• Nie Znaleziono Wyników

Karol Libelt jako krytyk literacki

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Karol Libelt jako krytyk literacki"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Wiktor Hahn

Karol Libelt jako krytyk literacki

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 6/1/4, 215-228

(2)

Ztąd ludzkiego żywota zważ igrzyska dziwne I rzeczy poplątanych obroty przeciwne.

ta k typow e dla epoki filozofii n a tu ry i retoryki.

N ajbardziej ciekaw e pod tym w zględem je st zakończenie, k tó re z a w ie ra filozoficzno - m o raln e refleksye n ad m iłością i śm iercią. W długim w yw odzie wyliczone są tu podobieństw a m iędzy m i­ łością i śm iercią. P o e ta w y n alazł ich aż d w anaście i w ylicza je w szystkie zapew ne w tym c e lu , aby uw y d atn ić o stateczn ą m iędzy niem i różnicę :

W tem tylko różne : w szystko moc śmierci oręża,

Lecz brzydka m iłość n igdy cnoty nie zwycięża.

W ym ieniona sielanka N aru szew icza zam yka szereg o p ra c o w a ń m otyw u o „m iłości i śm ierci“, k tó ry o d tąd znika z naszej poezyi.

K a z im ie r z J arecki.

JCarol £ ib e lt jako krytyk literacki1).

W dniu 8. kw ietn ia roku bieżącego p rzy p ad a se tn a ro cznica u ro d zin K aro la L ibelta, jed n eg o z n ajzasłu źeń szy ch obyw ateli w Księ­ stw ie P o z n a ń sk ie m , m ę ż a , k tó ry złotem i głoskam i w y ry ł sw e n a ­ zw isko w dziejach piśm iennictw a polskiego. Stosunki ów czesne w W ielkopolsce sp raw iły , źe s ta ł się pionierem n a niejed n em polu, n ie m ogąc się pośw ięcić w yłącznie tylko badaniom filozoficznym, k tó re ch c iał uczynić w łaściw em zadaniem sw ego życia. D ziałalność jeg o lite ra c k a w latach 1840 i n astę p n y ch je s t ta k w szech stro n n a, nie p a trz e ć n a nią m usim y z zdum ieniem . T rudno d o praw dy pojąć, ja k z d o ła ł w p ra c a c h sw ych o p an o w ać tak ro zm aite dziedziny w ie ­ d z y : z pod p ió ra jeg o w ychodzą w ow ym czasie ro z p ra w y filozofi­ czne, historyczne, polityczne, ekonom iczne, społeczne, literackie, p e ­ dagogiczne, astronom iczne, m a te m a ty c z n e , a z tem w szystkiem ł ą ­ czy się b u jn a p ra c a dziennikarska. K ażda z tych ro zp raw , naw et jeżeli b y ła tylko sp raw o zd aw czą, p rzy n o siła now e poglądy i s ta r a ła się po su n ąć w iedzę n aprzód. Słusznie m ów i o nim H enryk S zum an, długoletni św iadek p ra cy j e g o , że m ia ł on tak i „z a p a s w iedzy, iż nim ja k o chlebem cudow nym zgłodniałe rzesze n ak arm ić b y ł m o- cen i że d an y m u b y ł d a r n a u c z a n ia , k tó ry każd y przedm iot n a u ­ kow y u m ia ł uczynić przystępnym i ła tw o pojętym , k tó ry ro zjaśn iał, nie g m a tw ał, k tó ry praw dziw ie o św ieca ł“ 2).

*) W setną rocznicę urodzin.

2) Rys życia i działalności Karola Libelta. Wspomnienie po­ śmiertne na rocznicę śmierci jego. Poznań. 1876. s. 33.

(3)

D otąd dokładnego o p ra c o w an ia działalności literackiej L ib e lta nie m am y, najw ięcej jeszcze stosunkow o uw agi pośw ięcono je g o pism om filozoficznym , innych n a to m ia st p ra c jego p ra w ie n ie uw zględniono. Życzyćby sobie n ale żało , by w ro k u jubileuszow ym specyaliści ocenili fachow e jego p race. P ra g n ą c ze sw ej stro n y p rz y ­ czynić się choć w drobnej m ierze do tej zbiorow ej p ra c y c h c ę zw rócić u w a g ę n a p ra c e L ibelta z z a k resu h isto ry i lite ra tu ry p o l­ skiej i obcej tem w ię c e j, że s ą one dziś p raw ie zapom niane, a n a zapom nienie to w cale nie zasłu g u ją.

# *

*

P ierw szą ro z p ra w ą lite rack ą L ibelta je s t ocena M azepy S ło ­ w ackiego ( M a z e p a . T r a g e d y a w 5. a k t a c h p r z e z J u l i u ­ s z a S ł o w a c k i e g o ) , o głoszona w Tygodniku p o znańskim z a ro k 18 4 0 w nr. 13., z 30. m a rc a = P ism a pom niejsze (oznaczam poni­ żej : P p .) V. P o zn ań 1851., 2 1 5 —225.). W e w stępie ch a ra k te ry z u je L ib elt d w a ro d zaje u tw o ró w d ra m a ty c z n y ch : je d e n z nich p rz e d ­ s ta w ia w alkę olbrzym ich sił, gdzie od w yniku jej zależy los n a ro d u , los w ielkiego c z ło w ie k a , drugi z nich m niejszego znaczen ia o b iera za tre ść o b raz życia dom ow ego, k tó rem u tragiczność n a d a ją je d y n ie g w ałto w n e onegoż w strząśn ien ia. W ypadki tragiczne z dziejów p o l­ skich m ogą d ostarczyć poetom n aszym przedm iotów w zniosłych, rozległych i treściw ych. T aki p rzed m io t m iał S łow acki p rz y stę p u ją c do p isan ia M azepy, ja k b y z u m y słu je d n a k o trz ą sł się ze szczytno- ści, ja k ą m u n astręc zały olbrzym ie w nieszczęścia w ypadki za J a n a K azim ierza. W sam em p rz ep ro w ad zen iu trag ed y i nie w idzi Libelt zw iązku a k tu pierw szego z następnym i, co więcej cały ak t pierw szy u w a ż a z a czystą a w a n tu rę m iło sn ą , zd a tn ą n a w o d e w il, nie n a tragedyę. I dzisiejsza k ry ty k a zgadza się n a ten zarzu t. Podobnież z a rz u c a L ib e lt, że i w drugim akcie jesteśm y w ciąż raczej n a k o ­ m edyi, niż n a tra g e d y i; dopiero z końcem tego a k tu n aw iązu je się w ęzeł tragiczny. Mimo to nie z a p r z e c z a , że tra g e d y a p e łn a je s t dram aty czn o ści i tragicznych s y tu a c y i; „ b ra k tylko w ykończenia w całości; fugi i w iązan ia z a n a d to n a m a c a ln e ; w ydaje się jak b y zab u d o w an ie z p rzy staw ek różnych, a nie ja k o gm ach je d n o w y m ia­ row y, ja k b y klejonka scen p o je d y ń c z y c h , a nie ja k o g ładki odlew z jed n ej fo rm y “ . P odaje n a stęp n ie kilka przy k ład ó w ju ż to scen n ie ­ potrzebnych , ju ż to nienależytego ich pow iązania, kończy za ś o cenę sw ą w n a stę p u ją c y sp o só b : „ W ogólności... n ie m o ż n a odm ów ić p. S łow ackiem u zdatności n a pisarza tragedyi '). J e s t w nim poezya ż y w a , n a m ię tn a ; um ie w najd elik atn iejszy ch odcieniach uchw ycić i oddać c h a ra k te ry lu d z k ie ; zn a się n a grze u c z u ć , w ła d a sercem i sa m ą poetyczną treścią zachw yca. Bo w iersz jego, ja k przytoczone p ró b y p o k a z u ją , je s t tw ard y i tru d n y . R z e k łb y m , że zb y w a a u to ­

(4)

ro w i raczej n a technicznej zręczności odlew ania dzieł tragicznych, niżeli n a zdolnościach“ .

