• Nie Znaleziono Wyników

Historia języka w XXI wieku : stan i perspektywy

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Historia języka w XXI wieku : stan i perspektywy"

Copied!
733
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

Stan i perspektywy

(4)
(5)

Historia języka w XXI wieku Stan i perspektywy

pod redakcją

Magdaleny Pastuch i Mirosławy Siuciak

przy współpracy

Kingi Wąsińskiej i Wioletty Wilczek

Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego • Katowice 2018

(6)

Recenzenci:

Władysława Bryła Marek Cybulski Stanisław Dubisz Tadeusz Lewaszkiewicz Radosław Pawelec Alicja Pihan-Kijasowa Elżbieta Umińska-Tytoń

(7)

Wprowadzenie (Magdalena Pastuch i Mirosława Siuciak) 11

I. Dylematy metodologiczne współczesnego językoznawstwa diachronicznego

Stanisław  Borawski: Synteza dziejów polszczyzny a możliwości integracji badań 17 Magdalena Pastuch: Metoda czy metodologia? Współczesne potrzeby historii języka 32 Joanna  Przyklenk: Pytając o zmianę językową. Językoznawstwo historyczne a socjolingwistyka 44 Mirosława Siuciak: Nowe perspektywy i zadania historii języka polskiego 55 Bogdan  Walczak: Historia języka polskiego – subdyscyplina polimetodolo­

giczna 65 Maria Wojtak: Genologia historyczna – stan, perspektywy, konteksty 74

II. Badania historycznojęzykowe a uniwersalne problemy lingwistyki

Aleksandra Janowska: Między stałością a zmiennością. Translokacje elementów kategorii językowych 89 Bronisława  Ligara: Badania bilingwizmu (i wielojęzyczności) wybitnych nosi­

cieli języka w przestrzeni języka polskiego: nowa subdomena historii języka? 97

(8)

Tomasz Lisowski: Intelektualizacja i jej pochodne: standaryzacja oraz grafizacja jako czynniki kształtujące polszczyznę literacką w początkach ery typograficznej 109

III. Źródła w badaniach diachronicznych

Renata Bronikowska, Aldona Przyborska-Szulc: Elektroniczny korpus tekstów polskich XVII i XVIII wieku (do 1772 roku) 129 Anna Just, Monika Opalińska: Rękopis w warsztacie historyka języka, filologa i wydawcy – reguła czy wyjątek? 136 Ewelina Kwapień: Wykorzystywanie elektronicznych baz danych do badań nad dziejami słownictwa 154 Magdalena Majdak: Elektroniczny słownik języka polskiego XVII i XVIII wieku IJP PAN 176 Krzysztof Maćkowiak: O źródłach metajęzykowych w badaniach nad zwerbalizo- waną świadomością językową minionych epok 183 Jolanta Migdał, Agnieszka Piotrowska-Wojaczyk: Słowniki jako źródło do badań historycznojęzykowych 199 Jadwiga Waniakowa: Rola źródeł historycznojęzykowych we współczesnych badaniach etymologicznych 208

IV. Leksykologia i leksykografia

Ewa Deptuchowa: Warsztat współczesnego leksykografa historycznego 219 Włodzimierz Gruszczyński, Dorota Adamiec, Magdalena Majdak, Wiesław Morawski: Wybrane problemy semantyki historycznej. Definiowanie znaczeń w słowniku dawnej polszczyzny 229 Anna Grzeszak: O oryginalności polskiego działu słownika Lodereckera z 1605 roku 243 Joanna Kamper-Warejko: Kształtowanie się specjalistycznej odmiany języka na przykładzie leksyki z poradnika Piotra Krescencjusza 247 Dorota Kondratczyk-Przybylska: Analiza porównawcza pola leksykalno-seman- tycznego ‘kobieta w relacji seksualnej’ w dobie staropolskiej i współczesności 259 Dorota Kozaryn: Odkrywanie znaczenia w tekstach dawnych 270 Beata Kuryłowicz: Słownik historyczny jako źródło do rekonstrukcji dawnych sposobów myślenia o świecie 277 Agnieszka Piela: Polskie tradycjonalizmy 287

(9)

Lidia Przymuszała: O potrzebie badań nad frazeologią historyczną 299 Beata  Raszewska-Żurek: Metaforyzacja wartości w dawnej polszczyźnie – kon­

wencjonalność ujęć na przykładzie metafory pojęcie to roślina wyrażonej leksemem kwiat (z derywatami) 312 Piotr Sobotka: Jednostka opisu języka dawnego 325 Urszula Sokólska: Terminologia „motylowa” w „motylniczych” dziełach nauko­

wych XIX wieku 337

V. Polszczyzna regionalna i dialekty

Katarzyna  Konczewska: Archaizmy leksykalne współczesnej polszczyzny gro­

dzieńskiej (socjolektu szlacheckiego) 355 Joanna  Kulwicka-Kamińska: Cechy archaiczne i regionalne w odnalezionym fragmencie rękopisu filomackiego przekładu Koranu na język polski 368 Błażej Osowski: Gwara i dialekt w perspektywie historycznej 381 Halina Pelcowa: Diachroniczny aspekt badań regionalnych 393 Maciej  Rak: Między historią języka a dialektologią – słownictwo testamentów góralskich z XVII i XVIII wieku 402 Katarzyna  Sicińska: Dylematy interpretacyjne badacza dawnej polszczyzny po­

łudniowokresowej 415 Bogusław Wyderka: O nowej syntezie rozwoju polszczyzny na Śląsku 436

VI. Komunikacja. Genologia. Stylistyka

Renata Bizior: Perspektywa badawcza w pracy nad kazaniami 2. połowy XIX wieku 451 Małgorzata Dawidziak-Kładoczna: Stan badań nad prawnoustrojową i retoryczną odmianą komunikacji politycznej w I Rzeczypospolitej 466 Józef Kość: Projekty wzorcowej komunikacji językowej w sądach miejskich XVI wieku 479 Leonarda  Mariak: Korespondencja prywatna jako przyczynek do badań języka osobniczego (na podstawie listów prywatnych Henryka Sienkiewicza) 489 Joanna Okoniowa: O kształtowaniu się stylu popularnonaukowego na przykładzie XVII­wiecznego dzieła Erazma Sykstusa O cieplicach we Śkle 507 Danuta  Ostaszewska: O kierunkach genologicznych transformacji – w poszuki­

waniu zmian w przestrzeni kształtowania się komunikacji społecznej 517

(10)

Artur Rejter: Onomastyka literacka wobec tekstologii i teorii dyskursu – perspek­

tywa historyczna 533 Agnieszka Szczaus: O trudnościach interpretacyjnych tekstów naukowych i tech­

nicznych doby średniopolskiej 546

VII. Wiedza historycznojęzykowa w kształceniu uniwersyteckim

Marcin Maciołek: W trosce o skuteczne nauczanie gramatyki historycznej języka polskiego 559 Barbara  Mitrenga: O relacji mistrz – uczeń w kształceniu historycznojęzy­

kowym 574 Ewa Oronowicz-Kida, Agnieszka Myszka: „Na tropach przeszłości języka” – czy gramatyka historyczna może być interesująca dla podejmujących studia poloni­

styczne 589 Kinga Wąsińska: Język jako archiwum kulturowe – konteksty śląskiej dydaktyki polonistycznej (na przykładzie „Dworzanina polskiego” Łukasza Górnickiego) 599 Ewa  Woźniak: Nowy wybór tekstów do historii języka w dydaktyce uniwer­

syteckiej 605

Komunikaty

Leszek Bednarczuk: Polski słownik etymologiczny Profesora Witolda Mańczaka 615 Tomasz Mika, Agnieszka Słoboda: Wyrażenia funkcyjne w średniowiecznej pol­

szczyźnie z perspektywy składniowej 628

Pokłosie dyskusji panelowych

Krystyna Kleszczowa, Tomasz Mika: Wyzwania badawcze i metodologiczne ling­

wistyki historycznej. Refleksje po dyskusji 639 Stanisław  Borawski, Bernadetta  Niesporek-Szamburska: Dyskusja panelowa.

Nauczycielskie zadania historyków języka wobec narodowej wspólnoty komuni­

katywnej dawniej i obecnie 653 Magdalena Jurewicz-Nowak: Głos pierwszy… Nauczycielskie powinności histo­

ryka języka względem wspólnoty narodowej 657 Stanisław  Koziara: Głos drugi… Jest wiele możliwości ocalania wiedzy histo­

rycznojęzykowej… 660

(11)

Jolanta Klimek-Grądzka: Głos trzeci… Kształcenie historycznojęzykowe na stu­

diach edytorskich 663

Dorota Szagun: Głos czwarty… Nauczać dziejów języka polskiego… 666

Mirosława  Wronkowska-Dimitrowa: Głos piąty… Rola nauczycieli polonistów w rozwijaniu zainteresowań historycznojęzykowych uczniów, w ich wychowaniu ku łączeniu przeszłości z teraźniejszością – także w języku ojczystym 669

Helena  Synowiec: Głos szósty… Problemy przeszłości językowej w edukacji polonistycznej w szkole (spojrzenie dydaktyka) 673

Waldemar  Podkidacz: Głos siódmy… Historia języka polskiego w szkole. Refleksje praktyka 678

Irmina Kotlarska: Głos ósmy… Odświeżać kanony tekstów dawnych… 682

Iwona  Pałucka-Czerniak: Głos dziewiąty… Samokształcenie w pracy historyka języka polskiego 685

