• Nie Znaleziono Wyników

"Materyały do dziejów Akademii Połockiej i szkół od niej zależnych", J. G., Kraków 1905 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Materyały do dziejów Akademii Połockiej i szkół od niej zależnych", J. G., Kraków 1905 : [recenzja]"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Ludwik Janowski

"Materyały do dziejów Akademii

Połockiej i szkół od niej zależnych", J.

G., Kraków 1905 : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 5/1/4, 235-245

(2)

Recenzye i Sprawozdania.

J . G .: M a t e r y a ł y d o d z i e j ó w A k a d e m i i P o ł o c k i e j i s z k ó ł

o d n i e j z a l e ż n y c h , Kraków 1905 8° major str. 288.

N iew ątpliw ie zachodzi często śc isły zw iązek pom iędzy stanem szkolnictw a a rozwojem literatury. Może n ig d y tak dowodnie i jasno nie u w yd atn ił się u nas ów objaw, jak w początku X I X w ., g d y dzisiejszy zabór rosyjski posiadał uniw ersytety w W ilnie, W arszaw ie, Połocku, liceum w Krzemieńcu, słyn ne gim nazya w Humaniu, W in ­ nicy, Ś w isłoczy — bo w szystk ie te zakłady w m niejszym lub w ię­ kszym stopniu, oprócz zasług dla ośw iaty, m iały doniosłe znaczenie także w dziejach piśm iennictwa polskiego. Zbadanie tej sfery szkol­ nej, zw łaszcza system atu nauczania języka ojczystego, nie może b yć obojętnem dla badacza literatury. Roztrząsano już niejednokrotnie ogromną rolę W iln a i Krzemieńca, przyjdzie również czas na zazna­ czenie skrom niejszych zasług szkół innych.

N ie przeminęła bez śladu w przeszłości piśm iennictwa krajo­ w ego także dawna akademia połocka. N iestety, najnowsza publika-

tya o tym w yższym zakładzie na kresach L itw y nie zaspokaja pod cym w zględem naw et skromnych w ym agań. Zostaw iam y na stronie liczne braki i usterki specyalniejszej natury, ale najgłów niejszą wadą tego dzieła je s t to, źe traktuje ona tę in stytu cyę i n a b s t r a c t o ; autor zupełnie pomija rolę tej akademii w ogólnym pochodzie naszej cyw ilizacyi, nie wiąże organicznie jej życia z przeszłością, nie w yk a­ zuje w cale stosunku jej do ogólnego stanu ośw iaty owej epoki, nie podkreśla ani spójni, ani przeciwieństw, zgoła w yryw a ją z warun­ ków czasu i miejsca. K sięg i tej nie można nazwać zbiorem m aterya- łów, bo opowieść historyczna zajmuje jej połowę, a naw et w publi- kacyach naukowych źródeł i n c r u d o niezbędny je s t w stęp w y ­ dawcy, ośw ietlający w szechstronnie zawarte w nich m ateryały. N ie

(3)

tłum aczą autora żadne w zg lęd y (których zresztą nie przytacza), g d y ż sakram entalnie milcząc i pomijając najważniejsze spraw y życia umy­ słow ego akademii, je st hojny w podawaniu w iad om ości, które mają luźny, a często tylk o urojony związek z opisyw anym przedmiotem (ob. o A. Sapieże str. 13 — 1 4 , K . R ad ziw iłle 2 3 , H ołyńskim 199, sz cz eg ó ły heraldyczne o uczniach 2 4 4 i t. d.). Autora obchodzą je ­ d ynie k w estye faktyczne, zbiera daty, nazwiska, zapisy, prom ocye etc. ; zapewne, i takie wiadom ości są bardzo potrzebne, aliści obok teg o zadanie badacza losów w yższej szk oły z natury rzeczy m usi b yć jeszcze inne : niepodobna ominąć stanu w iedzy, poglądów um ysłow ych literackich i stanow iska jej w omawianym okresie. W ym agać teg o można tem w ięcej, że znajdujem y w kilku m iejscach książki pochwały autora, jak dla p oszczególnych osob istości, tak i dla całej in sty tu cy i, w ięc mamy prawo żądać uzasadnienia tych twierdzeń. Zam ykam y k się g ę z żalem, bo, oprócz nagromadzenia suchych faktów, nie w skrze­ szono nam tych ludzi i czasów, nie nadano im ducha i fizyognomiL A utor nie potrafił złożyć nie tylko obrazu, tętniącego życiem, ale p ełn ego zarysu h istorycznego, gd yż nie zatrzym ał się ani na je ­ dnej k w esty i głębszej i ogólniejszej, a w szy stk ie ważniejsze postu­ la ty u sz ły jeg o uw agi.

A k w estya sama je s t bardzo interesującą. D ziw n y to b ow iem i ciek aw y zakład ta akademia 0 0 . Jezuitów w Połocku, będąca k li­ nem w ów czesnym ruchu um ysłow ym .

Breve vivens tempus, vivit tem­

pora multa.

Znaną je s t jej ostra walka z ówczesnem i dążnościami po-

stępow em i. Zbijano jej zasady i tendencye, w ystępow ano przeciw po­ łockiej nauce w całym rysztunku now ożytnych poglądów , prażono ją pociskam i sarkazmu, w yśm iew ając profesorów „sm orgońskiej akadem ii“, jej ustrój, zacofanie, urządzenie pomocy naukowej. Napadana broniła się energicznie, często sama rozpoczynała atak na obóz nieprzyjaciel­ ski, nie schodząc z placówki, którą sobie obrała. Tętno tej bezkrwa­ wej w alki stanow i poważny objaw w dziejach literatury, a w napię­ ciu antagonizm u dwóch św iatów akademia połocka zajmuje, jak chcą niektórzy, ujemne, ale w każdym razie w a ż n e stanow isko.

