SOCYOLOGIA A POLITYKA.1»
Stosunek socyologii do polityki byw a określany najczęściej tak, jak stosunek teoryi do praktyki, to znaczy, że polityka je st socyologią stosowaną. W edług tego zapatryw ania, socyologia po- winnaby stanowić reguły dla polityki, oraz w ynajdyw ać środki, jakiem i ma się posługiw ać polityk, jeżeli chce być politykiem
„naukowym", jeżeli chce postępow ać popraw nie.
Zapatryw anie to w ym aga jednak zasadniczej napraw y. Prze- dewszystkiem , nie we w szystkich dziedzinach życia i przyrody teorya ustanaw ia reguły postępow ania dla praktyki. Na polu b u downictwa, dajmy na to, budow niczy robi naprzód plan, liczy i mierzy, a w edług planów , obliczeń i w ym iarów staw ia budynek. Tutaj teorya obmyśliła z g ó ry całe postępow anie praktyki i u ło żyła dla niej ścisłe przepisy.
Ale już na polu sztuki teorjra nie je st m istrzynią praktyki; przeciwnie, bada ona praktykę, z niej czerpie swe zasady i całą m ądrość swoją; każda zaś now a praktyka burzy stare teorye i zm u sza do staw iania nowych.
Toż samo w stopniu daleko jeszcze wyższym dzieje się na polu przyrody i jej procesów . T eo ry a odgryw a tutaj rolę li tylko spostrzegacza i ucznia, nie zaś mistrza lub rządcy. T eo ry a może z badań przyrodniczych w yciągnąć pew ne reguły i zasady, ale re guł tych i zasad przyrodzie ani jej procesom narzucić nie je st w stanie. Bo też reguły te i zasady odnoszą się li tylko do bada nej p r z e s z ł o ś c i , z której można w prawdzie, z pew nem p raw dopodobieństwem , w yciągnąć niejakie wnioski na przyszłość, lecz nigdy z pew nością apodyktyczną, — jedynie tylko z pew nem i za strzeżeniami.
Sporny natom iast je st stosunek teoryi do praktyki na polu rozwoju społecznego, dziejów ludzkich, czyli jednym słowem—po lityki. Poniew aż ludziom wydaje się, że rozwój społeczny i dzieje ‘) S. p. prof. L u d w ik G um plow icz do k on ał sam jeszcze korekty n in ie j szego arty k u łu — ostatniej swej pracy— w Gracu dnia 28 lipca r. b. P rzyp. red.
2 s o c y o l o g t a a p o l i t y k a.
ludzkie są wynikiem działań jednostek, a działania te zdają im się być zależne od woli owych jednostek, przeto w yprow adzają stąd w'niosek, że byle teorya ustaliła pew ne zasady pożądanego działania a tem samem — linie kierunku rozwoju, to jednostki, oświecone takiemi zdobyczami teoryi, stosując się do nieb w swem działaniu, pokierują rozwojem w^edług w skazówek teoryi t. j. w danym w ypadku—socyologii.
Z apatryw anie to, bardzo pow szechne naw et między socyolo- gami, jest, niestety, pozbaw ione podstaw naukow ych.
Rozwój ludzkości, na który składają się w pierw szym rzędzie dzieje polityczne, — je st procesem naturalnym , rów nym w swej istocie wszelkim innym procesom naturalnym . Czynnikami owego procesu nie są j e d n o s t k i , lecz z b i o r o w o ś c i — g r u p y s p o ł e c z n e . Socyologia bada ruchy tych zbiorowości i grup, których ogół składa się na rozwój ludzkości, oraz szuka praw7, rządząc}Tch temi rucham i. Ale najdokładniejsza naw et znajomość tych praw nie uzdolni jeszcze ludzi do ich zmiany, do nadania ruchom spo łecznym i rozwojowi ludzkości innego kierunku, do wyłam ania tych ruchów' i tego rozw oju z pod w szechw ładnej mocy praw. 'Гак samo jak N ew ton ani K opernik nie mogliby zmienić biegu ciał niebieskich, którego praw idłow ość poznali, tak też i najgie- nialniejszy polityk, „kierujący losami p ań stw “, jak to piszą i hi storycy i gazeciarze, nie może zmienić kierunku ruchów społecz nych ani rozwoju ludzkości, choćby naw et zdobył całą mądrość największych socyologów .
