otówfcl. KwflliM * > • * • * ! • awttoh: « W » l ? " • * * • - kip. , Ol«A l.m W t r * ł * u
!i b i -» p Ip u k a ^ A w mU»la.
7 , • « ? £ ? ■ .wWl.w^ łi|W»w. łła »
|» w «fccie ała ckca
’O(0Wkl« P łtłWBBl*
tM kicmpła tapety w Is ta p n la k tw I
nwfln
rami. Udali się oni do generała-porucznika Yamashita w calu podpisania b e z w a r u n k o w o ) kapitulacji Singapur- PODPISANIE KAPITULACJI
Podczas gdy artyleria japońska i indyjska ostrzeliwała jeszcze z dział umocnienia Singapuru, stanęło przed jedno * fabryk samochodów Forda auto, z którego powiewał z lewej slrony sztandar Union Jack, z prawej długa, biała choręgiew. Z samochodu wysiadło pięciu oftcerów.
Był to sir Percival, angielski general-porucznik i dowódca wojsk w Singapurze ze swymi ofice-
PO DZIĘ K O W A N IE NARODU DLA ZWY
CIĘZCÓW Z POD S I N G A P U R Dziesiątki tysięcy Ja
pończyków przyby
ło w dniu z J ' ’
Na prawo:
PEARL HARBOUR JESZCZE D R ZE M IE...
. . . a pierwsze bomby zaczynaj, pękać) Jest nie
dziela, czaić marynarzy znajduje się na lędzie, kominy okrętów nie dymię. Dowódca Hawai lekceważy poważne ostrzeżenie jakim jest pierw-
Sf nalot japoński. Trwa on tylko trzy, cztery nuty. Dokonuję go samoloty japońskie i lodzie specjalne. Atakuję one amerykańskie okręty li
niowe, slojęce na kotwicy przed matę wyspę Ford. Poczem dowódca samolotów rzuca w eter trzy słowa dla statku macierzystego: „Zeskocze
nie — atak — sukces I" I zaraz potem rzuca się druga fala samolotów na Zatokę Perlowęl _ .. ---zdobycia
lingapuru, 12 lute- jo, na plac cesar-
»i w Tokio. Setki
sięcy, usłyszawszy przez radio wia- smoić o wzięciu miasta, wiwatowało i ulicach. Do późna w noc obchodzo-
» w mleicie to zwycięstwo. Na na- ym zdjęciu dzieci szkolne wyrażaję roję radoić przed pałacem cesarskim.
Z J E D N O C Z O N Y M I • W IE D Z E N IE W OJM*
Zacięła walka o |edn z głównych arterii P°
Singapurem D obrze o s łon ię te leżę P.c
suw ajęce się wojska l‘
p o ń sk ie w ro w ie Prl szosie, zarzuconym al tam i i sprzętem *
1^ je nny m u ciekajęcyc w ojsk angielskich.
PERTRAKTACJE W SPRAWIE KAPITULACJI
dobrze sprecyzowanych odpowiedzi. Zadowolę się tylko bezwarunkowę kapitulację Singapurul' klacyj w sprawie kapitulacji Singapuru między dowódcę naczelnym Y a m a s h i t u (siedzi .
w irodku) z generał-porucznikiem sir Perciyalem (z przodu). Pertra-
■Fktacje trwały tylko 49 ' minut a zakończyły się bezwarunkowę kapitula
cję Singapuru.
Na prawo:
ADMIRAŁ ISOROKU YAMAMOTO Ołównodowodzęcy zjednoczonej japońskiej floty cesarskiej. Dzięki jego rozkazom została zniszczona w Pearl Herbour prawie cała ame
rykańska flota na Pacyfiku.
Ustąpiło 1,41
"• o dworzec w Johore Bahru i^ a ja pońskie w ta rg n ę ły « 'P o d zia n ie na teren 5rca i ż o łn ie rz e ukryci Parowozam i o cze ku ję a
nalu do ataku. |
Photo Llbrary
Powyżej:
W s p a n i a ł y obrazek z g ó r Sierra Nevada i zarazem przykład jak kapryśną w swych for
mach może być przy
roda.
sów przyrody jak w Ameryce północnej. Stą wielka ilość rezerwatów przyrody i parków na o wych, w których uczeni czerpać mogą pełnymi s ściami materiał do badań nad historią ziemi l . anS.
wieka. Znajduje on tam niezliczone przykłady » formacji naszej planety od jej najdawniejszych sów, gejzery, jakich nie ma nigdzie indziej, na]|
sze i najwspanialsze na świecie groty stalak y i stalagmitowe niby pałace na cudownie przez sva|y wyrzeźbionych kolumnach wsparte, znajduje samotne, jakby z nieba naumyślnie zrzucone, loao olbrzymich rozmiarów, wulkany wylewające n r * tykaną gdzie indziej lawę, a w lasach i st p
drzewa najstarsze na świecie. ia.
Kamień, woda, fauna i flora jakoteż reszuu marłych kultur tworzą tu niezliczone osobńw które rokrocznie zwiedza i podziwia miliony ,e a które budzą i nasze zdumienie, gdy oglądamy choćby tylko na zdjęciach.
W parku narodowym w Mesa Verde oglądać i”0 * Pompei amerykańskie.
Powyżej:
Rzut oka na osobliwie uformowany szczyt w Grand Canyon (Wielki kanion). W głębi wznosi się tara
sowato Góra Shiwa, podobna do świątyni wschodniej.
trochę dziwnie, jest ono jednak prawdziwe o ile idzie o zbadanie czysto naukowe tych obszarów.
Są one tak potwornie wielkie. Ame
ryka Północna przedstawia dla geo
logów, przyrodników i innych uczo
nych niewyczerpalną kopalnię wie
dzy i nauki.
Nigdzie może nie wybujała na
tura, zwłaszcza gdy chodzi o sko
rupę ziemską, tak bardzo jak wła
śnie w tej części świata, nigdzie też nie spotykamy takich kapry-
Poniżej:
Wydmy wędrujące w Dolinie śmier
ci, w Kalifornii. Składa się na nie piasek drobny jak proszek, sól
i boraks.
Zdjęcia w kołach. Od g ó r y :
„Wieża diabelska". Tak nazywają tę samotną skałę Amerykanie. Ma ona 180 m. wysokości i jest je
dnym z największych dziwów natury.
Wulkan Kilanea na Hawai sfoto
grafowany z lofu ptaka w nocy.
Jak ruiny zamczyska wznoszą się postrzępione Campbell w Canyon Bryce.
grzbiety góry
iliny śmierci' boraksu. Dwadzieścia ko ai.ciąg n ie transport
Temperatura wynosi tu 50“ i
**» km, i m ały Kaukaz, oddzielony od w ielkiego głębokimi uoitnamt. Najw yższe szczyty sięgają ponad 5 000 m, są więc wyższe niż szczyty Alp. Jeżeli natomiast chodzi
■ J>o" *y czne pojęcie Kaukazu, obejmuje się tą nazwą kraje _"?.Ce ^ ‘k y M . Czarnym a Kaspijskim, podzielone łań- uchami gór Kaukazkich ciągnących się w kierunku połu
dniowego wschodu na część północną i południową.
