• Nie Znaleziono Wyników

Jak żyć w "świecie teoretycznym"?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jak żyć w "świecie teoretycznym"?"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Edward Balcerzan

Jak żyć w "świecie teoretycznym"?

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1 (37), 108-114

(2)

Ill ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 108

p o d a n ą bibliograficznym sposobem, idąc dalej — bazę bibliograficzną dla badań interpretacyjnych i do bardziej szczegółowych opracowań. Pozostaje na koniec wyrazić wielkie ubolewanie, że wydawcy, tj. Biblio-tece Narodowej, nie starczyło wyobraźni (bo nie śmiem przypuszczać, że — właściwej oceny dzieła) i książkę tę, najbardziej użyteczną i użyt-kową, wydała w miękkiej, broszurowej oprawie, skazując ją na zaczyta-nie — jak przewiduję — w bardzo szybkim czasie.

styczeń 1995 Beata Dorosz

Jak żyć w „świecie teoretycznym"?

W ogłoszonym w 1992 r. artykule O kłopotach

ba-dacza literatury rosyjskiej XX wieku uwag kilka. Bogusław Żyłko

zwra-cał uwagę na szczególny owych kłopotów charakter — wieloletnią radziecką (ideologiczną, polityczną, także policyjną) blokadę najzu-pełniej podstawowych informacji, nieodzownych dla nauki. Był to je-den z wielu wówczas głosów w kwestii „białych plam"; jednocześnie we wspomnianym artykule uwyraźniał się pewien rys charakterysty-czny naukowego temperamentu Żyłki, a mianowicie skłonność do postrzegania historii kultury jako dyscypliny bezustannie maskującej swoje prawdziwe oblicze, pełnej napięć i antagonizmów, przeoczeń i jawnych kłamstw. To samo określa charakter (styl, aurę) najnowszej książki Bogusława Żyłki (poświęconej dziełom Michaiła Bachtina1);

obserwujemy tu ten sam dramat nieufności, tropienie konfliktów, na-stawienie na różnice raczej niż na podobieństwa analizowanych zjawisk. Żyłko opowiada się za perspektywą ergocentryczną (s. 33). Nie chce porządkowania, które miałoby się ograniczyć do „szufladkowania" (s. 17). Sprowadzając myśl autora Poetyki Dostojewskiego do świa-domości kolektywnej (formalistycznej, marksistowskiej, struktura-listycznej czy hermeneutycznej), roztapiając wielką indywidualność w bezimienności, niszczymy — twierdzi badacz — najcenniejszą war-tość humanistyki: osobowość.

Tak jak Bachtin chciał widzieć „Dostojewskiego w Dostojewskim", tak Żyłko poszukuje „Bachtina w Bachtinie". Oto powody, dla któ-rych materiałem faworyzowanym staje się w rozprawie Żyłki walka

(3)

postaw: spór Bachtina z lingwistyką Ferdynanda de Saussurre'a, ze szkołą Vosslera, z rosyjską szkołą formalną, z psychologizmem, z freudyzmem (a także, dodajmy, ukryty w Bachtinowej wizji dialogu międzyludzkiego jako istoty kultury — spór z marksistowsko-lenino-wską teorią nadbudowy jako instrumentu w walce klas).

Nawiązując do świadectw recepcji Bachtina Żyłko znajduje raz po raz bliskie sobie sądy czy sugestie (np. we wspomnieniach Boczaro-wa, s. 226, przypis 3). A przecież największą satysfakcję sprawiają mu poglądy poprzedników, które można podważyć; tezy, które pobudza-ją do sporu (polemizuje z Todorovem, Kristevą, W. Iwanowem, Wie-rzbicką, Gasparowem). Polemika to dla Żyłki retoryka poznania; więcej — metoda poznania.

W całej rozprawie toczy się wewnętrzny dialog (Żyłki z Żyłką) na te-mat: jak nazwać najtrafniej przedmiot badań i co ma być owych ba-dań ostatecznym rezultatem. Powiedzieć, że chodzi o „dzieło Bachtina", to za mało, zwłaszcza iż nie zostały do końca wyjaśnione kwestie autorstwa oraz współautorstwa prac sygnowanych nazwiska-mi Wołoszynowa i Miedwiediewa (s. 12-15). Przednazwiska-miot badań bywa tu określany rozmaicie: jako „motywy przewodnie" (s. 37), „poglądy Bachtina" (s. 104), „koncepcja Bachtina" (s. 171), Bachtinowy „projekt humanistyki" (s. 187), który, co Żyłko podkreśla, nie jest za-mkniętym systemem, gdyż „wypowiedzi Bachtina nie są jednoznacz-ne (...) i są otwarte na różjednoznacz-ne interpretacje" (s. 56).

