• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 5, nr 6 (1925)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 5, nr 6 (1925)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

WARSZAWA — KRAKÓW — POZNAN — MARZEC 1925.

POD

ZNAKIEM

M f i R J I

MIESIĘCZNIK ZWIĄZKU SODALICYJ MARJAŃSK1CH U C Z N I Ó W S Z K O L Ś R E D N I C H W P O L S C E .

ROK V.

- 3 0-

T R E S C NUMERU

Str.

Rok świrty . . . ...131

Czem jest Papież w życiu katolika ? — Ks. J. Jarzębow ski (dokończenie) ...133

Dzwonnica — Z . H o ffm a n n ... 135

Z dziejów Jasnej Góry (ciąg d a ls z y )...136

Ofiarowanie — ] . K u r e k ... .... 137

Ofiara matki — A. Pieyre (dokończ.) . . . 138

Ze spraw katolickich w P o l s c e ... 141

Nowe książki (Vercruysse— S zc ze p a ń sk i— Ciem- niew ski — K rzyszkow ski — Fabre — Dickens — Ostrowska — dlflanzi) ...143

Przegląd p r a s y ... 146

Nieco z listów naszych p rz y ja c ió ł... 147

Pamięci z m a r ły c h ... ... 148

VII. Zjazd Z w ią z k u ...148

X. Posiedzenie Wydziału Wykon...149

Z Wydziału Wykon, i Wydawnictwa miesięcznika 149 Poświęcenie s z ta n d a ru ... 151

Nasze sprawozdania ^Bielany — Ciechanów — I n o w r o c ła w ) ... 151

VI. Wykaz darów i w k ła d e k ...152

NR 6.

ADRES REDAKCJI i ADMINISTRACJI:

Ks. Józef Winkowski, Zakopane, Łukaszówka, Dom ludowy.

Konto czekowe P. K. 0 . Nr. 149.932.

(2)

NA ROK SZKOLNY 1924/5.

Całorocznie dla sodalisów-członków sodalicyj związkowych, dla wszystkich uczniów, uczenic, kleryków, akadem ików i młodzieży wogóle 1 złoty 30 groszy z przesyłką pocztową. Numer pojedynczy 15 groszy.

Całorocznie dla wszystkich innych 2 złote z przesyłką pocztową.

Numer pojedynczy 25 groszy.

S K Ł A D N I C A Z W I Ą Z K U

POLECA NASTĘPUJĄCE WYDAWNICTWA:

KALENDARZYK szkolny, sodalicyjny na rok 1924|5, rocznik III. wy­

dany przez ks. J. Winkowskiego, zaw iera oprócz kalendarjum zdania pisarzy francuskich i rocznice narodow e Polski niepodległej przy każdym mies:ącu, hymn młodzieży szkół średnich, rozkład godzin, notatki sodali- cyjne, wykaz naszych sodalicyj, daty historyczne z dziejów i literatury pol­

skiej, daty z nauki o Polsce współczesnej, najpotrzebniejsze informacje szkolne (wykaz dni wolnych etc.) C ena od 1 stycznia zniżona 20 gr.

V. SPRAWOZDANIE Związku za rok szk. 1923|4 zestawione na Zjazd lwowski. Każdy sodalis, nie mówiąc już o XX. M oderatorach i członkach Konsulty, powinien dokładnie się z niem zapoznać, aby zdać sobie sp ra­

wę z postępu pracy sodalicyjnej i związkowej w naszych szkołach średnich.

C ena 50 gr.

HYMN ZWIĄZKU odśpiewany poraź pierwszy z zapałem na Zjeździe lwowskim, konieczny ze względu na ogólny zjazd zapowiedziany już na rok 1925 na Jasnej G órze. T ekst i nuty na fortepian. C ena zniżona 30 gr.

USTAWY SODALICJI marj. uczn. szkół średn. w Polsce, napisał Ks.

Winkowski. Zawierają także wykaz odpustów sodalicyjnych, regulamin wyborów i cerem onjał przyjęcia. Cena 20 gr.

USTAWA ZWIĄZKU niezbędna dla każdego członka Konsulty, inte­

resująca każdego sodalisa. C ena 15 gr.

MEDALE sodalicyjne z M. B. Częstochow ską i św. S t. K ostką. Cena zniżona 30 groszy,

DYPLOMY z kolorowanym obrazkiem M. B. Częstochow skiej. Cena 25 groszy, z jednobarw nym (błękitnym ) 20 gr.

ODZNAKI srebrzone nowy nakład, tylko dla rzeczywistych sod. (m ono­

gram S.M.^. C ena tylko 1'20 złot. Na pryw atne zamówienia nie wysyłamy.

BROSZURKI: Z aleski: Sodalicja Marj. w Polsce idącej. Doskonale uję­

ta idea sodalicyjna. C ena 30 gr.

'W ł . L .: Czy u czen i m o g ą w ierzyć? Treściwa i przekony­

w ująca odpowiedź na powyższe pytanie. Cena 20 gr.

Ks. D o y le : Czy będę księdzem ? Znakomita rzecz o istocie pow ołania kapłańskiego. Cena 15 gr.

W ysyłamy w każdej ilości na zamówienie. D ochód ze sprzedaży na cele Związku.

PO PIERA JC IE W SZĘDZIE MIESIĘCZNIK ! JE D N A JC IE A BO NEN TÓ W --- W Ś R Ó D K O L E G Ó W , K REW N YCH i ZN A JO M Y C H ! ---

(3)

Rok święty.

W 1300 roku po narodzeniu C hrystusa wielki papież średnio­

wiecza, Bonifacy VIII. ogłosił całemu światu chrześcijańskiemu p ier­

wszy w jego dziejach rok jubileuszowy, rok łaski i odpustu — mi­

łościwe lato. O g ląd ał w tedy Rzym niebywałe rzesze pielgrzymów, wśród których zjawił się i nasz W ładysław Ł okietek, na one czasy za Boską i ludzką pom ocą w zjednoczeniu rozdartej Ojczyzny się oglądający.

Miał się taki jubileusz odbyw ać jeno na przełomie wieków, co 100 lat. A le rychło każde pokolenie ludzkie choć raz w swem życiu doczesnem zapragnęło obchodzić ono lato odpustów i przywilejów niebieskich, i w krótce co 50, potem co 33, wkońcu zaś co 25 lat ogłaszać począł papież rok jubileuszowy. Każdy pielgrzym w wiecznem mieście po spełnieniu przewidzianych warunków zyskiwał i zyskuje o d ­ pust zupełny i wiele łask i odpustów w bullach jubileuszowych wy­

szczególnionych. T o też im więcej rozszerza się Kościół, tem dalszych i dziwniejszych gości ogląda w takim roku św ięte miasto siedmiu pagórków...

O statni jubileusz otw arty przez wiekopom nej pamięci Leona XIII.

w roku 1900, dziś już należy do historji. Jakże to było daw no, soda- lisów naszych nie było jeszcze na świecie .. dawno podwójnie, po ­ trójnie — bo to było jeszcze przed wojną! T o było dla nas za cza­

sów niewoli. Jeno Małopolska otw artą wysyłała pielgrzymkę, inne za­

bory tajnie tylko, ukradkiem mogły szczupłe garstki wiernych posłać do świętego miasta.

A w tym ro k u ?

Kiedy w samą wigilję Bożego N arodzenia Ojciec św. Pius XI.

zbliżył się do porta aurea watykańskiej bazyliki ze złotym młotkiem, darem biskupów całego świata katolickiego w ręku, aby miłościwe dźwierza otworzyć mu na ościerz, w orszaku jego byli przedstaw iciele wolnej, niepodległej, potężnej Rzeczypospolitej Polskiej, której O n był pierwszym, najmiłościwszym Nuncjuszem...

W ięc z jakiemże przedziwnem uczuciem wita P olska ten rok ju ­ bileuszowy...