Bo w polityce ludzie pozornie tylko kierują rucham i zbioro wości ludzkich; w7 istocie zaś ulegają prądom naturalnym , idącym od grup społecznych.
A by się o tem przekonać, zważmy przedewszj^stkiem, czem właściwie je st polityka, i jak a jej istota?
Polityką nazyw am y ogół działań, mających na celu opanow a nie jednych grup przez inne. Poniew aż opanow anie to i wyzysk nie mogą nigdy praw ie być osiągnięte za pom ocą środków poko jow ych, lecz są najczęściej rezultatam i akcyi gw ałtow nych, przeto działaniami, mającemi na celu osiągnięcie takich rezultatów7, są zawsze walki i w'ojny.
W walkach rozstrzyga siła waększa, ale na tę siłę składa się wiele czynników·—bądź m ateryalnych, bądź um ysłowych bądź też wszelkich okolicznościowych, albowiem i pozorny przypadek może stać się niekiedy składnikiem tej siły. W ogóle zaś na w iększą lub mniejszą siłę danej grupy społecznej w pływ ają nie jednostki, lecz sama natura; poniew aż zaś siła ta je s t czynnikiem
n a tu ra le m , przeto porusza się, jak każda siła naturalna, w kierunku, wskazanym jej przez naturę-rodzicielkę, a porusza się niechybnie i nieubłaganie. Czy może ktoś zatrzymać w biegu lawinę, toczącą się z alpejskiego szczytu ku dolinie? T a k porusza się i grupa społeczna we w skazanym jej przez sam ą naturę kierunku, w miarę siły, w jak ą w yposażyła ją natura.
Ka2da siła n atu raln a dąży do w ypow iedzenia się, do ujawnie nia się w formie, odpow iedniej swej naturze. Siła, wcielona przez naturę w postać lwa, dąży do ujaw nienia się przez pożeranie stw orzeń słabszych; siła naturalna, w cielona przez naturę w grupę społeczną, dąży do w ypowiedzenia i ujaw nienia się w formie p a now ania nad grupą słabszą, lub też w innej formie jej wyzysku. Praw o takie teorya może tylko p o z n a ć —ale zmienić go nie je st w stanie.
Na mocy tego praw a pow staw ały państw a; z małych państw pow stały wielkie, a jeżeli żadne państw o, bodaj i największe n a wet, nie poprzestaje n a tem, co posiada, nie zadow alnia się osią gniętą ju ż potęgą, lecz pożąda coraz w iększej w ładzy i potęgi, jest to toż samo praw o natury, które popchnęło pierw szą drużynę n a jeźdźców do ujarzmienia pierwszej osady ludzkiej i do zaprzężenia jej w służbę niewolniczą.
Że takie dążności ekspansyjne nie są bynajmniej w łaściw o ścią wyłączną rządów monarchicznj^ch i absolutnych; że nie mogą być położone na karb ambicyi, czy żądzy panow ania jednostek, sto jących na czele m onarchii absolutnych — tego najlepszym dow o dem są republikańskie stany zjednoczone A m eryki północnej, które dążą dzisiaj do połączenia się z republikam i A m eryki południowej w je d n ę całość, w celu utw orzenia wielkiego państw a wszech-ame- rykańskiego. Może się i nie śni naw et stronnikom dzisiejszym pa tt amerykanizmu, że ulegają temuż samemu praw u naturalnem u, ja kiemu ulegały w starożytności republikanie rzymsc}^..
Rozwój ludzkości sprow adza jed yn ie formy najrozm aitsze i komplikacye w przejaw ianiu się owego praw a naturalnego, lecz nie zmienia go. Jeżeli na miejscu licznych państew ek małych pow staje system wielkich m ocarstw , to częste a drobne napady rabunkow e i najezdnicze, w których ginęło po kilka tjTsięcy ludai, ustępują miejsca wielkim, od czasu do czasu podejmowanym, w ypraw om w o jennym o rozmiarach katastrof, w których giną miliony ludzi. Jest to tylko w ielka zmiana f o r m y p r z e j a w u powyższego p ra wa, nie zaś zmiana s a m e g o p r a w a .
