Dekodyfikacja prawa prywatnego.
Szkice do portretu Pod redakcją
ks. Franciszka Longchamps de Bérier
Spis treści
Od redaktora 7
DEKODYFIKACJA I KODEKS 11
Tomasz Giaro / Dekodyfikacja. Uwagi historyczno-teoretyczne 13
Paulina Święcicka / Kodeks zdemitologizowany – metafora, w której ciągle ży- jemy 38
PRZEJAWY DEKODYFIKACJI 85
Wojciech Dajczak / Amerykańska zapowiedź „śmierci umowy” na tle tradycji romanistycznej 87
Grzegorz Blicharz / Samolotem lub pociągiem – dekodyfikacja umowy prze- wozu w obliczu europeizacji i globalizacji prawa 103
Mateusz Jerzy Nocuń / Polskie prawo prywatne międzynarodowe a dekodyfi- kacja 125
Joanna Kruszyńska-Kola / Część ogólna i przedawnienie – dekodyfikacja w re- kodyfikacji polskiego prawa cywilnego 149
Jan Rudnicki / Posiadacz i posiadanie w dobie dekodyfikacji 163
Piotr Łochowski / Użyczenie utworu – dekodyfikacja w prawie autorskim 180 Bartłomiej Woźniak / Instrument opcjonalny – harmonizacja poprzez dekody-
fikację 192
Piotr Alexandrowicz / Prawo kanoniczne – dekodyfikacja od zarania kodyfi- kacji 218
ks. Karol Świergosz / Dekodyfikacyjna rola kościelnych ustaw szczegółowych 234
6 Spis treści
BEZ ZAKOŃCZENIA 249
Kamil Stolarski / „Antykruchość” a obawy przed światem po dekodyfikacji 251 ks. Franciszek Longchamps de Bérier / Myślenie dekodyfikacyjne a zjawisko
dekodyfikacji 271
Autorzy 297 Bibliografia 299
Od redaktora
Kodyfikacja jest wyrazem ludzkich dążeń, realizowanych przez celowo podejmowane działania dla kompleksowego unormowania pewnej dzie- dziny życia lub podobnych sytuacji społecznych w sposób zgodny z wie- dzą, umiejętnościami, a przede wszystkim oczekiwaniami danego po- kolenia na konkretnym etapie dziejów prawa. Dziś kodyfikacja pojawia się raczej jako rekodyfikacja – nowe, całościowe reformy nie zakładają wymyślania prawa od nowa, gdyż w krajach kontynentalnej tradycji prawnej mało jest dziedzin, gdzie nie podjęto by dotąd prób całościowej regulacji, choćby w imię porządkowania prawa i czynienia go bardziej zrozumiałym dla adresatów norm. Natomiast dekodyfikacja jest nade wszystko zjawiskiem w prawie odnotowywanym. Zmierzch centrali- zacji systemu prawnego, wzrost znaczenia sfery pozakodeksowej, ku której przesuwa się ciężar unormowań, częste nowelizacje i zmiany ob- niżające poziom jasności czy pewności prawa, rozbijanie spójności lub klarowności systemów ukształtowanych pod rządami obowiązujących kodeksów, a także wyraźna nieuchronność zauważanych procesów, któ- re systemowo dążą od dłuższego czasu ku policentryczności porządku prawnego – wszystko to przejawy dekodyfikacji.
Autorzy książki nie chwalą ani nie ganią dekodyfikacji. Z otwartym umysłem i ciekawością ją obserwują jako przejaw epoki pokodyfikacyj- nej, wskazując na przemożnie ujawniające się w niej zjawiska w prawie znane i opisywane. Ustalenia te pozwalają inaczej potraktować postulat autonomii prawa – dostrzegać ją w specyfice czy naturze prawa jako fenomenu społecznego i rządzących nim prawideł. Będący na różnych
8 Od redaktora
etapach drogi naukowej autorzy zajmują się chętnie prawem prywat- nym w perspektywie porównawczej i historycznej, ale też dogmatycz- nej. Nie tylko dlatego, że szczególnie interesują się prawem prywatnym, poświęcają książkę dekodyfikacji w tej właśnie dziedzinie. Zmierzch centralizacji systemu prawnego, dotychczas pojmowanego jako zmono- polizowany i hierarchiczny, a zorganizowanego w kolejnych gałęziach prawa wokół kodeksów, dotyczy w szczególności kodeksu cywilnego.
Dekodyfikacja w prawie administracyjnym jest aż nadto oczywista, a ostatnio i taką staje się w prawie prywatnym. Wspólne jest autorom raczej konkretne niż teoretyczne podejście do badanego zjawiska.
Książka nie bez powodu więc otrzymała podtytuł „Szkice do portretu”.
Jej rozdziały to celne przyczynki – z założenia z różnych poziomów ana- lizy prawniczej. Przez namacalność analizowanych przykładów mają kierować ku ustaleniom na temat charakteru zjawiska i ku prognozom co do jego skutków. Mogą się okazać przydatne w przyszłych pracach legislacyjnych czy kodyfikacyjnych. Trwa przecież w Polsce debata nad kształtem prawa prywatnego, choć w ostatnich latach niezbyt żywa czy żarliwa, jak na wagę kwestii. Mam nadzieję, że ewentualne uwagi na temat niniejszej publikacji debatę tę poszerzą, zdynamizują i wzbogacą.
Oddawane do rąk czytelnika szkice przedstawiają przykłady oraz przejawy zjawiska dekodyfikacji bardziej niż jego teorię. Tej – jako punktu wyjścia i elementu wyjaśniającego dalsze rozważania – dotyczą dwa pierwsze rozdziały, umieszczone w części „Dekodyfikacja i kodeks”.
W najdłuższej, drugiej części pt. „Przejawy dekodyfikacji” starano się na konkretnych przykładach pokazać związki zachodzące między de- kodyfikacją prawa prywatnego a innymi procesami, jak europeizacja i globalizacja prawa, jego depozytywizacja oraz mieszanie się systemów prawnych. Ostatnie dwa rozdziały, tworzące część zatytułowaną „Bez zakończenia”, nie mają podsumowywać innych, lecz wskazać towarzy- szące dekodyfikacji zjawiska i pozostawić otwartym projekt badawczy – godny kontynuacji. Należałoby zastanowić się nad skutkami dekody- fikacji dla obrotu prawnego i rozwoju cywilizacyjnego. Warto byłoby też wskazać, jak powinni zachować się praktycy, dogmatycy i teoretycy prawa wobec obserwowanego zjawiska.
