• Nie Znaleziono Wyników

Gdy kieruję się regułą, to nie wybieram

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gdy kieruję się regułą, to nie wybieram"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

1998, R. VII, Nr 3 (27), ISSN 1230-1493

Albrecht Wellmer

Rozumienie i interpretowanie*

1. W Dociekaniach filozoficznych, §§ 201 i219: Wittgensteinpisze „[...] wska­ zujemy w ten sposób, że istniejetakieujęcie reguły, które n i e jest interpretacją.

Przejawia się ono od przypadku do przypadku w tym, co nazywany «kierowa­

niem się regułą»oraz «postępowaniem wbrewniej». Dlatego istnieje skłonność, by mówić: każde działanie według regułyjestjakąś interpretacją. Tymczasem

«interpretacją» należałoby nazywaćjedynie zastępowaniejakiegośwyrazureguły innym. [...] Gdy kieruję się regułą, to nie wybieram. Regułą kieruję się na ślepo”*1.

* Za wyjątkowo rozjaśniającą dyskusję nad wcześniejszym ujęciem tej pracy dziękuję uczestnikom i uczestniczkom mojego kolokwium filozoficznego na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie w semestrze letnim 1997.

1 Ludwig Wittgenstein, Dociekania filozoficzne, przekład Bogusław Wolniewicz, PWN, Warszawa 1972. Wszelkie dalsze cytaty z Wittgensteina pochodzą z przekładu B. Wolniewicza.

Powyższezdania kulminacją żmudnej analizy Wittgensteina,która po de­ strukcji „obrazowo-asocjacyjnego” modelu znaczenia, pozornie prowadziła do radykalniesceptycznychkonsekwencji, zgodniez którymi kierowanie się regułą zwią­ zanebyłoby z niekończącym się procesem interpretacji, który w końcu znosiłby możliwość rozróżniania między „poprawnei „błędne, a przez to podważałby i sa­

mo pojęcie „kierowania się regułą”. Konsekwencja taka, sądzi Wittgenstein, jest wyrazemkonfiizji: „interpretacją” pewnej reguły,jak dalej twierdzi, „należałoby nazywać jedynie zastępowanie jakiegoś wyrazu reguły innym”. Interpretacje w po­

wyższym sensie są wprawdzie niekiedykonieczne i pomocne, ale zrozumienie re­

gułytj. zdolnośćdokierowaniasię nią nie może się wyczerpywać w zdol­

ności jej interpretowaniawpowyższym sensie; zrozumienie reguły może się w o- stateczności tylko ujawnić w jej zastosowaniu, a więc wpraktycznej umiejętności kierowaniasię nią; i ta praktyczna umiejętność jest w istotnym sensieumiejętnoś­

cią „ślepego”, tj. nieinterpretacyjnego kierowania się regułą. Wittgenstein wska­ zuje przytym na proces „tresury”, który umożliwiawykształcenie się zdolności do kierowaniasię regułą i daje do zrozumienia, że kierowanie się regułąjestwis­ tocie częścią pewnej praktyki, „gry językowej”, pewnej formyżycia. Bez owego

(2)

22

zaplecza(złożonej) praktyki, owej „gry językowej”, w której splecioneczyn­ ności językowe i pozajęzykowe, pojęcie „kierowania się regułą”, odróżnienie

„poprawnego” od „błędnego”,a tym samym i pojęcie „znaczenia”pozostawałoby niezrozumiałe.

W nawiązaniu do częściowo wyżej cytowanych §201 i §202 stwierdza się:

„Dlatego «kierowanie się regułą»jest pewnąpraktyką. A sądzić, że kierujemy się re­

gułą, tonieto samo,co kierowaćsię regułą. Dlatego nie możnakierować się regułą

«prywatnie»; wtedybowiemsądzić, że kierujemy sięregułą, byłoby tym samym, cokierować się regułą”. To właśnie zdanie rozsadza świat ideowy interpretato­ rów Wittgensteina. Czy Wittgenstein twierdzi tu, że do rozmowy koniecznych jestkilku mówców, pomiędzyktórymidopiero możliwejest cośtakiego, jak pu­ bliczne kierowanie się regułą, czyteżsygnalizuje on tu tylko rezultattzw. argu­ mentu zjęzyka prywatnego(wścisłym sensie) z §258?Przychylamsiędo po­ glądu Kripkego i Davidsona, żeWittgensteinobstaje tu przy tezie silniejszej lub też, że zgodnie z istotąrzeczy i logikąargumentacji, obstawać musi. Jednocześ­ nie wierzę, że dostatecznego uzasadnienia tej tezy nie możnaznaleźć ani uWitt­

