• Nie Znaleziono Wyników

Przypisy dolne tradycyjne i przypisy harvardzkie znajdują się na tej samej liście przypisów w kolejności występowania w tekście głównym

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przypisy dolne tradycyjne i przypisy harvardzkie znajdują się na tej samej liście przypisów w kolejności występowania w tekście głównym"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

Uwagi do wersji zaadaptowanej:

Wersja elektroniczna książki została stworzona zgodnie z art. 33 z indeksem 1 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Zostały zachowane numery stron. Numer danej strony znajduje się nad tekstem danej strony i poprzedza go skrót str.

Wartości wyrażone w oryginale liczbami rzymskimi w adaptacji przedstawiono cyframi arabskimi albo słownie.

Przypisy w treści głównej są linkami oznaczonymi słowem „przypis” i numerem porządkowym wziętymi w nawias. Przypis harvardzki pozostaje w nawiasie

okrągłym, przypis tradycyjny został ujęty w nawias kwadratowy. Linki prowadzą do opisów przypisów, które zostały umieszczone na końcu dokumentu. Powrót do treści głównej po odczytaniu opisu przypisu jest możliwy poprzez link „Wróć do treści głównej” umieszczony na końcu każdego opisu przypisu. Przypisy dolne tradycyjne i przypisy harvardzkie znajdują się na tej samej liście przypisów w kolejności

występowania w tekście głównym.

Zakładki oznaczone literą „p.” i numerem porządkowym znajdują się w treści głównej, w miejscu występowania przypisu.

Wykaz skrótów:

AGD - artykuły gospodarstwa domowego ha - hektar

nr - numer por. - porównaj PR - public relations

przyp. aut. - przypis autora red. - redaktor

s. - strona t. - tom

tłum. - tłumaczenie

SKR - Spółdzielnia Kółek Rolniczych

NKWD - Naródnyiy Komissariát Vnútrennikh Del PWN - Państwowe Wydawnictwo Naukowe Koniec uwag do wersji zaadaptowanej.

Str. 157

(2)

Jacek Nowak

Praktyki przestrzenne Rusinów i Hucułów. Odbudowywanie miejsc etnicznych

Przedmiotem podejmowanych przez nas w niniejszej książce rozważań jest szeroko rozumiane zjawisko społecznego wytwarzania miejsc. Wiążemy ten proces z

przestrzenią społeczną i staramy się wykazać strategie ich organizowania w kontekście globalizacji, władzy i etniczności. W realizowanym projekcie

koncentrowaliśmy się na małych, głównie wiejskich wspólnotach, cechujących się pewnym typem solidarności i należących do zdefiniowanych terytoriów etnicznych.

Badania prowadziliśmy w wybranych miejscowościach Łemkowszczyzny i Huculszczyzny oraz w północno-wschodniej Słowacji, zamieszkiwanej przez Rusinów. Przystępując do badań, spodziewaliśmy się znaleźć tam grupy wyróżniające się pewnym typem więzi świadczących o bliskości, długotrwałych związkach i określonych granicach terytorialnych. Ponadto wspólnoty te posiadać miały wyraźne granice symboliczne oddzielające ich od „obcych”, a terytorium powinno zasadniczo wpływać na reguły formowania się określonego typu więzi i na zasady konstruowania tożsamości. Możemy potwierdzić, że badane społeczności zachowały swoje podstawowe cechy wyróżniające je spośród innych wspólnot zamieszkujących określone terytorium. Zarówno mechanizmy autopercepcji wspólnot, jak i ich zewnętrzna identyfikacja zgodnie pozwalają wyodrębnić je przestrzennie. Terytorium, pomimo wielu wprowadzonych tam zmian, nie zatraciło swej podstawowej funkcji. Znacznie bardziej złożone wydają się kwestie związane z redefiniowaniem więzi, charakterem i naturą tożsamości. W toku badań ustaliliśmy, że globalizacja wprowadza nieodwracalne zmiany w charakterze istniejącej i

etnicznie zdefiniowanej lokalności. Konieczność dostosowania się do nowoczesnych strategii zagospodarowania regionu musiała pociągać za sobą częściową rezygnację z ochrony terytorialnej tożsamości. Mimo tego w procesie włączania terytorium etnicznego do konstruowania miejsca ta terytorialna tożsamość jawi się jako społeczna rama wyznaczająca punkty orientacyjne dla zbiorowych działań i

wyobrażeń kulturowych. Przestrzeń społeczną postrzegamy jako swoisty komunikat budowany na bazie relacji świata rzeczy i symboli, komunikat czyniący przestrzeń trwałą pamięcią społeczeństw. Zarówno na Łemkowszczyźnie, jak i na

(3)

Huculszczyźnie z łatwością dało się zauważyć obecność wyraźnych wzorów i praktyk przestrzennych wykorzystywanych w organizacji etnicznych miejsc.

Str. 158

Na Słowacji, w analizowanym przypadku, owe mechanizmy i strategie zarządzania przestrzenią mają trochę inną naturę i przynoszą inne skutki, o czym będzie mowa w odpowiednim fragmencie tekstu.

Kolejny etap badań na Łemkowszczyźnie potwierdził, że Łemkowie w procesie utożsamiania wykorzystują kategorię terytorium w sposób szczególny. Często występuje ona wyłącznie w odniesieniu do przeszłości. Mówiąc dzisiaj o

Łemkowszczyźnie, mieszkańcy podkreślają redukcję jej symbolicznego znaczenia, co nie przeszkadza im wykorzystywać ją w budowaniu nowej „utowarowionej”

etniczności. Pojawiają się też symptomy wprowadzania tam projektu obywatelskiej odpowiedzialności za przestrzeń i nowych reguł organizacji miejsc. Wiele rzeczy zmieniło się na Łemkowszczyźnie, a jej mieszkańcy gotowi są owe zmiany legitymizować, nawet kosztem utraty częściowej kontroli nad terytorium.

Podobny w swym charakterze proces obserwujemy na Huculszczyźnie. Tam również w świadomości mieszkańców (ale też poza regionem) istnieje pamięć tej przestrzeni nacechowanej etnicznością. Jest ona w narracjach często obecna i bogato

przywoływana. Badania pokazują jednak, że jej znaczenie powoli zanika. Ma istotną moc symboliczną, lecz jej granice powoli się zacierają. Terytorium definiuje Hucułów, choć nie w pełni przekłada się na kreacje tożsamości. Raczej funkcjonuje jako źródło odwołań, pewien zasób, z którego zainteresowani mogą czerpać treści potrzebne do tożsamościowych konstrukcji.

W kontekście poruszanych w książce problemów społecznego wytwarzania miejsc zajmę się w tym fragmencie kwestiami prawa do symbolicznego (ale nie tylko) zarządzania etnicznym terytorium. Interesuje mnie, jak społeczności pamiętają i zapominają o swojej ziemi i jak tworzy się poczucie symbolicznego posiadania terytorium, jakie strategie przyjmują grupy, by utrzymać przywilej decydowania o:

ziemi, krajobrazie, architekturze czy symbolach wyznaczających granice wspólnot.

Jak redefiniowane jest miejsce w warunkach globalizacji? Zwracam zatem uwagę na kwestie organizacji wspólnotowości, z akcentem na kontynuację bądź rewitalizację więzi etnicznych. Jak realizowane są tożsamości zbiorowe w relacji do przestrzeni, terytorium i miejsca? Interesuje mnie, na ile ich etniczne miejsce budowane jest

(4)

przez fakt zajmowania konkretnego terytorium, a na ile jest to odwoływanie się do pamięci zbiorowej i ram społecznych ową pamięć organizujących. Jak

wykorzystywane są zasoby kulturowe przez mieszkańców zajmujących tradycyjne etniczne terytoria? Czy wspólnoty są w dalszym ciągu konglomeratem miejsca, tożsamości i wzorów kulturowych (sfera materialna, interakcyjna i symboliczna)? Na ile ten wzór wspólnoty jest trwały, a na ile ulega przeobrażeniom?

Badane wspólnoty przypominają zapomniane mikroświaty. Ich lokalność postrzegam jako zaprojektowaną przestrzeń z ustrukturalizowanym społecznie środowiskiem. Te gotowe i utrwalone projekty pozwalały kiedyś mieszkańcom lepiej się rozpoznawać.

Uświadamiali sobie wtedy, kim są i jak powinni się zachowywać, oraz, co najważniejsze, jak realizować swoją tożsamość. Dzisiaj wypada uznać, że

warunkiem badania procesów wytwarzania i odtwarzania miejsc jest analiza działań i idei, które pozostawiają w miejscach swe ślady, odciskają się na ich społecznej organizacji, materialnej infrastrukturze, na wyobrażeniach ich dotyczących.

Dokładniej rzecz ujmując, to specyficzna historia dystrybucji praktyk i treści kulturowych występujących w danym miejscu decyduje o tym, jak jest ono społecznie i materialnie zorganizowane.

Str. 159

Wiemy, że lokalne praktyki i treści kulturowe pomagają w tworzeniu i wytwarzaniu miejsc. Działania i przekazy kulturowe występujące w lokalnej skali są tylko jednym z możliwych źródeł, zestawem narzędzi wykorzystywanym do tworzenia miejsc.

Studiując miejsce, analizujemy wszelkie napotkane w nim praktyki i idee, niezależnie od tego, czy występują one tylko tam, czy też mają szerszy kontekst (por. Lubaś w niniejszym tomie).

1. Huculszczyzna w konfrontacji z nowoczesnością [przypis 1]

Huculi powszechnie znani są jako jedna z grup etnicznych zamieszkujących Karpaty.

Główna jej część osiedliła się na terytorium dzisiejszej Ukrainy, choć spotkać ich można zarówno w Polsce, jak i w Rumunii (region Maramures). Na Ukrainie koncentrują się głównie w rejonach Werchowyny, Kosowa, Nadwirnej i Kołomyi.