K ry ty k a L ibelta je s t p ierw sz ą oceną M azepy, a jak k o lw iek a u to r jej nie ro z p o rząd za ł tym m ate ry ałe m , ja k i mieli późniejsi k ry ­ tycy tej tr a g e d y i, w ypow iedział w niej n iejed n ą u w a g ę , k tó ra do dziś dnia u trz y m a ła s ię , a to sam o św iadczy o jej znaczeniu. S łu ­ sznie też pisze o niej A ntoni M ałecki: „B yła to k ró tk a w p raw d zie i nie w d ająca się zbyt w szczegóły k ry ty k a, ale znakom itego p ió ra . A u to rem je j b y ł K arol L ibelt. Lubo niejedno w dram acie n a k o ­ rzyść poety podniesiono, i u zn an o w M azepie zalety, d ające pow ód do chlubnych o a u to rz e nadziei n a polu d ram atycznej poezyi : ogólny re z u lta t je d n a k ż e rzeczonego ro zb io ru nie b y ł zachęcającym do dalszych n a tej drodze u siło w ań . Z w ytkniętych błędów , n a j­ w iększa część rzeczyw iście s ą to m iejsca n a jsła b sz e w tej kom po- zycyi : nie b ra k atoli i n a zarzu tach takich , do k tó ry c h w y tk n ięcia nie byłoby p ew nie przyszło, gdyby k rytyk m ia ł b y ł sposobność w y­ słu c h a ć , co n a obronę sw oją b yłby pow iedział p o e t a , albo gdyby przynajm niej p o eta ju ż w ow ym czasie był u w ażan y za tę z n a k o ­ m itość w sw oim zaw o d zie , z a ja k ą go w późniejszych dopiero la ­ ta c h u z n a n o “ (Juliusz S łow acki. Jego życie i dzieła. Lw ów . 1901. II3. 198— 200.). I inni k ry ty cy piszący o M azepie p o w o łu ją się n ie­ ra z n a ro z p ra w ę L ibelta.

Słow acki sam czyni alluzyę do niej w B e n i o w s k i m , r a z w pieśni drugiej w zw ro tce szesn astej :

127 Na wiatr to mówię tylko, lecz w nadziei, Żem dostrzegł jako Poznańczyb — id ei,

d ru g i ra z w pieśni trzeciej w zw ro tce czterdziestej pierw szej w. 32 1 ., gdzie m ów i o H eglach poznańskich.

W kilka la t potem p o jaw iła się n ow a ro z p ra w a L ibelta o S ło ­ w ackim p. t. O j c i e c (ta k , a nie K siądz) M a r e k p r z e z J u l i u ­ s z a S ł o w a c k i g o , i tym ra z e m p ie rw sza ocena tego u tw o ru (ogłoszona po r a z pierw szy w D zienniku dom ow ym poznańskim 1844. nr. 6 — 9., s. 4 5 — 47., 5 1 — 5., 6 1 — 3 ., 7 0 — 2. (podpisana lite rą L .) = P p. V. 1 8 9 — 213.). K ry ty k u w a ż a K s i ę d z a M a r k a za najszczyt­ niejszy u tw ó r poety (s. 1 9 5 .): „ a u to r ro z lu b o w ał się w p ro ro k u M arku , a nie m ogąc go w yjąć z czasu i o k o lic z n o śc i, w k tó ry ch się o b ra c a ł, m im ow olnie zlał c a łą potęgę d u ch a sw ego w c h a ra k te ­ rze M a r k a , sto p ił go z jego m iłością ojczyzny i w iary i w śró d u p a d k u w alącego się w gruzy w ielkiego ojczystego p a ń s tw a , w y­ śp ie w a ł p rzy szło ść n aro d o w i ta k ą s iłą n a tc h n ie n ia , że zda się , iż słyszysz trą b ę a r c h a n io ła , pow ołującego u m arły ch do zm a rtw y c h ­ w s ta n ia “ (s. 195.). G łów nej idei u tw o ru d o p atry w a się Libelt w p rzed staw ien iu w alki dobrego i z łe g o : p ierw iastek d o b ra re p re ­ ze n tu ją K siądz M arek, J u d y ta , S ta ro ścic i re g im en tarz P u ła s k i, ja - koteż n a ró d p o w stający w im ię Boga i za sp ra w ę B oga , potęgę

(5)

złego znów K ra s iń s k i, K o ssa k o w sk i, B ranicki, ra b in , K reczetników i M o sk a le , nieprzyjaciele P o ls k i, zo stający w przy m ierzu z szatań - skiem i siłam i złego i ciągnący na jej zagładę. D ram at kończy się zw ycięstw em potęg złych n ad dobrem i dlatego, że o brońcy ś w ia tła w y p rzed zają czas s w ó j , stą d p a d a ją ofiarą. Zw ycięstw o złego je s t tylko zw ycięstw em m a tery i n a d m a te r y ą , siły n a d s iłą ; n a d d u ­ chem , n a d p rzyszłością żad n e złe try u m fu odnieść nie mogło. W celu udow odnienia sw ych tw ierdzeń p o d aje Libelt c h a ra k te ry ­ stykę w ażniejszych o só b ; p rzedew szystkiem kreśli bardzo u d atn ie p o stać ks. M arka, p o ru szając p rzy tem py tan ie, dlaczego p o eta o b ra ł go ja k o re p re z e n ta n ta w ielkiej p rz y sz ło śc i, k tó ra rozp o czy n ała się w K onfederacyi barskiej. K s i ę d z a M a r k a u w a ż a z a d ra m a t czy­ sto duchow y, m ający pod w zględem sztu k i w ysoką sw o ją w arto ść. Z a w ad ę d ra m a tu u w a ż a kalejdoskopiczność rzeczy i obrazów , cech u jącą zdaniem jego w szystkie d ram aty cz n e u tw o ry Słow ackiego. „R ozrzucone są przedm ioty ja k b y w pojedyńcze osobne ró żn o b arw n e k a m y k i, k tó re się dopiero w persp ek ty w ie d u c h a , p o trąco n e siłą w yobraźni, w je d e n o b raz s k ła d a ją . S tą d pochodzi, że w d ra m a ta c h S łow ackiego je d n i tej jed n o ści o b raz u całkiem nie w idzą, inni inne o b razy sobie s k ła d a ją “ (s. 213.).

Z w rócono ju ż słusznie uw agę n a t o , że L ibelt pisząc ocenę sw o ją nie m ógł ro zp o rząd zać tą znajo m o ścią T ow ianizm u, ja k ą m y dzisiaj p o siadam y *), m im o to ro z p ra w a jeg o należy do dziś dnia do ty ch nielicznych p ra c, k tó re o c e n ia ją K s i ę d z a M a r k a ze s ta ­ n o w isk a s łu s z n e g o , niestety z n a n ą je s t stosunkow o m a ło . N ie od rzeczy też w spom nieć tu ta j o tem , że T re tia k w książce sw ej o S ło ­ w ackim nie w sp o m in a o tych w sp ó łczesn y ch poecie o cenach L ibelta, podczas kiedy m ów i o w szystkich innych kry ty k ach dzieł poety, sk o ro s ą tylko u je m n e , o Libelcie m ów i tylko u b o c z n ie , nie czyni je d n a k w zm ianki o jeg o ro z p ra w a c h (Juliusz Słow acki. K raków .

