• Nie Znaleziono Wyników

Instytucje kulturalne Galicji w pierwszej połowie XIX wieku

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Instytucje kulturalne Galicji w pierwszej połowie XIX wieku"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Władysław Tadeusz Wisłocki

Instytucje kulturalne Galicji w

pierwszej połowie XIX wieku

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 33/1/4, 652-663

(2)

POŁOWIE XIX WIEKU

W niniejszym odczycie, opracowanym na życzenie Komitetu urządzającego zjazd literacki im. Ignacego Krasickiego, który za­ szczycił mię zaproszeniem do skreślenia obrazu instytucyj kul­ turalnych istniejących w Galicji w pierwszej połowie ubiegłego wieku, omówienia ich pracy i zasług, obrałem za motyw główny rolę, jaką odegrały one w życiu umysłowem, a przedewszystkiem narodowem, tej połaci Polski, a także znaczenia ich w naszym dorobku kulturalnym. Dzieje bowiem tych instytucyj są do pewnego stopnia znane, jakkolwiek bardzo fragmentarycznie, a tylko nieliczne z nich doczekały się wyczerpującego opraco­ w ania1. — Pojęcie instytucji ująłem w mym wykładzie możli­ wie najszerzej, podciągając pod to miano nietylko zakłady pu­ bliczne w rodzaju bibljotek i archiwów, ale również te wszyst­ kie urządzenia i organizacje, które odgrywały wybitną rolę w życiu publicznem, społecznem i kulturalnem tej dzielnicy.

Nie mogę tu powstrzymać się od uwagi, że wogóle historja Galicji, instytucyj i osobistości, które w jej życiu odegrały wy­ bitniejszą rolę, są dotychczas traktowane po macoszemu za­ równo przez historyków, jak przez historyków kultury i lite­ ratury. Omal na palcach można wyliczyć tych wybrańców losu, którzy zostali unieśmiertelnieni poważnemi monografjami. To wyróżnienie spotkało Józefa Ossolińskiego2, Wacława Zale­ skiego3, Franciszka Smolkę4, Karola Szajnochę5, Jerzego Lubo­

1 Najgruntowniej i najw szechstronniej opracowano historję G azety

L w o w sk iej w im ponującej treścią i rozmiarami monografji Stulecie G azety L w ow skiej, w ydanej w e Lw ow ie w r. 1911 pod redakcją W ilhelm a Bruch-

nalskiego. — Ossolineum doczekało się dwu opracowań sw ych dziejów, przez W ojciecha Kętrzyńskiego, oraz Adama Fischera, obie jednak prace w ym a­ gają rewizji i znacznego rozszerzenia oraz pogłębienia.

* Gubrynowicz Br., J ó z e f M aksym iljan Ossoliński. C złow iek i p isa rz. Lwów, 1928.

3 O staszew ski—Barański Κ., W acław M ich ał Z aleski. Lwów, 1911. 4 Widmann Κ., F ranciszek S m olka, je g o ży c ie i za w ó d p u b liczn y. Od

roku 1810 do 1849. Lwów, 1886.

5 K antecki Kl., Ż y w o t K arola S za jn o ch y , pom ieszczony w tom ie X

(3)

mirskiego 1 i paru zaledwie innych, ogół zaś czeka jeszcze swej kolei. A wśród nich są ludzie tej miary, co August Bielowski, Adam Czartoryski, Jan Nepomucen Kamiński, Franciszek Siar- czyński, Walenty Chłędowski, Konstanty Słotwiński, Aleksander Batowski, Stanisław Skarbek, Henryk Lubomirski i plejada in­ nych. Śledząc trochę historję tej epoki, wyrobiłem sobie prze­ konanie, że dokładne zbadanie tego czasokresu zmieni zupeł­ nie niesłuszny pogląd na rolę, jaką odegrał zabór austrjacki w dziejach ujarzmionej Polski i uwydatni zasługi, jakie położył on w dziele przygotowania społeczeństwa do rezurekcji poli­ tycznej.

Do tak pojętych instytucyj zaliczyłem: archiwa, bibljo­ teki, drukarstwo, kościół, księgarstwo, prasę, szkolnictwo i teatr. Wychodząc z punktu widzenia ich roli w odrodzeniu ducho- wem i pomnażaniu polskości w państwie habsburskiem, po­ dzieliłem je na szkodliwe dla nas, obojętne i dodatnie. Natu­ ralnie, nie można tu powiedzieć o żadnym prawie z wymienio­ nych czynników, że był bezwzględnie szkodliwy lub bez za­ strzeżeń dodatni. Naprzykład szkolnictwo było z naszego punktu widzenia czynnikiem negatywnym, tak samo Bibłjoteka Uni­ wersytecka, ale obie nie stuprocentowo, zaś teatr uważam za czynnik bardzo dodatni, ale znowu nie cały, bo wiemy, że dzielił się na polski i niemiecki. W moim wywodzie starałem się oddać każdemu, co mu się należy według zasług jego. Suum

cuique.

Wspomniałem o odrodzeniu duchowem tej dzielnicy. Ozna­ czałoby to, że polskość w zaborze austrjackim znajdowała się w stanie niepomyślnym. Tak jest. Nie da się zupełnie zaprze­ czyć, że stosunki kulturalne i narodowe, jakie zapanowały w „rewindykowanym“ kraju korony austrjackiej, nie były po­ zytywne. Wśród społeczeństwa polskiego nastała pewnego rodzaju apatja i dezorientacja, do których powstania i rozsze­ rzenia przyczyniły się walnie wysiłki nowych władców. Z sy­ stemu wolności aż za daleko posuniętej, z pod władzy, której siłę i znaczenie bardzo mało naogół odczuwano i lekce sobie ważono, dostali się mieszkańcy południowych krain Polski pod twardy, absolutny rząd, pod każdym względem wrogi. Nie można tu już było wiecować, sejmikować, gardłować i cieszyć się złotą wolnością i równością z pierwszym obywatelem pań­ stwa, królem dobrowolnie obranym, lecz równocześnie skrępo­ wanym do ostatniego stopnia. Tu pojawiło się widmo obcego, legendarnego cesarza, w którego imieniu występowali ludzie zupełnie nowi, Niemcy, lub zniemczeni duchem odszczepieńcy narodu czeskiego, zdążający wszelkiemi środkami do wyplenie­ nia polskości z rzekomo odwiecznie habsburskiej, obecnie „re­ windykowanej“ Galicji. Nic dziwnego, że wśród sfer inteli­

