• Nie Znaleziono Wyników

Nie wysłany list do Jurija Tynianowa : zamiast komentarza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nie wysłany list do Jurija Tynianowa : zamiast komentarza"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Sergiusz Eisenstein

Nie wysłany list do Jurija Tynianowa

: zamiast komentarza

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (44), 165-172

(2)

Świadectwa

Sergiusz Eisenstein

Nie wysłany list do Jurija Tynianowa Zamiast komentarza

W ostatnim okresie swej twórczości Eisenstein szcze­ gólnie silnie interesował się kolorem i możliwościami jego wykorzystania w dziele filmowym. Ja k ważne były to dla niego zagadnienia, mogą świad­ czyć o tym jego liczne prace teoretyczne na ten tem at. (Zob. S. Eisenstein:

Izbrannyje proizw iedienija w VI tomach. T. I i III. Moskwa 1964). W tym

samym czasie zamierzał stw orzyć swój pierwszy kolorowy film i poszukiwał dla niego odpowiedniego materiału. Wybór padł na biografię Puszkina z uwagi na jej niezwykłą „ruchomą dram aturgię koloru” (t. III, s. 492) — od kolorystycznej pełni młodości do ascetycznego biało-czarnego krajobrazu swej śmierci. „Obrazy biografii roiły mi się kolorowymi wyobrażeniam i” — napisze później Eisenstein w szkicu Kolorystyczne opracowanie film u «Mi­

łość poety» (t. III, s. 492), który jest rozwinięciem listu do Tynianowa i za­

w iera opis węzłowych scen z życia Puszkina, widzianych od strony ich kolorystycznych dominant.

Głównego organizującego rdzenia dla tej kolorowej biografii dostarczyła rozprawa Tynianowa Bezim ienna miłość, napisana w roku 1939 w czasie jego intensywnej pracy nad powieścią biograficzną o Puszkinie. Chodziło w niej o rozwiązanie pewnej zagadki z biografii poety, a mianowicie, kto jest realną adresatką i bohaterką jego elegii miłosnych. Kim była ta nie nazwana nigdzie kobieta, obiekt najdłuższego i najsilniejszego uczucia poety, obiekt nieosiągalny?

Tynianow, dokonawszy wnikliwej analizy tak utworów poetyckich, jak i do­ kumentów archiw alnych, doszedł do wniosku, że Puszkin przez lat niem al dwadzieścia beznadziejnie kochał się w K atarzynie Karam zinow ej, żonie znanego literata i historyka państwa rosyjskiego. Ten nieznany szczegół biograficzny krył w sobie poważne konsekwencje, prowadził bowiem do radykalnej zmiany opinii o Puszkinie jako człowieku prywatnym . W arto

(3)

Ś W IA D E C T W A 166

przytoczyć tu zakończenie artykułu Tynianowa, przynoszące jak gdyby nowy „obraz poety”. „Staje się jasne — pisze Tynianow — jak fałszywe jest wyobrażenie o Puszkinie jako o człowieku wietrznym, lekkom yślnym , nie­ ustannie i beztrosko zmieniającym swoje przyjaźnie: m ęcząca i namiętna miłość siedemnastoletniego licealisty zmusiła go w godzinę śmierci przede wszystkim zawołać Karam zinową. Ta «utajona», «bezimienna» miłość prze­ szła przez całe jego życie” (J. Tynianow: Puszkin i jego sow riem ienniki. Moskwa 1969, s. 232).

Traktując przywołaną wyżej „hipotezę Tynianowa” jako oś przyszłego fil­ mu, jako jego „najbardziej wspaniały tem at ze wszystkich możliwych tem a­ tów na materiale biografii poety” (t. III, s. 496), Eisenstein nadaje jej psychoanalityczną wykładnię. „Donżuanizm” Puszkina (i w życiu, i w lite­ raturze), tragiczne w sumie małżeństwo tłumaczy Eisenstein za „wiedeńskim profesorem” pogonią za możliwie doskonałą „zastępczynią” tej pierwszej wiel­ kiej miłości. Ślepy, bezsensowny, zupełnie potworny — jak tw ierdzą pusz- kinolodzy — afekt do Natalii Gonczarowej, swej późniejszej żony, można wyjaśnić tym, że była ona „najpełniejszym ucieleśnieniem tych rysów, dzięki którym niezapomnianie weszła do nieokiełznanych, gorących uczuć zakocha­ nego licealisty starsza dama, małżonka szanowanego człowieka, który w jej obecności i, zdaje się, przy jej udziale, prawił mu ironiczne m orały o niesto­ sowności i niedorzeczności jego namiętności” (t. III, s. 497).