Uroczystości nadania Instytutowi Języka Polskiego imienia Ireny Bajerowej Sympozjum Non omnis moriar Wprowadzenie (Magdalena Pastuch i Mirosława Siuciak) 691

Wystąpienia okolicznościowe 693

Leonard Neuger: Występne przyjemności uczonego 693

Mateusz Turlej: Miejsca pamięci Zenona Klemensiewicza 698

Aleksandra Niewiara: Wesół był Polak. Z rozważań nad pojęciami kluczo­ wymi kultury polskiej. Antonimia i pojęcia spolaryzowane 703

Głosy wspomnieniowe 714

Profesor Stanisław Borawski 714

Profesor Krystyna Heska­Kwaśniewicz 715

Profesor Jadwiga Puzynina 716

Profesor Henryk Wróbel 718

Profesor Stefan Zabierowski 719

Profesor Jadwiga Zieniukowa 721

(12)
(13)

Historia języka jest dyscypliną o najdłuższej z wszystkich dziedzin lingwis­

tyki tradycji badawczej, kumulującą na przestrzeni lat prace i przemyślenia wielu uczonych, dzieła przełomowe, wybitne oraz tysiące drobniejszych ana­

liz. Jest dziedziną, która wciąż trwa mimo zmieniających się uwarunkowań zewnętrznych, mód naukowych oraz nowych paradygmatów badawczych. Nie pozostaje wobec tych zmian obojętna, chociaż materiał badawczy pochodzący z przeszłości jest stały, zwiększa się tylko poziom jego dostępności. Mając na uwadze tę niezwykłą żywotność dyscypliny, katowickie środowisko lingwis­

tyczne postanowiło zorganizować pierwszy w dziejach polskiej lingwistyki Kongres Historyków Języka, który w założeniu miał się stać miejscem spot­

kania i wymiany myśli wszystkich badaczy zainteresowanych problematyką historycznojęzykową. Źródłem idei Kongresu było przekonanie, iż potrzebna jest konsolidacja środowiska, które, łącząc tradycję badawczą z nowoczesnością myśli, ma wiele do zaoferowania w kwestiach merytorycznych, metodologicz­

nych i dydaktycznych. Ze względu na rangę wydarzenia mile widziane przez organizatorów były wystąpienia o charakterze ogólnym, problemowym, synte­

tyzującym, chociaż nie zabrakło też miejsca na kwestie szczegółowe. Jednym z celów, jaki wyznaczyli sobie organizatorzy, było pokazanie, że problematyka historycznojęzykowa może być także ujęta w nowoczesne formy przekazu, dla­

tego też oprócz licznych wystąpień referatowych zaplanowano sesję posterową oraz dyskusje panelowe.

Uniwersytet Śląski wydał się miejscem szczególnie predestynowanym do zorganizowania takiego przedsięwzięcia ze względu na tradycje badawcze Instytutu Języka Polskiego, nieustannie podtrzymywane przez kolejne pokolenia historyków języka. To niezwykłe wydarzenie zostało połączone z uroczystością nadania Instytutowi imienia Ireny Bajerowej, która całe swoje życie zawo­

dowe związała z katowickim ośrodkiem, wykształciła liczne grono badaczy

(14)

podejmujących problematykę historycznojęzykową oraz nadała ton badaniom prowadzonym przez lata w Instytucie. Ważnym wydarzeniem związanym z tą uroczystością było sympozjum Non omnis moriar poświęcone Irenie Bajerowej, a wzięli w nim udział oprócz uczestników Kongresu i władz uniwersyteckich także przyjaciele i rodzina Pani Profesor.

Niniejszy tom stanowi pewnego rodzaju relację z Kongresu Historyków Języka, który odbył się w Katowicach w dniach 13–15 kwietnia 2016 roku pod hasłem Językoznawstwo  historyczne  –  w  trosce  o  przyszłość,  w  poszanowaniu  przeszłości. Wydarzenie spełniło zakładane cele, ponieważ wzięło w nim udział nader liczne grono lingwistów podejmujących problematykę historycznojęzy­

kową, reprezentujących 24 polskie ośrodki badawcze oraz osoby z zagranicy.

W trakcie Kongresu wygłoszono 72 referaty, odbyła się też sesja posterowa, na której zaprezentowano 11 plakatów badawczych, ważnym wydarzeniem naukowym były ponadto dwie dyskusje panelowe.

Układ publikacji, którą przedstawiamy Czytelnikom, odzwierciedla prze­

bieg wydarzeń kongresowych, dlatego też można w niej wyróżnić kilka części.

Największą stanowią artykuły powstałe na podstawie wygłoszonych referatów.

Podział tematyczny tekstów zarysował się w sposób naturalny, a dość istotne dysproporcje między poszczególnymi jednostkami kompozycyjnymi wynikają z indywidualnych zainteresowań badawczych uczestników Kongresu. Najwięcej uwagi poświęcono zagadnieniom leksykalnym oraz ujęciom leksykograficznym.

W tomie znalazły się też refleksje o charakterze ogólnym, dotyczące problemów metodologicznych oraz funkcjonowania i dalszego rozwoju dyscypliny, niektóre artykuły poświęcono uniwersalnym problemom lingwistycznym rozpatrywanym na podstawie materiałów historycznych, w innych pojęto problem źródeł wyko­

rzystywanych w badaniach diachronicznych. Osobną część stanowią historycz­

nojęzykowe rozważania prowadzone z perspektywy regionalnej i dialektalnej, niektóre teksty oscylują z kolei wokół problemów komunikacji językowej w aspektach genologicznym i stylistycznym, a kilka artykułów poświęcono sposobom krzewienia wiedzy historycznojęzykowej w kształceniu uniwersytec­

kim. Zaznaczyć należy w tym miejscu, że część prezentowanych na Kongresie plakatów naukowych została przetransponowana przez autorów na artykuły, z konieczności nieco krótsze, ale stanowiące integralną całość z dołączonymi ekspozycjami plakatów.

Ponieważ niniejszy tom stanowi swoistą relację z wydarzenia naukowego, nie mogło w nim zabraknąć tekstów omawiających wygłoszone na Kongresie komunikaty, a także poświadczeń przeprowadzonych dyskusji panelowych.

Pierwsza z nich, koordynowana przez prof. dr hab. Krystynę Kleszczową oraz prof. UAM dr. hab. Tomasza Mikę, dotyczyła wyzwań badawczych i metodolo­

gicznych lingwistyki historycznej. Wzięło w niej udział 7 panelistów oraz licznie zgromadzona publiczność. Debatowano nad kondycją i miejscem historii języka polskiego we współczesnej humanistyce oraz próbowano ustalić, co – wobec

(15)

trudnej do ogarnięcia różnorodności i wielokierunkowości badań – jest głów­

nym celem dyscypliny. W drugim panelu dyskusyjnym, prowadzonym przez prof. dr hab. Bernadettę Niesporek­Szamburską oraz prof. dr. hab. Stanisława Borawskiego, wzięło udział 9 panelistów. Ta debata na temat roli językoznaw­

stwa diachronicznego w dydaktyce akademickiej, szkolnej i szerzej – w budo­

waniu myślenia wspólnotowego i w kształtowaniu narodowej kultury – odbyła się pod tematem przewodnim Nauczycielskie zadania historyków języka wobec  narodowej wspólnoty komunikatywnej dawniej i obecnie. Ze względu na wysoką rangę tych przedsięwzięć omówienie debat panelowych znalazło się w niniej­

szym tomie. Nie zostały one przedstawione w sposób jednorodny, ponieważ pozostawiono swobodę wypowiedzi osobom prowadzącym i koordynującym dyskusję, jak też uczestnikom paneli.

Odrębną część niniejszej publikacji stanowi relacja z uroczystości nadania Instytutowi Języka Polskiego imienia Ireny Bajerowej. Ponieważ było to wy­

darzenie bardzo ważne i stanowiące pewną całość, postanowiono je zamknąć w osobnej jednostce kompozycyjnej opatrzonej wstępem. W części tej zamiesz­

czono opracowane przez autorów wersje wystąpień na poświęconym pamięci Profesor Ireny Bajerowej sympozjum Non  omnis  moriar, jak również przyto­

czono głosy wspomnieniowe.

Mamy nadzieję, że ta obszerna publikacja pozostanie świadectwem ważnych wydarzeń, źródłem wiedzy dla osób, które nie uczestniczyły w Kongresie, a nade wszystko – że zamieszczone tutaj teksty staną się inspiracją do dalszych badań i rozwoju naszej dyscypliny.

Magdalena Pastuch i Mirosława Siuciak

(16)
(17)

I

Dylematy metodologiczne współczesnego

językoznawstwa diachronicznego

(18)
(19)

Uniwersytet Zielonogórski

Synteza dziejów polszczyzny a możliwości integracji badań

Tak sformułowany tytuł łączy w sobie treści należące do dwóch spośród wielu celów Kongresu Historyków Języka. Nie jest to materia objęta metodo­

logią, lecz odwołuje się do indywidualnego postrzegania stanów rzeczy. W tych okolicznościach pod względem genologicznym niniejsze wystąpienie jest ese­

jem opartym na obserwacji procesów poznawczych w dziejach nauki, który powinien posługiwać się sformułowaniami o znacznym poziomie ogólności i unikać zdań intencjonalnie polemicznych. Pewna doza subiektywizmu jest nieuchronna – nie kamufluję tego stanu, a wypowiedź swą opieram wyłącznie na własnych obserwacjach i znajomości historii kilku dziedzin nauki. Eseju nie wspieram przytoczeniami wypowiedzi innych badaczy ani bibliografią. W ten sposób chcę uniknąć argumentacji typu perswazyjnego, odwołującej się nie do faktów, lecz do opinii o faktach. Zależy mi na uniknięciu przedstawiania opinii zbyt krótkich, by nie były powierzchowne.