Od redaktora 9
Proces dekodyfikacji uruchomił mechanizmy dyskusji o prawie, które przypominają sposób działania jurysprudencji rzymskiej lub prawników ius commune. Jestem przekonany, że doświadczenia prawa rzymskiego i cała tradycja romanistyczna pomogą nam odnaleźć się w epoce dekodyfikacji, jeśli tylko prawa rzymskiego nie traktować jako zamkniętej karty. To żywy składnik współczesnych porządków praw- nych Kontynentu. W przedkładanym szkicu monograficznym liczni en- tuzjaści prawa rzymskiego i europejskiej tradycji prawnej łączą wysiłki we wspólnej refleksji prawoznawczej. Efekty niech podlegają ocenie, która oby pozwoliła poszerzyć dalsze badania.
PRZEJAWY DEKODYFIKACJI
*
Jan Rudnicki Uniwersytet Warszawski
Posiadacz i posiadanie w dobie dekodyfikacji
Jednym z najważniejszych elementów zjawiska nazywanego dekodyfi- kacją jest zmniejszanie się rzeczywistego zakresu normatywnego ko- deksu cywilnego za sprawą powstawania ustaw szczególnych, posiada- jących własną metodologię, systematykę, aksjologię i aparat pojęciowy, zwanych niekiedy w literaturze mikrosystemami1. Niniejsza analiza poświęcona jest przede wszystkim ostatniej z wyliczonych cech owych mikrosystemów, tj. posługiwaniu się przez ustawodawstwo szczególne własną terminologią. Bez wątpienia bowiem terminy zastosowane w ko- deksie traktować się powinno jako wzorcowe i „domniemywa się, że inne ustawy nadają im takie samo znaczenie”2. Domniemanie to usta- wodawca może oczywiście obalić, nadając pojęciu kodeksowemu inne znaczenie w przepisach ustawy szczególnej. Jeżeli jednak postulaty sta- wiane kodyfikacji prawa cywilnego – w tym zwłaszcza ten, że winna ona nadawać danej dziedzinie prawa „wewnętrzną spójność”3 – traktowane są poważanie, to wówczas tego typu przepisy powinny stanowić wyjątki.
Dlatego też, o ile samo istnienie pewnej liczby ustaw szczególnych moż-
1 Por. T. Giaro, Prawo i historia w dobie globalizacji. Nowe rozdanie kart (w:) Prawo w dobie globalizacji, red. T. Giaro, Warszawa 2011, s. 77; M.L. Murillo, The evolution of co- dification in the civil law legal system: towards decodification and recodification, „Journal of Transnational Law and Policy” 2001, vol. 11, nr 1.
2 Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dnia 18 października 1994 r., K 2/94, OTK 1994, cz. 2, poz. 36. Fragment wyroku cytuje aprobująco Z. Radwański, Kodyfikacja pra- wa cywilnego, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny” 2009, nr 2, s. 133–134.
3 Por. R. Zimmermann, Codification. The Civilian Experience Reconsidered on the Eve of a Common European Sales Law, „European Review of Contract Law” 2012, vol. 8, nr 4, s. 373.
164 Jan Rudnicki
na by uznać za zjawisko niestojące w sprzeczności z ideą kodyfikacji, o tyle posługiwanie się przez nie nazbyt często – w zakresie, w którym ewidentnie normują one zagadnienia związane z prawem prywatnym – odmiennymi od kodeksowych założeniami i pojęciami oznacza bez wąt- pienia powstawanie coraz to nowych sfer prywatnoprawnych lub też quasi-prywatnoprawnych, całkowicie od kodeksu niezależnych.
Celem niniejszego opracowania jest przeanalizowanie, w jaki spo- sób ustawy szczególne posługują się kilkoma kluczowymi terminami z zakresu prawa rzeczowego, ze szczególnym uwzględnieniem pojęcia
„posiadacz”. Tak zakreślony przedmiot analizy nie jest przypadkowy. Po pierwsze, odróżnienie posiadania jako władztwa faktycznego od własno- ści i innych form władania prawnego stanowi jedną z najważniejszych cech szczególnych kontynentalnej tradycji prawnej4. W konsekwencji czymś naturalnym jest oczekiwanie, że tak ważne pojęcie winno być jednoznacznie sprecyzowane w kodeksie cywilnym i – zgodnie z ideą kodyfikacji – rozumiane w miarę jednolicie w całym systemie praw- nym. Po drugie, z uwagi na wielką doniosłość praktyczną konstrukcji posiadania, jak również sposób intuicyjnego rozumienia tego pojęcia, jest ono bardzo szeroko obecne w różnorakich regulacjach prawnych.
Zbadanie, do jakiego stopnia przepisy szczególne pozostają w zgodzie z kodeksem cywilnym5 w zakresie rozumienia pojęcia posiadania, jest zatem ważnym przyczynkiem do dalszych rozważań o znaczeniu ko- deksu dla całego systemu prawnego oraz nad tym, jak współczesne pra- wodawstwo odnosi się do istotnych elementów tradycji prawnej.
1. Posiadanie – znaczenie klasyczne i znaczenia oderwane od prawa rzeczowego
Wskazanie, że na stosunek faktyczny łączący podmiot z rzeczą, określo- ny technicznym terminem possessio, składają się element obiektywny
4 T. Giaro (w:) W. Dajczak, T. Giaro, F. Longchamps de Bérier, Prawo rzymskie.
U podstaw prawa prywatnego, Warszawa 2009, s. 349.
5 Ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (tekst jedn. Dz.U. z 2014 r.
poz. 121 z późn. zm.).
Posiadacz i posiadanie w dobie dekodyfikacji 165
i subiektywny, jest dorobkiem rzymskiej jurysprudencji, trwale obec- nym w późniejszej tradycji prawa kontynentalnego. Jednoznacznego wskazania, że elementami posiadania są fizyczne władanie (corpus) oraz wewnętrzna wola zatrzymania rzeczy (animus) we współczesnym polskim kodeksie cywilnym nie znajdziemy. Artykuł 336 k.c. stanowi, że posiadaczem rzeczy jest zarówno ten, kto nią faktycznie włada jak właściciel (posiadacz samoistny), ale i ten, kto nią faktycznie włada jak użytkownik, zastawnik, najemca, dzierżawca lub mający inne pra- wo, z którym łączy się określone władztwo nad cudzą rzeczą (posiadacz zależny). Wprowadzając rozróżnienie na posiadanie samoistne i zależ- ne, przepis pośrednio odróżnia dwa rodzaje wewnętrznego stosunku do faktycznego władania rzeczą: animus rem sibi habendi oraz animus rem alteri habendi. Doktryna prawa cywilnego nie ma najmniejszych wątpliwości, że tak skonstruowany art. 336 k.c. odzwierciedla w pełni tradycyjne, rzymskie rozumienie posiadania i zawiera oba wskazane elementy6.
