• Nie Znaleziono Wyników

Walka w Polsce o stosunek Kościoła do państwa : (od r. 1434 - 1440) / przez Walentego Mikrota.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Walka w Polsce o stosunek Kościoła do państwa : (od r. 1434 - 1440) / przez Walentego Mikrota."

Copied!
84
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

m j : n

WALKA W POLSCE

O STOSUNEK KOŚCIOŁA DO OiSSTWl

(od r. 1434 do 1440) i

PRZEZ

WALENTEGO MIKROTA.

W KRAKOWIE.

Nakładem Wydawnictwa „Przeglądu Akademickiego".

CZCIONKAMI DRUKARNI ZWIĄZKOWEJ pod zarządem A. Szyjewskiego.

1881.

(6)

Wyłączono z zasobu dubletóiu Bibl. Jagieł).

(7)

Wspomnienie pośmiertne.

Kiedy umrze człowiek, który długi swój żywot poświęcił Ojczyźnie i ludzkości, społeczeństwo żegna go z żalem, ale z ża­

lem, który znajduje pociechę w jego dziełach, w blasku jego żywota. Lecz kiedy schodzi ze świata młodzieniec, który do­

wiódł, że Ojczyzna może w nim najpiękniejsze pokładać nadzieje, a nie miał czasu rozwinąć wszystkich sił swoich dla dobra tej Ojczyzny, to pozostaje zawsze dla społeczeństwa żal, nigdy i ni­

czym nieutulony. Późniejsze pokolenia, jeżeli imię jego zapisało się czymś pamiętnym, zawsze z przykrością odczytywać będą, że umarł w kwiecie życia.

Do takich młodzieńców, którzy po niedługim, ale zaszczyt­

nym życiu swoim zostawiają po sobie żal narodowi, z którego wyszli, należał ś. p. Walenty Mikrot, doktorand praw, aplikant przy Archiwum krajowym, członek zwyczajny Seminaryjum histo­

rycznego i prawa polskiego. Dnia 8 września 1880 r. odprowa­

dziliśmy zwłoki jego na miejsce wiecznego spoczynku. Ubogiej trumnie towarzyszył nieliczny orszak, ale dający wyobrażenie

0 wartości tego, któremu oddawał ostatnią usługę: prezes Aka- demiji Umiejętności Dr. Majer, Prof. Szujski, Smolka, Zakrzew­

ski i inni znani i zasłużeni krajowi mężowie postępowali za zwło­

kami, a na ich twarzach znać było żal, z jakim żegnali zmarłego.

Nad grobem przemówił Dr. Mycielski w krótkich, ale pięknych

1 zasłużonych przez zmarłego słowach. Niemą swoją żałobą przedstawiał ten pogrzeb widok prawdziwie wzruszający serce:

ni ojca, ni matki, nikogo, ktoby serdeczną łzę uronił nad mo­

giłą, ktoby zapamiętał, gdzie ona jest, ktoby potym nad nią kwiat zasiał i nad nią się pomodlił.

Dużo się mówi i pisze o ludziach, którzy pochodząc z ni­

skiego rodu, sami sobie zawdzięczając wszystko, dochodzą w końcu przez żelazną pracę i niezachwianą pilność do tego, że stają się

Przegląd Akademicki.

(8)

chlubą swojego narodu, ale któż zdoła wypowiedzieć, jakie tortury, męki nieopisane towarzyszą tej żelaznej pracy i nieza­

chwianej pilności! Z pod słomianej strzechy wyszedł ś. p. Wa­

lenty Mikrot. Syn biednego wyrobnika wiejskiego, który zaledwie tyle mógł zapracować, aby od głodu ochronić swoją rodzinę, pchany niepojętą dla siebie żądzą nauki, dziwnymi sposobami dostaje się do szkół w pobliskim mieście Rzeszowie. Pozostawiony sam sobie, bez najmniejszej pomocy rodziców, musi życiem, pła­

cić za suchy kawałek chleba i wilgotny kąt, w którym stoi mała skrzynka z książkami i zarazem służy mu za miejsce nauki i snu.

Tak krwią swoją, życiem opłaca ten naukę, kto lekcyjami musi ją opłacać. Ś. p. Mikrot pracuje miesiąc po godzinie dzien­

nie, aby na pierwszego, jeżeli jeszcze chce się chlebodawcy re­

gularnie wypłacić, otrzymać 50 centów. Ileż takich lekcyj trzeba odbyć dziennie, aby mieć co do ust włożyć i czym się przy­

odziać! Z każdym rokiem lepiej, ale i tak przez ośm lat gimna­

zjalnych przygniata nędza, przez ośm lat pracuje się 18 godzin dziennie, przez ośm lat nie zna się przechadzki, nie zna się żadnej przyjemności, prócz tej, jaką daje nauka i pochwały na­

uczycieli. Szlachetna na wskroś dusza nikogo nie śmie prosić

o pomoc, w ostatnim dopiero roku udziela Wydział krajowy jednorazowego wsparcia. Z najchlubniejszym, jakie może być świadectwem, przybywa się na uniwersytet, ale i tu biednemu wieje wiatr w oczy. Wreszcie uwzględniają szlachetni i zacni ludzie pracę i naukę, dają chleb do ust niestety zapóźno:

siły potargane, zbliżający się koniec życia da się niemal na se­

kundy obliczyć. I dziś kryje zimna mogiła zwłoki tego, który był niedawno chlubą młodzieży, nadzieją kraju.

Ale bo jakaż myśl przewodniczyła w życiu ś. p. Mikrota?

„Nie na to zrzuciliśmy wiejskie siermięgi, a wdzialiśmy miejskie szaty, abyśmy żyli pocóż ta zmiana, jeżeli chodzi tylko o we- getacyją?“ Takie było zdanie ś. p. Mikrota, kiedy jeszcze był chłopięciem i temu zdaniu pozostał wiernym do śmierci. Krwawo zapracowany grosz służył mu nietylko na podtrzymanie życia, ale także dla rozszerzenia wiedzy przez zakupywanie najpoży­

teczniejszych książek. Wszystko, co najpiękniejszego i najuż}-- teczniejszego posiada literatura świata, wszystko jeszcze w gim- nazyjum musiało być przeczytane i rozważone, z czego wybu-

(9)

dowal się potężny gmach wiedzy. Umysł jednakże nie zamącił się żadną fałszywą doktryną, serce nie zwalało się żadnym nikczem­

nym uczuciem, tylko szlachetna chęć służenia godnie swojemu krajowi i narodowi przewodniczyła mu we wszystkim. To też przed dwoma laty tak przemawia ś. p. Mikrot do prof. Dr. Szuj­

skiego w imieniu jego słuchaczy, na uczczenie dziesięcioletniej rocznicy założenia katedry historyi polskiej: „Szczęśliwi nazwać się musimy, że Opatrzność dała nam Ciebie za przewodnika, abyś nam wskazywał, jak mamy pojmować zawód nasz. do któ­

rego się sposobimy, byśmy godnie odpowiedzieli obowiązkom, jakie mamy względem nas samych i względem narodu naszego, ucząc nas, że służba ojczyźnie, to twarda służba Bogu, bo służba w pracy i poświęceniu. My uczniowie Twoi głęboko rozumiemy szlachetne Twe usi|owania, a pod hasłem, które przewodniczyło Tobie w zasłużonym Twym życiu i my służyć chcemy oj­

czyźnie naszej, na jakimkolwiek Opatrzność postawi nas stano­

wisku, pod hasłem wielkim, świętym, bo bożym: Et veritas liberabit vos!“

Chłopieć wiejski niezaszczytne wyobrażenia wynosi o Oj­

czyźnie ze swojego domu, brzmią mu wiecznie w uszach opowia­

dania ojca o gwałtach i nadużyciach pańszczyzny, przesiąka nie­

nawiścią prawie do tego, co rości sobie pretensyją do szlachectwa.