1 W isłocki Wł. T., J erzy Lubom irski. Lwów, 1928.

(4)

gencji zapanowała zrozumiała konsternacja. Przejście było bar­ dzo ostre a prawie niespodziewane, więc nie ugiąć się mogły tylko duchy bardzo silne, a takich, powiedzmy otwarcie, było wtedy mało. Dlatego w ostatniej ćwierci ośmnastego stulecia życie narodowe i kulturalne Polonji austrjackiej zamarło. Za­ ledwie tlejące dawniej iskierki zginęły pod warstwą popiołu, a polskość zaczął szybko pokrywać nalot niemiecki. Rząd au- strjacki używał wszystkich godziwych i mniej godziwych środ­ ków, by dojść do celu i potrafił tu wyzyskać wszystkie czynniki i momenty, jakiemi tylko dysponował; gdzie zaś za­ chodziła tego potrzeba, stwarzał tendencyjne instytucje, którym kazał działać na zgubę czynnika polskiego, a zwycięstwo ger- manizmu. Walka była długa, zacięta i bezwzględna. Z jednej strony stanął rząd absolutny z całym aparatem urzędniczym w ręku, z siłą wojskową, pomocą finansową, z drugiej jednostki, zaznaczam, nie społeczeństwo, ale przynajmniej początkowo, nieliczne jednostki, Wojciech Bogusławski, Józef Maksymiljan Ossoliński, Jan Nepomucen Kamiński i inni, którzy za jedyną broń mieli wielkość ducha i siłę woli. Ci apostołowie kultury narodowej, często nieznani lub zapoznani, pracujący wśród wielkich przeszkód i prześladowania, szerzyli wiarę w zwycię­ stwo, podtrzymywali upadającego ducha narodowego, wzywali do pracy, budzili z uśpienia, piętnowali zdrajców. 1 ich było zwycięstwo. Zaborcy, mimo swej potęgi i dysponowania wszel- kiemi środkami, musieli krok za krokiem cofać się z zajętych placówek, aż ustąpili i znikli jak mara. Duch zatriumfował nad siłą, sprawiedliwość nad złem, udowadniając raz jeszcze, że system wynaradawiania prawie nigdy nie prowadzi do celu, chyba że ma się do czynienia z narodem bardzo mało war­ tościowym.

Austrjacki rząd zabrał się ostro do zapewnienia sobie wśród nowych poddanych, których nazwał Galicjanami, ule­ głości pod każdym względem. Przedewszystkiem usunął tubyl­ ców od wszelkiej władzy i stanowisk rządowych, wysyłając na wschód pełno Niemców i tych Czechów, w których lojalność wąt­ pić nie miał najmniejszego powodu1. Z biegiem czasu dostali się jednak do armji urzędniczej również Polacy i Rusini, począt­ kowo w bardzo małej liczbie i zupełnie napozór zaustrjaczeni. Czyn ten wywołany z jednej strony koniecznością, z drugiej chytrością, był pierwszym krokiem do upadku rządów zabor­ czych. Trudno było bowiem przeniknąć do głębi duszę wstę­ pującego do służby osobnika ; bardzo nawet skrupulatne bada­ nia nie wykazały czasem tlejącej w głębi serca, dobrze zakon­ spirowanej iskry narodowej. One to były pierwszym momen­ tem rozkładu machiny biurokratycznej, która z biegiem czasu, niepozornie, miała przejść w zupełności w ręce polskie.

1 Schm ir-Pepłow ski Stanisław , C udzoziem cy w G alicji. Kraków, 1902,

(5)

Jako najważniejszy punkt programu germanizacyjnego widniała szkoła, a raczej wogóle szkolnictwo. Zaborcy zdawali sobie dokładnie sprawę z jej znaczenia i postanowili ją opa­ nować i przeorganizować tak, aby od pierwszej chwili wstąpie­ nia dziecka w progi uczelni dostało się ono w tryby systemu, który urobi duszę młodocianą według pożądanej modły. Zmiana szkolnictwa nie była tak bardzo ciężka do przeprowadzenia, gdyż trudno kryć, że już przy końcu panowania polskiego w tych stronach ustrój pod tym względem przedstawiał bardzo wiele do życzenia. Otóż wiemy, że Józef II ustanowił system szkolny w Galicji od najniższych do najwyższych szczebli, wprowadzając wszędzie naukę obcego języka niemieckiego w takim stopniu, w jakim to tylko było wykonalne, usuwając równocześnie w miarę możności języki krajowe i historję Pol­ ski. Nic, a raczej jak najmniej miało przypominać młodzieży, że Galicja nie zawsze nią była. Począwszy od najniższego stop­ nia szkół tak zwanych parafjalnych, prowadzonych zwykle przez organistów lub djaków, próbowano wpajać dzieciom po­ czątki języka niemieckiego. W miejskich szkołach trywjalnych lub normalnych nauka odbywała się w duchu i języku nie­ mieckim, z wyjątkiem katechizmu i paru godzin języka i gra­ matyki polskiej w dwu pierwszych klasach. Z gimnazjum usu­ nięto język ojczysty zupełnie ; panowały tam : łacina, greka i niemczyzna. A najwyższa uczelnia? Uniwersytet? Tam pano­ wał język niemiecki prawie niepodzielnie, z małemi wyjątkami na rzecz łaciny na wydziałach prawniczym i teologicznym. Język polski rozbrzmiał z katedry uniwersyteckiej po raz pierwszy dopiero 3 stycznia 1826 r., podczas inauguracyjnego wykładu pierwszego profesora języka i literatury polskiej Mi­ kołaja Michalewicza, który, osiągnąwszy to stanowisko dzięki wpływom i staraniom Józefa Ossolińskiego i ks. Henryka Lubo­ mirskiego, zajmował je z bardzo małym efektem aż do roku 1844. Niestety, mimo niewątpliwie dobrych chęci nie umiał on wyzyskać swego stanowiska ani zdobyć serc młodzieży1.