Kraje kaukazkie zamieszkuje cały szereg ludów napły
wowych zaś jądro ich rodzime szczepy górskie. Z pośród iych szczepów pewna ich ilość, zwłaszcza w Kaukazie pół
nocnym jest właściwie pochodzenia indogermańskiego, na o wskazuje ich język. M im o w ielu naleciałości gwarowych
* nowotworów językow ych łatw o rozpoznać można język ab * . 3*1 kłÓry bYi nieKdyś prajęzykiem narodów uralsko- ąuajskich. Kałmucy, współżyjący z górskimi szczepami auitazkim1 pochodzą od Turków i Tatarów. W szystkie te j"O<Jy mają jednakże te same zwyczaje i jednakowo się
“ Szczepy górskie w yznają wszystkie islam, za
"y ją tk ie m jednego jedynego ludu Ossetów, któ ry w yznaje teligię chrześcijańską.
Ogniwem łączącym wszystkie ludy kaukazkie jest ich 'storia, która poucza o walce wszystkich szczepów prze
ciw w dzierającym się nomadom i Rosji carskiej w ciągu oa i?lch stu,eci- Bohaterskie w alki wojowniczych szczepów Korskich zakończyły się ostatecznie wcieleniem krajów ukazkich do carskiej Rosji. Fakt ten nie oznacza jednak J , r \?,do3** carskiemu udało się te szczepy zupełnie pod-
• W ciągu 80 lat bronili się skutecznie w bohaterskiej o pried potężnym cesarstwem rosyjskim. Te w alki y * o,no4ć- które do historii weszły pod nazwą w ojn y kau-
*«ziciej, w ydały szereg bohaterów, których pamięć żyje n wojna kaukazka zakończyła sie w r. 1884 h r u t» ln v m
łąpili kozactwo, jago zwy
czaje i sposób życia, po- zosłaje jednak t r a d y c ja kozaków kubańskich wiród ludów kaukazkich bardzo żywa. Jednym za zwycza
jów, która ta ludy przająly od kozaków kubańskich jest „taniec z nożami". Na zdjęciu powyżej członko
wie jednego ze szczepów wykonują ten niebezpie
czny dla nas taniec.
fodzi 2łozy Pfzysięg*!. że walczyć będzie z uciskiem, poświęca wszystko, rozłącza się ze swą śmi«. 15 mlmo że wie, że los je j jest tym samym przypieczętowany i że czeka go haniebna
erc gdy wpadnie w ręce pełnomocników państwa.
„ K ie d y w roku 1917 bolszewicy ujęli ster rządów w ie rzy ły ludy kaukazkie, że teraz przy- ajmniej zawarowana zostanie ich wolność i niezależność. Ogłosili więc
„jJ3 , j ako Państwo niepodległe i zaczęli bronić jego niepodle- wi V-1 zarówno przed armiami białoruskimi ja k też przed bolsze-
•ckiroi. Po obsadzeniu Kaukazu północnego przez Sowiety. i '
r 1920, zała m ało się n iep o d leg łe p ań stw o kaukazkie.
k o ^ -ety s<td7i,y- ze propagując p o g lą d , ja k o b y A b re - : tde ' e >Yh rew o lu cy jn y m i bojow nikam i ich w łasn y ch
. 1 1 spowinowaceni z nimi duchowo, zdobędą w ten * r
Posob ludy kaukazkie dla siebie. Rychło jednak
w e~ona’* S‘S 0 ‘ym. że ich propaganda odniosła
A jr f .
wi5cz przeciwny skutek; Abrekowte zaczęli bo-Z f lg
. 10 urządzać formalne polowania na komisarzy •
■szewickich. Próbowali więc bolszewicy wznie- . , ’ • * t - •. ' j t u P?*trach wśród narodów górskich i wymusić I f
' J j/K f
nich dla siebie posłuszeństwo w ten sposób, I I &
jń Bombardowali ich osiedla górskie i kry- / / z*
, Po pewnym czasie zaprzestali jednak Ił
ren akcyj wojskowych, gdyż przeprowadzenie I k fc . «/ . , żi»HPedycy j do ‘ y ch popytanych gór nie miało II
on ych widoków powodzenia. Odizolowani ll
“ utknięci w swych górach Abrekowie mogli l l
8P °sóh zachować wolność.' Dzisiaj prze- U S
„ ° podobn ° do Abreków w iele szczepów pól- \ \
'R B f
nr» Kaukazu, które nie chciały poddać się Vt ’ <■'
skt27nUsowi 8,użhy wojskow ej w armii rosyj- w.
z ' k i i Pałrioci kaukazcy śledzą z napięciem w alkę \C >*-•*' i
o»n. 8zewizmem’ 2dy ż zwalczenie tej epidemii V . nncza pomoc w ich stuletniej walce z uciskiem.
Alpejski charakter gór kaukaskich objawia się przede wszystkim przez to, że występują tam często lodowce 1 la
winy. Zdjęcia w kołach pokazują nam rozwój lawiny w trzech roz-
Pola naftowe w Baku należę do najbogatszych I najwydajniej
szych na świacie.
w jpW •••• Wfc i
IB
mhM
k W&/ vW
'.w
'TB
V**
w r ■ ■ ' —
' , 1
-a ■■■
1
<*»' ■ 1
fc - ''' w
&
1 4
F”* ” i
4 J
GIORES — WŁOCHY Kaidy z wielkich clownów i komików ma swoją specjalnoić. której swoją sławę czy popularnoić. Wioski komik Giores zdobył ją sol na scenie występuje jako koń i jeździec w jednej osobie. Public;
dając jego produkcje przeniesiona zostaje w świat dzieciństwa, drewniany i „olbrzymie" przeszkody, stanowiły ulubioną zabawę, również me brak takich przeszkód, a skoki Gioresa przez te
wywołują salwy imiechu
FRITSCH — NIEMCY Ten „z głupia Irant" komik znany jest znowu ze swoich sztuczek.
które wyczynia z meblami, leżeli wiród publiczności zna|dują się wlatciciele hoteli, przechodzić ich musi mrowie na widok tych sztuczek i na myłl o tym.
iby wyglądał pokoj hotelowy po wizycie w mm Fnlscha. Na naszym zdjęciu jest ilsch własnym służącym i równocześnie siada na przyniesionym przez siebie krzcSIc
PublicznoSC oczywiście należycie ocenia jego popisy.