Ale kiedy ten chłopiec szlachetną jest naturą, kiedy umysł jego rozświeci się nauką, spostrzeże niebawem, że sprawiedliwym mu być wypada; budzi się refleksyja, chęć poznania spraw ojczystych i to, co za tym idzie, miłość dla swojego kraju, miłość potężna, jak gdyby pragnąca nagrodzić za swoje pierwotne obałamucenie i obałamucenie swoich rodziców i tych wszystkich, z których grona się wyszło. To też już w pierwszych klasach gimnazyjalnych stały się dzieje ojczyste głównym przedmiotem pracy dla ś. p.

Mikrota, Księgi „Dziejów Polski" prof. Szujskiego już wtedy były najulubieńszymi książkami jego. Długo w noc przesiadywał nad nimi, czytał i uczył się na pamięć. Łatwo sobie wyobrazić, z jakim zapałem udawał się do Krakowa, gdzie miał zastać swo­

jego Mistrza, od lat chłopięcych kochanego. Przybywszy na uni­

wersytet, spostrzegł wkrótce bystrym swoim umysłem, że dziejów nie można traktować bez znajomości prawa, obok tedy historyji ulubionej, zajął się i nauką prawa. Jak na tym ostatnim polu

1*

(10)

pracował, świadczy rygorozum, które mimo choroby, już w ostat­

nich chwilach zdał tak świetnie. Jak pracował nadal nad historyją, świadczy o tym miłość, przychylność i uznanie, jakie sobie zjednał ze strony profesorów, świadczą liczne nagrody z fundacyji ks.

Wład. Czartoryskiego i seminaryjum historycznego, rozprawy, drukowane w „Przeglądzie polskim" i w Albumie młodzieży polskiej na uczczenie Kraszewskiego.

Oto szereg prac jego:

1) Walka w Polsce o stosunek Kościoła do Państwa od r. 1434—1446. (praca dla seminaryjum historycznego).1)

2) Mikołaj Kornicz Siestrzeniec.

3) Jadwiga z Książa (Przegl. poi.)

4) Stosunek Kościoła do państwa za pierwszych Jagiello­

nów (praca konkurs.)

5) Uporządkowanie kalendarza kapitulnego krakowskiego (praca konkurs.)

6) Włodko z Domaborza, kasztelan krakowski (Album młodz.) Z jak wielkim nakładem sił, z jaką sumiennością prace te

wykonane, mogą osądzić inni, których znajomość rzeczy do tego upoważnia.

Jako kolega, zawsze był gotowym do niesienia pomocy drugim, służył chętnie radą i nauką, był wzorem młodzieńca, pojmującego zdrowym rozumem świat i swoje obowiązki, każda myśl szlachetna zapalała go do czynu, tak, jak odpychała każda lekkomyślna; w takich razach nie szczędził ostrej krytyki, a miał do tego prawo, bo mógł o sobie powiedzieć, jak przemówił nad jego grobem Dr. Mycielski: „Róbcie tak, jak ja“.

Taki to wzór pracowitości, wytrwałości, szlachetności, kole­

żeństwa utraciliśmy z pośród nas, lecz pamięć o nim powinna pozostać na zawsze. Jeżeli życie było mu ciężkie, niech ziemia przynajmniej będzie mu lekka — cześć jego popiołom!

S. M.

4

■) Jest to część I. pracy, którą autor założył sobie na większe roz­

miary pod tytułem: „Stosunki wewnętrzne Polski za Władysława Warneń­

czyka", którą jednak przerwała przedwczesna jego śmierć.

(11)

W A L K A W P O L S C E

O STOSUNEK KOŚCIOŁA DO PAŃSTWA

(od r. 1434—1440)

przez

WALENTEGO MIKROTA. >j

W s t ę p .

Polska ochłonęła z żałoby po śmierci pierwszego z Jagiel­

lonów. We wszystkich ziemiach zapanował spokój i cisza po­

wszechna, zdawało się, że młodzieńczy Władysław spokojniej wstąpi na tron po ojcu, jak którykolwiek z piastowskich książąt.

Oświadczana przychylność od lat wielu ku nowej dynastyji, za­

pewnienie przysięgami ziem, rodów, miast i całej szlachty, na­

stępstwa na tron jednemu z synów Jagiełły, świadczyć się zda­

wały, że cały naród wzorowo odznacza się wiernością ku nowej dynastyji, i że nikt się chyba nie znajdzie, któryby podnosił zarzuty przeciwko wyborowi młodego Jagiellona.

W samym wewnętrznym ustroju państwa przez zmianę tronu nic się istotnie nie zmieniło. Posady wielkich urzędników tak świeckich, jak i duchownych pozostały w tych samych rę­

kach, £0 i za poprzednich rządów. Administracyja kraju przyjęła już zwyczaj dziedziczny w pewnych familiach i rodach. W możno- władczej Wielkopolsee zasiadają na dostojeństwach Tęczyńscy, Tarnowscy, Oleśniccy, Koziegłowscy i t. p., w Małopolsce rody:

Nałęcz, Odrowąż wydają najwięcej ze siebie dostojników. Ale pod

*) Praeę tę zawdzięczamy uprzejmości dyrektora seminaryjum histo­

rycznego, prof. Smolki, który ją pozwolił przepisać z rękopisu autora, znaj­

dującego się w aktach seminaryjum (patrz przypisek w życiorysie autora na str. 98).

(12)

6

tą zgodą pozorną kryło się wielkie rozdwojenie, które w krótkim czasie wyprowadza naprzeciwko sobie dwa stronnictwa. Bóżnica, która między nimi na jaw wyjdzie, istnieje od dawna; bierze ona początek w średniowiecznym ustroju państwa i nierównym rozkładzie ciężarów publicznych na pojedyncze stany, które u klas uciśnionych wywołać musi dążenie do zmiany. Tak było i w Pol­

sce XV. wieku; po śmierci Władysława Jagiełły stopniowo roz­

począł się ruch umysłów, który wznosząc się z nieznacznych anarchicznych początków, wnikał coraz głębiej w życie narodu.