Mamy tu pewnego rodzaju „konstrukcję schodkową”. Hipotezę Tynianowa, rezultat intuicyjnego wniknięcia historyka literatury w biografię poety, po­ dejmuje Eisenstein, wyposażając ją w dodatkowy ważny moment. List do Tynianowa — nie wysłany z powodu śmierci adresata — stanowi pewien m ateriał do zagadnienia wzajemnych związków nauki i sztuki (W ahrheit i Dichtung), współpracy intuicji historyka i artysty. Je st on również św ia­ dectwem wzmożonej pracy Eisensteina nad generalnymi problemami estetyki, prowadzonej przez niego w okresie wojny i latach powojennych. Szczególnie pasjonowały go wszelkie przejaw y archaicznych, pralogicznych przeżytków w życiu i sztuce. Zwrot m. in. ku różnym odmianom psychologii głębi był podyktowany właśnie dążeniem do wyświetlenia roli tego „regresyw nego” elementu, obecnego w każdym znaczącym dziele sztuki (por. książkę W. W. Iwanowa Oczierki po istorii siemiotiki w SSSR , Moskwa 1976, w dużej m ie­ rze poświęconą Eisensteinowskiej teorii sztuki).

List ten jest także dobrym przykładem stylu myślenia i pisania wybitnego reżysera i myśliciela z ostatniego okresu jego działalności. Stylu, opartego na potocznej intonacji, nieoczekiwanych skojarzeniach, pełnego kolokwializ- mów, obcojęzycznych zwrotów, neologizmów. Dalekiego — jak sam pisał — od „poważnego, artykułowobadawczego pisania” (t. I, s. 521).

Przekład oparto na tekście zamieszczonym w zbiorze Ju rij Tynianow. Pisa-

tiel i uczonyj. Moskwa 1966, s. 176— 181.

(4)

167 Ś W IA D E C T W A

Z olbrzym im zadow oleniem przeczytałem , sie­

dząc w dom u w ypoczyn kow ym w górach u ch iń skiej granicy, Wa­ szego Puszkina (część III, «Znamia» nr 7—8). W sw oim czasie w całkow ity zachw yt w praw iła m nie W asza hipoteza, w yłożona w arty ku le «Bezim ienna m iłość», i rozw inięcie tego tem atu jest tutaj nie m niej pasjonujące.

Ten zachw yt m iał rów nież sw oje P ersön liche Gründe.

M niej w ięcej ro k przed w ojn ą n osiłem się z m yślą (i na zlecen ie kom itetu) zrobienia pierw szego w ielkieg o, pow ażnego kolorow ego film u.

P otrzebn y był tem at. Podsuw ano m i to Tom asza C am panellę, to G iordano Bruno. J a k o postacie m alow nicze.

Jed n a k m nie oni m ało urządzali, pom im o sw ej całej zew nętrznej barw ności.

S zu kałem czegoś takiego, gdzie kolor nie by łb y m alow anką, ale w ew n ętrzn ie-kon ieczn ym czynn ikiem dram aturgicznym .

R obić pierw szy kolorow y film o m alarzu jest tak sam o niezręcznie, ja k w sw oim czasie było już rzeczą zbyt prostą i naiw ną robić m uzyczne film y konieczn ie o kom pozytorach.

Zaś film , który b y łb y zarazem film em m uzycznym i kolorow ym , trzeba oczyw iście robić ty lko o poecie.

T ak pow stała m yśl o Puszkinie.

W łaśnie dlatego o Puszkinie, że oprócz cudow nej gry m uzycznych m otyw ów , outline jeg o biografii został po prostu przez B oga stw o­ rzony dla barw.

T e m otyw y przew odnie są czysto w agnerow skiego typu, którego w ted y w ystaw iałem w T eatrze W ielkim i któreg o m etoda baw iła m nie w tedy przez sw oje podobień stw o do tego, co robi chociażby Czechow , np. w «Trzech siostrach». Na przykład m otyw «Stary m ąż, groźny mąż...», zaczynając od przygody, która dała początek «Cyganom» — praw dopodobn ie b yło coś takiego? A lbo jeśli nie było, to Dichtung m ogłaby zastąpić W ahrheit — do Puszkina na Czarnej Rzeczce, słuchającego nad ranem Cyganek, śpiew ających mu jeg o w łasnych «Cyganów» (to nie apokryf?).

Zm iana roli sam ego Puszkina w ew nątrz tego m otyw u.

A lbo tem at przesądu — nakaz, b y lęk a ć się białego, — obrączka zaręczyn ow a uroniona podczas ślubu, biały D antes (i ja k to do­ brze, iż złow rogim jest nie czarne, ale białe).

