• Nie Znaleziono Wyników

M 36. Tom m.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 36. Tom m."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 36. Warszawa, d. 7 Września 1884. Tom m .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W arszaw ie: rocznie rs. 6.

kw artalnie ,, 1 kop. 50.

Z p rz esy łk ą pocztową: rocznie ,, 7 „ 20 . półrocznie „ 3 „ 60.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. D r.T. C hałubiński, J . A leksandrowicz b.dziekan Uniw., mag. K.Deiki , mag.

S. K ram sztyk, B. R ejchm an, mag. A. Ślósarski, prof.

J. Trejdosiew icz i prof. A. W rześniow ski.

Prenum erow ać można w Redakcyi W szechśw iata i we wszystkich księgarniach w k raju i zagranicą.

A d r e s R ed ak cy i: P o d w a le N r . 2,

MIKROORGANIZMY

I S T O T Y B A K T E R Y J N E ,

przez

p r o f. JLe o n a Pi e ń k o w s k i e g o.

W ostatnich czasach słusznie zaczęto zwra­

cać baczniejszą, uwagę na życie m ikroorgani­

zmów. Bijolog bada bardzo ciekawie te naj­

prostsze istoty, u których wszystkie czynności życiowe odbywają się bez oddzielnych orga­

nów, bez żołądka, naczyń krwionośnych i nerwów; technik interesuje się niemi, odkąd dowiedział się, że różne procesy ferm entacyi i gnicia zależą od obecności tych m ikroorga­

nizmów; nareszcie patolog zdziwiony je s t b a r­

dzo znajdowaniem się tych nieskończenie d ro ­ bnych form żyjących w karbunkule, dyfteryi, ospie, tyfusie powrotnym. Ludzie nauki z za­

dziwiającą energiją pracowali w ostatnim półwieku nad objaśnieniem tego wszystkiego, co albo wprost lub też pośrednio dotyczy mikroorganizmów. R ezultaty na tem polu otrzym ane należą bezwątpienia do najpięk­

niejszych zdobyczy nauki. W szystko to je ­ dnak mało dotychczas obchodziło przecięt­

nego człowieka. On tak je s t przesiąknięty sprawami przynoszącemi oczywisty pożytek, że prace naukowe, niedające się bezpośrednio zastosow ać w praktyce, oddawna go już nie zachwycają, z politowaniem spogląda na dzi­

waków, badających ułożenie rzęs na ciele wymoczków, lub też szukających gdzie się u tych istot znajduje gęba i czem się one karm ią. A jed n ak przy takich badaniach rozwiązywano zagadnienia dotyczące istoty epidemii, udoskonalenia różnych technicznych produkcyj i t. p. Lecz gdy kwestyja chorób zakaźnych przeniesioną została z laborato- ryjum gienijalnego francuskiego eksperym en­

ta to ra na g ru n t praktyczny, gdy rządy u- dały się do P a ste u ra w kwestyi bakteryj, o ratun ek przeciw karbunkułowi, wówczas dopiero przekonano się, iż drobiazgowe b a d a ­ nia nad najprostszemi żyjącemi formami mogą nabrać ogólnego, doniosłego znaczenia.

Chcąc zaznajomić czytelników W szech­

św iata z ważniejszemi podstaw am i życia isto t

mikroskopowych, na pierwszy ra z wybrałem

bakteryj e, ponieważ w tym dziale w ostatnich

czasach nauka zdobyła olbrzymie rezultaty.

(2)

562 W SZECH ŚW IA T. Nr. 36.

I.

W szędzie, gdzie gniją w wodzie m ateryje organiczne, rozwija się niezliczone mnóstwo ciałek, poruszających się w badanym płynie.

Je d n e z nich przedstaw iają się w kształcie kulek, drugie— w kształcie laseczek, trzecie—

jak o spiralnie zwinięte sprężynki. C iałka te nazyw ają schizofytami, bakteryjam i, m ikro­

bam i albo m i k r o z y m a m i . Przyjrzyjm y się bliżej główniejszym przedstawicielom tych ciekawych istot.

K u liste formy nazywają się ogólnie M icro- coccus (fig. 1). N ależą one do najd ro b n iej­

szych bezwątpienia istot, niektóre z nich bo- Fig. 1.

O

°o 8 %o o

8

° %

wiem przy linijnem powiększeniu 1 000 razy, przedstaw iają się w kształcie zaledwie dojrza­

nych kropek. Są one bezbarwne, lub też zaw ierają jak iś barw nik i wtedy, jeżeli rozwi­

ja ją się grom adnie, m ogą zabarw ić tę sub- stancyją, w której żyją, na biało, żółto, czer­

wono i t. p. W tym ostatnim w ypadku były one powodem rozmaitych szczególnych zda­

rzeń, świadczących o grubej ciemnocie czło­

wieka w wiekach średnich. W tychto m ia­

nowicie czasach dziesiątki, setki żydów ginęło n a stosach za to, iż jakoby oni dodaw ali chrześcijańskiej krwi do opłatków, używanych przez katolików do komunii. K tó żby mógł wówczas przypuścić, iż życie tylu ludzi zale­

żało od czerwonego m ikrokoka (M. prodigio- sus), którego ulubionym substratem , na k tó ­ rym się on rozwija, są właśnie m ateryje, za­

w ierające dużo krochm alu lub tłuszczu i b iał­

ka. D la tego też znajdujem y go wszędzie na gotowanym ryżu, kartoflu, bułce, o p łatk ac h , w mleku i na wielu innych przedm iotach, jeżeli tylko warunki do życia i rozwoju jego

są sprzyjające.

D rugi gatunek mikrokoka, zasługującego n a bliższą naszą uwagę—je s t M. vaccinae—

j e s t to ten żywy atom, który stanowi istotę

działalności limfy ospowej. Jeżeli dziecku szczepimy ospę, to znaczy, iż wprowadzamy do krw i jego żywe m ikrokoki, k tóre silnie się rozw ijając, wytwarzają pewien szereg zmian we krw i i tym sposobem chronią organizm od zarażania przoz silniejszego pasorzyta, powodu­

jącego n a tu ra ln ą ospę.

Oprócz mikrokoków należy także poznać i laseczkow ate kształty schizofytów. K rótsze z nich noszą miano B acterium (fig. 2), dłuższe i proste stanowią rodzaj Bacillus (fig. 3), fali­

ste nazyw ają się Y ibrio (fig. 4).

Z pośród pierwszych najpospolitszym jest B acterium term o, odgrywający bardzo wa­

żną rolę w procesie gnicia. Dobrze przego­

towany płyn, zawierający ciała organiczne, może zachować się bez zepsucia w dobrze za- korkow anem naczyniu przez długi nieoznaczo­

ny przeciąg czasu. Lecz jeżeli naczynie o- tworzyć, natenczas do niego w padną z powie­

trza bakteryj e i zaczną rozkładać zupełnie przezroczysty dotychczas płyn. Ten ostatni zaczyna m ętnieć z powodu rozw ijającego się w nim m nóstwa bakteryj, które odbierając

Fig. 2. Fig. 4.

od niego konieczny dla siebie pokarm rozkła­

d ają go. Gnilcowa zatem b ak tery ja je s t po­

tężnym czynnikiem w przyrodzie, za pośred­

nictwem którego ciało zwierząt i roślin po śmierci rozkłada się na kwas węglany, amo- n ijak i t. p. ciała, wchodzące znowu w ogólny łańcuch przem ian organicznych.

W ostatnich czasach szczególniejszą zw ró­

cono uwagę na podłużne bakteryje t . j. na bacille, z których pewien gatunek powoduje niebezpieczną chorobę dla zw ierząt domowych i człowieka— t. z. k a rb u n k u ł (anthrax). P od m ikroskopem Bacillus wygląda, jak b y cienkie, podłużne, nieruchom e lub też poruszające się laseczki (fig. 3). J e d n e z jego gatunków są zupełnie nieszkodliwe, ja k np. B. subtilis, ży­

jący szczególnie w wodnych nalewkach z sia­

na, inne zaś, ja k w łaśnie B. anthracis, są nie­

zmiernie jadow item i kontagijam i.

(3)

Nr. 36. W SZECHSW IAT. 563 Co się tyczy wibryjonów (fig. 4), to jeden

z nich powoduje sep tyczne zakażenie krwi (P asteu r), reszta gatunków żyje także w ró-

Fig. 3.

żnych nalew kach i są, o ile wiadomo, nieszko­

dliwe. N akoniec ostatnią grupę schizofytów stanowią spiralne form y—Spirillum i Spiro- chaete. Spirillum przedstaw ia się w kształ­

cie spiralnie skręconych nitek, które nie zgi­

nają się i podczas ruchu nie zm ieniają swej formy (fig. 5). Przeciwnie Spirochaete poru-

Fig. 5.