ISKA GERI — NIEMCY Rzadkim to jest lakiem, by kobieta występowała w roli błazna czy komika. Iska Gcri jest też racze|
parodyslką niż komikiem. Specjalnością jej jest groteska w tańcu i parodia lanca. Na lewo widzi
my ją w parodii tańca „kangur który jest zlepkiem łozlrotta, black-bottoma, bluesa, i tańca swing, modnego do niedawna w Ameryce. Nie występuje ona w cyrkach, jak inni komicy lecz w kabaretach WERNER K R O L L — NIEMCY
Ten komik niemiecki zdobył so
bie szybko niezwykłą popular
ność zdolnoicią naśladowania cu
dzych glosow. Naprzyklad glos Sary Leander potrafi on tak do
skonale imilowaC. że możnaby się pomylić co do osob. gdyby pu
bliczność znała wielką artystkę tylko ze słyszenia, lego parodie są groteskowo komiczne, a mimo to odsłaniają głębię istoty czło
wieka. W sposob komiczny od- dajc on najwierniej uczucia i sła
bostki ludzkie i właśnie w lej dziedzinie stal się rzadkim spc-
G R O C K — S Z W A J C A R I A Grock Jest downem niezwykle muzyk.il nym. a w każdym razie zawsze styka .ię z instrumentami muzycznymi. Jego żarty i pomysły mają zawsze pełno tragiczne!
powagi, która widza rozśmiesza do łez.
Jest to człowiek, który prowadzi nie-
L
slanną i beznadziejną walkę ze swo im otoczeniem, |akic stanowi krzesło,
smyczek i wieko od lorlepianu.
Wrogami są zawsze te same obiekty. Grock rozpoczyna je-
publiczność pl.
ze imiechu
CHARLIE RIYELS — HISZPANIA
FRATELINI — WŁOCHY Trzej clowni włoscy tworzą grupkę zadziwiającą. Mają zawsze pełno pomystow komicznych, z których budują swój numer. Oblilu|c on zawsze w takie niezwykle scenki, że publiczność nie ma czasu ochlonąc z nich. Są om jak ca|ą świat do góry nogami, me robią: sobie wiele z jego po
wagi. Podpatrzywszy u dorosłych rożne Smiesznoslki parodiują je, przesadzając grubo Clowni Fra- lelim czynią lo samo, a ze czy nią lo nie tylko zręcznie, ale i komicznie, są ulubieńcami wszystkiej publiczności, która chętnie widzi siebie spatodiowa ną na scenie, o ile zrobione to jest zręcznie i zabawnie
To szet znane, trupy clownów, która swoje ko- sccnki i numery doprowadziła przez długoletnią współpracę do takiej perfekcji, że jeden po mysł komiczny wypływa z drugiego a publiczność me przestaje się śmiać.
Na zd,ęciu Risrels odgryza swemu partne '°w i przez pomyłkę kawał stopy- Na pra w° zas cala tro|ka z za|ęcicm przygląda
Się... powietrzu.
L —W’*'
popołudnie minęło jej na gorączkowych A przygotowaniach. Stwierdziła, że jej płaszcz jest zbyt zniszczony, a beret zbyt wypłowiały, żeby go mogła włożyć. Buty przedstawiała się nielepiej, a torebka zdra
dzała nie tyle lata, co całą niegatunkowość materiału. Maja rozwinęła wszystką energię swych 18 lat.
Od siostry pożyczyła nowy, granatowy kostium.
— Będzie robił wrażenie munduru. Biały szalik zwiążę w spokojny węzeł, tak że bluzki nie będzie widać.
Torebkę uprosiła na przedpołudnie od nauczycielki mieszkającej na drugim pię
trze pod pretekstem, że idzie się starać o posadę i chce się jak najlepiej przed
stawić.
Za kilka złotych, które kiedyś dostała od matki kupiła nowy granatowy beret.
Najgorzej było z butami. Nie miała ża
dnej znajomej, która by nosiła ten sam nu
mer co ona, a kupić nie miała za co. Bie
dziła się nad tym problemem cały wieczór, aż zdecydowała się iść w swoich, wyczy
szczonych „na glanc". Nie wiele im ten glanc pomógł, ale cóż mogła poradzić.
W nocy spała niespokojnie, rano wcze
śnie zaczęła się ubierać i dużo przed jede
nastą wyszła z domu. W jakimś lustrze na wystawie ujrzała swą sylwetkę i czuła się zupełnie zadowoloną ze siebie.
— Jestem ładna, młoda) Świat musi do
mnie należeć) 4
3. BUDUAR PIĘKNEJ PANI.
Do okna garnęły się pęki różowych ja
błoni. Na lśniących pasach parkietu kładły się szerokie smugi słońca. Lustrzana ścia
na, pod którą stał duży, pokryty białą nie
dźwiedzią skórą tapczan, powtarzała odbi
ciem i kiście różowej jabłoni i lśniące słoneczne smugi, i miękkie leniwce i pełne cennych drobiazgów szafki, podwajała zby
tek, wiejący dziwnym chłodem.
Maja nie wyobrażała sobie nigdy, że takim może być wnętrze mieszkania prze
ciętnych ludzi. Kiedy stanęła przed wilką państwa Wiśnieckich i pocisnęła dzwonek u pięknie kutej z żelaza bramy domyśliła się, że wchodzi do domu ludzi bogatych, dbających o to wszystko, co ich otacza.
Mówiły o tem śliczne krzaki róż rozkwitłych najbardziej wyszukaną barwą, piękny tards zstępujący szerokimi schodami w połowie ścieżki i soczyste zielone trawniki, wresz
cie wspaniały Mercedes przed gankiem.
Ale od chwili, gdy pokojówka wpro- wadziła ją do h a llu zaczęło
się M a j i za- h b h m h
wracać w głowie. Jej pewność siebie, dosko
nała na ulicy, w ruchu, w tłumie, rozkruszy- ła się dławiąc gardło Maji aż do bólu. Po- prostu ogarnął ją strach. Na śliskich par
kietach nie umiała wcale chodzić, w głę
bokich fotelach siedzieć. Wydała się sobie nędzną, pożałowania godną istotą. Byłaby niezawodnie uciekła, gdyby się była w drzwiach nie ukazała pani Wiśniecka.
Maja poderwała się nerwowo, z kolan spa
dły jej rękawiczki i torebka, co zwiększyło jeszcze jej zmieszanie. Stała wystraszona, nagle niezgrabna i nieszczęśliwa.
— Wszystko przepadło, myślała. Któż mi może zaufać i uwierzyć.
I nagle wstyd się jej zrobiło, że w anon
sie nazwała się „specjalistką".
— Cóż sobie teraz o mnie ta pani pomy
śli, wszystko stracone!
— Proszę do mojego buduaru, — pani Wiśniecka mówiła cichym, przytłumionym bezdźwięcznym głosem. — Tam będziemy swobodniej mogły pomówić.
Maja stanęła zdumiona przed lustrzaną ścianą i nagle kołyszące się w niej różane kiście jabłoni ukojeniem dotknęły jej oczu, myśli, uczucia.
— Wszystko będzie dobrze. Napewno.
Ta jabłonka tak pięknie kwitnie i promie
nie słońca są takie jak wszędzie jasne...
Spojrzała na panią Wiśniecką.
— Pani mnie wezwała...
— Tak, taki...
Przed Mają siedziała drobna, wątła ko
bieta, śliczna w każdym szczególe pani, wytworna dama. Doskonale opanowana, je
dynie niespokojnym drganiem brwi i nie
pewnym urywanym głosem zdradzała swój nastrój. Role się zmieniły. Teraz Maja od
zyskała siebie, a tamta błąkała po szlakach niepewności i zmieszania.
— Trudno mi mówić o tym wszystkim.