W podstawowym ujęciu przyjęta w kodeksie cywilnym konstrukcja posiadania odnosi się oczywiście jedynie do rzeczy, jednakże znana jest prawu polskiemu w ograniczonym zakresie konstrukcja posiadania praw. Artykuł 352 k.c. expressis verbis stanowi o posiadaniu służebno- ści. Ponadto w kodeksie cywilnym używa się wyrazu „posiadacz” rów- nież w kontekście umowy rachunku bankowego („posiadacz rachunku”, art. 725 i nast.), trudno tu jednak mówić o zastosowaniu konstrukcji posiadania prawa. Należy raczej uznać, że określenie jednej ze stron umowy rachunku bankowego mianem posiadacza tego rachunku jest odstępstwem od generalnego rozumienia posiadania jako stosunku faktycznego do rzeczy.
Konstatacja ta ma duże znaczenie dla dalszej części niniejszej ana- lizy. Skoro bowiem już sam kodeks dopuszcza użycie terminu „posia- dacz” w innym kontekście niż stosunek faktyczny między podmiotem a rzeczą, użycia tego pojęcia w nierzeczowym kontekście w innych prze-
6 Por. A. Kunicki (w:) System prawa cywilnego, red. W. Czachórski, t. 2, Prawo wła- sności i inne prawa rzeczowe, red. J. Ignatowicz, Ossolineum 1977, s. 830; E. Skowroń- ska-Bocian (w:) Kodeks cywilny. Komentarz, red. K. Pietrzykowski, t. 1, Warszawa 1999, s. 681.
166 Jan Rudnicki
pisach nie stanowić będą żadnych wyłomów w konstrukcji posiadania z art. 336 k.c. Jak łatwo się przekonać, tego typu zastosowań terminów
„posiadanie” i „posiadacz” jest w przepisach prawa publicznego bardzo wiele. Wystarczy wspomnieć choćby o „posiadaczu dowodu osobiste- go”7, „posiadaczu dokumentu paszportowego”8 lub też o „posiadaczu Karty Polaka” czyli – zgodnie z art. 1 ustawy o Karcie Polaka9 – osobie, której przyznano Kartę Polaka. Również w kontekście jednoznacznie prywatnoprawnym pojęcie posiadacza bardzo często pojawia się w zna- czeniu podobnym do tego, o którym mowa w art. 725 k.c. Nie ma żad- nego kontekstu rzeczowego, gdy mowa o „posiadaczu pieniądza elek- tronicznego”10 czy też posiadaczu poszczególnych rodzajów papierów wartościowych – weksla, czeku lub akcji.
Przedmiotem dalszej analizy będą zatem przede wszystkim te prze- pisy ustaw szczególnych, które używają pojęć „posiadanie” oraz „po- siadacz” w odniesieniu do rzeczy i innych przedmiotów materialnych, a więc pozostające w określonej relacji do generalnego, kodeksowego rozumienia posiadania jako rzeczowego stanu faktycznego.
2. Posiadacz zwierzęcia
Pierwszą grupą regulacji z zakresu prawa publicznego, w którym wy- stępuje pojęcie „posiadacz” jednoznacznie w kontekście relacji między podmiotem a przedmiotem materialnym, są ustawy dotyczące ochro- ny zwierząt i produkcji zwierzęcej. Sama ustawa o ochronie zwierząt11 (dalej: u.o.z.) – która z uwagi zarówno na moment jej uchwalenia, jak i przede wszystkim na zawartą w art. 1 ust. 1 programową zasadę „de- reifikacji” zwierząt winna być uznana za podstawowy akt prawny z tej
7 Zob. przepisy ustawy z dnia 10 kwietnia 1974 r. o ewidencji ludności i dowodach osobistych (tekst jedn. Dz.U. z 2006 r., nr 139, poz. 993 z późn. zm.).
8 Zob. przepisy ustawy z dnia 13 lipca 2006 r. o dokumentach paszportowych (tekst jedn. Dz.U. z 2013 r., poz. 268 z późn. zm.).
9 Ustawa z dnia 7 września 2007 r. (tekst jedn. Dz.U. z 2014 r., poz. 1187).
10 Ustawa z dnia 19 sierpnia 2011 r. o usługach płatniczych (tekst jedn. Dz.U. z 2014 r., poz. 873 z późn. zm.).
11 Ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 r. (tekst jedn. Dz.U. z 2013 r., poz. 856 z późn. zm.).
Posiadacz i posiadanie w dobie dekodyfikacji 167
dziedziny – odnosi się bezpośrednio do posiadania tylko w kontekście drobiu, posługując się pojęciem „posiadacz kurnika” (art. 12a ust. 1 i 2 u.o.z.) w znaczeniu „posiadacz kurnika, w którym są utrzymywa- ne kurczęta brojlery”. Przepisy ustawy nie dają podstaw do tego, żeby dopatrywać się tutaj innego znaczenia posiadania niż kodeksowe, choć z drugiej strony trudno jest wskazać, do jakiej kategorii przedmiotów zaliczyć można ów oryginalny przedmiot posiadania. Już mgliste poję- cie o hodowli drobiu pozwala bowiem stwierdzić, że kurniki są zazwy- czaj konstrukcjami trwale związanymi z gruntem, a zatem częściami składowymi nieruchomości. Tym samym wskazany przepis de facto wprowadza nieznaną kodeksowi cywilnemu formułę posiadania nie ca- łej rzeczy, ale jej części. To zamieszanie niespecjalnie dziwi, gdyż kon- teksty, w których występuje w ustawie pojęcie „posiadacz kurnika”, są raczej związane z obowiązkami natury publicznoprawnej. Ustawodaw- ca używa zatem pojęcia o jednoznacznie cywilistycznej proweniencji w kontekście mającym z prawem prywatnym bardzo mało wspólnego, idąc tropem potocznego rozumienia terminu. Taki zabieg legislacyjny sam w sobie nie zasługuje oczywiście na najmniejszą nawet krytykę, gdyż dzięki temu przepis jest (przynajmniej w tym aspekcie) czytelny dla laika. Jednakże spojrzenie na to przez pryzmat problematyki zary- sowanej na wstępie każe dostrzec wyjątek od kodeksowego rozumienia jednego z najistotniejszych pojęć z zakresu prawa rzeczowego. Jak zo- stanie wykazane poniżej, tego typu zabiegi legislacyjne są główną przy- czyną zamętu pojęciowego, o którym traktują niniejsze uwagi. Ponadto jednak wskazana ustawa dotyka zagadnień posiadania w sposób znacz- nie szerszy, choć pośredni, i wpływa bezpośrednio na sferę stosunków cywilnoprawnych.
Wskazany art. 1 u.o.z. stanowi w ust. 1 zdanie pierwsze, że zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą.
