• Nie Znaleziono Wyników

Homo irrequietus : Nietzscheanizm w twórczości Wacława Berenta

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Homo irrequietus : Nietzscheanizm w twórczości Wacława Berenta"

Copied!
39
0
0

Pełen tekst

(1)

Ryszard Nycz

Homo irrequietus : Nietzscheanizm

w twórczości Wacława Berenta

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/2, 45-82

(2)

Pam iętnik Literacki LXVn, 1976, z. 2

RYSZARD NYCZ

HOMO IRREQ U IETU S

NIETZSCHEANIZM W TWÓRCZOŚCI WACŁAWA BERENTA

U w agi w stępn e

N ietzscheanizm rozum iem tu ta j jak o p rob lem św iadom ości p isa r­ skiej B e re n ta , a w ięc, zasadniczo, w płaszczyźnie m eta arty sty c z n ej. W y­ łączam poza obszar zain tereso w ań w iele w ażnych i godnych podjęcia kw estii, jak , p rzed e w szystkim , porów naw czą analizę sty listy czn ą, co poz­ w ala w sposób k o n se k w e n tn y i je d n o lity p rzed staw ić te n a sp ek t n ie- tzscheanizm u, k tó ry um ieścić w y p ad a w sferze ideologicznej. Tw órczość obu pisarzy tr a k tu ję jako dw a u n iw e rsa o częściowo zachodzących n a siebie zakresach. E m piry czn ą p o d staw ą p ra c y je s t podzbiór w spólny, w yłoniony w o p a rc iu o zasadę analogii. E fek tem w inno w ięc by ć o trz y ­ m anie, w p rz y ję ty c h granicach, m aksym alnego obszaru po d ejrzeń o n ie ­ tzscheanizm . U m ożliw ia to sform ułow anie opinii na tem a t ro d zaju i ja ­ kości le k tu ry .

T akie u jęcie p ro b le m u pozw ala, po pierw sze, dzieła N ietzschego tra k to w a ć a g reg aty w n ie i synchronicznie, tw órczość B e re n ta n a to m ia st system ow o i diachronicznie, ro z p a tru ją c poszczególne u tw o ry (a także w y stęp u jące w n ich w ątk i) z p u n k tu w idzen ia całości. O znacza to, po d rugie, że tra d y c ja ro zu m ian a jest t u głów nie czynnościowo *. Z estaw ia­ jąc analogiczne pod p ew n y m i w zględam i te k s ty n ad aw cy i odbiorcy (uczestników — w spółtw órców tra n sm isji), szukam w ty c h d ru g ic h śla ­ dów pierw szych. Po trzecie więc, w ty m p rzy p a d k u k w estia ory g in al­ ności i naślad o w n ictw a m a znaczenie głów nie in stru m e n ta ln e . U jaw n ie­ nie m echanizm ów ciągłości i zm iany, k o n ty n u a c ji i „tw órczej z d ra d y ” n a k o n k re tn y m m ate ria le badaw czym je s t je d n y m z zadań te j pracy.

T rzy są głów ne a sp e k ty znaczenia m y śli N ietzschego w k ształto w an iu się arty sty czn eg o św iatopoglądu B eren ta. P ierw szy, opisow y, dotyczy c h a ra k te ry sty k i w spółczesności. J e s t on zw iązany z N ietzscheańską d ia­

(3)

46 R Y S Z A R D N Y C Z

gnozą k u ltu ry i społeczeństw a, sk o n cen tro w an ą tu ta j w okół trzech pod­ staw ow ych problem ów : jednostki, społeczeństw a i ro li przeszłości. P r o ­ blem rozum iem tu w sensie zaproponow anym przez T im ofiejew a, jako jedność te m a tu oraz i d e i 2. A spek t d ru g i łączy się z d y re k ty w a ln y m składnikiem św ia to p o g lą d u 3, odsłaniający m poprzez u k ład m otyw acji i p refe re n c ji o rie n ta c ję aksjologiczną. W spólnym i isto tn y m n u rte m tw órczości obu p isarzy je s t poszukiw anie w zoru osobowego. N a koniec w ypadnie rozw ażyć a sp ek t trzeci — pew n e k w estie zw iązane ze św ia­ dom ością estety czn ą B eren ta. Z grupow ać się one d a ją w okół zagadnień: konw encji, m eto d y i p o staw y pisarsk iej.

Tom asz W eiss, w p rac y dotyczącej recep cji m yśli N ietzschego w P o l­ sce, postaw ił tezę, że n ietzscheanizm B e re n ta je s t „zagadnieniem cało­ k sz ta łtu jego tw órczości i poglądów ” 4. M ożna uw ażać te n a rty k u ł za

próbę p rak ty c zn e j w e ry fik a c ji owego stw ierd zenia. W reszcie, dla p o p raw ­ nego o dczy tan ia tw órczości a u to ra O zim in y znajom ość tego w ą tk u ideo­ w o-artystyczn eg o jest w a ru n k ie m koniecznym , choć bez w ątp ie n ia n ie ­ w ystarczający m .

f

1. Diagnoza „przejrzałych cywilizacji i dogorywających św iateł”

1.1. W św iadom ości m odern isty czn ej n ietzscheanizm u trw a lił się p rz e ­ de w szystk im jak o zbiór k ilk u n a stu słów — haseł w yw oław czych. B y ­ w ały one zn ak am i rozpoznaw czym i, św iadczącym i o przynależności g ru ­ pow ej (w sensie co n a jm n ie j g en eracy jn y m : m łodzi—starzy). B yw ały także form u łam i, w k tó ry c h lokow ano sw oje p o g ląd y o w spółczesnych, tęsk n o ty i ideały. Te m odern isty czn e loci co m m u n es sta w ały się orężem w sp orach z m ieszczańską przeciętnością i zdrow ym rozsądkiem , b y ły św iadectw em wyższości ideow ej i św iadom ości fak tycznego sta n u rz e ­ czy. Oczywiście nie zaw sze ta społeczna k o n o tacja zgadzała się z sensem , k tó ry N ietzsche sam pojęciom nad ał; jasn e jest też, że nietzscheanizm b y ł je d n y m ze źródeł w ielu pojęć, nie jed y n y m .

N a ogół m oderniści w ie rn i b y li N ietzschem u w negacji, w k ry ty c e sw ych przeciw ników — odstępow ali n a to m ia st od niego zasadniczo w ocenie w łasn ej postaw y. G łów ny sp ó r ow oczesny, o p ierający się na antagonizm ie jed n o stk a —społeczeństw o, je s t teg o w ym ow nym p rzy k ła ­ dem. K ry ty k a społeczeństw a b y ła ró w n ie to ta ln a ja k niep recyzyjna. A dresow ano ją przeciw ru ch o m m asow ym i szeroko po jętej „m iernoś­ ci”. P ogard zano w ięc tłu m em i m oralnością stada. Jego try w ia ln y m

2 Zob. J. P e 1 с, O pojęciu tem atu . W rocław 1961, s. 212.

3 Zob. L. N o w a k , U p o d sta w m a rk sisto w sk iej aksjologii. Warszawa 1974,

s. 117.

4 T. W e i s s , F ryd eryk N ietzsch e w p iśm ien n ictw ie polskim lat 1890—1914.

(4)

N IE T Z S C H E A N IZ M W T W Ó R C Z O Ś C I B E R E N T A 47

koryfeuszem b y ł d zien n ik arz — stą d niechęć do niego i czołowej roli, ja k ą od g ry w ał w rodzącej się k u ltu rz e m asow ej. W arstw a in telig en cji, k tó rą rep rezen to w ał, p ojm ow ana b y ła b ard zo szeroko. J e j filistersk ie am bicje i obyczaje u ja w n ia ły w niej najgroźniejszego przeciw n ika — m ieszczaństw o. O pinie k ry ty c z n e w y rażane przez m odernistów (podobnie ja k c h a ra k te ry sty k ę w łasn y ch postaw ) w yprow adzić trzeba zapew ne z dośw iadczeń biograficznych. P rzełom a n ty p o zy ty w isty czn y — głów ne przeżycie pokoleniow e m odernistów — b y ł ty m zespołem m o tyw acji, k tó ry u k ształtow ał ich postaw y; reflek sje N ietzschego pom ogły ty lk o ich a rty k u la c ji. P ro b le m a ty k a ta , obecna w Próchnie i słabiej w O zim i­

nie, n ajw y raźn iejsza je s t w Fachowcu. P o k azanie degeneracji głów nego

b o h atera u ja w n ia zasadnicze cechy m ieszczańskiej epoki: m oloch m iast przem ysłow ych (tych „olbrzym ich koszar fab ry czn y ch ” , ja k pisał N ie­ tzsche), u nifo rm izacy jn y w pły w społeczeństw a na jednostkę, ogłupienie jako w y n ik m echanicznej p ra c y w przem yśle. W Fachow cu p re c y z y j­ nie pok azan y je s t w łaśn ie proces n iw elacy jn y : n acisk tego, po n ietz sch e - a ń sk u dem okratycznego, społeczeństw a k ażdą w y o d ręb n iającą się, szla­ chetniejszą jed n o stk ę sprow adza m iędzy filistró w , w m ierność a zarazem w „sam o tny tłu m ” tak ich ja k ona. M ieszczański m aterializm , u dziela­ jąc y się także in n y m grupom społecznym pow oduje gnuśność fizyczną i um ysłow ą, m arazm i acedię. K onsekw encje „cnót” filistersk ich , zaob­ serw ow ane przez B e re n ta — pisarza zm ierzchów k u ltu r i czasów s ta ­ gnacji, up arcie, n iem al obsesyjnie p e n etru jąceg o ok resy „niem ożności” w życiu n a ro d u — u w spółczesnych m u i obecne w trzech pierw szych jego pow ieściach, m ożna odnaleźć tak że n a k a rta c h Ż y w y c h ka m ie n i i Opowieści biograficznych.