S p i r i l l u m .

sza się wężykowato, zginając się i skręcając w różnych kierunkach (fig. 6, 7). Je d n a z tych Spirochaete, mianowicie Sp. plicatilis (fig. 6)

Fig. 6. Fig. 7.

Spirochaete plicatilis. Spirochaete Obermeieri.

przytrafia się w strum ykach, błotach i b a ­ gnach pomiędzy wodorostami i niedawno

znalezioną została w ru rach wodociągowych w P etersb urgu (Łapczynskij), inny gatunek Sp. Oberm eieri żyje we krwi chorych na tyfus powrotny (fig. 7); nareszcie jeszcze inny g a tu ­ nek Sp. denticola często znajduje się w śluzie, w wgłębieniach zepsutych zębów u człowieka.

W szystkie powyżej przytoczone kształty b ak­

teryj otoczone są błoną i napełnione gala­

retow atą m asą (protoplazmą), wszystkie z wy­

jątkiem mikrokoków, opatrzone są na obu końcach po jednej ruchliwej rzęsie (fig. 5), zapomocą której schizofyty odbywają swe dziwaczne ruchy. P rócz tego ogólną cechą całej grupy je st własność szybkiego rozm na­

żania się zapomocą poprzecznego dzielenia się, skąd pochodzi i nazwa Schizophyta (roz­

szczepiające się rośliny). Z jednej bowiem bakteryi może powstać tą drogą w przeciągu doby 16 '/2 milijonów egzemplarzy i jeszcze nie je s t to ostateczna granica szybkości roz­

m nażania się tych organizmów. N iektóre grzybki przewyższają znacznie pod tym wzglę­

dem bakteryje, tak np. z jednej kom órki drożdźowego grzybka przez dzień może pow­

stać 50 m ilijardów (Samuel).

P o sta rajm y się teraz dowiedzieć, ja k i jest dalszy los interesujących nas organizmów.

Widzieliśmy, iż schizofyty okazują pewien e- nergiczny ruch. Doświadczenie okazuje, iż organizmy te po dłuższem lub krótszem p o ru ­ szaniu, uspokajają się i osadzają się zwykle na dnie naczynia, w kształcie opadłych m ę­

tów, niekiedy zaś skupiają się, okrywają ślu­

zem i tworzą grudki rozmaitej wielkości i for­

my. B akteryje pogrążone w takim śluzie nie przestają żyć i rozmnażać się; mogą one je ­ dnak wystąpić ze swej śluzowatej kryjówki i znów rozpocząć ruchy, podobnie ja k po­

przednio. T e śluzowate twory, zdaje się, m ają ważne znaczenie w niektórych patologicznych procesach, szczególniej się to okazało od chwili wykrycia przez profesorów Sorokina i K ryłow a śluzowatych mikrokoków w b ło ­ nach dyfterytycznych. Z należących tu ta j form utworzono ro d z a je : Zoogloea, Asco- coccus i Sarcina. Pierwsza tworzy n a g n i­

jących wodach kożuchy, złożone ze śluzowa­

tych mas, zgrupowanych w kształcie chm ur kłębowych (fig. 8).

Cement, zlepiający bakteryje zooglei, je st mięki i łatwo rospływa się pod naciskiem.

Ascococcus składa się z kulistych cząstek,

(4)

564 W SZECHŚW TAT. Nr 36 połączonych z sobą w kiszeczki lub n iek ształ­

tne masy, a śluz ich je s t znacznie trwalszy Fig. 8.

Zoogloea.

aniżeli u Zoogloea (fig. 9). J a k o przykład typowego k ształtu śluzowatych b akteryj może służyć A. m esenteroides, pojaw iający się cza­

sem w dużej ilości w cukrowniach. T u m ia­

nowicie często, podczas wyciskania soku z b u ­ raków lub też już w roztworze cukru, po­

w stają śluzowate bryłki podobne do ugoto­

wanego sago—je s t to ta k zwany skrzek (Froschleich). Nigdzie ta k dobrze nie u w i­

docznia się zapewne działanie b ak tery i ja k właśnie w tym wypadku. W pewnej miano

Fig. 9.

Ascococcus.

wicie cukrowni we F ran cy i w przeciągu 12 godzin zamieniło się 50 hektolitrów cukrow e­

go soku w zupełnie do niczego nieprzydatne, śluzowate bryłki (D urin ‘). Spraw cam i tej straty były znowuż bakteryje.

') Annales cl. sc. nat. 1 87 7, V I Ser., T . III p. 2 0 7.

N akoniec trzecia form a śluzowatego stanu schizofytów, znana pod nazwiskiem S arcina, pojaw ia się czasami w dużej ilości w żołądku człowieka przy niektórych chorobach. W sar- cinie m ikrokoki połączone są w sześcianki lub tabliczki, złożone z 4 —8 —16 i więcej osobni­

ków (fig. 10); takie sześcianki lub tabliczki znowu gru p u ją się w coraz to większe. U tych

Fig. 10.

Sarcina.

organizmów tworzenie się śluzu zredukowane je s t do minimum.

Cykl rozwoju bakteryi zakończa się tworze­

niem spor (zarodników). P rzy tem zawartość schizofytów zgęszcza się w kształcie jednego lub kilku ziarnek, stanowiących spory b ak ­ teryi (fig. 11). Gdy płyn lub stały podkład na którym żyją schizofyty, wysycha, to zazwy-

Fig. n .

czaj zostają się ich tylko zarodniki, które wyczekują szczęśliwych dla nich warunków, aby dać początek nowemu pokoleniu schizo­

fytów. N a fig. 12 widzimy ja k ze spory «, w yrasta powoli nowa bak tery ja i ja k ona n a ­ stępnie dzieli się na dwie h.

To ważne znaczenie jak ie posiadają b a k te ­ ryje w przyrodzie, zależy od sposobu ich ży­

wienia się. P o d tym względem wszystkie ży­

we istoty można podzielić n a dwie grupy.

Je d n e z nich zabarwione są zielonemi kulk a­

mi, ta k zwanym chlorofilem i m ają własność

wytw arzania w swych tkankach, pod działa-

n i e m św iatła m ateryi organicznej, ja k : kroch­

(5)

Nr 36. W SZECHŚW IAT. 565 malu, cukru, tłuszczu; drugie zaś nie posia­

dają chlorofilu, wskutek czego nie mogą k a r­

mić się samodzielnie i zmuszone są korzystać z tych substancyj, jak ie wytwarzane zostają przez rośliny zielone. Do pierwszej kategoryi

F i g . 1 2 .

należą zielone rośliny, do drugiej zaś - zwie­

rzęta i rośliny bezchlorofilowe, ja k np. grzyby i bezbarwne wodorosty. T ak dla pierwszych ja k i dla drugich nieodzowne są dwa warunki, bez których życie ich je s t niemożliwe: m ia­

nowicie potrzebują one pewnej ilości ciał mineralnych, pozostających później jak o po­

piół, po spaleniu organizm u i źródła, z k tó ­ rego mogłyby czerpać tlen, konieczny do od­

dychania a zarazem wytwarzania wewnętrz­

nego ciepła, niezbędnego przy wszystkich zja­

wiskach życia.

B akteryje nigdy nie zaw ierają chlorofilu, dla tego karm ią się gotowemi już organicz- nemi ciałam i, pobierając z nich głównie wę- giel i azot. Co się tyczy źródła, dostarcza- * jącego tlenu schizofytom, to można znów je

podzielić na dwie kategoryje: do pierwszej kategoryi należą oddychające wprost tlenem | z powietrza - i te nazywają się aerobia; do drugiej znów zaliczyć należy takie, k tó re od­

b ierają dla siebie tlen z organicznych związ­

ków —są to ta k zwane anaerobia. J a k o przy-

j

kład pierwszych niech nam służy B. term o,

j

przedstawicielem zaś drugich niech będzie j ferm ent ferm entacyi m asłow ej—Bacillus amy- lobacter. Ł atw o pojąć, że wobec takiego sposobu żywienia się schizofytów, muszą one wywoływać ogromne zmiany w składzie che- } micznym tych ciał, w których żyją; zmia­

ny te znane są w chemii pod nazwiskiem fer­

mentacyi. Obecnie przekonano się, że fer- ! m entacyje: octowa, moczowa, masłowa, ślu­

zowa, zależą od różnych gatunków b ak tery j. j D la bujniejszego wzrostu i korzystnego roz­

m nażania się schizofytów potrzeba słabo a l­

kalicznej reakcyi su b stratu i około 30° C., wobec kwaśnej zaś reakcyi, przy niższej tem ­ peraturze bakteryje zostają w yparte przez : pleśniowe grzybki. G ranice tem peratury w których życie bakteryj jest możliwe, są b a r­

dzo obszerne: bakteryje wytrzymują zamroże­

nie do — 18°, przy 5° przechodzą w stan odrętwienia, przy -f-5l/ a rozwijają się lecz bardzo słabo; przy nagrzewaniu zaś do 62° C.

przez godzinę giną. Z resztą różne gatunki bakteryj wymagają do swego rozwoju różnych stopni ciepła; ta k np. B. subtilis doskonale jeszcze rośnie i rozm naża się przy 45°, gdy tymczasem n a gnilcowe bakteryje tem p era­

tu ra ta wpływa już niekorzystnie. B adając wpływ tem peratury na bakteryje trzeba do­

kładnie odróżnić ich stan wegietatywny, w którym one rosną i rozmnażają się od ich zarodników czyli spor, te ostatnie bowiem są znacznie wytrzymalsze. Gotowanie ich w prze­

ciągu kw adransa nietylko, że nie szkodzi im lecz przeciwnie usposabia je do dalszego roz­

woju. C hcąc zabić spory, trzeba je gotować przynajm niej ze dwie godziny, albo też n a­

grzewać kilka m inut przy 110° C. (Brefeld).

