• Nie Znaleziono Wyników

Opera Omnia 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Opera Omnia 5"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Natalia Ll

Opera Omnia 5

Sztuka i Dokumentacja nr 1, 39-41

2009

(2)

NATALIA LL

OPERA OMNIA 5

Przebudzenie

Aż do potowy lat siedem dziesiątych dwudziestego w ieku w idzia­ łam św iat z je d n e j jedyn ie strony. Dużo pracow ałam i często byłam fizycznie zm ęczona, ale naw et w największym utrudze­ niu nie odczuw ałam trwogi istnienia. Często, po cało-dzienno- nocnej pracy ja i mój życiowy p artn er kochaliśm y się do białego rana z prawdziwym za p am iętan iem . Krótka drzem ka po miłości pozw alała n atychm iast s ta w a ć do kolejnych z a p a s ó w Am ora z kondycją długodystansowca.

Z akochana po uszy, radosna i wesoła gnałam w przyszłość ja k źreb ak na łą c e pełnej wonnej i świeżej trawy. W sztuce wszyst­ ko mi w ychodziło. Byłam m ło da, p iękn a (na swój sposób) i n ieprzebranie szczęśliwa. Ś w ia t był poskładany i zrozumiały, a moje Życie miało konsystencję plasteliny, dającą się formować m oją w olą i m oją pracą. Miło mi było w sercu i na duszy, gdy moja kobiecość była zauw ażana przez przypadkowych prze­ chodniów. Cichy, lecz słyszalny szm erek akceptacji był paliwem mojej biologicznej pychy i bezgranicznej próżności i głupoty. Tak widzę to dzisiaj, m ając za sobą traum atyczne przeżycia, któ­ re nieomal przyprawiły m nie o śm ierć. Choć rozpatrując całe zja­ wisko mojego przebudzenia, symptomy grozy istnienia zauw a­ żałam i przeczuwałam wcześniej, ale nie um iałam ich czytać. Nie bagatelizowałam tego i regularnie bywałam u lekarza. S ą choroby, które m im o swej powagi i zaaw ansow ania nie m ają objawów bólowych. Ta najbardziej w redna choroba je s t szcze­ gólnie podstępna. Czułam się ja k bohaterka noweli Oszukana

Tom asza M an n a, m oże naw et bardziej oszukana, bo nie prze­ kroczyłam wtedy jeszcze czterdziestu lat.

W iosną 1 9 7 7 roku poczułam pierwsze objawy katastrofalnej choroby. N aw et po długim śnie budziłam się zm ęczona, ale nadw rażliw ie nerwowa. Jednowymiarowy św iat szczęśliwości zaczynał dyskretnie pokazywać drugą, ciem n ą stronę. W sia­ d ając do sam ochodu słyszałam za plecam i gwizdy i zaczepki przechodzących m łodzieńców z pobliskiego technikum sam o ­ chodow ego, a le ju ż m n ie o ne n ie w praw iały w m iły nastrój.

A nawet zaczęły mnie te zaczepki denerwować i irytować. W Gale­ rii Studio w W arszawie, w m aju 1 9 7 8 r. m ieliśmy otw ierać w raz z A. wystawę. Andrzej przygotowywał z za pam iętaniem swoje cienie. Ja zaprojektow ałam pokaz Śnienia.

***

Projekt Śnienia nie był natu ralną kontynuacją tego, co dotych­ czas robiłam . Był je d n ą z tych heurez, które pojaw iając się zni­ kąd s ą ta k kuszące i intrygujące, że nie sposób z nich zrezygno­ wać, czy zaprzestać ich kontynuacji.

Z niezwykłą ja k na m nie konsekwencją, narysowałam w grud­ niu 1 9 7 7 r. plan mojej instalacji w Galerii Studio w W arszawie (białe szpitalne łóżko, na którym m iałam przeprowadzić seans

Śnienie). W m aju 1 9 7 8 r. nie ś n iła m w G alerii S tu d io tylko w szpitalu. Natom iast w Galerii rzutowano na pościel łóżka akty Natalii LL. Galeria Studio mieściła się w foyer teatru o tej sam ej nazwie, mieszczącego się w osławionym Pekinie czyli Pałacu Kultury i Nauki. Ogrom ne gmaszysko w stylu radzieckiego so­ crealizm u zaprojektow ał wybitny architekt Rudniew, autor pro­ je k tó w m.in. m onum entalnego hotelu Rosija i stacji M ajakow - ska, Kirowska i W DNH w Moskwie.