Przy takim systemie szkolnym, który trwał z małemi zmianami aż do dyplomu październikowego 1860 roku, ośmie­ lam się, patrząc z mego punktu widzenia, nazwać szkołę gali­ cyjską czynnikiem w zasadzie wybitnie negatywnym, destruk­ cyjnym, wynaradawiającym. A jednak? Jednak, mimo wszyst­ kich wysiłków jej organizatorów, i tej szkole nie można odmó­ wić może mimowolnych zasług. Wbrew tendencjom inicjato­ rów wyszło z tych zakładów sporo ludzi dzielnych i zasłużonych patrjotów, którzy zdobytą wiedzą bili jak taranem w twierdze

1 Zawadzki W ładysław, L iteratura w G alicji. Lwów, 1878. Rozdz. I. — Finkel Ludwik, H istorja U niwersytetu lw ow skiego do r. 1869. Lwów, 1894, 117 n., 241 n. — W asylewski Stanisław , M ikołaj M ichalew icz. Lwów, 1911

{Stulecie G azety L w ow skiej. T. I, Cz. II). — Scłm iir-Pepłowski Stanisław , Z p rze szło śc i G alicji. Lwów, 1895. Rozdz. II.

(6)

germanizmu. Zasługa to jednak raczej wartości duchowych mło­ dzieży, jej wychowania domowego i wogóle czynników poza­ szkolnych, niż samej szkoły. A także wśród bardzo troskliwie przesiewanych przez sito lojalności profesorów i nauczycieli wszelkich kategoryj znajdowały się czasem osobniki szczególnie dzielne i wartościowe pod względem narodowym. Trafiało się nawet czasem, że przybysze niemieccy dawali tubylcom przy­ kład lojalności narodowej i cywilnej odwagi. Młodzież umiała to zwykle docenić i obdarzała tego rodzaju mentorów swoich pełnem zaufaniem i sym patją1. Dochodziło do tak dziwnych sytuacyj, że np. na uniwersytecie lwowskim wykłady historji powszechnej Niemca, prof. Maussa, cieszyły się olbrzymią fre­ kwencją, a on sam był ulubieńcem studentów, zaś na prelek­ cje wspomnianego prof. Michalewicza chodziło po parę osób, a w r. 1843 zapisał się jeden jedyny słuchacz, tak, że władze gubernjalne były zmuszone wydać specjalne pismo, przypomi­ nające studentom obowiązek słuchania prelekcyj nielubianego profesora.

Tak się przedstawiała sprawa szkolnictwa w Galicji w erze przedkonstytucyjnej. Nie inaczej miała się rzecz z emanacją najwyższej uczelni, Bibljoteką Uniwersytecką. Pojęta ona była czysto jako organ germanizacyjny. Wiadomo, że cesarz Fran­ ciszek I oświadczył pewnego razu, że nie chce mieć uczonych, a potrzebuje tylko urzędników. W tym duchu działał uniwer­ sytet i jego instytucja, bibljoteką. Może trochę pomyślniejszy duch powiał w tym zakładzie, kiedy dyrektorem został były profesor filozofji, Franciszek Stroński. Jednakowoż dzielny ten pedagog i bibljotekarz był Polakiem więcej z nazwiska, niż przekonań i kultury. Pracował raczej w duchu germańskim i znosił się więcej ze światem naukowym niemieckim, niż pol­ skim. Mimo tego nie można mu odmówić zasług narodowych. 0 celach i zadaniach Bibljoteki Uniwersyteckiej świadczy np. fakt, że kiedy w r. 1834 zamknięto Ossolineum za działalność patrjotyczną, rząd nosił się z zamiarem rozwiązania fundacji 1 oddania jej zbiorów właśnie Bibljotece Uniwersyteckiej. Skoro jednak musiał z tej myśli zrezygnować, wydzielił ze zbiorów Ossolineum wszystko, cokolwiek tylko duchem wolności i pol­ skości trąciło i zdeponował to na długi czas we wspomnianej Bibljotece. Rolę cenzorów spełnili tu dwukrotnie funkcjonarjusze wzmiankowanego Zakładu. Ossolineum wywdzięczyło się po­ krewnej instytucji w sposób szczególnie szlachetny, bo kiedy pod­ czas bombardowania miasta w listopadzie r. 1848 część zbiorów Bibljoteki Uniwersyteckiej spłonęła, Ossolineum dało zniszczonej instytucji wszystkie swe dublety w ilości przeszło 6000 dzieł2.

1 Schniir-Pepłow ski, loc. cit. — Kaczkowski Zygmunt, M ój pa m iętn ik

z la t 1833—1843. Lwów, 1899, p assim .

2 Finkel, loc. cit. — W isłocki Wł. T., Tajne d ru k i Zakładu O ssolińskich. Lwów, 1935. — Archiwum Zakładu Ossolińskich. R. 1849 Nr. 121.