(5)

Św i a d e c t w a 168

A ja k i czar w m uzyczno-w izualnym asp ekcie, podw ójn y tem at w ielkośw iatow ego tow arzystwa, znajdującego się na przejażdżkach na saniach i jedn ocześn ie «requiem » dla Puszkina, jad ąceg o przez to p strokate d éfilé do czarn o-białego pejzażu czarnych sy lw etek ryw ali na białym śniegu.

Spłow iało-zaku rzony «akw arelow y» p ierw iastek na południu, tak dobrze o d kład ający się w d elikatn e a kw arele początku X IX w ieku. M ęska m alow niczość okresu rozkw itu. K om in ek w M ichajłow skoje i soczystość krw aw ej gam y pełn okrw istych tonów R osji X V I i X V II w ieku : «krw aw i chłopcy» B orysa («Biesy» ja k o inny leitm otiv m u­ zyczny).

F ataln y tem at białego w okół rom ansu z N atalie.

P etersbu rg ostatniego okresu z zan ikającym kolorow y m w idm em , stopniow o pochłaniany przez m rok. W ciem n ym kad rze ty lko je - dna-dw ie kolorow e plam y. Z ielone sukno stołu do gry, żółte św ie­ ce nocn ych przyjęć u G olicyn ow ej (byłoby przestępstw em odstąpić od b łękitn eg o koloru je j sarafanu?). T ak m i się przedstaw iało w e w stępn ych jakich ś szkicach kolorow e ucieleśn ien ie tem atu «Dżu­ m y », «Czarnej śm ierci», poch łan iającej jedn a za drugą kw itn ące barw y ja k ie jś w ym yślon ej Italii (albo Anglii!). I w końcu, fin ałow e blanc et noir. Oraz pełn y ton koń ców ki z trum ną unoszoną w noc. Tutaj, oczyw iście, nie bez w pływ u G ogola i jeg o opisów w idm a barw nego (jak to dobrze zostało zreferow an e przez B iełego). A le ciekaw e, że to, co ch araktery zu je kolorystyczn y ruch w ew nątrz gogolow skiego opusu, jak o ś sam o przez się u kłada w biografię stw orzenia opusu puszkinow skiego!

T ak czy inaczej gra kolorystyczn ych i m uzycznych m otyw ów po­ w staw ała sam a przez się. Dla scenariusza brakow ało głów nego m o­ tyw u — pryw atnie tem atyczn ego, co dla film u tak «osobow ego» jest po prostu niezbędne.

T eraz w «lu dzkim » p rzekroju m ego Iw ana G roźnego staram się przeprow adzić leitm otiv jedyn ow ładztw a ja k o tragiczną nieu chron ­ ność jedn oczesności jedyn ow ładztw a i sam otności. Je d e n ja k o j e ­ dyny i jed en ja k o opuszczony przez w szystkich i sam otny. Sam i rozu m iecie, że w łaśnie to starają m i się zarów no w scenariuszu, ja k i w film ie «zastępować» w p ierw szej kolejności!

Ze b oh a terem film u ze w szystkich m ożliw ych Puszkinów pow inien być P u szkin -koch an ek avant tout było jasn e od sam ego początku.

(6)

169 Ś W IA D E C T W A

A le — m on Dieu — w tym ocean ie przygód znaleźć ścieżką dia kom pozycyjn ego farw ateru!

I tutaj przy jacielska ręk a w skazu je m i W aszą «Bezim ienną m i­ łość».

Oto jest tem at! K lucz do w szystkiego (i w cale nie ty lko scenariu - szow o-kom pozycyjny!).

I przed oczym a od razu w szystko, co trzeba.

N atychm iastow e psychologiczne przekonanie się do W aszej h ip ote­ zy w iąże się, rzecz jasna, z resztkam i w spom nień o freu d o w sk iej (assez possible) in terp retacji «donżuanizmu» ja k o poszukiw ań tej jed y n ej (nie «nadarem nie» jest u Puszkina rów nież «Don Juan»). Zresztą, być m oże, naw et siln iejsze od nam acalnego przykładu, jaw n ie spotkan ego w życiu Chaplina.

Sentym entaln a biografia Chaplina, z którym poznałem się dosta­ tecznie blisko, jest w łaśnie taka.

