Michael J. Reddy
Semantyczne ujęcia metafory
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 74/2, 307-320
P L I S S N 0031-0514
M ICHAEL J. REDDY
SEM ANTYCZNE UJĘCIA METAFORY
1. W tej m ierze, w jakiej gram atycy-transform acjonaliści zajm ow a li się k w estią m etafory, panow ała wśród n ich pow szechna akceptacja p ew n ej idei w yrażonej i mpli ci t e w rozważaniach C hom sky’ego na tem a t „stopni gram atyczności” 1. W m y śl tej idei języ k m etaforyczn y ma cha rakter półgram atyczny i jest rezultatem p ogw ałcenia jakiejś postaci ograniczeń selek cyjn ych , lub co najm niej daje się najlep iej ująć w ty ch term inach.
B yć m oże ow a „akceptacja” n ie oznacza tu nic inn ego jak tylk o za łożenie. W tym kierunku m ożna było iść tak długo, jak długo n ie zosta ło naruszone czyste podejście składniow e. Z ałożenie to m iało ten atut, że stoso w an y w nim aparat pojęciow y był n iezb ęd ny już przy analizie syn tak tyczn ej. A le jakikolw iek b y b ył jego status, u trzym yw an ie p rzy życiu tego poglądu w czasie, k ied y w iększość transform acjonalistów od rzuciła n ie ty lk o ograniczenia selek cyjn e, lecz rów nież sam o pojęcie n iezależn ej składni, ujaw nia rzeczyw isty brak koherencji w rozw oju naszej nauki. Z aatakow aliśm y i zn iszczyliśm y m ury oraz fu n d a m en ty zam ku, tym czasem zaś p ozostaw iliśm y jego blanki i kruche w ieże, k tó re unoszą się n ie zburzone nad rum ow iskiem .
A le najbardziej niepokojące w tej spraw ie jest źródło o w ej zbioro w ej niekon sek w encji. T em at m etafory nosi, jak się zdaje, coś w rodza ju piętna. B yć m oże jest on zbytnio sp ow inow acony ze sztuką i poezją. Z godnie zaś z trw ającym i w ciąż w p ływ am i Χ ΙΧ -w ieczn ego rom antyz
[ M i c h a e l J. R e a d d y , język ozn aw ca am eryk ań sk i działający w Chicago,, au tor m .in. prac: F orm al R e fe r e n t ia l M o d els of P o e ti c S tr u c tu r e (1973) oraz T h e C o n d u it M e t a p h o r — A Case of F r a m e C onflict in O ur La n g u a g e abou t Lan gu age (w zbiorze pod red. A. O r t o n y ’ e g o : M e ta p h o r a n d Thought. C am bridge 1979).
P rzek ład w ed łu g: M. J. R e d d y , A S e m a n t ic A p p r o a c h to M etaph or. W zb io rze: P a p e r s f r o m th e Fifth Regio nal M e e t in g of th e Chicago Lin gu istic S o c i e t y , A p r i l 18— 19, 1969, s. 240—251.]
1 Zob. zw łaszcza N . C h o m s k y , D egrees o f G ra m m a ti c a ln e s s . W zbiorze: T h e S t r u c t u r e of Language. Ed. J. A . F o d o r and J. J. K a t z . P ren tic e H a ll, E n glew ood C liffs, N ew Jersey, 1964.
mu, panuje skłonność do m yślen ia, że sztuka, a w szczególn ości poezja, w jakim ś sen sie zasadniczo n ie poddają się analizie jako sw eg o rodza ju liry czn y bełkot. R ów n ież stru k tu ra A k ad em ii n ie jest pom ocna w tym w zględzie: sk łan ia ona do m niem ania, iż „praw o” do tego tem atu m ają ludzie bądź w y d zia ły zajm ujące się literaturą. P rzy jęte i zako rzenione norm y dyktują, że n ie n a leży robić tego, co się ok reśla jako n ależące do kogoś innego.
B yć m oże jest to też po prostu k w estia tego, jaki ty p język a bar dziej zasłu guje na analizę. W o w y m w yp ad ku w n iosek b y łb y taki, że z kilkom a w y ją tk a m i najbardziej zain teresow an i je steśm y język iem czy - tan ek z elem en tarza lub język iem o takim stop n iu złożoności sy n ta k - tyczn ej i logiczn ej, jaki rzadko b yw a u ży w a n y w m ow ie — język iem dzieci, bo je st prosty, języ k iem nauk ow ców , bo drogi jest n aszym se r com.
W każdym razie owo zapóźnienie i brak k on sek w en cji logicznej w n aszym rozum ieniu m etafory u trzym u je się, poniew aż z jakiegoś po w odu nie uznano za rzecz w ażną u czyn ić z niego sp raw y na czasie. N ie zostało jednak u dow odnione, a zatem jest ty lk o założeniem , przekona nie, że to, co zachodzi w m etaforze, je st fak tem p ery feryjn ym dla ro zum ienia języka. K w estia jego w ażn ości znajduje em piryczne p otw ier dzenie i n ie za leży od podziałów akadem ickich.
W n in iejszym artyk u le będę p od trzym yw ał stan ow isko, że m etafora jest jednym z n ajw ażn iejszych i najbardziej in teresu jących zjaw isk, jakie pojaw iają się w lud zk iej kom unikacji. D latego też, próbując w ja kiś sposób uaktualnić problem m etafory, sięgn ąłem po w yp ow ied zi p ro sto z życia o tak dużym stop n iu w rażliw ości na k ontek st, jakich ob ec n ie istn ieją ce m odele po prostu n ie biorą pod uw agę. W szystk ie zdania tw ierd zące m ogą być p oten cjaln ym i m etaforam i. Jeśli tak, to zjaw isko m etafory jest praw dopodobnie o w ie le w ażn iejsze dla język ozn aw ców i w y d ziałów lin g w isty k i n iż dla badaczy literatu ry i w yd ziałów zajm u jących się nią.
Cel tego arty k u łu je st w ięc trojaki: po p ierw sze pragnę rozw ażyć różne argu m en ty p rzeciw u jm ow aniu m eta fo ry jako d ew iacji od n or m y selek cyjn ej; po drugie, przeprow adzić p ew n e badania co do rzeczy w istej rangi język a m etaforyczn ego oraz, po trzecie, przedstaw ić i roz w ażyć p ew n e im p lik acje w y p ły w a ją ce z w yjaśn ian ia m eta fo ry na p o d sta w ie pojęcia referen cjaln ości.
