R o k n .
Katowice, Niedziela, 10-go Maja 1903 r. Nr. 19.
Rodzina chrześciańska
Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.
‘Wychodzi raz na tydzień w Jfiedziełę.
♦Rodzina chrześciańska« kosztuje razem z » Górnoślązakiem* kwartalnie 1 m a r k ę 6 0 fe n . Kto chce samą »Rodzinę chrześciańską*
*bonow ać, m oże ją sobie zapisać za 50 f. na poczcie, u pp. agentów i wprost w Administr. »Górnoślązaka« w Katowicach, ul. Młyńska 12.
Na Niedzielę czw artą po W ielkiejno cy.
L ekcya
Jak. I, 17— 21.
Najmilsi! W szelki datek dobry i wszelki dar doskonały, z wysoka jest zstępujący od O jca światło
ści) u którego niemasz odmiany, ani zaćmienia prze
l a n y , Dobrowolnie bowiem porodził nas słowem prawdy, żebyśm y byli niejakim początkiem stworze
nia Jego, W iecie Bracia moi najmilsi. A niech Wszelki człowiek będzie prędki ku słuchaniu, a le- niwy ku mówieniu, i leniwy ku gniewowi. Bo gniew
•nęża nie sprawuje sprawiedliwości Bożej. Przeto odrzuciwszy wszelakie plugastwo i obfitość złości, przyjmijcie w cichości słowo wszczepione, które może zbawić dusze wasze.
Ewangelia u Jana świętego
w Rozdziale X V I .
O nego czasu rzekł Pan Jezus Uczniom swoim:
Wę do tego, który mię p o sła ł; a żaden z was nie Pyta mię: dokąd idziesz? A le iżem to wam powie
dział, smutek napełnił serce wasze. A leć ja prawdę Wam powiadam: pożyteczno wam, abym, ja odszedł.
Bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do Was; a jeśli odejdę, poślę G o do was. A On gdy Przyjdzie, będzie karał świat z grzechu, i z sprawie
dliwości, i z sądu. Z grzechu, mówię, iż nie wierzą We mnie. A z sprawiedliwości, iż do O jca idę, a już nie ujrzycie. A z sądu, iż książę tego świata luż jest osądzony. Jeszcze wam wiele mam mówić, ale teraz znieść nie możecie. L ecz gd y przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy.
Bo nie sam od siebie mówić będzie; ale cokolwiek 11 słyszy mówić będzie; i co przyjść ma oznajmi wam.
On mnie uwielbi, bowiem z m ego weźmie, a wam opowie.
Nauka z tej E w an gelii.
K ościół Boży i dzisiaj nam czyta wyjątek z owej pożegnawczej mowy i w przyszłe dwie nie
dziele to uczyni, gdyż przygotowuje wiernych do
obchodzenia pamiątki zesłania Ducha Przenaj
świętszego, chce nas naprzód pouczyć o Jego dzia
łaniu, a właśnie w owym pożegnaniu cieszy Uczniów swoich Pan Jezus, rozpowiadając im : czem ten Duch święty stanie się dla nich i dla świata. Smutek na
pełnił serca wasze, gdym wam wspomniał o mojem z wami się rozstaniu, i zdaje się prawie, ja k gd y
byście nie dowierzali słowom moim, bo się nie py
tacie: dokąd idziesz? L ecz ja wam szczerze pow ia
dam, źe od was odchodzę. T o moje odejście pra
wdziwym dla was pożytkiem. Bo dopóki ja z tego świata nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was, i ciągle niepewnymi będziecie. A le gdy przez śmierć moją zwalczę złe pierworodne, i zmartwychwstawszy, odejdę do Ojca, wtedy dokonawszy dzieła odkupu ludzkiego, poślę wam z Nieba Ducha prawdy na ziemię, a On przyszedłszy nauczy was wszelkiej prawdy, uzbroi was do głoszenia światu mojej nauki, i przez was obwiniać będzie zatwardziałych żydów, i im podobnych o ciężki grzech, iż widząc tyle przezemnie zdziałanych cudów, nie uwierzyli moim słoworti; obwiniać ich będzie o ciężki grzech, że prawdziwego usprawiedliwienia się przed Bogiem, przez moją mękę w ysłużonego, a potwierdzonego odejściem mojem do Ojca, nie przyjęli; wreszcie obwiniać ich będzie o ciężki grzech, iż ściągnęli sąd Boski na siebie, trwając w sprawie szatana, którego przemocy właśnie moją śmiercią wydarci zostali.
Idę do tego, który mnie posłał; a żaden z was nie pyta mnie: dokąd idziesz? A le iżem to wam powiedział, s m u t e k napełnił serca wasze. Pan Jezus wyszedł na ten świat, aby przezeń świat był zbawiony i wycierpiawszy to zbawienie dla ludzi, wrócił skąd przyszedł, wrócił na prawicę O jca nie
bieskiego. To było je g o celem, jeg o przeznacze
niem ; i ten cel, to przeznaczenie swoje; miał ciągle na pamięci i wszystkie sprawy je g o do tego celu zmierzały.
Naszem, kochani Bracia przeznaczeniem jest, korzystać z tego przez Jezusa Pana wycierpianego zbawienia, stać się godnymi posiadania onego. Nie zbywa nam na potrzebnych do tego środkach; bo nam je wszystkie Chrystus obmyślił; tylko nam
146 zbywa a wiecie na czem ? oto na szczerej chęci, na mocnej i niezłomnej woli wzięcia się do tej tak ko
rzystnej pracy. Chcielibyśm y posiadać Niebo, królo
wać z Jezusem, ale nam się nie chce z nim praco
wać, z nim cierpieć, i smutek wtedy napełnia serca nasze, gdy dla Jezusa, dla sprawy własnego zbawie
nia, mamy się oprzeć pożądliwościom świata. O d
dajemy im się zupełnie, i gdy nam się wydaje, źe jesteśmy wolnymi, największym i wówczas jesteśm y niewolnikami, bo niewolnikami namiętności własnych.
O gdybyśm y, rzucając nauki, napomnienia i prze
strogi świętej W iary naszej, a idąc w ten odmęt za
tracenia, zimnem a szczerem, a wytrwałem sercem zapytali się samych siebie: dokąd idziesz? Sumienie własne odpowiedziałoby nam: na zatracenie! A ta odpowiedź własna, nienarzucona, zwróciłaby przy pom ocy Boskiej uwagę naszę, i cofnęłaby kroki w y
mierzone do z łe g o !