W tym w łaśnie Pałacu KiN ulokow ał swój te a tr Józef Szajna, reżyser, sceno graf i artysta m alarz upraw iający oryginalną, m ocno ekspresyjną sztukę. S zajn a był je d n a k osobą o wybit­ nej inteligencji, ograniczył się do reżyserowania dość osobli­ wych spektakli teatralnych, o ddając galerię Studio w ręce a m ­ bitnego i spraw nego organizacyjnie Zdzisława Sosnowskiego, skądin ąd byłego ulubionego s tu d en ta Andrzeja Lachowicza. Sosnowski m iał bardzo d użą sw obodę w program owaniu wy­ staw w G alerii Studio i preferow ał sztu kę o orientacji zbliżonej do sztuki pojęciowej i postkonceptualnej. Wróciliśmy w łaśnie z pobytu w S tanach Zjednoczonych Am eryki Północnej na stypendium Fundacji Kościuszkowskiej (1 9 7 7 ), zaczęliśm y pracować nad projektem pokazu sztuki w ew nętrznej albo me- tafizyczno-transcedentalnej, realizowanej ja k o wystawa indy­ w idu alna dwojga artystów.

(3)

P r a c u j ą c k a ż d e z osobna działaliśm y n a d a ją c n a j e d n e j i tej sam ej fali: Andrzej skupił się na problem a­ tyce Cienia i Fotografii Konkretnej, do której ne­ gatywy wykonał w Nowym Jorku, ja zaś z nieznanej mi przyczyny ow ładnięta zo­ stałam przem ożną potrzebą studiow ania zagadnienia snu i śnienia jako stanu granicz­ nego między św iadomym i nie­ uświadom ionym . Od dzieciństwa fascynowały m nie m oje sny jako paralogiczny św iat czy Kosmos, towarzyszący mojej przeżywanej realności. Zestaw ienie rzeczywisto­ ści dnia codziennego z paradoksalną oczywistością moich doznań onirycz- nych stanowiło natu ralną dziedzinę, w której lokowałam (po której się poru­ szałam ), upraw iając altruistycznie tra k ­ tow aną praktykę artystyczną. Stąd moja twórczość zakotwiczona była (i je s t dotąd) w sferze zderzenia racjonalnych stwierdzeń i obserwacji opartych o intelekt i intuicyjne, ledw ie odczuw aln e szm ery pochodzące ja k u Alicji po drugiej stronie lustra w Alicji w Krainie Czarów Lewisa Carolla, czyli poczciwego pasto­ ra Dodgsona. Zresztą nie tylko jego, bo i W iliam a Blake, który fascynował i czarował m nie swoją s ztu ką z równie w ielką mocą. Oniryczna zagadka czaso/p rzestrzeni Śnienia m iała pokazać niepo­ w tarzalność naszych (moich) doznań i nie uśw iada­ mianych przeżyć, które choć ulotne i ledwie słyszalne stanow ią jeśli nie okno to przynajm niej lufcik, przez który udaje mi się zaglądnąć w przyszłość rzeczywistej rzeczywistości i rzeczywistości sztuki.

* * *

W y staw a/instalacja w Galerii Studio była ju ż montowana (początek m aja 1 9 7 7 ), gdy Andrzej przypadkiem obejrzał wyniki mojego b adania krwi. Niew iele mówiąc zaczął wy­ dzw aniać po klinikach we Wrocławiu i umówił m nie na godzi­ nę 7 rano do Profesora Janusza Woytonia w klinice na Dyrek- cyjnej. O poranku dnia następnego byłam pierwszą pacjentką Profesora. I tu się zaczęło moje przebudzenie. Rozpoczął się film akcji o przejm ującej dram aturgii, tym bardziej realny i bo­ lesny, że dotyczył mojej osoby. Po krótkim badaniu i obejrzeniu analizy krwi profesor Woytoń, mężczyzna niezwykle przystojny (postawny pan o lekko kręconych i s tarann ie przystrzyżonych

włosach, pachnący w odą kolońską Barley firmy Yardley, wów­ czas do kupienia jedynie w luksusowych sklepach) wyszedł ze m n ą do poczekalni, gdzie czekał zatroskany Andy i poinform o­ w ał go, że zostaję w klinice. Operacja m iała się odbyć nazajutrz rano.