To są sprawy tak drażliwe... tak najbardziej osobiste... a poza tym bolesne. Właśnie bo
lesne. Moja ambicja... moja miłość własna zbyt cierpi, żebym mogła być spokojna.
Chciałabym panią prosić, żeby pani obser
wowała przez pewien czas mego męża...
Pani Wiśniecka odetchnęła głęboko, cięż
kim ruchem ręki przetarła czoło i uśmiechnęła się do Maji biednym,
niepewnym uśmiechem...
— Tu, proszę... fotografia mojego męża.
Jest dyrektorem Banku Kredytowego.
Maja nie wiedziała dokładnie czy zadać jakieś pytania. Siedziała dotychczas milcząc.
Wyciągnęła rękę po fotografię i zaczęła się wpatrywać w tego pięknego mężczyznę, którego miała śledzić.
— Czy ma pani jakieś podejrzenia?
Zaledwie powiedziała te słowa, gdy spło
szone myśli zakwalifikowały pytanie, jako nielogiczne. Jakżesz? Naturalnie, że ma po
dejrzenia, kiedy każę go jej obserwować.
Więc spiesznie się poprawiła:
— O co podejrzewa pani męża?
Pani Wiśniecka chwilę milczała. Było jej trudno mówić. Z wielkim wysiłkiem, cicho, jeszcze ciszej, jakby chcąc zmniejszyć upo
korzenie swego wyznania szepnęła:
— Przypuszczam, że mnie zdradza. Tak rzadko bywa w domu... i nigdy teraz nie ma dla mnie czasu.
Maji zrobiło się żal tej kobiety. Wstała.
— Postaram się poinformować panią jak najdokładniej, gdzie i z kim przebywa pani mąż. Jak tylko uzyskam konkretne wiado
mości zgłoszę się u pani.
— Sądzę, że będzie pani miała duże wy
datki. Mój mąż jeździ wyłącznie autem.
Przeznaczyłam pewną sumę A conto naszych rachunków. Proszę bardzo, niech pani to weźmie.
Elegancka biała koperta rozdęta papie
rowymi banknotami znalazła się w Maji rękach obok fotografii. Zdecydowanym ru
chem schowała je do torebki.
— Dziękuję pani za zaufanie. Postaram się go nie zawieść. Dowidzenia!
— Do widzenia. Będę czekała . . . na . . wyrok . . ,
Tyle było w tej chwili smutku i pokory w całej postawie pani Wiśnieckiej, że Maja odwróciła się ku drzwiom, by pokryć wzru
szenie.
— Jakaż nieszczęśliwa, myślała, zatrza
skując za sobą żelazną bramkę ogrodu i obejmując jeszcze raz wzrokiem willę i ogród.
Odezwała się w niej solidarność kobiety.
— Ach, ci mężczyźni. Zaniedbywać taką piękną wytworną żonę!
Wyciągnęła z torebki fotografię i z cie
kawością przyglądała się jej.
— Nie tylko przystojny. Interesujący.
Napewno ją zdradza. Łajdaki
Przypomniała sobie kopertę z pieniądzu1, szybkim ruchem zaglądnęła do środka-
— Dwieściepięćdziesiąt złotych! Nie i leży na pieniądzach pani Wiśnieckiej.
ich dużo, bardzo dużo. Widać to * wszystkim.
Maja dopiero teraz poczuła, jak bard jest oszołomiona. Zastanawiała się g°z iść? Do domu? Czy w miasto? Czy m°
od razu do Banku? ,
Nie krystalizowała się w niej żadna ° cyzja.
Poczuła brak przygotowania, doświadcz , nia, jakiejkolwiek metody. Musiała dzia na oślep, kierując się jak zawsze swą nl zrównaną intuicją. Ani na chwilę jeon nie zwątpiła w powodzenie. Czuła, że ter nareszcie zanurzy się po uszy w sw°’
żywiole.
4. PIERWSZE KROKI.
taj
»C;
iel Z wybiciem godziny trzeciej bank p05,°
szał. Sam dyrektor wychodził punktualn ■
l l ć m i o r h n i n ł . . uśmiechnięty i zadowolony, uprzejmie i - ___ _
powiadając na ukłony swych podwładnie Przed drzwiami banku zatrzymał się na ułamek sekundy, objął roztargnionym * zl kiem ulicę, odrzucił wypalonego papier0> ■
»CJ
»!e Cw tov ło iriii poczem wsiadł do auta. Prowadził je saIB
byl X>(i . nigdy nie zabierał szofera. Raz, ze lob zamiłowanym kierowcą, powtóre, że chciał ograniczać swej swobody. A s . . bodę cenił sobie bardzo. Zwłaszcza w ta pa jak ów wiosenne dni, gdy powietrze tys cem zapachów upijało jak wino, gdy zi1en^(
rozprężała się odnową, gdy cały sW e kusił jego wiecznie młodzieńcze se
‘ar b
i krew. k
W domu czekała żona. Witała g° 1. le zdarza'0 się to ostatnio coraz częściej — . ..
z niezręcznie udaną, lodowatą obojętn^^^
Prawda, nie był idealnym mężem. ’ wiał ją często samą, zaniedbywał potros Jednak mogła go była zdobyć wyłącznie tu siebie, pozyskać dla swych zasad nie*‘< I 9 pliwie nieco twardych jak na słabą, sk*011 ' do kompromisów naturę pana Stanisła* ' yi
c t V l i r °
ale pociągających przez wieczysty^^a|a czystości i prawości. Jeżeli nie «— ..
tego, to tylko i wyłącznie z swej w,a?',y winy. Pan Stanisław nie znosił atmosi niezadowolenia i niedomówionych
tów. A właśnie Lena, idealnie opano* 1 i zbyt ambitna żeby się skarżyć lub ro sceny, nie szczędziła mu nigdy sp ójrzi q
niemego potępienia. Wiśniecki wiedział, i żona nie ma pewności, że podejrzenia u
str
są mgliste i nie poparte żadnym dow<
Był czasem zły, że nie porozmawia z » lę szczerze, że się odsuwa. Kochał ją, a "^y.
nic nie znaczące zdrady wynikały z na • lec ków bujnego, nie znającego granic te®" I Pi ramentu. Jej surowa, etyczna postawa wobe<- He
Sty
!*r kii )6(
OD 1828 ROKU
jest zamiłowanie człowieka do dobrej, kawy. Rozmaicie ją przyrządzano, o różnych podawano porach, z cukrem i bez cukru, z likierem i bez likieru... Ale dwie rzeczy towarzyszyły jej wiernie: młynek, w którym ją mielono, i od przeszło stu lat ..Młynek"
na domieszce, która sprawia, że smak kawy staje się doskonały.
Kto dzisiaj kupi paczkę z młynkiem i napisem D O SK A FR A N C K . ten się
przekona, że jej zawartość w niczym się nie zmieniła, bo co FRANCK to
a pociągała go odmiennością, kontra- niędzBt jaki tworzyła z jego epikureizmem.
