• Nie Znaleziono Wyników

Niemiec i Grecy, czyli na tropach światła

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Niemiec i Grecy, czyli na tropach światła"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Nina Gładziuk

Niemiec i Grecy, czyli na tropach

światła

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (51), 71-94

(2)

Nina Gładziuk

Niemiec i Grecy,

czyli na tropach światła

1

W G r e c ji c z u j e m y się od ra z u s w o j ­ sko.

H egel.

Podług M icińskiego N ietzsche to „arogancki i pozbaw iony sm ak u uczeń K allik - lesa, to po p ro stu sm arkacz wobec greckiego m i­ strza, k tó ry na polach elizejskich w ali zapew ne nad- człow ieka lin ijk ą po łap ach ” . My wszakże w y zn aj­ m y od razu: m iast arogancji w idzim y w „ostatnim uczniu D ionizosa” g ru n to w n ą pow agę vatis opęta­ nego przez m it, a jego ta le n t w sm akow aniu owo­ ców zakazanych w ydaje się nam niezrów nany. A le gdzież nam sam ym do tego lekkiego pożyw ania, nam — n aw ykłym do ciężkiego obiadu nowoczesnej e ru d y cji: zżym am y się na po stn y w idok ogórków z m iodem , k tó re cenił śm ieszek-D em okryt, skrom ny posiłek E p ik u ra — kęs sera i fig kilkoro — p rz y ­ p raw ia nas o mdłości, za m łode nam i za kw aśne w ino Sylenów! Gdzież nam te d y pożywać „słodkie fig i” n a u k Z a ra tu s try — ostatniego m ędrca rozplą- sanej H ellady!

W szystkie nasze w strę ty b iorą się — jak w Ecce

hom o czytam y — z „zasm uconych je lit” człow ieka

reak ty w n ego . Bo i po praw dzie, bezzębniśm y już od niekończących się p rzy sta w e k (kom entarzy i p rz y ­ czynków ), po k tó rych idzie ży lasty protokół w iedzy

(3)

N IN A G L A D Z IU K 7 2

i n iestra w n e pok arm y k u ltu ry

zakropiony „piw em niem ieckiej m e ta fiz y k i”, po­ tem jeszcze łyżka gęstej zupy eklek tycznej (albo dla żołądków epigońskich — d ietety czn a pap k a T ru iz­ m u) i oto trzeb a zakasać rękaw y, bo przed nam i dzieło rozłupyw ania m istycznych orzechów ciężar­ nych racjon aln ym jąd re m , na w e ty zak lejam y sobie u sta ocukrzonym deserem F razesu 1.

Uff! Ciężkie to jadło, k tó re nam i rządzi (wszak to ono raczej nas p rzetraw ia), zostaw i nam resid u u m żałosnej ju ż tylko aktyw ności: targ n ą ć się na w łasne gardło b rzy tw ą O ckham a, by zbyć siebie jako b y t niepotrzebny, bo już po p ro stu nierzeczyw isty! To 0 nas — g arb aty ch ko nsu m en tach czytelniczej g ar- kuchni 2 powie p arad o k salista z Podziem ia, że „«ży­ w e życie» w yw ołuje w nas jak ą ś odrazę (...) i w szy­ scy jesteśm y zgodni, że lepiej w edług k siążk i” i d a ­ lej, żeśm y „m artw o urodzeni i w d o d a tk u rodzim y się z ojców od daw n a ju ż nieżyw ych — to nam co­ raz bardziej dogadza. N ab ieram y sm aku. W krótce w ynajd ziem y sposób, żeby się rodzić jakoś tak , z idei”.

1 tacy, czyż ośm ielim y się kostyczną ręk ą z b ru k an ą resen ty m en tem (tym trą d e m nienaw iści, co zżera stado m aluczkich w obliczu rzadkich a udanych) się­ gnąć po jabłko „żywego życia” ? Lecz do tego trz e b a by krzepy H eraklesa w y praw iającego się do sadu H esperyd.

A m y? W alecznie p odrażnieni p y łem bibliotek, m y — kaw alerow ie specjalistycznego Regału, m y —

1 I jeszcze (skąd m y to znam y?!) p oob ied n i sp ek ta k l p a­ pierosa... N ietzsch e: „bogato i sw ob od n ie up osażon e natu ry po trzy d ziestce już «na śm ierć zaczytane», jeszcze ty lk o za­ pałki, które trzeć trzeba, b y isk ry — «m yśli» w y d a ły ” (Ecce

homo. J a k się staje, k i m się je s t. Przeł. L. S ta ff. W arszaw a

1909, s. 43).

2 „Jeszcze jedno stu le c ie c z y te ln ik ó w — i d u ch n a w et śm ierd zieć za czn ie” (F. N ietzsch e: T ako r z e c z e Z a r a tu s tr a .

K s i ą ż k a d la w s z y s t k i c h i d la nikogo. P rzeł. W. B eren t.

(4)

7 3 N IE M IE C I GRICCY jeźdźcy se m in a ry jn y ch krzeseł, w szak ruszyć zdol- niśm y nie na sm oka strzegącego hesperyjskiego owocu, lecz — co najw y żej — przeciw w ielogłow e­ m u potw o row i „izm ów ”. S k u p iam y ted y n a e ru d y - cyjn ym podorędziu całe p stre bogactw o now ożyt- nika: lu n e ty św iatopoglądów , k u le arm atn ie p u n k ­ tów w idzenia, dyby au to ry tetó w , lan cety an ality k i, a także m ach in y oblężnicze S y stem u i na okrasę — pióropusze n ieśm ierteln y ch m aksym . Lecz nie z Rze­ czą Sam ą się zm agam y (i nie wobec tw órczego w e­ zw ania stoim y, k tó rem u trz e b a staw ić czoła za w szelką cenę, bo jest zawsze — ja k dla G reków — „zagadką Sfinksa, w k tó rej sta w k ą jest życie”), ale z jak im iś czczym i idola th ea tri, a raczej idola libri. I p o tw ór „izm ów ” — to raczej papiero w y potw ór „na n ib y ” , m alow any p rzez nas w łasnoręcznie, ni­ czym chińskie sm oki zdobiące la ta w ie c 3. Je śli za­ tem b u ja on w pow ietrzu, a w nim w łaśnie z n a jd u ­ jem y sw oje eg zystencjalne certo — to jakim ż bez­ m iarem kłótliw ej g ad an iny m usim y zapełnić sw oją próżnię! To (drążący E rudycję) horror vacui różni nas od herosa, którego karm iło słońce O lim pu. Roz- w rzaskliw a se m in a ry jn o -d y sk u sy jn a krytyczność zdaje się nam „skórą ty g ry s ią ” , biblioteczny zaś a rsen ał — H eraklesow ą m aczugą; lecz w szystko to okazuje się ledw ie kostium em p rzy k ry w a ją cy m głę­ bokie schorzenie re s e n ty m e n ta ln e 4, epidem ialny w ręcz sta n Pasyw ności.

a N ie d ziw o, że sy m b o liczn y m b o h a terem eru d y cy jn y ch sa- m ozw rotn ych b o jó w jest w p rzejm u ją cej p o w ieści C a n et­ tieg o sinolo g K ien. N ietzsch e: „Bo i cóż w y p isu je m y i od­ m a lo w u jem y , m y, m andaryni z ch iń sk im i p ęd zlam i, m y, u w ie c z n ic ie le rzeczy, które d ają się n ap isać (...)” (Dusza

do sto jn a . P rzeł. S. W yrzyk ow sk i. W arszaw a 1903, s. 40).

4 „W szędzie, gdzie lu d zie n ie dochodzą już do sw o ich p rze­ konań p rzez b ezp ośred n i k on tak t ze św ia te m i rzeczam i sa ­ m ym i, gd zie w ła sn y pogląd p o w sta je dopiero w toku k ry ­ ty k i i p r z e z k ry ty k ę cu d zych m n iem a ń (...), tam c a ły pro­ ces m y śle n ia otaczają n ieja k o flu id y resen ty m en tu (...)” (M. S c h eler: R e s e n t y m e n t a m o r a ln o ść . P rzeł. J. G arew icz. W arszaw a 1977, s. 66).

P ap ierow y p otw ór „ izm ów ”

(5)

N IN A G Ł A D Z IU K 74

P rzep isy na k ry ty czn o ść

W y k o rzen ien i

Cała nasza ta k ty k a bojow a (czyli zażarcie polem icz­ na) o piera się na skończonej liczbie algorytm icznych w zorów na krytyczność; m y ju ż dobrze w iem y, gdzie jak a m y śl leży w k ry ty c z n ej geografii znanej na pam ięć, gdzie są różne poziom y, gdzie p rzew ro ty , gdzie p y ta n ia nie postaw ione, gdzie u k ry te założe­ nia itp. — w szystko to ściągaw ki z niem ieckiego b ry k a, a raczej z francuskiego spisu treści!