Rzecz oczywista, że jeżeli na miejscu pierw otnych, tylko z naj- bliższemi sąsiadam i stykających się państew ek, w ystępują wielkie
system y m ocarstw, kom unikujące się łatw o z przeciwnym i krańca mi kuli ziemskiej—wówczas drobnostki, o ciasnym w idnokręgu po lityka z dziś na jutro, ustępują z kolei miejsca daleko sięgając\7m obliczeniom politycznym, wciągającym w rachubę różnorakie przy m ierza i skom binowane najazdy na kraje dalekie, bądź niecy wilizowane jeszcze, bądź też naw et należące do wspólnej kultury. W ted y w ystępuje na arenę czynnik nowy: dyplom acya, która służy państw om za organ naw iązyw ania i utrzym yw ania stosunków „przyjaźni“ z bliższemi czy dalekiemi m ocarstwami, w celu p o łą czonych akcyi przeciw państw om słabszym, które znów dla obrony szukają ze swej strony przym ierzy innych, aby dorów nać siłom nieprzyjacielskich aliantów.
W szystkie te akcye dyplom atyczne, które albo przygotow ują wojny, albo też cel w ojen starają się osiągnąć środkam i pokojo wymi, ja k np. nagromadzeniem wielkich wojsk i innych środków w ojennych, w celu zastraszenia słabszego przeciw nika,—w szystkie te akcye nie są rów nież niczem innem, jak tylko w ypływ em po- mienionego praw a naturalnego t. j. dążności do potęgow ania sił w łasnych kosztem cudzj'm.
Różnica zaś pomiędzy fazami pierwotnem i, przedkulturalnem i, a dzisiejszą, w przejaw ianiu się tego praw a, leży tylko w tem, że w czasach pierw otnych o;ve dążności w ystępow ały bezpośrednio, bez wszelkiej osłony, podczas, gdy w czasach wyższej kultury, ludzie, kierujący polityką, muszą liczyć się z różnymi nabytkami kultury, jakiemi są np. etyka, praw o m iędzynarodowe, przykazania boskie, opinia publiczna, zasady religii i t. p. i nie m ogą postępo wać tak otw arcie, jak właściwie postępow aćby chcieli, gdyby się nie liczyli x pomienionemi względami. Stąd w ynika pew na chwiej- ność i dwoistość w postępow aniu ludzi, stojących na czele rządów i kierujących „polityką“ państw . Linia postępow ania państw wy znaczona je st przez praw o naturalne w kierunku „interesu“ t. j. w kierunku nabyw ania coraz większej potęgi, przysparzania śro d ków m ateryalnych, zasobów wszelkiego rodzaju i t. p.
Tym czasem k u l t u r a w ytw orzyła różne zaw alidrogi dla n a turalnego rozw oju sił żyw otnych, jako to: etykę, m oralność, reli- gię, praw o m iędzynarodow e i t. d. Ci więc, co w pełnem przekona niu, nieham ow ani żadnemi skrupułam i kulturalnem i, szliby dawniej w kierunku żyw otnych in teresów grup swoich, lub ustrojów spo łecznych, muszą teraz praw dziw e swe dążenia naturalne osłaniać różnemi płaszczykami „kulturalnem i“. Mając zamiar pow iększenia swego państw a kosztem upatrzonego państw a słabszego, uciekają się, dla uzasadnienia napadu, do w yw odów praw nych, do teoryi 4 S O C Y O L O G I A A P O L I T Y K A .