1904. I. 2 5 3 .2).

W tym sam ym m niej w ięcej czasie p o jaw ił się w D zienniku dom ow ym dłuższy a rty k u ł L ib e lta : P r e l e k c y e M i c k i e w i c z a . R zecz ta obejm uje trzy c z ę śc i, z a ty tu ło w a n e : K o n f e d e r a c y a B a r s k a (D ziennik dom ow y, P o zn a ń 1842, n r. 1 9 — 20., s. 1 5 7 — 9.

*) D u b a n o w i c z E. Słowackiego K siądz Marek. Studyum h i­ storyczno-literackie. Pam iętnik literacki. 1904. 2263, 3892,

2) Słowackiego poznał L ibelt osobiście podczas pobytu jego w Poznaniu w kw ietniu 1 8 4 8 ; między innemi brał Słowacki udział w posiedzeniach komitetu narodowego poznańskiego. N a pierwszem posiedzeniu oświadczył się poeta jako zwolennik projektów podawa­ nych przez Libelta. Por. tendecyjne przedstawienie całej sprawy przez J. Klaczkę pomieszczone w rozprawie P. H ösicka: TJ Juliana Klaczki. Szkice i opowiadania historyczno-literackie. Warszawa 1900. s. 4 8 1 — 4.

(6)

i 1 6 5 — 167.). — A u t o r o w i e S t a n i s ł a w o w s c y . Z d r a j c y . (T am że 1842., n r. 2 1 — 24., s. 1 7 2 — 3., 1 8 0 — 2., 1 8 6 — 9., 195— 7 .).— K u r s c z w a r t o ] e t n i (Tam że. 1 8 4 4 ., n r. 2 5 — 2 6 ., s. 1 9 6 — 197. i 2 0 3 — 5., w szystkie arty k u ły p rzed ru k o w an e w Pp. VI. 1 1 1 — 5 7 .). J a k ju ż w idoczne z tych nagłów ków , nie o b jął L ibelt w a rty k u ła c h sw oich całości w ykładów pary sk ich , lecz tylko pew ne ich części, arty k u ły w spom niane z a w ie ra ją je d n a k kry ty k ę także innych po­ glądów M ick iew icza, nie zaznaczonych w n a g łó w k a c h , ja k o tem w spom nę poniżej.

W arty k u le pierw szym ( K o n f e d e r a c y a B a r s k a (P p. VI., s. 1 1 3 — 25.) uw zględnia Libelt lekcye 14., 15., 17. i 18. ro k u d ru ­ giego. A u to r postępuje w ten sposób, że p rzy tacza z w ym ienionych lekcyi ro zm aite za p a try w a n ia M ickiew icza, z którem i n astęp n ie p o ­ lem izuje. W odniesieniu do p rzed staw ien ia K onfederacyi barskiej z a rz u c a poecie, że w opisie jej nie p o trafił u trzy m ać zim nej pow agi d z ie jo p is a , przeniósłszy poezyę w ypadków n a przyczyny ich i p a ­ trz ą c n a nie p rzez szkło fa n ta z y i, z a rz u c a m u też p ew n ą lekkość, rzu can ie w yrazów i m y ś li, któ ry ch historycznej p raw d y tru d n o b y by ło au to ro w i udow odnić (116.). T ru d n o tu p o d aw ać w szystkie p rzykłady, przytoczone przez L ibelta n a po tw ierd zen ie pow yższego z a rz u tu , zw rac am tylko uw agę n a kilka w ażniejszych : słusznie w y­ stę p u je przeciw zdaniu M ickiewicza, ja k o b y konfederaci b arscy sam i nie m ieli ja sn eg o pojęcia celu sw oich u siło w ań , w y k azu je niezrozu­

m ienie idei słow iańskiej (1 1 7 .), nie zgadza się dalej n a zdanie, j a ­ koby id e a ro sy jsk a sam o w ład ztw a b y ła ta k niebezpieczna dla E uropy, ja k to M ickiewicz w lekcyi osiem nastej w y s ta w ił, gdzie m iędzy innem i w y raził się, że n a p rzeciw takiej potędze cóż E u ro p a m a p o sta w ić ? (1 1 9 ). W yw ody L ibelta w ypow iedziane z tego p o ­ w odu p rzy taczam w c a ło ści: „Z da n am się atoli, że M ickiewicz p o ­ szedł za daleko i że stw o rzy ł sobie fantom w yobraźni, którym s ie ­ bie i drugich z a stra sz a . W szystko to p ra w d a , co po w ied ział o idei s a m o w ła d z tw a , tylko fałszyw e z niej n a stę p stw a w y p ro w ad ził. Gdyby n a w e t ta idea b y ła tak silna, to ju ż dla tego sam ego, że n a ta k ogrom nej p rzestrzen i je s t ro z p o sta rta , tra c i n a sprężystości. D a­ lej jeżeli lud ta k ą m a w i a r ę , nie m ają je j o ś w ie c e ń s i, ani sen at, czego dow odem rew olucye d w o rsk ie n iem al pod każdym n astę p c ą i t o , co w siedem nastej prelekcyi Mickiewicz p ow iedział o k o n sty ­ tu cyjnych p ro jek tach D ołgorukich i P an in a, o republikanckieh k się ­ żnej D aszków , o sp isk ach w ojskow ych O rłow ów . N adto potęgę R o- syi stan o w ią S ło w ia n ie , nie z a ś azyatyckie plem iona , a w nich ta id ea nie w y ro b iła się, ale im w p o jo n ą z o sta ła i w b re w je s t sp rz e ­ czną z p ierw o tn ą ideą słow iańską o w szechw ładztw ie ludu. N ako- niec skądże w oczach profesora n a ra z dyabeł straszliw y i potężniej­ szy od Boga ? Gzyliź tłu m y niew olników , k tó ry ch bojaźń przed c a ­ rem napędziła, silniejsze m a ją być duchem , niżeli zastęp y w olnych, k tó ry c h m iłość ojczyzny i w olność zag rz ew a ? W idzi nam s i ę , że jeszcze nied aw n o tem u p a trz a ła się E u ro p a n a ow ą siłę sam

(7)

o-w ła d zto-w a i p rzek o n ała s i ę , że nie je s t ta k s tr a s z n ą , ja k się o-w y­ d a je “ (119. n.). Z c a łą stanow czością w y stęp u je też Libelt przeciw w yw odom M ickiewicza, ja k o b y P olska p rzed ch rześc ijań sk a b y ła sy m ­ bolem Polski chrześcijańskiej (w lekcyi sie d e m n a s te j), sm agając g o rzk ą iro n ią m istycyzm poety (122. n . ) , ż ąd ając od niego przede- w szystkiem , aby n a dzieje p a trz a ł się okiem rozsądku.

