• Nie Znaleziono Wyników

Szerlok Holmes i jego przygody Lekarz i jego pacyent - Arthur Conan Doyle - epub, mobi, pdf – Ibuk.pl

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szerlok Holmes i jego przygody Lekarz i jego pacyent - Arthur Conan Doyle - epub, mobi, pdf – Ibuk.pl"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Arthur Conan Doyle

Szerlok Holmes i jego przygody Lekarz i jego pacyent

Wydawnictwo Psychoskok Konin 2019

Wersja demonstracyjna

(3)

Arthur Conan Doyle

„Szerlok Holmes i jego przygody. Lekarz i jego pacyent”

Copyright © by Arthur Conan Doyle, 1907

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2019

Zabrania się rozpowszechniania, kopiowania lub edytowania tego dokumentu, pliku

lub jego części bez wyraźnej zgody wydawnictwa.

Tekst jest własnością publiczną (public domain)

ZACHOWANO PISOWNIĘ

I WSZYSTKIE OSOBLIWOŚCI JĘZYKOWE.

Skład: Adam Brychcy Projekt okładki: Adam Brychcy

Tłumacz: Anonimowy Druk: Warsz. Zakł. Druk.

Wydawnictwo: Jan Fiszer Warszawa, 1907

Tytuł orygin.: The Adventure of the Resident Patient

ISBN: 978-83-8119-650-5

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/

http://wydawnictwo.psychoskok.pl/

e-mail:wydawnictwo@psychoskok.pl

(4)

Lekarz i jego pacyent

Z całego obszernego zbioru notatek o działalności przyjaciela mego Szerloka Holmesa staram się zwykle wybierać dla czytelników moich takie wypadki, w których jego nadzwyczajne zdolności, jego niezrównana szybkość oryentacyi, cudowna niemal przenikliwość i zmysł kombinacyi w całej swej pełni zajaśniećby mogły. Pomimo jednak bogatego materyału, napotykam i w tym kierunku pewne trudności, które nieraz każą mi się zawahać w wyborze. Otóż niekiedy zdolności przyjaciela mego wykazywały się w okolicznościach tak błahych, tak pospolitych, że wprost nie wzbudziłyby należytego zainteresowania w czytelnikach moich, w innych znowu wypadkach przy silnem powikłaniu sprawy, przy najdramatyczniejszem jej napięciu, siła konieczność sama prowadziła do rozwiązania z pominięciem udziału sławnego detektywa, co mnie, jako jego wiernego biografa, zadawalniać nie mogło. I w tym wypadku, który przytaczam, Holmes niezbyt wielką odegrał rolę, sam jednak wypadek był tak niezwykłym, tak oryginalnym i tyle, choć drobnych, wykazuje dowodów genialności przyjaciela mego, że w żaden sposób pominąć go nie mogę.

Był to parny i dżdżysty dzień wrześniowy. Ukończywszy wcześniej zajęcia, z konieczności urządziliśmy sobie małe dolce faniente. Holmes położył się na sofie i zajął się powtórnem odczytywaniem listu, przyniesionego tegoż dnia rano, ja zaś siedziałem na swoim fotelu bezczynnie. Pomimo kilkoletniej mojej służby pod gorącem niebem Indyi, ten upał działał na mnie denerwująco, wywołując dziwną jakąś prostracyę ducha i ciała.

Gazety mię nudziły, kończące się posiedzenia parlamentu nie zajmowały również, a miasto wydawało mi się smutnem i wyludnionem. Jak dzieciak marzyłem o górach, o lasach,

(5)

o jakiemś wybrzeżu morskiem i od urzeczywistnienia tych marzeń wstrzymywała mię tylko bezwzględna pustka mojej kieszeni.

Holmes nie doświadczał podobnych pragnień. On był dzieckiem tego olbrzymiego ludzkiego mrowiska, zwanego Londynem, związany z nim wszystkimi fibrami swojej istoty, on żył tem miejskiem życiem, czuł jego czuciem, a piękności natury nie pociągały go nigdy. Obojętny na widok najcudniejszego krajobrazu, rozpalał się na wieść najbłahszej nawet zbrodni, rozpłomieniał i drżał gorączką czynu. Niekiedy i on odbywał wycieczki na wieś, lecz nie ciągnęło go tam piękno natury, a zwykle jakaś tajemnicza sprawa, której śladów szukać należało za miastem. Genialny ten ze wszech miar człowiek na tym jednym punkcie miał braki kardynalne.

Widząc, że Holmes, zatopiony w czytaniu, nie ma ochoty pogawędzić ze mną, oparłem się wygodniej o poręcz fotelu i począłem marzyć na jawie. Dziennik wyślizgnął mi się z ręki, a ja nie czułem już tego; myśl moja przenosiła się z przedmiotu na przedmiot, z teraźniejszości na przeszłość, z fantazyi do rozumowań. Nagle z zamyślenia tego wyrwał mię niespodzianie głos Holmesa:

— Masz racyę, Watsonie, — rzekł, — wielki to nierozsądek chcieć tego rodzaju sprawy załatwiać w ten dziki sposób.

