczęśliwymi*.

»To prawda, lecz cóż z niego będzie przy na- szem ubóstwie?*

A le zaledwie biedny człowiek dokończył tych wyrazów, gdy na schodach ozwał się stłumiony kwik prosiaczka i niedługo chłopak cały zdyszany wpadł do izby, trzymając szam oczące się zwierzątko. Tuż za nim ukazała się p. Trześniakowa i ozwała się grubym głosem :

»Czy to wasze prosię W alentowa?*

»Nie moje*, odparła zagadniona.

»W racając do domu znalazłem je błąkające się po ulicy, a nie mogąc trafić na właściciela, przy­

niosłem go ze sobą«, wtrącił Józio.

»I głupi byś był, żebyś go dłużej szukał*, po­

wiedziała szewcowa, gładząc chłopca po twarzy; »od­

stąp mi je, a za fatygę dam ci dwa złote«.

»Nie mogę*, odrzekło dziecko, spoglądając na rodziców.

»No, to ci dołożę jeszcze złotówkę«.

Józio był niewzruszonym.

»Uparty malcze, chcesz mnie widzę zedrzeć;

na, masz półrubla*, krzyknęła kusicielka, m igocąc srebrną monetą przed oczyma biedaka. Nikt jednak nie przerwał milczenia.

»Co to jest«, zawołała, tupiąc nogą zniecierpli­

wiona kobieta, daremnie oczekująca odpowiedzi; »co wam po prosięciu, wszak nie zastawiacie Święco­

nego, a za półrubla, m oglibyście sobie coś innego kupić na święta. Panie W alenty, dlaczego wasz Józek nie chce mi sprzedać prosiaczka ?«

>Dlatego*, odparł krótko poczciwy człowiek,

»bo wie dobrze, że ten, co sobie przywłaszcza rzecz cudzą, jest poprostu złodziejem*.

(6)

»Przecież go nie ukradł, tylko znalazł*, wrza- nęła Trześniakowa.

»Znalazł, a w ięc powinnością jego jest oddać właścicielowi*.

»Mrzyjcie w ięc sobie z głodu«, zawołała, trza­

snąwszy drzwiamy złośnica, nie zostawiwszy obec­

nym czasu do odpowiedzi.

Po jej odejściu chwilę jeszcze panowało mil­

czenie, które przerwał Józio, uderzając się w czoło...

»Jaki te i to mazgaj zemnie!« zawołał ochoczo...

»wszakże wczoraj sam widziałem, ja k służąca z dru­

giej kamienicy niosła prosię z miasta; pójdę więc i zapytam, czy to nie jest to, które znalazłem?*

»Zjedzże przynajmniej co moje dziecko*, po­

wiedziała Magdalena, przytrzym ując syna.

»Nie, moja matko, powinność przedewszystkiem «, odrzekł tenże, i nie czekając dłużej, wraz ze swoją zdobyczą wysunął się za drzwi.

Lecz jakież było zadziwienie poczciw ych ludzi, gdy po upływie kilku godzin ujrzeli swego syna w racającego z rozpromienioną twarzą, niosącego w jednej ręce prześlicznie ubraną babę, a drugą przytrzym ującego połę surducika pełną malowanych jaj i rozmaitych łakoci! Tajem nica wnet się wy­

jaśniła, skoro Józio odetchnąwszy cokolwiek, opowie­

dział, źe te dary pochodziły z rąk właściciela zguby, który zdziwiony rzetelnością chłopca, wdał się z nim w rozmowę, i w ten sposób zapragnął choć w części zaw dzięczyć jego usługę. Nie na tem jednak skoń­

czyła się łaska nieznajomego, gdyż dowiedziawszy się bliżej o smutnem położeniu rodziców Józia, po­

starał się o znaczną zapom ogę dla W alentego, który majątek swój przeż różne nieszczęścia utracił. Łatwo sobie wyobrazić, jak wielkie oczy robiła Trześnia­

kowa, widząc pokój i dostatek wstępujące do domu owych ludzi, co woleli zwrócić cudzą własność, aniżeli zaspokoić nią swój niedostatek i to jeszcze przed samemi świętami W ielkiej-Nocy.