Z jakąż radością wysyła swych 6 pielgrzym ek ku watykańskim progom , pielgrzymek, w których nie braknie i naszej ukochanej m ło­

dzieży !

N iestety, ci, co pojadą, to z wielkiego, katolickiego N arodu tylko

(4)

132 P O D ZNAKIEM MARJI N r 6

mała cząstka, cząsteczka. T o jeno przedstaw iciele szczęśliwi nasi.

A reszta ? A my ?

Czyżby otw arcie bram y złotej nie było aktem łaski i amnestji dla w szystkich?

0 t a k ! Bo ten rok jubileuszowy ma w nas wszystkich pom no­

żyć wiarę i miłość.

Najpierw wiarę w B oga i Syna Je g o jedynego i w niespożytość K ościoła, któ ry niewzruszony, nietknięty katastrofam i św iata święci swe jubileusze z wieku na wiek i ze skały Piotrow ej patrzy, jako coraz i coraz liczniejsze narody z najdalszych kuli ziemskiej zakątków bieżą czerpać w ody żyw ota z krynicy łaski.

Tyle razy tem u Kościołowi złow rogo wieszczono koniec i kres.

W 1800 roku, w śród rewolucyjnej zawieruchy, gdy pom arł ostatni, jak tw ierdzono, papież Pius VI., już się naw et rok jubileuszowy nie odbył. Ciężka, czarna chm ura zawisła nad Rzymem osieroconym i K o­

ściołem —■ a przecież. Ledw o ułożyły się stosunki już Leon XII, sto lat temu, otw iera radosny jubileusz i każde o d tąd nowe ćwierćwiecze nim się zaczyna. W ięc wierzmy głęb o k o , niewzruszenie w wiekuistą moc i p o tę g ę nigdy niezw yciężonego, a dziś aureolą radości i wesela obleczonego Kościoła.

1 miłujmy. Miłujmy B oga i Syna Je g o C hrystusa i ten Kościół św ię­

ty, tę M atkę, której dziećmi .umiłowanemi jesteśm y. N iech to lato mi­

łościwe ogląda rozżarzenie tej miłości serdecznej i napraw dę dziecię­

cej, ale przedew szystkiem ofiarnej.

Na m łode, słab e barki, w ram iona tak jeszcze w ątłe chwyciliśmy w naszej P olsce wielkie dzieło odrodzenia m łodych dusz. Potośm y przyszli, natośm y się ofiarowali w sodalicji. C óż dziw nego, iż czasem czujemy ciężar n ad siły ? A le nam ustać nie wolno! Nie dla siebie pra- cujem. Przyszłość i przyszłe pokolenia żąć b ęd ą plon na polu przez nas obsianem . N ic to! W ierzym y, ufamy, że plon ten będzie obfity, choć żar nas spiekotą pali i pragnienie, choć dłoń nam słaba ustaje.

Miłościwe lato darzy nas siłą i m ocą idącą na cały świat z nie- spożytego Rzymu. Miłościwe lato wieści nam pobudkę najpew niejszego zw ycięstwa, zw ycięstwa naszych zasad, naszych haseł, naszych zamie­

rzeń. Miłościwe L ato głosi nam zapewnienie, iż d o b rą idziemy i celo­

wą drogą, a przez O bcow anie Świętych, naw et nieobecnym u A p o ­ stolskich grobów , przynosi bezm iar pom ocy i łaski z wysocza.

W ięc z podniesionem czołem, z krzyżem C hrystusa w prawicy, ryngrafem Marji na piersi idziemy w nowe ćwierćwiecze, idziemy w b la ­ ski zwycięstwa... C hrystusow ej i naszej S p ra w y !

(5)

Nr 6 P O D ZNAKIEM MARJI 133

Czem jest Papież co życiu katolika?

(Dokończenie).

Po tern zatem rozważaniu wstępnem spytajmyż teraz: Czem jest Papież w życiu katolika? Jest kultem Prawdy, jest kultem Zbawicie­

la, jest aktem wiary w Jego obecność ekleziastyczną, jest aktem uf­

ności w poddaniu mu swego rozumu, serca, sumienia, jest aktem mi­

łości — tem wszystkiem.

Winniśmy poszerzyć nasze życie wewnętrzne kultem Papieża.

Małoby b>ło, gdybyśm y poprzestali na suchem uznaniu zasady.

Życie — to nie — u z n a w a n i e zasad — ale p e ł n i e n i e zasad.

Zasada uznana winna tedy przenikać c a ł e życie swego wyznaw­

cy, inaczej żywą nie będzie.

Papież — Ojciec św. — ( o j c i e c ! . . . ) winien tedy żyć w naszej myśli i uczuciu wewnątrz, w naszej działalności i trosce nazewnątrz.

Winniśmy się często spotykać w myśli naszej — zwłaszcza w tej myśli, która jako modlitwa idzie ku Bogu. Oremus pro Pontifice no- stro winno zająć poczesne miejsce w naszych rozmowach z iiogiem.

Prawda, Papież nie potrzebuje naszych- modlitw, by nieomylnym był Namiestnikiem Chrystusowym, ale potrzebuje światła i sił, by godnie reprezentować to boskie przedstawicielstwo, by pewną ręką wieść łódź Piotrową przez nurty czasów i idej. Nie zapominajmy o nim w naszych Komunjach i Mszach świętych. Spełnienie Chrystusowego życzenia ut iinum sint w Komunii za papieża — więc za cały wo­

jujący Kościół — znajdzie swój pełny wyraz.

Niechże myśl nasza, choć wolną chwilą wieczorną idzie jak dziecko w zaciszne oratorja i stanze Watykanu i szuka ojca— Papieża.

Niech mu spogląda jak dziecko w znużone oczy i jak dziecko okrywa pocałunkami ręce utrudzone dzierżeniem steru Kościoła. Niech się cieszy radością jego, gdy plony winnica Chrystusowa przynosi, niech cierpi i zasępia się, gdy serce Papieża ściśnie się boleścią, iże jest nierozumiany lub niesłuchany. Niech się nie zawaha umoczyć ust w kielichu goryczy i wzgardy podanym Papieżowi przez odwiecz­

ny fałsz, bunt i nienawiść... Pięknym przykładem tej delikatność uczucia w stosunku do Ojca św. jest Cyprjan Norwid, który po śmier­

ci Piusa IX. aż do swego zgonu nosił żałobę.

Dia samotnika watykańskiego może to najmilsze chwile, gdy wobec Sanctissimum czuje, iż przy nim jest Jezus Chrystus i — myśl jego dzieci, hen od misjonarskich lepianek Afryki, od czerezwyczajek moskiewskich, od europejskich kolegjów i kątów domowych am ery­

kańskiego fermera lub robotnika.

Sądzę, że to nauczenie się czucia z Papieżem będzie zarazem i nauczeniem się „sentire cum Ecclesia“ (czuć z Kościołem).

(6)

134 P O D ZNAKIEM MARJI Nr 6

Ufajmy P a p ie ż o w i!

Niech wiary weń nie zachwiewti w nas ta lub owa koncepcja polityczna lub naukow a. Iluż to wrogów czyha na to, by z serca ka­

tolickiego wydrzeć i zdeptać w niem to uczucie: ufności ku Ojcu św.

Skoro to osiągną — i reszta zazwyczaj idzie już ja c z płatka. Ale nasz wewnętrzny sentym ent ku Namiestnikowi Chrystusowemu trzeba w ynosić nazewnątrz; katolik niech akcentuje rozumnie swą łączność i miłość do Papieża. Niech pogardliwe „papista" protestantów lub

„rzymski kler“ naszych socjalistów — m ają dla niego szczery urok kom plem entu.

T ak! Jesteśm y „papistam i"!

Jesteśm y tym znienawidzonym „rzymskim klerem pod wodzą pretorów — biskupów i cezara p a p ież a0 ! T a k ! Jesteśm y! I być chce­

m y !