O jakżeb y to dla nas było zbawienną rzeczą, gdybyśm y przed każdem przedsięwzięciem naszem zapytali się samych siebie w całej dobroduszności:
dokąd ja to idę? C o ja to przedsiębiorę? W jakie ja to zwiąski się wikłam? I tak dalej, i tak dalej!
Nie potrzebowalibyśmy podobno, tak sobie postępu
jąc, płakać i narzekać na to, co się nie da odmienić, co się nie da cofnąć.
W e wszystkiem, co czynisz, patrzaj końca, a nigdy nie zgrzeszysz. Święta rada!
I
Nabożeństwo majowe.
Było to przy schyłku 18 stulecia. Coraz bar
dziej szerzyła się zgubna nauka ówczesnych filozo
fów, którzy niezgłębione wyroki Boskie słabym i myl
nym swym rozumem w niwecz obrócić chcieli a kra
jom tylko ruinę zgotowali. W zm agało się też coraz więcej niedowiarstwo i idące z niem w porze zepsu
cie obyczajów.
Jad zgorszenia zatruwał wszystkie prawie pań
stwa Europy. Dotarł on i do W łoch, nie szczędząc nawet państwa kościelnogo Z boleścią serca pa
trzano na upadek moralności a serca gorąco miłu
jące B oga szukały sposobu ochronienia społeczeń
stwa od zagłady.
Ż ył podówczas w zakonie Jezuitów w Rzymie czcigodny kapłan nazwiskiem Latomia, który idąc za natchnieniem Bożem, zgrom adził około siebie kilku młodzieńców z akademii, w których iskra mi
łości Bożej dotąd nie była jeszcze wygasła, lecz owszem pod wrażeniem ogólnej bezbożności na widok tylu złego tem większem jeszcze wybuchła płomieniem.
Ów kapłan wespół z młodzieżą pierwszy dal początek majowemu nabożeństwu. Ślubowali oni cały miesiąc maj poświęcić na chwałę Matki B o s k ie j,
aby uprosić odwrócenie nieszczęść i klęsk od k ra ju ,
ciężko cierpiącego pod jarzmem niewiary. Piękny ten zwyczaj przeszedł do innych miast i rozpowszechnił się po wszystkich prawie zakonach jezuickich w ca
łych W łoszech. Z klasztorów przeniosło się to do kościołów rzymskich, a stamtąd wnet rozszerzyło się po całej Francyi, Belgii, później także N i e m c z e c h
i w Polsce, tak iż dziś po wszystkich k r a ń c a c h
świata całego, gdzie tylko K ościół katolicki sięga>
wznoszą się przez cały maj pienia ku Niebu na cześć Najświętszej Panny.
Czyż można było wybrać piękniejszy czas ku uczczeniu Maryi, jak czas pięknej wiosny, miły i cudny maj ? Jak maj okazałością kwiatów, świeżością z,e' leni i miłem ciepłem najpowabniejszym jest miesić' cem, tak i Marya wspaniałością cnót swoich prze' wyższa wsystkich innych Świętych i samych nawet Aniołów.
Czas majowy poświęcony Matce Najświętsza jakże się hojnie opłaca! Ileż to serc czystych i dusz niewinnych, któreby przy uroku wiosny uległy mOŻe zgubnej zm ysłowości i dały się popchnąć na tory grzechu, znajdują zbawienną obronę i opiekę w ma' jowem nabożeństwie!
Marya obficie wynagrodzi tych wszystkich, któ' rzy pełni poświęcenia i zapału i w tym roku znowu jak po inne lata będą nietylko sami brali udział w na
bożeństwach majowych, ale innych także zachęca'1 do korzystania z tego miesiąca łaski miłosierdzi i Maryi.
• m *
Pieśń majowa.
M atko! dla Ciebie wiosna skarby sieje I ziemię stroi w najcudniejsze kwiaty Słońce żywymi blaskami jaśnieje, 1 rzuca Tobie złoto i szkarłaty.
W zlatując w górę ptak Ci pieśni śpiewa I strugi szemrzą tajemnicze słowa,
Modlą się cicho wody, ptacy, d rzew a:
• Bądź pozdrowiona Matko i Królowa*.
G dy świat Ci cały hymny składał, części, Czyż serce ludzkie pozostanie zimnem ? Czyż tak od ciężkiej stwardniało boleści, Lub tak jest głuchem a może i winnem, Ż e w górę wzlecieć ku Tobie me może?
Nie może wylać to co czuje w duszy, Miłości ubrać nie potrafi w słowa, Już jej czarami swemi me poruszy,
Pełna uroków cicha noc majowa, Ni blaski świateł dokoła.
Matko! miej litość nad dziećmi swemi 0 im tak źle o ! strasznie źle na ziemi —
Maryo! zmiłuj się!
Zetrze) nam z czoła znamię cierpienia, Daj chwilę ciszy i ukojenia,
I dobroczynną ł z ę !
^ Twojego tronu spójrz litościwa.
Jęk co nam się z piersi wyrywa, W nadziei zamień kwiat.
Królowo nasza 1 nad Twoim ludem W yciągnij rękę — wybaw choć cudem
Z niedoli długich lat. ^
P o b o ż n e ć w ic z e n ia
na cześć Najświętszej Maryi Panny.
W miesiącu maju poświęconym szczególniejszej Cżc* Królowej Niebios nie od rzeczy będzie wskazać, le rozmaite sposoby miłość ludzi ku Maryi wy
myśliła na uczczenie tej Przenajśw. Dziewicy.
^bi-az i medalionik z wizerunkiem Najśw. Panny.
W szyscy prawdziwi słudzy Maryi mieli zawsze . kie poszanowanie dla Jej obrazu. Święty Fran-
* * z Pauli miał w swojej modlitewni obraz Naj- ę ^tszej Dziewicy, który był całym je g o skarbem,
^ ęta Jadwiga, księżniczka polska, prawie bezustan- miała w ręku obrazek swej Niebieskiej Matki,
£ Umierając, miała szczczęście trzymania go jeszcze,
^ lę ty Edmund, będący Arcybiskupem w Canterbury, na pierścieniu wyryć A v e Maria i w dniu zło-
^ nia ślubu czystości wrłoźył ten pierścień na palec aryi) której opieka była mu zapewnioną do śmierci.
