• Nie Znaleziono Wyników

Ułomki mickiewiczowskie ze zbiorów wileńskich

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ułomki mickiewiczowskie ze zbiorów wileńskich"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

Michał Witkowski

Ułomki mickiewiczowskie ze zbiorów

wileńskich

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 59/4, 165-190

(2)

II.

M A T E R I A Ł Y

I

N O T A T K I

MICHAŁ WITKOWSKI

UŁOM KI M ICKIEW ICZOW SKIE ZE ZBIORÓW W ILEŃ SK IC H

?.. Pozwolenie na wyjazd wakacyjny

Wakacje letnie 1818 r. M ickiewicz przeżył, jak co roku, w Nowogródku i oko­ licach. Ostatnie to w akacje w czasie studiów uniwersyteckich, ze w szystkich bo­ daj najw ażniejsze. Tego bowiem lata w stronach rodzinnych M ickiew icz pono po raz pierwszy zobaczył M a ry lę:. Zanim w szakże jedna z w akacyjnych wycieczek zawiodła go wraz z Tomaszem Zanem do Tuhanowicz Wereszczaków, zanim w ogóle na w akacje z W ilna w yjechał, musiał w kancelarii U niwersytetu uzyskać na ów wyjazd specjalne pozwolenie. Odpis wydanego M ickiewiczowi świadectwa, zachowany w aktach u niw ersyteck ich 2, wprowadza nową datę do zestawionej już

Kroniki wydarzeń ow ych lat życia poety. Jeśli zaś M ickiewicz ściśle dotrzymał

terminu powrotu z w akacji, to dokument wyznacza w Kronice jeszcze jedną no­

1 Znaczenia owych w akacji, niestety, nie podnosi fakt pierwodruku Z im y

m iejskiej w „Tygodniku W ileńskim ” z 16/27 VII 1818, jak to ustaliła Kronika

( = M. D e r m a ł o w i c z , K. K o s t e n i e z, Z. M a k o w i e c k a , Kronik a życia

i twórczości Mickiewicza. Lata 1798—1824. Warszawa 1957). W 150 rocznicę pierw ­

szego druku M ickiewiczowskiego trzeba skorygować to datowanie. W rzeczyw isto­ ści numer 125 tomu 6 „Tygodnika” z wierszem M ickiewicza (s. 254—256) ukazał się dopiero 31 X /12 X I 1818 (ocenzurowany był 27 X). N awiasem dodajmy, że w „spisaniu rzeczy” w iersz jest sygnalizowany jako Zim a w i e j s k a .

2 Bibl. Naukowa Państw ow ego Uniwersytetu W ileńskiego, rkps F. 2 — K. C. 317 (kopiariusz próśb o wyjazd), k. 66. Pisownię podawanych tu tekstów moder­ nizuję; w m iejsce wyrazu nieczytelnego kładę znak (...), w yrazy skreślone ujm uję w nawias { ), zaś lekcje w ątp liw e sygnalizuję znakiem (?). M ateriały te są plo­ nem poszukiwań w W ilnie w czasie krótkiego pobytu w grudniu 1967. We w szyst­ kich tam tejszych zbiorach publicznych doznałem uprzejmej pomocy ich Kiero­ w ników. Jeszcze na tym m iejscu dziękuję dyrektorowi S t a s è V a i d i n a u s - k a i t è i kierownikow i I r e n i e P e t r a u s k i e n e z Biblioteki N aukowej Pań­ stw ow ego U niw ersytetu W ileńskiego, dyrektorowi J o z a s o w i M a r c i n к e v i - ć i u s o w i i kierowniczce N i n i e L e s z k o w i c z o w e j z Centralnej Biblioteki L itew skiej Akadem ii Nauk oraz dyrektorowi D o n a s o w i B u t e n a s o w i z Cen­ tralnego Państwowego Archiwum Historycznego. Komentarzowi do moich w ileń ­ skich znalezisk życzliw ą uwagę pośw ięcił profesor S t a n i s ł a w P i g o ń , co z w dzięcznością i podziękowaniem tu wspominam.

(3)

1 6 6 M IC H A Ł W IT K O W S K I

wą datę. (Sam poeta zapowiadał w akacje „do pierwszego septem bra”, a pozo­ stały w W ilnie kolega Józef Jeżow ski przyganiał mu: „Miałeś powrócić przed pierwszym septembr.; ja cię oczekuję na sam pierw szy” 3.) Ciekawe, bo rok aka­ dem icki zainaugurowano, jak zazwyczaj, dopiero 15/27 IX; do tego czasu żywo zaj­ m ow ała M ickiewicza w W ilnie działalność filom acka (właśnie w szedł do Rządu Towarzystwa jako nowy naczelnik W ydziału I).

№ 792

Św iadectw o

JP . A dam M ickiewicz, k a n d y d a t S em in ariu m Nauczycielskiego przy

Im p erato rsk im U n iw ersytecie W ileńskim , o trzym ał pozw olenie.na w yjazd

w czasie w ak acy jn y m do fam ilii sw ojej w p ow iat now ogrodzki gubern i

grodzieńskiej, skąd m a pow rócić do U n iw ersy tetu w d niu 31 sierp nia

m [iesią]ca następ u jąceg o [!]. N a co m u niniejsze w y daje się św iadectw o

z Rządu tegoż U n iw ersy tetu za należnym podpisem i przyłożeniem U ni­

w ersy teck iej pieczęci. D an w W ilnie, d. 5 (listo pad a) lipca 1818 r.

2. Młodzieńcza rozprawa estetyczna Mickiewicza

Jesienią r. 1945 po raz pierw szy poznaliśm y kilka dotychczas bliżej nie zna­ nych pism filom atycznych. Z odkrytego w r. 1936 fragm entu rękopisów z A r­ chiwum Filom atów Tadeusz Łopalewski opublikował w „Twórczości” 6 recenzji pióra M ickiewicza i 5 recenzji jego u tw orów 4. Edytor oparł się na kopiach, które w pośpiechu sporządził w W ilnie w lipcu 1940, a zatem w gorących dniach u sta­ nowienia w ładzy radzieckiej na Litwie. Co do dalszego losu tego zespołu papie­ rów z bezcennego Archiwum — to Łopalewskiem u było jedynie wiadome, iż przeszły one do L itewskiej Akadem ii Nauk.

Znajdują się tam do dzisiaj, chociaż w innym składzie niż przed blisko 30 la­ ty 5. Badacz może obecnie dotrzeć do recenzji utworów Mickiewicza, a także do szeregu innych ciekawych m ateriałów filom atycznych. Wzorowo uporządkowane, czekają na przejrzenie i publikację. Z w ielu powodów ponowne zajrzenie do raz ujawnionych rękopisów może się okazać przydatne dla postępu badań m ickie­ w iczowskich. Tutaj zatrzymają nas wspom niane recenzje młodzieńczych utworów M ickiewicza, napisane przez kolegów -filom atów . Są to prace Brunona Suchec­ kiego (recenzje: Mieszka, księcia Nowogródka, czytana 14/26 X 1817, i Pani Anieli, 25 XI/7 XII 1817), Franciszka M alewskiego (recenzja Kartofli, 16/28 II 1819), Jana

3 D 14, 14 ( = A. M i c k i e w i c z , Dzieła. W ydanie Jubileuszowe. T. 14. W ar­ szawa 1955, s. 14). — KF 1, 65 ( ~ A rch iw u m Filomatów. Cz. 1: Korespondencja.

1815—1823. T. 1. Kraków 1913, s. 65). — Zob. Kronika, s. 122, 127. — W ydane tego

sam ego dnia św iadectw o nr 791 dla kandydata filozofii, F. Poderni (wyjeżdżał do guberni m ińskiej), nie określało daty powrotu.

4 A. M i c k i e w i c z , Nieznane pism a filomackie. Podał do druku T. Ł o p a ­ l e w s k i . „Twórczość” 1945, z. 4.

5 CBLAN ( = Centralna Biblioteka Litewskiej Akademii Nauk), rkpsy F. 60. Do rękopisów utworów M ickiewicza (kopii) nie dotarłem.

(4)

U Ł O M K I M IC K IE W IC Z O W SK IE ZE Z B IO R Ó W W IL E Ń S K IC H

167

Czeczota (recenzja Warcabów, 1/13 VI 1819) i Józefa Jeżowskiego (rozbiór P r z e ­

chadzek wiejskich, 24 XI/6 XII i 12/24 XII 1818).

Łopalewski nie skopiował filomackich recenzji z bezwzględną dokładnością, co można wytłum aczyć warunkami, w jakich dokonywał od p isów 6. Od razu też pisownię tekstów modernizował. Kiedy w ięc obecnie możemy ich autografy zesta­ w ić z w ersją drukowaną w „Twórczości”, to gdzieniegdzie wychodzą różnice. P o­ kazują się w ięc błędy czy to lekcji, czy po prostu pośpiesznego pióra. Dopiero teraz nadarza się sposobność rozświetlenia miejsc, które w ydaw ały się w ojen­ nemu kopiście niejasne. Skolacjonowanie tekstów pod tym względem nie prowa­ dzi do rewelacyjnych stwierdzeń. Drobne niedokładności w przytaczanych w y ­ jątkach utworów M ickiewicza można sprostować na podstawie Wydania Jubile­ uszowego. Jednakowoż trafiam y też na dwa poważniejsze odchylenia. Trzeba za­ tem jeszcze raz wrócić do rękopisów — przepisywanych niegdyś w nadzwyczaj­ nych okolicznościach, z wielkim przecież pożytkiem dla w iedzy o twórczości najw ybitniejszego spośród filomatów.