>dka. •Wctwo jej intelektu, wrodzony czar Nie I4‘ e*Ki, błyskotliwy dowcip porywał go
;iej. [*sze ‘ oszałamiał. Byłaby z nim szczę- lo *e gdyby nie ten mur, którym się od Ro dobrowolnie i świadomie odgrodziła, bardzo °chę więcej serca, trochę więcej kobiecej ę g**z'e j!^ P nej gry i kokieterii i byłaby go może «a wyłącznie dla siebie. Przecież w tych ,lystk*cb przelotnych miłostkach szukał dna d*" , SZe • zawsze jej samej rozdrobnionej jar?znyęh typach i formach. Nie znała po- riadcze; zbwości, nie wiedziała, że czasem prze
dział^ ^cnie zobowiązuje na całe życie. Bo pan '“ Olecki k „ l loU l,____ A l-.. ____ . . . . . jednak ■— r w r a ż e ń i ż y c i a , ________ ___ , ie teraz u®’010 wszystkich pozorów daleki od roz-
swoifl ~ly- Mógł do niej zawsze wrócić. Toteż
l i , W codzień pojednawczym,
Piskim uśmiechem: uwodzi-
nusto- |>C7 Dzień dobry Leneczko! Jak spędziłaś tualnta (|a°rajszy wieczór? Z prawdziwą przykro-
’ ®VŚlałf*m n łv m 7 n ń w sdntd od- Ł|? myślałem o tym, że znów jesteś sama, jdnyol1, 2*attemZVńSk' zaci4gnął mnie do Grandu- ,0 chce sobie wyrobić długotermi- wzro- ipnib P°zYczKę. Dziś znowu mam się z nim
\ero«a. Postaram się jednak wrócić wcze-
’e r.« L,eł ’ pójdziemy do teatru. Miałabyś ocho- nie |irjkOtlri0. wspaniały. Trzeba go koniecznie z sWo- p?CzYć. A gdzież Lady? Lady! Lady!
u tak‘e ||alę*na- wypieszczona spanielka przypa- . tvsi** do n°g w radosnych podskokach.
Dady! szkaradne psisko. Nie czeka na Paskudna Lady! Szkaradna Lady, areszcie odświeżony, przebrany zasiadł się na
tysią- zietfia świa*
serce ,0 stołu.
zo . larzał°
nosctó- Zosta trosze lie
jak «ec2lTelefonowała mama, chciałaby cię ko- ad n*e dzisiaJ widzieć. Ma jakieś kłopoty
ńnnistratorem, chce się poradzić. Prosiła
■adomość, kiedy może czekać.
Koniecznie dzisiaj? Jest już późno, , Wiłem się na 5.30 z Jurczyńskim. A się na 5.30 z Jurczyńskim. A pod o-
dusimy koniecznie pójść do teatru. Nie non--1 p ^ przeciy temu?
daW*' byi . bardzo chętnie. Ale trzeba że- urok i 8*? z mama zobaczył.
kona1’ ,bybd wpadnę przed piątą na chwilę.
Jasnej kiię<j k dzień pana Wiśnieckiego, rozbity oslerV idost sPrawY zawodowe a rodzinę, nie yyrzf PtrżęYe^1 zadnYch osobliwych spo-
°róbil :p0^'i,sl<‘Pneg° dnia około godziny czwartej ojrzeń itnjf?udniu. wtulona w głąb najładniejszej iałi Zt’ u znalaz*a na postoju, czekała ia' jej si, otu ulicy obserwując od czasu do cza- odem o? daleka willę państwa Wiśnieckich.
i ni®1 ijp d wczoraj miała wrażenie, że wplątała małe w akcję nad wyraz interesującego fil- nawy lett'n2uZe jezeli nie ob^ ła roli głównej to empe- ipraaK n,e iest statystką. Za jej bowiem itfobe' tlę*** wystąpią z mroku jasnym świa-
sWa P°znania oblane wydarzenia mające i d niewątpliwą ważkość i znaczenie.
k,ra ys?a*a’ ze zapewne podobnych do niej klisz6*1 doznai e fotograf, zanim zanurzy
d° właściwych odczynników, żeby iest a ć obraz- Zasadniczym jego dążeniem iostr ?.ostateczne wyciągnięcie szczegółów,
pi t ’ wyrazistość odbicia,
t kni z*ełono-szary Mercedes wyjechał I u(ej bramy. Nareszcie!
! jechać w ślad za tym autem.
szerokimi ulicami, to zwalniając, Jv Przyśpieszając biegu. Na skrzyżowaniach, I cjan},ef8cacb gdzie ruchem kierował poli-
tów* Przystdwali na chwilę i znów sunęli Jaia*10’ szybk°, od czasu do czasu ostrze- neJJ c. 0‘eostrożnych przechodniów klakso-
Ub wyrzucając w prawo czy w lewo
|iała W° ne orientacyjne strzałki. Maja upa-
!tiinu,S1^..fazdd- Bawiło ją obserwowanie ma- Pr,z.,.atjt szofera, wreszcie i nade wszystko
| /'K za Wiśnieckim.
| domyjecb®ff za miasto. Niekształtne, biedne [ ot^j^ Przedmieścia zostały za nimi, droga I' *dkjra,a S'Ę równa, gładka, między pola i f c * wzrastał. Wskazówka szybkomierza
Maj, ,a si*5 naprzód: 60, 65, 70. Mimo to V (v) zdawało się, że taksówka zosta je tyyy. e * że Wiśniecki wkrótce jej umknie, ''■ezaw^d^' jeden’ drugi zakręt i zgubi go PrzL /^dzej! prędzej! Podała się cala ku
jadowi, nie mogąc opanować podniecenia, lip® j®Kimś wzgórzu, w cieniu rozłożystej Wiin-8ta,° a“ to, a przed nim kilka osób.
_J*iecki zatrzymał się obok nich.
Za Prosz<< teraz jechać wolno, panie.
la tlen ion a cała w wzrok Maja patrzy
ło rzy ełeganckie rozbawione panie ży- i (^ gestyk u lu jąc tłumaczyły coś ze śmie-
Przy ” >śnieckiemu. Dwaj mężczyźni stali łróeiiaucie z wyrazem wyczekiwania. Od- j dzjg,1 a głowę i przez okienko z tyłu wi- t W,? jeK się towarzystwo dzieli i jak
<łyc.1Sn*eckim sadowi się jedna z tych mło- Vyh Paó- Po kilku minutach obydwa auta
taksówkę, która ku rozpaczy V nie mogła nadążyć tak, że dystans
“ astał.
<'odać?anie’ n*e mÓ8łhy pan troszkę gazu
~*e — odparł ponuro szofer,
z 0 niedobrze. Gotowiśmy ich stracić tHa Zo*er milczał, ale starał się tempo utrzy- Żyt ° de mu na to pozwalał słaby i zu-
motor jego Renaulda.
lowl°ga Pł^t® si? teraz w górę wśród ma-
"czo rozrzuconych na stokach wiosek.
V0,|Z kwitnące łąki płynęły srebrną, obfitą błę. ?■ fuczaje. Niebo się w nich przeglądało
6 z łehkimi jak westchnienie obło-
^•ększym skupiskiem domów niskich, dla leni
liewś1' j»as;
liłonnś
potem piętrowych rozpoczynało się miasto.
