• Nie Znaleziono Wyników

Kim był Czesław Niemen?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kim był Czesław Niemen?"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Kim był Czesław Niemen?

Na to pytanie próbowało odpowiedzieć wielu, lecz mało komu się udało: Niemena nie

wystarczy(ło) znać, Niemena trzeba (było) przede wszystkim rozumieć: Chociaż nie zawsze - zgadzać się z nim. "Nie zależy mi na listach przebojów'' - twierdził w 1976, rok później mówiąc

"Chce być zrozumiany", w 1979 zapowiadając "Wracam do ludzi", później oznajmiając "Jestem nadal i śpiewam piosenki".

Jest w polskiej piosence postacią niezwykłą, ale i dziwną, w każdym razie postacią uważaną - jak sam twierdzi - za dziwaka. Zawsze chciał tylko śpiewać to, co czuje, śpiewać niebanalnie, nie dążył do sławy, a został sławny!. Jego piosenki są niezwykłe, dramatyczne, nastrojowe,

ekspresyjne, ale sam wykonawca prywatnie lubi cisze i spokój, nie lubi wrzasku, histerii, sensacji.

Ubiera się oryginalnie, kolorowo, chcąc przełamać konwenanse, chce wyśpiewać prawdę, głosić ją wszędzie, a równocześnie jest melancholikiem i prawie pesymistą. Fascynują go barwy, malarstwo, przyroda, wielkie widowisko.

Ta charakterystyka Niemena z 1969 roku, autorstwa Jerzego Piastowskiego (dziennikarza muzycznego opiniotwórczego wtedy tygodnika 'Panorama') jest prawdziwa i aktualna jeszcze dzisiaj, choć czas teraźniejszy trzeba zamienić na przeszły. Przeszły dokonany. Nasza prasa interesowała się Niemenem dość często i z różnych powodów. Gdy w 1966 wrócił do kraju z Francji - zastanawiano się publicznie, ile tam właściwie zarobił, skoro tak mało sprzedał swoich płyt. Rok później, z okazji zdobycia w Opolu nagrody za Dziwny jest ten świat - dlaczego i przeciw komu (czemu):protestował, skoro "ten" świat jest przecież całkiem normalny. Potem drwiono z Niemena, którego-wedle powszechnej opinii - reżyser Marek Piwowski w swoim filmie 'Sukces' ośmieszył: kraj obiegła plotka o milionie (milionie ówczesnych: złotych), który Niemen, chciał zapłacić za zdjęcie obrazu z ekranów kin. Z kolei tzw. sprawa radomszczańska - paskudna, bo zmontowana z nieprawdziwych oskarżeń , plotką podszytych "zarzutów" (dla przypomnienia: artysta miał na koncercie w Radomsku ... zdjąć spodnie i wypiąć się ze sceny na ''dostojną'' publiczność i - władze miasta): tej obrzydliwej prowokacji Niemen nigdy nie

zapomniał. Wreszcie Stany Zjednoczone: po co tam jeździł, jeśli mu się nie udało, a skoro nie udało się to znaczy, że niewiele jest wart.

Po okresie ciszy ("wyreżyserowanej'' przez pewne wpływowe osoby), Niemen znowu znalazł się w centrum-zainteresowania opinii publicznej: w 1976 i 1977 roku występy na festiwalach piosenki w Sopocie i Zielonej Górze, prestiżowe i lukratywne tournee po Związku Radzieckim, współpraca -z teatrem i filmem., pierwszy recital dla nobilitującego w gierkowskiej Polsce każdego artystę, telewizyjnego Studia 2, wreszcie (w 1977) słynny artykuł Zbigniewa Mentzla w tygodniku Polityka oceniający ''jak głęboki jest Niemen''

Potem - wiadomo: w 1979 Grand Prix Festiwalu Interwizji w Sopocie, trzy lata później wywiad dla Radia Wolna Europa.

Tamte nazwy-hasła-symbole mało już mówią dzisiejszej publiczności, ale przecież Jej idol był wpisany w tamtą epokę: większość życia Czesława upłynęła na walce o godność osobistą i wolność artystyczną, na ciągłym przełykaniu oskarżeń, zarzutów, pretensji, w najlepszym razie tłumaczeniu zdziwień, wątpliwości i uszczypliwości pod swoim adresem. Nie tylko

wszechmocnych władz. Także ich tuby propagandowej, czyli mediów. Przede wszystkim prasy i telewizji. Najmniej może radia, które (mam na myśli Trójkę w drugiej połowie lat

siedemdziesiątych oraz Polskie Radio BIS z końca minionego wieku) dość często otwierało przed Niemenem swoje studia, mikrofony i - najważniejsze - antenę. Cóż tedy się dziwić podejrzliwości artysty Wobec dziennikarzy, nieufności wobec decydentów, niechęci wobec tłumów? Z

żywiołowym przyjęciem wykonawca spotkał się podczas całej swej ponad 40-letniej kariery: w 1961 debiutował w gdańskim kabarecie To Tu, wraz z plastykiem Januszem Krzywickim

śpiewając piosenki z repertuaru los Paraguayos i los Panchos (El soldado do levita i Ave Maria no morro). Na razie uległ modzie kreowanej przez Zespół Gitar Hawajskich Jana Ławrusiewicza i wokalno-gitarowy duet 'egzotyczny' Zbigniew Dziewiątkowski

(2)

& Witold Antkowiak. Z braku płyt, słuchał nagrań radiowych, próbował swych sił w każdym właściwie gatunku muzyki rozrywkowej : nie odżegnywali się od bossa nowy, rock & rolla, tęsknych ballad. Jego ówczesny repertuar był jak worek z rozmaitościami: Czesław Wydrzycki dokona selekcji trochę później. Na razie poznawał ludzi, którzy chcieli pomóc utalentowanemu śpiewakowi o niezwykłym głosie: balladzistę filozofa Tadeusza Chyłę, scenografa i reżysera 'Wowo' Bielickiego, działacza muzycznego Franciszka Walickiego.

Za namową tego ostatniego wziął udział w l Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie w 1962 i... podbił publiczność, która zupełnie lekceważąc zapowiedzi antrepretera, domagała się przede wszystkim Malagueny - pierwszego przeboju Juliusza Wydrzyckiego. Juliusza? Wciąż wówczas.

mylono imię piosenkarza:. Polskie Nagrania na płycie Adieu, tristesse twierdziły, że to Juliusz, konferansjer i recenzenci koncertu - że jednak Czesław. Minęło dziesięć lat i... fiński dziennik 'Helsinki Sanomaf' ochrzcił Niemena po swojemu: raz imieniem Wacław, kiedy indziej Władysław. Przekręcano też uparcie jego nazwisko: "Wystąpi teraz kolega Wydrzyński, nie - Wydrzykowski... przepraszam bardzo - kolega Wydrzyski" - wygłupiał się w Szczecinie Jan Swiąć, ale i tak wszyscy byli zgodni co do tego, że oto pokazał się na rodzimej scenie muzycznej ktoś naprawdę utalentowany, ktoś INNY.

Jak inny? Bardzo! Ogromnie!! Drastycznie;!! Owa inność polegała na sugestywnej, a nawet żywiołowej interpretacji, na - już wtedy - bardzo elastycznym głosie. Choć bowiem o proweniencji latynoamerykańskiej (złośliwi nazywali takie utwory "piosenkami z mórz.

południowych"), repertuar Czesława drastycznie odbiegał od tego, tego co lansowało Polskie Radio, o co prosili tłumnie słuchacze Koncertu życzeń. Czyli od Niili Pizzi i Franka Sinatry, od Yvesa Montanda i Richarda Taubera, od zespołów Vaclava Kucery i Martina Mariniego, od Ireny Santor i Jerzego Michotka. Siłą Wydrzyckiego (przyszłego Niemena) był jego głos. Bo już umiejętność gry na gitarze akustycznej nie wykraczała poza przeciętność. A i repertuar nie miał nic wspólnego z rock&rollem. Zaś ruchy artysty były kanciaste i nieskładne. Ale amator szybko przemienił się w profesjonalistę, który rok później może i polubił arcypopularnego twista Speedy Gonzales Patta Boonea, docenił jednak przede wszystkim wartość blusowej ballady I Can't Stop Loving You Raya Charlesa.

Kiedy zostałem zakwalifikowany do Złotej Dziesiątki festiwalu w Szczecinie wspominał po latach – i wziąłem udział w cyklu koncertów z Czerwono-Czarnymi jeszcze długo wykonywałem Malaguenę, Ave Maria no morro. Dopiero pod koniec trasy na koncercie w Warszawie

wykonałem My Prayer z repertuaru The Platters. Była to pierwsza piosenka, jaką zaśpiewałem po angielsku.

Nauczyłem się jej ze słuchu,w przerwach między koncertami.