Huculszczyzna jest częścią historycznej Galicji. Ich osadnictwo w tym regionie datuje się od 14 wieku. Historycy i etnografowie ustalili, że Huculi obecnie zamieszkują 24 wsie tego rejonu, ale można ich też spotkać w okolicznych miasteczkach i miastach,

(5)

jak np. w mieście Rahiw (przypis 1 Magocsi, Pop 2005: 207). Nie jest znane pochodzenie samej nazwy tej grupy. Niektórzy wywodzą ją od starych nazw tureckich plemion czy rumuńskich rabusiów. W etnografii przez długi czas

utrzymywało się stanowisko, że Huculi stanowią jedną z trzech, oprócz Łemków i Bojków, grup tworzących rusiński czy karpato-rusiński naród. Z czasem pojawiły się interpretacje wskazujące na istnienie dwóch zasadniczych grup rusińskich;

Łemków/Rusnaków i Dolinian (przypis 2 Magocsi, Pop 2005: 113-117). Nie

rozstrzygając o trafności etnograficzno-historycznych kategoryzacji etnicznych tego regionu, Hucułów od dawna postrzegano jako wspólnotę wyróżniającą się spośród innych grup.

Sami członkowie tej wspólnoty tradycyjnie podkreślają swoją odrębność od innych grup rusińskich. Ta potrzeba wydzielenia swojej społeczności uwidacznia się na wielu płaszczyznach. Odróżniać ich miał przede wszystkim dialekt rusiński z

domieszką słownictwa rumuńskiego. Do dzisiaj funkcjonuje on w mowie potocznej i jest dumnie przez mieszkańców regionu wskazywany jako wyróżnik ich grupy. Huculi podkreślali też, że są góralami i chrześcijanami. Obie te kategorie w dalszym ciągu stanowią istotny budulec ich granic symbolicznych. Zamieszkiwali (jak sami mówią:

od zawsze) w dolinach Prutu i Czeremoszu oraz na zboczach Czarnohory. Miejsca te stały się później częścią legendy o tych tajemniczym góralach i weszły w skład ukraińskiego mitu ojczyźnianego. Przypisywano im cechy ludów górskich, które to cechy uznawane są za atrakcyjny składnik narodowych narracji. Uważano ich za ludzi twardych i nieustępliwych. Izolowanie się od innych grup, choćby z racji zamieszkiwania trudno dostępnych terenów, nadawało im znamiona wyjątkowości.

Wypasanie owiec i praca w lesie przy wyrębie drzew dodatkowo wyróżniały ich gospodarkę spośród innych grup tego regionu.

Str. 160

W obrazie Hucułów podkreślano atrakcyjne i oryginalne stroje oraz groźny wygląd wzmacniany tradycyjnym wyposażeniem: siekierami, ciupagami i bronią, które nosili podczas wypasu owiec i pracy w lesie. Stąd już tylko krok do legend o huculskich zbójnikach, nie tylko łupiących bogatych, ale i walczących o swoje prawa ze zmieniającą się często władzą. Ten obraz niepokornego górala wojującego o niezależność dobrze wkomponował się we współczesną ukraińską narrację tożsamościową.

(6)

Odmienną tożsamość Hucułów opisywali już od 19 wieku polscy pisarze, miłośnicy gór i etnografowie: K. Wójcicki, J. Korzeniowski czy S. Vincenz. Ten ostatni

najgłośniej rozsławił grupę, pisząc słynne etnograficznie bogate dzieło Na wysokiej połoninie (przypis 3 Vincenz 1980; przypis 4 Vincenz 1981). Jest to zresztą chyba jedyne systematycznie budowane kompendium wiedzy o Hucułach i ich życiu.

Można wręcz przypuszczać, że praca Vincenza stała się podstawą popularności tej wspólnoty wśród Polaków i Ukraińców, których w końcu niewielu w swych

wędrówkach kiedykolwiek zapuściło się w rejon Żabiego i wschodnich Karpat. Żabie, które współcześnie nosi nazwę Werchowyna, tak jak dawniej pozostaje umowną stolicą Huculszczyzny. Już w czasach dominacji Austro-Węgier mieszkało tam kilka tysięcy osób. Wielobarwne grupy przyciągały nie tylko okolicznych mieszkańców, załatwiających w gminie swoje sprawy, ale też turystów, którzy w swoich

wędrówkach nie mogli tego miejsca ominąć. Najsłynniejsze jarmarki, w których brali udział Huculi, odbywały się w niedalekim Kosowie. Miasteczko to zresztą słynie do dzisiaj z handlu, i kiedy pytamy miejscowych o Hucułów w Karpatach, odsyłają nas właśnie na to targowisko huculskich wyrobów (przypis 5 Pollack 2007: 95-122).

Podczas analizy opracowań dotyczących Hucułów przede wszystkim rzuca się w oczy podkreślany peryferyjny charakter tej grupy, peryferyjny w bardzo szerokim rozumieniu tego pojęcia. Huculi zawsze znajdowali się na obrzeżach innych kultur i nigdy nie stali się, w świadomości innych, znaczącą wspólnotą, nawet na tle grup sąsiedzkich. Próba uzyskania nawet minimalnej społecznej i politycznej

podmiotowości z początków 20 wieku umknęła uwadze badaczy. Wiemy jednak, że Huculi podjęli starania uzyskania niezależności - w 1920 roku zaistniała na krótko Republika Huculska. Wkrótce jednak została ona zlikwidowana, nie odgrywając praktycznie żadnej roli (przypis 6 Muszynka 1999). To, czego dowiadujemy się o grupie z literatury, utwierdza nas w przekonaniu o egzotyczności i tajemniczości tej wspólnoty. Najczęściej spotykamy wzmianki o jej historii i losach przy okazji opisów dotyczących Galicji, wojen i konfliktów, jakie rozgrywały się w tym regionie.

Peryferyjność Hucułów potwierdzana jest w wielu książkach o różnej tematyce, gdzie pojawiają się w barwnych ilustracjach jako dodatek do opisów innych grup i

wydarzeń, które miały miejsce w Karpatach (przypis 7 Ząbek 2001; przypis 8 Ćwiklińska 1994; przypis 9 Olszański 2000). Gdyby ktoś dzisiaj chciał zebrać

materiały o Huculszczyźnie, to niewiele więcej dowiedziałby się z nich niż z literatury tworzonej prawie sto lat temu. Możemy więc znaleźć dziewiętnastowieczne opisy

(7)

przyrody wyróżniające i determinujące kulturę Hucułów, takie jak zagospodarowanie połonin, wyrąb lasów czy pasterstwo, przeczytać też o zwyczajach i legendach o tajemniczych zbójnikach. W literaturze polskiej istnieją też liczne odwołania do miejsc i wydarzeń podkreślających polskość tych ziem (przypis 10 Choroszy 1991).

Nigdzie jednak nie natkniemy się na odniesienia do tożsamości tej wspólnoty. Nikt nie starał się zbadać, co Huculi myślą o sobie i o swojej grupie, a nawet jeśli takie prace powstawały, to często miały one charakter głównie opisu etnograficznego.

Str. 161

Hucułów identyfikuje się na podstawie obiektywnych cech wyróżniających ich

spośród innych, ale nie bada się autopercepcji w grupie. Nie wiadomo, czy nie mają oni nic do powiedzenia na temat swojej tożsamości, czy też badaczom nie udawało się odczytać wskaźników ich identyfikacji, bardziej znaczących niż tylko zewnętrzne kulturowe granice symboliczne. Trudno również wypowiadać się o huculskim

etnosie, ponieważ badacze tego wątku nigdy nie zgłębili, a brak jest jednoznacznych wskaźników etnicznej tożsamości produkowanych przez tę wspólnotę. Liderzy grupy starają się jednak przyciągnąć uwagę innych. Utworzono wiele organizacji, nie tylko o zasięgu lokalnym, ale i światowym, które stawiają sobie za cel głównie

propagowanie huculskiej kultury. Huculi, jak wspominałem, zamieszkują również tereny poza swoim historycznym regionem, a spora ich grupa wraz z falami rusińskich migracji dotarła nawet do Kanady, gdzie działa Światowe Towarzystwo Hucułów.

W trakcie badań jako zasadne pojawiło się pytanie, na ile huculskość jest kategorią wymyśloną przez aktorów „zewnętrznych”, kiedyś Polaków, poszukujących

oryginalnych i wyjątkowych światów. Wydaje się bowiem, że owa huculskość, jaką znamy z literatury, jest efektem kreacji pisarzy i etnografów. Nigdy nie była mocno i rzetelnie przepracowana przez lokalnych aktorów. Dzisiaj możemy powiedzieć, że obserwujemy proces zaprzęgnięcia huculskości w konstruowanie ukraińskości. Ta wyjątkowość Huculszczyzny służy do podbudowania narracji narodowej nowego państwa. Mieszkańcy badanego regionu nie tworzą granicy pomiędzy swoimi ziemiami a Ukrainą (inaczej niż Łemkowie w Polsce, a nawet Rusini na Słowacji).

Lokalna odrębność nacechowana etnicznie podporządkowuje się działaniom

narodowych konstruktorów tradycji ukraińskiej. Tak jak wykorzystuje się mit Kozaka,

(8)

tak i Hucuł może być wartością dodaną, ubarwiającą i wzbogacającą opowieść o ukraińskim ludzie.

1.1. Odtwarzanie huculskości

W gminie Jaremcza, gdzie prowadziliśmy badania, jest obecnie sześć wiosek huculskich, choć ta kwalifikacja jest czysto umowna, bo rodziny Hucułów spotkać można prawie w każdej z miejscowości tego regionu. We wsiach dominuje

tradycyjny typ zabudowy, wzdłuż drogi lokalnej; zasiedlone są one w dużej części przez nowych, przyjezdnych mieszkańców. Z roku na rok upodabniają się do małych miasteczek, zarówno pod względem typu zabudowy, jak i sposobu

zagospodarowania przestrzeni. Jedynie nieliczne osady zachowały swój „typowy”

huculski charakter. Głównie te rozlokowane na wzgórzach tworzą tradycyjny huculski krajobraz. Sami mieszkańcy regionu uważają, że prawdziwi Huculi mieszkają już tylko na połoninach, w chatkach rozsianych na zboczach gór. Ci, którzy zamieszkują niżej położone tereny, mówią o sobie: „My w Mikuliczynie też Hucuły, tylko nie ma tej tradycji”, „Ludzie widzą Hucułów jako osobliwość, siedzących w swoich górskich chatach”, „Werchowyna to takie huculskie, a tu Polanica to bardziej cywilizacja - tutaj więcej nowości jest, nowe budynki”. Potwierdzają, że huculskość trzeba mieć w duszy, ale do tego potrzeba jeszcze tradycji i starych zwyczajów, a część z nich już nie potrafi temu wyzwaniu sprostać.