gensteina, ani u Kripkego, ani u Davidsona. Uzasadnienie takiemusiałoby, moim zdaniem, składać się z kompleksowej wiązki argumentów, której nie podał żaden z wymienionych autorów. Jednocześnie sądzę, że u Kripkego znajduje się intere­ sujący argument częściowy,do któregochciałbym nawiązać, nie po tojednakże, aby bronić silnej wersji argumentuPS2, ale po to, abyprzygotować moje później­ sze rozróżnienie między„performatywnymi„interpretatywnymrozumieniemjęzy­ ka, względnie też, między problemem rozumienia z punktu widzenia pierwszej osoby(mówiącego)i problem rozumieniaz punktu widzeniadrugiej osoby (inter­ pretującego). Rozróżnienieto kieruje nas w stronę takiego „rozumienia języka, na którym niedasię już od siebie oddzielić „rozumieniai „interpretacji”. Dopytań, które się tampojawiają,znajdujemyu Wittgensteina ważne wskazówki, sądzę jed­ nak, że owe wskazówkimogą być pouczające tylko wówczas, gdy włączy sięje do zbiorupytań, którego Wittgensteinnierozwinął.

2 Wszędzie gdzie używamy skrótu PS, oznacza on Privatsprache, co znaczy język pry­

watny.

3 Saul A. Kripke, Wittgenstein on Rules and Private Language, Oxford 1982, s. 37.

4 Tamże, s. 68.

2. Zrekonstruuję teraz w sposób dość swobodny „argument częściowy'”

Kripkego, októrym była wyżej mowa.W tym celu zacytuję dwazdania Kripke­

go, w których odnajduję istotęjego argumentu. Zdanie pierwsze brzmi: „Związek między znaczeniem lub intuicją a przyszłym działaniemjest normatywny, a nie opisowy”3. Drugie zdaniegłosi: „Okazuje się, że rozwiązanie sceptyckie nie po­ zwalanam stwierdzać, co ma na myśli konkretnajednostka pojęta w oderwaniu, wizolacji”4. Kripke wzmacnia te tezyprzez analizęzdań wrodzaju „X mówiąc

«plus» ma na myśli dodawanie. „Gramatyczna analiza takich zdań, twierdzi

(3)

23 Kripke, dowodzi, że ichużycie jest zrelatywizowane do określonej wspólnoty językowej5. Teza tazostała przezwielu komentatorów źle zrozumiana i przezto

skrytykowana. W rzeczywistości orzeka się w niejtotylko, żejednym zwarun­

kówużycia zdań typu „miećna myśli”jest założenie istnienia różnicy przynaj­ mniej między dwoma rozmówcami. Argument Kripkego stajesię jasny, jeżelitro­ chę zmienimy jego przykłady. Sformułowanie Kripkego przesłania mianowicie fakt, że normalnie wzdaniutypu „mieć na myśliużyty przez X-atermin zostaje mu nie tylko uświadomiony, alejednocześniekorespondujący znim terminzosta­

je użyty we właściwy sposób przez wypowiadającego to zdanie. Mianowicie:

„Przez «i» X ma na myśliplus" lub „Przez «leje» X ma na myśli, że padarzęsis­

ty deszcz". Znajdujące się po prawej stroniepowyższychzdań wyrażenia wypo­

wiadający nie tylko sobie uświadamia, lecz i stosuje —w przeciwnym wypadku zdania te niemiałyby znaczeniaempirycznego. (W tym miejscu nie interesuje mnie kwestia, czy takie zdania można w sposób rozjaśniający przekształcić w zdaniao in­

nej strukturze logicznej). Zdania typu „mamna myślifunkcjonują podobnie jak

„zdania wyjaśniająceznaczenie: „Nonsense” (wangielskim)znaczy „bezsens”.