Jesienią 1962 roku Franciszek Walicki, który prowadził Niebiesko-Czarnych, zaproponował mi współpracę a jego żona Czesława podsunęła mi myśl o przyjęciu pseudonimu ''Niemen''- od nazwy rzeki, nad brzegami, której spędziłem dzieciństwo. Od tego czasu zacząłem powoli przestawiać się na inny repertuar i uczyć się sposobu śpiewania rock and rolla. Ciężko mi szło - dowodem Lekcja twista [średniej klasy utwór Teach Me How to Twist śpiewany przez Connie Francis- [przyp.aut.]

Znacznie lepiej nagrałem po blisko dwu latach A Hippy, Hippy Shake [z repertuaru Swinging Blue Jeans]. Po raz pierwszy zaśpiewałem wtedy gardłowo,wykorzystując krzyk. I to już do mnie przylgnęło: ''krzyczący Niemen''

Jako laureat festiwalu w Szczecinie i chyba najautentyczniejszy 'młody talent', w 1962 Czesław Wydrzycki dołączył do Niebiesko Czarnych - najambitniejszej grupy w historii polskiego beatu.

N-C byli u szczytu sławy, a ich próby 'ubigbitowienia' naszych piosenek ludowych dały

nieoczekiwany rezultat: to się spodobało! Także Czesław, po przejściu przez etap fascynacji The Locomotion, raźno wziął się do wyplenienia ze swego repertuaru wszelkich obcości: zaczął śpiewać PO POLSKU - na razie utwory autorstwa kierownika artystycznego zespołu, pisującego (np. Mamo, nasza mamo) pod pseudonimem 'Jacek Grań'. Teksty były banalne, ale kto wówczas słuchał słów piosenek?

(3)

Powołani do życia i kierowani przez Franciszka Walickiego, Niebiesko-Czarni w pewnym sensie stanowili kwintesencję ówczesnej muzyki beatowej (lub jak kto woli, mocnego uderzenia), bowiem każdy z wokalistów zespołu był podporządkowany innej gwieździe zagranicznej;

Adriana Rusowicz była polską Sandie Shaw, potem Arethą Franklin; Helena Majdaniec imitowała Cillę Black: Wojciech Korda to polski odpowiednik Adama Faitha, kompromis stylistyczny pomiędzy Elvisem Presleyem a Cliffem Richardem; natomiast Czesław Niemen miał stać się nowym wcieleniem Clyde'a McPhattera, śpiewaka murzyńskiego. Był nim, owszem, lecz krótko i niechętnie: McPhatter "odezwał się" w nim dopiero pięć lat później, zapewne pod wpływem Jamesa Browna i Otisa Reddinga, których nagrań polski piosenkarz słuchał wtedy dużo i chętnie.

Jeśli więc kiedyś mieliśmy własnego, autentycznego wokalistę rhythm and bluesowego, był nim na pewno ten dawny Niemen. Niemen sprzed czterdziestu lat!

Niemen niezwykle pracowity: do śpiewanych w Niebiesko-Czarnych piosenek sam zaczął pisać teksty i muzykę; grał (dobrze!) na gitarze i harmonijce ustnej, podczas nagrań radiowych i

płytowych tworzył chórki śpiewając sam ze sobą w duecie, często nawet w trójgłosie. Pokierował też dziewczęcą grupą wokalną Błękitne Pończochy (to ona "wychowała" przyszłą solistkę N-C, Adrianę Rusowicz). To plus zupełnie nowy wygląd było bodaj najważniejszą korzyścią udziału Niemena w konkursie piosenki we francuskim Rennes. Bo ani płyta Niebiesko-Czarnych nagrana w Paryżu, ani późniejsza solowa 'czwórka' dla francuskiej wytwórni AZ z kompozycjami

Niemena nie cieszyły się oczekiwanym powodzeniem. Bądźmy szczerzy: tej ostatniej sprzedano niewiele ponad 400 egzemplarzy, przyniosła więc wydawcy raczej stratę niż zadowolenie.

Ale już te same utwory nagrane w Warszawie - tak, ich polskie wersje zyskały zdumiewającą popularność. I Hej, dziewczyno, hej (we francuskim oryginale Hey, les filles), i Czy wiesz?

(Jamais), i Być może i ty (Peut-etre), no i przede wszystkim Sen o Warszawie (A Varsovie) Powód? W tym przypadku chodziło o sposób nagrania, u nas raczej nieznany: nowe aranżacje Michela Colombiera, podkład instrumentalny jego paryskiej orkiestry, staranna realizacja dźwiękowa - to właśnie zadecydowało o powodzeniu tych przebojów w kraju, gdzie longplaye nagrywano do tej pory "jak leci", najdłużej cztery dni, a piosenki aranżowano "na kolanie". Nic więc dziwnego, że Niemen zaczął wreszcie wierzyć w siebie. W siebie i swój talent.

Po wspólnym występie Niebiesko-Czarnych i legendy kina Marleny Dietrich (Warszawa, koniec stycznia 1964), ta ostatnia spontanicznie i szczerze zainteresowała się, usłyszanym na wspólnym koncercie, pięknym bluesowym walcem Czy mnie jeszcze pamiętasz?: obiecała nagrać go i...

słowa dotrzymała. W jej wykonaniu, zresztą z jej własnym niemieckim tekstem, utwór Mutter, hast du mir vergeben? nie tylko nabrał wymiaru osobistego wyznania (tytułową 'Matką' są Niemcy, które artystka prosi o wybaczenie jej przedwojennej ucieczki do Stanów

Zjednoczonych); polska piosenka mocno zyskała na urodzie (o co zadbał niebylejaki aranżer, sławny Burt Bacharach), zaś nowe jej nagranie znalazło się najpierw na longplayu ''Die neue Marlene'', a potem w większości antologii dietriechowych przebojów. Już zresztą samo towarzystwo innych piosenek w płytowym repertuarze "nowej" Marleny - ballad Miszy Spolianskiego, Boba Dylana, Pete'a Seegera i tercetu Peter, Paul & Mary - nobilitowało naszą muzykę rozrywkową. Przede wszystkim jej "ambasadora": Czesława.

Ta - nie szkodzi, że zrazu bardzo skromna - zagraniczna popularność polskiej muzyki i polskiego artysty ma swoje korzenie (i następstwa) w przyjaźni, jaką Niemena darzyli jego, starsi wiekiem, mecenasi. W kraju Władysław Jakubowski, szef Biura Teatru i Estrady Polskiej Agencji

Artystycznej PAGART. otwarty na Francję, która - jakże słusznie! - wydawała mu się bliższa nadwiślańskiej sztuce estradowej niż showbusiness każdego innego kraju na Zachodzie.

Francuska "przygoda" Niemena była więc konsekwentnie zaplanowaną jego zagraniczną promocją. Najpierw Bruno Coquatrixa, dyrektor Olympii, największego w Paryżu teatru muzycznego, przyjechał na Festiwal Sopocki, żeby zobaczyć, posłuchać, a w końcu polubić naszych młodych-zdolnych i zaprosić ich nad Sekwanę. Potem polscy artyści wystąpili u Coquatrixa, który zachodniej Europie prezentował również Gwiazdy. Takie choćby jak

wspomniana Marlena Dietrich, która do Warszawy przyjechała via Paryż i to jej życzeniem było towarzyszenie legendarnej szansonistce na jej recitalach w Polsce zespołu, było nie było,

(4)

beatowego: słyszała Niebiesko-Czarnych za granicą i najzwyczajniej spodobali się jej.

Jakubowski i Coquatrix mieli w Paryżu wsparcie również Alicji Ursini (byłej polskiej aktorki Ursyn-Szantyrówny), która do niemenowskich piosenek napisała zgrabne francuskie teksty, doprowadziła do nagrania wspomnianej 'czwórki' i lansowała ją w paryskim radiu. Że nieskutecznie, bez powodzenia?

Przede wszystkim bez Niemena, który dostawszy aż dwukrotnie paszport na wyjazd do Francji, musiał teraz czekać, aż przyjdzie jego kolej na jakąkolwiek ekskursję zagraniczną: kulturą, a tym bardziej jej "eksportem'', rządziła wszak socjalistyczna... równość. Doskonale znająca tamte czasy Krystyna Tarasiewicz (wówczas dziennikarka wysokonakładowego miesięcznika 'Radar')

podsumowała "francuską przygodę" tak: Niemen miał głos, miał talent, miał repertuar, miał prawie wszystko. Ale miał też silną miejscową konkurencję, która - na miejscu - mogła zaśpiewać, wystąpić, nagrać, pokazać się w każdej chwili, dosłownie na telefon. A on - geograficznie i

politycznie - był daleko. Bardzo daleko. Zresztą... chyba czuł, że najlepszym adresatem jego muzyki jest Polska. Toteż wolał żyć i być tutaj: w swoim kraju. A kraju? ''Na koncertach

wykonywałem sporo utworów Raya Charlesa, the Swinging Blue Jeans, śpiewałem [też] piosenki Beatlesów. Wykonywałem The Loves You z tekstem w polskim tłumaczeniu. Na pewno ich [Beatlesów] nagrania mobilizowały mnie do własnych prób. Ich piosenki ciągle były na pierwszych miejscach list przebojów, zaczął się szał na punkcie Beatlesów, także u nas.