M ieszczańskie p o staw y i id eały znajdo w ały przeciw w agę w postaw ach i ideałach m odernistycznych. Oto przykładow e antynom ie: ap ro b a ta tłu ­ m u i przeciętności — in d yw id u alizm i poczucie wyższości (hasło: „n ad - człow iek”); filistersk ie zadow olenie i stadność — w alo ry zacja cierpienia i sam otności; sztuk a rozryw kow a, schlebiająca m ieszczańskim g u stom — estetyzm . D rug i człon o statn iej a n ty n o m ii m oty w o w any b y ł także poczu­ ciem k ry zy su n ajw yższych w artości (hasło: „Bóg u m a rł”) i relaty w n o ści n o rm etycznych. Zaw iedzione oczekiw ania aksjologiczne lokow ane b y ły w sztuce ro zu m ian ej m ożliw ie h erm etycznie.

1.2. T em at a rty s ty je s t ogrom nie ro zb u d ow an y sem antycznie. A by dotrzeć do sed na prob lem u, uprzednio omówić trz e b a pom niejsze tem a ­ ty: d e k a d en ta , m o d ern isty i ak to ra. Z ty m o statn im łączą się N ietzsche- ańskie koncepcje śm iechu, m aski, u dania, g ry , tań ca (a także: gestu, m im iki, „cielesności” itd.). K to je s t d ek ad en tem ? W edług N ietzschego p ierw szym był S o k rates — u niego najw cześniej d ialek ty k a z a stą ­ p iła in sty n k t, ro zb ijają c klasyczną jedność czynu i m yśli. D ekadencja p o jaw ia się zw ykle w okresach zubożenia sił w italn y c h człow ieka (ZB

(5)

48 R Y S Z A R D N Y C Z

2 0 )5. W tak ich czasach, byw a, n a p ierw szy p la n w ysuw a się postać uczo­ nego łącząca w sobie cechy ascetyczne i d ekadenckie (GM 187). Czło­ w iek now oczesny s tra c ił um iejętn o ść in sty n k to w n e j, nie m otyw ow anej św iadom ie działalności.

Więc indyw iduum staje się trwożne i niepew ne i nie śm ie już sobie wierzyć: zapada samo w siebie, w wnętrzność, co tu znaczy tylko: w nagromadzoną kupę rzeczy nauczonych, które nie działają na zewnątrz, pouczeń, które nie stają się życiem. [NR 13&—137]

J e s t to człow iek cho ry n a h isto rię i p rzero st świadomości. Z dolny do ro li w idza i o bserw atora, nig d y nie będzie tw órcą („probierzem stanów w ręcz n iea rty sty cz n y c h jest: p r z e d m i o t o w o ś ć ” ®). N ie­ tzsche nie w ątp i, że w szelkie doskonałe działanie je s t nieśw iadom e. D zia­ łalność a rty sty c z n a tak że podlega te j zasadzie. A rty sta zdolny do k r y ty ­ k i i a u to re fle k sji „ je st czym ś połow icznym , je st »m odernistą«” (WM 4 1 9 )7. M odernista to ta k i a rty s ta , u k tó reg o au toan aliza pożera tw ó r­ czość, z a stę p u je ją i w końcu sta je się je d y n ą tw órczością; dzieło usuw a się z zasięgu jego m ożliwości. D latego też jego cechą k o n sty tu ty w n ą i rozpoznaw czą nie je s t w cale tw orzenie d z ie ł8. W obec in n y ch ludzi decyd u jący o k azuje się a rty sty c z n y h abitus, któ rego sta ra n n ie p rze strz e ­ ga. Silnie ro zw in ięta św iadom ość g ran ia ro li a rty s ty ty lk o pogłębia dez­ in te g rac ję psychiczną jed n o stk i, p rzesu w ając p u n k t ciężkości n a jej

alter ego — na ak to rstw o .

5 W celu uniknięcia nadmiernej ilości przypisów lokalizację cytatów i odwołań do pism N ietzschego podaję w tekście. Opieram się na wyd.: F. N i e t z s c h e ,

D zieła. Przełożyli: W. B e r e n t , K. D r z e w i e c k i , L. S t a f f , S. W y r z y ­ k o w s k i . W arszawa 1905—1912. Litery w skazują na tytu ły odpowiednich tomów, cyfra na stronicę: EH = Ecce homo. Jak się sta je — k im się je s t (suplement), GM = Z genealogii m oralności. Pism o polem iczne (t. 3), J = Ju trzenka. M yśli o p rzesą ­

dach m oralnych (t. 7), LA = L udzkie, a rcylu d zk ie (t. 10), NR = N iew czesne ro z­ w ażania (t. 13), NT = N arodzin y tragedii, czyli h ellenizm i p esym izm (t. 9), PDZ =* Poza dobrem i złe m (t. 2), WJC = W ędrow iec i jego cień (t. 11), WM = Wola m ocy (t. 12), WR — W iedza radosna. „La gaya scien za” (t. 6), Z = Tako rzecze Z aratu stra. K siążka dla w szy stk ic h i dla nikogo (t. 1), ZB = Z m ierzch bożyszcz, czyli ja k filozofu je się m ło tem (t. 5).

We w szystkich przytoczeniach spacja oznacza podkreślenia pochodzące ze źró­ deł cytow anych, podkreślenia autora artykułu są ponadto kursywow ane.

8 F. N i e t z s c h e , Z psychologii sztuki. Tłum aczenie i dopiski W. B e r e n t a . „Chimera” 1902, t. 6, s. 221.

7 Na takie jednak stanow isko (traktowane jako zasada ogólna, a nie jako szczegółowa rada — an tidotu m w obec w ielości „jałowych geniuszy”) zdecydowa­ nie nie godzi się Berent. Pogląd N i e t z s c h e g o opatruje obszernym kom enta­ rzem (zob. Z psych ologii sztu ki, s. 225): „Artysta, który nie ogląda się poza siebie ani przed się nie patrzy, znajdzie się rychło tam , gdzie go mieć pragnie vo x po­

puli. [...] W sztuce słow a jednym z najpotężniejszych m otorów twórczości jest zna­

jomość ludzkiej duszy, a do tego Sezam u prowadzi tylko stroma i kręta ścieżka sam oobserwacji oraz autoanalizy. [...] Tu idzie o analizę dokonywaną po st fa c ­

tu m [...]”.

(6)

N IE T Z S C H E A N I Z M W T W Ó R C Z O Ś C I B E R E N T A 49

C h a ra k te ry sty c zn e d la m yśli N ietzschego, że określenie to nie o g ra ­ nicza się w cale do w ąsk iej g ru p y ludzi. A kto rstw o , g ra, rola, m aska —· p rzy pom ocy ty ch pojęć p ró b u je określić ogólny m echanizm psycho­ społeczny rządzący ludzk im życiem , m echanizm , k tó ry raz pusz­ czony w ru c h działa dalej sam odzielnie, aż do m om entu, k ied y „ro la s t a ł a s i ę rzeczyw iście ch arak terem , sz tu k a n a tu r ą ” (WR 312). A k to r to odtw órca i p restid ig itato r. U N ietzschego a k c e n t p ad a czasem na pierw sze, czasem n a d ru g ie określenie. P ierw sze słu ży zw ykle k ry ty c z ­ ny m sądom , d ru g ie um ieścić trz e b a w d o d atn im polu sem antycznym . A nalizując pojęcie a rty s ty , tu w łaśnie z n a jd u je N ietzsche k w estie godne najw yższej uw agi. Te in te resu jąc e rozw ażania pozwolę sobie przytoczyć

in extenso.

Problem at aktora niepokoił m nie najdłużej i pozostawałem w niepewności co do tego (i tkw ię w niej czasem teraz jeszcze), czy nie zdołamy, wychodząc z tego punktu, poradzić sobie z niebezpiecznym pojęciem „artysta” — pojęciem traktow anym dotąd z dobrodusznością nie do darowania. Fałsz z czystym su ­ mieniem, rozkosz m askowania się, w ybuchająca jako siła, usuw ająca na bok tak zw any „charakter”, zatapiająca go, czasem gasząca; w nętrzne pożądanie w ejścia w rolę i maskę, w z ł u d ę ; nadwyżka zdolności przystosowawczych wszelkiego rodzaju, które już nie um ieją się zadowolić w służbie najbliższego, najciaśniej- szego pożytku: w szystko to jest może n ie t y l k o istotą aktora?... [WR 327—328] N ietzscheanizm Próchna zaw iera się w: głów nym problem ie (arty sta jako a k to r i m odernista), głów nej d y sk u sji (cała rozm ow a H e rte n stein a z M üllerem o sztuce i społeczeństw ie w części 4) oraz w c h a ra k te ry sty c e bohaterów . Z p rzy jęteg o tu ta j p u n k tu w idzenia głów ne postaci Próchna m ożna opisać w y k o rz y stu ją c rozw ażania N ietzschego o m oderniście, a k to ­ rze i człow ieku przedm iotow ym . W praw dzie nazw isko N ietzschego nie pada w tekście ani razu, jed n a k często zdarza się tak , że sens poglądów w yp ow iadan ych przez postaci s ta je się b ard ziej zrozum iały po sk o n fro n ­ to w an iu ich z odpow iednim i uw agam i a u to ra Z a ra tu stry. N iekiedy są to pom niejsze odw ołania. T ak rozgoryczenie M ullera z pow odu sukcesów życiow ych ludzi m iern y ch , przeciętn y ch , ale s p r y tn y c h 9, n asu w a n a m yśl znane hasło N ietzschego — „bądźcie ja k oni! bądźcie m iern y m i!” (PDZ 252). H e rte n ste in w ypow iadając d ecy d u jący a rg u m e n t przeciw u p raw ian iu sztuki: „sztuka to nie je st rzecz d o sto jn a”, odw ołuje się do N ietzscheańskiego sensu dostojności.