Str. 162

„Oni [Huculi - przyp. aut.] nie pracują tak jak my na państwowym czy prywatnym - oni mają swoje gospodarstwa”. W domyśle oznacza to, że na huculskość trzeba mieć czas i warunki, a nowoczesność zmusza do rezygnacji z tradycyjnego sposobu gospodarowania czasem i przestrzenią.

Jeszcze kilkanaście lat temu ukraińskie wsie pustoszały, ponieważ ich mieszkańcy wyjeżdżali do miast lub emigrowali za granicę w poszukiwaniu pracy i lepszego życia. Takie same procesy obserwowano na terenie Huculszczyzny. Z czasem jednak proces ten uległ spowolnieniu lub nawet zahamowaniu. Wieś stała się dla jej mieszkańców, ale też dla przybyszów z zewnątrz, miejscem atrakcyjnym do

zagospodarowania. Jak zauważali rozmówcy: „Młodzi żenią się po wsiach między sobą i tu się budują. Dawniej chcieli wyjeżdżać, a teraz już nie”. Oczywiście wsie się zmieniają i podlegają transformacjom podobnym do tych w wielu różnych miejscach

(9)

Europy Środkowo-Wschodniej. I tam docierają procesy modernizacyjne, a wszędzie widać ślady postępującej globalizacji. Wieś huculska nie broni się przed nimi, a wręcz otwiera się na wszelkie nowinki. W tym kontekście zrozumiałe jest, że huculskość musi dopasować się do nowych warunków, a mieszkańcy regionu powinni redefiniować swoją lokalność. Tak jak gdzie indziej, i tutaj największym zwolennikiem zmian jest młodsze pokolenie. „Są jeszcze starsi, którzy to trzymają, i młodsi też, choć to już inne pokolenie” - ze smutkiem komentują starsi mieszkańcy, mając na myśli zapominanie zwyczajów i tradycji. „Cywilizacja przyszła, częściej kupują chińskie niż huculskie, ale dbają, by mieć huculskie - zostały tradycja,

pogrzeby i wesela. Materialnie mniej huculsko, ale w duszy huculsko”, pocieszają się niektórzy mieszkańcy. Z chęcią podają w rozmowach choćby najmniej wyszukane przejawy zachowywania tradycyjnego wzoru kulturowego: „Dziewczęta dają występy folklorystyczne, głównie na weselach czy Bukowelu, gdzie odgrywają tradycyjne wesela”. Charakterystycznym wskaźnikiem huculskości, zdaniem mieszkańców, pozostaje huculska architektura. Przysłuchując się ich argumentacji, można dojść do wniosku, że jest ona kluczem do zrozumienia rzeczywistości. Wyraża społeczny porządek i odzwierciedla hierarchię społeczną. Przywołuje stare wzory organizacji przestrzeni, kulturę, i uruchamia odtwarzanie pamięci wspólnotowej. Temat ten znacznie szerzej omawia w niniejszej książce w swoim artykule Paweł Rojek.

Huculskość przypominana jest nie tylko w codziennym odtwarzaniu starych wzorów.

Jest też przywoływana w trybie odświętnym i rytualnym. W regionie odbywa się coroczny festiwal huculskiej kultury, który przyciąga wielu miejscowych, ale, jak można się domyślić, największą atrakcją jest on głównie dla turystów - zjeżdżają oni tu nie tylko w celu poszukiwania dzikiej przyrody i uprawiania górskiej turystyki.

Poszukują też śladów huculskości, a ta coraz częściej prezentowana jest w formie uproszczonej i gotowej do sprzedaży dla zainteresowanych. Na Ukrainie panuje swoista moda na huculskość. Ma to związek nie tylko z popularnością grupy

rozbudzoną w trakcie politycznych zmagań o niepodległość podczas pomarańczowej rewolucji. Huculi, podobnie jak górale w Polsce, stali się tu (choć zawsze byli

popularni) najbardziej znanymi, barwnymi Ukraińcami przechowującymi ukraińskie idee wolności i niezależności. Każdy przejaw i oznaka huculskości jest w cenie, a najbardziej widoczne symbole tej grupy są adaptowane na wszystkie sposoby również poza sercem huculskiego regionu. „Ludzie z Iwano-Frankiwska ubierają się po huculsku i chcą tradycyjnych wesel”, „Chcą, by wszystko było tradycyjnie, po

(10)

huculsku, stąd robią pierogi i szyją koszule” - opowiadali mieszkańcy Tatarowa i innych wsi, podkreślając z dumą zainteresowanie ich kulturą.

Str. 163

O ile „ukraińskie koszule” wyróżniają wszystkich mieszkańców Zachodniej Ukrainy, o tyle huculskie stroje robią różnicę wewnątrz tej społeczności. Tak jak Huculi z

książek Vincenza, tak i współcześni przywiązują do stroju szczególną wagę.

„Ubrania przechodzą z pokolenia na pokolenie. Każda kobita chce mieć swoje wzory, więc je wyszywają. U mnie u babci jest sukienka jeszcze z czasów Austrii.

Ona na to rok robiła u pana”. „Wyszywają sami koszule i mają po domach komplet stroju huculskiego; na huculskie wesela, a druhny i drużbowie to obowiązkowo na ludowo” - takich opowieści w wywiadach słyszeliśmy wiele. Huculi wciąż wyrabiają skóry i szyją kożuchy, i przede wszystkim wyszywają koszule. A to się dobrze sprzedaje, co widać na targu w Kosowie czy na górskiej przełęczy w drodze na Zakarpacie. I tak jak w Polsce każdy turysta będący na Podhalu chce kupić coś góralskiego, tak i tutaj jest w modzie zaopatrzyć się w coś huculskiego.

Huculi, jak sami o sobie mówią, wyróżniają się religijnością. Uważają, że zawsze tak było i to pozwoliło im przetrwać trudne czasy, jak nazywają okres komunizmu. W samej Jaremczy są głównie cerkwie greckokatolickie i tylko jedna prawosławna. Na dowód, że są wyjątkowo religijną grupą, przywołują przykład wsi Dora, w której jest aż pięć cerkwi. Jeden z rozmówców tak opisywał kwestie huculskiej religijności:

„Huculi to bardzo pobożni ludzie. Sowieci nie potrafili zamknąć cerkwi w Dorze. W takich historycznych miejscach jak Dora, Mikuliczyn czy Worochta Sowieci się bali zamykać cerkwi. Ludzi przechodzili na prawosławie, ale cerkwi nie zamknęli. Myśmy mieli kontakty z podziemną greckokatolicką cerkwią, to chodziliśmy po lasach, po domach. Ja wychowanym przy greckokatolickiej cerkwi w podziemiu. Księża byli miejscowi. Chrzczenie robiliśmy tylko w greckokatolickiej cerkwi. Więcej ludzi chodziło do prawosławnej, ale my chodziliśmy do tego. Ja pamiętam takiego

mnicha, co niedawno umarł, miał 99 lat, to przez niego wyuczyłem się, a potem mój syn”. I dodawał: „W jednej tu wsi obok Jaremczy to ta wioska ma 20 księży, trzech biskupów greckokatolickich. Pięciu chłopców z Dory już skończyło Katolicki

Uniwersytet w Lublinie. Przy tych kościołach to solidnie, nie tylko religia, ale i wykształcenie zdobywali, i była szkoła pomocy gospodarzom i dzieciom. Mamy misjonarzy i dwa klasztory - to taka nowoczesna europejska cerkiew plus

(11)

konserwatywna huculska. W obrębie gminy mamy sześć klasztorów. Cerkiew greckokatolicka była bardzo patriotycznie nastawiona, taka na patriotyzm. Dzięki temu Ukraina odzyskała niepodległość, głównie dzięki Zachodniej Ukrainie, która pierwsza zaczęła walczyć o niepodległość”. Ale z religijnością tej grupy jest tak, jak w wielu innych miejscach na Ukrainie. Religijność często pozostaje w sferze

deklaratywnej. Huculi sami zauważają, że „ludzie do cerkwi nie przychodzą, chyba że od święta”. Rzadko kiedy cerkwie zapełniają się wiernymi. Podobnie jak w innych częściach Zachodniej Ukrainy, jedynie początkowe lata po odzyskaniu

niepodległości sprowadziły wiernych do świątyń. Potrzeba manifestowania ukraińskości z czasem osłabła i zakończył się również pewien etap rozkwitu zachowań religijnych.

Kiedy pytamy, co jeszcze wyróżnia Hucułów spośród większości ukraińskiej, miejscowi wskazują na różnice w języku. Co prawda w sferze publicznej dominuje język ukraiński, ale sami Huculi mówią, że między swoimi mówi się po huculsku.

„Mowa huculska nie wyróżnia się od ukraińskiej, ale trochę po naszemu jest inaczej”,

„Najlepiej huculskiego posłuchać, jak babki kłócą się na bazarze albo jak w autobusie mówią po naszemu”, „Jak mówią po huculsku, to najlepiej pojechać do Werchowyny”.

Str. 164

Obserwacje utwierdzają nas w przekonaniu, że huculskość to kwestia przeżywania, zepchnięta głównie w sferę prywatną, choć raczej z wyboru, a nie obawy czy

nakazu.