Uznając, że dwa wątki są ze sobą nierozerwalnie splecione, w poniższych rozważaniach nie tylko nie staram się ich oddzielać, ale traktuję o nich łącznie.

Mam nadzieję, że taka procedura zyska akceptację.

Mówienie o syntezie wiedzy wytworzonej w obrębie dyscypliny naukowej oraz możliwości większego stopnia integracji środowiska historyków języka na­

rodowego musi odwoływać się do pewnej liczby przesłanek dla postaw i działań zgodnie uważanych za naukowe.

* * *

(20)

Rozważenie materii objętej tytułem referatu sformułowanego w związku z programem Kongresu Historyków wymaga przypomnienia niewielkiej liczby przesłanek ogólnych, co do których istotności oraz sposobu przedstawienia kontrowersji chyba nie będzie. Pomijam zagadnienia najbardziej fundamentalne, uznając je za już uzgodnione. Przesłankom wymienionym przydam refleksje nastawione na lingwistykę, w szczególności diachroniczną. Z tych przesłanek zostanie wyprowadzone zaciekawienie językiem i nauką o nim traktującą.

Dopiero na tym fundamencie pojawią się uwagi dotyczące potrzeby czy moż­

liwości nowej syntezy. Będzie to własny, eseistyczny sposób widzenia rzeczy.

Przesłanki ogólne mają w moim ujęciu następujące postaci.

1. Prymarnym zadaniem nauki rozumianej jako proces tworzenia wiedzy, jej utrwalania i upowszechniania jest dostarczanie odpowiedzi na pytania czło­

wieka dążącego do:

a) zrozumienia własnej istoty;

b) opisania i objaśnienia świata materialnego i duchowego;

c) mechanizmów organizujących wymienione obszary.

Mówiąc inaczej, prymarnym zadaniem nauki jest objaśnianie rzeczywistości nieznanej lub znanej niewystarczająco w celu uczynienia wiedzy spójną i kla­

rowną, czyli przedstawienie zagadnień trudnych jako uporządkowanych, a zatem prostych lub względnie prostych. Z tej przesłanki wynika, że syntezy wytwarza­

nej i gromadzonej wiedzy trzeba dokonywać nieustannie, czyli na bieżąco trzeba włączać informacje nowe lub na nowo sformułowane w obręb uhierarchizowa­

nej narracji obejmującej wszystkie treści należące do dyscypliny lub poddyscy­

pliny naukowej. Nie jest to jednak równoznaczne z prezentacją wyników tego procesu asymilacyjnego, tj. publikowaniem opracowań różniących się od siebie nieznacznie. Staje jednak kwestia wyraźnego określania w publikacjach szcze­

gółowych miejsca, jakie przypisać można nowej wiedzy w istniejącej syntezie.

Wydaje się, że absorpcja nowych treści byłaby łatwiejsza, gdyby publikacje dotyczące kwestii szczegółowych były kończone jakimś akapitem wskazującym autorskie widzenie miejsca wniosków wyprowadzanych z badań w uogólnieniu, czyli w syntezie. Jest to jednak w tym samym stopniu trudne, co ryzykowne z tej przyczyny, że postęp nauki nie polega na prostym sumowaniu wniosków płynących z rozważań nad zagadnieniami szczegółowymi. Istota rzeczy polega na tym, że kwestia prawdziwości formułowanych wniosków możliwa jest do rozstrzygania tylko w obrębie konkretnej teorii, a poza nią jest nierozstrzy­

galna. Owszem, powszechnie spotykane w wielu naukach jest formułowanie sądów w sposób zgodny z panującą teorią (teoriami), a niezgodności bywają kamuflowane z obawy przed odrzuceniem. Tymczasem teorie są ograniczone co do czasu trwania. Pojawianie się prawidłowych obserwacji i treści z teorią niezgodnych falsyfikuje samą teorię, która okazuje się zbyt wąska i powinna być zastąpiona teorią inną, niekiedy rozszerzoną, a innym razem sprzeczną ze swą poprzedniczką. Wyraźne odróżnianie treści zgodnych i sprzecznych z funkcjo­

(21)

nującą teorią stanowi albo o istotnym powiększaniu zasobu wiedzy o różnych fenomenach, albo prowadzi do falsyfikacji sposobu ich objaśniania w ramach danej teorii czy stylu naukowego myślenia – skutkuje potrzebą sformułowania nowej teorii, bezkolizyjnie objaśniającej wszystkie obserwacje i sądy wyprowa­

dzane z metodologicznie poprawnych operacji intelektualnych.

Wynika stąd wniosek, że potrzeba syntezy jest stałą właściwością proce­

sów poznawczych, ponieważ wynika z ich natury. Jeśli zatem historycy języka uważają, że ona istnieje, ponieważ stan wiedzy przekracza granice syntezy sformułowanej na gruncie wcześniej obowiązującej teorii, to nie mylą się, lecz zajmują stanowisko zgodne z naturą nauki. Inną jednak kwestią jest zdolność do sformułowania nowej syntezy.

2. Nauka ze swej natury tworzenia, gromadzenia i porządkowania wiedzy oraz jej upowszechniania jest procesem kolektywnym, ponieważ uczestniczą w niej liczni ludzie o zainteresowaniach takich samych lub podobnych co do przedmiotu poznania. To dzięki kolektywności nauka ma zapewnione trwanie w czasie. Kolektywny charakter nie jest w żadnym stopniu zaprzeczeniem czy degradacją indywidualnego udziału badającego podmiotu. Podkreślam to, ponie­

waż obserwuję brak harmonii w rozumieniu tego zagadnienia i w konsekwencji atomizację działań poznawczych ludzi obawiających się niezauważenia lub niedocenienia. Jeśli nałoży się na to zależność egzystencji konkretnego badacza od uzyskanych przez niego wyników i uruchamianie lawiny niszczącej ludzi (a w następstwie szkody dla nauki jako procesu), to odróżnianie kolektywności nauki i indywidualności dokonania naukowego staje się widoczne. Na tym tle trzeba stwierdzić, że zasób wiedzy naukowej wytwarzanej w ramach dyscypliny naukowej jest zasługą zbiorową, ale jej składniki są dorobkiem indywidualnym, tj. mają swych konkretnych autorów lub ich niewielkie zespoły. W naukach hu­

manistycznych i społecznych wyłania się na tym tle poważny problem sprawied­

liwej oceny dorobku jednostek. Często więc życzliwość wobec osób rozciągana jest na ich dzieła, a brak owej postawy wobec innych pociąga za sobą takie lub inne niedoskonałości ocen dorobku. Etycznie harmonijne byłoby życzliwe nasta­

wienie do ludzi, a stawianie dziełom wymagań w zakresie standardów poziomu naukowego. Z czego jednak wyprowadzać kryteria naukowości w ocenie dzieł?

Obserwacje prowadzą do wniosku, że warunkiem względnej trwałości ustaleń dokonywanych w rozprawach monograficznych i pracach drobniejszych jest ich ulokowanie w całościowym obrazie wiedzy danej dyscypliny naukowej. Jeśli dany sąd lub zespół sądów nie staje się składnikiem sumy wiedzy, to najmod­

niejsze i okresowo często cytowane prace są szybko zapominane. Wydaje się zatem, że sprawiedliwe byłoby w tej sytuacji wyprowadzanie kryteriów oceny dokonań z udziału konkretnych informacji w całościowym obrazie wiedzy, czyli w syntezie. Pojawia się jednak zasadniczy problem trudności w uzgadnianiu wyobrażenia przyszłej syntezy, ponieważ współistnieją różne style naukowego myślenia o odmiennym zapleczu teoretycznym i nikt nie ogarnia wszystkich

(22)

treści szczegółowych. Pewnym, choć niedoskonałym sposobem sprawiedliwe­

go rozwiązywania problemu byłoby dążenie do powierzania ocen naukowych dokonań badaczom charakteryzującym się zdolnościami do syntetyzowania wiedzy. W szczególności chodzi tu o oceny bilansowe, obejmujące dorobek i stosowane w procedurach awansowych. Od takich badaczy można oczekiwać większej zdolności do wyprowadzania ocen z kryteriów opartych na wyobra­

żeniu syntezy. Zarazem jednak uzasadniona jest do pewnego stopnia obawa przed udzielaniem władzy konkretnym jednostkom nad innymi badaczami, bo to mogłoby stanowić zagrożenie dla fundamentalnej w nauce zasady swobody badań. Dobro wyobrażonej syntezy wyrażałoby się w ułatwieniu gromadzenia informacji koniecznych do włączenia w usystematyzowany obraz stanu wiedzy.

Jednak sądzę, że wobec trudności z kolektywnym uzgodnieniem wyobrażenia syntezy (ew. syntez), co ma wyraz nie tylko w niezgodności stanowisk badaw­

czych, ale też ma swe źródło w wysokim stopniu komplikacji materii stanowią­

cej autonomiczny przedmiot konkretnej dyscypliny naukowej, to koncentrację gromadzenia wszelkich informacji w jednym miejscu uważam nie tylko za niecelową, ale nieproduktywną, a w pewnych sytuacjach wręcz szkodliwą.