K ry ty k u je m y — bo to o stateczny środek, b y na swój słaby, stad lan o -rozg adan y sposób dośw iadczyć w łasnej rzeczyw istości, a jednocześnie zemścić się na p ra c y siln ych , ow ocującej w klasyczne Dzieła M yśli. Je ste śm y w fata ln e j deg rad acji skazani na to, b y jako n a tu ra natu ra ta 5 z zawiścią i przerażeniem spoglądać na cud inicjacji, w jakiej pław i się na­

tu ra na tu ra ns Praw dziw ego Tw órcy. W ygnani z r a ­

ju in icjacji jed y nie o ryginalnej (tej creatio e x ni-

h ilo ) będziem y w pocie czoła p rzetw arzać odwieczne

k o n stelacje D y sk u rsu (nikczem ni wobec niego n i­ czym ów — p rzez Spinozę opisany — pies szczeka­ jący na P sa-k o n stelację gwiezdną), będziem y w m o­ zole k reślić — w ciąż od nowa — fig u ry k o m p ara ty - sty k i (styku, w spółrzędności, koła w zajem ności, sy­ m etrii, p araleli), za rozryw kę m ając jedynie pow i­ k łan e arab esk i eru d y c y jn y ch asocjacji.

Z auw ażm y, że przeciw ieństw o, k tó re się nam tu ta j niejak o sam o rzu tn ie opisuje (na odzew k tó re jś z n iep rz eb ra n y c h m etafo r m itologicznych), p rz e k ra ­ cza b a n a ln ą ro u sse a u ’istyczno-rom antyczną opozycję serca (które jest zawsze w h arm onii przed u staw n ej z życiem , czyli egzystencją arkadyjskiego p asterza) i ro zum u (co od życia oddala stając się p rz e k le ń ­ stw em człow ieka). To coś w ięcej niż Schillerow skie

5 „G łęboko się g a ją c e o sła b ien ie sam orzutności: h istoryk , k ry ty k , a n a lity k , tłu m a cz, ob serw ator, zbieracz, cz y te ln ik — w sz y stk o ta le n ty re a k ty w n e — w sz y sc y rep rezen ta n ci n a u ­ k i!” (F. N ietzsch e: W o l a m o c y . P r ó b a p r z e m i a n y w s z y s t k i c h

w a r to ś c i. P rzeł. S. F rycz i K. D rzew ieck i. W arszaw a 1910—

(6)

75 N IE M IE C I G R E C Y przeciw staw ien ie „genialnego uczucia” i „sztuczne­ go in te le k tu ” „przybitego do k rzy ża g ra m a ty k i i lo­ g ik i”.

Rzecz prosta, dajm o n io n T w órcy je s t raczej po s tro ­ nie serca niż in te le k tu , tw ó rca je st w p ie rw m iłośni­ kiem , a p otem dopiero znaw cą (że sk o rz y stam y z Schelerow skiego apriori: „M iłośnik zawsze w y ­ przedza zn aw cę”). Uczucie je s t p io n ierem w św ie- cie. Eros w yprzedza D yskurs — czego znow uż uczą P lato ń sk ie dialogi — i je st jego dobroczynnym d e­ m onem . D opiero pozbaw iony owego dobroczynnego tch n ie n ia in te le k t — d o stę p u je d e g ra d a c ji w obrębie k u ltu r y m asow ych odtw órców , uży tk ow nik ów „ n a ­ iw nego” k a p ita łu , jak i pozostaw ia G eniusz; „zna­ jom ość rzeczy” sta je się ju ż ty lk o to w a re m re p ro ­ d u ku jąceg o się niep rzerw an ie ry n k u w y alien o w a­ nia.

P rz eto szukana dychotom ia nie je st ty lk o i w yłącz­ nie patosem w ładz rozdzielonych i ostro sobie p rze ­ ciw staw nych. J e s t to raczej dychotom ia ty p ó w egzy­ sten cjaln ych , tak ic h jak : a k ty w n y — re a k ty w n y , ob­ d a rz a ją c y — recep ty w n y , o ry g in aln y — epigoński,

tw órca — odtw órca; a skoro skupić się na d y fe re n - c ja c ja c h swoiście N ietzscheańskich: n a rz u c a ją c y — bezw olny, silny — słaby, jed en — stado, w ola m o­ cy — wola słaba (resen ty m ent). „D la n a s” p rz e tw a ­ rz a ją się te d iad y przeciw ieństw w tak ie opozycje: p ię k n y — brzydki, G rek — „ B ild u n g sp h iliste r” . U w ażam y te opozycje, a raczej tę o statnią, za p u n k t za p aln y e ste tyc zn e j n erw icy, jak ie j n ab aw iliśm y się w sk u te k le k tu r N ietzscheańskich.

W rzeczy sam ej, im bardziej ciążą nam hiszpań skie b u ty pro fesjo n aln ej uczoności, ty m p o w abniejszy z d aje nam się (a odpow iednio i — nieosiągalny, u t r a ­ cony raz na zawsze) chyży sand ał greckiej w y ­ o b raźn i. I jeśli obm ierzło n am ju ż „znaw stw o rze ­ czy ” , bo zdaje się być im adłem u n ieru c h am iają cy m w szelką m yśl, poddaną obróbce m etodycznych n a ­ rzędzi, to dlatego, że znaw stw o nie je s t ju ż ow ym

Eros w yp rzed za D ysk u rs

(7)

N IN A G L A D Z rU K

rdzennie greckim , zdum ionym w ychodzeniem n a ­ przeciw rzeczy sam ej. „L udzie, k tó rz y w iedzą — jak gorzko pow iada G oethe — z astęp u ją zro zum ie­ n ie”. Ale ju ż H e ra k lit grom i, że „zby tnia e ru d y c ja nie uczy ro zu m u ” .

K rótko: brzydota naszego oddalenia od m y ślen ia źródłowego jaw i nam się n a antypod ach piękna greckiego nam y słu , nurzająceg o się w sw obodzie w yobraźni in icju jącej m it. To on zapew nia ową s k u ­ pioną to talność życia, k tó rą syci się ro zum iejąca m yśl i poetyckie słowo.

My zaś, k tó rzy śm y poza ty m pożyw nym m item , co genialnym czyni dzieciństw o k u ltu r y i jej m łodość, pław im y się w e w szechobecnej P rozie Szarości. Sza­ rość (barw a pogrobowców!) c h a ra k te ry z u je nas onto- logicznie, albow iem jeste śm y w łaśnie „z te o rii” — 0 k tó rej pow iada fau sto w sk i M efistofeles, że „za­ wsze jest sz a ra ” . S ch iller uczy, że „sztuczność” re ­ w in d y ku je „naiw ność” w postaci „ id eału ” ; i rzeczy­ wiście — szarzejący św iat „k u n sztu i w iedzy” (czyli teorii po p ro stu ) „złote drzew o życia” w idzi pośród szczepów h esp eryjskiego (czyli grecko-naiw no-m i- tycznego) sadu. P ig u łk ą rea n im a c y jn ą dla zm a rn ia ­ łej k u ltu ry O dtw ó rstw a i P rz etw ó rstw a ( s a m o k o n -

sum ującej się konsum pcji) okazuje się se n ty m e n ta l­ nie p ro je k to w a n a greczyzna (u S ch illera „piękne człow ieczeństw o G reków ”).

Tak oto fo rm u je się swoiście niem iecki kom pleks „dwóch ojczyzn” e. P rzy p isy w an e G oethem u p rzed ­ śm iertne zaw ołanie: „w ięcej św iatła!” u ja w n ia dla

8 „G recja jest o d k ry ciem sam a w sob ie jako zak azan a z ie ­ m ia obiecan a, jako p rz e c iw ie ń stw o n ie m ie c k ic h o b szarów 1 b ladego słoń ca, jako ziem ia, gd zie sło w a są b ran e w ich p ełn y m zn aczen iu , p ierw o tn y m , rajsk im , je ś li p raw d ą jest, że raj u m y słu jest m iejscem esen cji, ż y w io łó w , źród eł sprzed czasu ich sk ażen ia. N ie m c y m ają jak g d y b y d w ie ojczyzn y, k tó re p rzen ik ają się w z a je m n ie w ich w y o b r a ­ ż en ia ch ” (J. G u itton : Profi l e. P rzeł. W. S u k ien n ick a . W ar­ szaw a 1973, s. 475).

(8)

7 7 N IE M IE C I G R E C Y n a s swój arc h e ty p ic z n y p o d tek st: tęsk n o tę g erm ań ­ sk ie j szarości za grecką jasnością. Jasn ość to nie ty l­ ko p ierw o tn a źródłowość, to tak że m etafizyczn y p ro ­ je k t „obecności w p ełn y m św ie tle ” , im p e r a ty w obja­

w ien ia 7.

„Z łote drzew o życia” rodzi w istocie „złote jabłka h e sp e ry jsk ie ” (hesperyjskie, tzn. zachodnie, w ieczor­ ne) i m a to d la nas jeszcze jed en znaczący w ym iar.