5 Tamże, s. 79.

Jeżeli zdania „mieć namyśli” sformułujemy wten sposób, to staje sięjasne, co Kripke twierdzi, gdy mówi, że związek pomiędzy „myślą”lub„zamiarem” a przy­ szłym działaniemjestzwiązkiem normatywnym a nie deskryptywnym. Gdy mówi­

myo X-ie,że ma onna myśli plus mówiąc „i, to twierdzimy, żeX— w pew­

nych warunkach użyje słowa „i” we właściwy sposób jako znaku dodawa­

nia, a przy tym uznajemy swoje użycie znaku dodawania„plus” za standardpo­ prawności. Gdybym stwierdził, że X używa słowa „iinaczej (szczególnym przypadkiem byłby ten, w którymXjeszczew ogóle dodawać nie umie), to mu- siałbym wycofać swoje „przyporządkowanie pojęciowe. Staje się więcjasne, dlaczegokonieczni są przynajmniej dwaj rozmówcy, aby zdania „mam na myśli”

posiadałyjakiś sens (tj. określonątreść i określone użycie).Mająone jakąś treść tylko dlatego, że użytkownik takich zdań pewnemu terminowi swojego języka (któryzarazem funkcjonuje jako norma poprawności) iwyrażeniu użytemuprzez innego rozmówcę (przezpierwszegotylko „uświadomionemu”) przypisuje „równo­ ważność”. Pierwszy rozmówca musi użyć swegojęzyka jako normy, aby móc powiedzieć, co inny rozmówca przez dane wyrażenie ma na myśli. Nawet wów­

czas, kiedy obaj używają pewnegowyrażenia w ten sam sposób, dowolnezdanie eksplikujące sens, np. „Przez «plus» X ma na myśli dodawanie”maokreśloną treść empiryczną (mianowicie tę, żeX używa słowa „plus tak samo jak ja). W przy­ padku izolowanej jednostki, tj. rozmówcy, który nie jest zarazem interpretatorem innych rozmówców, takiezdania tracą sens — ani nie majątreści empirycznej, ani fikcyjny rozmówca nie może w uzasadnionysposób swej własnej propozycji zaprzeczyć, anipotwierdzić. Znaczy to, że społeczność, o którą tu przede wszyst­

(4)

kimchodzijest minimalną wspólnotą dwóchrozmówców,którzy wzajemnie mo­ siebie pytać: „Co masz na myśli mówiącQ?”

3. Jak już powiedziałem, nie twierdzę, że tym samym pewna silniejsza wersja argumentu PS została uznana za konieczną; w każdym raziestało się oczywiste, że gramatykatakich słów jak „mieć na myśli”, „znaczyći „rozumieć zakłada wielość rozmówców, a więc że te słowa wpraktyce językowej rozmówcy izolo­

wanego nie mają zastosowania. Wychodząc z podanej przez Kripkego rekon­

strukcji argumentuPSgdy rozumie się ją tak, jakwyżej zaproponowałem można takżeDavidsonaidei „triangulacji nadać określony sens i to,jak sądzę, nawet lepszy niż ma ona u niego. [...] Teraz chciałbym dokładniej zbadać rolę owej„drugiej osoby(owego interpretatora) dlagramatyki zdań„mieć na myśli i „rozumieć.

Dotąd przez„mieć na myśli rozumiałem to, że mieć cośnamyśli wypowia­

dając określone słowo oznacza wiązanie określonego korelatu z rozumieniem te­ go słowa; mówiąc,że X przez „plus” ma na myśli dodawanie twierdzę,że X w okreś­ lony sposób używa słowa „plus”; inaczej mówiąc, wjęzyku X-a słowo „plus”

oznacza dodawanie. W rozważaniu Kripkego, tak jak je tu zrekonstruowałem, chodzi także o problemy „mienia na myślii „rozumienia” w bardzo specy­ ficznym sensiew tym mianowicie, żemożliwe jest rozumienie myślimó­

wiącego przez słuchającego. „Sądzenie i „rozumienie tym samym skorelo­ wanei rozdzielone między dwie osoby: przekonania mówiącego (to, co chce on wyrazić, jegokomunikatywnaintencja) jestrozumiane(lub nie)przez słuchające­

go (interpretatora). Idzie tu więc o rozumienie przez słuchającego intencji zawar­

tej w konkretnejwypowiedzi. Zdania„mieć na myśliKripkegowskazująwięcw is­ tocie na podnoszone przez Davidsona wątpliwości. Można by więc powiedzieć, że o ile Wittgenstein związek między „mniemaniem i „rozumieniem analizuje przedewszystkimz punktu widzenia „performatywnej” perspektywy mówiącego, o tyle KripkeiDavidson czyniąto z perspektywy „interpretatywnej”słuchającego6. Jakie jednakpowiązaniazachodząmiędzy tymi perspektywami?