2. G łów nym argu m entem przeciw ko u jm ow aniu m etafory jako d e w ia cji selek cy jn ej jest oczyw iście i po prostu fakt, że ow e ogra n icze nia — wraz z typ em analizy, z której się w yw od zą — zostały za k w e stion ow an e. Co najm n iej jeden expl ici te w y rażo n y d o w ó d 2 podw ażył
2 Zob. J. D. M c C a w l e y , The R o le of S e m a n t i c s in a G r a m m a r . W zbiorze: U n iv e rs a le in L in g u i s ti c T h e o r y . Ed. E. B a c h and R. T. H a r m s . H olt, R in eh art, and W inston, N e w Y ork 1968.
m ożliw ość uznania takich bytów językow ych. L iczne propozycje g en e row ania zdań z lężących u ich podstaw struk tu r o charakterze raczej sem an tyczn ym niż sy n ta k tyczn ym n ie potrzebow ały się po prostu od w o ływ ać do tych ograniczeń nałożonych na elem en ty lek sykaln e.
Z apom nijm y jednak na ch w ilę o tym fak cie i — postępując tak, jakby n ie było żadnych n iezależnych podstaw do odrzucenia ow ych re gu ł — rozw ażm y krótko konsekw encje, jakie w y p ły w a ją z an alizow a nia m etafory w p ow yższy sposób. Pozostają w ów czas co najm niej trzy żyw otn e i n ie dające się m oim zdaniem pom inąć argum enty przeciw ko tem u stan ow isku .
Po pierw sze, zakładanie bądź poszukiw anie zw iązku pom iędzy de w iacją selek cy jn ą i zjaw iskiem m etafory jest bezpodstaw ne. Jako ta kie, pow oduje ono bezpośrednio zakłócenia w obrębie pytań w y jśc io w ych form ułow anych w odniesieniu do tego tem atu. Tak w ięc, fa k ty cz n ie, o ile p yta n ia (2.1— 4) są logiczn ym i p unktam i w y jścia do lin g w i styczn ej analizy m etafory, to p ytan ie (2.5) było w y jściow e dla tych, k tórzy akceptują ów punkt w idzenia.
C zym w ła ściw ie jest m etafora? (2.1) Co się dzieje w sferze języka, gdy ludzie m ów ią w taki
sposób? (2.2)
Co· spraw ia, że jedn e w yp o w ied zi b ierzem y w sen sie d osłow n y m , inne w m etaforycznym ? (2.3) C zy istn ieje jakaś relacja m iędzy obecnym i m odelam i lin g
w isty czn y m i i tym , co zdaje się zachodzić w m etaforze? (2.4) K tóre z regu ł selek cy jn y ch gram atyki syn tak tyczn ej zosta
ły osłabione przy generow aniu w yp ow ied zi odczuw anej in tu icyjn ie jako w yp o w ied ź m etaforyczna? (2.5) Po drugie, owa droga, raz źle rozpoczęta, prowadzi dalej n i m niej n i w ięcej tylk o na gram atyczne m anowce. N ie w szy stk ie osłabienia ogra n iczeń selek cy jn y c h dają w efek cie m etaforę. W iele z nich tw o rzy ano m alie. Stąd dalsze w yjaśn ian ie założonego lub przypuszczalnego zw iąz ku pom iędzy dew iacją selek cyjn ą i m etaforą w ym aga badania ow ej roz bieżności. To zaś m oże być dokonane w yłączn ie na p odstaw ie pokaźnej liczb y dobrze, dokładnie sform ułow anych i spraw dzonych szeregów ogra n iczeń selek cyjn y ch .
Jeśli zaś te argu m enty n ie w yk luczają już ow ego podejścia i n ie przekonują, że n ie w ty m rzecz, spraw ia to z całą pew n ością form a sk ład n iow a w ięk szości m etafor, gdyż najpow szechniej pojaw iające się m etafory w yk orzystu ją bądź form ę propozycjonalną ,,X j e s t Y ”, bądź jak iejś jej przetw orzenia d eryw ow ane ze zdań głębokich o takiej po staci. Tak w ięc trzeba p rzynajm niej w ied zieć, jakie ograniczenia s e le k cyjn e nałożone są na „ je st”, i rozum ieć, jak się one zachow ują w tym , co stan ow i pochodną tych zdań. Jednym słow em , tego rodzaju próba an alizy m etafory pogrąża nas n atych m iast w najsłabiej rozum iane str e f y język a angielskiego.
W reszcie, n ajm ocn iejszym z m ożliw ych dowodów, iż ca ły ów punkt w id zen ia jest rzeczyw iście bezp od staw n y i że n ie jest prawdopodobne, by m ógł on p rzyn ieść zrozum ienie m etafory, jest istn ien ie k la sy w y pow iedzi, które cechują się dw iem a n astęp u jącym i w łaściw ościam i: l ) n i e stanow ią one p ogw ałcenia żadnych dających się w yobrazić ograniczeń selek cy jn y ch , 2) są dokładnie tym , co in tu icy jn ie rozpoznajem y jako m etafory. P rzy jrzy jm y się kilk u przykładom n ależącym do tej klasy.
R ozw ażm y na początek stw ierd zen ie (2.6), które odnotow ałem w dru gim akapicie tego artykułu.
Z aatak ow aliśm y i zn iszczyliśm y m ury oraz fu n d am en ty zam ku, tym czasem zaś p ozostaw iliśm y jego blanki i kruche w ieże, które unoszą się n ie zburzone nad rum ow iskiem . (2.6) J est to zu p ełnie popraw nie sform ułow an a w yp o w ied ź o z a m k a c h , w i e ż a c h i r u m o w i s k a c h N ie została w niej pogw ałcona żad na z reguł gram atycznych. Jednakże w k on tek ście trak tow aliśm y ją i rozum ieliśm y jako zdanie o rzeczach takich, jak c z y s t a s k ł a d n i a , a n a l i z a m e t a f o r y i d z i w n a s y t u a c j a , j a k a p a n u j e w g r a m a t y c e t r a n s f o r m a c y j n e j . Inny całkiem podobny przykład sta n ow i zdanie (2.8) w k on tek ście zdania (2.7).