Ciekawe je s t także działanie na spory schizofy­

tów, kwasów innych ciał, zabójczo działają­

cych na organizm y. I tu taj także należy b a­

czną zwrócić uwagę czy mamy do czynienia ze stanem wegietatywnym, czy też ze sp o ra­

mi; '/,ooo kwasu karbolowego dodana do pły­

nu, w którym żyją bakteryje, wstrzymuje ich rozwój; kwas ten w stanie pary działa jeszcze energiczniej. Jeszcze silniej działa kwas siarczany, solny, azotny ja k również cytryno­

wy i winny; w rostworach zawierających B a ­ cillus subtilis już V

2

ooo część tych kwasów wstrzymuje jego rozwój. In n e schizofyty przy Va% kwasu już nie rozwijają się (Brefeld).

W idzim y z tego, że z źywemi bakteryjam i sto­

sunkowo łatw o można sobie poradzić; n ieró ­ wnie trudniej zaś z ich sporami. Spory B a- cillusa mianowicie, leżące przez kilka dni w dosyć stężonym roztworze sublimatu, koper- wasu miedzianego, kwasu karbolowego, były zupełnie zdrowe i pomieszczone następnie w odpowiednim żywiącym płynie kiełkowały tworząc nowe pręciki (Brefeld).

{•d. c. n.)

(6)

566 W SZEC H ŚW IA T. Nr. 36

PARĘ SLOW 0 TEORII GREEMA

wyjaśniająca przyczyny Ssztaltn i rozmieszczenia

L Ą D Ó W, streścił

jJó z e f Si e m i r a d z k i, m a g. m i n.

K ażdego z nas nieraz zastanaw iała dziwna analogija w kształtach lądów na obu pó łk u ­ lach, k tó rą nam podawano za fa k t gieogra- ficznie stwierdzony i który kosm ogonija czy m eteorologija kiedyś objaśnić m iała. P rz y ­ pomnijmy sobie tylko klinowate kształty no­

wego i starego lądu, głębokie zatoki wrzyna­

jące się w głąb tychże, wreszcie nagrom adze­

nie lądów na północnej półkuli. G ieologija przytem nas uczy, że pomimo wszelkich zmian poziomu mórz i lądów—ogólny k sz ta łt i roz­

mieszczenie tych ostatnich sięga najdaw niej­

szych epok gieologicznych. M a się rozumieć, że mówimy tu o całokształcie lądów, a b s tra ­ hując od mniej lub więcej głębokich zatok i jezior, mówimy jednem słowem o lądach w znaczeniu gieologicznem, czyli o wypukło­

ściach ziemskiej skorupy, k tó re bądź w ystają z pod powłoki oceanu, bądź dochodzą blisko powierzchni wody. G ieologija na istnienie A tlantydy i Lem uryi odpowiada conaj mniej brakiem wszelkich dowodów, nato m iast E u ro ­ pa, Azyja, A fryka, A m eryka północna, A m e­

ryka południowa i A u stra lija istniały już przed pojawieniem się najprostszych organiz­

mów na ziemi, w późniejszych gieologicznych okresach w ynurzając się coraz bardziej z wo­

dy i zm ieniając przez to szczegóły swoich kon­

turów, zachowując jed n ak klinow ate kształty pierw otne w zarysie. G ranitow e sk ały S kan­

dynawii, Laponii, U krainy, Czech, Alpów, Szkocyi, F ran cy i i H iszpanii świadczą o s ta ­ rożytności tych krajów —wyspy Lodow atego oceanu, K anada i brzeg zatoki H udsońskiej, Syberyja tworzyły od najdaw niejszych czasów granitową obręcz otaczającą biegun północny.

Oceany zajm ują dzisiaj też sam e co i przed wielu- wiekami miejsca, u stęp ując zwolna przed wzrastającemi stopniowo lądami.

Zdaw na już usiłowano podporządkować fakty powyżej wymienione pewnym prawom sym etryi, wychodząc z tego prostego założe- fnia, że ciało kuliste, jednolite, jak iem je st ziemia, powinno się kurczyć przy oziębianiu jedn ostajn ie na całej powierzchni, a że p o ­

wierzchnię tę pokrywa stała skorupa—inaczej skorupa ziemska, musi przy zastyganiu kuli ziemskiej fałdować się podług pewnych praw symetryi, odpowiadających sym etryi wielo- ścianu foremnego wpisanego w kulę. E lie de B eaum ont pierwszy usiłował zagadnienie to rozwiązać przy pomocy słynnej swej teoryi sym etryi pięciokątnej, czyli sieci fałdów skoru­

py ziemskiej, odpowiadających krawędziom wpisanego do kuli dwunastościanu pięciokąt- nego i postaci krystalograficznie odeń wywod- nych. T eoryja jego licznych znalazła n a razie zwolenników, lecz niestwierdzona faktam i, u- paść wreszcie m usiała. Myśl jed n ak raz rzuco­

na znalazła wyznawców i oto niedawnemi cza­

sy p. Low thian G reen w dziełku: V estigen of the m olten globe (Londyn, 1875), fakty wyżej wymieniane przy pomocy sym etryi czworo- ściennej wyjaśnia.

P odstaw ą teoryi je s t czworościan wpisany w kulę i postaci krystalograficzne odeń wy- wodne. W yobraźm y sobie czworościan wpi­

sany w kulę ziemską w ten sposób, aby jedno z jego naroży znajdowało się na biegunie po­

łudniowym, trzy pozostałe znajdują się zatem rozmieszczone symetrycznie wokoło bieguna północnego. W yobraźm y sobie teraz, że kula ziemska przez oziębienie zbliża się do kształtu tego czworościanu, czyli że w miejscu, gdzie dotykają powierzchni jego naroża po­

tw orzą się wyniosłości, pomiędzy niemi zaś wklęsłości; dalej, że całą kulę oblewa woda, z której tylko wyniosłości wzmiankowane wy­

stają, a zobaczymy ja k ą ziemia przybierze postać.

O tóż przedewszystkiem znajdziemy, że ląd y rozszerzone ku północy i klinowato ku połu­

dniowi zwężone, nagrom adzone są wyłącznie niemal n a północnej półkuli i tworzą trzy masy, przedzielone odpowiedniemi zagłębie­

niami, ciągnącem i się w kierunku południków i zajętem i przez oceany. Otóż takim je st w samej rzeczy k ształt lądów, a postać A m ery­

ki zgadza się z tem zupełnie; dla starego lądu

m usimy zrobić m ałe wyjaśnienie, a mianowi-

' cie, ponieważ ja k wiadomo k ształt lądów je s t

(7)

Nr. 36. W SZECH ŚW IA T. 567 zmienny, a ja k powiedzieliśmy wyżej, pod

nazwą lądów l-ozumiemy wypukłości skorupy przedzielone znacznemi zagłębieniam i, ląd stary rozpada się na dwa lądy, które w samej rzeczy były rozdzielone w epoce trzeciorzędo­

wej, pierwszym je st E u ro p a wraz z A fryką, dru­

gim A zyja z A u stra liją połączone szeregiem wysp Sondzkich—dzieli zaś je szerokie zagłę­

bie stepów środkowej Azyi i Syberyi za­

chodniej, w których morze K aspijskie i A ral- skie są pozostałościami oceanu niegdyś roz­

dzielającego dwa wielkie lądy. N a biegunie północnym, otoczonym obręczą wymienionych trzech lądów będzie otw arte morze, co zgadza się z dotychczasowemi spostrzeżeniami, na południowym zaś ląd znajdować się powinien.