Auta przecięły rynek i jechały dalej.
Droga biegła teraz nad rzeką. Zdaleka widać było most i po drugiej stronie pod
miejskie letnisko, znaczące się białymi wil
lami na zboczu góry. Tam skierował się Wiśniecki ze swym towarzystwem.
Most, sosnowy park i oto restauracja z dużym rzucającym się w oczy symbolem.
Gdy Maja nadjechała, Mercedes stał już osamotniony na postoju. Zamieniła kilka słów z szoferem i weszła na werandę.
Było tam kilkanaście osób, gwar, śmie
chy, dym z papierosów i zapach pomiesza
nych perfum.
Bez wahania zajęła najbliższy wolny obok Wiśnieckiego stolik. Wsparta brodę na śli
cznie splecionych rękach i patrzyła w dal.
Nie widziała zresztą nic, a raczej nie my- ślała o tym co widzi. Słuchała:
— ...nie wolno tego tematu poruszać...
u Makowskiej, tylko tam kupuję kapelu
sze... tak pan uważa? może... może... Gdy
by pani się zgodziła moglibyśmy... Nie, nie noszę woalek, nie jest mi w nich zresztą do twarzy... herbatę proszę i kanapki...
bezwątpienia jest w tym dużo słuszności, ale... proszę przyjść go obejrzeć, jestem pewna, że będzie pan zachwycony... pój
dziemy się chyba przejść...
W gwarze rozmów mieszały się glosy, zdania i słowa.
Maja zakreśliła wzrokiem szeroki luk przez całą salę i ogarnęła uważnym spoj
rzeniem towarzystwo Wiśnieckiego.
On sam emablował elegancką blondynę w szaro-zielonym kostiumie. Maji wydala się znajomą ta sztuczna piękność, rozja
śnione na platynowo włosy, zwinięte w kun
sztowne loki, szeroko zakreślone łuki w miejscu wygolonych brwi, seledynowe cienie na powiekach, długie czarne, w y
winięte rzęsy i usta rozszerzone jaskrawą kredką.
Uchwyciła ich głosy: miękki, ciepły ba
ryton Wiśnieckiego i jak dzwonek sre
brzysty jej sopran.
Znów tylko słuchała, wśród krzyżujących się rozmów wyróżniając już tylko urywki ich rozmowy:
— ...znam trzy rzeczy wieczne: wieczną miłość, wieczną ondulację i wieczne pióro...
— ...ha! ha! hal doskonale! Kto to po
wiedział? Mostowicz? znakomite! Ha! ha! ha!
— ...najtrwalsze zaś pióro, bo nie ginie nawet od atramentu... wystarczy czasem anonim...
— ...był motywem mojego życia. Poprzez różne inne melodie dźwięczy... zawsze wraca...
— i...
— Nie, nie, bezwątpienia zawsze nowa, zawsze świeża.
— ...przedmiot ten sam?
— ...w pewnym znaczeniu tak... zawsze przecież mężczyzna.
Zjawił się kelner.
— Czym mogę pani służyć?
—- Proszę o kawę i ciastka!
W tej samej chwili przy sąsiednim stoliku jak jasna fontanna wytrysnął śmiech. Był w tym śmiechu fascynujący urok, który się mógł udzielić każdemu bez względu na wiek i usposobienie. Wyzwalała się w tym śmie
chu swoboda i radość życia. Jak cień, który czasem rzuca na ziemię płynąca z wiatrem niska chmura, przesunął się przez Maji serce żal, że siedzi sama. Zaledwie jednak musnąwszy jej świadomość przepadł w po
czuciu zadowolenia, że jest tutaj, na tej werandzie wśród tłumu, i że rozwiązać ma tę narzucającą się zagadkę, czy blondynkę łączy z Wiśnickim coś więcej niż to jasne, wiosenne popołudnie, niż ta beztroska wy
cieczka za miasto.
ORKA NA PODKARPACIU Strome, dzikie i poszarpane szczyty gra- niłowych Tałr wywierają urok potągi i niezniszczalnoici, człowieka zaś czynią istotą matą i bezsilną. Łagodne wyżyny Podkarpacia, pokryte obficie lasami i dostępne dla wszystkich, bliższe z nim zawierają przymierze. Człowiek bar
dziej się z nimi zżywa, bo i praca na tych wyżynach jest już łatwiejsza i bar
dziej owocna niż na skalach. Na naszym zdjęciu — rolnik spod Krosna na Pod
karpaciu zaoruje pole pod ziemniaki.
Fol. E. śruba. Irdabkl k/ł«nok«
Kelner przyniósł kawę, podał tacę z ciast
kami. Wybierając swe ulubione bezy, Maja spytała z wrodzoną jej swobodą:
— Nie wie pan, kto to jest ta piękna pani przy stoliku obok? Ta blondynka?
Szalenie mi się podoba!
— To artystka z Krakowa. Nazywa się Irena Slaska. Pan Wiśniecki jest z nią tu prawie codzień.
— Może pan mnie jeszcze poinformuje, czy kursują jakieś autobusy między Kra
kowem a Zarabiem?
— Tak, naturalnie! W tej chwili służę rozkładem jazdy.
Zadowolona z posiadania tak cennych wiadomości Maja postanowiła wrócić do domu. Obawiała się, że rachunek za ta
ksówkę wyniesie zbyt dużą sumę, a nie przypuszczała, by następne godziny przy
niosły coś rozstrzygającego. Będzie tu przy
jeżdżać autobusem, a w Krakowie obser
wować Śląską. Wierzyła, że szczęście po
może jej zdobyć w niedługim czasie jakieś niezbite dowody zdrady Wiśnieckiego.
W powrotnej drodze ogarnęło ją znuże
nie, poczuła dojmujący ból głowy i dresz
cze. W nocy dostała silnej gorączki i zbu
dziła się z anginą. Trzeba było leżeć.
Z pod przymkniętych powiek obserwo
wała matkę krzątającą się po izbie. Więcej niż kiedyindziej wzruszały ją jej spraco
wane ręce twarde jak wyciosane z drzewa, a jednak sprawne jeszcze i wciąż niestru
dzone. Sucha koścista twarz, wpadnięte oczy, chuda żylasta szyja, nie mówiły juz nic o tej urodzie, którą kwitła przed laty.
Mówili wszyscy, że Maja podobna jest do matki. Czy kiedyś też taka będzie znisz
czona? Dziewczyna buntowała się w duszy przeciw temu nieuniknionemu prawu na
tury jaką jest starość. Patrząc tak na matkę i myśląc o sobie czuła jak mija czas. Trze
ba zyć, używać, chłonąc spiesznie wraże
nia, wzbogacać je, szukać wiecznie nowych i świeżych. Nade wszystko zaś wznieść się wyżej, wyżej, rozszerzyć zakres wymagań i pragnień, nie ograniczać się do tego mi
nimum na jakie godzili się jej bliscy.
— Mamo, powiedz, czy byłaś bardzo nie
szczęśliwa?