W trakcie badań pytania o relacje huculsko-ukraińskie wywoływały u rozmówców zdziwienie. Najczęściej odpowiadano: „Huculi to Ukraińcy, ale to wolni ludzie, nie uznawali żadnej władzy - nigdy nie protestowali przeciw Ukrainie. Nie chcą się oddzielić, nie ma nastrojów politycznych”. Co najwyżej relacje te sprowadzano do różnic etnograficznych: „Nie ma różnicy między Hucułami i Ukraińcami, my tylko mamy takie koszule”, mówili mieszkańcy Tatarowa. Huculi jednoznacznie

utożsamiają się z Ukrainą, widząc wspólnotę losów w walce z Moskwą: „My tu na południu nie byli tak wymordowani przez sowiecki Związek Radziecki, jak była wymordowana Wielka Ukraina; głód, represje. Oni przyszli do nas w trzydziestym dziewiątym roku, a myśmy walczyli z nimi do 1962 roku. Myśmy mieli tyle

inteligencji, która nie była zniszczona przez NKWD, chociaż była prześladowana”.

(12)

Kiedy drążyłem sprawę w wywiadzie na temat etnicznej różnicy, usłyszałem: „Hucuł od Ukraińca różni się tym, czym góral od Polaka”, co zdaniem rozmówcy najlepiej oddawało ich relacje z Ukraińcami. Raczej podkreślano wspólne związki niż wyszczególniano różnice.

1.2. Bukowel, czyli nowoczesność w starym świecie

Bardzo interesującą kwestią w analizie zarządzania przestrzenią na Huculszczyźnie jest sprawa budowy tam ośrodka narciarskiego Bukowel. To wyrazisty przykład ingerencji w tradycyjną przestrzeń wspólnoty etnicznej, który ilustruje wiele z poruszanych w tej książce mechanizmów. Pokazuje siłę i naturę globalnego impact’u oraz reakcję lokalnych aktorów: zarówno władzy, jak i społeczności całkowicie nieprzygotowanej na kontakt z nowoczesnością. Uświadamia nam zagrożenia i szanse, jakie niesie nowoczesność. Ilustruje naturę i kondycję więzi etnicznych. Pozwala wreszcie dostrzec strategie, jakie przyjmuje społeczność w celu zachowania tradycyjnych wzorów organizacji przestrzeni.

Jak wiemy, tradycyjne sposoby gospodarki huculskiej sprowadzały się do wypasu owiec i pracy w lesie przy obróbce drewna. Obrazu aktywności grupy dopełniała praca na roli, głównie przy uprawie ziemniaków. Naturalne warunki wymuszały prowadzenie gospodarki na małych poletkach, stąd rzadko kiedy spotkać można było Hucuła-rolnika, uprawiającego kilka hektarów ziemi, za to często wyprawiano skóry i zajmowano się rękodzielnictwem. Kiedy znaczna część Ukrainy poddana została przymusowej kolektywizacji, Huculi potrafili bronić swoich gospodarstw i nie pozwolili narzucić sobie kołchozów. Sami są z tego dumni i do dzisiaj podkreślają swoją niezależność i nieustępliwość: „Tu Sowieci nie zrobili kołchozów, tu o to walki szły do 1962 roku. Były wioski wysiedlone po 3-4 razy, ale ludzie wracali”. Opór wobec komunistycznej władzy wpisał się w wizerunek wolnych i hardych górali.

Kiedy Ukraina walczyła o swoją niepodległość na początku lat dziewięćdziesiątych 20 wieku, przywoływano te postawy i wpisywano tak rozumianą huculskość do kanonu kultury ukraińskiej.

Str. 165

Współcześnie huculskie gospodarstwa nie różnią się specjalnie od innych

gospodarstw w tej części Ukrainy. Pola uprawiają głównie starsi mieszkańcy, oni też dbają o swoje gospodarstwa rolne. Młodsi bardzo często łączą pracę na roli z

(13)

zarobkowaniem w państwowych czy prywatnych firmach. Trudno mówić o huculskiej gospodarce, choć wiele takich można jeszcze w górach spotkać. Jak mówił jeden z pracowników gminy: „Dzisiejsze gospodarstwa huculskie mają różną wielkość. Mają po jednym i po pięć hektarów, ale są i tacy, którzy mają 15. Żyją nie tylko z ziemi, ale z lasów, turystyki. Ziemniaki, trawa, a zboża raczej nie. Przemysł drzewny, obróbka drzewa. Przeróbka ropy, mamy swoje złoża (państwowe). Z owcami już troszkę upadło, bo były takie ciężkie przejścia, cena była niska. Teraz to przede wszystkim rozwija się turystyka, no, agroturystyka”.

W województwie iwano-frankiwskim gmina Jaremcza wyróżnia się spośród innych nie tylko tradycją i ładnym położeniem. Jest przede wszystkim dobrze zarządzana i sprowadza wielu dużych inwestorów, również zagranicznych. Słynie też z dobrych kontaktów z prezydentem Juszczenką, co ponoć przekłada się na nowe inwestycje w regionie. „Mamy dobre kontakty przyjacielskie z prezydentem i jego ministrami.

Pierwszą noc po wyborach, po sylwestrze, byli w Jaremczy: prezydent Juszczenko i prezydent Saakaszwili. On ma sentyment do tego kraju” - chwalił urząd jeden z pracowników. Przedstawiciele władzy lokalnej podkreślają swój huculski rodowód, dowodząc, że pomaga im to lepiej rozumieć problemy miejscowych. Jednocześnie ten związek z huculskością legitymizuje poczynania władzy, a w grupie wywołuje przekonanie o posiadaniu pełnej kontroli nad przestrzenią. „Oni” są stąd, więc

zapewne to, co robią, służyć ma wspólnocie oraz bronić kultury i tradycji, zdawali się przekazywać w rozmowach mieszkańcy tej gminy.

Dystrybutywna koncepcja kultury, którą w niniejszym tomie przywołujemy, wyjaśnia, jak ludzkie sposoby myślenia i działania wykorzystywane są do kreacji miejsc etnicznych (przypis 11 Barth 2004). Można powiedzieć, że Huculi dysponują sentymentalnym archiwum w postaci kultury, które wykorzystują do osiągnięcia sukcesu w zagospodarowaniu przestrzeni. Liderzy mają świadomość wartości swojego dziedzictwa, ale wiedzą też, że trzeba go przepracować. W ten sposób można pokazać innym, że na Ukrainie można osiągnąć sukces. Budując lokalność, wzmacniają ukraińskość i państwowość. Jeśli liderzy i władze przyciągają

inwestorów, to budują i przekształcają przestrzeń, a tym samym dają innym

możliwości rozwoju. „Patriotyzm to próba wykazania, że miłość do ojczyzny polega na osiągnięciu sukcesu, np. gospodarczego. Budujemy drogi, bogacimy się i mamy dobre relacje z sąsiadami” - mówił jeden z urzędników i dodawał: „Sami robiliśmy pierwsze kroki. Myśmy stworzyli warunki. Od 1998 roku zaczęliśmy wprowadzać

(14)

swoje programy. Jaremcza stała się marką dla całego województwa. Forum Gospodarcze, jak w Krynicy, jest w Jaremczy. My chcemy pokazać, że możemy zarządzać, że jesteśmy gospodarzami. Chcemy przywrócić rekreacyjny charakter tej gminy, bo za Polaków i Austrii tak tu było”. Odtwarzanie starych sprawdzonych wzorów zagospodarowania terenu uznane zostało powszechnie za podstawową strategię rozwoju regionalnego. Kiedyś to właśnie turystyka była główną gałęzią gospodarki, a takie miejsca jak Jaremcza czy Worochta przyciągały wielu, podobnie jak Zakopane czy Krynica w Polsce. Walory krajobrazowe, czyste powietrze, szlaki wędrówkowe uczyniły ten teren bardzo popularnym i chętnie odwiedzanym.

Str. 166

Wybudowane ponad sto lat temu połączenia kolejowe do dzisiaj stanowią

niedościgniony wzór. Jeden z uruchamianych programów rozwoju gminy nawiązuje właśnie do starych polskich wzorów animowania ruchu turystycznego. Współcześnie gmina Jaremcza ma około 68 ha ziemi, z czego 87 procent to lasy. „My nie chcemy, by turystyka ruszyła w góry, a rozwijała się tutaj, w dolinach, w małych miastach, i zostawiła nieskażoną przyrodę. Tego Hucuła, który mieszkał w górach, niech se tam mieszka. Cywilizacja do niego sama przyjdzie z dołu. Jak on tego zechce” - mówił mój informator z gminy.

Najciekawsza jednak z punktu widzenia naszej analizy jest sprawa budowy ośrodka narciarskiego Bukowel. Między Jaremczą a Worochtą, na stokach gór w lasach państwowych wybudowano nowoczesny ośrodek narciarski. Od początku szokował on miejscowych i przyjezdnych rozmachem i nowoczesnością. Dziennikarze

(również w Polsce) porównali go do alpejskiego kurortu. Zachowując proporcje, wypada się zgodzić, że na terenie Ukrainy to inwestycja dość niespodziewana.

Zarówno styl, jak i wielkość ośrodka budzą podziw i zdziwienie. Nas, oczywiście, interesują okoliczności i społeczne konsekwencje jego powstania. Choć charakter inwestycji wpisuje się w politykę regionu, to swoim rozmachem wywołuje zdziwienie i prowokuje liczne wątpliwości. Przede wszystkim w naturalnym środowisku stanowi widoczny wyłom. Tak rozmiar inwestycji, jak i jej nowoczesność wyraźnie odbiegają od skromnych huculskich doświadczeń w tym zakresie. Bukowel tworzy duży

kontrast z okolicznymi zabudowaniami. Turysta, który zjawia się tam po raz pierwszy, przeżywa szok architektoniczny. Kiedy zobaczyłem masy betonu, olbrzymie maszyny budowlane i helikopter na lądowisku, pomyślałem, że

(15)

wylądowałem w Tyrolu, a nie na biednej i cichej Huculszczyźnie. Eleganckie wnętrza hotelu, wyposażenia budynków, towary w sklepach i menu w restauracji nie

odbiegają od luksusowych ośrodków Włoch, Austrii czy Niemiec. Ceny utwierdziły mnie w przekonaniu, że chyba jednak pomyliłem regiony.