Św. Bernard z Sienny od dzieciństwa powziął yczaj pozdrowienia co rano obrazu Maryi, umie- z° nego na jednej z bram miasta Sieny i klękając j. ,ed nim na obadwa kolana, poświęcał się służbie
aJSw. Panny.
Ferdynand, król Kastylii, kazał publicznie wśród
^ 6° wojska obnosić obraz swej ukochanej Patronki.
^ naszych czasów jenerał de Saint Arnand głów ny
%Wódzca wyprawy wschodniej, nakazał, aby obraz
rk. i Boskiej jako sztandar wywieszono na admiral- lrn okręcie.
Kto może, niech ustawi w domu swoim mały niear*yk na cześć Maryi. Tam niech składa codzien- swoje prośby, niech odmawia swoje pacierze, niech ustawi kwiaty i rozmaite ozdoby, ozda- zarazem duszę swoją w strój wszystkich cnót.
^Więta Teresa złożyła klucze od swego klasztoru ch r^CC P °są8u Najśw. D ziew icy: oby Marya za-
°Wała także klucze naszego serca.
Równie rozpowszechnionym zwyczajem jest no
szenie na sobie i całowanie od czasu do czasu, a przynajmniej rano i wieczorem, medalionika Naj
świętszej Panny. Każdy zna niezliczone cuda, do
konane za pomocą cudownych medalioników. Dzieci Maryi noszą go nietylko na sobie, ale rozdają go na wszystkie strony.
Koronka i różaniec.
O doskonałości koronki i różańca, i o pięknych przykładach wierności w ich odmawianiu, jakie nam pozostawiło tyle osobistości świętych i wielkich, nie potrzebujemy opowiadać. Znane to szczegóły dla naszych czytelników. Zresztą z strony samej Naj
wyższej głow y Kościoła nie braknie zachęty do sta
wiania różańca w pierwszym rzędzie wszystkich ćwi
czeń duchowych.
Zauważm y tylko, źe aby go dobrze odmówić, należy: i) zkupić ducha przed rozpoczęciem, 2) uczy
nić intencyę (bądź to ogólną, bądź to zmieniając ją na początku każdego dziesiątka), 3) odmawiać wyrazy wolno, poważnie i unikać roztargnień, wreszcie 4) dla uzyskania odpustów, rozmyślać tajemnice ró
żańca.
Oprócz zw ykłego i codziennego odmawiania różańca, nic łatwiejszego, jak uciekać się jeszcze do tego doskonałego ćwiczenia duchowego w przerwie pomiędzy zajęciami, udając się z jednego miejsca na drugie, wchodząc na schody, albo z nich scho
dząc itd.
Ile Zdrowaś Maryo odmówionych pobożnie, tyle róż ofiarowanych naszej najlepszej z Matek.
Szkaplerz.
Jeszcze jedno ćwiczenie duchowe pierwszego rzędu, o którym byłoby zbytecznem mówić dzieciom Maryi. Noście szkaplerz bezustannie; pod żadnym warunkiem nie przystawajcie na rozłączenie się z nim : ucałujcie go z miłością co rano i co wieczór. Szka
plerz, to odznaka sług Maryi; jestto zadatek miło
sierdzia B ożego i środek ochronny naprzeciw pie
kielnym płomieniom.
Sobota, dni poświęcone Najśw. Pannie Maryi, miesiąc Maj.
K ażdy tydzień ma swój dzień Pański, »nie- dzielę*; ma także swój »dzień Maryi«, którym jest sobota. Bądźcie w tym dniu tem gorliwszymi wobec waszej Matki Bożej, niech rozmyślanie i czytanie tem więcej do Niej się odnosi, poświęćcie więcej czasu na Jej odwiedzanie, wysłuchajcie Mszę św. na Jej uczczenie; nałóżcie sobie ofiarę jakąkolwiek lub umartwienie. W ielu świętych pościło w sobotę. U nas w Polsce post sobotni, poświęcony Najśw. Pannie, jako uznanej i uroczyście przez ówczesnego króla polskiego, Jana Kazimierza we Lwowie koronowanej Królowej Polskiej Korony był powszechnie zachow y
wany przez naszych przodków aż do niedawnych jeszcze czasów. Obecnie, niestety, pod rozmaitymi pozorami ustaje on coraz więcej. Jakże jednak,
mianowicie w teraźniejszych czasach, tak pełnych nieszczęść i klęsk, byłoby poźądanem i polecenia godnem wznowienie postu sobotniego na cześć N aj
świętszej Maryi Panny, tej naszej Bożej Matki i K ró
lowej, która bezustannie tyle nam dawała dowodów łaski, obrony i niedających się zaprzeczyć cudów.
Niechaj dni uroczyste, poświęcone uczczeniu Maryi, będą dla nas zawsze prawdziwemi uroczy
stościami, do których przygotow ywać się trzeba z największem staraniem. Postanówcie sobie naśla
dować mianowicie tę cnotę, która jest przedmiotem tajemnicy uroczyście obchodzonego święta, n. p. po
korę przy nadejściu święta Zwiastowania, miłosier
dzia w obec bliźniego podczas dni poprzedzających Nawiedzenie. W przeddzień uroczystości, jeżeli mo
żecie, pośćcie, albo przynajmniej odmówcie sobie niektórych rzeczy zbytecznych i trzymajcie się w jak największem skupieniu ducha. W sam dzień uro
czystości komunikujcie na cześć Najśw. Panny i w duchowem z Nią pozostajcie połączeniu. Prze- bądźcie dzień cały jakby w Jej towarzystwie i pod Jej o czam i; korzystajcie chciwie z tych chwil szczę
śliwych, dla wyproszenia sobie łask, które wam są najpotrzebniejsze. C zyż ziemscy królowie nie obda
rzają swoich podwładnych łaskami i dobrodziejstwami w dniu swoich własnych uroczystości?
W wigilie uroczyste Najśw. Panny św. Piotr Klawer przygotowywał się do ich godnego obcho
dzenia przez zdwojenie umartwień cielesn ych ; w sam dzień przy drzwiach kolegium podawał obiad ubo
gim, a podczas niego, dla sprawienia im przyjem no
ści, kazał grać muzyce na cześć Maryi. Następnie miał do nich wzruszającą przemowę o odnośnej uro
czystości i odmawiał różaniec, przy którym wszyscy mu wtórowali z wielkim nabożeństwem.