rW ziemiach pogranicznych Szlązka, gdzie wskutek walk hussy- ckich najwięcej się zebrało anarchicznych żywiołów, już w kilka miesięcy po śmierci Jagiełły Mikołaj Kornicz Siestrzeniee z Ja- roszowa, dzierżyciel królewskiego zamku Będzina, rozpoczął na­

pady i niepokoje. Siestrzeniee w roku 1421 obznajmiony z ta­

jemnymi a ważnymi zamiarami Jagiełły, posłował do Prażan, a poselstwo jego miało na celu pojednanie między sobą stron­

nictw czeskich i pogodzenie ich z kościołem.Ł) Tenże Siestrzeniee posłował w tym czasie do Jana, księcia raciborskiego, w sprawie uwięzionych posłów czeskich, spieszących do Polski z Kutnej Hory i czas jakiś w więzieniu szlązkim przepędził. Zbliżenie się do Czech, zapoznanie z duchem i dążeniami hussytyzmu, wy­

warło niemały wpływ na Siestrzeńca. Przejął on się widocznie dążeniami skrajnych Taborytów, pałał niechęcią ku panującej hierarchiji i możnowładztwu, o czem świadczą procesa z możną rodziną Tęczyńskich i spór o naganę szlachectwa z Janem Gło­

waczem z Oleśnicy, marszałkiem królestwa.^Ze wszystkich zna­

nych osobistości tego czasu, Siestrzeniee przedstawia najwięcej szorstki typ polskiego hussyty. Najgłośniejsze jego ezyny, podjęte pod wpływem wspomnianego kierunku, przypadają na czasy rządów Władysława III. Już w kilka miesięcy po śmierci Ja­

giełły, Siestrzeniee zgromadziwszy trzystu zbrojnych,2) w której liczbie stu urodzonych szlachty się mieściło, najechał Sławków, dobra biskupa krakowskiego, i obciążony łupem, którego wartość powód w sądzie grodzkim na 4000 grzywien ocenił, umknął

ł) Caro Liber Caneellariae II. 1. L. VIII. p. 106 i L. VI. p. 105—106.

2) Wiadomość, podaną przez Długosza XIII. p. 538, 539 uzupełnia zapiska Heleel II. §. 2586, 2600.

(13)

7 -

do sąsiednich Moraw. Współczesny historyk, który łupieslri najazd ten Siestrzeńca opisał, opowiada, że uczynił go w porozumieniu i za namową niechętnych biskupowi, którzy innymi sposobami szkodzić mu nie mogąc, popchnęli awanturniczego rycerza do wyrządzania szkód w prywatnych dobrach Oleśnickiego. O ile owo podanie Długosza jest prawdziwym, odpowiedzieć niepodobna w braku innych dowodów. To jednak pewna, że Mikołaj Kornicz Siestrzeniec, o ile z aktów sądowych wnosić można, nie zosta­

wał w serdecznych stosunkach z przywódcami opozycyi, i że raczej zetknięcie się z ruchami hussyckimi na Szlązku i pod wpływem walk, których widownią były pograniczne ziemie, stra­

cił z uwagi codzienne obywatelskie zajęcia, podobnie jak Dobko Puchała i inni w rycerskim rzemiośle najazdów, obyczajem hus- syckim nie wahał się naruszać prawa i porządku. Lecz luźny ten napad awanturniczego hussyty, będący raczej wypływem sąsiedz­

kich stosunków dzierżyciela Będzina ku Hinczy ze Sarnowa, z któ­

rym już nieraz o jakieś spory przed sądem krakowskim stawał, nie miał donioślejszego znaczenia. Kuch umysłów z dążeniami jaśniej określonymi, wyszedł z Wielkopolski. Zanim jednak roz­

ważymy przyczyny, które ruch ten wywołały, cele, do których usiłowania jego zmierzały, poznajmy wybitniejszych przywódców opozycyi, którą nazywać będziemy szlachecką, a niektóre rysy charakteru tych mężów, niektóre nawet sprawy prywatne, które we walkach stronnictw, wysoko nawet politycznie rozwiniętych społeczeństw, niemałą odgrywają rolę. niejednego wielkiego wy­

padku stają się przyczyną i w Polsce oligarchicznej XV. wieku z żywą jeszcze tradycyją instytucyj rodowych (według których należący do tego samego klejnotu, popierali sprawę członków rodu nietylko w sądach, jako ręczyciele, i w procesach o naganę klejnotu), nie małego były znaczenia. Do naczelnych przy­

wódców opozycyji, należy przedewszystkim Abraham ze Zbąszy­

na, sędzia poznański, herbu Nałęcz, człowiek, którego prawość charakteru uznaje nawet tak surowy sędzia opozycyji, jak Dłu­

gosz. Jemu chyba jednemu zarzucić nie można, aby osobiste stosunki i familijne względy wywarły jakikolwiek wpływ na spo­

sób myślenia. Za panowanja Władysława Jagiełły Zbąski należał zapewnie do stronnictwa, sprzyjającego połączeniu Polski z Cze­

chami; poselstwo jego do Ohebu w r. 1431 wraz z Mikołajem

(14)

- 8 -

z Brzezia, synem marszałka, w chwili, kiedy niektórzy doktoro­

wie i rycerze husyccy okazali chęć zawiązania układów z soborem bazylejskim, świadczyć się zdaje, że Abraham Zbąski należał do stronnictwa, które wbrew usiłowaniom Zbigniewa Oleśnickiego

o sąsiednich słowiańskich Czechach zapomnieć nie chciało i po­

litykę Polski ku temu celowi zwrócić usiłowało. Zbąski wytwo­

rzył sobie o powołaniu Polski pojęcie, które podówczas podzielało wielu członków najznakomitszych jego rodu, jak Szamotulscy, że ich naród jest powołanym nietylko w bitwach zwyciężać teutonizm, ale i trwalsze zbierać tych zwycięstw owoce, Polsce wśród słowiańskiego świata zyskać takie stanowisko, jakie po ta­

kich czynach i ofiarach w walce z germanizmem jej się należało.

Abraham Zbąski, chociaż z możnego pochodził rodu, nie otrzymał za życia swego wyższego urzędu nad godność sędziego poznańskiego. Inni członkowie, rodu Nałęcz dochodzili w tym czasie do najwyższych zaszczytów, jakie w Polsce osiągnąć było można. Wojciech Malski posiadał urząd kasztelana łęczyckiego, szczycił się tytułem stolnika królowej, dzierżył w ręku swojim kilka starostw, w końcu otrzymał godność jeneralnego starosty wielkopolskiego. Wincenty z Szamotuł, z rodu Nałęczów, był podówczas kasztelanem międzyrzeckim, a w r. 1436 postąpił na godność starosty jeneralnego ruskiego. Dobrogost z Szamotuł piastował równocześnie godność kasztelana kaliskiego. Abraham Zbąski, któremu przeciwnicy przypisują niezwykłe zdolności w sprawach publicznych, niezwykły patryjotyzm, choć mógł sobie rościć prawo do łask królewskich i zaszczytów, nie otrzy­

mał innego urzędu nad godność sędziego, który to urząd był wprawdzie zaszczytnym, wymagał głębszej znajomości prawa, lecz nie stawiał go w rzędzie dostojników. ~0 patryjotyzmie i po­

ważaniu, jakiego Zbąski używał, świadczy jego czynny udział w sprawach publicznych, to też na każdym prawie akcie, po­

chodzącym z ostatnich lat panowania Jagiełły, spostrzegamy podpis sędziego poznańskiego. A nawet po śmierci Jagiełły, kiedy Abraham Zbąski stanął w opozycyji przeciw Zbigniewowi Oleśnickiemu, głos jego i rada wiele znaczyć musiały w narodzie, jeżeli wraz z Oleśnickim wysłanym został na zjazd w Kezmarku, na którym prowadzono układy z Zygmuntem Luksemburczykiem w sprawie ziemi spiskiej. Dlaczego ten mąż, bezwątpienia nie­

(15)

- 9

pospolity, pozostał całe życie w cieniu, nie dostąpił wyższego urzędu, łatwo odgadnąć, jeżeli Długosz nam powiada, a tak

o nim myśleć musiało całe stronnictwo Oleśnickiego, że był przeciwnikiem kościoła, przyjacielem myśli kussyekich w Polsce.

