• Nie Znaleziono Wyników

Struktury nr 4 (1-31.VIII.1959)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Struktury nr 4 (1-31.VIII.1959)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr 4

1 - 3 1 . V I I I . 5 9

T

R Z E B A trafu. że redaktor

"Plastyki", pan Janusz Bo- gucki, spotkał w Paryżu r e - daktora „Phases", pana Edouarda Ja- guera Obaj panowie porozmawiali so- bie wykazując przy okazji zbliżone poglądy na temat sztuki nowoczesnej, następnie wymienili korespondencję

i tak po Paryżu, Mexico, Mediolanie, Genui, Amsterdamie, Brukseli, Limie,

Buenos Aires, Montevideo, Wuppertalu, Tokio i wielu innych jeszcze miejsco-

wościach — również i K r a k ó w mógł obejrzeć w y s t a w ę „Phases".

Trudno mi powiedzieć, czy wystawa ta dała należyte wyobrażenie o n a j - nowszym malarstwie ś w i a t o w y m ; ze

względu na trudności transportowe znalazły się na n i e j w większości g w a - sze, tempery i rysunki. N a j w a ż n i e j s z e jest jednak to, że kontakt ze światową

czołówką malarstwa został nawiązany.

ostateczny kształt kotłowaniny f o r m —

„action painting". Gdzieś w Paryżu istniały już brutalne struktury Fautrie-

ra i p r e c y z y j n e w y b u c h y materii Wolsa.

A w Lodzi wisiały sobie spokojnie, n i e - oglądane przez nikogo, wspaniale, bez- foremne abstrakcje Karola Hillera, który już d a w n o nie żył. T a k to w r ó ż - nych punktach Europy i A m e r y k i , stopniowo, niezależnie od siebie, rodzi- ło się ,,art autre". T w ó r c y przyszli do niej z a r ó w n o z surrealizmu, jak i z abstrakcji. O b y d w a te kierunki, nie- podzielnie do tej pory panujące, już dawno w y r z e k ł y się swoich czystych założeń: m i a ł y w y r a ź n ą tendencję d o przeobrażeń. Surrealizm stracił swą przedmiotowość, abstrakcja zaś sta- ła się miękka i bezforemna. T w ó r c y

obydwu ostatnich w i e l k i c h kierunków spotkali się gdzieś w połowie drogi,

" PHASES"

i odstępstwa (I)

JERZY LUDWIŃSKI

a w wystawie k r a k o w s k i e j brało udział poza k u j a w s k i m jeszcze trzech innych Polaków: Marian Bogusz, Tadeusz Brzozowski i Jerzy Tchórzewski.

T y m razem ruch na wernisażu p a - n o w a ł kolosalny. Kogóż tam nie by- ło? Malarze i krytycy nowocześni z Krakowa, Warszawy i Lublina, d y p l o - m a c i i krakowskie sfery oficjalne, a poza tym cały szereg jeszcze różnych innych pięknych pań i wytwornych dżentelmenów. A tymczasem z taśmy magnetofonowej płynął głos samego Andre Bretona i Edouarda Jaguera.

W Polsce ruch „Phases" reprezentował młody malarz, poeta i krytyk, redak- tor czasopisma „Front Unique", Jean Jacques Lebel. A później wszyscy z kielichami w dłoniach powędrowali do malutkiej salki, gdzie odbywała się wystawa miniatur Marka Piaseckiego.

A l e zanim niżej podpisany przeniesie się do Marka Piaseckiego (co uczyni w dalszej części swoich rozważań), prosi o chwilę cierpliwości.

Otóż do „Phases" należą prawie wszyscy, którzy mają coś nowego w sztuce do powiedzenia. Od Maxa Ern- sta aż po Dovę, od Matty do Tapiesa.

Figuratywni i bez przed m.ot owcy, ab- strakcjoniści i surrealiści, ekspresyjni dramaturgowie materii i lirycy. „ P h a - ses" nie ma więc zupełnie charakteru ugrupowania awangardowego w „ t r a - d y c y j n y m " znaczeniu tego słowa. P o - twierdza to i niechęć do jednolitych programów i duch w i e l k i e j tolerancji, jaki tam panuje. A jednak jest to awangarda. W jaki sposób to się dzie- je i co łączy tych wszystkich tak róż- niących się między sobą artystów?

Cofnijmy się wstecz do końca lat czterdziestych. Max Ernst miał już za

sobą nie tylko frotaże, ale i całą umie- jętność posługiwania się przypadkową materią plastyczną. Dynamiczne pętle i przecinki rysunków Hansa Hartunga zdążyły już przygotować styl dla na-

śladowców. A tymczasem nad brze- giem Pacyfiku Mark T o b e y pracowi- cie tworzył swoją kaligrafię znaków Plastycznych, po przeciwnej zaś stronie Ameryki Jackson Pollack oblekał w

mając głęboką w e w n ę t r z n ą ś w i a d o - mość. że znowu tworzą coś nowego.

T a k więc powstała „sztuka inna", zdol- na w y r a ż a ć nawal nurtujących ludz- kość n o w y c h treści, nicująca uparcie świat cd w i r u j ą c y c h e l e k t r o n ó w aż po

widma dalekich galaktyk, pulsująca całą zmiennością i różnorodnością na-

szych czasów.

(Dalszy ciąg na str. 9)

O aktualnych zjawiskach w rzeźbie ( I I )

W I E S Ł A W BOROWSKI

(Ciąg dalszy z Nr 1)

Pełną w y m o w ę posiadają niektóre f a k t y , jakie m i a ł y miejsce na zeszło- rocznym, X X I X Biennale w Wenecji.

W y s t a w i o n e tam dzieła znakomitego k o n s t r u k t y w i s t y A n t o i n e P e v s n e r a spot- kały się, dość nieoczekiwanie dla F r a n - cuzów, liczących na jego pierwszą na- grodę, z nader c h ł o d n y m p r z y j ę c i e m , żadnego z a i n t e r e s o w a n i a nie w z b u d z i - li również kontynuatorzy neoplastycy- zmu i t r a d y c j i Bauhausu reprezentu- jący plastykę szwajcarską. Z e g a r m i - strze, pedanci i wirtuozi ponieśli z d e - cydowaną porażkę. Rzeźba oparta w y - łącznie na (precyzji, d y s c y p l i n i e intelek- tualnej, logicznym determinizmie i m a - tematycznym r y g o r z e przestaje pasjo- nować t w ó r c ó w młodszego pokolenia.

Do łask przychodzą n o w e tendencje, z n a j d u j ą c e w y r a z w twórczości szere- gu rzeźbiarzy, których c e l e m jest w y - z w o l e n i e n i e z n a n e j dotąd energii

i e m o c j i p l a s t y c z n e j z f o r m przestrzen- r y c h zrodzonych z i n t u i c y j n e g o d z i a ł a -

nia, i n d y w i d u a l n e j w i z j i i spontanicz- n e j m e t o d y t w ó r c z e j . Rzeźba p r z e - strzennej k a l i g r a f i i , d r a m a t y c z n y c h spięć materii z materią i m a t e r i i z przestrzenią, rzeźba kształtów b i o m o r - ficznych, dynamicznych struktur w y - raża estetyczną potrzebę naszych dni.