6 W pierwotnej wersji tego artykułu połączyłem te dwie perspektywy z rozróżnieniem między rozumieniem zdania i wypowiedzi. Rozjaśnienie tego problemu zawdzięczam przede wszystkim Ruth Sonderegger i Peterowi Grónertowi.

Zrazu można by odpowiedzieć (i jeżeli dobrze rozumiem, była to w istocie odpowiedź Wittgensteina), że kompetencja językowa mówiącego (tj. wyuczone przez niego znaczeniesłów i zdań)ogranicza możliwości tego, co może on mieć na myśliw użytych przez siebie zdaniachw danej konkretnej sytuacji, a że mó­ wiący i słuchający należądo obszaru wspólnej kompetencji językowej tym sa­ mymzostają ograniczone możliwości rozumienia przezsłuchającegowypowiedzi mówiącego. Faktycznie często jest tak, że sytuacja, w jakiej znajdują się dwaj rozmówcy w połączeniu z użytymi wyrażeniami językowymi nie pozostawia już żadnego luzu interpretacyjnego. Komunikatywne intencje są tu, jak Wittgenstein

(5)

25 gdzieś powiedział, tak wmontowane w ich sytuację, żerozumienie ich wypowie­ dzi staje się „automatycznym” rozumieniem. Jeżeli kasjerka w supermarkecie mówi: „Suma wynosidwadzieścia złotych i pięćdziesiąt groszy”, to rozumiem że,

„Suma wynosi dwadzieścia złotych i pięćdziesiąt groszyi płacę. Nie możemy jednak, przez analogiędo Wittgensteinowskiego„ślepego” kierowania się regułą,

mówić tu o „ślepymrozumieniu. Analogia ta prowadzi bowiemw ślepyzaułek.

Dlatego wolę mówić o „automatycznymrozumieniu i chciałbym terazpokazać, na ile takie „automatyczne rozumienie wypowiedzi mówiącego przez słuchają­

cego , w przeciwieństwie do„ślepego” kierowania się regułą, zawsze jest też in­ terpretacją.

4. Myślpodstawowa jest prosta; podczas gdy w rozważaniach Wittgensteina w centrum uwagi stoi punkt widzenia wspólnej praktykijęzykowej,u mnie na to miejscewchodzipluralizm perspektyw, które korelatem wspólnegojęzyka.

U Wittgensteinaw centrumstoi problem destrukcji intencjonalnegopojęcia zna­ czenia, tu w to miejsce stawiam wielość intencji umożliwianych przez wspólny język, a tym samym i wielość możliwych pomyłek, którepowodują,że rozumie­

nie staje się ważnym problemem „dorosłych” rozmówców. Podczas gdy Wittgen- steintematyzuje rozumienie głównie wpierwszej osobie mówiącego (mianowicie jako zdolność uczestników wspólnej praktyki do kierowania się regułą) u mnie tematem staje się zdolność drugiejosoby (słuchającej)do rozumienia wypowiedzi i uwzględnienia jej aspektów „okazjonalnych”. „Rozumienie” staje siętu zagad­

nieniem poprawnego ujęcia intencji komunikatywnych mówiącego przez słucha­ jącegointencji, które zawszemogły byćinne — intencji w tym sensie, w któ­ rym mówimy: „Rozumiem (lub nie rozumiem), comasz namyśli, nawet wów­

czas, gdy znaczenie wypowiedzianych słówi zdań jest bezsporne.

Najpierw chciałbym wyjaśnić, dlaczego nawet wprzypadkach „automatycz­

nego rozumienia wypowiedzi można mówićo interpretacji. Ogólniemówiąc ten interpretacyjny charakter rozumienia wypowiedzi ujawnia się wtym, żesłuchacz

— interpretatormusiumieć oddać własnymi słowami i ze swej własnej każdo­ razowej perspektywy to, co rozmówca wypowiada, a więc musi umieć powie­ dzieć, jak ową wypowiedź zrozumiał. Skoro tu mowa o możliwości odtwarzania, toma to zarazem znaczyć, że przy„automatycznym rozumieniu nie może natu­ ralniebyć mowy ojakimś (psychologicznym) akcie interpretacji; rozstrzygająca w tym przypadku jest zdolność słuchającego do eksplikacji swego rozumienia własnymisłowamii zeswojejperspektywy, co nie ma miejsca wprzypadku śle­ pego kierowania się regułą.W przypadku rozumieniawypowiedzi idzie o ujęcie te­ go, co ktoś inny chce powiedzieć. Takie ujęciewyznacza zawsze określone miej­

sce w określonej przestrzeni możliwychinterpretacji lub dezinterpretacji. Wprzy­

padku rozumienia regułchodzi zawsze o umiejętnośćprawidłowego użycia języ­ ka przez mówiącego,a do tej umiejętności zawsze przynależy ślepe, tj. pozainter- pretacyjne kierowanie się regułą. Dokładnie w tym sensie chciałbym odróżnić dwa rodzaje rozumienia. Pytam: (1) Jak przedstawia się rozumienie z performa-

