• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 3"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok I- K atow ice, N iedziela, 15-go C zerw ca 1902 r. Nr. 3.

Rodzina chrześciańska

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

Wychodzi raz na tydzień w Jfiedzielę.

»Rodzina chrześciańslfa« kosztuje razem z »Górnoślązakiem* kwartalnie 1 m a r k ę 60 fe n . Kto chce samą »Rodzinę chrześciańską*

abonować, może ją sobie zapisać za 50 fe u . u pp. agentów i wprost w Adm inistracyi »Górnoślązaka« w Katow icach, ul. Młyńska 12.

Na N iedzielę 4 po Św iątkach

Ewangelia u Łukasza świętego

w Rozdziale V.

O n e g o czasu g d y rzesze n aleg ały na Je­

zusa, ab y słuchały słow a B o żeg o , a on stał i p o d le je zio ra g e n ez a rec k ie g o , i ujrzał dw ie łodzie sto jące przy je zio rze; a rybitw i wyszli byli i płókali sieci. A w szedłszy w je d n ę łódź, któ ra była Szym onow a, prosił g o , aby m aluczko odjechali od ziemi. A siadłszy, uczył rzesze z łódki. A g d y p rzestał m ówić, rzekł do Szym ona: »zajedź na g łęb ią, a z a ­ puście sieci w asze na p o łó w .« A Szym on o d ­ p ow iad ając, rzekł m u: » N au czy cielu , przez całą noc pracu jąc, niceśm y nie ułow ili; w szakże na słow o T w o je zapuszczę sieć«. A g d y to uczynili, zag arn ęli ryb m nóstw o wielkie, aż się rw ała sieć ich. I skirfęli na to w arzy ­ sze, co byli w drugiej łodzi, ab y przybyli, a ratow ali je . I przybyli i napełnili obie łodzie tak, iż się p raw ie zanurzyły. C o w idząc S zy ­ mon 1 iotr, upadł u kolan Jezu so w y ch m ów iąc:

*wynijdź odem nie, bom je s t człow iek g reszny, P a n ie «. A lbow iem g o było zdum ienie o g a r­

nęło i w szystkich co p rzy nim byli, z onego połow u ryb, któ ry pojm ali. T ak że też Ja k ó b a 1 J a n a > syn y Z ebed eu szo w e, którzy byli to w a­

rzysze Szym ona. I rzekł Jezu s do Szym ona:

»nie bój się, o d tąd ju ż ludzi łowić będziesz«.

A w yciągnąw szy łodzie na ziem ię, w szystko opuściw szy, poszli za nim.

Nauka z tej Ewangelii.

G dy rzesze nalegały na P an a Jezusa, aby słu­

chały słowa jeg o, a on stał nad jeziorem geneza- re c k ie m ; podziw iać należy to wielkie pragnienie tych ludzi ku słuchaniu słowa Bożego. Nie dosyć mieli n a tern, słuchać P a n a w bóżnicach, w m iastach i m iasteczkach, ale i po góracli, po wodach, po p u ­ styniach, i gdziekolwiek się obróci)', tam chodzili za nim. O puszczali domy, dzieci, rzeczy i sprawy swoje, rozmiłowawszy się słowa Bożego, jakob y m ó­

wiąc z Dawidem świętym: »o jakie słodkie są, mój Panie, dusznym ustom wymowy Twoje, wdzięczniejsze nad miód są ustom moim«. I przetóż nietylko się schodzili albo grom adzili do Pana, ałe się cisnęli, ale się gwałtem darli i nalegali nań. N adchodziła noc, a oni go przecie opuścić nie chcieli. Nie stało im chleba czasem i przez trzy dni, a przecie od niego nic nie odstąpili. » 0 jakże.śmy daleko od tych nabożeństw a! oni po górach, po m orzach, po pusty ­ niach cisnęli się do nauki zb aw ien n ej; a nam mie­

szkającym pod dzwonkiem, ciężko przyjść do ko­

ścioła. O ni z wielką chęcią pragnęli słuchać słowa B ożego; a my, jeżeli się zejdziemy, to tuk niedbale i tak ospale słucham y, że nie dziw, iż żadnego po­

żytku z niego nie bierzemy.

O m izerne ciało tak się pilnie staram y, aby mu nic nie schodziło n a pokarm ie jeg o , a o duszę miłą praw ie nic nie dbamy, żeby także zawsze miała p o ­ karm i posilenie swoje. Lecz pokarm i napój zba­

wienny duszy naszej je s t słowo Boże. Jako napi­

sano, iż nie sam ym chlebem żyje człowiek, ale wszel- kiem sło w em ,. które pochodzi z ust Bożych, które tak żywe i skuteczne jest, że je s t ostrzejsze nad miecz obosieczny, i tale możne, że m oże zbawić du ­ sze nasze. Zakon pański, mówi Prorok, niepoka­

lany, naw racający dusze, świadectwo pańskie wierne, dające m ądrość malutkim. Sprawiedliwości pańskie proste, rozw eselające serca; przykazanie pańskie jasn e, ośw iecające oczy, droższe nad złoto i nad drogie kamienie, i słodsze nad miód i plastr miodowy.

Uczmyż się od tych rzeczy, jak o na potem j m amy sobie ważyć ten tak drogi skarb słowa Bo-

(2)

żego i z ja k ą chęcią garn ąć się do niego i z jak ą pilnością słuchać go, i zachow ać je w sercu, i oka­

zywać w uczynkach, a spraw ow ać się wedle niego, I wszedłszy P an Jezus w łódź Szymonową, prosił go, aby m alutko odjechał od ziemi. Tu wi­

dzimy dziwny przykład w P an u naszym głębokiej pokory. Prosi P a n Jezus Szym ona, aby go odwiózł od brzegu, a m ógł mu i rozkazać, a woli prosić, woli się uniżać P a n przed sługą i przyszłym uczniem swoim. O jak o ż słusznie rzekł P an C hrystus: uczcie się odem nie, żemci je s t cichy i serca pokornego.

A usiadłszy P an Jezus nauczał. Otóż nowy przykład dla nas uczynności C hrystusa. Nie wymawia się ciżbą, lecz szuka sposobu, aby m ógł zadosyć uczy­

nić żądaniom ludu. N aucza: nauczajm y i my nieu­

m iejętnych, bo to je s t uczynek m iłosierny co do duszy.

A gdy przestał Pan Jezus z onej łodzi uczyć, rozkazał Piotrow i sieci zapuścić, i na słowa jego pojm ali ryb m nóstwo tak wielkie, że się rwały sieci, i napełnili obiedwie łodzie, aż się zanurzały. W i­

dzicie, B racia, ja k je s t hojny a szczodrobliwy Pan nasz Jezus C hrystus; za oną m aluczką posługę łodzi pożyczonej, tak obfitą zapłatę oddał Szymonowi.