S zkoły R zeczypospolitej nie b y ły zgoła dostosow ane do potrzeb kraju. Dopiero K om isya Edukacyjna, rugując ostatecznie łacinę, za­ prow adziła swój znany system , który b y ł solą w oku dla licznych żyw iołów w ste c z n y c h , atoli na całej lin ii p rzyniósł ogromne rezul­ ta ty . Po upadku kraju u n iw ersytet w ileński, god n y spodkobierca za­ sad K om isyi, rozwijał dalej owocną działalność wychowawczą na zie­ m iach lite w sk o -ru sk ich , a m ianowicie z naleźytem uwzględnieniem język a i rzeczy ojczystych. Jezuici białoruscy, zrazu zależni od W iln a, staw ali w poprzek dążnościom uniw ersytetu i, g d y zrzucili zaw isłość od n iego, cofnęli się w sw ym zakładzie do pogrzebanej m etody, trzy­ mając się oburącz w szech w ładztwa łaciny, za pomocą której b yła przelewana w iedza z katedr. N ie dość tego, programaty akademii św iecą pustkam i co do h istoryi i prawa polskiego. Rzecz dziwna : k ied y w W iln ie juź od 1781 r. H ussarzew ski pisze w swem

(4)

ogłoszę-R ecenzye i Sprawozdania. 2 3 7 niu lek cy i historyi powszechnej, źe „w szeregu epok d z i e j o m n a ­ r o d o w y m obszerniejsze będzie dawać m iejsce“ — profesor połoc- kiego uniw ersytetu, Francuz Richardot, który, w ed łu g zapewnień w sp ół­ czesnych, b y ł głębokim znawcą przeszłości polskiej i naw et opracował jej kurs całkow ity, w sw ym prospekcie historyi nie wspomina nawet,

iź zaznajomi słuchaczów , choćby tylko w elementarnym zak resie, z b ie­ giem dziejów P olsk i. Tak samo postępuje następca jego, L itw in, Jó- zefat Zaleski, ponieważ obydwóch tych m istrzów zajmuje daleko w ię­ cej wpajanie za pomocą w ykładów h istoryi przebrzm iałych poglądów i polemika tendencyjna.

Jednakże prąd powszechny uw zględnienia języka narodowego b y ł tak silny, że nawet w Połocku lepiej stoją jeg o sprawy. N atu­ ralnie w obec imion Euz. Słow ackiego, L. Borow skiego, O sińskich, Brodzińskiego, T yszyń sk iego, którzy tak św ietn ie nauczali, nazwisko Ign acego Iw ick iego nie przemawia równie pięknem i niezatartem wspomnieniem, gd yż nie zaznaczył on ni czem w ydatniejszem swej działalności pedagogicznej. Niemniej przeto sam fakt w ciągnięcia do programu literatury swojskiej, jako przedmiotu obowiązkowego, ma już znaczenie. Iw icki, rzecz prosta, nie traktow ał literatury h isto ry ­ cznie, lecz podług zasad panującej wówczas poetyki i retoryki. W y ­ kładając o rym otwórstwie, rozbierał jako wzorowe utwory K ochanow ­ skiego, Szymonowicza, K rasickiego, Naruszewicza i M uśnickiego (sic), podając „prawidła na czem piękność zaw isła i na czem piękność za­ le ż y “ i pokazując „iż wiersz wdzięku nabyw a przez n ależyte naśla­ dowanie obyczajów, stosow anych do rozm aitego ułożenia, stanu, w ieku, losu “ i t. d. Z prozaików uwzględniał Orzechowskiego, Górnickiego, Skargę, W ujka i B irkow skiego !).

W p ły w szkoły ówczesnej na rozpowszechnienie twórczości b y ł w ielki. D zięk i ćwiczeniom i wypracowaniom, a w ogóle umiejętnemu kierownictwu i zachęcaniu do pisania wierszem i prozą, krzewiło się niezmiernie tworzenie ; naj w iększą chwałą dla ucznia b y ł laur poety. Zastanawia ta liczna rzesza rymotwórców w pierwszych latach ubie­ głego w ieku, która bezspornie je s t wytworem szkoły i św iadectwem rozmiłowania się w poezyi w czasie tej przejściowej ery literatu ry2). P osiew szkolnictw a, je ś li nie stw orzył znakom itych poetów, to póź­ niej padł na taką glebę, jak pokolenie m ickiewiczow skie — i peda­ godzy z W ilna, Humania i Krzemieńca słusznie m ogą się chlubić, źe Mickiewicz, Słowacki, Z a le s k i, G o szczy ń sk i, M a lczesk i, Olizarowski i t. d. brali pierwsze św ięcenia w murach tych zakładów 3).

*) Zob. „Zbiór n a u k w a k a d em ii p o ło ck iey T. J. 1814/15“ . O Iw ic k im ia k o profesorze: J a n o w s k i — „ U n iw er sy te t w P o ło c k u “ ( „K uryer L it e ­ w s k i“ 1905. Kr.74),

2) Z w ła sz c za m n ó stw o p iszą cy ch b y ło w W iln ie , które b y ło cen tru m lite ra c k ie m i g ó ro w a ło n ad c a ły m krajem . K ic iń sk i pisze do L e le w e la d n ia 2. m aja 1815 r.: „lataj po W iłn ie i zbieraj lite r a tó w , k t ó r z y u w a s k o ­ p a m i “ ( W ó j c i c k i — W a rszaw a 1880, str. 102).