(7)

Drugą instytucją, obok szkoły, na którą Austrjacy szcze­ gólnie silną zwrócili uwagę, była prasa. W okresie tuż po roz­ biorze nie zajmowano się nią, a zresztą na tym terenie właści­ wie nie istniała. Polacy i Rusini, o ile czytali gazety — to war­ szawskie lub francuskie, a Niemcy wiedeńskie. Pojawiające się od r. 1776 różne krótkotrwałe efemerydy, bezwartościowe pod względem literackim, a bezpłciowe politycznie, w rodzaju Ga­

zette de Léopol, Pisma uwiadamiającego Galicji, Lwowskiego pisma uwiadamiającego, różnych Anzeigern w, Intelligenz -Blat- tów i innych, nie przedstawiały żadnej wartości ani dla uci­

skanych, ani dla uciskających. Najwięcej walorów dodatnich zawierający Dziennik patrjoiycznych polityków, rozpocząwszy żywot w r. 1792, skończył go w następnym roku, wydawszy 50 zeszytów. Pisma te, prawie przez nikogo nie czytane i nie prenumerowane, przeszły bez echa, tak, że dzisiejsi badacze z trudem tylko dochodzą historji tych wydawnictw; napróżno naprzykład szperają, co to za „patrjotyczni politycy“ wydawali wspomniany dziennik. Wartości prasy nie rozumieli ani wy­ dawcy, którzy traktowali pisma jako imprezę czysto dochodową, a z reguły tracili włożone kapitały, ani społeczeństwo, uwa­ żające prenumerowanie pism za niepotrzebny luksus, ani rząd, który początkowo nie doceniał wartości oddziaływania na ogół za pomocą drukowanego słowa.

Dopiero kiedy Napoleon zaczął z dobrym skutkiem sto­ sować prasę do swych celów, a pisma w rodzaju Gazety War­

szawskiej lub Gazety Korespondenta Warszawskiego przynosiły

wiadomości wcale dla Austrji niepomyślne, rząd wiedeński roz­ począł rozważanie problemu stworzenia w Galicji takiego pisma w języku polskim, któreby z jednej strony zaspokoiło głód wia­ domości politycznych i powstrzymało starania o zdobycie zaka­ zanych pism, a z drugiej strony spełniło rolę podpory państwa i tronu, było źródłem sączącem w umysły zasady lojalności i wypleniało nierealne mrzonki o wyzwoleniu. Z końcem lutego 1809 roku rozpoczęły się w tej mierze pertraktacje między ministerstwem policji w Wiedniu i urzędem gubernjalnym we Lwowie. Jak bardzo precyzyjnie starano się ująć sprawę, niech świadczy fakt, że pierwszy zeszyt Gazety Lwowskiej ukazał się dopiero 2 kwietnia 1811, a więc po przeszło dwuletnich per­ traktacjach, a z pośród licznych kandydatów na redaktora wy­ brano najbardziej zaufanego, Niemca, Franciszka Krattera, ce­ sarsko-królewskiego koncypienta gubernjalnego. Nie mogę tu wchodzić w szczegóły życia tego do dziś wegetującego pisma, zaznaczę więc tylko, że Gazeta Lwowska i różne późniejsze do­ datki do niej, przedewszystkiem zaś cenne Rozmaitości, mimo najwyższych wysiłków sfer rządowych rozminęły się z celem. Sam fakt jej stworzenia przez zaborców zaznaczał, że mimo wszelkich twierdzeń Polacy są w Galicji i rząd volens nolens uznaje to i robi ukłon w ich stronę. A co do treści zczasem

(8)

z pod austrjackiej politury zaczęła przezierać polska tendencja, poniekąd już za redakcji profesora Michalewicza, a jeszcze sil­ niej po objęciu steru przez Jana Nepomucena Kamińskiego. A kiedy obok wspomnianego pisma zaczęły się pojawiać pol­ skie miesięczniki i wydawnictwa perjodyczne, jak Pamiętnik

Lwowski, Pszczoła Polska, Pamiętnik Galicyjski, Lwowianin, Haliczanin, a przedewszystkiem cenny Dziennik Mód Paryskich,

sprawa uświadomienia narodowego weszła na inne tory, a ostrze germanizacyjne prasy uległo stępieniu1.

Wspomnę obecnie krótko o dwóch czynnikach, łączących się ściśle ze szkolnictwem i prasą, a mianowicie o drukarstwie i księgarstwie.

W chwili zajmowania Galicji istniały we Lwowie dwie drukarnie, przedstawiające bardzo małą wartość, obie w rękach duchowieństwa. Nowy rząd zmuszony więc był do stworzenia zakładu drukarskiego, odpowiedniego do produkcji druków urzędowych, których w początkowym okresie organizacji uka­ zywało się bardzo dużo. Za poduszczeniem władz, tuż po oku­ pacji, zjechał do naszego miasta Niemiec Piller i założył dru­ karnię, stojącą na usługach rządu. O tym więc zakładzie, pu­ blikującym słynne Pilleriana, nie można powiedzieć, by był nam przyjazny. W parę lat po Pillerze założył drugą oficynę Niemiec Sznajder, trzecia powstała w roku 1830 przy Zakładzie Ossolińskich. Ta ostatnia miała na oku sprawy wyłącznie na­ rodowe, rychło też stała się ogniskiem nielegalnej, przeciw- państwowej akcji wydawniczej. Z niej wyszedł w r. 1833 szereg dwudziestu kilku tajnych, niecenzuralnych wydawnictw patrjo- tycznych. Zdrada Rolińskiego spowodowała zamknięcie na dłu­ gie lata tej tak pożytecznej placówki narodowej2.