C zyż potrzeba nam zalecać uczczenie miesiąca Maryi, który jest jakby jedną ciągłą uroczystością na uczczenie Królowej Niebios ? Któż jest taki pomię
dzy Jej sługami, któryby nie pospieszył gorliwie dla złożenia Jej czci i wzywania Jej pomocy podczas tego całego miesiąca?
Przymierze.
Ćwiczenie to pobożne znanem było wielu świę
tym. Zrób sobie ogólne postanowienie ofiarowania Bogu wszystkich twoich czynności, twoich trudów i cierpień przez najdostojniejsze pośrednictwo N aj
świętszej Panny, prócz tego zrób z Nią układ, że za każdym razem, gd y twojemi ustami, a choćby tylko sercem wym ówisz: »0 Maryo, kocham Cię!* albo,
»uwielbiam Cię, składam C i dzięki, w Tobie mam na
dzieję* itd., chesz temi prostemi słowami wyrazić Jej, że kochasz Ją z całej duszy, więcej ja k Aniołów j
i Świętych, więcej ja k honory i przyjemności, ponad zdrowie a nawet nad życie!... Ż e chcesz Jej oddać całą cześć i wszystkie pochwały, jakie przez wieki składają je j w Niebie i na ziem i; wszystkie modły i dziękczynienia, jakiemi Ją darzć* najgorliwsi Jej słu
dzy i Jej Syn. T o pragnienie ponawiane od czasu
do czasu miłem będzie Maryi, a bardzo korzystnem dla ciebie,
Poświęcenie się Najświętszej Pannie.
O jciec de Condren ofiarował się Najśw. Pannie, aby się stać Jej własnością i zależeć od Niej, o ile to było w jego mocy. O. Olis miał zwyczaj, który jest nadzwj^czaj rozrzewniający i zadziwia swoją pro
stotą: »Nie śmiałem nigdy«, mówi on, >użyć ża
dnej nowej części ubrania, jak surduta, kapelusza, nie poświęciwszy Jej pierwszego ich u żytk u ; szedłem przedstawić się do kościoła Najświętszej Pannie, prosząc Jej, aby nie ścierpiała te g o , bym miał nie
szczęście obrazić Jej Syna. podczas gdy te rzeczy będą w mojem użyciu.* O piece Jej oddał i swoją parafię, poświęcał tejże opiece dzieci w pierwszą so
botę każdego miesiąca, a z większą jeszcze uroczy
stością polecał je gorąco w dniu ich pierwszej K o munii. W imię Najśw. Panny położył pierwszy ka
mień węgielny budującego się seminaryum, a klucze od niego ofiarował Jej w Chartres.
Święty Bernard z Sienny poświęcał się co rano na służbę Maryi. Święta Chantal, zanim została za
konnicą, uważała swój dom jako klasztór, którego Najświętsza Panna była przełożoną. Ludwik XII poświęcił Jej całą Francyę. O. Ranzau w ustawach Towarzystwa Księży miłosierdzia pod nazwą N iepo
kalanego Poczęcia, napisał: »Przekonanie o tem, źe najpewniej do Jezusa dochodzi się za pośrednictwem Maryi, poświęcamy Matce Niepokalanie Poczętej nasze zabudowania, nasze osoby, nasze nauki i ćwiczenia, przyjmując na sobie zobowiązanie wykonywania czynności Jej sług najgorliwszych.*
Starajcie się więc powtarzać, o ile możności jak najczęściej ofiarowanie się wasze opiece Najśw.
Pannie. Jedno słówko wystarcza ku temu; powiedz
cie Jej np. co rano, całując Jej medalionik: »0 Ma
ryo, T yś Matką moja, a ja Twojem dzieckiem na zawsze*. A gdy wtenczas uderzą na ciebie pokusy, możesz tylko powtórzyć ze św. Ludwikiem, królem Francyi: »Jestem sługą Najśw. Panny, należę do Maryi.* Niech to jednak nie będzie z twej strony czczem tylko słowem. O każ przez swoją pobożność, swoją niewinność, a nadewszystko w oddawaniu czci Matce Boga, że w rzeczyw istości jesteś Jej szczerze oddanym i poświęconym Jej nieodwołalnie.
Inne ćwiczenia duchowne i uczynki pobożne.
Istnieje jeszcze wiele więcej ćwiczeń ducho
wych, których w zupełności podać nie możemy.
Niech każdy idzie za wskazówkami i pociągiem wła
snej pobożności i natchnieniem udzielonej mu łaski.
Pragniem y wymienić tylko jeszcze Nowenny, świąto-
| bliwy sposób modlitwy, rozpowszechniony w całym świecie od lat dawnych, który codziennie uzyskuje niezliczoną ilość łask duchowych i doczesnych; — Officium do Najśw. Panny, zawierające nabożeństwo kościelne, z wyrazami czci i błagania do Najśw.
Panny, które osobom mającym liczne zajęcia radzimy zastąpić przynajmniej małem Officium do Niepo-
alanego Poczęcia; — A n ioł Pański, odmawiany ran°. w południe i wieczorem na wezwanie dzw onka;
Pobożne Pieśni; — zw yczaj palenia świec lub lampki Pfzed obrazem Maryi; — zw yczaj słuchania na Jej cześć Mszy św iętej; — składanie wotów lub ofiar rozmaitych — pielgrzymki; — wreszcie gorliwość w rozszerzaniu nabożeństwa do Najśw. Panny.
Pobożni czytelnicy, obyż te kilka słów powię- S2yć jeszcze m ogły m iłość waszą do Maryi i utrwalić Was w świętem postanowieniu czynienia wszystkiego p o d Jej wezwaniem i pod Jej spojrzeniem;
"C zystko dla Jego chwały przez Maryę.
PO ŚW IĘCEN IE PÓL.
O j pędzi na dziarskich konikach drużjna, Na czele zielona chorągiew powiewa, A za nią tuż kaptan, co burze zaklina,
G dzie z Bogiem rozpiętym krzyżow e są drzewa.
Aby wyjednać u Boga błogosławieństwo dla n°w zbóż, żywa wiara naszych ojców wytworzyła
^°bne, jakby polne nabożeństwo. Jesteśmy »chlebnym ajerrw, wjęC ocj plonu zależy nasza pomyślność...