3) Oprócz g ło śn y c h z a słu g u ją n a z a sz cz y tn e w z p o m n ie n ie lu d zie, k tó rzy po ró żn y ch szk o ła ch z w ie lk im ta len te m u c z y li lite r a tu r y p olsk iej,

(5)

Mówiąc o akademii połockiej, należało koniecznie rozpatrzeć jej stosunek do p seu d ok lasycyzm u , zapatrywania i teorye literackie pro­ fesorów, tudzież znaczenie jej w sprawie nauki poprawnego pisania po polsku. B ez k w e sty i także i w zakładach Jezuitów , choć mniej um iejętnie, ale wdrażano uczniów do w ypow iadania sw ych m yśli za­ równo w łacińskim , jak w polskim języku . P oezya k w itła w śród sa­ m ych Jezuitów , a niektórzy z nich, ja k M uśnicki i Mihanowicz, mogą się m ierzyć z w ierszopisam i w ileńskim i. Autor nie poświęca im wcale uw agi, choć b yło to bardzo pożądane : nie nadm ienia o nich nawet najbardziei szczegółow a h istorya literatury, a przytem taki M uśnicki b y ł uważany za znakomitość, utw ory jeg o rozbierano z katedry i sta­ w iano jako wzór do naśladowawania, w ięc charakterystyka jeg o poe­ zyi daje klucz do poznania smaku literackiego m istrzów akademii. Tak samo nie zajął się autor rozpatrzeniem k w e sty i, jakie różnice można zauważyć pom iędzy pisarzami - uczniami akademii a jej nau­ czycielam i, jak ie stanow isko zajmuje ta czeladka połocka na tle lite­ ratury pierwszej połow y X I X . w . i ja k i je st stosunek jej do prozai­ ków i poetów z innych dzielnic i uczelni. Z Połocka nie w yszła żadna szkoła pisarzy, którąby, nawzór litew sk iej i ukraińskiej, można b yło nazwać „białoruską“ , atoli prąd rom antyczny zaznaczył się także i na niektórych jej w ychow ańcach. Żaden z nich nie może b yć zali­ czony do b ezw zględnych czcicieli now ego kierunku, lecz jedna cecha romantyzmu — ludowość, a raczej rodzimość, znam iennie przebija się w najznakom itszym z nich, Jan ie Barszczew skim , który b ył utalento­ w anym piewcą sw ych stron rod zin n ych 1).

Jako jed en z momentów rozwoju naszej k ry ty k i literackiej, ma duże znaczenie polem ika uczonych połockich z W ileńczykam i o osła­ wioną „P u łtaw ę“ M uśnickiego. N ie tylko ten spór k rytyczn y sam przez się je st w ielce interesujący, ale na dnie jeg o leżały g łęb sze i ogólniejsze czynniki — niechęć do akademii, jako w yrazicielki po­

ja k S ty c z y ń s k i, L e g a to w ic z , S z y d ło w s k i, Z a k r zew sk i, J a to w t, S ta w sk i, A d am B a r to s z e w ic z , S ie r o c iń s k i, P u s z k a r z e w ic z , M o sz y ń sk i, B ie lin o w ic z i w ie lu in n y ch .

*) H is to r y c y n a s zy c h szk ó ł i o ś w ia ty n ie tr a k tu ją w y czerp u ją co k w e ­ s t y i , m a ją cy c h ś c is ły z w ią z e k z d ziejam i p iśm ie n n ic tw a , ja k ję z y k p olsk i i lite ra tu ra , sp osób , m eto d a i zak res w y k ła d u , u z d o ln ie n ie p rofesorów i ic h w p ły w p rzj'p u szczaln y. Z w ła sz c z a w cza sa ch d a w n ie js z y c h , w ob ec m ałej lic z b y p ism p e r y o d y c zn y ch i k sią że k , w p ły w te o r y i n a u c z y c ie la b y ł c zęsto o g ro m n y , n ie m ó w ią c ju ż o tem , że z o g ó ln e g o p u n k tu w id z e n ia s ta n n a u c z a n ia rze cz y o jc z y s ty c h j e s t je d n ą z najbardziej in te r e su ją c y c h stron . S łu szn ie też prof. F in k e l w sw ej „ H is to r y i U n iw . lw o w s k ie g o “ c a łe ro zd zia ły p o­ św ię c a sp e c y a ln ie k ated rze lite r a tu r y i ję z y k a p o lsk ieg o (str. 241 — 246

i 332—388); in n i bardzo n ie d o sta te c zn ie b ad ają te n przed m iot, a to li au tor o m a w ia n e j m o n o g r a fii n ic n ie zro b ił w t y m k ieru n k u . N ie ty lk o b o w ie m n ie n a d m ie n ił o w y żej p o ru szo n y ch k w e s ty a c h , a le n ie z a ją ł się n a w e t te m i o so b isto śc ia m i, k tó re n a p r a s z a ły się pod pióro, ja k s ły n ą c y ja k o z n a w ­ c y lite r a tu r y polskiej B r zo z o w sk i , H a w r y ło w ic z , B u c z y ń s k i, S ta c h o w sk i, o k tó r y c h zn a jd u jem y ty lk o bez z n a c ze n ia k ilk u w ier sz o w e n o ta tk i b io ­ graficzn e.

(6)

R ecen zje i Sprawozdania. 2 3 9 glądów , które b y ły anomalią wśród ówczesnego, bogato i jednolicie rozwijającego się życia intellektualnego. N ie ma racyi dotykać tej k w esty i monosylabami, gd yż je s t to kardynalna cecha in sty tu tu po- łockiego. W n ikn ięcie szczegółow e w ducha tej akademii pozwala nam zrozumieć jej sferę psychiczną, poznać w ątek jej życia i ew olucyę niektórych przekonań, a bez tego słusznie pomawiać m usim y autora -o ztapełne niezrozumienie cech, w łaściw ych temu zakładowi.