Z ło ty owoc (czyli p raw ie owoc św iatła) w sadzie i zło te jabłka

w ieczoru — to nad zieja w ieczoru, że w zejdzie r a ­ nek. Filozoficzne oczy M inerw y ju ż o „szarej go­ d z in ie ” m uszą przeczuw ać „geistigen Tag d e r G egen­ w a r t” . R anek roztopi się w reszcie w chw ili „ n a j­ krótszego cien ia” , w olśnieniu „ P o łu d n ia ” . „Ś w iatło” G oethego, G recy S chillera, „w ieczna teraźniejszość”

7 O b ja w ien ie — to, w rezu lta cie, za p o m n ien ie „ k rytyczn ego j a ”. N ietzsch ea ń sk a reh a b ilita cja „ za p o m n ien ia ” jako w a ­ runku w sz e lk ie j tw ó rczo ści, za w a rta w N i e w c z e s n y c h r o z ­

w a ż a n ia c h , a ta k ż e id e a ł sa m o za tra cen ia się p odm iotu, dio-

n iz y jsk ie g o u p o jen ia , a m o r is f a t i — w sz y stk o to m a jed ­ n a k ie źródło z o so b liw y m — z w a ż y w sz y H e g lo w sk ą p o­ gard ę d la „ro m a n ty zm u ” — o k r e śle n ie m p raw d y, jakie z n a jd u je m y w „ P rzed m o w ie” do F e n o m e n o l o g ii du ch a: „P raw d a jest n ib y d io n izy jsk ie u p o jen ie, w k tó ry m żaden u c z e stn ik n ie jest n ie p ija n y ”. I tu , i ta m „d io n izy jsk ie u p o­ j e n ie ” sta n o w i ja k ieś w o d y S ty k su w z g lę d e m szarzyzn y te o r e ty c z n o -n ie m ie c k ie g o św ia ta . T en św ia t cier p i na n ie ­ ob ecn ość m itu (który d aje za p o m n ien ie), bo jest ku ltu rą n a u k i (ta zaś jest p a m ięcią n ie sk o ń c z e n ie k ry ty czn ą i k ry- ty k o g en n ą ). Z arów no dla N ietzsch eg o , jak i d la H eg la św iat n ie m ie c k ie j te o r ii — to K ant! N ie tz sc h e w Z m i e r z c h u b o ­

ż y s z c z p o w ie sa rk a sty czn ie o K a n io w s k ie j filo z o fii ob o w ią z­

ku, że o p isu je ona „u rzędnika jako rzecz sam ą w sob ie u sta n o w io n ą sędzią nad u rzęd n ik iem jak o z ja w is k ie m ”. A le przecież i dla H egla (jak g d yb y z p r zeciw n ej strony) b ędzie K an t rep rezen ta n tem słab ego, tch ó r z liw e g o racjon alizm u, ag n o sty czn ie zn erw ico w a n eg o . D la teg o N ie tz sc h e i H egel w n a jw e w n ę tr z n ie jsz y m ry tm ie sw o ic h filo z o fii od w ołu ją s ię do in sp ir a c ji p ro w o k a cy jn ie g reck ic h (a k an tow sk ich ). J e d e n do n a iw n y ch p reso k ra ty k ó w i H om era, drugi do A n a k sa g o ra so w eg o od k rycia, że „ św ia tem rząd zi n o u s”.

(9)

N IN A G L A D Z IU K 7S

M łod zien iec i M ężczyzna

m etafizy k i H eglow skiej — to w szystko owoce z sa­ d u H esperyd.

U N ietzschego „złote jab łk o ” będzie w istocie figą z g a ju Z a ra tu s try . 2 Rzym, od p i e r w s z y c h sw o ic h p o c z ą t ­ k ó w nie b y ł n i c z y m r d z e n n y m , l e c z c z y m ś s z tu c z n i e s t w o r z o n y m , siłą w p r o w a d z o n y m . H eg el

W W ykła d a ch z filo zo fii dzie­

jó w d a je H egel ta k i opis „greckości” : „młodość nie

jest jeszcze okresem ak ty w n ej p rac y , nie je st jeszcze w ysiłkiem zdążającym do jakiegoś ograniczonego celu rozsądkow ego, lecz raczej k o n k retn ą , m łodzień­ czą świeżością d u c h a ”. I d alej pisze: „Inaczej m a się rzecz z do jrzały m m ężczyzną: żyje on w p ra ­ cy (···)” 8· N a stęp u je słynne p rzeciw staw ien ie „za­ sady g rec k iej” „duchow i rzy m sk ie m u ” : G recja to M łodzieniec, M ężczyzna to Rzym . G recja to „duch w jego radości i w eselu” , Rzym to p rac a i religia „całkow itej prozaiczności” . K ró tk o : G recja to P oe­ zja, Rzym — początek Prozy. G recja jako „pogodna gra w olnej w yo b raźni” , jako „radość życia w służ­ bie bogów ” zdław iona zostaje przez Rzym — tę p ro ­ zaiczną szkołę karności i d yscypliny, p a ń stw a i p ra ­ wa.

„Ś w iat rzy m sk i” znajdzie u d erzającą analogię w H e­ glow skiej Logice, o k tó rej stu d io w an iu sam jej a u to r pow ie, iż „ jest ab solutnym kształcen iem św ia­ dom ości i w ychow yw aniem je j w karności (Zucht des B ew usstseins)” 9. Z kolei, pisząc o Rzym ie, d a je H egel ja k b y etym ologię m echanizm u p ro je k c y jn e ­

8 G. W. F. H eg el: W y k ł a d y z fi lo z o f ii d z i e j ó w . P rzeł. J. G ra­ b o w sk i i A . L andm an. T. II. W arszaw a 1958, s. 9— 10. • G. W. F. H eg el: N a u k a logiki. P rzeł. A . L andm an. T. I. W arszaw a 1967, s. 57.

(10)

79 N IE M IE C I G R E C Y go Logiki: „W yraz «Zucht» (karność) pochodzi od

«ziehen» (ciągnąć), ciągnąć k u czem uś; na dalszym w ięc planie przyśw ieca tu ja k a ś trw a ła jedność, k u k tó re j n ależy św iat ciągnąć (ziehen) i w ychow yw ać (erziehen), jeżeli chce się osiągnąć adekw atność z celem ” 10. Ta adekw atność śro dk a i celu — to ade­ kw atno ść posłuszeństw a i przem ocy, su b o rdy nacji i panow ania. T en ty lko sto su n ek w ciela a rc h ite k to - nika Rzym u. W ciela ową moc, w łaściw ą „w ielkie­ m u sty lo w i” budow li klasycznej, k tó ra — ja k m ó­ wi N ietzsche — „nie p o trz e b u je ju ż dow odów , k tó ­ ra nie d b a o to, by się podobać, k tó ra ciężko odpo­ w ia d a ” n . Po p ro stu : Rom a locuta, causa finita. D zięki tak ie m u w ew n ętrzn em u sam o g w aran tu jące- m u się porządkow i H eglow ska Logika s ta je się jakąś m onadą m onad (określenie H eglow skie dla rzy m ­ skiego cesarza jako w łaściciela w łaścicieli) a p ra ­ ca w służbie P ojęcia okazuje się byciem p re to ria n i­ nem Logicznego M usu 12. T ak człow iek w H eglow ­ skiej historiozofii „w b ó lu ” w y p raco w u je try b u t sk ładan y n o rm aty w n em u C e n tru m M etafizycznem u, jakim jest Rzym W iedzy A bso lu tn ej, d o stęp u jąc ła ­ skaw ej nom inacji na „bycie rzeczy w isty m ” . „W ieczna teraźniejszo ść” sp e k u la ty w n e j m etafizyki, jej „bycie u siebie ja k św iatło ” , będąc jak im ś p rz y ­ pom nieniem greckiego słońca, okazuje się jednocze­ śnie jego r z y m s k im zapoznaniem 13. H eglow ski Ro­ zum jaśn ieje bow iem w m ajestacie ta k im p e ra to r- skiej m ocy (która obca jeszcze była P lato ń sk iej Idei),

10 H egel: W y k ł a d y z..., t. II, s. 159.

11 F. N ietzsch e: Z m i e r z c h b o ż y s z c z c z y l i j a k f i lo z o f u je się

m ł o te m . Przeł. S. W y rzy k o w sk i. W arszaw a 1905— 1906, s. 75.

12 N a to m ia st „ n a jw y ższy m p retorem jest w y łą c z n ie ogóln y, sam w sobie i d la sie b ie is tn e ją c y duch — duch św ia ­ ta ” — kończą się Z a s a d y filo zo f ii p r a w a .

« N ie darm o p o k azu je H eid eg g er, iż m eta fiz y c z n y sposób m y śle n ia w y d a rzy ł się n ieja k o „z p o w o d u ” tr a n s la c ji p ojęć greck ic h na ła ciń sk ie.