— Cóż ci znowu do głowy strzeliło? N ie
szczęśliwa! Nieszczęśliwa! — gderata Kę
sikowa. — Albo to miałam czas myśleć o tym. Przepracowałam całe życie. Trzeba nic nie robić, żeby takie myśli lazły do głowy.
— Należy ci się odpoczynek, mamo. Już niedługo. Zarobię dużo pieniędzy i prze
staniesz pracować. Nie mogę ci nic powie
dzieć, ale...
— Taka jesteś jak ojciec. Zęby kiedy w życiu co powiedział, poradził się. Nic i nic. Ty też tak. Nie ma cię całymi dnia
mi, a ja jak ta głupia, nie wiem co się z tobą dzieje. Tylko pamiętaj! Żadnego łajdactwa! Nie na tom was wychowała!
Nie na tom sobie ręce po łokcie urobiła.
Pamiętaj! Bo by cię sumienie do końca życia gryzło za mnie.
— Bądź spokojna, matko!
Maja otworzyła szerzej oczy, spojrzała w okno. Widać było tylko coraz to inne buty przechodniów.
Pomyśleć! Przez wszystkie jesienie i zi
my dzieciństwa, kiedy deszcz lub mróz zmuszał do pozostania w domu widzieć tylko tyle: te różne buty śpieszące w różne strony, leniwie lub śpiesznie, lekko lub z wyraźnym znużeniem, buty nowe, lśnią
ce, świetnie uszyte, lub zniszczone, ledwie trzymające się na nogach. I nic więcej.
Tylko te buty. Kiedy miała lat pięć, sie
dem, osiem, bawiła się nimi. Wyobrażała sobie, że są to żywe istoty pełne indywi
dualności. Jedne były dla niej sympatyczne, innych nie lubiła. Łączyła je według typów w pewne grupy niby rodziny, narzucała im ciekawe, pełne przygód życie. Najwięcej zaś przemawiały do jej fantazji zniszczone męskie z cholewami — należały do wie
śniaków lub żołnierzy, deptały szerokie zaśnieżone pola, dalekie drogi nieznane Maji a interesujące jak bajka. Zdarzało się, że młodszą od siebie Staszkę zabawiała ty
mi butami przez długie godziny nieobecno
ści matki.
Ale dziś nie mogła odnaleźć nic pocią
gającego w tym widoku. Wołała już obser
wować zmrok jak wyłaził z kątów i bez
czelnie w samo południe zaćmiewał wolno izbę. Dążył zawsze od ścian, najpóźniej rozsiadał się na środku izby. Wtedy trzeba już było rezygnować z pracy lub świecić lampę.
Ciężko było Maji tym razem wyleżeć w łóżku. Ale, że gorączka nie ustawała a w gardle tworzyły się coraz nowe na
loty, nie było mowy o tyra by mogła wstat.
Zdawała sobie sprawę, że choroba przecią
gnie się kilka dni i wypełnienie zlecenia powierzonego jej przez Wiśniecką ulegnie zwłoce. Napisała więc list, w którym pro
siła ją o cierpliwość, ponieważ jest chora i musi przez pewien czas zostać w domu.
Jest na dobrej drodze i zapewne nie długo będzie mogła podzielić się z nią rezulta
tem swej pracy.
Pozatem postanowiła powtórzyć jeszcze kilka razy swoje ogłoszenie w dzienniku.
W ysyłkę listu i sprawę umieszczenia anonsu załatwiła jej Staszka, nie pytając o nic, nie wiadomo czy przez zupełną w stosunku do siostry obojętność, czy też przez wrodzoną im obu dyskrecję.
Wielka była radość Maji, gdy po kilku dniach otrzymała list od pani Wiśniecktej z ' zapewnieniem, że sprawa nie jest tak bardzo pilna, i niespodzianie aż dwa we
zwania w odpowiedzi na następne anonsy.
Na szczęście przychodziła do zdrowia i mogła się rzucić w wir swej pracy. Jak często rekonwalescenci, czuta nagły przy
pływ energii, ogromne, niecierpliwe pra gnienie życia, radość istnienia i ciekawość jutra.
5. RZEKA.
Choć była to dopiero pierwsza połowa czerwca, upały panowały straszne. Rozpa
lone asfalty i mury kamienic zionęły ża
rem i pomęczeni ludzie tylko z musu w y
chodzili na ulicę. Zęby ochronić się przed potworną siłą słońca, zamykano szczelnie okna, zawieszano w nich mokre przeście
radła, Zasłaniano ciężkimi portierami.
Kto mógł uciekał na wieś. Już popołu
dniu długie łańcuchy aut wyjeżdżały wszy
stkimi rogatkami, wieczorem zaś ruch wzma
gał się jeszcze bardziej.
W autobusie kursującym na linii Kraków- Rabka ścisk panował tego dnia niezwykły.
Wbrew wszelkim przepisom przyjmowano ile się tylko mogło zmieścić pasażerów nie troszcząc się o ich bezpieczeństwo.
C im d « i» y na tir. IOrlej
Ciąg dalszy ze strony 9-tej
Maja w ciśnięta między jakąś w ieśniaczkę obładowaną ko
szami, a grubym sapiącym jegom ościem , w yglądała niecierpli
w ie kresu tej podróży. Zmięta, spocona, wspom inała w spaniałą jazdę nędzną rozklekotaną taksówką, która ją tak w ów czas denerw owała.
Autobus piął się w olno w górę, zdaw ało się, że motor nie zdoła w yciągnąć nadm iernego ciężaru, że osie trzasną, że nie
chybnie zdarzy się katastrofa.
N aprzeciw Maji jakaś nerw ow a pani w zdychała od czasu do czasu niespokojnie rozglądając się w koło. Ktoś w tłoku przekrzywił jej kapelusz, nie zauw ażyła naw et tego w swym zdenerw owaniu.
— C zy jeszcze daleko do M yślenic?
— Jeszcze godzinka drogi.
Ciąg ilnlszy nastąpi
A K U S Z E R IA choroby kob lo c o
Dr. Zofia Kohut
W A R S Z A W A . Koszykowa 19-0 W. 3-41-41 pA. S-S
Di. m ii Sluiita*
BENDARZEW5KI ihunii ita. haktan
I (Uranii W A R S Z A W A , Jagiellońska 17-3
srni.l-ł.M .im -»
li. od. JisiikWzki Sbbnt i otscryaw W a r s z a w a Hanulkiwski 33 a. 7.
g o d z . 1 0 - 0 w . te le fo n 99S - 30
I t . S C I U U JERZY
Kobloco, Usszorlo Chirurgia W a r s z a w a , S k o ru p k i 0 m . 6 TU. 133-43 fA 3-S
D u ż a w y d a j n o ś ć
ły c h m a s z y n
Rady dla posiadaczy małych
tnaszyn do pisania Mercedes D a w n i e j uw ażano bardzo
często małą m aszynę do pi
sania tylko jako p o m o c w podróżach lub jako sprzęt dla pryw atnego użytku. Lecz to się zm ieniło. Dzisiaj mu
szą małe m aszyny w yk on y
w ać duże prace. Obecnie też nie może być żadna m aszy
na niezupełnie w ykorzysta
na lub naw et stać całkiem bezczynnie. Obsługa przez szybkie siły biurowe staw ia jednak o w ie le w iększe w y magania niżeli użytkow anie prywatne. D latego też facho
w e o b ch od zen ie się z m ały
mi m aszynami jest w ażniej
szym, a n i ż e l i z s i l n i e j s z y m i modelami biu
rowymi. Podaje my k i l k a re
guł, które mu
szą być prze
strzegane. Równomiernie i nie za silnie uderzać, nie robić za dużo kopii, często przeczysz
czać i zakryw ać przed ku
rzem. Celem przejrzystego i pięknego układu listów w y dał komitet dla ustanawiania norm kilka reguł. (Din ar
kusz 676, przez Beuth-Ver- trieb G.m.b.H. Berlin SW 68).
