• Nie Znaleziono Wyników

W sprawie marksizmu w językoznawstwie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W sprawie marksizmu w językoznawstwie"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Józef Stalin

W sprawie marksizmu w

językoznawstwie

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 41/2, 282-301

(2)

tycznej i u tw o rzo n a now a nadbudow a, o dpow iadająca bazie socja­ listycznej. A z a te m daw ne in sty tu c je polityczne, p raw ne i inne zastąpio n e zo stały przez nowe in sty tu c je , socjalistyczne. Mimo to je d n a k język rosyjski pozo stał w zasadzie ta k i sam , jak i b ył przed przew rotem październikow ym .

Co w ty m okresie zm ieniło się w język u rosyjskim ? Zm ieniło się w pewnej m ierze słow nictwo języ k a rosyjskiego, zmieniło się w ty m sensie, że uzupełniła je znaczna ilość now ych słów i w yrażeń, k tó re w ytw orzyły się лу zw iązku z poTystaniem nowej prod uk cji socjalistycznej, z pojaw ieniem się nowego p ań stw a, nowej k u ltu ry socjalistycznej, nowej społeczności, m oralności i wreszcie w zw iązku z rozw ojem tech n iki i n a u k i; zmieniło się znaczenie szeregu słó\y i w yrażeń, k tó re u zy skały nowe znaczenie pojęciow e; odpad ła ze słow nika pew na ilość w yrazów p rzestarzałych. Co się zaś tyczy podstaw ow ego zasobu słów i s tru k tu ry gram aty cznej języ k a ro sy j­ skiego, co stanow i p o d staw ę język a, to po likw idacji b azy k a p ita ­ listycznej nie ty lk o nie zostały one zlikw idow ane i zastąpione przez now y podstaw ow y zasób słów i now ą s tru k tu rę g ram a ty c z n ą języka, lecz przeciw nie, zachow ały się w całości i p ozostały bez jakichkolw iek pow ażnych zm ian — zachow ały się właśnie jak o p od staw a w spół­ czesnego języ k a rosyjskiego.

D alej. N ad bu d o w a w y ra sta z bazy, ale nie znaczy to b y n ajm n iej, że je s t ona ty lk o odbiciem bazy, że je s t bierna, n e u tra ln a , że zacho­ w uje się obojętnie wobec losu swojej bazy, w obec losu klas, c h a ra k ­ te ru u stro ju . Przeciw nie, skoro się zjaw ia, sta je się ogrom ną, a k ty w n ą siłą, ak ty w n ie dopom aga swej bazie w k ształto w an iu się i u trw alen iu , czyni w szystko, a b y dopom óc now em u ustrojow i w dobiciu i zlikw idow aniu starej b azy i sta ry c h klas.

Bo też inaczej być nie może. N adbudow ę stw arza b aza po to właśnie, b y jej służyła, b y ak tyw nie pom agała jej u k ształto w ać się i utrw alić, b y ak ty w n ie w alczyła o likw idację daw nej bazy, zbliża­ jącej się do k resu swego życia w raz z jej d aw n ą nadbudow ą. W y ­ starczy ty lk o , b y n a d b u d o w a w yrzekła się tej swojej służebnej roli, w ystarczy ty lk o , b y n ad b u d o w a przeszła z pozycji czynnej obrony swej b azy n a pozycje obojętnego sto su n k u do niej, na pozycje tr a k ­ to w ania n a rów ni poszczególnych klas — a b y u tra c iła ona swą jakość i p rzestała być nad budow ą.

P o d ty m względem języ k różni się zasadniczo od nadbudow y. Ję z y k nie jest w ytw orem tej czy innej bazy, daw ne’•

(3)

biegu historii społeczeństw a i historii baz w ciągu stuleci. № e został on stw orzony przez jak ąś jed n ą klasę, lecz przez całe społeczeństwo, przez w szystkie klasy społeczeństwa, wysiłkiem setek pokoleń. Został on stw orzony dla zaspokojenia potrzeb nie jakiejś jednej ty lko klasy, lecz całego społeczeństwa, w szystkich klas społeczeństwa. W łaśnie dlatego pow stał on jako język ogólnonarodowy, jeden dla całego społeczeństw a i w spólny dla w szystkich członków społe­ czeństw a. W obec tego służebna rola język a jako środka k o m un i­ kow ania się ludzi nie polega n a obsługiwaniu jednej klasy ze szkodą dla inn ych klas, lecz n a jednakow ym obsługiw aniu całego społe­ czeństw a, w szystkich klas społeczeństwa. T ym się właśnie tłum aczy, że język może jednakow o obsługiwać zarówno sta ry , u m ierający u stró j, ja k i nowy, w y ra sta ją c y ; zarówno daw ną bazę, ja k i nową, zarów no w yzyskiw aczy, jak i w yzyskiw anych.

M e jest dla nikogo tajem n icą fak t, że język rosyjski równie dobrze obsługiwał rosyjski k ap ita h zm i rosyjską k u ltu rę burżu- azy jn ą przed przew rotem październikow ym , ja k obsługuje dzisiaj ustrój socjalistyczny i k u ltu rę socjalistyczną społeczeństw a ro sy j­ skiego.

To samo powiedzieć należy o języku ukraińskim , białoruskim , uzbeckim , kazachskim , gruzińskim , orm iańskim , estońskim , łotew skim , litew skim , m ołdaw skim , tata rsk im , azerbajdżańskim , baszkirskim , tu rk m eń sk im i o in n y ch językach narodów radzieckich, k tó re równie dobrze obsługiw ały daw ny u stró j b u rżu azy jn y ty c h ^ narodów , jak obsługują teraz now y ustrój socjalistyczny. Inaczej być nie może. Ję z y k po to właśnie istnieje, po to został stw orzony, b y jako narzędzie kom unikow ania się ludzi służyć społeczeństwu jako całości, b y być językiem w spólnym dla członków społeczeństwa i jed n y m dla całego społeczeństwa, obsługującym członków społeczeństw a n a równi, niezależnie od ich sy tu acji klasowej. W y starczy tylko, b y język zszedł z tej pozycji ogólnonarodowej, w ystarczy tylko, b y sta n ą ł n a pozycji uprzyw ilejow ania i popierania którejkolw iek bądź gru p y socjalnej ze szkodą dla inn y ch socjalnych grup społeczeństw a, aby utra c ił swą jakość, a b y p rzestał być środkiem kom unikow ania się ludzi w społeczeństwie, aby przekształcił się w żargon k tó rejś ty lk o gru py socjalnej, począł chylić się do u p a d k u i skazał się n a zagładę.

Pod ty m względem język różniąc się zasadniczo od nadbudow y, nie różni się jed n ak od narzędzi produkcji, pow iedzm y od m aszyn, i- ' . -,o samo obojętne wobec klas ja k język i zupełnie ta k samo m ogą obsługiwać zarów no ustrój kap italisty czn y jak i socjalistyczny.

(4)

D alej. N adb u d o w a je s t w ytw orem jednej epoki, w ciągu któ rej żyje i działa d a n a b aza ekonom iczna. Toteż n ad b u d o w a żyje nie­ długo, likw iduje się i znika wraz z likw idacją i zniknięciem danej bazy.

Ję z y k n a to m ia st, przeciw nie, je st w ytw orem długiego szeregu epok, w przeciągu k tó ry c h k s z ta łtu je się, wzbogaca, rozw ija się i szlifuje. Toteż język żyje niezrów nanie dłużej niż jakakolw iek b aza i jakakolw iek nad bu do w a. T ym się w łaśnie tłu m aczy, że pow ­ stan ie i likw idacja nie ty lk o jednej b azy i jej n adbudow y, lecz i kilku baz oraz każdej odpow iadającej im nadbudow y, nie prow adzi w h isto rii do likw idacji danego języka, do Ukwidacji jego s tru k tu ry i do naro d zin nowego jęz y k a , o now ym zasobie słów i nowej budow ie g ram aty czn ej.

Od czasu śm ierci P u szk in a m inęło przeszło 100 lat. W ciągu tego czasu w B osji uległ likw idacji u stró j feu daln y i k a p ita listy c z n y i pow stał trzeci u stró j, socjalistyczny. A zatem zlikw idow ane zostały dwie b a z y z ich n ad b u d o w am i i p o w stała now a baza, socjalistyczna, ze swą now ą nad b u d ow ą. Jeśli jed n a k w eźm iem y n a przy k ład język rosyjski, to w ciągu tego długiego okresu czasu nie uległ on żadnej rad y k aln ej zm ianie i w spółczesny język rosyjski niewiele różni się w swej s tru k tu rz e od języ k a P uszkina.