politycznych, do różnych rzekomych zagrożeń, doznanych ze strony mącącego w odę wilkowi baranka i t. p. sztuczek dyplomatycznych. Cała, w taki sposób pow stała sztuka dyplom atyczna, nie je st atoli niczem innem, jak tylko usiłow aniem osłonienia polityki naturalnej płaszczykiem kulturalnym . Można powiedzieć, że a n t a g o n i z m n a t u r y i k u l t u r y w y t w a r z a d y p l o m a c y ę . Dopóki za myka się oczy na w łaściw ą naturę rzeczy, dopóki się wierzy, że dzieje polityczne są dziełem dyplom atów, dopóty — ze stanow iska kultury ·— ludzie nie m ają dość słów potępienia dla „hipokryzyi dyplom acyi“, która „inaczej mówi a inaczej działa, pełna je st obłudy i fałszu, zobowiązań nie dotrzym uje, najśw iętszym zasadom mo ralności sprzeniew ierza się“ i t. p. Ze stanow iska kultury zarzuty takie są najzupełniej uzasadnione. Ale ze stanow iska socyologii rzecz przedstaw ia się inaczej. T utaj spraw dza się przysłow ie fran- cuzkie: tout comprendre с est tout pardonner. Socyolog widzi w dy plom atach, politykach i mężach stanu tylko ofiary bezsilne anta gonizmu kultury i natury. Praw'dziwe ich dążenia są im w ytknięte przez naturę ich w łasnych ustrojów społecznych; poniew aż jednak dążenia te nie zgadzają się z zapatryw aniam i kulturalnem i, przeto biedacy ci nie chcą i nie mogą się do nich przyznawać, a może naw et sami przed sobą do nich się nie przyznają. A jednak słow a ich, może naw et i myśli ich, nie zgadzają się z ich czynami, bo te ostatnie porw ane są prądem dążności naturalnych nie jednostek, lecz grup i ustrojów społecznych. W końcu—istotny rozwój dzie jów zadaje kłam w szystkim deklamacyom dyplom atycznym , w szyst kim umowom i traktatom m iędzynarodowym, a moraliści potępiają dyplom atów jako ludzi „bez czci i w iary, którzy okłamują świat i łudzi pięknemi frazesami, a w głębi duszy knują m ord i bezpraw ia“.
Nie czuję się pow ołan3’m by być obrońcą dyplom atów ; nie o nich mi też tu idzie. Chciałem tylko, przez w yjaśnienie ich sta now iska, rzucić św iatło na stosunek polityki do rzeczywistego roz woju dziejowego. Ludzie mniemają, że politycy kierują rozwojem dziejów, że polityka je st niby w arsztatem , w którym fabrykują się dzieje. Bo i jakże? cóżby innego robili politycy, dyplomaci i mę żowie stanu? czemżeby zresztą istniała polityka?
Tym czasem rzecz ma się zupełnie inaczej: P olityka ma zada nie pośredniczenia pomiędzy tem co stać się musi, a tem, co, w e dług danego stanu kultury, stać by się powinno; ma godzić nie przejednane przeciw ieństw a pomiędzy istotnym , nieubłaganym bie giem wypadków , a całym zasobem zapatryw ań kulturalnych danej chwili.
6 S O C Y O L O G I A A P O L I T Y K A .
wania polityków nie mogą ani o w łos zmienić praw idłow ego biegu dziejów, w ytkniętego przez stosunek pasujących się z sobą sił społecznych. A jednak! i polityka i dyplom acya są przecież tak samo w ytw oram i procesu naturalnego, ja k państw a same i w szyst kie instytucye państw ow e. Nie można więc pomyśleć sobie roz woju dziejów bez polityki i dyplomacyi. W takim jed n ak razie upraw nione je st pytanie, ja k ą to funkcyę spełniają w procesie spo łecznym polityka i dyplomacya?
P o p ro stu —spełniają one funkcyę ham ulca na spadzistej d ro dze. W strzym ują rozwój w ypadków , któryby bez nich się dokonał w pędzie szalonym —przez m orze krwi. I w tem leży wielkie zna czenie kulturalne polityki i dyplomacyi. Co w edług odwiecznych praw n atu ry stać się musi — to niechybnie się stanie. A le to, co bez polityki i dyplom acyi stałoby się szybko i gw ałtow nie w spo sób pierw otny i barbarzyński—dzięki polityce i dyplom acyi strje się często nieco powolniej i łagodniej, z możliwem uw zględnie niem postulatów kultury; w końcu jednak natura zwycięża, a jej zam iar—jeżeli o nim mówić m ożna—spełnia się. Skoro zaś rze czy tak stoją, jakież znaczenie ma dla polityki socyologia? Czy żadne?