I nadto gdzieindziej obiecał: iż ktokolw iekby dał którem u z najm niejszych sług je g o kubek zimnej wody, nie straci swej zapłaty. I na innem miejscu obiecuje temu, który cośkolwiek da, albo opuści dla niego, stokroć więcej na tym świecie, i po śmierci tem u żywot wieczny. A my tak szczodrobliwem u oddaw cy tak nie radzi służymy.

G dyby nam król jak i obiecał słowem swem kró- lewskiem, że nam za jed e n złoty po m ałym czasie od d a dziesięć złotych, dalibyśmy mu wszystką swą m ajętność, w nadziei tyle dziesięciora; chociażby on m ógł pierwszy um rzeć, aniżliby nam obietnicę speł­

nił. A teraz Syn Boży, o którym pewno wiemy, że nam spełni wszystko, co obiecuje, gdyż niebo i zie­

mia przem iną, a słow a je g o nie przem iną, ten nam obiecuje tyle stokroć na tym świecie, a po śmierci jeszcze żywot wieczny, a rzadki jest, ktoby mu się chciał szeląga zwierzyć, chociażby on ani umrzeć, ani żad n ego nigdy omylić nie może. A to wszystko idzie z niedostatku wiary, którą wiarę kiedybyśmy mieli, tedybyśm y zapraw dę daleko więcej wierzyli P a n u Chrystusow i, to je s t samej prawdzie, niżli któ- rem ukolwiek królowi nieśm iertelnem u.

Ze strony zaś P io tra świętego mamy do nauki.

U słuchał Szym on głosu ' Pańskiego i zapuścił sieć, a oto jak ie błogosław ieństw o spotkało go. Tak to, kto wszystko co czyni, uczyni ku czci i chwale Boże) i w imię Jeg o święte, a nie odstępuje od woli i rozkazania Pańskiego, tem u wszystko sporo. Bo mówi Bóg w Piśmie św .: »jeśli będziesz słuchał głosu P a n a B oga twego, abyś czynił i strzegł wszystkiego przykazania jego , przyjdą n a cię te wszystkie błogo­

sław ieństw a. Błogosław iony będziesz w mieście i na polu, błogosław ion będzie owoc żywota tw ego; i owoc ziemi twojej i owoc bydła tw ego; rozm nożą się stada

i trzody twoje i błogosław ione będą gum na twoje.

I wypuści P a n B óg błogosław ieństw o na wszystkie spraw y rąk tw oich.« I Dawid święty także mówi:

Bójcie się P an a wszyscy Święci Jego, albowiem nie masz niedostatku tym, którzy się go boją. B ogacze przyśli ku potrzebie, i nacierpieli się głodu, a szuka­

jącym P an a nie zejdzie n a żadnym dobrym. I sam Pan C hrystus mówi: »Szukajcie n aprzód Królestwa Bożego, a te wszystkie rzeczy będą wam przydane«.

Dalej, chociaż i łódź, w której się stał ów p o ­ łów była Szym ona, i on sam sieć zapuścił, i sam ją wyciągnął przed inszymi, nie przypisuje przecie so ­ bie, swej sztuce, i staraniu tego obfitego po ­ łowu ale woli Boga. Inny stałby się pyszniejszy, P iotra uczyniło to pokorniejszym : wynidź odem nie Panie, bom jest człowiek grzeszny.

W reszcie na jed n o cudo, na jed n o słowo C hry­

stusa, opuszcza P iotr z drugim i wszystko i idzie za Jezusem . A myśmy się tak wiele cudów je g o w Ew angelii nasłuchali, i wiemy, iż tym, którzy do­

czesne rzeczy opuszszają, obiecuje nietylko żywot wie­

czny, ale stokroć więcej na tym świecie, a przecie nie tylko, że nie opuszczam y w szystkiego dla Jezusa, ale i tego co nam nad potrzeby codzienne zbywa, tym, które on bracią swoją zowie, udzielić nie chcemy. Czemu? D latego, że m ało m am y wiary.

Gdy m niemamy, że wierzymy, a przecię nie w ie­

rzymy. T rzeba tedy, żebyśm y wiarę naszą z uczyn­

ków okazywali. Bo wiara bez uczynków m artw a jest.

Ż e zaś Jezus C hrystus nie w inną, tylko w Pio-

| trow ą łódź wstąpił, okazał przez to przyszłą godność jego, m ając go obrać za głow ę swego Kościoła, jak o i potem rzekł: nie bój się, odtąd już ludzi łowić bę­

dziesz.

Pierwsi chrześcianie.

Obrazek z początku dziejów kościoła.

4

- i.

Z ałożenie K ościoła.

P a n nasz Jezus C hrystus po swojem chwale- lebnem zm artw ychw staniu w stąpił na niebiosa. D ro ­ bna garstka w iernych jeg o wyznawców, mimo wszytkich obietnic, jakiem i ją pocieszał i um acniał Zbawiciel, ile razy ją przysposabiał na oną sm utną chwilę rozstania, drobna ta g arstk a głęboko czuła to osam otnienie i żyła trwożliwie z dnia na dzień, w gorących m odłach ulgi szukając. Bo i jak że nie mieli tęsknić uczniow ie za swym mistrzem kocha­

nym, synowie za ojcem ? *Dokądże pójdziemy?*

powiedział kiedyś Piotr, gdy Pan Jezus zapytał się uczniów : *Czy i wy mię opuścicie?* — »Dokądże pójdziemy?* zapytał; »ty masz słowa żywota*. T eraz nie m ając między sobą tego, który m a słow a żywota,

(3)

19 ci uczniow ie byli ja k o gałęzie od pnia odcięte, jak o kurczęta bez kokoszy. Życie dziwne ty jeste ś;

niknież jak o dym, przykreś ja k piołun, a jednak, gdy cię przyjdzie postradać, żal bierze za tobą.

A nuż się dowiedzą faryzeuszowie, że jeszcze na świecie są jacyś wyznawcy C hrystusa, to znów wołać będą n a Piłata: »ukrzyżuj, ukrzyżuj U Będziemyż my mieli tyle odwagi, żeby wszystko przecierpieć?

A jak że odpow iadać będziemy, gdy nas doktorow ie uczeni pytać będą? my tacy prostaczkow ie! W szystko to snuło się po głow ach tych pierwszych wyznawców chrześciańskich; a chociaż wierzyli obietnicy i na pew no oczekiwali Pocieszyciela, to jed n a k zimny dreszcz ich przerażał, g d y sobie wszystkie ciężkości wspom inali, jak ie ich p o d łu g przepow iedni Zbaw i­

ciela czekały.