Co w ciągu tego czasu zm ieniło się w języ ku rosyjskim ? W zboga­ ciło się pow ażnie przez te n czas słownictwo języ k a rosyjskiego ; o d p ad ła z tego słow nictw a w ielka ilość w yrazów p rze starz ały c h ; zm ieniło się znaczenie pojęciowe znacznej ilości w yrazów ; popraw iła się g ram a ty c z n a budow a języka. Co się ty czy s tru k tu ry języ ka puszkinow skiego z jego b u d ow ą g ram a ty c z n ą i podstaw ow ym zaso­ bem słów, to zachow ała się ona w całej swej isto tn ej treści jako p o d staw a współczesnego języ k a rosyjskiego.

Bo też je s t to zupełnie zrozum iałe. Isto tn ie , w jak im celu właści­ wie istn iejąca s tru k tu ra język a, jego budow a g ram a ty c z n a i p o d ­ staw ow y zasób słów m iały by po k aż d y m przew rocie ulegać znisz­ czeniu i ustępow ać m iejsca now ym , ja k to zw ykle byw a z n a d b u ­ dow ą? K o m u to p o trzeb n e, by „ w o d a ” , ,,ziem ia” , „ g ó ra ” , „ la s” , „ ry b a ” , „człow iek” , „chodzić” , „ ro b ić ” , „ w y tw a rza ć ” , „h an d lo w ać” itd . nazyw ały się nie w odą, ziem ią, górą itd ., lecz jakoś inaczej? K om u to p o trzeb n e, b y od m ian y w yrazów w języ k u i zestaw ienia w yrazów w zdaniu odbyw ały się nie w edług istniejącej g ram aty k i, lecz w edług jak iejś in n ej? J a k a b y łab y korzyść dla rew olucji z t a ­ kiego p rzew ro tu w języ k u ? H isto ria w ogóle nie robi nic istotnego

(5)

bez szczególnej konieczności. Zachodzi p y tan ie, n a czym polega konieczność takiego p rzew rotu językowego, skoro jest rzeczą dowie­ dzioną, że istn iejący język ze swą s tru k tu rą jest w zasadzie całko­ wicie p rz y d a tn y do zaspokojenia potrzeb nowego u stro ju ? M ożna i należy zniszczyć daw ną nadbudow ę i zastąpić ją now ą w ciągu kilku la t, by stw orzyć pole dla rozw oju sił w ytw órczych społe­ czeństw a ; ja k wszakże zniszczyć istniejący język i zbudow ać zam iast niego now y język w ciągu kilk u lat, nie w prow adzając an archii do życia społecznego, nie stw arzając groźby rozpadu społeczeństw a? K tó ż prócz donkiszotów może staw iać sobie tak ie zadanie?

W reszcie jest jeszcze jed n a k a rd y n a ln a różnica m iędzy n a d ­ budow ą a językiem . N adbudow a nie jest bezpośrednio zw iązana z pro d ukcją, z działalnością p ro d u k cy jn ą człowieka. J e s t ona zw ią­ zan a z p ro d u k cją jedynie pośrednio, za pośrednictw em ekonom iki, za pośrednictw em bazy. D latego też n adbudow a nie od razu i nie bezpośrednio odzwierciedla zm iany w poziom ie rozw oju sił w y tw ó r­ czych, lecz po zm ianach w bazie, poprzez przełam yw anie się zm ian w prod uk cji — w zm ianach w bazie. Znaczy to, że strefa działania n ad bu d ow y jest w ąska i ograniczona.

Ję z y k n a to m ia st, przeciw nie, zw iązany jest bezpośrednio z dzia­ łalnością p ro d u k cy jn ą człowieka, i nie tylko z działalnością p ro d u k ­ cyjną, lecz tak że z w szelką in n ą działalnością człowieka we w szyst­ kich sferach jego p racy , od produkcji do bazy, od bazy do n a d ­ budow y. D latego też język odzwierciedla zm iany w p rod uk cji od razu i bezpośrednio, nie czekając n a zm iany w bazie. D latego też sfera działania języka, k tó ry obejm uje w szystkie dziedziny działal­ ności człowieka, jest o wiele szersza i bardziej różnorodna niż sfera działania nadbudow y. Co więcej, jest ona niem al że nieograniczona.

Tym się w łaśnie przede w szystkim tłum aczy, że język, ściśle jego słownictwo, z n ajd u je się w stanie nieu stan n y ch praw ie zm ian. N ie u sta n n y rozwój przem ysłu i rolnictw a, h an d lu i tra n sp o rtu , techn ik i i n a u k i w ym aga od języka uzupełniania jego słow nika przez nowe w yrazy i w yrażenia, nieodzowne w ich pracy. I język odzw ierciedlając bezpośrednio te potrzeby, uzupełnia swój słownik now ym i w yrazam i, doskonali swą budow ę gram atyczną.

T ak w ięc:

a) m ark sista nie może uw ażać języka za nadbudow ę bazy ; b) m ylić język z nadbudow ą — znaczy to popełniać pow ażny błąd.

(6)

P y t a n i e : O z y s ł u s z n e j e s t , ż e j ę z y k b y ł z a w s z e i n a d a l p o z o s t a j e k l a s o w y , że n i e m a j e d n e g o i w s p ó l n e g o j ę z y k a d l a c a ł e g o s p o ł e c z e ń s t w a , j ę z y k a n i e k l a s o w e g o , o g ó l n o ­ n a r o d o w e g o ?

O d p o w i e d ź : N ie, niesłuszne.

N ie tru d n o zrozum ieć, że w społeczeństwie, w k tó ry m nie m a klas, nie może być też m ow y o języ k u klasow ym . P ierw o tn y ustró j w spólnoty rodowej nie znał klas, a zatem nie m ógł ta m również istnieć język klasow y. J ę z y k b ył ta m jeden, w spólny dla całej zbiorowości. A rg u m en t, że przez klasę rozum ieć należy wszelką zbiorowość ludzką, nie w yłączając rów nież zbiorowości w spólnoty pierw otnej, nie je st arg um en tem , lecz grą słów, k tó ra nie zasługuje n a to, b y ją obalać. Jeśli chodzi o dalszy rozwój — od języków rodow ych do języków plem iennych, od języków plem iennych do języków narodow ości i od języków narodow ości do języków n a ro d o ­ w ych — to wszędzie, we w szystkich stad iach rozw oju, języ k jako środek kom u n ik o w an ia się ludzi w społeczeństw ie b y ł jeden i w spólny dla społeczeństw a, obsługując n a rów ni członków społeczeństw a, niezależnie od ich sy tu a c ji społecznej.

Nie m am tu n a m yśli im periów okresu niewolniczego i średnio­ wiecznego, pow iedzm y im p eriu m C yrusa i A leksandra W ielkiego lub im p eriu m Cezara i K a ro la W ielkiego, k tó re nie m iały własnej b azy ekonom icznej i stanow iły przejściow e i nietrw ałe zw iązki wojs- k o w o-adm inistracyjne. Im p e ria te nie ty lk o nie m iały, lecz nie m ogły mieć jednego języ k a dla całego im perium , zrozum iałego dla w szystkich członków im perium . S tanow iły one ko nglom erat plem ion i narodow ości, k tó re żyły w łasnym życiem i posiad ały swe w łasne języki. Mam więc n a m yśli nie te i te m u podobne im peria, lecz te p lem iona i narodow ości, k tó re w chodziły w skład im perium , m iały swą bazę ekonom iczną i m iały swe od daw na u k ształto w an e języki. H isto ria dowodzi, że języki ty c h plem ion i narodow ości nie b y ły klasow e, lecz ogólnonarodow e, w spólne dla plem ion i narodow ości i zrozum iałe d la nich.

Oczywiście, b y ły obok tego d ialek ty , m iejscow e narzecza, ale górow ał n ad nim i i podporządkow yw ał je sobie jed en w spólny język plem ienia lub narodow ości.

Później, z chw ilą gdy pojaw ił się k a p ita liz m , gdy zlikw idow ane zostało rozdrobnienie feudalne i po w stał ry n ek narodow y, n a ro d o ­ wości rozw inęły się w n aro d y , a język i narodow ości — w języki narodow e. H isto ria dowodzi, że języ ki narodow e nie są język am i

(7)

klasow ym i, lecz język am i ogólnonarodowym i, w spólnym i dla człon­ ków n a ro d u i jedn y m i dla całego narodu.