O ile Zbaski z przekonań religijnych był hussytą, z opowiadań Długosza z całą pewnością odpowiedzieć nie podobna, bo że w Zbąszynie ukrywał kaznodzieji hussyckich a tym samym ochraniał ich przed skutkami edyktu wieluńskiego, to czynił raczej z poczucia prawa i sprawiedliwości, jako nieprzyjaciel wszechwładztwa kościelnego, którego skutki dla społeczeństwa, jak się to później okaże, dokładnie rozumiał.

Obok Abrahama ze Zbąszyna najwybitniejsze miejsce wśród opozycyi zajmuje Spytek z Melsztyna, drugi syn bohatera tego imienia, poległego nad wodami Worskli. Jasiek i Spytek Mel- sztyńscy, którzy przy śmierci ojca byli jeszcze młodzieńcami, wzrastali pod opieką Jaśka z Tarnowa i matki własnej Elżbiety Woydeffy. Olbrzymia scheda ojcowska, liczne, bo prawie we wszystkich częściach Polski rozsiane włości, po nad którymi dominowały potężne grody Eabsztyna, Melsztyna i Książa *), obszerne łany ziemi samborskiej2) dodawały tej rodzinie, posia­

dającej może największą z fortun w Polsce, wielkiego znaczenia.

Pod względem osobistych przymiotów Spytek był niepo­

dobnym do żadnego z członków tego, domu, który nosił to imię.

Był on synem najzdolniejszego z polskich mężów stanu, który słynął jako wojownik i polityk, ojciec dwóch synów, którzy słyną z opieki uniwersytetu i hojnych uposażeń kościołów.

On tylko dumny i wyniosły magnat unosi się namiętnością aż do szaleństwa, choć z drugiej strony umie poznać oznaki zmieniającego się usposobienia publicznego i zręcznie wyzyskać je dla swoich celów.

Po śmierci ojca ani Spytek ani brat jego Jasiek za pano­

wania Władysława Jagiełły żadnego nie piastowali urzędu pu­

blicznego, chociaż znakomitość rodu, zasługi ojca do najwyższych upoważniały ich godności. „Potomkowie rodzin możnych nie osiągnęli ojcowskich zaszczytów11, pomimo, że to w możnowład-

‘) Helcel II. 2519.

2) Liske.

(16)

- 10 -

czej Polsce w młodym wieku osiągnie można było, jeżeli się miało za sobą dostojeństwo rodu, niezwykłą, fortunę i długi szereg przodków najwyższe dzierżących godności. Przy końcu rządów Władysława Jagiełły, nie tylko Melsztyńscy, ale prawie cała rodzina Leliwitów, clioć nader licznie rozrodzona, nie pia­

stuje żadnych dostojeństw, podczas*kiedy członkowie innych rodziń małopolskich dwa lub więcej dostojeństw posiadają w swym ręku. Tylko posunięty w lata Spytek z Tarnowa zasiada na urzędzie wojewody sandomierskiego; lecz gdy i jego w r. 1434 śmierć pozbawiła dostojeństwa, ani żaden z jego pięciu synów, ani żaden z Jarosławskich i Melsztyńskich nie piastował urzędu.

Czy polityka tej rodziny w ostatniej generacyi była przeciwną widokom Zbigniewa Oleśnickiego, który nie dopuszczał ich dla tego do urzędu, czy też potężna rodzina była zanadto dumną, by ubiegać się o godności zależne od łaski Oleśnickich, którym zuchwały Siestrzeniec nie wahał się naganiać szlachectwa, ro­

dziny nie magnackiej, ale nagle z pośród tłumów szlacheckich zdolnością i znaczeniem krakowskiego biskupa wyrosłej ? sta­

nowczo odpowiedzieć trudno. To pewno, że w stosunkach pry­

watnych w sprawach i układach familijnych między rodzinami, znać i to wyraźnie, ten ton lekceważenia dumnego, ufnego w swą potęgę, wielkość rodu i majątku magnata w obec ludzi, którzy własnymi zasługami wzbili się do znaczenia i wpływu, jakimi byli Jasiek Głowacz z Oleśnicy i brat jego, biskup krakowski.

Spytek Melsztyński przez śluby małżeńskie z Beatriczą Szamo­

tulską związał się z rodziną Nałęczów, która wśród ruchliwej szlachty wielkopolskiej nie małą cieszyła się popularnością i sta­

nowiła grupę ludzi możnych, a których wpływ sięgał daleko wśród przeciwników Oleśnickiego. Znaczyli oni wiele w Wiel- kopolsce, skąd ich rodzina wyszła pierwotnie, znaczyli nie mało i na Eusi I), gdzie rozliczne posiadali dobra i gdzie wkrótce uzyskali najwyższe urzędy tak duchowne, jak świeckie. Nieje­

dnokrotnie rodzina ta przychodziła w pomoc Spytkowi z Mel- sztyna . czy to pożyczką czy też poparciem w sądach w roli rękojemców '■*). Łączyły też rodzinę Melsztyńskich węzły pokre­

*) Liske: Akta grodz, i ziemsk. II. p. 78 i 153.

2) Heleel II. €347.

Arch. kraj. akt. gr. i ziem. Acta castr. p. 114, 207.

(17)

11 -

wieństwa z Mikołajem Michałowskim, wojewodą sandomirskim i starostą, krakowskim ł), który w dziejach panowania Jagielloń­

czyków znaczną odgrywał rolę. Michałowski, herbu Róża, nale­

żący do jednego rodu z możnymi Kurozwęskimi. poślubił wdowę po księciu Januszu mazowieckim 2), siostrę Spytka z Melsztyna;

a tym sposobem mógł Spytek przez szwagra swego działać sku­

tecznie nawet na możnowładców małopolskich, u których Mi­

chałowski miał zawsze mir i poważanie 3).

Niechęć Spytka z Melsztyna ku rodzinie Oleśnickich wy- przedziła rządy Władysława Warneńczyka. Jakie były jej naj­

bliższe powody, co wywołało tę ciągłą walkę między rodzinami, w której uległ Melsztyński pod Grotnikami, stanowczo twierdzić nie można; to pewna, że Oleśniccy krótko przed śmiercią Wła­

dysława Jagiełły podali Melsztyńskiemu rękę do zgody, a ugoda polubowna przy pośrednictwie i wobec dostojników małopolskich w Krakowie zawarta miała rościąć spór. który rozdzielał obie rodziny 4). Sjaytek z Melsztyna skłonił się na razie ku zgodzie, która bynajmniej mu nie dogadzała. Oleśniccy pragnęli poślubić córkę Jaśka z Melsztyna synowi Jana Głowacza z Oleśnicy.

Propozycyja ta, z której Oleśniccy największą odnosili korzyść, bo zapewniała im olbrzymią fortunę i najpierwsze w państwie stanowisko, już tym samym musiała budzić zawiść w umyśle Spytka i do ugody z Oleśnickimi zniechęcać. Ze ugoda czy układ polubowny z roku 1434 doszedł do skutku, przypisać go raczej należy wpływowi sędziów polubownych, w których liczbie oprócz Michałowskiego znaleźli się tacy potentaci, jak Jan z Tę- czyna, Biecki i Mikołaj z Wiśnicza Przemyski, kasztelanowie, którzy zapewnili Spytka, że Oleśnicki dopełni warunków układu.