Drugi a rty k u ł p. t . : A u t o r o w i e S t a n i s ł a w o w s c y . Z d r a j c y (s. 1 2 5 — 147.) obejm uje ocenę przedew szystkiem lekcyi d ziew iętnastej tego sam ego k u r s u , od czego też ty tu ł arty k u łu , w dalszych je d n a k w yw odach uw zględnia Libelt i dalsze lekcye ta k , że dochodzi w nich do lekcyi trzydziestej trz e c ie j, kończącej k u rs drugi. I tu znów tylko najw ażniejsze p rzy taczam szczegóły. P rzed e­ w szystkiem w ystępuje z c a łą stan o w czo ścią przeciw zaliczeniu do z d ra jc ó w W a c ła w a M acie jo w sk ieg o , nie pojm ując ta k doryw czego sąd u M ickiewicza o m ę ż u , k tó ry położył znaczne zasłu g i w lite ra ­ tu rz e ojczystej. „W inien to będzie M ickiewicz w łasn em u sum ieniu, w inien n a r o d o w i, aby albo sąd te n o d w o ła ł albo go u zasadnił* (130.). N ie zgadza się n a p rzed staw ien ie czasów napoleońskich, gdyż w szystko z w ich n ął tu M ickiewicz przez m istyczne pojm ow anie c zasu i osób (135.). Szczegółow o zw łaszcza ro z p a tru je o statn ie lekcye k u rsu d ru g ie g o , w k tó ry ch M ickiewicz z a sta n a w ia się n ad n o w ą ideą. N a w yw ody m istyczne poety zupełnie nie godzi się, p rzedew szystkiem zw alcza jego poglądy, ja k o b y z bajecznych dzie­ jó w polskich m ożna było o dgadnąć przyszłe losy Polski. Nie ro z u ­ m ie też, ja k m ożna było porobić z niektórych poetów n aszy ch p r o ­ roków , o czem tym an i się m oże śniło. W G arczyńskim n. p. nie m oże d o p atrzy ć się żadnych cech takich, któreby go sta w ia ły w rz ę ­ dzie Je rem iaszó w i Danielów polskich. Z ap rzecza zaś M ickiew iczow i p ra w a w y p ow iadania w yroków i z d a ń o filozof! w ogólności, a w szczególności n ie m ie c k ie j, rzeczy tych bow iem p o eta nie zna n a le ż y c ie , stą d d opuszcza się raż ą c y ch błędów . K ończy w yw ody sw oje n astęp u jącem i sło w y : „Ż ało w ać praw d ziw ie należy, że ge­ n iusz n aro d o w y ta k się d a ł o b łą k a ć szałem m istycyzm u. P o d c a łą o w ą p ro ro c z ą przyszłość Polski i S łow iańszczyzny podsunięte w i­ dzim y sy stem a T o w ia ń sk ie g o , a p ra w ie się z d a j e , że tym M esya- s z e m , którego S ło w iań szczy zn a w y c z e k u je , je s t sam T o w iań sk i, a w ieszcz nasz Ja n e m n a p u szczy “ (146.).

W ostatnim w reszcie a rty k u le ( K u r s c z w a r t o l e t n i , 147

— 157.) zajm u je się L ibelt w yłączn ie lekcyą dziew iątą k u rs u

c z w a rte g o , nie w d aje się je d n a k w k ry ty k ę zd ań w ypow iedzianych przez p o e tę , zesta w ia je bow iem w ten s p o s ó b , że czytelnik sam z ła tw o śc ią m oże w yrobić sobie o n ich w ła sn e zdanie. U stęp ten pisan y ju ż po zaw ieszeniu prelekcyi p a r y s k ic h , a w o b ec tego z d a ­ rz e n ia w ypow iada L ibelt zdanie sw e o nich w ten sposób : „Do nieszczęść policzyć trzeba, że przez fałszyw y k ieru n ek tym k u rso m n ad an y , w p ły w ich n a dzieje i losy ludów słow iańskich z o sta ł sp a ­ czony. M ickiewicz w o la ł zo stać p r o r o k ie m , niż p r o fe s o re m , m

(8)

isty-kiem , niżeli historyisty-kiem . Sam d a w n ą g ło śn ą sław ę sw o ją p o ta rg a ł,

a sk u tek ogrom nych sw oich zdolności z n is z c z y ł W d a ł się nie

w sw oje rzeczy, bo byłby w ielki jak o profesor, ale m ałym się po­ kazał, że nie rzekę m aluczkim ja k o p ro ro k (147. n .) 1).

Dla historyi filozofii naszej za w ie ra ciekaw e szczegóły ro zd ział cz w a rty dzieła Libelta p. t. S a m o w ł a d z t w o r o z u m u i o b j a ­ w y f i l o z o f i i s ł o w i a ń s k i e j . C z ę ś ć k r y t y c z n a (P oznań. 11 8 4 5 ., 21874 ). R ozdział ten z a ty tu ło w a n y : P i s a r z e s t a n o ­ w i ą c y p r z e j ś c i e d o f i l o z o f i i s ł o w i a ń s k i e j p odaje c h a ­ ra k te ry sty k ę najw ażniejszych naszy ch filozofów w w . XIX. N ajpierw m ów i o dw óch głów nych re p re z e n ta n ta c h filozofii niem ieckiej u nas, t. j. o A uguście Cieszkow skim i B ronisław ie T re n to w sk im , w d a l­ szym rzędzie o Józefie K rem erze i bezim iennym a u to rze F i l o z o f i i m a t e r y a l n e j . P rzechodząc następ n ie do filozofów m esyanisty- czn y ch uw zględnia w przód jeszcze m y ślic ie li, o p ierający ch się n a piśm ie św iętem czyli n a pow adze religii o b ja w io n e j, t. j. F lo ry a n a B ochw ica i L udw ika K rólikow skiego. W końcu z a sta n a w ia się n ad d zia łaln o ścią Hoenego - W rońskiego (por. o nim też a rty k u ł w Pp.

VI. 2 6 1 — 7.) i Bukatego.

D la poezyi polskiej m esyanistycznej w ażny znów ro zd zia ł piąty teg o sam eg o dzieła p. t . : M i s t y c y z m u w a ż a n y j a k o p r z e j ­ ś c i e d o f i l o z o f i i s ł o w i a ń s k i e j . Do u tw o ró w m istycznych poezyi naszej zalicza Libelt przedew szystkiem I r y d i o n a i N i e - b o s k ą k o m e d y ę , p o św ięcając z w ła sz cza d rugiem u u tw o ro w i sze re g uw ag. Między innem i z a rz u c a poecie, że n ieje d en ry s re w o

-*) Mickiewicza poznał L ibelt w r. 1829. w Berlinie w czerwcu. K iedy Mickiewicz nie znalazłszy upodobania w wykładach H egla, wyraził się o nim, że zapewne sam siebie nie rozumie, kiedy męczy się całą godzinę, by rozjaśnić różnicę między Vernunft i Verstand, zapytał go L ib e lt, czy istotnie uważa za rzecz możliwą , by czło­ w iek o zdrowych zmysłach mógł mówić całą g o d zin ę, nie rozumie­ ją c sam s ie b ie , nie robiąc nadto na słuchaczach swych tego wraże­ n i a , że się sam nie rozumie. Por. W. C y b u l s k i : Geschichte der polnischen D ichtung. Posen. 1880. I. 300. Z czasów tego pobytu berlińskiego zachował nam Libelt pięć w ierszy improwizacyi Mickie­ wicza (Niech mi Szyller albo G oethe, por. jego Estetykę czyli um- nictwo piękne. Część ogólna. Poznań. 1849. s. 413.). W ażniejszych szczegółów znajomości swej z Mickiewiczem nie zdołał sobie Libelt w późniejszym już wieku przypom nieć, kiedy w r. 1874. spisyw ał swe wspomnienia o pobycie poety w Berlinie dla W. Bełzy. Pamię­ ta ł np., że Mickiewicz tak nędznie deklamował Farysa, że małe zro­ bił wrażenie, bo głos m iał słaby, piskliw y. Por. W. B e ł z a : Kro­ nika z życia Mickiewicza. Lwów, 1884. s. 223. n. Por. nadto P, C h m i e l o w s k i : Adam Mickiewicz. 2Warszawa. 1898. II. 8., 9.,