Niebiesko-Czarni zafundowali sobie beatlesowskie garniturki, takie z marynarkami bez

kołnierzy...". Ale... nie byłby Czesław sobą, gdyby i w grupie przyjaciół nie zawołał: "Nie bądź taki bitels!". Czyli: "Nie naśladuj, nie powtarzaj, nie kopiuj. Bądź oryginalny, bądź inny, bądź sobą!". I był sobą-nie-sobą, ale już na własne konto.

Bo francuska płyta solowa pociągnęła za sobą lawinę następstw: nagrana BEZ NIEBIESKO- CZARNYCH, w melodyce piosenek bardzo słowiańska, pozwoliła ich wykonawcy uwierzyć - który już raz? - w siebie. We własny głos. Własny styl. Własny talent. Kiedy jednak z końcem 1965 roku Niemen ogłosił swoją decyzję ("Odchodzę z grupy"), zdumiała ona i poraziła nasz beatowy światek: zwariował? obraził się? - pukano się w czoła. Ani jedno, ani drugie. Po prostu ambicje i muzyka Niemena rozwinęły się tak bardzo, że najlepszym rozwiązaniem było założenie własnej grupy instrumentalnej.

Jego decyzję przyspieszyło rozpadnięcie się Chochołów - dość popularnej warszawskiej formacji beatowej, którą znany wokalista namówił do współpracy, przygotował też z nią program,

poświęcając na to własne doświadczenie, umiejętności, czas i pieniądze. Wytrwały w dążeniu do celu, Czesław Niemen zrealizował swój plan dość szybko: już w grudniu 1966 "wystartował" na czele własnej grupy instrumentalnej Akwarele, z czasem powiększonej do septetu o składzie i brzmieniu tyleż białym, co murzyńskim, wzorowanym na studyjno - koncertowej ekipie

memphiskiej firmy fonograficznej Stax. Zainteresowanie publiczności tym, co robił i co planował, graniczyło wtedy z histerią. Ale też kredyt zaufania, jaki miał u niej ten (i tylko ten!) artysta, został zdyskontowany już pierwszymi nagraniami dla radiowego Studia Rytm (Nigdy się nie dowiesz. Gdzie to jest? i Ten los, zły los zarejestrowano na taśmie magnetofonowej 6 i 7 lutego 1967). Po ich wysłuchaniu nikt nie miał wątpliwości, że miesiące ciężkiej pracy nie poszły na marne, a talent Niemena jest najwyższej próby! Niemena i jego nowych kolegów - wykonawców zupełnie innej niż dotąd, bo autentycznie nowej muzyki: gitarzysty Tomasza Jaśkiewicza,

pianisty-organisty Mariana Zimińskiego, gitarzysty basowego Marka Brodowskiego oraz perkusisty Tomasza Butowtta. Jak to zwykle bywa z każdym zespołem, także Akwarele często zmieniały swój skład. Policzyłem dokładnie - formacji pod tą nazwą było osiem. Przychodzili, a potem odchodzili: gitarzyści basowi Paweł Brodowski, Tadeusz Gogosz i Janusz Zieliński, dodatkowe "dęciaki" - saksofonista Zbigniew Sztyc, trębacz Ryszard Podgórski, przez pewien czas również puzonista Andrzej Dorawa. Skąd te zmiany? Cóż, instrumentaliści mieli różne temperamenty i umiejętności, z Niemenem pracowało się niełatwo: "Co to jest?" "Przepraszam, skiksowałem". "Stary! Nie! stroicie potwornie". "Gramy, jak umiemy". "Z takim graniem... na dancingu tak się gra" - to dialogi zarejestrowane przez quasidokumentalny film 'Sukces'.

(5)

Czesław Niemen [... ] chętnie stosuje ozdobniki muzyczne, załamywanie głosu, krzyk, przez co zatraca się może potoczystość melodii, ale urozmaica się melodyjność, powstaje obraz muzyczny zaangażowany, bardziej ekspresyjny - pisał w tygodniku 'Panorama' Jerzy Piastowski. Pisał o soul - muzyce duszy. "Duszy" Czesława Niemena, stylu i brzmieniu wzorowanych przecież na Clydzie McPhatterze (próbne nagranie The Best Man Cried) i Rayu Charlesie (What'dlSay!, którym wokalista zawsze kończył wtedy swoje koncerty). W 1967 roku zafascynował go jednak James Brown - twórca i wykonawca m.in. Papa's Got a Brand New Bag (piosenki, którą Niemen chętnie śpiewał na niemal wszystkich swoich występach) oraz ekspresyjnego, głęboko humanitarnego przeboju It's a Man's, Man's, Man's World. Murzyńskiego przeboju, który polski artysta odebrał jako uniwersalny, ponadrasowy protest-song. Odebrał i... natychmiast przetworzył dla własnych potrzeb oraz na użytek swojej publiczności. Swojej? Tak, Niemen był (wtedy i później) głęboko przekonany, że jego muzyka skutecznie kruszy pancerz obojętności, jaki każdy człowiek nosi w sobie. Rekomendując słuchaczom swój debiutancki longplay 'Dziwny jest ten świat...' - dowodził na jego obwolucie: "Tekst napisałem pod wpływem przeżyć, obserwowania ludzi i świata. Od kilku lat nosiłem się z zamiarem, żeby w ten sposób bardzo sugestywny wyśpiewać ludziom prawdę, z której niekiedy nie zdają sobie sprawy. Używamy wielkich, ogromnych słów protestu przeciwko wojnie, nie zastanawiając się jednocześnie nad tym, co się dzieje wśród nas na co dzień; nie zdajemy sobie sprawy, że nieraz ludzie zabijają się nawet słowami... Dedykuję ten utwór wszystkim ludziom o wrażliwych sercach".

Chyba jako jedyny w Polsce śpiewał Niemen protest-songi szczerze, występując w nich przeciwko sprawom i problemom tyleż ważkim, co dalekim Polakom: segregacji rasowej, wyzyskowi człowieka przez człowieka, nienawiści. Może właśnie dlatego mało kto u nas rozumiał filozofię artysty? Ale... rozumiał czy nie - i tak był to dla Niemena czas ważny i znaczący: po raz pierwszy państwowe urzędy i instytucje okazały się dlań łaskawsze niż dotąd (dowodem - nagroda specjalna na Festiwalu Opolskim w 1967) i mądrzejsze od "zwykłych" ludzi, którzy nieustannie dziwili się: a to, że Niemen krzyczy (przeciwko komu i czemu?), że śpiewa niezgodnie z nadwiślańską tradycją (Clyde'a McPhattera znał wówczas oprócz Niemena chyba tylko dziennikarz muzyczny Roman Waschko), że ubiera się "jakoś tak dziwacznie"

(niemenowski strój był kopią czy raczej "twórczym" naśladownictwem ubiorów widzianych wcześniej w Paryżu "gniewnych piosenki francuskiej" - Christophe'a i Michela Polnareffa).

"Strasznie mnie to denerwowało - wspominał po latach. -Że wszyscy patrzą na mnie, ale mnie nie widzą. Że słyszą, ale nie słuchają. A jak słuchają, to słyszą tylko krzyk, słowa, dźwięki, nie słyszą jednak tego, co śpiewam. Nie słyszą bicia mojego serca. Nie zaglądają-dlaczego?! - do mojej duszy. [...] Te recenzje po Opolu! Te naprędce organizowane i starannie montowane dyskusje radiowe! To święte oburzenie! [...] Ale jeszcze nie wiedziałem, że można z polskim artystą postąpić w Polsce jeszcze gorzej: oskarżyć go o 'knucie spisku', o 'warcholstwo', o najgorsze. Nie wiedziałem, bo to dopiero miało nadejść. Owszem, nadeszło, mnie na szczęście ominęło".

Na razie sukces gonił sukces. Przede wszystkim longplay 'Dziwny jest ten świat...' - artystyczny

"pomost" pomiędzy Niemenem dawnym, niebiesko-czarnym, i tym nowym, akwarelowym. By nie było żadnych wątpliwości, na obwolucie płyty Czesław odpowiednio podzielił swoje piosenki:

"Z pierwszego okresu mojej twórczości: Gdzie to jest? [i] Coś, co kocham najwięcej oraz nowe wersje piosenek, które kiedyś wykonywałem [...]: Pamiętam ten dzień, Wspomnienie, Nie dla mnie taka dziewczyna, Chciałbym cofnąć czas" i dodał metrykę przebojowi tytułowemu: "Muzyka powstała na początku sierpnia 1966 w Paryżu, podczas występów w programie 'Music-Hall de Varsovie' w Olympii. [...] Dedykuję ten utwór wszystkim ludziom o wrażliwych sercach".