Księgarstwo było początkowo w rękach niemieckich Pfaffa i Wilda, zaś pochodzący ze Śląska Polak Milikowski zawiązał spółkę z Kühnem. Wkońcu założył we Lwowie księgarnię Ja­ błoński. Cały ruch księgarniany nie miał zdecydowanego obli­ cza politycznego, obchodził go bowiem prawie wyłącznie inte­ res finansowy. Dopóki więc duch narodowy w społeczeństwie drzemał, księgarstwo też drzemało. Sprzedawano przeważnie kalendarze, a czasem jakąś dziwnie bezwonną politycznie i tre­ ściowo książkę, w rodzaju wzdychającego romansu, podręcz­

1 Stulecie G azety L w ow skiej. Lwów, 1911. T. I, a przedew szystkiem bezkonkurencyjnie opracowane przez prof. W ilhelm a Bruchnalskiego roz­ działy C zasopiśm iennictw o g alicyjskie 177 3 —1811 i H istorja G azety L w ow ­

s k ie j 1811—1848. — Co do M ichalewicza i Kam ińskiego, życiorysy pióra

Stanisław a W asylew skiego i Ludwika Bernackiego w części II. Tomu I. S tu ­

lecia. — N adolski Bronisław, L w ow skie czasopiśm iennictw o literackie w X IX w.

w K u r jerze Literacko N au kow ym . R. XII. 1935. Nr. 29—30. Nadto informacje w w spom nianych pism ach Zawadzkiego (rozdz. IV) i Schniir-Pepłow skiego (rozdz. III). R ównież Zawadzki Wł., D zien n ikarstw o w G alicji w r. 1848. Lwów, 1878.

(9)

nika puszczania krwi czy czegoś w tym rodzaju. Kiedy jednak około roku 1830 rozpoczął się ruch konspiracyjny a wraz z nim popyt na druki patrjotyczne, ruch w księgarniach wzmógł się. W zasadzie bardzo lojalnie usposobione zakłady, tak pol­ skie, jak i niemieckie, zaczęły przechowywać pod ladami i w za­ kamarkach nielegalne druki sprowadzane z Kongresówki i wy­ dawnictwa Wielkiej Emigracji. Prześcigiwały się one w zorga­ nizowaniu tajnej dostawy zabronionych i ściganych przez władze druków, czasopism, zbiorów pieśni i t. d. Zagraniczni dostawcy zakazanych w Austrji druków zasypywani byli wyrzutami, o ile konkurencyjna firma otrzymała wcześniej jakiś ciekawy niele­ galny druczek polityczny. Księgarze byli tu między młotem u kowadłem. Z jednej strony oblatywał ich strach przed władzą, rewizją, z drugiej nęciły widoki sporego zarobku. Pieniądz ma własność przezwyciężania strachu, więc handel szedł, a rewizje przeprowadzone w księgarniach lwowskich i ich filjach w Tar­ nowie i Stanisławowie, ujawniły spore zapasy zakazanej litera­ tury. Rewizje te zdradziły drogi, któremi materjały książkowe dostawały się do kraju i ujawniły kontakt w tym względzie z zagranicą. Jak dobrym interesem był w tym czasie handel nielegalną broszurą świadczy, że bardzo często włóczący się po wsiach żydowscy przekupnie i domokrążcy, znalazłszy się w zaufanem gronie, wyciągali ze skrytek bekieszy tajemnicze druki i proponowali ich kupno, naturalnie, za słoną cenę. Zwy­ kle też natrafiali na chętnych nabywców. Nie uchylali się też od handlu zakazanego Igle, Bodeki i inni, wyłącznie staroza- konni antykwarze lwowscy1.

Z biegiem czasu znaczenie narodowe i kulturalne księgarń mimowoli wzrastało w prostym stosunku do rozwoju piśmien­ nictwa krajowego i wyzwalania się społeczeństwa literatów, pisarzy, poetów i badaczy naukowych. Zwykłym porządkiem rzeczy gromadzili się oni chętnie nietylko w kawiarniach i za­ kładach o charakterze gastronomicznym, ale również w księ­ garniach. Tu w oznaczonych terminach tworzyły się jakby ka­ syna, tu zachodzono po nowiny i ploteczki, tu powstawały również myśli nowych prac i projekty poczynań kulturalnych. W ten sposób księgarstwo, pojęte jako interes czysto docho­ dowy, a w ujęciu rządu, udzielającego konsensu, placówki austro- filizmu, stawały się volens nolens i podświadomie podporami polskości i ducha narodowego.

Przechodząc do omówienia roli kościoła, jestem naprawdę w bardzo kłopotliwej sytuacji, bo w tym względzie trudno zdo­ być się na zajęcie stanowiska. Jak ogólnie wiadomo, każdy kościół ma zawsze mniej lub więcej wyraźny charakter mię­ dzynarodowy, raczej ponadnarodowy, ponadpaństwowy i jest 1 Archiwum Państw ow e w e Lwowie. Akta procesu o zdradę stanu

(10)

w zasadzie apolityczny. Znana jest jego zasada „oddajcie Bogu, co jest boskiego, a cesarzowi, co cesarskiego“. Wychodząc z założenia, że wszelka legalna władza pochodzi od Boga, musi kościół w interesie dusz swych owieczek i swoim własnym zwalczać wszelką rewolucję i nielojalność. A czyż kościół mógł odmówić legalności rządowi arcykatolickiego rodu Habsburgów,, który Galicję zajął omal bez wszelkich zewnętrznych oznak przemocy lub oporu i buntu, jedynie powołując się na szereg międzynarodowych umów i traktatów, na zgodę króla pol­ skiego, jego rządu i sejm u?1 Kościół w Galicji zachowywał się lojalnie mimo bardzo ciężkich dla niego reform Józefa II, od­ prawiał nabożeństwa „dziękczynne“ po ogłoszeniu „rewindy­ kacji“, witał przyjeżdżających cesarzy, arcyksiążąt i dygni­ tarzy, urządzał bardzo uroczyste nabożeństwa galowe i t. d., bo czyż mógł tego nie robić? Od góry szedł duch lojalnością czasem posunięty niepotrzebnie aż do za dalekich granic, jak to miało miejsce za czterdziestoletnich rządów zaustrjaczonego arcybiskupa i kardynała o pięknem historycznem nazwisku pol- skiem, Andrzeja hrabiego Ankwicza2. Czegóż można było w po­ równaniu z nim żądać od obcokrajowca, arcybiskupa Franciszka Pisteka? A skoro taki wiatr wiał z góry, jakiem mogło być duchowieństwo, wychowane pod komendą tych arcypasterzy ? Było przeważnie bezwonne narodowo i politycznie, choć nie bez wyjątku, w czem dostosowywało się do ogółu apatycznego i zdezorjentowanego społeczeństwa. Ale kiedy wśród sfer inte­ lektualnych narodu rozpoczęło się odrodzenie duchowe i naro­ dowe, wystąpiło ono i w szeregach niższego duchowieństwa, a najsilniej wśród wychowanków seminarjów duchownych3. I rzecz charakterystyczna. Tu, na wschodzie Galicji, renesans polskości objawił się prędzej i silniej wśród teologów ritus