Z resztą w Jerozolim ie i po całym kraju ży­

dowskim wszystko ja k dawniej. W praw dzie faryzeu­

sze chcąc nie chcąc często mówią o Jezusie onym ukrzyżowanym , który też miał zm artw ychw stać, ja k im to żołnierze pow iadali; w prawdzie owi uleczeni trędowaci, i ten co przy sadzaw ce został uleczonym , i ów sługa setnika, — a i któżby tych wszystkich wyliczył, — w praw dzie wszyscy ci ludzie dziwne rzeczy rozpow iadali o onym ukrzyżow anym Jezusie, ale to wszystko po cichu, bo gdyby ich faryzeusze podsłyszeli, trzebaby śm iałość życiem przypłacić!

A po dniach dziesięciu od chwili ja k Jezus Chrystus w stąpił na niebiosa, czciciele Jego byli wszyscy razem zebrani n a modlitwę. »I stał się z p rędka z nieba szum, jakoby p rzypadającego wiatru gw ałtow nego i napełnił wszystek dom gdzie siedzieli.

I ukazały się rozdzielone języki, jak o b y ognia, i usiadł na każdym z nich z osobna. N apełnieni byli wszyscy D uchem św. i poczęli mówić rozmai- tem i językam i, jak o im D uch św. wymawiać dawał.

A byli w Jeruzalem m ieszkający żydowie, mężowie nabożni ze wszystkiego n arodu, który je s t p od nie­

bem. A gdy się stał ten głos, zbieżało się m nóstwo i stworzyło się na myśli, że każdy słyszał je swym językiem mówiące. Zdum iew ali się wszyscy i dzi­

wowali się, m ówiąc: Cóż to m a być.«

Pow stał P io tr i w ykładał zdum ionem u tłumowi, jak o wszystko proroctw o, nap isan e o Messyaszu, w J ezusie C hrystusie się w ypełniło: »Niechaj tedy wie (kończy P iotr przem ówienie) wszystek dom Izrael­

ski, iż Go i Panem i C hrystusem uczynił B óg; tego Jezusa, któregoście wy ukrzyżowali*.

A usłyszaw szy to, skruszeni są n a sercu, i rzekli do P io tra i innych A postołów : Cóż mamy czynić mężowie i bracia?

A P iotr do n ich : »Pokutę czyńcie, a niech ochrzcon będzie każdy z was w imię Jezusa C hry­

stusa n a odpuszczenie grzechów w aszych: a weźmie­

cie dar D ucha św. K tórzy tedy przyjęli mowę jego, ochrzceni są: i przystało dnia on eg o jak o by trzy ty­

siące dusz«.

ra k i je s t początek K ościoła katolickiego! Cóż tu więcej podziw iać: czy cudow ność m ówienia ró-

żnemi językam i? czy zapał i odwagę A postołów ? czy gotow ość przyjęcia tej wiary? W szystko po nad zwyczajność ludzką w y n iesio n e; wszystko sam a tylko m oc Boża spraw ić m ogła. Pom ijając A postołów cu­

downy dar m ówienia n a raz różnem i językam i, po­

dziwiać nam trzeba męstwo onego Piotra, który tak się był słabym okazał, wtedy gdy P a n a Jezusa p o j­

m ano; podziw iać nam skuteczność tej P io tra wy­

mowy. Podobno P io tr wcale nie m iał daru wy­

mowy; p odobno się zająkał, a któryż to, pytam, m ówca m ógłby owych ludzi namówić, żeby uwierzyli w tego Jezusa, którego niedaw no widzieli na drze­

wie krzyża rozpiętego; żeby uwierzyli za jednem przem ówieniem prostego człowieka?

D ał tu Pan B óg poznać, że K ościół jeg o nie ludzką m ocą stoi, lecz że niskich a słabych stworzeń m oc Boża używa za naczynie okazania wszech- m ocności swojej, aby tem jaśniej taż wszechm ocność się uw ydatniała.

Boże cudowny! kto Twą m oc wypowie? za­

kreśliłeś praw a całej przyrodzie, a p o d łu g tych praw i niebieskie ciała swój bieg regularnie odbywają, i ziem ia wydaje kwiaty i trawy, i ptastwo powietrzne śpiew a Ci pieśń każdego p o ran ku ; wszystko to tak snu ć się będzie, póki będzie Tw a święta wola!

Rzekniesz: niech w oda ogniem się stanie, niech um arli z grobu pow staną! wszystko na twoje skinie­

nie. Jak garncarz z gliny czyni naczynie wedle upo­

dobania, tak T y wnętrze człowieka, gdy chcesz, przetw arzasz, z niew iernych ulubione syny sobie czynisz.

N iedługo potem szli P iotr i Jan m odlić się do świątyni, a niektóry mąż chrom y od urodzenia leżał u drzwi kościoła. Ujrzawszy Piotra i Jana, prosił 0 jałm użnę. A patrząc pilnie P iotr rzekł m u: »Złota 1 srebra nie mam, lecz co mam to Tobie dawam.

W Imię Jezu sa N azareńskiego w stań a chodź!

A ująw szy praw ą rękę jeg o , podniósł go: i wnet były utw ierdzone golenie jego i stopy. A wysko­

czywszy stan ął i chodził i w szedł z nimi do kościoła, chodząc i w yskakując i chwaląc Boga«. Lud ze­

b ran y znał onego chrom ego, a dziś widząc go nagle uleczonym , pełen był zdum ienia.

W tenczas pow stał P iotr i wyłożył zgrom adzo­

nym, że zdrow ie onem u kalece dał nie kto inny, tylko Jezus C hrystus, aby ja sn o m oc Jego poznali i uwierzyli, że je s t synem Bożym i obiecanym Messyaszem.

W praw dzie Faryzeusze i S aduceusze wyrzucili A postołów ze świątyni, mówiąc, że b lu ź n ią ; atoli wielu znów uwierzyło w Jezu sa C hrystusa i liczba w iernych w zrosła na 5000 dusz.

Ci pierwsi katolicy wiedli prawdziwie święte życie: »Trwali oni w n auce A postołów i w uczestni­

ctwie łam ania chleba (we Mszy świętej) i modli­

tw ach. A m nóstw o w ierzących było serce jedno i dusza je d n a ; ani żaden z nich to co miał swym nazyw ał; ale było im wszystko wspólne. A wielką m ocą dawali A postołow ie świadectwo zm artw ych­

(4)

w stania Jezusa C hrystusa P a n a n a s z e g o : i była wielka łaska n ad nimi wszystkimi*.

Jak tradycya dosyć pow szechna podaje, zostali A postołow ie razem w Jerozolim ie i okolicy 12 lat, bo tak im był polecił Zbawiciel przed W niebow stą­

pieniem swojem. W śród tych dw unastu lat często trzeba było wiele cierpieć wiernym, a mianowicie A postołom od m ściwego żydostw a; ale cóż zdoła zaciekłość ludzka przeciw spraw ie Bożej ? Mimo wszystkiego ucisku chrześcianie z dnia na dzień w liczbę wzrastali.