W narodzie naszym szeroką jest dla katolika rola do tego roz­

wijania w P olsce czci i miłości dla Papieża. S z e r o k a i — p o ­ d a t n a .

Katolicyzm nasz taki poczciwy, częstochowski, ludowy — tak m ało zarazem jest głęboki, świadom y siebie, rzymski. Niewola i roz­

m aite grasujące „izmy“ zrobiły swoje. Papież jednakow oż zamało wśród inteligencji znany jest w swej treści — zanadto abstrakcyjny dla ludu.

D latego potrzeba, by uśw iadom iony katolik i kapłan wynosił z duszy swej Papieża, budził dla niego miłość i cześć, zapoznawał z nim szerokie warstwy społeczne,

Papież, Kościół nie zajął odpow iedniego stanowiska w polskim dorobku umysłowem. Uboga, ale już budząca się literatura nasza te- ologiczna nie może się wykazać jeszcze dziełami traktującemi o P a ­ pieżu. M amy ledwie — i to z ostatnich czasów — tłomaczenia Bou- gaud, Bensona, W isemanna, i rzecz późniejszą De Maistre, a nadto w naszem obrabianiu historji i literatury ojczystej jak dotychczas Kościół i Papiestw o leży odłogiem. Pośw ięcono dużo już pracy i cza­

su patologji religijnej w życiu narodowem i w życiu naszych wie­

szczów (arjanizmowi, towjanizmowi), ale pierw iastek katolicki w k u k turze naszej jest jak d otąd z a n ie d b a n y m .*)

Młodej inteligencji polskiej przypada może dziś w udziale spra­

wę tę więcej wziąć do serca, by Polonia semper fid e lis nie była p u ­ stym dźwiękiem i dyplom atycznym k om plem entem .

Ten wysiłek winien również iść w życie społeczne i polityczne Polski.

Z jednej strony trzeba zawczasu zająć twarde i poważne sta­

nowisko w stosunku do m asońsko-radykalnych prądów, by nie pozwo­

lić na żaden atak godzący wprost czy ubocznie w osobę N amiestni­

*) Dyżo się n.p. mówi o Encyklice G rzegorza XVI. nikt jednak sprawy tej objektyw nie i gruntow nie nie wyczerpał. Zato milczy się o Encyklice Piusa IX z 1863, lub o stosunku papieża do K onstytucji 3-go maja...

(7)

N. 6 PO D ZNAKIEM MARJI 135

ka Chrystusowego i w Kościół — z drugiej strony karnie i szybko realizować wszystkie wskazówki i zlecenia idące z Rzymu w Encykli­

kach i bullach papieskich.

Musimy popularyzować znajomość głosu i sądu Papieża. Musi­

my o nim dużo mówić, musimy w czynach miłość swą akcentować

— a zobaczymy, że z ożywieniem kultu Papieża, ożywi się i pogłębi nasz katolicyzm,

A zadanie to — o ile chodzi o masy — dziś jeszcze jest i o ty ­ le łatwiejsze, że obecnie miłościwie panujący nam Ojciec św. Pius XI. nie jest dla ludu naszego abstrakcją. Lud nasz nie będąc w Rzy­

mie — zna Papieża, zetknął się z nim z bliska, brał z jego rąk bło­

gosławieństwo, z nim się modlił i radował.

Bóg, który w dziejach narodów niemniej celowo kojarzy fakty, jak i dziejach przyrody, dziwnie zaiste to sprawił, że zmartwych­

wstała Polska w pierwszym swoim nuncjuszu powitała Namiestnika Chrystusowego, powitała Papieża związanego z nią bezpośrednio ży­

ciem i sercem.

Ta złota nić łącząca od początku naszego nowego życia pań­

stwowego Polskę z Papieżem, przypomina pukiel włosów Chrobrego przesłany przez Mieszka I-go do Rzymu na wstępie naszych dziejów.

Nam młodym przypadł w udziale ten serdeczny i święty o b o ­ wiązek, by ta złota nić zadzierżgnięta między Piusem XI. i Polską wzmocniła się siłą naszej wiary i miłości.

Nam młodym przypada to w udziale, by ta złota nić przesmtla się w przyszłość, dopóki trwać będzie Polska i dopóki trwać będzie Rzym"!

ZY G M U N T H O F F M A N S. M.

kl. VIII. gim . — Gniezno.

iDzwonnica.

Znalem ich dwoje. B y li przyjaciele:

Kościółek w ie jsk i — drew niana dzw onnica — A kościół m szyste porosło j u t ziele,

S ta r u szk a zasię zorane ma lica — / kiedy siedzą p r z y słońca zachodzie, Gdy blasków na nich ściele się koronka — On w zro k sw ó j tęskny poniesie po w odzie, A p rz y m m wierna g w a rzy m ałżonka.

Ż y w o t ich p ro sty w ciąż był i

szczęśliw y — / byli razem ja k gołębi parka, Żadne ich ty c ia nie olśniły dziw y, Żadna ich losu nie strw o żyła m iarka, O boje w iernie za u fa li Bogu,

Żadne im g ro źn e nie były dopusty, Lud ko rn y w iedli do w ieczności progu Wciąż cel w ska zu ją c w yrnow nem i usty.

W iek j u ż p r z e ż y li — w iek zm ien n y [i długi, I m yślą sw oją ciągle byli w niebie — N iejedne życia w id zieli j u ż sm ugi, I na niejednym j u ż byli pogrzebie — Lecz sm u te k żaden lica ich nie traw i, Bo g d y g rzeszn ikiem rozpacz w strzą ś- [nie głucha, W niebo kołaczą — a Bóg j u ż łaska-

/w ie j S kła n ia sw ą głow ę, z m iłosierdziem

[słucha...

(8)

136 P O D ZNAKIEM MARJI

Tylko niekiedy w zro k im się r o z ż a r z y — W zro k ten p o d o b n y je s t do błyskaw icy, / j u t nie p o m n i s c z y to g n ie w z ich tw a rzy, C zy blady p ro m y k śm ierteln ej g ro m n icy — A m o c .ta k w ielka, co z ich o czu bucha, Z e się nie zb liżą do nich lu d zie-ka rly...

J eżeli nie chcą, by ich do łańcucha

P rze k le ń stw a — lu d z ie i B ó g w niebie zw arły...

C h w ilka . Z n ó w uśm iech lica im sp ro m ien i — / w niebo p a tr zą ła godni i cisi,

Co w ieczór blaskiem słońca ozłoceni...

On w te n c za s w y g lą d m a p o sta c i m nisiej, Co w dłoni su w a p a cio rki różańca...

O na s w y m głosem , co tę tn i i ż y je — P rzy ja s n y m blasku księżyca-kagańca G łosi i sta w i i w ielbi M arję ..

Z dziejów iasnei Góry.

(C iąg dalszy).

W iek XVIII niemal na samym w stępie, bo w roku 1717 przyno­

si uroczystą koronację cudow nego obrazu rzymskiemi koronami. Był to na owe czasy w ypadek zgoła niezwykły nie tylko w Polsce, ale w całym chrześcijańskim świecie, gdyż Stolica A posto lsk a po raz p ier­

wszy zezwoliła na włożenie koron wizerunkowi Marji znajdującem u się poza Rzymem. D ow odziło to bez w ątpienia z jednej strony wielkiej sławy, jaką cieszył się obraz jasnogórski w K ościele katolickim, z d ru ­ giej w ybitnego znaczenia Polski, jako m ocarstw a katolickiego.

U roczystość w ypadła w prost im ponująco. Biskup Jan Krzysztof Szem bek dokonał cereinonji, której świudkiem było przeszło 200.000 ludzi.