Zresztą regułą dla małych m aszyn do pisania „M erce
des" jak też dla w szystkich innych m aszyn jest: dokład
ne przestrzeganie załączone
go do m aszyny sposobu uży
cia) (O ile nie jest w posia
daniu należy zażądać w przed
staw. lub zakł.
masz. biur. „Mer
cedes"). W ten
czas i małe m aszy ny w yk on yw ać będą sw oje za danie pełnowart.
R zeźnik: „Przecież pani w idzi, że wszystko mięso ju ż sprzedałem. Teraz muszę ju ż na
prawdę sklep zamknąć". (Marc Aurelio)
— Patrz, ta czarująca dama uśm iecha się do mnie.
— Gdy cię pierw szy raz ujrzałam, też musiałam się śmiać.
— Czy m ogę m ów ić z mężem pani?
— Tak, w łaśnie jest w piw nicy.
— Ach, pew no robi porządek.
— Tak — w estchnęła pani domu — przy pom ocy korkociąga.
— Czy państwo byli wczoraj na „W eselu Figara"?
Pani N o w o b o g a c k a : — Nie, posłaliśm y tylko depeszę gratu
lacyjną.
— Po czym pozna- jesz w iek gęsi?
— Po zębach.
— Przecież gęś nie ma zębów.
— A le ja.
TRUDNY PODZIAŁ
Pan A ntoni, bardzo zam ożny człow iek, chce podzielić sw ój m ajątek dokładnie na równe części m iędzy syn ów Andrzeja i Henryka. Po
stanow ił on, żeby H enryk przeprowadził po
dział spuścizny, która zostanie po śm ierci ojca.
Poniew aż pan A ntoni w iedział jednak, że Hen
ryk skrzywdzi brata przy podziale i że Andrzej zrobiłby to samo, gdyby on m iał zająć się prze
prow adzeniem podziału, m yślał jakby tego uniknąć bez w ciągania trzeciej o sob y do spra
w y podziału. W reszcie znalazł sposób. N apisał testam ent, w którym nakazuje H enrykow i po
d zielić m ajątek na dw ie równe części, dodał jednak pew ne zastrzeżenie, które istotnie roz
w iązało całą trudność i m ajątek został po jeg o śm ierci podzielony przez Henryka na dw ie ide
alnie rów ne części. Jakie to b yło zastrzeżenie?
Dr. ai GUTOWSKI
Sk4fi«iw M »rjtin
»u»ia»|« « Laakj Wsnziws, Trpłtb 2, FA. 12—2 I 4—4.
Ogłoszenia w /LUSTRO
W A NYM KURIERZE POLSKIM są skuteczną
reklam ąl M E R C E D E S BtlROMASCHINEN-WERKE AG. Z E L L A -M E H L IS
A dam : „Okropność, jaka ta Ewa zazdrosna! Co Moni czór przelicza mi żebra, c zy nie brakuje mi którego ■
(Das IUuatrierte BW>
— Co ci podarował mąż na 25 rocznicę waszeg0 ślubu?
— Nic.
— A ty jemu?
— Ja mu dałam rachunek do zapłacenia za ®°)e futro.
— Czy zachow ujesz ścisłą dietę, którą ci lekarz przepisał?
— N ie, ani mi się śni umrzeć z głodu, by P°z^
kilka dni dłużej.
JAKIEJ DŁUGOŚCI POWINIEN BYC SZNUR?
Pani M ydełko kazała wbić na sw ym podwórku cz,e’'j słupy tak, że utw orzyły kwadrat, w którym jeden słup.0:
drugiego oddalony był o 5 metrów. Gdy słupy były )u w bite zastanow iła się pani M ydełko, ile będzie musiala pić sznura na bieliznę. Po nam yśle doszła do wniosku. » 35 m etrów pow inno jej w ystarczyć. O bliczyła ona boW>elB jak następuje:
Cztery boki kwadratu po 5 m każdy dadzą 20 metr*”
Jeżeli jeszcze przeciągnie sznur wzdłuż obu przekątni » ' ży je na to 14 m a jeden metr trzeba lic z y ć na owinie®
sznura dokoła słupów.
A w ięc rachunek w ynosi dokładnie 35 metrów. Kupn i t j k . l a t i t u i i c A w y n u o i u u & i a u i i ł C i u e i i u w . A . l i
w ysłuchał z uw agą jej obliczenia i pow iedział: — Jeł*.
pani na jednym boku przeciągnie m iędzy dwoma #luP#?!
linkę z drutu, tak żeby pani m ogła również poza dni#®
w ielk iego prania korzystać z linki, a na pozostałych 1 P przekątniach przeciągnie sznur, w tedy w ystarczy pan* ® sznura. Jeżeli jednak będzie pani chciała rozciągnąć przez w szystkie boki i przekątnie kwadratu, musi p»ni pić 40 metrów sznura, poniew aż . . . Kto m iał rację?
Vasenol
C o rano po myciu dalszy zabieg orzeźwiający, którego skutki dają się od
czuwać przez cafy dzień:
napudrowanie sią
-p u d r e m do c ia ła
fc zła t przi
&ora ie: _
Ysią 'kies
r s ’ kiWn za Jt
i, P'
Hewc uinies;
/ro ft f r .
ta*1#
* któ
"ofest
h m ,
S-
'*na, , p lo
|.®e,
U",
?E
‘"‘sial h e n
t*
wh s i hekj S o n
«tly
Ostatnie notowania łilatali»*yc,^y.
dalsza nowości Gubarnatorst**’ .
i - a L _____ _ « ____, _ ____s ___l.m # P®" u
ruccLeA
cćća
d z i e c i
jąłkowe okazje, zestawienia towe, losowe oraz sp»s na,n° oOdaj*
wydań znaczków Europy p c, t r- nasz nowy cennik na mies»ą< pf0.
wiec, który wysyłamy g?*’’*' o adresy nowych Symp*’”
simy o adresy nowych t, D O M H A N D L O W Y ,.# • ° H 1 *
Oddział f-
Kraków, ul. Sielanka ». •• r ' Tal. 220-42.
s / i i < / « l i c m
Janiny Retmańciyk, byłej kierowniczki obu firm Kellera, Warszawa, ul. Chmielna ł3»
lei. 585-22. Sztucznie ceruje, nicuje, pierze. Reparacje trykotaży. Odświeżanie kap«’u krawatów. Cerujemy na żądanie ne poczekaniu.