Co więc byłoby właściwe, gdy taki jest stan rzeczy? W pierwszej fazie przygotowawczej do syntezy celowa wydaje się mi się kontynuacja dzieła zbio­

rowego Rozprawy o historii języka polskiego, jakie ukazało się w Zielonej Górze w roku 2005 według mojego zamysłu i pod moją naukową redakcją, a jest wspólnym dokonaniem następujących osób: Stanisława Borawskiego, Mariana Bugajskiego, Aleksandry Cieślikowej, Marka Cybulskiego, Stanisława Dubisza, Krystyny Kleszczowej, Józefa Kościa, Zdzisławy Krążyńskiej, Bogusława Wyderki i Magdaleny Hawrysz. Kontynuacja byłaby tym zasadniejsza, że autorów miało być więcej, a ich brak w zespole współautorów jest wyraźnie widoczny. Stało się tak, ponieważ pewne osoby o wysokim autorytecie albo same zrezygnowały w toku prac, albo w wymaganym czasie nie nadesłały uzgodnionych opracowań. W dodatku w latach następnych po publikacji tomu Rozpraw pewna liczba badaczy dołączyła do grona osób o wysokiej nauko­

wej pozycji. Być może kontynuacja tej inicjatywy wydawniczej powinna być wzbogacona o periodyczne publikowanie tomów omówieniowo­recenzyjnych, chroniących szczególnie wartościowe opracowania monograficzne przed zbyt szybkim zapomnieniem… Celowość tej inicjatywy można sprawdzić w kontak­

cie korespondencyjnym ze znaczną liczbą badaczy starszego i średniego poko­

lenia. W fazie drugiej można byłoby podjąć próbę uzgodnienia pryncypiów dla przyszłej syntezy, która mogłaby być dziełem zespołowym. To jednak pewne, że pożytki już z samej debaty o kształcie przyszłej syntezy byłyby wielorakie – najistotniejszy byłby ten, że istnienie forum wymiany myśli teoretycznej sprzyjałoby uzgodnieniu rozstrzygnięć, a periodyczne publikowanie omówień ważnych monografii oddawałoby sprawiedliwość autorom i chroniłoby same dzieła przed zbyt szybkim wypadaniem z naukowego obiegu. Takie zabiegi

(23)

organizatorskie sprzyjałyby kształtowaniu się licznego kolektywu poznawczego historyków języka w warunkach, gdy osobowe kontakty pomiędzy badaczami cechuje duży stopień wzajemnej życzliwości i taktu (odstępstwa wprawdzie się zdarzają, ale ich skutki są krótkotrwałe).

Nie wydaje mi się możliwe uzyskanie akceptowanej syntezy wiedzy hi­

storycznojęzykowej w czasie nieodległym, choć możliwe i wysoce celowe są indywidualne, całościowe wykłady dziejów języka lub dzieła zorganizowane według pewnych pojęć nadrzędnych, a zbierające uporządkowane prace zespo­

łów autorskich. Jedno takie dzieło, opracowane w ramach grantu Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki, już powstało pod moim kierownictwem i zo­

stanie w nieodległym czasie dokończone, zredagowane i opublikowane. Być może zachęci to innych organizatorów naukowej współpracy do podobnych inicjatyw. Zanim pojawi się jedna wielka synteza, możliwe jest publikowanie dzieł syntetycznych wprawdzie niestanowiących sumy wiedzy (tzw. wielkiej syntezy), ale zbierających duże zasoby wiedzy ujmowanej w akceptowalnym (niesprzecznym z pryncypiami nauki) ujęciu. Nie wydaje mi się obecnie moż­

liwe przedstawienie dzieła dorównującego rozmachem Klemensiewiczowskiej Historii języka polskiego, ponieważ nowe idee poznawcze znajdują się w fazie rozkwitu. Pełna synteza możliwa jest tylko w fazie schyłkowej trwania idei poznawczej. Udana synteza kończy życie idei poznawczej i otwiera przestrzeń dla idei kolejnej. Dzieło przedstawione w fazie pełnej żywotności konkretnej idei poznawczej z natury rzeczy nie może być syntezą.

3. Skutkiem rozmiarów uniwersum oraz nieprzewidywalności przyszłych pytań o nie, a ograniczonej w czasie egzystencji badającego podmiotu, koniecz­

ność zawężania obserwacji do różnych materialnych oraz intelektualnych skład­

ników nauki i wiedzy jest podział procesu ogólnego na dziedziny i dyscypliny naukowe. O ile wiedza o uniwersum poszerza się, to owo poszerzanie wiedzy jest procesem silnie uwarunkowanym czynnikami towarzyszącymi poznaniu.

Najważniejszym następstwem jest wyodrębnianie się dziedzin i dyscyplin. Na to nakładają się aspiracje ludzi uprawiających naukę do szczególnie wyrazistego eksponowania własnego miejsca w kolektywnym z natury procesie. Ta ekspo­

zycja indywidualności skutkuje niekoniecznym rozdrabnianiem organizacyjnym procesu poznawczego. Można podać przykłady instytucjonalnych podziałów opartych nie na odmienności przedmiotu naukowego poznania, lecz na nie­

zgodnościach osobowościowych i indywidualnych aspiracjach. Podziały procesu poznawczego wywołane czynnikami innymi niż przedmiot poznania próbuje się naprawiać poprzez „interdyscyplinarność” jakiegoś obiektu badania. Jest to rozpowszechniony dziś, ale pozbawiony większego sensu sposób przedstawiania przez autorów ich własnych zainteresowań jako ważnych i perspektywicznych.

Mało sensowny, ponieważ o autonomii dyscyplin i dziedzin nauki powinno rozstrzygać posiadanie przez nie: 1) własnego przedmiotu; 2) własnej aksjologii odwołującej się do płaszczyzny ontologiczno­epistemologicznej, a prowadzącej

(24)

do ukształtowania metodologii; 3) własnego zasobu pojęciowo­terminologicz­

nego. Jeśli więc jakieś dyscypliny uważamy za autonomiczne na podstawie innej niż wymienione trzy składniki, to mamy do czynienia z przedwczesnym wyodrębnieniem dyscyplin lub podtrzymywaniem zinstytucjonalizowanego po­

działu poprzez ekspansję na obszary objęte autonomią innych dziedzin nauki.

Przedmiot bowiem pozostaje ten sam, a tylko sposoby jego oglądu różnią się, choć niekiedy tylko powierzchownie – względnie często za zasłoną „inter­

dyscyplinarności” skrywa się dyletanckie buszowanie na grządkach sąsiada.

Następstwem skomplikowanego stanu jest wyrażanie potrzeby integracji nauk.

Jednak w historii nauki nie zdarzyło się, aby dziedziny prawidłowo wyodręb­

nione zrosły się ponownie.

Mamy więc stan taki, że z jednej strony obserwujemy rozdrobnienie orga­

nizacyjne procesów poznawczych, z drugiej natomiast tęsknotę za integracją.

Echem tych przekształceń są pochwały wypowiadane w recenzjach prac. Często pojawia się wskazanie oryginalności i przypisuje się owej oryginalności (od­

krywczości?) wartość większą od zasługi opartej na dokumentowaniu teorii funkcjonującej, ale chyba tak samo często za cnotę uchodzi interdyscyplinar­

ność. Jeśli jednak oryginalność rozumiana jako nowość lub odrębność jest najwyższym uznaniem, to perspektywa syntezy oddala się.

W konkluzji tego punktu trzeba zauważyć, że proces poszerzania i pogłębia­

nia stanu wiedzy oraz procesy zachodzące w obrębie kolektywu poznawczego komplikują jego zdolność do formułowania syntez chyba w stopniu takim sa­

mym, jak wzmacniają tęsknotę za rzeczywistością uporządkowaną – za syntezą właśnie. Mamy do czynienia z syndromem „renesansowego stłuczenia lustra”, którego kawałki ukazują tylko pozornie inne światy, gdy ten pozostaje jeden, a tylko stłuczone zwierciadło dobrze skleić trudno. Krótkotrwałość ludzkiej eg­

zystencji prowadzi do rozchodzenia się wiedzy o różnych aspektach uniwersum i ich autonomizacji tak znacznej, że wywołującej rywalizację dziedzin i dyscy­

plin nauki, często uzasadnionej. Jeśli przy tym los badacza zależy od ilościo­

wego kryterium oceny jego dorobku i to dokonywanej w krótkich odstępach czasowych, to komplikacja narasta, bo przecież synteza wymaga przynajmniej kilkunastu lat pracy, licznych konsultacji i lektur. Osoba podejmująca zadanie najambitniejsze wypada w takich ilościowych ocenach szczególnie niekorzystnie jako mało produktywna pisarsko. Zniechęca to do pracy badaczy młodszych o nieustabilizowanej sytuacji egzystencjalnej, natomiast badaczy o sporym stażu w samodzielności do prac nad syntezą nie motywują czynniki inne od uporu i indywidualnej ambicji.