Był to też niemal ostatni większej wagi w ypadek w dziejach J a ­ snej G óry aż do lat ostatnich. Nic dziw nego! N a zawsze związana z losami i dziejami N arodu, ja s n a G óra w czasach rozbiorów , rzec można, zeszła razem ze Swą P atro n k ą z roli Królowej d o roli współ- cierpiącej M atki. W dow ie, żałobne okryły ją szaty.

Rosja zająwszy ostatecznie Polskie K rólestw o K ongresow e, za­

wsze pożądliwem okiem patrzyła na skarby kościoła i klasztoru, k tó ­ rych jednak tknąć lękała się ze względu na ogrom ne przywiązanie lu­

d u . Nie om ieszkała jednak po swojemu zaopiekow ać się Jasną G órą, w której słusznie zresztą widziała źródło m oralnej mocy po d b iteg o , a nie dającego się zdław ić i zruszczyć N arodu, l o też po upadku pow stania styczniow ego nie tylko klasztorna drukarnia, wywiezioną zo­

staje do P iotrkow a i skazaną już na stale na zamknięcie z wielką krzywdą tysięcy pielgrzymów, którzy z niej czerpali zdrow ą, kościelną i polską straw ę dusz, ale co najgorsza, gm achy klasztorne obsadziło w ojsko rosyjskie. R uska kom enda, a nie rzadko w strętna, rekrucka

(9)

POD ZNAKIEM MARJI 137

piosenka rozbrzmiewają przez kilkadziesiąt lat na miejscu najświętszem w Polsce, kozły rosyjskich karabinów na dziedzińcu klasztornym usta­

wione wstrząsają do głębi, boleśnie duszami pielgrzymów, którzy tu więcej, niż gdzieindziej czują się wygnańcami na własnej ziemi. A na ostatek urągow iska u stóp wałów klasztornych, naprzeciw cudownej kaplicy wzniesiono pomnik cara, strzeżony, jak przystało na kraj za­

brany, dniem i nocą przez obcego żołdaka.

O kropne stosunki panujące w państwie carów, nie mogły nie odbić się i na Jasnej Górze. Przyszła okropna zbrodnia dokonana tuż przy naszej Świętości, przyszła potem kradzież sukienek i koron, obie przeraziły Polskę, jak długa i szeroka.

Jedynym jaśniejszym momentem w tych czasach to była pow tórna koronacja obrazu w roku 1910.

O jciec św. Pius X., wielki Polski miłośnik sam przysłał z W aty­

kanu złote korony dla Marji i Dziecięcia. W łożenie ich w uroczystość Trójcy Najśw. dnia 22 maja było świętem K ościoła i N arodu w Polsce.

W szyscy biskupi rosyjskiego zaboru, (innych nie dopuściła Rosja) oko­

ło 1.000 kapłanów i miljona wiernych zgromadziło się w ów niezapo­

mniany dzień na Jasnej Górze. K oronacja odbyła się przy ołtarzu szczytowym na wolnem powietrzu, w obliczu tłumów, które płakały głośno w niesłychanem wzruszeniu. N ajtw ardsi mężowie łez wstrzymać nie mogli na ów w idok jedyny w świecie.

Była też koronacja ostatnim dniem blasku i radości przed n a d ­ ciągającą straszliwą nawałnicą.

W cztery lata po tej królewskiej uroczystości wybuchła wielka wojna i miljony serc zajękły z trw ogi o Jasną G órę...

(Dokończenie nastąpi).

J A N KURF.K S. M . ___________ __________

Z te k i pośm iertnej.

Ofiarowanie.

0 p r z y jm ten k w ia tk ó w m oich w ian M a ry jo !

M ej d u szy j e w ych o w a ł tan.

Więc żyją

<e k w ia tki, choć zim n y w iew Potrąca,

B o j e poiła m oja krew Gorąca,

Bo d u sz y m ej j e w y d a ł łan Więc ty ją

1 tobie w onieć chce ich w ian M a ryjo !

(10)

138 POD ZNAKIEM MARjf

Ofiara matki.

(Dokończenie) III.

Jakże szybko biegną tygodnie... miesiące... L ata życia ludzkiego mijają, jak sen. O to nasz Jan ek otrzym a! już św ięcenia subdiakona...

p o kilku m iesiącach spłynęła nań łaska diakonatu... Jeszcze dw a razy w czasie letnich w akacyj w racał do rodzinnej wioski. Był poważny, skupiony w sobie, pobożny, ale spokojny przytem i pogodny i nigdy już m atka nie widziała u niego sm utku na twarzy. Owszem przeciwnie.

P rom ieniow ała zeń zdrow a w esołość, cała jego postaw a odbijała tę w ew nętrzną dzielność i karność, k tó re są prawdziwym przywilejem mieszkańców naszych sem inarjów i klasztorów , a k tó re często u m łod­

szych stają się jakiem ś radosnem przepełnieniem duszy, odblaskiem jej czystości w uśm iechu, na czole, błogosław ieństw em serca, co nie zna brudu ziemi, ni jej nam iętności.

M atka A nna zawsze troskliwa, zawsze czuła, ale w głęb i duszy zbolała... na pięknem jej obliczu g łęb o k ie zmarszczki wyryły się i bruzdy...

Jak aś cicha, milcząca jakby umowa m iędzy synem a m atką nie pozw oliła im w racać do owej pam iętnej rozmowy. Ale n adto g łęb o k o każde z nich czytało w duszy drugiego, by nie zrozum ieć... by nie wiedzieć... m atka — że syn trw a w swym bohaterskim zamiarze, on — że m atka zacięła się w ew nętrznie w swym oporze.

I jeszcze raz opadły cicho liście jesienne i w listopadzie Jan ek wrócił w mury seminarjum , z k tó reg o z Bożą pom ocą miał wyjść o b le­

czony w nadziem ską g o d n o ść kapłana.

Zbliżał się W ielki Post... tchnienie wiosny było już w pow ietrzu, ludzie wieczorami spieszyli na nabożeństw o pasyjne i poku tn e kazanie...

Przezacny proboszcz p o starzał się wielce w tych kilku latach, a o statnia zima szczególnie d ała mu się we znaki... Słow a jeg o tch n ę­

ły zawsze pobożnością, miłością ojcow ską, ale coraz widoczniej d rgało w nich zmęczenie. C hcąc więc znaleźć choć tro ch ę ulgi i pom ocy aż n a d to dlań koniecznej, a zarazem przyczynić ukochanym parafjaaom duchow ego pożytku, postanow ił urządzić misje i przeznaczył na nie ostatnie dwa ty g o d n ie przed uroczystością Zm artw ychw stania Pańskiego.

Był wieczór W ielkiego Piątku.., K apłan m isjonarz gotow ał się do ostatniego kazania... Z głębokiem skupieniem w obliczu, ze spu szczonemi oczami w stępow ał zwolna na am bonę. N ie był to świetny mówca, raczej apostoł, pokorny syn św. Franciszka. K azał z prosto tą, ale zarazem z ogniem i uczuciem... Mówił o boskim dram acie G olgoty...

A kiedy kreślił słuchaczom p o stać Marji u stóp Jezusow ego krzyża, sam przejęty do głębi, rzucał słowa, k tó re w drżących wzruszeniem zdaniach wyrywały mu się z ust i ze serca.,.

. . . O ! B racia ukochani, M arja P anna pod krzyżem, nie tylko patrzyła na um ierającego Syna, ona sam a w ydaw ała G o na śmierć,

(11)

Nr 6 P O D ZNAKIEM MARJI 139

na mękę krzyżową. Jakie to dziwne i wstrząsające — pomyślcie — matka, k tóra skazuje sw ego syna na cierpienie, na konanie... na śm ierć.. Tak! — A le to wszystko, wszystko dla zbawienia dusz...