Oprócz trzech zagłębień podłużnych (połu­

dnikowych), t. j. oceanu A tlantyckiego, Spo­

kojnego i wymienionego ju ż pasu stepów azy- jatyckich od Lodowatego morza do oceanu Indyjskiego, istnieje jeszcze czwarte poprze­

czne, t. z. śródziemne, obejm ujące pasmo m órz i nizin, ciągnące się od morza Śródziem­

nego przez morze C zarne, stepy K irgiskie, archipelag Sondzki, ocean W ielki, Panam ę, zatokę M eksykańską i A tlantyk. P o brze­

gach tych czterech zagłębień rozłożone s ą zgodnie z powszechnie dziś przyjętą teoryją wulkanizmu, wszystkie czynne i wygasłe wul­

kany j ja k to łatw o n a mapie sprawdzić. I s t ­ nienie tego śródziemnego zagłębia w zwią­

zku z wysunięciem na wschód południowych krańców wszystkich trzech lądów (P atagonija, P rzy ląd ek D obrej N adziei, Ziem ia Yan-Die- men) objaśnia p. G-reen przez skręcenie (tor- sion) kuli ziemskiej, wskutek niejednakowego rozkładu lądów na obu półkulach, ponieważ bowiem na północnej je s t ich daleko więcej, staw ią one przy obrocie ziemi silniejszy opór powietrzu niż półkula południowa, pierwsza z nich (północna) skręca się na zachód, t. j.

w kierunku odwrotnym do obrotu ziemi— | skutkiem zaś tego skręcenia, je s t poprzeczne i pęknięcie śródziemnego zagłębia, naznaczone jednolitem pasm em utworów wulkanicznych (Panam a, G alapagos, A ntylle, A zory, W ezu- wijusz, A rchipelag grecki, A rm enija i K a u ­ kaz, wyspy Sondzkie etc.).

Niekoniec na tem, p. G. s ta ra się dowieść zapomocą rachunku, że jeżeli wogóle syme- toyja ja k a istnieje na kuli ziemskiej, to tylko czworościenna— i w samej rzeczy zagadnienie

sprow adza się do pytania, ja k a b ry ła forem ­ na spomiędzy mogących być wpisanemi do kuli odpowiada wymaganiu przedstaw ionem u przez kurczące się szybciej od skorupy ją d ro kuli ziemskiej : objąć pod ja k n a j większą po­

wierzchnię jak najm n iejszą przestrzeń. M ate­

m atyka odpowiada twierdząco n a teo ry ją G reena, — wymaganiom danym odpowiada najlepiej czworościan.

Pozostawało jeszcze stw ierdzić możliwość teoryi na drodze doświadczalnej. Pierwsze doświadczenie wykonane przez F a irb a irn a dotyczy ru r walcowatych, które poddane sil­

nemu jednostajnem u ciśnieniu, ze wszech stron przybierają kształt trójkątnego g ran ia- stosłupa o bokach wklęsłych. Ponieważ zaś kulę można wyobrazić sobie jak o złożoną z niezliczonej ilości walców o prom ieniu wzra­

stającym stopniowo od środka ku obwodowi,

w rezultacie przez spłaszczenie kuli otrzym a­

my czworościan o ścianach wklęsłych. K szta łt ten podług G reena p rzybierają w samej rze­

czy pęcherzyki gazu wydobywające się z wo­

dy. Doświadczenie najciekawsze wreszcie wykonał p. Lallem and w P a ry ż u —podług słów jego balon kauczukowy przy ostrożnein wypuszczaniu zeń gazu przybiera k ształt ta ­ kiegoż wklęsłego czworościanu.

Tyle o teoryi w ogólnych jej zarysach—

szczegóły gieograficzne zbyt mało są jeszcze

znane, ażeby napewno o powodzeniu teoryi

wróżyć można, doniosłość hipotezy samej z

tem wszystkiem je st wielka, objaśnia bowiem

ona mnóstwo faktów z gieografii fizycznej,

dotychczas niepowiązanych z sobą żadnem

prawem .

(8)

568 W SZECH ŚW IA T. N r. 36.

(S p r a w o z d a n ie w y n a la s c ó w p p . Ch.

R e n a r d i A. K reb s, c z y ta n e na p o s ie d z e ­ n iu A k a d e m ii p a r y sk ie j, 18 S ie r p n ia

1 8 8 4 r o k u ').

W w arsztatach wojskowych w C halais odby­

ła się p ró b a żeglugi powietrznej uwieńczona jaknajzupełniejszem powodzeniem; sprawoz­

danie niniejsze ma na celu przedstaw ienie A - kademii osiągniętych rezultatów.

D nia 9 Sierpnia o godzinie 4 po południu, balonem k ształtu podłużnego, opatrzonym w śrubę i ster, wznieśli się w powietrze d yrektor zakładu kap itan inżynieryi R en ard , wraz z kapitanem piechoty K rebsem , w spółpraco­

wnikiem swym od la t sześciu.

Przebiegłszy przestrzeń wynoszącą 7, 6 km.

w przeciągu dwudziestu trzech m inut, balon , po dokonaniu szeregu obrotów z dokładnością ! parow ca śrubowego, uwijającego się po wo­

dzie, spadł na ziemię w miejscu, z którego się wzniósł do góry.

Rozwiązanie zadania tego, o k tóre pokusił się ju ż w r. 1855 H e n ry k G iffard używając pary, w r. 1872 p. D upuy de Lóme, używając siły m uskularnej ludzi i nareszcie w roku ze­

szłym p. Tissandier, który pierwszy zastoso­

wał w tym celu elektryczność, było dotąd bardzo niedokładnem , skoro w żadnym wy­

padku balon nie powrócił do miejsca, z którego się uniósł w powietrze 2).

W pracy naszej wskazówką były nam stu- dyja p. D upuy de Lóme, odnoszące się do budowy jego balonu, dokonane od r. 1870—2, nadto zaś postanowiliśmy zadość uczynić wa­

runkom następującym :

*) Sprawozdanie to podajemy w całości, tak ja k je wydrukowały „Comptes rendus^ Akademii paryskiej.

Czynimy to ze względu na wielką doniosłość tćj kwestyi, jakkolwiek sprawozdanie odznacza się urywkowością i nie wszystkie jego części są dość jasno przedstawione.

Po ukazaniu się następnych sprawozdań nie omieszkamy podzielić się niemi z czytelnikami.

2) Patrz Wszechświat z r. 1 8 8 3 , t. II , str. 50 3 .

O trzym ać stałość kierunku przez kształt balonu i urządzenie steru;

zmniejszyć opór w biegu przez wybór kształtu;

zbliżyć punkty przyłożenia siły porusza­

jącej i oporu dla zmniejszenia momentu p er­

turbacyjnego równowagi stałej w kierunku pionowym;

nakoniec, otrzymać szybkość zdolną do o- pierania się wiatrom, panującym przez trzy czw arte roku w kraju naszym.

"Wykonanie program u tego i badań, jakich

0 11

wym agał, uskuteczniliśmy wspólnie; wsze­

lako należy zaznaczyć wyraźnie udział, jak i każdy z nas miał zosobna w niektórych czę­

ściach tej pracy.

Szczegółowe zbadanie sposobu urządzenia siatki d la zawieszenia (chemise de suspen- sion), oznaczenie objętości baloniku (ballon- net), urządzenie m ające na celu zapewnienie balonowi stałości w kierunku podłużnym, o- bliczenie wymiarów łódki i nakoniec wynale­

zienie i zbudowanie nowego ogniwa galwa­

nicznego wyjątkowej lekkości i p o t ę g i , co stanowi jed nę z najgłówniejszych części sy­

stemu, są p ra cą osobistą k apitana R enard a.

R óżne szczegóły budowy balonu, sposób połączenia go z siatką, system budowy śrub i steru, stud yja n ad motorem elektrycznym obliczonym podług nowej metody, opartej na specyjalnych doświadczeniach i pozwalającej określić wszystkie jego elementy dla danej siły, są dziełem p. K reb sa, który przez spe- cyjalne urządzenie zdołał zbudować m otor posiadający niebywałą lekkość.

W ym iary główne balonu są następu jące:

długość 50,42 ni., średnica 8,40, objętość 1864 m. sz.

Obliczenie pracy potrzebnej o nadania aerostatow i danej szybkości, zostało przepro­

wadzone dwoma spo sob am i:

I. N a zasadzie danych wyprowadzonych przez p. D upuy de Lóm e i sprawdzonych do­

świadczeniem jego, robionem w Lutym roku 1872.

II. Zapom ocą wzoru używanego przez ma­

rynarzy przy obliczaniu wszystkich elementów dla mającego się budować statk u wodnego na zasadzie danych odnoszących do statk u już czynnego, przy kształtach bardzo podobnych.

W danym wypadku przyjęto, iż przechodząc

od statk u wodnego do balonu, należy przyjąć

(9)

Nr. 36 WSZECHŚW IAT. 569 że prace m ają się do siebie ja k gęstości p ły ­

nów (w których się poruszają).

Ilości otrzym ane tem i dwiema metodami zgadzają się praw ie zupełnie i doprowadziły do wniosku, że aby otrzym ać szybkość 8 do 9 m. na sekundę, potrzebną jest praca użyte­

czna 5 koni po 75 kgm., lecz biorąc w rachu­

bę sprawność (wydajność) śruby i machiny, praca elektryczna mierzona na końcówkach machiny, musi być dwa razy większą od po­

wyżej wymienionej.