(6)

26

tywnej perspektywy osoby mówiącej oraz(2) jak przedstawia się rozumienie z in- terpretatywnej perspektywy słuchającego.

Jeżeli tezę o „interpretatywnym”charakterze „automatycznego rozumienia ujmujesię w wyłuszczonym wyżej niepsychologicznym sensie, to u podstaw o- wego interpretującego rozumienia leżą trzy elementarne aspekty. Pierwszy jest najmniej zauważalny i najbardziej trywialny, gdyż dotyczy systemu odsyłaczy' wyrażeń wskazujących i zaimków osobowych. Ktoś mówi: „dziś wieczorem nie przyjdę”, a ktoś inny: „Xpowiedział mi wczoraj, że nie przyjdzie wieczorem”. Drugi aspektdotyczy„referencji mówcóworaz umiejętności dokonania substy­ tucji derena de dictu przezinterpretatora7 Ktoś mówi:„Ten mężczyzna tam ko­ ło baru,który właśnie rozmawia z barmanem to Gunter Grass”, a ja wiem, że rze­ komy barman to intendent teatru i rozpoznajęmężczyznęsiedzącego obok kobie­ ty we wzorzystej sukni. Mówię więc do kogoś trzeciego: „X twierdzi, że męż­ czyzna siedzący obok kobietywe wzorzystej suknito GünterGrass. (I nawet gdybym się mylił, gdyby domniemany barman nie był wcaleintendentem teatru lecz inspicjentem, a kobieta we wzorzystej sukni nie była żadną kobietą, lecz mężczyzną, to mój partner, odkrywszymoją pomyłkę mógłby usłyszaną wiado­ mość przekazać poprawnie komuś czwartemu). Byłoby też możliwe, że „męż­ czyzna przy barze”, o którym pierwszy rozmówca twierdzi, że to GünterGrass, rzeczywiście rozmawiałz barmanem (którego ja nie mogłem dostrzec) i że inny mężczyznarozmawiał zintendentem.W takim przypadkumyliłbym się, co do te­ go, o kimmówi mój znajomy.

7 Ten interpretacyjny aspekt zwykłego (a także automatycznego) rozumienia dogłębnie zanalizował Robert B. Brandom w: Making It Explicit, Cambridge, Mass. - London 1984 (porównaj szczególnie s. 508-520).

Robert Brandom,odktórego zaczerpnąłem przykłady tego typu, wykazał jak sądzęprzekonująco — że coś takiego jak intersubiektywna treść twierdzeń, które ktoś inny wypowiada, może konstytuować się tylko zapośrednictwem cha­ rakterystyki odde dictu do de re. Wedle tego poglądu „interpretator” odtwarza za pomocą innych słów to, coinny rozmówca powiedział, odpowiednio doswo­

jego rozumienia sytuacji, odpowiednio do swojej własnejperspektywy i odpowiednio do swych własnych przekonań, które zawsze mogą być mniej lub bardziej od­

mienne od przekonań mówiącego. W takim przypadku można mówić ointerpretacji wnietrywialnymsensie.

Trzeci wreszcie aspekt, przy którymmoże być mowa o interpretacji wsensie elementarnym dotyczykwestii pragmatycznego włączenia wypowiedzi w sytua­ cję;jej iłlokutywneji komunikatywnej treści (czy dana wypowiedźjest propozy­

cją, prośbą, ostrzeżeniem, czyjestonapoważnaczy ironiczna, czy należy ją ro­ zumieć dosłownie czy przenośnie, czy jest pragmatyczną interakcją z interpreta­ torem, czy częścią jakiejś gry itp.).Nawetjeżeli i wtym aspekcie rozumienie wy­

powiedzi najczęściej jest „automatyczne”, to jednak interpretacyjny charakter ro­

(7)

27 zumienia ukazuje się z chwilą, gdy rozumienie zostaje zakłócone i pojawiają się nieporozumienia.ZnanyprzykładDavidsona dotyczy aktora,który ze sceny woła w stronępubliczności„Pali się.Nawet jeżeli aktor ma namyśli rzeczywistypo­ żar, część publiczności będzie jego słowa traktować jako element gry, nawet jeszcze wtedy, gdy doda: „Toniejestżadna gra mówię poważnie”.