P od ejrzew ał, iż w ięk szość jego słu ch aczy sk łan iała się do sta now iska, że ograniczenia selek cy jn e są czym ś całk ow icie n iead ek w atym (2.7). L ecz raz jeszcze zaatakow ał rzężące go tyrana, chociażby po to tylk o, b y w b ić sw ój sc y z o r y k 3 obok sz ty le tó w tow arzyszy. (2.8) Zdanie (2.8) je st d ok ła d n ie ty m , co określa s ię jako „m etafora”, lecz n ie ma w n im śladu d ew iacji język ow ej.
J est rzeczą jasną, że m etafory te p o w sta ły dzięki każdorazow em u dokładnem u ok reślen iu k ontek stu, zanim sform ułow an a została n orm al na n ied ew iacyjn a w yp ow ied ź. Trzeba sobie, co istotne, uśw iadom ić, że k on tek sty n iew erbaln e, tak ie jak bieżące w yd arzen ia lub po prostu o k r e ś l o n a f i z y c z n a s y t u a c j a m ó w i ą c e g o i s ł u c h a c z a , m ogą z łatw ością w y w o ła ć ten sam rodzaj interp retacji n ied osłow - nych.
Tak w ięc w k on tek ście w sp ółczesn ego życia u n iw e rsy te tó w a m ery k ańskich druga p ołow a zd'ania (2.9) przekazana zostanie jako m etafora.
P rzestałem rozm aw iać z radykałam i, bo po prostu n ie ma sen su obrabiać d łu tem gran itow ych m urów. (2.9) Podobnie, rozw ażm y in terp retację p rzyp isyw an ą zdaniu (2.10) w k on tekście: 1) rozm ow y grupy geologów w czasie ek sp ed ycji, 2) rozm ow y grupy stu d en tów w ychod zących z gabinetu starego em erytow anego pro fesora znanego ze sw y ch n iew zru szon ych zasad.
Skała m u rszeje z w iek iem . (2.10)
s [A n gielsk ie sło w o „p e n k n i f e [scyzoryk]” m oże zaw ierać w sobie aluzję do słow a „pen [pióro]”, k tóre jest n arzędziem ata k u p u b licy sty . Ta gra słów jest n iep rzetłu m aczaln a. — Przyp. tłum .]
W k ontekście p ierw szym zdanie (2.10) funkcjonow ać będzie z p ew nością w sen sie dosłow nym . N atom iast w kontekście drugim c z ę ś ć zdania (2.10), a m ianow icie „skała” i „m urszeje”, funkcjonow ać będzie m etaforyczn ie, a reszta pozostanie dosłowna.
Zdaje się, że n ie ma potrzeby dokładniejszego drążenia tej k w estii. P rzyk ład y n ależące do ow ej k lasy zdań m ogą być konstruow ane ad
infinitum. Znajduje się je bez trudu zarówno w m ow ie potocznej, jak
i wr utw orach literackich. Można b y o nich pow iedzieć znacznie w ięcej, chociażby to, że w skazują one, jak w spom niałem , na fakt, iż w szy stk ie zdania tw ierdzące m ogą być potencjalnym i m e ta fo ra m i4. Co najm niej zaś są to kontrp rzyk łady podw ażające pojm ow anie m etafory jako zw ią zanej w sposób konieczny z dew iacją gram atyczną.
3. Przedstaw iana tu przeze m nie propozycja odnośnie do istoty, a być m oże i p rzyczyn y tego, co zachodzi w m etaforze, ma — jak są dzę — charakter zasadniczy. L ecz żadna propozycja n ie m oże zreduko w a ć w rodzonej złożoności tego zjawiska. To, co m am do p ow iedzenia na tym etapie, nie m usi też być natychm iast poddane starannej form a lizacji. N ie m ogę — pozw ólm y tu sobie na jeszcze jedną m etaforę — podarować w am baterii tranzystorów , które dadzą się podłączyć do w a szej przestarzałej 70-w atow ej gram atyki. D latego też proszę o cier pliw ość, jeśli pośw ięcę kilka m inut na ukazanie pełnego zakresu tego problem u i spróbuję zapew nić jasne zrozum ienie narzędzi pojęciow ych, jakich spodziew am się używ ać przy jego rozw iązyw aniu.
4. Z acznijm y od tego, że jest rzeczą konieczną, abyśm y raz jeszcze rozw ażyli pojęcie ograniczeń selek cyjn ych . T ym razem n ie po to tylko, by k w estion ow ać ich w artość dla an alizy m etafory, lecz b y podw ażyć ich w artość i m iejsce w e w szelk iej analizie ludzkiej kom unikacji, a to dlatego, iż w p ew n ym sen sie owo pojęcie i ścisła m entalność gen era- ty w isty czn a , z jaką przedtem m ieliśm y do czynienia, w y w ie r a ły tyrań- sk i w p ły w na nasze u m ysły. M. in. spraw iły one, jak sądzę, że n ie do strzeg aliśm y szeregu znaczących danych w ym agających objaśnienia. N ie k tóre z ty c h danych są bardzo istotn e dla k w estii m etafory. N ie mam w ięc wyboru: m uszę raz jeszcze zaatakować konającego Cezara.
Przekonanie, że język ludzki lub jakikolw iek adekw atny jego m odel posiada m echanizm p ozw alający określić p ew n e szereg i elem en tów jako form aln ie popraw ne, inne zaś jako form alnie niepopraw ne — n a p o d s t a w i e t e g o , w j a k i s p o s ó b ł ą c z ą o n e p o j ę c i a , jest sp rzeczn e z rzeczyw istą naturą ludzkiej w ied zy i kom unikacji.
Zasada gram atyczna dotycząca ograniczeń selek cyjn ych opiera się na dw u n aiw n ych i błędnych przesłankach epistem ologicznych, które m oż na opisać, jak następuje. Po pierw sze, w łączanie do gram atyki w sp o
4 S tw ierd zen ie to jest praw dopodobnie zbyt k ategoryczne. Jednakże ogrom na liczb a w yp ow ied zi sta n o w i p o ten cja ln e m etafory, co najm n iej zaś są n im i w sz y st k ie te, k tórych zn aczenie litera ln e obejm u je p rzedm ioty i czyn n ości k on k retn e.
sób form alny ograniczeń, które zdają się zachodzić w n orm alnym ze w n ętrzn ym św iecie fizyczn ym , oznacza p rzyjęcie założenia, że w sz e l kie w yp o w ied zi ludzkie m ają bezpośrednio i prym arnie słu ży ć o p isy w aniu tego św iata. Po drugie, w łączanie do gram atyki ograniczeń, które zdają się zachodzić w norm aln ym zew n ętrzn ym św iecie fizy czn ym , ozna cza przyjęcie założenia, że istn ieje p ew ien n orm aln y fizy c zn y św iat ze w n ętrzn y, z którego m ogą być one w yodrębnione.