W ust. 2 dodano, że w sprawach nieuregulowanych w ustawie stosuje się do zwierząt odpowiednio przepisy dotyczące rzeczy. Wykluczenie zwie- rząt z kategorii rzeczy oznacza – co podkreślane jest w doktrynie12 – że żaden podmiot nie może mieć do nich prawa własności w kodeksowym
12 Por. M. Goettel, Sytuacja zwierzęcia w prawie cywilnym, Warszawa 2013, s. 55.
168 Jan Rudnicki
rozumieniu, gdyż to – zgodnie z literą art. 140 k.c. – jest przedmioto- wo ograniczone wyłącznie do rzeczy. Ustawodawca jednakże kompli- kuje tę kwestię, używając, co niestety nie dziwi, pojęć bardzo niekon- sekwentnie. W tejże samej ustawie o ochronie zwierząt, gdzie w art. 1 sformułowana jest „zasada dereifikacji”, kilkakrotnie pada stwierdze- nie „właściciel zwierzęcia”. Podobnie jak konsekwencją dereifikacji jest brak możliwości potraktowania zwierzęcia jako przedmiotu prawa wła- sności w kodeksowym rozumieniu, tak również nie można już uważać zwierzęcia za przedmiot posiadania, gdyż art. 336 k.c. dotyczy jedynie posiadania rzeczy. Dereifikacja zwierząt oznacza więc konieczność od- powiedniego stosowania do nich także art. 336 k.c., co prowadzić musi do wniosku, że zwierzęcia nie można w ogóle posiadać, a osoba, która fizycznie zwierzęciem włada i ma wolę zatrzymania go dla siebie, jest co najwyżej quasi-posiadaczem tegoż zwierzęcia. W ten sposób ustawa o ochronie zwierząt tworzy w kodeksie cywilnym istotny wyłom, gdyż czyniąc ze zwierzęcia osobną, inną niż rzecz kategorię przedmiotu sto- sunków prawnych, tworzy w odniesieniu do zwierząt swój własny mi- krosystem co najmniej w zakresie prawa rzeczowego.
Rozpatrując kolejne akty prawne dotyczące problematyki zwierząt, chronologicznie, warto sięgnąć do przepisów ustawy o zakładach lecz- niczych dla zwierząt13. Na potrzeby tej regulacji stworzona została krót- ka definicja posiadacza zwierzęcia – zgodnie z art. 25 ust. 1 ustawy jest nim właściciel lub opiekun zwierzęcia. Z cywilistycznego punktu wi- dzenia trudno jest nawet umieścić tę definicję i jej elementy w ramach jakiejkolwiek zastanej konstrukcji prawnej. Po pierwsze, utożsamia ona przynajmniej w pewnym zakresie posiadanie z władztwem prawnym.
Po drugie, utożsamia je również z władztwem o zupełnie nieokreślo- nym rodzaju, bo o ile można chyba uznać, że „opiekun” musi władać zwierzęciem fizycznie, o tyle jego animus wobec niego może być w za- sadzie każdego rodzaju. Ponadto literalne znaczenie słowa „opiekun”
wskazuje raczej nie na tytuł prawny czy też faktyczny stan władania, ale raczej na powinność odpowiedniego zajmowania się zwierzęciem.
Można więc powiedzieć nieco patetycznie, że przepis ten wywraca do
13 Ustawa z dnia 18 grudnia 2003 r. (tekst jedn. Dz.U. z 2015 r., poz. 1047).
Posiadacz i posiadanie w dobie dekodyfikacji 169
góry nogami wspomniany na wstępie ważny element kontynentalnej tradycji prawnej. Na dodatek nie sposób byłoby dopatrywać się tutaj chęci zachowania przez ustawodawcę przejrzystości języka ustawy po- przez odwołanie się do pojęć potocznych, gdyż polszczyzna bez wątpie- nia posiadacza z opiekunem nie utożsamia. Tym samym więc trudno jest twierdzić, że odejście od kodeksowego rozumienia pojęć powodo- wane jest w tym przypadku chęcią odwołania się do intuicji odbiorcy tekstu prawnego. Oto bowiem w miejsce klasycznego rozumienia po- jęcia, mało intuicyjnego, ale przynajmniej ugruntowanego w umysłach prawników, ustawodawca stworzył definicję nową, jeszcze mniej mającą wspólnego z intuicją. Ponadto po raz kolejny ustawodawca używa tu określenia „właściciel zwierzęcia”, mimo że nie ma ono zbyt wiele sensu w świetle zasady dereifikacji. Jego konsekwentne używanie w różnych przepisach każe dojść do wniosku, że „własność zwierząt” stała się kate- gorią prawną podobną do „własności górniczej” lub też „własności wód”.
Kolejną regulacją definiującą „posiadacza zwierzęcia” jest ustawa o ochronie zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt14. Zgod- nie z jej art. 2 pkt 33 pod pojęciem posiadacza zwierzęcia rozumie się osobę fizyczną, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną nieposiada- jącą osobowości prawnej władającą zwierzęciem, również tymczasowo.
Tym samym w zakresie tej ustawy posiadanie zostaje sprowadzone do samego władztwa faktycznego, które nie musi być w żaden sposób po- wiązane z wewnętrznym stosunkiem władającego do przedmiotu. Po- siadaczem w tym znaczeniu może więc być zarówno posiadacz w rozu- mieniu art. 336 k.c., jak i dzierżyciel w rozumieniu art. 338 k.c.
Wreszcie najbardziej złożoną, bo podzieloną niemalże „gatunkowo”
definicję interesującego nas terminu zawiera ustawa o systemie identy- fikacji i rejestracji zwierząt15. W art. 2 pkt 11 definiuje ona pojęcie „po- siadacz zwierzęcia” osobno w odniesieniu do bydła, osobno do owiec i kóz, do świń oraz do koniowatych. Na dodatek w większości przypad- ków traktuje tę materię blankietowo, odsyłając do przepisów odpowied- nich rozporządzeń unijnych.