Podobnie w O zim inie pułkow nik, s ta ry K om ierow ski, baron, Lena sięgają po a rg u m e n ty do n au k Z a ra tu s try i W ie d zy radosnej oraz w y k o ­ rz y s tu ją N ietzscheańską sty listy k ę. Ich poglądy są w ery fik ow an e lu b falsyfikow ane w e w n ątrz św iata powieściowego. P rzy k ład em może być przy p ad ek b aro n a, któ reg o a rg u m e n ty o krzepkości, p raw ie pięści, de­ s tru k c y jn y m w pływ ie słabych na życie społeczne (GM 147; ZB 78), w y ­

9 W. B e r e n t , Próchno. Kraków 1971, s. 278, 287.

(7)

50 R Y S Z A R D N Y C Z

łożone w rozm ow ie z N iną, zostały w k ró tce skom prom itow ane ich filis- tersk im w ykorzy stan iem . W sum ie nietzscheanizm jest tra k to w a n y przez postaci jako a rse n a ł słow nego oręża, k tó ry m m ożna toczyć d y sp u ty i zwyciężać, je s t to w ięc poniekąd ch w y t ery styczn y.

N iekiedy je d n a k te drobne odw ołania m a ją donioślejszą wagę. W P róchnie H e rte n ste in m ów i o T u rk u le: „on nasz b y t u sp raw ied liw ia” , a później zw ro tem ty m posługuje się jeszcze d w u k ro tn ie M üller 10. W aga owego sform ułow ania, skonfrontow anego z aforyzm em Nietzschego, po­ lega n a tym , że określa m od ern istó w „jak o ludzi przedm iotow ych”, T u rk u ła zaś jako „nadczłow ieka” u . Ta in fo rm a c ja dla w tajem n iczo nych (o nadczłow ieczeństw ie T u rk u ła) p o tw ierd za się niebaw em , kiedy T u r- k u ł m ów i B orow skiem u o trzech p rzem ianach ducha, cy tu jąc nau k i Z a­ r a tu s tr y 12. Dw ie zasadnicze płaszczyzny, w k tó ry c h prow adzi n a rra c ję B e­ r e n t — sym oliczna i realisty czn a — łączą się tu ta j w jed n y m obrazie. Znaczenie tej sceny dla całej pow ieści o p a rte je s t jed n a k jeszcze n a czym ś in n y m — n a przem ilczeniu. W łączając k ry p to c y ta t w w ypow iedź T u rk u ła, B eren t jednocześnie n ap row ad za nas n a k on tek st, z którego ów k ry p to c y ta t został w y ję ty . W yroczne słow o zastąp ił ek w iw alen t o b ra ­ zowy. P arab oliczn y sens sceny n a moście d e szy fru je się bow iem dopiero po sk o jarzen iu ze z n an ą reflek sją N ietzschego o ludziach-m ostach i lu - dziach-strzałach, o „um iło w an iu d a li” 13. Także w d ru g im k ry p to cy tacie w y stęp u jący m w Próchnie najw ażn iejsze jest przem ilczenie. P osługuje się n im J e ls k y podczas rozm ow y w k a w ia rn i (w klam rze podaję pom i­ n ię ty przez niego fragm ent).

Przypom nę w am tylko: „Gdym szatana mego ujrzał, był on poważny, po­ nury i głęboki... [był to duch ciężkości, przezeń w szystko ginie. Nie gniewem,

10 Ibidem , s. 111, 176, 281.

11 Zob. PDZ 153— 154: „Człowiek przedm iotowy jest narzędziem, drogocennym, łatwo się psującym i m ętniejącym narzędziem m ierniczym oraz cackiem zwierciad­ lanym , którego należy szczędzić i szanować; lecz nie jest celem, nie jest w ylotem i wzlotem , nie jest człowiekiem koronującym, którym r e s z t a b y t u s i ę u s p r a w i e d l i w i a , nie jest kresem — a tym mniej początkiem, poczęciem

i pierwszą przyczyną, czym ś krzepkim, potężnym, na sobie wspartym, co chce panować: raczej jeno kruchą, w ydętą, delikatną, ruchliw ą formą glinianą, która na jakąś treść i zawartość wprzód czekać musi, by się następnie według niej »ukształtować« — zazwyczaj człowiekiem bez treści i zawartości, człowiekiem »nie- sam oistnym «”.

12 B e r e n t , op. cit., s. 153; zob. Z 25.

13 Zob. Z 9— 10: „Człowiek jest liną rozpiętą m iędzy zwierzęciem i nadczło- w iekiem — liną ponad przepaścią. [...]

Oto co w ielkim jest w człowieku, iż jest on m ostem , a nie celem; oto co w czło­ w ieku jest um iłow ania godnym, że jest on p r z e j ś c i e m i z a n i k i e m .

Kocham tych, którzy żyć n ie um ieją inaczej niż w zaniku, albowiem oni są tymi, którzy przechodzą.

Kocham w ielkich wzgardzicieli, gdyż to są w ielcy w ielbiciele i s t r z a ł y t ę s k n o t y na brzeg przeciwny”.

(8)

N IE T Z S C H E A N IZ M W T W Ó R C Z O Ś C I B E R E N T A 51

lecz śm iechem się zabija]. Naprzód, zabijmyż ducha ociężałości!” Panow ie, niech żyje...

— Sztuka — pisnął ktoś nieśmiało.

— Głupiś! — szepnął mu z góry Jelsky. — Banalne zwierzę! Panowie, niech żyje p a sz k w il!14

J e s t to rów nież k ry p to c y ta t z Z a ra tu stry (s. 49), co zdaje się dowo­ dzić znaczenia tej książki d la m odernistów , sugerow anego przez B e re n ­ ta. Zastosow ane tu przem ilczenie pozw ala scharakteryzow ać nie ty lko postać w ypow iadającego, ale poprzez istn ieją cą sy tu ację k om u n ik acy jn ą także tych , do k tó ry c h się on zw raca, oraz tego, k tó ry odpowiada. „ P rz y ­ pom nienie” z eb ran y m słów Nietzschego św iadczy o fu nk cjon ow an iu jego tek stó w jako dow odów w tajem niczenia, św iadectw a przynależności do bohem y, w końcu dość h erm ety czn ej grupy. P rzem ilczenie um ożliw iło także c h a ra k te ry sty k ę M üllera, żyjącego w stanie ja k b y „zaczadzenia” sztuką, w stan ie jej nałogow ej afirm acji. Je ls k y nato m iast u p raw ia „ek sp ery m en t in te le k tu a ln y ” : jest p o dejrzliw y wobec każdej w artości, każdej konw encji społecznej — chce rozbroić je drw iną. Śm iech, d rw in a działają osw obadzająco, są znam ionam i wyższości („bogowie lub ią d rw ić ” — pisał N ietzsche) i w olności człow ieka („tan cerz”).

Apologię p aszkw ilu w y ja śn ia ją słow a H erten stein a, k tó ry jest w Próchnie rozum iejącym i w spółodczuw ającym diagnostą, a jednocześ­ nie swego ro d zaju selektorem (podobnie ja k P rofeso r w O zim inie) po­ glądów w ypow iad an ych w powieści. W edług niego paszkw il jest „o stat­ nim słow em współczesnego talen tu , pieśnią tw órczej niem ocy” 15. F o r­ m u ła „tw órczej niem ocy” , stosując się do w szystkich głów nych postaci

Próchna, w ery fik u je jednocześnie trafn o ść rozw ażań N ietzschego o m o­

derniście.

M odernista jest dla N ietzschego a rty stą -im p o te n te m , a rty s tą z kom ­ pleksem ak to ra. W Próchnie najczęściej rezo nu je na te n te m a t H e rte n - stein. Z obrzydzeniem od n ajd u je on w sztuce ak to rstw o i obłudę, z nie­ chęcią ob serw uje obciążonych ty m grzechem w spółczesnych a rty stó w (i zarazem swoich przyjaciół) — „ ak to rem jest każdy z nich, z ty c h tw órców ”. Podobną m yśl w y raził też Je lsk y w sw oim „ testam en cie” 16. A k tor B orow ski jest w reszcie postacią o tw ierającą powieść i jed n y m z jej bohaterów . W iele w skazuje na to, że ta k m ocne w yeksponow anie ak to rstw a jako k o n sty tu ty w n e j cechy ch arakterologicznej głów nych po­ staci Próchna św iadczy o n ietzscheańskim rodow odzie ostatecznego k sz ta ł­ tu tej powieści — określając także jej sens ideologiczny. O ile bow iem w y bór arty stó w n a bohateró w tłum aczyć m ożna w jakik olw iek in n y sposób (typow ością i w ażnością zjaw isk a dla owego okresu, m o d ern is­

14 B e г e n t, op. cit., s. 105. 15 Ibidem , s. 110.

(9)

52 R Y S Z A K D N Y C Z

tycznym i k on w encjam i — tem a t a rty s ty , itd.), o ty le w położeniu n acis­ k u n a ak to ra, grę, rolę, m askę — w idzieć m ożna zasadnie in sp iracje N ietzscheańskie.

1.3. Cechą ogólniejszą od. a k to rstw a jest przedm iotow ość. Z tego p u n k tu w idzenia Próchno byłoby litera c k ą egzem plifikacją „człowieka przedm iotow ego” , w spółodczuw ającego, słabego, m yślącego i działające­ go przede w szystkim rea k ty w n ie; a rty s ta jako a k to r i m od ern ista to tylko szczegółowa odm ian a tego ty p u . P odobnie w O zim inie — m łodzi to, p rzy n a jm n ie j w części sw oich n a tu r, ludzie przedm iotow i: chorobli­ wie w ydelik acen i (W anda), tra w ie n i „zim ną gorączką w irów w ielko­ m iejsk ich ” (Bolesław), rozsiew ający nerw o w e podniecenie (Ola), w spół- odczuw ający (Nina, a zresztą w szyscy oni). Isto tn ą cechą tego ty p u ludzi jest niem ęskość (PDZ 277); w spółodczuw anie to specjalność k o b iet (J 151). N eg aty w n a ja k w tw órczości N ietzschego ocena kobiet n ajsiln iej uzew n ętrzn ia się u B e re n ta w O zim inie, choć n aw et tu ta j nie zdom ino­ w ała c h a ra k te ry s ty k i w szystkich żeńskich postaci. Ich ak to rstw o jest „n ieu stan n y m o d tw arzan iem i odzw ierciedlaniem ” tego, co n a zew nątrz nich, je s t re a k c ją n a p o d n iety p ły n ące z otoczenia. K obiety sta ją się tu ta j z jed n ej stro n y św iadectw em społecznej anom ii, z drug iej zaś p ro ­ b ierzem tężyzny, ak ty w n o ści i w oli m ężczyzn.