0 najcenniejszych częściach pokarmu.

B ez porównania więcej niż o sole i o wodę po­

winniśmy się troszczyć o tłuszcz. Spożywam y go, je d z ą c słoninę, sadło, smalec, masło, śmietanę, mleko niezbierane, tran rybi, oliwę, olej. Potrochu tłuszczu znajduje się też w zbożu, warzywach i innych po­

karmach. Choćbyśm y jednak nie jedli wcale, to i tak znajduje się on w ciele naszem, jeśli spożywamy poddostatkiem innych, nietłustych pokarmów. Siła żywotna wytwarza tłuszcz w roślinach, w zwierzę­

tach i ludziach z tych samych pierwiastków, z jakich wytwarza węglowodany.

Jeśli weźmiesz sto gramów krochmalu, sto $ \ mów cukru i sto gramów jakiegoś tłuszczu, to b? I one w sobie zawierały.

I tlenu 49 ? ! W ęglo w o d an y: krochma węgla 44 gr|

- zawiera | wodom 6 grl , . I tlenu 53 #'[

CUk‘er węgla 4° H ZaWiem | wodoru 7 £ węgla 77 £r' wodoru i 2 £r' tlenu 10 Tłuszcz zaś za w iera :

Z tego widzimy, że tłuszcz zawiera najwię^l, palnych materyałów: węgla a potem wodoru vtJg-j tego też tłuszcz w ciele naszem łatwo łączy się z nem z powietrza, czyli pali się, a przez to "0 ^ ^ rza dużo ciepła. Przytem widać tu, że krochii1 ( i cukier zawierają w sobie to samo, co i tłuszcz, ty | w innych ilościach; dlatego siła żywotna może i węglowodany w ciele naszem obracać w tłuszcz.

kto zjada węglowodanów więcej niż potrzeba, j choćby tłuszczu jad ł mało, w ciele jego j e d n a k utw°|

rzy się dosyć tłuszczu z części węglowodanów- Z tego pokazuje się, że chociaż ciało n a s z e

syć dużo tłuszczu potrzebuje, to jednak nie p°trz6 bujemy bardzo o niego się kłopotać, jeśli tylko n13 j dużo mącznych pokarmów. Niedostatek t łu s z c z u i się zastąpić kaszą, praźuchą, kluskami, buł* i i cukrem.

Zupełnie inaczej jest z białkiem. Nietylk0' j potrzebujemy zjadać białka dużo więcej niż tłusZcZ^|

ale niczem innem zastąpić go nie można. Przy . I białko nie tak łatwo i tanio nam przychodzi) 3 | inne pokarmy. A że przytem całe nasze ciało tvV , rzy się z białka, więc też o ten pokarm szczeg0*11 I dbać należy.

Skądże bierzemy białko? A b y się białkiefli p°j żywić, nie koniecznie trzeba jeść jaja. Dużo bia znajduje się w każdem miesie, w rybie, serze, a 113 wet i w niektórych pokarmach z roślin, m ia n o 'vl

w grzybach, w grochu, fasolach, bobie i w so^ e wicy. Potrosze białka jest także w ziarnach w kaszach, mące, chlebie, a nawet w kartoflach i nych pokarmach z roślin.

A b y ciało nasze było zdro«ve i silne, P0' ^ niśmy zjadać tyle, co potrzeba, gotow ego b*&

w jakimkolwiek z ow ych pokarmów. Najlepiej Je*

żyw ić się mięsem, rybami, jajami, serem, mlek‘el11 grochem byle dobrze ugotowanym, bobem 1 czewicą.

W innych pokarmach z roślin jest za nl białka.

Musimy zjadać białko już gotowe d la te g O i

ono samo przez się nie utworzy się w ciele n a s z e j tak, ja k wytwarza się tłuszcz. Brak białka goto^eg w pokarmach nie da się niczem zastąpić.