Zl^> zwyczaj poświęcania pól wiosennych powoli tch ^ sz^0(^a ' O stygła wiara pod mrcźnem n*eniem sceptycyzm u, i zabrakło siły do podtrzy
ma starodawnego zwyczaju.
^ Niedowiarstwo współczesne, przeciwko tego ro- aJu obrzędom, należącym do tak zwanych sakra- ritalióW) ja k wogóle przeciw wszelkiej modlitwie, p J^Cej się podciągnąć pod czwartą prośbę Modlitwy ariskiej (Chleba naszego powszedniego daj nam dzi- Wytacza działo z pozoru bardzo groźne. Co Sens ma modlitwa wobec nieubłaganych praw na- Pytają nas tryumfująco, jakobyśm y nie potrafili Powiedzieć. Czyliż można przypuścić, — mówią Animuszem, — aby Bóg, wysłuchując codziennie śb miliony, odpowiednio do nich naginał prawa yrody, a więc miliony cudów czynił codziennie?
y jednakże z powodu stałości praw natury ciż Q 1 adwersarze nasi, doznają strat i niepowodzeń, p Wtedy potrafią z bluźnierczym patosem dawać anu Bogu lekcye swojej m ądrości! A bluźnierstwo,
^akże modlitwa, — ale modlitwa szatanów! Stra- 'Wie to prawdziwy dylemat, że kto odmawia Bogu
°dlitwy, ten musi Mu bluźn ić! Albo Bóg, albo ła tan i...
Ale, oto nasza odpowiedź na rzekomo naukowy zut. D ały już ją wieki pierwotnego chrześciań- dało średniowiecze, dają i uczeni nowożytni.
°dlimy się — mówi św. Tom asz z Akwinu — nie to> żeby Boskie postanowienie zmienić, ale, żeby sj °dlić to, co według postanowienia B ożego ma słó ^r2ez m°dlitw ę spełnić: ażeby ludzie — według W świętego G rzegorza — przez prośby zasłużyli
otrzymać to, co im B ó g wszechm ocny przed wie
kami udzielić postanowił*.
T a odpowiedź św. Tomasza, popierającego się słowami jeszcze dawniejszego św. Grzegorza, dowo
dzi, że jakkolwiek w owe czasy nauk przyrodniczych w dzisiejszym znaczeniu nie było, to jednakże znano deternizm praw natury, i z nim się liczono1). Do
wodzi ta odpowiedź także i tego, źe nie nauk to rzecz rozstrzygać zagadnienia metafizyczne i reli
gijne, ale, że to zadanie rozumu2). I patrzmy, jak się dowodzenie św. Tom asza przedziwnie zgadza ze słowami wielkiego matematyka nowożytnego, Eulera.
»Zważyć należy*, mówi on, »źe kiedy B óg za
kładał bieg świata, i urządzał mające w nim nastąpić wypadki, to uwzględnić musiał wszystkie okoliczno
ści, jakie miały towarzyszyć tymże wypadkom, a oso
bliwie usposobienia, żądze i modlitwy każdej istoty rozumnej, — i urządzenie tych wszystkich wypadków w najdoskonalszy sposób do owych okoliczności do
stroił. Zatem, kiedy jaki wierny zanosi do B oga mo
dlitwę godną wysłuchania, nie trzeba sobie wyobra
żać, żeby ta prośba teraz dopiero do wiadomości B oga dochodziła. Usłyszał On już tę modlitwę przed wiekami; i jeśli O jciec ten miłosierny uznał ją za godną wysłuchania, to świat umyślnie dla tej mo
dlitwy urządził w taki sposób, by z naturalnego biegu wypadków jej spełnienie wynikło. Takim właśnie sposobem B ó g wysłuchuje modlitwy swych wiernych bez czynienia cudów; lubo żadnej niema racyi stąd przeczyć, źe B óg czynił i czyni w pewnych wyjątkowych razach istotne cuda. Chociaż więc ten bieg świata jest raz na zawsze ustanowiony, nie w y
nika stąd wcale, by nasze modlitwy miały być nie- poźyteczne, ja k utrzymują raoyonaliści, lecz owszem pomnaża to naszę ufność, odkrywając nam ten po
cieszający pewnik, że wszystkie modły nasze ju ż od początku stanęły przed tronem N ajwyższego, i że wstawione zostały w plan świata, jako motywa, pod wpływem których uregulowane być musiały wypadki, podług nieskończonej mądrości Stwórcy*.
Zaprawdę, B óg nasz to nie Jowisz, który wyj
rzawszy z Nieba przez wrota, i wysłuchawszy tysiąca próśb najsprzeczniejszych, zatrząsnął podwoje!...
Oto więc ja k głęboką ma podstawę tak naiwne z pozoru pól poświęcanie.
W jednym z dni oktawy Bożego Ciała wyruszył orszak wieśniaków w pola. Na czele, konno, jechało trzech dziarskich młodzieńców wiejskich, z których jadący w pośrodku trzymał w ręku zieloną chorą
giew. Z a bryczką, którą jechał pleban, podążało kilkudziesięciu gospodarzy na dzielnych mierzynkach.
Cztery godziny trwał objazd pól, a przy cudownej pogodzie wesołość biła z twarzy uczestników, udzie
lając się żwawym rumakom. Śpiewano różne pieśni
>) Stałość praw natury należy do tych elementarnych prawd, które »golem okiem« i prostak widzi.
2) N iewiara dzisiaj często twierdzi, że W iara z nauką nie ma nic wspólnego, a mimo to przecież, pod osłoną tego fałszyw ego twierdzenia, W iarę atakuje.
pobożne, a wśród nich różaniec, którym jakby opa
sano wszystkie pola, by przez ten parkan modlitewny nie przedarł się żaden zły duch, szkodzący ludzkiej pracy. Pieśń pobożna oblatuje pól granice i obmo- dlitewia je jakoby, i zda się, źe obstawia je legionem Aniołów-Stróżów. Na czterech rogach zrobiono stacye. To jakoby twierdze modlitwy. A śliczne są modły stacyjny. Pierwsza stacya zaczyna się mo
dlitwą psalmową: »Ubłogosławiłeś, Panie, ziemię Twoję... albowiem Pan pokaże dobrotliwość, a ziemia nasza wyda swój owoc* (84). Następuje modlitwa kościelna, a potem Ewangelia św. Mateusza o jedze
niu przez Apostołów w szabat ziaren, wykruszanych z kłosów (XII). Potężne jest zaklęcie zjawisk me
teorologicznych, w Imię potęgi Krzyża i B oga ży
w ego, aby raczej dotykały pustynie i morza, a nie chlebne pola. Druga stacya zaczyna się psalmem 125-tym: »Którzy sieją ze łzami, z weselem będą żęli...* Poczem Ewangelia św. Marka, mianowicie przyrównanie Królestwa B ożego do siewcy (IV. 29).