Źródeł tego n o w e g o stanu rzeczy szu- kać należy z a r ó w n o w ogólnej atmos- f e r z e artystycznej ostatnich lat, w y - t w o r z o n e j g ł ó w n i e zdobyczą n o w e g o

malarstwa, jak r ó w n i e ż w e w ł a s n e j t r a d y c j i r z e ź b y nowoczesnej. Obok Brancusiego i A r p a d o w y b i t n i e j s z y c h rzeźbiarzy naszego w i e k u zaliczyć trze- ba Moore'a i Gonzalesa. Właśnie twórczość tych dwóch ostatnich, a zwłaszcza Gonzalesa, ma decydujące znaczenie dla nowych poszukiwań na polu rzeźby.

Sześćdziesięcioletni dziś H e n r y M o - ore Jest już n i e w ą t p l i w i e postacią

pomnikową rzeźby nowoczesnej. D z i e - ło jego nie zostało jednak dostatecznie uklasycznione, zawiera przecież cechy pełnej żywotności i dynamizmu t w ó r - czego, s t a n o w i w a ż n e ź r ó d ł o nie tylko dla plejady naśladowców i imitato- rów, ale dla artystów poszukujących

i oryginalnych. Rzeźba Moore'a nie jest m o ż e dziś już tak nowatorska, g d y

chodzi o j e j stosunek do przestrzeni.

M o o r e stał na stanowisku ciągłości i płynności przestrzeni. Jego monumen- talne f o r m y rodzą się na zasadzie peł- n e j współpracy z przestrzenią, unika- jąc drastycznych spięć i zadrażnień.

M o o r e jednak nie ma zamiaru — jak r.p. N a u m Gabo — utopić swych k o m - p o z y c j i w przestrzeni, uczynić z nich płynące lub zagubione w n i e j anoni- m o w e ciała. P r a g n i e on t w o r z y ć f o r - m y skończone, w jakiś sposób w y o d - rębniające się z przestrzeni. Poszukuje kształtów asymetrycznych i organicz- nych. „ K s z t a ł t symetryczny — m ó w i ł

— nie może mieścić n a w e t p o ł o w y tych punktów w i d z e n i a , które z a w i e r a kształt a s y m e t r y c z n y . A s y m e t r i a łączy się r a c z e j z d ą ż e n i e m d o organicznoś- ci n i ż d o g e o m e t r y c z n o ś c i " . K a ż d e dzieło w i e l k i e g o artysty, poczynając o d

wczesnych prac z lat trzydziestych, stanowi część konsekwentnego ekspe-

rymentu nad poszukiwaniem ekspresji w r z e ź b i e

Obok Moore"a w i e l u innych a r t y s - tów starszego pokolenia wniosło is- t e t n y w k ł a d do p r z e m i a n w rzeź- bie nowoczesnej. Jacques Lipschitz (Ur.

w r. 1891), Ossip Zadkine (1890), Marino M a r i n i (1901), A l b e r t o Giacometti (1901).

nie zamknęli s w e j sztuki w żadnym z kierunków, z którymi byli związani w młodości. D w a j pierwsi wyszli daleko poza kubizm, Marini i — zwłaszcza — Giacometti, swą niesłychanie żywotną

i indywidualną twórczością wyszli da- leko poza granice surrealizmu.

(Dalszy ciąg na str. 9)

(2)

A N K I E T A L U B E L S K A

Zainteresowanie naszą ankieta jest nadspodziewanie duże, z drugiej jed- nak strony nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi na nasze pytania od osób, na których nam najbardziej zależy (przede wszystkim od plastyków i od ludzi kierujących lubetską polityką kulturalną). Czekamy cierpliwie dalej (do końca sierpnia br.r. Przypomina- my jeszcze raz treść ankiety:

I. Co sądzi Pan (Pani) o lubelskim środowisku plastycznym?

II. Jakie, zdaniem Pana (Pani), są największe jego osiągnięcia?

III. Co się Panu (Pani) najbardziej nie podoba w atmosferze plastycznej Lublina?

IV. Co należy zrobić, aby ożywić ży- cie plastyczne w tym mieście?

V. Których artystów lubelskich uwa- ża Pan (Pani) za najbardziej wybit- nych i interesujących (prosimy w y m i e -

nić nazwiska)?

ZYGMUNT MAŃKOWSKI, historyk:

I. Mimo wszystko twierdzę, że w Lubli- nie istnieje cos w rodzaju środowiska pla-

stycznego. Tworzy go w tej chwili grupa młodych plastyków — bardzo inteligentnych

i żarliwych. Ukazanie się „Struktur" było- by niemożliwe bez określonego klimatu i

związków ideowych. Mimo że codzienna prasa lubelska prawie nie dostrzega tej grupy, tą oni powszechnie znani wśród

lubelskiej inteligencji. Głośno też o nich w kraju. Jak się dowiedziałem ponad 20

pism krajowych i zagranicznych odmieniało

słowo: Lublin w związku a naszą młodą plastyką. A to tak wiele!

II. Największe osiągnięcia?

a| Działalność (wystawy krajowe, a teraz zagraniczne) członków grupy Zamek";

b) wydanie „Struktur";

c| mecenat przewodniczącego Prezydium WKN Pawła Dąbka;

d) wydanie indywidualnych albumów pla- styków lubelskich .przez Lubelską Spółdziel- nię Wydawniczą;

e) decyzja władz nałęczowskich o udeko- rowaniu gmachu Domu Kultury nowoczesną mozaiką (z zewnątrz!);

f) pomysł Bartkiewicza, aby eksponować wystawy na wolnym powietrzu, na skwerku przed sądem;

g) otrzymanie mieszkania-pracowni przez młodego plastyka Borowskiego (w dawnej pralni).

III. Najbardziej rażą mnie mało kultural- ne stosunki w Związku Plastyków, a szcze- gólnie przejawy ostrej dyskryminacji mło-

WŁADYSŁAW FILIPIAK — Kazimierz — synteza" (akwarela), 1958 Z okazji XV-lecia PRL W. Filipiak otrzymał nagrodą WRN i MRN za ca- łokształt działalności artystycznej. Redakcja „Struktur", składa Laureatowi

serdeczne gratulacje.

ANNA TATARKIEWICZ, literatka:

I. Nie sądźcie, abyście nie byli sądze- ni. II. O finansowych różnie mówią; j e - śli idzie o reklamowe — pierwszeństwo należy się bezapelacyjnie „ Z a m k o w i "

(ma się te chody), jeśli o artystyczne podobno też. Na nagrodę wojewódzką

to sobie chyba w tych wannach *) za- służyli. Zresztą co i jak pokaże się za małych paręnaście lat, gdy podchowa się nowa grupa młodych „Nadzamcze".

III. Pustki na wystawach i „jelenie- na-rykowlsku" po mieszkaniach.

IV. Posłać w czambuł dorosłych lu-

bliniaków na przeszkolenie do dziecię- cej pracowni plastycznej L D K .

V . P o co psuć krew tym mniej w y - bitnym?

Z w a k a c y j n y m pozdrowieniem.

P.S. A tak serio, czy P T i BS**) Re- dakcja "Struktur" naprawdę uważa, że przez stawianie takich pytań, uzdro- w i radykalnie stosunki w plastyce lu- lubelsklej?...

*) Por. „ K a m e n a " nr 13—14, odpo- wiedź na ankietę p. J. Woźniakowskie- go.