Chcąc na to pytanie dokładnie odpowiedzieć, trzeba rozróżnić przedew szystkiem politykę zew nętrzną od w ew nętrznej t. j. mię dzynarodow ą od państw ow ej. Pierw sza obejmuje w szystkie sto sunki, w ytw orzone przez nieustanne dążenia państw do coraz w ię kszej w ładzy i potęgi, t. j. stosunki, będące źródłem dziejów poli tycznych. N atom iast polityka w ew nętrzna obejmuje tylko w ew nę trzne stosunki państw ow e i rozwija się pod zwierzchnictwem rządu, a jeśli niekiedy przeciw niemu w ystępuje (polityka rew'olucyjna) to dąży do ustalenia innego rządu. Pom ów m y więc naprzód o zna czeniu socyologii dla polityki zewnętrznej. D la tej ostatniej so cyologia może mieć tylko znaczenie środka oryentacyjnego. Uczy ona oceniać należycie objawy społeczne, a zaftem także i politykę. Nie je st to bynajmniej rzeczą obojętną. W7iedza jest jednym z naj w iększych skarbów ludzkich. O dpow iednia ocena otaczających nas objaw ów społecznych je st ważnym czynnikiem szczęścia i spokoju. Do oceny takiej przyczjmia się wiedza, a wobec w ypadków poli tycznych—socyologia. O cena odpow iednia wszelkich akcyi dyplo matycznych, ułatw iona przez socyologię, ustrzeże nas przed złudze niami z jednej, a przed zw ątpieniam i z drugiej strony. W iedząc, że akcya dyplom atyczna nie zdoła pow strzym ać stanow czo biegu praw idłow ego rozw oju dziejów, ze spokojem będziem y się przy patryw ali bezskutecznym m atactw om dyplom atów: znam y bowiem
ich nicość. Nie zduszą one istotnych sił w ew nętrznych żadnego narodu i nie pow strzym ają przebudzenia się żadnego z nich, jeśli siły żyw otne kiełkują i rozwijają się w nim, podobnie jak żadne usiłowania, choćby i najpotężniejszych władców, nie stw orzą u stro jów państw ow ych tam, gdzie brak silnej podstaw y narodow ej i n a turalnych w arunków bytu politycznego (np. takie państw o Kongo!). Z drugiej stro n3^, nie będziem y łudzili się możliwością zapro w adzenia takich m iędzynarodow ych urządzeń kulturalnych, które są w prost przeciw ne naturalnem u rozwojowi społecznemu. Tak tedy socyologia uznaje z góry za bezskuteczne usiłow ania zapro wadzenia wiecznego pokoju międzynarodowego, powszechnego rozbrojenia i t. p.
Pow oływ anie się pacyfistów na rozwrój i na doskonalenie się władz umysłowych człowieka, objawiające się w odkryciach, w y nalazkach i licznych ulepszeniach życia powszedniego, nie ma tu żadnego znaczenia. W szelkie odkrycia, wynalazki, ulepszenia i n a bytki kulturalne nie zm ieniają bowiem sto su n k u — niestety n a t u r a l n e g o — gr up społecznych do siebie; przeciwnie, przyczyniają się tylko do tem energiczniejszego dążenia ku wyzyskowi je dnych grup i jednych państw przez inne.
Zaledwie bracia W rig h t i hrabia Zeppelin w ydoskonalili że glugę pow ietrzną do tego stopnia, że można już bezpiecznie po dejmować dłuższe podróże pow ietrzne i aeroplanem, czy balonem sw obodnie kierować, aliści rządy wojskowe z w ydoskonalenia tego starają się korzystać w celach strategicznych i setki głów łamią się już nad zagadnieniem, czyby nie można było bom bardow ać z pow ietrza stolic i tw ierdz nieprzyjacielskich?