graeci, niż latini. Prędzej powstały, że użyję modnego dziś wy­

razu, jaczejki polskości w seminarjum duchownem ruskiem, niż polskiem, były liczniejsze i bardziej żywotne. Ale stan ten nie trwał długo, bo z góry św. Jura szły hasła nietylko austro- filskie, ale wprost polonofobskie, że nie powiem polakożercze* Walka narodowa polsko-ruska na wspólnej ziemi, organizo­ wana i podsycana przez rząd austrjacki w myśl zasady divide

et impera, wchodziła w okres ostry, zapalny. Wskutek tego

szeregi polonofilów wśród greko-katolików w sutannach malały, a wielu z dawnych naszych przyjaciół zasiliło wrogie szeregi.

1 W y w ó d p o p rz e d za ją c y p ra w K o ro n y W ęgierskiej do R u si C zerw o­

n ej i Podola. Wiedeń, 1772. — Łojko F eliks, Z biór deklaracyj, n o t i czy n ­ n ości g łó w n iejszych , które p o p r z e d z iły i z a s z ły p o d cza s S ejm u p o d rzą d em kon federacji odpraw u jącego się. 1782. Rozdz. XV. — W isłocki, loc. cit., s. 37 n.

Paw łow ski Bronisław, Z ajęcie L w ow a p r z e z A ustrją 1772 r. Lwów, 1911. 2 P o lsk i S łow nik B iograficzny. Kraków, 1935. T. I, s. 15. Tamże lite­ ratura.

3 Ursel Adam, Proces k leryk ó w S em in arju m łacińskiego w e L w o w ie.

(11)

E x em p li gratia k s. M ichał H oroszk iew icz, za ło ż y c ie l i o rg a n i­ zator D zien n ika p a trio ty czn ych p o lity k ó w, a p otem zażarty w róg p o ls k o ś c i1. Z aznaczam raz je sz c z e, że w śród o g ó łu kleru znaj­ d ow ali się d zieln i kapłani-patrjoci, czyn am i d ow o d zą cy sw y c h przekonań, za k tóre cierp ieli w w ięzien iach i k azam atach . P ię k n e te p o sta cie b y ły jednak raczej w yjątk am i z r e g u ły , niż sam ą regu łą. N a o g ó ł b y li to p rzew ażn ie lu d zie pod k ażd y m w z g lę d e m p rzeciętn i, do p rz esa d y lojaln i w zg lęd em każdej w ła d zy , dba­ jący raczej o in teres w ła sn y , p ok ryw ający się z ten d en cjam i rządu i zw ierzch n o śc i k o ścieln ej, niż m y ślą c y o sp raw ach n a ­ rod o w y ch .

A le d o ść ty ch p on u rych , n iem iły ch sz c z eg ó łó w . P o m ó w m y 0 czy n n ik a ch w y b itn ie dodatnich, o ja sn y ch p rom ien iach n a c iem n em tle o góln em . Mam tu na m y śli d w ie ta k w a żn e i za ­ słu ż o n e in sty tu cje, jak teatr, naturalnie polsk i, i Zakład N aro­ d o w y im ien ia O ssoliń sk ich . Oba w y m ie n io n e p u n k ty , to bardzo p ię k n e i p o z y ty w n e p o zy cje w g a licy jsk im dorobku k u ltu ral­ n y m epoki, którą o m a w ia m y ; ob ok sz ereg u in n y ch cech m iały tę w sp ó ln ą , że, p o w o ła n e do życia przez n ie z w y k le szla ch etn e 1 dalek o w p rzy szło ść patrzące jed n ostk i, u zu p ełn ia ły się i szla ­ ch etn ie em u lo w a ły w w y siłk a c h słu żen ia p olsk iem u n a ro d o w i i jeg o kulturze.

A n ajp ierw sta r sz y w iek iem teatr. Z esp oły p o lsk ie za czy ­ nają pracow ać n a te r e n ie G alicji, śc iśle m ów iąc, L w ow a, od roku 1780 n a razie doryw czo, b ez w y ra źn eg o planu. Praca rw ała się, natrafiając na w ie lk ie tru d n ości, bez poparcia m oraln ego i fin an ­ so w e g o . P ierw sza w ielk a ep ok a teatru p o lsk ie g o w e L w o w ie ro zp oczęła się w r. 1795, z chw ilą p rzy b y cia do sto lic y G alicji, zn a n eg o już m ieszk a ń co m teg o grodu W ojciech a B o g u sła w ­ sk ie g o . E n erg iczn y ten i p o m y sło w y organizator i aktor n ie p o ­ śle d n i podjął s ię p row adzenia n iety lk o p o lsk ieg o , ale i n ie ­ m iec k ieg o teatru , w przyp u szczen iu , że tym czy n em w y r w ie z ę b y trzo n o w e sm o k o w i germ an izatorsk iem u , p ożerającem u p o lsk ie d u sze i p ien ią d ze. B o g u sła w sk i p racow ał na te r e n ie L w o w a przez c zte ry lata, a zasłu gi je g o i d orob ek k u ltu ra ln y b y ły olb rzy m ie. J e g o d ziałaln ość b yła bardzo siln em i w y d a t- n em w zm o żen iem upadającej k u ltu ry polskiej w e w sch od n iej G alicji. S zczęściem było, że po B o g u sła w sk im zajął s ię teatrem p o lsk im w Lwim grod zie cz ło w iek tej m iary, co Jan N ep om u cen K am iński, aktor, autor, tłum acz, dyrektor, redaktor, filo zo f, filo lo g w jednej o so b ie, tw órca stałej sc e n y polsk iej w e L w o ­ w ie, który, pracując g o rliw ie, z zap ałem n orm ow an ym rozw agą, p rzez lat p rzeszło d w a d zieścia (1809— 1830) n ie ty lk o n ie dał u p a ść d ziełu tak c h w a leb n ie zap oczątk ow an em u przez B o g u ­ sła w sk ie g o , a le je rozb u d ow ał, um ocnił, a tem sam em p o ło ż y ł 1 Krajewski Józef, Tajne z w ią z k i p o lityczn e w Galicji. Lwów, 1903,