**) Bardzo Sympatyczna.

dych. To wstyd, że miasto nie nagrodziło doroczną nagrodą grupy Zamek, która, co tu dużo gadać, przysporzyła w ciągu ostat- nich 15 lal najwięcej sławy naszemu gro- dowi. Zmartwił mnie również fakt, że ktoś

z władz Chełma nie pozwolił urządzić no- wocześnie kawiarni w tym mieście.

IV. Co należy zrobić dla plastyki?

a) Rozwinąć Jeszcze bardziej mecenat we wszystkich dziedzinach życia (poparcie mo- ralne, materialne);

b) dotrzymać umowy, aby w wznoszonych większych budynkach planowano oświetlo- ne górnym światłem pracownie plastyczne;

c) dążyć do organizowania Jak najwięk- szej ilości wystaw krajowych;

d) w Jesieni zorganizować cykl wykła- dów na poziomie uniwersyteckim, ilustro - wanych filmami i przezroczami.

V. W domu posiadam dwa abstrakcyjne obrazy Barbary i Lucjana Wengorków Na wystawie nie zrobiły one, niestety, odpowied- niego wrażenia. W domu wszyscy goście są zachwyceni. Ożywiają one w sposób nie- zwykły szarość standartowego wnętrza ze sklepu meblarskiego. Podziwiam wyobraź- nię Borowskiego, intelektualne skupienie Dzieduszyckiego. Nie znam niestety bliżej bardzo ciekawego malarstwa Ziemskiego.

Podobają mi się coraz bardziej drukarskie dzieła Zwolakiewicza (ostatnio śliczny kata- log wystawy sztuki ludowej w Muzeum na Zamku). Z malarzy starszego pokolenia ce- nię szczególnie, rozkochanego w Kazimie- rzu, Kononowicza oraz drzeworyty Żuraw- skiego z Zamościa.

KRZYSZTOF TATARKIEWICZ, matematyk:

I. Że go nie ma.

I I . Cud gospodarczy: niektórzy żyją z pędzla i to nieźle.

I I I . Ze się kłócą.

IV Beznadziejne.

V . Autor (autorzy?) fresków w K a - plicy Świętokrzyskiej. Autor nienaj- lepszego skądinąd obrazu „Pożar L u - blina".

KRYSTYNA KOTOWICZ, dziennikarka:

I. Sądzę, że istnieje zasadnicza sprzecz- ność w samym sformułowaniu. Wprawdzie Istnieją w Lublinie plastycy, lecz nie ma tu środowiska plastycznego. O lubelskim środowisku plastycznym mogą mówić wy- łącznie ci, którzy zetknęli się z pracami

Jego przedstawicieli poza Lublinem, gdyż.

w samym Lublinie do ogółu społeczeństwa docierają tylko niepochlebne wieści o panu- jących tam niesnaskach i zgrzytach. Pra- co członków grupy „Zamek" i pochlebna o nich opinia również znana Jest tylko po- za naszym miastem, w którym Jak dotąd nie zrobiono nic, aby Je odrobinę spopula- ryzować i umożliwić ich obejrzenie szer- szym kręgom widzów.

II. Czy byty Jakieś? Wystawy grupy „Za- mek" odbywały się przecież poza Lubli- nem...

III. Jak I.

IV. Obawiam się, że najbardziej skutecz- ną okazałaby się nagła śmierć dużej części

jego przedstawicieli, czego przecież, jako

człowiek pełen humanitarnych uczuć nie mogę postulować. Może by więc otworzyć

sezam Związku przed młodymi, z których wielu jeszcze ciągle bezskutecznie stara się go atakować? Warto by też z większą uwa- gą traktować poczynania i efekty prac mło- dych, nie czekając, „aż się przedmiot świe- ży, Jak figa ucukruje, jak tytoń uleży",

albowiem pomijając znany fakt, że sztuka nowoczesna ma już ugruntowaną pozycję w świecie artystycznym, warto zauważyć, że malarstwo abstrakcyjne ma swoich wiel-

bicieli także i w Lublinie.

V. Nie wiem, czy można tu mówić o osiągnięciach wybitnych. Ale moja wypo- wiedź profana brzmiałaby tak: poza rozma- chem i pasją obrazów Kononowicza, podo- bają mi się tylko młodzi. A więc skompli- kowane konstrukcje Dzieduszyckiego, fan- tazja Ziemskiego, intelektualne i pełne eks- presji prace Borowskiego, nierzeczywiste fantasmagorie Wengorków.

KANON (ZENON KONONOWICZ) — "Kazimierz — ogólny widok" (olej),

JANUSZ DANIELAK, dziennikarz:

I. Nie sądzę, albowiem nie dano mi wła- dzy sądzenia.

II. To, że istnieje. I „Struktury" (to Już uprzejmość gościa).

III. Kiedyś mi się zdawało, że głównym zadaniem malarza jest malowanie, pisarza

— pisanie, kompozytora — komponowanie.

Była to ogromna naiwność, z której wyle- czyła mnie radykalnie obserwacja tzw. śro- dowisk twórczych w Lublinie. Dziś już oczy- wiście wiem, że naczelną misją artysty jest objęcie prezesury w Związku, a główną ambicją twórczą — zdobycie pieniędzy. Wo- kół tego problemu krążą prawie wszystkie

dyskusje o "plastyce". Przypomina mi się uwaga Baudelaire'a, wypowiedziana kiedyś o plastykach belgijskich: „Przez kilka go- dzin wymieniają ceny obrazów, przekonani, że dyskutują o sztuce" (cytuję z pamięci).

Dlatego o wiele bardziej czysty i szlachet- ny jest dla mnie glos jednego z "sza- rych ludzi", który domagał się aresztowania Włodzimierza Borowskiego z a to, ż e m a - l u j e t a k i e o b r a z y (a nie za to. że może kiedyś zechce zostać prezesem Z P A P . a jeszcze wcześniej może upomnieć się o stypendium).

Można by na to wszystko machnąć ręką (jest to bowiem rzecz ludzka), gdyby to- warzyszyły temu jakieś wybitne osiągnię- cia artystyczne. Ponieważ Jednak nie towa- rzyszą. można tylko wzruszyć ramionami.

Te wszystkie „elementy" widoczne są także w osławionym sporze „starych" z

„młodymi" (plastykami). Nie jest to spór o program artystyczny, nie jest to spór o

„izmy", ale o osoby i miejsca.

Młodzi plastycy z grupy „Zamek" mają tę przewagę, że — choć na pewno bardzo chcie- liby mleć stypendia, pracownie, a może na- wet I lodówki — chodzi Im także o malar- stwo (Jak to błyskotliwie zauważył Jacek Woźniakowski). To daje Im odwagę — i su- kcesy. N i e m u s z ą bowiem malować tak, żeby podobać się lokalnym mecenasom.

Dzięki temu mogą pokazać się bez wstydu w Warszawie i Krakowie, a może nawet gdzie indziej, pożyczając jednak wciąż w L u b l i n i e od przyjaciół (niestety) pie- niądze na farby.

Jasne jest więc, "w świetle tej analizy", że (prosiliście o polemikę) koleżeńskie spot-

kania i wymiana poglądów, które proponu- je pani Bechczyc-Rudnicka, bynajmniej nie doprowadzą do złagodzenia sytuacji. Spór

„starych" z „młodymi" wygaśnie, gdy...

młodzi się postarzeją (co już tak pięknie dokonało się w środowisku literackim). Albo gdy „starzy" odmłodnieją... To jest jednak mniej prawdopodobne.