D ekadencja społeczeństw a je s t re z u lta te m zanik u „w oli m ocy”, energii i w italności — „ ru c h u ” . Człowiek przed m io tow y to re p re z e n ta ty w n y ty p owego społeczeństw a. Postacią pod ty m w zględem znam ienną je s t H erten stein , w k tó ry m n ajw ażn iejsze cechy in te n sy fik u ją się ze szcze­ gólną siłą. W erb alizu je p o staw y in n ych , k o n s ta tu je fak ty , u jaw n ia p r a ­ w idłow ości i pow iązania, lecz w niczym nie uczestniczy, w szystkich rozum ie, lecz z n ik im się nie utożsam ia — w y b ie ra rolę św iadk a i m askę przedm iotow ości, obiektyw izm i to leran cję. W postaci tej ja k b y doko­ n yw ało się przejście od N ietzscheańskiego a k to ra do S chopenhauerow - skiego m u zy k a i do buddyzm u, od pozornej aktyw ności do n irw an icz- nej ko n tem p lacji.

U m ysł mój jest przedm iotowym do głębi, a wyróżniająca mnie w łaściw ość tkw i w tym m ianowicie, że mogę postaw ić się w każdym punkcie widzenia, patrzeć oczyma każdego, że nie jestem zam kniętym w żadnym indyw idualnym więzieniu.

— oto w yznan ie H. F. A m ie la 17, najw iększego „jałow ego geniusza” przełom u w ieków . P rz y pom ocy jego p a m ię tn ik a m ożna b y w cale do ­ k ładn ie opisać i zin terp reto w ać n ajw ażn iejsze postaci Próchna (razem 17 H. F. A m i e 1, Z pam iętn ika. Tłum aczyła A. K o r d z i k o w s k a . Studium krytycznym poprzedził W. J a b ł o n o w s k i . W arszawa 1901, s. 43. Trudno się dziwić, że dla S. B r z o z o w s k i e g o (Am iel. W: G łosy w śród nocy. S tudia nad przesileniem ro m a n tyczn ym k u ltu ry eu ropejskiej. Z tek i pośmiertnej w ydał i przed­

mową poprzedził O. O r t w i n . Lw ów 1912, s. 140 n.) A m iel w łaśnie najdoskonalej ucieleśniał N ietzscheańskiego człowieka przedmiotowego.

(10)

N IE T Z S C H E A N IZ M w T W Ó R C Z O Ś C I B E R E N T A 53

z ich budd y zm em i schopenhaueryzm em ). B ohaterow ie te j pow ieści p o j­ m u ją siebie jako indyw idualności nie połączone żadnym i fak ty czn y m i w ięzam i z jak ąk o lw iek g ru p ą społeczną (także z tą , k tó rą sam i m ogliby tw orzyć). Indyw id ualizm i społeczne o sa m o tn ie n ie 18 jest ko nsekw encją d ezin teg racji społeczeństw a i k ry zy su w artości. Rozpow szechniające się wówczas n a stro je p rzy g n ęb ien ia i rozczarow ania, zw iązane z p esym istycz­ ny m i system am i m etafizycznym i i relig ijn y m i, są rea k c ją n a te n sta n rzeczy.

D la N ietzschego ta k b u ddyzm ja k ch rześcijaństw o są religiam i k o ń­ ca, dw om a w ielkim i ru ch am i n ihilistycznym i. O ile jed n a k ch rześcijań ­ stw o je s t religią p arw en iu szy k ieru jąc y c h się resen ty m en tem , o ty le buddyzm — relig ią p rzerafin o w an ych a ry sto k ra tó w ducha. I k ied y N ie­ tzsche p ró b u je opisać duchow ą jakość tej dru g iej postaw y, w idać, ja k łączą się w zgodnej sym biozie z buddyzm em : stoicyzm i epikureizm , zasada P e tro n iu sza „erudito lu x u ” i jego śm ierć p ełn a spokoju, w y k w in ­ tu , p ełn a — dobrego sm aku.

Ruch buddystyczny oznacza p i ę k n y w i e c z ó r , skończoną łagodność i słodycz — jest to w dzięczność w zględem w szystkiego, co się ma poza sobą; licząc już i to, czego brak: gorycz rozczarowania, złość utajoną; ostatecznie: w y ­

soka m iłość duchowa; w yrafinow anie filozoficznej sprzeczności jest poza nim, w ypoczyw a on sobie także i po niej: ale od niej zachowuje jeszcze duchową glorię i żarzenie się zachodzącego słońca. [WM 146]

N ietrud n o zauw ażyć, że o statn ie sceny Próchna u trzy m an e są w a n a ­ logicznej tonacji: tak że pora dnia, w n ę trz e p o koju w w illi H erten stein a, atm osfera tam p a n u ją c a — o d d ają k lim a t pięknego zm ierzchu k u ltu r y i „śm ierci ro zu m n e j”.

Ś m iercią ro zu m n ą nazy w a N ietzsche sam obójstw o. B roni p raw a ludzi do u jm ow ania sobie życia (LA 96), do rozporządzania n im w edle sw ej woli. Także i t u sprzeciw ia się ro zw iązaniu p rzy n iesio n em u przez chrześ­ cijaństw o. Śm ierć n a tu ra ln a je s t pogw ałceniem w olności człow ieka, p rz y ­ m usem n arzu co n y m woli. C hrześcijaństw o, p o tęp iające sam obójstw o jako śm ierć rozm yślną i sam ow olną, godzi się je d n a k łatw o z sam obójstw em stopniow ym , jak im je s t m ierne, przeciętne, szare ludzkie życie (WM 160). „Crescentes ad m o rte m ” — w szyscy. Lecz d o jrzew an ie do m y śli o w łasnej koniecznej śm ierci je s t ciągle jeszcze u działem ty lk o nielicz­ n y ch jedno stek . T ak się dzieje, choć osw ojenie się z ty m fak te m o tw iera now e s tre fy ludzkiej w olności (W JC 417), d a je n ie znan ą p rzed tem saty sfak cję istn ien ia (W JC 338).

18 K. T r o c z y ń s k i (A rtysta i dzieło. S tu d iu m o „Próchnie" Wacława B e­ renta. Poznań 1938, s. 56) zauważył, że déracinement jest sytuacją wielostronnie dotyczącą bohaterów Próchna. Wyróżnia on déracinement rasowe (Jelsky), narodowe, klasow o-zaw odow e, rodzinne i środow iskowe (wszyscy czterej bohaterowie tej po­ wieści). Im produktywizm , nieosiągalność sztuki, rodzi kolejne sw oiste osam otnienie. Troczyński w łaśn ie w fakcie całkowitego déracinem ent upatrywał dekadentyzm głów nych postaci Próchna.

(11)

54 R Y S Z A R D N Y C Z

Człowiek ze „zm ysłem h isto ry czn y m ” , h o łd u jący ideałow i ascetycz­ nem u, jest w y k w ite m i sym bolem d e p re sji społeczno-kulturow ych: an o­ mii, ja k by pow iedział D urkheim ; acedii, z asto ju i m artw o ty , ja k to nazyw ał B eren t; d ek ad en cji w reszcie — w edle term inologii Niętzschego. Człowiek tak i, zep ch n ięty n a boczny to r h isto rii, nie może ju ż być trag iczny; n ajw y żej je st groteskow y — ja k Je ls k y p o p ełniający sam o­ bójstw o w k a w ia rn i M uzeum ; a częściej żałosny — ja k niem al u m ie ra ją ­ cy ze stra c h u Z arem ba. Dla dynam icznie rodzących .się ru ch ó w społecz­ nych, d em o k raty czn y ch i socjalistycznych, je s t to „lisznij czeła w iek” ; stał się on używ ającym i przechadzającym się w idzem i wprawiony został w stan, w którym naw et w ielka wojna, w ielka rew olucja ledw o na chw ilę jakąś zmianę w yw ołać zdoła. [NR 135]

1.4. K iedy się m ów i o a ry sto k ra ty cz n y m indyw idualizm ie N ietzsche­ go, to zw ykle w zestaw ien iu z jego niechęcią do d o k try n eg alitarn y ch — dem okracji, socjalizm u, chrześcijaństw a. Są tu w łaściw ie dw a zagadnie­ nia: n eg aty w n a globalnie ocena ty ch d o k try n , ze w skazaniem n a podo­ b ieństw a istn iejące m iędzy nim i, i p o zy ty w n y w alo r socjalizm u jako ru c h u dynam icznego, aktyw nego. Sukces sił dem o kraty czny ch to zw y ­ cięstw o słabych n a d silnym i (ZB 78), przeciętn y ch n a d w yjątk ow y m i; to b u n t m as p rzeciw indyw idualizm ow i i h iera rc h ii (tendencje n iw ela­ cyjne); to jednocześnie proces, k tó ry w b re w zam ierzeniom in icjato ró w stw a rz a dogodne w a ru n k i do p o jaw ienia się w ładców „silnej rę k i”, w spółczesnych ty ra n ó w (PDZ 212).

P ro b le m a ty k ę ru c h u socjalistycznego pokazanego w O zim inie m ożna schem atycznie przed staw ić w postaci trzech k o m p lem en tarn y ch p a r p o­ jęć: socjalizm u i chrześcijaństw a, socjalizm u i tłu m u oraz socjalizm u i indyw idualizm u. R ozpatrzenie pierw szej p ro w ok uje scena na ulicy, w k tó re j J u r, ro b o tn ik „na fu n d u szu p a rty jn y m ” m ów i z podziw em 0 m aszeru jących bogom olcach: „m oja nie m o ja — ale w ia ra jest m ocna 1 tyle! Pod k n u ty oni lezą, rąb ać się d a ją , gnać po ziem i całej — a nie u stę p u ją ” (te słow a ro b o tn ik a stanow ią d la K om ierow skiego, także socjalisty, sym ptom p o staw y pow szechniejszej — idealizacji nędzarzy „jako sp raw ied liw y ch w P a n u i n ap ra w iśw ia tó w ” , pow ołanych przede w szystkim do „p ro sto w an ia dróg jeg o ”) 19. J a k w idać, ru c h socjalistyczny jest tu w y raźn ie in te rp re to w a n y w d u c h u nietzscheańskim . D la N ie­ tzschego w szy stk ie naczelne w arto ści w socjalizm ie to m odyfikacje idei stary ch , chrześcijańskich. Za w spólną uw aża on tak że niechęć do w szel­ kiego u p rzy w ilejo w ania, u p a tru je analogię w m etodach w zm acniania

„ in sty n k tu stad n eg o ” .