R zym W ied zy A b so lu tn ej

(11)

N IN A G Ł A D Z IU K 8 0

C yrk

S w ia to o b ra zu

że m ożna odnieść doń słow a N apoleona (to w szak też b o h a te r „rzy m sk i” !): „R epublice F ra n cu sk ie j nie jest potrzeb ne uznanie, ta k sam o jak nie m u si się uznać słońca” .

Całą tę d y g resję uczyniliśm y po to, by ju ż zaraz pokazać, iż w N ietzscheańskiej recepcji a n ty k u z e t­ k n iem y się też z podobnym przem ieszczeniem ak c en ­ tów (ze zniekształceniem a rc h e ty p u G recji przez pierw iastek rzym ski). Rzecz p ro sta, sens owego p rz e ­ m ieszczenia je st dodatkow o zaw ikłan y przez to, ze N ietzscheańskie negaty w ne dzieło „ U m w e rtu n g ” (dzieło przew artościow an ia całego m yślenia m e ta fi­ zycznego jako podszytego m oralnością) k ie ru je się przeciw Heglowi, uzn anem u za czystą postać filo­ zofii etycznej. A zatem i przeciw budow li sy stem u, p o k ry te j fresk am i su b sta n c ja ln y ch fig u r św iata, ja ­ k ą jest H eglow ska m etafizyka. N astaw ienie a n ty - heglow skie spow oduje, że N ietzsche będzie św iado­ m ie i prow o k acyjn ie n ie-sy stem atyczn y . I ko listej rotu n d zie sy stem u p rzeciw staw i tańczący chaos sw o­ ich m yśli. W szelako ułożą się one w końcu w koło „w iecznych p ow ro tów ” . K o lista ro tu n d a S y stem u i kołow rót „Tego Sam ego” — to w ciąż rzym sk ie Colosseum, gdzie W ola W oli ogląda przez siebie zorganizow any (skoszarow any, zestaw iony) C yrk Sw iatoobrazu.

S y tu a cja w idza wobec uprzednio zaaranżow an ej sce­ n y w idow iska odpow iada dychotom ii podm iotow o- -przedm iotow ej, gdzie przedm iot istn ieje ty lk o po to, by podm iot m ógł się w nim sam ooglądać. Taką w łaśnie strateg ię realizu je H eglow ska Logika — roz­ w in ięta d iale k ty k a sprzeczności przedm io tow ych istn ieje jedynie jako spek takl dla podm iotow ego A bsolutu. Ale i w W ied zy radosnej p o jaw ia się oso­ bliw e określenie „poznającego” jako „a ra n ż era u ro ­ czystości istn ien ia” . Poznanie zaś m a być „ n a jw y ż ­ szym środkiem do po d trzy m an ia pow szechności snu i w zajem nego porozum ienia w szystk ich śniących m iędzy sobą i w łaśnie przez to do p o d trz y m an ia

(12)

S I N IE M IE C I G R E C Y trw ało ści s n u ” u . Ta „powszechność s n u ” to, w isto­ cie rzeczy, N ietzscheańskie nazw anie s tru k tu ry C y r­ ku . W szak C yrk to w idow nia w y św ietlająca kolo­ s a ln y sen o sobie sam ej na scenie Colosseum. T rw a ­ łość s tr u k tu ry C y rk u to trw ałość uniw ersalnego snu uprzed n io zaaranżow anego i zagw arantow anego przez W olę Woli.

J u ż u H egla m ów i się, że ta k a jest moc ducha, „jak d alek o d u c h odw aży się sięgnąć sw oją ekspansją i w niej się za trac ić ” 1S. W ola W iedzy A bsolutnej je s t zatem jak ą ś (co ju ż H eidegger pokazał) zawoa- lo w an ą w olą m ocy. I czyż w W ied zy radosnej nie odzyw a się heglow sko-rzym ski akcent: absolutny rozkaz, rzucony poznaniu, b y zawłaszczyć św iat: „B u dujcie m iasta swe na W ezuw iuszu! W ysyłajcie sw e s ta tk i na niezbadane m orza! Ż yjcie w w ojnie z rów nym i sobie i z sam ym sobą. Bądźcie łupieżca­ m i i zdobyw cam i, dopóki nie m ożecie być w ładcam i i posiadaczam i, w y poznający! (...) W końcu pozna­ nie w yciągnie dłoń po to, co m u się należy: będzie chciało panow ać i posiadać, a w y w raz z nim !” 16. I czyż N ietzscheańska „w ola stan ia się silniejszym w każdym ognisku siły ” nie przem aw ia — z kolei — w H eglow skim opisie: „N ieskończona chciwość pod­ m iotow ości polega w łaśnie n a ty m , że w szystko sk u p ia w (...) ognisku czystego J a i tam je poże­ r a ” 17.

N azw ijm y ted y dw a m o m en ty m yślenia „rzym skie­ go” , nieodm iennie je stru k tu ru ją c e : to podbój i za­ w łaszczenie, ag resja i u trw a le n ie posiadania. To Lo­ gika posiada św iat (a nie św iat jest intelligibilny) i to m ocne ego ipsissim us pochłania całą realność

14 F. N ietzsch e: W i e d z a ra d o s n a (La g a y a scienza). Przeł. L. S ta ff. W arszaw a 1906— 1907, s. 90.

15 G. W. F. H egel: F e n o m e n o l o g ia du cha. P rzeł. A. L an d ­ m an. T. I. W arszaw a 1963, s. 17.

16 N ietzsch e: W i e d z a rados na..., s. 230.

17 G. W. F. H egel: Z a s a d y f i lo z o f ii p r a w a . Przeł. A. L an d ­ m an. W arszaw a 1969, s. 352.

Podbój i za w ła szczen ie

(13)

N IN A G Ł A D Z T O K 8 2

S ty l „rzym sk i”

(jaką je st sieć energetycznych in te ra k c ji m iędzy jednostkam i).

W yznaje a u to r Z m ie rzch u bożyszcz, że p rze jaw ia sam „am b itn ą dążność do rzym skiego s ty lu , do aere

perennius w s ty lu ” , a jego zm ysł „ep ig ram u jako

sty lu ocknął się n iem al w oka m gn ieniu pod w p ły ­ w em S alu stjusza. (...) Zw ięzły, surow y, z m ożliw ie bogatym zasobem treści na dnie, p ełen złośliwości i chłodu względem «pięknego słowa» oraz «piękne­ go uczucia» (...)” 18. Skoro p rzyp om nim y sobie, że — w edle H egla — ep ig ram at jest form ą u lu b ioną w ła ­ śnie przez rozsądek rzym ski i że całe dzieło k r y ­ tyczne „ U m w ertu n g ” w yłożone jest w kształcie afo­ ry zm u (będąc k o n ty n u acją „rzym sk ich w s ty lu ” Francuzów : Le B ru y é re ’a, L a R ochefoucaulda i C ham forta), to jasne się stanie, czem u o G rekach m ógł a u to r Z m ie rzch u bożyszcz pow iedzieć: „Uczyć się od nich niepodobna — są za obcy, za rozlew ­ n i (...), by oddziaływ ać klasycznie. N auczył-że się kto pisać od Greka! I czy podobna nauczyć się tego bez R zym ianina!” 19.

S ty l „rzy m sk i” , „klasyczny” , „w ielk i” , „m ęski” (przypom nijm y H egla: Rzym to M ężczyzna), „cy­ niczny i n iew in n y ” — to sty l żołnierza 20; k u ltu ra

18 N ietzsch e: Z m i e r z c h bożyszcz..., s. 119. „N iedobre oko

i u ch o ” N ietzsch eg o d em ask u jące w filo z o fii resen ty m en - ta ln y „in styn k t k a p ła ń sk i”, cała ta „ h erm en eu ty k a p o d ejrzli­ w o śc i” (jak ją R icoeu r n azyw a) — też jest jak ąś zd o ln o ­ ścią „rzym sk ą”, o ile p rzek on u je nas u w a g a H egla: „a R zy­ m ian w sz y stk o w y d a je się ta jem n icze i d w o iste. W id zieli oni b o w iem w p rzed m iocie n ie ty lk o p rzed m iot sam , a le jeszcze i coś, co było w nim u k r y te ” (W y k ł a d y z..., t. II, s. 113). To zatem „rzym sk i” N ietzsch e p o d ejrzew a: „W szel­ ka filo z o fia u k ry w a w sobie ró w n ież filo z o fię ; w sz e lk ie m n iem a n ie jest k ryjów k ą, w sz e lk ie słow o — m a sk ą ” (D usza

dostojna..., s. 34).

19 N ietzsch e: Z m i e r z c h bożyszcz..., s. 120.

20 „Ta sam a d y scy p lin a czy n i d zieln y m żo łn ierza i u czo n e­ go (...) M óc rozk azyw ać i z k o le i b y ć p o słu szn y m w sp o ­ sób d um ny (...)” (N ietzsch e: W o la m ocy..., s. 5Q4). P or.