Pytam , czy najw yższy tryum f sprytu ludzkiego, jakim jest dzi siaj żegluga napow ietrzna, ma jakikolw iekbądź w pływ na antago nizmy społeczne, na stosunek Francuzów do Niemców, białych do murzynów, m ahom etan do chrześcian, robotników do pracodawców? Jakiż może być związek pomiędzy wynalazkiem telegrafu bez drutu i telefonów, a w spółzaw odnictwem Anglii i Niemiec w celu opanow ania handlu m orskiego? W szak cała technika ludzka jest tylko w ytw orem dążności do coraz większego dobrobytu.
Czyż można przypuścić, aby tryum fy techniki przytłum iły tę dą żność? Przeciwnie, czym większe są te tryumfy, tem bardziej rośnie pragnienie dobrobytu —■ owo wieczne źródło walk, rozlew u krw i i — rozw oju dziejów ludzkości. Bo tryum fy techniki podniecają i podsycają tylko coraz bardziej pragnienie dobrobytu, wykazując możliwość spotęgow ania go bez granic—dla tych, dla których owe
zdobycze techniki są łatw o dostępne, którzy się nimi posługiw ać mogą.
Pow iadają obrońcy bezgranicznego postępu, że um ysł ludzki, tak twórczy i genialny w w ynajdyw aniu środków uprzyjemnienia życia, w dalszym rozwoju zdoła niew ątpliw ie wynaleźć sposoby usunięcia rozlewu krwi pomiędzy ludźmi i zmieni urządzenia państw w taki sposób, iż w nich m alkontentów nie będzie. A le ci opty miści w yprow adzają w nioski z niewłaściw ych przesłanek i dla tego wnioski ich są błędne. Z dotychczasowego postępu techniki można tylko w yprow adzić wniosek, że postęp ten je st bezgrani czny i że produktem ubocznym tego postępu je st również pole pszenie bytu wielkich mas ludności. Dopóki jed n ak postęp te chniki nie stłumi pow szechnej żądzy dobrobytu i dopóki żądza ta je st rów nie bezgraniczna jak sam postęp techniki, to owe dwie sfery życia rozw ijają się rów nolegle w nieskończoność, nie krzy żując się nigdy ze sobą, nie tłumiąc się, lecz przeciw nie, podnie cając i podsycając się nawzajem. Umysł wynalazczy znajduje bez- wątpienia zachętę w widokach wielkich nagród ze strony tych, którzy dać je mogą, a dla których każdy w ynalazek now y je st no wym środkiem do zw iększenia swego komfortu i dobrobytu. J e żeli zaś z jednej strony żądza dobrobytu je st wiecznem źródłem walk i wojen, postęp techniki zaś z drugiej strony żądzę tę tylko podnieca i potęguje, to śmiało powiedzieć można, że wszelkie w y nalazki i odkrycia ducha ludzkiego źródłu temu przysparzają tylko przypływ ów , czyniąc je coraz obfitszem i bardziej niebezpie- cznem.
Jeżeli jednak, wobec polityki zew nętrznej, m iędzynarodo wej, socyologia ma tylko znaczenie czynnika oryentacyjnego, to rzecz ma się inaczej wobec w ew nętrznej polityki państw ow ej.
W prawrdzie istota polityki pozostaje zawsze taż sama, bez względu na to, czy je st skierow ana przeciw społeczeństw om za granicznym, czy też przeciw krajow ym grupom społecznym; pe w na jednak różnica leży w tem, że pohtyka zew nętrzna nie jest skrępow ana żadnemi ograniczeniami praw nem i, podczas gdy po rządek prawn}7, istniejący w ew nątrz państw a, staw ia w norm alnym biegu w ypadków pew ne zapory, których polityka w ew nętrzna prze
kraczać nie śmie.
Dalsza różnica leży w tem, że polityka zew nętrzna odgryw a się na daleko szerszym terenie, na którym działają w pływ y prze możne, idące z najdalszych, nieprzejrzanych oddaleń, w pływ y nie obliczalne i nieprzewidzialne, wobec których w szelka przezorność ludzka i wszelkie kom binacye idą często na m arne. W obec ta
kich w pływ ów w szelka polityka zew nętrzna je st niby okrętem , puszczonym bez żagla na łaskę wiatrów.