Miejsca niejasne lub błędne w recenzji Brunona Sucheckiego o Mieszku, k się­

ciu Nowogródka 7 łatw o rozwikłać lub sprostować z tekstem powiastki w ręku, bo

w większości dostrzegamy je w cytatach. A w ięc nie: „dokazali w m ow ie”, lecz: „dokazali w m ów ić” (w. 17); nie: „wprzód gromiąc cały”, lecz: „... cary” (w. 28); nie: „zamieszkiwać [...] otworzy”, lecz: „zamieszkiwać [...] strony” (w. 34). N ie­ czytelne słowo po „odbija się” to „ściany” (w. 40). „Ganił Pana” są wyrazami z powiastki, a „niegrzecznie i niebezpiecznie” to już uwaga recenzenta (a nie dalszy ciąg cytatu). Odwrotnie: „dumny” — to wyraz M ickiewicza, w inien tedy być rozstrzelony.

Wobec tych filologicznych subtelności znaczniejsze w ydaje się spostrzeżenie, które nasuwa nam sprawa zakończenia recenzji w autografie. Łopalewski orzekł, iż zakończenia brak w rękopisie. Mając autograf przed oczyma, trzeba wszakże stwierdzić, iż nie jest to takie całkiem pewne. Otóż w recenzji Sucheckiego tekst kończy się na dolnej części karty 2r; po drugiej stronie karta ta nie jest zapisana. Rękopis tworzy złożony półarkusz niebieskiego papieru ze znakiem wodnym: 1816, czyli dwie karty in quarto. Recenzent zatem miał dość miejsca, aby roz­ w inąć krytyczne uwagi. Wszakże zatrzymał się w nich na 62 w ersie powiastki, tam gdzie się kończy jedna z jej strof. Rzecz warta zastanowienia, bo nie mamy przed sobą brulionu, jakiegoś pierwszego rzutu recenzji. Z drugiej strony w iado­ mo, iż była ona wygłoszona na posiedzeniu Towarzystwa Filom atów w niedzielę 14/26 X 1817. Poprzedniej niedzieli, 7/19 X, Tomasz Zan odczytał filomatom utwór Mickiewicza. A le czy był on w tedy skończony? Może początkujący poeta nie po­ sunął się jeszcze z Mieszkiem poza ów wiersz 62?

Wolno przypuszczać, że M ickiewicz pracował nadal nad powiastką. Pewne bowiem jest, że prawie dwa lata później, w sobotę 31 V/12 VI 1819, Zan po raz drugi czytał Mieszka w obecności Mickiewicza członkom Związku Przyjaciół. Pod w ygłoszonym w tedy tekstem widniała data: 21 V 1819. Czy rozumieć ją jako czas przepisania dawno gotowego Mieszka dla nowej potrzeby, czy też jako czas osta­ tecznego ukończenia utworu — trudno w tym przypadku stanowczo rozstrzygnąć. Tekst, który m iał w ręku Zan, opatrzył poeta wcześniej datą: 25 X 1817, co zo­ stało potem wymazane. Wówczas Mickiewicz niedawnych sugestii recenzenta, jak

6 Zob. M i c k i e w i c z , Nieznane pisma filomackie, s. 22—23 (komentarz Ł o - p a l e w s k i e g o ) .

(5)

168

M IC H A Ł W IT K O W S K I

tekst pokazuje, nie przyjął. Później też je zlekceważył, co zresztą nie przeszkadza domysłowi, iż dalszą partię utworu w ykończył po ocenie Sucheckiego. Najbardziej może dziwić to, że w r. 1819 w ystępow ał z utworem już raz pr ezentowanym kolegom. Prawda, teraz udzielał go innem u audytorium, niem niej takie repryzy nie zda­ rzały się w toku prac filom atycznych. Ta okoliczność również wskazuje, że do­ piero w r. 1819 utwór otrzym ał kształt, w jakim jest obecnie znany. W roku 1817 Suchecki ocenił w idocznie jedynie gotowy już fragm ent pisanego wówczas

Mieszka.

Także druga z recenzji Sucheckiego (skuteczniejsza, bo M ickiew icz Panią

Anielę nieco potem zm ienił) ucierpiała w druku z powodu kilku uchybień ko­

pisty, a najbardziej przez opuszczenie zak oń czenia8. Z błędów odpisu w ażny jest zwłaszcza jeden: w rzeczywistości, zdaniem Sucheckiego, M ickiew icz „dziwić się każe przez nadanie m yślom prostym [a nie: „myślom sw oim ”!] cechę niejakiejś w yższości”. Przejdźmy jednak do owego zakończenia. N iew ątpliw ie w pośpiechu Łopalewski zapomniał odwrócić kartę 4 autografu i tym sposobem przeoczył w ła ­ ściw e zakończenie recenzji. Tam zaś dopiero Suchecki zamknął sw oje uwagi. Pom inięty w pierwodruku tekst podajem y dla dopełnienia niefortunnie okaleczo­ nej recenzji jednego z pierwszych utworów Mickiewicza.

C ały początek dziw nie jest piękny, ry m y zaś wszędzie są w yborne,

[k. 4 v:] Słowem , pism o to do ty ła jest podobającym się i p rzy je m ­

nym , iż n a w e t to, co je s t nieprzyzw oitym i słabym , postrzec się praw ie

nie d a je i jest sowicie nadgrodzone żyw ym i obrazam i, m yślam i i d e lik a t­

nością, jak ą p oeta ciągle od początku do końca u trz y m ał. Życzyć by

tylko należało, żeby pisarz, z a ję ty szczególniej w ew n ętrzn y m i m ow y

zaletam i, nie zaniedbyw ał też pisow ni i nie szczędził (?) czytelnikow i

szczęśliw ych sw ych m y śli pojęcia.

W recenzji M alewskiego z K a r t o f l i 9 łatwo zauważyć, że w yrazy „staw iony”, „staw i” Ł opalew ski w szędzie niepotrzebnie pozam ieniał na „sław iony”, „sław i”. K onsekw entnie w ięc opatruje ostrzegawczym „sic” zdanie następujące: „Święci są jedynie wzorem do naśladowania przez Kościół w ystaw ionym i”. Warto tu popra­ w ić sens innego zdania zniekształcony przez kopistę. M alewski napisał: „W Gre­ cji bogi półbogi byli, b yły to istoty wyższe ludzkimi namiętnościami obda­ rzone [...]”, u ŁopaleWiSkiego: „W Grecji bogi, półbogi były to istoty w yższe [...]”. Stosunkowo najw iększą w iernością w obec autografu w ykazuje się w pierwo­ druku recenzja W arcabów , napisana przez C zeczota10. Em endacji nie ma więc potrzeby w nosić. Nie możemy jedynie poniechać poprawienia „pionków” na „pieszków” w zdaniu: „Warcaby nasze składające się tylko z pieszków i dam przenoszą Szachy Widy w opisaniu samego składu gry”.

Przed zupełnie innym problemem staw ia nas obszerna recenzja Józefa Je­ żowskiego, który om ówił rozprawę estetyczną M ickiewicza zatytułowaną Prze­

chadzki w iejsk ie n . Jak w iadom o, rozprawa się nie dochowała i tylko to, co napi­

8 Ibidem, k. 3—4.

9 CBLAN, rkps F. 60— 150, k. 1—4. 10 CBLAN, rkps F. 60— 146, k. 7— 10v. 11 CBLAN, rkps F. 60— 152, k. 19—33v.

(6)

U Ł O M K I M IC K IE W IC Z O W SK IE ZE Z B IO R Ó W W IL E Ń SK IC H 1 6 9

sał Jeżowski, pozwala nabrać pojęcia o jej zawartości. Łopalewski przeczytawszy recenzję stwierdził, że duża jej część nie odnosi się bezpośrednio do wypowiedzi M ickiewicza. Zawiera „własne poglądy psychoiogiczno-estetyczne” Jeżowskiego. Skopiował tedy jedynie partie rozbioru m ówiące o tekście poety, z innych w yjął parę dosłownych cytatów z rozprawy Mickiewicza. W tej postaci rozbiór Jeżow ­ skiego w szedł do powojennych w ydań zbiorowych pism poety (umieszczony oczy­ w iście w osobnym dziale).

Po zestawieniu pierwodruku z rękopisem odkrywa się jednak, iż w tym przy­ padku n ie m am y do czynienia z samymi tylko odmianami tekstu. Okazuje się, że recenzja w znacznie większym zakresie, niż to ustalił Łopalewski, dotyczy uwag Mickiewicza. W ogólności Jeżowski stale komentuje jego tekst, odwołuje się do niego, w ciąż do Przechadzek nawraca. Jasne więc, iż pełny tekst recenzji umożli­ w ia lepszy wgląd w intencje, m etodę i twierdzenia młodego w ileńskiego estetyka — od tego, co daje skopiowany fragment. Teraz dopiero, w św ietle lektury całego uporządkowanego rękopisu (choć kilka m iejsc pozostaje nieczytelnych), wyłania się przed nami zgoła imponujący zamiar Mickiewicza: opracowanie swoistego system u estetyki.