(14)

83 N IE M IE C I G R E C Y „m ocna”, „ je d n o lita w s ty lu ” — to k u ltu ra R zym u, rzym skie legiony, Jow isz p o d b ijający U niversum . J a k w iem y, N ietzsche po agresyw n ej w ojnie po d ej­ rzliwości (po „S an ctu s J a n u a riu s ” — jak n azyw a swój okres k ry ty c z n y ) zajm ie się pracą p o w tó rnej m ityzacji: Jow isz zapragnie być H om erem . Ale zna­ czy to dok ład nie: w ilu zji H om era zapragnie — raz jeszcze — sam ego siebie.

W ola m ocy okaże się w olą Z łudy, Ilu zji i Pozoru, ja - W ola Iluzji kie „ tw a rd y tw ó rca ” w y tw arza, narzucając św iatu

zdem askow anem u p ierw ej jako m ap a ognisk sił. To Rzym, dyspozycyjn y ośrodek uprzedm iotow ionego św iata — w ola m ocy — w yśw ietla Iluzję, Z łudę i Pozór G reków jako autorów , w ięcej: ideologów Złudy, Ilu zji i Pozoru! A lbow iem m ężczyzna (Rzym) zidentyfikow ać się może z m łodością (Grecją) tylk o poprzez ilu z ję (a więc estety czn e przeżycie); aby zatem ową iluzoryczność znieść, młodości przypisze celowe w y tw a rz an ie iluzji, co de facto tylko jem u, jako m ężczyźnie dojrzałem u, może przysługiw ać. Tym ty lko d aje się w ytłu m aczy ć zadziw iająca Nie- tzscheańska teza, jako b y G recy kochali pozór: „Och, ci Grecy! Rozum ieliż się oni na życiu: na to trzeb a dzielnie zatrzym yw ać się p rz y pow ierzchni, przy fałdzie, p rz y naskó rku , uw ielbiać pozór, w ierzyć w k ształty , dźw ięki, słow a, w cały Olim p pozoru! Ci G recy b yli pow ierzchow ni — z głębi” 21.

Toteż — w edle N ietzschego — grecka „niew inność” , greckie bycie „poza dobrem i złem ” (czyli poza pod­ staw ow ym przesądem m o raln y m m etafizyk i — fa ł­ szem „św iata praw dziw ego” wobec „św iata pozor­ nego”) znaczy, w gruncie rzeczy, estetyczn ą w iarę w P ozór (estetyczną, bo Pozór p rzeżyw any je st jako Pozór w łaśnie).

a w a g ę M. S ch elera , iż „ resen ty m en t n ajm n iej zagraża ż o ł ­

n ie r z o w i, najb ard ziej — t y p o w i k a p ła n a ” (R e s e n t y m e n t a moraln ość ..., s. 63).

(15)

N IN A G Ł A D Z IU K 8 ·1 „B ycie este ty c z n e ” P ow ierzch n io - w o ść i p o­ w ierzch o w n o ść

W szelako „bycie estetyczn e” jest przecież sty g m a - tem sy tu acji, w k tó re j św iat nie jest w cale dany „źródłow o”, bo uleg ł ju ż głębokiem u w yalienow aniu, gdy a rk a d y jsk ie bycie w sercu m itu stało się już ty lk o życiem jak o ry w alizacją estety czny ch sty liza ­ cji („w szelkie życie jest w aśnią o g u sty i sm aki!”) 22. „O lim p p ozo ru ” to wciąż sy tu a c ja sam o-przeżyw a- jącego w idza, to wciąż rzym skie Colosseum su b iek ­ tyw ności; a przecież — ja k m ów i H eidegger — „Tak ja k n ieu ch ro n ne i praw idłow e jest, że dla no­ w ożytnego człow ieka w szystko m usi się staw ać p rze­ życiem (...), ta k też pew ne jest, że G recy na uroczy­ stościach w O lim pii nigdy żadnych przeżyć m ieć nie m ogli” 23. Toteż niew inność G reków — to nade w szystko bycie poza-estetyczne!

N ietzscheańska teza o greckiej w ierze w pozór sam a jest w ięc z w ia ry w pozór zrodzonym paradoksem (pow ierzchow ność m yślenia — to n ieu ch ro n n a kara, jak ą płaci parad o k so graf, skoro sta ra się być p ro g ra ­ mowo „filozofem n ask ó rk a ”). Bo też teza ta, opiera­ jąc się na H om erow ym — po w ielekroć p rzy tacza­ nym — pow iedzeniu: „w iele bo k łam ią śpiew acy” , jest zarazem k o n stru o w an a w opozycji do nie m niej greckiego przecież P arm enidesa: „P arm en id es m ó­ w ił «nie m ożna pom yśleć tego, czego nie m a» — m y stoim y na przeciw ległym k rań c u i m ów im y «co m ożna pom yśleć, m usi z pew nością być fik cją» ” 24. Ale ta k krańcow e sform ułow anie obce ju ż je st grec­ k iem u H om erow i, tak jak bliskie łacińskiem u H ora­ cem u, dla któ rego poeta jest splendide m e n d a x (w spaniale k łam liw y). I tak obce greckiem u rozu­ m ieniu p ra w d y (czyli w ysław iającego się logosu), ja k bliskie p ierw szem u filozofowi now ożytności — K artezjuszow i. Nic dziw nego: K a rte z ja ń sk ie o d kry ­

22 N ietzsch e: T a k o rzecze..., s. 161.

23 M. H eid eg g er: C zas św ia t o o b r a z u . P rzeł. K . W olicki. W:

B u d o w a ć , m i e s z k a ć , m y ś le ć . Eseje w y b r a n e . W arszaw a 1977,

s. 147.

(16)

8 5 N IE M IE C I G R E C Y cie w olnej w oli su b iek ty w n ej, k tó ra m iała (form al­ nie) dorów nyw ać aż boskiej, doczeka się swego speł­ nien ia w łaśnie w N ietzscheańskiej w oli mocy! T y l­ ko su b iectu m , p o jęte jako w ola przed staw iająca, jest w stanie stw arzać fikcję. Może d lateg o m iał rzec D escartes: m u n d u s est fabula. Może dlatego powie o jego filozofii Pascal, że je s t „pow ieścią o n a tu rz e ” . W czym więc p rze jaw ia się w łaściw a „duchow i grec­ k iem u ” „niew inność” ? Jeśli na pew no nie w „religii p o zoru” , to m oże w sy tu a c ji ig rzyska, gry, zaba­ w y 25? W szak, dla p rzy k ład u , S o k ra te jsk a elen k ty k a to jakieś ig rzyska (N ietzsche: „w spółzaw odnictw o m iłosne” m łodych G reków jako „rozw inięcie p ra s ta ­ ry ch zapasów ”), a jednocześnie gra (Hegel: „bezin­ teresow n a g ra ” zaw iązana w „g im n astyce um ysło­ w e j” p łatn y c h sofistów ), to w k ońcu zabaw a („p ra­ cow itą zabaw ą” nazyw a się filozofow anie w P la to ń ­ skim Parm enidesie). W szelako nie ty lk o dialektycy z ateńskiego ry n ku ... „I bogowie lu b ią się baw ić” — czytam y w K ratylosie.

N a p y ta n ie „czym jest czas?” m iał dać H e ra k lit oso­ bliw ą odpowiedź, iż je st to „baw iące się w kości dziecko; dziecko — k tó re — je st k ró le m ”.

Być m oże ta H e ra k lite jsk a p a ra b o la inspirow ała N ietzscheańską m itologię św iata jak o G ry: „Jeśli św iat należy sobie w yobrażać jako określoną w iel­ kość siły i określoną ilość ognisk siły (...), ted y w y ­ pły w a stąd, że m usi on n ib y w grze w k o stki przero ­ bić obliczalną ilość k o m binacji p rz y tej w ielkiej grze istn ien ia ” 26. N astęp u je d alej opis „niew innego sta ­

25 A w ię c w sy tu a c ji p rzeb y w a n ia w o w y m ż y w ic ie „zby­ te czn eg o n ad m iaru ”, jakim jest za b a w a w e d le H u izin gi. Por. u w a g ę H egla o igrzysk ach g reck ich : „gra jest tu p rze­ c iw sta w io n a w a lc e na serio, za le ż n o śc i i k o n ie c z n o śc i” ( W y ­

k ł a d y z..., t. II, s. 38). N a to m ia st o R zym ian ach : „W isto tn y

sp osób różn ili się R zym ian ie od G rek ó w w sw y m stosunku do ig r z y s k . R zym ian ie b y li na n ich w g ru n cie rzeczy ty lk o w id z a m i” (i b i d e m , s. 119).