W rzeczyw istości jednak spraw a ma się tak, że ty lk o część w y p o w ied zi ludzkich jest przeznaczona do op isyw ania zdarzeń zew n ętrz nych. A i w obrębie tej części ów opis d okon yw an y jest jed y n ie w sp o sób w tórn y, poprzez odw ołanie się do określonych zdarzeń zachodzą cych w ew n ątrz m ów iącego. Ponadto, ze w zględ u na w y so ce złożoną i n ieu stan n ie zm ieniającą się naturę rzeczyw istości fizyczn ej, nie m a m ożliw ości w skazania z góry w yp ow ied zi, które m iałyb y być przezna czone do op isyw ania zdarzeń zew n ętrzn ych przy u życiu jakiegoś zbio ru cech „norm alnych” bądź „ d y sty n k ty w n y ch ”.
A by te tw ierd zen ia (które uw ażam n iem al za k om u nały z dziedzi n y ep istem ologii naukow ej) u czyn ić n ieco jaśn iejszym i, n iech m i w o l no będzie zadać i odpow iedzieć na p ew n e „głupie p y ta n ie”. Czym je st świat? Na czym to polega, że k om u nik ujem y coś, gdy w y głasza m y pe-1 w ien elem en t lek sykaln y? Czym jest np. „stół” ?
Jedyną racjonalną, n iem eta fizyczn ą odpow iedzią, jakiej można u dzie lić na to p ytan ie, jest stw ierd zen ie, że elem en t lek sy k a ln y „stół” odno si się do otw artej k la sy aktu aln ych , przypom nianych bądź p oten cjal n ych bodźców od działu jących na zm y sły m ów iącego. Są to z d a r z e n i a lub, jeśli kto w oli, s t a n y , n ależące do złożonego w e w n ę t r z n e g o sy stem u w sk aźn ików dających w yob rażen ie o tym , co się d zieje w ok ół m ów iącego.
Poprzez term in „klasa otw arta” tych zdarzeń rozum iem fakt, że e lem en ty tego zbioru są w yznaczon e jed y n ie przez regułę, n ie m ogą w ięc być w yliczon e. W w yp ad ku „ stołu ”, jak w w iększości klas lek sy k alnych, reguła sprow adza się do tego, że ow e zdarzenia odpow iadają form om lub p rzedstaw ien iom [gestalts] o ogrom nej złożoności. Gdy cho dzi o „stó ł”, ow a reguła u w zględ n ia w szystk o, począw szy od w arun k ów o św ietlen ia, odległości, kąta w idzenia, aż do u staleń co do przeznacze nia danego przedm iotu. Czyż jest „ stołem ” „podnóżek” bądź „w arsztat roboczy”?
S tosu nk ow o p ew n ą im plikacją, jaka w yn ik a z tej odpow iedzi, je st to, że jedyną cząstk ę inform acji kom unikow anej w sposób p r y m a r - n y i b e z p o ś r e d n i poprzez w y p o w ied zen ie słow a „stó ł” sta n ow i d e c y z j a m ó w i ą c e g o c o d o t e g o , b y u m i e ś c i ć w i ą z k ę z d a r z e ń w e w n ę t r z n y c h w d a n e j k l a s i e .
W ogrom nej liczbie w yp ad ków , na które język ozn aw cy zw racali n iedostateczn ą u w agę, ow a w iązka zdarzeń jest całk ow icie w e w n ę
trzna w stosunku do m ów iącego i zaw iera w sobie to, co n a zyw am y m a r z e n i a m i , p r a g n i e n i a m i , u c z u c i a m i i o b a w a m i lu b (dziw nie m oże bałam utnym i) ż y c z e n i a m i i w s p o m n i e n i a m i . D latego też jest rzeczą praw ie n ie do pom yślenia, b y w językach n a tu raln ych m iały istn ieć środki form alne m ające słu żyć do tego, by w y pow iedzi o takim charakterze poddać stosunkom , którym n iek ied y czy też często podlegają zdarzenia zew nętrzne. Bardziej prawdopodobne jest założenie, iż rzeczyw iste m echanizm y form alne języka dopuszczają z jed nakow ą łatw ością w yrażenia odnoszące się do zdarzeń w ew nętrznych, jak i zew nętrznych.
Pow tarzam więc: za pośrednictw em w yp ow ied zi ludzie bezpośred nio i n atych m iast kom unikują jedyn ie u stalen ia co do stanów w e w n ę trznych. Zatem n aw et w w ypadku zdań zam ierzonych przez m ów iące go jako w yp ow ied zi opisow e na tem at zew nętrznego św iata fizyczn ego, ów opis d okonyw any jest w yłączn ie dzięki pośredniej i bardzo sk o m plik ow an ej zależności zachodzącej m iędzy przedstaw ieniam i [gestaZts], jak ie posiadają m ów iący, i poszczególnym i zdarzeniam i fizyczn ym i. To zaś na co dzień jest w takim stopniu im plikow ane przez naszą św iad o m ość, że m ów iący mogą się m ylić, mogą być źle poinform ow ani, u legać złudzeniom lub aberracjom um ysłow ym .
M ówiąc m niej dokładnie, ale prościej: l u d z i e n i e m o g ą m ó w i ć i n i e m ó w i ą o ś w i e c i e , m ó w i ą o s w y m d o ś w i a d c z a n i u ś w i a t a . Jeśli język ozn aw stw o nie ma zam iaru utrzym ać w m o cy jednego z najbardziej niszczących pseudoargum entów , jakie znała historia filozofii na Zachodzie, m u sim y jasno rozum ieć, że rzeczyw istość zew nętrzna, o której ludzie c z a s e m m ów ią, stan ow i jedyn ie, jak to jest w u jęciu „id ealistów ”, sw ob odn y i spontaniczny w y tw ó r u m ysłu ludzkiego, n ie zaś coś takiego, co istn ieje poza u m y słem i z czym , jak się będą dom agać „realiści”, ów u m ysł ma bezpośredni i „ m istyczn y ” zw iązek. M ów iący konstruują sw e św iaty, lecz czynią to w sposób fu n k cjonalny, zgodnie z regułam i.