Dodatkowa obserwacja: wśród naszych artvstów ważne jest nie to, żeby i ś ć n a - p r z ó d , ale żeby n i e d a ć s i ę w y - p r z e d z i ć (co się równie dobrze usku- tecznia przez przyhamowywanie innych).

IV. Tu chciałbym być bardziej rzeczowy:

a) przede wszystkim nasi plastycy powinni zacząć malować albo przestać być „plasty- kami"; b) C B W A powinno rozpocząć jakąś sensowną politykę wystawową. Grzeczno- ściowe gościny „wystaw okręgowych" to nie jest żadna działalność. Chcielibyśmy raczej oglądać dobrą a przynajmniej ciekawą sztukę, a nie grzecznościowo wymiany ukłonów; c) potrzebna Jest wielka inwazja plastyków na lubelski przemysł i handel.

V. Wybitni plastycy lubelscy? Dopiero b ę d ą . Może Już są, ale tylko potencjalnie

i trudno ich wskazać palcem. O wiele ła- twiej byłoby wymienić tych, którzy już

n a p e w n o n i e b ę d ą .

To oczywisty wykręt, bo domagacie się podania nazwisk. Ale nazwiska, które przy- chodzą na myśl. są właśnie tylko — zapo- wiedziami.

To jest jednak optymizm — nadzieja.

Przyszłość jest tak pojemna! Kiedy zaś za- mieni się w zwykłą teraźniejszość, w naj- gorszym razie przecież nikt nam nie zabro- ni znów trochę pomarzyć.

WŁODZIMIERZ BOROWSKI, plastyk:

I. Nie łatwo jest w kilku zdaniach scha- rakteryzować lubelskie środowisko plastycz- ne. Masa tu Jaskrawych kontrastów, gdzie staroświecczyzna sąsiaduje z nowoczesnością, której przedstawicielami nie zawsze są mło- dzi. Zdarza się, że staruszek potrafi godzi- nami rozmawiać o sztuce nowoczesnej, a młody malarz nie wie niestety, kto to był Klee.

III. Bywają wypadki, że starszy, dość konserwatywny malarz popiera swego młod- szego kolegę. Inny zaś malarz mający am- bicję „najnowocześniejszego" usiłuje, często niedozwolonymi środkami, zniszczyć młode- go plastyka. Czasem to się udaje, czasem wywołuje śmiech, ale w sumie smutno się robi, gdy się pomyśli, że w całym arsenale środków potępienia malarzy o innych po- glądach artystycznych nie ma miejsca na dyskusję o sztuce. Nie zawsze musiałyby to być pojedynki „na śmierć i życie" — mo- gliby również „pojedynkowicze" dojść do wspólnych poglądów. W każdym bądź razie taka walka bardziej przystoi artystom.

Często malarz zajęty plotkami i intryga- mi nie ma czasu na malowanie. Może to właśnie z powodu tych intryg przejawiają malarze (nie wszyscy) całkowitą Ignorancję w sprawach artystycznych. Tworzy się błęd- ne koło: zajmowanie się plotkami powo- duje brak czasu na malowanie i zdobywa- nie wiadomości o sztuce; ponieważ tako- wych się nie posiada — zostają plotki.

IV. Wydaje mi się, że dużo dobrego mogą tu zrobić właśnie „Struktury", skupiające cały szereg Interesująco piszących kryty- ków. Tworzą one Jednolity front ludzi, któ- rym na sercu leży przede wszystkim dobro sztuki.

Skupienie uwagi krytyków na plastyce lu- belskiej stwarza dodatkowy bodziec dla miejscowych malarzy. Może wreszcie ry- walizacja Ich wskoczy na właściwe tory.

odpowiednie ich zawodowi. Mam również nadzieję, że „Struktury" wytworzą większy krąg odbiorców, zdolnych zrozumieć nawet najbardziej zawikłane problemy sztuki. W ten sposób powstałoby zaplecze dla mala- rzy, bez którego nie może być mowy o środowisku plastycznym.

Optymistyczne prognozy stwarzają rów- nież ambicje nowego prezesa Lubelskiego Okręgu Z P A P Władysława Filipiaka, a tak- że coraz przychylniejszy stosunek miejsco- wych władz do potrzeb rozwijającego się środowiska plastycznego.

Marzy się człowiekowi Jeszcze o różnych

„cudach", jakichby można dokonać w Lu- blinie, ale nim do tego dojdzie, warto by zlikwidować to najbardziej drażniące wa- dy naszego środowiska.

V. Jan Ziemski, Tytus Dzieduszycki, Lu- cjan Wengorek, Barbara Wengorek i we- dług zasady „stu kwiatów", o której przy- pominała w ankiecie Maria Bechczyc-Rud- nicka, cenię malarzy i Władysława Filipiaka

i Zenona Kononowicza.

8

(3)

O aktualnych zjawiskach w rzeźbie

(Dalszy ciąg ze str. 7) Decydujący jednak w p ł y w na obec- ną sytuację w rzeźbie wywarło, jak się zdaje, sztuka znakomitego Hiszpa- na, Julio Gonzalesa.

Starszy od Moore'a o dwadzieścia dwa lata, lecz r o z w i j a j ą c y działalność rzeźbiarską Równolegle z Moorem, Gonzales dopiero w wieku lat pięć- dziesięciu kształcił swój własny styl. Styl ten był w znacznej mierze w y n i k i e m techniki i materiału, któ- re artysta zastosował w s w e j pracy.

Gonzoles był pierwszym mistrzem aparatu spawalniczego, on pierwszy zastosował na wielką skalę żelazo ja- k o tworzywo rzeźbiarskie. Wykonał w latach trzydziestych wielką serię me- talowych konstrukcji spawanych z bla- chy, drutów, prętów i płyt żelaznych.

Są to rzeźby przestrzenne, jednak nie chodzi artyście wyłącznie o „plastycz- ne organizowanie przestrzeni", co by- ł o celem konstruktywistów i neopla- stycystów. Formy Gonzalesa nie zdo- b y w a j ą i nie ograniczają przestrzeni, wprowadzają jednak do niej pewien niepokój, eksponują się na j e j tle nie- z w y k l e sugestywnie. Czynią to bez u- ciekania się do gwałtownych gestów i c h w y t ó w ekspresjonistycznych. Ostat- nie. już p r a w i e abstrakcyjne rzeźby Gonzalesa, przykuwają uwagę swym osobistym, konkretnym . istnieniem, materialnością swej egzystencji i, mi- m o znacznej ażurowości, nie są wcale

„lekkie", nie są bezosobową arabes- ką ani anonimowymi ciałami przes- trzeni. T e n w ł a ś n i e nowy stosunek do przestrzeni i wynikający z techniki

n o w y stosunek do materii rzeźbiar- skiej czynią z Gonzalesa czołowego prekursora aktualnych z j a w i s k w rzeźbie.

Technikę _ palnika acetylenowego przejął młody rzeźbiarz angielski.

ZBIGNIEW JAKUBIK, dziennikarz:

I. Pytanie ma jeden słaby punkt. — Używa w charakterze p e w n i k a stwierdzenia, którego prawdziwość na- leżałoby przedtem udowodnić. (Na m a r - ginesie chciałbym dodać, że słowo:

ś r o d o w i s k o związane jest etymolo- gicznie bardzo ściśle ze słowem: s e r - c e — wraz ze wszystkimi poza etymo- logicznymi konsekwencjami tego p o - krewieństwa).