Jeżowski oceniał na razie początki tej ambitnej pracy, Rozmowę pierwszą

0 piękności. Wnosić z niej wolno, iż M ickiewicz postanowił twierdzenia natury

estetycznej oprzeć na najnowszych osiągnięciach ówczesnej fizjologii czy też na w ynikach dociekań rozleglejszej dyscypliny, modnej w tedy antropologii (badają­ cej człowieka w różnorodnych aspektach). Terminologia i poruszone zagadnienia przemawiają za tym , iż czwartoroczny student m ógł się zapożyczyć np. u Jędrzeja Śniadeckiego (Teoria je ste stw organicznych, zwłaszcza tom 2, w ydany w r. 1811) lub też u dawnego lekarza nowogródzkiego Józefa Jasińskiego (świeżo ogłoszona

Anthropologia o własnościach człowieka fizycznych i moralnych. Wilno 1818)12.

Koncepcji swej, która na filom atach w yw arła pewne w rażenie, M ickiewicz dalej n ie rozwinął. Od śmiałego, nowatorsko pomyślanego zamiaru odwiodła go tw ór­ czość poetycka. Jednakże nadal oczytyw ał się w publikacjach antropologicznych 1 studiował dzieła estetyków . Po zapoznaniu się z De l’Esprit Helwecjusza w yzn a­ w ał temuż Jeżowskiemu: „Teraz obaczyłem w czystym św ietle cały mój system at, rozpoczęty w pierwszej Rozmowie o piękności, i poznałem, z jakiego punktu rzecz była uważana i skąd poszły błędy rozumowania, tudzież niektóre prawdy do czego należą” 13. W późniejszych dokumentach urzędowych podawał, że od czasu studiów uniw ersyteckich pracował „nad częścią teoretyczną sztuk pięknych, to jest nad w łaściw ą estetyką” (nie omieszkał zaznaczyć przy tym, iż m iał do tego wrodzone sk łon n ości14). Koledzy też byli zdania, że „najwięcej pracował nad estetyką’’ i upierali się, że Przechadzki obok ballad i rom ansów mogą wyjednać M ickiewiczowi u kuratora Czartoryskiego — paszport zagraniczny!15 W P rze­

12 Na innym m iejscu rozwinie się szerzej kw estię tej zależności. Tu zaś warto napomknąć, że ów doktor Jasiński leczył pono ojca Mickiewicza. Zob. A. Ś n i e ż ­ ko: O p ierw szej polskiej antropologii. „Tygodnik Powszechny” 1953, nr 14; Ja­

siński Józef. W: Polski słownik biograficzny, t. 11.

13 D 14, 120. 14 D 14, 175.

15 Zob. memoriał F. M a l e w s k i e g o złożony Czartoryskiemu w r. 1822, ogłoszony przez M. D e r n a ł o w i c z (Memoriał Franciszka Malewskiego. W:

Miscellanea z okresu romantyzmu. Wrocław 1956, s. 104. „Archiwum Literackie”

(7)

170

M IC H A Ł W IT K O W S K I

chadzkach stanął w ięc M ickiew icz u początku drogi, którą w pewnym okresie

obrał za głów ny szlak zainteresowań.

Wzgląd na to skłania do ponownego opublikowania recenzji Przechadzek, tym razem w rozszerzonej w ersji, ograniczając do streszczenia partie rzeczywiście w łasnych poglądów Jeżow skiego. Recenzję zaczął on od ogólnych stwierdzeń o ówczesnym etan ie estetyki. Za znam ienną cechę nauki w XVII w. uznał dążność do połączenia teorii sztuk pięknych z teorią myśli. W rezultacie estety­ ka stała się „znakomitą gałęzią filozofii”. Na tym polu, z jednej strony, położyła duże zasługi szkoła Leibniza i W olffa, z drugiej — szkoła szkocka. Uczniami tych szkół byli Baumgarten w Niem czech i Home w Angliii. Pomimo wzrostu po­ w agi estetyki w system ie nauk — stwierdzał w końcu Jeżow ski tonem żalu — w ciąż pozostaje ona „prawie całkiem nam obca” 16. Następnie przeszedł do w y w o ­ dów Mickiewicza.

Józef Jeżow ski

R ecenzja pism a pod ty tu łe m „P rzechadzki w iejskie. Rozmowa pierw sza

o piękności”, z poprzedniczą uw agą n ad przedm iotem tego pism a

P rz ek o n a n y o ważności estety k i nasz kolega o b rał sobie za p rzed ­

m iot ciągłej p rac y tę n au k ę i nie pojedyncze i oderw ane jej części, ale

całą w porząd k u przez siebie ułożonym m a w zam iarze trak tow ać. P ię k ­

ność jako isto ta sztu k p[ięknych] n ajp ierw ej uw agę a u to ra zajęła, za

w stęp zaś do piękności służy (...) rozum u w przeszłych (...}. A jeżeli

przedm iot tej p racy z n a tu ry sw ojej ty le je st i T ow arzystw u m iły być

m usi, nie m niej sposób tra k to w a n ia tego przedm iotu n a pow szechną ko­

legów zasłu g u je uw agę. Nie chciał a u to r dla w yrozum ienia estety k i u d a ­

w ać [się] w p ro st do pisarzów o estetyce, ale chciał poprzedniczego całej

m ocy w łasnego zm ysłu użyć do pojęcia i zgłębienia tej nauki, bo chciał

przez to dopełnić tych koniecznych w arunków , pod jak im i każdy p ra g ­

n ący w edług m ożności się udoskonalić doskonalenie się rozpoczynać po­

w inien, to jest: pow inien mocą w łasnego zastan aw iania się i m yślenia

w ładze um ysłow e rozw ijać, uw agę zaostrzać, sąd upew niać, a cudzej

p racy i postrzeżeń do sprostow ania tylko i w sparcia w łasnych, rozw i-

n ionych już m yśli używ ać 17.

P rzejdżm yż tera z do uw ag n ad pism em au to ra. Ażeby zaś te uw agi

zrozum iane, a stą d i sądzone b y ły — samo pismo w przódy dostatecznie

objęte być pow inno i dlatego, nim do uw ag przystąpim y, głów niejsze

m yśli auto ra, w jed n y m połączone obrazie, wyłożyć czuję potrzebę.

Zam ierzyw szy a u to r m ówić o piękności uw aża naprzód, że piękność

ocenia się przez czucie; dla poznania zaś, co jest uczucie, doznaje p o trze­

by porów nania isto t czujących z nieczującym i, że zaś znowu nie w szyst­

16 CBLAN, rkps F. 60— 152, k. 19—21 v.

(8)

U Ł O M K I M IC K IE W IC Z O W SK IE ZE Z B IO R Ó W W IL E Ń SK IC H 1 7 1

kie istoty czujące mogą czuć piękność, stąd nowy m iędzy istotam i czu­

jącym i podział. Tym więc sposobem istoty żywe i m artw e, św iat cały

na uw adze autorow i stanął. Św iat ten m a się składać z m aterii, sił i feno­

m enów . M ateria sam a przez się trw ać by nie mogła, połączona z siłam i

w różnym k ieru n k u działającym i, składa ciała m artw e. Do m ate rii i sił

prostych dodana siła organiczna tw orzy rośliny, porusza nimi, k arm i ich

i czyni żyjącym i. R ośliny więc różnią się od ciał nieorganicznych, że

m ają siłę ożyw iającą, że m ają całość, k tó rej ciała nieorganiczne są po­

zbawione.

Dla tej to całości uszkodzona roślina psuje się, k tó ry fenom en cier­

pieniem rośliny nazyw am y i czucie przyznajem y, gdy tym czasem roślin ­

na [!] czucia nie potrzeb u je i nie ma, bo skaleczenie i niszczenie rośliny

je st prostym siły ożyw iającej zniszczeniem. A jako siła organiczna rośli­

n y do jednego m iejsca przyw iązane sama k arm i i zachow uje, tak w zwie­

rzętach, do m iejsca nie przyw iązanych, wola tę sarnę fun kcję spraw uje.

W ola ta zam ieniona na w olną w olą jest udziałem człowieka i od zw ierząt

go różnią. W jakim zaś porządku rzeczone siły po sobie następow ały,

w takim porządku na odw rót jed n a siła rządzi drugą: wola — organiza­

cją, organizacja — siłam i prostym i. Ale jakim że sposobem wola prow adzi

zw ierząt do w ybierania pokarm ów , m ianowicie zaś do rozróżniania po­

żytecznych od niepożytecznych? Na w ytłum aczenie tego, pow iada autor,

pospolicie p rzy pisu ją zw ierzętom szczególną władzę, in sty n k tem zwaną,

co nie jest rzeczą potrzebną, poniew aż bez przypuszczenia in sty n k tu rze­

czone ocenianie pokarm ów w ytłum aczyć się daje i tłum aczy je au to r

przez ustaw iczne doskonalenie zmysłów zw ierzęcych i stow arzyszone ich

działanie. Jakoż n a tym doskonaleniu zm ysłów w szukaniu i ocenianiu

p okarm ów tudzież na u n ikan iu niebezpieczeństw całe życie zw ierząt

i całe ich przyjem ności zależeć m ają.