Jednak także i ten konstrukt w yobrażający św iat zew n ętrzny n ie je st niczym takim, jak to zakłada idea ograniczeń selek cy jn y ch , p on ie w aż stale w zbogacam y nasze podstaw ow e zasady doznawania „św iata zew n ętrzn ego ” poprzez now e, coraz to potężniejsze sposoby zbierania inform acji. R zeczyw istość fizyczn a jest, jak się stw ierdza, w n ieu sta n n ym ruchu. W kontekście rzeczyw istego rozum ienia „św iata zew n ę trzn ego” pojęcia takie jak „rzeczy” — będące w opozycji do „czynnoś ci” — nie m ają już zastosow ania. Jest się zm uszonym , idąc za p rzyk ła dem W h iteh ea d a 5, m ów ić w yłączn ie o „zdarzeniach”.
P on iew aż m ów iący in tu icyjn ie w iedzą, bądź m oże przyjm ują, że
5 A. N. W h i t e h e a d , Science and th e M o d er n W orld . The N ew A m erica n L ibrary, N e w Y ork 1948.
rzeczyw istość zew n ętrzna jest bardzo złożona, istn ieje ogrom na rozm ai tość sytu acji, w których k la sy lek syk aln e, takie jak „p ow ietrze”, „dom ” lub „stół”, m ogą być u żyw an e w sposób d osłow ny i p raw idłow y.
W yobraźm y sob ie jednak przez ch w ilę, że zn ajd u jem y się w labo ratorium n au k ow ym i że to, co n azyw a m y „p ow ietrzem ” i co w raz z w ięk szością rzeczy m aterialnych podlega trzem stanom skupienia, pod daw ane jest w ła śn ie zm ianie stanu. Jest rzeczą prawdopodobną, iż w ta kim kontek ście w yp ow iad ać b ędziem y zdania o „pow ietrzu”, które „roz w iew a s ię ”, „p rysk a”, „ łam ie” bądź „k ru szy”. U sły szy m y lub w y g ła szać b ęd ziem y zdania w rodzaju (4.1— 2).
Przepraszam , ale pańskie p ow ietrze kapie na stół. (4.1) Jak m ocno trzeba nacisnąć to pow ietrze, aby je złamać? (4.2) Z kolei w yob raźm y sobie, że p atrzym y na rzecz n azyw aną „stołem ” przez siln y m ikroskop lub badam y ją liczn ikiem G eigera. W takim w y padku dosłow nie i praw idłow o u żyć m ożna w y p ow ied zi (4.3— 5).
O becnie, jak się przekonacie, stó ł będzie drgał g w ałto w n iej za każdym razem , gd y zw iększę ilość ciepła. (4.3) Na p odstaw ie tych ob serw acji i k ilk u krótkich w y licze ń m ógł
bym pow iedzieć, że stół fak ty czn ie w około 68% stan ow i przestrzeń pustą. (4.4) Może nie p ow in ien eś tam stać, Janie, bo zdaje się, że ten stół
w y sy ła prom ienie gam m a. (4.5) Może po tym w szy stk im w y co fa m y się w n orm aln y św ia t domu ro dzinnego, lecz zastaniem y sw ój dom w ogniu, dośw iadczenie to będ zie m y zaś m ogli opisać czym ś w rodzaju zdania (4.6).
K ied y w ysia d łem z sam ochodu, ujrzałem , jak mój dom za trzeszczał, zahuczał i rozpłyn ął się w pow ietrzu. (4.6) P ojęcie ograniczeń selek cy jn y c h je st jed n ym sło w em błędem ep i- stem ologiczn ym pierw szej klasy. Opiera się ono na fa łszy w y m rozum ie niu tego, o czym ludzie m ów iący pow iadam iają. Zakłada to istn ien ie n aiw n ie rozum ianej rzeczyw istości, odpow iadającej takim konstruktom , jak „rzeczy”, co zaszokow ałoby n aw et filozofów p reso k ra tejsk ich B.
P rzypom nijcie sobie, że H eraklit pow iedział: „Nie m ożna dwa razy zanurzyć stop y w tej sam ej ‘rzece’ ”. M y jesteśm y w sy tu a cji lepszej,
6 Podczas d y sk u sji zw rócono uw agę, że o gran iczenia selek cy jn e zaw sze m ia ły sta n o w ić opis w ew n ę tr z n y c h bądź p sy ch iczn y ch sta n ó w m ó w ią ceg o . Tak w ię c jeśli m ó w ią cy m y śli o „ p o w ietrzu ” jako o „ p ły n ie”, jednostka lek sy k a ln a „po w ie tr z e ” uzyska w a rto ść + p ły n n e. To zdaje się być n ieco n aciągan e. O ile w iem , ograniczeń selek cy jn y ch n igd y n ie om aw ian o ani n ie o p isyw an o w ten sposób. A je ś lib y n a w et b y ły one zja w isk iem teg o rodzaju, trzeba by je uw ażać za próbę sch arak teryzow an ia czegoś, co n a zw a łem „regu łą” bądź „p rzed staw ien iem ” i co m a d ecyd u jący w p ły w na d ecyzje w sp ra w ie u żyw an ia ok reślon ej k la sy lek sy k a ln ej. Szczerze m ów iąc, n ie w ierzę, by ja k ik o lw iek system cech m ógł a d e k w a tn ie spełnić to zadanie.
w iem y w ięcej: N ie m ożna dw a razy zanurzyć tej samej ,,sto p y ” w tej sam ej „rzece”.