A kadem ia połocka opierała swoją działalność, aspiracye i k ie­ row nicze pobudki na przeszłości, na ślepem trzymaniu się prawowier­ nej tradycyi, pojętej niesłychanie jednostronnie. Pozw olenie utrzym y­ wania akademii (zakon Jezuitów b ył już dawno przez papieża znie­ siony), zależało od rządu rosyjskiego, w którym zupełnie fa łszyw ie w id zieli Jezuici sw ego sojusznika i bezustannie zaświadczali mu swoje bezw zględne oddanie s i ę , ofiarowując mu swoje u słu g i i opurtunisty- cznie przystrajając do jeg o zakusów swoje czyny i tendencye. N a ta­ kich podwalinach gruntow ał się ten zakład. U m iejętności, podawane 2 katedr, b y ły dalekie od miana nauki, boć w idzim y tam nie tylk o nader słebe i nieudolne siły nauczycielskie, ale nadto fakt, źe w ięcej p rzygotow ani profesorowie starali się zaszczepiać m łodzieży konserwa­ tyzm i dyskredytow ać najnowsze w yniki w iedzy. Pomiatano tam prą­ dami w ieku ośw ieconego, czy to importowanymi z za granicy, czy też samorodnie rozwijającymi się w uniw ersytecie w ileńskim i jego promieniach. To zabarwienie polemiczne i nieustająca chęć wpajania reakcyjnych poglądów, nie m ogły w ychow yw ać ludzi w ykształconych, lecz tylko polem istów . Cóż w ięc dziwnego, źe ci w W iln ie, którzy kochali naukę całem sercem i tak pracowali dla rozszerzenia św iatła, g ło s ili, źe Jezuici zgu b ili instrukcyę publiczną na Brałorusi. Jed n i z punktu naukowego w ykazyw ali nędzę um ysłow ą akademii, inni chło­ s ta li ją biczem satyry, ale n ik t nie powstaw ał i nie zwalczał jej prawowierności relig ijn ej, lecz tylko szerzoną przez nią „w ied zę“, znajdującą się w powijakach średniowieczczyzny.

N ie to je st n ajgłów n iejszem , źe akadem ia, przesiąknięta klery­ kalizmem, potępiała W oltera i Russa, ale iż w szelki żyw szy objaw, najdrobniejszy k rytyczny przebłysk m yśli spotykał się z repliką i gro­ mami za rzekomy jakobinizm . Przy tem w polemice nie chodziło o zba­ danie sedna rzeczy ; w yciągano tylko cały arsenał liczmanów m yśli, którymi szermowano zawzięcie. Niech jaki uczony w ileńsk i w swej pracy o Templaryuszach w ypow ie zdanie, źe zakon ten został n iesłu ­ sznie zniesiony, w net spotka się z ostrą odprawą.

Postęp i rozwój nauki nie istn iał : profesor połocki m ógł w y k ła ­ dać podług dzieła X V II. w., a najnowsze badania odrzucano, je śli nie m iały ścisłego stem pla aprobaty i przesiane przez sito „k ryty­ czne“ , daw ały osad nowożytności.

Można odrzec, źe b y li to przecie Jezuici, ale dla historyka n ie ma znaczenia, kto kieruje w yższym zakładem, bo sądzi on jed yn ie - jeg o w artości w ed łu g zasług dla nauki i umiejętności nauczania. P rzy tem mamy liczne przykłady, że i Jezuici umieli pogodzić głęboką naukę

(7)

z p raw ow iernością, co n nas tak znakomicie skupił w sobie Marcin Poczobut.

To w idow isko zachłannego i b ezw zględnego zacofania na t le św ietnej epoki w ileńskiej daje nam akademia połocka : ubóstwo w ło ­ nie tego zakładu, brak zrozumienia prawdziwej nauki, brak do niej n atch n ien ia, o g n ia , zam iłowania, przytem nieuznawanie czynników sw ojskich w kulturze społeczeństw a, zw łaszcza w stosunku do język a rodow itego, który jed y n ie m ógł dać sukces oświacie i powodzenie szkole w yższej. W szystk o w stecz, do prototypu dawnej szkoły, a precz w szelk ie now e p ow iew y ducha ! M istrzowie połoccy w oleli w zn aw iać rzeczy przebrzmiałe, niż nie tylko szukać dróg nieznanych, ale przy­ sw oić choć niektóre ogólno-ludzkie i narodowe zdobycze wieku.

Można sobie w y s t a w ić , do czegoby to było p od ob n e, g d y b y w szy scy uczeni przedrukowywali jed ynie rzeczy stare i nie dawali przystępu żadnemu nowemu poruszeniu ducha. Coby się stało z w y ­ m aganiami m yśli żyw ej, która przecież nie może abdykować i w yrzec się chwdli, w której się rodzi.

Jednem słow em , w brew lakonicznym a bezpodstawnym tw ierdze­ niom autora (67), nie trudno dojść do w niosku, źe takiego rodzaju in stytu cya nie m ogła przynieść krajowi korzyści. Znajdziem y w niej profesorów zacnych, ale dobrymi b y lib y oni zaledwie do szkoły śred­ niej, a niektórzy w yb itn iejsi przeważnie b y li zajęci oszańcowyw aniem swej tw ierdzy od przypływ u „szk od liw ych “ prądów i swoją nauką bruździli na katedrach uniw ersytetu, który wszakże, podług celu za­ łożycieli, m iał stanow ić przeciw w agę i em ulować z w ileńskim .