(9)

lucyi francuskiej m ianow icie ateizm u p rzen ió sł niew łaściw ie do p ie rw iastk u słow iańskiego i dlatego c h a ra k te r ludow y sp aczo n y “ , w in n em znów m iejscu p is z e , że K rasiński „czysto p rzed rzeźn ił sceny rew olucyi francuskiej i d a ł n am o b ra z rew olucyi zniszczenia, a nie rew olucyi społecznej organicznej, k tó ra chód nie obejdzie się bez czynów , co plam ić będ ą św iętość je j celów, to je d n a k w reli­ gijności lu d u , w zdrow ym ro zu m ie m as, w łagodności ich c h a ra k ­ te ru , m ieć pow in n a ta rc z ę o b ro n n ą p rzec iw dziełu sam ego ro zu zd a- nia n am iętn o ści i sam ego zniszczenia. A u to r w szystkie lepsze uczu ­ cia lu d u z a ta rł, a ro zb estw ien ie sam o w p ie rś je g o w ło ż y ł“. L ibelt nie zap rzecza je d n a k , że rz eź galicyjska s p ra w d z iła w części p rz e ­ w idyw ania poety. Z tego sam ego p u n k tu w idzenia ocenia dalej T r z y m y ś l i L i g ę z y , bez zn acz en ia s ą n a to m ia st poem aty Z ale­ skiego. S ło w ack i tak że zdaniem Libelta „nie d o b ra ł się tej siły p r z e c z u c ia , któreby m u d a ło ja s n y pogląd w przyszłość. Z w ielu je g o u tw o ró w d ram aty czn y ch tylko K s i ą d z M a r e k i S r e b r n y s e n S a l o m e i n a leż ą do tego ro d z a ju poezyi m istycznej. W ielką tra g iczn o ścią now szych czasó w je s t ta m yśl, że przez śm ierć i męki teraźn iejszo ści p rzyszłość się tw o rz y ; że św iat brzem ienny n o w ą id eą w b o lach i cierp ien ia ch j ą tw orzy. S łow acki p ochw ycił tę m yśl i ja k o w ieszcze w idzenie p rz e p ro w a d ził j ą w pom ienionych d ra m a ta c h “ .

P rzechodząc następ n ie do prelekeyi p ary sk ich M ickiew icza nie cofa sw ego zdania w ypow iedzianego o nich w la ta c h 1842 i 1844 (por. w y ż e j), p rzy zn aje je d n a k , że n a w e t w m istycznych o b razach p o ety je s t tyle św ietnych pom y słó w , tyle blask u geniuszu, tyle try ­ sk u p ra w d y , ja k b y z żyw ego ź r ó d ł a , że ju ż i dla tych sp o ra d y ­ cznych w ielkości i piękności w a rto ro z p a try w a ć się w tej epopei dziejów i p iśm iennictw a słow iańskiego. D użo u w ag p rzejm u je z p rz y ­ toczonej pow yżej ro z p ra w y o p re le k c y a c h (s. 104 nn.), m iędzy innem i w całości p rz y ta c z a p o d an e ta m ż e streszczen ie lekcyi dziew iątej k u rsu czw artego. W końcu z a sta n a w ia się n a d B i e s i a d ą T ow iań- skiego, o d m aw iając jej w iększego znaczen ia.

Między r. 1842. a 1846. ogłosił w czaso p ism ach ów czesnych kilka recenzyi literackich, z k tó ry c h w ynikiem zaw sze p ra w ie m o żn a się zgodzić1). Z u zn an iem np. w ielkiem w y ra ż a się o K r ó l u Z a m

-4) W p i s m a c h p o m n i e j s z y c h pomieszczone są, następu­ jące recenzye literackie L ib elta: Józefa Kremera: L isty z Krakowa

(Y., 181— 8.), Seweryna Goszczyńskiego: Król Zamczyska (229— 30.), Lucyana Siem ieńskiego: Piosennik ludu (2S1.), tegoż: Podania i le­ gendy polskie, ruskie i litew sk ie (231 — 2 .), Oskara K olberga: P ie­ śni ludu polskiego (232— 4.), Ad. Am. K osińskiego : Powiastki i opo­ wiadania żołnierskie z wojen od 1799. do 1812. roku (236 — 242.), Gracyana Rakow ieckiego: Początek w ielkiego dramatu (2 4 3 — 249.), Fryderyka Skarbka: Pow ieści i pisma humorystyczne (307 — 14.).

(10)

c z y s k a S ew e ry n a G oszczyńskiego: M achnicki zd aniem jeg o „ jest w tej pow ieści uosobioną p o e z y ą , bo n a w szystko p a trz y i w szy­ stk o w idzi oczym a poezyi. Ale je g o w a ry a c y a je s t w zniosła i w ielka, bo on zw a ry o w a ł z m iłości do ojczyzny, on c a łą jej p rzeszło ść upostacił w g ru zac h zam czyska i ożyw ił w szystko w ty ch ru in a c h w y o b raźn ią sw o ją “ (P. p. V. 2 3 0 .). W innej znów recenzyi s łu ­ sznie uzn aje ja k o g łó w n ą zasłu g ę pow ieści F ry d e ry k a h r. S k a rb k a , iż on pierw szy zw ró cił u n as pow ieść do rzeczyw istych sto su n k ó w życia (t. V., 314.) nie żle też s ta r a się uzm ysłow ić znaczenie tego p o w ieściopisarza p o ró w n y w ając jeg o pow ieści z o b razam i m alarzy niderlandzkich (t. V., 313.). M ówiąc znów o L i s t a c h z K r a k o w a Józefa K re m e ra pięknie u w y d atn ia w y tw o rn ą , niby gotycką arch i- tektonikę cało ści i rz e ź b ia rsk ą w y d atn o ść rysów , zdobiącą peryody i ustęp y pojedyncze (t. V ., 183.).

P o dłuższej p rze rw ie ogłosił w r. 1855. Ż y w o t J ę d r z e j a M o r a c z e w s k i e g o ja k o przedm ow ę do tom u IX. jeg o D z i e j ó w r z e c z y p o s p o l i t e j p o l s k i e j (P o zn ań 1855 t. IX. s. III—XXXII., toż sam o w w ydaniu drugiem z r. 1862. i odbitka p. t. Ż y w o t J. M. p r z e z K. L. i z d a n i e J o a c h i m a L e l e w e l a o d z i e ­ j a c h r z e c z y p o s p o l i t e j p o l s k i e j J. M. P o zn a ń 1855. s. 34.). K reśli w nim d o kładnie koleje losu zasłu żo n eg o h is to r y k a , przy- czem z w raca szczegółow ą u w ag ę n a d ziała ln o ść jego oby w atelsk ą w K sięstw ie P oznańskiem w piąty m d ziesiątk u zeszłego w ieku, a u w a g i śkreślone w tym zw iązku p rzez L ibelta ja k o naocznego św iad k a i w sp ó łd ziałacza w rozbudzeniu się um y sło w em K sięstw a są cennem u zu p ełnieniem życiorysu. C h a ra k te ry sty k a M oraczew skiego ja k o człow ieka p o dana przez L ibelta z asłu g u je n a przytoczenie : „Pod w zględem narodow ym b y ł to c h a ra k te r nieposzlakow any, n ie ­ ugięty i w e w szystkich okolicznościach sobie ró w n y . B y ła to c n o ta polska s to ic z n a , ja k ic h m a ł o , n a d k tó rą ż a d n a u ty litarn o ść, żad en in te re s m a tery aln y nie przem ógł. Nie u stą p ił nic z p ra w i godności narodow ej dla jak ich b ą d ź w idoków , ła s k lub korzyści. S ta ł przy tej zasadzie niew zruszony, choćby się św ia t w okół niego w alił. To też h o n o r n aro d o w y n ad w szystko m u b y ł drogi i b o lał n ad tem i cier­ p ia ł gdy w idział, że inni d la zysków czasow ych, dla b ły sk o tek b li­ ch tro w y ch h o n o r ten szarzali i pon iew ierali niepom ni an i św ietnej p rzeszłości z k tó rej w y s z li, ani p rz y s z ło ś c i, do której sn a ć d rogę zgubili“ (s. 28. n.). C ennem uzupełnieniem ro z p ra w y L ibelta je s t dodany n a je j końcu są d Jo a ch im a L elew ela o D z i e j a c h M ora­ czew skiego (s. 3 0 —34.).