Warunki, które strony na siebie przyjęły były następujące:

Zbigniew, syn Jana Głowacza miał zaślubić Jadwigę z Książa, małoletnią córkę Jaśka z Melsztyna, która aż do pełnoletności przechodziła pod opiekę Oleśnickich a z nią i jej posagowe dobra Eabsztyn i Książ. Dóbr tych prawem zastawu z obowiąz­

>) Heleel II §. 2012.

2) Heleel II 1895; córka Michałowskiego Małgorzata była żoną Mikołaja z Wiśnicza.

s) Długosz.

4) Helcel II 2519.

(18)

12 -

kiem wypłacania długów po Jaśku Melsztynskim pozostałych.

Oleśniccy używać mieli. Śmierć jednego z zaręczonych uniewa­

żniała umowę. Rabsztyn przechodził zaraz po śmierci Jadwigi w posiadanie Melsztyńskich, Książ dopiero po zupełnym zlikwi­

dowaniu sum przez Oleśnickiego na długi Jaśka wydanych.

Taka jest treść układów krakowskich, która zamiast' pojednać zwaśnione rodziny, stała się tylko przyczyną nowych sporów i niechęci. Która ze stron niedotrzymała układów, kto pierwszy potargał ugodę, tego z aktów sądowych wywnioskować nie mo­

żna, to tylko pewne, że dobra Jadwigi Księskiej wywołały tylko większą nienawiść między rodzinami i były jedną z przyczyn, które ambitnego Spytka do podniesienia broni przeciw Oleśnic­

kiemu skłoniły.

Jan Strasz z Kościelnik, herbu Odrowąż, był człowiekiem podobnego rodzaju. Gorący i zuchwały, łatwo unosił się zapałem, który go do nienawiści ku panującej dynastyji i do kolizyji z kró­

lem popychał. Wraz- z całą rodziną żarliwy przeciwnik zaślubin Jagiełły z Elżbietą Granowską, jako pochodzącą z małopolskiego rodu, ściągnął na siebie gniew króla, którego skutki boleśnie uczuć mu się dały. Oskarżony o zbrodnię główną za obrazę królowej Zofii J), uwolniony został wprawdzie 11 grudnia 1431 r., mimo tego wbrew zasadzie „neminem captivabimus nisi jure victumu z rozkazu króla w wieży zamku sandomierskiego więził go tamtejszy starosta Jan z Ozyżowa przez czas dość długi 2).

Żaden z mężów stronnictwa hussyćkiego nie miał powodów do takiej goryczy i nienawiści ku panującej dynastyji i ludziom, którzy piastowali władzę, jak Jasiek Strasz z Kościelnik. Był to jeden z owych gwałtownych ludzi, którzy w historyji swych czasów najburzliwsze spełniają czyny. Najeżdżał na drogach publicznych przejeżdżających kupców i łupieżył ich ładowne wozy, a wezwany do sądu niestawienie się swToje ciągłą , uspra­

wiedliwiał słabością, aby bezkarność sobie zapewnić. Najeżdżał dobra magnatów, jak Szafrauea z Pieskowej Skały, wyprowadzał

*) Heleel U. §. 2341. 2346, 2354, w zapisce jest nazwanym Jan Strasz z Stanisławie, J. S. z Kościelnik.

?) Długosz XI, który Jana Straszem Białoczowskim nazywa, mięsza go 2 bratem tegoż nazwiska. L. inser c. Orucov. IV. 38.

(19)

mu ludność nie wolną czym ściągnął na siebie szczególną zawziętość tej rodziny. Ze w istocie do gwałtownych należał malkontentów, wątpić o tym prawie niepodobna, tym więcej, że namiętność odjęła mu zdrowy pogląd na przebieg wypad­

ków i zagnała w szeregi opozycyji.

Najgłośniejszym a zarazem najznamienitszym między członkami opozycyji był Dziersław z Rytwian, syn Marciszka Rytwiańskiego, wojewody łęczyckiego, skoligacony z domem Bożysławskich a przez nich z potężną rodziną Ostrorogów.

Dziersław dał się był wcześnie poznać lekkomyślnym i dla panującego stronnictwa obraźliwym czynem. Opowiemy go na innym miejscu, tu tylko nadmieniamy, że nie zbywało mu na przyrodzonych zdolnościach i odwadze; odznaczył się on więcej jako żołnierz niż agitator, którego moralność nie na wielką za­

sługuje pochwałę. Dziersław z Rytwian należy do tych mężów, że jakkolwiek żarliwie za wolnością polityczną szlachty przema­

wia, jakkowiek nienawiść ku Oleśnickiemu niejednokrotnie objawia, nie przekroczył nigdy granic, któreby na niego ściągły u stronnictwa panującego podejrzenie o knowania hussyckie.

On sam jeden z całej opozycyji, dostąpił wysokich godności i zaszczytów i chociaż długo strzeżony okiem nieprzyjaznym panującego stronnictwa, potrafił uniknąć niebezpieczeństwa, które jego stronników', jak Spytka z Melsztyna, do grobu przy­

prowadziły.

‘Poznaliśmy w głównych zarysach przywódców opozycyji, którzy w krótkim czasie bezkrólewia głośno wystąpili i rozsła­

wili swe imię. Z nich jeden tylko Abraham ze Zbąszyna, zna­

komity talentem i poświęceniem dla dobra publicznego, jest wolnym od osobistych uraz ku Oleśnickim i panującemu stron­

nictwu. Złe rządy, spowodowane przewagą hierarchiji duchownej, napełniły Abrahama ze Zbąszyna głębokim wstrętem do panu­

jącego stanu rzeczy. Innych porywa do opozycyji jużto zemsta do dworu, jak Jaśka Strasza z Kościelnik, jużto duma ze swego pochodzenia i nienawiść prywatna ku Oleśnickim, jak u Spytka

*) Lib. ins. c. Cracov. III zawiera około 20 zapisek odnoszących się do sporu Jaśka Strasza z Szafrańeami.

(20)

z Melsztyna, jużto płochość i lekkomyślność młodzieńcza, jak Dziersława z Pyt wian. Wielkopolska jest miejscem, z któ­

rego wychodzą przywódzcy opozycyji. Eody Nałęcz, Odrowąż, Jastrzębiec podnoszą jawnie sztandar niezadowolnienia i^ stają na czele szlachty przeciw duchowieństwu, które zespoliwszy swój interes z interesami możnowładztwa świeckiego, zapanowało wszechwładnie nad państwem. Z możnowładnych małopolskich rodzin, stanął w opozycyji potężny Spytek z Melsztyna, skoli- gacony z rodami wielkopolskimi. Za nimi szeregowały się bez wątpienia tłumy szlachty, które jużto związane potęgą rodu z przywódcami opozycyji, jużto zrażone wszechwładztwem du­

chowieństwa, naruszającego materyjalne interesa szlachty, żywiły niechęć ku kościołowi i jego możnemu przywódzcy, Zbigniewowi Oleśnickiemu.