Dusze ludzkie, to klejnot najkosztowniejszy na ziemi. W szystkie jej bogactw a błotem są w obec nich, zwłaszcza gdy właściciele skar­

bów doczesnych, nie umieją użyć ich dla zbawienia dusz, dla dzieł miłosierdzia, dla walki ze złem! Klejnotem nieba są dusze, bo one Bracia moi, wartają tyle, co Krew Jezusa i łzy serdeczne Marji. O ! Matki chrześcijanki tu obecne, może B óg od niejednej z was dom aga się ofiary, pew no nie tak wielkiej, nie tak strasznej, nie tak bolesnej, ale przecie podobnej do ofiary Marji... Może córka wasza chce iść za klasztorne progi, by modlić się i cierpieć, może syn wyrywa się, by zostać kapłanem Najwyższego, zakonnikiem lub misjonarzem... O ! M a­

tki U kochane nie odważcie się z grzesznej czułości staw ać oporem wołaniu samego B oga! T o dla zbawienia dasz! W y byłybyście p rzy­

czyną ich zatraty, zaguby wiekuistej, gdybyście wzbraniały m łodem u dziewczęciu złożyć się za nie w całopalnej ofierze, gdybyście w strzy­

mywały apostoła, co ma iść za góry i morza, by szukać owiec z g u ­ bionych... straconych... M atki zbolałe — to dla dusz! Niech pęknie wam serce z boleści, ale nie wzbraniajcie dziecku klasztornej kraty, ale nie odrywajcie syna od misyj...

W głębi kość oła coś się stało...

S zepty coraz głośniejsze... niespokojne rozbrzm iały po nawach...

W szyscy odwrócili głow y i sam kaznodzieja przerwał na chwilę...

M atka A nna zemdlała...

Na drugi dzień, w W ielką S obotę zerw ała się jak zwykle o świ­

cie i poszła do kościoła, by ojca misjonarza znaleźć w jego konfesjonale...

Poczciwe sąsiadki patrząc na nią, trącały się łokciami i pytały się wzajemnie a cichutko, dlaczego to dziś Anna, która przecież nie była — o c h ! nie — bynajmniej, grzesznicą, tak długo, długo klęczała przy kratkach. . dlaczego tak serdecznie, tak głośno szlochała...

IV.

Janek otrzymał święcenia kapłańskie w samą uroczystość Trójcy Najświętszej. Pierwszą swą Mszę św. pragnął odpraw ić w kościółku ro ­ dzinnej wioski, gdzie był ochrzczony, gdzie lat tyle usługiwał przy świętej Ofierze.

C o się działo w sercu matki i syna —- B óg jeden widział. Lu­

dzie dostrzegali tyiko postać m łodziutkiego kapłana w obłokach k a ­ dzidła, obleczoną w śnieżno białe, święte szaty i zatopioną w Bogu, jak anioł w najgłębszej adoracji... i kobietę pochyloną na prostym , wiejskim klęczniku, wzruszoną do najwyższych granic.

Po sumie niezwykły gw ar i hałas panow ał w małym dom ku m a­

tki Anny. T oć prymicje świętem uroczystem całej parafji... Krewni

(12)

140 P O D Z N A KIEM MARJI N r 6

i przyjaciele schodzą się jak na gody weselne, a na weselu przecie radości nie bywa końca...

G oście więc przybyli na ucztę z całą p ro sto tą swych poczciwych serc... Według- południow o - francuskich zwyczajów mężczyźni siedli u stołu, a kobiety zajęły się usługą. G ospodyni chciała im naturalnie pom agać, ale ksiądz Jan posadził m atuchnę koło siebie i naw et się jej ruszyć nie pozwolił. Jakże mu była dro g a ta dobra, kochana m atka dziś, gdy po dwudziestu dwóch latach złożyła poraź pierwszy żałobę, a na głow ie upięła swój czepek jedw abny z kwiatami.

Czy to wspom nienie w łasnego w esela i przedw cześnie zm arłego męża wyryło dziś na jej twarzy ten wyraz pełen zam yślenia? U śm ie­

chała się tak dziwnie, z przymusem, na pytania gości odpow iadała z roz­

targnieniem . Przez chwilę patrzyła na syna z jakiemś uniesieniem ra­

dości, potem spuszczała oczy, jakby spoglądała w głąb samej siebie...

Spełnione marzenia jej życia. Jej Janek... siedzi tuż obok... K a­

płan Boży... Dziś rano — w yglądał jak anioł przy Pańskim ołtarzu...

O ! teraz rozmawia z gośćm i z tak ą słodyczą i pow agą zarazem...

jak uprzejm ie i w esoło... W szyscy go szanują, podziwiają...

A jej m atczyne sny, czy się nie spełnią już te ra z ...? Za p arę tygodni biskup g o pośle na m ałą parafję... T ak często o niej myślała...

Czyżby napraw dę biła dla niej godzina w yczekiw anego szczęścia... ? Kończy się prym icyjna biesiada. Ludzie się rozchodzą... M atka i syn zostają sami w izbie, pełnej nieładu po tych, co tu gościli z śmiechem i gw arem przed chwilą.

S iedzą cicho naprzeciw siebie, w patrzeni jedno w drugie. Nie mówią nic, bo dusze ich zbyt są przepełnione, by m ogły się w ypo­

wiedzieć w słowie...

Mija chwila... długa chwila milczenia... a potem m atka A nna od - żywa się z całą p rostotą, jakby w najzwyczajniejszej spraw ie:

— Janku, czy ty ciągle jeszcze myślisz o m isjach...?

M łody kapłan zadrżał. Poczuł, że mu serce bić przestaje. O d o- wej rozmowy na łące, rozmowy w strząsającej do głębi, nigdy już ani razu m atka z nim o tem nie mówiła. A le odpow iedział bez w ah iaia :

— Zawsze m atucbno...

Umilkła na chwilę, jakby zgnębiona, ale natychm iast odzyskała spokój i swą zw ykłą sw obodę.

— Byłam w błędzie — wyrzekła — i wielkim moje dziecko. By­

łam napraw dę sam olubna. Chciałam mieć księdza dla siebie. Było to pragnienie niesłuszne i B óg mnie ukarał. R ozdarł mi serce, ale otw o­

rzył oczy. K apłan nie może być dla swej rodziny, tylko dla Boga, dla dusz...

— Tak, moja m atko — rzekł Janek.

— W ięc, jeśli trwasz w swym zamiarze, jeśli ciągną cię misje i czujesz wołanie Boże, aby ci m atka nie była przeszkodą, by cię nie wstrzym yw ał mój o p ó r dawniejszy — ja... zgadzam się Janku...

P adł przed nią na kolana.

(13)

Nr 6 P O D ZN A K IEM MARJ1 141

A ona choć kapłanem był i jego było rzeczą błogosław ić, czuła się w tej chwili tak bardzo matką, że rękę swą wyciągnęła nad jeg o głow ą i złożyła na niej na długo.

W ięc b ęd ę misjonarzem ! —• rzekł powstając, a ty będziesz M atką i Męczenniczką. Bo ty więcej odem nie oddajesz z siebie Bogu...

Pięć miesięcy minęło. K siędza Jana naznaczono na pracę a p o ­ stolską w kraju G órnej U banghi, kraju ludożerców , w rogich wszel­

kiej kulturze i obcych wszelkiemu uczuciu ludzkiemu.

1 dziś on tam jest. W małej, ubogiej chatce, otoczony dziećmi murzyńskiemi, rozdaje im obrazki i medaliki .. Mówi im o Jezusie i o Francji. Duchem swej miłości przeogrom nej cudów już dokonał między tymi barbarzyńcam i i poganam i. R adość niewymowna zalewa mu serce na myśl, że oto uczynił dla nich coś dobrego. C odzień m y­

śli o swej m atce i pisze do niej długie, długie listy...

A o n a ?

Znów jest na progu swej chaty, z płótnem czy włóczką w wiecz­

nie pracowitem ręku... Dla syna... dla Janka... A kiedy znów w ie­

czorem zapada w ciche marzenie, to już nie myśli, jak dawniej, jak niegdyś. W stąpiła na szczyty poświęcenia, przedziwnie rozszerzyła swe serce...