Po dw unastu latach rozeszli się Apostołow ie na wszystkie strony św ia ta ; dziewięciu z nich rozpo­

wiadało Słowo Boże w krajach azyatyckich i afry­

kańskich, trzech zaś z nich także w E uropie ew an­

gelią rozpow iadało. Z jakim że skutkiem opowiadali A postołow ie ewangelią w krajach pogańskich ? Z ta­

kim samym ja k w Jerozolimie. Byli oni podobni do wielkich ogni, których ugasić nie m ożna; tak więc skutkiem nauki chrześciańskiej, w której była moc Boża, ja k i wskutek cudów, które uczynili w imię Jezusa C hrystusa, wszędzie wiele ludzi w nich uwie­

rzyło, i coraz to nowe parafie katolickie powstawały.

Z resztą m ało wiemy o pierwszych latach chrześciań- stwa wśród pogan, a to częścią dla tego, że bardzo to daw ne czasy, bo już 2000 lat, jak się to działo, wiele więc pism z owych czasów dawnych uległo zniszczeniu zupełnem u przez prześladow anie, wojny i tem po do bn e sp u sto sz e n ia ; częścią też dla tego nie wiele wiemy o życiu onych chrześcian, że ludzie ci nie lubili rozgłosu, żyli ja k naprzykład tacy w łościa­

nie, którzy spokojnie P an a Boga chwaląc, schodzą praw ie niepostrzeżenie z świata tego. Dopiero w dw adzieścia lat później, za panow ania cesarza N erona nad państw em rzymskiem, wstępują chrze­

ścianie na widownią świata, a występują dla tego, że cesarz ten je st pierwszym cesarzem , który aż do krwi prześladow ał chrześcian Z temi to czasami chrześciańskiego czytelnika zapoznać pragniemy.

„jtfiłość cierpliwa jest".

W pewnem mieście W estfalii, które więcej pro ­ testantów ja k katolików liczy, odbyw ała się przed kilku laty m isya ludowa.

Jed n eg o wieczora, w zburzony m otłoch krzycząc nap ad ł z hałasem na dom, w którym trzej misyo- narze mieszkali. Z pom iędzy m otłochu wypadł jed en m ężczyzna, i gw ałtem dobył się do pokoju jed n e g o z m isyonarzy. Potężnym głosem i gwałtow nie wy­

w ijając i m achając rękami zaczął mówić:

— C zego wy tu chcecie w naszem m ieście ? Czy i u nas chcecie wasze piekelne dzieło zacząć,

i światło postępu, którem się cieszymy, w ciem ną n oc zam ienić? Czyście przyszli, aby truciznę nie­

zgody w nasze rodziny zapuścić ? P r e c z ! Myśmy was nie wołali i nie potrzebujem y w a s ! Jeżli n aty ch ­ m iast nie pow rócicie do g niazd a p ie k ie ln e g o , z k tó ­ regoście wyszli, to zobaczycie! To wam zapow ia­

dam w im ieniu tysiąca in n y ch , którzy tak samo myślą i tak sam o działać będą.

Misyonarz zrazu stał ja k wryty, słysząc tak miłe przyw itanie, ale w krótce przyszedł do rów no­

wagi. Przystąpił do m ówiącego, stanął przed nim z założonem i rękam i i przysłuchiw ał się powodzi słów jeg o , p atrząc mu spokojnym wzrokiem w oczy.

G dy ten na chwilkę umilkł, kiwnął m isyonarz kilka razy głową, jak b y potakując i rzekł spokojnie:

— D a le j!

T a zach ęta w praw iła go w szał wściekłości.

— Jak to ? zaryczał — mówicie jeszcze: dalej:

A więc niech b ę d z ie ! Ja wam powiem rzeczy, że się wstydem i h ańbą p o k ry je c ie !

W asz zakon je s t źródłem grzechów całego św iata! Cokolwiek na w schodzie i na zachodzie, na północy i południu, n a dw orach książąt i w dom ach obywatelskich, złego i przew rotnego się stało, tego wy Jezuici przez spojrzenie w aszego oka bazyliszko­

wego, przez zatruty wasz oddech, przez dotknięcie się waszą przeklętą ręką, jesteście spraw cam i. W y myślicie tylko o tem, jak b y całe kraje i narody w daw ne jarzm o antychrysta zaprządz: zadaniem wa­

szego życia je s t kuć kajdany i więzy dla całej ludz­

kości; ale czekajcie, w przeszłem stuleciu królowie i rządy kark wam skręcili — a teraz my, lud, staw szy się pełnoletnim , wyrok śmierci na was wy­

damy. Z wami się gruntow nie obejdziem y, i nie spoczniem y, aż ostatni wasz pazur i resztę w aszego wężego ogona zupełnie nie zgnieciem y!

W yrzuciw szy tyle słów i frazesów, jak b y jednym tchem — m usiał odpocząć, by zaczerpnąć oddechu.

M isydnarz znowu kiwnął głow ą i pow tórzył:

— Dalej ! d a le j!

R eprezentant pełnoletniego ludu, m ało ze skóry nie wyskoczył.

— Jeszcze dalej — zawył — tak jest! w łaśnie po to przyszedłem i po to m nie posłali moi w spół­

obywatele, abym wam całą praw dę powiedział. Niech was stare baby i g łupcy słuch ają; ja od was nic nie chcę słyszeć i niczego się od was uczyć, ale wy m nie słuchajcie. To, co wy uczycie, to nauka sza­

tańska. W y przekręcacie wiarę i podkopujecie do­

bre obyczaje. W y to co dobre, nazywacie złem, a złe dobrem ; Czy wyście nie postawili zasady, że cel uświęca środki, że wolno królów i książąt m or­

dow ać? W yście m iasta podpalali, wojny wzniecali, studnie zatruwali, wyście zarazę i dżum ę na całe kraje sp ro w ad zali; ja k długo wasz zakon istnieje, więcej złego narobiliście jak od początku świata się stało. Ale teraz, m iara się przebrała, godzina o b ra ­ chunku wybiła.

(5)

Naw et teraz, słysząc tyle kłam stw i oszczerstw, pozostał m isyonarz spokojny; słyszał bowiem tę sam ą piosnkę ju ż tysiąc razy oklepaną i dlatego nie obruszyła go wcale. Lekki uśm iech zaigrał na jeg o ustach i wezwał m ówcę po daw nem u:

— Dalej ! dalej !