W Polsce już od początku XV wieku różnicą w społe­

czeństwie się objawiła, chociaż nie była to jeszcze różnica zasad, stronnictwa nie wciągnęły w siebie całego narodu. Z jednej strony stanęły uprzywilejowane duchowieństwo i możnowładcze rody, z drugiej uciśniona szlachta i ziemianie. Siły tych stron­

nictw nie były równe. Przyszło wprawdzie do wTalki polityczno- kościelnej, która swoje ślady znaczy różnymi uchwałami, wy­

raźniej jednak rzadko tylko się objawia. Szlachta nie miała sej­

mów i sejmików, gdzieby skargi swe i dążenia wyrazić mogła.

Zbierała się wprawdzie na zjazdach prywatnych, gdzie wzaje­

mnie się 'wspierać w obec nadużyć kościoła sobie przyrzekała.

Pamiętnym jest zjazd w Piotrkowie 16 Października 1407 r., gdzie szlachta zawiązała się w konfederacyją ku obronie praw swToich w obec roszczeń kościoła i postafiówiła opór przeciwko poborowi dziesięcin, apelacyji do Bzymu, nieuznawaniu kompe- tencyji sądów świeckich przez sądy duchowne i kasowaniu wy­

roków sądów prawa pospolitego przez sądy kościelne.1 Wpływ hussytyzmu sąsiednich Czech oddziałał nie mało na kierunek tej walki polityczno-kościelnej, która zaraz z początkiem XV w.

w Polsce się objawiła; wrzmógł ją i pokrzepił i wywołał w du­

chowieństwie większą czujność ku jej złamaniu. W statucie wieluńsko-kaliskim z roku 1420 sformułowało duchowieństwo stanowisko swe na zasadach prawa kanonicznego, a określało swe dążenia w obec usiłowań szlachty, której odgłosem są

14

(21)

uchwały zjazdu piotrkowskiego. W ostatnich tych stanęło du­

chowieństwo zupełnie odpornie, zaprzeczyło w zupełności wa­

runków słuszności wyrażonych w żądaniach szlachty. „Bóg“

mówiło duchowieństwo, „polecił oddawać sobie dziesięciny jako dowód swego panowania, kto zatym dziesięcin uiszczać nie chce w taki sposób, jak nakazuje prawo kanoniczne, ten przekracza prawo boże i podlega klątwie kościelnej. “ Ale klątwTa długo bezsilną się. okazywała, Wyklęty często upokorzyć się niechciał i zagrabionych dziesięcin duchownemu nie wydał. Już statut wieluńsko-kaliski domaga się, by nieposłusznych klątwie kościel­

nej, władza świecka do posłuszeństwa siłą zmuszała. Wola jednak statutu pozostała projektem tak długo, dopóki władza świecka zbrojnego swego ramienia prawnie wyrokom duchownym udzielić nie chciała. Rozumiało dokładnie duchowieństwo, że wyroki jego sądów nie opatrzone władzą egzekucyjną nie są wyrokami w ścisłym' słowa tego znaczeniu, a raz zrozumiawszy tę prawdę pojęło, że tylko wsparte siłą władzy świeckiej opór szlachty złamać może. Edykt też Władysława Jagiełły z roku 1443 w Krakowie wydany za staraniem Oleśnickiego zapewnił sądom duchownym u władz świeckich egzekucyją. „Z powodu grabieży dziesięcin, zajęcia innych rzeczy duchownych lub innych gwał­

tów, albo jeżeli z powodu nieposłuszeństwa prawu i poleceniom kościoła, ściągnie kto na siebie klątwę i w przeciągu roku nie postara się, aby nie wrócić na łono świętej matki kościoła i nie wynagrodzi zrządzonej gwałtem szkody, po upływie roku może starosta zagrabić wszystkie jego dobra tak ruchome jak i nieru­

chome. i to tak długo posiadać, dopóki wyklęty nie uczyni zadość żądaniom kościoła. “ Oto treść edyktu krakowskiego, który uzyskał Zbigniew Oleśnicki u Władysława Jagiełły. Tak tym edyktem, jak i edyktem wieluńskim, który dążenia hussy- ckie uznał za obrazę majestatu i karami przypominającymi krwawą rzymską lex quisquis zagroził i wyroki sądów duchownych na rówTni z wyrokami sądów świeckich postawił, uzyskało ducho­

wieństwo ten wpływ wszechmocny, który każdy samodzielnięjszy objaw społeczeństwa z łatwością łamał i udaremniał. A kiedy hussytyzm w Polsce, szczególniej jego pierwiastek polityczny zyskiwał donośniejszy grunt, kiedy w imię uczuć słowiańskich społeczeństwo polskie, nawet król okazywali zapał i niekłamane

(22)

16

ku niemu sympatyje, użyło duchowieństwo środków repressyj- nych, wprowadziło inkwizycyją, która ogniem i mieczem miała niszczyć zwolenników hussytyzmu. Duchowieństwo określiwszy dokładnie stanowisko swoje i dążenia w statucie wieluńsko-ka- liskim, zyskawszy na przywódcę takiego męża jak Zbigniew Oleśnicki, złączone z możnowładztwem, które wyszło wprawdzie ze szlachty, ale zgromadziwszy w swych rękach ogromne dobra, zbogacone wpływami duchowieństwa, związane z nim stosun­

kami pokrewieństwa, zespalało swój interes z interesami hie- rarchiji, zaciężyło swą potęgą nad społeczeństwem. Zasiadając w radzie królewskiej, zbierając się na zjazdy urzędnicze i wie­

cowe, potrafiła tak hierarchija jak i możnowładztwo ścieśniać coraz więcej władzę królewską, a rozszerzać swą władzę. W dłu­

giej walce o przywileje, którą stronnictwo hierarchiczno-możno- władcze pod przewodnictwem Zbigniewa Oleśnickiego z Jagiełłą stoczyło, udało się jemu przemienić rzeczywiście Polskę w pań­

stwo teokratyczne, w którym rządził wszechwładnie biskup krakowski w interesie kościoła.j Tymczasem ucisk szlachty przez duchowieństwo nie ustawał. Żądania szlachty na zjazdach pry­

watnych wyrażone nie weszły w wykonanie; kwestyja społe­

czna, która prowadziła do walki między społeczeństwem a ko­

ściołem za rządów Władysława Jagiełły nie została stanowczo rozwiązaną ani na jedną ani na drugą stronę. Nie przecięły jej ani edykta wieluński i krakowski, ni sądy inkwizycyjne, które przytłumiały chwilowo gwałtowniejszy wybuch, ani nie gasiły zarzewia, które wkrótce zabłysło łuną pożaru. Dążenia szlachty za panowania Władysława Jagiełły były nie jasne, nie sformu­

łowane, gdyż stronnictwo opozycyjne nie posiadało ni organów odpowiednich, któreby wymianę myśli i porozumienie się uła­

twiały, ni przywódzców, którzyby w imię jasno postawionych zasad, wiedli społeczeństwo do pewnych dobrze obmyślanych celów. Władysław Jagiełło obcy w Polsce, otoczony radą mo- żnowładczą nie rozumiał usiłowań społeczności szlacheckiej, nie brał ich nigdy w rachubę, aby złamać przy ich pomocy wszech­

władną hierarchija, która w jego imieniu rządziła. A kiedy legł w grobie, żadna z piekących kwestyj społecznych nie była roz­

wiązaną, nowe wzrastały trudności i sprawy, które uporządkować i rozwikłać należało.