Oczywiście inwestycja ta wpłynęła na gospodarkę przestrzeni huculskiej. Choć władze zarzekają się, że jest ona neutralna dla środowiska, to prowadząc tam obserwacje, trudno z tym stanowiskiem się zgodzić. Począwszy od argumentu władz, że budowa ta przeprowadzona została na ziemi niezagospodarowanej: „Nie wchodziliśmy w wioski Hucułów. My robiliśmy Bukowel na terenach nadleśnictwa.

To nie były tylko lasy, to głównie niepotrzebne bagna i łąki nieużytki”, mówili

urzędnicy gminy. Miejscowi podawali jednak w rozmowach kontrargumenty, mówiąc, że przecież prawie cała Huculszczyzna to góry, lasy i łąki, a wycięte hektary drzew nie ujdą nikomu na sucho. Najłatwiej przekonać się, że teren ośrodka narciarskiego tworzy przestrzeń ograniczoną i niejako wyjętą z całości, podejmując próbę dostania się tam. Najpierw trzeba sforsować szlaban zagradzający drogę wjazdową, potem przekonać strażników, że nie ma się niecnych zamiarów. Kiedy wejdziemy na teren ośrodka, napotkamy zupełnie nowy, inny sposób organizacji przestrzeni. Nie ma sensu nawet opisywać różnic w sposobie organizacji przestrzennej - taki ośrodek to jak miasteczko wybudowane w środku wsi. Przede wszystkim Bukowel odróżnia się architektonicznie, choć zadbano o detale, by jak najlepiej wkomponować go w naturalne środowisko. Budowany był z kamienia i drewna, a architektonicznie nawiązuje do zabudowy góralskiej, choć raczej alpejskiej niż karpackiej. Na tle sąsiednich, biednych wsi huculskich wygląda jak zamek i fabryka w jednym.

Str. 167

Przytłacza rozmiarami i nowością. Trudno uznać, że ośrodek ten nie ingeruje w przestrzeń. Zauważono, że ingerencja w środowisko naturalne spowodowała liczne zmiany wywołujące niepokój miejscowej ludności. „Dużo lasów zniszczono, ta budowa zmieniła komunikację wodną, teraz zalewa pola i drogi, wylewają rzeki”.

Choć zapewne zastosowano rozwiązanie chroniące przyrodę, to nawet laikowi trudno sobie wyobrazić, by ta inwazja w przestrzeń pozostała bez konsekwencji dla środowiska.

Wybudowanie ośrodka zmieniło też sytuację społeczną w tym huculskim rejonie.

Pojawił się potężny aktor rozdający karty i prowadzący grę o przestrzeń społeczną.

(16)

Wprowadził w ten tradycyjny i staroświecki świat nowe reguły zarządzania. W ciągu kilku lat zapomniany świat nagle otworzył się na nowych przybyszów. Ściągają tu już nie tylko miłośnicy przyrody i fani wędrówek po górach, ale pojawia się nowy,

światowy turysta, który rozpycha się łokciami i żąda dla siebie odpowiednich warunków. „Turyści głównie z Kijowa i z zagranicy”, jak oceniają miejscowi. Kiedy nadchodzi sezon zimowy, sznury luksusowych samochodów terenowych z

przyciemnianymi szybami suną wiejskimi drogami do Bukowela, wywołując zdumienie i podziw miejscowych.

Zmienił się układ lokalnej gospodarki; została ona włączona w mechanizmy rynkowe, dotąd prawie tu nieobecne. Takie inwestycje jak Bukowel spowodowały między innymi wzrost cen ziemi. „W 1998 roku cena za ar ziemi wynosiła 100 dolarów, dzisiaj to już 2500 dolarów” - zdradził miejscowy wójt. Huculi skwapliwie

wykorzystywali nadarzające się okazje do wzbogacenia - ziemie te miały dotąd dla nich głównie wartość sentymentalną, a biedne państwo nie dawało nadziei na poprawę sytuacji. Zaczęto więc sprzedawać działki: „Niektórzy sprzedali ziemię i przepili, a inni zainwestowali w pokoje do wynajęcia”, „Ludzie sprzedali ziemię i wzbogacili się, kupili maszyny i sprzęt AGD” - opowiadali mieszkańcy Polanicy.

Miejscowi, przy okazji, zaczęli sami rozwijać swój biznes. Inwestycja ta

zaktywizowała wielu Hucułów, pozwalając im odkryć (głęboko dotąd skrywany) gen przedsiębiorczości. „Jak przyjechał biznesmen ze Wschodu i kupił tu ziemię i pobudował tu na Huculszczyźnie dom, to nie tylko dał pracę miejscowemu, ale i polityka jest taka, że to Wschód inwestuje na Ukrainie. Razem się spotykają i rozmawiają”, opowiadał informator z Jaremczy. Nawiązywał do dyskutowanego na Ukrainie podziału kraju na Wschód i Zachód.

Na Huculszczyźnie wybudowano zatem wiele nowocześnie wyposażonych domów, które kontrastują z biedną wiejską zabudową. Raczkująca dotąd agroturystyka stała się dobrze prosperującą gałęzią lokalnej gospodarki. Gospodarze nie tylko

wydzielają pokoje dla turystów, ale wprowadzają nowe standardy, dotąd tu niespotykane. Pojawił się nawet nowy typ budownictwa, zwany potocznie

„kotedżami”, czyli małe drewniane domki wczasowe dla turystów. Sam turysta przestał być traktowany jako niegroźny dziwak i intruz, a stał się dobrem

przysparzającym dodatkowy dochód. To jeszcze nie taka skala, na jaką miejscowi mają apetyt, ale już wiele gospodarstw liczy zyski z turystyki w swoim domowym budżecie.

(17)

Po swoim pobycie na Huculszczyźnie, a mając wcześniejsze doświadczenia z nieodległego rejonu, ze zdziwieniem przyznałem, że w moim obrazie ukraińskiej prowincji pojawiły się nowe kolory. Coraz więcej kolorów. Ludzie stali się bardziej optymistyczni i uśmiechnięci, a nowo powstałe budynki i inwestycje wskazują, że zaczął zanikać wszechobecny pesymizm.

Str. 168

Niby rozmówcy narzekają na wszystko, tak jak dotychczas, ale narzekania te nie są już tak wiarygodne. Pan Stanisław mówi, co prawda, że bieda i trzeba ciężko

pracować, ale też, jak wynika z rozmowy, przestał wyjeżdżać do pracy do Polski i Czech, założył własną firmę budowlaną i buduje domy dla Ukraińców na Ukrainie, ma zamówień na kilka miesięcy do przodu. Inni remontują stare domy, wyposażają w łazienki i odnawiają elewacje - wszystko po to, by zachęcić turystów. Urzędnik w Jaremczy narzeka na państwową biurokrację, ale przyznaje, że tyle inwestycji, ile jest obecnie realizowanych, nie było tu nigdy. Tego typu scen obserwuje się i notuje wiele, i choć to burzy wyobrażenia o stagnacji i biedzie na Ukrainie, to jednak

zmusza do zastanowienia, że może coś się zmieniło, a jeśli tak, to należałoby się temu staranniej przyjrzeć.

Bukowel w pewnym sensie istnieje jednak poza lokalnością. Jego sprawy załatwiane są poza wsią, a problemy rozstrzyga się wprost w gminie albo w województwie.

Miejscowych trapi, że nie wiadomo, kto jest właścicielem ośrodka. „Nikt nas o nic nie pytał, nie wiadomo, kto to robi”, „Miejscowi o Bukowelu nic nie wiedzą: kto, skąd, dlaczego?”, „To zagraniczna inwestycja. Austriacy budują”, spekulują miejscowi.

Forma wprowadzenia tej inwestycji do huculskiej społeczności zapewne nie miała nic wspólnego ze standardami społeczeństwa obywatelskiego. Z rozmów niewiele można się dowiedzieć, ale prawdopodobnie inwestycja ta została „przywieziona w walizce” i uruchomiono ją bez konsultacji z zainteresowaną społecznością. Istniało najprawdobodobniej tak dużo plusów przemawiających za jej rozpoczęciem, że pewnie nikomu nie przyszło do głowy kwestionować decyzję władz. Przecież to dodatkowe miejsca pracy, szansa na zarobek i chluba dla regionu. Dodatkowo miejscowa ludność nie jest zorganizowana i poza nielicznymi głosami nikt tematu publicznie nie podjął. Teraz, kiedy pojawia się sporo wątpliwości, niektórzy

zaczynają narzekać, ale są przywoływani do porządku przez tych, którzy przy okazji skorzystali. Nie ma więc „zielonych” protestujących przeciw dewastacji przyrody, nie

(18)

ma Hucułów zaniepokojonych niszczeniem tradycji. Ci drudzy wręcz przeciwnie, podziwiają dbałość Bukowela o zachowanie huculskich tradycji. A ta ma się przejawiać w popularyzowaniu przez ośrodek huculskiej kultury i lokalnych zwyczajów serwowanych przyjezdnym za niewielką opłatą. Bukowel stara się zjednać miejscową ludność, wspomagając niektóre instytucje. „Bukowel ufundował ikonostas w cerkwi, wysyła turystów do pensjonatów, daje pieniądze na szkołę i podarunki. Pomagają rozwojowi wsi, przyciągają inwestorów”, „Bukowel organizuje koncerty i imprezy huculskie” - wyliczali rozmówcy.

Wraz z postępującą budową pojawili się „nowi obcy”: pracownicy Bukowela oraz inwestorzy rozwijający swoje biznesy. Pracują tu głównie przyjezdni, ale jest też praca dla miejscowych, co łagodzi potencjalne napięcia. Tylko starzy Huculi dziwią się, że już nie wszystkich mieszkańców wsi rozpoznają. „Dawniej tylko swoi byli na wsiach, ale jak zaczęła się budowa Bukowela, to przyjechało wielu do pracy” - mówili. Niektóre z prowadzonych inwestycji, niejako „zachęcone” przykładem

Bukowela, wciąż szokują, choć wydawało się, że sam ośrodek narciarski wyczerpał u miejscowych limit zdziwienia. Osobiście kiedy zobaczyłem zdjęcia budowanego w okolicy hotelu dla zamożnych turystów, to złapałem się za głowę. Proszę sobie wyobrazić niepozorny budynek na wzgórzu, zachowujący tradycyjną huculską stylistykę, a w środku luksusowe pokoje w standardzie pięciogwiazdkowym.