Stw ierdzono pow yżej, że język, jako środek kom unikow ania się ludzi w społeczeństwie, obsługuje n a rów ni w szystkie klasy społe­ czeństw a i w ykazuje po d ty m względem swoistą obojętność wobec klas. Je d n ak ż e ludzie, poszczególne g ru p y społeczne, klasy nie są bynajm niej obojętne w stosunku do języka. U siłują one w y ko­ rzy stać język we w łasnym interesie, narzucić m u swój szczególny leksykon, swe szczególne term in y, swe szczególne w yrażenia. P od ty m względem w yróżniają się zwłaszcza górne w arstw y klas po sia­ d ających, k tó re oderw ały się od n aro du i nienaw idzą go : a ry s to ­ k ra c ja szlachecka, górne w arstw y burżuazji. P o w sta ją „klasow e” dialekty, żargony, „języ k i” salonowe. W litera tu rz e dość często te d ialek ty i żargony kw alifik u je się niesłusznie jako języ k i: „języ k szlachecki” , „języ k b u rż u a z y jn y ” — w przeciw ieństw ie do „języ ka p roletariackiego” , „języ k a chłopskiego” . N a tej podstaw ie, ja k ­ kolw iek m oże się to w ydać dziwne, niektórzy nasi tow arzysze doszli do w niosku, że język narodow y jest fik cją, że realnie istnieją tylko języki klasowe.

Sądzę, że nie m a nic bardziej błędnego niż ta k i wniosek. Czy m ożna te dialek ty i żargony uw ażać za języki? Stanowczo nie m ożna. Nie m ożna, po pierwsze, dlatego, że te dialekty i żargony nie m ają własnej budow y g ram atycznej i podstaw owego zasobu słów, lecz zapożyczają je z języ k a narodowego. Nie m ożna, po w tóre, dlatego, że d ialek ty i żargony m ają w ąską sferę obiegu w śród członków górnej wTarstw y tej lub innej klasy i zupełnie nie n a d a ją się, jako środek kom unikow ania się ludzi, dla społeczeństwa jako całości. Cóż więc one m ają ? M ają o n e: określony zasób pew nych specy­ ficzny ch w yrazów, odzw ierciedlających specyficzne g u sty a ry s to ­ k rac ji lu b górnych w arstw b urżu azji ; pew ną ilość wyrazów i zwrotów , różniących się w yszukaniem , g alan terią i w olnych od „o rd y n a rn y c h ” w yrażeń i zw rotów języ k a narodow ego ; wreszcie pew ną ilość w y ra ­ zów obcych. Je d n ak ż e p odstaw a, to znaczy przytłaczająca większość w yrazów i budow a g ram aty czn a — zaczerpnięte są z ogólnonarodo­ wego języ k a danego n arodu. T ak więc d ialekty i żargony stanow ią odgałęzienia ogólnonarodowego języka danego narod u, pozbaw ione wszelkiej sam odzielności językow ej i skazane n a w egetację. Sądzić, że d ialek ty i żargony m ogą rozw inąć się w sam odzielne języki, k tó re p o tra fią w yprzeć i zastąpić język narodow y — to znaczy zatracić perspektyw ę h isto ry czn ą i zejść z pozycji m arksistow skich.

(8)

P ow ołują się n a M arksa, c y tu ją pew ien u stęp z jego a rty k u łu Św ięty Males, gdzie pow iedziane jest, że b u rżu a m a ,,swój w łasny jęz y k ” , że jęz y k te n „ je s t w ytw orem b u rż u a z ji” , że je st on p rzesiąknięty duchem m erk an ty lizm u i k u p n a - sprzedaży. P rz y pom ocy tego c y ta tu n iektó rzy tow arzysze chcą dowieść, że M arks opow iadał się rzekom o za „klasow ością” język a, że negow ał istnienie jednego wspólnego języ k a narodow ego. G d yb y ei tow arzysze m ieli do tej spraw y stosunek o b iektyw ny, pow inni b y p rzytoczyć również drugi c y ta t z tego sam ego a rty k u łu Św ięty M aks, gdzie M arks, naw iązując do zagadnienia dróg k sz ta łto w an ia się jednego wspólnego języ k a narodow ego, mówił o „k o n c en tra c ji dialektów w jeden język n a ro ­ dow y, uw arunkow anej k o n c e n trac ją ekonom iczną i p o lity cz n ą ” .

A zatem M arks uznaw ał konieczność istnienia j e d n e g o języ k a narodow ego jak o form y wyższej, k tó re j podporządkow ane są dialekty , jak o form y niższe.

Czymże je st w ta k im razie język b u rżu a, k tó ry według w yrażenia M arksa „ je st w ytw orem b u rż u a z ji” . Czy M arks uw ażał go za ta k i sam języ k ja k języ k narodow y z jego szczególną s tru k tu rą jęz y ­ kow ą? Czy m ógł uw ażać go za ta k i język? Oczywiście, że nie! M arks po p ro stu chciał przez to powiedzieć, że b u rżu a zapaskudzili w spólny języ k naro d ow y sw ym k ram a rsk im leksykonem , że b u rżu a zatem m ają swój żargon kram arsk i. W y n ika z tego, że tow arzysze ci w ypaczyli stanow isko M arksa. A w ypaczyli je dlatego, że c y to ­ wali M arksa nie ja k m arksiści, lecz ja k tępi erudyci, nie w nikając w isto tę rzeczy.

P o w o łu ją się n a c y ta t z b ro szury E ngelsa p t. Położenie klasy robot­ niczej w A n g lii, że „...z biegiem czasu angielska klasa ro b otn icza sta ła się zupełnie in n y m n arod em niż b u rż u a z ja angielska” , że „ ro b o tn icy m ów ią in n y m dialektem , m a ją inne idee i w yobrażenia, inne obyczaje i zasad y m oralne, in n ą religię i polity k ę niż b u rż u a z ja ” . N a podstaw ie tego c y ta tu n iek tó rzy tow arzysze w yprow ad zają w niosek, że Engels negow ał konieczność istnien ia ogólnonarodow ego języ k a danego n aro d u , że opow iadał się zatem za „klasow ością” języka. W praw dzie Engels m ówi t u nie o języku, lecz o dialekcie, rozum iejąc doskonale, że d ialek t jako odgałęzienie języka narodow ego nie m oże zastąp ić samego języ ka narodow ego. Ale, ja k widać, tow arzyszom ty m nie bard zo p rz y p a d a do g u stu istnienie różnicy m iędzy językiem a dialektem ...

J e s t rzeczą oczyw istą, że c y ta t p rzy toczo ny je s t nie n a m iejscu, Engels bowiem m ówi t u nie o „języ k ach k lasow ych” , lecz w głównej

(9)

m ierze o klasow ych ideach, w yobrażeniach, obyczajach, zasadach m oralnych, religii i polityce. Zupełnie słuszne jest, że idee, w y o b ra­ żenia, obyczaje, zasady m oralne, religia, p o lity k a b u rżu a i p ro le ta ­ riuszy są wręcz przeciw staw ne. Ale co m a z ty m wspólnego język narodow y albo „klasow ość” języ k a? Czy istnienie sprzeczności k la ­ sowych w społeczeństwie może służyć jako dowód n a rzecz „klaso- wości” język a, bądź też być argum entem przem aw iającym przeciwko konieczności jednego języka narodow ego? M arksizm głosi, że w spól­ ność języ k a jest jed n ą z najw ażniejszych cech narodu, wiedząc przy ty m doskonale, że w ew nątrz n aro d u istn ieją sprzeczności klasowe. Czy w zm iankow ani tow arzysze u z n a ją tę m arksistow ską tezę?

Powmłują się n a L afarg u e’a, w skazując na to, że L afargue w swej broszurze JęzyTc a rewolucja u zn aje ,,klasow ość” języka, że neguje rzekom o konieczność istnienia ogólnonarodowego języ ka danego n aro du . To niepraw da. L afargue rzeczywiście w spom ina o języku „szlacheckim ” czy też „ a ry sto k ra ty c z n y m ” , o „żargo nach” ro zm a­ ity c h w arstw społeczeństwa. Tow arzysze ci zapo m inają jed nak , że L afargue — nie in teresując się kwrestią różnicy m iędzy językiem a żargonem i określając d ialek ty bądź jako „m ow ę sztu czn ą” , bądź jak o „żargo n” — w yraźnie oświadcza w swej broszurze, że ,,mowTa sztuczna cechująca ary sto k rację... w yodrębniła się z języka ogólno­ narodow ego, k tó ry m mówili zarów no b u rżu a jak i rzem ieślnicy, m iasto i w ieś” .