1) Jeżeli, chodzi o Okręg Z P A P — to stwierdzić należy ponad wszelką w ą t - pliwość, ż e Lubelski O k r ę g Z P A P

„jest osobą p r a w n ą " (§. 2 Statutu) i zrzesza artystów plastyków w celu (m. in.) „reprezentacji oraz ochrony spraw zawodowych, socjalnych, byto- w y c h " (§ 8 tegoż Statutu).

2) Jeżeli chodzi natomiast o G r u p ę Z a m e k , to pewne dane pozwalają wierzyć, że Grupa ta stać się może iw

przyszłości zalążkiem s z k o ł y l u -

b e l s k i e j.

II. Zastrzeżenie jak w punkcie I.

Jeżeli natomiast mowa o Okręgu Z P A P — jestem osobiście jak najbar- dziej przekonany (jako d z i e n n i - k a r z i p u b l i c y s t a z samej na- tury rzeczy nie m a m możliwości pisać o k o n k r e t a c h ) , że osiągnięcia Okręgu jako osoby p r a w n e j zamykają się bez reszty w działalności zakreślo- nej ramami aktualnego Statutu.

Za największe osiągnięcie członków Grupy Zamek uważam a u t e n t y z m ich przeżyć i postaw oraz a u t e n - t y z m procesów twórczych.

I I I . Z e jest nazbyt „plastyczna".

Zbyt mało posiada istotnych właściwo- ści a t m o s f e r y , zbyt w i e l e nato- miast cech przedmiotu materialnego:

działa nie tylko na zmysł wzroku, można j e j także d o t k n ą ć (wyczuć ją, u s ł y s z e ć .

IV. Realizowanie w prowincjonal- nych ośrodkach postulatów, programu oraz nowego profilu polityki kultural-

nej, o które walczą od wielu, wielu tygodni na łamach literackich pism centralnych w imieniu P a r t i i par-

tyjni i marksistowscy publicyści i kry- tycy oraz teoretycy s z t u k i s o c j a - l i s t y c z n e j . Żeby je realizować — trzeba Je znać, żeby j e znać — trzeba...

(„chodziła czapla po zielonej desce...") V. Pytanie, Wtóre nie wnosi nic istot- nego. Między subiektywnym Indywidu- alnym sądem w .tej bardzo d r a ż l i w e j materii a rzeczywistością obiektywną zachodzi bowiem analogiczna relacja,

jak między zapowiedzią a realizacją.

Dodatkowo, żeby wyjaśnić sytuację:

Twórczość członków Grupy Zamek jest ml emocjonalnie i intelektualnie bar- dzo daleka. Co nie przeszkadza abso- lutnie przekonaniu, że malarstwo Gru- py jest specyficznym w y r a z e m in- telektualnego sądu o rzeczywistości.

słynny już dziś zdobywca nagrody na Biennale w Wenecji, Lynn Chadwick (ur. w 1914). Jakże mało z inżynierii pozostaje w rzeźbach Chadwicka, w y -

konanych tą techniką współczesnych inżynierów. Dynamiczny ruch mobi- lów Chadwicka nie ma nic do z a w -

JULIO GONZALES — „ P r o s t o stojący"

(żelazo), 1936

dzięczenia matematyce i dyskursyw- nej spekulacji. W działaniu tych

„stworów tkwi jakiś proces organicz- ny. Wypełniają one przestrzeń nie mniej intensywnie, niż czynią to prze- platające ją gałęzie drzew. W mobi- lach zerwał Chadwick z płynnością ru- chu, ze statyczną harmonią, pominął obowiązujące dotąd podstawowe pra- wa fizyki. W późniejszych rzeźbach

figuralnych oparł się_ jak gdyby na nowych zdobyczach nauk przyrodni- czych. manifestując bezforemność ma- terii, odsłaniając jej strukturę, ukazu- jąc przeraźliwą konkretność jej istnie- nia już nie w postaci masywnej, zwar- tej bryły, ale w postaci burzliwej, roz- dartej i rozbitej. Złowrogie twory, które Chadwick kuje i kaleczy pło- mieniem, stanowią swoistą materiali- zację wyobraźni człowieka niedalekiej epoki k on taktów międzyplanetarnych.

Skoro mówimy o rzeźbie angielskiej, obdarzmy również należną uwagą dru- gą, obok Chadwicka, rewelację dzisiej- szej plastyki brytyjskiej, Kennetha Armitage'a (ur. w 1910). Jest on, być może, w swej szlachetnej technice brązowego odlewu bardziej tradycyj- ny niż Chadwick, lecz tworzy dzieło równie konkretne, równic brutalni

i równie „obecne", wychodząc zresztą z całkowicie odmiennej pozycji i w y -

promieniowując ze swych rzeźb od- mienny gatunek ekspresji. Jego dzieła bliższe są koncepcji symbolicznej, a w pewnej mierze i formalnej sztuki

Moore'u, nie ma w nich Jedynie tego co u Moore'm szacunku dla ciągłości przestrzeni.

Wobec tak często powtarzającego się terminu „przestrzeń", zresztą prawdo- podobnie dość niezbędnego przy tema- cie rzeźby, warto może poświęcić temu określeniu kilka uwag, próbując zorientować się w e współczesnym jogo pojmowaniu.

Pojęcie przestrzeni istotnie uległo zmianie w wyniku odkryć fizyki nu- klearnej i kosmologii. Walka z prze- strzenią, podobnie jak walka z czasem, przynosi we współczesnej technice re- w e l a c y j n e rezultaty. Poszerzamy em- pirycznie j e j zakres o kolejne tysiące lat świetlnych. P o d a j e m y w y m i a - ry galaktyk. Penetrujemy jono- sferę i egzosferę, zbierając wiado- mości o j e j wymiarach i strukturze.

Próbujemy oswoić wyobraźnię z nową współrzędną (czas) wprowadzoną do t r ó j w y m i a r o w e j przestrzeni. Operuje-

my terminem: czasoprzestrzeń. Je- steśmy przy tym coraz bardziej skłonni traktować przestrzeń jako rzecz, jako rozproszoną lub skondensowaną f o r - m ę materii.

Z drugiej jednak strony rodzą się nieustanne jeszcze wątpliwości: ta

„rzecz" musi w końcu zawierać się też w jakiejś przestrzeni. Austriacki f i l o - zof L u d w i g Wittgenstein pisał: „mogę

sobie w y o b r a z i ć przestrzeń jako próż- nię, lecz nie mogę pojąć rzeczy bez

przestrzeni''. Ostateczne pojęcie prze- strzeni pozostaje jak dotąd ciągle jeszcze pojęciem abstrakcyjnym, choć nie jest wykluczone, że będzie się ono w dalszym ciągu stopniowo ukonkret-

niać. Przyczyniać się d o tego może uzgodnienie i udowodnienie dziś jesz- cze sprzecznych i hipotetycznych teorii kosmologów i kosmogonistów.

M i m o tych wątpliwości przestrzeli w o g r o m n y m Już zakresie traktować dziś można jako coś burzliwego, nie- regularnego, nieciągłego

Rzeźbiarze współcześni o c z y w i ś c i e pasjonują ślę problemem przestrzeni.