Obok lite ra tu ry polskiej z a jm o w a ł się też L ibelt gorliw ie lite­ ra tu ra m i innych narodów , a św iad ectw em tego zajęcia je s t K u r s h i s t o r y i l i t e r a t u r y n i e m i e c k i e j w ygłoszony w P oznaniu w ro k u 1 8 4 1 ., w ydrukow any następ n ie w B ibliotece w arszaw sk iej

(11)

(1841. III. 5 9 4 - 6 1 8 . 1842. I. 2 5 7 — 282. II. 2 4 - 5 2 . ł), p rzed ru k o ­ w an y w P p. III. 1— 98.). W w y kładzie w stępnym tłu m aczy się L i­ b elt , dlaczego o b ra ł h isto ry ę lite ra tu ry niem ieckiej za pierw szy p rzed m io t publicznego w y k ła d u : on a to bow iem nie dosyć dotąd u n a s ceniona, dla w ielostronnych piękności i bogactw sw oich, obok głębi i d ojrzałości n auk, w a r ta ze w szech m iar, ab y się bliżej z nią zapoznać. Rzecz sam ą podzielił n a n a stę p u ją c e części: m ó w ił n a j­ pierw o w izeru n k u ludów niem ieckich (P. p. 1 2 — 2 3 .) , n astęp n ie 0 w izerunku ich duch a (2 3 — 7 4 .) , ro zró żn iał przytem a) c h a ra k te r ich plastyczny (2 3 — 35.), b) psychologiczny (35— 40.), c) estetyczny (4 0 — 7 4 .): ten o statn i u z e w n ętrzn ia się w religii (41— 52.), sztu k ach pięknych (5 3 — 70., m ów i tu ta j o a rc h ite k tu rze niem ieckiej 5 5 — 58. 1 m uzyce 5 8 —70.) i w lite ra tu rz e (74. nn.). Szkic zew nętrznego i w ew nętrznego w izerunku ludów g erm ań sk ich u zu p ełn ia sym boli­ cznym ob razem ich c h a ra k te ru (7 0 — 74.). P rzy stęp u jąc do w łaści­ w ego przedm iotu podaje n a jp ie rw pojęcie historyi literatu ry , n a ­ stę p n ie p o d ział lite ra tu ry niem ieckiej. O ryginalny je s t p o d ział n a siedem d ó b : zara n ie, poranek, p rzed p o łu d n ie, południe, popołudnie, zachód i w ieczór lite ra tu ry (s. 81 — 3.). C h arak tery sty czn e są w ielce u w ag i L ib elta o u p ad k u , k tó ry lite ra tu rz e niem ieckiej je st p rzezn a­ czo n y : „ile w ieków w y trw a w ostatniej dobie św iatło, od zaszłego sło ń c a s ł a n e , nie je s t w m ojej m ocy o d g ad n ąć“ (s. 83.). „T ru d n o z a p ra w d ę będzie pogodzić się niejednem u z tą m yślą zachodu lite­ ra tu ry niem ieckiej i N ie m ie c , zw łaszcza rodow iec , olśniony ja s n o ­ ścią rodzim ego św iatła, co ta k ą łu n ą jeszcze bije z d zieł tylu i tylu pisarzy, nie u z n a , że to je s t sz k a rła tn a ja sn o ść zachodzącego sło ń ­ c a “. ...„A le darm o, i n aró d je s t tylko jed n y m człow iekiem ; a w szy­ stko ciało je s t śm iertelne. Ani b y ł an i będzie ród, lub lud taki, n ad któ ry m b y g w iazd a nieśm iertelności św ieciła. K ażdy p rzeb y ł doby d n ia żyw ota sw ojego, zasz ed ł w sta ro ść i w stą p ił do grobu. Niech Niem iec, i każdy inny, co inaczej trzym a, obróci się w ty ł n a d w a ­ dzieścia w ieków żyw ota g erm a ń sk ieg o ; niech policzy te ludy, k tó re p rze d G erm anam i i w okół nich zeszły ju ż z w idow ni św iata, a p rz e k o n a s ię , że i oni pow iedzieć sobie m u s z ą : e t n o b i s q u o ­ q u e s u p e r e s t s e p u l c r u m “. M ów ił jeszcze w w y kładzie sw ym o ro z p o ło ź e n iu , języku i n azw ie ludów niem ieckich. O p ierając się w sw ym w ykładzie n a g ru n to w n ej znajom ości lite ra tu ry p rzedm iotu ro z ta c z a L ibelt m nóstw o o ryginalnych poglądów t a k , że i dziś po tylu la tach k u rs jego nie je s t p ozbaw iony znacznej n a w e t w arto ści. Dla publiczności polskiej m iały w yk ład y te jeszcze dlatego wielki u ro k , że L ibelt w spom ina w n ich n ie raz o lite ra tu rz e polskiej czy­ n iąc odpow iednie analogie m iędzy obydw iem a literatu ram i. Z nalazło się w ięc w nich m iejsce n a w zm ianki i o początkow ej ośw iacie

г) Porów, ocenę prelekcyi w Dzienniku domowym poznańskim. 1841, s. 8 1 — 2.

(12)

w Polsce, o B ogarodzicy, R eju, K o c h a n o w sk im , M ickiew iczu, Cho­ pinie. S łusznie pisze Jaro ch o w sk i, że n a publiczne prelekcye o lite­ ra tu rz e polskiej nie byłaby m oże p o zw o liła ów czesna w ład za mimo sw ej w zględności, zw łaszcza z n a jd u ją c em u się jeszcze jak o b y pod in terdyktem L ib e lto w i, pod firm ą lite ra tu ry niem ieckiej d a ł się po­ dobnie zak a z an y to w a r łatw ie j w publiczność przem ycić (L iteratu ra p o zn ań sk a w pierw szej połow ie bieżącego stulecia. P o zn a ń 18 8 4 2 s. 98.). Pew nego ro d z a ju u zu p ełn ien ie K u r s u stanow i a rty k u ł : L u d y g e r m a ń s k i e u w a ż a n e w s p e ł n i a n i u d z i e j o w e g o p o ­ s ł a n n i c t w a s w e g o (Pp. III. 9 9 — 135).