* * *

Pełni mojego przebudzenia doznałam późną nocą, gdy rozpo­ częły się okropne, zagadkowo nieznane, zw ierzęce bóle moich trzewi. To było doznanie sprow adzające m nie z wyżyn próżności - zachwytu sobą do parteru, a raczej do piwnicy spoconego, ze zlepionym i i nie upranym i w ło s a m i zb olałego p a c je n ta w przededniu operacji, błagającego o środki przeciwbólowe, było ta k straszliw ą dla m nie katastrofą w izerunkową, że zbudziłam się na dobre.

Ten upiorny wstrząs m iał je d n ą dobrą stronę. Z osoby postrze­ gającej św iat ja k o pasm o sukcesu, piękna, elegancji i urody, w padającej w szam bo behawioralnych i fizjologicznych tortur, po operacji udanej, choć z pooperacyjnymi kom plikacjam i, przebudziłam się ja k b y nową N a talią LL. Zaczęłam refleksyj­ nie patrzeć na życie, dzień każdy począł sm akow ać ja k kromka pysznie pachnącego Chleba, który należy spożywać z usza­ nowaniem , a każdy spadły okruszek czy ułom ek - ja k pisał Krzysztof Kamil Norwid - podnieść z ziem i i ucałować z usza­ nowaniem dla darów nieba. Myślę, że stałam się naw et milsza dla otoczenia. Zwłaszcza dla Andrzeja, który na mój poopera­ cyjny powrót przygotował na balkonie naszego m ieszkania na czw artym piętrze prawdziwy czar - ptak, ogrody S e m ira m id y i kije na patyku. Gdy weszłam na balkon powitały mnie strojne kany (Kanis Kanis) z czerwonymi kw iatam i, kwitnący pachnący groszek, w onna m aciejka (M athias Vulgaris), karłow ate pinie rzymskie (Pini di Roma), wijący się na rozpiętych, misternych sznureczkach Szabalbon krasy (Cha Bal Bon), kwitnący prze­ pysznie czerwono-karm inowym kwieciem i przebój sezonu: kw itnące pom idory kalifornijskiej odmiany, które później, ju ż od sierpnia, owocowały ja k zwariow ane i sm akowały ja k obecne

Cherry's Tomatoes z delikatesów EPI.

* * *

Rzeczywistość po przebudzeniu o dznaczała się na począt­ ku ogrom ną bolesnością. W m ojej głowie błąkały się jeszcze w spo m n ienia sprzed m ojej M ałej, W ielkiej Prywatnej K a ta ­ strofy. Dziarski profesor z rasowym instynktem rzeźnika - chirurga w ytrzebił m oją kobiecość z niezw ykłą a k uratn ością i znaw stw em . Nie za d rża łam , gdy rzeczowy i konkretny pro­ feso r J. W. poinform ow ał m nie, że najbliższe pięć lat to czas, gdy regularnie m uszę poddaw ać się bad anio m , by uchwycić ew entualn y m o m e n t mojej tragicznej i zdradliw ej przypa­ dłości, która w każdej nieuśw iadom ionej sekun dzie może zm ien ić się w niezauw ażony i n iezauw ażalny przerzut. Teraz dopiero, po latach u św iad am iam sobie ja k ciężki był m iecz D am o klesa w iszący nad m oim życiem . Ale choć czułam się

(4)

ja k przebudzone dziecko z pełnego grozy snu, m oja sztuka s ta ła się pełna grozy i n ieuśw iadom ionej tragedii.