...O to tam gdzieś... daleko, w obcym kraju, widzi człowieka, co idzie śród puszczy i szuka dusz, A postoła widzi, co naucza i pracuje, co się mozoli i poświęca... Twarz jego pobladła od wysiłków, a trud kapłański, misyjny otoczył mu głow ę aureolą świetlaną...

...A gdy oczy swe stare podnosi ku gwiazdom bez liczby, co m rugają ku niej z uśmiechem z wysokiego nieba, zda się jej, iż p o ­ nad tym wyiskrżonym firnamentem widzi radosne grom adki dziatek ochrzczonych, które Anioły Stróże prow adzą w progi niebieskie...

Warg-i jej szemrzą hymnem radości, a dusza przeistoczona nie żałuje już niczego...

A . P I EYRE. (tłom. z franc. * % )

- Ze spraw katolickich w Polsce. -

N a czoło wszystkich w ypadków wysuwa się w tej chwili bez- wątpienia akt zawarcia K o n k o rd atu między S tolicą A postolską a R ze- cząpospolitą Polską. W ielkie to zdarzenie, przy którem znów Ojciec św.

okazał się najserdeczniejszym Przyjacielem naszego N arodu i Państwa, miało miejsce dnia 10. lutego o godzinie 7-ej wieczorem. W imieniu Stolicy A post. podpisał dokum ent kardynał, sekretarz stanu, G aspari, w imieniu Polski am basador Skrzyński i prof. Stanisław G rabski, który z wielką znajom ością rzeczy i taktem doprow adził pertraktacje do szczę­

śliwego końca. Po złożeniu podpisów , delegaci udali się na specjalną

(14)

142 PO D ZNAKIEM MARJI___ N r 6

audjencję do kom nat papieskich, gdzie ich oczekiwał O jciec św. i ro z ­ mawiał z nimi przeszło pół godziny, udzielając szczególnego b ło g o sła ­ wieństwa Polsce.

W chwili, gdy to piszemy (18. lutego) nie są nam jeszcze znane poszczególne punkta K onkordatu. Zawiera on 27 artykułów i jest dla Polski nadzwyczaj korzystny.

W szystkich uderza niezwykła szybkość i łatw ość dojścia do skutku tej niezmiernie doniosłej umowy. Można ją uważać poniekąd za osobiste dzieło Papieża, za dow ód Jeg o specjalnej życzliwości dla nas. Ze tak było istotnie, świadczą najlepiej usiłowania przeszkodzenia K o nkordato­

wi ze strony w rogich nam państw i osób, które, nie zot jentowawszy się w dziwnie szybkiem przeprow adzeniu sprawy, zupełnie się spóźniły ze swemi planami.

Kiedy już mowa o stosunku O jca św. do Polski, to poza K on­

kordatem , ostatnie czasy przyniosły więcej dow odów Je g o przyjaźni dla naszego Państwa.

Dnia 2. grudnia p. P rezydent Rzeczypospolitej obchodził uroczy­

stość srebrnych godów małżeńskich. O bchodził ją w rodzinnem kole, k tóre jednak na ten dzień bardzo rozszerzyć się musiało, bo na samem nabożeństw ie w kościele św. A leksandra w W arszawie obok J. E. Ks.

K ardynała A rcybiskupa Kakowskieg-o zjawiło się całe mnóstwo osób, które Naczelnikowi Rzeczypospolitej pragnęły okazać swoją głęboką cześć i serdeczną sym patję. I znów O jciec św. przysłał depeszę g ra tu ­ lacyjną, w której łącząc P rezydenta i R zeczpospolitą w jedną całość, dziwnie serdecznych d o b ra ł wyrazów i nazwał nas „gentem Poloniae dilectissimam, nobilissimam".

Jak wiadom o w ostatnich miesiącach rząd polski podniósł swoje poselstwo w Rzymie . przy W atykanie do godności am basady.

Z teg o powodu odbyła się na dworze papieskim wielka cerem onja dy­

plomatyczna. N a niej to, dnia 11 grudnia 1924 O jciec św. wygłosił wielką mowę do am basadora Skrzyńskiego, k tórą powszechnie na­

zwano Jeg o mową do Polski. Jak najserdeczniej wspom inał w niej swoje chwile w śród nas spędzone, zwłaszcza w czasie wojny bolsze­

wickiej w r. 1920. U stęp to tak piękny, tak rzewny, iż przytaczamy go tutaj w całości dla naszych D rogich Czytelników. Bodaj, że nigdy jeszcze tak żaden P apież do nas nie mówił.

„W spom nienie lat spędzonych przez Nas u Was i z Wami w Polsce obudziło w nas uczucie peinego słodyczy w z ru sz e n i. Tc lata dały nam możność szerszego poznania W aszego pięknego kraju, od Karpat do Bałtyku, W aszego tak zacnego i w iernego ludu, od wielkich miast aż do miasteczek i zapadłych wiosek ; pozwoliły nam również poznać i oglądać naszemi oczyma pierwsze zapały W aszego odrodze­

nia i porywu do życia, następnie zaś trudności, niebezpieczeństwa, walki, rozterki i bohaterstwo, gdy w tych, na zawsze chwałą okrytych dniach, przed świętem Wnie­

bowzięcia Matki Boskiej w roku 1920, na brzegach Waszej cichej Wisły odbył się ten cudowny bój między Aniołem życia i Aniołem śmierci, w którym Najsłodsza Królowa Korony Polskiej ze swej Jasnej, Częstochowskiej O óiy raczyła natchnąć czy­

nem męczeńskim księdza Skorupkę i jego młodocianych towarzyszy i uwieńczyć ten c z jn tak św ietnem zw ycięstwem dla zbaw ienia Polski i dla zbawienia Europy".

Niech jeszcze ostatnim dowodem serdecznego uczucia O jca chrześcijaństwa dla Polski będzie fakt przesłania Panu Prezydentow i

(15)

Nr 6 P Ó f i ZNAKIEM MARJI U Ś

W ojciechowskiemu aż dwóch złotych medali z 12 wybitych, z okazji jubileuszu i przeznaczonych dla rządców krajów katolickich w upominku od Papieża.

Na zakończenie jeszcze dwie wiadomości.

A rchidiecezja gnieźnieńsko ■ poznańska otrzym ała niedaw no n o ­ w ego biskupa - sufragana w osobie Najprzew. X. P rałata A ntoniego Laubitza z Gniezna, wielce zasłużonego dla spraw Kościoła i N arodu w W ielkopolsce, dawniej proboszcza w Inowrocławiu. K onsekracja biskupia now ego A rcypasterza odbyła się w Gnieźnie, w niedzielę dn.

18-go stycznia.

P olonia am erykańska rozpoczęła zbieranie składek na w ybudo­

wanie polskiej kaplicy w Jerozolim ie przy drodze Krzyżowej obok .stacji drugiego upadku P. Jezusa. „Ma ona świadczyć przed światem chrześcijańskim - pisze X. Biskup R hode — o istnieniu i zm artw ych­

wstaniu Polski". W krótkim czasie polskie, katolickie parafje złożyły z zapałem na ten cel ogrom ną sumę 14.286 dolarów.

NOWE KSIĄŻKI.