W y c z u w a j ą ją jako nierównomiernie nasiloną materię, w y w i e r a na nich wrażenie przestrzeń kosmiczna. Pochła-

nia ich, podobnie jak konstruktywi- stów, w a l k a z przestrzenią. Dzisiejsi rzeźbiarze prowadzą jednak tę w a l k ę przy pomocy odmiennych metod.

N i e g d y ś traktowano przestrzeń sta- tycznie. P o w s t a w a ł y rzeźby masywne lub lekkie, zawsze jednak pełne równo- w a g i i harmonii. W X X wieku zro- dziło się pojęcie przestrzeni dynamicz- nej. Takiemu pojmowaniu przestrzeni dali n a j w y ż s z y w y r a z w rzeźbie f u t u -

"

P h a s e s " i odstępstwa

(Dalszy ciąg ze str. 7)

Właśnie z końcem lat czterdziestych samotnie często pracujący koryfeusze nowych tendencji zaczną się o sobie dowiadywać, a opinia artystyczna bę- dzie starała się dostrzec i zanotować te nowe dziwne zjawiska. Jeszcze póź-

niej powstanie ó w niefortunny termin taszyzm, pojawi się plejada ekscen- trycznych rozlewaczy f a r b i to, co słu- żyło kiedyś artystom dla wyrażenia często bardzo głębokich treści w e w n ę - trznych, niekiedy całego swego stosun- ku do świata, powędruje na letnie su- kienki. na abażury do lamp. Tak więc rozwój sztuki „Informel'', czy jak kto woli — taszyzmu, uczynił pełny obrót

i jakby utknął w zalewie imitatorów.

A zatem wystąpiło z biegiem czasu zjawisko, które towarzyszy rozwojowi

sztuki na ogół zawsze. N o w a tendencja z jednej strony rozszerzyło niepomier- nie możliwości kształtowania materii plastycznej, stwarzając grunt pod no-

we, nieznane przedtem treści wyobra- żeniowe, z drugiej strony dostarczyła nowego żeru dla naśladowców.

Przy końcu lat czterdziestych, gdy konformizm taszystyczny nie zakreślił jeszcze takiego kręgu, rozpoczął się właśnie ruch artystyczny, który dał początek obecnemu „Phases": w r. 1949 w Brukseli ukazał się pierwszy numer

„Cobry", redagowanej przez Christia- na Dotremonta, a w rok później w P a - ryżu Edouard Jaguer, M. Clarac-Serou

Jarosław Serpan uruchomili pismo

„ R i x e s " . Na tych fundamentach oparło się, założone przez Jaguera dopiero w r. 1954, nowe pismo "Phases"*).

Jak już w y ż e j napisałem, ruch ten nie ma żadnego wyraźniejszego pro- gramu. T o , co łączy wszystkich biorą- cych w nim udział artystów, to jest jakiś autentyzm ich sztuki. N a w e t na w y s t a w i e krakowskiej od razu się do- strzega, że każdy z kilkudziesięciu ma- larzy jest tam inny. W przeciwień- stwie do dekoratorów lamp, zdają so- bie oni dobrze sprawę z konieczności takiego właśnie malarstwa Z drugiej strony ta cała powszechność taszyzmu ma swoje dobre strony: zmusza auten- tycznych artystów do ciągłego szuka- nia nowych treści i nowych środków plastycznych. I właśnie w „Phases", które towarzyszyły powstawaniu ta- szyzmu, właśnie tam wybucha naj- pierw bunt przeciw niemu, właśnie tam rodzi się atak na Jeszcze nowsze obszary sztuki.

" P l a m y i linie — pisze Jaguer w czwartym numerze „Phases" — pozba- wione zupełnie skojarzeń psychicz- nych, które dawały dziełu Wolsa lub de Kooninga dramatyczne napięcie —

te plamy i linie nie potrafią być już niczym Innym, jak t y l k o nawykiem

formalnym, błogim uzewnętrznianiem nowego wygodnictwa intelektualnego.

Toteż twórcy są dzisiaj, podobnie jak w latach 1922—24, w poszukiwaniu no- w e g o kierunku awangardowego".

ryści i konstruktywiści. Ci pierwsi za- demonstrowali postawę bierną, dru- dzy agresywną i walczącą, Konstruk- tywiści traktowali przestrzeń jako

przeciwnika i jako partnera. Gabo i Pevsner oświadczyli, że przestrzeń

stanowi w ich konstrukcjach rodzaj tworzywa. Przy pomocy przestrzeni rozbili masę. Dążeniem ich było zła- godzenie kontrastu między przestrze- nią a rzeźbą. Osiągali ten cel przez stosowanie przezroczystych tworzyw

przez naginanie formy do płynnych falistych, aerodynamicznych kierun-

ków przestrzennych, w ten sposób świadomie zatracali niezależność Ist- nienia dzieło, łagodzili jego egzysten- cję jako nowego bytu w przestrzeni.

Rzeźbiarze współcześni pragną, aby ich dzieło w sposób możliwie najsil-

niejszy wyodrębniało się z przestrzeni Pragną, aby ich dzieło istniało. Oczy- wiście, nie jako masa — masa, ba, na- w e t materia została już rozbita - lecz jako ekspresyjna kreacja. Wyko-

nując je własnymi rękami pragną dla niego niezależnej egzystencji. Dzieło sztuki traktowane jako symbol lub ja- ko forma dekoracyjna może istnieć łącznie z przestrzenią, lecz dzieło sztu- ki wyższego rzędu jest tylko sobą. Nic nie wyobraża, nic nie opisuje, jest w y - łącznie postacią swego istnienia. Dla- tego dzieło rzeźby prawdziwie współ- czesnej nie powinno opisywać nawet przestrzeni. Gdy to czyni — choćby posiadało f o r m ę abstrakcyjną — będzie zawierać element literacki.

Przestrzeń oczywiście interesuje rzeźbiarza współczesnego. Jednakże je- go stosunek do przestrzeni jest mniej spekulatywny, a bardziej spontaniczny

i bezpośredni. Artysta intuicyjnie do- prowadza do gwałtownych kontaktów

z przestrzenią, do spięć i zadrażnień.

Walka z przestrzenią pozostaje dla niego sprawą ważną, jednak prowadzi on ją środkami odmiennymi niż w

przeszłości.

(Dokończenie w następnym numerze)

Wiesław Borowski

LYNN CHADWICK — „ H e l

j a k odróżnić się od „taszystów".

Tamci są to na ogół ludzie bezmyślni", a więc większa doza intelektualiz- mu zwiększa dystans między malar- stwem d e k o r a c y j n y m " a tym, które ma ambicję stać sic nowym. Nowa re- wolucja zaczyna się w i ę c od protestu przeciwko automatyzmowi i w płót- nach Gianni Dovy, Cesare Peverellego.

Jerzego Kujawskiego i wielu innych pojawia się precyzja niemalże siedem- nastowiecznych "Kleinmeistrow" Tu

już nie ma smug ściekającej farby, tu materia malarska zaczyna być świado- mym narzędziem kształtowania nowej przestrzeni, w Której wirują dziwne

formy, stwarzające pole do najbardziej zdumiewającej gry wyobraźni. Ma- larstwo po raz już nie wiem który przezwycięża dekoracyjne schematy

epigonów by postawić nam zaskakują- ce pytanie, dokąd właściwie zmierza- my?