Do zm ysłu sm akow ania odnoszą się praw ie w szystkie przyjem ności,

do konieczności unik ania niebezpieczeństw odnoszą się rozkosze popędu

płciowego, to jest, że zw ierzęta szukają rozkoszy dla unik nien ia dolegli­

wości, k tó ra by inaczej koniecznie nastąpić m usiała. G dy zaś w szystkie

przyjem ności zwierzęce n a zm yśle sm akow ania polegają, zdało się a u to ­

row i dłużej nad nim zastanow ić. Pokazuje, że zm ysł sm akow ania jest

„najgłów niejszym i najpotrzebniejszym dla zw ierząt zm ysłem ” , w szyst­

kie zaś inne stają się m u tylko w prędkim ocenianiu pokarm ów pomocą.

Z uw ag nad zm ysłem sm akow ania w ynikło naprzód, że wielkość

i małość ciał jest dla zm ysłu sm akow ania obojętna, po w tóre, że dla

zm ysłu sm akow ania w szystkie przedm ioty nie są obojętne. Pom inąw szy

zaś różne niepew ne m niem ania względem sposobu, jakim ciała na zmysł

sm akow ania działają, przychodzi do ważnego zapytania, czyli w rażenia

na zm yśle sm akow ania spraw iane przypom inane być mogą? Po zasta­

(9)

1 7 2 M IC H A Ł W IT K O W S K I

now ieniu się poprzedniczym n ad p raw am i (?) przyp om in ania w ypadło,

że zm ysł sm akow ania sam przez się bez pom ocniczych zm ysłów p rzy ­

pom nienia obudzić się nie m oże i że to przyp om nienie jest nieczęste,

tru d n e i słabe, i że nareszcie w szystkie zw ierzęce przypom nienia są m i­

m ow olnym sk u tk iem jed nej ty lk o potrzeby, to jest głodu.

Skończyw szy a u to r ze zw ierzętam i, przechodzi do człow ieka; uw aża

go w sto su n k u z całym św iatem . Z m ysły są drogam i kom u nikacji m iędzy

człow iekiem i św iatem . S to su n k i człow ieka z otaczającym i przedm iotam i

są takie, iż go p rzed m io ty w stan zajęcia w prow adzają, rzadko zaś i n ie­

długo zo staw ują w obojętności. S tan zajęcia znowu dw ojaki: p rzy jem n y

lub niep rzy jem n y . Użycie z tego w zględu zm ysłów porząd ku je a u to r

dw ojako: do powzięcia w yobrażeń o p rzedm iotach zm ysł dotyk ania n a j-

pierw sze zajm u je m iejsce; do sądzenia o w ielkości złożonej z części w i­

dzenie n ajlep iej, sm akow anie n a jm n ie j sposobne. P rzedm io ty na zm ysły

działające sk ła d a ją się z pierw iastk ów , k tó ry ch trz y rodzaje: atom y, ko­

lory, tony. R ozm aitym sposobem zm ysły o zbiorze takow ych p ierw ia st­

ków sądzą: p rzy jem n e lub n iep rzy jem n e przedm iotów działanie pochodzi

z dw ojakiego ro d zaju skom binow ania ty ch p ierw iastków : kom binacja

znowu dzieje się dw ojakim sposobem : w edług sił p ro sty ch i w edług p ro ­

porcjonalnego pierw iastków ułożenia. P rzedm ioty złożone z pierw iastków

w edług k o m binacji sił p ro sty ch d ziałają n a zw ierzęta; złożone w edług

proporcjonalnego p ierw iastk ów połączenia szczególniej człowieka zajm u ­

ją. Człowiek nadto zdolny je st czynić kom binacje w edług w łasnego upo­

dobania, zdolny p ierw ia stk i now ym sposobem układać, stosować (?), n a ­

śladow ać i stąd po w stają sztu ki piękne.

Ten jest ry s nauki, k tó ry nam a u to r podaje w pierw szej rozm owie

o p ię k n o śc i1S. Pow rócić tera z znowu w yp ad a do początku pism a dla czy­

nienia uw ag porządkiem , w jak im rzeczy po sobie n astęp u ją.

M ateria i siły, oddzielnie uw ażan e przez a u to ra i połączone potem ,

jakkolw iek o ciałach nieorganicznych d ają w yobrażenie, zdaje się jed ­

nak, iż p o trz e b u ją (jaśniejszego) zupełniejszego w ykładu, bo w k ró tk im

tym w yłożeniu w y p ad ki same, a nie drogi, k tó ry m i do tych w ypadków

a u to r przychodził, w idzim y. P o trz e b a by w yjaśnić, jak im sposobem siły

p sują m iędzy sobą rów now agę i przez to psucie d a ją początek fenom e­

nom . Chociaż z d rug iej [strony] m ożna by uważać, że dłuższy tej rzeczy

w ykład niew ielki m ógłby mieć z całym przedm iotem pism a stosunek.

Różnica m iędzy ciałam i nieorganicznym i a roślinam i n a całości zasadzo­

na, jako do samego a u to ra należy, jest owocem głębokiej uw agi i w te ra ź ­

niejszych p ierw o tn y ch dociekaniach (nadpisano: śledzeniach) naszych za

w ielką policzyć się może zdobycz. A le pom im o tej całości i życia rośliny

(10)

nie czują i czucia nie m ają potrzeby. Tu jest p u n kt, od którego w łaściw ie

i p rzedm iot się a u to ra poczyna, i nad k tó ry m bliżej się nieco zastanow ić

m usiem y. S praw iedliw ie autor dociekania o piękności zaczyna od pozna­

nia czucia, k tó re piękność ocenia, i dla poznania znowu czucia porów ny­

wać zm usza istoty czujące z m artw y m i tudzież isto ty czujące zdolne czuć

piękność z pozbaw ionym i tej zdolności. (W szelakoż u p a tru ją c różnicę

m iędzy trzem a k lasam i) Ale porów nyw ając a u to r trzech klasy (?) istot

przyrodzonych w całej masie, lubo nowym i w łaściw ym sobie sposobem

odkryw a m iędzy nim i różnice, co jest w ielkim w ćw iczeniach m yśli po­

żytkiem , jednakże przez to ogólne trzech klas porów nyw anie opuszczać

zdaje się przedsięw ziętą drogę, i czucie, k tó re szczególniej uw agę au to ra

zająć m iało, w dalszym ciągu p rzestaje niejako być celem.

N astępnie Jeżowski zastanawia się, co nas może zbliżyć do poznania istoty czucia. Zdaniem recenzenta, należy w tym celu zbadać postęp siły organicznej (a jest to „nieprzerwany, z licznych ogniw złożony łańcuch”) od kam ienia do rośliny i dalej, od rośliny do zwierząt (zbliżonych do siebie przez ruch i czucie, „ale to czucie różne jest od naszego”). W yposażenie w zm ysły i w odrobinę woli dowodzi, iż mamy do czynienia z szeregiem coraz doskonalszych stworzeń.

G dyby więc a u to r tak ą drogą dośledzał różnic m iędzy isto tam i o rga­

nicznym i, może by dośledzone różnice były widoczniejsze, a p rz y n a j­

m niej do celu A u to ra bardziej stosowne.

U w agi te nad czuciem roślinnym i siłą organiczną posunione dalej

podają m i w w ątpliw ość tw ierdzenie autora, że „wola organizacją

rządzi” .

Jeżow ski twierdzi, że sile i praw u organizacji człowiek całkowicie podlega, a w ola czuwa, aby organizacja („porządek wzrostu człowieka”) nie była w niczym naruszona.

„W ola zw ierząt rządzi siłą organiczną jednym tylko sposobem, to jest:

pędząc zw ierzęta k u m aterii, każe tej sile za pośrednictw em sił fizycz­

nych chw ytać m aterię, że zaś ta w prow adzona osłabia lub niszczy siły

proste, a stąd i siłę ożywiającą, a w prow adzenie m ate rii zależy od woli,

zatem w ola m odyfikuje pośrednio rozm aitym sposobem siłę organiczną”

—■

tą uw agą au to r nie zdaje się przekonyw ać.

Z kolei Jeżowski w ypowiada się o w oli i instynkcie zwierząt.

Wola, przew odnicząc zw ierzętom w szukaniu pokarm ów , odznacza się

bardziej jeszcze w sposobności odróżniania pożytecznych od niepożytecz-

nych pokarm ów 19.

Sposobność tę, pow iada au to r, przypisują pospolicie osobnej w ładzy

U Ł O M K I M IC K IE W IC Z O W SK IE ZE Z B IO R Ô W W IL E Ń S K IC H

173

19 To i jeszcze następne zdanie dziwnym sposobem znalazło się pośród tekstu ogłoszonego przez Ł o p a l e w s k i e g o (zob. D 5, 376—377).

(11)

1 7 4 M IC H A Ł W IT K O W S K I

in sty n k tem zw anej, k tó re j zaprzecza, ocenianie zaś rzeczone pokarm ów

tłum aczy przez dośw iadczenie zm ysłam i odbyw ane; że zaś nie widzim y,

ażeby zw ierzęta dla dośw iadczenia n a kam ienie i drzew a się rzucały, po­

chodzi to ze wczesnego zm ysłów doskonalenia i stow arzyszonego ich

działania ta k dalece, że o użyteczności pokarm ów w przódy zw ierzęta

od zm ysłów ostrzeg an e byw ają, nim by dośw iadczenie nastąpić mogło.