T łum y pojaw iające się ta k licznie w części 4 O zim in y są egzem pli- fik a c ją w spółw ystępow ania obu członów kolejn ej p a ry pojęć, a także stra te g ii działania p row odyrów i specyficznych m echanizm ów rząd zą­

(12)

N IE T Z S C H E A N IZ M w T W Ó R C Z O Ś C I B E R E N T A 55

cych psychologią tłum ów . K o n statacje zn ajd u jące się w pow ieści w iązać by m ożna z koncepcjam i z G. T a rd e ’a i G. Le B o n a 20. Podobne obser­ w acje n a p o ty k am y także u N ietzschego (WM 381). B e re n t w pełni doce­ n iał w agę zjaw iska — w jego rozszyfrow aniu, w zrozum ieniu „duszy g ro m ad n ej” , jej su g esty w n ej siły, w idział zadanie pokolenia 21.

Mimo swego n iw elacyjnego działania (zdaniem N ietzschego „ekspensy w szystkich su m u ją się k u pow szechnej stracie: człow iek staje się m n ie j­ szym ”; WM 459) socjalizm m a także sw ą dod atn ią stronę, w prow adza bow iem w stag n ację m ieszczaństw a elem en t dynam izm u, sta je się bodź­ cem akty w izu jący m społeczeństwo. W tej p ersp ek ty w ie łatw o dostrzec zasadniczą odm ienność typów ludzkich: ty p „człow ieka stadn ego ” będzie zawsze ogrom nie p o d a tn y n a w p ły w w ielkich zbiorowości, n ato m iast in d y w id u alista zdoła zachow ać d y stan s i konieczną świadom ość swego działania n a w e t w tedy, gdy zechce z ru ch em socjalistycznym w sp ó łp ra­ cować. Taką postacią je s t w O zim inie K om ierow ski, k tó ry p o jm u je sw o­ je przym ierze z socjalizm em jak o pew nego ro d za ju konfederację 22. D la Nietzschego b y ła ona m ożliw a, choć jej sens in te rp re to w a ł inaczej niż B erent.

Socjalizm jest tylko środkiem agitacyjnym indywidualizm u: pojm uje on, że aby coś osiągnąć, trzeba zorganizować działanie zbiorowe, „moc”, lecz to, czego on chce, nie jest społeczność jako cel jednostki, lecz społeczność j a k o ś r o d e k d o u m o ż l i w i e n i a w i e l u j e d n o s t e k . [WM 392]

Insp irow an a m yślą N ietzschego in d y w id u alisty czn a po praw k a do so­ cjalizm u b y ła dla B e re n ta przede w szy stk im ap elem o uw zględnienie autonom icznego, w szechstronnego ro zw oju osobowości każdej jedn ostk i w ram ach socjalistycznej ideologii. Je śli rozw ój te n dotychczas realizo­ w ali tylko nieliczni a ry sto k raci d u cha — to należy upow szechnić ów elitaryzm . Socjalizm oznaczał dla B e re n ta p ro g ram w alk i o duchow e i m oralne odrodzenie jednostki, o pogłębienie jej życia w ew nętrznego. D latego też jed n y m z najcięższych zarzutów , ja k i pisarz postaw ił owo- czesnej ideologii socjalistycznej, b y ł ten , iż ogranicza się ona ty lk o do k ry ty k i i p o stu lató w społeczno-ekonom icznych, nie b u d u je n ato m iast k o n stru k ty w n eg o pro g ram u rzeczyw istego uczestnictw a p ro le ta ria tu w k u ltu rz e, k tó ra pozostaje w d alszym ciągu dom eną u przy w ilejo w a­ n ych 23.

20 Zob. G. T a r d e , Opinia i tłu m . Przekład K. S k r z y ń s k i e j . Warszawa 1904. — G. L e B o n , Psychologia tłum u. Przekład Z. P o z n a ń s k i e g o . War­ szawa 1899. Także: S. S i g h e 1 e, T łu m zb rodn iczy. S zk ic psychologii zbiorow ej.

Przekład A. M o r ż k o w s k i e j . Warszawa 1895. — B. Ł o z i ń s k i , Tłum . Szkic

socjologiczny. Kraków 1895.

21 Zob. S. A. M. [W. B e r e n t], Idea w ruchu rew o lu cyjn ym . Kraków 1906,

s. 26, 39.

22 Zob. na ten tem at artykuł J. G a r b a c z o w s k i e j W. B erent w obec re w o ­

lucji. „Ruch Literacki” 1968, nr 6.

(13)

56 R Y S Z A R D N Y C Z

S tanow isko in d y w id u alizm u socjalistycznego, podnoszenie tezy a k ty - w izm u, in te rp re to w a n ej heroistyczno-etycznie, ujm ow an ie ru c h u socja­ listycznego jako ru c h u kulturow o-ideologieznego przede w szy stkim — zbliża m y śl B e re n ta do m arksistó w m o d ern isty czny ch i bliskiej im w za­ sadniczych tezach antropologii filozoficznej F e u e rb a c h a 24.

1.5. P ro b le m sto su n k u przeszłości do teraźniejszości to prob lem jej ak tu alneg o znaczenia dla w spółczesnych, tak że roli św iadom ości h isto ­ ry czn ej, a w ięc i p isa rstw a historycznego jak o narzędzia k ształto w ania owej świadom ości. P ie rw sz y asp ek t szczególnie silnie dochodzi do głosu w O zim inie. T a o sta tn ia w spółczesna pow ieść B e re n ta o tw iera zarazem d ru g i etap jego tw órczości, w k tó ry m przeszłość (w rozm aitych odm ia­ nach) sta je się w coraz w yższym sto p n iu b o h a te rk ą ko lejn y ch utw orów . P ostaci O zim in y nie ty le w y p o w iad ają poglądy, co w erb alizu ją i ucie­ leśn iają określone, typow e i ch arak tery sty czn e, postaw y w obec rzeczy­ w istości -— o dłu g im zw ykle rodow odzie literack im . I ta k m łody K om ie- row ski jest szlacheckim rew o lu cjo n istą, socjalistą i zesłańcem , s ta ry r y ­ cerz nato m iast to „żyw a p a m ią tk a ” in te rn ac jo n aln e j i wolnościow ej tra d y c ji polskiego oręża. W anda k o n ty n u u je sw oją postaw ą n u r t in te li­ genckiego o fiarn ictw a i społecznikostw a, „żerom szczyzny” . L iteracki ro ­ dow ód N iny w yprow adzić trz e b a co n a jm n ie j od M ickiewiczowskiej Zo­ si. Podobnie ro m an ty czn ą genealogię m a „p rzy jaciel M oskal” — pułko w ­ nik. L ena to św iatow a dam a dręczo n a w y rz u ta m i sum ienia m atk i-P olki, b aro n zaś re p re z e n tu je c h a ra k te ry sty c z n e d la przeło m u w ieków połą­ czenie a ry sto k ra c ji z kap itałem . J u r uosabia ty p ro bo tnik a-rew o lu cjo - n isty i „św iętego p ro le tariu sz a ” , a chłop w su km anie odsyła do n a jp o ­ p u larn iejszej k o n o tacji sw ego ty p u . P ro feso r w reszcie je s t m ędrcem -T e- lem achem , n a d zgiełkiem b itw y po d ejm u jący m re fle k sję o w spółczes­ ności.

Przeszłość w O zim inie obecna jest nie ty lk o w p ostaci zbioru tra d y ­ c y jn y ch w zorów zachow ań i ty p ó w po staw k o n ty n u o w a n y c h owocześnie, lecz tak że w postaci tra d y c ji k lu c z o w e j25 w y m ag ającej zaangażow ania, jasnego opow iedzenia się za lu b przeciw . T ak ą tra d y c ją kluczow ą jest ro m a n ty cz n y św iatopogląd, n a jsiln ie j zaak cen tow any w opowieści W oy- d y i reflek sjac h P ro fesora. Choć p o zy tw n e postaci O zim in y p o d k reślają rozm aite stro n y te j tra d y c ji, jest ona d la n ich ogólnie d o d atnią w a rto ś­ cią. Od tej ich po staw y w y raźn ie odcina się stanow isko baron a: d la niego jest to zdecydow anie tra d y c ja n e g aty w n a. P ro b lem aty ce przeszłości w O zim inie p a tro n u ją pew n e ogólne p rześw iadczenia o ro li h isto rii i t r a ­ d y cji d la ludzi w spółczesnych — bliskie, ja k się zdaje, koncepcjom 24 Zob. S. D z i a m s k i , Z a rys p o lsk iej filozoficzn ej m y śli m a rk sisto w sk iej 1878—1939. W arszawa 1973, s. 273—290. — N. Ł u b n i c k i , A ntropologia filo zo ­ ficzna L u d w ik a Feuerbacha. „Studia Filozoficzne” 1973, nr 6.

25 P ojęcie „tradycji k luczow ej” wprowadził J. S ł a w i ń s k i w pracy K on ­

(14)

N IE T Z S C H E A N IZ M W T W Ó R C Z O Ś C I B E R E N T A 57

N ietzschego, a raczej te m u n u rto w i jego tw órczości, k tó ry pozostaw ał pod w pływ em m yśli B u rck h ard ta.