4. W obrębie dziedzin i dyscyplin postęp w poznaniu nie ma charakteru li­

niowego, lecz dokonuje się poprzez pojawianie się kolejnych idei poznawczych jako skutku wyczerpywania się idei wcześniejszych. W związku z rozwojem idei kształtują się style naukowego myślenia, które w konkretnych realizacjach owocują monograficznymi opracowaniami różnych zagadnień składowych. Te

(25)

z kolei udaje się niekiedy objąć zespołem pojęć sterujących scaloną narracją lub sformułowaniem teorii umożliwiających identyfikację czy odróżnianie po­

szczególnych fenomenów oraz zagłębianie się w ich naturze, opisywanie. Na takim gruncie jest możliwe pojawianie się syntez cząstkowych (małych syntez) obejmujących fenomeny pokrewne lub podobne albo zagadnienia mieszczące się w ograniczonym wycinku procesu dziejowego. Takich opracowań jest sporo i będzie ich przybywać, ponieważ stawiają mniejsze wymagania wykonawcze, a są wysoko premiowane. Warto zauważyć, że rozciąganie standardów techno­

logicznych (z dziedzin o silnym nastawieniu utylitarnym) skutkuje zniknięciem syntezy z systematyki gatunków naukowego piśmiennictwa. Gatunkiem, na którym kończy się ta systematyka, jest monografia. W tej sytuacji nagrodą za prace syntetyczne jest oskarżenie o eklektyzm lub zarzut długotrwałego nierób­

stwa. Do zajęcia się syntezą może skłaniać wyłącznie upór lub silna niezgoda na przyczynkarskie objaśnianie świata – droga do syntezy jest jednak zarazem długa i wyboista. Trzeba mieć przy tym świadomość, że szans na satysfakcję autorską raczej nie ma, ponieważ każda udana synteza jest narracją opóźnioną w stosunku do stanu nauki i wiedzy w momencie swego ukazania się.

* * *

Wszystkie ludzkie wysiłki poznawcze znajdują swój wyraz w języku jako najdoskonalszym magazynie dorobku intelektualnego, kulturowego, cywiliza­

cyjnego i rejestrze wszystkiego, o czym ludzie kiedykolwiek myśleli i pomyś­

lą. Naturalne jest więc, że język jest predestynowany do roli podstawy do formułowania syntez wiedzy. W tym sensie językoznawstwo jest dyscypliną predestynowaną do roli filozofii nauki, której diachroniczne aspekty nazywam historiozofią. Ale język sam jest wystarczająco rozległym obszarem o swoistych właściwościach, żeby był przedmiotem refleksji poznawczej sam w sobie – ma przecież swoją własną budowę i funkcje. Pytania o dzieje budowy języka to gramatyka historyczna, nazywana też historią wewnętrzną. Natomiast dzieje zmian pod względem realizacji funkcji społecznej gromadzenia ujęzykowionych wyobrażeń, pojęć i znaków, także zmiennych w czasie sposobów używania języka i jego przemian jako towarzysza egzystencji jednostek i wspólnot komu­

nikatywnych, to historia używania języka narodowego, przestarzale nazywana jeszcze historią zewnętrzną.

Konkluzją niech będzie obserwacja, że lingwista jest w pozycji uprzywi­

lejowanej, ponieważ przedmiotem jego zainteresowania może być wszystko, o czymkolwiek ludzie myśleli i mówili, o ile tylko zechcieli to utrwalić. O języ­

koznawczości zainteresowań przesądza prymarność pytań o budowę i używanie języka na przestrzeni dziejów. Wykorzystywanie ustaleń innych dziedzin ma rangę nauk pomocniczych językoznawstwa. Wiedza o budowie języka u swych początków koncentrowała się na pojęciu formy (co wynikało z dydaktycznego

(26)

rodowodu filologii) i ma tradycję najdłuższą. Dzięki temu dysponujemy kilkoma dobrymi syntezami oraz opracowaniami wybiórczymi o funkcji podręczników.

Nurt drugi (dzieje używania języka) jest młodszy, znacznie bardziej skompli­

kowany, bo rozproszony i na syntezy musi poczekać. Znajduje się przy tym w nieobserwowanej dotąd fazie rozkwitu. Dowodzi tego duża liczba znakomi­

tych opracowań monograficznych, ale na tyle różnych, że ich wyzyskanie do syntezy wymaga arbitralności rozstrzygnięć autorskich. Zatem obfitość informa­

cji połączona z różnorodnością oraz dynamiką procesów dziejowych powstania rzeczywistej syntezy nie ułatwia. Powstają jednak liczne cenne monografie i tzw. syntezy cząstkowe. Trzeba mieć nadzieję, że czas na syntezę nadejdzie, a trwać w wielkim szacunku dla dzieła Zenona Klemensiewicza, który skonstru­

ował najpierw pojęcie „kształtowania się normy języka ogólnego”, a następnie użył go jako pojęcia sterującego diachroniczną narracją.

Ten punkt wypada zakończyć refleksją, że ukazanie się w nieodległym cza­

sie syntezy byłoby dla mnie najradośniejszą z pomyłek. Autor takiego dzieła miałby we mnie szczególnie pilnego i wdzięcznego czytelnika.

* * *

Diachroniczna poddyscyplina lingwistyki ma w centrum zainteresowania wszystko, co tworzyło kulturę do wczoraj, pod tym wszakże warunkiem, że intelektualna przeszłość pozostawiła po sobie utrwalone ślady w postaci tekstów.

W dwustuleciu swojego istnienia przekształcała się w rytmie pokoleniowym, wytwarzając własne idee poznawcze i harmonizując je z innymi dyscyplinami nauki lub podlegając ich inspirującemu oddziaływaniu.

Studia diachroniczne w różnych czasach za układ odniesienia dla roz­

strzygnięć miały zgodność co do sposobów postrzegania oraz wzorców analiz.

Historia języka polskiego ma więc ugruntowaną epistemologię, aksjologię, systemy terminologiczno­pojęciowe i – co najważniejsze – własny przedmiot badań. Pozostając w związku z innymi dyscyplinami, jest autonomiczna. Trzeba strzec tej autonomii przedmiotu i unikać uzasadniania ważności własnych zainteresowań tym, że inne dyscypliny aspirują do tego samego. Dla lingwi­

sty pierwszeństwo w opisie i interpretacji zdarzeń zarejestrowanych w języku i tekstach musi pozostać oczywiste. Treści z równie dawnych oraz młodszych dyscyplin naukowych mogą pojawiać się w obrębie językoznawstwa na zasa­

dzie nauk pomocniczych, pożytecznych przy objaśnianiu okoliczności „dziania się” w języku. O tym trzeba rozstrzygać na podstawie zadawanych pytań.

Językoznawstwo historyczne odpowiada na diachroniczne pytania: czym i jaki był język, jak go używano w różnych funkcjach i czasach, co i jak z przeszłości utrwalono w postaci zmaterializowanej i w przestrzeni intelektualno­pojęciowej, w jakich okolicznościach pragmatycznych kształtowały się konwencje funkcjo­

nalne, terytorialne i stylowe, a w następstwie genologiczne?

(27)

Język jako środek komunikatywny wspólnoty kulturowej i etniczno­pań­

stwowej, stanowiący przedmiot poznania, ma dwa dające się odróżniać aspek­

ty: istnieje jako byt kulturowy wytworzony jako ujęzykowione doświadczenie zbiorowe, a tym samym magazynujący całość ujęzykowionego dorobku ludzkiej egzystencji materialnej i duchowej; istnieje też odwiecznie jako różnie w róż­

nych czasach postrzegany byt posiadający formę odzwierciedlającą się w uzgod­

nionych wspólnotowo sposobach spontanicznego lub skonwencjonalizowanego porozumiewania się we wszelkich sprawach pojawiających się jako okoliczności ludzkiej egzystencji. Ponawiam swoje wcześniejsze stanowisko, że w obrębie językoznawstwa znajduje się wszystko, cokolwiek językoznawcy zechcą włą­

czyć. Językoznawcami natomiast są badacze, którzy formułują pytania prymarne o język, jego funkcjonowanie oraz zachowane świadectwa. Objaśnianie faktów i stanów objętych pytaniami pierwotnymi wymaga odwoływania się do wiedzy znacznie rozleglejszej od formalistycznie definiowanego językoznawstwa, a wy­

nika to ze społeczno­kulturowych właściwości językoznawczego przedmiotu badań. Pojęcie nauk pomocniczych jest znane wszystkim dziedzinom nauki odwołującym się nie tylko do aksjologicznych konstrukcji stanowionych przez samych badaczy, ale także do obserwacji kontekstowych. Zakres odwołań do nauk pomocniczych za każdym razem jest decyzją badawczą i podlega ocenie odbiorców wyników badań. Nie tylko stan taki akceptuję, ale wręcz uznaję go fundamentalnie ważny i podlegający ochronie. Przyjęcie tak zdefiniowanego rozumienia zakresu i funkcji językoznawstwa diachronicznego tworzy dogodny fundament dla uzgadniania problematyki podejmowanych badań i pozwala na konstruowanie teorii umożliwiających kolejne sposoby porządkowania i objaś­

niania przeszłości. Na gruncie poszczególnych teorii możliwe będą skuteczne starania o kolejne syntezy dziejów języka polskiego tworzone z zastosowaniem różnych zestawów pojęć sterujących językoznawczą narracją dziejopisarską.

Perspektywę powodzenia mają syntezy o wyraźnych orientacjach w zakresie hierarchii porządkujących pojęć. To może być podstawą uogólnień periodyza­

cyjnych i zorganizowanych wokół nich narracji faktograficznych. Mamy zresztą do dyspozycji szereg bardzo dobrych prac obejmujących różne wycinki całego procesu i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby powstawały dzieła kolejne. Jednak przy obecnym stanie wiedzy o faktach, zdarzeniach, procesach, działających językowo ludziach i wynikach ich działań stworzenie syntezy uniwersalnej (tzw.

wielkiej syntezy), obejmującej wszystkie aspekty i próbującej odpowiedzieć na wszelkie pytania o językową przeszłość, nie wydaje mi się możliwe.