26 N ietzsch e: Wola. mocy..., s. 447.

Z abaw a

H era k litejsk a parab ola

(17)

N IN A GrLA-DZIUK 8 0

R e lig ia P rzypadku

w a n ia się” za pom ocą m eta fo ry „w iecznego p o w ro ­ t u ” : „ te n m ój św iat dionizyjski, sam w iecznie s tw a ­ rz a ją c y się, sam w iecznie niw eczący się (...), to m oje «poza do b rem i złem», bez celu, jeśli celem nie je st szczęście w kole, bez woli, jeśli koło nie jest d o b rą w olą ob racania się na w łasnej s ta re j drodze w koło siebie i ty lk o w koło siebie: ten m ój św iat — kto je s t dość ja sn y n a to, żeby w eń spojrzeć i nie ży­ czyć sobie p rz y ty m ślepoty?” 27.

Ś w iat, w k tó ry m celeb ru je się religię P rz y p ad k u 28, jest św iatem g ry bez ryzyka, a ty m sam ym jest św iatem , w k tó ry m „Bóg u m a rł” . G ra w świecie z Bogiem (choćby był to Deus A bsconditus) je st bo­ w iem zawsze ryzykow na. Tak też P ascalow ski za­ k ład — o feru jąc dw ie strateg ie (podług jedn ej m oż­ na stracić m ało — w ygrać w szystko, podług d ru ­ giej — na odw rót), strateg ie nierów now ażne, k u p iec­ ko ju ż przeliczone — pozostaw ia przecież wolność co do ich w y b o ru : i to jest owa sm uga ry zy k a nie­ usuw alnego.

Ale św iat, w k tó ry m w szystko m ożna, „każdy h a ­ z ard poznającego je st dozw olony” 29, m u si na nowo znaleźć Boga, by owa nudna, p rzy p o m in ająca nie­ kończący się collage celebracja p rzy p a d k u

odzyska-27 I b i d e m , s. 449.

To ó w d io n iz y jsk i gracz jest S łoń cem , to w o k ó ł n iego p rzeta cza ją się k o n ste la c je p rzypadków , „a sto łem boskim jest ziem ia , d rżącym od tw ó rczy ch n o w y ch słó w i b oskich k o śc i” (N ietzsch e: T a k o rzecze..., s. 325). To w o la m ocy jest b osk im graczem , c z y li grającym „ d zieck iem -k r ó lem ”. W szak ty lk o d ziecko jest poza traged ią, czy li n i e w i n n e w w ie c z ­ n ej te r a ź n ie jsz o ś c i zab aw y. S a m o o ślep ia ją cy się E dyp — to już sy m b o l „ n ieza w in io n ej w in y ” (S ch eler o tragiczn ości), w jak ą u w ik ła n e jest ży cie d orosłego. N ie tz sc h e a ń sk ie „ szczęście w k o le ” — to szczęście w ieczn eg o dziecka. 28 „W isto cie k to ś gra tu i ów d zie w ra z z n a m i — lu b y przypadek: p ro w a d zi nam przy sposob ności dłoń, a n a j­ m ęd rsza op atrzn ość n ie m ogłab y p ięk n iejszej w y m y śle ć m u ­ z y k i nad tę, k tóra się w te d y u d a je n aszej n iem ą d rej d ło ­ n i” (N ietzsch e: W i e d z a radosna..., s. 225).

(18)

8 7 N IE M IE C I G R E C Y ła — jako tw o rzenie w arto ści — swój sens. R eligia P rz y p a d k u (dokładnie ta k sam o ja k p rzed tem — re ­ ligia Pozoru) okazuje się relig ią W oli Woli. W św iś­ cie, w k tó ry m „Bóg u m a rł”, W ola W oli z a jm u je je ­ go m iejsce.

Tę sam ą logikę zn ajd u jem y u a te isty L u k recju sza. P y ta on:

(...) sk ąd się b ierze te n w o ln y pęd na ziem i? S k ą d się w e ź m ie p otęga w o li, w y d a r te j bogom , D z ię k i której, g d y ch cem y, id ziem y w ła sn ą drogą i ru ch sw ój — ja k a to m y — m o żem y ta k o d ch y lić, A b y k o n ieczn o ść z g w a łcić , p rzestrzeń i czas o m y lić ? 30

P a ren k liza ato m u p osłużyła tu do tego, b y uchronić p rzy p a d e k (nieoczekiw ane pojaw ienie się nowego u k ład u ) p rzed w essaniem go p rzez fizyczną koniecz­ ność, aby więc W oli poddać obszar niezd eterm in o - w ania. M eta-fizyka W oli (choć pozornie „ n a stę p u je p o ”) sam a — ja k się okazu je — zakłada fizykę P rz y p ad k u . T riu m fu ją c a w ta k przysposobionym św iecie W ola su b sta n c ja ln ie zdegradow ała greckich bogów.

Może jed n a k N ietzsche pow raca do nich o statecz­ nie — w tedy, gdy od k ry w a taniec jako „służbę bo­ żą” 31, a zarazem ry s isto tn y greczyzny?

W rzeczy sam ej, tańczyć m oże św iat, w k tó ry m nie za p a n u je jeszcze Rzym — „m ozolna p raca m ęskiego w iek u dziejów ” — czy po heid eg gerow sku m ó­ wiąc — k tó ry nie je st k u ltu rą „zw ierzęcia robocze­ go”. Tańczy nadobfitość czasu dyspozycyjnego, cza­ su zadatków , k tó re się jeszcze nie w y p e łn iły — M ło­ dość. T a k też u G reków n aw et k u n szt w o je n n y w y ­ d a je się w spom nieniem chorei: „N a ta rc z y A chillesa w y o b raził H efajstos (...) urodziw ych m łodzieńców

*° L u k recju sz: O n a tu r ze w s z e c h r z e c z y , P rzeł. E. S zy m a ń ­ ski. W arszaw a 1957, ks. II, 256— 260.

81 „(...) czem b y b ardziej ż y c z y ł so b ie być d uch filo z o fa , n iż d ob rym tan cerzem . T an iec b o w ie m jest jego id ea łem i sztu k ą jego, o sta teczn ie też jego jed y n ą b o g o b o jn o ścią i «słu żb ą bożą»” (N ietzsche: W ie d z a ra d o sn a ..., s. 359).

a W ola W oli

(19)

N IN A G Ł A D Z IU K 8 8

w k o stiu m ie Z aratustry

i dziew częta, k tó rz y p o ru szają w yćw iczonym i sto p a­ m i z szybkością k rąż k a obracanego p rzez g arn ca­ rz a ” 32.

Ale czyż m oże tańczyć sam filozof, k tó ry n a jp ie rw jest rzy m sk im „łow cą p o d e jrz en ia ” zerk ający m „zza w ęg ła”, później „filozofem m ło ta ” (to też fig u ra rzym skości — te n d e k o n stru k to r, k tó ry zdem asko­ w aw szy bogów jako p ro je k c je re se n ty m e n tu , zam y­ ka ich w szary m P an teo n ie m a rtw y c h idoli)? A jeśli ta k upozow any filozof niezdo lny je s t jeszcze do ta ń ­ ca, to m oże p o trzeb a m u — ostatecznie — tylk o ko­ stiu m u Z a ra tu s try ? Ale Z a ra tu s tra je st przecież kim ś w ięcej niż k arn aw ało w ą li ty lk o fig u rą, ta k jak czym ś w ięcej niż k arn aw ałem je s t głoszone przezeń „bardziej południow e południe (...): ta m gdzie bogo­ wie szat w szelkich się w sty d z ą ” 33.

Z a ra tu s tra m ów i o sobie: „C h ętn ie spoczyw am tu ­ ta j, gdzie dzieci ig ra ją (...) U czonym jestem jeszcze dla dzieci, d la po k rzyw i dla m aków k raśn y ch . N ie­ w in n e są one n a w e t w złośliw ości sw o je j” 34. P rz y ­ pom ina on ty m sam ym H e ra k lita , o k tó ry m pow ia­ d ają, że p rzed św iąty n ią A rtem id y b aw ił się z dzieć­ m i w kości.

Ale czym w łaściw ie m a być „g rające w kości dziec­ ko” , jeśli — p rzy p o m n ijm y — zostało p rzez H e ra ­ k lita p o jęte jako „król-czas” ? Czym je st ono nie jako uczeń m ądrości i nie jako p a rtn e r zabaw y; czym je s t ono „sam o w sobie” w zam kn iętej jeszcze rzeczyw istości sw ojego k rólestw a?

P rz y jrz y jm y się sta ro ira ń sk ie m u O rm uzdow i — bo­ gu św iatła. J e s t on słońcem sam ym , p rze m ie rza ją ­ cym swój n a tu ra ln y czas (wschód, połu d nie, zachód), a jednocześnie p a n u je jako p e rsk i „król króló w ” . Je st w ięc słońcem jako k ró l i jako czas. Jego czas (czas słońca) to sfera n ieu sta ją c ej w alk i z A ry m

a-32 H egel: W y k ł a d y z..., t. II, s. 37— 38. 38 N ietzsch e: T a k o rzecze..., s. 202. 34 I b i d e m , s. 173.