W sferze politycznej u Jezuitów w idzim y ryczałtow e odrzuce­ nie h aseł narodowych i sprzym ierzenie się z rządem — zasady, któ­ rych sm utnym precedensem b y ły objawy serwilizm u i zaprzaństwa w X V III. av., a które jaw n ie głoszone m usiały boleśnie razić sum ie­ nia w spółczesnych. N ie reakcyjne p oglądy społeczne i polityczne, ale zupełny brak łączności z całym krajem — oto zarzut naj walniej szy , który trzeba uczynić akademii. Jak w całym narodzie, tak wśród ów czesnego św iata naukowego b y ły stronnictwa i odcienie, w w ie lu b yła opaczna ale szczera wiara w Aleksandra I., atoli n ig d y i n igd zie nie znajdziem y faktu, żeby w całej in sty tu cy i odrzucone b y ły cech y i podstaw y, poza któremi już niema narodowości *). M yśl odrodzenia, ojczyzny za pomocą ośw iaty w ystrzeliła pełnym snopem w u n iw ersy­ tecie w ileń sk im — znamionuje ona najdodatniej czyny pracowników li­ ceum krzem ienieckiego i uniw ersytetu aleksandryjskiego ; na m niejszą skalę uw ydatnia się w szkołach średnich. Pom iędzy ogniskam i tej

1) W szystkich polityczn ych w y stą p ień Jezu itów (odezw, w ierszy, p a - n e g iry k ó w do p a n u ją ch ch i t. d.) a u to r n ie za czep ia n a w e t , c z y n ią c te m szczerbę w sw ej p racy. P r z y k ła d ó w m n o ż y ć n ie potrzeb u jem y, d a ją c próbk ę ja k je n e ra ł T adeu sz B rzo zo w sk i b ia d a : „ g d y b y L it w a je d n o c z eśn ie z B ia ło ­ ru sią m i a ł a s z c z ę ś c i e b y ć w c ielo n ą w R o ssy jsk ie im p e ry u m “. (C zyt. n o tę je g o z d. 11. paźd ziernik a 1811 r. T o ł s t o j , R im sk oj k a to lic y z m w R o s s ii 1877 T. I l - g i w ann ek sach ).

(8)

R ecenzye i Sprawozdania. 2 4 1 m y śli istnieje kontakt moralny, są różnice, byw ają niechęci i kolizye, j a k zw ykle na św iecie, atoli ożyw ia je jeden duch, jedna idea. A k a­ demia połocka odsunęła się od tego kontaktu, od w spólnoty w kwe- styach zasadniczych. D ruki połockie, tak starannie pomijane przez autora dostarczają w ielu ciekaw ych wskazów ek pod tym w zględem . Oto przykład. Znaną je st nieprzychylnośó Jezuitów dla Tadeusza Czac­

k iego, który m iał takie niem iłe zatargi z w szechnicą w ileńską. Śmierć tego męża w pełni w ieku niekłamanym i bolesnym żalem okryła kraj cały. Zapomniano o w aśniach i rozterkach ; na obchodzie w W iln ie prof. G d ań sk i uczcił piękną mową niezapomniane zasługi Czackiego, w ykazując, co naród przez zgon jego utracił. I w szędzie, c z y w W arszaw ie w pochwale K ostk i P otock iego, czy w dale­ kiej szkole lubarskiej , w skromnem słow ie jej prefekta Baszniań- sk ie g o , nie mówiąc juź o obchodach żałobnych w samym K rze­ mieńcu, czujemy do głęb i poruszone serca i zrozumienie tej straty niepowetowanej. W yraz tego uznania b y ł tak powszechny, źe i aka­ dem ia połocka w ystąp iła z nabożeństwem za duszę jego. W yp ow ie­ dziane na niem kazanie je s t wytworem krasom ówstwa, ciekaw ym i rzadko spotykanym . Z asłu gi i czyny Czackiego, przedstawione tak w ym ow nie w innych głosach, w m owie połockiej zredukowano niemal do farsy. Czytam y tam szumne i dość mętne rozmyślania à la Salomon, a następnie o rozmaitych rzeczach i niektórych innych. Zdawać się może, iż to jak ieś śm iecie z epoki panegirycznej — ale i w tam tych elokubracyach starano się w yw lec choć urojone czyny i zasługi, a w tej m owie o wiekopomnej pracy Czackiego niema literalnie ani sło w a 1).

Zazwyczaj określano ogólnikowo akademię połocką, jako sie ­ dzibę obskurantyzmu i w stecznictw a, nie rozwijając szczegółow o tych orzeczeń. N ie było to dobrze, ale gorzej jeszcze nie nadmieniać wcale o tych stronach jej życia, jak to zrobił jej dziejopis najnow szy, który oprócz tego nie dostrzegł, jak i jego poprzednicy, że i w tej in sty- tu c y i żywej nie je st w szystk o jednako wem od początku do końca. R zecz godna uw agi, iż w ostatnich latach istn ien ia tego zakładu, w jego, zda się, zupełnie zm urszałych i zaskorupiałych murach, na­ stąp iła zmiana ku pewnemu odrodzeniu. W 1815 roku Jezuitów w y ­ gnano ze stolicy E o s y i i pozostawiono w granicach dawnej R zeczy­ pospolitej. Oparcie b yło kruche i zgoła zawiodło a dawał się odczu­ w ać niedostatek jakichkolw iek ogniw z całym krajem. I od tego czasu w id zim y jaw iące się powolnie różnice, wprawdzie z pozoru nieznaczne, nie mające duże znaczenie. Mianowicie Jezuici zrozumieli, źe racya ich b ytu nie może b y ć inna, jeno zespolenie się z krajem, który da

*) K a z a n ie n a obchód p o grzeb ow y T. C zack iego przez X . J. R . 1813 r· w P o ło c k u 8° str. 17. E s t r e i c h e r (B ib lio g ra fia IV . 30), p isze źe au torem j e g o b y ł R e d d ig , to sam o pod aje za n im C h m i e l o w s k i (E n c y k l. w y c h o ­ w a w c z a I I I . 77), co j e s t z u p e łn ie n ie m o źliw em , p o n iew a ż R e d d ig b y ł k a ­ z n o d z ie ją w ile ń s k im i n ie m ó g ł w y s tę p o w a ć w P o ło ck u z m o w ą . I n ic y a ły X . J . R j u ż y w a n e b y ły przez k ilk u p rofesorów p ołock ich , ale k tó r y m ia n o ­ w i c ie b y ł au to rem te g o k a za n ia , trudn o dociec.