Nagrany dokładnie rok później 'Sukces' (z pięknie spolszczonym rosyjskim Włóczęgą, soulowym Spiżowym krzykiem i nieudaną śpiewaną wersją tuwimowskiego wiersza Jeżeli), nie miał już na obwolucie ani słowa odautorskiego komentarza, ale bo też był w większości swych utworów adresowany do dwóch miłości dwóch przyjaciół – autora Marka Gaszyńskiego (Klęcząc przed tobą to jego prezent

dla przyszłej żony) i kompozytora Czesława Niemena (Sukces jest spóźnionym wyciągnięciem ręki do dziewczyny, która... opuściła swego chłopaka). Ale...

(6)

Ale finałowe, bardzo osobiste, bardzo prywatne słowa tytułowego songu ("Dla mnie ponad wszystko moja miłość, mój sukces to ty") rychło nabrały zupełnie innej wymowy - zepchnięte do poziomu grafomańskiej amatorszczyzny - kiedy cynicznemu reżyserowi skandaliście Markowi Piwowskiemu udało się podejść naiwnego Liryka-Buntownika i w swoim skandalizującym dokumencie filmowym 'Sukces' wydobyć z niego wyznania, które ośmieszyły Idola: "Każdy człowiek goni za sukcesem. Jest wiele odmian sukcesu. Na przykład kogoś pobić. Ten zwycięzca odnosi sukces i się cieszy z tego. No, inna sprawa - na przykład okantować". Wiosną 1968

Piwowski z premedytacją wyszydził artystę za pomocą nieskomplikowanego zabiegu: pomysłowo zmontował, podobne do zacytowanej, 'filozoficzne' wypowiedzi piosenkarza, liczne fragmenty jego rozmów z muzykami z zespołu Akwarele (najczęściej chłopięce przekomarzanie się z trębaczem Ryszardem Podgórskim) oraz kolejne etapy nagrywania piosenki Sukces. W taki sposób programowy bunt Niemena został wyhamowany, za to satyra na idola nabrała podejrzanej wieloznaczności, jakże potrzebnej nie tylko reżyserowi-prześmiewcy!

Mimo to prawdziwy sukces przyszedł i to bardzo szybko. 20 grudnia Niemen i Akwarele otrzymali pierwszą w historii polskiej fonografii ZŁOTĄ PŁYTĘ - za sprzedany w nakładzie ponad 125.000 egzemplarzy longplay 'Dziwny jest ten świat'. Koncert z tej okazji, w Sali Kongresowej w Warszawie, był bez wątpienia wydarzeniem artystycznym: solista i zespół, w znakomitej formie, przedstawili repertuar stary (również z kolejnej płyty 'Sukces') i nowy (właśnie zakończyli pracę nad albumem 'Czy mnie jeszcze pamiętasz'), nie zapomnieli też o niespodziance. Była nią premiera Rapsodu (muzyka Niemena do wiersza Norwida Bema pamięci żałobny rapsod) -SONGU ROCKOWEGO, który otworzył wkrótce nowy etap w twórczości artysty, etap poezji śpiewanej, wykonywanej już w następnym roku przez zespół gwiazd: Niemen Enigmatic.

Nim to się stało - po dwuletniej działalności w Polsce (bardzo, bardzo bogatej, przede wszystkim w znakomite koncerty) Akwarele ze swoim solistą wyjechały do Bolonii, gdzie dokonały

próbnych nagrań dwu włoskich wersji polskich przebojów Niemena: Dziwny jest ten świat (Io senza lei) Pamiętasz ten dzień (Sorridi, bambina). Tam właśnie pół roku później wokalista podjął brzemienną w skutki decyzję zorganizowania swojej kolejnej grupy. Grupy rockowej, nawet awangardowej (cokolwiek to słowo dziś znaczy), na pewno nowatorskiej.

Czesław Niemen od lat uchodzi za czołowego w Polsce przedstawiciela muzyki "młodzieżowej" - rekomendowali go Ministerstwu Kultury i Sztuki menadżerowie i przyjaciele artysty.

- Zdaniem fachowców, należy do najwybitniejszych europejskich indywidualności estradowych.

Jego koncerty cieszą się niezmiennie najwyższym powodzeniem i frekwencją. Otrzymał wiele nagród i wyróżnień, świadczących o uznaniu zarówno publiczności, jak i profesjonalistów.

Piosenki w jego interpretacji zajmują od lat czołowe miejsca w plebiscytach popularności.

Jakiż był powód tej laurki? Przypominam: ministerialne przepisy nie pozwalały wtedy na

propagowanie w dziedzinie sztuki estradowej amatorstwa, profesjonalistów zaś dzieliły wedle ich umiejętności na grupy, przyznając im kategorie - od "B" (najniższej), przez "A" (solistyczną), do

"S" (zarezerwowanej dla najlepszych, zazwyczaj jednak dla pupilków władzy). Wyższa stawka to możliwość występu w większej sali, to przede wszystkim wyższe wynagrodzenie za występ; ktoś wreszcie musiał upomnieć się o gratyfikację dla pierwszego w Polsce "złotego" artysty, zrobili to więc jego opiekunowie artystyczni i przyjaciele. Skromni w swych oczekiwaniach (bo realnie patrzący na świat), wnosili dla Niemena o kategorię "A". Amotywacja? Cóż, resort kultury i sztuki jakby nic nie wiedział o recitalu Czesława na prestiżowych Targach Muzycznych MIDEM w Cannes, o nagrodzie przyznanej mu przez amerykański tygodnik muzyczny 'Billboard', o wielu innych osiągnięciach. Resort wciąż traktował go jak amatora. Ale bo też był Niemen

reprezentantem "mocnego uderzenia", a ono dla wysokich władz ministerstwa było jeno marginesem kultury, ze sztuką zaś nie miało niczego wspólnego.

O miejsce Czesława Niemena w rodzimym świecie kultury dzielnie walczyła, opiekująca się nim (jako jego agencja artystyczna) Polska Federacja Jazzowa. Niestety, na próżno. Święty

Biurokracy był odporny na wszelkie argumenty: że artysta ściągający na swe występy

wielotysięczną publiczność winien być traktowany inaczej niż byle chałturnik, którego wątpliwej

(7)

jakości "sztuka estradowa" nikogo nie interesuje, nikomu leż nie jest potrzebna. Że w obecnym sezonie będzie on reprezentować Polskę na festiwalach międzynarodowych, nie posiadając - co wydaje się paradoksalne - uprawnień estradowych, zgodnych z rangą, jaką rzeczywiście zajmuje.

Niestety, niestety, niestety! Nie pomogła imponująca na owe czasy dyskografia artysty (dwanaście płyt, w tym dwa samodzielne longplaye, wydane w niespełna półtora roku), nie pomogły tytuły jego kilkunastu przebojów (od samby Felicidade i bossa novy Pod papugami do bluesowego Wspomnienia i rhythmandbluesowej Płonącej stodoły), nie pomogły żadne inne dokonania. 19 lutego 1968 - w dniu złożenia (a jakże, "na dziennik"!) pisemnej rekomendacji - Niemen i jego artystyczni mentorzy usłyszeli od prominentnego decydenta pamiętne: "Nie zabraniamy mu śpiewać, ale tego rodzaju muzyki wcale nie zamierzamy popierać". Ta swoista partyjna "maksyma" stała się wkrótce obsesją Czesława, zarazem wytłumaczeniem jego rychłych niepowodzeń.

Rychłych?!

Niemen... tajemnicza twarz, tajemnicze, nazwisko... We Włoszech jeszcze mało znany, ale w swoim kraju niezwykle popularny tą popularnością, którą można porównać do sławy największych mistrzów muzyki rozrywkowej... Świadczą o tym dobitnie zdobyte przez Niemena trofea, nagrody i wyróżnienia [...] oraz sprzedaż 600.000 egzemplarzy jego longplayów. Popularność tego

piosenkarza nie ogranicza się tylko do Polski - [...] tygodnik 'Billboard' uznał, go za najciekawszego polskiego piosenkarza 1968 roku. Takim tekstem mediolańska Compagnia Generale del Disco promowała pierwszą wydaną we Włoszech płytą Niemena - singiel Io senza lei/Arcobaleno (czyli "zwłoszczone" Dziwny jest ten świat i Over the Rainbow). Jego pobyt tam wywołał wiele kontrowersyjnych opinii, bowiem sposób śpiewania polskiego wokalisty był bardzo odmienny od tego, co włoska publiczność zwykła dotąd oglądać na estradzie i słuchać z płyt, a płytowa muzyka Polaka okazała się tak dynamiczna i żywiołowa, że - jak na tamtejsze warunki - aż... awangardowa. Największą popularnością w tym kraju - nic szkodzi. że tylko na koncertach (było ich jednak wystarczająco dużo) - cieszył się jednak monumentalny, prawie 8 minut trwający Bema pamięci żałobny rapsod, który przyjmowano z aplauzem, mimo iż, nie zrozumiano zeń ani słowa.

