• Nie Znaleziono Wyników

Wyjazd do Szwecji w 1980 roku - Danuta Zipper-Olędzka - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wyjazd do Szwecji w 1980 roku - Danuta Zipper-Olędzka - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

DANUTA ZIPPER-OLĘDZKA

ur. 1931; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Szwecja, PRL

Słowa kluczowe Szwecja, PRL, współczesność, mąż, Marzec 1968, antysemityzm, stosunki polsko-żydowskie, tożsamość, emigracja, wyjazd do Szwecji, nauka języka szwedzkiego, praca

Wyjazd do Szwecji w 1980 roku

Miałam męża Polaka przez siedemnaście lat i wszystko było bardzo dobrze. I jak była ta historia w [19]68 roku, to on był zawsze po mojej stronie, zawsze. Nie wolno było włączać radia, chronił mnie i wszystko było dobrze. Bardzo mało wiem, bo mój mąż mnie chronił. Nie słyszałam, nie czytałam, nie słuchaliśmy radia. On starał się, żebym ja nic nie wiedziała, żeby mi nie sprawiać przykrości. Ja nie mogę powiedzieć na niego złego słowa, poza tym, że tak się skończyło. W [19]77-8 poznał młodziutką dziewczynę, jak to w życiu bywa, i się skończyło. Wtedy mi powiedział: „Musisz wiedzieć, że my, Polacy, mamy to we krwi, że nie lubimy Żydów”. Po raz pierwszy mi coś takiego powiedział.

Byłam lubiana i dobrze mi się pracowało, lubiłam swoją pracę. Czułam się potrzebna i zdawałam sobie sprawę, że robię dobrą robotę. I że jak ktoś z personelu ma operować kogoś ze swojej rodziny, to proszą mnie. To też coś [znaczy], personel wie najlepiej, kto jest dobry, a kto mniej dobry. Tak że ja bardzo lubiłam swoją pracę.

Nie miałam gdzie wyjechać, nikogo nie znałam, nie mam żadnej rodziny nigdzie, nie znam obcych języków. Nie miałam się gdzie podziać. Dostałam propozycję zastępstwa w Szwecji, więc pojechałam. Miałam pięćdziesiąt lat, obcy język, makabra. Nie mam zdolności językowych. Ale miałam wspaniałego szefa, Czecha, tak że z nim się łatwo porozumiewałam. Wspaniały, on już niestety nie żyje, cudownym człowiekiem był i bardzo mi pomagał. Szwedka, która uczyła mnie szwedzkiego, też była cudowna. Przyjechałam do Szwecji, zapisałam się na język szwedzki, rozmawiałyśmy właściwie prawie że na migi i ja zaczęłam od tego: „Żebyś wiedziała, że ja jestem Żydówką”. Ona mnie zapytała: „Czy to znaczy, że nie możesz przychodzić na lekcje w soboty? Dlaczego mi to mówisz?”. Oni tego w ogóle nie rozumieją tutaj, ale ja już się tego tak nauczyłam, że ja zawsze zaczynam od tego.

Tam, gdzie mieszkam, to jest małe miasteczko, mam willę, mam bardzo dobrze,

(2)

znam wszystkich sąsiadów, mam bardzo dobre układy i wszyscy wiedzą, że jestem Żydówką, wszyscy wiedzą. Nie mam żadnych problemów. Trafiałam naprawdę na wspaniałych ludzi. Natomiast trafiłam też na gorszych – polskich kolegów w Szwecji.

Jeden kazał mi wyjść z pokoju, gdzie się piło kawę – powiedział po polsku, Szwedzi przecież nie rozumieli: „Widzisz, że tu siedzi Polak i Żyd nie będzie siedział przy tym samym stole. Proszę wyjść”. Na co ja usiadłam z kawą i powiedziałam: „Drzwi są tam”. To był pan, który pracował w tym samym szpitalu w Warszawie, był ginekologiem. Miał bardzo złe dla Szwedów nazwisko, takie nazwisko z trudnymi literami, więc zmienił sobie nazwisko na szwedzkie. I był walczącym nazistą. Inni nie aż tak. Ale na przykład zrobili polski wieczór w kawiarni, w tajemnicy przede mną, kolega poprosił mnie, żebym wzięła za niego dyżur, bo on ma ważne sprawy rodzinne, więc ja oczywiście wzięłam za niego dyżur i on poszedł. I nie wiedziałam w ogóle o tym. I wtedy przyszedł kolega Szwed i powiedział: „Słuchaj, ja mogę wziąć za ciebie dyżur, bo przecież wy macie polskie przyjęcie dzisiaj”. „Jakie przyjęcie?”, „No jak to?”. To było dla Polaków, nie dla mnie. To ciągle tak było, tak że ja kontaktu z Polakami w Szwecji nie utrzymuję.

Data i miejsce nagrania 2012-09-04, Sztokholm

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tam były takie stragany z materiałami, pamiętam zapachy tych materiałów, i wybierałyśmy kreton na sukienki, wtedy dzieciom się szyło sukienki, które się nazywały

I ja pamiętam, że to było po prawej stronie, że to była suteryna, tam było kilkoro dzieci, młodsze rodzeństwo, Eścia była najstarsza, i tam było

Gabrysia była blondynką, niebieskooka, śliczna dziewczynka, zupełnie niesemicka i ona miała wszelkie szanse, wszelkie możliwości, [żeby przeżyć], bo trzeba było mieć dobry

I ja czułam, że cała krew ode mnie spłynęła, a przecież nie mogłam się do tego przyznać, więc siadłam, zdjęłam buty i udawałam, że wysypuję piasek z buta, żeby

To było świństwo z mojej strony, ale ja przecież chciałam się uczyć, chciałam studiować, a ona mi nie pozwoliła do szkoły chodzić, ona mi nie pozwoliła czytać. Ona

Ja usłyszałam takie wypowiedzi: „Teraz przyjeżdżają Żydki i udają kuzynów, krewnych i chcą ściągać wszystkie bogactwa”. Ja sobie pomyślałam: „Ja mam dowód własności

Ona mnie przepraszała, a ja jej byłam taka wdzięczna, przecież wyleczyła mnie z tego świerzbu, a to, że mnie poparzyła, to przecież nie chciała. Ona jeszcze mnie prosiła

Byłam, to już było sporo lat temu, w jakiejś takiej kawiarence, która się nazywała „U Szewca”, i byłam wstrząśnięta, bo w tej kawiarence były ciągle