(7)

3 ii Oto zobaczym y, z ilu i z jakich części białko się t'vOrzy,

j Jeśli weźmiesz ioo gram ów białka, to w tem węg]a 50 gramów, czyli połowa całej 'ilości;

d a p m Za^ wę&lem Jest sporo związanego tlenu, e) jest 19 gram ów azotu, a nadto jest jeszcze Wodór i trochę siarki.

Otóż po części białko tworzy się z tych samych P^rwiąstków co i tłuszcz, i węglowodany, bo ma

*nnS°k*e ^en * wodór. A le białko ma jeszcze rzecze: oto ma sporo azotu i trochę siarki, s ° ani w węglowodanach, ani w tłuszczu niema.

W ięc białko różni się od tłuszczu i od węglo-

; te° a°ów najbardziej tem, że ma w sobie azot. Dla krf° nazy walH białko ^ciałem azotowemu. Azot jest Siecznie potrzebny do budowy białka, a zatem

0 budowy całego naszego ciała. Musimy go Ujmować do wnętrza, zjadać. A le jak i z czem

& °jeść?

i Azot sam w sobie — to ulot przezroczysty, bez neJ barwy i bez zapachu. Jest jeg o bardzo dużo, ęclzie on nas otacza, jesteśmy zawsze w nim za-

^ Pieni, bo to największa część powietrza. A le jest t , bardzo obojętny dla wszystkich innych ciał;

^ 0 z niektóremi z nich łączy się i to z wielką kością. Chociaż za każdem oddechem wciągamy z 2 powietrzem najwięcej azotu, to jednak tlt/ rWlą naszfi 1 z węglem we krwi łączy się tylko a wszystek azot po każdym oddechu wychodzi P°Wrót precz w powietrze. Ani najmniejsza odro- 133 azotu z powietrza w nas nie pozostaje.

Tylko niektóre rośliny mają zdolność wciągania Ciebie i zatrzyrr^wania azotu z powietrza. Do ta- roślin należy koniczyna i strączkowe: groch, fa- a> bób, soczewicza, wyka, łubin. W ięc też w tych

® !nach w}'twarza się dużo białka. Rośliny te dają arm bardzo pożywny dla zwierząt i dla ludzi, Przytem użyźniają ziemię, bo część azotu z po- e rza do ziemi przenoszą, W innych roślinach

^Warza się także po trochu białko; ale biorą one 0 nie z powietrza, jen o z ziemi. W ziemi zaś

^ u jest mało, i to nie czystego azotu, ale połączo- z czemś innem, najczęściej z wodorem. Z ta- e&° połączenia azotu z wodorem tworzy się amo-

> ciało lotne, mające zapach tak silny, że gryzie nosie. Am oniak ten wytwarza się z ziemi pod- lU(]S r’n'cia r°ślin, gnoju i moczu zwierzęcego, albo c zkiego. Od amoniaku to bywa ów zapach gry- cy> Co go czasem czujem y w stajniach i ustępach.

^ Rośliny, naprzykład zboża, wchaniają amoniak siebie i tym sposobem zaopatrują się w azot,

*en naj cenni ej szym atery ał potrzebny do wytwarza- la białka.

!j'• Ziarkę, potrzebną także do wytwarzania się . a> rośliny otrzymują głównie z różnych soli Iem nych.

j Zwierzęta, żyw iąc się roślinami, biorą z nich białko gotowe, tylko tym sposobem zaopatrują xv azot i siarkę, tak potrzebne do budowy swego W

ciała, Ludzie zaś otrzymują gotowe białko spoży­

wając pokarmy przyrządzone z ciał zwierzęcych i roślinnych.

Ponieważ azot jest materyałem tak dla nas ważnym, warto mimochodem jeszcze coś o nim po­

wiedzieć. Azot jest lotny dlatego, że jest bardzo rozrzedzony i lekki. Jednakże zamknąwszy go w na­

czyniu i zgęszczając czyli ściskając silnie za po­

mocą odpowiedniej maszyny, można go tak zgnieść, że obróci się w ciecz, w płyn podobny do wody.