(9)

podstaw ę do w pływ u, ja k i ch cieli w yw ierać. M usieli oni szukać spójni z żyw iołam i odpowiadającymi im i zbliżonym i do ich dążeń, atoli w szelk ie w arstw y i stronnictw a, używ ające różne środków działania, m iały jedną wspólną cechę — m iłość ziem i ojczystej. K osm opolityczne tendencye akademii m usiały ustąpić w obec przypływ u m yśli narodo­ w ych, znika podkład serwilizm u i akademia, która dotąd unikała w y ­ powiedzenia się jako zakład p olski oraz w szelk iego zw iązku z prą­ dami ducha polskiego, m odyfikuje sw oją taktykę. Tem łatw iej b yło to uczynić, źe wśród profesorów i kierowników b y li ludzie, odznacza­ ją c y się zam iłowaniem do sw ojszczyzny i n ie całkiem obojętni dla spraw y narodowej.

N iezm iernie znamiennym objawem tego zwrotu j e s t mowa re­ ktora Rajm unda B rzozow skiego. Przemowa t a , trzeba przyznać, za­ wiera m yśli ładne, dążenia rozumne i szlachetne i zbliża się do typu zagajeń rektorów Śniadeckiego, M alew skiego i Szwej ko w sk iego. Celem jej je s t pochwała literatury polskiej i zachęcenie młodzi szkolnej do usilnej pracy nad językiem rodowitym , bo „św iatłem je s t nauk w na­ rodzie najpowszechniejszem ojczysta m ow a“. P ow staje Brzozow ski na indyferentyzm rodaków, niepielęgnujących zabytków tej m owy, bo­ leje nad jej skażeniem i ogólnym upadkiem piśm iennictw a, m ów i 0 w spaniałych wzorach złotego w ieku, rozwodząc się nad nieśm ier- telnem znaczeniem ty ch klejnotów i tak kończy :

„Trudniej było przodkom naszym te drogie skarby dla nas z e ­ brać i sporządzić, aniżeli nam je zachować. Patrzm yż w ięc, jak dla, nich było chwalebną rzeczą te nam dostatki w dziedzictw ie zostaw ić, tak nam nie b yło szkodliw ą i haniebną tego d z i e d z i c t w a n i e - o s z a c o w a n e g o nie chcieć, albo nie um ieć zachow ać“ 1).

Po raz p ierw szy w murach tej w szech nicy w ygłoszon o takie m yśli, które nie m o g ły pozostać bez echa w duszach m łodych uczniów, słuchających zagajenia zwierzchnika akademii, m yśli, pod któremi m oglib y się podpisać profesorowie W iln a i Krzem ieńca. Zarzewie b yło rzucone ; pisarze, którzy w y szli z tej uczelni, nie b y li w cale znakomi­ tościam i, jak Barszczew ski, R y łło , Leon P otocki, K iejn ow sk i, Stacho- w sk i — w szystk o to najskrom niejsi pracow nicy pióra, ale nie sprze­ n iew ierzyli się m yślom o ukochaniu skarbów literatury ojczystej, k tó­ rych b y li w ielkim i m iłośnikam i.

D uch polski sty g n ą ć nie może. Chwila przesilenia w tej aka­ dem ii nadeszła. Samo życie rwało śc ieg i, krępujące u m y sły i serca 1 odcięło w ięzy, przytraczające do obcego rydwanu. N urt św ieższy daje się odczuwać : w ystęp ują na katedrach ludzie młodzi, rozumni, nie zm ienia się cały kierunek w ychow aw czo-klerykalny, ale dotąd drzemiące struny zaczynają rozbrzmiewać ; dostrzegam y chęć podnie­ sienia poziomu w ied zy, a znajdujące się w prostracyi duchowej s iły skupiają się dla w ydajności, dla celu w y ższeg o — zaznaczenia talen­

(10)

R ecenzye i Sprawozdania. 2 4 3 tów nauczycielskich i pozyskania waloru w kraju. A samo poczucie dotychczasow ego ubóstw a zw iastuje niepokój ducha, który zapowiada narodziny nowej epoki.

Szkoda, źe autor, w ykluczając w iele rzeczy, zaliczył do k w e sty i niepotrzebnych omówienie organu akademii „M iesięcznika P o ło c k ie g o “ . Ten unikat w swoim rodzaju musi zainteresować nie tylk o h istoryk a literatury, ale także i badaczów ośw iaty i kultury, a tem bardziej badacza tej szkoły na Białorusi ; roztrząśnięcie jeg o zawartości po­ w inno było b yć jedną ze składow ych części tej pracy, zw łaszcza źe owe czasopismo zawiera kopalnię wiadomości o samej akadem ii1). „M iesięcznik P ołock i“ b y ł zawsze surowo oceniany, autor zaś m ówi o w ysokiej nauce i talentach kierujących nim ludzi (17, 33), w ięc czemś należało poprzeć te pochwały. Zdaniem naszem oburzenie na to pismo peryodyczne nie je st zupełnie spraw iedliwe. R zecz prosta, nie b y ło ono znakomitem, ale miarą sądu nie może b yć „D ziennik W i­ le ń sk i“, „A teneum “ itd., n ależy je oceniać jako czasopismo prowin- cyonalne z tam tych czasów, a jako takie ma sw oje znaczenie i nio je s t wcale tak bez wartości, jak prawi w ielu h istoryk ów 2). Można się nie zgadzać z poglądam i „M iesięcznika“, trzeba ganić treść ja ­ łow ą kilku rozpraw, atoli są w nim rzeczy wcale nie złe i um ieję­ tn ie napisane (B uczyńskiego, H aw ryłow icza), są rzeczy ciekaw e (Ro- zayena, Grolańskiego) ; nadto i ten organ naukowy zaczął pomieszczać rozprawy z h istoryi i piśm iennictwa polskiego (Richardota, Stacho-

w skiego).