Str. 169

Marmurowe wanny w łazienkach wpuszczane w podłogę, a na ścianie plazmowe ekrany telewizorów. Obok wanny „tradycyjna huculska” skrzynia na ręczniki kąpielowe, a wokół liczne ludowe motywy zdobiące pomieszczenia mające zapewniać huculską atmosferę.

Pojawienie się „nowych obcych” stwarza nowe pola komunikacji, pojawiają się interakcje nowego rodzaju, zawiązują nowe stosunki społeczne. O podobnym scenariuszu pisaliśmy, analizując przypadek Łemkowszczyzny (przypis 12

Bukowski, Lubaś, Nowak 2006). Rezultaty takich kontaktów z „obcymi” wpływają, jak się okazało, dosyć istotnie na kondycję miejscowej wspólnoty. Pod wpływem zmian społeczno-strukturalnych ostatnich lat przestrzeń podlega procesom zmiany i restrukturyzacji. Huculszczyzna jako przestrzeń etniczna oddaje pole miejscom, które zagarnięte przez różnych aktorów, modelowane są na określony wzór. W ten sposób postępuje fragmentaryzacja przestrzeni. Wyróżniliśmy więc miejsca będące

(19)

pod opieką „glokali”, którzy z impetem godnym aktorów ponowoczesności budują swoje siedliska. Mamy też miejsca zamknięte dla nowoczesności, gdzie,

przynajmniej na pozór, czas nie ingeruje w przestrzeń. Obserwujemy prawie w całym regionie mechanizmy stylizacji etnicznej. Powstają hotele, pensjonaty i bary

wyposażone w klarowny etniczny uniform. Od architektonicznego, góralsko-

huculskiego stylu aż po etniczne dania i muzykę serwowane turystom spragnionym jedzenia i huculskości. Kelnerki w strojach ludowych oraz elementy kulturowe stanowiące wyposażenie lokali dopełniają etnicznego wizerunku. Gospodarstwa agroturystyczne, dobrze zorganizowane i przygotowane pod turystów szukających odpoczynku w etnicznym środowisku, oferują poznanie walorów krajobrazowych, ale też inne atrakcyjne formy wypoczynku: jazdę konną, wyciągi narciarskie, piesze wędrówki, polowania i atrakcje folklorystyczne. Co istotne, dla procesu

uspołecznienia tej przestrzeni fragmentacji uległy struktury więzi społecznych.

Pojawienie się „obcych” wymusza redefinicje sąsiedztwa i lokalności. Nie tylko Huculi odpowiadają już za przestrzeń i nie tylko ich wzory obowiązują w procesie zarządzania przestrzenią. Tradycyjne wzory jej organizacji są wypierane przez nowe scenariusze. Nowi aktorzy, którzy pojawili się na tym terenie, wprowadzają nowe elementy organizacji terytorium, i organizację tę wykorzystują według nowych reguł, często nieznanych starym mieszkańcom regionu. Symbolika etniczna też jest dla nich ważnym elementem zawłaszczania terytorium, ale używają jej w innym celu i w inny sposób, niż Huculi robili to dawniej. Znaczący wpływ na taki wizerunek

terytorium huculskiego mają też relacje władzy i sposób administrowania tym obszarem. Przystępując do analizy wpływu globalizacji na społeczności lokalne, zakładaliśmy, że gospodarowanie wyznaczonym obszarem jest pewną formą zbiorowego panowania nad terytorium. Sądziliśmy, że władze lokalne koncentrują rozproszone działania zmierzające do organizacji przestrzeni. Okazało się, inaczej niż na Łemkowszczyźnie, że władza lokalna, mająca oparcie w strukturach

nieformalnych tamtej społeczności oraz słabe państwo i jego instytucje sprzyjają wprowadzaniu nowych wzorów zawłaszczania przestrzeni.

Str. 170

2. Redefiniowanie lokalności na Łemkowszczyźnie

Kwestie waloryzacji i zawłaszczania przestrzeni na Łemkowszczyźnie poruszaliśmy już w naszej pierwszej książce o zarządzaniu przestrzenią (przypis 13 Bukowski,

(20)

Lubaś, Nowak 2006). Pisałem wtedy o zjawisku zmagania się „globalnego z

lokalnym”, postępującej redukcji semantycznej przestrzeni i nowych mechanizmach organizacji więzi wspólnotowych. W poniższej analizie odwołam się do nowego materiału badawczego z rejonu gminy Uście Gorlickie [przypis 2]. W dużej mierze mógłbym powtórzyć opinie i diagnozę z cytowanego już opracowania, ale na potrzeby tego fragmentu analizy skupię się na wątku wprowadzanych zmian w regonie, oddając głos przede wszystkim swoim rozmówcom. Liczne cytaty z przeprowadzonych wywiadów oraz uszczegółowione komentarze dotyczące reorganizacji przestrzeni społecznej mają pokazać nowy proces uspołecznienia terytorium. Zwrócę pokrótce uwagę na charakter zmian i nowe reguły formowania miejsc etnicznych. Dowodzę, że owe zmiany sposobu zagospodarowania

przestrzeni dotyczą jej szerokiego rozumienia, zarówno jako fizycznej przestrzeni, jak i jako miejsca realizacji wszelakich więzi o lokalnym charakterze. To, co wydaje się dla tych rozważań istotne, to fakt, że zdecydowana większość mieszkańców regionu zauważa znaczące zmiany w swoim środowisku społecznym. Najczęściej dostrzegano zmiany w infrastrukturze: ilości wybudowanych dróg, mostów czy budynków użyteczności publicznej. Wielu zauważało też zmiany o charakterze estetycznym: w wyglądzie swoich i okolicznych miejscowości. Co ciekawe, poza tą warstwą zmian najłatwiejszych do uchwycenia, najlepiej widocznych, bo dotyczących aspektów fizycznego zagospodarowania terenu, podkreślano również przemiany w zachowaniach i postawach mieszkańców, przy czym mniej mówiono o etnicznym charakterze relacji i zwracano uwagę na naturę nowych więzi budowanych na bazie współpracy i deliberacji. Rozmówcy stwierdzali, że da się zaobserwować zmianę jakości i stylów życia. Byli też tacy, którzy sugerowali pojawienie się symptomów o wiele głębszych zmian: w charakterze i mentalności mieszkańców. Wielokrotnie w wywiadach podkreślano zwiększające się poczucie wzajemnej tolerancji i wzrost zaufania społecznego. Piszę o tym z pewną ostrożnością, ponieważ z badawczego punktu widzenia niezmiernie trudno jest znaleźć jednoznaczne wskaźniki

potwierdzające takie procesy. Jednak na poziomie deklaratywnym można było usłyszeć, że „coś się w ludziach zmienia”, a nasze obserwacje i przede wszystkim pogłębione wywiady z mieszkańcami dostarczają solidnych argumentów

potwierdzających proces redefiniowania natury i charakteru więzi w tej etnicznej wspólnocie.

(21)

Przytoczę kilka cytatów ilustrujących powyższe uwagi. Zacznijmy od przywołania wypowiedzi przedstawiciela władzy lokalnej, który odpowiadał na pytanie: Co się zmieniło w ostatnim czasie na Łemkowszczyźnie? „(…) wszystkie siedem szkół i dwa nowe gimnazja wybudowane, sala gimnastyczna w Uściu wybudowana,

rozpoczniemy w tym roku już budowę jeszcze sali gimnastycznej w Brunarach, gdzie jest piękny zespół przedszkolno-szkolno-gimnazjalny w Brunarach, to tu na tym odcinku jest gigantyczny postęp (…).

Str. 171

No również sprawa dróg. Zostały poprawione drogi powiatowe, ale dużo

wybudowaliśmy dróg gminnych o nawierzchni asfaltowej, a możemy sobie pozwolić nawet w tej chwili na budowę dróg rolniczych o nawierzchni bitumicznej. To już wielki gest dla rolników i mamy kilka kilometrów drogi wybudowanej w Banicy, w Izbach, w tej chwili budujemy, kończymy budować tą drogę, która będzie łączyła Regetów przez Skwirtne, to jest asfalt, będzie do Hańczowej szła droga poza rzekę.

Także z Regetowa będzie połączenie z Wysową, tam w Dolinie Łopacińskiego, ona, ta droga, będzie o nawierzchni bitumicznej. No to są, niespotykana sprawa, jak również zostały wybudowane mosty (…) [WUG].

To, co jest też zauważane i trochę niespotykane w tym rejonie, to znaczne zmiany w estetyce tych miejscowości. Może to jeszcze nie rewolucja, ale jak sami mieszkańcy zauważają, coraz milej i przyjemniej mieszka się w ich miejscowościach. „No to, to bardzo się poprawiło. I są kwiaty, chodniki teraz, drogi bardziej naprawiają, teraz nam będą ciągnąć wodociąg tam spod Kiczery (…)” [NUG]. „Chcą upiększać te domy, koło domów jest dużo opieki ładniej, no do-, te te te wszystkie, dojazdy do, jest, taki chyba to wszędzie obserwuje się, że do kościołów, do cmentarzy, że są dojazdy, parkingi porobione, to wszystko tak. No jest to murowane się robi, ładniejsze, piękniejsze, chodniki i tak dalej (…)” [PUG].

Wójt gminy potwierdza, że inwestycje nie dotyczą tylko dróg i mostów - celem działań władz lokalnych jest też podnoszenie estetyki miejsc i stworzenie warunków rozwoju życia kulturalnego: „jakoś tak przykładam serca do tego, że chcemy

ukwiecić zarówno Wysową, jak i Uście, no i na pozostałych wsiach, bo Gładyszów zrobiliśmy już ryneczek taki w Gładyszowie i jest chodnik z jednej strony, z drugiej strony. (…) jest ta świetlica, no to jest to przydatne, ponieważ jakieś te uroczystości kulturalne się odbywają po wsiach, wesela, także mamy tu już w tej chwili dwie

(22)

piękne świetlice w Gładyszowie z remizą, i w Śnietnicy śmy teraz oddali za trzy i pół miliona świetlicę z remizą. No to w Śnietnicy już jest na dwieście osób, można wesele robić i duże pomieszczenie takie świetlicowe, gdzie może być kawiarenka taka…” [WUG].