A zatem L afargue u znaje istnienie i konieczność język a ogólno­ narodow ego, rozum iejąc doskonale, że „język a ry sto k ra ty c z n y ” oraz inn e d ialek ty i żargony podporządkow ane są językow i ogólnonarodo­ w em u i od niego zależne.

O kazuje się, że pow oływ anie się n a L afarg u e’a m ija się z celem. Pow ołują się n a to, że w pew nym okresie w Anglii feudałowie angielscy „w ciągu całych stuleci” mówili po francusku, podczas gdy n aró d angielski mówdł po angielsku, że okoliczność ta stanow i rzekom o dowód n a rzecz „klasow ości” języka, a przeciwko konieczności języ k a ogólnonarodowego. M e jest to jed n ak dowód, lecz jak a ś anegdota. Po pierwsze, po fran cu sk u mówili wówczas nie wszyscy feudałow ie, lecz nieliczna górna w arstw a feudałów angielskich, r e ­ zydu jących n a dworze królew skim i w hrabstw ach. Po drugie, m ówili oni nie jak im ś „językiem k lasow y m ” , lecz zw ykłym , ogólnonarodow ym językiem francuskim . P o trzecie, ja k w iadom o, to baw ienie się jęz y ­ kiem francuskim zn ikło później bez śladu, u stęp u jąc m iejsca ogólno­ narodow em u językow i angielskiem u. Czyż tow arzysze ci sądzą, że

(10)

feudałow ie angielscy i n aró d angielski „ w c ią g u stu leci” porozum iew ali się ze sobą za p ośrednictw em tłum aczy, że feudałow ie angielscy nie używ ali języ k a angielskiego, że ogólnonarodow y język angielski w ów ­ czas nie istn iał, że język fran cu sk i b y ł wówczas w Anglii czym ś więcej niż językiem salonow ym , k tó ry b y ł w użyciu jedynie w ciasnym gronie górnej w arstw y a ry sto k ra c ji angielskiej ? J a k m ożna n a po dstaw ie t a ­ kich anegdo ty czny ch „dow odów ” negow ać istnienie i konieczność języ k a ogólnonarodowego ?

W pew nym okresie a ry sto k ra c i rosyjscy rów nież baw ili się języ ­ kiem francuskim n a dworze carskim i w salonach. Chełpili się, że m ów iąc po ro sy jsk u ją k a ją się po francusku , że um ieją mówić po ro sy jsku jed y n ie z ak cen tem francuskim . Czy znaczy to, że w E osji nie było wówczas ogólnonarodowego języ k a rosyjskiego, że język ogólnonarodow y b y ł wówczas fik c ją, a „języ ki klasow e” — rzeczy­ w istością ?

Tow arzysze nasi p o p ełn iają t u co najm niej dw a błędy.

Pierw szy b łąd polega n a ty m , że m y lą oni język z nadbudow ą. S ądzą oni, że skoro n a d b u d o w a m a c h a ra k te r klasow y, to i język pow inien b y ć nie ogólnonarodow y, lecz klasow y. Mówiłem już jed n ak w yżej, że język i n ad b u d o w a to dw a różne pojęcia, że m arksiście nie wolno ich m ylić.

D rugi b łą d polega n a ty m , że tow arzysze ci u jm u ją przeciw ieństw o interesów b u rżu azji i p ro le ta ria tu , ich zaciekłą walkę klasow ą jako ro zp ad społeczeństw a, jak o zerw anie wszelkich związków m iędzy w rogim i klasam i. U w ażają oni, że skoro społeczeństwo się rozpadło i nie m a ju ż jednohtego społeczeństw a, lecz istn ieją ty lk o klasy, to niep o trzeb n y też je s t w spólny język dla społeczeństw a, to niepo trzeb ny jest język narodow y. Cóż więc pozostaje, skoro n a stą p ił rozpad społe­ czeństw a i nie m a ju ż ogólnonarodow ego języ ka danego n aro d u ? P ozo­ s ta ją klasy i „języ k i klasow e” . Zrozum iałe jest, że każd y „języ k klaso­ w y ” będzie m iał w łasną „klasow ą g ra m a ty k ę ” — g ram a ty k ę „ p ro le ta ­ ria c k ą ” , g ra m a ty k ę „ b u rż u a z y jn ą ” . Co praw d a, g ra m a ty k tak ic h nie m a n a świecie, ale f a k t ten wcale nie zb ija ty ch tow arzyszy z tro p u : wierzą, że tak ie g ra m a ty k i p ow stan ą.

W swoim czasie byli u nas „m ark siści” , k tó rz y tw ierdzili, że koleje, k tó re pozostały w n aszym k ra ju po przew rocie październ i­ kow ym , są b u rżu a z y jn e i że nam , m ark sistom , nie p rzystoi z nich korzy stać, że należy je zrów nać z ziem ią i zbudow ać nowe, „p role­ ta ria c k ie ” koleje. Z yskali sobie za to przy dom ek „jaskiniow ców ” ...

(11)

Zrozum iałe, że tak i pry m ityw nie anarchistyczny pogląd n a społe­ czeństwo, n a klasy, n a język nie m a nic wspólnego z m arksizm em . Istn ie je 011 jed n a k niew ątpliw ie nad al i żyje w głowach pew nych naszych zbałam uconych tow arzyszy.

Oczywiście nie jest praw dą, że wobec istnien ia zaciekłej w alki klasowej społeczeństwo rzekom o rozpadło się n a klasy nie zw iązane ze sobą więzam i ekonom icznym i w ram ach jednego społeczeństwa. Przeciw nie. D opóki istnieje kap italizm , b u rżu a i proletariusze zw iązani będą ze sobą w szystkim i nićm i ekonom iki, jako części składow e jednego społeczeństw a kapitahstycznego. B u rżu a nie m ogą żyć i wzbogacać się nie m ając do dyspozycji robotników najem nych, proletariusze nie m ogą k o ntynuow ać swego b y tu nie n ajm u ją c się do p racy u kapitalistó w . Zerw anie wszelkich więzi ekonom icznych m iędzy nim i oznacza przerw anie wszelkiej produkcji, a przerw anie wszelkiej p ro d ukcji prow adzi do zagłady społeczeństwa, do zagłady sam ych klas. R ozum ie się, że żad na klasa nie zechce pójść n a za ­ gładę. D latego też w alka klasow a, choćby b yła najostrzejsza, nie m oże doprow adzić do ro zpad u społeczeństwa. Je d y n ie ig n orancja w kw estiach m arksizm u i całkow ite niezrozum ienie n a tu ry języka mogło p o dyktow ać niek tó ry m naszym tow arzyszom bajeczkę o roz­ padzie społeczeństw a, o językach „klasow ych” , o „klasow ych” g ram aty k ach .

Pow ołują się dalej n a L enina i przypom inają, że Lenin uznaw ał istnienie dwóch k u ltu r w w arun k ach kapitalizm u , burżu azyjn ej i proletariackiej, że hasło k u ltu ry narodow ej w w arunkach k a p ita ­ lizm u jest hasłem nacjonalistycznym . W szystko to p raw d a i Lenin m a tu ab so lu tn ą słuszność. Ale co m a z ty m wspólnego „klasow ość” języ k a? Pow ołując się n a słowa L enina o dwóch k u ltu ra c h w w a ru n ­ kach k ap italizm u tow arzysze ci pragną, ja k widać, zasugerow ać czytelnikow i, że istnienie dwóch k u ltu r w społeczeństwie, b u rż u ­ azyjnej i proletariackiej, oznacza, że pow inny również istnieć dw a języki, języ k bowiem zw iązany jest z k u ltu rą — a zatem Lenin neguje konieczność jednego języ k a narodow ego, a zatem Lenin opow iada się za językam i „klasow ym i” . B łąd ty c h tow arzyszy polega tu n a ty m , że u to żsam iają i m ylą język z k u ltu rą . A ty m ­ czasem k u ltu ra i język — to dwie różne rzeczy. K u ltu ra m oże być i b u rżu azy jn a, i socjalistyczna, język n ato m iast, jako środek k o m u ­ nikow ania się ludzi, jest zawsze językiem ogólnonarodow ym i m oże obsługiw ać zarów no k u ltu rę b u rżu azy jn ą ja k i socjalistyczną. Czyż to nie fak t, że języ k rosyjski, ukraiński, uzbecki obsługują dziś k u l­

(12)

tu rę socjalistyczną ty c h narodów rów nie dobrze, ja k przed przew ro­ tem październikow ym obsługiw ały ich k u ltu ry b u rżu azy jn e ? Znaczy to , że tow arzysze ci m y lą się głęboko tw ierdząc, że istnienie dwóch ró żnych k u ltu r prow adzi do u k sz ta łto w an ia się dwóch różnych języków i do negow ania konieczności wspólnego języka.