Po upadku akademii, spowodowanej wypędzeniem Jezuitów z za­ boru rosyjskiego, w Połocku założono liceum, które powierzono P ija­ rom. Krótko załatw ia się z niem autor (1 3 4 — 136), ale nie charakte­ ryzuje go należycie. P ijarzy pragnęli postaw ić ten zakład na w y ży ­ nie, zbliżającej go do szkoły w yższej ; w szyscy nauczyciele tam tejsi otrzymali, oprócz w ykształcenia zakonnego, uniw ersyteckie w W iln ie. K ursa prowadzili akroamatycznie, przytem w bardzo obszernym za­ kresie. W izytatorow ie, przyznając profesorom uzdolnienie i zapał, za­ rzucali jednak, iź system , jed ynie w ykładow y, bez kontrolowania uczniów, nie nadaje się do zakładu średniego, jak również znajdow ali źe prelekcye, obejmujące w całej rozciągłości niem al program y uni­ w ersytetu, nie są wskazane. To dążenie Pijarów w Połocku św iadczy o w ielkiem zamiłowaniu do nauki, o popędzie do szerzenia ośw iaty,

*) N ad er p ob ieżn ie p o z n a ł autor to źródło, bo, ch o ć je c y tu je, n ie w y ­ z y sk u je go d o k ła d n ie, n. p. d a tę o tw a r c ia a k ad em ii u s ta la n a p o d sta w ie Z a łęsk ieg o , za zn a cza ją c w przypiek u źe „niektórzy h is to r y c y r o s s y j s c y “ p o ­ dają in a czej (str. 63), ty m c z a se m ta in n a d a ta p ochod zi z n a ja u te n ty c z n ie j­ sz e g o źród ła — o p isu w s p ó łcz e sn e g o in a u g u r a c y i a k a d em ii w „ M iesięczn ik u P o łock im * 1818 I. 92.

2) Ob. R o g a l s k i E n c y k l. p o w szech n a X I I I ., 340; C h m i e l o w s k i L ib era lizm i o b sk u ra n ty zm 1898, 68; ta k że n ied orzeczn e z d a n ie S a p u ­ n o w a Z a m ietk a o aka d em ii w P o ło c k u 1890, 31, oparte n a n iezn a jo m o ści p rzed m io tu i sam eg o c zasop ism a.

(11)

której rozsadnikiem b y ła w szechnica w ileńska. Profesoram i w liceum połockiem b y li Pijarzy Brodowicz i Lw ow icz, dwaj sły n n i filareci, którzy zasłu giw ali n ie tylk o na przytoczenie ich nazw isk, lecz na obszerniejsze w spom n ien ie1).

D aleko więcej wyczerpująco, stosunkow o do ich m niejszego znaczenia, przedstaw ił autor dzieje innych szkół białoruskich i gim - nazyum w Rom anowie na W ołyn iu , które b y ły pod zarządem aka­ demii, i pod tym w zględem te strony działalności Połocka w zb ogacił nowemi wiadom ościam i, atoli te zakłady najmniej obchodzą historyka literatury.

L o sy i znaczenie akademii połockiej poruszało k ilku historyków , łecz tylko przygodnie, większej monografii nie m ieliśm y, a nie sp eł­ n ił tego zadania także i p. J . G. Z aznaczyliśm y głów n iejsze rzeczy, których nie poruszono ani jednem słowem, a które trzeba b yło u w y ­ datnić, bo w takiej formie praca ta je s t tylko szkieletem , przytem niedokładnym anatom icznie. J e s t to kęs przeszłości szary i bez życia, bez wew nętrznej psychicznej prawdy, rozm aitości i ew olucyi, a w sza­ kże ci ludzie ży li, n iew ątpliw ie czuli i m yśleli ! A toli o tem w szyst- kiem zupełnie głucho w tej pracy, tylko szereg faktów , zdarzeń, sza­ blonow ych orzeczeń, nie będących w stanie zastąpić rzeczyw istości, która nie może być w ciśn ięta w takie ramy. Chroma ta książka j e ­ szcze d latego, źe erudycya autora pozostąw ia w iele do życzenia : nie dość, że autor nie zna w ielu przyczynków , ale najwidoczniej rozm y­ śln ie ignoruje pracę C hm ielow skiego „O liberalizm ie i obskuranty­ zm ie“, ponieważ, choć cytuje autorów, którzy przytaczają tę cenną rozprawę, sam z niej wcale nie k orzysta. P . J. G. stoi na przeciw ­ leg ły m b iegu n ie i ignoruje p oglądy odmienne w sposób odpowiedni może w pub licystyce, ale n ig d y w nauce. P isz ą cy te słow a w w ielu k w estyach nie zgadza się z zapatrywaniam i C hm ielow skiego, atoli trudno nie przyznać, źe ten uczony przelał w swej pracy w iele św ia­ tła na przeszłość akadem ii połockiej i że je s t ona jedną z najlepszych o tym zak ład zie2).

W o g ó le sąd y autora są oryginalne przez swoją apodyktyczność. N ie lic z y się on w cale z badaniami naukowemi i bez najm niejszych dowodów niektóre opinie na w spak obraca: oto mamy niezm iernie

J) R ó w n ie ja k J a n D a s zk ie w ic z, k tó r eg o J o c h e r („O braz b ib lio g r a ­ fic z n y 4 I. X X X I I I .) z a lic z a do n a jz d o ln ie jsz y ch filo lo g ó w ó w c z e sn y ch .