Chociaż więc rzeczone ocenianie p okarm ów w ytłu m aczy m y i tę, jak po­

w iada au to r, zagadkę rozw iążem y, b y n ajm n iej przez to in sty n k tu nie

naruszym y.

Dalej rozprawia Jeżow ski o instynkcie, przy okazji cytując definicję in ­ stynktu z „Jenaische L iteratur-Z eitung”.

Zastano w szy [!] się poprzedniczo nad tą defin icją in sty n k tu , a w y­

prow adzone stąd uw agi zastosujem y do uw ag a u to ra nad jed n y m p rz y ­

padkiem czynności zw ierzęcych, którego tłum aczenie a u to r w celu za­

przeczenia in sty n k tu podaje.

Docierając do istoty instynktu, Jeżow ski stwierdza, iż jeśli działania zw ie­ rząt nie dają się podciągnąć pod prawa rozumu, to nie znaczy, że są ślepo k ie­ rowane niewiadom ą .siłą. Natura ,;pojętności, uwagi, rozm ysłu” u zwierząt jest całkiem różna niż u ludzi; instynkt „directe przez nasz rozum nie może być po­ znaw any”.

Lubo więc a u to r d la w idoczniejszego (...) poniżania zw ierząt zdaje

się in sty n k to m nie odm aw iać i w szelkie ich działanie przez pro ste do­

św iadczenie i nałogi tłum aczy, ja b y m chciał dla uzacnienia i w yw yższe­

nia tychże zw ierząt tłu m aczen ia a u to ra użyć. Bo kied y n iek tó rzy filo­

zofowie sp ra w y nasze m oraln e i um ysłow e n a dośw iadczeniu także i n a ­

łogach zasadzają bardzo spraw iedliw ie i dlatego w łaściw iej tym że sposo­

bem działania zw ierząt pojm ow ać m ożna, byleby tylk o tę dzielność zwie­

rz ą t nie do samego oceniania pokarm ów , jak a u to r czyni., lecz do spraw

całego ich życia rozciągnąć.

Zruszyw szy z posady rzecz jakąkolw iek, łatw iej już i do resz ty oba­

lić. O debraw szy zw ierzętom dobrowolność i rozm yślnych działań uczy­

niw szy ich m achynam i, łatw iej już dowodzić, jak a u to r dowodzi, że roz­

koszom zw ierzęcym początek d ają dla (u n ik n ien ia) niebezpieczeństw , że

(dośw iadczają) szukanie tej rozkoszy je st unikaniem m ogącej nastąpić

dolegliwości i znalezienie rozkoszy jest od dolegliwości ucieczką, kiedy

potrzeba pożyw ienia z ty lu się łączy okolicznościami: wola, zm ysły, p rze­

syt, jaki m ieć mogą zw ierzęta, w szelkie przyjem ności, podług samegoż

a u to ra do tej się p o trzeb y odnoszą.

W dalszym ciągu Jeżow ski staw ia kilka pytań. Czy tylko dla uniknięcia nie­ bezpieczeństwa zwierzęta np. rozmnażają się? Czy każdą rozkosz rzeczywiście poprzedzają dolegliwości? Czy skutkiem tej dolegliwości są niektóre zachowania

(12)

U Ł O M K I M IC K IE W IC Z O W SK IE ZE Z B IO R Ó W W IL E Ń SK IC H 1 7 5

się zwierząt (np. jaskółka dla ratowania potom stwa rzuca się w ogień!)? Recen­ zent jest zdania, że zwierzęta znają „czucie” miłości, a również odczuwają przy­ jem ność „z towarzyskiego obcowania”. Tu Jeżowski oburza się na stanowisko H elwecjusza, wyprowadzającego uczucia przyjaźni i „najściślejszych towarzyskich związków ” z przyczyn fizycznych, jak głód, pragnienie, zimno, ciepło lub żądza cielesna.

O dniósłszy a u to r w szystkie przyjem ności zwierzęce do zm ysłu sm ako­

w ania czyni uwagę, że ten zm ysł jest n ajpotrzebniejszym dla zw ierząt,

a w szystkie inne zdają m u się tylko w ocenianiu pokarm ów pom ocnym i,

i następ n ie zn ajd u je potrzebę dłuższego zastanaw iania się nad zm ysłam i

rzeczonym i, a to dla rozw iązania w ażnej kw estii, dlaczego zw ierzęta m a­

jąc zm ysły nie czują piękności. G dyby a u to r dowiódł był, że zm ysł sm a­

kow ania cale jest różny i wyższy u zw ierząt niżeli u ludzi, że wyższy

jest od in nych zm ysłów zwierzęcych, że połączony z duszą stanow i szcze­

gólną, sam ym zw ierzętom w łaściw ą, w ładzę sądzenia i pojm ow ania —

m ógłby potem a u to r podług uw ag nad zm ysłem sm akow ania rozw iązyw ać

rzeczoną kw estię.

Zdaniem Jeżowskiego, zmysł smakowania posiadają w równym stopniu ludzie co i zwierzęta, lecz u niektórych ludzi jest on „bardzo tępy i słaby”, a w ięc nie m ożna na tym zm yśle zasadzać przyczyny braku czucia piękna u zwierząt.

Z daje m i się zaś, że droga, k tó rą au to r w badaniach swoich postępo­

w ał, przyprow adziła go do tych m niem ań, na k tó re zgodzić się nie m o­

gliśm y. Rozum iałbym , że au to r innym porządkiem m yślał, a innym m yśli

sw oje w ykładał, że to, co było na początku w rozm yślaniach, w piśm ie

na końcu czytam y, że a u to r rozbiorow ym sposobem w uw agach postępo­

w ał, a zbiorow ym je wyłożył. I tak więc zastanow iw szy się a u to r nad

ocenianiem piękności znalazł, że zm ysły nasze, mogące odbierać p rzy ­

jem ne w rażenie, n a p r z ó d zdolne są o wielkości i m ałości przedm io­

tów’ sądzić, p o w t ó r e, że nie od w szystkich przedm iotów , ale tylko

w pew nej sy m etrii ułożonych o dbierają p rzyjem ne w rażenia, p o t r z e ­

c i e , że w rażenia n a tych zm ysłach spraw ione łatw o przypom inane być

mogą. Poniew aż zaś zw ierzęta nie czują piękności, więc następow ało

twierdzenie^ a p r i o r i, że l mo zw ierzęta pow inny m ieć zm ysł n ajw y ż­

szy taki, dla którego by wielkość i małość by ła obojętną, 2do pow inien

być taki, dla którego by bez w zględu na sy m etrię w szystkie przedm ioty

nie b yły obojętne, 3tio pow inien być taki, n a któ ry m w rażenia od przed ­

m iotów przypom inane byw ać nie m ogły albo tylko przypom inane słabo

i niedokładnie. (S tąd w y padła potrzeba długiego) Zm ysł sm akow ania

pokazał się mieć te w łasności, stąd a u to r ten zm ysł sm akow ania obrał

za głów ny p u n k t, od którego w yprow adza przyczynę, dlaczego zw ierzęta

nie czują piękności. [...] Stąd w ypadła potrzeba długiego zastanaw iania

się nad zm ysłem sm akow ania i te w szystkie m niem ania, k tó reśm y

(13)

po-176

M IC H A Ł W IT K O W S K I

przedniczo w ykładali; stą d zdaje się, nie z uw ag n ad zw ierzętam i, zało­

żony został sy stem at au to ra , lecz podług sy stem atu au to ra układać się

m usiałfy?] zw ierzęta. Jeżeli zaś nie zgadłem , że a u to r rzeteln ie tą drogą

w badaniach swoich postępow ał, p rzy n a jm n ie j pew na jest, że należałoby

częściej (się) do sta n u czyteln ik a przenosić i tak jego prow adzić, ażeby

0 tym , co poprzedziło, b y ł zupełnie przekonany, a z dow iedzionych już

praw d now e w yw ięzyw ać, gdy tym czasem całe niniejsze pismo od d al­

szego ciągu o bjaśnień i w sparcia oczekuje.

W końcu Jeżow ski w ypow iada przekonanie, iż kwestii, dlaczego zwierzęta nie czują piękności (mogą jednak m ieć czucia i władze!), nie potrafim y rozwiązać jedynie przez badania nad zmysłami. Należy się zastanowić nad „uczuciami du­ szy” i w rażeniam i do niej przenoszonymi.

Jakoż te czucia i w rażenia głów nym celem pism a a u to ra były, lecz

zdaje się, iż w dalszym z uw agi spuszczone zostały.

Co do d ru g iej części pism a, w k tó ry m a u to r począł się zastanaw iać

na[d] człow iek iem ] pod w zględem uczuć piękności jem u w łaściw ych, ile

z krótkiego w y k ład u sądzić m ożna, uw agi tam podane są ważne, nowe

1 grunto w n e. Lecz w szystkie te uwagi, podział zmysłów, w rażen ia p rzed ­

m iotów do trzech p ierw iastk ó w odnoszone, kom binacja ty ch p ierw iast­

ków, p o trz e b u je obszerniejszego i jaśniejszego w ykładu. K iedy zaś całe

to pism o tak obszerne po w iększej części same w y p ad k i długich uw ag

zaw iera, ileż a u to r n a d nim i pom yślał! Jakiegoż szeregu przedm iotów

m yślą nie przebiegł! W jakże rozm aitym k ieru n k u użyć m usiał um ysłu

swego do sku p ian ia i łączenia ty ch przedm iotów ! O bow iązany wyłożyć

szczerze m yśli m oje n ad poruczonym m i pism em , dopełniłem tego, lecz

w yznaję z ró w n ą szczerością, żem w iele odniósł pożytku z tego pism a.