M achina w praw iająca w ruch, zbudowana została w taki sposób, że gdy bateryja galwa­

niczna, udzielała elektromotorowi 12 koni, to oś otrzym ała pracę 8,5 koni.

Kuch osi m otoru udziela się osi śruby (po­

ruszającej statek ) zapomocą kół zębatych.

Stos podzielony je s t na cztery sekcyje, któ­

re m ogą być ugrupowane na ilość lub n a ­ pięcie trzem a różnemi sposobami. C iężar jego na 1 konia pracującego w ciągu godziny (mierzona na końcówkach) wynosi 19,350 kg-

Zrobiono kilka doświadczeń dla zmierzenia siły pociągowej balonu przy stałem jego przy­

twierdzeniu i okazało się, że wynosi ona 60 kg. przy pracy elektrycznej 840 kgm. i 46 obrotach śruby na minutę.

Dwie wycieczki przedwstępne, podczas któ­

rych balon był przyprowadzany do równowagi i utrzymywany o pięćdziesiąt metrów ponad ziemią, pozwoliły poznać siłę zwrotów (de la gyration) przyrządu.

Nakoniec, dnia 9 Sierpnia balon uniósł cię­

żary n astęp u ją ce, (siła wzlotu ogółem wyno­

siła około 2 000 kg.)

B alon i balonik 369 kg.

Siatka i sznury 127 Ł ódka całkowita 452

S ter 4 6 '

Ś ruba 41

M achina 98

K o ła i t. d. 47

Oś , 30,500

Stos i t. d. 435,500

A eronauci 140

B alast 214

Ogółem 2000

O godzinie 4 po południu wśród spokojnego prawie powietrza aero stat puszczony i posia­

dający bardzo słab ą siłę wzlotu wznosił się

powoli do wysokości okolicznych dachów.

M achina została puszczona w ruch i nieba­

wem pod jej wpływem balon przyspieszył swój bieg, stosując się dokładnie do n ajm n iej­

szego poruszenia steru.

Trzymaliśmy się początkowo kierunku pół- nocno-południowego, sterując ku Chatillons i V errieres, lecz ponad drogą z Choisy do W ersalu, aby uniknąć jazdy nad drzewami, zmieniliśmy kierunek i przód balonu skiero­

waliśmy ku W ersalowi.

N a d Villacoublay, znajdując się w oddale­

niu 4 km. mniej więcej od Chalais i będąc zupełnie zadowoleni ze sposobu zachowania się balonu w drodze zdecydowaliśmy się za­

wrócić, pomimo małej przestrzeni wolnej, j a ­ ką nam pozostawiały drzewa. Balon wykonał pół obrotu na prawo, po zwróceniu steru pod małym kątem (około 11°). Średnica zakre­

ślonego koła wynosiła około 300 m.

Chalais leżało wówczas nieco na lewo od gmachu Inwalidów obranego za punkt, ku którem uśm y się kierowali.

W zniósłszy się do wysokości tego punktu balon z równą ja k poprzednio łatw ością wy­

konał zw rot na lewo i wkrótce bu jał o 300 m.

ponad miejscem, z którego się wzbił w górę.

Siła spadku, ja k ą posiadał w tej chwili balon, powiększoną została przez otworzenie klapy.

P rzez ten czas trzeba było kilkakrotnie wy­

konywać m achiną ruchy naprzód i wtył, aby sprowadzić balon ponad pu nk t obrany do wylądowania. N a wysokości 80 m. nad zie­

mią, lina rzucona z balonu uchwycona została przez ludzi i aero stat powrócił na tę samą łąk ę, z której się wzbił w górę.

D roga przebieźona zmierzona na ziemi 7,60 km.

Przeciąg czasu 23 min.

Szybkość średnia na sekundę *) 5,50 m.

L iczba użytych elementów 32.

P ra c a elektryczna rozwinięta na końców­

kach machiny 250 kgm

W ydajność przypuszczalna machiny 0,70.

W ydajność przypuszczalna śruby 0,70.

W ydajność ogólna około 0,50.

*) W iatru wcale prawie nie było; prędkość więc

bezwzględna była równa prędkości względnćj odnośnie

do powietrza, tembardziej, że aerostat zakreślił liniją

biegu zamkniętą.

(10)

570 W SZEC H ŚW IA T. Nr 36.

P ra c a pociągowa 125 kgm.

Przybliżony opór balonu 22,80 kil.

K ilk ak ro tn ie w czasie podróży balon ulegał wahaniom od 2° do 3°, przypom inającym k o ­ łysanie się okrętu. W a h an ia te przypisać można, bądź pewnym nieregularnościom kształtu, bądź przewiewom lokalnym w kie­

ru n k u prostopadłym .

P o tej pierwszej próbie n astąp ią wkrótce in­

ne doświadczenia z uzupełnioną m achiną, po­

zw alające spodziewać się jeszcze bardziej sta ­ nowczych rezultatów.

0 CHOROBACH ZARAŹLIWYCH I SZCZEPIONKACH.

M o w a P a ste u r a n a z je ź d z ie w K o ­ p e n h a d z e .

T rzy la ta tem u.w przededniu kongresu lon­

dyńskiego, nau k a o m ikrobach, zastosow ana do etyjologii chorób zakaźnych, była jeczcze przedm iotem licznych napadów. Um ysły nie­

przychylne postępowi, nieprzestaw ały u trzy ­ mywać, że choroba je s t „w nas, z nas i przez nas.“

M ożna było przypuszczać, że stro n n icy sa- moistności chorób, będą zagorzale za nią ob­

stawali n a kongresie w Londynie; jednakże przeciwnicy teory.j o przyczynach zew nętrz­

nych chorób zaraźliwych, nie odważyli się wy­

razić swych przekonań i rozpraw y nad tą kwe­

sty.) ą, nie zostały naw et rozpoczęte.

W Londynie można było raz jeszcze się przekonać, że gdy wszystko je s t przygotow a­

ne do zapewnienia tryum fu nowej prawdzie, wielkie zgromadzenie, umie się przed nią skłonić.

Z resztą wszystkie umysły, jasn o na rzeczy patrzące, przeczuły, że z chwilą, gdy samo- rodztwo isto t m ikroskopijnych uznane zostało za hipotezę chim eryczną i gdy z drugiej stro ­ ny życie tych isto t okazało się głów ną przy­

czyną rozkładu organicznego i ferm entacyi, teoryją bezpośredniości (spontaneite) w m edy­

cynie przeżyła się.

N a tymże kongresie stwierdzono również 1 inne odkrycia, m ające przed sobą wielką przyszłość: możność osłabienia siły zarazków,

różny stopień ich jadow itości i możność kon- serwacyi ja d u danego stopnia zapomocą odpo­

wiedniego hodowania, nakoniec zastosowanie tych odkryć do leczenia zwierząt.

D o mikrobów ochronnych cholery k u r i kar- bunkułu, dołączyło się w krótce wiele innych i obecnie można ju ż setki tysięcy zwierząt uchronić od chorób zakaźnych, śm iertelnych.

Żywą opozycyją, k tó rą powitano te odkrycia, uniósł niebawem p rąd nowych idei.

Ozy zakres zastosowań tych nowych odkryć będzie się w przyszłości ograniczał tylko na profilaksyi, zapobieganiu chorobom zwierząt?

Niemówiąc już o tem, że wogóle nigdy nie należy w ątpić o doniosłości i płodności ja k ie ­ goś odkrycia, możemy powiedzieć, iż niniej­

sza kw estyja je s t w zasadzie rozwiązaną. K a r- bunkuł np. właściwy je s t ludziom i zwierzę­

tom. Otóż, możnaby było człowieka uczynić niepodatnym tej chorobie, stosując do niego zupełnie ten sam sposób, ja k i służy do podo­

bnego celu u zwierząt. N ależałoby tylko przy tem postępować z ostrożnością, jakiej nie wymaga życie ani wołu ani b aran a. Z a ­ m iast szczepienia dwu tylko razy, trzebaby było zaszczepiać trzy lub cztery szczepionki i to zaczynając zawsze od szczepionek, posia­

dających jadow itość tak słabą, by nie n a ra ­ ziła danego osobnika na jakiekolwiekbądź p o ­ w ikłanie chorobowe, bez względu na w rażli­

wość jeg o ustroju.