T ak samo przez ściskanie i mrożenie dają się w płyn zamieniać wszystkie inne uloty. Niedawno o tem dowiedzieli się ludzie uczeni w świecie, a to dzięki pracom i doświadczeniom dwuch fizyków w Kra­

kowie, W róblewkiego i Olszewskiego. Niema tylko sposobu ciał lotnych w stanie płynnym długo utrzy­

mać i na jakiś pożytek obrócić, bo jak tylko ma­

szyna ściskać je przestanie, płyn wnet się rozszerza i napowrót w ulot się zamienia.

Bywa jednak, źe dwa, albo kilka różnych ulo- tów połączy się chciwie ze so b ą; zwiąże się, a w tym związku tak się same ścisną, zgęszczą, źe tworzą ciało płynne.

Już wiemy, że tym sposobem, z połączenia się i zgęszczenią tlenu z wodorem, utworzyła się wszystka woda, której tyle jest na ziemi w morzach, rzekach i jeziorach.

Tak samo za pomocą pewnych sposobów dają się związać, połączyć się ze sobą trzy uloty: azot, tlen i wodor. W takiem połączeniu są te uloty zgęszczone i tworzą płyn niezmiernie kwaśny, zwany

»kwasem azotowym«.

Ten kwas azotowy jest tak silny, że różne me­

tale, naprzykład ołów, miedź, srebro rozpuszczają się w nim jakby sól w wodzie. W łóż pięciumarkówkę srebrną do szklanki, zalej kwasem azotowym, a w parę godzin już ani śladu ze swej pięciumar- kówki nie ujrzysz.

Uloty, łącząc się z innemi ciałami, zgęszczają się czasem jeszcze daleko więcej, tak, że robi się z nich nie płyn, ale ciało skrzepłe, twarde. Otóż i azot bywa tak zgęszczony w połączeniu z drugim ulotem, tlenem i jeszcze z trzeciem, twardem ciałem, z metalem zwanym potas.

Z e zwiąsku tych trzech ciał — azotu, tlenu i potasu, tworzy się saletra, ciało podobne do soli i rozpuszczające się w wodzie jak sól zwyczajna.

Gospodarze posypują saletrą mięso wieprzowe poso­

lone i przeznaczone do przechowania na czas długi.

Gdy rzucisz kawałeczek saletry na żar lub w ogień, to od silnego gorąca nastąpi rozwiązanie się ciał w saletrze tej połączonej. W tedy azot roz­

szerza się nagle, i ze stanu zgęszczonego, krzepkiego, obraca się w ulot, który dużo miejsca potrzebuje, żeby się zmieścił.

Z małego kawałka saletry w yleci tyle azotu, że całą izbę by napełnił. Od tak gwałtownego rozsze­

rzania się następuje wybuch z traskiem, czyli wy­

strzał. Z saletry więc robią proch do strzelania.

(8)

3 12

O prócz saletry proch ma jeszcze w ęgiel i siarkę, aby się m ógł łatwo zapalać.

Przy strzelaniu wyskakuje z prochu nietylko azot, ale i drugi ulot, który był także w saletrze zgęszczony, tlen w połączeniu z węglem spalonym.

O badwa te ciała, uwolniwszy się ze 'zgęszczenia w saletrze, rozszerzają się, obracają się w uloty z taką siłą, że rozłupują duże kamienie, mogą domy rozwalać a kule ze strzelb i z armat o wiorsty i mile wyrzucają.

Jak w saletrze, podobnież azot zgęszczony jest i w białku, w którem wiąże się z dwoma innemi, ró­

wnież zgęszczonem i ulotami — tlenem i wodorem, i z dwoma ciałami krzepkiemi — węglem i siarką.

Konrad Prószyński.

Tadeuszek.

Raz swawolny Tadeuszek Nawsadzał w fłaszeczkę muszek, A nie chcąc ich m orzyć głodem, Ponarzucał chleba z miodem.

W idząc to ojciec, przyniósł mu piernika

I — nic nie mówiąc — drzwi na klucz zamyka.