{•

-

)

Parę linijek zakończenia, w brulionie bardzo niedbale zapisanych, utrudnia sensowną rekonstrukcję.

3. Rozprawa Jana Śniadeckiego w ocenie filomaty

Na obu autografach Romantycznośc i M ickiew icz um ieścił przy słowach Star­ ca przypisek, którym odsyłał pierwszych czytelników wiersza do pewnego artyku­ łu polem icznego w „Dzienniku W ileńskim ”. W styczniu 1821 tym sposobem przy­ pominał filom atom w ystąpienia Jana Śniadeckiego przeciw Brodzińskiemu, ogło­ szone równo dwa lata w cześniej. Rozprawa m atematyka i astronoma O pismach

klasyczn ych i romantycznych, której charakterystycznie dosadne słow nictw o f i­

lomaci m ogli rozpoznać wśród słów ballady, pozostała do tego czasu n ajsilniej­ szym atakiem w ileńskich krytyków na now e zjawiska w literaturze. Uczony kry­ tyk nicow ał w niej przejawy romantyzmu w teatrze, a ściślej biorąc — w dra­ m ie, która pogłębiła kryzys tradycyjnych form teatralnych. Mocno niepokoiło go programowe podążanie za przykładem Szekspira przez zw olenników nowego

(14)

U Ł O M K I M IC K IE W IC Z O W SK IE ZE Z B IO K Û W W IL E Ń S K IC H 1 7 7

kierunku. Wobec „poduszczeń spiskowych” romantyków w teatrze Śniadecki po­ został na starych pozycjach prawideł wywiedzionych z doświadczenia i rozumu. Dla filom atów przypisek ów mógł nabrać głębszej w ym owy. U wagę ich bo­ w iem kierował nie tylko ku sporom literackim, jakie rozgorzały już m iędzy sta­ rym i klasykam i i młodymi romantykami. Zważmy, iż Śniadecki w W ilnie w y to ­ czył sprawę na pole rozleglejszej utarczki poglądów, kiedy podjął się polemiki z Brodzińskim. Otóż w swym wierszu Mickiewicz niew ątpliw ie ukazał się filom a­ tom jako zwolennik, by się tak wyrazić, warszawskiej orientacji w poezji. Bal­ lada popierała przecież stanowisko Brodzińskiego. Powstała zaś w czasie, kiedy to M ickiewicz usłyszał pouczenie, iż „poezje nie piszą się w W ilnie, ale w Warsza­ w ie”. Z tego też okresu doszły nas wzm ianki w listach poety, odbijające jego żywe zainteresow anie środowiskiem warszawskim (także w związku z w ydaniem po­ ezji) 20.

N astaw ienie Mickiewicza, tak krytyczne wobec lokalnej oceny dążności ro­ mantyków, dowodziło filom atom , iż ich przyjaciel w Kownie przestał się liczyć z autorytetem tego kręgu „gruntownie uczonych mężów”, których niepokoje w y ­ rażał Śniadecki. W środowisku w ileńskim zasiadali oni na katedrach U niw ersy­ tetu i stamtąd strzegli głów młodzieży od zawrotu hasłami „niepodległości” w sztuce. Ze względu na działalność związków m łodzieżowych filom aci starali się dobrze ułożyć stosunki z U niwersytetem i dlatego zaczepny przypisek poety m ógł ich poruszyć. Nie znamy jednak reakcji odbiorców owych kowieńskich listów M ickiewicza z tekstem Romantyczności. Dość, że w druku przypisek się n ie po­ jawił. Jakby w zamian za to otwiera balladę w tomiku Poezy j (1822) motto z Hamleta Szekspira, którem u tak w iele uwagi poświęcił Śniadecki w rozprawie przywołanej w rękopisie wiersza.

Romantyczność mogła zresztą dawać wyraz wspólnym zapatrywaniom za­

przyjaźnionej grupy m łodzieży w ileńskiej. Dotychczas jednak nie potrafiliśm y ustalić, jak się filom aci zapatrywali na niechęć ich profesora do romantyzmu w teatrze i literaturze. Wiadomo było jedynie, iż w ramach zbierania „wiado­ m ości naukowych”, nałożonego statutem Towarzystwa Filomatycznego, numer 1 „Dziennika W ileńskiego” 1819 z rozprawą Śniadeckiego omówił na posiedzeniu W ydziału II (nauk fizycznych, matematycznych i medycznych) w dniu 11/23 III 1819 członek korespondent Dionizy C h lew iń sk i21. Tekst tej „wiadomości” dotrwał do naszych czasów w w ileńskim zespole Archiwum Filomatów, skąd uwa­ gi Chlewińskiego ogłaszamy w e fragm encie istotnym dla poezji Mickiewicza. Jak bowiem obecnie da się stwierdzić, Chlewiński nie pominął wypowiedzi Ś nia­ deckiego 22.

Filomata szeroko om ówił rozprawę, co więcej: nie pozostawił w yw odów profe­ sora bez oceny. Stanowisko Śniadeckiego nie spodobało się mu, a w ięc przeciw­ staw ił się jego poglądom w kilku ważnych punktach. To prawda, że recenzja Chlewińskiego nie odznacza się tym stanowczym wyrazem przeświadczeń, jaki uderza nas w późniejszym wierszu Mickiewicza (pisanym w nastroju przygnębie­ nia, m. in. po odrzuceniu rozprawy magisterskiej przez Radę Uniwersytetu). Jed­ nakowoż obrona czarów i guseł w poezji, a zwłaszcza przekąs, z jakim

Chlewiń-20 Pouczenie zapamiętał A. Chodźko; wzmianki w listach zob. D 14, 148— 149, 165, 173.

12 Zob. Archiw um Filomatów, cz. 2: Materiały do historii T ow arzystw a Filo­

matów, t. 1 (Kraków 1920), s. 244.

22 CBLAN, rkps F. 60— 155, k. 20—21 v. 12 — P a m iętn ik L iterack i 1968, z. 4

(15)

1 7 8 M IC H A Ł W IT K O W S K I

ski m ówi o autorze rozprawy, co by chciał m atem atyczną „ścisłość i związek” zachować w poezji, świadczą, iż filom ata nie różnił się w ocenie od M ickiewicza. Wyprzedzał go rów nież tym uniżonym gestem szacunku dla profesora, jakim „skromnie” (niczym potem M ickiewicz wobec Starca) zamknął krytyczne omó­ w ien ie rozprawy Śniadeckiego.

Recenzja, gruntująca wśród filom atów negatywną ocenę poglądów profesora na romantyzm zaraz po ich ukazaniu się w druku, w yw arła dobre wrażenie. Znać to po wyborze Chlewińskiego na czynnego członka Towarzystwa Filomatycznego, czego dokonano głosam i w szystkich obecnych jeszcze w tym samym tygodniu, na zebraniu w dniu 16/28 III 1819.

Dionizy C hlew iński

W iadom ość n aukow a za m iesiąc styczeń: „D ziennik

W ileński” roku 1819 tom 1, N. 1, m iesiąc styczeń

[Fragm ent]

O pism ach k la sy c zn yc h i ro m a n ty czn y c h J a n a Śniadeckiego, „Dzien­

nik W .” , s. 2 do 27, N. 1. Są to uw agi albo raczej p rzestrog i dane n a ­

rodow i naszem u w zględem pism klasycznych i rom antycznych. Pow odem

do tego pisem ka, jak sam A u to r w yznaje, b yła rozpraw a J P a n a B rodziń­

skiego K azim ierza um ieszczona w „P am iętn ik u W arszaw skim ” w tejże

m aterii. Nie zam ierzył zgłębiać i b ardziej w y kładać a u to r tej m aterii.

Pisze raczej jako obrońca dobrego gustu i ośw iaty oraz jako gorliw y m i­

łośnik narodow ości. W yłożyw szy pokrótce, co rozum ie przez klasyczność

i rom antyczność, pierw szą, n a k tó re j się język i lite ra tu ra polska u fo r­

m ow ały, dla u trz y m an ia dobrego g u stu naśladow ać zaleca i radzi; drugą,

to jest rom antyczność, k tó ra podług a u to ra zasadza się na sam ym przy­

pom nieniu czarów, gusłów i upiorów w ieków przeszłych, n a tu ry dzikiej

i nieokrzesanej, k tó ra żadnym praw idłom klasyczności w łaściw ym nie

ulega, poczytuje za niedorzeczną, dobrem u gustow i i zdrow em u rozsąd­

kowi przeciw ną, strzec się i unik ać życzy. Osobliwie w tra fn y ch w y ra ­

zach w y ty k a niedorzeczne tęskn ien ia ro m an ty k ó w niem ieckich do cza­

sów, w k tó ry c h społeczność w stan ie dzikości i b a rb a rz y ń stw a zostaw a­

ła, kiedy człowiek, spodlony ciem notą i przesądam i, nigdy praw dziw ie

szczęśliwym być nie m ógł. D alej pisze, iż tru d n o jest dostrzec, „ ja k ona,

to jest rom antyczność, może być źródłem obfitym i żyznym polem w y­

nalazków p ra k ty c z n y c h ” .