To, coodróżnia rozumienie bądź niezrozumienie wypowiedzi innego mówią­ cego od rozumienia lub nierozumienia znaczenia słów,można też scharakteryzo­

wać następująco: jeżeli ucząc się jakiegoś językajeszcze nie rozumiem jakiegoś słowa, tonie umiem goprawidłowo zastosować dosytuacji, np. wyrazu „seledy­ nowy” nie potrafię przypisać seledynowym przedmiotom). Jeżeli natomiast nie rozumiem wypowiedzi jakiegoś rozmówcy, mimo że nauczyłem się właściwego stosowania słów izdań w nich występujących, tonie rozumiem rodzaju i sposo­ bu powiązania wypowiedzi zjej sytuacją, choćby dlatego, że mówiący używa słów i zdań inaczej niż jestemdo tegoprzyzwyczajony, lub dlatego że źle oce­ niam sytuację, wktórej ktośmówi i przez to źle ujmuję jego intencje komunika­ tywne. O ile rozumieniecudzych wypowiedzi jest możliwena gruncie mniej lub bardziej wspólnego rozumienia sytuacji, o tyle rozumienie słów — opanowanie jakiegoś języka jest koniecznym,ale nie wystarczającymwarunkiem rozumie­

niasytuacji.

Naturalnie, w tych analitycznie odróżnianych aspektach kompetencji języko­ wej chodzi w istocie oaspekty nierozdzielne. Rozumienie języka (znajomość zna­

czeń) rozmówcówkompetentnych manifestujesię m.in. w ichumiejętności rozu­ mienia wypowiedzi drugiego rozmówcy, a rozumienie cudzych wypowiedzi za­ kłada rozumieniejęzyka, tj. opanowanie jakiegośjęzyka. Rozważmyprzypadek podany przez Davidsona, w którym dwóchrozmówców nie używa tych samych słów w celu powiedzienia tego samego. Rozumienie jest tu zarazem „przekła­

dem”nawłasnyjęzyk. Stajesię więc jasne, że zdania typu „mieć na myśli” w rze­ czywistości należą do zakresu rozumienia wypowiedzi przez drugą osobę. Zda­ nie: „mówiąc «i» X ma namyśli dodawanie”, eksplikuje, jak jakiś interpretator rozumie wypowiedź X-a, w której pojawia się słowo „i”. Skoro jednak zawsze możliwe jest odmienne użycie słowa, torozumienie słów izdańprzez innegojest, nawet w przypadku wspólnoty językowej, zawsze interpretacją. W trywialnym przypadku dałobysię towyeksplikować przez zdania typu:„Przez«pada» X ma na myśli, że pada deszcz. Jak widzieliśmy wcześniej takie zdanianie są puste i w zasadzie mogą sięokazaćfałszywe. Dlatego „automatyczne rozumienie”, o któ­ rym mówiłemwcześniej, jest zawsze rozumienieminterpretatywnym, nawet tam, gdzie idzietylkoo rozumienie słów i zdań,wypowiedzianych przezkogoś innego.

Można to wyrazić także tak: wspólność języka jest podstawąkomunikacji i in­

terpretacji, ale ukazuje się ona tylkowspółuczestnikom komunikacji, tj. niejest faktem dającymsię skonstatować zperspektywy zewnętrznej wobec komunikacji i interpretacji.