5. Jest rzeczą w artą odnotowania, iż żaden z przykładów p rzytoczo n y ch w tym artyku le n ie zaw ierał n ieregu lam ości w zakresie tego, co m ożna by nazw ać ich form alną strukturą sem antyczną. W łączanie zm ien n ych, określanie argum entów , w yraźne w iązanie argum entów z tym i a nie in n ym i predykatam i, tw orzenie zdań złożonych, w których p ew ne predykaty w raz ze sw ym i argum entam i pełnią fu n kcję argum entów w od niesieniu do in n ych predykatów — w szystk o to zachodzi w sp o sób bezbłędny. P ragnę zw rócić uw agę, że te stru k tu ry i procesy sta now ią rdzeń form alny języka naturalnego. I to, co nazw aliśm y stru k turam i „sk ład n iow ym i”, pow inno być rozpatryw ane w term inach ich skom p lik ow an ych zależności od tych form, n ie zaś tak, jakby to b y ły anagram y generow ane w sem antycznej próżni.
Jeśli w zjaw isku m etafory zachodzi jakaś „nieregularność”, to nie polega ona, jak sądzę, na tym , co można by określić dew iacją w zakre sie f o r m y j ę z y k o w e j . Cechą definicyjną m etafory są raczej p ew n e w łaściw ości referen cjaln e u żytych term inów .
A by to w yjaśn ić, pragnę zaznaczyć, że używ ając pojęcia „referen cja ” oraz m ów iąc o „przedm iotach odniesienia [referents]”, będę to ro bił w taki sposób, jak to czynią logicy i filozo fo w ie języka n atu ra ln e go. „Przedm iotem od niesienia” jest t o , d o c z e g o o d n o s i s i ę s ł o w o l u b g r u p a s ł ó w w k o n t e k ś c i e d a n e j w y p o w i e d z i . Tak w ięc poza kontekstem słow o „stół” nie ma „przedm iotu od n iesie n ia ” jak tylk o w tym sen sie, że stan ow i n azw ę k lasy lek syk aln ej. N a tom iast w zdaniu (5.1) ma ono dokładnie określony przedm iot od nie sienia.
S tół w jadalni R eddy’ego jest brudny. (5.1) Jest rzeczą bardzo w ażną uśw iadom ić sobie, że posiadanie „referen cji” nie jest syn onim em „znaczenia”. Choć „znaczenie” u żyw an e byw a często jako synonim „odniesienia przedm iotow ego [r e f e r en t i al i t y ]”, ma ono in n y, bardziej o góln y sens, który nakazuje traktow ać ow e dwa ter m in y oddzielnie. Trzeba je odróżniać, poniew aż jedna z reguł, na pod staw ie których ludzie m ów iący ustalają, jakie elem en ty należą do z ło żonej k la sy lek sykaln ej „‘zn aczen ie’ zdarzenia X ”, dopuszcza w łą cz e n ie tych elem en tów do k lasy zaw ierającej w s z y s t k o t o, c o m o ż e b y ć w y w n i o s k o w a n e z e z d a r z e n i a X. D la osoby d yspo nującej określoną w iedzą każda rzecz m oże coś „znaczyć”. Taki sposób u życia tego term inu ukazują zdania (5.2— 3).
Ten ślad ham ow ania oznacza, że mój sam ochód został ukra
dziony. (5.2)
T am ten spinacz do papieru leżący na podłodze oznacza, że było w łam an ie do biurka. (5.3) Poniew aż ów sen s słow a „znaczenie” stosu je się rów nież do aktów
m ow y, „znaczeniem ” w yp ow ied zi bądź słow a w w yp o w ied zi m oże być w s z y s t k o t o , c o j e s t i m p l i k o w a n e [implied] p o p r z e z t ę w y p o w i e d ź l u b p r z e z w y b ó r d a n e g o s ł o w a . To zaś o cz y w iście nie sta n o w i „przedm iotu od niesienia” [referent] tego słow a.
W szystk ie m ożliw e przedm ioty odniesienia, jakie m oże m ieć dane słow o w w yp ow ied ziach , n azyw ać b ęd ziem y „sferą referen cji” tego sło wa. W idzieliśm y jednak, że słow o „zam ek” obecnie w k ontek ście tego artyku łu odnosiło się do czegoś, co m ożna by lepiej określić jako „teo rie czystej sk ła d n i”. To zdaje się sugerow ać, że „sferą referen cji” w ię k szości słów jest rzeczyw iście zbiór u n iw ersaln y , czyli w szystko. J eśli
„zam ek” m oże sk utecznie odnosić się do czegoś tak odległego jak „teo rie czystej sk ła d n i”, cóż m ogłob y tu być w ykluczone?
Można w szakże m ów ić o p ew n ym podzbiorze sfery referencji sło wa, który da się całkiem dobrze określić i jest bardzo przydatny. Ó w podzbiór n azyw ać będę „literaln ą sferą re fer en cji”, d efin iując go jako zbiór przedm iotów odniesienia [referents] zw iązanych z danym słow em w k ontek ście w sposób k o n w e n c j o n a l n y , czyli l i t e r a l n y . Spontaniczne i in tu icyjn e odczucie, że dane słow o funkcjonuje m eta fo rycznie, u w arunkow ane jest, jak sądzę, n iem ożliw ością znalezienia przed m iotu odniesienia tego słow a w obrębie jego „literalnej sfe r y referen cji”.
6. A b y u czyn ić owo p ojęcie nieco jaśn iejszy m i w ykazać, że lite ralne sfery referen cji, choć złożonej n atu ry, dadzą się zakreślić dla róż n ych typ ów słó w , pragnę dołączyć tu kilka u w ag na tem at ogólnych w łaściw ości tego zbioru.
N a jednym końcu sp ek tru m przedstaw iającego różne typ y liter a l n ych sfer referen cji znajdują się typ y zw iązane z tym , co byw a n a zy w an e „trw ałym i ob iektam i fizyczn ym i lub czynn ościam i”. W charak terze przykładu reprezentującego tę k lasę słó w u żyw ać dalej będę sło wa „stół”. L iteraln a sfera referen cji słow a „stół” m ieści w sobie co n a j m niej cztery n astęp u jące części składow e.
P o pierw sze, w literaln ej sferze referen cji (LSR) m ieszczą się w sz e l kie k onfigu racje rzeczyw isty ch zdarzeń zm ysło w y ch odbieranych przez w szy stk ie bądź n iektóre ze zm ysłów m ów iącego, zgodnie z jego przed staw ien iem [gestalt] „stołu ”. N ie będę próbow ał d efiniow ać ow ego przed staw ienia. Jed yn ym w yją tk iem od tej reg u ły są w ypadki, gdy k o n fi guracja reprezentująca dane p rzedstaw ien ie n ie w łącza danych z za kresu określonej m odalności zm ysłow ej. Tak w ięc „ stó ł” m oże być czym ś tylko w i d z i a n y m bądź tylk o o d c z u w a n y m dotykiem , nie b yw a zaś norm alnie czym ś tylk o w y czu w an ym s m a k i e m l ub w ę c h e m , bądź tylk o s ł y s z a n y m .