M ogły stać się nadużycia, osobliwie przez pisarzów poezji w niem iec­

kiej lite ra tu rz e , k tó rz y istotn ie do tego potrzebnego ta le n tu nie posiadali,

jednakże p ew n a jest, iż żaden z nich nie życzył tego, abyśm y do stanu

daw nej dzikości i b a rb a rz y ń stw a pow rócili, i jeżeli w pism ach swoich

w ieki daw n e w y staw u ją, to zdaje się w ty m względzie, ile się (do) nie­

w inności i p ro sto ty oraz żyw ych nam iętności w ystaw ienia rzetelniejszego

ściąga, k tó re, że w początkow ych społecznościach b y ły pospolitsze i w w y­

(16)

U Ł O M K I M IC K IE W IC Z O W SK IE ZE Z B IO R Ó W W IL E Ń S K IC H

179

raźniejszym stopniu, w ątpliw ości b y najm niej nie zda się ulegać. W tym że

celu opisy obyczajów daw nych wieków że mogą być obfitym źródłem dla

poezji, w ięcej jest jak pew na. G dyby albow iem w ieków daw nych opisy

były obrazą daw nego gustu, sielankę teraz napisać byłoby niepodobień­

stw em . W szak p oeta chcący ją napisać znajdzież odpowiedni stan rzeczy

w teraźniejszej społeczności? Jestże ta niew inność, pro sto ta i skrom ność

obyczajów, tak potrzeb n e dla sielanki, u naszych pasterzów ? Gdzież więc

znajdzie dla niej osnowę, jeżeli nie w przypom nieniu daw nych czasów.

Tam to albow iem przeniesieni im aginacją, w y staw u jem y rzeteln y stan

szczęścia i pom yślności, czym zajęci zapom inam y n a stan teraźniejszy

i tęsknić poczynam y do niew inności, nie zaś, jak A u tor m niem a, do zdzi-

czałości i ciem noty. Żaden n aw et pew nie z poetów niem ieckich do tego

nie wzdycha, a jeżeli naśladow cy B ü rgera i Szyllera w Niem czech odstą­

p ili dobrego gustu i rozsądku zdrowego, źrzódłom, z k tó ry ch czerpali, te ­

go przypisać nie m ożna, ale raczej brakow i ta le n tu i gieniuszu, k tórych

nie posiadali. W iemy bowiem, iż ta sam a rom antyczność, na k tó rej pism a

poetyckie B ü rg era i S zyllera w yżej w zm ienionych o pierają się, św iętn y-

m i je, praw dziw ie klasycznym i w swoim rod zaju uczyniła, ta le n t bowiem

tych pisarzów p o tra fił ze wszystkiego, co w ieki daw ne w y staw iały, n a j­

szczęśliwiej korzystać.

Owszem, poezja zdaje się w przypom nieniu daw nych obyczajów nie­

w innych naszych przodków , byle z talen tem i zdatnością, obszerne m a

dla siebie pole. C zary n aw et i gusła w prow adzone klasyczności się prze-

ciwiać nie będą, jeżeli stosow nie do rzeczy są w ystaw ione, zwłaszcza że

i w pism ach klasycznych poetów staro ży tn y ch i now ożytnych opisy gron-

tu ją c e się n a rom antyczności w niczym się b y n ajm niej dobrem u gustow i

nie przeciw ią i klasyczności swej nie tracą.

Dalsze uw agi P isarza względem w ystaw iania diabłów, duchów i cza­

row nic n a scenie, są bardzo spraw iedliw e, gdyż przeznaczenie i cel pism

te a tra ln y c h takow ym w prow adzeniem nigdy osiągniętym i być nie mogą.

A u to r sław n y skądinąd w całym pisem ku tak rozpraw ia o poezji, jak

w innych swoich zaw ołanych o m atem aty ce i algebrze, i zdaje się życzyć,

ab y w pierw szej ta sam a ścisłość i związek zachow ane były, jak w os­

tatn ich , a co czy może być p rzy jęty m w poezji, każdy łatw o osądzić

potrafi. Tym i uw agam i nie sądzę, abym w czym ubliżył pisarzow i tak

w ielkich zasług i sław y, że zaś m yśli Jego odstąpiłem , nie spodziewam

się, aby m nie to za zufałość [!] poczytano.

4. Ankieta personalna Mickiewicza z roku 1820

Od czasu objęcia posady nauczyciela w szkole powiatowej w Kownie Mic­ k iew icz latem każdego roku w ypełniał rodzaj ankiety, tzw. opis formularny, w której oprócz danych osobistych kładł charakterystykę stanu swej służby. Te

(17)

180

M IC H A Ł W IT K O W S K I

„opisy” dozorca, czyli kierownik szkoły, w ysyłał następnie ze swoją opinią do Kuratorii (Wydziału Naukowego) przy U niwersytecie w Wilnie; tam pełniono nadzór nad szkołam i na Litwie. Poznaliśm y już coroczne „opisy” M ickiewicza z lat 1821 i 1823 23 (w 1822 otrzym ał urlop), a zatem brak było formularza z r. 1820, tzn. pierwszego w nauczycielskiej karierze poety. Przechowuje go w aktach perso­ nalnych szkoły kowieńskiej Państw ow e Archiwum Historyczne w W iln ie24. Znaj­ dziemy w nich 2 egzemplarze „opisu”, praw ie identyczne co do treści i formy, jeszcze bez opinii dozorcy (którym był Stanisław Dobrowolski). Zarówno pytania jak i odpowiedzi pisane są ręką samego Mickiewicza. W porównaniu z podob­ nym i „opisam i” innych nauczycieli kow ieńskich M ickiew icz nie silił się na szcze­ gółowość inform acji. Po pierwszym roku służby mógł m ieć mało do zakom uniko­ wania. Niedbałe, jakby niecierpliw e pismo dowodzi, że i ten obowiązek szkolny M ickiewicz spełniał niechętnie, pod przymusem.

[Opis fo rm u la rn y A dam a M ickiewicza]

Opis F o rm u la rn y A dam a M ickiewicza N auczyciela Szkoły A kadem ic-

kiey ( w S z k o le A k a d e m i c k i e y ) K ow ieńskiey. Sporządzony R oku 1820

D nia 2 Lipca ( Mca Lipca 2go D n ia }.

H onor, Im ie, Fam ilia, Obow iązek przez niego P ełnio ny w iele m a lat

od urodzenia? A dam M ickiewicz N auczyciel R eto ry ki Języ k a Łacińsk.

( łacińskiego) H istory i i P ra w a w Szkole akadem ickiey K ow ieńskiey koń ­

czy rok dw odziesty pierw szy.

Z Jakiego pochodzi S ta n u (sta n u pochodzij. Szlachcic.

W iele m a p o d dań stw a dusz płci m ęskiey ( m ę s k ie y płci dusz), w iakim

powiecie iak się m ianow icie nazyw a m aiątek? N iem a żadnego pod dań ­

stw a.

K iedy w szedł w służbę i w onéy iakiem i stopniam i p rzy iakich obo-

w iąskach i gdzie postępow ał. Takoż czy nieokazał iakich szczególnych za­

sług i czy n ieo d b ierał in n y ch iakich prócz ran g n agród i kiedy? U koń­

czywszy n au k i w szkole ptow e. N ow ogrodzkiey w ezw any przez U n iw ersy­

te t ( w ile ń s k i) n a k a n d y d a ta S tan u N auczycielskiego c z te ry lata sposobił-

się p rzy { ty m ż e ) U niw ersytecie {w i l e ń s k im }. W szedł w obowiązek

N auczyciela Roku 1819. Ż adnych zasług szczególnych nie okazał i nagród

nieodbierał.

W M arszach przeciw nieprzyiacielow i i w sam ych potyczkach czy nie-

b y ł lub by ł i kiedy m ianow icie? N ie był.

23 Ogłosił je W. M i c k i e w i c z w K orespon den cji A dam a M ickiew icza (Wyd. 4. T. 4. Paryż 1885, s. 48—49). Inny „opis form ularny” (błędnie: „formularzy” !) z r. 1823 podał do druku W. R e w o l i ń s k i w „Gazecie Radomskiej” (z 16/28 VI 1893), skąd powtórzył go W. M i c k i e w i c z w wyd. 2 Ż yw o ta A dam a M ic-

kiew icza (t. 1. Poznań 1929, s. 396).

24 CPAH ( = Centralne Państw ow e Archiwum Historyczne w Wilnie), rkps F. 1135, op. 4, d. 111, ark. 123 i 124. Tekst tego dokumentu podaję w odpisie dokładnym, zachowując cechy pisowni; w nawiasach kątowych, kursywą, odmia­ ny drugiego egzemplarza „opisu”.

(18)

U Ł O M K I M IC K IE W IC Z O W SK IE ZE Z B IO R Ó W W IL E Ń S K IC H 1 8 1

Czy n iebył w stro fach lub pod sądem Jeśli był za co? i iak się sp ra ­

w a skończyła? Niebył.