Jak wspomniałem, poza tymi „zewnętrznymi” oznakami zmian, mieszkańcy wsi tego regionu wskazywali na znacznie bardziej pogłębione procesy zmieniające postawy i charakter mieszkańców. Wśród czynników stymulujących owe procesy wymieniali doświadczenia migracyjne (importowanie nowych treści, stylów życia, wartości [najczęściej wymieniana: tolerancja]), procesy uczenia się i konieczność adaptacji do nowych warunków ekonomiczno-społecznych, czy wreszcie zmiany pokoleniowe wypierające stare wzorce i postawy długo konserwujące wieś i jej mieszkańców.

„Znaczy się, zmieniło się na pewno, na lepsze. Ja myślę, że się zmieniło na lepsze, z tego względu, że, myślę że zmieniła się mentalność ludzka, inaczej, tutaj

zwłaszcza w Wysowej. Z tego względu, że każdy zaczyna dbać o swoje otoczenie.

(…). I myślę, że ten plus właśnie jest dla Wysowej, że każdy właśnie zaczyna dbać o to swoje otoczenie. Zaczęli ludzie myśleć o tym, że jednak można na tej turystyce coś zarobić. Nawet na tych dwóch, trzech pokojach, ale każdy się stara coś tam robić. Tak że myślę, że jest to plus. Ja myślę, że po prostu ludzie obserwują. Jeden od drugiego. Tak jak mówię, jak my zaczęliśmy prowadzić te pensjonaty, zaraz powstały jakieś tam kwatery prywatne, prawda? (…), nie ma co ukrywać, ludziom się wydawało, że jak już mieszkają w Wysowej, to im się wszystko należy (…), kaszka manna powinna lecieć z nieba i, i tyle… przyszedł ten okres, kiedy, no niestety były zwolnienia z pracy i trzeba było myśleć też coś, z własnej inicjatywy coś zrobić.

Str. 172

I ja myślę, że, że po prostu ten kierunek taki właśnie w turystyce zobaczyli, że jest to, że jest to sensowne, że można coś takiego robić. Znaczy się myślę, że zmienił się stosunek różnych tych ludzi takiej odmiennej na przykład wiary, czy coś w tym rodzaju, jeden do drugiego. Ale jednak z czasem zaczęło się to praktycznie, te różnice takie, nawet w kwestii wiary, zaczęły się całkowicie zacierać. Już w tej chwili nikt nie myśli o tym: a, ten jest rzymokatolikiem, a ten jest prawosławny, a tamten jest jakiś tam inny. Też mamy tu i Jehowych przecież, i, i jakichś wyznawców, no chyba siedem wiar, chyba, Zielone Świątki, siedem albo osiem wiar jest tutaj, w ogóle wyznań, tak, w Wysowej. I praktycznie już tego, to się zaciera, a wręcz nawet

(23)

dochodzi do tego, że jak są te święta rzymokatolickie czy są święta prawosławne, każdy zaczyna tego przestrzegać. Po prostu nikt stara się… stara się nie pracować, nie hałasować…, nie pracować na przykład głośno w tych dniach, nie hałasować, żeby po prostu nie zakłócać…” [MPW]. - Ale to też, skąd się to wzięło, kto ich tego nauczył? - „Trudno jest tak powiedzieć, czy ktoś nauczył. Chyba, ja myślę, że też, ludzie napływowi…” [MPW].

- Czy coś się zmieniło? - „Znaczy, co… tolerancja. Można powiedzieć, że nauczyli się tolerancji tutaj we Florynce ludzie. Też, wcześniej było różnie, było, bo tu nie mówię, że było zawsze cacy, nie, tak jak to się mówi. Bardziej tolerancyjni. Znaczy nie to, że… kiedyś pokolenie ludzi było troszkę inne. Ci nowe pokolenie, tych młodych ludzi, jest całkiem inaczej odbierane czy tak, przeze mnie. Są bardziej tolerancyjni w stosunku do Łemków na przykład”. - Dlaczego są bardziej

tolerancyjni? - Nie wiem, może ich szkoła nauczyła, nie wiem. Ciężko powiedzieć mi na ten temat. (…) Starsi już są różni. Starsi są różni. Czy mówię na pewno z tego względu, że jednak szkoła uczy też tolerancji do innych narodów, ale też uczy, co uczy Polaków - wyjazdy za granicę. Oni wiedzą, jak tam tolerowani, czy w

Niemczech, czy tak dalej, czy tak dalej. To może i, może i to uczy” [M35F].

Najgorsze zdanie o zmianach i postawach mieszkańców miał miejscowy proboszcz:

„No bardziej no, no myślą, no ten chce dużo mieć, chce, chce, to za, może się to nie tyle, że zazdrość, ale ambicja przerasta czasami możliwości i to, to ze szkodliwością jest dla nich samych, bo, bo, bo się złoszczą na, na, na sąsiedzi na siebie, że ma więcej, że ma inaczej, że że to tamto, no, no, no, takie w tym miejscu na pewno.

Ludzie są ambitniejsi, na pewno myślenie, jedni jak dostaną i dobrze, no to chwalą Unię, a jak jest bieda, no to, to jeszcze gorzej, no bo nic, rozwaliło się, i spółdzielnia tu była, i, no, ośrodek, co naprawiali te ciągniki, SKR-y, to wszystko, wszystko

poszło, rozwalone”. - A czy zauważa ksiądz, że ludzie między sobą żyją lepiej, jakoś po sąsiedzku właśnie, czy tutaj jakieś są… - „Nie, nie ma. Bardziej samolubni”. - Czyli nic się tutaj nie zmieniło? - „Nie, nie. Jeszcze gorzej, bo to dawniej na pewno żyli bardziej, bardziej towarzysko, i bardziej właśnie sąsiedzko, a dzisiaj to, to, to wszystko rozbiło się przez właśnie, przez może tak jak mówię, przez tą ambicję i przez to, że każdy dąży dla siebie i żeby miał więcej i tak dalej i tak dalej. Taka, taka niezdrowa ambicja” [PUG]. Takich opinii można oczywiście przytoczyć sporo.

Charakterystyczne jest jednak to, że nie sposób już przejść obojętnie wobec zmian zauważalnych nawet gołym okiem. Kiedy przypominam sobie swoje badania na tym

(24)

terenie kilkanaście lat temu, to nie mogę otrząsnąć się ze zdziwienia, jak bardzo zmienił się sposób waloryzacji przestrzeni, zasady jej organizacji, i wreszcie jak zmieniły się postawy mieszkańców.

Str. 173

Wszystko to składa się na wytwarzanie nowego typu miejsc, w dużej mierze opartego na tradycyjnych wzorach i pamięci przeszłości, a jednocześnie inkorporującego wzory globalne.

Ciekawie też w tym kontekście wygląda kwestia postrzegania roli instytucji władzy szczebla lokalnego. Interesowało nas, jakie wzory liderowania obowiązują we wspólnotach tego typu i czy jest tam miejsce na deliberację? Badani podkreślali wysokie zaangażowanie władz i troskę o poprawienie jakości życia mieszkańców, doceniono ich starania i zaangażowanie w pozyskiwanie unijnych środków, ale też politykę zarządzania regionem. Odnotowano wiele inicjatyw ze strony władz, które spotykały się z aprobatą mieszkańców regionu. Pojawiło się też w okolicznych miejscowościach wiele podmiotów społecznie aktywnych, podejmujących inicjatywy dotyczące rozwoju regionu (nawet jeśli miały one charakter prywatnych inwestycji niesłużących ogółowi). Problem badawczy polega na tym, że rozmówcy, jak usłyszą hasła: „władza”, „kierowanie”, czy „zarządzanie”, natychmiast przywołują w rozmowie instytucje lokalne, ignorując wszelkie formy aktywności ludzi niezwiązanych z

władzą, a aktywnych na przykład w stowarzyszeniach, lub „wolnych strzelców”. Stąd w wywiadach mowa głównie o wójcie i władzach wyższego szczebla. Co ciekawe, do tej pory temat władz i ich wkładu w rozwój miejscowości budził niechęć, a nawet prowokował złość mieszkańców. Władzę łączono z etniczną rywalizacją i prawem do zarządzania terenem. Teraz, choć już w łagodniejszej formie, również etykiety etniczne są istotne. Atmosferę relacji polsko-łemkowskich w kontekście władzy oddaje cytat dotyczący wójta: „Co prawda jest Łemkiem (!), ale to jeden z lepszych, który dotychczas był”. Niemniej jednak wypada stwierdzić, że w badanej

społeczności etniczni liderzy nie zajmują już tak dominującej pozycji w zarządzaniu lokalnością. Często są to demokratycznie wybrane władze, aktywiści i

samorządowcy. Etniczność zostaje przesunięta na plan dalszy, a zwraca się uwagę przede wszystkim na aktywność i skuteczność liderów.