T o słowo w kłopot go wprawiło. O n m y­

ślał, że tą razą inny obrót weźmie. Nie wąpił, że m isyonarz w padnie w passyę i że go zechce wyrzu­

cić za drzwi. N a ten wypadek zaopatrzył się w p o ­ rządną trzcinę, — potem m iał tłum rów nych jem u przyjaciół wolności w paść mu na pom oc, aby wszcząć rewolucyę. A tu jak na złość, ksiądz milczy i wcale się nie gniew a; a to m ilczenie i ta spokojna w eso­

łość, wymusiła na tym gorliwcu, którego nam iętność nieco ju ż ochłódła, pew ien rodzaj szacunku. I to ciągłe pow tarzane »dalej! d a le j!« i tłum na ulicy w yczekujący, który liczył n a nadzw yczajnie pom yślny skutek — to wszystko sprawiło, że deputow any w opłakanem był położeniu.

Nie pow inien był milczeć — a jed n a k ju ż wszy­

stek proch wystrzelił. Z aczął pow tarzać to, co już raz był pow iedział; wybąkiwał niezrozum iałe słowa o pom roce i nocy, o świetle i ciemności. Ale dalej nie szło — w oda w potoku op ad ła — potok wysechł.

Nielitościwy m isyonarz tym czasem nalegał:

Dalej! dalej! W reszcie ulitował się n a d zakłopota­

nym mówcą, chwycił go za oba ram iona i rzekł:

— Tw oje serce nie m usi być tak złe — ale nie siedzi na swojem m iejscu. Muszę cię potrząść, aby znowu na swoje m iejsce przyszło. — To rzekłszy, otworzył drzwi i w ypuścił go z pokoju.

Misya się skończyła, ojcowie gotow ali się do podróży. W tem do jednego z nich przystępuje czło­

wiek m u znajom y. M isyonarz mówi:

— D opraw dy, z początku płynęła pan u wy­

mowa, ale następnie się urwało. P an zapew ne przy­

szedłeś dopow iedzieć to, coś pan zapom niał. W ięc dobrze, m am jeszcze kilka m inut czasu. Dalej, d a le j!

G dy m isyonarz to mówił, łzy stanęły w oczach przybyłemu.

— T ysiąckroć przepraszam za m oją prostacką sgburowatość, rzekł ze łzami.

M isyonarz dziwił się nagłej przem ianie. On zaś mówił dalej:

— Gdym w yszedł z pokoju księdza dobrodzieja^

byłem jak b y m nie pio run uderzył; popędziłem do domu, nie zdaw szy spraw y z m ego poselstw a tłu ­ mowi, co stał n a ulicy. W dom u wciąż mi stały na myśli słowa ojca dobrodzieja: Serce twe nie musi być tak złe, ale nie siedzi n a swem m iejscu. Muszę cię potrząść, aby na swe m iejsce przyszło. N a drugi dzień odważyłem się p ójść na kazanie; potem cho­

dziłem n a każde; te m nie tak poruszyły i wstrzęsły, że moje serce za łaską B oga dopraw dy przyszło na swe miejsce. Jużem się zgłosił do księdza pro ­ boszcza; ja chcę zostać katolikiem.

Ściskając mu rękę, rzekł m isyonarz:

— Tylko dalej, mój przyjacielu! Coś pan za­

czął, kończ pan szczęśliwie.

I istotnie dokończył dzieła. Jako syn Kościoła katolickiego, stał się zadowolonym i szczęśliwym.

Obowiązek wychowania

i skutki jego dla rodziców .

T am to znajdą zasady w ychow ania dzieci.

Praw da, że to są zasady nie w edług m odnego wieku, ale godne daw nych dobrych czasów, w których bo- jaź ń Boża i cnota więcej ważyły n ad wykwintność.

Lecz za to też syn tego cnotliwego starca pociechę rozlał n a zgrzybiałe lata dawców swego życia i na całe pokolenia. Świadczy to o nim pismo św. a wszy­

stek ród je g o i w szystko pokolenie jeg o trw ało w świę­

tem obcow aniu, tak iż byli przyjemnym i tak Bogu, jak o i ludziom i wszystkim m ieszkającym n a ziemi.

(Tob. 14, 17). T akie słodkie owoce zbierali ci sza­

now ni rodzice z dobrego w ychow ania swych dzieci, że nie tylko oni, ale i całe pokolenia użytek ztąd miały. Czy to rodziców nie pow inno zachęcić do dobrego w ychow ania dzieci swoich? Jak miłe jest to uczucie, że chociaż rodzice ju ż śmiercią uśpieni będą, jeszcze miłe i z błogosław ieństw em wspom ni one będzie imię ich, bo cnoty ich dzieci od rodu do rodu rozszerzać się będą i dobrodziejstw a rezsiewać.

W iek zgrzybiały, ciężar lat, ciągłe prace w różnych zaw odach, różne doznane nieszczęścia czynią rodziców bardzo często niezdatnym i do dal­

szych p rac do staran ia się o utrzym anie swoje.

Ludzie im odm aw iają przytułku, Bóg im odebrał m ajątek, gdzież ich ucieczka? Do dobrych dzieci.

Ale przew iduję j a tu, że mi powiedzą rodzice, iż bardzo mało jest takich wdzięcznych dzieci, coby się starym rodzicom odwdzięczyły, że najwięcej jest wyrodków, co zapom inają o swoich obowiązkach, że o statnia to rzecz, zostaw ać na łasce swych dzieci i w yglądać od nich pom ocy. W szystkie te i podo­

bne zarzuty po wielkiej części m ogą być prawdziwe i często się spraw dzają. Ale j a tu rodzicom jeszcze raz przypom nę słow a m ędrca, wyżej przytoczone:

ćwicz syna twego a ochłodzi cię i da kochanie du­

szy twojej. T ak jest — niechaj ćwiczą rodzice swoje dzieci za m łodu; niechaj zaszczepiają w ich serca uczucia wiary i cnoty; niechaj nie pobłażają żadnym błędom ; niechaj karzą surow o wykroczenia, gdy tego potrzeba, niechaj oddalają od nich wy­

kw intność i w ielkość; niechaj im dają zawsze dobre przykłady: a zaręczam im, że użalenia na złe dzieci bardzo się zm niejszą. O chłodzi ich syn lub córka, na ich łonie złożą wiekiem i troskam i skołatane głowy, odw dzięczą się im niezaw odnie; osłodzą im ostatnie chwile ich życia: za największe s z c z ę ś c ie

poczytają sobie w spierać upadające ich siły.