(23)

Za panowania Władysława Jagiełły rząd tylko faktycznie spoczywał w ręku króla, możnowładztwo uzurpowało go dla siebie; rzeczywiście zaś rządził Oleśnicki w interesie hierarehiji i ściślejszego kółka możnowładzców, których z rodem Dębno, bliższe lub dalsze węzły pokrewieństwa łączyły. Ze śmiercią Jagiełły najwyższe godności i urzędy przynajmniej w Małopolsce zostawały w ręku bliższych lub dalszych krewnych Zbigniewa.

Godność marszałka królestwa sprawował brat biskupa krako­

wskiego Jan Głowacz z Oleśnicy, wyniesiony niedawno na to dostojeństwo po śmierci Jaśka z Brzezia. Ważny i wpływowy urząd kasztelana i starosty krakowskiego trzymał w swym ręku Mikołaj Michałowski, krewny marszałka królestwa, podczas gdy ożeniony z siostrą biskupa Krystyn z Koziegłów piastował, go­

dność sandeckiego kasztelana, a Dobiesław z Oleśnicy stryj bi­

skupa, na sandomierskiej zasiadał kasztelaniji. Potężny i wpły­

wowy Toporczyk Jasiek z Tenczyna, związany jak cały jego ród licznymi interesami tak politycznymi jak i majątkowymi z ro­

dem Dębno, wkrótce urzędem kasztelana wojnickiego się chlubił.

Już głosy tych możnowładców spokrewnionych z rodem biskupa krakowskiego, wywierały nie obojętny wpływ w radzie króle­

wskiej i popierały kierunek polityki Zbigniewa Oleśnickiego.

Jeżeli zaś do nich dołączymy głosy polskich biskupów, którzy z biskupem krakowskim szli zawsze ręka w rękę, to łatwo zro­

zumiemy wpływ i stanowisko stronnictwa hierarchiczno-możno- władczego, któremu przewodniczył Zbigniew Oleśnicki, a które w radzie królewskiej a tym samym i na kierunek polityki pol­

skiej wpływ wywierało. Szlachta czekała cierpliwie, aż nadejdzie chwila działania, a gdy ta ze śmiercią Władysława Jagiełły nadeszła, walka szlachty z duchowieństwem odezwała się do­

nośnym echem.

2

(24)

18 -

Bezkrólewie. — Zjazd w Poznaniu. — Niechęci Małopolan. — Zjazd w Krakowie. — Zjazd koronacyjny i pierwsze objawy opozycyji. — Spytek

z Melsztyna, głowa opozycyji. — Koronacyja króla. — Wybór tutorów. — Plany opozycyji i Oleśnickiego. — Opozyeyja.

Śmierć Jagiełły zaskoczyła naród niespodzianie. Mnóstwo zasadniczych kwestyj zostało nierozwiązanych, nie określono stanowczo i jasno, jakie będzie stanowisko w państwie i zakres działania małoletniego króla, nie oznaczono atrybucyji i sposobu rejencyji. Tymczasem dla publicznego bezpieczeństwa koniecznym był rząd tymczasowy. W Polsce XV wieku zaczęło się wpra­

wdzie wyrabiać przekonanie, że rząd należy do możnowładczych dostojników państwa, chociaż prawnie nie mieli oni żadnej pod­

stawy do zagarnięcia jakiejkolwiek władzy. Za Jagiełły rządziło wprawdzie możnowładztwo duchowne i świeckie, choć nie wszyscy, którzy piastowali dostojeństwa do wpływu na rządy przypuszczonymi byli. Kilka rodów małopolskich pod naczelnic­

twem Zbigniewa Oleśnickiego, ściślejsza rada urzędnicza była właściwie wszechwładnym kierownikiem spraw, państwa; nato­

miast wielkopolscy dostojnicy, oddaleni od stolicy państwa, podrzędne tylko zajmowali stanowisko. Naturalnie, że i w czasie bezkrólewia inicyjatywa do działania wyszła od tych, którzy stanowili dotychczas faktyczny rząd, a którzy i nadal z rąk swoich wypuścić go nie myśleli.

Oleśnickiego zaskoczyła wiadomość o śmierci Jagiełły w Poznaniu, skąd wybierał się w podróż na synod bazylejski.

Na wieść o śmierci króla zwołał natychmiast zjazd wielkopol­

skich dostojników do Poznania w tym celu, aby naznaczyć osobę Itróla i dzień ltoronacyi. Ważnymi musiały być powody, które znagliły Oleśnickiego do spiesznego zwołania zjazdu Wielkopolan bez zapytania o zdanie swych małopolskich przy­

jaciół, zwłaszcza, że krok ten podniecał iskry antagonizmu dzielnicowego, które lada podmuch namiętności w buchający pożar zamieniał. Ale właśnie ten antagonizm, ta zgubna dziel­

nicowa sprzeczka była powodem, że Oleśnicki zwrócił swoje zabiegi w tę stronę, aby zażegnać możliwą burzę. Wprawdzie

(25)

19 -

za rządów Jagiełły okazywała Wielkopolska niezachwiane przy­

wiązanie do dynastyji i układu państwa, a groźba zakonu krzy­

żackiego wisząca nad tą dzielnicą, przykuwała serca do potężnego władcy Polski i Litwy; mężowie jak Sędziwój, Ostroróg, Win­

centy z Szamotuł, którzy piastują najwyższe dostojeństwa w tej dzielnicy, pomagają zniweczyć separatystyczne dążności Witołda, ale ci sami mężowie spoglądają z niechęcią na wzruszającą się przewagę, małopolskich wielmożów, nad królem i jego rządami, stające zaś za nimi wielkopolskie szlacheckie rody Nałęczów', Jastrzębców, Grzymalitów, Sulimczyków i t. p. nie cierpią do­

tkliwych nadużyć hierarchiji i tęsknią za silną władzą królewską, któraby prawa narodu, wolność i swobody stanów obroniła przed zamachami hierarchiji. Niechęć Mało- i Wielkopolan, nie jestto wprawdzie stronnictwo przeciw stronnictwu, gdyż zanadto wiele spraw łączyło obie dzielnice ku wspólnemu działaniu; lecz z drugiej strony trudno zaprzeczyć jaskrawych i zasadniczych różnic w sposobie myślenia nie już ogółu, ale pojedynczych mężów.

Dostojnicy duchowni wielkopolscy nie przedstawiają wpra­

wdzie w sposobie myślenia i charakterze takiej wybitnej sprze­

czności z usposobieniem małopolskich naczelników hierarchiji, albowiem urząd i dążność z urzędu płynąca zaciera tę różnicę.

Stary, znękany wiekiem arcybiskup gnieźnieński, niegdyś przy­

jaciel i zwolennik planów Witołda, w chwili o której mowa, starzec nad grobem porządkujący skarby dla rodziny, Wojciech Jastrzębiec, miał niejedną urazę do tych, którzy dla sekretarza kancelaryji królewskiej, obecnie wszechwładnego Zbigniewa Ole­

śnickiego, pozbawili go stolicy krakowskiej i całego wpływu, jaki mu dawała. Sprytny, oszczerczy i w służeniu stronnictwom gibki, biskup poznański Stanisław Ciołek, nie lubiał narażać się na odpowiedzialność, jeśli nie przewidywał stąd dla siebie jakiej korzyści. Natomiast obaj Nałęcze, Sędziwój Ostroróg, wojewoda poznański i Wincenty z Szamotuł, kasztelan międzyrzecki i sta­

rosta generalny ruski, byli ludźmi wybitnych dążeń, różnych od tych, w imię których Oleśnicki i jego przyjaciele krakowscy pragnęli stosować politykę państwa. Obaj ci dostojnicy byli przedewszystkiem przyjaciółmi myśli połączenia się z Czechami, źle przyjęli zamęźcie Jaj;’ ™’bietą Granowską, jako nada-

(26)

20

jąee przewagę możnowładztwu małopolskiemu. Nie znamy prze­

konań innych wybitnych w Wielkopolsce osobistości: takiego Marcina ze Sławska, kasztelana poznańskiego z rodu Zaremba, obydwu Jastrzębczyków, Dobrogosta z Kolna kamieńskiego i Wojciecha z Pakości szremskiego kasztelanów, historyja bo- « wiem opowiada o ich czynach wojennych a nie politycznych.