14 Ustawa z dnia 11 marca 2004 r. (tekst jedn. Dz.U. z 2014 r., poz. 1539 z późn. zm.).
15 Ustawa z dnia 2 kwietnia 2004 r. (tekst jedn. Dz.U. z 2015 r., poz. 1172.).
170 Jan Rudnicki
Posiadaczem zwierząt w odniesieniu do bydła jest zatem – zgodnie z art. 2 tiret trzecie rozporządzenia nr 1760/200016 – osoba fizyczna lub prawna odpowiedzialna za zwierzęta, na stałe lub tymczasowo, w tym także w czasie transportu oraz na rynku. Posiadacz zwierząt w odniesie- niu do owiec i kóz to natomiast – jak stanowi art. 2 lit. c) rozporządzenia nr 21/200417 – ich hodowca, a więc każda osoba fizyczna lub prawna od- powiedzialna, nawet tymczasowo, za zwierzęta z wyjątkiem przychodni i klinik weterynaryjnych. Posiadacza zwierząt w odniesieniu do świń wskazana ustawa definiuje sama jako osobę fizyczną, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną nieposiadającą osobowości prawnej, władającą zwierzęciem, nawet tymczasowo. Definicja ta jest zatem tożsama z przy- toczoną wyżej definicją z ustawy o ochronie zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt. Wreszcie posiadaczem w odniesieniu do koniowatych jest – o czym czytamy w art. 2 ust. 2 lit. a) rozporządze- nia nr 504/200818 – dowolna osoba fizyczna lub prawna, która posiada prawo własności do zwierzęcia z rodziny koniowatych albo jest jego wła- ścicielem, lub taka, której powierzono opiekę nad wymienionym zwie- rzęciem, za wynagrodzeniem finansowym lub nieodpłatnie, na stałe lub tymczasowo, także w trakcie transportu, na targach lub w czasie zawo- dów, wyścigów czy imprez kulturalnych. W tym miejscu można od razu nadmienić, że obecnie jest to zdecydowanie najdłuższa i najbardziej rozbudowana definicja posiadacza w całym polskim systemie prawnym.
Uprawnione będzie chyba twierdzenie, że dopatrzenie się w powyżej zacytowanych definicjach jakiegoś wspólnego założenia jest zadaniem trudnym. Wydaje się jednak, że pojęcie posiadacza zostaje także w tych
16 Rozporządzenie (WE) nr 1760/2000 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 17 lipca 2000 r. ustanawiające system identyfikacji i rejestracji bydła i dotyczące etykie- towania mięsa wołowego i produktów z mięsa wołowego oraz uchylające rozporządzenie Rady (WE) nr 820/97 (Dz.U. WE L 204 z 11.8.2000, s. 1 z późn. zm.).
17 Rozporządzenie Rady (WE) nr 21/2004 z dnia 17 grudnia 2003 r. ustanawiające system identyfikacji i rejestrowania owiec i kóz oraz zmieniające rozporządzenie (WE) nr 1782/2003 i dyrektywy 92/102/EWG i 64/432/EWG (Dz.U. WE L 5 z 9.1.2004, s. 8 z późn. zm.).
18 Rozporządzenie Komisji (WE) nr 504/2008 z dnia 6 czerwca 2008 r. wykonujące dyrektywy Rady 90/426/EWG i 90/427/EWG w odniesieniu do metod identyfikacji ko- niowatych (Dz.U. UE L 149 z 7.6.2008, s. 3 z późn. zm.).
Posiadacz i posiadanie w dobie dekodyfikacji 171
przepisach kompletnie oderwane od jakiegokolwiek stosunku psychicz- nego władającego do przedmiotu władania. Użycie w definicji dotyczącej bydła określenia „osoba odpowiedzialna” sugeruje nawet przesunięcie punktu ciężkości z prawnoprywatnej relacji na obowiązki o charakterze publicznoprawnym, co bez wątpienia odpowiada głównym celom aktu prawnego, który tę definicję zawiera. Tym samym również prawodaw- ca unijny – lub raczej tłumacze tekstów rozporządzeń na język polski – posługują się omawianym pojęciem w sposób mający niewiele wspól- nego z jego rozumieniem potocznym. Wreszcie nie sposób nie pochylić się choćby na moment nad zadziwiającą konstrukcją obecną w defini- cji ostatniej, tj. „posiadaniem prawa własności”, na dodatek odróżnio- nym wyraźnie od „bycia właścicielem”. Te sformułowania są niestety przede wszystkim efektem fatalnego tłumaczenia tekstu rozporządzenia nr 504/2008. W tekście angielskim definiowany termin to keeper, a ro- zumiany jest przede wszystkim jako osoba fizyczna lub prawna (natural or legal person) mająca własność (having ownership) lub posiadająca (in the possesion). Niewątpliwe niechlujstwo obecne w oficjalnym tłumacze- niu tekstu prawnego powiększa zatem i bez tego skomplikowaną sytuację
„posiadacza zwierzęcia” na gruncie wskazanych przepisów szczególnych.
3. Prawnorzeczowe aspekty ustawy o ochronie roślin
Prawa rzeczowego, a w szczególności zagadnień związanych z posiada- niem dotykają przepisy ustawy o ochronie roślin19. Zgodnie z jej art. 2 pkt 23 pojęcie posiadacza oznacza osobę fizyczną, osobę prawną lub jed- nostkę organizacyjną nieposiadającą osobowości prawnej, w których władaniu znajdują się grunty, rośliny, produkty roślinne lub przedmio- ty. Podobnie jak w większości omówionych wyżej aktów prawnych do- tyczących zagadnień związanych ze zwierzętami, również w tym przy- padku posiadanie utożsamione zostaje po prostu z każdym władaniem faktycznym, a zatem uniezależnione jest od subiektywnego stosunku władającego do rzeczy. Co natomiast wyraźnie odróżnia tę definicję od
19 Ustawa z dnia 18 grudnia 2003 r. (tekst jedn. Dz.U. z 2016 r., poz. 17 z późn. zm.).
172 Jan Rudnicki
innych, to sposób, w jaki ujęte w niej zostały potencjalne przedmioty posiadania. Z oczywistych względów omawiana ustawa najczęściej uży- wa terminu „posiadacz” właśnie w kontekście roślin i produktów roślin- nych, które definiuje odpowiednio w art. 2 pkt 1 oraz 2. Rośliny to zatem żywe rośliny lub ich części, wraz z nasionami w rozumieniu botanicz- nym przeznaczonymi do siewu. Definicja ta uzupełniona jest o otwarty katalog tego, co winno zostać uznane za rośliny; wymienione tu zosta- ły m.in. kwiaty cięte, owoce, żywy pyłek czy bulwy. Produkt roślinny to natomiast nieprzetworzony lub poddany wstępnemu przetworzeniu materiał pochodzenia roślinnego, niebędący rośliną.
Najbardziej zaskakujące jest jednak to, w jaki sposób ustawa o ochro- nie roślin posługuje się pojęciem przedmiotu. Zgodnie bowiem z jej art. 2 pkt 3 przedmioty to rzeczy inne niż rośliny i produkty roślinne, które mogą przenosić organizmy szkodliwe. Pomijając cel, dla którego poję- cie to zostało zdefiniowane i skupiając się wyłącznie na jego znaczeniu prawnorzeczowym, nie sposób nie zauważyć, że ustawodawca odwraca tutaj zakresy znaczeniowe pojęć „przedmiot” i „rzecz”. Zgodnie bowiem z art. 45 k.c. rzeczami są tylko przedmioty materialne. Tym samym – co odzwierciedla bez wątpienia długą cywilistyczną tradycję – rzecz rozu- miana jako przedmiot materialny jest w myśl kodeksu cywilnego kate- gorią węższą od przedmiotu prawa, który może być również niematerial- ny. Natomiast w myśl art. 2 pkt 3 ustawy o ochronie roślin to przedmiot jest pojęciem węższym, mieszczącym się w ramach szerszego pojęcia rzeczy, którego zresztą ustawa nie definiuje. Nie ulega zatem wątpliwo- ści, że ustawa o ochronie roślin używa w jednoznacznie rzeczowym kon- tekście pojęć, które mają ugruntowane znaczenie w prawie cywilnym.