Autor unika konsekwentnie słowa „system", chyba że ma na myśli „system" problematyczny, ujęty w cudzysłów (s. 161). Raczej już: „la-birynt pojęciowy" (s. 163); albo — „niezbyt przejrzysty układ relacji" (s. 171). To zróżnicowanie określeń, odnoszących się do przedmiotu rekonstrukcji, nie jest ani strategią uników, ani też próbą urozmaice-nia stylu, lecz wyrazem postawy metodologicznej badacza. Obraz Ba-chtina w pracy Żyłki „chce być" obrazem dynamicznym (jak życie), a zarazem określonym poprzez najważniejsze dążenia i cele (jak kul-tura); ów obraz zostaje upodobniony do „czynu", tak jak kategorię tę rozumiał Bachtin (s. 41-62). „Antynomię kultury i życia można przezwyciężyć jedynie na gruncie czynu — tak dałoby się w skrócie określić najważniejsze przeświadczenie Bachtina" — pisze Żyłko (s. 67) i identycznie, dodajmy, można określić podstawowy cel wysiłku autora zajmującej nas pracy.

Żyłko proponuje spojrzenie na Bachtina jako na filozofa i filologa (słusznie polemizując z tymi egzegetami, dla których filologia

(4)

Bach-Ill ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 110

tina, a więc wiedza o języku i literaturze, miałaby być zaledwie pre-tekstem do wypowiedzi filozoficznych). Nie, powiada Żyłko, w dziele Bachtina „wątek filozoficzny i filologiczny nie istnieją (...) oddziel-nie", między obiema orientacjami panuje równowaga, a nawet więcej — „symbioza filologii i filozofii" (s. 27). W rzeczy samej: filozofia i filologia to pojęcia tak bardzo ogólne, że — nie mogą stać się zdradliwymi „szufladkami"... Pozwalają natomiast zadawać dziełu Bachtina pytania uniwersalne, ułatwiają ucieczkę przed interpreta-cjami stronniczymi. Najważniejszym — i najbardziej spektakularnym — uzasadnieniem tej symbiozy jest Bachtinowa koncepcja człowieka jako „istoty wytwarzającej teksty" (s. 28, to samo na s. 70). W tej

zna-komitej formule znajduje Żyłko możliwość zarysowania dwu per-spektyw:

— od filozofii czynu do filozofii języka,

— od filozofii czynu (poprzez filozofię języka) do filozofii literatury. Badacz chce odizolować Bachtina od formalizmu i strukturalizmu: niekiedy w tych usiłowaniach przesadza; w nastawieniu na różnice zacierają ^ię (ewidentne) podobieństwa. Odwołania do deklaracji Bachtina nie wydają się argumentami nie do podważenia. Między deklaracjami uczonego a immanentną treścią jego dzieł zachodzi niekiedy taka sama różnica, jak — wedle Bachtina — między pozor-ną nieraz walką kierunków literackich, a rzeczywistą, głęboką koeg-zystencją gatunków (s. 180-181). Niezależnie od tego, jak malowniczo odcinali się od formalistów Bachtin czy Ingarden (odwo-łania do Ingardena są w pracy Żyłki bardzo przenikliwe!), nie da się zaprzeczyć, że i formaliści, i Bachtin, i Ingarden opowiadali się za antypsychologizmem i antybiografizmem. To były ich „miejsca wspól-ne".

Bachtin a formalizm. Antybiografizm Bachtina Żyłko pozostawia bez komentarza, choć problem ten wymaga wyjaśnienia. Jak — na gruncie zdrowego rozsądku — pogodzić antybiografizm z antropo-centryzmem (s. 153)? To podstawowy dylemat „bachtinologii". We-dle Bachtina literackość ma uobecniać się „w szczególnym widzeniu człowieka przez innego człowieka, bohatera przez autora" (s. 160). A zarazem ów „człowiek" to nie żywy człowiek, lecz forma („twórca manifestuje się poprzez formę", s. 159). Forma lub słowo. Wszak sło-wo autora o bohaterze to słosło-wo o słowie. Mamy prasło-wo zapytać, czy żarliwy humanizm Bachtina nie jest — wbrew jego oświadczeniom — pogodzony z formalizmem? Bachtin upomina się o człowieka

(5)

w dziele literackim — uporczywie personifikując tekst (formę, sło-wo). Różni się od formalistów nie dlatego, że inaczej widzi człowie-ka, lecz dlatego, że inaczej rozumie i przeżywa formę. A od formy „uciec" nie potrafi; nie chce.