Po drugie, w obrębie L SR m ieszczą się w szelk ie p ow yższe k o n figu racje, obejm ujące zdarzenia zm ysłow e odbierane za pośrednictw em w sz y stkich bądź n iek tórych zm ysłów , tak jak są one przypom inane, w y o b rażane, śnione, zestaw ian ie bądź w jak ikolw iek inn y sposób p rzem
y-kaja w u m yśle m ów iącego. Proszę zauw ażyć, że zaw iera to konstrukcje bądź kom binacje, które mogą się w ogóle nie pojaw ić jako zew n ętrzne poza u m ysłem m ów iącego. W zdaniu (6.1) przedm iot odniesienia odpo w iad ający elem en tow i podkreślonem u m oże się k ied yś uzew nętrznić, lecz w m om encie w ypow iadania tego zdania zew n ętrznie n ie istn ieje. N atom iast w zdaniu (6.2) przedm iot odniesienia odpow iadający elem en tom podkreślonym n igd y prawdopodobnie nie pojaw i się zew n ętrznie poza um ysłem m ów iącego.
K ied y będę bogaty, kupię sobie n o w e A l f a R o m e o . (6.1) Śniło mi się, że t o o g r o m n e d r z e w o z o c z a m i
i u s z a m i w y d a w a ł o j ę k i . (6.2) Po trzecie, jeśli kontek st jest jednoznaczny, do LSR n ależą w sz e l k ie sztuczne bądź sym b oliczn e w yobrażenia p ow yższych konfiguracji. Jest to, jak się zdaje, bardzo w ażna i piękna zasada ogólna. Zasadnicze asp ek ty przedstaw ienia ,,sto łu ” mogą być reprodukowane w różny spo só b i różnym i środkami artystycznym i. O dnosim y się do ow y ch repro dukcji n iem etaforyczn ie jako do ,,stołów ”, co stanow i siln e poparcie na rzecz m oich argum entów z ustępu 4. R ozw ażm y dwuznaczność zdania (6.3), które całkow icie zależy od faktu, że słow o „ stó ł” m oże znaczyć „dw uw ym iarow a barwna reprodukcja niektórych elem en tów p rzedsta w ien ia ‘sto łu ’ ”.
Picasso m aluje głów n ie s to ły i ludzi. (6.3) D zięki tej zdolności zdanie (6.5) stan ow i norm alny sposób w y p o w iadania tego, co bardziej p recyzyjn ie w yrażone jest w form ie zda n ia (6.4).
W czoraj w ieczorem w kinie pokazano, jak obraz Richarda Burtona pocałow ał 5 razy obraz Liz Taylor. (6.4) W czoraj w ieczorem w k in ie Richard Burton pocałow ał 5 ra
zy Liz Taylor. (6.5) Po czw arte, w p ew n ych sp ecyficzn ych sytuacjach, gdy „trw ałe obiek t y fizy c zn e” bądź czynności poddawane są analizie rozkładającej je na
części lub zdarzenia składow e, LSR m oże obejm ow ać szereg now ych, d ziw n ych konfiguracji, poniew aż w tym kontekście zachodzi zdobyw a n ie n ow ych w iadom ości, przedstaw ienia mogą być zatem poddaw ane m odyfikacji. Stąd też, jak sądzę, przykłady (4.1— 6) są w yp ow ied ziam i literaln ym i.
Na drugim końcu spektrum przedstaw iającego różne ty p y LSR znaj dują się elem en ty odpow iadające tem u, co można b y nazw ać słow am i ^ relacyjn ym i”. R ozw ażm y w yrażenia takie, jak „gwarancja [pledge]” i „podstawa do roszczeń [claim]”. P rzed staw ien ie zw iązane z każdym z tych w yrażeń określa jedynie, iż ich literaln e przedm ioty odniesienia m uszą o z n a c z a ć pew ną relację. P on iew aż n iem al w szystk o m oże sp ełn iać ten w arunek, LSR tych słów n ie ma określonych granic. Tak w ię c zdania (6.6— 7) n ie są m etaforam i.
Twoja jedyn a podstaw a do roszczeń w sp raw ie m ajątku Er- bachera została zam ordow ana ostatn iej nocy. (6-6) W ziąłem tw oją gw arancję dozgonnej m iłości i zastaw iłem ją
za 30 dolarów. (6.7) In nym podobnym w yp ad k iem jest sło w o „sym b ol”. Zdanie (6.8) n ie jest m etaforą, chociaż przedm iotem odniesienia słow a „sym b ole” są u s z y b y k a .
Torreador odszedł z k rw aw iącym i sym bolam i zw ycięstw a. (6.8) P om ięd zy tym i dwom a krańcam i znajduje się przestrzeń w ym aga jąca badań. Jedną z dróg rozw oju język a jest to, że w raz z u p ływ em czasu m etafory zaczynają być u żyw an e d osłow nie. Stąd istn ieje ogrom na liczba słó w i w yrażeń , takich jak „kratki”, „ fleg m a ty czn y ” bądź „ow ocn y”, które — p rzynajm niej w m oim rozum ieniu języka — n ie w yk azu ją ostrego rozgraniczenia m ięd zy k onk retn ym znaczeniem pod staw ow ym i ab strak cyjn ym i rozw inięciam i tego znaczenia.
7. Chcę obecnie przedstaw ić następującą hipotezę odnośnie do n atu ry m etafor i p rzy czy n y ich pow staw an ia.
D efin icy jn ą cechą w szystk ich w yp ad k ów m etaforyczn ego użycia ję zyka w yd aje się fak t, iż jest to u ży cie n ienorm aln e i n iek on w en cjon al ne w stosunku do n orm aln ych granic n ałożonych na referencjalność słów . M etafora, jak się zdaje, zachodzi zaw sze w ted y , gd y sło w a w w y pow ied zi nie odnoszą się do p rzedm iotów m ieszczących się w obrębie ich w yżej opisanych literaln ych i k onw en cjon alnych sfer referencji. P ro szę zauw ażyć, że jest to tw ierd zen ie czysto n eg atyw n e. N ie p ow ied zia łem przecież, że ow e słow a m iałyb y w sposób k onieczny posiadać przed m ioty odniesienia poza sw y m i literaln ym i sferam i referencji. S tw ier dziłem jedyn ie, że n ie posiadają one przedm iotu od niesienia w e w n ą t r z tego zbioru.