Używa w sposób zasadniczo różny od tegoż zastanego znaczenia.
4. Właściciel i posiadacz zależny kwoty mlecznej
Można powiedzieć, że w porównaniu z dotychczas wskazanymi regulacja- mi prawnymi ustawa o organizacji rynku mleka i przetworów mlecznych20
20 Ustawa z dnia 20 kwietnia 2004 r. (tekst jedn. Dz.U. z 2016 r., poz. 155).
Posiadacz i posiadanie w dobie dekodyfikacji 173
wchodziła – przynajmniej w pełnym zakresie – na jeszcze wyższy poziom oderwania od utrwalonych pojęć cywilistycznych. W pierwszej kolejności wskazać należy, że implementowana przez tę ustawę do polskiego porząd- ku prawnego instytucja indywidualnej kwoty mlecznej była konstrukcją bardzo złożoną. Niezdefiniowana bezpośrednio w przepisach, określana jest w doktrynie jako uprawnienie do wprowadzenia do obrotu określo- nej ilości mleka przez producenta mleka będącego dostawcą hurtowym, jak i bezpośrednim21. Przepisy, które zostaną poniżej zanalizowane pod kontem zagadnienia stanowiącego przedmiot tego opracowania, już nie obowiązują22, jednakże warto zwrócić na nie uwagę choćby po to, aby zo- brazować tendencje w prawodawstwie, które przecież nie zakończyły się wraz z likwidacją kwot mlecznych.
Uprawnienie, o którym mowa, powstawało w trybie administracyjno- prawnym – zgodnie z dawnym brzmieniem art. 15 ust. 1 ustawy decyzję w sprawie przyznania kwoty indywidualnej wydawał na wniosek produ- centa właściwy miejscowo dyrektor oddziału terenowego Agencji Ryn- ku Rolnego. Kwota mleczna miała jednoznacznie majątkowy charakter i jako taka mogła być przedmiotem obrotu prywatnoprawnego, choć je- dynie w formach wyraźnie przewidzianych przepisami ustawy. Zgodnie z jej art. 22 ust. 1 prawo do kwoty indywidualnej lub jej części mogło być zbywane. Nabywcą mógł być jedynie producent, zaś umowa zbycia kwoty mlecznej musiała zostać zatwierdzona w drodze decyzji admini- stracyjnej. Mimo tych publicznoprawnych ograniczeń nie ulega wątpli- wości, że umowa zbycia kwoty mlecznej była czynnością prawa prywat- nego. Przesądzał o tym jednoznacznie art. 22 ust. 14, zgodnie z którym w sprawach nieuregulowanych w ustawie do umowy tej stosowało się odpowiednio przepisy kodeksu cywilnego dotyczące umowy sprzedaży.
Drugą dopuszczalną formą obrotu kwotami mlecznymi było ich od- danie w używanie, o którym była mowa w art. 22a omawianej ustawy.
21 J. Bieluk, D. Łobos-Kotowska, Kwoty mleczne jako przedmiot obrotu – wybrane za- gadnienia, „Studia Iuridica Agraria” 2011, t. 9, s. 297.
22 Stosowne zmiany w przepisach dokonały się wraz z wejściem w życie ustawy z dnia 10 lipca 2015 r. o zmianie ustawy o Agencji Rynku Rolnego i organizacji niektó- rych rynków rolnych oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2015 r., poz. 1419), imple- mentującej zmiany w rynkach rolnych wprowadzone nowymi przepisami unijnymi.
174 Jan Rudnicki
Analogicznie jak w sytuacji zbycia kwoty, również i w przypadku tej umowy stroną mógł być wyłącznie producent, a umowa podlegała za- twierdzeniu w drodze decyzji administracyjnej. Kwota mleczna trakto- wana była też jako element gospodarstwa rolnego i mogła zostać zbyta razem z nim. Wreszcie art. 26 zdanie pierwsze ustawy wyraźnie stwier- dzał, że prawo do kwoty indywidualnej podlegało dziedziczeniu, z tym że dziedziczyła je osoba lub osoby, które odziedziczyły gospodarstwo i które będą kontynuowały produkcję mleka.
Jako że celem niniejszego opracowania nie jest dogłębne analizowa- nie problematyki charakteru prawnego indywidualnej kwoty mlecznej (zwłaszcza że jest to już problematyka o znaczeniu raczej historycz- nym), wystarczy chyba powiedzieć, że była to złożona, swoista kon- strukcja z pogranicza prawa publicznego i prywatnego. Najbardziej lapidarnym streszczeniem problemu będzie wskazanie, że jej charak- ter prawny wywoływał wiele kontrowersji23. Dla przedmiotu tej anali- zy najważniejsze jest jednak to, że ustawa o organizacji rynku mleka i przetworów mlecznych używała w kontekście tak specyficznego prawa pojęć „właściciel” oraz „posiadacz”. Od razu należy zaznaczyć, że „po- siadacza kwoty mlecznej” nie można jednak – choć na to wskazywałaby intuicja – zaliczyć do takich samych kategorii, w jakich mieszczą się wskazani wyżej „posiadacz dowodu osobistego” czy „posiadacz weksla”.
Przepis art. 24 ust. 2 pkt 2 ustawy wskazywał bowiem wyraźnie „po- siadacza zależnego kwoty indywidualnej”, a tym samym odwoływał się wprost do podstawowego, kodeksowego pojęcia posiadania, mimo że stworzony przez ustawę kontekst nie miał nic wspólnego z władaniem rzeczami.
Przepisy art. 24 omawianej ustawy dotyczyły tzw. konwersji kwoty indywidualnej, tj. decyzji administracyjnej, na mocy której zmieniał się charakter uprawnienia przysługującego podmiotowi dysponującemu kwotą. Artykuł 24 ust. 2 wskazywał podmioty, które były uprawnione do złożenie wniosku o dokonanie konwersji. Pomijając szczegóły do- tyczące charakteru wnioskowanej konwersji, podmiotami tymi byli
„właściciel kwoty indywidualnej” lub „posiadacz zależny kwoty indywi-
23 J. Bieluk, D. Łobos-Kotowska, Kwoty…, s. 297.
Posiadacz i posiadanie w dobie dekodyfikacji 175
dualnej”. Jak wskazano wyżej, ustawodawca użył tu pojęć o jednoznacz- nie prawnorzeczowej proweniencji, mimo że kontekst nie miał z włada- niem rzeczami absolutnie nic wspólnego.