O. Vercruysse T. J. Przew odnik praw dziw ej pobożności, czyli nowe praktycz­

ne rozmyślania na każdy dzień roku, wyd. IV. 2 tom y str 543 i 535, Lwów, Gu- brynowicz i syn. Kto raz choćby przem edytow ał podręcznik O. V ercruysse’a, ten z a ­ wsze nie tylko najm ilej go wspomina, ale i najchętniej doń wraca, jak do dobrego, zaufanego przyjaciela. N iestety znakom ita ta książka od kilku lat była zupełnie wy­

czerpana, za prawdziwą też zasługę poczytać należy księgarni Gubrynowicza, iż pod­

jęła nowe wydanie, z którego znów korzystać będą dla postępu swych dusz w życiu duchow nem setki osób dążących do w yrobienia w ew nętrznego w duchu C hrystuso­

wym. Zbawienny zwyczaj rozmyślania, choć tak gorąco zalecany przez reguły soda- licyjne, jeszcze niestety zupełnie się u nas nie przyj;.!. Zbyt w iele czasu na razie pochłania nam praca ściśle organizacyjna. Nie wątpiłby przecież, iż już lata najbliż­

sze, po odrobieniu najkonieczniejszych zadań organizacji, przyniosą nam wzmożoną dążność do pracy w ew nętrznej. Oby książka O. Vercrwysse stała się zatem jak naj­

prędzej nieodłącznym towarzyszem i mistrzem naszych dusz, oby przyniosła im te skarby nieocenione, które z niej, tłomaczonej na w szystkie języki, czerpią od lat przeszło 60 tysiące świeckich i duchownych katolików.

X . S zc z e p a ń sk i Wlnti. d r T. ] .: Jezu s z N azaretu w św ietle k ry ty k i, wyd.

„Spcawy Biblijne" zesz. XII., str. 65, Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1925. Książ- l<a powstała z 6 odczytów, jakie uczony autor w ygłosił przed P. Prezydentem Rze­

czypospolitej i Jego otoczeniem. Rzecz ściśle naukowa, stąd może w czytaniu nieco sucha, żywe słowo wlewało w jej treść dużo zapew ne życia. Można o niej powie­

dzieć, iż stanowi podkład i daje. wątek do poważnych refleksyj dzisiejszem u inteli­

gentnem u człowiekowi na tem at osoby, życia i posłannictwa Jezusa Chr. ale zdaje się nam, nie uczy Go kochać, nie maluje Go w św ietle nieskończonej miłości Jego Ser­

ca. Żapewno! Nie było to celem Autora, ale w książce dzisiejszej o Chrystusie, choć­

by nie wiem jak naukowej, tego momentu brakować nie powinno, dlatego więcej do nas mówi On n.p. z kart „Wieczorów nad Lemanem ", a choćby z książki Papiniego.

X. C iem niew ski J a n dr: K atolicyzm a nasze o d ro d z e n ie 1 narodow e, szkic historyczno-moralny. (W ydaw n.: „Glosy na czasie"), str. 52, Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1925. X. Ć. ma już swoje imię na polu pracy nad odrodzeniem. Dzisiejszy przyczynek jest n a jp ierw 'd o b ra syntezą dziejów katolicyzmu polskiego mniej więcej w stylu książki Ch.ołoniewskiego (Duch dziejów Polski). Autor chce wpoić w czy­

(16)

( 4 4 ___ P O D ZNAKIEM MAKJ _____Nr 6

telnika głębokie przekonanie o nadziemskiej mocy odradzającej i twórczej katolicyzmu należycie p( jętego i najsłuszniej w świecie wykazuje, iż my do dziś stoimy zaledwo nad jego źródłami, ale nie um ieliśm y jeszcze zaczerpnąć jego mocy życiowej. Autor jednak, jakby, się lękał, sam mówić, cytuje i to stanowczo za dużo i za często ro­

zmaite powagi, przez co książka traci na wartości sam odzielnego sądu i pracy. Radzi- byśm y też widzieć ją zupełnie bez usterek i przeoczeń korekty: (Ludwig str. 45, naj­

przód, po wtóre 47, każden 52). Do bibljotek sodalicyjnych zalecamy.

X. K rzy s zk o w sk i J. 7. J . : T ajem niczy znak, obrazki misyjne, str. 186, wyd.

XX. Jezuitów Kraków 1925. Nowele m isyjne to zupełna nowość w naszej literaturze, podw ójnie cenna, jeśli napisana z takim jak u Redaktora „Misyj Katolickich" talen­

tem . Niemal w szystkie części św iata znajdują tu swe uw zględnienie, jakże żywe, plastyczne. Mała książeczka nie tylko zajmuje, nie t\ lko uczy o Misjach Kościoła ka­

tolickiego, ale każe je kochać, myśleć o n ch i Wspomagać je i ich bohaterów. To jej zasługa pierwszorzędna w kraju tak mało „m isyjnym " jak nasza Polska. Niechże za­

tem „Tajemniczy znak" znajdzie się w każdej bibljotece sodalicyjnej.

Fabre Jean H e n r i: Z życia owadów, tłom. z franc. Z. Bohuszewiczówna i M.

Górska, wyd. 2 gie, Książnica-Atlas, Lwów 1925, str. 200. Podobnie jak zaleceni już przez nas (nr 5, str. 120), „Nasi sprzymierzeńcy" tegoż autora, tak i ta książka za­

sługuje najzupełniej na przeczytanie. Niezrównane dziwy przyrody, w yśledzone z nad­

ludzką cierpliwością opowiada nam w niej wielki Fabre, jedyny w swym rodzaju znawca małego ow adziego świata. Ileż tych dziwów pozostaje zupełnie przed nami ukrytych.

Korzystajmy z pracy przyrodników, by je poznać i wielbić odwieczną Mądrość, któ­

ra je powo>ała do istnienia.

D ickens K arol: Maleńka Dorrit, powieść w oprać. C. Niewiadomskiej, bibl.

„Iskier", str. 252, Książnica-Atlas, Lwów 1925. Powieść świetna, tendecja. bardzo szla­

chetna, ale zdaniem naszein książka to zbyt trudna dla tej sfery czytelników, dla której ją przeznaczają „Iskry". Naszym 14 czy 16-letnim chłopcom dość trudno bę­

dzie zorjentow ać się w tej m asie osób w ystępujących i w bardzo skomplikowanej akcji. Sam tytuł już wprowadza pewne nieporozumienie, bo „Dorrit" wcale nie jest tak „m aleńka", a jeśli już powieść miała ulec opracowaniu, można ją było więcej skrócić, miejsca niektóre zbyt drastyczne nieco złagodzić, a naw et w ypuścić; w każ­

dym razie n. p. opis sam obójstwa bankruta-bankiera, który od własnych dzieci po­

życza scyzoryka i podcina sobie żyły w łaźni. Bez szkody dla całości, owszem z prawdziwym pożytkiem dla czytelników młodych powinna była p. C. tu właśnie

„opracować* Dickensa. Starsza młodzież czytać będzie to książkę inaczej i wiele za- pewno skorzysta.

O stro w ska B ro n isła w a : Bohaterski Miś, czyli przygody pluszowego nie­

dźw iadka na wojnie, dla dzieci od lat 10—100, zilustrował Kamil Mackiewicz. Bibl.

„Iskier", str. 143, Ksiąźn.-Atlas, Lwów 1925. Co to za kapitalny pomysł taka książ­

ka 1 Co za talent autorki. Niedźwiedź-zabawka, który czuje, rozumuje, kocha Polskę, a przechodzi przedziwne koleje, polsko-leguńsko-rusko-prusko-francuskie, i to tak po prostu, tak bez naciągania żadnego, i tak szczerze, że jak rozśmiesza — to do łez i do łez wzrusza... Czytajcie zatem tę powieść dzieci od lat 10— 100. Nie pożałujecie, tem więcej, że ilustracje p. M. to sw ego rodzaju artyzm i znakomitość.

M a n zi Al.: T ajem nice A tla n ty d y , przeł. M. Zawadzka, Bibl. Dzieł W yboro­

w ych, tom VI. str. 144, Warszawa. Pan Franciszek Miomandro uznał za stosowne w przedm owie do tej książki wychwalać pod niebiosa p. M anzi’ego i jego uczoność.