P rzy leczeniu tedy ludzi trudność nie polega bynajm niej na sposobie stosowania nowej me­

tody profilaktycznej, lecz raczej na znajomo­

ści własności fizyjologicznyck samych zaraz­

ków. D ośw iadczenia powinny być skierowa­

ne ku osłabieniu jadow itości zarazków; lecz doświadczenie, dozwolone nad zwierzętami, je st zbrodnią, gdy chodzi o człowieka. Oto je s t przyczyna, u trud niająca poszukiwania nad chorobami, właściwemi wyłącznie nasze­

mu rodzajowi. N ie zapominajmy jednak, że badania, o których mówimy, d atu ją od nieda­

wnego czasu, a rezultaty ich ju ż są obfite i że można spodziewać się coraz nowych po­

stępów gdy będą dokładnie zbadane choroby

zwierząt, szczególniej te choroby, które d o ty ­

kają jednocześnie i ludzi.

(11)

Nr. 36. W SZECHŚW IAT. 571

Środki ochronne od pożaru przy elek- trycznem oświetleniu.

R a d a Towarzystwa inżynierów telegrafu i elektryków w Londynie w ybrała z łona swo­

jego komitet, którem u poleciła obmyślić środ­

ki i ułożyć praw idła dla uchronienia się od pożaru przy elektrycznem oświetleniu i wo- góle przy użyciu elektryczności w praktycz- nem zastosowaniu.

W skład tego kom itetu weszło 20 człon­

ków, pomiędzy którym i z uczonych teorety­

ków W. Thomson, W . Crookes," D. E . H u g ­ hes, W a rre n de la R ue i inni, ze specyjali- stów zaś inżynierowie W . H . P reece (b. p re ­ zydent tego towarzystwa), A leksander Sie­

mens, W eber (obecny prezydent tego towa­

rzystwa) i inni. Otóż ra d a ta przyjęła roz­

porządzenia i praw idła ułożone przez kom itet i w dniu 21 Czerwca 1882 r. ogłosiła je do ogólnego użytku (N aturę).

Sądząc, że przy stopniowem i bardzo pożą- danem wprowadzeniu u nas elektrycznego o- św ietlania i wogóle elektryczności, jak o m o­

toru, praw idła te m ogą być bardzo przydat- nemi, podajemy je w całości podług oryginal­

nego tekstu. T ekst ten je s t następujący:

P raw id ła i rozporządzenia, które tu poda­

jemy służyć mogą nietylko przy urządzaniu elektrycznego oświetlenia, lecz wogóle dla ograniczenia o ile możności wypadków poża­

ru, nieodłącznych od wszelkiego system atu sztucznego oświetlania. Największe niebez­

pieczeństwo przy każdem nowem zastoso­

waniu elektryczności pochodzi głównie z nie­

świadomości i niedoświadczenia tych, któ rzy wprowadzają takowe w wykonanie. P rz y ­ czyny tego niebezpieczeństwa są prawie wyłą­

cznie z natu ry swej ukryte, niewidzialne i mo­

gą być ujawnione fjedynie zapomocą próbo­

wania, czyli właściwie m ierzenia natężenia przepływającego prądu elektrycznego. W is­

tocie główńemi przyczynami są: uchodzenie prądu elektrycznego (do ziemi), niestosowny o- pór w przewodnikach i niedokładne spojenia, które sprowadzając u tra tę siły (energii), wytwa­

rzają ciepło. B rak i te mogą być wykryte jedynie tylko, mierząc natężenie prądu zapo­

mocą odpowiednich przyrządów wprowadzo­

nych w jego obwód. Przewodniki obnażone t. j. niczem nie pokryte, powinny być zawsze umieszczone w taki sposób, aby w każdej chwili mogły być całkowicie obejrzane, albo­

wiem wypadkowe upadnięcie na taki przewo­

dnik, lub też bezmyślne położenie na nim innych ciał, będących dobrem i przewodnika­

mi elektryczności, może wywołać ta k zwane skrócenie obwodu p rą d u a stąd raptow ne wy­

tworzenie się ciepła, spowodowane potężnym prądem przepływającym przez ciała o stosun­

kowo małym oporze. Głównie wystrzegać się należy zawilgocenia przyrządów i przewodni­

ków, ja k również używania ziemi, jak o części przewodnika. W ilgoć bowiem sprowadza u- tra tę strum ienia i zniszczenie przewodnika wskutek elektrolitycznego rozkładu, niesto­

sowne zaś użycie ziemi, jak o części przewod­

nika wpływa n a powiększenie wszelkiego in­

nego źródła niebezpieczeństwa. .Jedynem za­

bezpieczeniem się pod tym względem je s t u- życie zdatnych i doświadczonych elektryków do prowadzenia i nadzorowania tych robót.

1. Machina dynnmo-elelctryczna.

1. M achina dynamo - elektryczna powinna być umieszczona w suchem miejscu.

2. N ie powinna być wystawioną n a kurz i zewnętrzne uszkodzenia.

3. Pow inna być utrzym ywana w zupełnej czystości a osi jej wilżone ciągle oliwą.

4. Izolacyja (odosobnienie od ziemi) ce­

wek i przewodników powinnna być dokładną.

5. Pożądanem jest, o ile to je s t możebne, aby była umieszczona n a izolowanej podsta­

wie.

6. W szystkie przewodniki w obrębie bu­

dynku, w którym umieszczona je s t machina dynamo - elektryczna, powinny być mocno przytwierdzone, dobrze izolowane, zawieszone dogodnie do obejrzenia, znaczone i num e­

rowane.

11. Druty (przewodniki).

7. K ażdy kom utator (zwrotnik), użyty do zmiany kierunku strum ienia, powinien tak być urządzonym, że gdy je st otw arty i pozo­

stawiony samemu sobie, nie powinien wywo­

ływać ciągle trw ającego łu k u woltaicznego

albo ogrzewania. P odstaw a zaś jego powin­

(12)

572 W SZEC H ŚW IA T. Nr. 36.

na być zrobiona z łupku, kam ienia, lub in n e­

go m ateryjału niepalnego.

8. W przewodniku, po którym przechodzi p rą d główny, powinien być wprowadzony ta k zwany wałek ochronny, t. j. d ru t zrobiony z łatwo topliwego m etalu. W razie, gdy siła prądu stanie się zbyt wielką, wałek ten topi się a tem samem przerywa ciągłość przew od­

nika i powstrzymuje dalsze krążenie prądu.

9. K a żd a część przewodnika zam kniętego powinna być w taki sposób zbudowana, aby grubość każdej z nich odpow iadała prądowi, który ma po niej przechodzić. P rzejście zaś od grubszego do cieńszego przew odnika po­

winno być dostatecznie zabezpieczone odpo­

wiednim wałkiem ochronnym w ta k i sposób aby żadna część przew odnika nie dosięgała nigdy tem peratury przewyższającej 52° R . (150« F.).

N B . W a łk i te, stanowiące isto tn ą część ochronną przewodnika, powinny być zam knię­

te w skrzynkach z m ateryjału niepalnego.

G dy wogóle druty ogrzewają się dość zna­

cznie przy przechodzeniu po nich zwykłego prądu, je st to dowód, że są zacienkie do przeprow adzania tego prąd u i powinny być zastąpione przez grubsze.

10. W ogóle cały przewodnik metalowy powinien być zbudowany specyjalnie dla p rą ­ du elektrycznego. Użycie zaś ru r przepro­

wadzających gaz lub wodociągowych za prze­

wodniki dla zam knięcia prąd u w żadnym r a ­ zie nie powinno być dozwolonem.

11. D ru ty niepokryte, przechodzące na ze­

w nątrz budynków i podtrzym ywane przez podpory odosobnione od ziemi (izolowane), powinny być przynajm niej na długości dwu stóp po każdej stronie podpory p okry te ma- teryjałem izolującym, np. taśm ą lub ru rk ą kauczukową.

12. D ru ty niepokryte przeprowadzone po­

n a d dacham i domów powinny być przynaj­

mniej na wysokości 7 stóp ponad niemi za­

wieszone, gdy zaś idą w poprzek drogi lub chodnika, powinny być umieszczone dość wy­

soko dla pozostawienia swobodnego p rze­

jazdu.

13. Nadzwyczaj w ażn em jest, aby wszelkie połączenia były pod względem przewodnictwa elektrycznego itrw ało ści jaknajdokładniejsze.

Jed n o z najlepszych połączeń otrzym ujem y,

okręcając drutem końce, m ające być połączo- nemi i wszystko pokrywając kitem.

14. Położenie drutów pod ziemią powinno być dokładnie wyznaczonem i przytem powin­

ny być ta k umieszczone, aby z łatwością mo­

gły być obejrzane i naprawiane.

15. W szystkie druty użyte wewnątrz bu­

dynków powinny być dostatecznie izolowane.

16. G dy druty takie przechodzą przez su­

fity, podłogi, ściany lub przepierzenia, lub też gdy id ą nakrzyż (spotykają się), lub n a ­ reszcie są wystawione na zetknięcie się z m a­

sami metalowemi, jak o to : żelaznemi k r a ta ­ m i, ru ram i, powinny być starann ie zabezpie­

czone, przez dodatkowe pokrycie, od obciera- n i a j e d n e o drugie lub o metalowe masy.