(20)

8 9 N IE M IE C I G R E C Y nem — bogiem ciemności. Św iatłość g ra z ciem no­ ścią i zw ycięża po to, by grać znow u i ta gra nie­ skończona, iście k rólew ska, oznacza w łaśnie czas. Może więc Czas: królew skie dziecko g rają ce w ko­ ści — to p e rsk i król?

P oru szeni tą in tu ic ją zgadzam y się ch ętnie z H e- glem , k ied y te n odw raca pow iedzenie jakiegoś k a ­ p łan a egipskiego, że „G recy p o zo stają w iecznie tylko dziećm i”, i pokazuje, że zetknięcie się W schodu z Zachodem , czyli św iata perskiego z greckim — to raczej zetknięcie się dziecka z m łodzieńcem . O ile bow iem P e rs „oczyszcza się” ze zła (A rym ana) drogą służby O rm uzdow i „królow i ś w ia tła ” — to w P lato ń sk im Sofiście za „najw ięk sze i najb ard ziej skuteczne ze w szystkich oczyszczeń” u zna się „zbi­ jan ie w d y sk u sji” . D obitnie stoi ta m (230 E): „kto nigdy nie p ad ał w d y sk u sji, ten , choćby b ył sam ym

kró le m p erskim (podkr. — N.G.), zostanie w nim

nieczystość najw iększa, zab rak n ie m u k u ltu r y u m y ­ sło w ej” . O ile K ró l-S w iatło d la P e rsa je s t D obrem sam ym , u szlachetn iający m p rzy ro d ę i życie — to grecki D em okryt w olałby raczej „znaleźć jed noprzy- czynowe w yjaśnien ie św iata, niźli zostać k rólem p e r­ sk im ” . Św iatłość jest zatem d la G reków raczej św iatłością ich k u ltu ry d ialek ty czn ej, to raczej — po heglow sku m ów iąc — „jasność s tro n y id ea ln ej” , „jasność samego siebie” c h a ra k te ry z u ją c a m łodzień­ ca 35.

35 I choć słońce przetacza się ze W schodu (e x O r ie n te l u x )

na Z achód, to dopiero na Z achodzie (c z y li w G recji) w sc h o ­ dzi — jak p ięk n ie m ó w i H e g e l — „ w e w n ętrzn e sło ń ce sa - m o w ie d z y ” i to ono b ezp o w ro tn ie p rzeista cza d zieciń stw o w „ b y cie m ło d zień cem ”, w b y cie G rek iem . I n a w et „na­ iw n y ” H era k les b liższy jest nam n iż P erso w i. W szak zło te jab łk a z sadu H esp eryd to dla n ieg o też „ św ia tło sam o- w ie d z y ”, to sam ow ied za, że n ieja k o w ła sn ą pracą (ow ym i sy m b o liczn y m i d w u n a sto m a pracam i) zd o b y ł sob ie u zn a­ n ie w O lim pie. D la teg o b liższy jest on n am , k tórzyśm y z R zym u „m ozolnej p racy m ę ż c z y z n y ”, b liż sz y nam niż u o so b io n ej w P ersie -d zieck u b ezczy n n ej a fir m a c ji św iatła.

M łod zien iec i dziecko

(21)

N IN A G Ł A D Z IU K ί)0

P ra g n ien ie p ojed n an ia

Oczywiście, ta k znaczące — u G reków — w y n iesie­ nie w artości d iale k ty k i nad sym boliczną w arto ść „bycia królem p e rsk im ” dla N ietzschego znaczyło, ni m niej ni w ięcej, sokratyczną dążność „bycia ro ­ zum nym do a b su rd u ”, znaczyło in te le k tu a ln ą zem ­ stę S o k ratesa na d ostojnym in stynkcie p ra s ta ry c h H ellenów , czyli pierw szą postać zem sty dokonanej na życiu, i jako tak ie kazało m u „przezw yciężyć także G rek ó w ”. Nie dziw więc, że odw oła się on do m otyw u w łaśnie perskiego, do obszaru owego — ja k pow iada Hegel — „w ieku dziecięcego d ziejó w ” . Religia Słońca to przecież p ełna a firm a c ja zży w a ją ­ cego się życia (przem ijanie znaczone drogą Słońca je st życiem i jako tak ie — najw yższym i jed y n y m dobrem ). Zrozum iałe więc, że nauczyciel „now ych filozofów ” , k tó rz y m ają zniszczyć źródła re se n ty - m en tu (wyzbyć się nienaw iści w oli wobec czasu), to Z a ra tu s tra , ew angelista Orm uzda!

Z a ra tu s tra chce innego p o jed nan ia z czasem niż m ę ­ skie, k tó re jest w ieczną teraźniejszością W iecznego M iasta — Rzym u. (Hegel: „D opiero Jow isz (...) p o ­ konał Czas i w y tk n ą ł cel jego p rzem ijan iu . Jow isz jest bogiem politycznym , k tó ry stw o rzy ł dzieło etyczne — p a ń stw o ” 3e). Chce on tak że innego p o jed ­ nania niż to, k tó re osiąga nauczyciel ateń sk ich m ło ­ dzieńców — S okrates, kiedy przed śm iercią składa Asklepiosow i w podzięce kog uta — p rz y jm u ją c śm ierć jak o uleczenie z życia (życia, co je st chorobą nie zrealizow anej Cnoty). M usi w ięc swe p rag nien ie w ysłow ić Z a ra tu s tra nie ty lk o jako „pojed nan ie z czasem ” , ale i coś „wyższego ponad w szelkie po­ jed n a n ie ” . Otóż „coś wyższego” — to p re -re fle k s y j- ne p ojednanie dostępne jedynie dziecku, to re -in te - g racja w kołobieg Czasu-Słońca, k u lm in u ją c y się w „w ielkim p o łu d n iu ” (to p o w rót w bezdziejow ość n a tu ry , gdzie — jak m ów ił Hegel — „nie dzieje się nic nowego pod słońcem ”).

(22)

91 N IE M IE C I G R E C Y Przeczucie, że p o jedn an ie p o jed n an ia może dokonać się tylk o jako re g re sja w stro n ę dzieciństw a, odzyw a się w ty m n a jb a rd zie j zagadkow ym z fragm entów

Z a r a tu str y : „Czegoś wyższego ponad w szelkie p o jed ­

n anie chcieć m u si wola, k tó ra je st w olą m ocy — lecz jakże jej n a to przyjdzie? K tóż pouczył ją n a ­ w e t i o chceniu w ste c z?” (podkr. — N.G.) 37. Toteż g dy radośnie rzuca Z a ra tu stra , że „u m arł Bóg” (do­ d ajm y : chrześcijań sk i Bóg-Starzec) — znaczy to w kole „w iecznych pow rotów ” , że u m arł Bóg, k tó ry zm artw y ch w stan ie dzieckiem .

N azw ał kiedyś S ch iller genialność naiw nej poezji „w yroczniam i bogów w ychodzącym i z u st dziecka”. W szelako d la nas poem at o Z a ra tu strz e to raczej sam ospełniające się w yrocznie dziecka, k tó re chce być Bogiem. O bsesyjność „jesiennego w ielkiego po­ łu d n ia ” sta je się do białości rozpalonym skw arem obłędu.

Bogowie o k ru tn ie u k a ra li piew cę „niew inności” . Dziesięć la t m ęskiego życia przyszło m u strw onić w żałosnym bezrozum ie niem ow lęcia.

T en sym boliczny aż bieg rzeczy pokazuje, że k u l­ tu ra nie zezw ala pobłażliw ie n a zabieg „archaiza- c ji” . I jeśli ta podróż w głąb w łasnej genealogii (czy raczej archeologii) chce być czym ś w ięcej niż se n ty ­ m e n ta ln ą m ity za c ją k u ltu ry albo reg en eracy jn y m k arn aw ałem „m yśli nieosw ojonej” ; jeśli chce być ży­ ciem sam ym — to kończy jak o p otw o rna hybris, k tó ra nie u n ik n ie k a ry nieba.