Ostatnim i w istocie jedynym dziełem syntetycznym jest produkt geniuszu Zenona Klemensiewicza: Historia  języka  polskiego dokończony przez Irenę Bajerową. Mamy też szereg syntez cząstkowych poświęconych poszczególnym epokom. Klemensiewiczowi udało się zharmonizować treści wytworzone w ob­

rębie wcześniejszych idei poznawczych i stylów myślenia naukowego dzięki temu, że użył nadrzędnych pojęć sterujących, głównie pojęcia rozwoju języka

(28)

ogólnego przejawiającego się w krystalizowaniu się normy językowej. Wynik przerósł to, czego można było oczekiwać na podstawie prostego zsumowania informacji. Ale wiedza o długotrwałości pracy nad dziełem mówi nam dobitnie, że przy obecnych sposobach finansowania w krótkich przedziałach czasowych, uzależnieniu losu badaczy od zawartości dorocznych sprawozdań oraz groma­

dzenia punktów wyklucza podejmowanie takich dzieł przez badaczy młodych, a starsi powinni być ostrożni ze względów biologicznych. Wiadomo przy tym, że geniusz narracyjny Zenona Klemensiewicza był wspomagany przez lata przez bardzo sumiennych współpracowników. Przy najwyższym jednak uznaniu dla geniuszu narracyjnego Profesora trzeba zauważyć, że jego opowieść o dziejach ma pewne niespójności wynikające na ogół ze starania o możliwie wierne re­

lacjonowanie zawartości prac różnych autorów. W pewnych partiach narracja wyraźnie gotuje się, co jest skutkiem godzenia wody z ogniem. Mistrzowi zdol­

ności do arbitralnych rozstrzygnięć nie brakowało, ale w czasie, gdy tworzył, najwidoczniej wystarczających podstaw do rozstrzygnięć stanowczych znaleźć nie potrafił. Otóż także piszący dziś autor nowej syntezy stanie przed podob­

nymi dylematami – niekoniecznie tymi samymi, ale także licznymi.

W różnych fazach rozwojowych językoznawczej diachronii polonistycznej powstawały także inne opracowania faktograficzne i interpretacyjne sumujące najistotniejsze znane treści, ale tworzone z nadrzędną myślą dydaktyczną i do dydaktyki przeznaczone. Wiązała się z tym często odmienna dla poszczegól­

nych generacji badaczy wola oddziaływania pedagogicznego na wspólnotę narodową. Nie ma w tym niczego zaskakującego, ponieważ humanista jest zawsze konotowany czasem historycznym, w jakim dorastał i funkcjonował.

Do wszystkich tych autorskich wykładów odnoszę się z estymą, szczególnie wyróżniając Dzieje  języka  polskiego Aleksandra Brücknera (1906) oraz Zarys dziejów  języka  polskiego Bogdana Walczaka (1995). Pierwsze z nich w swej pełnej postaci nie występuje dziś w naukowym obiegu, a do głosu dochodzi pośrednio, drugie natomiast cieszy się zasłużoną popularnością jako łączące rzetelność ze sprawnością narracyjną. Każdy z całościowych wykładów autor­

skich ma liczne pasaże inspirujące także obecnie czynnych badaczy. W szeregu całościowych ujęć do miana pełnej syntezy wiedzy mogła pretendować Historia języka polskiego Antoniego Kaliny (1883) – zgodnie z podtytułem tomu pierw­

szego podaje wszystkie ustalenia w zakresie form językowych. Fakt, że później językoznawcza diachronia rozszerzyła swój zakres w porównaniu z wczesną postacią młodogramatyzmu, nie może być podstawą do deprecjonowania dzieła Kaliny. Dało ono zresztą podwaliny pod rozwój gramatyki historycznej oraz leksykograficznych dokonań w zakresie staropolszczyzny. Naturalnie przekształ­

cenia językoznawstwa diachronicznego wykluczają dzieło Kaliny z listy wzorów do naśladowania przez przyszłych syntetyków wiedzy historycznojęzykowej.

Charakterystykę i periodyzację dziejów polonistycznego językoznawstwa diachronicznego oraz samego języka z perspektywy socjalno­kulturowej przed­

(29)

stawił przed laty autor niniejszego eseju. Stan obecny oraz perspektywy roz­

wojowe udanie przedstawił Bogdan Walczak na sesji jubileuszowej sześćdzie­

sięciolecia Komitetu Językoznawstwa PAN. Istnienie wymienionej rozprawy uwalnia mnie od kłopotu związanego z potrzebą relacjonowania tej materii.

Mój sposób widzenia problematyki diachronicznej w językoznawstwie nazwał

„komunikatologicznym”. Sam raczej jestem skłonny określać własną postawę jako kulturowo­socjologiczną, ale zakładam, że to moje rozumienie całkowi­

cie mieści się w symbolicznym terminie Walczaka. Co do istoty opracowanie B. Walczaka uważam za trafne i godne polecenia.

Ze względu na orientacyjne bogactwo naszej dyscypliny naukowej trzeba uznać, że czas wielkich syntez minął, a dzieło Zenona Klemensiewicza długo jeszcze zachowa swą fundamentalną pozycję. Nadal będzie główną osią nar­

racji wzbogacaną dość licznymi wątkami z zakresu dziejów używania języka narodowego. W związku z tym i dlatego celowe i możliwe są syntezy scalające dorobek poszczególnych orientacji badawczych oraz autorskie wykłady całości procesu dziejowego oparte na różnych pojęciach sterujących narracją. Wskazana jest więc życzliwość wobec możliwych kolejnych wykładów pisanych ze sta­

nowiska indywidualnego, ponieważ jest to właściwa forma uzgadniania treści mogących znaleźć swoje miejsce w przyszłej wielkiej syntezie. Najgorszym rozstrzygnięciem byłoby przykrojenie zakresu językoznawczych zainteresowań do wyobrażenia indywidualnie opracowywanej narracji dziejopisarskiej.

Jak powszechnie wiadomo, pod kierownictwem naukowym Marka Cybul­

skiego w środowiskach łódzkich i zielonogórskich historyków języka powstał odpowiadający najlepszym ideowym i edytorskim standardom naukowości dwu­

tomowy Wybór  tekstów  z  dziejów  języka  polskiego. W tym samym zespole powstało także dwutomowe dzieło o tytule Historia języka i wspólnot komuni- katywnych polskich w 50 wykładach. Dzieło jest w zasadzie gotowe i czeka na dopracowanie, uzupełnienia, ostateczną redakcję i publikację. Zapewne znajdzie zastosowanie w dydaktyce akademickiej, a także – jak sądzę – może też oka­

zać się inspirujące do dalszych badań, ponieważ wiele z rozdziałów­wykładów może rozrosnąć się do rangi samodzielnych monografii. Może też zachęcić innych autorów do przedstawienia doskonalszych ujęć poszczególnych zagad­

nień składowych opracowania. Pewne moje wcześniejsze propozycje znalazły oddźwięk, więc pewnie i to przedsięwzięcie przeze mnie zorganizowane spotka się z aktywnymi postawami środowiska historyków języka. Krytyka naukowa nie jest krytykanctwem, lecz naturalną debatą uczonych. Jeśli to przedsięwzięcie doprowadzę do końca, to będzie ono przedmiotem krytyki, ale samo jego istnie­

nie ułatwi pracę innym autorom choćby poprzez to, że pozwoli na wyklarowanie się innych idei narracyjnych.

* * *

(30)

Powyżej przedstawiłem szkic mający w centrum pojęcie syntezy postrzega­

nej jako wynik działania poznawczego. Pora zatem na rozważenie „możliwości integracji badań”. Hasła integracji oraz interdyscyplinarności od dłuższego czasu stają na porządku dziennym. Można powiedzieć, że są obecne stale i bardzo dobrze, że w programie Kongresu zostało to uwzględnione. Integracja badań jest uwarunkowana:

a) jako postawa podobna do innych, bo uzgadniana na tym samym rozumieniu przedmiotu, jego funkcji;

b) jako działanie prowadzone w stałych lub chybotliwych okolicznościach or­

ganizacyjnych.

Nie widzę potrzeby omawiania pożytków poznawczych, jakie można by­

łoby uzyskać, gdyby stopnień uzgodnienia postawy był znaczny, a środowisko uznawało tożsamość swoich celów. To ideał trudny do osiągnięcia, bogactwo postaw jest zaś wyrazem witalności, a nie słabości kolektywu poznawczego i samej dyscypliny naukowej. Cała poprzednia część referatu o tym właśnie traktowała. Taka integracja byłaby łatwiej osiągalna, gdyby prowadzenie badań nie było powiązane z czynnikami bytowymi badaczy. W ustawie nas obowiązu­

jącej ok. 25% tekstu reguluje kwestie dyscyplinarne, a brak tam choćby próby zdefiniowania nauki jako procesu. W efekcie kupno komputera czy cementu nauką jest, a spotkanie i dyskusja badaczy na ogół nią nie są. Naukowe de­

baty w wąskim gronie są postrzegane przez mecenasa jako zajęcie prywatne;

środków finansowych nie można legalnie używać do pokrywania wydatków tzw. osobowych. O możliwości integracji badań obecnie rozstrzygają czynniki organizacyjne i prawne, przy czym to nie badacz jest podmiotem, lecz insty­

tucja. To wywołuje mój pesymizm co do bliskiej integracji kolektywu na fun­

damencie treści i funkcji dyscypliny naukowej. Mówiąc otwarcie: w aktualnej sytuacji organizacyjnej funkcjonowania nauk teoretycznych stopień integracji naszego środowiska uważam za zaskakująco wysoki, co jest wyrazem przywią­

zania członków środowiska do odwiecznych ideałów nauki oraz zaangażowania w poszukiwaniu odpowiedzi na frapujące pytania. Trzeba tę harmonię cenić i raczej wystrzegać się atomizowania środowiska historyków języka polskiego wedle ambicji lokalnych lub rywalizacji finansowych. Pewne jednak nieko­

rzystne procesy są wymuszane stanem prawnym i zachowaniami państwowego mecenasa nauki. Szkoda, że w funkcjonowaniu społecznikowskich form środo­

wiska lingwistów nie są formułowane stanowiska wobec zagadnień innych niż bezpośrednio poznawcze.