W reszcie znowu zaklina kapłan burze, grady i ulewy na krzyż Chrystusów, na rozdzielone wody morza Czerw onego i na uciszoną przez Chrystusa Pana burzę na jeziorze Genezaret.
Stacya trzecia tem się wyróżnia od poprzednich, źe myśl rolnika odwołuje się do Nieba i nakłania się go do niewyrzekania na dopuszczenia Boże, które snadź z innych względów, wyższych, były ko
nieczne. Poczem zaklęcie na rany Chrystusowe.
Naostatek, na stacyi czwartej, rozpoczętej psal
mem 147-ym »Chwal Jeruzalem Pana, który... nasyca cię najwyborniejszem zbożem *, — śpiewa kapłan Ewangelię św. Jana, a w niej słowa: »inszy jest który sieje, a inszy który żnie« (IV, 37). Było to przysłowie u żydów, którym oni wyrażali, iż zdarza się w życiu, że kto inny pracuje, a inny z pracy korzysta. Przysłow ia tego użył Chrystus Pan w za
stosowaniu do swoich uczniów, którzy mieli żąć to, co Mistrz ich posiał. W ceremonii zaś polnej też same słowa mają swój sens własny, stosowany do okoliczności, że mianowicie rolnik nie dla siebie tylko posiał zboże, ale i na pożytek społeczny — i dla ubogich8).
Miedzami i przez zagajniki zmierza wreszcie zbożna i ochocza drużyna ku drodze i do sioła po-, wraca...
Gdybym miał talent Krzeszą, przedstawiłbym czwartą prośbę Modlitwy Pańskiej scenie błogosła
wienia pól przez kapłana, stojącego z gromadką wiernych pod krzyżem, — bo cały ten obrzęd jest
3) C el podobny, to jest uproszenie B oga o urodzaje, mają również procesye odbywane w Dni K rzyżow e, mianowi
cie w poniedziałek, wtorek i środę przed W niebowstąpieniem Pańskiem, Krzyżow em i nazyw ają się one dlatego, że po w siach i m iasteczkach, gdzie jeden je st tylko kościóJ, procesye w dni te kierują się do przydrożnych k rzyżó w ; i tem się one przedew szystkiem odróżniają od tylko co opisanego poświę
cenia pól, że gd y to ostatnie ma charakter prywatny i zw y czajow y, to pierw sze są publiczne, powszechne i jak b y urzędowe.
nie martwym, ideowym tylko i wyimagiowanym, lecz żywem obrazem i sakramentalijnym wyrazem tej prośby...
Ks. Charszewski.
Co go trzymało?
(Dokończenie.)
Turkot zajeżdżającego pojazdu przerwał dalsze słowa księdza proboszcza, to ciotka moja z dwiema córkami wracała z miasta. Przybycie do towarzy
stwa młodych, wesołych kuzynek nie pozwalało wró
cić do przerwanej rozmowy, a niebawem proboszcz odjechał.
Ja przecież nie przestałem m yśleć o Górze.
Do ciekawości dołączył się teraz podziw dla tego bohaterskiego człowieka, który z taką odwagą i cier
pliwością znosił swoje nieszczęścia, a zarazem ser
deczna sympatya i gorące współczucie. Rad byłbym też wiedział, w czem ten prosty robotnik czerpał siły, męstwo, ten wielki spokój, który się malował w je g o oczach. Proboszcz wspomniał o jakieś pod
porze, na której się wspierał, lecz kto, czy co było tą podporą? Zajęty temi myślami, skorzystałem z pierwszej chwili samotności i udałem się do mojej ulubionej altany, mimowolnie upatrując na tarasach Franciszka.
Ale obecnie tarasy były puste; cisza głęboka zawsze w tem miejscu panowała, usposabiała do ma
rzeń, w których też niebawem utonąłem zupełnie.
Przedmiotem rozmyślań moich była zagadka życia i tych wielkich cierpień, w które ono tak często obfituje.
Nie wiem, jak długo siedziałem pogrążony w myślach, gdy z głębi ogrodu doszła mnie głośna rozmowa, prowadzona widocznie przez dwie osoby i przywołała do rzeczywistości; a niebawem ujrzałem nadchodzącego Franciszka Górę w towarzystwie ogrodnika, pana Macieja.
»Albo ju ż czwarta jest, albo zaraz będzie*, mówił ogrodnik, spoglądając na słońce. »Czas na podwieczorek, F ran ciszku! Siądźcie sobie tu i po
silcie się, a ja potem pokażę wam, które kwiaty trzeba do kołków przywiązać*.
»Niech pan pokaże zaraz*, odparł Franciszek,
»nie zabrałem chleba, to i nie będę podwieczor- ko wał*.
• C zyście zabrali, czy nie, zawszeć podwieczorek podwieczorkiem i ja go odprawić muszę*, rzekł po
ważnie pan Maciej. »Siadajcie oto tu na darniowej kanapie, cień od altany użyczy wam chłodu... a ja tu zaraz wrócę*.
Góra nic już nie mówiąc, usiadł posłusznie tuż pod zieloną ścianą altany, wsparł głow ę na ręku i głęboko zamyślony patrzał przed siebie.
Tymczasem pan Maciej oddalił się szybko w stronę swego ładnego domku którego białe ściany
1 przezroczyste wielkie szyby świeciły pomiędzy drzewami. L ecz wrócił niebawem, niosąc w jednej ręce na talerzu dwa ogrom ne kawały chleba z ma
słem, w drugiej dzban maślanki, a pod pachą dwa próżne kubki.
• Pożywim y się przykładnie*, mówił do Fran
ciszka, podawając mu chleb i nalewając maślankę,
*na długim dniu ja bez podwieczorku ani rusz;
dziwno mi, że wy wytrwacie*.
Góra uśmiechnął się smutnie i pokiwał głową.