(8)

Skoro jednak rozumienie wypowiedzi innych rozmówców zawsze jest rozu­ mienieminterpretującym, to po drugiej stronie analizowanych przez Wittgenstei­

na praktykjęzykowychpojawia sięmożliwość argumentu sceptycznego. W tym miej­

scu mianowicienie wystarcza już słynny argument Wittgensteina z § 504 Docie­

kań filozoficznych'. „A gdyby ktoś rzeki: «Skądmam wiedzieć, co onma na myśli, przecież widzę tylko jegoznaki», to odpowiem: «A skądon ma wiedzieć, co ma na myśli przecież on też ma tylko swoje znaki»”. W tym miejscu odpowiedź Wittgensteina kierowana do sceptyków jest dowcipnympodsumowaniem jego re- futacji argumentu sceptycznego w odniesieniudo rozumienia znaczeń (i własnych wypowiedzi) z perspektywy osoby mówiącej. Odpowiedź tajest jednak niewy­

starczająca dlazbicia całkiem innegoargumentu sceptyckiego, argumentu, który wyrasta nie tylko zzapętleń filozoficznych, lecz również znieskończonych moż­ liwości niezrozumienia lub zrozumienia opacznego, które swoiste nawet dla komunikacji językowej zachodzącej na gruncie wspólnego języka. Sceptyczne pytanie mogłoby tu brzmieć: „Skąd mogę wiedzieć, co ten drugi ma na myśli, skoromuszęzinterpretować jego znaki i wszystko to, co mówion dla ich rozjaś­

nienia. Każda interpretacjaw zasadzie może byćfałszywa. Pytanie to nie dasię, zgodnie zmanierąWittgensteina, zwrócić ku pytającemu, gdyż zachodzi tu asy­

metria, między mówiącym ainterpretującym. Mówiący, jeśli opanowałjakiś ję­

zyk, nie musiinterpretować swoich wypowiedzi i intencji, aby „wiedzieć, co ma na myśli”. Dlatego pytanie brzmi: „Jak tojest możliwe, żektoś, kto wypowiedź innego może tylko interpretująco rozumieć, wie, coten drugi ma na myśli. Do­

piero to pytanie otwiera rozgałęzionepłaszczyzny problemowe hermeneutyki i de- konstrukcji, dla których wspomniane odpowiedzi Wittgensteina nie są wystarcza­

jące, gdyż nie stawia on w ogóle pytań, na które tu poszukujemy odpowiedzi.

Sądzę jednak, że również Wittgensteina rozumie się dopiero właściwie wtedy, gdy wypełni się to puste miejsce wjego filozofii przekraczając zarazem krytycz­ nie samego Wittgensteina.

5, Nie jest naturalnie moim zamiarem bronić tu innego rodzaju argumentu sceptyckiego. Chciałbym jednak uwypuklić, czym różni się sceptyczne pytanie:

„Jak mogę wiedzieć, co mam namyśli?od pytania „Jak mogę wiedzieć, co X ma na myśli” i dać odpowiedź na to ostatnie pytanie. Nawiążę wprawdzie do Wittgensteinowskichodpowiedzi, ale sądzę, że odpowiedzi te będąteraz odpo­

wiedziami na inne pytanie.

Kripkeinterpretował swoją rekonstrukcję argumentu języka prywatnego jako sceptyczne rozwiązanie sceptycznego paradoksu. Za sceptyczne można uznaćto rozwiązanienaturalnie tylko wówczas,gdy wychodzi się z jakiegoś empirycznie obiektywnego ideału. Ponieważ Kripke tak właśnie czyni, sprowokował tym sa­ mym błędne interpretacje swej argumentacji. Kripke (lub Wittgenstein Kripkego) w rzeczywistości pokazuje, że ten obiektywny ideałprowadzi donikąd wprzypad­ kugramatyki wyrażeń: ,,mieć na myśli”, „znaczyć” i „rozumieć”. Jeżeli tak jest, to niemasensunazywaćrozwiązania paradoksu „sceptycznym”. Podobnie rzecz siębę­

(9)

29 dzie miała z postawionym teraz sceptyckimpytaniem.Nie Hume jak uKripkęgo

— lecz biskup Berkeley dostarcza tu miaryporównawczej. Berkeleyowskie esse estpercipi da się sparafrazowaćjako sensowna wypowiedź o sposobie bycia sensujęzykowego, którego „esse”,jakmożna by powiedzieć, jest „interpretari”.

Sens językowy ma swój byt wprocesie interpretacji.Wodniesieniu do wypowie­ dzijęzykowych lub tekstów pisanych z punktu widzenia osoby słuchającej (in­ terpretatora) pytanie o ich sens „wsobie” jest bezsensowne, a z punktu widze­ nia „performatywnej perspektywy mówiącego pytanie to w ogólesię nie pojawia, ponieważ mówiąc ustanawia on, anie interpretuje określony sens. Pytanie, co dany mówca ma na myśli, pojawia się w perspektywie osoby słuchającej. Gramatykę wyrażenia„mieć na myślinależywięc przede wszystkim rekonstruować z per­

spektywy słuchającego. Należy jeszczewykazać, że niejest to sceptycka odpo­

wiedź na sceptyckiepytanie, dokładniej,że moje twierdzenie ani nie czyni inten­

cjimówiącegojakimś „istniejącymw sobie” sensem, ani też nie stawia pod zna­

kiem zapytania rozróżnienia między poprawnymii niepoprawnymi interpretacja­ mi. Aby to ukazać musimyjednakna nowo określić miejsce lub „gramatykę”te­ go ostatniegorozróżnienia.