A l e to jeszcze nie koniec Oto poja- w i a j ą się tynki Antonio Tapiesa, colla- ges Horsta Egona Kalinowskiego (moż- na j e zobaczyć na wystawie krakow- skiej). obrazy Bogusza, miniatury Pia- seckiego I to są właśnie owe odstęp- stwa cd głównego nurtu "Phases", kto- ry tymczasem przestał być już nawet taszyzmem. Trzeba teraz przejść przy- najmniej do Marka Piaseckiego.

(Ciąg dalszy w następnym numerze)

Jerzy Ludwiński

*) Dokładną historię ruchu „Pha- ses", napisaną przez E. Jaguera zna

leźć można w 34 n-rze "Plastyki"

("Życie Literackie", Nr 30 (392)

(4)

W ocenach biorą udział U R S Z U L A C Z A R T O R Y S K A

(Warszawa)

H A N N A P T A S Z K O W S K A

(Warszawa) JANUSZ BOGUCKI (Kraków)

WIESŁAW B O R O W S K I (Warszawa) JERZY MADEYSK1 (Kraków) JERZY LUDWIŃSKI (Lublin)

w y b i t n e

M A R I A N BOGUSZ Warszawa, „ K r z y w e Koło". Rynek Sta- rego Miasta 2. Wytworny wernisaż z udziałem korpusu dyplomatycznego od- był się 8 lipca.

Bogusz pokazuje malarstwo nieco inne niż dotychczas. Każdy obraz Jest ta- kim samym jak dawnie) teatrem form.

ale teraz ruch ich jest coraz bardziej płynny, coraz spokojniejszy. Czasami

wydaje się, że zastyga on w którejś ze swoich faz. Wrażenie takie powstaje, wtedy, gdy na obrazie pojawiają się drobniutkie grudki gipsu. Nadal ist- nieje przestrzeń, ale tym razem jest ona bardzo nieokreślona, nieuchwytna.

Obraz jest jednocześnie i iluzją przes- trzenną, którą można sobie dowolnie tłumaczyć na dna morskie, czy światy kosmiczne, i zarazem przedmiotem konkretnym, który Istnieje sam w so- bie. Niezmiernie ciekawa ewolucja

twórcza. poparta wizją plastyczną je- dyną w swoim rodzaju.

M A R E K P I A S E C K I

Kraków, „Krzysztofory", ul. Szczepań- ska 2. Wernisaż równocześnie z wiel- ką wystawą „Phases" 8 lipca. Grupa zachwyconych malarzy i krytyków

(na ogół z Warszawy i Lublina) zgoto- wała wtedy Markowi w jego malut- kiej salce wielką owację.

Są to miniatury, sporządzone różnymi skomplikowanymi technikami graficz- nymi i malarskimi, oprawione w ram- ki, za szkłem. Robią wrażenie malut- kich, precyzyjnie wykonanych przed- miocików jakiegoś nieokreślonego bli- żej kultu artystycznego. To, co malo- wane, co znajduje się wewnątrz ramek, mieści się w szeroko zakreślonych granicach tzw. abstrakcji bezforemnej, posiada nawet nastrój, wywołujący skojarzenia poetyckie („Kotom, które przefruwają niczym nie przywabione").

Ale wszystko razem z ramkami, to już coś więcej, niż abstrakcja „informel".

interesujące

III O G ó L N O P O L S K A W Y S T A W A MŁODEGO MALARSTWA. RZEŹBY,

GRAFIKI

Sopot, CBWA, pawilony wystawowe

"przy molo". Otwarcie 25 lipca. Ol-

10

brzymia wystawa ponad 500 prac. Po- ziom na ogół wysoki, choć bardzo róż- ny. Najrozmaitsze tendencje figura- tywne i bezprzedmiotowe, chociaż ton

całej wystawie nadaje (bynajmniej nie najliczniejsza ilościowo) abstrakcja

bezforemna. Najbardziej wśród tej po- wodzi nazwisk zainteresowali nas w malarstwie S, Fijałkowski (Łódź), W. Gabrysiak (Kraków), J. Kałucki (Kraków), A. Matuszewski (Poznań), T. Pągowska (Gdańsk), p. Brykalski (Warszawa). J. Tarasin (Kraków), D.

Leszczyńska-Kluza (Kraków), J. Ziem- ski (Lublin), A. Żywicki (Szczecin), J. Brzozowski (Szczecin), T. Dudziński (Warszawa), W. Gołkowska (Wrocław), B. Kierzkowski (Warszawa), J. K r a w - czyk (Łódź), Lech Kunka (Łódź), T. Ł a - piński (Warszawa), A. Łobodziński (Łódź). J. Nowosielski (Łódź), S. W a - tach (Kraków), J. Wielicki (Warszawa).

L. Wengorek (Lublin). K. Zieliński (Łódź). W grafice: A. Haska (Kraków), J. Hura (Kraków), W. Kunz ( K r a - ków), Z. Dębowska-Tarasin (Kraków), L. Mianowski (Kraków), J. Panek (Kraków), Z. Podciechowski (Lublin), S. Wojtowicz (Kraków). Rzeźba była znacznie słabsza, tylko: J. Kandefer (Warszawa) i S. Strzyżyński (Lublin).

P R Y M I T Y W Y A R T Y S T Ó W J U G O S Ł O W I A Ń S K I C H

Warszawa, „Zachęta", Plac Małachow- skiego 3. Otwarcie 11 lipca.

Sopot, C B W A , „przy molo". 15 sierp- nia — 13 września.

Wystawa bardzo ciekawa. Tradycje sztuki „ n a i w n e j " są w Jugosławii bar- dzo żywe: chłopska „szkoła" malarska w Hlebine — reprezentowana na w y - stawie przez Ivana Generalića (precy- zyjny realizm jak u Piotra Breughela)

i Mirko Viriusa (ekspresyjny realizm, Eugen Buktenica — rybak z zawodu

maluje w „ w y t w o r n y c h " szarościach sztywne figury ludzkie. Emerik Fejes

— twórca dekoracyjnych, kolorowych miast przypomina trochę naszego Niki- fora. Petar Smaić tworzy hieratycz- ne rzeźby w drzewie. Największą re- welacją jest Mato Skurjeni — poetyc- ki i pedantyczny malarz „wyrafino- wanych" widoczków o dziwnej perspek- tywie i pięknym kolorze.

Z B I G N I E W K U P C Z Y Ń S K I Warszawa, Cepelia, Plac Konstytucji, Koniec lipca.

Na wystawie przewijają się tłumy.

Goście zagraniczni koniecznie chcą ku- pować-, nasza rodzima inteligencja i półinteligencja ciska gromy. Artysta ustabilizował się w abstrakcji bez- foremnej, która jest bardzo liryczna, ciepła i własna. Obrazy są znacznie lepsze niż niedawno w podcieniach.

B O G U S Ł A W S Z W A C Z Warszawa. Galeria w Podcieniach, Kra- kowskie Przedmieście 86. Otwarcie 31 lipca.

Szwacz jest znanym przedstawicielem i wyznawcą malarstwa abstrakcyjne- go bezforemnego. Bardzo dobre i bar-

dzo wielkie są Jego ostatnie płótna.

dość dobre

28 M A L A R Z Y I R Z E Ź B I A R Z Y Z W Y B R Z E Ż A

Sopot, C B W A , pawilony wystawowe "przy molo". 17 czerwca — 5 l i p c a .