M ówiąc o dw óch k u ltu ra c h , L enin w ychodził w łaśnie z założenia, że istnienie dw óch k u ltu r nie m oże prow adzić do negow ania w spól­ nego języ k a i u tw o rzen ia się dw óch języków , że języ k pow inien by ć jeden. G dy bun dow cy poczęli oskarżać L en ina o to , że neguje on konieczność języ k a narodow ego i tr a k tu je k u ltu rę jak o ,,bez- naro d o w ą” , Lenin, ja k w iadom o, ostro p ro testo w ał przeciw ko tem u , ośw iadczając, że zw alcza k u ltu rę b u rżu a z y jn ą , lecz nie języ k n a ro ­ dow y, którego konieczność uw aża za bezsporną. D ziw ne jest, że n iek tó rzy nasi tow arzysze w loką się śladam i bundow ców .

Co się ty cz y wspólnego język a, którego konieczność rzekom o n eg u je L enin, n ależałoby przypom nieć sobie n astę p u jąc e słowa L e n in a :

Język jest najw ażniejszym środkiem komunikowania się lu dzi; jed­ ność języka i nieskrępowany jego rozwój — to jeden z najważniejszych warunków rzeczywiście wolnego i szerokiego obrotu handlowego, odpowia­ dającego współczesnem u kapitalizm owi, swobodnego i szerokiego grupo­ wania się ludności według poszczególnych klas.

O kazuje się, że szanow ni tow arzysze w ypaczyli poglądy L enina. P ow ołu ją się wreszcie n a S ta lin a, p rzy ta cz a jąc c y ta t ze S ta h n a, że ,,b u rżu a z ja i jej p a rtie nacjo nalisty czne b y ły i pozo stają w ty m okresie głów ną siłą kierow niczą ta k ic h n aro d ó w ” . W szystko to jest słuszne. B u rż u a zja i jej p a rtia n acjo n alisty czn a rzeczywiście n a d a ją k ieru n ek k u ltu rz e b u rżu azy jn ej, ta k sam o ja k p ro le ta ria t i jego p a rtia in te rn ac jo n alisty c zn a n a d a ją k ieru n ek k u ltu rz e p ro letariackiej. Cóż jed n a k m a z ty m wspólnego ,,klasow ość” języ k a? Czyżby ci tow arzysze nie wiedzieli, że język naro do w y jest fo rm ą k u ltu ry n arodow ej, że języ k narodow y m oże obsługiw ać zarów no k u ltu rę b u rż u a z y jn ą ja k i socjalistyczną? Czyżby nasi tow arzysze nie byli obeznani ze z n an y m sform ułow aniem m arksistów , stw ierdzającym , że obecna k u ltu ra ro sy jsk a, u k raiń sk a, b iało ru sk a i inne są socja­ listyczne w treści i narodow e w form ie, to znaczy jiod względem języ k a ? Czy zgad zają się oni z ty m m ark sisto w skim sform ułow aniem ?

B łąd naszych tow arzy szy polega tu n a ty m , że nie w idzą różnicy m iędzy k u ltu rą a językiem i nie rozum ieją, że k u ltu ra zm ienia się w swej treści z k ażd y m now ym okresem rozw oju społeczeństw a,

(13)

podczas gdy język pozostaje zasadniczo ty m sam ym językiem n a przestrzen i k ilkn okresów, obsługując jednakow o zarów no now ą k u ltu rę ja k i daw ną.

A w ięc:

a) język jako środek kom unikow ania się zawsze b y ł i pozostaje jed e n dla społeczeństw a i w spólny dla jego członków ;

b) istnienie dialektów i żargonów nie neguje, lecz potw ierdza is t­ nienie języ k a ogólnonarodowego; są one jego odgałęzieniam i i są m u podporządkow ane ;

c) form uła „klasow ości” języ k a jest form ułą błędną, niem arksi- stow ską.

P y t a n i e : J a k i e s ą c h a r a k t e r y s t y c z n e c e c h y j ę z y k a ? O d p o w i e d ź : Ję z y k należy do zjaw isk społecznych, d z ia łają ­ cych przez cały czas istnien ia społeczeństw a. E odzi się on i rozw ija w raz z naro d zinam i i rozw ojem społeczeństwa. U m iera w raz ze śm iercią społeczeństw a. P oza społeczeństw em nie m a języka. D la ­ tego też języ k i p raw a jego rozw oju m ożna zrozum ieć tylk o w ty m w y p adk u, gdy b a d a się go w nierozerw alnym zw iązku z h isto rią społeczeństw a, z h isto rią n aro du , do którego b a d a n y język należy i k tó ry je st tw órcą i nosicielem tego języka.

Ję z y k je s t środkiem , narzędziem , przy którego pom ocy ludzie k o m u n ik u ją się ze sobą, w ym ieniają m yśli i osiągają w zajem ne zro zu­ m ienie. J a k o zw iązany bezpośrednio z m yśleniem , język reje stru je i u trw ala w słowach i w zestaw ieniach słów, w zdaniach, w yniki p rac y m yślenia, osiągnięcia p rac y poznawczej człowieka i w ten sposób um ożliw ia w ym ianę m yśli w społeczeństwie ludzkim .

W y m iana m yśli je st sta łą i żyw otną koniecznością, gdyż bez niej nie m ożna zorganizow ać wspólnego działania ludzi w walce z siłam i p rzy ro d y , w walce o p rodukcję niezbędnych dó b r m a te ria l­ nych, nie m ożna osiągnąć sukcesów w działalności p rodukcyjnej społeczeństw a — niem ożliwe jest zatem samo istnienie prod uk cji spo­ łecznej. A zatem , bez języ ka zrozum iałego dla społeczeństw a i wspólnego dla jego członków, społeczeństwo zaprzestaje p ro d u k o ­ wać, ro zp ad a się i p rze staje istnieć jako społeczeństwo. W ty m sensie języ k jako narzędzie obcow ania jest zarazem narzędziem walki i rozw oju społeczeństw a.

J a k w iadom o, w szystkie w yrazy istniejące w język u stanow ią razem tzw . słownictwo języka. E zeczą głów ną w słownictwie języ k a je st podstaw ow y zasób słów, do którego w chodzą w szystkie

(14)

pier-w iastkopier-w e pier-w yrazy, jak o jego jądro. J e s t on znacznie m niej obszerny niż słow nictwo języ k a, lecz żyje bardzo długo, w ciągu stuleci, i dostarcza językow i bazy do tw orzenia now ych w yrazów. Słow­ nictw o jest odbiciem sta n u ję z y k a : im bogatsze i różnorodniejsze jest słownictwo, ty m bogatszy i b ardziej rozw inięty je st język.

J e d n a k ż e słow nictwo sam o przez się nie jest jeszcze językiem — jest ono raczej m ateriałem b udow lany m języka. P odobnie ja k m a te ­ riały budow lane w budow nictw ie nie stanow ią gm achu, chociaż bez nich zbudow anie gm achu jest niem ożliwe, ta k i słownictwo języ k a nie stanow i sam ego języka, chociaż bez niego żaden język jest nie do pom yślenia. Ale słow nictwo języ k a uzyskuje ogrom ne znaczenie, g d y zo staje od dan e do dyspozycji g ra m a ty k i języka, k tó ra określa reg u ły odm iany w yrazów , regu ły łączenia w yrazów w zd an ia i w te n sposób n a d a je językow i h arm o n ijn y , św iadom y c h arak ter. G ra m a ty k a (m orfologia, składnia) je st zbiorem reguł od m ian y w yrazów i łączenia w yrazów w zdaniu. A zate m właśnie dzięki g ram aty ce język uzysk uje m ożność p rzyo blek an ia m yśli ludzkich w m a te ria ln ą szatę językow ą.

Cecha w y ró żn iająca g ra m a ty k i polega n a ty m , że p od aje ona reguły odm iany w yrazów , m ając n a względzie nie k o n k retn e w y­ razy, lecz w yrazy w ogóle, bez jakiejkolw iek k o n k retn o śc i; podaje ona reguły b ud o w y zdań, m ając n a względzie nie jakieś k o n k retn e zd an ia, pow iedzm y k o n k re tn y podm iot, k o n k retn e orzeczenie itp ., lecz wszelkie zd an ia w ogóle, niezależnie od k o n k retn ej form y tego lub owego zdania. A zatem , a b s tra h u ją c od tego, co poszczególne i k o n k retn e, zarów no jeśh chodzi o w y razy ja k i o zdania, g ra m a ty k a bierze to, co je st ogólne, co leży u p o d staw odm iany w yrazów i łączenia w yrazów w zdania, oraz b u d u je z tego reguły g ram a ­ tyczne, p raw a g ram aty czn e. G ra m a ty k a jest w ynikiem długo­ trw ałe j, a b stra h u ją c ej p rac y m yślenia ludzkiego, w skaźnikiem ogrom ­ nych postępów m yślenia.