Życzliwy (choć posługujący się dość anachronicznym językiem) rzymski tygodnik 'Radiocorriere' tak zrecenzował występ polskiego soulmana: Niemen podobał się wszystkim. Fachowcy twierdzą, że jest wielką indywidualnością - śpiewa tak jakby przeszedł szkołę u Raya Charlesa czy Toma Jonesa. Na sukces duży wpływ miało także jego zachowanie przypominające dżentelmena dawnych czasów, który przypadkowo trafił do lokalu beatowego: włosy i wąsy starannie utrzymane, strój nad wyraz schludny i gustowny. W czasie występów polskiego piosenkarza, panował na sali spokój, nawet skupienie: Niemen nie rozbierał się, nie krzyczał, nie biegał - jak to mają w zwyczaju wykonawcy angielscy i francuscy. W krótkim udzielonym nam wywiadzie

zdradził, swoje uwielbienie dla ormiańskiego piosenkarza Raszyda Bejbutowa, a zwłaszcza dla Marleny Dietrich. która -jak stwierdził-przekonała go, że ma wszelkie walory muzyczne i kompozytorskie. Marleny, której śpiew i głos są dla niego najpiękniejsze. [...] Nazywany często 'Fenomenem-Dziwolągiem,', dla nas Niemen jest muzyczną 'Rewelacją Wschodu'. Niestety, po wysłuchaniu Io senza lei komisja repertuarowa włoskiego radia RAI orzekła: "Ta piosenka jest zbyt ekspresyjna i nie będziemy jej nadawać". Akcja 'Włochy' skończyła się więc - na razie! - na festiwalu szaf grających Festivalbar, jednak nawet 30 tysięcy płyt (w serii "zielonej", lansującej wykonawców mniej znanych we Włoszech) nie pomogło w spopularyzowaniu ani tego, ani następnego niemenowskiego singla 24 ore spese bene con amore - włoskiej wersji przeboju Spinning Wheel sławnych Blood, Sweat & Tears. Pytałem znajomych, którzy w tym samym czasie co Niemen byli we Włoszech, jaka jest tam jego popularność. Odpowiadali: "Jeśli sądzić na podstawie materiałów reklamowych i nakładów wydanych płyt, to owszem-spora". I dodawali:

"Ale we Włoszech o powodzeniu artysty decydują telewizja, radio oraz sprzedaż płyt, a przede wszystkim ilość koncertów". Toteż kolejni promotorzy Niemena - w Polsce, dziennikarz Roman Waschko, we Włoszech jego przyjaciel impresario Antonio Forresli - nie ustawali w wysiłkach:

(8)

jesienią 1969, zaraz po nagraniu w Warszawie albumu 'Enigmatic', Czesław ze swoim nowym zespołem powtórnie wyjechał do Włoch.

"Wybitni muzycy, jak na 'jazzgienków' przystało - wspominał artysta po latach swoją kolejną 'przygodę' - zachowywali się dość wyniośle wobec włoskich pracodawców. Zbyszek

Namysłowski niewiele sobie robił z uwag, że solówki są za długie. Trzymałem jego stronę, śmiejąc się z wybrylantynowanego towarzystwa na parkiecie, które nic nadążało za

improwizatorską jazdą Zbyszka. Zrozpaczeni menadżerowie [...] nie byli w stanie udobruchać właścicieli klubów. Ci ostatni, po kilku naszych występach, nie chcieli o niczym słyszeć. W ramach udzielenia lekcji pokory odwołano wszystkie kontrakty. W rezultacie zamiast skorzystać na rozpoczynającym się; po Świętach Bożego Narodzenia karnawale, trzeba było zwijać manatki.

[...] Jednak próby nad modnym repertuarem dla włoskiego odbiorcy okazały się nie do

przeskoczenia. Coraz bardziej traciłem cierpliwość i chęć kontynuacji zagranicznej przygody. [...]

Po nagraniu dwóch soulowych coverów zespół zakończył swoją działalność we Włoszech i został 'oddelegowany' do domu.

20 Festiwal Piosenki Włoskiej w San Remo w 1970 roku wygrał Adriano Celentano, śpiewając własnego quasibeatowego walca Chi non lavora non fa l'amore!; dramatyczna ballada La prima cosa bella, którą w finale miał wykonać (i już nagrał dla CGD na płytę) Czesław, została ostatecznie przydzielona Nicoli di Bari i grupie I Ricchi e Poveri - mimo zajęcia drugiego miejsca, była przez długie miesiące wielkim przebojem. Oficjalny komunikat organizatorów, że

"w 1970 roku zrezygnowano z udziału w konkursie wykonawców zagranicznych" był kłamstwem: w San Remo wystąpiła wtedy przecież Angielka Sandie Shaw!

O Włoszech zapomnieliśmy dość szybko, kiedy przed polskim artystą zarysowała się szansa podbicia Ameryki! Zaś gorącym orędownikiem nadwiślańskiego beatu został brytyjski prezenter radiowy Alan Freeman, który tak wyraził się o Niemenie (w tym samym roku): Ma piękny głos, ale niepotrzebnie wzoruje się na Jamesie Brownie i Tamie Jonesie. Gdyby nagrywał w Anglii, byłby popularniejszy od Jonesa... Ale niech się nic spieszy, niech nagra dwie, trzy płyty, za to dobre. Gdy otrzymam te nagrania – wylansuję je w swoich audycjach. Zrobię to niejako menadżer, lecz jako przyjaciel Niemena. I rzeczywiście: z Radia Luxembourg pewnej nocy popłynęły dźwięki niemenowskiego nagrania Przyjdź w taką noc i zapowiedź discjockeya- legendy. Ale na tym eleganckim geście się skończyło. Zaś wydana - dopiero w 1975 roku! - w Wielkiej Brytanii (i Stanach Zjednoczonych) płyta długogrająca 'Moumer's Rhapsody', z przetłumaczonym na angielski i na nowo nagranym norwidowskim Rapsodem, mimo

wspierających wokalistę samych sław jazz-rocka (m.in. gitarzysta John Abercrombie, pianista Jan Hammer, basista Rick Laird) zawiodła wszystkie pokładane w niej nadzieje. Artysty i jego chwilowych promotorów.

To bolesne rozczarowanie Los trzymał dopiero w zanadrzu. Zaraz po powrocie "z ziemi włoskiej do Polski", Niemen raźno zabrał się do realizacji swoich nowych (i starych) projektów: jego - jeszcze w poprzednim roku - zreorganizowaną grupę Niemen Enigmatic na koncertach wspierał teraz świetny, brzmiący "czarno", tercet żeński (w składzie m.in. z Krystyną Prońko), zaś program koncertów był swoistą antologią polskiej poezji - Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Leśmiana, Iwaszkiewicza, przede wszystkim Norwida. Za "ojca chrzestnego" NOWEGO NIEMENA uważa się - nie bez słuszności - Wojciech Młynarski: Jechaliśmy kiedyś ze Zgaduj Zgadulą [popularną radiową imprezą quizową - przy p. aut.] na wspólną trasę i w autobusie usiadłem obok Czesława, którego jeszcze wtedy nie znałem. Zobaczyłem, że czyta jakiś wiersz Norwida. Powiedziałem, że chętnie pożyczę mu mój PIW-owski zbiorek - ten w słynnej żółtej obwolucie - bo tam znajdzie dziesiątki znakomitych tekstów do swoich przyszłych songów: to po prostu gotowe przeboje! I że już teraz mogę mu polecić z czystym sumieniem Bema pamięci żałobny rapsod. Jak było naprawdę - tego już się nie dowiemy, ale Norwid zafascynował Niemena jak nikt dotąd. "Kiedy

próbowałem śpiewać poezję - wyznał mi w latach siedemdziesiątych - dotknąłem spraw, które mnie bolą, gdyż mnie dotyczą. Zrozumiałem Norwida, którego ludzie tak niesprawiedliwie ocenili, poczułem się więc powołany do przypomnienia i przekazania wszystkiego tego. co poeta chciał powiedzieć. Solidaryzując się z nim. robię to świadomie, do jego genialnej poezji dodając,

(9)

w moich próbach instrumentalnych, własne refleksje". A zaraz po wydaniu płyty 'Wiersze' - tłumaczył mi swój wybór repertuaru: "Wybierając [wiersze], zresztą bardzo długo i starannie, kierowałem się ich pięknem. Chciałem, aby połączone z muzyką nic nie straciły ze swego charakteru, aby muzyka ściśle korespondowała z tekstem i - na ile to możliwe - uzupełniała go, uplastyczniała. [...] Jakie więc one są? [...] Rapsod trwa ponad szesnaście minut i na pewno nikt wcześniej nie zagrał tak długo na jednej stronie płyty. Ale przecież wiersz Norwida zawiera tyle treści, że nie sposób go brutalnie skrócić, bo to barbarzyństwo. [...] Zastanawiam się, czy kształt Jednego serca [Adama Asnyka] kreślony przeze mnie dziś jest taki sam jak ten sprzed,

powiedzmy, pół roku? Oczywiście, że nic. Ale chyba każdy muzyk wciąż chce wzbogacać swoje nagrania o nowe efekty, wartości, elementy i tak naprawdę najlepszy utwór to ten, którego jeszcze nie ma".