Wydaje się, że celem tego zabiegu mogło być odwołanie się do pew- nej prawniczej intuicji. Skoro bowiem własność jest najpełniejszym pra- wem rzeczowym, to określenie „właściciel kwoty mlecznej” musiałoby oznaczać osobę, której kwota mleczna przysługuje na mocy indywidu- alnej decyzji administracyjnej – tj. osobę, która ma do niej „najpełniej- sze prawo”. Posiadaczem zależnym w rozumieniu kodeksu cywilnego jest natomiast ten, kto włada rzeczą jak użytkownik, zastawnik, na- jemca, dzierżawca lub mający inne prawo, z którym łączy się określone władztwo nad cudzą rzeczą. W nierzeczowym kontekście kwoty mlecz- nej „posiadacz zależny” oznaczać musiał najwyraźniej osobę, której od- dano kwotę mleczną w używanie. Powyższe wyjaśnienie nie unieważnia narzucającego się pytania, czy zamiast wprowadzać dodatkowy zamęt pojęciowy do regulacji dotyczącej kwestii i tak mocno skomplikowa- nej, nie łatwiej byłoby po prostu zamiast pojęcia „właściciel kwoty in- dywidualnej” posłużyć się np. pojęciem „mający kwotę indywidualną”, a zamiast „posiadacz zależny kwoty indywidualnej” – „mający kwotę indywidualną w używaniu”. Być może takie sformułowanie byłoby nie- co mniej eleganckie stylistycznie, jednakże bez wątpienia lepiej kom- ponowałoby się z całokształtem systemu prawnego. Kwestia ta dotyka przede wszystkim zagadnienia poprawnej legislacji. Niezależnie zaś od niego należy podsumować ten wątek stwierdzeniem, że omawiana usta- wa używała pojęć kodeksowych w jednoznacznym nawiązaniu do ich cywilistycznego kształtu, za to z zasadniczo odmiennym kontekście.
5. Posiadacz w rozumieniu przepisów prawa atomowego
Z kolejnym zaskakującym użyciem pojęcia „posiadacz” – tym razem znowu w jednoznacznym kontekście stosunku podmiotu do rzeczy – spotykamy się w ustawie Prawo atomowe24 (dalej: pr. atom.). Ustawa
24 Ustawa z dnia 29 listopada 2000 r. – Prawo atomowe (tekst jedn. Dz.U. z 2014 r., poz. 1512 z późn. zm.).
176 Jan Rudnicki
posługuje się pojęciem posiadania, ale raczej w dość oczywistych zna- czeniach i kontekstach. Gdy mowa jest o „posiadanych przez jednostkę organizacyjną materiałach jądrowych” (art. 5 ust. 12 pr. atom.), nie ma podstaw, aby sądzić, że pojęcie to ma zastosowanie inne niż kodekso- we. Z kolei „posiadanie zezwolenia”, „posiadanie akredytacji” czy też
„posiadanie systemu jakości wykonywanych badań” to wskazania na określone uprawnienia o charakterze publicznoprawnym, analogiczne do „posiadania dokumentu paszportowego” czy też „posiadania Karty Polaka”.
Problem stwarza dopiero definicja pojęcia „posiadacz” zawarta w art. 62b pkt 9 pr. atom.; art. 62b zawiera katalog definicji opracowa- nych na potrzeby rozdz. 8a, dotyczącego przewozu, wywozu i tranzytu przez terytorium RP odpadów promieniotwórczych i wypalonego paliwa jądrowego. Wskazany przepis stanowi, że w rozumieniu tego rozdziału posiadaczem jest jednostka organizacyjna, która przed przeprowadze- niem przemieszczenia odpadów promieniotwórczych lub wypalonego paliwa jądrowego jest na mocy prawa za nie odpowiedzialna i zamierza przeprowadzić ich przemieszczenie do odbiorcy. Rzeczowy kontekst tej regulacji nie pozostawia wątpliwości, gdyż dotyczy ona relacji między podmiotem a odpadami promieniotwórczymi lub wypalonym paliwem jądrowym, które to przedmioty bez wątpienia są rzeczami w rozumie- niu art. 45 k.c. Pierwszy element definicji, który zwraca szczególną uwagę, to podmiotowe ograniczenie pojęcia jedynie do jednostek orga- nizacyjnych, przy czym nie jest wcale konieczne, aby miały one zdol- ność prawną. Tak tedy posiadaczem w rozumieniu omawianego przepi- su może być również jednostka organizacyjna stanowiąca część osoby prawnej lub innego podmiotu, a sama niebędąca podmiotem prawa.
Nie ulega również wątpliwości, że w świetle analizowanej definicji nie można za posiadacza uznać osoby fizycznej. Druga zasadnicza kwestia to jednoznaczne wskazanie, że istotą posiadania są tu powinność oraz zamiary owej jednostki organizacyjnej, nie zaś cywilistycznie rozumia- na wola zatrzymania rzeczy. Tym samym posiadanie w rozumieniu tego przepisu oznacza relację jednostki organizacyjnej do rzeczy, polegającą de facto na spełnieniu dotyczącego jej obowiązku, regulowanego przez przepisy prawa publicznego. Podobnie zatem jak w wielu przypadkach
Posiadacz i posiadanie w dobie dekodyfikacji 177
omówionych wyżej, także i tym razem „posiadacz” nie ma wiele wspól- nego nie tylko z kodeksem cywilnym, ale także z językiem potocznym, co czyni to pojęcie podwójnie problematycznym. Ani intuicja prawnicza (oparta na kodeksie), ani językowa (oparta na słowniku języka polskie- go) nie pozwala bowiem zdekodować tego pojęcia w sposób poprawny.
Omówione wyżej przepisy, w których ustawodawca posłużył się po- jęciem posiadacza w kontekście relacji między podmiotem a rzeczą, wykazują szereg cech wspólnych. Po pierwsze, dotyczą one zagadnień w przeważającej mierze publicznoprawnych, a kwestii prywatnopraw- nych dotykają w zasadzie tylko pośrednio. Po drugie, co do zasady pojęcie posiadacza zostaje w tych przepisach pozbawione jego trady- cyjnego elementu subiektywnego. Posiadaczem jest zatem w większo- ści omówionych przypadków podmiot faktycznie władający rzeczą (lub też przedmiotem innym niż rzecz, jak w przypadku zwierząt), ale o zupełnie niesprecyzowanym subiektywnym stosunku do tejże rzeczy.