Z aczął się prosić, płakać Tadeuszek — A ojciec na to: »Nie więź biednych muszek!*

Siedział dzień cały — to go nauczyło:

»Nie czyń drugiemu, co tobie nie miło«.

Łakom a myszka.

Była sobie myszka mała, Co po nocach w ciąż biegała, I gdziekolwiek co napadła, W szystko gryzła, wszystko jadła.

Raz poczuła gdzieś słoninkę:

Staje, wietrzy, łyka ślinkę.

A ż ujrzała coś w kąciku, Pod deszczułką, na druciku.

»Aha!« rzecze, *znam tę skrzynkę!

Chcą mnie złapać na słoninkę.

Lecz się nie dam zw ieść zapachem!*

I skoczyła w tył z przestrachem.

W ięc się wsuwa do pułapki I na tylne staje łapki W znosi nosek coraz wyżej, Coraz bliżej, coraz bliżej...

Zapach głów kę jej zamąca:

W tem przypadkiem drucik trąca, Paf! Deszczułką się zwaliła I łakomą mysz zabiła.

«*>

S zczegó ln e ogłoszenie.

> W czoraj zgubiłem na ulicy pugilares, różne papiery mieszczące, a między innemi rachunek 0 krawca na ioo marek. U czciw y znalazca zechce ra' chunek ten zapłacić i nic o tem nikomu nie mówić*1

* *

P o l i c y a n t : »Najwyraźniej tu jest n a p i s a n o

Droga wzbroniona! — czy pan czytać nie umiesz?*

J e ź d z i e c : »Ja umiem, cóż kiedy mój wierZ' chowiec nie«.

SZARAJDJL.

W spak pierwsze mieści alfabet muzyczny, A kiedy błędnie wyjdzie z ust śpiewaka, W net drugie, trzecie trybunał krytyczny;

Lichych artystów zwykła dola taka.

Czwarte w ubiorach zawsze się znajduje, Wszystek Anglików wielce irytuje.

Za dobrze rozwiązanie wyznaczona nagroda.

Rozwiązanie szarady z nr. 38-go:

Baja - derki.

Z nadesłanych rozwiązań żadne nie było trafne.

Stała chwilę, potem rzecze:

»Tak mnie kusi, aż coś piecze...

Nie ugryzę, bom ostrożna;

Lecz powąchać przecie można!*

Nakładem i czcionkami »Gómodlązaka*, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.

Redaktor odpowiedzialny: Adolf Ligoń w Katowicaek.

Cytaty

Powiązane dokumenty

miast do życia powrócił. Feliks Gondek w swoim »W ieczorze św. I tak dzisiaj zastanówmy się nad trzema krzyżami, które stały na G olgocie czyli Kalwaryi. Na

Jeżeli tedy niektórzy ludzi wmawiać W am będą, że nie trzeba zachowywać postów dla tego, że to ma szkodzić w ogóle zdrowiu i sprzeciwiać się hy- gienie,

•nęża nie sprawuje sprawiedliwości Bożej. Jeszcze wam wiele mam mówić, ale teraz znieść nie możecie. L ecz gd y przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej

sławiony, źeć nie mogą oddać: albowiem ci będzie oddano w zmartwychwstaniu sprawiedliwych®, to jest po śmierci w Niebie. B óg miłosierny zlitował się nad

sławionej M ałgorzacie Alacoąue, aby rozszerzała wśród ludzi nabożeństwo do N ajsłodszego Jego erca Boskiego, rosły z każdym prawie rokiem objawy wielkiej

siejszej ludzie każdego stanu wiele się nauczyć mogą, ale osobliwie rodzice a dziatki, wszelakiej pobożności żyw e przykłady wystawione mają.. A w drugiej

W ylicza Faryzeusz dużo dobrych uczynków, jakie pełnił, a jednak B óg na nie nie wejrzał. Augustyn, a nic nie znajdziesz. Wstąpił, aby się modlić, a on nie

Pewnego wieczoru dłużej jak zwykle modląc się, na grobie pani Tarmińskiej, Marta powiedziała ciotce, że nie chcąc jej być dłużej ciężarem, postanowiła