J e s t h isto ria arch iw aln a, m o n u m en taln a i k ry ty czn a. K ażd y z jej ro ­ dzajów może być u p raw ia n y z pożytkiem ty lko n a sw oim tere n ie . P ierw szy saty sfak cjo n u je ludzi zadow olonych z istniejącego p orządku, trad y cjo n alistó w ak cep tu jący ch w szystko, co sta re , z pietyzm em zb ie ra ­ jących okru chy zdarzeń i fak tó w (NR 118), k tó re w sw ojej m asie r e je ­ s tr u ją i u m acn iają zakorzenienie ow ych ludzi w historii, podnosząc ty m sam ym ich społeczny prestiż. Z drugiego k o rzy sta ją osobowości sil­ ne; h istoria je s t dla nich zbiorem w zorów osobowych, szeregiem lu d zi- -haseł, ludzi-idei, re p u b lik ą olbrzym ów n aw o łu jący ch się „poprzez puste p rze rw y czasów ” i w iodących n a d głow am i k a rłó w „w ysoką duchów rozm ow ę”.

Zadaniem Historii jest być ich pośredniczką i w ten sposób ciągle dawać pochop i użyczać sił do w ytw orzenia wielkości. [NR 180]

I w reszcie h isto ria k ry ty czn a, „sądząca i p o tęp iająca” (NR 118), dla ludzi, k tó ry m h isto ry czne sta tu s quo nie w y starcza, k tó rzy p o tra fią m ieć do przeszłości „stosunek osobisty” , w arto ściu jący. Z un iw ersu m p rze - szłości-dziedzictw a 26 w yłączają oni pew n ą część, k tó re j to taln a k ry ty k a nie zdep recjonow ała — tę oceniają dodatnio, resz tę odrzucają.

O drzucenie h isto rii nie może być b eztro sk im lekcew ażeniem , ak tem anarch istyczn y m , czysto neg aty w n y m . N ietzsche upom inał: „ ty lk o k to przyszłość b u d u je, m a praw o sądzić przeszłość” (NR 153). W szyscy, czy chcem y, czy n ie chcem y tego zauw ażać, „ je steśm y [...] re z u lta ta m i [.,.] nam iętności i p om yłek, ba, z b ro d n i” pokoleń w cześniejszych (NR 124). Je ste śm y w ięc u w ik łan i w historię; zd eterm in o w an i przez przeszłość. — i o n ią bogatsi. N ietzsche sprzeciw ia się koncepcji u m y słu jed n o stk o ­ wego, w edług k tó re j podstaw ą w szelkiej w iedzy je s t fa k t u św iad am ia­ n ia sobie przez jed n o stk ę w łasnego życia um ysłow ego. H istoria jest fak te m k u ltu ro w y m , in te rsu b ie k ty w n y m i trw a ły m , a n ie każdorazo­ w y m w y tw o rem in dy w id u aln eg o um ysłu.

Bezpośrednia sam oobserwacja bynajmniej nie wystarcza do poznania siebie: potrzebujemy historii, albowiem przeszłość b ije w nas tysiącam i fal; ba, sam i nie jesteśm y niczym jeno tym , co w każdej chw ili z tego prądu odczuwamy. [WJC 137]

P ożyteczność i szkodliw ość historii dla życia — ta k z aty tu ło w ał N ie­

tzsche jed n ą ze sw ych ro zp raw z N ie w c ze sn y c h rozw ażań. O d odbiorcy, od człow ieka w spółczesnego zależy p rzed e w szystkim , czym stan ie się dla niego h isto ria. N ietzschego m niej in te re su je h isto ria jako n a u k a obiektyw na, re je s tru ją c a całe dziedzictw o przeszłości i u k ład a jąc a je w logiczne ciągi w edle pew nej nad rzęd n ej fo rm u ły ogólnej. Uczonych, k tó rz y ta k p o jm u ją sw e zadanie, a p o tem p ed anty cznie p ró b u ją c je w y ­

(15)

58 R Y S Z A R D N Y C Z

konać giną w m asie przyczynków , teo rii i hipotez, k tó rz y w końcu już nie są zdolni m yśleć sam odzielnie, lecz ty lk o reak ty w n ie, pobudzani przez czyjąś m yśl — ośmiesza i k ry ty k u je N ietzsche w ielokrotnie (np. NR 234, EH 42). H istoria, jak a m u odpow iada, je s t bardziej eksp resją niż nauką. P isarstw o histo ryczn e to tw órczość w ym agająca cnót m y śli­ ciela i a rty s ty , to uśw iadom ienie t r a d y c j i 27, p referow anie w artości i postaw , k tó re m ogą być dla współczesności p o ż y te c z n e 28.

Syćcie sw ą duszę Plutarchem i ważcie się w ierzyć w siebie samych, wierząc w jego bohaterów. [NR 154]

I B eren t idzie P lu ta rc h o w y m szlakiem . Jego propozycja Opowieści

biograficznych jako now ego g a tu n k u p rozy m iała w yk o rzy sty w ać zale ty

h isto rii m o n u m en taln ej i k ry ty c z n ej — w edle N ietzscheańskiej typologii. W fo rm u le te j ek sp o nuje B e re n t p rzede w szystk im zapoznane k a rty historii; w ielkość codzienności sły n n y ch postaci h isto ryczny ch lu b też postaci zupełnie zapom nianych (jak Schulz), a godnych przypom nienia w spółczesnym jako p rzy k ła d y p o staw w artościow ych. M ateria faktów em pirycznych, choć s ta ra n n ie zbierana, b y w a tu często n iew y starcza­ jąca. B a d a c z -h e rm e n e u ty k 29 i m yśliciel m usi te d y przedzierzgnąć się w a rty s tę , b y pew n e w ą tk i dosnuć do końca, b y stw orzyć sieć praw d o ­ podobnych działań oraz m otyw acji, fa k ty uw iarogodnić, w zw ykłych biografiach u jrzeć p rzy k ła d i sym bol.

Połączenie w p isarstw ie h isto ryczn ym cech uczonego i a rty s ty p rz y ­ w ołuje B u rck h ard to w sk ą analogię h isto rii i poezji. Podobnie też jak B u rc k h a rd t b iografie w y b itn y ch jed n o stek tra k to w a ł B eren t in stru m e n ­ taln ie — u jaw n ia ł je, jeśli sk u p iały „na sw ej doli najw ięcej znam ion i cech czasów sw oich” 30, jeśli b y ły typow e i ch a ra k te ry sty c z n e dla n a ­

27 D efinicję tradycji sensu stricto przyjm uję za S z a c k i m (op. cit., s. 187): „Tradycją są te w zory odczuwania, m yślenia i postępowania, które ze w zględu na swą rzeczyw istą lub domniem aną przynależność do społecznego dziedzictwa grupy są przez jej członków wartościowane dodatnio lub u jem nie”.

28 NR 150— 151: „wartość jej [tj. historii] tkw i w łaśnie w tym, by jakiś znany, może zw ykły temat, jakąś m elodię codzienną opisać genialnie, podnieść, wzm óc do obszernego sym bolu [...].

Do tego potrzeba jednak przede w szystkim w ielkiej potęgi artystycznej, tw ór­ czego unoszenia się nad przedm iotem , m iłosnego zatopienia się w datach em pirycz­ nych, dosnuwania w ątku danych typów — do tego potrzeba w każdym razie obiek­ tywności, lecz jako w łaściw ości pozytyw nej”.

29 Zob. np. taką reflek sję poczynioną przez W. B e r e n t a (Zm ierzch w odzów .

Warszawa 1939, s. 107—108) przy okazji om awiania Niemcewicza: „Należy w ejść w bezpośrednie prom ieniow anie jego indywidualności, bądź co bądź niepospolitej, aby zrozumieć, jakim cudem pisarz o średnim na ogół talencie zdołał tak wygóro­ wać nad pokolenie swe. Więc próba wejrzenia w te żyw e oczy rozum ieniem i sen­ tym entem jego w spółcześników w ydaje się i tu — jak na w szystkich kartach po­ przednich — drogą jedyną”.

(16)

N IE T Z S C H E A N I Z M W T W Ó R C Z O Ś C I B E R E N T A 59

rodu czy epoki. Je śli pisał biografię — to już raczej b y ła to biografia całej w a rstw y czy też, ja k byśm y to określili, h istoria k ultu ro tw ó rczy ch , ak ty w n y c h sił narodu. Sw oją działalnością a rty sty c z n ą chciał B e re n t dać w spółczesnym św iadom ość zakorzen ien ia w h istorii, przypom nieć w ażne dla nich tra d y c je .

Nie o dzieje Tow arzystwa idzie tu bowiem ani o jego schyłek nieunikniony w warunkach ówczesnych, lecz o ducha najlepszych lat i najlepszych stron tej

t r a d y c j i , k t ó r e j ż a d e n p r z e c i e n a r ó d c y w i l i z o w a n y n i e d a l b y s o b i e z a p r z e p a ś c i ć — a b y s i ę g a ć p o t e m w y ł ą c z n i e

p o w z o r y i t r a d y c j e o b c e 31.

H istoria jest nauczycielką życia, a ro la p isarstw a historycznego p o ­ lega w dużym sto p n iu na jego p o stu la ty w n y m i p ersw azy jn y m działa­ niu na współczesność. „W ięc nie o średniow ieczu jedy nie sn u ła się tu opowieść” — napisze B e re n t w stylizow anym p rzesłaniu do czy telnik a

Ż y w y c h k a m ie n i32. Przeszłość działać m a przez p rzy k ła d y w artościo­

wych, ak ty w isty czn y ch postaw 33 postaci powieściow ych. I tu w śród a n te ­ n atów B erentow ego pisarstw a z n a jd u je się N ietzsche (spod zn ak u B u rckhard ta). Jego p o zyty w n y hom o historicus to człowiek dostojn y (WM 506) i odpow iedzialny, k tó ry zw iązał sw ój los z losem cyw ilizacji, a cel swej działalności u p a tru je w p o d trz y m y w a n iu k u ltu row eg o d ia ­ logu z przeszłością; k tó ry p o jm u je tra d y c ję jako proces i w nim w spół­ uczestniczy.