Wystawo bardzo typowa dla naszych prze- obrażeń i właściwie dobra: postimpresjo- nizm. przeobrażany stopniowo w abstrakcję bezforemną, nawiązującą ciągle zresztą do natury. Piotr Potworowskl, którego prze- obrażenia idą po tej linii, stanowi jakby symbol wystawy. Poza nim wyróżnia się li- ryczne malarstwo Teresy Pągowskiej.

S T A N I S Ł A W Z A L E W S K I (1396—1358) Warszawa. „Zachęta", Plac Małachow- skiego 3. Otwarcie 7 lipca.

Artysta pochodzi z Lublina. Jest jednym z pionierów polskiej sztuki nowoczesnej: na- leży do „ B l o k u " I „Praesensu". Z tego czasu (lata dwudzieste I początek trzydzie- stych) pochodzą najlepsze, kubistyczne jego obrazy. Później przechodzi on na postim- presjonizm. Rysunki — nieciekawe.

G R U P A Z N A Ł Ę C Z O W A Lublin, C B W A . ul. Narutowicza 4. Otwarcie 12 lipca.

Udział biorą: Krystyna Dudzik. Jarosław Olejnicki, Irena Zahorski (malarstwo), Mi- chał Pudełko, Stanisław Strzyżyńskl (rzeź- ba) i Jerzy Kursa (grafika). Nałęczów bar- dzo się poprawił od ostatniej s w o j e j wysta- wy. Poziom bardzo nierówny, poszukiwania niejednolite: od naturalizmu (Pudełko), po- przez banalny postimpresjonizm ________

aż do taszyzmu. Najbardziej konsekwentny

i najciekawszy — Strzyżyński (głowy o skłonnościach do strukturalnej abstrakcji),

a poza nim — Dudzik, Zahorska i Kursa.

TERESA C E L L A - M E L L E R O W I C Z Warszawa. Salon ,,Nowej Kultury", ul.

Królewska 13. Otwarcie 29 lipca.

Wielkie rozczarowanie. Artystkę ceniliśmy

znacznie w y ż e j w naszych domysłach. Zupeł- nie przeciętne, nieco ekspresjonistyczne por-

trety z r 1956, ale bez tej sugestywnej eks- presji prac z Arsenału. Twarz malarki ra- tują duże rysunki półabstrakcyjne. nazwa- ne ,,studiami do portretów'", z 1959 r. A co było między tymi dwiema seriami? Sądzimy, że to kryzys przejściowy. A w ogóle: co stało się z "arsenałowcami"?

N I C O L E T T E M O N T A L B E T T I Warszawa, " K r z y w e K o ł o " , Rynek Starego Miasta 2. Wernisaż wspólnie z Boguszem — 8 lipca. Niebywały najazd dyplomacji spo- wodowany był raczej przez panią Nicolet- te M.

W przeciwieństwie do Bogusza abstrakcje sympatycznej i niewątpliwie utalentowanej Włoszki są jeszcze surowe.

p r z e c i ę t n e

Z Y G M U N T B A R T K I E W I C Z Lublin, ogródek przy Sądzie Wojewódzkim, Krukowskie Przedmieście 43. Otwarcie 21 lipca.

Świetny pomysł eksponowania obrazów prawie no ulicy. Wystawę zwiedzają tłumy ludzi. Malarstwo właściwie postimpresjoni- styczne. Dobre są obrazy przedwojenne Ostatnie prace znajdują się o krok od soc-

realizmu, o krok od kiczu i o krok od do- brego malarstwa Ale jakiś rys indywidual- ny Bartkiewicz ma. Jeden malutki krok naprzód i umieścimy artystę znacznie wy- żej.

B A Ł T Y K W GRAFICE

Sopot, CBWA, pawilony wystawowe „przy molo". 17 czerwca — 5 lipca.

Grafika okręgowa, gdańska. Taka sobie, bar- dzo typowa. Wystawa nierówna.

IRENA K U R A N - B O G U C K A Warszawa, Salon „ N o w e j Kultury", Królew- ska 12. Lipiec.

Typowa, stylizowana nowoczesność. Jest i ekspresjonlzm, i deformacja. i maniera ze średniowiecznych kodeksów, i dziewczyny z długimi szyjami. To wszystko zdążyło nam się już znudzić. |

A N N A W A N D A JEŻOWSKA Warszawa, Klub Związku Literatów Polskich, Krakowskie Przedmieście 78/79. Od 27 lipca.

Teraz dla odmiany malarstwo — drobne formy. Podobnie jak w rzeźbie — obciąże- nia secesyjne.

z łe

G R U P A „ Z A C H Ę T A "

Kraków, Pałac Sztuki, Plac Szczepański.

Lipiec.

Jak zwykle na wystawach ogólnopolskich tej grupy — malarze opiewają szczęk oręża i piękno polskich dziewic. A jak to się po- doba publiczności! Ale dla oddania spra- wiedliwości. trzeba napisać, że wystawa ta

jest znacznie lepsza od poprzednich. Jest już pewna ilość zupełnie przyzwoitych obrazków postimpresjonistycznych, a por- tret kobiecy Poczmańskiego w pewnym stop- niu nas nawet zachwycił swą ..holenderską"

precyzją. Gdyby Poczmański żył w X I X wieku...

M A R I A N O W A K O W S K A

Lublin, Klub Międzynarodowej Książki i Prasy, Krakowskie Przedmieście 20. 28 lipca

— 13 sierpnia.

Wystawa nosi dumną nazwę „XV-lecie Lu- belszczyzny w obrazach'' i dzieli się na strefy tematyczne. A to widocznie dlatego,

żeby uczcić XV-lecie Polaki Ludowej. A czy

nie lepiej było tę samą wystawę dla tegoż samego uczczenia urządzić pod Zamkiem na

bazarze? I lepsza publiczność i towarzystwo podobnych obrazów gwarantowane. A i miej- sce bardziej symboliczne.

Cytaty

Powiązane dokumenty

nierozsądnie jest ustawić się dziobem żaglówki w stronę wiatru – wtedy na pewno nie popłyniemy we właściwą stronę – ale jak pokazuje teoria (i praktyka), rozwiązaniem

Spoglądając z różnych stron na przykład na boisko piłkarskie, możemy stwierdzić, że raz wydaje nam się bliżej nieokreślonym czworokątem, raz trapezem, a z lotu ptaka

Istotnie, gdyby dla którejś z nich istniał taki dowód (powiedzmy dla X), to po wykonaniu Y Aldona nie mogłaby udawać przed Bogumiłem, że uczyniła X (gdyż wówczas Bogumił wie,

Następujące przestrzenie metryczne z metryką prostej euklidesowej są spójne dla dowolnych a, b ∈ R: odcinek otwarty (a, b), odcinek domknięty [a, b], domknięty jednostronnie [a,

nierozsądnie jest ustawić się dziobem żaglówki w stronę wiatru – wtedy na pewno nie popłyniemy we właściwą stronę – ale jak pokazuje teoria (i praktyka), rozwiązaniem

W przestrzeni dyskretnej w szczególności każdy jednopunktowy podzbiór jest otwarty – dla każdego punktu możemy więc znaleźć taką kulę, że nie ma w niej punktów innych niż

Zbiór liczb niewymiernych (ze zwykłą metryką %(x, y) = |x − y|) i zbiór wszystkich.. Formalnie:

też inne parametry algorytmu, często zamiast liczby wykonywanych operacji rozważa się rozmiar pamięci, której używa dany algorytm. Wówczas mówimy o złożoności pamięciowej;