Nie różni się Bachtin od formalistów (oraz Ingardena) także w eks-ponowaniu teleologicznej (intencjonalnej) perspektywy dzieła. Wszak cytowane przez Żyłkę twierdzenie Bachtina, iż „formy kom-pozycyjne powinno się oceniać z punktu widzenia ich celowości" (s. 173), jest powtórzenien niemal słowo w słowo formalistycznej de-finicji „chwytu"!

Bachtin a strukturalizm. Żyłko wiernie referuje etapy polemiki Ba-chtina z „teoretyzmem" de Saussure'a. Bachtin pisał, że w „świecie teoretycznym" — „nie można żyć" (s. 40), bo „teoretyzm" jest czymś „strasznym", stanowi symptom kryzysu humanistyki (s. 41), a nawet staje się w niej „siłą destrukcyjną" (s. 43). Badacz powinien poglądy te — czy emocje — poddać krytycznej rewizji. Trzeba zapytać: jak pogodzić etykę Bachtina, w której przyznaje się Innemu pełną suwe-renność, z ostentacyjną nietolerancją wobec tych Innych, którzy znaj-dują właśnie przyjemność w tworzeniu „światów teoretycznych" (gdy nie są to światy „brunatnego i czerwonego totalitaryzmu", s. 184, lecz specjalizacje wiedzy naukowej)? Istotą etyki Bachtina jest, powiada Żyłko, przekonanie, że w relacjach międzyludzkich panuje „zasadni-czo pozytywny charakter" (s. 221). Otóż, jeżeli tak jest w istocie, je-żeli wartością w życiu i w kulturze ma być czyn autentyczny (jak u Kierkegaarda), a dla niektórych ludzi czynem okazuje się myślenie teoretyczne, które Bachtin bezapelacyjnie potępia, to znaczy, że mię-dzy ideałami Bachtina a jego postępowaniem polemicznym rysuje się sprzeczność — typowa dla etyk utopijnych.

Rzecz w tym, iż Bachtin udaje, że odrzuca teorię języka de Saussu-re'a (koncepcję langue). W istocie, jak pokazuje sam Żyłko, ta teoria jest Bachtinowi potrzebna dla przeciwstawienia lingwistyce — „me-talingwistyki". Bez Saussure'owskiej lingwistyki nie byłoby Bachtino-wej metalingwistyki. Żyłko zbliża się w swojej pracy do takiej konkluzji. Powiada nagle (nie komentując zmiany perspektywy), iż wedle Bachtina — jednak! — „wiedza teoretyczna jest prawomocna i usprawiedliwiona", co prawda jako coś gorszego niż inkarnacja, ja-ko „służebny m o m e n t " (s. 55). Jest potrzebna — tak jak „prawdzie" potrzebna jest istina (s. 56). Lecz skoro tak, czy nadal wolno ją loko-wać w świecie, w którym „nie można żyć"? Tej sprzeczności Żyłko

(6)