Tym czasem polityka w ew nętrzna odgryw a się na ściśle ogra niczonym terenie, na którym w pływ y i siły działające dadzą się łatwiej obliczyć.
K iedy wTięc na polu polityki zew nętrznej wszelkie osobiste postanow ienia i zamiar}', choćby i najpotężniejsz3Tch władców, nie mają żadnego znaczenia, a rozwój odbyw a się praw idłow o, jak każdy proces naturalny, bez wTzględu na program y rządów, albo naw et na zaw arte trak taty czy umowy, — to na polu polityki w e w nętrznej, jakkolw iek i ta odbywTa się praw idłow o,—postępow anie i działanie zarówno rządu, jakoteż i grup społecznych, nie odbywa się bezwiednie, lecz z pełną świadomością. Stoi ono zatem pod w pływem pew nych rozum ow ań i rozwagi, na które zdobycze, czy praw dy teoryi, a więc w danym w ypadku—socyologii, mogą wpływ pew ien w ywierać.
A by doniosłość możliwego w pływ u teoryi na praktykę, a więc socyologii na politykę należycie ocenić, trzeba rozróżnić naprzód podm ioty pojedyncze polityki w ew nętrznej t. j. odpowiedzieć so bie na pytanie: kto to w ew nątrz państw a prow adzi, czy „robi“ politykę? W pierw szym rzędzie je st to przedew szystkiem rząd. On bowiem rządzi, rozkazuje, nadaje praw a, ogłasza rozporządze nia; w brew jego wroli nic w państw ie dziać się nie może, a zatem je st on największym spraw cą całej polityki wew nętrznej. Ponie waż tedy rząd składa się z jednej lub z niewielu osób, na które nauka i teorya m ogłyby mieć wpływ, tru d n o zaprzeczyć, że p ra w dy socyologiczne, o ile „sztuki rządzenia“ dotyczą, m ogłyby zna leźć zastosow anie w praktyce, oraz, że polityka w ew nętrzna rządu m ogłaby być wcieleniem zasad, uznanych przez socyologię za zba w ienne zarów no dla rządów , jak i dla państw .
PrOcz rządów , podmiotam i polityki w państw ach są pojedyn cze grupy społeczne, a niekiedy „cały naród". Z grup społecznych każda ma swoje odrębne w państw ie stanow isko, z którego w y pływ ają odrębne interesy każdej grupy, a zatem i odrębna polityka każdej grupy. O dróżniam y w państw ach europejskich politykę konserw atystów czyli junkrów , politykę „burżujów “, politykę pro- letaryatu, politykę kleru i t. d.
Otóż, jeżeli przypuścim y, że na politykę rządu mogłyby mieć w pływ ustalone w teoryi praw dy socyologiczne, to nie je st wy kluczone, iżby i grupy społeczne z praw d takich nie miały ko rzystać i prowadzić swej polityki w myśl praw d, ustalonych przez naukę. Nie należy jednak zapominać, że, czem liczniejsza je st grupa,
10 S O C Y O L O G I A A P O L I T Y K A .
tera trudniej rozw aga teoretyczna może mieć w pływ na jej poli ty kę—czem mniejsza zaś, tem łatwiej praw dy naukow e trafiają do jej przekonania i w pływ ają na jej politykę. P o d tym względem rządy są w najkorzystniejszem położeniu. Z tego punktu widzenia nie można zaprzeczyć pewnej racyi optym istycznym nadziejom L e s t e r W a r d a, że p ostęp socyologii, w ydoskonalając coraz bar dziej „sztukę rządzenia“, spraw i, że kiedyś, w dalekiej przyszłości, na dzisiejszą „sztukę rządzenia" patrzyć będziemy tak, jak technika dzisiejsza spogląda na w yroby i rękodzieła epoki kamiennej ').
Jednakow oż na zdanie to L e s t e r W a r d a nie mogę się zgo dzić bez pew nego zastrzeżenia. W szelka polityka jest wytw orem nietylko rozważającego rozumu, ale także uczucia i namiętności. Nietylko trzeźwe rozum ow anie i rozważanie wszelkich argum en tów za i przeciw rozstrzygają o kierunku i sposobie politycznego działania, ale w pływ a na decyzyę stanow czą także i m om ent uczu ciowy, sym patya lub antypatya, chęć zemsty za doznane krzywdy, widoki ambitne i t. p.