Mijały lata ale Niemen wciąż uwierał administratorów polskiej kultury. Mariusz Walter, telewładca Studia 2, nie wierzył, żeby muzyka ambitnego rockmana mogła dotrzeć do

"przeciętnego" odbiorcy, toteż prezentował ją rzadko, a jeśli już, to w nocy ("Przecież to nudne"), natychmiast kasując taśmy z tym, co nagrał. Na szczęście artysty broniły autorytety artystyczne.

Przed wszystkim Adam Hanuszkiewicz, który - również buntowniczy eksperymentator - niemal natychmiast zaakceptował muzykę Czesława, słysząc w niej idealną ilustracje, do swoich sztuk wystawianych w warszawskim Teatrze Narodowym; wkrótce Niemen okaże się jednym kompozytorem, który potrafi właściwie zilustrować bardzo polskiego Brylla ('Ballada

łomżyńska'), opowiedzieć swoją muzyką dramaty Słowackiego, Wyspiańskiego, Mickiewicza...

Namawiany na powrót do piosenki Czesław bronił swego wyboru: "Owszem, w moim życiu było [kiedyś] miejsce na przeboje, ale to minęło. Jako produkt artystyczny przebój zdewaluował się, nie ma więc sensu o nim [nawet] wspominać, nie ma też po co zastanawiać się, co i dlaczego w tej dziedzinie robiłem. Przez długie lala byłem przypisany do grona twórców piosenek, ale czułem z tego powodu niesmak. Zbuntowałem się, nic chciałem iść na żadne 'układy'. Przez bodaj pięć lat szukałem innych źródeł mojego muzykowania. Filozoficzna, głęboka poezja Norwida dopełniła reszty. Jeżeli muzyka nie jest w mariażu z poezją - według mnie traci jakąkolwiek wartość.

Przykładem-muzyka hinduska: toż to cała poezja!". To ostatnie zdanie wyjaśnia obecność Niemena na festiwalu 'Jazz Yatra '78' w Bombaju. Z pozoru pomysł wydawał się szalony: ten artysta, taki kraj i jazz?!! Ale jeśli głębiej się nad tym zastanowić, kto wie, czy występ tam nie tłumaczył dotychczasowej działalności, a także credo artystycznego Niemena - ciągle z siebie niezadowolonego, wciąż szukającego. Niemena stale innego. Niemena zachłannego jak dziecko.

Wreszcie - Niemena niekonsekwentnego. Jak bowiem nazwać kogoś, kto zarzeka się, że "przebój?

nigdy!", żeby potem szybko wyjechać do Chicago, z gitarą pod pachą, i tam zamieniać: szare na złote, złote zaś na zielone - grając 'do kotleta' Polonusom?. (Stawiając kropkę nad 'i', należy dodać: grając i śpiewając Czy mnie jeszcze pamiętasz?, Włóczęgę, Kałakolczika, Czas jak rzeka).

To narzekania (ówczesne! ówczesne) dziennikarza - zarazem też przyjaciela artysty. Bo jego publiczność już od lat wiedziała swoje. Kiedy w radiowym Zapraszamy do Trójki tym dawnym, niedzielnym magazynie muzycznym - zapytałem: "Co dla państwa znaczy sztuka Niemena?",

"Dlaczego artysta ten ciągle jest kontrowersyjny?", "Co sprawia,że wielu ludzi nie lubi Niemena?"-odpowiedzi usłyszałem z całej Polski: z Opola, Zabrza, Bydgoszczy, Leszna, Włocławka, Krakowa. Bielska-Białej, z Warszawy. Do Polskiego Radia dzwoniły nastolatki i kobiety dojrzałe, podstarzali fani i słuchacze, którzy dopiero niedawno (był 6 listopada 1977) dowiedzieli się o... istnieniu (sic!) Czesława Niemena. Mówili:

Jego muzyka jest głęboka i choć bardzo trudna, jest przecież urzekająco piękna... W psychice ludzi myślących muzyka ta zostawia głęboki ślad... Jest adresowana do ludzi otwartych, nie zasklepionych w sobie... Muzyka Niemena Jest polska... Niemen jest bezkompromisowy w tworzeniu muzyki osobistej, dlatego trudno ją sobie przyswoić w pierwszym momencie... [Mimo to] Niemen ma bezdyskusyjne prawo do artystycznych eksperymentów i penetracji.

Proszę zauważyć, że działo się to w czasie, kiedy rodzime listy przebojów opanowała muzyka podejrzanie lekka, banalnie łatwa i denerwująco przyjemna (ABBA, Baccara, Bee Gees). Może dlatego dla słuchaczy umiejących słuchać, dla ludzi potrafiących myśleć poezja śpiewana

(10)

Czesława Niemena i Cypriana Norwida (Twarzą do słońca, Pochwala pracy, Legenda Scytyjska) stanowiła odtrutkę na disco, była haustem świeżego powietrza w dusznej atmosferze

ogólnopolskiej dyskoteki, jasnym promyczkiem nadziei: że talent, inwencja i ambicja kompozytora jeszcze kiedyś wygrają ze szlagierkami spod sztancy.

Tak też się stało i już w końcu 1977 roku odżył dawny Mit, Idol wciąż ubóstwiany, MUZYK BEZ SKAZY.

'Okres włoski' w życiu i karierze Czesława Niemena to zaledwie dwa lata (1968-1970): w tym czasie ani w San Rermo ani w radiu żadnych przebojów nie wy lansował, zmuszony do ustąpienia sławniejszym od niego wokalistom (m.in. Dalidzie i Gianniemu Morandiemu). Za to swoje Akwarele przemienił w awangardową grupą Niemen Enigmatic, która w kraju nagrała album z rockowymi wersjami polskich wierszy, a potem przyciągnęła czołowego saksofonistę jazzowego Zbigniewa Namysłowskiego.

'Okres niemiecki' (ściślej: zachodnioniemiecki) trwał następne dwa lata (1972-1973) i

zaowocował trzema longplayami: 'Strange Is This World' (znajdziemy tu Strange is This World obok I've Been Loving You Too Long Otisa Reddinga), 'Ode to Yenus' (zawiera dwa "smaczki":

wspólną piosenkę Fly Over Fields oj' Yelhw Sunflowers Skrzeka i Niemena oraz dwuminutowy ekspresyjny instrumentalny Rock For Mack całej Grupy Niemen) i 'Russisclie Lieder' z

dziesięcioma rosyjskimi balladami, przyśpiewkami i piosenkami uważanymi za ludowe. Ten czas również przyniósł przetasowania personalne, gdyż usłyszawszy amatorski Silesian Blues Band (późniejszy SBB), Niemen podporządkował go sobie, przekształcając we wspomnianą Grupę Niemen (gitarzysta Apostolis Antymos; basista, pianista, organista Józef Skrzek; perkusista Jerzy Piotrowski: oraz lider przy instrumentach klawiszowych). Jeszcze krótszy 'okres

angloamerykański' (rok 1974) był kontynuacją stylu i brzmienia wszystkich poprzednich formacji, a także filozofii przeniesionej przez artystę z ducha poezji Norwida i jego komiltonów na grunt muzyki, młodszej od niej jednak o całe stulecie! I tym razem nie obyło się bez rozglądania za wciąż nowymi współpracownikami, co zresztą wszystkie ówczesne zespoły Niemena (na czele z Aerolitem) czyniło efemerydami i obniżało rzeczywistą rangę ich dokonań.

Trwało tak do połowy lat siedemdziesiątych, kiedy Mistrz Czesław pojął wreszcie, że najlepszego partnera dla swych marzeń i przemyśleń, dla planów i zamierzeń znajdzie w... sobie samym.