Ill ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 112

nie wyjaśnia, nie stawia kropki nad „i" (musiałby bowiem zakwestio-nować oskarżenia „teoretyzmu" o „straszną" moc „destrukcyjną"). Żyłko zdecydowanie przeciwstawia się tym, którzy dostrzegają więź między Bachtinem a orientacją strukturalno-semiotyczną. A prze-cież niektóre idee Bachtina, przedstawiane jako jego innowacje, na-leżą do kluczowej tradycji semiotyki. Gdański slawista wielokrotnie np. podkreśla, iż istotą metalingwistyki Bachtina jest spojrzenie na „tekst (wypowiedź) w aspekcie jego autorstwa, adresata, intencji, re-lacji do innych tekstów" (s. 29, to samo na s. 130, 150). Otóż takie „spojrzenie na tekst" — precyzyjniej uporządkowane! — znają nie-mal na pamięć czytelnicy klasycznej w historii semiotyki pracy Mor-risa (semantyczny, pragmatyczny oraz syntaktyczny wymiar znaku). Żyłko przytacza sąd Bachtina, iż każda wypowiedź kończy się prze-kazaniem „głosu innemu, jak gdyby poprzez milczące dixi, które jest odbierane przez słuchaczy (czy znak), że mówiący skończył" (s. 83). Z podobną koncepcją w Polsce wystąpił w latach sześćdziesiątych Edward Csato: jego teoria „funkcji sygnalizacyjnej" odnosi się do mowy scenicznej (koniec kwestii wypowiadanej przez jednego aktora jest dla drugiego aktora sygnałem, iż teraz to on powinien wypowie-dzieć swoją kwestię; jak w znanej anegdocie tiepier ja). Zauważmy, szkic Csato (podobnie jak szkic Janusza Sławińskiego o funkcjach krytyki literackiej) był jedną z prób adaptacji schematu Romana Ja-kobsona do szczególnych postaci komunikacji międzyludzkiej. Tak oto z jawnie strukturalistycznego („lingwistycznego", semiotycznego) impulsu rodziły się koncepcje bliskie ideom Bachtina. Kolejny do-wód na to, iż oprócz różnic trzeba widzieć także podobieństwa mię-dzy ideami Bachtina i ideami szkół semiotyczno-strukturalnych. Druga moja wątpliwość dotyczy — niekorzystnej dla problemów lite-rackich — dysproporcji między rekonstrukcją filozofii języka a (na-zbyt skromnym) rozdziałem dotyczącym literatury. Pierwsze zdanie rozdziału trzeciego („Większość twierdzeń, jakie Bachtin sformuło-wał na temat wypowiedzi, zachowuje swoją ważność również w sto-sunku do dzieła literackiego, s. 150) jest na pewno prawdziwe, ale — powoduje zawężenie pola obserwacji. Poszukując ciągu analogii mię-dzy Bachtinową filozofią życia a filozofią słowa, Żyłko pominął kilka ważnych zagadnień, które ukazują wielkość Bachtina jako historyka literatury (twórcy nośnych koncepcji, związanych z procesem histo-rycznoliterackim). Mam na myśli jego ideę rozwoju sztuki narracyj-nej w dwóch porządkach: retoryczno-epopeicznym, który prowadzi

(7)

do powieści homofonicznej, oraz karnawałowym, który z kolei, w po-staci „zredukowanej", wyraża się w powieści polifonicznej. Dlaczego Żyłko nie komentuje, ba: nie zauważa tego podziału? W przypisie 26 na stronie 206 czytamy, iż teoria dialogiczności cudzego słowa od-nosi się do „całego tekstu powieściowego". Ta konstatacja jest myląca — do „całego", ale nie do każdego — nastawienie na cudze słowo odnosi się jedynie do skarnawalizowanej, polifonicznej odmiany ga-tunku powieściowego.

Nie jest tak, iżby badacz Bachtina celowo upraszczał jego idee. Żyłko ma świadomość komplikacji — wynikających zarówno z metodolo-gicznego „poliglotyzmu" Bachtina (s. 17), jak i z upodobań rosyjskie-go myśliciela do wyrażeń metaforycznych. Powiada, iż „język Bachtina charakteryzuje się silnym piętnem osobniczym", jest „boga-ty, giętki, obfitujący w trudne (czasami wręcz nieprzetłumaczalne) zestawienia słowne, śmiałe metafory i porównania" (s. 33).

0 języku Żyłki tego powiedzieć nie można.

Owszem, chętnie cytuje Bachtina, z niektórych zdań — umieszcza-nych w odpowiednim kontekście — wydobywa energię aforyzmu (np. „Żyję w świecie cudzych słów", s. 124; „Sensem dla mnie jest odpowiedź na pytanie. To, co nie odpowiada na żadne pytanie, jest pozbawione dla mnie sensu", s. 99. „Nie ma niczego absolutnie mar-twego: każdy sens będzie miał swoje święto zmartwychwstania", s. 184). Żyłko nie tworzy własnych metafor (co wydaje się słuszne — metafory o metaforach zrodziłyby... poemat dekonstrukcjonistycz-ny). Nieraz korzysta z obiegowej frazeologii, posługuje się takimi wyrażeniami, jak np. przechodzić „czerwoną nicią" (s. 36), być „ka-mieniem węgielnym" lub „Archimedesowym punktem oparcia" (s. 44), skupiać się „jak w soczewce" (s. 44-45). Nierzadko właśnie Rosjanie tak piszą (bez skrępowania) i komuś oczytanemu w ich te-kstach może się to wydawać przezroczystą normą. Nie warto w tym akurat względzie naśladować Rosjan. Banalna frazeologia staje się formą (niechcianych przez Żyłkę) „szufladek"-schematów.