W twoich to rękach, by w szystko, co przeżyłeś: próby, błędy, om yłki, złu ­ dzenia, namiętności, twoja miłość, twoja nadzieja, rozpłynęło się całkow icie w tw ym celu. Tym celem jest: sam em u stać się koniecznym ł a ń c u c h e m

o g n i w c y w i l i z a c j i i z tej konieczności wnioskow ać o konieczności po­

chodu cyw ilizacji ogólnej. [LA 285]

N acisk położony na w ażność tra n sm isji społecznej szczególnie silnie zbliża ten n u r t rozw ażań N ietzschego do sy stem u w arto ści p refe ro w a ­ nego przez B eren ta. In d y w id u aln y w k ład w k on ty n u o w an ie tran sm isji, a zatem w budow anie tra d y c ji, staje się w jego tw órczości głów nym k ry te riu m w e ry fik u jąc y m jakość w y siłk u i dzieł ludzkich.

2. W poszukiwaniu wzoru osobowego

2.1. W poprzednim rozdziale sta ra łe m się poprzestać n a k o n fro n ta cji opisów współczesności, k o n sta tu ją c ich zasadniczą zgodność. N atom iast

31 W. B e r e n t , W yw łaszczen ie Muz. „Pamiętnik W arszawski” 1931, z. 1, s. 30. 32 W. B e r e n t , Ż yw e kam ienie. Warszawa 1922, s. 422.

33 D efinicję postaw y podaję za Th. N e w c o m b e m (Th. M. N e w c o m b , R. H. T u r n e r , Ph. E. C o n v e r s e , Psychologia społeczna. S tudium in terakcji

ludzkich. Tłumaczyli: H. M u s z y ń s k i i inni. Warszawa 1971, s. 61): „z poznaw­

czego punktu widzenia postawa jest układem postrzeżeń wartościujących. Z m o­ tyw acyjnego punktu widzenia jest pew nym stanem gotowości do pojawienia się m otywów. Postawa jednostki wobec czegoś jest jej predyspozycją do m otyw ow a­ nego zachowania się w odniesieniu do czegokolw iek”.

(17)

60 R Y S Z A R D N Y C Z

in te rp re ta c ja tejż e współczesności w dziełach obu tw órców pokazuje, gdzie ro zm ijają się ich drogi; rozstaw ienie sygnałów w ażności nie jest b y n ajm n iej jednakow e: B eren t w arto ściu je d od atn io p ostaw y, k tó re N ietzsche zdecydow anie odrzuca. S p raw a je d n a k nie jest ta k a prosta, w istocie bow iem (jak w y n ik a z uw ag o ro li przeszłości i trad y cji) dla tez B eren ta n a ogół m ożna także znaleźć odpow iednik N ietzscheański. B ronił B e re n t N ietzschego h u m an istę p rzed N ietzschem bogoburcą i nisz­ czycielem . N ależał do ty ch czytelników i in te rp re ta to ró w , k tó rz y w y b ie­ ra li N ietzschego „m iękkiego” , a łagodzili sens tez form u łow any ch przez „ tw a rd e g o ”, n e u tra liz u ją c ek strem y , w k tó re on z upodobaniem i nie bez ro zm ysłu popadał u . P o d ją ł B eren t i ro zw in ął h u m an isty czn ą treść n ie- tzscheanizm u: w alo ry zację niezłom nego ak ty w iz m u i w szechstronności człow ieka — odw ażnie w ychylonego w przyszłość, w „d al”, in d y w id u al­ n ie realizującego cele ponadjednostkow e.

N ie jest w ażne, n a ile t a in te rp re ta c ja b y ła o biektyw nie w ie rn a ca­ łej filozofii N ietzschego, w ażne n ato m iast, że b y ła ona ówcześnie p o­ trz e b n a. Je śli ta k różne indyw idualności, ja k B eren t, Brzozowski, M archlew ski, Ł u naczarsk i (przy n ajm n iej w p e w n y m okresie sw ej dzia­ łalności), podobnie in te rp re tu ją nietzscheanizm , łącząc go ściśle z socja­ lizm em , a obu nazw u ż y w ają w ym ien n ie — to znaczy, że obecność n e ­ g aty w n y ch opinii n a te m a t socjalizm u i in n y c h d o k try n eg alitarn y ch nie przeszkodziła odbiorcom o lew icow ych przekon aniach akceptow ać te elem en ty, k tó re b y ły ich poglądom bliskie. M ożna b y w p ew ny m uprosz­ czeniu powiedzieć, że akceptow ano dw ie rzeczy: część k ry ty c z n ą jego poglądów (ew en tualn ie odpow iednio je in te rp re tu ją c ) oraz jego p ropo­ zycję w zo ru osobowego, pojm ow aną m etafo ry czn ie — do czego z re ­ sztą N ietzsche sam prow okow ał: „ideą m oją, m o ją p r z e n o ś n i ą na oznaczenie tego ty p u jest, ja k w iadom o, słow o »nadczłow iek«” (WM 458). Nic tu nie pom ógł n a w e t jego osobisty sprzeciw w obec tak ie j in te rp re ­ ta c ji (EH 51). P ojem ność sem an ty czn a p o jęć-sym boli, afo ry sty czn y sty l pism , w ielość p u n k tó w w idzenia — w szystko to nie sprzyjało jed n o ­ znacznej w y k ła d n i jego d o k try n y . S p rzy jało n ato m iast: aktualizow aniu stosow nie do zm ien iający ch się układów społeczno-politycznych; sprzecz­ n y m in te rp re ta c jo m , uzależnionym od poglądów rep re z en to w a n y c h przez odbiorców ; w y ciąg an iu p ojedynczych w niosków z jego tw órczości — k ażdy tam znalazł coś in teresu jąceg o d la siebie.

O pojem ności sem an ty czn ej N ietzscheańskich pojęć, a jeszcze b a r ­ dziej, o sposobie ich an ek to w an ia przez B e re n ta dobrze zdaje spraw ę p rzy k ład „ludzi p o dziem nych”. Oto zaledw ie d w a z siedm iu u zasadn io­ ny ch sensów , k tó re p o tra fiłem w yłow ić, o d sy łają do rozw ażań N ietzsche­ go jak o bezpośredniego źródła. In n e z n a jd u ją sw ój rodow ód w śród r o ­ 34 Np. LA 293: „Żeby ludzi żyw ego um ysłu pozyskać dla jakiegoś zdania, trzeba im przedstawić je nieraz w postaci potwornego paradoksu”.

(18)

N IE T Z S C H E A N IZ M W T W Ó R C Z O Ś C I B E R E N T A 61

dzim ych w zorów postępow ania oraz w tra d y c ji litera c k ie j. M ianem „ lu ­ dzi podziem nych” o kreśla Pro feso r w O zim inie W andę i K om ierow skie- go, kilka stro n ic dalej m ówi się o „ in sty n k ta c h podziem nych” , w Z m ie r z ­

chu w odzów Ł u k asiń sk i w chodzący d o w ielkiego księcia K onstantego

nazw any zostaje „człow iekiem z podziem ia”. S ens pierw szy jest niem al pospolity, najogólniejszy: działalność podziem na to ty le co nielegalna, tępiona przez praw o. D rugi zw iązany je st z p ra k ty k ą socjalistyczną. Mówi o ty m P rofesor:

ludzie tu ślepi są i głusi! Ani się który domyśla, co w y im tu pod ziemią, pod nogami wprost gotujecie M.

W skutek ich działalności ulega p o dkopaniu ład m ieszczański, z jego stag n acją i m artw o tą. Są to więc socjaliści-rew olucjoniści, k tó ry c h jako „ludzi podziem nych” upow szechnił A nd rzej S tru g w ty tu le sw ej książki. W sensie trzecim jest to podziem ie polskiej ośw iaty. O kreśleniem ty m objąć trz e b a dzieje całego n u r tu p rac y społecznej, zw iązane z h isto rią U n iw ersy tetu L atająceg o i działalnością O św iaty L u d o w e j3e. C zw arty łączy się z konsekw encjam i ideow ego zaangażow ania bohaterów , w ie r­ ności ideałom p a trio ty c z n y m i społecznym . W ięzienie dla W an dy i zesła­ nie dla K om ierow skiego p rz y b ie ra ją w opow iadaniach k sz ta łt in fern aln y . Są to jak b y m iejsca swoistego oczyszczenia (tak ja k og nisty P erip h leg eto n był rzek ą oczyszczenia), po k tó ry m m ogą oni pow rócić do zw ykłych ludzi,

n a ziemię.

N iedaleki od tego jest sens p iąty , w iążący się z sym boliką powieści. K to p rzyszedł do pałacu b aro n a n a bal, gdzie zgru pow ana została r e p re ­ zen tacja całego „oświeconego” społeczeństw a, w kroczył do podziem ia, p ań stw a śm ierci, zasto ju i ciemności. W yjście ran o n a ulicę, w „ ru c h ” , w m asy zrew olucjonizow anego tłu m u , jest ja k b y pow ro tem Dionizosa i P ersefo n y n a ziem ię, ich period y czn y m odrodzeniem . Sensy szósty i siódm y o d sy łają do k o n tek stu pism Nietzschego. Szósty naw iązu je do jego kon cep cji „człow ieka podziem nego” idącego zawsze sw oją drogą, pracującego w tru d z ie i sam otności (J 1). W siódm ym w reszcie ludzie są „podziem ni” ta k ja k in sty n k ty , ja k głęboko u k ry te w italne, tw órcze siły n a ro d u („m oc”). Ju ż te n p ro sty p rz y k ła d pokazuje, ja k pojem ne znaczeniow o są N ietzscheańskie pojęcia. B eren t w y k o rz y stu ją c ta k ie t e r ­ m in y czy koncepcje w łącza je każdorazow o w now e k o n tek sty i je d n o ­ cześnie u ru ch a m ia ich u tajo n e m ożliw ości sem antyczne.