— Kompletna głupota! — odrzekłem i zrozumiałem nagle, że towarzysz mój odpowiada wprost na moje myślowe wątpliwości.

Zerwałem się z fotelu i w bezbrzeżnem zdumieniu stanąłem przed nim.

— Czyż to możliwe, Holmesie! — krzyknąłem niedowierzająco.

To przechodzi wszelkie pojęcie!

Ujrzawszy moją zdziwioną minę, Holmes roześmiał się serdecznie.

— Pamiętasz, Watsonie, to miejsce z Edgara Poe, któreśmy niedawno razem czytali, a w którem opowiada, że jakiś ktoś miał dar odgadywania myśli swoich towarzyszów. Uważałeś to wtedy

(6)

za jakąś prestidigitatorską sztuczkę i nie chciałeś mi wierzyć, że i ja niekiedy potrafię czynić to samo bez najmniejszego wysiłku z mojej strony, prawie mimowolnie.

— Ja to powiedziałem?

— Nie słowami, kochany Watsonie, ale miałeś to wyraźnie na czole napisane. Spostrzegłszy, że zamyśliłeś się tak głęboko, przyszła mi ochota pójść za kierunkiem twoich myśli. Teraz odpowiedziałem ci na nie, aby przekonać ciebie i siebie, jak ścisłą może być w danej chwili taka łączność myślowa pomiędzy dwoma osobami.

To wyjaśnienie nie zupełnie mnie zadowolniło.

— Dobrze, rzekłem, ale ów odgadywacz myśli u Poego wyprowadzał swoje wnioski z ruchu owego jegomościa, którego obserwował. Jeśli się nie mylę, to błądził on pomiędzy jakimiś kamieniami, patrzył w gwiazdy, czy coś podobnego, ja zaś siedziałem nieruchomo i nie dałem ci chyba żadnego punktu oparcia, ułatwiającego wczytanie się w moje myśli.

— Mylisz się, Watsonie. Myśl człowieka odbija się często na jego twarzy, a twoja wyrazista fizyonomia jest ich wiernem odbiciem.

— Widzę, że pragniesz mnie przekonać, iż myśli moje wyczytałeś mi z twarzy?

— Nieinaczej, przedewszystkiem zaś z twoich oczu. Czy pamiętasz dokładnie, jaką drogą szły twoje myśli?

— Być może, iż nie umiałbym ich już kolejno powtórzyć, — odrzekłem, szczerze zajęty tą próbą.

— A więc ja ci powiem, odparł Holmes. Szelest spadającej gazety zwrócił moją uwagę na ciebie i zacząłem cię obserwować.

Chwilkę siedziałeś bezmyślnie, potem oczy twoje padły na portret generała Gordona, który niedawno kazałeś oprawić, i po zmianie ich wyrazu poznałem, że zacząłeś myśleć w jakimś określonym kierunku. Z Gordona wzrok twój przeniósł się na portret Henryka Beechera, który stoi na twojej biblioteczce nieoprawiony, i znowu

Koniec wersji demonstracyjnej

Cytaty

Powiązane dokumenty

Baskerville shuddered as he looked up the long, dark drive to where the house glimmered like a ghost at the farther end.. I'll have a row of electric lamps up here inside of six

Zdaje mi się, że jest to jeden z owych w gruncie rzeczy bardzo prostych wypadków, które jednak właśnie bardzo trudno bywa rozwiązać. — To, co mówisz, brzmi

Napisałem kilka słów do mego kolegi, pobiegłem na piętro pożegnać się z żoną i spotkałem się z Holmesem już przy wyjściu. Koniec

— roześmiał się Holmes — to jeden z tych drobnych, a jednak oryginalnych wypadków, które trafiają się i trafiać się muszą codziennie w miejscu, gdzie roi się kilka milionów

Nie było dla mnie nigdy większej przyjemności, jak towarzyszyć Holmsowi krok za krokiem w badaniach, których wymagał jego zawód i podziwiać śmiałe jego wnioski,

— Bardzo dziwny, ale historya, która się z nim wiąże, jest jeszcze dziwniejsza. — Więc z tem wszystkiem wiąże

Historya ta, jak wszystkie tego rodzaju sensacyjne wiadomości, obiegła wszystkie dzienniki, ale opowiedziana na pół stronicy druku niezawodnie daleko mniejsze sprawiła

Ale z przyzwyczajeniem tem jego stało się tak, jak z wielu nałogami, nabytymi w młodości; przekonał się, że łatwiej do nich przywyknąć niż się ich pozbyć!. Pozostał więc