(6)

A jeżeli tylko z uw agą przypom ną sobie wychowanie swoich dzieci ci, którzy się teraz na ich niew dzięcz­

ność użalają, wyznać będą musieli, że oni są pierw szą przyczyną swego nieszczęścia, albowiem dobrze i po chrześciańsku wychow ane dzieci muszą koniecznie być dobrem i, lecz przeciw nie źle wycho­

wane, nie m ogą czuć dla nich żadnej wdzięczności;

praw o bowiem natury i praw o B oga głośno wołają na dzieci: »Czcij ojca i matkę, chceszli żyć i mieć błogosław ieństw o Boga!*

D obre więc wychowanie dzieci konieczną jest potrzebą dla sam ychże rodziców. A kiedy ostatnia ch o ro b a uderzy ich o łoże boleści, gdy wszyscy od nich się oddalą, któż zostanie? D obre dzieci! — G d y im głow a opadać będzie, któż ją wesprze?

D obre dzieci. G dy spieczone usta zażądają posiłku, kto je ochłodzi? D obre dzieci! Ale powtarzam jeszcze raz — dobre dzieci! — lecz rodzice niechaj je w ychow ują dobrze, a dobrem i b ędą;

co zasieją to też i zbierać będą. Jeżeli zasiewali kąkol i dzikie chwasty, jakże przenicę zbierać chcą? A dla tego nie na złe dzieci, nie na ich nie­

w dzięczność — na sam ych siebie narzekać i płakać powinni, jeżeli nie cieszą się dobrem potomstwem.

Nie nakłaniali dzieci do bojaźni Boga, one też teraz szydzą z przykazania Bożego, które mówi:

czcij ojca i matkę. Nie widziały w dom ach rodzi­

ców innych przykładów, tylko rozpusty i zgorszenia, niechaj się więc teraz nie dziwują, że dzieci są roz­

pustnikam i i zgorszycielami. Nad sobą więc zata­

mować m ają ręce, że na starość swoją u obcych litości szukać muszą, albo że ich otwarte groby wstyd i hańb a otaczają, bo mówi Zbawiciel Pan:

»nie może drzewo złe owoców dobrych rodzić *.

(Mat. 7. 18). Rodzice sami sobie własnem i rękom a złem wychowaniem dzieci grób wykopali!

l a k więc zdaje się, że dość jasn o dowiedzione te prawdy, że ja k z jedn ej strony dobre wychow a­

nie obowiązkiem je s t rodziców, bo z tego Bogu i społeczeństw u ścisły rachunek oddadzą, tak z d ru ­ giej też wychowanie je s t dla nich nieodbitą potrzebą, oni bowiem sami z tego w ychow ania najobfitsze zbiorą plony. Ich sław a albo ich wstyd, ich pocie­

cha albo ich zgryzota, rozpuszczone całe pasm o zbrodni albo -panujące cnoty: oto w krótkości skutki dobrego lub złego w ychow ania dzieci. Obym te w ażne i nad er w ażne spraw y stugłosnem językiem m ógł powtorzyć, oby je wszyscy rodzice rozw ażyć chcieli. Dzisiaj, gdzie tak zaniedbane widzimy wy­

chow anie dzieci, gdzie zam iast coby skrom ność i w stydliw ość w dziecinnym wieku panow ać miały, rozpu sta i bezwstyd na czołach m łodzieży naszej widzimy; dziś, gdzie dzieci nieszczęśliwe albo pod oczym a rodziców gorszących, niedbałych, albo w op*ekę oddane ludziom bez cnoty, bez przywią­

zania do religii pozom em światłem oświeconych, bez znajom ości zasad dobrego w ychow ania, usy­

ch ać m uszą na ciele i na duszy, zaciągać m uszą szpetne nałogi za m łodu, które z niemi w zrastają,

a gdy przyjdzie owoc z tych drzew zbierać, p o k a­

zuje się zepsute, pełne zgnilizny. O! zap raw dę, biada naszem u pokoleniu, w którym bojaźń B oża stała się bajka dla naszych dzieci, w którem niedo­

rostki religią m ają za cel szyderstw a, cnotę i m oral­

ność m ienią być wymysłem ludzkim, a rozkosze tylko zmysłowe uw ażają za najw yższą szczęśliwość!

Ale trzykroć biada przeszłym pokoleniom , bo ród za rodem gorszy i zepsow ańszy następow ać będzie, bo podo b ne złe wychowanie pociągnie za sobą roz­

przężenie wszystkich stosunków towarzyskich, ludzi przem ieni w dzikie zwierzęta, przepaść zniszczenia wszystkim otworzy!

Przebudźcie się więc ze snu w aszego, rodzice, przestYaszcie się skutkam i okropnem i, jak ie złe wy­

chow anie waszych dzieci na was, na ojczyznę, na całe społeczeństw o ludzkie koniecznie sprow adzić musi. Przez nie to upadły kw itnące ludy i potężne państw a, bo gdzie początek był zły, tam koniec nie m ógł być dobry ; źródło zatrute, całem u strum ieniow i trucizny udziela. Rodzice! słuchajcie więc głosu Boga, głosu wiary, g łosu natury, które wam dobre wychow anie dzieci zalecają; inaczej patrzeć będziecie na zgubę w a sz ą ! wszystko was potępi, boście w szystko zepsuli. A tylko z dobrze wychow anem i dziećmi, z ufnością staniecie przed sądem B oga i za­

w ołacie: »K tóreś mi dał, żadnegom z nich nie zgubił<.

- ♦

pielgrzym i dzieci.

Sterczy nad drogą krzyż pochylony, O bok spoczyw a pielgrzym strudzony, Siwą swą głow ę w sparłszy na dłoni, D um a, co w estchnie, to łzę uroni.

O podal stoi w ieśniacza chatka, Z niej to wychodzi dzieci grom adka, S tarca pielgrzym a uprzejm ie w ita:

»Skąd B óg prowadzi?* grzecznie zapyta.

Pielgrzym gaw ędkę poczyna z niemi,

• Z daleka idę, aż z świętej ziemi!*

Lecz starszy chłopak pyta naiw nie:

>A któraż święta?* — »Nie wiesz? to dziwnie!

Świętą się zowie ziem ia daleka, Miejsce rodzinne B oga człowieka*.

A chłopczyk du m a i wreszcie powie:

• Niech się ta ziemia najśw iętszą zowie*.

»Czemu?* — »Bo świętą zwać się pow inna N asza kochana ziem ia rodzinna;

A ja tak wasze pojąłem słow a, Że wy z W arszaw y albo z Krakowa*.

Dziwi się starzec w cichej ra d o ś c i;

>Wiele ja, - rzecze, — widziałem w świeoie, Lecz nigdzie takiej kraju miłości,

Jąką tu naw et m ałe m a dziecię*.

I u stóp krzyża ukląkł w pokorze, A w nosząc dłonie zaw ołał: »Boże!

O pobłogosław dziatwę niew inną, K tóra tak kocha ziemię rodzinną*.

(7)

23

C/jrześciańska matka.