W zór osobowy m ożna budow ać w sk azu jąc n a p rzy k ła d y lub w y m ie­ n iając cechy. P rz y okazji poszukiw ania p raw d opodobnych in sp ira c ji po­ chodzących z rozw ażań N ietzschego intereso w ać m n ie będzie n ie ty le w yłuszczenie sen su N ietzscheańskiego „nadczłow ieka” co p rzed staw ie­ nie m ożliw ie obfitego zbioru postaw i cech, w y stęp u jący ch w pism ach

55 B e r e n t , O zim ina, s. 250.

36 Zob. B. C y w i ń s k i , Ethos lu dzi podziem nych. W: R odow ody niepokornych. Warszawa 1971.

(19)

62 R Y S Z A R D N Y C Z

a u to ra Z a ra tu stry, a op atrzonych tak u jem n ą ja k i dodatnią oceną. 2.2. Jasno ry su ją się dwa pola semantyczne, wyznaczone imionami

C h ry stu sa i Dionizosa, m iędzy k tó ry m i w szystkie te propozycje się m iesz­ czą. W obrębie pierw szego z ow ych pól, opatrzonego znakiem u jem nym , z n a jd u ją się: św ięty, k ap łan , asceta, uczony, człow iek przedm iotow y — są to więc ty p y p ostaw zbudow ane w ram ach id eału chrześcijańskiego, p rzy jm u ją c e jego ch arak te ry sty c z n e cechy (uczony) bądź też będące r e ­ z u lta te m jego rozkładow ej, d eg en eru jącej k u ltu rę fu n k cji (człowiek przedm iotow y). „Ś w ięty jak o n ajp o tężn iejszy g a tu n e k człow ieka” — to t a idea doprow adziła w artości m o raln e do fu n k cji dom inującej nad in ­ nym i, a m ianow icie poznaw czym i i estety czn y m i w artościam i w k u ltu rz e (WM 193). K apłań stw o jako rola społeczna i fu n k cja relig ijn a byw ało w przeszłości azylem d la m yślicieli, kusząc ich jed n ak , niekiedy sk u ­ tecznie, zaletam i tej pozycji społecznej, a p rzede w szy stk im pew nością rozstrzygnięć ontologicznych i epistem ologicznych. D e stru k c y jn y i reg re - sy w n y w p ły w k a p łań stw a n a k u ltu rę nie u leg a dla N ietzschego (w G e­

nealogii moralności) żadnej w ątpliw ości. N ietzscheańska k ry ty k a religii

uderza głów nie w m oralność ch rześcijańską — są to sp raw y zb yt znane, by n a d nim i szerzej się rozwodzić. C h rześcijańskie w zory osobowe m ają dla N ietzschego znaczenie przede w szystkim jako w artości negatyw ne: ich skuteczne zw alczanie będzie probierzem siły i praw dziw ości now ych, po­ zy ty w n y ch w artości (WM 473). Ideały chrześcijańskie często nazyw a id eałam i ascetycznym i — ze w zględu n a d om inującą cechę tego etosu. A scetyzm p rzeciw staw ia w te d y dionizyjskiej pełn i życia i grecko -renesan - sow em u człow ieczeństw u. P rzy zn aje jed n ak , że asceza jest pożytecznym , a n a w e t niezb ędny m „narzędziem do w ychow ania w oli” (WM 168).

W artość ascety zm u przysłoniona jest jed n a k zw ykle przez jego nega­ ty w n e właściwości zubożające życie i jego d ynam ikę, stęp iające w rażli­ wość i uczuciowość. J e st to także spadek po Sokratesie (dialektyka za­ m iast in sty n k tu ). D latego N ietzsche o d n ajd u jąc w p ersp ek ty w ie swego biologizm u analogię m iędzy ideałem ascetycznym a ty p em uczonego, w tak ie j streszcza ją antynom ii: P lato przeciw H om erow i. P ostaw a uczo­ nego bow iem , w p rzy p a d k u h isto ry k a ok reślająca się w ideale „bycia zw ierciadłem ” (GM 187— 189), jest dla N ietzschego d o b ry m p rzykładem fun kcjo no w an ia ow ego etosu w k u ltu rz e, poza sferą re lig ijn y ch uzasad­ nień. Z tego p u n k tu w idzenia k o m p le m e n ta rn y m pojęciem jest człowiek przedm iotow y, ze sw y m zm ysłem h isto ryczn ym i em patycznym i zdol­ nościam i.

W zory osobowe, k tó re um ieścić trzeb a w d od atnim polu sem antycz­ nym , są znacznie b ardziej urozm aicone. Je śli „nadczłow ieka” rozum ieć jak o ty p id ealn y w w eberow skim s e n s ie 37, to w szystkie w ym ienione

37 Zob. I. L a z a r i - P a w ł o w s k a , O pojęciu typologiczn ym w hum anistyce. W zbiorze: Logiczna teoria nauki. W ybór a rty k u łó w . Wyboru dokonał T. P a- w ł o w s k i . W arszawa 1966.

(20)

N IE T Z S C H E A N IZ M W T W Ó R C Z O Ś C I B E R E N T A 63

niżej w zory i ty p y postaw , ek sponując zazw yczaj jak ąś jed n ą do m in u­ jącą cechę czy w łaściw ość, stanow ią rodzaj em pirycznego m ateriału , jaki dać m oże w sum ie kom pleks cech k o n sty tu ty w n y c h — jed n ak nie ty le dla N ietzscheańskiego „nadczłow ieka” co dla B erentow ego rozum ienia tego pojęcia. W e w czesnej sw ojej p rac y m ów i N ietzsche o człow ieku Rousseau, człow ieku Goethego i człow ieku Schopenhauera. P ierw szy to

h o m o n a t u r a l i s o silnie rozw iniętej sferze w rażliw ości i uczucia,

k ie ru ją c y się n a tu ra ln y m i popędam i i in sty n k tam i. D rugi to h o m o

s a p i e n s — m ę d r z e c , k tó ry , ja k przypom ina Nietzsche, oznaczał dla

G reków „człow ieka ze sm akiem ” (W JC 103). Jego dew izą jest „m iara i śro d e k ” — rzeczy, k tó re docenić p o tra fią bardzo nieliczni (W JC 146), a etosem um iarkow anie. N ależą do tej g ru p y ludzie, „któ rzy są p e w n i s w e j m o c y i k tó rz y ze św iadom ą du m ą re p re z e n tu ją osiągniętą siłę człow ieka” (WM 26). N ietzsche w y raźn ie tu odróżnia um iark ow an ie od m ierności jako „cno ty sta d n e j”. M ożna chyba stw ierdzić, że m ędrzec jak o p o zy ty w n y w zór osobowy m usi odznaczać się aktyw nością. P o zn a­ nie bow iem nie jest czystą kon tem placją, a p raw d a istn iejący m odw iecz­ nie absolutem , „lecz czym ś, co trz e b a stw orzyć, co służy jako nazw a dla p rocesu” (WM 315— 316). W reszcie człowiek S chopenhauera to c z ł o ­ w i e k h e r o i c z n y . W rozpraw ie z N iew czesn ych rozw ażań, z a ty tu ło ­ w anej S chopenhauer ja ko w ychow aw ca, p rzypom ina N ietzsche zasadn i­ czą w tej m ierze m y śl a u to ra Św iata jako w oli i w yo b ra żen ia :

Życie szczęśliw e jest niem ożliwością: najwyższą rzeczą, którą człowiek osiągnąć może, jest ż y w o t h e r o i c z n y . Żyje tak ten, kto w jakikolw iek sposób i w jakiejkolw iek sprawie w alczy wśród nadm iernych trudności o coś, co w szystkim ma w yjść na dobre, i w końcu zwycięża, przy tym jednak otrzy­

m uje nagrodę lichą, lub żadną. [NR 244] *

Rozw ażając tę m yśl eksponuje N ietzsche przede w szystkim silną, autonom iczną osobowość człow ieka, staw iającego przed sobą odległy, po- n ad in d y w id u aln y cel oraz zupełnie obojętnego n a p a rty k u la rn ą stro n ę swego działania. In te rp re ta c ja ta s ta je się oczyw ista po przypom nieniu b o h atera tragicznego z N arodzin tragedii, k tó ry przekraczając m iarę „bie­ rze na b a rk i cały św iat dionizyjski i u w alnia nas od jego b rzem ien ia” (NT 125), a b u n tu ją c się przeciw złudom św iata apoliińskiego (rozum ne­ go, zindyw idualizow anego, m oralnego) n ajw yższą intensyw ność istn ienia o d n ajd u je w akcie poddania, zgody, roztopienia się w żyw iole d ion izyj- skim . W późniejszych pism ach pow róci N ietzsche jeszcze do tej p ro b le­ m aty k i (W JC 422), pod k reślając ty m razem podw ójną izolację bohatera: sam otność oraz fa k t działania w w ysokiej, n iedostępnej dla zw ykłych śm iertelnik ów sferze — co zbliża te rozw ażania do koncepcji T. C ar- ly le ’a 38.

38 T. C a r l y l e , B ohaterowie. Cześć dla boh aterów i p ierw iastek boh aterstw a

Cytaty

Powiązane dokumenty

W yboru dokonaliśm y uw zględniając zainteresow ania obu zespo- łów autorskich i pragnąc przedstaw ić podobne sp raw y w obu k raja ch Nie jest to jednak

Ku  jaśniejszemu  wyjaśnieniu  zachodzących  tendencji,  ponownie  wykorzy-

Paweł Świątkiewicz.

De toekomstige wetgeving (WWH) is sterk beTnvloed door de ' deregulerings- en de decentralisatieoperatie en door de idee van integraal waterbeheer. Dit uit zich in

Calculations of P/O-ratios for growth of both yeasts on glucose, ethanol, and acetate made clear that only by assuming a fixed difference between theoretical and experimental ATP

Jego zamiary spełni­ ły się i w 1936 roku uzyskał tytuł magistra prawa.. Podjął zaraz stara­ nia o przyjęcie go do pracy w

Zespoły adwokackie rozmieszczone są w Biłgoraju, Chełmie, Hrubieszowie, Krasnymstawie, Kraśni­ ku, Lubartowie, Lublinie (7), Opolu Lubelskim, Puławach, To­ maszowie

Dlatego optuję za tym, aby uznać, że prawo policyjne (w szerokim tego słowa znaczeniu), jako nauka szczególna, zaj­ mująca czołowe miejsce w grupie nauk policyjnych,