Wreszcie w szeregu przepisów pojawiają się elementy zdające się kłaść nacisk na powinność, która wynika dla podmiotu z faktu władania przezeń określonymi rzeczami. Tym samym posiadacz, który zgodnie z tradycją cywilistyczną jest podmiotem mającym prawnie chronione interesy odnośnie do rzeczy, staje się w wielu współczesnych przepi- sach szczególnych podmiotem (lub też tylko jednostką organizacyj- ną), mającym specyficzne publicznoprawne obowiązki wynikające lub związane z tym, że rzeczą włada. Warto raz jeszcze podkreślić, że takie rozumienie omawianego pojęcia rozmija się również całkowicie z jego rozumieniem potocznym. Trudno byłoby zatem twierdzić, że ustawo- dawca omija niełatwe dla laika definicje kodeksowe dlatego, iż pragnie uczynić przepisy poszczególnych ustaw bardziej czytelnymi dla odbior- cy. Oto bowiem zastępuje – o czym była już mowa – jedno nieintuicyjne rozumienie „posiadania” i „posiadacza” całym szeregiem innych rozu- mień, być może jeszcze bardziej oderwanych od codziennej praktyki języka polskiego.
To, w jaki sposób we wskazanych przepisach ustawodawca posłu- guje się pojęciem posiadacza oraz innymi pojęciami cywilistycznymi, świadczy dobitnie, że jego celem nie jest bynajmniej zachowanie ani wewnętrznej spójności systemu prawnemu, ani pierwszoplanowej po-
178 Jan Rudnicki
zycji kodeksu cywilnego jako aktu prawnego kompleksowo i jednolicie regulującego zagadnienia prywatnoprawne. Stykając się z tak bardzo cywilistycznym pojęciem jak „posiadacz”, nawet w jednoznacznie praw- norzeczowym kontekście, nie można już polegać na jego kodeksowym znaczeniu. Na potrzeby poszczególnych regulacji – których przedmiot bywa niejednokrotnie wyjątkowo wąski – nadaje się temu pojęciu cały szereg specyficznych znaczeń. Występują one obecnie w tak dużym na- tężeniu i tak dalece odbiegają od podstawowego znaczenia kodeksowe- go, że trudno byłoby nie uznać, iż w ten sposób pozycja kodeksu cywil- nego jako szczególnego aktu prawnego, nadającemu systemowi prawa prywatnego ową wskazaną przez R. Zimmermann „wewnętrzną spój- ność”, ulega znacznemu osłabieniu. Tym samym mamy więc do czynie- nia z objawem dekodyfikacji rozumianej jako zespół zjawisk, których wspólnym mianownikiem i efektem jest ograniczanie zakresu normo- wania kodeksu oraz osłabianie jego znaczenia w obrocie prawnym. Jest to również niezgorszy dowód na poparcie tezy, że dekodyfikacja doko- nuje się przede wszystkim poprzez powstawanie coraz większej liczby mikrosystemów regulacyjnych, posługujących się własnymi kataloga- mi pojęciowymi i zasadami. O tym, że owe mikrosystemy stają się coraz węższe, najlepiej świadczy to, że w omawianym zakresie nie ma śladu terminologicznej spójności nawet w tak zdawałoby się pokrewnych ustawach, jak dotyczące problematyki zwierząt. Można powiedzieć, że każda ze wskazanych ustaw stanowi do pewnego stopnia swój własny mikrosystem.
Podkreślany powyżej kilkakrotnie pojęciowy rozbrat ustaw szcze- gólnych zarówno z kodeksem, jak i z językiem potocznym pozwala rów- nież obalić tezę, jakoby opisane powyżej przepisy powstawały z myślą o ułatwieniu rozumienia prawa. Tylko w niewielu z wyżej opisanych przypadków sama intuicja językowa pozwala poprawnie zdekodować pojęcie „posiadacz”; w większości prowadzi na manowce, oddalając od rozumienia pojęcia, które z takich czy innych przyczyn przyjął ustawo- dawca i umieścił w ustawowym „słowniczku”. Nie sposób byłoby też do- wodzić, że cały ten chaos definicyjny ma praprzyczynę w ograniczeniu przedmiotu praw rzeczowych i posiadania w prawie polskim tylko do rzeczy w znaczeniu materialnym, gdyż odniesienie do sfery niemate-
Posiadacz i posiadanie w dobie dekodyfikacji 179
rialnej występuje w omówionych definicjach rzadko. Tym bardziej więc pojawia się pytanie o zasadność tego typu zabiegów legislacyjnych.
Niezależnie jednak od tego, jakiej odpowiedzi na nie udzielimy, faktem pozostaje, że ilość wskazanych definicji szczególnych, ich różnorodność i stopień oddalenia od kodeksowego rozumienia posiadania wyraźnie w pozycję kodeksu cywilnego godzą.
Drugi poziom refleksji wynikającej z tej analizy dotyczy zasugero- wanego wcześniej kilkakrotnie stosunku współczesnych prawodawców to tego, co wynika z wielowiekowej prawnej tradycji. Pojęcia takie jak własność czy posiadanie i odpowiadające im określenia podmiotów mają w tradycji prawa kontynentalnego znaczenie ugruntowane od wieków. Mimo oczywistych różnic w ich definiowaniu w różnych miej- scach i czasach oraz zmieniającego się kontekstu, zasadnicze odróżnie- nie własności jako najpełniejszego, prawnego władztwa nad rzeczą, od posiadania – jako władztwa faktycznego, połączonego z wolą zatrzyma- nia rzeczy dla siebie lub innego podmiotu pozostaje w swej istocie nie- zmienne od niemal dwóch tysiącleci. Trudno nie skonfrontować tego truizmu z kształtem niektórych współczesnych regulacji prawnych, choćby takich jak niektóre spośród omówionych w niniejszym opraco- waniu. Niejako w charakterze wisienki na torcie warto wskazać jeszcze jeden przepis, mianowicie art. 43 ust. 16 pkt 4 ustawy o podatku od to- warów i usług25, gdzie występuje kategoria „tytułów prawnych dających ich posiadaczowi prawne lub faktyczne prawo własności lub posiadania nieruchomości lub jej części”. Pytanie, czy użycie takiego a nie innego sformułowania było tu konieczne lub chociaż uzasadnione, należy bez wątpienia pozostawić specjalistom od prawa podatkowego. Do refleksji nad tym, czy tradycja prawna pozostaje w dobie dekodyfikacji istotnym punktem odniesienia, oraz do krytyki oczywistego w tym względzie sta- nu rzeczy uprawniony jest natomiast każdy, kto podczas studiów praw- niczych zapoznał się z fundamentami naszej cywilizacji prawnej.
25 Ustawa z dnia 11 marca 2004 r. o podatku od towarów i usług (tekst jedn. Dz.U.
z 2011 r., nr 177, poz. 1054 z późn. zm.).