Jako społeczeństwo odwołujące się do rwanej ciągle tradycji, postrusty­

kalne i niezamożne nie potrafimy doceniać nauk podstawowych. Preferuje się cele utylitarne, co zapewne wiąże się z nadzieją, że uczeni znajdą kamień filozoficzny lub zaklęcie, które szybko wzbogaci społeczeństwo. Ale nauka nie rozwiązuje problemów, do których rozwiązania nie jest rozwojowo goto­

wa. W takich okolicznościach i w oparciu o własne środki, a bez widoków

(31)

na honoraria trzeba integrować się w niewielkich grupach do ograniczonych w sensie wykonawczym (zakresowo i czasowo) zadań, dokonując różnych zabiegów w celu pozyskania i dystrybucji finansów. Trudno jednak jest pozy­

skiwać tzw. granty, gdy najsilniejszą argumentacją jest stanowcze określenie wyników przed rozpoczęciem badań, a same badania mają być przedstawiane jako utylitarne. Przez społeczeństwo jesteśmy postrzegani jako nauczyciele, których samodoskonalenie jest ich prywatną sprawą – ustawodawca ogranicza się do pogróżek, ponieważ wspomaganie polega przede wszystkim na wzbudza­

niu lęku o stabilność zatrudnienia. Poza instytucjami nauki zapotrzebowanie na badaczy jest niewielkie, co zmniejsza możliwość bieżącego uzupełniania stanu wiedzy potrzebnej w syntezach. Wzgląd na godność środowiska intelektualistów powstrzymuje przed ujawnianiem przejawów dyskomfortu.

Lepszym, bo kontrastowym ukazaniem przeszkód stojących w poprzek dą­

żeniom integracyjnym, jest marzycielskie przedstawienie pewnej konstrukcji or­

ganizacyjnej (utopii), na której realizację sam już nie liczę, ale może poszczęści się kolejnemu pokoleniu. Jako osoba niepodlegająca syndromowi Fausta, jestem co do zasady optymistą. I w tym duchu przedstawiam pogodną utopię, która może posłużyć do wyprowadzenia kontrastowych wniosków odnoszących się do stanu rzeczywistego.

* * *

Gdybym miał bardzo dużo pieniędzy i wynikającej z nich władzy, uznałbym, że sieć uniwersytetów w Polsce, zarówno w układzie południkowym, jak rów­

noleżnikowym, jest prawidłowa i gwarantuje pod względem terytorialnym oraz demograficznym dostęp do wiedzy. W tych okolicznościach wyłączyłbym uni­

wersytety z ogólnej i degradującej kategorii „szkół wyższych”. Uniwersytetom przypisałbym funkcje poznawcze w zakresie nauk podstawowych oraz kształ­

cenie elity intelektualnej, niezbędnej każdemu społeczeństwu w każdych cza­

sach, ponieważ słabość w tym względzie skutkuje nieszczęściami. Belferkę nastawioną na kształcenie zawodowe przypisałbym szkołom wyższym różnych orientacji i specjalizacji. Uniwersytety byłyby tylko dla uczonych i młodych ludzi aspirujących do miana intelektualistów, byłyby miejscem nieustannej de­

baty. Odejście ze sfery twórczej nie byłoby odczuwane tak boleśnie, jak teraz, a to skłaniałoby do podejmowania zadań ryzykownych. Poznanie nieznanego bez ryzyka niepowodzenia możliwe jest tylko przez przypadek, czyli możli­

we jest w przypadku wynalazków, a niemożliwe w procesie intelektualnym.

Środowiska uniwersyteckie integrowałyby się w obrębie swych zadań, czyli badań i kształcenia elity intelektualnej, wśród której nieustannie trwałaby debata oraz przygotowanie do niej. Problem nadwyżki bardzo dobrze wykształconych absolwentów, ale bez temperamentu badaczy, jest pozorny, bo przyuniwersytec­

ka otoczka wyposażyłaby ich w kwalifikacje utylitarne.

(32)

O wielkości poszczególnych uniwersytetów rozstrzygałoby zaplecze demo­

graficzne, szczególne właściwości regionów oraz poznawcza kompetencja pro­

fesorów. Dobra nauka jest tam, gdzie są dobrzy uczeni – szerokość ani długość przepływającej w pobliżu rzeki jest bez znaczenia. Pewne rezerwy finansowe utrzymywałbym w celu elastycznego reagowania, aby wspierać wyjątkowo uzdolnionych ludzi występujących z nowymi ideami poznawczymi. Dbałbym też o to, aby krytykę naukową możliwie wyraźnie odłączyć od wyrokowania o losach ludzi, a kierować wyłącznie na kształtowanie się idei poznawczych.

W takich okolicznościach integracja badań rozumiana jako realizacja celów wspólnoty uczonych byłaby oczywistością. Naturalnie, wszystkie uniwersytety byłyby jednakowo ważne, bo ich znaczenie wynikałoby z funkcji, nie zaś z ry­

walizacji o pieniądze i prestiż. Nie byłoby potrzeby mówienia o metropoliach i uczelniach wiodących. Uczeni rywalizowaliby na płaszczyźnie poznawczej, zmagając się z duchem i materią, a nie ze sobą nawzajem.

Gdybym miał mniej pieniędzy, ale jednak dużo, ufundowałbym niewiel­

ki własny uniwersytet, w którym uczeni funkcjonowaliby jako zintegrowana wspólnota poznawcza. Rozmarzyłem się – chwilo, trwaj!

Tej pogodnie utopijnej wizji odnoszonej do wspólnoty poznawczych zainte­

resowań ludzi o dużych zainteresowań intelektualnych towarzyszy w pełni realna wizja kasandryczna. Dotyczy ona integracji badań innej niż długo­ i krótkotrwa­

łe więzi interpersonalne oparte na zadaniowej wspólnocie problemowej. Otóż jeśli wizja integracji badań wyjdzie ze sfery marzeń entuzjastów, to ucieleśni się w postaci przykrej i dolegliwej – bezkosztowo stanie się perfekcyjnym narzę­

dziem do odbierania badaczom entuzjazmu. Przebierze postać listy parametrów i zostanie wpisana do formularza raportu poprzedzającego wizyty rewizora. Co kiedyś odwoływało się do entuzjazmu nauczycielskiego badaczy, później stało się wymaganiem ustawowym i dziś straszy; nazwa „paka” nie oznacza wszak tylko wielkiej paczki – stała się narzędziem wzbudzania negatywnych emocji, którym opierają się tylko nieliczni spośród nas.

Aby jednak nie kończyć wystąpienia złowrogim krakaniem, pozwolę sobie na pokazanie innego wzoru integracji ludzi wokół naukowych problemów.

Sam przez lat dziesięć prowadziłem Zielonogórskie Seminaria Językoznawcze.

W tym okresie kierowany przeze mnie Zakład Historii i Pragmatyki Języka Polskiego miał zaszczyt być organizatorem ponad sześćdziesięciu wykładów profesorskich i kilkudziesięciu wykładów młodych badaczy. Znajdowałem me­

cenasów, którzy pokrywali koszty osobowe oraz wydawnicze. Inną formą działania integracyjnego było organizowanie przez zespoły mój i pani profesor Zdzisławy Krążyńskiej Cyklicznych Spotkań Historyków Języka. Gdy ta ini­

cjatywa z przyczyn personalnych dobiegła końca, we współpracy z zespołem profesor Elżbiety Umińskiej­Tytoń organizujemy konferencję cykliczną: „Język – obyczaj – wspólnota”. Wskazany tu wzór ma tę zaletę, że odwołuje się do pozytywnych motywacji badawczych, a jest wolny od ryzyka zniewalania.

(33)

Utopia może przybrać realny kształt, a kasandrycznej wizji skutków integra­

cji można uniknąć. Badacze powinni właściwie zdefiniować swoją rolę w spo­

łeczeństwie i zmiany organizacyjno­prawne wymusić. Społeczne organizacje językoznawcze takimi właśnie sprawami powinny się obecnie zająć – wówczas odzyskają dawną świetność. Inaczej będą się pogrążać w rytualnej nijakości, zamiast integrować środowisko.

(34)

Uniwersytet Śląski w Katowicach

Metoda czy metodologia?

Współczesne potrzeby historii języka

Wstęp

Inspiracją do napisania tego tekstu były comiesięczne spotkania nauko­

we Zakładu Leksykologii i Semantyki Instytutu Języka Polskiego im. Ireny Bajerowej. Dyskusje i spory, które prowadziliśmy, bardzo często toczyły się wokół kwestii metodycznych i metodologicznych. Warto dodać, że dyskutantami nie byli tylko historycy języka – co więcej, ci zwykle byli w mniejszości (na­

wiasem mówiąc, skład tego Zakładu to argument za zasadnością powoływania heterogenicznych zespołów badawczych – są one mniej spójne tematycznie czy metodologicznie właśnie, ale skutkuje to częstokroć nowymi pomysłami, a przede wszystkim buduje niezbędny dystans i refleksję na temat własnych poglądów naukowych).