p a ssim , a przedewszystkiem rozdz. V i VI. — Bogdański Henryk, Pam iętnik.

(12)

n ie s p o ż y te p op rostu z a słu g i dla rozw oju k u ltu ry p olsk iej w tej d zieln icy . A po nim p r z y szed ł trzeci czło w iek , hrabia S ta n isła w S k a rb ek , w ielk i z a iste o b y w a te l i filan trop , k tó ry w y b u d o w a ­ n iem m o n u m en ta ln eg o gm ach u dla teatru p o lsk ie g o u gru n to w a ł d zieło p op rzed n ik ów . D zień 29 m arca 1842, w k tórym otw arto p od w oje w sp a n ia le , jak n a ó w c z e sn e c za sy , u rzą d zo n eg o gm a ch u o d eg ra n ie m ślubów Panieńskich F red ry, je s t ep ok ą w d ziejach p o lsk ie g o L w o w a i h istorji ro zw o ju n arod ow ej k u ltu ry w e w sch o d n iej p ołaci k r a ju 1.

B o g u sła w sk i — K am iński — S k arb ek , o to trzy n a zw isk a , za ­ słu g u ją c e z e w sz e c h m iar n a w y r y c ie ich zło tem i literam i na m o n u m e n c ie k u ltu ry p olsk iej na k resa ch w X IX stu leciu , a o b o k n ich stoją g o d n ie tw ó r c y O sso lin eu m , J ó z e f M aksym iljan O sso ­ liń sk i i H en r y k L ubom irski.

S z e r o k ie o m a w ia n ie w tem zgrom ad zen iu z n a czen ia Za­ k ła d u O sso liń sk ich dla k u ltu ry p o lsk iej u w a ża łb y m za n o sz e n ie s ó w do A te n . N ik om u n ie p otrzeb u ję tłu m a czy ć, ż e przez d łu g ie lata in sty tu t u stó p g ó ry W ro n o w sk ich b y ł w tej połaci kraju o śro d k iem ż y c ia n a ro d o w eg o i k u ltu ra ln eg o , ż y w e m c e n ­ trum , d ok oła k tó reg o k szta łto w a ło się w sz y stk o , co ty lk o c o ś­ k o lw ie k z p o lsk o śc ią m ia ło w sp ó ln e g o . Od p oczątk u istn ie n ia O sso lin eu m n ic s ię n ie sta ło w a żn iejszeg o dla p o lsk o ści ani w e L w o w ie, a n i w z a się g u w p ły w ó w tego m ia sta , co albo b ezp o ­ śred n io lu b też p o śred n io n ie op arło s ię o fu n d ację O sso liń ­ sk ich . Tu g rom ad zili się literaci, u czen i, p o lity c y , tu u k ład an o najro zm a itsze p la n y pracy n arod ow ej, pod jed n y m dach em z b ib ljotek ą z n a la zły s ię z b ie g ie m czasu tak w a żn e in sty tu cje, jak W y d zia ł S ta n ó w G alicyjsk ich , T o w a rz y stw o K red y to w e Ziem ­ sk ie , T o w a rzy stw o A g ro n o m iczn e, tu ob rad ow ał n iejed n ok rotn ie Sejm S ta n o w y , Z akład rozp oczął w y d a w n ictw o Czasopisma Na­

ukowego, a z jego drukarni i litografji w y c h o d z iły ty lk o rzeczy

o ch arak terze w y b itn ie n aro d o w y m i n a u k o w y m . Ze zb iorów tu te jsz y c h k o rzy sta li n ajrozm aitsi bad acze n au k ow i, a w s z y s c y żąd n i sło w a p o lsk ie g o m o g li w c z y te ln i zak ład ow ej za sp o k o ić sw e p ra g n ien ia . Tu po n ieu d a łej w y p ra w ie p u łk ow n ik a Zaliw- s k ie g o w y tw o r z y ło się o g n isk o tajnej za k o n sp iro w a n ej akcji n arod ow ej, a w o d d ziałach p r z e m y sło w y c h Zakładu p o w iela n o se k r e tn ie ta k n ie b e z p ie c z n e dla ca ło ści m onarchji h ab sb u rsk iej d ziełk a, jak Księgi Narodu polskiego i Pielgrzgmstwa polskiego,

Redutę Ordona, Śpiewnik pieśni narodowych, cza so p ism o Kon­

federat ka, p od ob izn a K o ściu szk i i in n e. W ła d ze au strjack ie w e

L w o w ie p a trz y ły bardzo n ie c h ę tn e m i p od ejrzliw em o k iem na w zra sta ją c e O ssolin eu m , w zm a g a ją ce się w p ły w y i z n a czen ie

1 Cepnik Henryk i Kozicki W ładysław, Scena lw ow ska. 1780—1929. Lwów, 1929. Zawadzki, loc. cit., rozdz. II. — Co do Kam ińskiego, rozprawa Ludwika Bernackiego w Stuleciu G azety L w ow skiej, T. II. Cz. II. — Ciekawe uw agi K. B. Feyerabenda o Bogusławskim w Cudzoziem cach w G alicji Schniira- P epłow skiego, s. 73n.