To m iłość do jed n ej i tejże M arion Davis (nie m ylić z B etty Da­ vis), która «innemu jest oddana» — R. Hurstowi (od gazet), i na­ w et bez przestrzegania kościeln o-adm in istracyjn ych form alności. Hurst taki sam karzący «V ater Im ago», podobny do K aram zina, ty lk o w znacznie bardziej strasznych i hałaśliw ych form ach , pra­ w ie zupełnie m iażdżący Chaplina podczas jedn ego z m iłosn ych w y­ buchów chaplin ow skiego «recydyw u» w stosunku do M arion Da­ vis...

T ak czy inaczej rzecz jest zabaw na: Hurst i Karam zin, K aram zin o- w a i Marion Davis, Puszkin — Chaplin.

N aw iasem m ów iąc, jest w iele w spólnego m iędzy C haplin em w ży­ ciu codziennym i Puszkinem , jak im go znamy.

Zaś co się tyczy k alejd oskop u pań w okół nich, to nie w iadom o, kto kogo przelicytuje. Zresztą, W asza hipoteza (przynajm n iej dla tego konturu film u, który zaczął się u m nie zarysow yw ać) m iała j e ­ szcze w iększe znaczenie.

I w tym m iejscu zw racam się do Was już z pytaniem . Czy nie tu tkw i rów nież sek ret całkow icie niezrozum iałej (przynajm n iej fü r uns Laien) nam iętności Puszkina do N atalii G onczarow ej? Przy­ n ajm n iej dla nas, «czytającej publiczności», która zna Puszkina ty lk o z w ydanych i ogólnie dostępn ych m ateriałów , «szaleństw o» tego całkow icie alogicznego i niczym niew ytłum aczalnego poryw u nam iętności jest zupełną zagadką.

(7)

Ś W IA D E C T W A 170

tego. O czywiście, jeśli uznam y chociażby za cząstkow ą praw dę «w yżej w spom niane» teoretyczn e założenie w ied eń skieg o p rofeso­ ra o poszukiw aniach Ersatz’u n iedostępn ej ukochan ej...

N atalie ja k o «form alny» Ersatz K aram zinow ej.

I teraz do Was ja k o badacza i pisarza (tj. bardziej sw obodnego w dom ysłach) pytan ie: jeśli to m ożliw e, to d z i ę k i c z e m u , d z i ę k i j a k i m c e c h o m N atalie m ogła zostać takim E r- satz’em?

Sam iście nasunęli m yśl — zech ciejcie sam i odpow iedzieć.

Że nam iętność do N atalie jest m im o w szystko czym ś przeb ieg ają­

cym poza uw zględnianiem realn ego stanu rzeczy i obiektyw n ych danych, nie w różących pom yślności, w y d aje mi się oczyw iste. (Na­ w et pierścień zaręczynow y, padając pod nogi, stara się w ostatniej chw ili opam iętać szaleńca).

G dzież są te przesłanki praw ie odruchow ego przen iesien ia n am ięt­ ności z jed n ej na inną w ja k ie jś w idocznie iluzorycznej pew ności i prześw iadczeniu, że w reszcie został znaleziony d oskon ały Ersatz? T he discrepancy tej pew ności z led w ie m glistą św iadom ością om ył­ ki to praw dziw y osobiście tragiczny m ateriał człow ieka, szam ocą­ cego się w e władzy odczuć deren er nicht H err w erden kann! (Um es ganz w issen schaftlich auszudrucken muss m an ’s deutsch n ied er­ legen).

Stosunki K aram zinow a — A leksan der I — o tym Wy w arty ku le zd aje się nie pisaliście: nie m ogę spraw dzić, nie m am go pod r ę ­ ką, — i d alej stosunki N atalie — M ikołaj I też bardzo ciekaw ie sp latają te dw a k o b iece obrazy praw ie hoffm an ow ską tragicznością z tą — czym ś (czym?) przypom inającą żywą — lalką (Olimpią?), chytrze podsuniętą przez złow ieszczego zbrodniarza łatw ow iernem u poecie.

T ak czy inaczej Wasz punkt w idzenia szalenie m nie zafascynow ał. N aukow a praw dziw ość i jeg o historyczna w iarygodność zupełnie m nie nie n iepokoiły.

Z achw ycało w ew nętrzne praw dopodobień stw o.