P o d ty m względem g ra m a ty k a p rzy p o m in a geom etrię, k tó ra u k ład a swe p raw a a b s tra h u ją c od k o n k retn y c h przedm iotów , ro z­ p a tru ją c p rzed m io ty jako ciała pozbaw ione k onk retn o ści i okre­ ślając stosunki m iędzy nim i nie jak o k o n k retn e sto sunk i jakichś k o n k retn y c h przedm iotów , lecz jako stosunki ciał w ogóle, p o zb a­ wione wszelkiej konkretności.

W odróżnieniu od nad bu do w y, k tó ra je st zw iązana z p ro d u k cją nie bezpośrednio, lecz za pośrednictw em ekonom iki, język zw iązany jest bezpośrednio z działalnością p ro d u k cy jn ą człowieka, ta k samo

(15)

ja k i z w szelką in n ą działalnością we w szystkich bez w y ją tk u dzie­ dzinach jego pracy. Toteż słownictwo języka, jak o najbardziej czułe n a zm iany, zn ajd u je się w stanie nieom al nieprzerw anych przem ian, p rzy czym — w odróżnieniu od n adbudow y — język nie m usi czekać n a likw idację bazy, w prow adza bowiem zm iany do swego słow nictw a przed likw idacją b azy i niezależnie od jej stanu.

Je d n ak ż e słownictwo język a zm ienia się nie jako nadbudow a, nie drogą zniesienia tego, co stare, i budow y nowego, lecz drogą uzupełnienia istniejącego słow nika now ym i w yrazam i, pow stałym i w zw iążku ze zm ianam i u stro ju socjalnego, z rozw ojem produkcji, z rozw ojem k u ltu ry , n a u k i itp . P rz y ty m , m im o że ze słow nictw a językow ego zw ykle w yp ad a pew na ilość w yrazów przestarzałych, p rzy b yw a m u znacznie większa ilość w yrazów nowych. Jeśli zaś chodzi o podstaw ow y zasób słów, to u trz y m u je się on we w szystkim , co jest w nim isto tn e, i w yko rzy sty w any jest jako p o d staw a słow­ n ictw a języka. J e s t to zrozum iałe. Nie m a żadnej konieczności likw idow ania podstaw ow ego zasobu słów,jeśli może on być z pow o­ dzeniem w y k orzy sty w an y w ciągu szeregu okresów historycznych, nie m ówiąc ju ż o ty m , że likw idacja podstaw ow ego zasobu słó w / nagrom adzonego w ciągu stuleci, wobec niem ożności stw orzenia nowego podstaw ow ego zasobu słów w ciągu krótkiego czasu, d o p ro ­ w adziłaby do sparaliżow ania języka, do zupełnej dezorganizacji kom unikow ania się ludzi.

B udow a g ram aty czn a języka zm ienia się jeszcze bardziej powoli, aniżeli jego podstaw ow y zasób słów. B udow a g ram aty czna, k tó ra w y pracow ana została n a przestrzeni epok i stała się częścią o rg a­ niczną języka, zm ienia się jeszcze wolniej aniżeli podstaw ow y zasób słów. Ulega ona oczywiście z biegiem czasu zm ianom , doskonali, ulepsza, precyzuje swe reguły, wzbogaca się o nowe reguły, ale p o d ­ staw y budow y gram aty czn ej u trz y m u ją się w ciągu bardzo długiego czasu, gdyż m ogą one, ja k o ty m świadczy historia, z pow odze­ niem obsługiwać społeczeństwo w ciągu szeregu epok.

T ak więc g ram aty czn a budow a języka i jego podstaw ow y zasób słów stanow ią podstaw ę języka, isto tę jego specyfiki.

H isto ria stw ierdza w ielką trw ałość i olbrzym ią odporność języ ka wobec przym usow ej asym ilacji. N iektórzy historycy, zam iast w y ­ jaśnić to zjaw isko, ograniczają się do zdziwienia. Ale do zdziw ienia nie m a t u żadnych podstaw . Trwałość języ ka tłum aczy się trw a ­ łością jego budow y gram atyczn ej i podstaw ow ego zasobu słów. W ciągu stuleci asy m ilato rzy tu reccy usiłowali okaleczyć, zburzyć

(16)

i zniszczyć języki narodów bałkańsk ich . W ciągu tego okresu słow­ nictw o języków b ałk ań sk ich uległo pow ażnym zm ianom , wchłonęło wiele słów i w yrażeń tu reckich, było „zbliżanie się” i „oddalan ie się” , jed n ak że języ ki b ałk ańskie w y trw ały i przeżyły. Dlaczego? D latego, że bu d o w a g ram a ty c z n a i po dstaw ow y zasób słów ty ch języków w zasadzie się u trz y m ał.

Z tego w szystkiego w ynika, że języ ka, jego s tru k tu ry nie m ożna tra k to w a ć jako w y tw o ru jakiejś pojedynczej epoki. S tru k tu ra języka, jego b u d ow a g ram a ty c z n a i podstaw ow y zasób słów są w ytw orem szeregu epok.

N ależy przypuszczać, że elem en ty współczesnego języ k a pow stały ju ż w zam ierzchłej starożytności, p rzed epoką niew olnictw a. B ył to języ k nieskom plikow any, o niezw ykle ubogim zasobie słów, ale z w łasną bu d o w ą g ram a ty c z n ą , co p raw d a p ry m ity w n ą , ale je d n a k b udow ą g ram aty czn ą.

D alszy rozwój p ro d u k cji, pojaw ienie się klas, pojaw ienie się piśm iennictw a, n aro d zin y p a ń stw a, k tó re m u dla celów adm in istracji p o trz e b n a b y ła m niej lub bardziej u p o rządk ow ana korespondencja, rozwój h and lu , k tó ry jeszcze bardziej potrzebo w ał uporządkow anej korespondencji, pojaw ienie się p ra sy dru k arsk iej, rozwój lite ra tu ry — w szystko to spowodow ało wielkie zm ian y w rozw oju języka. Przez te n czas plem iona i narodow ości ro zd rab n iały się i rozszczepiały, m ieszały się i krzyżow ały, później pojaw iły się narodow e języki i p ań stw a, d ok o nały się p rzew ro ty rew olucyjne, daw ne ustro je społeczne u stą p iły m iejsca now ym . W szystko to pociągnęło za sobą jeszcze większe zm iany w języ k u i jego rozw oju.

B yłoby jed n a k w ielkim błędem sądzić, że rozwój język a odbyw ał się w te n sam sposób, ja k rozwój n a d b u d o w y : drogą unicestw ienia tego, co istniało, i b u dow ania nowego. W istocie rzeczy rozwój języ k a odbyw ał się nie drogą unicestw ienia języ k a istniejącego i budow y nowego, lecz dro gą rozw ijania i doskonalenia p o d staw o ­ w ych elem entów istniejącego język a. P rzejście od jednej jakości języ k a do innej odbyw ało się p rzy ty m nie drogą w ybuchu, nie drogą unicestw ienia za jed n y m zam achem tego, co stare, i budow y nowego, lecz drogą stopniow ego i długotrw ałego grom adzenia ele­ m entów nowej jakości, nowej s tr u k tu ry języ k a, drogą stopniowego obum ierania elem entów daw nej jakości.