Natomiast nieco opowiedzieć potrafimy o usposobieniu tych Czarnkowskich, Górków. Leszczyńskich, Rogalińskich, i t. p., Nałęczów, Jastrzębczyków i Łodziców, którzy w tym czasie są czynni na widowni dziejowej, choć o ich czynach, jako jedno­

stek nie wiele powiedziećby można. W Wielkopolsce to naj­

pierw wystąpiły na jaw rozterki między społeczeństwem szla­

checkim a hierarchiją, w Wielkopolsce to strona hussytyzmu przeciw ekonomicznemu ciemięstwu duchownych, z istoty i ko­

nieczności stosunków ziemiańsko-szlacheekiej dzielnicy, najsilniej się odezwała. Urazy te uśpione w chwili, kiedy w Krakowie objąć miał rządy małoletni król a właściwie hierarchija i mo­

żnowładztwo małopolskie pod naczelnictwem Zbigniewa, odżyć mogły silnie i w czyn przemienić się gotoweA

Zwołanie śpieszne zjazdu Wielkopolan''do Poznania przez Oleśnickiego było wynikiem bystrego przezornego znawstwa wielkopolskich stosunków; koniecznym było porozumienie się z dzielnicą, która w teraźniejszym bezkrólewiu o wiele więcej miała powodów krzyżować plany małopolskiego możnowładztwa.

Pod takimi to wróżbami odbywał się zjazd w Poznaniu, który jednak o ile relacyja współczesnego historyjografa nie myli, wypadł zupełnie po myśli Zbigniewa Oleśnickiego. Z obawy publicznego nieporządku i zamieszek zgodził się zjazd na wybór starszego syna Jagiełły Władysława, wyznaczył dzień koronacyi na 18 czerwca i wysłał poselstwo do Zygmunta Kiejstutowicza z żądaniem, aby albo sam przybył do Krakowa na uroczystość koronacyjną, albo przysłał pełnomocników, którzyby w jego imieniu Władysława królem uznali. — Na szczególną uwagę zasługuje, że nic nie wiemy o przyjęciu udziału w zjeździe i zachowaniu się Abrahama ze Zbąszyna i Dziersława z Rytwian,

o których na zjeździe tym głuche panuje milczenie. Ozyby do owego dnia trzymali się zasady biernego posłuszeństwa? Ró­

wnież zastanawiającym jest to, że na tym zjeździe ani słowem

(27)

21

nie wspomniano o tym. jaki ma być rząd państwa w czasie małoletności króla. Czy sprawa ta była już załatwioną, czy też odsuwano ją na później, na to niepodobna odpowiedzieć. Z dru­

giej jednak strony zjazd poznański świadczy wymownie o sta­

nowisku, jakie Oleśnicki zająć pragnął, a zarazem o pojmowaniu swego stanowiska przez dzielnicowych dostojników urzędniczych wielkopolskich. Zjazd uznaje siebie za rejencyą z taką władzą, że nietylko uchwala ważne czynności państwowe, ale co więcej uważa się za reprezentanta interesów Polski wobec Litwy, bez porozumienia się z innymi dzielnicami. Oleśnicki odgrywa tu rolę namiestnika królewskiego z prawem zwoływania zjazdów urzędniczych, z ątrybucyjami najwyższej władzy. Ale. z tych to właśnie powodów, które roznieciły ducha rywalizacyji Mało- i Wielkopolski, usposobienie ogółu poczęło się zajątrzaó i nie­

chęci dzielnicowe obudziły się z pod popiołów chwilowej zgody.

Małopolscy wielmoże, którzy w braku uprawnionej władzy podnosili dzielnicowe swe zachcianki do wysokości rządu, uczuli swą krzywdę w uchwałach zjazdu poznańskiego, iż bez ich rady i współudziału stanowił o dniu koronacyji nowego króla. Ze­

brani na zjazd w Krakowie, nie zważając na postanowienia zjazdu poznańskiego, przenieśli dzień koronacyji na dzień ś. Jakóba '). Już ta różnica zdań zapowiadała niezgodę i zwłokę w sprawie wymagającej jedności i pośpiechu.

Oleśnicki pomimo tych mało znaczących różnic dzielnico­

wych, mógłby cieszyć się z osiągniętych skutków swej polityki, gdyby namiętności społeczne i polityczne, których spory zapas ukrywał się w narodzie, a które on za rządów Jagiełły uskra- miać i przykracaó umiał powagą władzy królewskiej, nagle w obec braku uprawnionej władzy i w obec koniecznych chwi­

lowych zamieszek wewnętrznych, nie rozpuściły się samopas.

'Zawiści osobiste, usprawiedliwiona niechęć ku hierarchiji, reli­

gijne namiętności pod prądem hussytyzmu wzbudzone, groza przed rządami Oleśnickiego i jego stronnictwa złożyły się na wytworzenie obozu opozycyjnego, który na dzień 13go Lipca zapowiedział swój zjazd do Opatowa. Zjazd ten zapełniła prze­

ważnie szlachta krakowska nieurzędnicza, rojna i gwarna, a jako

l) Długosz XI pag. 529.

Cytaty

Powiązane dokumenty

a) tłocznik (rys. 4) wytłoczki prostokątnej ze stali tłocznej (materiał: DC04 – rys. 8) wielotaktowy wytłoczki kształtowej ze stali tłocznej (materiał: DC01 –

Morphodynamic impacts of large-scale engineering projects in the Yangtze River delta.. Luan, Hualong; Ding, P; Wang, Zhengbing ; Yang, S.L.; Lu, Jin

Referat wygłoszony na konferencji poświęconej współzależności ustaleń studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego oraz miejscowych planów

engagement both within urban localities as well as across cities to inspire actions remains to be seen; it is only through ongoing participatory research, cooperative design,

i do swoich studentów i pracowników obecnych na sali oraz zaprosił na spotkanie autorskie w pierwszym semestrze roku akademickiego 1995/96. Ksiądz R ektor WSD w

Po 20 latach od rozpoczęcia rekultywacji leśnej północnych zboczy zwałowiska zewnętrznego kopalni „Bełchatów” powstały inicjalne gleby z kilkucentymetro­ wym

Rywalizacja w handlu, rzemiośle, a także innych dziedzinach aktywności gospo­ darczej okresu międzywojennego była jed n ą z istotnych kwestii podnoszonych przez K ościół

Lipman jest przekonany, ze mozna wspierac i rozwijac myslenie dzieci przez odpowiedniy metody, stosowany zasadniczo w rozmowie (dialogu) prowadzonej we wspölnocie (w klasie szkolnej,