P rz y p o m n ijm y za Ricoeurem : „Człow iek je st je d y ­ ną isto tą w y d an ą na p astw ę swego dzieciństw a, jest istotą, k tó rą dzieciństw o pociąga bezustannie w stecz” 38. 87 N ietzsch e: T a k o r z e c z e s. 197. 88 P. R icoeur: Ś w i a d o m o ś ć i n ie ś w i a d o m o ś ć . Przeł. H. Ig a l- son. W: E g z y s t e n c j a i h e r m e n e u t y k a . R o z p r a w y o m e t o d z i e . W arszaw a 1975, s. 163. R egresja w d zieciń stw o D zieck o, k tóre ch ce być B ogiem P otw orn a h y b r i s

(23)

N IN A G Ł A D Z IU K 0 2 M etafizyk a św iatła... i lib id a ln y p od tek st * * *

O p ierw szym odwrocie od archê m itu w stro n ę k u ltu ry re fle k sy jn e j, czyli o g rec­ kich filozofach, k tó rz y stan ow ili „décadence in ­ sty n k tu G recji” , pow iada N ietzsche, że „szukali ty l­ ko jaśniejszego słońca, m it d la nich nie b y ł dość

czysty, dość jasn y . To św iatło znaleźli w sw ym po­ znaniu, w tym , co każdy z nich n azyw ał sw oją «praw dą»” 39. Po pierw sze zatem , plato n izm ja k o m etafizyka św iatła je st — że sp a ra fra z u je m y sła w ­ ną parab o lę — w yjściem z jask in i m itu z jego grą św iatła i cienia (tu m oże m iejsce dla aleth ei p reso - kraty k ó w , k tó rą ta k d ram a ty c z n ie p rzy p o m n iał św iatu H eidegger) na pełn e słońce „ p ra w d y ”. W So­

fiście pow iada P lato n , że w okół filozofa oddające­

go się oglądaniu b y tu w iecznego „je st tak jasno, że w żaden sposób dojrzeć go niełatw o” . N ie dziw tedy, że P la to n — p ierw sza osoba d ra m a tu e u ro p e j­ skiej m etafizy k i — sym bolicznie w yrzuci poetó w (którzy niczym H om er-ślepiec w trącen i są w pie­ czarę „ciem nego słow a”) poza obręb sw ojej — n a rozum ie u fu n d o w anej — słonecznej P olitei.

Po w tóre, p ro je k t m etafizy k i św iatła u k ry w a — zdaniem N ietzschego — lib id aln y pod tek st w oli sła­ bej. Im p e raty w „pełnej jaw ności” jest w szak im pe­ raty w e m pew ności. Tylko w ola słaba szu kając o p a r­ cia prag n ie p a rty c y p a c ji w bezczasow ych esencjach, ty lk o ona szuka absolutnego św iatła, b y się w nim sam ougruntow ać, by sw oją niesam oistność, w łaśn ie na odw rót, w yśw ietlić jako causa sui. Jak o p ro je k t re se n ty m e n ta ln e j w oli słabej — św iatło m etafizy k i m u m ifik u je czas. „E giptycyzm — ja k dosadnie m ó­ wi N ietzsche — tego p ro je k tu spraw ia, iż rozum ow e „bycie u siebie w dom u” przypom ina czas zam knię­ ty w piram idzie św iatła znieruchom iałego.

Ale przecież uśm ierceniem czasu je s t zarów no

39 F. N ietzsch e: L u d z k ie , a r c y l u d z k i e . Przeł. K. D r z e w ie c ­ ki. W arszaw a 1908, s. 258.

(24)

1)3 N IE M IE C I G R E C Y w przód rzuco n y p ro je k t m etafizy ki, ja k i reg re ­ s y w na w y p ra w a N ietzscheańska w głąb perskiego m itu Słońca (k tó ry prześw ieca — dla nas — przez to jed n o słowo: „ Z a ra tu s tra ”). W ypraw a ta jest, co p raw d a , w stecz skiero w an ą arch aizacją i nakaz, k tó ­ r y nią rządzi, u g ru n to w u je się w ogniu w alki z p ro ­ je k te m plato ń sk im , ale w łaśnie w te n sposób s ta ­ now i jedynie odw rócony p latonizm , odw rócony re - se n ty m e n t m etafizy k i, od w ro tn ą niż p latońsk a zem ­ s tę na czasie. Je śli bow iem arch aizacja jest m ożliw a (czyli dokładnie: je st w mocy), czas sta je się bez zna­ czenia. Toteż m it Z a ra tu s try rew in d y k u je fałszyw ą A rkadię, jak o że zak łada bezczasowość W oli Woli, k tó ra może uciekać się do ro zm aitych p ro jektó w (częstokroć a n ty tety czn y ch ), do rozm aitych „filolo­ g ii” i „ sty listy k ” , rzu can y ch na e k ra n św iatoobrazu. I w łaśnie rozrzutność tego m etafizycznego k in em ato ­ g ra fu w skazuje w ciąż n a n ieruchom e położenie d y ­ sponującej W oli W oli 40 — w iecznego R zym u św ia­ ta , z którego zbiegł o sta tn i grecki bóg. I dlatego N ietzsche, k tó ry „przezw yciężając G reków ” odwoła się do m itu perskiego, raz jeszcze objaw i sw oją

„ rzym sko śc”, bo czyż nie p rzy p om ina nam im p era­

to ra , k tó ry ze zw ycięskiej w y p ra w y przyw ozi za­ m orskich bogów?

* * «

C hcieliśm y pokazać, jak m it i m etafizy ka, dochodząc do głosu jako w zajem w y ­

40 T ego rodzaju n ieru ch o m o ść n ie m o ż liw a jest dla H e g lo w ­ sk ieg o M ężczyzny, k tó reg o u d zia łem jest d ziejow ość „n ie­ s z c z ę ś liw a ”. Bo choć k ażda z dróg k u ltu ro w ej p a m ięci pro­ w a d z i d la ń do R zym u — c z y li do n ieg o w ła śn ie jako p o d ­ m iotu d ziejó w , to p r z ek ro czy w szy łu k triu m fa ln y ow ej sa m o id e n ty fik a c ji, M ężczyzn a sta rzeje się o m om en t w ła ­ sn e j sa m o w ied zy — zm ierzch a. D la M ężczyzny istn ieje t y l­ ko jedna m o żliw o ść — zostać S tarcem .

O dw rócony p laton izm

(25)

N IN A G Ł A D Z IU K 9 4 Ś w ia tła bezczasu i szara tera źn iejszo ść P a m ięć i N ad zieja

p iera ją c e się p ro je k ty (nietzscheanizm i plato nizm ), są jednocześnie p rzez sto su n ek w zajem n ej neg acji sprzężone. Tym sam ym jed n a k „d la n a s” są one obecne poza ty m „albo — alb o” , czyli w sposób se n ty m e n ta ln y .

Ś w iatło m etafizycznej re fle k sji okazuje się dalek im reflek sem m itycznego słońca. W idzim y to dzięki ow e­ m u ruchow i, k tó ry ku jasności jednego i drugieg o św iatła (w przód i wstecz) odsyła, a zarazem sam jest n ieu stan n ie odsyłany do swego p u n k tu w y j­ ścia, jak im jest szarość naszego k u ltu ro w e g o „ tu i te ra z ” . „Tu i te ra z ” je st n ieprzekraczalne, a prze­ cież czasowe. Szarość zaś jest jed y n ie m om entem św iatło-cienia.

Owo „w stecz” i „w przód” ru c h u sen ty m en taln eg o , re te n c ja i p ro te n c ja , re tro - i p ro spek cja, owe dw a p u lsy przebiegające kolisty obszar m iędzy Schil- lero w sk ą „A rkadią u tra c o n ą ” a „nie istn iejący m E li- z ju m ” — k o n sty tu u ją czas. S e n ty m e n ta ln y czas — nasz czas — jest, m iast sam o g w aran tu jącej się „w iecznej teraźniejszości” p ro je k tu , czasem nieznu - żonej pam ięci i pracow itego oczekiw ania, czasem przebo lew an ia, ale i o tw a rte j nadziei. J e s t czasem zdolnym przecież ocalić sens każdego ludzkiego p ro ­ je k tu — p rzez ciągle ry zy k u ją cą tro sk ę, b y w św ie­ tle żadnego z nich nie u tracić w zroku.

* * *

P ro sta p ra w d a zapisana w czw artej księdze De re ru m n atu ra głosi: „To, co w św ietle, oglądam y z ciem ności” .

Cytaty

Powiązane dokumenty

The Rock Simulator wydaje się w tych funkcjach podobny do The Mountain, choć twórcy wzbogacili tę grę o serię minigier, w których zwyczajowo nieruchomy obiekt, jakim

Rekucka-Bugajska, Program greckiej szkoły retorycznej w świetle świadectw Libanio-.. sa, „Meander” 4-5 (1986),

2010.. Indagini sulla concezione della frode alla legge nella lotta politica e nella esperienza giuridica romana, M ilano 1983, s. Entstehung, Eigenart und

Podobnie w spraw ie Du Roy i M alaurie przeciwko F rancji 35 Trybunał powtórzył, że nie wolno pozbawiać prasy praw a do inform ow ania opinii pu ­ blicznej o

Nakaz wzbudzania zaufania nie odnosi się tylko do organu prowadzące­ go postępowanie, ale też do innych organów władzy państwowej (władzy sądowniczej,

Zasadne jest więc stw ierdzenie Oktawii Górniok, iż n ajtrw alszą cechą dokonywanych oszustw pozostaje zmienność ich kształtów , a zm iany rzeczy­ wistości, pod

Татьяна Николаева, Казанский государственный университет, Казань, Россия. Своевременное обращение к исследованию вопроса, связанного

Wśród nowych błogosławio­ nych znalazł się ksiądz Michał Piaszczyński, kapłan Diecezji Łomżyńskiej, profesor i wychowawca Wyższego Seminarium Duchownego w