6. Wtym celu należy najpierw wyjaśnić konstytutywne dla interpretacji poję­

cie prawdy, a więc dotąd w moich rozważaniach pominięty aspekt interpretacji wypowiedzi i tekstów, któryzarównoDavidson, jak i Gadamer słusznie umieścili wcentrum swoich teorii. Teza o „prawdziwości” interpretacji głosi, że przy in­

terpretacji wypowiedzi i tekstów musimysobie postawić pytanie o prawdziwość zinterpretowanego oraz że przy tej okazjiz koniecznościpojawią się kwestie „u- przedzeń” interpretującego i że rozumienie tekstów i wypowiedzi jest możliwe tylko wówczas, gdy jestkierowane przez treściowe normatywnie „założenia lub

„podstawienia”, które odnosząsię domożliwego sensu wypowiedzi lub tekstów.

Przy tym „prawdę” należy tu rozumieć w możliwieszerokim sensie, a mianowi­ cie tak, aby „prawdę” lub „fałsz”przypisać nietylko wypowiedziom i przekona­

niom empirycznym,ale także wypowiedziom moralnym i oceniającymoraz prze­

konaniomdopuszczającymsensownespory na ichtemat. Dlatego też będę mówił o wielowymiarowej przestrzeni prawdy.

Z powodów, któremamnadziejęwyjaśnią się później, przyjmuję za Davidsonem „zasadę życzliwości” jako zasadęinterpretacji. Należyjednak ro­ zumieć jako pragmatystyczne odwróceniejego zasady. Chodzimi mianowicie o her- meneutycznie nieodzowne założenie „racjonalności” i „kompetencji” przy rozu­

mieniucudzych wypowiedzi. Wodróżnieniu od zasady Davidsona, moja „zasada życzliwości” obejmujenietylkowypowiedzenie zdania, lecztakżesens sytuacyj­ ny wypowiedzi. Przez to postulat prawdy przekonań mówiącego zostaje ze­ pchnięty na dalszy plan, a wyeksponowany zostaje postulat „sytuacyjności lub

„zrozumiałości wypowiedzi. Naturalnie Davidsonmarację eksponując postulat prawdziwości przekonań mówiącego w przypadku „interpretacji radykalnej”.

Chodzi w niej bowiemo to,że interpretator uczy sięw niej„obcego” języka, a po­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Okazuje się, że wyniki tych zabiegów nie były gorsze od zabiegów wykonywanych w regularnych godzinach pracy (on-hours).. Podobne było opóźnienie (czas od wystąpienia dolegliwości

Niechęć do płacenia za treści online Manuel Goyanes tłumaczy jednak nie tylko popełnieniem przez większość wydawców wspomnianego grzechu pierworodnego, ale także – szerzej

Jak twierdzi archeolog Maciej Szyszka z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, który przyczynił się do odkrycia owej piwnicy, pierwotnie budowla ta była jadalnią i kuchnią, w

Poniżej pokażemy, że powyższa opinia jest nieuzasadniona, a logicy modalni nie mają się tu w gruncie rzeczy czym niepokoić (być może ogólne krytyczne

„aczkolwiek pojęcie prawdy jest zrelatywizowane do układu pojęciowego, to jednak przy ustalonym układzie pojęciowym różnica między prawdą a fałszem nie jest kwestią

Wydaje się, że szczególnie Niepublikowane, ale także Rozproszone ujawniają to, co na temat Świetlickiego zostało już powiedziane; potwierdzają trafność odczytań,

Podpisując umowę na budowę gazociągu bałtyckiego, niemiecki koncern chemiczny BASF i zajmujący się między innymi sprzedażą detalicznym odbiorcom gazu EON zyskały

O to ich bynajmniej nie posądzam, każdy bowiem, kto się o niego otarł, widział doskonale, z kim ma do czynienia, ale byli oni już tak zasymilowani przez żydowski wpływ, tak