Próba zdyscyplinowania „poliglotyzmu" Bachtina udaje się Żyłce w poglądowych diagramach (s. 95-96, 133, 137, 164, 172); pewien ład bywa tu osiągany poprzez enumerację (s. 194), utrwalany dzięki pow-tórzeniom (s. 54 i 66, s. 135 i 185) lub za pomocą przeciwstawień w rodzaju: „znaczenie i sens", „słowo i ocena", „gatunki prymarne 1 wtórne".

(8)

za-Ill ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 114

pewne także niechęć do statycznej „matematyzacji" języka, powodu-ją, że raz po raz wykład Żyłki traci jednoznaczność. Dzieje się tak wtedy, gdy pojawiają się refleksje metajęzykowe — odnoszące się do terminów, które sprawiają kłopoty tłumaczom (nie tylko Żyłce), takich jak priednachodimost' („preegzystencja"? s. 161), zawierszenije (Żyłko przytacza aż dziewięć prób spolszczenia tego terminu: s. 157; najbardziej udanym odpowiednikiem jest, moim zdaniem, „zwień-czenie"), nieraz — a trudno to nazwać sukcesem! — rosyjskie ter-miny zastępuje zapożyczeniami z języków obcych („egzotopia" i Einfühlung s. 191) lub przyznaje się, że co prawda zna semantyczne odpowiedniki terminów Bachtina, ale nie potrafi po polsku zapropo-nować podobnie dowcipnej i sugestywnej gry słów (jak np. dannoje

isozdannoje, s. 110). Refleksje dotyczące kłopotów

terminologicz-nych nie są tu jedynie dygresjami. Mają pewien docelowy sens. Po pierwsze, każą czytelnikowi obcować nie tylko z poglądami, ale i z osobliwościami pisarstwa Bachtina. Po drugie, refleksje te przygoto-wują — i uwiarygodniają — epilog, w którym nie zaskakuje postulat „drobiazgowej i wszechstronnej analizy słownika filozoficzno-nauko-wego rosyjskiego humanisty" (s. 197).

Książka Bogusława Żyłki nie jest monografią, lecz rekonstrukcją pewnego nurtu w dorobku Bachtina. Jeżeli Żyłko w przyszłości za-bierze się do monografii (cokolwiek słowo to dziś mogłoby ozna-czać), będzie ona (miejmy nadzieję) mniej wyznawcza, napisana z większym dystansem wobec wielkiego Rosjanina, bardziej panora-miczna i wieloaspektowa.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mechanizm leżący u  podstaw podwyższonego ciśnienia tętniczego u  osób z  pierwotnym chrapaniem nie jest w pełni wyjaśniony, ale może mieć związek ze zwiększoną

Ten proces już trwa, ja reprezentuję instytucję, która jest dość zaawansowana w temacie troski o zrównoważony rozwój dzięki współpracy z między- narodową

uzależnień. Pojawiają się prace, które nie tylko poszerzają wiedzę na temat choroby alkoholowej. Pomagają także w przełamywaniu.. stereotypów poznawczych

należy jednak rozwinąć ten wątek i stwierdzić, że w przypadku gdy przyrzekający jest stroną stosunku prawnego, biorąc pod uwagę to, że nawet w przypadku niewykonania

Na drzewach pojawiają się liście Wracają ptaki, które odleciały na zimę.. A

Jeśli będziesz je powtarzać kilkakrotnie, w odstępach czasu – parę dni czy nawet miesięcy, przekonasz się, że dostarczy Ci nowych wrażeń i przeżyć, a życie Twoje stanie

W instytucjach, w których kompetencje uczestników instytucji są równorzędne z wymaganymi kompetencjami uczestników projektu, powinny być stosowane formy

Strona ta w pewien sposób kumuluje wiedzę ze wszystkich źródeł, na które składają się nie tylko książki, lecz także filmy i wywiady z Rowling, dzięki czemu