Rozgryzłszy tajniki instrumentarium elektronicznego i skomplikowanej aparatury dźwiękowej, ten kompozytor, autor, aranżer, wykonawca, realizator i producent muzyczny w jednej osobie zajął się odtąd tworzeniem muzyki dla filmu i teatru (na razie mniej na własny użytek). Zwłaszcza dla kina, które go bawiło (nowość!): właśnie film rozumiał Niemen najlepiej, chętnie więc

posługiwał się językiem muzycznych obrazów. Na swe konto wpisał przez następne lata wiele tytułów: 'Wesele' ( w którym również zagrał i zaśpiewał rolę Chochoła), 'Dziewczyny do wzięcia', krótkometrażowy 'Sobie król', 'Zapach ziemi', 'Antyki', 'Kronika polska' (to z niej pochodzi

wspaniała Pieśń milenijna, czyli Pieśń wojów Bolesława Krzywoustego), serial TV 'Rodzina Leśniewskich', 'Żyć przeciw wojnie', 'Kłusownik', 'Polonia Restituta' 'Szarża, czyli przypomnienie honoru', 'Karabiny', serial 'Przygrywka'. 'Baba Jaga od S. 00 do 15.00'. Jego muzyka teatralna wciąż jest nie skatalogowana i nadal brzmi wspaniale: 'Mindowe', 'Zabobony', 'Parady', 'Sen srebrny Salomei'. 'Cyd', 'Burza', 'Mały Książę', 'Ballada łomżyńska', 'Hamlet', 'Fedra', 'Galatea', 'Dziady', telewizyjny 'Eryk XIV', 'Pan Tadeusz', 'Bracia Karamazow', 'O poprawie

Rzeczypospolitej', 'Pani Wdzięczny Strumyk', 'Mąż i żona', 'Teraz na ciebie zagłada', 'Bankiet', 'Wyzwolenie', 'Sen nocy letniej'.

Kto jednak dobrze znał Niemena - wiedział, że to również przejściowe, może nawet... uboczne jego zainteresowania. Albowiem sztuki tego artysty nie dało się już zamknąć w ramy sceny czy ekranu. Musiała ona przemawiać do nas bezpośrednio - z estrady, z płyty, teleekranu czy głośnika radiowego. Stąd zaskakujące informacje o występach Czesława na Festiwalu Piosenki

Radzieckiej i Targach Muzycznych MIDEM. w Opolu i Sopocie, gdzie nawet zdobył Grand Prix, śpiewając wiersze Iwaszkiewicza i... Michałkowa (rosyjskiego poety dla dzieci).

W 1975 lak pisałem o moim przyjacielu: Dzisiejszy Niemen jest 'dziwny', jak 'dziwny' jest kreślony w jego piosenkach świat współczesny; tylu ma ten twórca i wykonawca zwolenników co

(11)

przeciwników, zresztą publiczność jakby go już mniej interesowała niż dawniej, jakby chciał teraz grać tylko dla siebie... A jednak nie -ćwierć wieku temu Czesław Niemen grał, śpiewał,

komponował, występował, w ogóle istniał dla ludzi.

Toteż nie czekał długo na rzadki w swym życiu, bo autentyczny i spontaniczny SUKCES: w czerwcu 1979 został zaproszony do Opola nie tylko jako gość - zaśpiewał tam, na nowo opracowany, Dziwny jest ten świat.. Ten sam, lecz nie taki sam. Jeśli bowiem w latach

sześćdziesiątych Czesław stracił wiarę w ponadczasowe treści i humanitarne przesianie swego protest-songu to owacyjne przyjęcie Świata przez festiwalową publiczność dwanaście lat później udowodniło ponad wszelką wątpliwość, że Niemen jest artystą powszechnie szanowanym, wszystkim potrzebnym i przez wszystkich rozumianym. Rozumianym, bo nareszcie

rozumiejącym. Kiedy jesienią 1976 powrócił z pierwszego tournee po Związku Radzieckim (nazwano go tam 'Romantykiem Polskiej Estrady') - był to Niemen znów odmieniony. Znowu obiecywał, sobie i swoim słuchaczom, teraz jednak wierzył w to, co rozpowiadał dookoła:

"Ostatnie moje poszukiwania są chyba najbardziej interesujące, przynajmniej dla mnie samego.

Nie zamierzam dokonywać jakichś przeróbek folklorystycznych znanych piosenek czy utworów, chcą natomiast elementy folkloru polskiego i w ogóle słowiańskiego coraz częściej

wykorzystywać, chcę jakby podkreślać moje z tym folklorem związki w następnych kompozycjach. To ma w tej chwili jedyny sens".

Rzeczywiście. W Mojej piosnce oraz w Białych górach (z albumu 'Idee fixe' z tamtego okresu) można znaleźć niemal dosłowne cytaty z muzyki góralskiej. Bardzo 'ludowe' w charakterze i brzmieniu są również festiwalowe (sopockie i opolskie) nagrania Niemena z 1979 roku - śpiewanych przez niego wierszy Nim przyjdzie wiosna i Pokój. Nic byłby jednak Niemen sobą, gdyby ową 'słowiańszczyzną' nie posiłkował się jak to on w sposób niekonwencjonalny: proszę uważnie posłuchać Wiosny - przecież to niemal wzorcowy blues murzyński, śpiewany przez górala zasłuchanego w dumkę ukraińską! Jak przyjęli tę muzykę krytycy? Nieżyjący już wielki przyjaciel artysty, wnikliwy recenzent jego płyt, zarazem pierwszy w naszym kraju odkrywca dźwięku syntetycznego (współtwórca zespołu Arp Life) - Mateusz Święcicki tak pisał o słynnym niemenowskim albumie 'NAE. Idee fixe' (tytuł roboczy płyt: 'Desperatio et credo'), wydanym na wzór 'Songs in me Key of Life' Steviego Wondera: Formalnie rzecz biorąc Niemen to etectric rock, - wieloma różnymi elementami, juk; soul, jazz, poezja śpiewana i ballada w stylu folk, archaiczny blues, folklor, orientalizm, rytmy wojskowe, śpiewy kościelne, obrzędy, efekty teatralne, filmowe oraz liryka, refleksja, ironia itp. [...] Tradycyjni krytycy muzyczni zaliczają Niemena do awangardy, bądź do rock-awangardy, podczas gry ja odbieram go jako klasyka, i więcej- jako hołd oddany

przemijaniu, nostalgię nie tylko za miejscem urodzenia (rzeka Niemen), lecz za światem, który odchodzi bezpowrotnie w przeszłość, bądź już dawno odszedł, a jego echa drzemią w starych kolumnach Grecji.

Później płyty Niemena ukazywały się coraz rzadziej (w 1980 longplay 'Postscriptum', potem długo, długo nic), coraz trudniej bowiem było artyście ukończyć pracę nad własnym dziełem - zawsze (w jego opinii!) niedoskonałym, stale wymagającym poprawek, uzupełnień, dopowiedzi.

Czyżby przyszedł -jakże typowy dla Wielkich Artystów - czas zwątpienia, niewiary w siebie?

Jeśli kiedyś rzeczywiście się zagubił - jako artysta, filozof, wreszcie zwykły człowiek - Czesław Niemen odnalazł się w 1988 roku w autorskim albumie 'Terra deflorata'. Powstająca przez półtora roku, płyta jest "rozprawą o absurdach", zarazem "krytyką i samokrytyką". Nagrana w domowym studiu Niemena, wciąż stanowi atrakcyjny katalog kombinacji nie znanych wcześniej brzmień i współbrzmień, uzyskanych dzięki najnowszej generacji instrumentów elektronicznych,

rejestrowanych w pamięci komputera, z wykorzystaniem procesora dźwięku. Dedykowana

własnej rodzinie (żonie Małgorzacie oraz córkom, Eleonorze i Natalii), zdumiewająco nowatorska płyta otworzyła nowy etap estetyczno-muzycznych rozważań Czesława Niemena. Rozważań, których symbolem był dobrze nam znany tytuł jego przeboju, w tym samym roku nagranego w kolejnej wersji: Dziwny jest ten świat. Oczywiście, świat drugiej połowy lat osiemdziesiątych.

(12)

Jakże wiele mówi o Niemenie-filozofie początek tytułowej Terra deflorata jego ówczesnego credo życiowego, manifestu tyleż artystycznego, co materialnego: "Dałeś nam Panie / Cud Wszechświata /Owoc Wszechbytu Ziemię / człowiek /brutalny technokrata / gwałci jej przeznaczenie". Toteż z pełnym przekonaniem uznałem fonodzieło Niemena za jedyną polską płytę, która w 1989 "wstrząsnęła rockiem". Jedyną, która śmiało wytrzymuje porównanie z zagranicznymi produkcjami właścicieli superinstrumentariów ('Level Best Lcvcl 42), wirtuozów konsole! dźwiękowych ('After the Hurricane' Johna Burgcssa i George'a Martina) i mistrzów muzyki rockowej ('Journeyman' Erica Claptona). Iza to - pisałem w 'Sztandarze Młodych' - należy się Czesławowi mój (nasz?) najwyższy szacunek.