•C złek wytrzyma więcej, niż myśli*, rzekł, »ale za chleb to wam B ó g wielki zapłać, panie Macieju.
Jest tam jeszcze w domu spora kromka, jeno zosta
wiłem ją kobiecie i Kasi.... trudno, chory zawsze Pierwszy przed zdrowym*.
»To znowu waszej kobiecie gorzej?*
•Już drugi tydzień nie wstaje, tak i chleba nie
™a kto upiec, bo ja nie do tego... Jedzenie to Uwarzę, i chorym posłużę, ale chleba piec, tobym się nie odważył*.
• T edy niechaj wam ten sm akuje; moja żona to majster do chleba, jak się mamy dwudziesty szósty r°k, tak jeszcze jej się nie trafiło, żeby się chleb nie udarzył. No może jeszcze kubek maślanki? W y- Pijcie d a le j! Ja was bardzo szanuję, Franciszku,
mnie tam ludzkie gadanie nie w głowie.... Po J® ostatnim dopuście Bożym, żal mi was okrutnie!
Takie dziecko mieć i tak je stracić.., to dopiero bo
leść dla rodzica*.
Ręka, w której Góra trzymał chleli, zadrżała 1 opadła na kolana.
• W ola Boża*, szepnął głucho. »Bóg wie, co dla człowieka dobre*.
• Pewnie, pewnie*, powtórzył pan Maciej. »I co Prawda, to prawda, źe nieraz dopust Boży łacniej Człek zniesie, niż złość ludzką... Najgorzej jak czło
n e k człowiekowi sadła za skórę naleje... Bo to Wam mało dokuczyli ludzie? C o to z wami ojczym niecnota wyrabiał? Poniewierać sierotę i majątek taki śliczny mu przemarnować, co przecie o pomstę Wola do Nieba. Już on tam na sądzie Bożym , ale | j
to był... no, nie godzi się o zmarłych źle mówić, a*e mój ojciec znał dobrze waszego ojczyma, bo
^ 'a ł też kawałek roli przy waszem gospodarstwie, Co więcej jak trzysta mórg obejmowało... no, i to Wszystko ojczym zatracił, a na was przyszedł taki
^0s- Albo i ten młody Skiba? T o ć to istny poga- nir'> już on sumienia nie miał, źe wam wydarł
°statek*.
•W szystko to z dopuszczenia B ożego*, rzekł Góra, »ale Pan lezus nie da człowiekowi krzywdy zrobić*.
‘ Jak powiadacie?* spytał zdziwiony ogrodnik.
‘ Pan Jezus krzywdy, m ówicie, nie da uczynić? ! mało to ludzie jedni drugich nakrzywdzą?*
• H a! tak! A leć to jeno do czasu. Miną źli
* dobrzy, szczęście i niedoła, radość i łzy, minie j
1 skończy się wszystko, tylko sprawiedliwość Boża --- i5i
zostanie i upomni się o wszystkie krzywdy... Upomni się B óg i o moje... mnie nie siebie żal, jeno ojczyma nieboźczyka i młodego Skiby... krzywda ludzka, to ciężar srogi... jabyrn i najmniejszej nie chciał dźwi
gać. Niech mnie Bóg miłosierny strzeże*.
• Ja wiem, źe wyście już taki człek...* mówił ogrodnik. »Nieraz to sobie myślę: kamień czy żelazo ten Góra? Innyby się zagryzł, on, jakby nie czuł...
inny jeszcze na ludziachby pomstował, ten, ja k co uczyni drugiemu, to chyba dobrze... Takiego twar
dego człowieka, jak wy, nie ma pewnie na świecie*.
Podczas, gdy ogrodnik mówił, Góra przestał jeść, a po jego twarzy przebiegały nerwowe drgania, chciał coś mówić, lecz zdawało się, że nie mógł głosu wy
dobyć, dopiero po chwili rzekł:
• O, panie Macieju, nie z kamienia, ani żelaza ja je ste m ; tam w głębi boli, bardzo boli, serce szarpie się i buntuje czasem nawet... A leć człowiek wie, że B óg jest, źe On rządzi, a ludzi miłuje, bo O jciec;
człowiek wierzy, że po tem życiu n istanie inne, że tam O jciec niebieski otrze z oczu nieszczęśliwych każdą łzę... wszystkie krzywdy i męki nagrodzi... że tam już nie będzie cierpienia, rozłąki, nienawiści i złości ludzkiej, trwogi i smutku, jeno spokój, we
sele, szczęście i miłość... W ięc, jak człowiek w to wierzy mocno, tego się spodziewa i myśli o tem, to wszystko przetrwa, co B óg na niego ześle, wszystko zniesie, co z dopuszczenia Bożego ludzie uczynią mu złego i choć w boleści, ale w spokoju serca żyje i na duchu nie upadnie*.
• Hm... to i prawda*, powtórzył po chwili na
mysłu pan Maciej, »nierazby bardzo człowiekowi było ciężko, a czasem nie wytrzymałby wcale, gdyby nie wiedział, iż je st B óg sprawiedliwy, który za dobre nagradza, a za złe karze. Jużci prawda jest, bez W iary św. w wielkiem nieszczęściu niejeden człekby nie wyżył... I w każdej niedoli, jak sobie człowiek wspomni na Boga, zaraz mu lżej«.
• Tąk! tak! tak jest! Mnie jeno Wiara nasza święta i to, czego ona uczy, zawsze trzymało...
I choć nieszczęście ciągle mnie gniecie, choć mi nie
dawno zabrał ostatnią pociechę i nadzieję, choć mi ciężko bardzo, wszelako... no, sam nie wiem, jak to powiedzieć, bo mi niby źle, a jednak dobrze, niby mi się serce kraje, a słodkość w niem czuję, i choć dusza płacze, jednakże jej błogo; a wszystko przez to, że B ó g jest miłosierny i sprawiedliwy, że daje zawsze człowiekowi to, co dla niego najlepsze, że krzywdy się jego prędzej lub później upomni. Ludzie mówią: »śmierć przyjdzie i wszystko się skończy*, ja zaś wolę sobie mówić: »śmierć przyjdzie i wszystko się dopiero zacznie* i ze słodką nadzieją w sercu, czekam tego życia przyszłego, a teraźniejsze z po
korą znoszę, bo taka wola Boża, bo skoro tak B óg postanowił, to tak dobrze być musi*.