W tych zaś miejscach, gdzie mogą być wy­

stawione na wycieranie się z jakiej innej przyczyny lub też na uszkodzenie powłoki przez szczury i myszy, powinny być należycie pokryte jakim tw ardym m ateryjalein.

17. D ru ty umieszczone nie na widoku, ja k np. pod podłogą, powinny być dokładnie za­

bezpieczone od mechanicznych uszkodzeń i położenie ich powinno być dokładnie wyzna­

czonem.

N B . Niezbędność częstego oglądania i probow ania drutów (przewodników) nie może być dość zalecaną. J e s tto czynność, w k tó ­ rej się prędko nabyw a wprawy i zręczności.

Uchodzenie przewodów elektrycznych nie mo­

że być wykrytem zapomocą zmysłów, ja k np.

uchodzenie gazów zapomocą powonienia, wszelakoż może być wykrytem zapomocą przyrządu, który daje wypadki daleko pew­

niejsze i dokładniejsze. Uchodzenie przewo­

dów elektrycznych sprowadza nietylko s tra tę elektryczności, lecz w obecności wilgoci s p ra ­

wia zepsucie się przewodnika i jego izolują­

cego pokrycia przez działanie elektrolity­

czne.

I I I . Lampy.

18. Lam py elektryczne łukowe powinny być otoczone stosownemi latarniam i dla unik­

nięcia niebezpieczeństwa od mogących spadać kawałków rozpalonego węgla, ja k również od iskier, wznoszących się do góry. Szklane kule tych la ta rń powinny być otoczone drucianą siatką.

19. L ata rn ie i wszystkie ich części, k tó re

mogą być ręk ą dotykane, powinny być odoso­

(13)

Nr. 36. W SZECHŚW IAT. 573 bnione od prądu złemi przewodnikami (izolo­

wane).

I V . Niebezpieczeństwo dla osób.

20. Dla zabezpieczenia osób od wypadków wewnątrz budynków, należy przewodniki i wszelkie przyrządy w taki sposób urządzić, aby nikt nie mógł być wystawionym na uderzenie prądów o zmiennym kierunku, przewyższają­

cych 60 wolt. N adto różnica potencyjałów w dwu jakichkolwiek miejscach sobie przy­

ległych nie powinna nigdy być większą nad 200 wolt.

21. Jeżeli różnica potencyjałów wewnątrz jednego budynku przewyższa 200 wolt, czy to źródło elektryczności znajduje się wewnątrz czy też zewnątrz jego, budynek powinien być zaopatrzonym nazew nątrz ta k zwanym prętem (switch), urządzonym w ta k i sposób, że przy­

pływ elektyczności może być odrazu prze­

ciętym. A . T.

K A L EN D A R Z Y K ASTRONOM ICZNY

n a W r z e s ie ń 1 8 8 4 .

Słońce przechodzi z gromady L w a do gwiazd Panny; w d. 22 znajduje się w punkcie porównania jesiennego i odtąd przez trzy mie­

siące oddalać się będzie od równika na połu­

dnie; wysokość jego nad poziomem W arszaw y w południe d. 10 dosięga 42°30 m inut, w dniu porów nania 37°50', w d. 30 zaś 34°45'.

Wschód słońca w Warszawie:

D nia 10 W rześnia o godzinie 5 m inut 27

„ 20 „ „ 5 „ 43

» 30 » » 6 „

Zachód:

D nia 10 W rześnia o godzinie 6 m inut 25

„ 20 „ „ 6 „ 2

» 30 , „ „ 5 „ 37

Dłuijośó dnia:

W chwili południa na kompasie, zegary po­

winny w skazywać:

D nia 10 W rześnia godzinę 11 min. 57

„ 20 „ „ 11 „ 53

30 „ „ 11 „ 50

Odmiany księiyca:

P ełnia D. 5 o godz. 0 min. 20 z połud.

O stat. kwad. „ 12 „ 9 „ 42 rano

Nów „ 1 9 „ 11. „ 1 ,,

1-a kw adra „ 2 7 ,, 11 „ 45 „ Planety.

M erkury w gromadzie P an n y : wschodzi we dnie, dopiero pod koniec m iesiąca około godz.

4 i pół z ra n a; zachodzi zaś w d. 10 o godz.

6 min. 26, w d. 20 praw ie równocześnie ze słońcem, a w dalszym ciągu m iesiąca we dnie, z trudnością dostrzegalny.

W enus pomiędzy gwiazdami R aka; wscho­

dzi d. 10 o godz. 1 min. 30, w d. 30 o godz. 1 min. 40 po północy; zachodzi we dnie; jako świetna ju trze n k a z łatw ością widzialna.

M ars w gromadzie W ag i; wschodzi we dnie; zachodzi w d. 10 o godz. 7 min. 30, w d.

30 o godz. 6 min. 37 z wieczora; je st mały i z trudnością dostrzegalny.

Jow isz w grom adzie Lwa; wschodzi d. 10 o godz. 3 min. 6, w d. 30 o godz. 2 min. 7 po północy,- zachodzi we dnie; przededniem może być z łatw ością widziany.

S aturn pomiędzy gwiazdami B yka, blisko na dwie godziny za Plejadam i; wschodzi w d.

10 o godz. 10 min. 10, w d. 30 o godz 8 min.

50 wieczorem; zachodzi we dnie; w nocy bez trudności dostrzegalny.

Z gwiazd stałych przechodzą przez południk w d. 15 W rześnia około godziny 9 wieczorem, z północnej strony poziomu pierwsze gwiazdy wielkiego W ozu; w zenicie grom ada Łabędzia;

na południe od zenitu grom adka Delfina; nad południową stroną poziomu W odnik.

Od kilku tygodni świeci na południowej stronie nieba m ała kometa, k tó ra jed n ak z powodu bardzo niskiego stanowiska nad po­

ziomem nie może hyć u nas widziana. K.

D n ia 10 W rześnia god. 12 m inut 58 ,, 20 „ ,, 12 ,, 19

„ 30 „ „ 11 „ 37

(14)

574 W SZEC H ŚW IA T. Nr. 36.

K R O N IK A NAUKO W A.

(A stronom ija).

— D r o g a w i e l k i ś j k o m e t y w r z e ­ ś n i o w e j 1832. P am iętna kom eta b. 1882, k tó rą obserwowano od początku W rześn ia te ­ go roku do M aja 1883, b y ła obliczana przez wielu astronom ów, — wyniki jed n ak tych r a ­ chunków okazały się tak niezgodne, że czas obiegu kom ety w edług rozm aitych obliczeń przypadał między 3115 dniam i a 4070 latam i.

R óżnice te pow stały stąd, że jąd ro kom ety ulegało silnym przeobrażeniom ; z początku miało ono postać koła, którego środek łatwo było uchwycić, następnie je d n a k przechodzi­

ło w elipsę coraz bardziej wydłużoną. N ie­

dawno p. M orrison ogłosił nowe obliczenie tej drogi, które na czas obiegu komety wyda­

ło 712,10 la t i w ykazało niektóre osobliwe w jej biegu szczegóły.

O d czasu pierwszego dostrzeżenia komety aż do 26 M aja, gdy j ą zupełnie stracono z oczu, w ciągu 260 dni przebiega ona 340°22,7', ale na przebieżenie pozostałych 19°37, 3' potrze­

bować będzie z górą la t 700. Odległość przysłoneczna kom ety od środka sło ń ca wy­

nosiła 716 200 mil ang., zatem od jeg o p o - wierzchni tylko 285 500 m ang.

W punkcie przysłonecznym, kom eta bie­

gła z szybkością 295,36 mil. ang. n a sekun­

dę,— co wynosi tylko o 0,016 mil na sekundę mniej od szybkości parabolicznej px-zy tejże od słońca odległości. G dy kom eta dosięgnie swego punktu odsłonecznego, znajdować się będzie w przestrzeni światowej w odległo­

ści 160 prom ieni drogi ziemskiej, czyli b ę­

dzie 5 '/ 2 ra z a więcej, aniżeli .Neptun od sło ń­

ca oddaloną, —w znacznem tem oddaleniu po ­ suwać się będzie z szybkością zaledwie 75 stóp n a sekundę.

W początkach W rześnia pozorną średnicę ją d ra oceniano na 10" do 15," otaczającej zaś ją mgławicy 40" do 50," — jeżesli z liczb tych przyjmiemy średnią, to średnica isto tn a j ą ­ dra wynosiła wtedy 7 600 mil ang., czyli nieco mniej, aniżeli średnica ziemi; — średnica zaś mgławicy 22 500 m. ang. W pobliżu słońca j ą ­

dro ściągnęło się, a średnica jego niewiele w te­

dy przechodziła średnicę księżyca.

K .

( F izyka).