M atce chrześciańskiej przeznaczył B óg równie miłe, ja k odpow iedzialności pełne zadanie, aby każdej chwili ja k A niół Stróż czuwała nad swojemi dziećmi.

Tak, m atko chrześciańska, tobie przedewszy- stkiem p rzypadł w udziale zaszczyt wychow ania ich dla P a n a B oga! T y m asz słodki przywilej położenia pierwszych fundam entów ich religijnego wychowania.

Nie odstępuj tego praw a zaszczytnego nikomu.

W spom nij m atko chrześciańska, z jakiem u p o­

dobaniem niebo i ziem ia spoglądają na ciebie, gdy swojej dziecinie składasz drobne rączki, pokazujesz jej Zbaw iciela na krzyżu i uczysz ją m odlić się.

Tw oim to obowiązkiem, m atko, je s t uczyć dziecko modlitwy, wraz z imieniem dziecka łączyć święte im iona Jezu sa i Maryi i w cześnie dziecięcą duszy­

czkę przysposabiać do rozbudzenia wiary świętej.

B óg dał m atce m oc nietylko kształcenia ciała dzie­

cka, ale zarazem przyznał jej zaszczyt urabiania duszy dziecięcia. Piętno, ja k ie m atka nad aje duszy sw ojego dziecka, pozostaje na zaw sze niestarte.

W iadom ą je s t rzeczą, ja k B lanka kastylijska, królowa francuska, chcąc w sw ojego synka, później­

szego św. Ludw ika wpoić obawę przed grzechem , pow tarzała mu często: »Gdybyś ty wiedział, dziecko, ja k ja cię kocham ! A jed n a k wolałabym cię widzieć m artw ego n a m arach, aniżeli zobaczyć cię, jakbyś obrażał ciężko P a n a Boga*. Potem składała mu rączki i kazała mu się m odlić: »Lepiej um rzeć 0 Boże, aniżeli Cię ciężko ob razić«.

Szczęśliwe dziecko, które w ypiastow ała po b o ­ żna m atka! Pam ięć dobrej matki żyje w naszeni sercu wraz z jej naukam i do końca życia. G dyby­

śmy w tych sm utnych czasach mieli przy każdem ognisku domowem, przy każdei kołysce prawdziwe chrześciańskie serce m acierzyńskie, któreby było gotow em pośw ięcić wszystko, by ratow ać duszę dziecka i strzedz ją ja k największy skarb od złego, w tenczas byłoby mniej nieszczęśliwych m atek a d a­

leko więcej błogosław ionych przez B oga rodzin 1 świat byłby ocalony.

Głód mowy ojczystej.

A wiesz ty bracie co to głód?

Ż ebrak wynędzniały i wychudły stoi oparty o mur, bo chwiejące nogi zaledwo utrzym ać go zdo-

aJ3 dziś nic nie miał w ustach, wczoraj jedynym je g o pokarm em zeschły był kawałek chleba — ból mu dokucza wewnętrzny, a febryczne zimno raz po raz słabem potrząsa ciałem — a większa boleść

ściska mu serce, gdy darem nie rękę wyciąga drżącą, a nikt z przechodniów m iennych i czerstw ych nie zw raca na niego uwagi!

Nie wie, co to głód, kto go nie doznał nigdy, ale gorszym ja k głód ciała, je s t głód ducha.

Stw orzył ciebie P an B óg na ziemi ojczystej, tyś z tą ziemią zrósł, • a serce twe zrozum iało n aj­

pierw dźwięki mowy ojczystej, a usta twe najpierw dźwięki te powtórzyły. — Żyjesz w świecie, obcujesz z różnem i ludźmi, nauczysz się różnych języków , ale żadna m owa do serca ci tak nie przemówi, tylko je d n a mowa ojczysta! Jeśli nie masz potrzeby m ó­

wienia obcym językiem , obywasz się bez niego i nie zatęsknisz za nim, ale bez mowy ojczystej się nie obejdziesz, za nią tęsknić będziesz z całą siłą, jak za ziemią rodzinną — głód tej mowy złam ie tw o­

je g o ducha!

A jeżeli nie wierzysz, zapytaj tego chłopca, który poszedł na wędrówkę i żył między obcymi, gdzie nie słyszał dźwięki mowy ojczystej — zapytaj tego w ygnańca, który żył w tułactw ie — zapytaj tego żołnierza, zagnanego gdzieś w nieznane strony — zapytaj tego, który lekkom yślnie dla polepszenia swej doli porzucił ziemię rodzinną i za m orze w świat poszedł daleki — a oni ci powiedzą, jak to każde pisem ko, każdą książeczkę polską chowali gdyby świętość, aby choć z m artwych liter słowa usłyszeć rodzinne, — oni ci powiedzą, jak to nieraz w ukry­

ciu płakali nad swem sieroctw em i ja k znowu łzy radości wylewali, gdy spotkali się ze swoimi i znowu dźwięki mowy ojczystej usłyszeli!

I nam głód taki zagraża, chociaż n a ojczystej znajdujem y się ziemi. W stosunkach urzędowych nie w olno nam używać mowy naszej — kto nie umie innej mowy, prócz własnej, ten wobec urzę­

dów usta m a zam knięte i g d y potrzebuje pom ocy władzy, zdać się musi n a łaskę pośredników : przy­

jaciół, którzy mu pom ogą, albo też złych doradzców, którzy go wyzyskają.

Broniliśm y mowy naszej, ile nam sił starczyło — wykazywaliśmy praw a nasze, odzywaliśmy się do uczucia sprawiedliwości, do uczucia ludzkości mo­

cniejszych od nas innoplem ieńców — darem nie!

Ale co go rsza: dzieci polskie w szkołach obcym się uczą językiem , obcym językiem przemawiają, a do tego naw et dochodzi, że w niektórych szkołach zakazują dzieciom mówić pom iędzy sobą po polsku, chociaż tego praw o nie żąda.

Naw et na tem jeszcze nie dosyć. Są kiero­

wnicy szkół, którzy wręcz nam za zbrodnię poczy­

tują, że dzieci za m ało są wynarodowione, którzy żądają, że dziecko nietylko po niem iecku mówić, ale i myśleć powinno!

W ięc do tego dojść może, że dziecko twpje, polska matko, nie będzie mówić po polsku, nie bę­

dzie naw et po polsku myśleć i po polsku czuć!

A dziecko, które wzgardzi jed n ą matką, w zg a r d z i

i drugą — dziecko, które wzgardzi m atką-ojczyzną, i wzgardzi i tobą, m atko z pewnością.