2) L e k c ew a że n ie p o s z u k iw a ń C h m ie lo w sk ie g o z e m śc iło się n a o m a ­ w ia n e j p racy. C zy teln ik , k tó r y n. p. n ig d y n ie d o ty k a ł k w e s t y i a k a d em ii p ołockiej, z t y c h u ła m k o w y c h w ia d o m o ś ci z tru d em m u si so b ie w y r a b ia ć p ojęcie o ty m za k ła d z ie , pojęcie, k tóre b ędzie c h w ie jn e i n ieja sn e, bo au tor n ie d ał żadnej n ic i i a n i je d n e g o o g ó ln ie js z e g o p o g lą d u . T y m c zs em n ie ty lk o ju ż w w y żej w y m ie n io n e j ro zp ra w ie C h m ie lo w sk ie g o , ale n a w e t w je g o h is to r y i lite r a tu r y (T. I I I . str . 1 5 —16) zn a jd zie c h a r a k te r y sty k ę a k a d em ii p o ło ck iej, k tóra, ch oć z a w a r ta w krótk iem s ło w ie , daje lep sze w y o b ra ż en ie o z a sa d a c h i roli te g o z a k ła d u , n iż e li o ty le o b fitsz e w ia d o ­ m o śc i p. J . G.

(12)

B ecen zye i Sprawozdania. 2 4 5 dodatnią charakterystykę Ł u sk in y, znanego redaktora „G azety W ar­ szaw sk iej“ (175), nie m ówiąc już o Bartoszewiczu, ale jak pogodzić ta k pochlebne zdanie z tem, co pisze Estreicher, iż Ł u sk ina b y ł n ie­ dołężnym redaktorem, a tchórzem p odszyty ła sił się przemocy i b ił pokłony przed władzą *)? P isz e także autor o w ielkich przym iotach Szulakiewicza, doktora teologii z akademii połockiej (66), kto zaś czytał jego mowę w dzień im ienin K atarzyny I I. (179B r.), zm uszony j e s t powątpiewać o tych zaletach.

G dyby autor, gromadząc m ateryały, nie w yłączał rzeczy, odno­ szących się do strony naukowej, umysłowej i literackiej, b yłob y takie źródłopismo nieocenionem. B ez tych danych praca ta nie może b y ć przydatną dla historyka piśm iennictw a krajowego, ale dla p rzyszłych badaczów tej szkoły je st w ielce pożytecznym i pomocnym zbiorem, g d y ż autor zgrupow ał sporo wiadomości drugorzędnych, do których ju ź nie trzeba powracać, a tylko je uzupełnić. Głownem zadaniem p rzyszłego historyka tego przedmiotu bedzie zająć się w szechstron- nem i bezstronnem rozpatrzeniem stanow iska akademii połockiej w dzie­ ja ch ośw iaty, jej ducha i charakteru, oraz niew ielkiej sp u ścizn y lite ­

rackiej, jaką ona pozostaw iła.

Ludw ik Janowski.

Hieronim Łopaciński:

T r z e c i e s k i ( T r z y c i e s k i ) A n d r z e . j

Odbitka z „Encyklopedyi Kościelnej“ . W arszawa. 1906. S tron 25.

Skarżym y się w sz y s c y powszechnie na t o , źe o T rzecieskim A n d rzeju , pierw szym biografie B e ja , brak nam dotąd wyczerpującej rozprawy. O statnia obszerniejsza i lepsza praca Karola M ęcherzyń- sk ieg o „O poezjach polskich i łaciń sk ich A ndrzeja T rzeciesk iego“ ogłoszona la t temu trzyd zieści (Ateneum , 1876) obecnie już nie w y ­ starcza. Możność opracowania dokładnego życiorysu A ndrzeja Trze- ciesk iego p rzy sp ieszy ł stanowczo treściw y artyk u ł p. H. Ł ., umie­ szczony w „E ncyklopedyi K ościelnej“ .

Z w ielk ą , iśc ie b en ed yktyńsk ą pracow itością przejrzał autor bib liotek i całe i liczn e archiw a, by, zebraw szy um iejętnie m nogie za p isk i, odróżnić ojca Andrzeja (Jana) T rzeciesk iego od syn a tegoż, również A n d rz eja , o którego nam w łaśn ie id zie. Go w ię c e j, przez zanotowanie śladów w spółczesnego istn ien ia aż czterech Andrzejów Trzecieskich , um ożliw ił autor z p lątaniny ow ych czterech osób, powo­ dującej liczn e om yłki, w yłączen ie tych w szystk ich w zm ian ek , które ponad w szelk ie w ątpienie odnoszą się do naszego T rzecieskiego,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przestrzeganie terminu jest istotne, ponieważ dopiero po tym, jak wszyscy uczestnicy zajęć ją wypełnią będę mogła przygotować harmonogram prezentacji na zajęcia, a

Fotoklub posiadał również własne studio fotograficzne, z którego mogliśmy czasem korzystać.. Oczywiście to studio było fajnie wyposażone [jak] na

Również sekw encje tRNA archebakterii za sa ­ dniczo różnią się od sekw encji tRNA z innych organizm ów (np. trójka iJnpCm, zam iast trójki TtyC* w ramieniu

nych pozwoliło stwierdzić, iż typ uczenia się charakterystyczny dla DBA/2J jest najczęściej spotykany u myszy, a także w ystępuje u bada­. nych szczurów i

Badania nad rolą w biocenozie chrząszczy z rodziny biegaczowa- tych w yjaśniły ich znaczenie jako regulatora w rozradzaniu się szkodliwych

A kt porodu przyspieszają rów nież bioklim atyczne czynniki... nych męskich

czas całej podróży był wóz restauracyjny, nie tylko dlatego, że w każdej chwili można było posilić się w nim różnymi smakołykami wybor­.. nej kuchni

Dr, Instytut Filozofii i Socjologii Akademii Pedagogicznej w Krako- wie, studiował we Wrocławiu, Lublinie oraz – dzięki stypendium rządu francuskiego – w Paryżu, doktorat z