I jeż eli Wy w zorem J o y c e ’a zakoń czylibyście sw ój artyku ł tak ja k on koń czy jed en z najdłuższych rozdziałów «Ulissesa» (scena w bi­ b liotece publicznej), gdzie n iezbicie udow adnia, że cała tw órczość S zekspira i osobliw ości jeg o poglądów w ypływ ają z fak tu pierw sze­ go jeg o zw iązku ze znacznie bard ziej dorosłą, podeszłą k o b ietą

(8)

171 Ś W IA D E C T W A

(oyez oyez!), — D edalus m ów i w prost o zgw ałceniu m łodzieniaszka przez podstarzałą dam ą: a p otem na pytan ie postaw ione D edaluso- wi: «А wy sami w to w ierzy cie?», czarująco odpow iada ustam i sw ego b oh atera: „N aturalnie, że n ie” (w szystkie rozw ażania są w spaniale w ytrzym ane w pow ażnych à s’y m épren dre ton ach, pa­ rodia sporów szekspirologów ) — oto i dla scenariusza o Puszkinie, jak im on rysu je się m i do te j pory, nic bardziej uroczego nie m o­ żna znaleźć!

N astępnym k rok iem dla W as b y łob y napisać o pracy nad scenariu­ szem.

A le tu taj zdarzyła się rzecz najsm utniejsza: okazało się, że tec h ­ nicznie na razie i m yśleć naw et nie m ożem y o kolorow y m film ie o tak iej techn iczn ej g iętkości i ta k iej doskonałości, bez k tó rej w ła­ zić w ta k ie pom ysły b y łob y bezsensow ne i naganne.

P ow stał potem Iw an Groźny. P otem — w ojna.

P ersp ekty w a kolorow ego film u ja k na razie nie jest bliska.

Mam nadzieję, że nasi przyw ódcy dom yślą się na drodze ogólnego zbliżenia się z potężnym sąsiadem — A m ery ką (jeśli uw ażać C ieś­ ninę B erin ga za m ożliw ą do przejścia) ustanow ić z USA coś w ro­ dzaju «kolorow ej konw encji» w celu w ykorzystania ich tech n iki do naszych tem atów .

T ak czy inaczej (jeśli nie odstrasza W as ton i pobu dki m ego listu do Was) bardzo proszę «uważać W aszego Puszkina» w zrelacjon o­ w anym przekroju scenariuszow o «moim».

G roźny car jeszcze n ieszybko uw olni m nie ze sw ych o b jęć, ale trzeba m y śleć i o przyszłości. (Z tem atów w ojen n ych pociąga m nie ty lk o ep icki tem at o W ojnie ja k o tak iej, koń czącej się szczególną «A pokalipsą» — p óki co dosyć m gliście).

A sw oją drogą, czy istn ieją chociażby alu zje do tego, co zam ierzał pisać Puszkin w sw oim «K urbskim », którego im ię, o ile rozum iem , fig u ru je w jeg o dram aturgicznych zam ierzeniach? A jeż eli nie m a danych, to być m oże m ożna dom yślać się, czym to m og łoby być? P rzedłu żen ie linii Sam ozw ańca? N apiętnow anie? P otępienie? W spół­ czucie? W ychw alanie?

Raz jeszcze z całego serca, już po prostu ja k o czytelnik, d zięku ję Wam. I jeśli W as nie bardzo m ęczy choroba, to czekam na k ilk a

(9)

Ś W IA D E C T W A 172

lin ijek od Was do nas, do d a lek iej A łm a-A ty, skąd chcą u ciekać całą duszą (chcę całą duszą, ale u ciekać m yślę czym ś bardziej do­ stosow anym do szy bkich przem ieszczeń).

1943 r.

Pozdrow ienia Szczerze Wcls kochający

S. Eisenstein

Cytaty

Powiązane dokumenty

dany prostokąt miał pole

9 § 1 k.k.w.16 Ponieważ jednak obrońca może repre­ zentować skazanego w postępowaniu przed sądem, przeto jest on uprawniony do wystąpienia do sądu w związku

Letter to Editor. Jest to istotne w szczególności wobec szerzenia strachu przez środki masowego przekazu, co zwiększa występowanie zespołów lękowych. Wobec

wanej książki w połączeniu z intrygującym tytułem, a przede wszystkim postacią jej bohatera, Romana Nikołaja Maksymiliana von Ungern-Sternberga (1885-1921) -

wym w swojej dziedzinie, ekspertem w Krajowej Izbie Gospodarki Morskiej, a przede wszystkim praktykiem ma- jącym w dorobku ponad kilkadziesiąt bardzo skomplikowanych wyburzeń.

De traditionele situatie is een situatie met evenveel containers als in de te ontwerpen situatie maar zonder gebruik te maken van nieuwe (minder energie

Jest to złożony problem, ponieważ inaczej jest, kiedy z pacjentem nie ma kontaktu i to lekarz z rodziną decydują o zakresie terapii, a inaczej, kiedy chory jest świadomy swojego

Naukowy Przegląd Dziennikarski 2/2019 Journalism Research Review Quarterly.. 62 Rola telewizji