Na cześć, a raczej na dowód wielkiego szacunku i em patii dla cierpienia innych zrobiłam dwa cykle prac (dzieł) zadedykow ane towarzyszce życiowej mojego przy­ ja c iela i autorytetu w sztuce Rysia S. (Stanisławskiego), Alinie Szapocznikow. Tak to powstały DESTRUKTY (1 9 8 8 ) i TRWOGA PANICZNA (1 9 8 9 ), które w sposób ja k najbardziej św iadom y fo rm a ln ą stylistyką naw iązują do je j Zielnika.

Alina Szapocznikow, bez w ątpienia najwybitniejsza artystka polska dwudzie­ stego wieku, obok Marii Pinińskiej-Bereś, je s t m oją mega-gwiazdą, która przez przypadek i źle wygrany życiowy los skończyła tak, ja k mogłam za­ kończyć artystyczną karierę i żywot ja , banalnym nawrotem choroby, której nazwy nie wymienię, by nie pyszniła się swoją złudną i zjadliw ą mocą.

* * *

Myślę teraz, że przebudzenie (Przebudzenie), choć traum atycznie bole­ sne, ubogaciło m nie i przysłużyło się mojej sztuce.

* * *

Jeśli będzie mi udzielony czas od Pana Czasu, JHWH, W ielkiej Transcendencji albo od Boga Ojca mocno zam iaruję wykorzy­ stać go na Ober Projekt, Der Grosse Projekte, S u per Projekt,

Balszoj Projekt czyli O pera Omnia.

Ten zamysł chodzi mi po głowie od daw na, by będąc muzycz­ nie uwrażliwioną d eb iutantką muzyczną według libretta mo­ jego wykonać Dark Dawn, Daybreak, DunkęI Fruhmite czyli C iem ną Jutrznię, którą w raz z Orkiestrą, Chórem a Capella

i p a rtią so p ra n u i te n o ra w ykona O rkiestra Filharm onii w Szczecinie w roku 2 0 0 9 na otwarcie mojej wystawy w M uzeum Narodowym, która je s t (będzie) m oją ofiarą za darowany mi przez Opatrzność czas.

Natalia LL, 27.10.2008

Tekst towarzyszący pracom Natalii LL (Trójkąt Magiczny, Destrukty 4,5 ,6 , Trwoga Paniczna, Apage Satanas), pokazanym na w ystawie „Od­ d zielen ie” (N atalia LL, Joanna Zastróżna, Kon­ rad Kuzyszyn, Piotr Rosiński, Piotr Turek), M u­ zeum Kinem atografii, Łódź, listopad-grudzień 2 0 0 8 .

LITERATURA:

1. Teilhard de Chardin, Moja Wizja Świa­ ta, Instytut W ydawniczy PAX, W arszawa 1 9 8 7 ,

2. Theodor W isengrund, Dialektyka negatywna, PIW, W arszawa 1 9 8 6 .

Cytaty

Powiązane dokumenty

As illustrated in Figure 1 below, flow interactions exist between these different locations: repair flows for transporting damaged empty containers to workshops

Wprawdzie czasy okresu międzywojennego, a później realnego socjalizmu, nie sprzyjały postępom w zakresie nauk społecznych (w krótkim okresie międzywojen- nym istniała ważniejsza

[r]

Załuski jako popularyzator wiedzy lekarskiej 39 spotyka się wiadomość, że był lekarzem, ale żadne źródło nie wspomina o jego studiach medycznych.. Można powątpiewać, iż

Część druga przedstawia Gródka jako badacza literatury; część 'tę kończą rozdziały Ranga naukowa Gródka (ranga ta nie jest tak wielka, jak to twierdziło wielu badaczy)

Podział przyjęty przez Autora w charakterystyce prasy SD wydaje się wyrazisty, przekonują zresztą o tym tytuły rozdziałów („Żywiołowe początki” ,

Opracowane w niej rozszerzenie algorytm u IWO okazuje się być efektywnym narzędziem nie tylko w optym alizacji kolejności złączeń tabel w bazach danych, ale

Jednym z istotnych kierunków rozwoju tego oprogramowania są optymalizacje realizacji zapytań, dzięki którym możliwe jest, często znaczne, zredukowanie rozmiaru