P o w iad ają, że teo ria stadialnego rozw oju języ k a je st teorią m arksistow ską, u zn aje bow iem konieczność nagłych w ybuchów jak o w a ru n k u p rzejścia języ k a od daw nej jakości do nowej. J e s t

(17)

to oczywiście niesłuszne, tru d n o bowiem znaleźć cokolwiek m ark si­ stow skiego w tej teorii. A jeśli teoria stadialności rzeczywiście uznaje nagłe w ybuchy w historii rozw oju języka, ty m gorzej dla niej. M ark­ sizm nie uzn aje nagłych w ybuchów w rozw oju języka, nagłej śmierci istniejącego język a i nagłej budow y nowego języka. L afargue nie m iał racji, gdy m ówił o „nagłej rew olucji językow ej, k tó ra dokonała się m iędzy rokiem 1789 i 1794” we F ra n cji (zob. broszurę L afarg u e’a J ę zy k a rewolucja). Żadnej rew olucji językow ej, a ty m bardziej nagłej, we F ra n c ji wówczas nie było. Ezecz oczyw ista, że w ciągu tego okresu słownictwo języ ka francuskiego wzbogaciło się o nowe słowa i w yrażenia, o dpadła pew na ilość w yrazów przestarzały ch, zmieniło się znaczenie pojęciowe niektórych w yrazów — i to w szy­ stko. T akie jed n a k zm iany wcale nie d ecydują o losie języka. Ezecz głów na w języku — to jego budow a g ram aty czn a i podstaw ow y zasób słów. Je d n ak ż e budow a g ram aty czn a i podstaw ow y zasób słów język a francuskiego nie ty lk o nie zniknęły w okresie fra n ­ cuskiej rew olucji b u rżu azy jn ej, lecz u trz y m ały się bez isto tn y ch zm ian, i nie tylko się u trz y m ały , lecz żyją do dziś dn ia we w spół­ czesnym języ k u francuskim . M e mówię już o ty m , że dla likw i­ dacji istniejącego języ k a i budow y nowego języ ka narodow ego („n ag ła rew olucja językow a” !) okres pięciu, sześciu la t jest śmiesznie k ró tk i; do tego p o trzeb n e są stulecia.

M arksizm uw aża, że przejście języka od daw nej jakości do nowej odbyw a się nie drogą w ybuchu, nie drogą unicestw ienia istniejącego język a i stw orzenia nowego, lecz drogą stopniowego grom adzenia elem entów nowej jakości, a więc drogą stopniowego obum ierania elem entów daw nej jakości.

W ogóle trz e b a powiedzieć, dla w iadom ości tow arzyszy pasjo- n u jący ch się w ybucham i, że praw o przechodzenia od daw nej jakości do nowej drogą w ybuchu nie daje się zastosow ać nie tylko do historii rozw oju ję z y k a ; nie zawsze daje się -ono zastosow ać rów nież do inny ch zjaw isk społecznych, należących do kategorii b azy lub n ad budow y. O bow iązuje ono w stosunku do społeczeństw a podzielonego n a wrogie klasy. N ie m a ono n a to m ia st zupełnie m ocy obow iązującej dla społeczeństw a nie m ającego wrogich klas. W ciągu ośm iu, dziesięciu la t zrealizow aliśm y w rolnictw ie naszego k ra ju przejście od u stro ju burżuazyjnego, indyw idualno-chłopskiego do socjalistycz­ nego u stro ju kołchozowego. B yła to rew olucja, k tó ra zlikw idow ała daw ny b u rżu a z y jn y ustró j gospodarczy wsi i stw orzyła now y u strój socjalistyczny. Je d n ak ż e te n przew rót dokonał się nie drogą w ybuchu,

(18)

tj. nie drogą obalenia istniejącej w ładzy i utw orzenia nowTej w ładzy, lecz drogą stopniow ego przejścia od dawnego b urżuazyjnego u stro ju wsi do nowego. U dało się zaś tego dokonać dlatego, że b y ła to rew o­ lu cja od góry, że p rzew ró t n a stą p ił z in ic ja ty w y istniejącej władzy, p rzy poparciu p o d staw ow ych m as chłopstw a.

P o w iad ają, że liczne f a k ty skrzyżow ania języków , jak ie zacho­ dziły w dziejach, d a ją p o dstaw ę do przypuszczenia, że p rzy sk rzy ­ żow aniu n a stę p u je w ytw orzenie się nowego języ k a drogą w ybuchu, drogą nagłego przejścia od starej jakości do nowej. J e s t to zupełnie niesłuszne.

Skrzyżow anie języków nie m oże b yć tra k to w a n e jak o jed n o ­ razow y a k t rozstrzygającego ciosu, d ający w yniki w ciągu kilku la t. Skrzyżow anie języków jest długotrw ałym procesem , trw ają cy m setki lat. Toteż o żadn ych w yb uchach nie może być tu ta j m owy.

D alej. B y ło b y zupełnie niesłuszne sądzić, że w w yniku skrzyżo­ w ania, pow iedzm y, dwóch języków o trz y m u je się now y, trzeci język, n iepodobny do żadnego ze skrzyżow anych języków i różniący się jakościow o od każdego z nich. W istocie rzeczy, p rzy skrzyżo­ w aniu jeden z języków w ychodzi zw ykle zwycięsko, zachow uje' sw oją budow ę g ram a ty c z n ą , swój podstaw rowy zasób słów i rozw ija się w dalszym ciągu zgodnie z w ew nętrznym i praw am i swego roz­ woju, podczas g d y drugi język tra c i stopniow o swą jakość i sto p ­ niowo obum iera.

A zatem skrzyżow anie nie daje jakiegoś nowego, trzeciego języka, lecz zachow uje jed en z języków , zachow uje jego budow ę g ram a ­ ty cz n ą i podstaw ow y zasób słów oraz um ożliw ia m u rozwój w edług w ew nętrznych p raw swego rozw oju.

W praw dzie n a stę p u je p rzy ty m pew ne w zbogacenie słow nictw a języ k a zwycięskiego kosztem języka zwyciężonego, ale to nie osłabia go, lecz — przeciw nie — w zm acnia.

T ak było n a p rzy k ła d z językiem rosyjskim , z k tó ry m krzy żo ­ w ały się w to k u rozw oju historycznego języki szeregu in nych n a ro ­ dów i k tó ry zawsze w ychodził z tego zwycięsko.

Oczywiście, słow nictwo języ k a rosyjskiego uzupełniało się przy ty m , czerpiąc ze słow nictw a innych języków , ale to nie ty lk o nie osłabiło, lecz przeciw nie — wzbogaciło i wzm ocniło język rosyjski.

Jeśli chodzi o swoistość narodow ą języ k a rosyjskiego, to nie doznała ona najm niejszej szkody, język rosy jsk i bowiem , zacho­ w ując swą budow ę g ram a ty c z n ą i p odstaw ow y zasób słów, czynił

(19)

dalsze p o stęp y i doskonalił się według w ew nętrznych praw swego rozw oju.

Nie ulega w ątpliw ości, że teo ria krzyżow ania nie może dać nic poważnego językoznaw stw u radzieckiem u. Jeśli słuszne jest, że głów nym zadaniem językoznaw stw a jest badanie w ew nętrznych p raw rozw oju języka, to trz e b a stw ierdzić, że teo ria krzyżow ania nie ty lko nie rozwdązuje tego zadania, lecz n aw st go nie sta w ia ; ona go po p ro stu nie zauw aża lub nie rozum ie.

P y t a n i e : C z y „ P r a w d a ” p o s t ą p i ł a s ł u s z n i e i n i c j u j ą c s w o b o d n ą d y s k u s j ę w7 s p r a w a c h j ę z y k o z n a w s t w a ?

O d p o w i e d ź : P o stąp iła słusznie.

W jak im k ieru n k u zo stan ą rozw iązane zagadnienia języ k o­ znaw stw a — stanie się jasn e w końcu dyskusji. Ale ju ż teraz m ożna powiedzieć, że dy sk u sja przyniosła znaczną korzyść.

D y sk u sja w yjaśniła przede w szystkim , że w organach języ k o­ znaw stw a, zarów no w cen tru m ja k i w republikach, panow ał reżim niew łaściw y nauce i uczonym . N ajm niejszą k ry ty k ę sta n u rzeczy w językoznaw stw ie radzieckim , naw et najbardziej nieśm iałe pró b y k ry ty k o w an ia tzw . „nownj n a u k i” w językoznaw stw ie, kierownicze k oła w dziedzinie językoznaw stw a prześladow ały i tęp iły w zarodku. Za k ry ty c z n y stosunek do spuścizny N. J . M arra, za najm niejszą d ezap ro b atę n au k i N. J . M arra w artościow ych pracow ników i b a d a ­ czy w dziedzinie językoznaw stw a usuw-ano ze stanow isk lub p rze­ noszono n a niższe stanow iska. Za podstaw ę do w ysuw ania języ k o ­ znawców n a odpow iedzialne stanow iska służyła nie rzeczowa ocena, lecz bezw arunkow e uznanie n au k i N. J . M arra.