— O u d t e l e f o n i c z n y . P od tym ty ­ tułem czasopismo wiedeńskie Z eitschrift fu r E lek tro tech n ik podaje wiadomość n a stęp u ją­

cą.

J u ż w r. 1881 D unand zwrócił uwagę elek­

trotechników na to, iż zam iast zwykłego rece­

p to ra (telefonu w ścisłem znaczeniu tego wy­

raził), można się posługiwać kondensatorem , t. j. aparatem , w którym , pomiędzy dwoma listkam i cynfolii, leży blaszka miki. J e ś li ta ­ ki kondensator włączymy we wtórny obwód zwyczajnej cewki indukcyjnej, zasilonej około 12 ogniwami Lecłanche, to przy odpowiednich w arunkach kondensator zaczyna wydawać dźwięki.

Niedawno G iltay uprościł to doświadczenie przez usunięcie kondensatora. J a k we wszyst­

kich połączeniach telefonowych, w główny obwód je s t włączony mikrofon, wzbudzający obwód cewki, oraz trzy ogniwa Lecłanche.

Obwód w tórny sk ład a się z wtórnego obwodu cewki, w któ ry wstawia się 12 ogniw Leclan- che i zakończony je s t dwiema metalicznemi rękojeściam i, takiem i jakich się dla celów elektroterapeutycznych używa.

R ękojeści te są trzym ane przez dwie osoby A i B, z których A podaje wolną rękę trzeciej osobie C, a d ru ga przykłada jej (O) ręk ę ub ra n ą w rękawiczkę do ucha. W ted y osoba C słyszy dźwięki mikrofonu zupełnie wyraźnie i z właściwą barw ą, płynące niejako z ręki.

G iltay objaśnia ten fakt ciekawy na zasa­

dzie doświadczeń D unanda. Uważa on, iż dłoń i ucho m a znaczenie dwu listków cyn­

folii kondensatora, skórka zaś rękawiczki ma tu działać analogicznie z izolującą m iką.

H o spitalier powtórzył te doświadczenia w sposób cokolwiek zmieniony. Z a s tą p ił on rękawiczkę kawałkiem zwyczajnego papieru.

Jeżeli je d n a z osób trzym ających owe ręko je­

ści m etaliczne, przyłoży swe prawe ucho do lewego ucha osoby drugiej, a pomiędzy usza­

mi znajduje się kaw ałek papieru, to obiedwie te osoby słyszą ja k n a j doskonalej wyrazy mó­

wione do mikrofonu.

(15)

Nr. 36. W SZECH ŚW IA T. 575 Najw ięcej jed n ak zdziwiły akademików

francuskich rezu ltaty doświadczeń H ospitalie- ra w następujący sposób zmodyfikowanych.

Dwie osoby ujm ują rękojeści w sposób wy­

żej opisany, a wolne ręce k ła d ą na uszy trze­

ciej osoby. W ted y osoba ta słyszy wyrazy płynące z obu rąk, ta k ja k gdyby trzym ała przy uszach zwykłe receptory.

Obecny stan nauki nie pozwala nam jeszcze dokładnie wytłum aczyć tego szczególnego spo­

sobu przenoszenia dźwięku. H ospitalier są­

dzi, że teraz to tylko da się wywnioskować napewno, iż a p a ra t słuchowy je s t narzędziem niesłychanie delikatnem i nadzwyczaj czu­

łem, albowiem może rozróżniać niezm iernie słabe objawy energii.

(Zeit. f. E le k tr., I I , 11). B . R.

(Botanika).

— P a r o w a n i e w o d y u r o ś l i n . P. V. M arcano podaje rezultaty swoich do­

świadczeń, prowadzonych w C aracas (Yene- zuela), nad parow aniem wody u roślin pod­

zwrotnikowych (Com ptes R endus, N r. I, tom X C IX , 1884). Dwie doniczki nieprzepusz­

czalne, równej objętości i wagi, n a p e łn ia ł p.

M. ziemią jednakowej wagi, w jednej z doni­

czek zasadzał roślinę potrzebną do obserwa- cyi i staw iał doniczki na talerzykach ważek, doprowadzał do równowagi, podlewał donicz­

ki jednakow ą zawsze (na wagę) ilością w od­

stępach czasu oznaczonych i s ta ra ł się o za­

chowanie warunków o ile można naturalnych.

Doświadczenia przeprow adzał n a kapuście, kukurydzy, L aurus P ersea, Coloćasia escu- lenta i A gave, w ciągu 6 miesięcy. N otował starannie wilgotność powietrza, tem peraturę i ciśnienie. R ezultaty doświadczeń p. M a r­

cano dadzą się przedstaw ić w streszczeniu, w sposób n a stę p u ją c y :

1) Rośliny podzwrotnikowe wyparowują w ciągu nocy, czyli od 6 wieczór do 6 rano, ilość wody równą ilości wyparowanej w ciągu dnia.

2) Parow anie w ciągu dnia odbywa się głó­

wnie rano, czyli pomiędzy godziną 6 i 12.

W tym czasie przypada maximum parow ania j które je st stałe i bardzo znaczne, ta k że wy­

równywa połowie a naw et często trzem czwar­

tym ilości wody wyparowanej w ciągu 12 godz.

dnia.

M aximum to przypada wogóle po 10 godz.

15 m inutach i prawie zawsze przed połu­

dniem. Od południa a ż do 6 godziny wieczór, parowanie je st bardzo słabe i trudno,się prze­

konać, czy je s t także maximum w tym o sta t­

nim okresie.

3) S tan wilgotności powietrza, zdaje się nie mieć wpływu wyraźnego n a parowanie. N a j­

większe parowanie ranne (maximum parow a­

nia) godne zaznaczenia, ponieważ odpowiada ściśle minimum krzywej, oznaczającej ciśnie­

nie soków.

P. M arcano urządził doświadczenie k o n tro ­ lujące, które pozwala obserwować jednocze­

śnie, podnoszenie się lub opadanie m anom e­

tru osadzonego n a drzewie, jak oteż parow a­

nie tegoż drzewa. Jednocześnie zostają wy­

kreślone dwie krzywe przeciwne, albowiem opadaniu nagłem u rtęci aż do zera, odpowia­

da ściśle, powiększanie się parow ania wody przez liście.

Parow anie nocne liści je s t faktem , który zdaje się być w sprzeczności z wynikami prac innych obserwatorów (M iller, G uettard, D au- beng, Lawes, Sachs, D eherain), którzy przy­

pisują stanowczy wpływ św iatła samego lub razem z ciepłem na parowanie u roślin. P a ­ rowanie nocne, wykazane ta k jasno przez do­

świadczenia p. M arcano, je st powszechnem dla roślin międzyzwrotnikowych i tłum aczy zjawisko częste i godne uwagi, o którem pisał p. B oussingault (Economie rurale, vol. I I , p.

718), to je s t o szczególnym deszczu nocnym, który spada podczas pogodnej nocy, z drzew otaczających polanki w lasach najgorętszych

krajów Am eryki. A . S.

{Fizyjologija).

— U ż y c i e ś r o d k ó w z n i e c z u l a - I j ą c y c h, przy wykonywaniu operacyi nie je s t ta k niebezpiecznem, ja k to dziś jeszcze ogólnie bywa uważanem. Niemiecka gazeta ap tek a rsk a wychodząca w A m eryce przytacza statystyczne dane, według których przez uży­

cie środków znieczulających zdarza się jed en wypadek śmierci na 2800 pacjentów.

St. R .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wydaje się, że to jest właśnie granica, wzdłuż której przede wszystkim tworzyła się Europa Wschodnia, lub raczej wschodnia wersja „europejskości”: jest to

ilość bowiem pary, która może się w powietrzu zawierać, wzrasta znacznie prędzej, aniżeli jego temperatura; dlatego przecięciowa ilość pary dwu mas powietrza

ten, nazwany J a rd in du Roi, założono w tem samem miejscu, w którem teraz Muzeum się znajduje; wszelako zajmował on znacznie mniej przestrzeni niż obecnie. Co

Obecnie znajduje się ona w gwiazdozbiorze Smoka i przedstaw ia się jako delikatna, słaba gwiazdka, otoczona równie słabo świecącą, m glistą atmosferą; warkocz

stało tylko, po ukończeniu obszaru krakow ­ skiego, przenieść działalność w okolice inne, najlepiej celowi odpowiadające. Ze względu, że ta ostatnia

Dodajmy do tego działanie rozszerzania się wody przy jej zamarzaniu, rozszczepiające skały, w szpary których się ona dostała, działanie, które w regijonach

Jeszcze bardziej pouczające są obser- wacyje nad ślepymi od urodzenia, którzy wskutek operacyi wzrok odzyskali; czują oni tylko jakieś błyski, jakieś migotanie

 Utylizacja, recykling – wykorzystanie odpadów i śmieci jako surowców wtórnych do przetworzenia na odpady.. Pod wpływem mikroorganizmów rozkład substancji (np. ścieków )