Szkoda, że po jej przeczytaniu musimy być całkiem odm iennego zdania i odmówić autorowi uczoności. Tak i stanowczo! Opowiada niestw orzone historje o kraju A tlan­

tów, który przed wiekami i wiekami miał istnieć tam , gdzie dziś rozlewa się Ocean A tlantycki i wytworzyć bajeczną kulturę, a potem zapaść się w morze, o czem istot­

nie, jako o micie, wspomina Plato w swoim T irreusie i Kritjaszu. Manzi na tej pod­

staw ie snuje fantastyczne opisy. O ile z początku jeszcze jest ostrożny i co chwilę używ a słowa „praw dopodobnie", .m ożliw ie", to późpiej rozpuszcza już rumaki bez w ędzidła i apodyktycznie wyprowadza wnioski, ba naw et pewniki, na które, rzecz jasna, nic podaje żadnych, wytrzymujących krytykę argumentów. Ale mniejsza o to. Każde­

mu wolno pisać powieści fantastyczne, choć nie wolno ich nazywać „pracą naukową".

Prawdziw i uczeni, im odleglejsze omawiają epoki, tem są powściągliwsi i ost.ożniejsi w hypotezach. P. Manzi idzie dalej. A c h ! on przecież aż 10 lat (!) przygotowywał

(17)

N r 6 P O D ZNAKIEM MARJI 145 m aterjały do swej A tlantydy! Wyobrażając sobie zapewne, że przemawia do b ezk ry ­ tycznych czytelników, opowiada już głupstw a i rzuca się (oczywiście delikatnie) na religję objawioną. Przecież Atlanci mieli u siebie już cały kult katolicki. Słuchajcie ! Mieli spowiedź, komunję z chicha i wina, ba nawet nasz Anioł Pański od nich pocho­

dzi. (A zaczęto dzwonić na A. P. w Europie w XIII. w., dzwoniono najpierw w ieczo­

rem, a potem rano, wreszcie od 1456. także w południe — cóż to szkodzi p. M anzi’e- m;i?) A takich pomysłów jest tam znacznie więcej. Dekalog Mojżesza, (nieprawda, bo sam ego Boga!) od Atlantów, (Świętych w Kościele katolickim czczą tylko kobie­

ty (!) i one Ulko „"łają głębokie poszanowanie dla niezbadanej tajem nicy Trójcy Św iętej" (str. 64), „w religji katolickiej, symbol Ducha św. gołębica, jest czczona przez umysły zdegenerow ane jako bóstwo" (72), historja raju to naturalnie .legenda"

(80) i t.d. i t.d. Dzieje owej A tlantydy, która znała proch, aeroplany (!) etc. sięgają tylko 800.000 lat przed Chrystusem. Niech wierzy kto m oże! Wszak dziś obliczono, że już w roku 3.000 cała ziemia będzie przeludniona, ciekawi jesteśm y gdzie się też panu Manziemu podzieli ludzie, którzy od 800.000 lat i po katastrofie A tlantydy mnożąc się, musieliby już dawno wzajemnie się pożerać, by zrobić trochę miejsca na g lo b ie ! Ale żart na bok. Książka to napraw dę groźna, ze w zględu na szerokie ko­

ła czytelników, do których dociera. P. Manzi opiera się na źródłach .ezoterycznych", a to nam w szystkie jego bzdurstwa tłomaczy, ale dlaczego Bibljoteka Dzieł W ybo­

rowych (!) takie .niew yborow e" i wrogie religji książki rozszerza? Musimy przed tern' wydawnictwem tem niebezpieczniejszem , że taniem , bardzo poważnie ostrzec domy katolickie i katolickich czytelników.

P o iad to nadesłano do Redakcji następujące książki i wydawnictwa, w których wyborze do oceny zastrzegam y sobie swobodę :

S półka Akc. „O stoja" Poznań, Pocztow a 15 :

Echo, zbiór pieśni, piosenek i utworów muzycznych Nr 5 .; Ach ta banda, 6.

Żydowska wojna, 7. Pieśń dziadowska, 8. Ciemno było, 9. Ucz się człeku, 10. Jedzie, jedzie, 11. Wiązanka, 12. W esele komarów. Śpiewy z tow arzyszeniem fortepianu, ce­

na każdego nru 20 gr.

T eatr d la m łodzieży ż e ń s k ie j: Nr 12 W olniewiczów na: Zdrajca, komedja, 13.

Odważna, monologi, 14. Pra prawnuczka Twardowskiego, komedyjka.

B ib ljo tek a w ieczornicow a: Nr 4. W olniewiczówna: Wieczór Humoru.

K sięg arn ia św. W jciech a, P o zn ań :

O. Jacek W oronieoki: Katol. Etyka Wychowawcza, cz. I. analityczna, str. 232.

Szottowa A nna: Kryształowe źródło, legendy i baśnie irlandzkie str. 162.

Grabowski Adam : Wśród gór i pustyń Coelesyrji str. 183.

Artur Oppman : Legendy warszawskie, str. 93.

N akład „Młodego R obot ik a “, W arszaw a:

Wodzicki S te f .: Utopja, nowelka 22 str.

K siążnica-A tlas, Lwów:

Lipska Irena d r: Z mikrobjologji rolnej i przem ysłowej, ćwiczenia praktyczne, str. 104.

Ks. D. Bączkowski: Krótka Historja Kościoła Rzymsko-Katolickiego, str. 82.

A nnette von D roste HuUhoff: Die Judenbtic.he opr. K. Zagajewski, str. 77..

B ib ljo tek a C hrzęść. Społeczna n r 8 :

Towarzyszu na słówko — hasła i frazesy bezbożnego socjalizmu i kom uni­

zmu, str. 106

W ydawnictwo XX. Jezuitów , K raków , K opernika 2 6 :

Ks. Jan Rostworowski T. J : Przewodnik sodalicyj marjańskich, Kraków 1925, str. 386. (Otrzymaliśmy już w ostatniej chwili).

UWAGA! Z wielkiem zdziw ieniem spotkaliśm y kilka nasz\ch originalnych recenzyj nowych książek przedrukowanych dosłownie bez żadnej wzmianki o nas w kie­

leckim „Glosie m ło d zie ty sz k ó l średnich", zeszyt I. (30) za stycz.-luty 1925, str. 14 i 15. Nie mamy nic przeciwko przedrukom z naszego pisma, a l e z p o d a n i e m ź r ó d ł a , co jest powszechnym zwyczajem w polskiej, poważnej prasie. Czyżby re­

dakcja „Głosu" o tc.ni nie w iedziała? Chcemy to uważać t y l k o za przeoczenie.

R edakcja.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Organizacje katolickiej młodzieży we Włoszech — Antoni Opęchowski 57 Najnowsza technUa na usługach

Biorąc czynny udział w życiu akade- mickiera unikaliśmy niepotrzebnego angażowania się w walki polityczne, staraliśmy się natomiast przez naszych członków

mal ogólne, przedewszystkiem u tych, sodalicyj, które już raz się na nich zjawiły. Niestety, prowadząc dokładne wykazy, wiemy, że jest w Związku kilka

*it zw rotek „Hymnu sodalicyjnego&#34;. D okładnie prowadzona lista obecności członków na zebraniach wykazała, że średnio było ich zaw sze obecnych 79%. Bibljoteka

KOŹMIN (państw, srm naucz. Vf.) Szeregi czteroletniej naszej sodalicji z roku na rok stale się zwiększają. Co roku u nas Marja zyskuje więcej czcicieli. Zebranie

Nie mamy pod ręką statystyki za rok ubiegły, ale opierając się na relacjach r o z ­ licznych pism i druków propagandowych Młodzieży Katolickiej Włoskiej

torzy poszczególnych sodalicyj gimnazjalnych przesyłają adresy swych sodalisów matu rzystów Związkowi sodalicyj marjańskich uczniów szkół średnich w Polsce, a

Treścią zebrań, które odbywają się co miesiąc, są wygłaszane przez sodalisów referaty treści religijno-historycznej i etycznej, pogadanki X Modera­. tora i