C iekaw ą też je s t ro z p ra w k a L ib e lta : J a k s i ę p r z e d s t a w i a d z i s i e j s z a m a s a l i t e r a t u r y n i e m i e c k i e j ? (w zb io rk u : H um or i p ra w d a w kilku ob razk ach . P e te rsb u rg 1852. s. 6 5 — 81.), w której z a sta n a w ia się n ad c o raz w ięcej z a s tra s z a ją c ą m an ią d ru ­ k o w an ia książek w N iem czech: w y tw a rz a o n a z każdym rokiem co raz w ięcej nieprak ty czn y ch teo rety k ó w , dziw aków w sposobie ż y c ia , ludzi bez w p ły w u na o g ó ł , tern też tłu m aczy Libelt niesto- su n e k ośw iaty w N iem czech do m a s p iszący ch a u to ró w i pism. Pow odów tego z jaw isk a szu k a w tem , że N iem cy s ą k rajem czysto' kontynentalnym : „b rak w ięc u nich tego ru c h u i ż y c ia , rzeczyw i­ stości , k tó re ro z tw ie ra handel m orski. W k ra ja c h kontynentalnych w szystko staje się k o n ty n e n ta ln e , fo rm a rz ą d u , życie publiczne. W szystko u sta la się n a lud sta ły , n a k tó ry m z tru d n o śc ią przyj­ m u ją się zm iany, ruchy, re fo rm y “. . . n a ró d ta k i „w duchu sw oim sz u k a m orza z ja w is k , tam ro zp in a żagle w y o b r a ź n i, w iosłuje ca łą siłą i p u szcza się n a odkrycie n ow ych św iató w . N a takiem żeglar­ stw ie trac i żyw ot sw ój , a rzeczyw istość je s t ja k ląd stały , do któ­ rego tylko d o p ie r a , ażeby się w ży w n o ść z a o p atrzy ć“ (s. 72). W dalszym rzędzie przyczynił się do tego obudzony ru c h literacki w sk u tek re fo rm a c y i, o sta tn ią w reszcie p rzyczyną je s t spekulacya księgarzy i p isarzy. Z innych a rty k u łó w o obcej literatu rze wymie- je sz c z e : V i c h n u - P u r â n a (o poezy ach ind y jsk ich w przekładzie angielskim W ilso n a i francuskim E. B u rn o u fa (IV ., 2 9 9 —320.), S z k i c l i t e r a t u r y d r a m a t y c z n e j a n g i e l s k i e j (№ ., 2 2 6 — 2 3 5 .), L e s M i s s i s s i p i e n s ( o d ram acie p o d tym ty tu łem pióra George S and IV., 3 4 1 — 57.), sp raw o zd an ie w reszcie z książki A freda de Vignyego p. t. D e l a p r o p r i é t é l i t é r a i r e (IV., 2 8 1 — 297.). W r . 1869. pom ieścił a rty k u ł p. t .: P r z e k ł a d y d z i e ł k l a s y ­ c z n y c h g r e c k i c h p r z e z A n t o n i e g o B r o n i k o w s k i e g o w M rówce lw ow skiej (nr. 4 — 6 ., s. 5 3 — 5., 74— 6., 9 0 — 2.), p oda­ w szy w nim ciekaw e uw agi zaró w n o o tłu m aczen iach w ogólności, ja k o te ż specyalnie o przek ład zie B ronikow skiego.

* *

*

Z o statn ich la t L ibelta pochodzą jeszcze trzy ro zp raw y lite ra ­ ckie. W r . 1866. ogłosił b ro s z u rk ę : D w a j b r a c i a Ś n i a d e c c y

(13)

(Odczyt K. L. w Kole to w arzy sk iem poznańskiem d n ia 12. stycznia 1866. ro k u . P o zn ań 1866. 8 - v o , s. 51.). Odczyt ten w y p ły n ą ł, ja k sam Libelt o te m m ó w i, z obudzonego przez T o w arzy stw o P rz y ja ­ ciół N auk in teresu uczczenia pom nikow ą tablicą w Żninie pam ięci obu Śniadeckich. Jak o odczyt okolicznościow y, w szczupłych z a ­ w a rty do tego ram ach , nie z a w ie ra now ych szczegółów ani o życiu an i o pism ach Ś n ia d e c k ic h , nie p o d aje też now ych poglądów n a ich z n aczen ie, je s t je d n a k u m iejętn em p rzed staw ien iem ich za słu g dla sp o łeczeń stw a polskiego. J a n a Śniadeckiego zalicza do siedm io- im iennego szeregu słynnych astro n o m ó w polskich : B rudzew ski, M arcin z Olkusza, K opernik, B rożek, H ew eliusz, P oczobut byli jego poprzednikam i, znaczenie zaś J ę d rz e ja d la W iln a po ró w n y w a z d z ia ­ łaln o ścią K aro la M arcinkow skiego dla Poznania. Kończy odczyt w sposób n a s tę p u ją c y : „Dwaj b ra c ia Śniadeccy, ja k dioskury n a niebie, błyszczeć zaw sze b ęd ą w dziejach ośw iaty n aro d o w ej. C hoć w różnych z a w o d a c h , bo je d e n w astro n o m ii, drugi w chem ii g łó ­ w nie w y c e lo w a ł, rów ne geniuszu sw ego oddali n aukom i k rajo w i zasługi,

Bo jak Bóg, równie w słońcu jak w pyłku cudowny, To i geniusz w mniejszem większem u jest równy. Śniadeckich równa czeka w potomności chwała. Ten g ło sił cuda świata, ten drobnego ciała.

(W iersz K. Brodzińskiego do kanclerza Chreptowicza).“

W tym zw iązku w spom inam je s z c z e , że podczas odsłonięcia tablicy w ygłosił Libelt ja k o re p re z e n ta n t poznańskiego T o w arzy stw a P rzy jació ł N auk p rz e m ó w ie n ie , w y d ru k o w an e w R ocznikach tegoż T o w a rz y stw a ( P r z e m ó w i e n i e D r a K. L. C z ł o n k a T o w a r z. P r z y j a c i ó ł N a u k w P o z n a n i u p r z y u r o c z y s t o ś c i o d ­ s ł o n i ę c i a t a b l i c y p a m i ą t k o w e j b r a c i Ś n i a d e c k i c h w Ż n i n i e d n i a 24. m a j a 1866. r. Tom IV. s. 5 4 7 — 6 5 2 . i o s o ­ b n a odbitka, P oznań, 1866 , s. 8.). P rze m o w a ta jęd rn em i słow am i u w y d a tn ia ją c a znaczenie Śniadeckich m oże słu ż y ć ja k o w zór p o d o ­ bnych p rzem ów ień okolicznościow ych.

W r. 1872. w reszcie og ło sił ro z p ra w ę : P s a ł t e r z f l o r y a ń - s k i i B i b l i a k r ó l o w e j Z o f i i . D w a n a j d a w n i e j s z e p o ­ m n i k i p i ś m i e n n e s t a r o ż y t n e j p o l s z c z y z n y (Roczniki To­ w a rz y stw a p rzyjaciół N au k P o znańskiego. Tom VII. P o zn ań , 1872. s. 3 4 — 85. i osobna odbitka. P o z n a ń , 1 8 7 5 ., 8 -v o , s. 54.). Je stto obszerne przedstaw ienie s ta n u b a d ań ów czesnych n a d ow ym i dw om a staropolskiem i z a b y tk a m i, głów nie d z ieła W . N ehringa 11 e r F 1 o- r i a n e n s e (P oznań 1871.) i w y d an ia Biblii królow ej Zofii d o k o n a­ nego przez A. M ałeckiego (Lw ów , 1871.). L ibelt p odaje n a jp ie rw h isto ry ę P s a ł t e r z a f l o r y a ń s k i e g o , nie idzie je d n a k ślepo z a w yw odam i N e h rin g a , ta k np. nie zg adza się z n im , jak o b y P s a ł ­ t e r z nigdy nie b y ł w użyciu królew skiej fam ilii p o ls k ie j, a