Wiele się mówi (zob. np. Bajerowa, 2010) o eklektyczności metodologicz­

nej historii języka, wskazując na te przyczyny, które ową polimetodologiczność1 wymuszają, czyli, inaczej mówiąc, jest to spojrzenie z perspektywy wymogów językoznawstwa historycznego. Chciałabym zatem wyjaśnić, dlaczego historyk języka nie może w pełni przyjąć żadnego z dwóch podstawowych nurtów współczesnej lingwistyki. Pisząc o dwóch paradygmatach, odwołuję się do rozważań Aleksandra Kiklewicza (2007: 34–45), który szczegółowo opisuje wzajemne zależności pomiędzy językoznawstwem strukturalnym, które zasadni­

1 Na posiedzeniu plenarnym w dniu rozpoczynającym Kongres Historyków Języka (23.04.2016) Bogdan Walczak wygłosił referat pt. Historia  języka  –  subdyscyplina  polimetodo- logiczna

(35)

czym polem obserwacji czyniło materiał językowy (w różnych aspektach), a ję­

zykoznawstwem „otwartym”, w którym, jak pisze Kiklewicz: „Miejsce »języka samego w sobie« zajmuje język jako narzędzie działalności – komunikacyjnej lub myślowej (poznawczej)” (Kiklewicz, 2007: 35).

W wyniku ewolucyjnego rozwoju paradygmatów filozofii języka w XX wie­

ku ukształtowały się dwa podstawowe, mocno wewnętrznie zróżnicowane:

strukturalistyczny i antropologiczny, włączający do badań aspekt semantyczno­

­komunikacyjny. Interesuje mnie, jakie ograniczenia tychże paradygmatów po­

wodują, że historia języka w wymiarze globalnym (bo nie mówię tu o poszcze­

gólnych projektach badawczych, w obrębie których powinna zostać zachowana spójność metodologii) musi pozostać metodologicznie eklektyczna. Chciałabym następnie, odpowiadając na te pytania, doprowadzić do konstatacji, jak zapo­

wiada tytuł, na temat współczesnych potrzeb naszej dyscypliny.

Granice dyscypliny (obszaru badawczego)

Z perspektywy XXI wieku wyodrębnianie się językoznawstwa polonistycz­

nego, które dokonało się na przełomie XIX i XX wieku, niekoniecznie musimy oceniać w całości pozytywnie. Na kształtującą się wówczas autonomię dyscypli­

ny wpłynęło wiele czynników, nie zawsze bezpośrednio związanych z meryto­

rycznym wymiarem nauki (należała do nich między innymi instytucjonalizacja nauki, co z kolei skutkowało koniecznością zakreślenia obszaru, przedmiotu i celu badań, wypracowania metodologii – zob. na ten temat: Bajerowa, 1993).

W tzw. okresie filologicznym językoznawstwo polonistyczne uprawiane było w ścisłej łączności ze slawistyką i historią literatury. Wypracowana wówczas niezależność naszej dyscypliny dziś nie wydaje się już tak oczywista. O tym, że mamy kłopoty z precyzyjnym zakreślaniem własnego obszaru badawczego, świadczy między innymi nazwa naszego Kongresu: jest to Kongres Historyków Języka (nie: językoznawstwa historycznego). Łatwiej jest nam określić się jako historyk języka, niż wskazać, czym jest i jak uprawiać językoznawstwo histo­

ryczne. Należałoby więc spojrzeć na granice historii języka jako subdyscypliny językoznawczej z dwóch perspektyw:

• czasowej, czyli jakiego przedziału powinny dotyczyć badania historyczno­

językowe,

• problemowej, czyli jakie zagadnienia powinna ona obejmować.

Każda z nich wymaga krótkiego omówienia.

Perspektywa czasowa. W praktyce tekstowej (w naszym pisarstwie nauko­

wym) często językoznawstwo diachroniczne utożsamia się z językoznawstwem historycznym. Działają tu zwykle względy stylistyczne, ale przecież wiadomo,

(36)

że znaku równości pomiędzy diachronią a historią postawić nie można. W tej pierwszej (diachronii) dominującym elementem semantycznym jest następstwo zdarzeń w czasie2, w tej drugiej (historii) dominuje dziejowość3 rozumiana jako opis dotyczący dziejów. Wyraźnie widać więc, że diachronia podkreśla, uwypukla dynamikę historii. Zastanawiając się nad zakresem czasowym zjawisk przynależnych do historii języka, musimy wziąć pod uwagę obie te wartości se­

mantyczne. I tak naprawdę dla historyka języka niezwykle istotne jest przyjęcie punktu odniesienia – jest nim zwykle (ze względów oczywistych) współczes­

ność. Czy zatem historia języka sięga do współczesności? Myślę, że wygodnym i operatywnym wyjściem byłoby przyjęcie takiego rozumienia współczesności, jakie proponuje Stanisław Gajda, czyli: współczesność to ‘okres obejmujący około 60 lat, żywy w pamięci najstarszego pokolenia i przesuwający się z bie­

giem lat’ (Gajda, 1999: 10). Należałoby zatem założyć, że wszystko to, co nie jest współczesnością (a więc każdy fakt językowy, każde źródło językowe sprzed 60 lat), należy do historii, wchodzi w zakres obszaru badawczego hi­

storii języka. Innym możliwym rozwiązaniem jest przyjęcie panchronicznego punktu widzenia, czyli zastąpienie diachronii panchronią. Taki wybór zależny jest od zakładanych celów badawczych, nie zawsze będzie uzasadniony i po­

trzebny. Oczywiście przyjęcie perspektywy panchronicznej nie oznacza zatarcia granic pomiędzy synchronią a diachronią. Podstawowy jest tutaj, jak pisze Przemysław Łozowski, przytaczając argumenty na rzecz nieostrości granic, fakt, że „[…] w obrębie i synchronii i diachronii dają się stwierdzić pewne prawidłowości jakościowe” (Łozowski, 1999: 26). Dla tego nurtu badań histo­

rycznojęzykowych, których podstawowym celem jest wskazanie procesualności zjawisk i tendencji rozumianych jako kierunki zmian, ogląd panchroniczny jest najlepszym wyborem. Decydujemy się wówczas na opis całościowy, nawet jeśli dotyczy on tylko wybranego fenomenu językowego.

Perspektywa problemowa. Wspominałam wyżej o czasach (przełom XIX i XX wieku), kiedy wyodrębniało się językoznawstwo polonistyczne, a stabi­

lizacja i swego rodzaju emancypowanie się krakowskiej szkoły studiów histo­

rycznojęzykowych było niemałym osiągnięciem (Bajerowa, 1993). Po upływie ponad stu lat mamy wrażenie, że owa autonomia niejako się traci, a granice dyscypliny nie są już w żaden sposób szczelne. Powodów jest bardzo wiele, nie chciałabym tutaj ani szczegółowo opisywać, ani wartościować tego procesu.

Wydaje się, że dotyczy on większości dyscyplin naukowych, przede wszystkim humanistycznych. Z całą pewnością można stwierdzić, że interdyscyplinar­

2 Grecki rodowód (diá + chronos) wyraźnie wskazuje na następstwo, niewspółczesność zjawisk

3 Dziejowość  została odnotowana w Słowniku  języka  polskiego  pod redakcją Witolda Do­

roszewskiego http://sjp.pwn.pl/doroszewski/dziejowosc;5424669.html [dostęp: 10.09.2016] i zi­

lustrowana jednym tylko cytatem: „Muzyka francuska ma tysiącletnią tradycję – wspaniałe osiąg­

nięcie w różnych okresach swojej dziejowości”. Radio i Świat, 33, 1950.

Cytaty

Powiązane dokumenty

- najczęściej deklarowane przez przedsiębiorców trudności w prowadzeniu własnej firmy są następujące: brak pewności przepisów podatkowych (79% kobiet i 88% mężczyzn; jest

ten dencje do absolutyzow ania cech indyw idualnych zjaw isk ora-/ neokantow ska filozofia w arto ści — jak zasada selekcjonow ania i oceiny wydairzeń pod kątem

wiodła tego także chłodna reakcja czytelników pierwszego wydania Pana Tadeusza, niemogących pogodzić się z tym, że uwielbiany jako poeta narodowy Adam Mic­.. kiewicz

This thesis demonstrates various novel applications of Artificial Neural Networks (ANNs) in the field of marine engineering concerning with sensor validation, fault diagnosis and

1961.. Tutaj też znajduje się ul. Do ocalałych zab yt­ ków średniow iecznych zaliczyć n ależy częściow o zam ek, kościół para­ fialn y św.. odbyw ały się w

Analizuj c s abo rosyjskiej gospodarki, a tak e struktur pa stwa, wyra nie wida , i program modernizacji nie stanowi odpowiedzi na wyzwania stoj ce przed rosyjskim spo ecze

Na tej podstawie sporządzono bilans fosforu oddzielnie dla każdej frakcji, oznaczając procentową zawartość fosforu w masie metalu przez a;, a w masie żużlowej

Do przemówienia prezesa PAN nawiązał minister oświaty i wychowania — Jerzy Kuberski, skupiając się szczególnie na pracy Towarzystwa w środowisku młodzieży szkolnej, a