Nie potwierdza się teza o całkowitym zamrożeniu życia społecznego w badanym regionie. W wielu miejscowościach odnotowaliśmy pojawienie się lub „odmrożenie”

(25)

różnych form aktywności społecznej, mniej lub bardziej znaczących. Możemy mówić o animowaniu życia społecznego. Z perspektywy naszych problemów badawczych ciekawym wskaźnikiem społecznej aktywności mieszkańców jest ich zaangażowanie w sprawy wspólnotowe i w konstruowanie miejsc. Swoją lokalność zaczynają

budować, a nie tylko konsumować sami mieszkańcy. Łemkowszczyzna jest już nie tylko pewnym zasobem, z którego można czerpać wzory organizacji, ale to tworzywo modelowania jakościowo nowej przestrzeni. Kultura, krajobraz, etniczność czy pamięć są teraz materiałami, które miejscowi starają się zagospodarować do kreowania tożsamości. Co istotne, proces ten wyraźnie różni się od wzoru z końca 20 wieku, kiedy to na fali etnicznego ożywienia liderzy „wymyślali” tożsamość grup mniejszościowych. Kilku działaczy reprezentowało wspólnotę, stwarzając wrażenie masowego udziału grup w życiu kulturalnym. Współcześnie znacznie szersza (choć jeszcze niewystarczająco szeroka) jest podstawa tego zespołu działaczy. Do gry wreszcie włącza się młodzież, wprowadzając nowe cele kulturowe i innowacyjne formy aktywności. Odnawiają swoją działalność też „stare” stowarzyszenia i organizacje: Koła Gospodyń Wiejskich, zespoły muzyczne/taneczne itp.

Str. 174

Prawie w każdej miejscowości od czasu do czasu „coś się dzieje” (od

wspólnego/wioskowego grillowania, aż po różnego rodzaju celebracje). Fragment z wywiadu w Gładyszowie: „(…) to co my chcieli, to my wszystko. Gładyszów, o widzi pan, ja mam kanał. My mamy kanał. Mamy oczyszczalnię ścieków. Mamy telefony jako pierwsi z okolic. Mamy pierwsi jako internet. Mamy… Ale w tamtym okresie czasu jak my samiśmy budowali linię telefoniczną, żeby mieć telefony. Za

wszystkim, za słupami, za kablami, za robotnikami samiśmy chodzili, komitet”. I jeszcze uwaga z tego samego wywiadu: „No, jak przywódca pokieruje całością mieszkańców, to wszyscy mieszkańcy będą za, prawda, jednym głosem mówili. Ale jak przywódca będzie tu ciągnął, tu ciągnął, tam ciągnął, to nic się nie dogadamy, w niczym, w niczym. A jak jeszcze będzie społeczeństwo poróżnione. Dużo zależy od władz samorządowych, dużo zależy” [M57G]. Kolejny cytat mógłby dowodzić, że mieszkańcy Łemkowszczyzny potrafią się zorganizować i prowadzą aktywne życie społeczne, ale takich wypowiedzi nie słyszeliśmy zbyt wiele. Jednak gwoli

uczciwości badawczej i takie opisy towarzyskiej aktywności się tam spotyka: „Jest Straż Ochotnicza. Koło Gospodyń Wiejskich dobrze działa, takie gładyszowskie

(26)

słynne kobietki śpiewające, jeżdżące, nie tylko po terenie gminy, ale i na Słowację czasem są, zostają zapraszane. Organizowane są festyny w Gładyszowie takie wiejskie, dożynki i to nie ma różnicy, czy to taka wiara, czy taka wiara, wszyscy księża stają przy wieńcu, modlitwę odprawią, idziemy na świetlicę, kobitki żarcie przygotują, mężczyźni żeby tam nie szkodziło to co te, to jakąś tam przepłukankę, wodę mineralną, sodową, uderzającą do głowy też przygotują, no i - grajek, nie, posiedzą, pośpiewają (…). Nie, nie, nikt tu nie siedzi i nie biadoli. To znaczy są, którzy tacy, że spotkasz pan ten, że «a nic to, a nic to, a nic to, a nic to, a nic to».

Jak będziesz siedział i narzekał, to z tego nic nie wynika. Nic! Trzeba czasem i popracować ostro. A tak to przynajmniej, to jak jest organizowana taka impreza, to wtedy sąsiad z sąsiadem se siądą, pogadają, sąsiad z sąsiadką, no i jest jak najbardziej. A ja pamiętam jako szkut, to co sobota, co sobota, a była zbieranina większa, jak Łemków wysiedlili, to tu nasiedlili innych i ta, była ta wielka zbieranina, no ale potrafili w sobotę kobiety upiec placka, chopy zorganizować beczkę piwa, pięćdziesiątka, wbić pipetę, zapalić ognisko, kiełbasę upiec na tym ognisku, posiedzieć, pośpiewać, grajek pograć do północy, to tam wszystko zostawało, ino zabezpieczone było żarcie i w niedzielę po kościele resztę piwa się dopijało”.

[M57G]. Wójt, jak sam przyznaje, jest szczególnie zadowolony z aktywności i inicjatyw mieszkańców: „No, bardzo dużo, bardzo dużo jest takich inicjatyw, i to szczególnie, chyba mamy cztery, trzy Koła Gospodyń Wiejskich. I te panie to mi tu naciskają mocno. No na przykład taka, w Brunarach jest Koło Gospodyń Wiejskich, no i to trochę sposobem te panie przemyślały, bo był dawny SKR, filia tu była w Śnietnicy. No i one, one, jak w Brunarach, no to uznali, że to jest ich. To nie jest tak, bo, bo był taki fundusz rozwoju rolnictwa i to wszyscy rolnicy płacili jakby ten haracz i ten sprzęt był kupowany za to, to Skarb Państwa pobierał i roz-, udzielał tej pomocy tym SKR-om dawnym. I one, no przejęły te budynki i wydzierżawiły, część sprzętu sprzedały i zupełnie, zupełnie dobrze wyremontowały świetlicę we wsi. No pewnie, że pomysłów trochę miały. I tych pieniędzy też trochę miały. Na przykład ja zrobiłem ściany i dach dałem, a one kupiły mi okna, no. To się mówiłem im, żeby się basta ni cho-licho te, bo mogą inne wsie się upomnić, żeby był zwrot pieniędzy.

Str. 175

Ale w tej Śnietnicy myśmy już postawili piękną remizę i tą świetlicę, także one mają, no, wie pan…” [WUG].

(27)

Jednym z istotniejszych aspektów budowania tożsamości miejsca w środowisku wielokulturowym jest komunikacja między grupami i ustalenie czytelnych zasad kompetencyjnych w zawłaszczaniu przestrzeni. Nie będę opisywał natury tych

kontaktów między grupami na Łemkowszczyźnie, przywołam jedynie głośny ostatnio problem oznaczania terytorium. Dobrym jego wskaźnikiem, opisującym współczesne stosunki polsko-łemkowskie, a jednocześnie pokazującym walkę o dominację w przestrzeni społecznej, są postawy mieszkańców Łemkowszczyzny wobec kwestii nadawania nazw łemkowskich miejscowościom zamieszkanym przez tę grupę etniczną. Od jakiegoś już czasu liderzy starają się przywrócić historyczne nazwy niektórym miejscowościom. Nie zawsze spotyka się to z przychylnością całej lokalnej społeczności i generuje różnego rodzaju konflikty. Tymi działaniami zainteresowały się media, podgrzewając jeszcze atmosferę w regionie. W kilku miejscowościach odbyły się zebrania, podczas których deliberowano na tę okoliczność. Okazało się, że jest wiele nieprzychylnych głosów odgrzebujących dodatkowo zadawnione międzyetniczne animozje. Tak było w Bielance czy Gładyszowie. Z perspektywy badanych tu zjawisk mamy do czynienia z kilkoma mechanizmami wymagającymi wyjaśnień. Z jednej strony owe wioskowe narady obrazują społeczne

zaangażowanie w rozstrzygnięcie tych kwestii (deliberację). Przy okazji ujawniają (nie)tolerancyjne postawy. Pokazują zaangażowanie i gotowość (lub jej brak) do podejmowania dialogu. Z drugiej strony wskazują na powierzchowność

wypracowywanego przez lata kompromisu. Uaktywniają pamięć zbiorową i skłaniają do poszukiwania w dyskusji argumentów z przeszłości. Ujawniają wagę modelu tradycyjno-etnicznego w definiowaniu wspólnotowości. Obecny jest nawet wątek postępującej europeizacji, co dobrze oddaje cytat z jednej z rozmów: „(…) a niech Florynka ma nawet nazwę w dwóch językach, a niech nawet po angielsku, bo przecież jesteśmy w Europie!”. Oczywiście wątek ten wymaga osobnego

potraktowania, ale dla zilustrowania sytuacji przytoczę kilka fragmentów wywiadów:

„I to jest już, tacy sami jesteśmy my, jak i Polacy. To takim samym językiem obracamy w urzędach choćby, dzieci się uczą języka polskiego, teraz uczą, jest możliwość nauki języka łemkowskiego w szkołach. Tak że to mi się wydaje, że to jest takie śmieszne, takie protesty przeciwko takiej nazwie, bo mi się wydaje, że ona może więcej pomóc jak zaszkodzić. No komu może zaszkodzić, w jaki sposób? No ja nie widzę żadnego tam problemu z taką nazwą, że tam Gładyszów będzie…

będzie to będzie, nie będzie, to też będziemy żyć, jak żeśmy żyli, i, no ale jednak

Cytaty

Powiązane dokumenty

Będą to nie tylko takie wypowiedzenia, które w gramatykach nazywa się żądającymi lub rozkazującymi, lecz również pewne typy wypowiedzeń, których budowa wskazuje na typ

Przedsiębiorcy podkreślają, że polskie prawo jest zbyt drobiazgowe, zmienne, niejasne i niespójne, przez co prowadzenie biznesu w Polsce staje się obarczone zbyt dużym ryzykiem, a

I suggest here building on Ifantidou (Footnote 82 Ifantidou 2001) that to be possible, to be probable as well as their Polish counterparts are unavailable as parenthetical comments

Interesujące okazało się zestawienie orientacji seksualnej psychoterapeutów z płcią: 91,3 procent kobiet terapeutów określiło się jako.. heteroseksualne, podczas gdy

Identical questions were posed on opinions on: the associations of the experienced psychological problems with sexual orientation (question 1), the extent to which the

'Press coverage of the refugee and migrant crisis in the EU: a content analysis of five European countries', Report prepared for the United Nations High Commission for

We believe instead that explicit grammar instruction has an important role to play in L2 teaching and learning, not only because of the pivotal interplay between declarative

Accordingly, this article will be informed by the interactional concept of stance (Footnote 5 Du Bois 2007), with a view to highlighting the linguistic resources deployed by