Długie teraz nastało milczenie. Franciszek spo
glądał z jakimś odblaskiem szczęścia ku Niebu, ogrodnik siedział zamyślony i machinalnie kończył podwieczorek.
--- 152 Dopiero połknąwszy ostatni kęs chleba, rzekł:
»W szystko, coście mówili, miły Franciszku, jest święta prawda, jakby wypisał! W iarę naszę świętą nazywają ludzie najdroższym skarbem i to jest także prawda święta. C ob y to człowiek biedny albo li nie
szczęśliwy począł bez tego skarbu?*
Pan Maciej stał chwilę z pochyloną głową, jakby czekał na odpowiedź, ale kiedy Góra milczał ciągle, podniósł leżący na ziemi kapelusz, w łożył na głowę, spojrzał na słońce i dodał:
»Tak to, tak. A le kiedyśmy się posilili, to teraz chodźmy do naszych kwiatów«.
Franciszek powstał skwapliwie i obaj z panem Maciejem odeszli w milczeniu.
Zostałem sam w Giszy pustego ogrodu, lecz tysiące myśli jak stada ptaków obsiadły moję głow ę;
zrywały się, uciekały i powracały znowu. Myślałem ciągle nad usłyszaną codopiero rozmową. Teraz już wiedziałem, co biednego Franciszka Górę przezwa
nego Nieszczęśnikiem, trzymało wśród burz życio
wych, co z niego uczyniło człowieka cierpliwego, iście po bohatersku, bez cienia goryczy i nienawiści ku ludziom, znoszącego ciężkie krzywdy i wielkie nieszczęścia. O to W iara w Boga, w Jego sprawiedli
w ość i nadzieja pozagrobowego życia!
I zapytywałem się sam siebie, coby się z tym człowiekiem było stało, jak straszne byłoby jeg o istnienie, gdyby nie był miał W iary?
N agle zdjął mnie wielki gniew i oburzenie prze
ciw tym pomocnikom złego ducha, usiłującym ode
brać ludziom prawym lecz prostym W iarę świętą!
I oni śmią nazywać się przyjaciółmi i obrońcami ludu! Oni, którzy mu odebrać pragną dobro naj
wyższe, skarb nieraz jedyny, a przekosztowny, skarby nad skarby! Co za szaleństwo, co za brak sumienia i rozum u! Bo choćby nawet mieli władzę uczynie
nia każdego człowieka bogaczem, opływającym we wszystkie rozkosze, jakie daje pieniądz (czego przecie dokonać nie mogą, bo to niemożliwe), to w jakiż sposób uchronią ludzi od przeróżnych nieszczęść, na których odwrócenie całe góry złota nie starczą?
Czem pocieszą chorych, zasm uconych utratą kocha
nych osób, jak odwrócą kalectwa, podejrzenia, oszczerstwa i przeróżne cierpienia moralne, wszystkie niedole, którym ludzie podlegają, gdy wydrą nie
szczęśliwym W iarę w Boga, gdy ich pozbawią słodkiej pociechy, iaką daje jedynie religia?
D ługo myślałem o tem, a gniew mój i oburze
nie zmieniły się w żal i ból, kiedy musiałem sobie powiedzieć, że nie jawni wrogowie, ale ci, którzy głośno mówią, że wierzą w Boga, że są dobrymi katolikami, źe szanują religią, a po cichu, podstępnie w mowach i pismach swoich podkopują w ludzie za
ufanie do tych, których B ó g naznaczył nauczycielami swej Boskiej nauki, ustanowił stróżami W iary św.
A lboż i pomiędzy nami nie ma takich wilczków
w owczej skórze, którzy piszą: »my w ie rzy m y w Boga>
kochamy W iarę świętą, tylko bijemy w duchowieństwo, bo ono wrogie jest ludowi.* C zyż można sobie wy*
obrazić większą przewrotność? W iększy brak prawdy i rozumu?
Smutne i gorzkie myśli moje p rzerw a ło u11 nadejście wuja, któremu powtórzyłem usłyszaną c°
dopiero rozmowę, oraz uczucia i myśli, jakie mi *a
nasunęła. i
»Tak,« rzekł wuj, gdym skończył. »Wid°
takiego nieszczęśliwego, jak Góra, to n a jle p si argument, czem dla człowieka jest W iara w Boga i życie przyszłe. Bez W iary życie na ziemi stałoby się dla wielu prawdziwem piekłem, a nie mało j est i takich, któryby bez W iary zupełnie żyć nie P°
trafili.
Zbolała długiemi cierpieniami, a mimo to p0' godna, pełna bohaterskiej rezygnacyi twarz Fran ciszka stawała mi często w myśli nawet wtedy;
kiedy opuściwszy już śliczną wioskę wuja, w ró c iły do miasta. A lubo większość ludzi dobrze wie i nie wątpi, że W iara św. jest najdroższem skarbem cZ^°
wieka i najwj'ższym darem Bożym, pomyślałem, może nie będzie bez korzyści dla czytelnika, opisując smutne życie Góry, stawię im jeden dowo więcej tej niezachwianej prawdy, że bez W iary życie ziemskie byłoby dla wielu srogą katuszą, dla wsVI' stkich smutną, bezcelową igraszką.
SZARADA.
Pierw sze z trzecim są to drzewa » D rugie z trzecim brzydkie żywo, T o zwierzątka a bez sierci, Są piękniejsze po swej śmierci.
Pierw sze, pól drugie od nas daleki Jest to mieszkaniec ciepłej Afryki
Całość rosną w naszej ziemi A nam bardzo dobrze z nimi Mają z nich dobry pożytek W szyscy ludzie i dobytek.
Rozwiązanie szarad z nr. 18-go:
L
Znużonemu podróżnemu Do wytchnienia służy lawa, Zaś po zasłużonych mężach Zostanie na wieki sława.
II.
Groźne są w bijatyce razy, Z smakiem spożywamy zrazy.
Paweł Flak z Zawodzie Dobrze odgadli: p. Berta Badura z Roździen1^
pp. Franciszek Kołodziejczyk z Szarleja i Józef KnoPi z Zabrza. — Nagrodę otrzymał p. Paweł Flak.
Nakładem i czcionkami »Gómoślązaka«, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.
Redaktor odpowiedzialny: Adolf Ligoń w Katowicach.