J e s t rzeczą powszechnie uznaną, że żadn a n au k a nie m oże ro z­ w ijać się i prosperow ać bez w alki poglądów, bez wolności k ry ty k i. J e d n a k ż e ta powszechnie u zn an a reguła była w sposób n a j­ bardziej bezcerem onialny ignorow ana i lekceważona. P o w stała z am k n ięta g ru p a nieom ylnych kierownikówr, k tó ra, zabezpieczyw szy się przed w szelką możliwrą k ry ty k ą , zaczęła zachow yw ać się w sposób samowmlny i warcholski.

Oto jeden z p rzy k ład ó w : Tzw. K u rs babiński (w ykłady N . J . M arra, wygłoszone w B aku), k tó ry sam a u to r zdyskw alifikow ał i zabronił w ydać ponowmie, został jednakże z polecenia k a s ty kie­ row ników (t. Mieszczaninow nazyw a ich „uczniam i” N. J . M arra) ponow nie w y d an y i wdączony bez żadnych zastrzeżeń do zalecanych s tu d e n to m pom ocy naukow ych. Oznacza to, że studentów7 oszukano d a ją c im zdyskw alifikow any K u rs jako pełnow artościow ą pom oc

(20)

naukow ą. G d y b y m nie b ył przek o n an y o uczciwości tow. Mieszcza- ninow a i in ny ch językoznaw ców , pow iedziałbym , że tego rod zaju postępow anie rów noznaczne je st ze szkodnictw em .

J a k to się mogło stać? Stało się to dlatego, że reżim A rakcze- jew a, w prow adzony w językoznaw stw ie, k u lty w u je b rak odpow ie­ dzialności i zachęca do ta k ic h w archolstw .

D y sk u sja o k azała się bard zo poży teczna przede w szystkim d la ­ tego, że w ydobyła ona te n reżim A rakczejew a n a światło dzienne i doszczętnie go zdruzgotała.

Je d n ak ż e korzyść z d ysk usji na ty m się nie kończy. D y sk usja nie ty lk o zdru zgo tała d aw ny reżim w językoznaw stw ie, lecz u ja w ­ niła p o n ad to tę niepraw d op od ob ną g m atw an in ę poglądów w n a j­ w ażniejszych zagadnieniach językoznaw stw a, k tó ra p a n u je w k ie­ row niczych kołach tej gałęzi nauki. P rz ed rozpoczęciem dyskusji m ilczały one i p ok ry w ały m ilczeniem niepom yślny s ta n rzeczy w językoznaw stw ie. Po rozpoczęciu d yskusji m ilczenie stało się już jed n a k niem ożliw e — m usiały z ab rać głos n a łam ach prasy. I cóż się okazało? O kazało się, że w n auce IST. J . M arra istn ieje szereg luk, błędów, niesprecyzow anych problem ów , nie opracow anych tez. N asuw a się p y tan ie , dlaczego „uczniow ie” N. J . M arra zaczęli o ty m mówić dopiero tera z, po rozpoczęciu dysk usji? D laczego nie z a tro ­ szczyli się o to w cześniej? Dlaczego nie powiedzieli tego we w łaści­ w ym czasie otw arcie i uczciwie, ja k przy sto i uczonym !

U znając „p ew ne” błędy N. J . M arra, „uczniow ie” N. J . M arra, ja k się okazuje, sądzą, że dalej rozw ijać językoznaw stw o radzieckie m ożna tylko n a gruncie „sp recy zow an ej” teorii N. J . M arra, k tó rą u w ażają za m arksistow ską. Nie, uchrońcie nas ju ż od „ m a rk siz m u ” N. J . M arra. M arr rzeczyw iście chciał b yć i sta ra ł się być m ark sistą, ale nie p o tra fił stać się m ark sistą. B ył on И ty lk o upraszczaczem i w ulgaryzatorem m ark sizm u w ro d za ju „p ro letk ulto w có w ” łub „rappow ców ” .

N. J . M arr wniósł do językoznaw stw a niesłuszną, niem arksi- stow ską form ułę o języ k u jak o nadbudow ie i z a p lą ta ł się, zagm atw ał językoznaw stw o. N ie m ożna rozw ijać językoznaw stw a radzieckiego n a podstaw ie niesłusznej form uły.

N. J . M arr wniósł do językoznaw stw a inną, również niesłuszną i niem arksistow ską, form ułę o „klasow ości” jęz y k a i z a p lą ta ł się, zagm atw ał językoznaw stw o. Nie m ożna rozw ijać językoznaw stw a radzieckiego n a podstaw ie niesłusznej form uły, przeczącej całem u biegowi historii narodów i języków .

(21)

N. J . M arr wniósł do językoznaw stw a niewłaściwy m arksizm ow i, nieskrom ny, chełpliwy, w yniosły ton, prow adzący do gołosłownego i lekkom yślnego negow ania wszystkiego, co było w językoznaw stw ie przed N. J . M arrem.

N. J . M arr krzykliw ie szkaluje m etodę porów naw czo-historyczną jak o „id ealisty czn ą” . A jed n ak należy stw ierdzić, że m etod a porów- naw czo-historyczna, pom im o jej pow ażnych braków , jest jed n ak lepsza aniżeli rzeczywiście idealistyczna, czteroelem entow a analiza N. J . M arra, albowiem pierw sza m etoda po budza do p racy, do b a d a ­ nia języków , dru g a n a to m ia st pobudza jedynie do tego, aby w yle­ giwać się n a piecu i wróżyć z fusów n a te m a t sław etnych czterech elem entów .

N. J . M arr wyniośle p o m iata k a żd ą p ró bą zbad an ia grup (rodzin) językow ych jako przejaw em teorii „ p ra ję z y k a ” . A przecież nie m ożna negować, że pokrew ieństw o językow e takich n a p rzy kład narodów , ja k słowiańskie, nie ulega wątpliwości, że zbadanie p o k re­ w ieństw a językowego ty c h narodów m ogłoby przynieść języ ko ­ znaw stw u znaczną korzyść w dziedzinie b ad a n ia praw rozw oju języka. N ie mówię już o ty m , że teoria „ p ra ję z y k a ” nie m a z tą spraw ą nic wspólnego.

G dy się słucha N. J . M arra, a zwłaszcza jego „uczniów ” , p o m y ­ śleć m ożna, że przed N. J . M arrem nie było żadnego językoznaw ­ stw a, że językoznaw stw o zaczęło się z chwilą pojaw ienia się „nowej n a u k i” N. J . M arra. O ileż skrom niejsi byli M arks i Engels : uw ażali oni, że ich m aterializm dialek ty czn y jest p ro d u k tem rozw oju n auk, w tej liczbie filozofii, w ciągu poprzedniego okresu.

T ak więc dysk u sja pom ogła spraw ie również i pod ty m wzglę­ dem , że ujaw niła luki ideologiczne w językoznaw stw ie radzieckim .

Sądzę, że im szybciej wyzwoli się nasze językoznaw stw o z błę- dÓAY N. J . M arra, ty m szybciej m ożna będzie w yprow adzić je z k r y ­ zysu, k tó ry obecnie przeżyw a.

L ikw idacja reżim u A rakczejew a w językoznaw stw ie, wyrzeczenie się błędów N. J . M arra, w prow adzenie m arksizm u do językoznaw ­ stw a — oto, m oim zdaniem , droga, na któ rej m ożna byłoby u z d ro ­ wić językoznaw stw o radzieckie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Namiastką ideo- logii stał się egoizm, traktowany jako zrozumiała sama przez się.. postawa

Analýza pracovnej pozície a opis požadovaného sú- boru kompetencií sa zakladá na formulovaní predpo- kladov, ktoré zahŕňajú osobnostné vlastnosti, zručnosti

The specific approach to assessment and select of technolo- gies for multi-floor manufacturing is related with weight distributions of technological equipment on the

Przebywając w Roskilde przez cały tydzień, naocznie przekonaliśmy się co do powszechności czytania przez całe rodziny oraz dominacji tradycyjnych mediów (czasopisma,

Cel: rozwijanie kompetencji sprzyjaj¹cych wprowadzaniu skutecznej polityki wobec alkoholu na poziomie krajów, regionów oraz spo³ecznoœci lokalnych przez 1. organizacjê

-obliczenie macierzy odległości między obiektami opisanymi zmiennymi tylko z jednej skali pomiaru lub z różnych skal pomiaru (rezultatem jest symetryczna macierz

Przecież w naszym przykładowym programie, gdy wybraliśmy, powiedzmy, operację odejmowania, to otrzymywaliśmy wyłącznie różnicę liczb – bez iloczynu i ilorazu (czyli

zachowania takie mogą być wynikiem dążenia do rekompensaty niepowodzeń w różnych sferach życia, bądź stanowić wyraz rezygnacji z podejmowanych wielokrotnie