(13)

in sty tu c ji; sz u k a ły te ż sp o so b n o śc i, b y p ozb yć s ię n ie b e z p ie c z ­ nej p laców k i, lub ją przynajm niej u n ieszk od liw ić. A k ie d y d zięk i zdradzie sła b e g o d uchem i w o lą osob n ik a w ręce w ład z w p a d ły d o w o d y p row ad zen ia w „spalonym m a g a zy n ie “ n ieleg a ln ej prze- ciw p a ń stw o w ej akcji w yd aw n iczej i p olityczn ej, za m k n ęli A u- strjacy w p o ło w ie 1834 roku p od w oje Zakładu, u w ięzili c zę ść pra co w n ik ó w in sty tu cji z dyrektorem K onstantym S ło tw iń sk im n a czele, a z e zb iorów zabrano w szy stk o , co ch o cia żb y zd a lek a trąciło w o ln o m y śln o ścią , d u ch em dem okracji lu b sa m o istn ą m y ślą narod ow ą. Że n ie d oszło w te d y do zu p e łn e g o zlik w id o ­ w a n ia O ssolin eu m , n ależy za w d zięczać u siln y m staran iom k u ­ ratora H enryka L ubom irskiego, grona w y b itn y ch o b y w a teli, a p rz e d e w sz y stk ie m p ó źn iejszeg o gu b ern atora W acław a Z ale­ sk ie g o L D zieło O sso liń sk ieg o przetrw ało burzę, a p o p ięciu latach rozp o częło p on ow n ie ży ć i działać, b y odrobić stra ty m aterjalne. M oralnie b ow iem dzięki a u reo li m ęc z e ń stw a w z ro sło on o ty lk o w p o w a g ę i w zm ogło s w e w p ły w y . W roku 1848 b y ł tu w a żn y o śro d ek prac w o ln o ścio w y ch i akcji r e w o lu c y j­ n ej. D a lsz e dzieje tej p o lsk iej placów ki k ulturalnej w yk raczają poza ram y d z isiejsz eg o referatu 3.

W szy stk o , co w yżej pow ied ziałem , je st dla m n ie siln y m dow od em w ielk iej ż y w o tn o ści i odporności d u ch a p o lsk ie g o i n aszej k u ltu ry. W y m ie n io n e in sty tu cje p otrafiły b o w iem w cza­ sa ch szczeg ó ln iej n iep o m y śln y ch , w p rost tragiczn ych , n ie ty lk o p rzetrw ać o k res ciężk iej w alki, a le w y tw o r z y ć n o w e w ie lk ie w a r to śc i k u ltu raln e, k tóre do dziś istn ieją i p rom ien iu ją na cały kraj. Co w ię cej, zd o ła ły on e odw rócić broń sk ierow an ą p rzeciw s o b ie przez w rażą ręk ę, w y p o sa żo n ą w w ielk ą s iłę i in n e atry- b u cje, a n a w et, w y tr ą c iw sz y ją z d łon i w roga, p rzek u ły w p o ­ ż y te c z n e i d zieln ie pracujące pługi. M oje tw ierd zen ie w y s tę p o ­ w a ć b ę d z ie z b ie g iem czasu coraz siln iej, w m iarę p o stęp u b ad ań nad historją Galicji i życiorysam i ludzi tu d ziałających . O by p race te p o s z ły sz y b szem tem pem , niż d o ty ch cza s!

1 Ostaszewski - Barański Kazimierz, W acław M ich ał Zaleski. Lwów,

1912, s. 6 5 - 6 7 . >

2 Fischer Adam, Z a k ła d N arodow y im. Ossolińskich. Z a rys dziejów . Lwów, 1927. — W isłocki, loc. cit. oraz J e rz y Lubom irski. Lwów, 1928. Po­ czątkow e rozdziały. — Bogdański Henryk, loc. cit., к. 148 η. — Zawadzki, loc.

cit., rozdz. III. — Krajewski, loc. cit., s. 37 n. — P am iętnik Aleksandra Batow-

skiego z r. 1848, Rkp. Biblj. Baworowskich nr. 679.

Cytaty

Powiązane dokumenty

In subsequent years 2015-2017, decreasing fuel prices contributed to lower fuel cost for airline industry, which was reinforced by operating innovative, more fuel

Zadania logistyczne w ramach Polskiego Kontyngentu Wojskowego (PKW) w Iraku realizowane są w ramach logistyki międzynarodowej oraz przez narodowe elementy

ПРОФЕСІЙНА ГОТОВНІСТЬ МАЙБУТНІХ ПЕДАГОГІВ ДО ЗДІЙСНЕННЯ ПРОГНОСТИЧНОЇ ДІЯЛЬНОСТІ В УМОВАХ СУЧАСНОГО ДНЗ В статті автор аналізує сучасні вимоги

Wiele w niej też zwrotów i momentów zaskoczenia, jest wreszcie — tak ważne w dobrym przedstawieniu - stopniowanie napięcia emocjonalnego.. Obok tekstów głównych autorka

Z drugiej strony mamy do czynienia ze współczesnym, wywodzącym się od romantyków, rozumieniem serca jako sfery emocjonalnej, które jest tu co prawda zakryte wraz

Rewolucja pojmowana jest zatem jako akt kreacyjny odradza­ jący człowieka, który odrzucił martwe doktryny i w dynami­ cznym akcie działania odkrywa własną tożsamość, a także

– fragmenty elewacji frontowej oraz elewacji bocznych budynku wraz z po- zostałościami okienek piwnicznych,.. – zespół ścianek działowych wraz z

Serce i dusza oznaczają również „duchowe pomieszczenia”, pojemniki, w których rozgrywają się pewne rzeczy na skutek pojawienia się w nich czegoś z zewnątrz lub