Do przed łużen ia obowią. (o bow iązków ) służby swoich ( s w e y ) czy

sposobny i podw yższenia ran g i czy godny i za co?

Czy nie był abszytow any spodw yzszeniem (spodw yzszeni.) rang i lub

bez niey i kiedy? Nie był.

Czy żonaty czy m a dzieci kogo m ianow icie i gdzie się one znayduią.

Nie żonaty.

5. Filomata o ludowym obrzędzie pogrzebowym

Nie jest dostatecznie pewne, czy ludowy obrzęd „dziadów” M ickiewicz znał z oglądu, czy też przem awiały silnie do jego wyobraźni jedynie cudze opowia­ dania o „uroczystości obchodzonej dotąd między pospólstwem ”. Rzeczywiście, te­ m at młodzieńczego dramatu jest ukształtowany na wzór zwyczaju, jaki lud na W ileńszczyźnie około r. 1820 zachowywał. W tym przekonaniu utwierdza nas Ję­ drzej Śniadecki, który w listopadzie tego roku na łamach „Wiadomości Bruko­ w ych ” nazw ał „dziadami” zaduszkową ucztę żebraków. Przypomniano nam to dopiero przed kilku la t y 25. Tutaj chcemy stwierdzić, że o obrzędzie niezmiernej w agi dla początków romantyzmu w sztuce polskiej — nieco wcześniej usłyszano w gronie, któremu patronowali przyjaciele M ickiewicza (wówczas uczącego w szkole kowieńskiej).

Towarzystwo Filom atyczne nie stroniło od zainteresowań ludoznawczych, w ręcz przeciwnie, programowo przy sposobności szerzej zakrojonych badań „tere­ nowych” członkow ie gromadzili też m ateriały etnograficzne. Następnie relacje o nich w platali do sprawozdań, z których kilka odczytano na posiedzeniach zbio­ rowych. Dotychczas teksty takich prac Teodora Łozińskiego, Stanisława Kozakie­ wicza i M ichała Rukiewieza, z lat 1819'—1820, n ie były znane. Nic dziwnego, że w opracowaniach spotykamy twierdzenia, iż „Towarzystwo Filom atów jako orga­ nizacja nie daje pełnego obrazu zainteresowań ludoznawczych swych członków ani też n ie przedstawia jakichś w ybitnych osiągnięć” 26. Ten cierpki sąd będzie m ożna nieco skorygować po zapoznaniu się z treścią raportu Stanisława Koza­

kiewicza, od 2 II 1820 członka Związku Przyjaciół (działającego pod nadzorem filomatów). Kozakiewicz, student w ydziału prawa U niwersytetu W ileńskiego, przedstaw ił na dwóch zebraniach szczegółowy opis jednego z okolicznych powia­ tów. W zachowanym do dziś opisie um ieścił także szereg spostrzeżeń etnograficz­ nych, m. in. ciekawe obserwacje poczynione nad tam tejszym i obrzędami pogrze­

25 Obrzęd „dziadów” wzm iankuje J. Ś n i a d e c k i w P ró ż n ia c k o -filo z o fic zn e j podróży po bruku. Przedruk w zbiorze: „W iad o m o ści B ru k o w e ” . W y b ó r a rty k u ­ łów . Wybrał i opracował Z. S k w a r c z y ń s k i . Wrocław 1962, s. 192—193. BN I, 178.

26 S. Ś w i r k o , F ilo m a c i a fo lk lo r. W: Lu d o w o ść u M ick ie w icza . Praca zbio­ rowa pod redakcją J. K r z y ż a n o w s k i e g o i R. W o j c i e c h o w s k i e g o . Warszawa 1958, s. 46. — Ostatnio krótki fragm ent z odnalezionej rozprawy Łoziń­ skiego, wygłoszonej 10 V 1819 w Związku Przyjaciół, podał S. P i g o ń w tom ie D rze w ie j i w czo ra j (Kraków 1966); Łoziński omawiał w niej obrzędy ludu w oko­ licach Żytomierza.

(19)

1 8 2 M IC H A Ł W IT K O W S K I

b o w y m i27. Rozpowszechnianie wśród filom atów podobnych wiadomości nie pozo­ stało chyba bez w p ływ u na atmosferę, w której ukształtow ał się pomysł poetycki. Kto w ie, czy m otyw ów tem atu M ickiew icz nie czerpał z podobnych relacji praco­ w itych filom atów? Spostrzeżenia, w y jęte tu z opisu Kozakiewicza, autor czytał kolegom 24 Х/5 XI i 14/26 X I 1820 roku.

S tan isław K ozakiew icz

K ró tk ie sta ty sty c z n e opisanie pow iatu zaw ilejskiego

[Fragm ent]

W p rzy p a d k u śm ierci jakiego człow ieka w wiosce wszyscy gospodarze

schodzą się do dom u, w k tó ry m ta s tr a ta n astąp iła, śpiew ają nad nim aż

do pogrzebu, robią tru m n ę i w szelkie obrzędy relig ijn e spełniają, gdy

k rew n i zm arłego w ódkę w y staw iają; skoro jej nie będzie, żaden gospo­

d arz sw ojej pom ocy nie ośw iadczy i nic nie uczyni, aby w przeciw nym

razie działał. Na m ogile do tru m n y zm arłego fam ilia, jeżeli jest zamożną,

w kłada b u telk ę gorzałki, ser, m asło, chleb i wodę święconą, a to gdy

przyjdzie duch dobry, czyli anioł, dla wzięcia duszy, aby w tedy zm arły

m ógł częstować ty m i w ik tu ałam i; jeżeli zły, aby się mógł bronić wodą

święconą. W dniu zadusznym w ychodzi cała wioska na mogiły, śpiew ają

na nich, w yw ołują po im ieniu m iłe i znajom e niegdyś osoby, po czym

u d ają się do w ódki i zakąsek, resztę zostaw iając pozostałość [!] zm arłym

osobom.

6. Poezje M ickiewicza w w ileńskiej cenzurze

Każdy czytelnik P o e zy j M ickiewicza wiedział, iż przeszły one przez urzędową cenzurę. Starczyło odwrócić karty tytułow e tomików, aby zauważyć adnotację cenzorów. Z datowania i podpisu odczytywano, kiedy zezw olili na druk i kto z urzędu zapoznał się z zawartością edycji. A w ięc pierwszy tomik w yszedł z Ko­ m itetu Cenzury 25 V/6 VI 1822 za zgodą profesora i biskupa Jędrzeja Kłągiewicza, drugi — 21 II/5 III 1823, przejrzany przez profesora Joachima Lelewela. Ten stan faktyczny, a szerzej: koleje P o ezyj M ickiewicza w w ileńskiej cenzurze, uka­ zały potem w pełniejszym św ietle listy poety i filom atów. Są w nich wzmianki o obawach przed nadmierną surowością cenzorów, o przewidywanych trudnościach z tym czy innym utworem, fragm entem , zdaniem, zgoła pojedynczym wyrazem. Zwłaszcza drugi tomik (z D ziadam i i G rażyną) jest tam pod tym względem dość dobrze udokum entowany. Na podstaw ie tych źródeł próbowano już w badaniach określić w pływ , jaki cenzura m ogła wyw rzeć na utwory i edycję Mickiewicza.

Znajdziemy w zespole korespondencji pew ne napomknienia budzące podejrze­ nie, że nie w szystkie utw ory przeznaczone do zbiorku przecisnęły się przez cenzu­ rę (Oda do m łodości, Do m alarza). Cenzorzy w ileńscy na ogół dobrze pilnowali przepisów, które znali także filom aci. Oni zaś — zdaje się, iż z góry w iedzieli, co cenzura zaakceptuje, a co odrzuci, zresztą zasięgali też języka u osób w tajem ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

do Sierakow- skich Portret gdaƒskiej patrycjuszki Andrze- ja Stecha oraz znajdujàcy si´ w zbiorach Muzeum Narodowego w Gdaƒsku Portret damy z goêdzikiem nieznanego autora, to jeden

Następnie nauczyciel rozdaje malutkie karteczki i prosi uczniów, aby zapisali na nich wymyślone przez siebie imię i nazwisko, najlepiej takie, które zawierałoby litery

Centralna Komisja do Spraw Stopni iTytuN6w, na podstawie art. Stanislaw Kasjan - Uniwersytet Mikolaja Kopernika

Proszę poważnie podejść do tematu, tym bardziej że macie mało ocen a jest wiele osób w klasie które nie wykonały jeszcze żadnego zadania, te osoby proszę żeby jak

pomimo wielości publikacji z zakresu polskiej hymnologii wciąż istnieją liczne białe plamy w tej dziedzinie i dotyczą one również egzemplarza Modlitwy powszedniej

Obywatele Lublina zgromadzili się, by zbiorową manifestacją, uczcić uroczystą chwilę zwycięskiego zakończenia wojny.. Nawet stare drzewa Placu Litewskiego oblepione były

Ale Picasso należy bez wątpienia do tych wielkich, największych artystów i trzeba się wstrzymać z ewentualnym ujemnym osądem jego twórczości, pamiętając, że tego

Tym też trzeba wyjaśniać nikłe tylko echa, jakie poemat wywołał w prasie (dopiero po latach ukazała się wierszowana polemika z nim, pióra Witolda Wirpszy). I to było zresztą