Sądzę, że pow odem p ow staw ania zjaw iska m etafory jest n iem al z re g u ły interakcja zachodząca m ięd zy k ontek stem danej w y p o w ied zi i li teraln ym i sferam i refen cji u żytych w niej term inów . Sam ten fa k t stan ow i dla lin g w istó w w ystarczającą rację do zajęcia się m etaforą. D alsze badanie tego przedm iotu ujaw ni, m am nadzieję, taką w rażliw ość na kontekst, o jakiej n ie śn iło się tw órcom m odeli transform acyjnych.
R ozw ażania te pragnę zakończyć szk icow ym opisem tego, co w yd a je się bardzo ogólną i zasadniczą częścią postępow ania in terp reta cyjn e go stosow an ego w ob ec ludzkich w yp ow ied zi. N ie m am n atom iast w tej ch w ili n ajm n iejszego pojęcia, jak rzeczy będące m etaforam i m ia ły b y być generow ane.
W ydaje się, że w w yp ad ku w szy stk ich w y p ow ied zi na p ew n ym eta pie ich interp retacji cz y teln icy i słu ch acze podejm ują decyzję (uzależ nioną w znacznym stop n iu od kontekstu), czy sło w a u żyte w danej w y p ow iedzi posiadają p rzedm ioty od niesienia w ew n ątrz ich LSR. D ecyzja ta uw arunkow ana jest n ie w ą tp liw ie p oszu kiw an iem odnośnej LSR. P o
m y śln y w y n ik tych poszukiw ań, a w ięc u stalen ie w obrębie zbioru m niej lub bardziej p recyzyjn ego i określonego przedm iotu odniesienia (co zależy od okoliczności i tego, jak p recyzyjna i w yraźna [e x pl ici t] jest dana w ypow iedź) pozw ala na kontynuację postępow ania in terp re tacyjn ego w jak ikolw iek norm alny dla niego sposób.
N atom iast w yn ik n eg a ty w n y tych poszukiw ań pociąga za sobą d w ie całkiem różne i in teresujące sytu acje.
Po pierw sze, poszukuje się cech charak terystycznych [patterns] przedstaw ienia bądź przedstaw ień, które określały LSR danego słow a. D okonyw ane to jest n ie po to, b y w yodrębnić część tych cech jako przedm iot odniesienia, lecz aby znaleźć podobieństw a bądź analogie do zdarzeń lub pew nych konfiguracji w obrębie w ypow iedzi. P rzed m iot odniesienia bądź przestrzeń, w której ow e ew en tu aln e przedm ioty m o g ły b y leżeć, dają się zatem określić na podstaw ie kontekstu oraz u ja w n ion ych podobieństw . Jest w szakże rzeczą m ożliw ą, a w p ew n ych w y padkach w ręcz prawdopodobną, że różni ludzie w yodrębnią odm ien ne przedm ioty odniesienia bądz też nikt z m ów iących nie w yod rębn i żadnego. D zieje się tak dlatego, że w yp ow ied ź w ykracza poza kon w en cjon aln e granice języka. I jeśli prawdą jest, że w yp ow ied ź już n ie podlega ty m granicom, to zarazem trzeba uznać, że granice ow e prze sta ły też pełnić rolę lin ii przew odnich w skazujących jedyn e odczytanie zdania.
T ym czasem zaś — po drugie — w łaściw e przedm ioty odniesienia, które odpow iadają słow om funkcjonującym w sposób m etaforyczn y, stają się m niej istotn e dla rozum ienia w yp ow ied zi, poniew aż bardzo w yraźn ie w chodzi tu w grę drugi spośród w y żej opisanych sen sów sło w a „znaczenie”. „Z naczeniem ” w yp ow ied zi jest zasadniczo t o w s z y s t k o , c o k o l w i e k b y w a i m p l i k o w a n e p r z e z f a k t w y r a ż e n i a s i ę p r z e z m ó w i ą c e g o w t a k i w ł a ś n i e , o s o b l i w y i n i e k o n w e n c j o n a l n y s p o s ó b . S ym b oliczn y zw iązek okre ślonych przedm iotów odniesienia ze znakiem język ow ym stanowTi w m n iejszym stopniu oparcie dla inform acji niż fakt, że m ów iący w yb rał tak ie to a takie słow o w takim to a takim kontekście.
Jak sądzę, nik t z czyteln ik ó w n ie przeoczył inform acji dotyczącej m oich poglądów w spraw ie ograniczeń selek cyjnych, w yrażonej po przez fakt, iż nazw ałem je „konającym C ezarem ”. I choć n ie jest zu p ełn ie jasne odniesienie przedm iotow e zw rotu ,,70-w atow a” w w y r a żeniu „wasza przestarzała 70-w atow a gram atyka”, im plikacje tego zw ro tu są oczyw iste.
P ew ien też jestem , że w szy sc y uchw ycą im plikacje w yn ikające z n a stępującej m etafory, którą pragnę zakończyć n in iejszy artykuł.
P o staw iliśm y naszą w spólną stopę na progu głów n ych w rót do u m ysłu ludzkiego i m u sim y albo w ejść całkow icie do środka — na przekór szczurom laboratoryjnym ,
Skinnero-w i 7, m istykom , behaSkinnero-w iorystom , zSkinnero-w olenn ikom idei Skinnero-w rodzo n ych, m entalistom , religii, ograniczeniom selek cy jn y m i po działom akadem ickim — albo też narazić się na to, że nam ją przytną. . (7.1)
P rzeło ży ła T e r e s a D o b r z y ń s k a
7 [Reddy m a tu zap ew n e na m y śli B. F. S k in n era, tw ó rcę kierunku p sy ch o lo g iczn eg o zw an ego o b serw acjon izm em , autora k siążk i T h e B e h a v io u r of O r g a n is m s (1938). — Przyp. tłum .]