Otóż L e s t e r W a r d w dziełach swoich z w ielką skrzętno- ścią kładzie wszędzie nacisk na rozwój r o z u m u l u d z k i e g o i n a fakcie tym buduje nadzieję coraz doskonalszej stru k tu ry państw , coraz to doskonalszego rządzenia się ludzi.
Ale czy u c z u c i a ludzkie w ykazują takiż sam rozwój postępo wy i takież doskonalenie się, jak rozum? Czy na polu uczućjudzkich porobiono takie ulepszenia i udoskonalenia, jak na polu techniki i mechaniki? Czy wiek XX-ty, wiek żeglugi napow ietrznej i tele fonów bez drutu nie zna już rozlewu niewinnej krwi ludzkiej? Czy „miłość bliźniego“ w w ieku XX-ym po Chr. porobiła wielkie po stępy? I czy postęp ten może się mierzyć z postępem , jaki zaszedł np. pomiędzy lektyką starożytnych Rzymian, a dzisiejszym au to mobilem?
Potrzeba tylko rzucić okiem na pierw szy lepszy num er g a zety, aby stwierdzić nietylko mordy anatolijskie, popełniane na tysiącach niewinnych O rmian, ale i m orderstw a bez liku, p opeł niane w krajach kulturalnych z tysiącznych przyczyn, ale bądźco- bądź z m otywów nizkich, podłych albo bezrozumnych (np. w po jedynkach!). Czy w szystko to wykazuje, że rozwój uczuć ludzkich odbywa się w rów nym tempie, jak rozwój rozumu ludzkiego? Tego chyba nikt twierdzić nie będzie. Zdaje się naw et, że uczucia
ludz-*) „Ż yjem y dzisiaj w w iek u kam iennym sztuki rząd ze n ia“— w o ła ten zna- ko.nity Socyolog am erykański. (D ynam ie Sociology 1897, 1. 40).
kie są m om entem stałym w rozwoju ludzkości, a niektóre opisy ludów pierw otnych (np. N a n s e n a opis Eskimosów, albo S y g - f r y d a G e n t h e g o opis Sam oańczyków) dow o d zą,że pod w zglę dem uczuć, zwłaszcza zaś pod względem „miłości bliźniego“, ludy pierw otne, „bezkulturalne“, daleko wyżej stoją, aniżeli ludy „cywi lizow ane“. W każdym bądź razie takie, w iarogodnie poświadczone fakty, dowodzą, że rozwój uczuć ludzkich pozostaje daleko w tyle poza rozwojem rozum u ludzkiego. Poniew aż zaś na każdą politykę— zew nętrzną czy w ew nętrzną, w pływ a nietylko rozum, ale także uczucie, przeto w niosek L e s t e r W a r d a, że kiedyś dzisiejszy „okres kam ienny“ sztuki rządzenia minie, je st nieco jednostronny, gdyż uw zględnia jedno tylko źródło polityki, jakim je st rozum ludzki, a zapomina o uczuciu, które w polityce nie mniejszą od gryw a rolę χ).
L U D W I K G U M P L O W I C Z .
') W pam iętnik u baronow ej B e r t y S u t t n e r , pośw ięconym w z n a cznej części p ro pagandzie pacyfistycznej, g łó w n y m ró w n ie ż argum entem , uza sadniającym n adzieję w iecznego po ko ju m iędzyn arod ow ego , je s t — rozw ój du cha ludzkiego i postępu kultury. Nie w iedziała jeszcze ba ro n o w a Suttner, że zaledw ie bracia W r ig th i hr. Z eppe lin w ydoskonalą żeg lug ę napow ietrzną, ju ż artylerye europejskie przerabiać zaczną działa swe tak, iżb y niem i m ożna było skutecznie ostrzeliw ać balony. R o zu m ludzki zro b ił postęp w ie lk i— ale uczucia ludzkie?...