(8)

24 I czyż nie m a ju ż ratunku?

O je s t ratunek, ratu n ek pewny, ratunek nieza­

w odny, a ten ratunek, tę pom oc, wy tylko, rodzice dać m ożecie! Dom wasz powinien być sz k o łą ,' w którejby dziecko uczyło się nietylko po polsku mówić, pisać i czytać, ale i myśleć po polsku i czuć po polsku. W domu rodzicielskim najlepiej nauka się zaszczepia — nauka podana przez rodziców, po ­ chodzi od serca i do serca też trafia — to też czego się w domu dziecko nauczy — tego nie zapom ni przez całe życie!

Nie mów, że uczyć nie możesz, bo sam nauki nie posiadasz; nie potrzebujesz nic więcej umieć, ja k czytać po polsku i pisać nieco, a możesz być j

wybornym nauczycielem twego dziecka. Przew odni­

kiem w tej nauce będą ci książki.

W czasie długich wieczorów zimowych, w dni niedzielne i świąteczne, oddaj się tej wdzięcznej pracy — lepiej dnia świętego nie użyjesz, ja k tą zajęty pracą, a Pan B óg jej z pew nością p o b łog o­

sławi. Rozpocznij naukę od katechizm u, od historyi świętej, a potem daj m niejszym elem entarzyk do ręki, a starszym inne książki i wszędzie doglądaj, pom agaj, tłum acz co potrzeba i wyjaśniaj. Nie mów, ja k to czynią rodzice niedbali, że jeszcze czas roz­

poczynać z dzieckiem naukę, bo niem a dosyć lat — im później rozpoczniesz, tem trudniejszą je s t nauka, im rychlej rozpoczniesz, tem łatwiej ci się powiedzie, bo um ysł i serce dziecka w pierwszych dniach życia nie zepsute, nie zaćm ione i zam ącone przew rotno­

ścią, a nadzwyczaj wrażliwe i wszystkie słowa na nie padają, ja k na żyzną rolę i wydawają owoc obfity.

A jeżeli zapragniesz wskazówek, jak ich ksią­

żek używać do nauki domowej, udaj się do której- kolwiekbądź redakcyi polskiej a każda ci chętnie służyć będzie radą i wskazówkami.

W e wyborze książek, a mianowicie dla dzieci, trzeba b}'ć nader ostrożnym i doświadczonym , albo­

wiem ten tylko skutecznie dla dziatek pisać zdoła, który je pokochał, bo tylko słowa od serca pocho­

dzące do serca trafić mogą.

U każdego lutra uczciwego w domu znajduje się biblia, 11 każdego żyda talmud, a u T u rka koran — u każdego Polaka-katolika niech będzie katechizm i książki polskie, a Vv iary naszej świętej i mowy n a­

szej rodzinnej nikt nam wydrzeć nie zdoła!

JUL

Potrzeba i zbytek.

Na co ludzie w modlitwie proszą tylko chleba, Nie zaś kurcząt, szparagów , lub pieczeni z różna?

Bo chleb, synu kochany, to pierwsza potrzeba;

Bez zbytku żyć podobna, — bez chleba nie można.

Wesoły kącik.

Odważne żydy.

— Żydzie! byłeś ty w wojsku?... pytał stary w iarus handlarza.

— Co nie m iałem być!... j a naw et zginułem .

— Z ginąłeś? a żyjesz?

— Ny, chce pan, to p an u opowiem...

— Bardzom ciekawy!

— Jak się zrobiła wojna, to pan burm istrz nas w sistkich w Pińczow ie w ym ustrow ał na pikuniarzy.

— Cóż to za w ojsko?

— My mieliśmy piki od tyczkow ego grochu dla tego my sobie tak nazowali. Ja k nieprzyjaciół buł o kilkę mile, to my wsiscy ksiknęliśm y: ura!...

on sobie zląk i poszed — ale potem drugi niepsi- jacio ł m iał złe przew odniki i psised do nas, ja k mi byliśmy na m ustrze. Jak zaczęliśm y robić gew ałt!

hałas, wojnę!... takeśm y wsiscy zginęli. D opiero w kilka tygodni, ja k pan burm istrz ogłosił licyta- cyom, takeśm y się, B ogu ziękować, wsisci znaleźli.

— Patrzaj, to wy odw ażne ż y d y !

— Aj waj!

* *

*

Nie udało się.

Zarozum iały fircyk w chodzi do golam i, a chcąc zadrw ić z m ałego »golarczyka«, rzecze do niego:

tG oliłeś ju ż mafpę?*

G o l a r c z y k : »D otychczas jeszcze nie, lecz niech pan siada, to spróbuję*.

S Z A R A D Y .

i.

Pierw szem mówi król o sobie.

Jeśli ja k ą rzecz w skazujesz.

D rugie krótko służy Tobie, A gdy pieszo podróżujesz, O ne w strzym ać Cię nie m ogą, C hoć je nieraz spotkasz drogą.

II.

Pierw sze zaimek, a drugie i trzecie Pow szednią kupca czynnością nazwiecie.

G dy sro g a bieda całości przyczyną, Ludzie najczęściej m arnieją i giną.

Kto nadeśle dobre rozwiązanie, otrzym a w n a­

grodę zajm ującą książeczkę.

Nakładem i czcionkam i »Gómoślązaka«, spóiki w ydawniczej z o g r a n i c z o n ą odpowiedzialnością w Katowicach.

Redaktor odpowiedzialny: A d o lf Ligoń w Katowicach,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przyjęcie Sakramentu małżeństwa nazywa się ślubem dla tego, że najgłówniejszym obrzędem tej świętej czynności jest wykonanie ślubu czyli przy­. sięgi

Miasto Naim leżało w dolnej Galilei, między Górami Tabor i Hermon, w pięknej bardzo okolicy. Szedł właśnie do niego z Kafernaum Zbawiciel, gdzie był uzdrowił

I na onego ślepo narodzonego ślepotę, i na Łazarza śmierć był przepuścił, nie dla żadnego grzechu jego, ani rodziców jego, ale jako sam powiedział dla

Faryzeuszowie cieszyli się, że Sadduceuszowie zawstydzeni odeszli; ale tego nie mogli znieść na sobie, że Pan Jezus ich zawstydził; zeszli się tedy pospołu i

Więc rozległy się straszne okrzyki tego ludu, domagającego się, aby chrześcian rzucano w cyrkach, w czasie publicznych igrzysk, lwom na pożarcie!. Tak się też

bierz sukienkę białą, w której nieskalanej masz się stawić przed sąd Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyś otrzymał życie wieczne. Bracia, przypatrzmy się

ścioła; goreje przy nich światło, i Kler zebrany od- prawuje tam jutrznią ku czci Świętych, których są te relikwije. Dyakon zaś w kościele będący, pyta

klął ziemię, żeby ju ż skarbów swoich nie wydawała więcej, że ju ż wyschły wszystkie zarobku źródła, że drogich kruszców żyły zamieniły się w popiół,