(14)

prze-ciw ne sw oje zdanie u z a sad n ia szczegółow o w yw odząc, że „po ow e czasy sporządzenie p rz e k ła d u , sp isan ie i ilum inow anie każdego d z ie ła , ja k p sa łte rz trójjęzykow y lu b b iblia sta w ia ły tyle zachodu, p racy i tr u d u , że tylko w ielkim kosztem i przez dłuższy czas w y­ k o n ać się d a ły , a w ięc tylko z ro zp o rz ąd zen ia k ró la lub królow ej u sk utecznionem i być m ogły i tylko w ich zach o w an iu dzieła takie się m ieściły “ . W oznaczeniu czasu sp isan ia trzech części p sa łte rz a o św iad cza się raczej za K o p itarem niż za N ehringiem . N astępnie p rz e d sta w ia w drugiej części sw ej ro z p ra w y histo ry ę biblii królow ej

Z o fii, p o słu g u jąc się w yw odam i M ałeckiego. O ceniając w ydanie

lw ow skie , w y ra ż a ż a l , że w y d aw ca sa m nie m ógł w yjechać do S zaro sz P a ta k celem z b a d a n ia o r y g in a łu , słusznie też tw ie r d z i, że w ydanie o ry g in ału n a m iejscu zo staje zaw sze jeszcze p o trzeb ą n a u ­ kow ą. N ie zgadza się też z uczonym w ydaw cą, że w trz e c h p u n k ­ ta c h o d stąp ił od pierw ow zoru, to je s t pod w zględem znaków p isa r­ skich , k tó re w kodeksie bez ła d u i p o rząd k u s ą u m ie sz c z a n e , lub o p u s z c z a n e , p o w tó r e , że u ży ł w ielkich lite r w im ionach w łasnych i n a p o czątk u okresów , kiedy w kodeksie to m ałych to wielkich

l i t e r , w ielekroć bez żadnego pow odu przepisyw acz używ ał,

a n a w e t za m iast A a o r o n , p isa ł a A ron ; po tr z e c ie , że ko­ deks łącz y s p ó jn ik i, p rz y im k i, w ogóle p arty k u ły z n a stę p u ją ­ cy m i po nich w y ra z a m i, n. p. zam iast a ć m y b y ł y pisze a c z m i b i l i , z a m ia st a d u c h b o ż y n a d w o d z m i pisze a d u c h b o s z y n a d w o d a m y itp. — tu w y d aw ca w szystkie te zrośnięte w y ra zy p o ro z łą c z a ł“ . W trzeciej części z a sta n a w ia się nad pisow nią, ja k o te ż głosow nią, m orfologią i sk ład n ią obu pom ników . W końco­

w ym w reszcie u stę p ie p o d aje słow niczek w ybitniejszych , sam ych z e sta rz ały c h w yrazów , k tó re albo całkiem w y m arły w piśm ie tego- c z e s n e m , albo odm ienne p rzy jęły znaczenie. O p racy tej w y raż ają się z uznaniem W . N ehring 2) i A. B abiaczyk (e r stellt die E rg e b ­ nisse seiner F o rsch u n g m ethodisch u n d klassifiziert). B abiaczyk nie zg adza się tylko n a tw ierdzenie L ib e lta , ja k o b y w biblii królow ej Zofii w szędzie czy n a p o c z ą tk u , czy n a śro d k u czy w końcu stało u nie V , w ykazuje bow iem p rzy k ład am i, że rzecz się m ia ła inac zej2).

Dla u zu p ełn ien ia o b ra zu d o d aję w końcu, że ja k o prezes T o­ w a rzy stw a P rzy ja ció ł n a u k w P oznaniu w y w ierał Libelt znaczny w p ły w n a p ra ce w ydziału literackiego tegoż T o w a rz y s tw a , m iędzy innym i b y ł gorliw ym przew odniczącym kom isyi ortograficznej istnie­ ją c e j w łonie- tegoż tow arzystw a.

2) Altpolnische Sprachdenkmäler. Berlin. 1887. s. 108., 114. (der Gewinn der über den Florian er Psalter und die Bibel gemach­ ten Studien wird... in übersichtlicher W eise werwertet).

(15)

T a k się p rz e d sta w ia d ziałalność L ib elta ja k o k ry ty k a lite ra ­ ckiego, k tó rą należy nam w końcu kilku jeszcze słow am i s c h a ra k te ­ ryzow ać. Zaw odow ym h isto ry k iem lite ra tu ry L ibelt nie był, był r a ­ czej przygodnym p racow nikiem w tej gałęzi wiedzy, ta k i też c h a ­ ra k te r przygodny m ają po w iększej części przytoczone powyżej ro z ­ p ra w y jego. Mimo to n iejed n a z nich m a trw a łą w artość, n a co ju ż powyżej sta ra łe m się w skazać, przedew szystkiem ro zp raw y o K się­ dzu M arku i o p relekcyach M ickiew icza: o sta tn ią m usi uw zględnić p rzyszły krytyczny w y d aw ca preiekcyi p a ry s k ic h , tyle w niej ce n ­ nych w skazów ek do ich zrozum ienia. N ależyte opanow anie p rzed ­ m io tu , w ielka znajom ość za ró w n o lite ra tu ry polskiej, ja k i obcych, ja sn o ść w ykładu, w czem n iem ałą pom oc o d d aw ał podkład filozofi­ czny, przedew szystkiem za ś b ezstro n n o ść k ry ty c zn a n a d a ją w szy ­ stkim jego ro zp raw o m ch a ra k te ry sty cz n e zalety. Z w łaszcza p rzed - m iotow ość Libelta godna u z n a n ia ja k najw ięk szeg o : zasad y w y p o ­ w iedzianej w innym zw iązku : „k ry ty k a rzeczy trzy m ać się p o w in n a “ (P . p. V. 130.) zaw sze p rz e s trz e g a ł, godłem też jego było d ew iza: „ osobistych stosunków p r ó ż n i, w szelkich k o tery i w rodzy, p raw d ę i krajow ości m iłość o b raliśm y z a z asad ę zd ań n asz y c h “ (P. p. V., 3 0 5 .): o na to zaw sze k ie ro w a ła jego piórem .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ze względu na brak w kraju dedykowanych instalacji termicznego przekształcania osadów ściekowych, współspalanie osadów w istniejących instalacjach energetycznych

Wynikiem analizy jest określenie, czy pozyskany gaz spełnia parametry paliwa i czy można go wykorzystać jako paliwo podstawowe lub uzupełniające dla celów

Produkty termicznego przetwarzania opakowania kartonowego charakteryzują się wysoką wartością opałową a w odniesieniu do repolimeryzatu i gazu procesowego spalają

The following parameters were measured: volume stream rate and temperature of boiler water, also heat quantity obtained by boiler water, heat power (using ultrasonic

Najwyższą klasę -użyteczności funkcji wypoczynkowych (0,26) posiada krajobraz nadmorski. użyteczności funkcji wypoczynkowej należy zaliczyć krajobraz nizinny jeziorny,

Ponieważ orzeczenie co do wydania należy do istoty rozgraniczenia, orzeczenie to sąd powinien zamieścić w postanowieniu o rozgraniczeniu bez względu na to, czy

Z mocy tego upoważnienia aplikant adwokacki może jedynie „zastępować adwokata w sądzie”, nie moiże natomiast uchodzić za osobę uprawnioną 'do

[r]