A jednak zaskoczeniem dla wszystkich był występ Niemena na 'Jazz Jamboree '86' w Warszawie, w towarzystwie Wojciecha Karolaka i Michała Urbaniaka. Krytyk muzyczny Roman Kowal pochwalił wszystkich: Spory udział elektroniki w tej rytmiczno-barwowej machinie był zupełnie naturalny, wręcz konieczny. Bowiem pozwolił znaleźć wspólny mianownik dla trzech rodzajów tradycji muzycznych. Detache smyczka Urbaniaka, wokaliza Niemena (nieśmiertelne Papugi, bogata

struktura organów Karolaka to naprawdę, muzyka godna najwyższych słów uznania. Jeśli nie był to występ fascynujący, to dający wiele okazji do przemyśleń.

Co było potem? Hm... Potem były długie lata milczenia. Cześć wciąż licznej publiczności uznała Niemena za klasyka - zainteresowana raczej jego dawnym dorobkiem, część o nim z wolna zapominała -zdziwiona, że "jeszcze coś robi". Miła więc niespodzianka dla wszystkich była - skonstruowana po usilnych namawianiach Czesława przez jego przyjaciół - płyta-nie-płyta:

dwudziestopiosenkowa kolekcja (od Felicidade do Hej. dziewczyno, hej), która w 1995 zainicjowała powstawanie kolekcji nagrań artysty (typu 'Dzieła wszystkie'), zatytułowanej 'Od początku'. Na obwolucie tego 'Snu o Warszawie' tłumaczył szyderczo: "Wesołość mieszała się z rozpaczą., kiedy po latach wsłuchiwałem się zwłaszcza w ubóstwo brzmienia, zleżałych taśm.

Mogłem, oczywiście, wyrzucić ten dorobek na śmietnik i zająć się czymś bardziej pożytecznym.

Postanowiłem jednak, w końcu drogie mojemu sercu pamiątki, ocalić, choć niektóre z nich dawno zaliczyłem do nieszczęśliwych wypadków przy pracy. I oto, po radykalnej ingerencji cyfrowej maszynerii, większość piosenek zarumieniła się, nowym życiem. Powstał zerowy album, który sam się sklasyfikował jako 'zabytkowy' unikat. Wszelkie mankamenty i wpadki, nie do usunięcia, już nie rażą nawet mnie -awangardystę. Dedykuję go moim fanom, szperaczom i kolekcjonerom".

I oto się okazało, że NIEMEN ŻYJE. Ba! Jego muzyka wciąż (jak sam polem zażartował) "bawi, tumani, przestrasza", co znaczy, że jest potrzebna. Jednak trzeba było czasu - dużo, może i zbyt dużo - żeby 'awangardysta' dojrzał do skończenia tego nad czym pracował od dawna i w 2001 roku wydał wreszcie nową płytę. Zatytułowana 'Spodchmurykapelusza', jest od początku do końca dziełem autorskim - a przecież towarzyszy jej Norwid: Guru. Drogowskaz, Mistrz i Przyjaciel Czesława. Norwid i - zacytowana w formie mono - jego strofa: "Autorstwa - pojęcie i Wulgaryzacji, / Bez różnicy zmieszane. to - wagon na stacji, / Karmny wodą i ogniem, co wzajemnie pryszczą: / Zżyma się, aż źrenice mu czerwono błyszczą. / 'Gdzież nie pójdzie??!' - tłum woła... Ani na cal dalej, /Tylko pokąd mu drogę ręką wyrównali!".

A więc sukces? Niestety, nie: recenzje płyta miała chłodne, promocję -nieudaną, zrozumienie - żadne. Ukazała się albo za późno, albo może przedwcześnie? Chyba nie. W tym samym przecież czasie, w 2002 roku, angielscy Chemical Brothers wydali swój album 'Come with Us', w którego finałowym The Test wykorzystali fragment niemenowsko-norwidowskiego Pielgrzyma, na co zresztą uzyskali zgodę swego polskiego kolegi. A wiec sukces! SUKCES...

Cena sukcesu jest ogromna. Niemen często przepłacał - niedoceniany, krytykowany,

wyśmiewany. Może więc dlatego nie zawsze był wierny własnym deklaracjom artystycznym, może stąd brały się jego nagłe zmiany stylów i upodobań, może to właśnie było powodem jakże częstych rezygnacji wykonawcy z publicznych występów? "Wracam do ludzi!" - oświadczył po raz pierwszy w 1979. Wrócił, to prawda, lecz dopiero wiele lat później.

Długo błądził po manowcach polskiego rocka, jego publiczność długo uczyła się Nowej Muzyki, wolno też do niej dorastała. Publiczność polska, lecz również węgierska, bułgarska, rumuńska,

(13)

czeska, słowacka i rosyjska, które jednogłośnie wypowiedziały się za Niemenem w plebiscycie popularności towarzyszącym Festiwalowi Interwizji w Sopocie w 1979. Nagłe szczęście spłynęło wtedy na artystę deszczem nagród, nie pozbawiło go jednak wątpliwości: czy ta sława i uznanie są spontaniczne, czy może znowu sterowane przez kogoś nieznanego a potężnego? Czy hasło

"Nie przeszkadzamy, ale i nie lansujemy" przestało nareszcie obowiązywać? Czy akceptacja artysty i jego muzyki przez publiczność i... władze jest już szczera i powszechna?

Takie pytania zadawał sobie Czesław w ciągu minionej dekady, pracując przy komputerze nad (nie ukończonym) teledyskiem do własnej muzyki, pisząc wiersze i felietony dla pisma ''Tylko Rock'', nagrywając coś, czego długo nie znała nawet jego własna rodzina. Krzywił się, kiedy go namawiałem "Ślimak, ślimak, wystaw rogi...". Ale ucieszył się, kiedy 29 września 2001, po koncercie norwidowskim w Warszawie (zatytułowanym 'Pieśń o ziemi naszej') gratulowałem mu:

"Widziałeś te stojące tłumy? Słyszałeś te niemilknące brawa? l to aż trzech pokoleń słuchaczy?!".

Niemen ucieszył się jednak po swojemu: "Trzy pokolenia? To ja jestem już tak stary?". I

uśmiechnął się, kiedym go zapewnił: "Trzy pokolenia, bo twojej muzyki słuchają teraz wszyscy!".

Wszyscy słuchali, wszyscy też zapłakali na pogrzebie Czesława. Jakim go zapamiętali?

Niemen - arcywybitny nadczłowiek... Wspaniały muzyk i artysta, wielki człowiek, mój autorytet...

Został tylko krzyk brzmienia jego głosu, dźwięczący w sercu. Nikt już tak nie zaśpiewa poezji Leśmiana, Tuwima... Niezależny, ponadczasowy, wielki. Jego śmierć jest cezurą w polskiej kulturze... On mistrzowsko łączył treść z formą. Z jednej strony twórca awangardowy, z drugiej doskonale czujący słowiańskiego ducha tej ziemi... Niemen to Norwid naszej muzyki. Nie bójmy się nazwać go wielkim...Był kwiatem w morzu chwastów. Człowiekiem nie na ten podły czas...

Dariusz Michalski

Cytaty

Powiązane dokumenty

 Błędy w zakresie poprawnej pisowni popełnione przez ucznia w cytatach należy traktować jako błędy ortograficzne, a nie jako błędy rzeczowe.  Popełnianie przez ucznia

Szymborskiej nie jest kimś wyjątkowym, nie jest on wieńcem tworzenia.. Najczęściej jest postrzegany jako pewne ogniwo w długiej i skomplikowanej

Jednocześnie jego zawartość charakteryzuje biedne dziecko – samo biedne, opiekuje się bezradnym stworzeniem, które zginęłoby, dziecko zmienia się z bezradnego,

Zastanówcie się, które aktywności i o ile możecie zwiększyć, żeby osiągnąć zaplanowany rezultat.. Zastanówcie się nad różnymi możliwymi kombinacjami, które

W uchwale tej podkreślono historyczne znaczenie tego traktatu dla normalizacji wzajemnych stosunków i budowy polsko-niemieckiej wspólnoty interesów oraz wskazano na potrzebę

LITERACKO-KULTUROWY OBRAZ CEREMONII POGRZEBOWEJ – BEMA PAMIĘCI ŻAŁOBNY RAPSOD CYPRIANA NORWIDA.. Program nauczania języka polskiego dla szkoły ponadpodstawowej

Prezentowane programy („Bema pamięci rapsod żałobny" w,g Norwida z muzyką Niemena czy , Ku samemu sobie" wg „Wilka stepowego" H. Hes- sego), i tu nie od razu

Tłumacząc nowy zbiór rubryk starałem się unikać ״żar­. gonu“ jaki spotyka się niekiedy w dziedzinie rubrycystyki (np. ״w razie konkurencji komemoruje